• Nie Znaleziono Wyników

View of The Benefits of Reading Norwid

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of The Benefits of Reading Norwid"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

R E C E N Z JE I P R Z E G L Ą D Y

S T U D I A N O R W I D I A N A

2 , 19 8 4

M arek B u ś - P O Ż Y T K I Z C Z Y T A N IA N O R W ID A

Jacek Tr z n a d e l . Czytanie Norwida. Próby. Warszawa 1978 ss. 371.

P asjonująca i trudna rów n ocześn ie książka Jacka T rznadla uk azała się przed kilku laty i w łączyła się już w k ontekst norw idologii w yw ołu jąc szereg o d d źw ięk ó w 1. W p o d ję ­ tej tu próbie czytania eseju m ożn a w ięc zrezygnow ać z zadań prezentacji i sk o n cen ­ trow ać się na p odjęciu pew nych tylko inspirujących dyskusję w ątk ów , p ozostaw iając na boku w iele oczyw istych zalet i w artościow ych o w o có w rzeteln eg o w ysiłku autora. K siążka w w ielości sw oich zagadnień i różnorodności kierunków badaw czych jest p ew n ą próbą całościow ego „w idzenia” N orw ida, n ie tylko „czytania” je g o tek stów . Spojrzeć p o ecie prosto w oczy, zobaczyć za oparam i historycznych m gieł i kadzidlanych dym ów jeg o twarz - tak kilkadziesiąt lat tem u form u łow ał c e le sw ego N o rw id a Z ygm unt W a­ silew ski i nie przypadkiem esej Trznadla zaznacza się (m im o całej sytuacyjnej o d m ien ­ ności) jako zjaw isko analogiczne. N ie tylko ze w zględ u n a literackie w alory obu tek stó w , na p od ob n e rozwiązania (dystans w o b ec p o ety i „oficja ln ej” n orw id ologii, koncentracja na filozoficznym i psychologicznym g łó w n ie w izerunku, w yolb rzym ien ie roli salon u ). P odobieństw o bardziej istotn e tkw i, jak się zd a je, w dram acie zam ierzon ego „ama- torstw a” przeciw staw ionego fachow ej skrupulatności, w za ło że n iu , ż e u w oln ion a od porażającego w o lę balastu „stanu badań” św ieżość spojrzenia jed n ostk i w rażliw ej, sprawnej intelektualnie i dysponującej b ogatą erudycją da w reszcie w ierny portret czło - w ieka-poety, a w k onsekw encji i w łaściw e w id zen ie jeg o tw órczości.

W yłaniająca się z C zytan ia „tw arz” N orw ida jest propozycją atrakcyjną i p ob u ­ dzającą do dyskusji, dlatego też bliższe przyjrzenie się tej spraw ie w yd aje się i w a żn e, i uzasadnione.

Z agadnienie w idzenia oso b o w o ści tw órcy, sto ją ceg o za ca ło k szta łtem p oczynań literackich i osob istych , jest u Trznadla sprawą zasadniczą. P od k reśla autor, że chodzi m u o „ogólną p ostaw ę N orw ida w ob ec św iata” (s. 7 ), że aprobuje nie tak oczyw istą przecież m etod ę zestaw iania „różnych gatunków pisarstw a - [...] - za którym i stoi ten sam człow iek i je g o m yśli” w p rocesie szukania „całościow ych p ow iązań i ten d en cji” (s. 131). O sob ie N orw ida p ośw ięcon y jest obszerny rozdział „C złow iek i p erson a” oraz szereg stwierdzeń rozrzuconych w książce. S zczeg ó ło w y m d ociek an iom i „śled ztw om ” tow arzyszą próby określenia N orw ida jakby in tu icyjn e, w nich też stosu n ek krytyka do p o ety rysuje się wyraźniej.

A w ięc jaki portret N orw ida w yziera z książki? T o portret c o najm niej dw oisty, p oniew aż warstwie w ynikłych z d ociek ań i m ających aprobatę krytyka w n iosk ów

to-1 Zob. recenzje książki autorstwa: J. Zielińskiego („Nowe Książki” to-1979 nr to-16); J. Gondowicza („Tygodnik Kulturalny” 23:1979 nr 16); M. Płacheckiego (Norwid - Europejczyk. „Twórczość” 35:1980 nr 3); M. Adamca (O czytaniu poety. „Teksty” 1980 nr 5); A. Mierzejewskiego (Norwid osobny. „Prze­ gląd Humanistyczny” 24:1980 nr 4); G. Halkiewicz-Sojak („Pamiętnik Literacki” 71:1980 z. 2).

(2)

w arzyszy rów n o leg ły szereg stw ierdzeń bądź to zabezpieczających rów now agę sądu, podkreślających w ielostron n ość i-faktyczny obiektyw izm krytyka, bądź też czynionych przy innych ok azjach , ale m ających w alor rów now ażenia całości obrazu. Trznadel broni N orw id a przed u jęciam i ten d en cyjn ym i i troszczy się o w yw ażenie także sw oich o nim sądów : „n iech ęć d o k otu rn ow ego w ielb ien ia N orw ida [...], którą i ob ecn a książka p o ­ d ziela, nie m o że jed n ak realizow ać się tak , aby w ady przesłaniały zalety” (s. 140). Ten obraz N orw ida jed n a k , który zaznacza się jak o pozytyw na konstrukcja i rew elatorski cel e se ju , n ie w ypada dla p o ety korzystn ie, choć określenia krytyka rzadko mają jawną in ten cję przyganiającą.

N orw id T rznadla to czło w ie k , który jest „rolą” , literacko ukonstruow anym przez sieb ie m item , realizow anym z bezw zględ n ą i „paranoidalną” konsekw encją. „U Norwida pisarstw o, czy szerzej - sztuka, w ch od zi w szęd zie, w zakam arki pryw atnego życia, w y­ piera tę «pryw atność», ale i tę n ieu p ozow an ą w oln ość ruchów , kontroluje każdy gest, m yśl i odruch” (s. 231). O w a poza to poza „ n iesk aziteln ego” , „chodzącego w zoru o so ­ b o w o ścio w eg o , w y zw o lo n eg o z «n am iętności czasow ych »” (s. 276), który „nie udziela jak b y naturze ludzkiej prawa d o d w udzielności w ew n ętrzn ej” (s. 285), nie stać go z p o ­ w od u „pasji kaznodziejskiej i m oralizatorskiej” na przejaw y „w ielkiej, płynącej z ro­ zu m iejącej pokory - w yrozu m iałości i ukochania czło w iek a w jeg o sprzecznościach czy p o m im o nich ” (s. 2 8 0 ), nie m a on ew angelicznej zd oln ości przebaczania (s. 243).

N ie jest to o so b o w o ść otw arta, lecz otam ow ana „doktrynersko zakreślonym k o ­ łe m ” (s. 243): w zakresie „bezw zględnej cenzury w ew n ętrzn ej” , także „nieśw iadom ej” (s. 3 3 2 -3 3 3 , 2 4 1 ), w zakresie teren ó w eksploracji duchow ej („panicznie b oi się z ła ” s. 193; „Jakiem u zw ężen iu u leg ł na przykład m o d el sen su aln o-zm ysłow y” s. 242). Także w zak resie skali tem atów : „jest jed n ym z najsurow szych cenzorów treści w poezji p ol­ sk iej” (s. 33 3 ), k tórem u ob ca w szelk a frenezja, który w ygasił, w ytłum ił em ocje tak d a lece, że naw et rozpacz, w yzierająca o b o k „pow ściąganego gniew u, oburzenia i m o­ ralnej pogardy” z ironii N orw id a jest „zam ierzona św iadom ie w stoickiej koncepcji o so b o w o śc i” (s. 267, 268).

B o h a ter książki Trznadla żyje m odelam i: misji dobrej w oli („nie m oże zapropo­ n ow ać w alki «n am iętn ości»” s. 2 66), ja k ieg o ś X IX -w ieczn eg o Skargi, niespraw iedliw ego często „inkw izytora” . Sam otny, m iłośn ie-n ien aw istn ie zw iązany z salonem , skrajnie za jęty je s t sobą; S ob ą - m ającym „ciągoty arystokratyzm u d u ch ow ego” (s. 255), prze­ nik n iętym „potężnym oso b o w o ścio w y m pragnieniem dom inacyjnym ” i tonem „uparte­ g o pragnienia racji o sta teczn ej” (s. 275, 333) a jed n o cześn ie sobą neurotycznym i his­ terycznym , p o d leg ły m n ie d o k oń ca uśw iad om ion em u „kom pleksow i m n iejszości” (s. 2 75), „m oralistą często jed n ostron n ej id ée fix e ” (s. 193), pretensjonalnym i m ino- deryjnym dandysem , n iem ożliw ie zaściankow ym i prow incjonalnym (s. 243).

T ak iego N orw ida w idać - zdaniem Trznadla - także w tw órczości, która jest auto- k reacją w ytłum iającą skom p lik ow an ie w ew n ętrzn e, drażniącą w rażeniem „osob istości” : „N orw id jest przede w szystkim sob ą, N orw id to N orw id , a za nim idzie jeg o p oezja, jego p o ezja to o n , o n jest p o ezją , ta p o ezja m ów i o nim , stwarza go [ . . . ]” (s. 231). Obraz o so b o w o ści ludzkiej u lega m ityzacji (w kierunku szczególn ego heroizm u, stoickiego a scetyzm u , „zaw styd zającego” o b n oszen ia w łasnej nieskazitelności i szlachetności - s. 2 8 2 ), stroni o d elem en tó w rozdarcia, zachodzi tu , jak w listach, ukryw anie „rachun­ ku niższości m oralnych, które każdy uczciw y czło w iek odkryw a [...] w so b ie ” (s. 280).

(3)

T o tw órczość, w której „m ęskość N orw id a” , dojrzałość „ciągnie za sob ą tajem ny c ie ń ” (s. 282), „naginająca się do salon u ” (s. 28 7 ), pozostająca „daleko p oniżej odw agi du­ chow ej p olsk iego rom antyzm u” (s. 2 4 3 ), b ez „okrutnej p a lety ” D a n te g o , b e z śm iałości specjalistów od obnażania duszy ludzkiej. D z ie ło N orw ida to m ien iące się arystokra­ tyczną i w irtuozow ską form ą, p rzeczyste, kruche, m on u m en taln e w sw ej kryształow ości i nie obrażające uszu dam , stroniące od zła duszy i brudu św iata - m isterne „cack o” . A na dodatek ów „pisarz, artysta, «ja»” , w p rób ie „ratow ania, w zm ien ion ej sytuacji, prestiżu p o ety - w braku innych m ożliw ości przez w yn iesien ie go na p ied esta ł, w yżynę - krzyża” (s. 32), w yobraził so b ie ... że jest jak Chrystus.

T o przerysow ana oczyw iście rekonstrukcja, w książce w ykorzystane tu stw ierdzenia m otyw ow ane i m odyfikow ane są subtelnym i w yw od am i oraz szeregiem sądów innych, niem niej taki obraz N orw ida w niej jest, nie p ozostając b ez w pływ u na c a ło ścio w e i p o ­ szczególne rozw iązania interpretacyjne.

„Czyżbym źle w idział tw órczość N orw id a?” - pyta T rznadel. P ytanie - p ostaw ion e po trzystu prawie stronach błyskotliw ych i przenikliw ych analiz, zesta w ień , w yw od ów , syntez - jest p roblem em , także dla czytelnika tw órczości N orw ida i książki krytyka. Są u Trznadla uderzające w nikliw ością oraz dyscypliną m yśli interpretacje tek stów i za­ gadnień, są u ogóln ien ia, w ob ec których bez w ahania chce się p o w ied zieć „a. . . praw da!” , które przem aw iają i m ogą tw orzyć w zory czyteln iczego ob cow an ia z tek stem . Jednak z całościow ym i konstrukcjam i interpretacyjnym i trudno się w p e łn i zgodzić. M o że d zieje się tak w brew intencjom autora i z w iny czytelnika (e se ista n ie u łatw ia tu zad an ia, w y­ w ó d rozw ija się m eandryeznie i labiryntow o, z licznym i naw rotam i i p rzesk ok am i, b a­ lansując czasem na pograniczu asertoryczności i literack iego w d zięk u , języ k byw a m e ­ taforyczny i aluzyjny, składnia z a w iła , aparat erudycyjny - czasem aż p rzytłaczający), ale przy pew nośei w yw odu czyniącej w rażenie nieom ylnej p ojaw iają się w lekturze p ew n e sygnały ostrzegaw cze, p ew n e o d czu cie jak iejś dw uznaczności relacji krytyk - p o eta oraz doznanie jak iejś zasadniczej nieprzystaw alności konstrukcji krytycznej do tych w yobrażeń, które czytelnik chciałby u w ażać za w ła sn e i zb liżo n e d o praw dy.

T rznadel chce oczyścić obraz N orw ida z d eform acji, k otu rn ów , kad zid eł i u w ielb ień , chce zobaczyć N orw ida ży w eg o , „w praw dzie n a g iej” - ale ten czło w ie k ok azu je się w m ozaice krytyka m arionetką w ykreow aną przez sieb ie, w tło czo n ą w gorset „św ię­ tości” . Krytyk starannie od ejm u je p o e c ie koturny i hagiograficzne d ew o cjo n a lia , ale rekonstruuje, p od ob n o istniejący, - koturn a u tolegen d y, autom istyfikacji, p ied estał „pysznej” w swej istocie p ozy C hrystusow ości. W alcząc z „n aw ied zon ym i” hagiografam i Trznadel zbliża się d o postaw y rew elatora prawdy i w p osłan n ictw ie zw alczania m itów w pada, w rozw iązaniach pozytyw nych, też w sw oiste m itotw órstw o, tu zyskujące w ym iar nie aktu adoracji, a raczej efek tu sum iennych i „trzeźw ych” d o ciek a ń , obiektyw nych ustaleń.

O tóż takiego N orw ida trudno aprobow ać. N ie gw oli za ślep io n eg o trw ania przy w łasnej (choćby fałszyw ej) w izji o b iek tu u k och ań , ale p on iew aż obraz taki w yd aje się radykalnie obcy tem u , co potrafim y w yczytać z życia N orw id a, i tem u , co jest w jeg o tekstach.

Przyjrzyjm y się argum entacji badacza. P o ło ż e n ie nacisku także na ciem n e, dw u­ znaczne, ograniczające uw arunkow ania o so b o w o ścio w e N orw id a tłu m aczy T rznadel koniecznością obrony p oety przed m item p o są g o w o ści, ukrytym i pragnieniam i krytyki,

(4)

w indującej N orw id a k o sztem na przykład rom antyków czy B au d elaire’a. C zy krytyk n ie je s t tu zbytnio przew rażliw iony? Istn ieje - w od p ow ied zi na „norw idom anię” śro­ d ow isk in teligenckich - pow tarzający się o d lat trzydziestych gest jakby uprzedzania p od ejrzeń o „w yznaw stw o” N orw id a, jakiś antysnobizm , stąd rytualne praw ie w każdej am bitniejszej pracy o p o e c ie p od k reślan ie autorskiego dystansu w o b ec kultu, pozor­ na nieraz srogość, w stydliw ie ukryw ająca jako p od ejrzan e, rzeczyw iste naw et i gorące sym patie d o p o ety .

P olem iczn y zapał (w którym naw et G łow iń sk i w idziany jest jako pragnący u d ek o­ row ać N orw id a, zaś Ł apiński jak o - ostrożny co prawda - hagiograf) czyni z eseju pa­ sjonującą i żyw ą lek tu rę, jed n ak w sferze w n iosk ów zaw ażył chyba niekorzystnie; stałej tro sce, aby sam em u n ie w paść w utarte k olein y zachw ytu, tow arzyszy w ięc w idoczna w narracji krytycznej p od ejrzliw ość, n ieu fn ość w o b ec terenu badań i w ob ec w łasnego ton u , p ostaw y2.

R ozb u d ow an a w k oń cow ych partiach książki argum entacja funkcjonow ania figu­ ry „p oety-C hrystusa” u N orw ida z o sta ła w cześn iej starannie przygotow ana. A nalizą w iersza otw ierającego V ade-m ecu m (s. 1 2 -5 8 ), interpretacją N orw idow skiego określenia czyn u , sztuki - „teatru życiem p ła c o n e g o ” jak o sprawy „trudu trw ającego, w łaściw ie Syzyfow ego” (s. 5 8 ). D a lej interpretacją „czasu ku śm ierci” , dostrzeżeniem u N orw ida św iad om ości tragizm u n iepow tarzalności egzysten cji czło w ie k a , w iecznej (i dojm ującej) ob ecn o ści p rzeszłości w teraźn iejszości. D a lej sugestionującym i w szechstronnością interpretacjam i F ortepianu S zo p e n a i , A d leones!” w części sw ych w niosków w spie­ rającym i zasad n ość w id zen ia N o rw id o w eg o b ohatera jak o „n iesk aziteln ego” i „ukrzy­ ż o w a n e g o ” .

P o św ięco n y spraw ie podrozdział „P oeta-C hrystus” przynosi k olejn e dow ody lite­ rackie i dyskursyw ne, m ające p ok azać n iezb ęd n ość w prow adzenia tytułow ej figury jako „kluczow ej dla tw órczości N orw ida m etafory” (s. 294). Poruszam y się w kręgu spraw, gdzie trudno m ów ić o m ożliw ości rozstrzygnięć jed noznacznych, stąd łatw iej w skazać na ograniczenia jak iejś p rop ozycji, niż sform ułow ać w ykładnię pozytyw ną. Tym w iększa zasłu ga tej książk i, że trud tw orzenia k on cep cji p o d jęła . Jakież to sprawy pobudzają d o dyskusji?

P o w ied zia łem już o pew nym od czuciu sztuczności autorskiej koncepcji N orwida. N ib y na planie argum entów w szystko się zgadza, a jednak gdyby dane b yło tej o so ­ b ie przem ów ić zdaniam i N orw id a - zabrzm iałyby chyba fałszyw ie. Sprawa dotyczy w ię c , jak się zd a je, n a jg łęb szeg o p o d ło ż a psychiki oraz problem u czytania intencji myśli i d ziałań p o e ty , tek stó w i p om yśleń naw et tak m a ło u N orw ida praw dopodobnych, jak w yob rażen ie się w roli C hrystusa. Przy tekstach w ielozn aczen iow ych , łączących m yśle­ n ie realistyczne z figuratyw nym , sym bolicznym - jest to sprawa zasadnicza. W optyce

2 Nie wszystkie polemiczne „wycieczki” Trznadla należą do udanych. Zbyt surowo „dokucza” chyba Gomulickiemu, wcale nie jest pewne, czy ma rację w sporze z Piechalem na temat wypowiedzi Micińskiego o poezji Norwida. Kontekst eseju Micińskiego zdaje się wskazywać, że to, co Trznadel nazywa „jakby zarzutem” a w istocie hołdem, zarzutem jednak było. W polemikach z M. Janion i z Ko­ łaczkowskim krytyk polemizuje raczej z własnym (niezbyt trafnym) odczytaniem ich tekstów (s. 98, 276). Osobnego i ostrożnego rozważenia wymagałaby kwestia stosunku Norwida do romantyzmu, przez autora rozwiązywana polemicznie wobec znanych koncepcji Z. Stefanowskiej.

(5)

Trznadla intencje p o ety są raczej n iep ięk n e. P osłuchajm y: eg o isty czn e w k ońcu pragnie­ nie zasp ok ojen ia potrzeb dom inacyjnych. Już n ie o zw y k łe ludzkie p o cieszen ie ch o d zi, ale o p ociech ę w sytuacji w ybujałych w ym agań. N ie o p ok orn e (ch oćb y i trochę n ieorto- doksyjne) ujrzenie się zrów nanym z P anem w cierpien iu , ale w isto cie o p e łn e pychy w yniesienie:

[...] jako wyraz osobistej autokreacji artysty figura ta jest konsekwencją widzenia siebie jako „wiecznego człowieka”, przyjętego rygoryzmu moralnego i silnego pragnienia dominacyjnego. [...] Jeślim jako Chrystus, jak śmiecie formułować zarzuty?... Tego pragnienia dominacyjnego nie mogłaby zaspokoić na przykład pokorna kreacja grzesznika kajającego się w prochu (s. 299-300)3.

Jest to , zdaniem T rznadla, „autokreacja m ityzująca” (s. 2 99), która w ychodzi poza pryw atność „w idzenia sieb ie” , wkracza w tw órczość i w interpretację d ziejów . Pisze Trznadel: „m ityzacja bohatera poprzez p ostać C hrystusa o d n o si się n ie tylko do «ja» lirycznego, ale w o g ó le do postaci p o ety , a p raw d op od obn ie d o w szelkiej jed n ostk i w y­ bitn ej” (s. 295), „postaci artysty, m yśliciela, filo zo fa , tw órcy i odkryw cy” (s. 309).

N ie jest jasn e, na czym ta m ityzacja p o leg a . C zy jest on a zb liżon a do stylizacji, czy chodzi o bohatera w kręgu w artości, których sym b olem jest C hrystus4. C zy m otyw u je ją pragnienie realizow ania w zoru, „m itycznego prototyp u ” (s. 293) ze w zględ u na jeg o sam oistną w artość, czy też chęć p osłu żen ia się n ośnym religijnie i m oralnie w zorem w celu opartego na słow nej oraz artystycznej m istyfikacji w m ów ien ia sob ie a także innym w yjątkow ości w łasnej roli. C zy ta m ityzacja to św iad om a taktyka „k on sek w en tn e­ go uśw ięcania sieb ie” , realizow ania m itu jak o „k om p en sacji” , reakcji obronnej w o b ec poczucia odepchnięcia przez sp o łeczeń stw o (s. 3 0 1 ), czy też jak b y p od św iad om y p roces, w którym „jednostka odkryw a isto tn e, strukturalne p od o b ień stw a łą czą c e ją z postacią m ityczną” i „Sam a w reszcie staje się w cielen iem pow tarzalnego rytuału m itu, żyw ej C hrystusow ości” (s. 312).

R ozum ienia n ie ułatw ia fakt, że T rznadel używ a p o jęcia „m it” w różnych zn a cze­ niach: jak o uśw ięcon ego przekazu („w zór ew an geliczny, C hrystusow y” s. 29 4 ), jak o efektu N orw ida poczynań m ityzacyjnych, konstrukcji, w której „T o, c o legen d arn e, jest zestaw ion e z tym , co o b e c n e ” (s. 106), ale tak że jak o form y „fałszyw ej św ia d o ­ m ości” , utop ijn ego łudzenia się (zo b . d ość lek k ie rozw ażania krytyka o m icie ja w n o ści, m icie parlam entaryzm u u N orw ida - s. 259). P o d o b n ą w ielozn acznością charakteryzuje się stosow an e w ym iennie z „m item p oety-C hrystusa” p o jęcie „figury poety-C h rystu sa” .

O b ecność figury poety-C hrystusa w utw orach N orw ida uw aża badacz za niew ątpliw ą, co jednak w ażn iejsze, istnieje on a - je g o zd an iem - w d ziele p o ety n ie tylk o jako an alo­ gia, nie tylko jak o potencjalny k on tek st interpretacyjny, a le jak o realizacja idei u tożsa­

3 Pojawia się tu zaraz Ksiądz Piotr. Czy opozycja pycha - pokora tędy właśnie przebiega? Norwid, pisząc o zwichnięciu się najwyższych uniesień Dziadów w bluźnierstwo, i kreację Księdza Piotra miał chyba na myśli. Obrazowo ujął to Miłosz, pisząc w kontekście dialektyki pychy i pokory u Mickiewicza, że Szatan wyszedł z Konrada i wlazł w egzorcystę, czego niestety poeta nie był świadom. Może więc jednak „proste” listy Mickiewicza i „neurotyczne” Norwida (s. 230-231) nie muszą symbolizować opo­ zycji ustalonej, jednoznacznej (normalność - psychoza, szczerość - zawikłanie)?

4 Na tę niejasność w książce Trznadla zwraca uwagę S. Sawicki w pracy: Dwie książki o Norwidzie. W: Prace ofiarowane profesorowi Henrykowi Markiewiczowi. Pod redakcją T. Weissa. Kraków 1984.

(6)

m ień bohatera lirycznego z C hrystusem .

Zastrzega się

w praw dzie, że

„idee utożsamień

[...] n ie pow inny być traktow ane w sen sie w ciele ń ” czy „utożsam ienia substancjalnego” (s. 2 9 9 ), że ch od zi tu o „C hrystusa m eta fo ry czn eg o ” (s. 3 1). N iem niej jed n ak , w różnych konstrukcjach p orów naw czych, przenośnych utożsam ia on ew angeliczne czy Chrystu­ so w e com parandum z com paratum . A n a lo g ię zam ienia na tożsam ość.

Praktyka ta zyskuje sw oiste uzasadnienia: „W łaśnie jednak d latego, że m am y do czynienia z d ziełem literackim oddziałującym w ielofu n k cyjn ie, porów nanie jed n ost­ ki i p o e ty z C hrystusem intensyfikuje się i przechodzi w w yakcentow aną m ityzację” (s. 299).

C zy to „p rzech od zen ie” n ie jest ju ż jednak g łó w n ie efek tem zab iegów krytycznych, prod u k tem interpretacji badacza? W w ięk szości interpretow anych przykładów - utw o­ rów lirycznych plan przejm ującej d o szpiku k ości realności łączy się z elem entam i figu­ ratyw nego w id zen ia sw ej roli przez p od m iot m ów iący. Trznadel w ybiera raczej jako prym arne zn aczenia sym b oliczn e, p araboliczne, a tak w cale być nie m usi. U jrzenie doraźnej sytuacji w religijn ej, kulturow ej p ersp ek tyw ie m o że zwracać uw agę na zna- m ien n o ść, pow tarzalność d an ego zjaw iska czy postaw y, na głęb szy wymiar błahych p o ­ zorn ie zdarzeń, m oże być sp osob em przybliżenia te g o , co jed n ostk ow e i niepow tarzalne, p rzez to , co w sp ó ln e i bliskie w dośw iadczeniu ludzkości.

Z a p ew n e figura poety-C hrystusa, zastosow an a jak o pew na m etafora interpretacyjna, m o że p o g łęb ić sen s niektórych u tw orów p o ety - nie w ydaje się jed n ak , żeby takie p o ­ g łę b io n e rozum ienie b y ło w yk lu czon e b ez jej zastosow ania. Czy np. istotnie rozstrzyga on a o tym , że k ontrow ersyjne W czora-i-ja jest w ierszem „przede w szystkim o słuchu m oralnym ” (s. 298)? W n iosek taki m ożna by już chyba w yprow adzić z interpretacji B o r o w e g o 5.

Przejdźm y do in n eg o rodzaju św iadectw przejaw iania się u N orw ida koncepcji p oety-C hrystusa. N ajw yraźniej m o że m a to m iejsce - zdaniem autora w yw odu - w liście do K uczyńskiej z 1862 r ., gd zie „idea jed n ostk i poddanej «G o lg o cie» , kształtująca się u N orw id a na p rzeło m ie lat czterdziestych i pięćdziesiątych - jest już zu p ełn ie uśw ia­ d om ion a i uform ow an a [. . . ]” (s. 311). P rzytoczon e przez Trznadla ob szerne wyimki z listu od d ają w zasadzie sen s m yśli N orw id a, cały tek st listu w zm acnia jednak nasu­ w ające się p ytan ie, o ile pojaw iająca się tu id ea „M szy w ieczn ej” m oże być rozum ia­ na ja k o szereg „ukrzyżow ań” jed n o stek przez św iat, analogicznych d o C hrystusow ego („M sza odbyw ająca się w żyw ym c ie le lu d zk ości, w wybranych jednostkach-C hrystu- sach ” - s. 312). A tm o sfera listu jest n ajgłęb iej ludzka, to rzecz o sytuacji, „ k i e d y j e ­ d e n c z ł o w i e k w y z y w a c a ł y c h o ć b y ś w i a t d o w a l k i ” . P odane są rów nież warunki zw ycięstw a - m usi to być c a ł y - c z ł o w i e k , angażujący w w alkę i od słan ia­ ją cy ca ło ść sw eg o czło w ieczeń stw a , n ie jed n ą w ła d zę, u czu cie, m anię, b o w tedy będzie to tylko „m ęczeństw o b ez w yznaw stw a” , m ęczeń stw o niepotrzebne, nieżyw otne6. U ż y ­

5 W. B o r o w y . O Norwidzie. Rozprawy i notatki. Warszawa 1960 s. 61-74. Twierdzi też Borowy, że posiadał Norwid trudną umiejętność unikania „pozy Chrystusowości” (co Trznadel lojalnie odno­ towuje).

6 Opierając się na tłumaczeniu Gomulickiego francuskiej części listu poety można z kontekstu wywnioskować, że Norwid użył formuły o „parweniuszu-męczenniku” w znaczeniu odmiennym od lekcji krytyka, przedstawionej na s. 311. Zob. C. N o r w i d . Pisma wybrane. Wybrał i opracował J. W. Gotnulicki. T. 5: Listy. Warszawa 1968 s. 436.

(7)

w a N orw id od n iesień ew angelicznych w idząc w kon flik cie jed n ostk a - św iat „tajem nicę G o lg o ty ” .

Jednak „ G olgota” K olum ba, S okratesa, S o b iesk ieg o w ja k że innym zachodzi w y­ miarze: „I nie b ęd zie przy takow ej G o lg o ty stopach zapłakanej m atki jed n ej ani sz lo ­ chającej M agdaleny, ani za szłeg o krwią k siężyca, ani ciem n ości otch łan n ej firm am en­ tu - [ . . . ]” (s. 311). S ło w o „ tak ow ej” odróżnia chyba n ieco t ę G o lg o tę od t a m t e j , C hrystusow ej, ta zachodzi w „czczości w ielkiej pustki d o c z e sn e j” , bez nadzw yczaj­ nych zjaw isk i z m ożliw ością zw ycięstw a nieraz p o w iek ach d o p iero , zachodzi w św iecie ludzkim i nabiera sen sów w ludzkim przed e w szystkim w ym iarze („ to tak zaw sze lu d z­ kość i O jczyzny, i sp ołeczeń stw a p ła cą ”). Stąd w yrażenia: „wygra jak B ó g ” czy w cześ­ niej przytaczane „dość jest słu d ze, aby b ył jak o P an, a u czn iow i, żeb y jak o m istrz b y ł” (s. 29 8 ), m ożna chyba czytać jak o d otyczące w zorów p ostęp ow an ia g łó w n ie , sp ełn ian ia Pańskiego żołnierstw a.

Jak w idzim y, w iele tu znaków zapytania, zw łaszcza że istn ieje szereg w yp ow ied zi p o ety dość jedn ozn aczn ie przecinających lub ograniczających m ożliw ość p ow tórzen ia się ofiary analogicznej d o ofiary C hrystusa. N iek tó re z nich autor przytacza (np. na s. 280, 310), tu dodajm y choćby następujące:

Bo nie jest uczeń nad mistrza, a Mistrz jest jeden i Pan jeden, Chrystus Pan. Bo, mówię, Chrystus się przesadzić doskonalszym nie da odkupieniem.

[...] - osobę minąwszy narodową, jako z diabła będącą, albo lekceważąc ją jak rzeczy przemijające świata tego [...], nagle spotkać muszą Chrystusów nowych, nowych różnych odkupicieli Człowieczeń­ stwa7.

Staw ać się „podobnym B o g o m ” to w ielk i cod zien n y trud - m ów i N orw id ow a K leo p a ­ tra. Pisze p o eta w liście d o Jana K oźm iana z 2 k w ietnia 1850 r .:

Cu d a c z y ń - wołacie - wy chrześcijanie - o! mój Boże - wiem ci ja że niedoskonały jestem, ale gdybym krytykę p i s a n ą waszą do ż y w e g o dnia - którego z moich dni przyłożył - coż by chrześci­ jańskiego więcej było?...8

T ak w ięc jeśli w yw yższen ie, to nie przez „pisanie atram en tem ” , nie przez m it - lecz przez życie. Sprawę dynam iki o so b o w o ści N orw ida T rznadel raczej p o m ija , a - jak się zdaje - najbliższy p okus m ityzacji sw ojej roli p o ety m ógł być autor P ro m eth id io n a w okresie o d W iosny L udów p o lata tw orzenia Q u id a m a . M yślę, ż e sło w o „m it” w o d ­ niesieniu d o tej kw estii lepiej b y ło b y zastąpić tak bliskim p o e c ie „ id ea łem ” . C zy jed n ak w łaśn ie „wyżyna krzyża” b yła u n ieg o takim o b iek tem d ążeń idealizacyjnych? C ytow an e już zdanie Jacka Trznadla o „próbie ratow ania prestiżu p o e ty ” w ten w ła śn ie sp osób nie jest chyba trafne. N ie tyle ratow ał N orw id „stanow isko p o e ty ” , c o chciał uczynić

7 C. No r wi d . [Odpowiedź krytykom „Listów o Emigracji”]. W: Pisma wszystkie. Zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J. W. Gomulicki. T. 1-11. Warszawa 1971-1976. Cytowany tekst - T. 7: Proza. Część druga. Warszawa 1973 s. 33, 38 (dalej cyt. PWsz z odesłaniem do odpowiedniego tomu).

(8)

je faktycznym , u tw ierdzić, ale raczej z perspektyw y „urzędu sło w a ” K ochanow skie­ g o , z perspektyw y p o ezji obow iązku: te g o p o to czn eg o i teg o p olegającego na m ediacji m ięd zy ludźm i a B o g iem . Jeśli w ięc szukać ról „idealnych” , to jednak ludzkich: D aw ida, św . P aw ła (P sa lm ó w -P sa lm ), „P rom eteja-A d am a” , M ojżesza: przew odnika i praw o­ daw cy, m ającego zd o ln o ść „w yslyszen ia Pańskiej tajem n icy” (T ę c za ). T o rola heroiczna i trudna, ale d ostęp n a człow iek ow i: w trudzie odcalania B osk ich „tablic praw ow itego cu d u ” - „czoła nam się m o jżeszą ” ; w Joh n ie B row nie zob aczył poeta „M ojżesza M u­ rzyn ów ” .

P o m y sły interpretacyjne T rznadla, tu uw ażane za niezbyt trafne, m ają chyba jednak w sam ym N orw id zie p ew n e - ch oćb y tylk o psych ologiczn e - uzasadnienia. R az pyszny jak szatan, to zn ó w dobry jak anioł - tak w idziany był przez L enartow icza w sw oim najtrudniejszym o k resie. Ż ad n a z tych p ostaw n ie daw ała m ożliw ości kon sek w en tn ego realizow ania pozy C hrystusow ości. O b ie jed n ak są drażniące i n ie w iad om o, czy ta dru­ ga - anielskiej dobroci - n ie bardziej. M arzył p o eta o id ea le człow ieka i próbow ał go w ciela ć, niektórzy czyteln icy, jak M iciński czy C azin, m ów ią o św iętości, apostolstw ie. A ja k że trudno tu o w iarygod n ość, jak że trudno - przy w ew nętrznej żarliw ości i głod zie d ziałan ia - nie p o p a ść w sprzeczności. G ranica m ięd zy p atosem a śm iesznością, m iędzy czyteln iczą adoracją a irytacją i za żen o w a n iem jest bardzo delikatna. N ajbardziej bra­ w u row e w ypraw y w o tch ła n ie z ła , n am iętn ości, zbrodni m ogą być niesprzeczne z sutym o b ia d em oraz dob rotliw ą stateczn ością m am insynka i pantoflarza. M isja dobroci, misja ocalan ia ład u i ludzkich w artości (o czym T rznadel tak pięk n ie pisze w eseju ) tak jest trudna i tak w ym agająca co d zien n eg o h eroizm u , ż e jakby odruchow o w yw ołu je pytanie o szczerość intencji g ło szą ceg o ją.

P ew n a taka n ieu fn o ść w p ły n ę ła rów n ież na obraz N orw ida i jeg o tw órczości w C zy ta ­

niu N o rw id a . S k rótow o już tylk o w ym ień m y w ażn iejsze z zagadnień, w zakresie których

sform u łow an ia Jacka Trznadla w ydają się dyskusyjne.

1. N orw id to jed n ak żyw y (d o dziś) czło w ie k , a n ie „nieruchom y św ięty” , nie ma chyba u n ieg o to ta ln eg o o tam ow an ia, gorsetu tylko „nam iętności w iecznych” . Trudno d o ciec, d laczego z analizy A d d io ! krytyk w yprow adził w n iosek o potęp ien iu przez N or­ w id a „nam iętności czasow ych ” , ce le m przecież jest „cało-żyw ot w ieczny i czasow y” . D a n u ta Z am ącińska d o sk o n a le p o k a za ła , jak ie sfery em ocjonalizm u czają się naw et w tych utw orach p o e ty , k tóre d ość p o w szech n ie uw ażane są za deklaracje klasycznego sto ick ieg o op an ow an ia i ascetyzm u9. N ie „dobre uczynki” (s. 80), a „dobrego uczynie­ n ie ” in teresu je N orw id a, ch oćb y drogą „zew n ętrzn ego n iep o k o ju ” .

2. P ostaw a i tw órczość p o ety zaw ierają w ie le trudnego, d ojrzałego optym izm u, trudno przystać n a su g e stię , że d zieje są dla n ieg o d om en ą „pow tarzalności trudu i m ę­ k i” , Syzyfow ego w ysiłku b ez żadnej w izji k oń ca, ż e diagnoza N orw ida jest pesym isty­ czna. T ak T rznadel od czytu je np. S o c ja lizm - w ykorzystanie w zakończeniu w iersza obrazu Syzyfa jest dla krytyka jed n o zn a czn e z przejęciem ideow ej treści m itu (s. 313 - 3 1 4 ) , gdy w isto cie jest chyba przeciw nie: b ez w zględu na w o lę i w ytrw ałość Syzyfa kam ień stoczyć się m usi, natom iast „bryła” w obrazie N orw ida grozi co prawda stocze­

9 D . Z a m ą c i ń s k a . Kilka uwag o czytaniu liryki Norwida. „Pamiętnik Literacki” 71:1980 z. 3 s. 191-197; patrz tejże autorki Poznawanie poezji Norwida. W: Słynne - nieznane. Wiersze późne Mic­ kiewicza, Słowackiego, Norwida. Lublin 1985.

(9)

niem się, w tedy jednak tylk o, kiedy trud „ciągnięcia ram ien iem ” zostan ie zan iech an y, kiedy człow iek zw ątpi, w yłam ie się z „pracy d ziejó w ” . W iersz, w redakcjach w cześ­ niejszych noszący tytuły C za sy i S o cja lizm 1848 (a w ięc bardzo d oraźnie ad resow an y), nie przytłacza pesym izm em ; ocala raczej sen s trudu i d ziałan ia, p rzeciw staw ion ego niecierpliw em u oczekiw aniu B osk ich czy rew olucyjnych „cudow nych” przekształceń świata. Pow tarzające się „ jeszcze” n ie od d ala w n iesk o ń czo n o ść, je s t od p ow ied zią na zdyszane „już” .

3. Jest u N orw ida w iele dobroci i w iele w yrozu m iałości, tak że w o b ec postaw słabych i grzesznych (np. utracjuszow skich), to n ie surow y sęd zia czyn ów ty lk o , ale rów n ież poszukiw acz intencji dobra naw et w złym . S ło w a je d n e g o z nekrologów : surow y dla sieb ie, w zględny w ob ec innych, uczynny - są chyba lapidarnie trafne.

4. O dczucie jakiejś szczególnej „ o sob istości” liryki N orw id a, narzucające się nie tyle ze w zględu na form at d uchow y, co raczej z p ow od u skali narcystycznego zajęcia się „sobą” - nie jest oczyw iste i nie w ydaje się trafne. B o h a terem lirycznym je s t u N o r ­ wida przede w szystkim czło w ie k , każdy chcący p od jąć w y siłek w sp ółu tru d zen ia się. O statnie badania nad V ade-m ecum , znacząco ob ecn ym w w yw od zie T rznadla, pok azu ją to otw arcie się na d rugiego, zapraszające nie tyle d o pójścia „za m n ą” , co raczej „ze m ną”10.

5. K ilkakrotnie podkreśla krytyk spraw ę n ierów n ości artystycznej utw orów N o r ­ w ida, choć sam , zajęty raczej zn aczeniam i, unika ok reśleń w artościujących. F orm u łu je jednak p ew n e uw agi o g ó ln e , d otyczące specyficznych w łaściw ości tw órczości N orw id a. Podkreśla Trznadel in telektualizm , zatrzym yw anie się w granicach form uł filo zo fi­ cznych, ograniczanie obrazu literack iego na rzecz interpretacji św iata (s. 2 8 8 ), logizację w yw odu czasem aż do „naiw ności” , irytującą p ostaw ę dydaktyka i „m oralizatora” , który proponuje już jakby „układany dram at prawdy m y ślo w ej” (s. 190). Interpretacja zasad konstrukcyjnych przekazu „prawd” w Utworach N orw id a, p o d o b n ie jak interpretacja słusznie p rzyw ołanego tu w zoru Sokratesa - n iezbyt przekonują. W ydaje się, że bliższy prawdy jest przyw oływ any tu trochę p olem iczn ie G ło w iń sk i, który n ie jest zresztą o d ­ o sobniony w sw ym p oglądzie (prace Jana B ło ń sk ie g o i Z d zisław a Ł ap iń sk iego).

6. Przyjęta koncepcja oso b o w o ści N orw ida i figura poety-C hrystusa w p ły n ęły m o ­ dyfikująco i trochę deform ująco na interpretacje konkretnych tek stó w ; zach od zi tu jakby „w pisanie” pew nych sen sów , n iek on ieczn ie znajdujących p otw ierd zen ie w tek ście. N ajw yraźniej m o że w idać to w rozdziale „Jeden w iersz” , ale także n aw et w znakom itej interpretacji N e rw ó w („[. . . ] w iersz zaczyna stanow ić p arab olę, gd zie w ch o d zen ie na «nieobrachow ane piętro» kojarzy się z drogą k rzyżow ą, którą je s t naw ijająca się p ię­ trami poręcz [. . . ]” - s. 185) i innych u tw orów .

W trakcie kolejnych pow rotów d o C zyta n ia N o rw id a m ój egzem plarz książki p o ­ krywał się narastającym i m arginesow ym i uw agam i, coraz to in n e spraw y o d sła n ia ły się , inne traciły sw oją atrakcyjność. T o specyficzny d o w ó d życia książki. P ojaw iające się inne rzeczy o N orw idzie dopisują pracy Trznadla n o w e ośw ietlen ia: trzeba b y ło zetknąć

10 Temu zagadnieniu poświęcony był referat E. Feliksiak, przedstawiony na sesji norwidowskiej w Warszawie (kwiecień 1983). Zob. też: J. F. Fert . Norwid poeta dialogu. Wrocław-Warszawa-Kra- ków-Gdańsk-Łódź 1982 (rozdział „Vade-mecum” s. 89-160).

(10)

się z „pragm atyczną” w izją św iata w artości N orw id a, żeb y d o cen ić w ażkość próby zm ie­ rzenia się Jacka T rznadla z e św iatem p o ety . Próby p o łą czen ia inw encji interpretacyjnej z p erfek cjon izm em b adaw czym , eseistyczn ej lek k ości i przenikliw ości prac Jastruna z su m ien n ością i uderzającą trafnością sform u łow ań Ł apińskiego. M ożna się z czyta­ n iem N orw id a p rzez T rznadla w w ielu m iejscach utożsam iać, m ożna się spierać. Z aw sze jed n a k w arto książkę czytać.

A ndrzej V i n c e n z - N O R W ID P O N IE M IE C K U

Cyprian N o r w i d . Vade-mecum. Gedichtzyklus (1866). Polnisch-Deutsch. Übersetzt und eingeleitet von Rolf Fieguth. Vorwort von Hans Robert Jauss. Mönchen 1981 ss. 245.

N in iejsze w ydanie zaw iera tek st V ade-m ecu m wraz z p rzekładem n iem ieckim pióra R o lfa F iegu th a, te g o ż studium (s. 2 2 -6 7 ) oraz w stęp jed n eg o z najw ybitniejszych w sp ół­ czesn ych h istoryków i teo rety k ó w literatury w N iem czech Z achodnich, H ansa R oberta Jaussa (s. 1 3 -2 1 ).

Studium sw e zaczyna F iegu th o d o m ó w ien ia sytuacji badaw czej ostatnich lat, która charakteryzuje się , jak p isze, now ym sp ojrzen iem na w sp ółczesn ą p o ezję, w perspekty­ w ie cią g ło ści, a n ie zerw ania z d orob k iem X IX w ., jak to czyniła poezja m odernistyczna lat 1 8 7 0-1930. S koro p rzejście o d X IX w . d o p o ezji dzisiejszej w idziane jest jako ciąg­ ło ś ć , to jest tam i m iejsce dla N orw id a, je g o sam ego także m ożna zobaczyć z perspektyw y c iągłości. P rzekład V a d e-m ecu m p ozw olić m a na zapoznanie się z w ażną częścią polskiej tradycji literack iej, z której w taki czy inny sp o só b w yw od zą się tw órcy w sp ółk ształtu ­ jący eu rop ejsk ą św iad om ość literacką p o r. 1945, jak np. W itold G om brow icz, C zesław M iło sz , Stanisław Jerzy L ec (najszerzej m o że z tych czterech znany w N iem czech Z a ­ c h o d n ich ), Z b ign iew H erbert.

N orw id jak o w ybitny pisarz - d o d a je F iegu th - jest niem al w całości produktem recepcji w w. X X , co czyni g o szczególn ie interesującym . N astęp n ie F ieguth szkicuje n iek tóre aspekty tej recep cji, zatrzym ując się dłużej na ok resie p o r. 1956, p o czym p rzech od zi d o „tezy” baudelairow skiej - jak ją nazyw a - G om u lick iego i je g o poprzed­ ników .

F iegu th podkreśla „podstaw ow ą ten d en cję N orw id a” d o w idzenia spraw polskich na tle w ielkich p rob lem ów duchow ych oraz estetyczn ych ep o k i i przypom ina rolę, jaką uniw ersalizm p o e ty od egrał w dyskusjach norw idow skich 2. p o ł. lat pięćdziesiątych, k tóre d o w io d ły „aktualnej ży w o tn o ści” tej p o ezji n iezależn ie o d praw dopodobieństw a w ysuw anych w ów czas tez. Z n a czen ie tezy baudelairow skiej G om ulickiego w idzi Fieguth p rzed e w szystkim w tym , ż e u m ożliw iła on a zob aczen ie V ade-m ecum jak o początku innej „ m o d e m y ” niż francuska i szerzej - zach od n ioeu rop ejsk a, ale także w randze, jak ą cykl pozysk ał dzięk i tem u w historii literatury oraz w ogóln op olsk iej św iadom ości litera ck iej. A w reszcie - teza G o m u lick ieg o m iała n iem a łe zn aczenie w łaśn ie dla zdania so b ie spraw y z k om p ozycji V a d e-m ecu m ja k o „system atycznie skom p on ow an ego cyklu” (du rch k om p on ierter Z yk lu s).

P roces literacki n ie tylko m a aspekt teraźniejszy i p rzeszły, ale w skazuje też na przy­ szło ść. W arunki n ie są d an e „w sp ó łczesn o ści” , m uszą d op iero zostać zd ob yte w łasnym

Cytaty

Powiązane dokumenty

Sprawdź, czy kładka wytrzyma obciąŜenie F = 13 kN w połowie jej długości, jeŜeli jest wykonana ze stali ST4, dla której dopuszczalne napręŜenie gnące jest równe Ϭ gdop

W latach 1930—1933 prezes i członek zarządu głównego KPW, wiceprezes zarządu głównego Związku Inży- nierów Kolejowych w Warszawie, prezes koła Związku

Nast ę pnymi najcz ęś ciej wskazywanymi były bezstronno ść (69,3%) oraz umiej ę tno ść planowania przesłuchania (53,3%).. Odpowiedzi udzielane przez policjantów były

Wśród celów kierunkowych przyświecających realizacji zajęć z tego zakresu wymienia się między innym: poznawanie i rozumienie przez uczniów świata jako

The result of the formation of subjective qualities of the person with a so- cially-adequate type of attitude will be the folding process in the ontogeny of

Forming sociocultural, educational and professional and social and psycho- logical elements of adaptation pedagogically the started teenagers, raising extent of possession of skills

Specyfika anali- zowanego nałogu jest taka, że kto zasiada przed komputerem, może się uzależ- nić, dlatego w przypadku diagnozowanych uczniów już sam fakt dostępu do

Nitrogen-adsorp- tion (N 2 -adsorption), ESEM, and compressive strength tests were used to study effects of different carbonation conditions on pore structure and mechanical