• Nie Znaleziono Wyników

View of Supervenience as a Philosophical Concept

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Supervenience as a Philosophical Concept"

Copied!
33
0
0

Pełen tekst

(1)

R O C Z N I K I F I L O Z O F I C Z N E T o m X L IX , z e s z y t 1 - 2001

J A E G W O N K IM

S U P E R W E N IE N C J A JA K O P O J Ę C IE F IL O Z O F IC Z N E *

I. S U P E R W E N IE N C J A W F IL O Z O F II

Superw eniencja jest pojęciem filozoficznym mającym więcej niż jedno znaczenie. Przede w szystkim , tak jak pojęcia przyczyny i racjonalności, su­ perw eniencja jest często w ykorzystyw ana do form ułow ania filozoficznych doktryn oraz argum entów . Mamy więc twierdzenie, że predykaty etyczne są „predykatam i superw enientnym i” albo że charakterystyki całości superw eniują na charakterystykach ich części. Przedstaw iono również argum enty mające dowodzić, że superw eniencja w łasności m oralnych podkopuje realizm m oralny albo że - wprost przeciw nie - superw eniencja tego, co m oralne, dowodzi przede wszystkim „obiektyw ności” sądów etycznych. I znowu, podobnie jak pojęcia przyczynow ości i racjonalności, samo pojęcie superw eniencji stało się przedm iotem filozoficznej analizy oraz obiektem kontrow ersji.

Inaczej jednak niż w w ypadku przyczynow ości, superw eniencja jest niemal w yłącznie pojęciem filozoficznym , którego praw dopodobnie nie spotkamy poza obszarem filozoficznych rozpraw oraz dyskusji. Z drugiej strony, pojęcie przyczyny stanowi integralną część naszego codziennego języka - jest to pojęcie, bez którego z trudem um ielibyśm y sobie poradzić, opisując nasze dośw iadczenia i obserw acje, form ułując w yjaśnienia naturalnych zdarzeń oraz przypisując kom uś winę i zasługę. Coś podobnego m ożna pow iedzieć również o pojęciu bycia racjonalnym , chociaż nie jest ono tak w szechobecne w dys­ kursie potocznym , jak pojęcie przyczyny. Superw eniencja, jako techniczne

Prof. J a e g w o n K im - Brown University, USA.

Supervenience as a Philosophical Concept, „M etaphilosophy”, 21(1990), nr 1-2, s. 1-27.

Jest to tekst przemówienia ( Third M etaphilosophy A dress) w ygłoszonego w maju 1989 roku w Graduate School o f the City University o f N ew York.

(2)

pojęcie filozoficzne, oczyw iście nie jest czymś wyjątkow ym . Istnieje wiele innych tego typu pojęć, jak haecceitas i „świat m ożliw y” na gruncie m etafi­ zyki, „analityczność” w teorii znaczenia oraz ważne obecnie pojęcia „szero­ kiej” i „w ąskiej” treści.

Nie oznacza to jednak, że słowo „superw eniencja” to neologizm filozofa. W prost przeciw nie, przez pewien czas było ono używane oraz m a godną uwagi historię. O.E.D. odnotow uje rok 1594 dla pierw szego udokum entow a­ nego w ystąpienia przym iotnika supervenient, a lata 1647/48 dla czasow nika supervene. Zgodnie z O .E.D., rzeczow nik supervenience pojaw ił się już w roku 1664. W tych użyciach jednak czasow nik supervene (oraz jego formy pokrewne) stosowany był niem al w yłącznie w odniesieniu do konkretnych zdarzeń oraz zajść, w sensie „nadejścia po” danym zdarzeniu, jako coś dodat­ kowego oraz ubocznego (być m oże nieoczekiw anego) lub w sensie nadejścia wkrótce po innym w ydarzeniu - jak w zdaniach: „Śm ierć króla nastąpiła [supervened] nagle” (1647/48) oraz „Król został raniony przez wzniesiony lęk swego siodła; nadeszła [supervened] gorączka i obrażenie okazało się śm ier­ telne” (1867). Istnieje rów nież następujący fragm ent pochodzący z Shirley Charlotte Bronte (1849): „Nadeszły [supervened] marne żniwa. Nędza osiąg­ nęła swój szczyt”. W potocznym użyciu „superw eniencja” im plikuje zwykle porządek czasowy: zdarzenie superw enientne w ystępuje po zdarzeniu, na którym superw eniuje, często jako jego skutek. Jasne jest, że chociaż potoczne znaczenie „superw eniencji” nie jest całkow icie pozbaw ione związku z jej obecnym sensem filozoficznym , to jednak związek m iędzy nimi jest niem al bez znaczenia, jeśli chodzi o dostarczenie pom ocnego przew odnika w filozo­ ficznej analizie tego pojęcia.

Zw róciłem uwagę, że „superw eniencja”, podobnie jak haecceitas oraz „wąska treść”, są specyficznym i pojęciam i filozoficznym i, wprowadzonym i przez filozofów do filozoficznych celów. Pod pewnym istotnym względem „superw eniencja” różni się od nich: haecceitas oraz „wąska treść” to pojęcia używane w ograniczonym obszarze filozofii, w celu form ułow ania dystynkcji dotyczących swoistej dziedziny zjaw isk lub w celu form ułow ania doktryn oraz argum entów dotyczących specyficznych zagadnień. Pojęcie haecceitas pow staje w związku z problem em identyczności oraz istoty rzeczy; pojęcia wąskiej i szerokiej treści w yłaniają się w dyskusji nad niektórym i problem am i znaczenia oraz postaw propozycjonalnych. W przeciw ieństw ie do nich, super­ w eniencja nie jest ograniczona do specyficznej dziedziny. Chociaż w ydaje się,

(3)

S U P E R W E N IE N C JA JA K O PO JĘC IE FIL O Z O F IC Z N E 197 że idea superw eniencji pow stała na gruncie teorii m oralnej1, jest to ogólne pojęcie m etodologiczne, które pozostaje całkow icie neutralne względem kon­ kretnych zagadnień, jego użycie zaś nie jest ograniczone do żadnego szcze­ gólnego problem u lub obszaru filozofii. W łaśnie ten neutralny charakter su­ perw eniencji odróżnia j ą od zwykłych pojęć filozoficznych oraz czyni z niej odpowiedni przedm iot badania m etafilozoficznego. Superw eniencja jest intere­ sującym obiektem z punktu widzenia m etodologii filozoficznej.

Podejm ując filozoficzne badanie superw eniencji, dochodzim y szybko do następującej trudności. Poniew aż sam term in jest rzadko używany poza dzie­ dziną filozofii, nie istnieje więc dobrze ustalony zwyczaj w języku potocznym lub naukowym , który m ógłby dostarczyć godnych zaufania intuicji języko­ wych kierujących badaniem . Istnieje niew iele językow ych lub konceptualnych danych, na podstaw ie których m ożna by testować czyjeś spekulacje i hipo­ tezy. Oznacza to, że dla superw eniencji nie istnieją zwykłe warunki „analizy” pojęcia (w tym sensie, że nie istnieje żadne uprzednio istniejące pojęcie, które m ożna by poddać analizie). Jak zobaczym y, w cześniejsze filozoficzne użycia tego pojęcia nakładają pewne szerokie w arunki na naszą dyskusję. Gdy jednak w chodzą w grę szczegóły, superw eniencja okazuje się dokładnie tym, czym mówimy, że jest. Oznacza to, że w obrębie pewnych granic mamy swobodę definiow ania jej w taki sposób, aby odpow iadała naszym celom. Przy tym głów ną m iarą sukcesu naszych definicji jest ich filozoficzna uży­ teczność. Jest to, jak sądzę, zasadnicze w yjaśnienie różnorodności pojęć su­ perw eniencji znajdujących się obecnie na scenie.

Być m oże w podobnej sytuacji znajduje się pojęcie świata m ożliwego. Gdybyśm y chcieli się nim posłużyć w sposób poważny, m usielibyśm y w yjaś­ nić, co mamy na myśli: albo podając jego w yraźną definicję, albo form ułując odpow iednio dobrane przykłady i zastosow ania. Zostało to jednak zrobione. Nie musim y być zw iązani w żaden istotny sposób przez w cześniejszy zwy­ czaj. Nie istnieje żaden wspólny korpus filozoficznego użycia, którem u musi odpowiadać czyjeś pojęcie świata m ożliw ego. Jedynym kryterium sukcesu jest tutaj kryterium pragm atyczne - użyteczność oraz owocność w prowadzonego pojęcia dla rozjaśnienia pojęć m odalnych, system atyzacji intuicji m odalnych oraz doprecyzow ania naszych m etafizycznych opinii.

Istnieje długa tradycja filozoficznej dyskusji na tem at pojęć m odalnych, takich jak konieczność i m ożliwość, własności istotne i kontyngentne, istota i haecceitas itd. W przeciw ieństw ie do nich, pojęcie superw eniencji jest sto­

(4)

sunkowo świeżej daty. Na ogół uznaje się, że R. M. Hare pierw szy w prow a­ dził term in „superw eniencja” do współczesnej dyskusji. Nasze obecne użycie tego term inu wydaje się historyczną kontynuacją jego użycia przez H are’a w The Language o f M orals (1952)2. W ięcej niż trzydzieści lat później, w swoim inauguracyjnym przem ów ieniu Superweniencja (1984) dla Tow arzys­ twa A rystotelesow skiego3, Hare się zastanaw ia, kto pierw szy użył tego term i­ nu w jego obecnym znaczeniu filozoficznym , będąc całkow icie pewnym, że to nie on był tą osobą. Tw ierdzi, że po raz pierw szy użył tego term inu w nieopublikow anym artykule napisanym w 1950 r., ale nie jest w stanie w ska­ zać żadnego konkretnego filozofa, który użył go przed nim. W każdym bądź razie w prow adzenie tego term inu przez H are’a nie wyw ołało m asowego poru­ szenia. Zapew ne istniały pojedyncze przypadki w ystępow ania „superwenien- cji” w literaturze etycznej na przestrzeni dwóch dekad po publikacji The Language o f M orals4. Nie doczekały się one jednak żadnej rzeczyw istej kon­ tynuacji. Nie doceniono rów nież potencjału ani siły superw eniencji jako ogól­ nego pojęcia filozoficznego. Zw iązana z superw eniencją idea „uniw ersalności” lub „ogólności” sądów etycznych była w tym czasie szeroko dyskutow ana na gruncie filozofii m oralnej, jednakże ta - prow adzona w obrębie etyki - de­ bata m iała charakter niem alże lokalny.

Błędem jednak byłoby myśleć, że teoretycy m oralności m ieli monopol na superw eniencję. W prost przeciw nie, ju ż na początku wieku „superw eniencja” (i form y jej pokrew ne) była używana z pew ną praw idłow ością przez emer- gentystów oraz ich krytyków w sform ułow aniu oraz dyskusji na tem at doktry­ ny „ewolucji em ergentnej”. W ydaje się rzeczą m ożliw ą, że Hare i inni prze­ jęli „superw eniencję” w sposób bezpośredni lub pośredni z literatury na te­ m at em ergencji. W ielu czołow ych em ergentystów było B rytyjczykam i (np. G. H. Lewes, S. A lexander, C. Lloyd-M organ, C. D. Broad), a debata na tem at em ergencji była gorąca i intensywna w latach trzydziestych i czterdzie­ stych. D oktrynę em ergencji wyraża w skrócie tw ierdzenie, że gdy bazowe procesy fizykochem iczne osiągają poziom złożoności odpow iedniego rodzaju, wówczas autentycznie now e właściwości, takie jak w łasności m entalne, poja­ w ią się jako jakości „em ergentne” . W ydaje się, że Lloyd-M organ, główny

2 London: Oxford University Press 1952.

3 „The Aristotelian Society Supplementary V olum e”, 58(1984), s. 1-16.

4 Julius K ovesi w M oral N otions (London: Routledge & Kegan Paul 1967, s. 158-159), podaje taką samą charakterystykę pojęcia „dobry”, którą Hare nazwał superweniencją, ale bez użycia terminu „superweniencja”. Kovesi utrzymuje, że ta charakterystyka przysługuje wielu wyrażeniom pozaetycznym , takim jak np. „tulipan”. N ie rozwija jednak tego szczegółow o.

(5)

S U P E R W E N IE N C J A JA K O PO JĘC IE FIL O Z O FIC Z N E 199 teoretyk szkoły em ergentystów , używ ał czasam i term inu „superw enientny” jako stylistycznego w ariantu term inu „em ergentny” . Jednakże drugi z nich pozostał oficjalnym term inem związanym z tym stanow iskiem filozoficznym , a w yrażone za ich pom ocą pojęcie w ydaje się zaskakująco bliskie w spółczes­ nemu pojęciu superw eniencji5.

Debata na tem at em ergencji została - m ówiąc ogólnie - zapom niana i w y­ daje się, że nie w yw arła ona istotnego wpływu na w spółczesne dyskusje prow adzone w dziedzinie m etafizyki oraz filozofii nauki, być może z w yjąt­ kiem pewnych obszarów filozofii biologii6. Należy nad tym ubolewać, ponie­ waż niektóre z dyskutow anych wów czas zagadnień dotyczących statusu jako ­ ści em ergentnych są niezm iernie w ażne dla bieżącej debaty na tem at przyczy- nowania m entalnego oraz statusu psychologii w relacji do nauk biologicznych i fizycznych7. W każdym razie w spółczesne zainteresow anie superw eniencją zostało wzbudzone przez Donalda D avidsona we wczesnych latach siedem ­ dziesiątych, gdy form ułując odm ianę nieredukcyjnego fizykalizm u, użył on tego term inu w swym wpływowym oraz szeroko dyskutow anych artykule Zdarzenia m entalne8. Godne uwagi jest zarów no to, że term in ten szybko wszedł do obiegu, zw łaszcza w dyskusjach nad problem em um ysłu i ciała, uzyskując do dnia dzisiejszego zupełnie dobrze określoną treść. Obecnie „superw eniencję” (i form y jej pokrew ne) spotyka się regularnie w pism ach filozoficznych. Term in ten używany jest często bez w yjaśnienia, co w skazuje, że autorzy zakładają, iż jego znaczenie należy do wiedzy pow szechnie po­ dzielanej.

Podczas ostatniej dekady usiłow ano doprecyzow ać nasze rozum ienie sam e­ go pojęcia. W yróżniono różne relacje superw eniencji, zbadano zachodzące

5 Por. zw łaszcza Em ergent Evolution Morgana, London: Williams and Norgate 1923. Inni autorzy, którzy używ ali terminu „superweniencją” w związku z doktryną emergencji, to: Ste­ phen C. Pepper (Em ergence, „Journal o f Philosophy”, 23[1926], s. 241-245) oraz Paul Meehl i Wilfrid Sellars (The C oncept o f Emergence, „Minnesota Studies in the Philosophy o f Scien­ ce”, vol. I, eds. H. Feigl, M. Scriven, Minneapolis: University o f Minnesota Press 1956).

6 Por. np. E. N a g e 1, The Structure o f Science, New York: Harcourt Brace & World 1961; Studies in Philosophy o f Biology: Reduction and R elated Problem s, eds. F. J. Ayala, T. Dobzansky, B erkeley-L os Angeles: University o f California Press 1974.

7 Doktrynę emergencji w relacji do popularnej obecnie doktryny nieredukcyjnego fizyka­ lizmu rozważam w artykule M ental Causation and The D octrine o f Emergence.

8 Artykuł pierwotnie opublikowany w 1970 r., a następnie przedrukowany w: D. D a- v i d s o n, E ssays on A ctions and Events, Oxford: Oxford University Press 1980. [Polski przekład: Zdarzenia mentalne, tłum. T. Baszniak, w: Eseje o praw dzie, języku i umyśle, War­ szawa 1992, s. 163-193].

(6)

m iędzy nim i związki oraz poddano analizie ich przydatność do specyficznych celów filozoficznych. Doprow adziło to D avida Lewisa do narzekań na „niepo­ żądane rozm nożenie” pojęć superw eniencji, co - jak sądzi - osłabiło jej rdzenne znaczenie9. Nie zgadzam się z „niepożądaną” częścią charakterystyki Lewisa, chociaż z pew nością ma on rację, jeśli chodzi o „rozm nożenie” . M yślę, że jest to dobry czas, aby poddać badaniu obecny stan pojęcia super­ w eniencji oraz zwrócić uwagę na jego użyteczność jako pojęcia filozoficzne­ go. Stanowi to cel mojego wykładu.

II. K O W A R IA N C J A , Z A L E Ż N O Ś Ć I N IE R E D U K O W A L N O Ś Ć

Pierw sze użycie term inu supervene (a faktycznie łacińskiego supervenire), jakie znalazłem w tekście filozoficznym , pochodzi od Leibniza. W związku ze sw ą słynną doktryną na tem at relacji Leibniz napisał:

R e la c ja je s t a k c y d e n se m , który istn ie je w w ie lu p o d m io ta ch ; je s t tym , c o z a c h o d z i b e z żad n ej zm ia n y w p o d m io ta c h , le c z na n ich su p erw en iu je; je s t to z d o ln o ś ć p o m y ś le n ia p r z e d m io tó w razem , g d y m y ś lim y o w ie lu rzecza ch j e d n o c z e ś n ie 10.

Narosło w iele kontrow ersji interpretacyjnych dotyczących doktryny Leibniza na tem at relacji, a w szczególności tego, czy była to teza o ich redukow al- ności, zgodnie z którą relacje są w pewnym sensie redukow alne do „w e­ w nętrznych charakterystyk” rzeczy. U życie przez Leibniza czasow nika „super- w eniow ać” nie wydaje się nieodpow iednie w naszym świetle. Jego teza mo­ głaby zostać zinterpretow ana jako tw ierdzenie, że relacje superw eniują na w e­ w nętrznych własnościach swoich członów . Tw ierdzenie takie stanow iłoby z pew nością interesującą i w ażną tezę m etafizyczną.

Posłużenie się przez Leibniza czasow nikiem „superw eniow ać” m ogło być zdarzeniem odosobnionym . Chociaż nie mogę stw ierdzić, że dokonałem cze­ goś w rodzaju wyczerpującego lub system atycznego studium, to jednak nie znalazłem żadnego innego przykładu w ystępow ania tego terminu, aż do obec­

9 On the Plurality o f W orlds, Oxford & New York: Basil Blackwell 1986, s. 14. 10 D ie Leibniz-H andschriften der koenighlichen oeffentlichen Bibliothek zu Hannover, Hrsg. E. Bodemann, Hannover 1895, VII c, s. 74. Fragment cytowany przez Hide Ischiguro w jej

Leibniz's Philosophy o f Logic and Language (Ithaca: Cornell University Press 1972, s. 71,

p. 3). Tekst łaciński jest następujący: „Relatio est accidens quod est in pluribus subjectis estque resultans tantum seu nulla mutatione facta ab iis supervenit, si plura simul cogitantur, est concogitabilitas”.

(7)

S U P E R W E N IE N C J A JA K O PO JĘC IE FIL O Z O FIC Z N E 201 nego stulecia. Idea superw eniencji, lub coś bardzo do niej zbliżonego (jeśli nie sam term in „superw eniencja”), była z pew nością obecna w pism ach bry­ tyjskich m oralistów . Istnieje, na przykład, następujący fragm ent u Sidgwicka:

W y d a je s ię jed n a k , że z a c h o d z i n a stęp u ją ca r ó ż n ic a m ię d z y n a sz y m i k o n c e p c ja m i o b ie k ty w n o ś c i e ty c z n e j oraz fiz y c z n e j: p o w s z e c h n ie o d m a w ia m y u zn a n ia w w y ­ padku p ie r w sz e j te g o , do c z e g o z n ie w a la nas d o ś w ia d c z e n ie , w w y p ad k u d rugiej - zm ia n , d la k tórych n ie m o ż e m y od k ryć ż a d n e g o r a cjo n a ln eg o w y ja śn ie n ia . W r ó ż n o r o d n o śc i w s p ó łis tn ie ją c y c h fa k tó w fiz y c z n y c h zn a jd u jem y a k cy d en ta ln y lub arbitralny e le m e n t, na który m u sim y się z g o d z ić ... Jed n a k że w o b sz a r z e n a ­ sz y c h ro zp o zn a ń te g o , c o słu sz n e i n ie s łu s z n e , g e n e r a ln ie b ę d z ie istn ia ła z g o d a , że n ie m o ż e m y u zn ać p o d o b n ej n ie w y ja ś n io n e j z m ia n y . N ie m o ż e m y o c e n ić d z ia ­ ła n ia ja k o s łu s z n e g o w o d n ie s ie n iu d o A , n ie s łu s z n e g o za ś w o d n ie s ie n iu do B , ch y b a ż e z n a jd z ie m y w ich naturze lub o k o lic z n o ś c ia c h p e w n ą r ó ż n ic ę , którą m o ż e m y p o tra k to w a ć ja k o ro zsą d n ą p o d sta w ę r ó ż n ic y ich p o w in n o ś c i11.

Sidgwick tw ierdzi, że charakterystyki m oralne m uszą z konieczności być w spółzm ienne z pewnym i (przypuszczalnie pozam oralnym i) charakterysty­ kami, podczas gdy nie ma żadnego wym ogu kow ariancji dla własności fizycz­ nych. Pow yższa idea, wyrażona w term inach superw eniencji, przybiera nastę­ pującą postać: własności m oralne, w szczególności słuszność lub niesłuszność działania, superw eniują na w łasnościach pozam oralnych (które m ogłoby do­ starczyć racji dla słuszności lub niesłuszności).

Na tem at pojęcia „wartości w ew nętrznej” G. E. M oore powiedział:

[...] j e ż e li ja k a ś r z e c z m a w p e w n y m stop n iu ja k iś rodzaj w a rto ści w e w n ę tr z n e j, to n ie ty lk o ta sam a r z e c z m a ją w e w sz y s tk ic h o k o lic z n o ś c ia c h w tym sam ym sto p n iu , le c z tak że k a żd a r z e c z d o k ła d n ie ta k a sa m a m u si w e w sz y stk ic h o k o lic z ­ n o śc ia c h m ie ć ją d o k ła d n ie w tym sa m y m s t o p n iu 12.

Przypuszczalnie podobieństw o rzeczy jest ugruntow ane w ich w łasnościach deskryptyw nych lub „naturalnych”, tzn. nie związanych z w artościowaniem . Uw aga M oore’a sprow adza się w ten sposób do tw ierdzenia, że w ew nętrzna wartość rzeczy superw eniuje na jej w łasnościach deskryptyw nych (nie zw iąza­ nych z w artościow aniem ).

Hare, w prowadzając po raz pierw szy termin „superw eniencja” do filozofii m oralnej, powiedział:

11 The M ethod o f Ethics, s. 208-209. Cyt. za: M. D e p a u 1, Supervenience and M oral

D ependence, „Philosophical Studies”, 51(1987), s. 425-439.

(8)

W e ź m y n ajp ierw tę ch a ra k tery sty k ę p o ję c ia „ d o b ry ” , która z o sta ła o k r e ślo n a ja k o su p e r w e n ie n c ja . Z a łó ż m y , że tw ierd zim y : „ S w . F r a n c isz e k b y ł dob rym c z ło w ie ­ k ie m ” . J est r z e c z ą lo g ic z n ie n ie m o ż liw ą p o w ie d z ie ć to , a zarazem u tr z y m y w a ć , że m ó g ł is tn ie ć in n y c z ło w ie k , który z o sta ł u m ie s z c z o n y d o k ła d n ie w tych sa m y ch o k o lic z n o ś c ia c h c o św . F r a n c isz e k i który z a c h o w y w a ł się d o k ła d n ie w ten sam sp o s ó b , ale ró żn i się od św . F ra n ciszk a ty lk o p o d tym w z g lę d e m , że n ie je s t d ob rym c z ło w ie k ie m 13.

Jasne jest, że M oore i Hare, podobnie jak Sidgwick, skupiają się na tej cha­ rakterystyce własności m oralnych lub predykatów etycznych, która musi pole­ gać na ich koniecznej kow ariancji z w łasnościam i lub predykatam i opisow ym i (pozam oralnym i, nie zw iązanym i z w artościow aniem ). A trybucja własności m oralnych lub przypisanie predykatów etycznych przedm iotow i są - w specy­ ficzny sposób - koniecznie uwarunkowane przez pozaetyczne własności przy­ pisane przedm iotow i. W arunek ten ma dla M oore’a siłę m odalną w yrażoną przez „m usi”, jego naruszenie zaś jest - w edług H are’a - w ykroczeniem przeciw ko logicznej spójności.

Podstaw ow a idea superw eniencji, którą znajdujem y u Sidgwicka, M oore’a i H are’a, dotyczy kow ariancji własności: w łasności jednego rodzaju m uszą być w pewien sposób w spółzm ienne z w łasnościam i innego rodzaju. Jak wyraził to Lewis: „żadnej różnicy jednego rodzaju bez różnicy innego rodza­ ju ” 14 - zm iana pod względem własności danego rodzaju nie może wystąpić, o ile nie tow arzyszy jej zm iana pod względem w łasności innego rodzaju. Jeśli z niechęcią traktujecie w łasności jako byty, to tę sam ą ideę m ożna wyrazić za pom ocą predykatów . Jeśli uważacie, że predykaty nie w yrażają własności (w podobny sposób, jak antykognityw iści traktują predykaty m oralne), m ogli­ byście wyrazić tę ideę w term inach „przypisyw ania” predykatów lub w ydaw a­ nia sądów etycznych15.

Hare m ówił o predykatach etycznych oraz innych predykatach oceniają­ cych, takich jak „predykaty superw enientne” , w yraźnie traktując superwenien- cję jako własność wyrażeń. Oczyw iste jest jednak to, że podstaw ow a idea w prowadza relację pom iędzy dwom a zbioram i w łasnościam i lub predykatów oraz że tym, co Hare m iał na m yśli, była superw eniencja predykatów etycz­ nych, pozostających w relacji do predykatów pozaetycznych lub naturalnych. W ten w łaśnie sposób w latach dwudziestych, trzy dekady w cześniej niż

13 The Language o f M orals, London 1925, s. 145.

14 On the Plurality o f W orlds, Oxford: Blackwell 1986, s. 14.

15 Por. J. K 1 a g g e, Supervenience: Ontological and A scriptive, „Australasian Journal o f Philosophy”, 66(1988), s. 461-470.

(9)

S U P E R W E N IE N C J A JA K O PO JĘC IE FIL O Z O F IC Z N E 203 Hare, Lloyd-M organ użył term inu „superw eniencja” na oznaczenie ogólnej relacji, mówiąc o superw eniencji zdarzeń fizycznych i chem icznych na „zda­ rzeniach czasoprzestrzennych” 16 oraz o boskości stanow iącej jakość, która m ogłaby superw eniować na „świadom ości refleksyjnej” 17. Jak powiedziałem , M organ używał czasow ników „superw eniow ać” oraz „wyłaniać się” [em erge] jako stylistycznych w ariantów, co oznacza, że superw eniencja jest tak samo ogólną relacją, jak em ergencja.

O ile mi wiadomo, M organ oraz inni em ergentyści byli pierw szym i, którzy rozw inęli ogólne pojęcie superw eniencji jako relacji. Ich pojęcie okazało się uderzająco podobne do jego obecnego użycia, zw łaszcza w filozofii języka. Głosili oni, że jakości superw enientne lub em ergentne z konieczności ujaw ­ niają się wówczas, gdy zachodzą odpow iednie warunki na bardziej podstaw o­ wym poziom ie. N iektórzy em ergentyści18 zadali sobie wiele trudu, aby wy­ kazać, że zjawisko em ergencji jest spójne z determ inizm em . Pom im o to jed ­ nak, własności em ergentne nie są redukow alne lub redukcyjnie wyjaśnialne w term inach ich warunków „bazow ych”. Form ułując swój em ergentyzm , M or­ gan uważał siebie za obrońcę rozsądnej, naturalistycznej alternatyw y, zarówno wobec m echanistycznego redukcjonizm u, jak i antynaturalistycznego w ita­ lizmu i kartezjanizm u. Stanow isko M organa je st interesująco podobne do tw ierdzenia o superw eniencji, wprowadzonego do filozofii um ysłu przez Da- vidsona, a także do wielu - zainspirow anych przez niego - popularnych obecnie wersji nieredukcyjnego m aterializm u. W e fragm encie, który stał się punktem odniesienia dla autorów piszących na tem at superw eniencji oraz nieredukcyjnego m aterializm u, Davidson napisał:

C h o c ia ż sta n o w isk o , które o p is u ję , z a p r z e c z a istn ie n iu praw p s y c h o f iz y c z n y c h , to jed n a k p o z o sta je z g o d n e z p o g lą d e m , że w ła s n o ś c i m en ta ln e s ą w p e w n y m se n s ie z a le ż n e lub su p erw en ien tn e w z g lę d e m w ła s n o ś c i f iz y c z n y c h . T ę su p e r w e n ie n c ję m o ż n a z r o z u m ie ć w taki sp o s ó b , iż n ie m o g ą is tn ie ć d w a zd a rzen ia id e n ty c z n e p od w s z y s tk im i w z g lę d a m i fiz y c z n y m i, ale r ó ż n ią c e się p od p e w n y m w z g lę d e m m e n ta ln y m lub te ż tak, ż e p r z e d m io t n ie m o ż e s ię z m ie n ić p od p e w n y m w z g lę ­

16 M o r g a n, Emergent Evolution, s. 9.

17 Tamże, s. 30. Muszę dodać, że Morgan rozwijał tutaj pochodzącą od Samuela Alexandra doktrynę emergencji oraz że jest sceptyczny w odniesieniu do obu tych twierdzeń na temat superweniencji.

18 Por. pochodzące od Arthura O. Lovejoya rozróżnienie między „indeterministycznymi” a „deterministycznymi” teoriami ewolucji emergentnej, zawarte w jego artykule The Meaning

o f „Em ergence” and Its M odes, w: P roceedings o f the Sixth International Congress o f Philo­ sophy, New York 1927, s. 20-33.

(10)

d em m en ta ln y m , n ie z m ie n ia ją c się zarazem p o d p e w n y m w z g lę d e m fiz y c z n y m . Z a le ż n o ść lub su p e r w e n ie n c ja te g o rodzaju n ie p o c ią g a r e d u k o w a ln o śc i za p o ­ m o c ą p raw a lub d efin icji: g d y b y tak b y ło , m o g lib y ś m y zred u k o w a ć w ła s n o ś c i m oraln e d o o p is o w y c h - is tn ie je jed n a k d obra racja, aby w ie r z y ć , że n ie da się te g o w y k o n a ć 19.

W ydaje się, iż zarówno M organ, jak i Davidson twierdzą, że zjaw iska m ental­ ne są superw enientne względem zjaw isk fizycznych oraz do nich niereduko- walne.

To, co Davidson mówi na tem at relacji superw eniencji m iędzy charakterys­ tykam i m entalnym i i fizycznym i, jest całkow icie zgodne z ideą kow ariancji własności, którą spotkaliśm y u Sidgwicka, M oore’a i H are’a. D okonał on jednak czegoś więcej niż tylko zwykłego przyw ołania idei w cześniejszych autorów. W cytowanym fragm encie Davidson wyraźnie w prow adził dwie nowe, antycypow ane w cześniej w literaturze na tem at em ergencji, kluczow e idee, które m iały zmienić postać późniejszego m yślenia filozoficznego o superw eniencji. Po pierw sze, superw eniencja ma być relacją zależności: to, co jest superw enientne, zależy od tego, na czym superw eniuje. Po drugie, ma to być relacja nieredukcyjna: zależność superw enientna nie może pociągać redukow alności tego, co superw enientne, do jego subwenientnej bazy20.

Davidson miał w łasne racje, aby związać te dwie idee z superw eniencją. Cytowany fragm ent w ystępuje w jego Zdarzeniach mentalnych, zaraz po wysunięciu „monizmu anom alnego” - doktryny, zgodnie z którą zdarzenia m entalne są identyczne ze zdarzeniam i fizycznym i (nawet jeśli nie ma żad­ nych praw łączących w łasności m entalne i fizyczne). Pisząc ten ustęp, D avid­ son próbuje zm niejszyć narzucające się w rażenie, że anom alny monizm nie dopuszcza żadnej istotnej relacji m iędzy atrybutam i m entalnym i i fizycznym i, zakładając dwie izolowane, autonom iczne dziedziny. Jego anomalizm psycho­ fizyczny - twierdzenie, że nie istnieją żadne praw a łączące sferę m entalną z fizyczną - rozdzielił dw ie dziedziny. Tym czasem za pom ocą twierdzenia o superw eniencji D avidson stara się połączyć je z powrotem , chociaż nie tak ściśle, aby przyw rócić nadzieję lub zagrożenie ze strony psychofizycznego redukcjonizm u.

19 M ental Events, s. 214.

20 Zauważcie, że przymiotnik „nieredukcyjny” [nonreductive] jest również niesprzeczny z redukowalnością. Stąd przymiotnik „nieredukcyjny” ma być rozumiany w taki sposób, aby wskazywał stanowisko neutralne, pozbawione zaangażowania w odniesieniu do redukowalności, a nie jako afirmacja nieredukowalności [irreducibility].

(11)

SU P E R W E N IE N C JA JA K O PO JĘC IE FIL O Z O F IC Z N E 205 W każdym razie te dwie idee - zależność i nieredukow alność - zostały ściśle pow iązane z superw eniencją. W szczególności idea, że superw eniencja jest relacją zależności, została tak m ocno obwarowana, iż do dnia dzisiejszego uzyskała status potencjalnej analityczności. Uważam jednak, że jest rzeczą użyteczną oddzielenie od siebie tych trzech idei. Streśćm y zatem trzy dom nie­ m ane składniki lub postulaty nałożone na superw eniencję:

K ow ariancja: W łasności superw enientne są w spółzm ienne ze swymi w łas­ nościam i subwenientnym i. W szczególności nieodróżnialność w odniesieniu do w łasności bazowych pociąga nieodróżnialność w odniesieniu do własności superw enientnych.

Zależność. W łasności superw enientne są zależne lub zdeterm inow ane przez swe w łasności bazowe.

Nieredukow alność. Superw eniencja ma być spójna z nieredukow alnością w łasności superw enientnych do ich w łasności bazowych.

K ow ariancja stanowi oczyw iście kluczowy składnik. K ażde pojęcie superwe- niencji musi zawierać ten w arunek w pewnej postaci. Główny problem doty­ czy zatem relacji m iędzy kow ariancją a dwoma pozostałym i składnikam i - otrzym ujem y w ten sposób dwa zasadnicze pytania. Po pierwsze: czy kow a­ riancja gw arantuje zależność, czy też zależność musi być traktowana jako niezależny, sam odzielny składnik superw eniencji? Po drugie: czy istnieje taka interpretacja kow ariancji, która jest w ystarczająco mocna, aby utrzym ać su- perw eniencję, jako relację zależności, a zarazem wystarczająco słaba, aby nie pociągać redukow alności? M ówiąc ogólniej, pow staje pytanie: Na jakie sposo­ by owe trzy postulaty m ogą zostać pow iązane, aby dostarczyć koherentnego oraz filozoficznie interesującego pojęcia superw eniencji? Nie zaproponuję tutaj definityw nych odpow iedzi na te pytania, poniew aż ich nie znam. To, co nastąpi, stanowi rodzaj zastępczego spraw ozdania z trw ającej pracy (mojej oraz innych osób) nad powyższym i oraz zw iązanym i z nim i zagadnieniam i.

III. T Y P Y K O W A R IA N C J I

W cytow anym wyżej fragm encie Davidson pisze tak, jakby utrzym ywał, że tego typu kow ariancja, którą zakłada m iędzy w łasnościam i m entalnym i i fizycznym i, tworzy m iędzy nim i relację zależności. O znacza to, iż w łasności m entalne są zależne od własności fizycznych na mocy faktu, że - jak w skaza­ no - oba zbiory w łasności są w spółzm ienne. Czy jest to trafna idea? A prze­ de wszystkim : na czym dokładnie polega kow ariancja?

(12)

Okazuje się, że proste sform ułow anie kow ariancji w term inach nieodróż- nialności ma przynajm niej dwie różne interpretacje, jed n ą m ocniejszą od drugiej, zależnie od tego, czy przedm ioty - wybrane do porów nania pod względem nieodróżnialności - pochodzą w yłącznie z jednego świata m ożliw e­ go czy też m ogą pochodzić z różnych światów. M ożemy nazwać je „słabą” i „m ocną” kow ariancją. Niech A i B będą dwom a zbioram i w łasności, gdzie A oznacza w łasności superw enientne, a B w łasności subwenientne. Form ułuję dwie definicje dla każdego typu kowariancji:

Słaba kowariancja I: Żaden św iat m ożliwy nie zaw iera przedm iotów x i y, takich, że x i y są nieodróżnialne w odniesieniu do w łasności ze zbioru B („5-nieodróżnialne”), a zarazem są odróżnialne w odniesieniu do własności ze zbioru A („A -odróżnialne”).

Słaba kowariancja II: Z konieczności, jeżeli dowolny przedm iot m a w łas­ ność F ze zbioru A, to istnieje własność G ze zbioru B taka, że ów przedm iot ma własność G oraz cokolw iek ma G, ma rów nież F.

M ocna kowariancja /: Dla dow olnych przedm iotów x i y oraz dowolnych światów wt i Wp jeżeli x w świecie w i jest B -nieodróżnialny od y w świecie Wj (tzn. x ma w w i dokładnie te B-własności, które y m a w w ) , to x w wt jest A -nieodróżnialny od y w wy

M ocna kowariancja II: Z konieczności, jeżeli dowolny przedm iot m a w łas­ ność F ze zbioru A, to istnieje własność G ze zbioru B taka, że ów przedm iot ma G, oraz z konieczności: cokolw iek ma G, m a rów nież F.

Zarówno dla słabej, jak i m ocnej kow ariancji obie wersje są rów now ażne na gruncie pewnych założeń dotyczących składania w łasności21. W ygodne jest jednak dysponow anie obiem a wersjam i. Jedyna różnica m iędzy m ocną kow ariancją II a słabą kow ariancją II polega na obecności drugiego w yrażenia m odalnego „z konieczności” w pierwszym z nich. Gw arantuje to, że korelacja G - F zachodzi poprzez światy m ożliw e i nie jest ograniczona do danego, branego pod uwagę świata m ożliw ego. W innym m iejscu nazwałem te dwa rodzaje kow ariancji „słabą superw eniencją” oraz „m ocną superw eniencją” . Używam tutaj term inu „kow ariancja”, poniew aż staram się oddzielać ideę kow ariancji od idei zależności. Jest to decyzja czysto term inologiczna. G dy­ byśm y chcieli, nadal możemy się posługiw ać term inologią superw eniencji, a następnie podnieść kw estię relacji m iędzy superw eniencją a zależnością.

21 Por. moje artykuły Concepts o f Supervenience oraz „Strong” and „ G lo b a l” Superve-

(13)

S U P E R W E N IE N C J A JA K O PO JĘC IE FIL O Z O FIC Z N E 207 Jak pow inniśm y rozum ieć „z konieczności” lub kw antyfikację poprzez światy m ożliwe, która w ystępuje w sform ułow aniu kow ariancji? Jestem prze­ konany, że ogólna charakterystyka kow ariancji lub superw eniencji powinna pozostaw ić ten term in jako nieokreślony param etr interpretow any w taki sposób, aby odpow iadał on specyficznym tw ierdzeniom o superw eniencji. Standardowe opcje obejm ują w tym wypadku konieczność m etafizyczną, logiczno-m atem atyczną, analityczną oraz nom ologiczną.

O ryginalne sform ułow ania superw eniencji, pochodzące od H are’a i David- sona, w ydają się neutralne w odniesieniu do słabej i m ocnej superw eniencji. Interesujące jest jednak to, że obaj w yszli od superw eniencji słabej - Hare od superw eniencji m oralnej, Davidson zaś od superw eniencji psychofizycznej. W swoim inauguracyjnym w ykładzie Superweniencją H are twierdzi: „to, co zawsze m iałem na m yśli, nie jest tym, co Kim nazywa «m ocną» superwe- niencją. Jest to raczej bliższe jego superw eniencji «słabej» [...]”22.

Davidson podał ostatnio w yraźne ujęcie pojęcia superw eniencji, o którym mówi, że m iał je w cześniej na myśli:

O pojęciu superweniencji, którego użyłem, najlepiej jest myśleć jako o relacji między predykatem a zbiorem predykatów należących do języka: predykat p jest superwenientny na zbiorze predykatów 5, jeżeli dla każdej pary przedmiotów takiej, że p jest prawdą o jednym, ale nie o drugim, istnieje predykat ze zbioru 5, który jest prawdziwy o jednym z nich, ale nie o drugim23.

M ożemy łatwo potw ierdzić, że jest to sform ułow anie rów now ażne słabej kow ariancji II (jednoelem entow ego zbioru składającego się z p na zbiorze 5).

Hare i D avidson nie są jedynym i, którzy preferują słabą kowariancję. Simon Blackburn posłużył się superw eniencją norm atyw ną jako przesłanką w swym argum encie przeciw ko realizm ow i m oralnem u, opow iadając się za słabą superw eniencją, jako faw oryzow aną przez niego w ersją superw eniencji (przynajm niej w odniesieniu do w łasności m oralnych)24. Na gruncie jego

22 Supervenience, s. 4. Obecna definicja superweniencji Hare’a (s. 4-5) nastręcza pewne trudności, jeśli chodzi o interpretację w terminach naszego obecnego schematu, ponieważ nadal nie relatywizuje on wyraźnie superweniencji, traktując „superwenientny” jako predykat jedno- argumentowy dotyczący w łasności. Istnieje mały problem, czy jego definicja „F jest w łasnością superwenientną” prowadzi do „F jest słabo współzm ienna w odniesieniu do (G, nie-G )” (nie jest dla mnie całkow icie jasne, czy mamy m yśleć o w łasności G jako podlegającej egzystenc­ jalnej kwantyfikacji, czy też jako wyznaczonej kontekstowo).

23 W jego R eplies to E ssays X-XXI, w: E ssays on D avidson: A ctions and Events, ed. B. Vermazen, M. B. Hintikka, Oxford: Clarendon Press 1985, s. 242.

(14)

ujęcia, jeżeli własność F superw eniuje na zbiorze G-własności, to w każdym świecie m ożliw ym zachodzi następująca zależność: jeżeli coś posiada F, to jego totalna lub m aksym alna G-własność (G*) jest taka, że jeśli cokolw iek posiada G*, to posiada F. Blackburn podkreśla, że ostatni uniw ersalny okres warunkowy (jeśli cokolw iek posiada G*, to posiada F) należy traktować jako m aterialny okres warunkowy, odznaczający się siłą m odalną25, co sprawia, że jego pojęcie dokładnie odpow iada naszej słabej kow ariancji II.

IV . K O W A R IA N C J A I Z A L E Ż N O Ś Ć

M óżna przypom nieć, że Davidson tw ierdził, iż to, co m entalne, jest „su- perw enientne lub zależne” od tego, co fizyczne, przez co wydaje się, że używa przym iotników „superw enientny” oraz „zależny” zam iennie, bądź też uważa, iż pierw szy z nich określa sens drugiego. Zobaczyliśm y właśnie, że tym, co - jak sam twierdzi - miał na m yśli, mówiąc o superw eniencji, jest słaba kow ariancja. Pow staje zatem następujące, zasadnicze pytanie: Czy słaba kow ariancja m oże wyznaczyć sens zależności? - lub równoważnie: Czy słaba kow ariancja m oże być form ą superw eniencji, jeżeli superw eniencja ma być relacją zależności?

Słaba kow ariancja nakłada w arunek na dystrybucję własności superwe- nientnych relatyw nie do dystrybucji ich w łasności bazowych. Problem polega na tym, czy w arunek ten jest wystarczająco mocny, abyśmy mogli ją trakto­ wać jako postać zależności lub determ inacji. Jak stw ierdziłem w innym m iej­ scu26 - odpowiedź musi być negatyw na. Nie wchodząc w szczegóły, rozw aż­ my słabą kow ariancję własności m entalnych na w łasnościach fizycznych. Taka kow ariancja jest niesprzeczna z każdą z następujących sytuacji:

University Press 1985. Jego (5) ze strony 49 odpowiada słabej kowariancji II, a (?) ze strony 50 odpowiada mocnej kowariancji II. Jego argument przeciwko realizmowi moralnemu opiera się na akceptacji (S), a nie (?), jako w łaściwej postaci superweniencji moralnej. W artykule

The Supervenience Argum ent Against M oral Realism (w druku), James Dreier nalega na odczy­

tywanie argumentu Blackburna (który akceptuje) jako opartego na mocnej kowariancji. 23 Twierdzenie (S) Blackburna, którego używa do charakterystyki pojęcia superweniencji, jest nieco bardziej skomplikowane. Zawiera ono predykat relacyjny „x stanowi podstawę y ”. Jestem jednak przekonany, że to, co ma na myśli w związku z (5), najlepiej jest odczytywać oraz sformułować ponownie jako definicję „stanowić podstawę”, co jest konwersem „superwe-niow ać”.

(15)

S U P E R W E N IE N C JA JA K O PO JĘC IE FIL O Z O F IC Z N E 209

(1) W św iecie takim samym jak nasz pod względem dystrybucji własności fizycznych - nie w ystępują żadne własności m entalne.

(2) W świecie takim samym jak nasz pod względem w szystkich szczegó­ łów fizycznych - jednokom órkow e organizm y są w pełni świadome, podczas gdy żaden człow iek lub inny przedstaw iciel naczelnych nie przejaw ia w łasno­ ści m entalnych.

(3) W świecie takim samym jak nasz pod względem wszystkich detali fizycznych - wszystko przejaw ia w łasności m entalne w tym samym stopniu oraz tego samego rodzaju.

W szystko to jest m ożliw e na gruncie słabej kow ariancji, poniew aż jej w arunek działa wyłącznie w obrębie danego św iata (w czasie): fa kt, że to, co mentalne, je s t rozłożone w pew ien sposób w jednym świecie, nie ma absolut­ nie żadnego wpływu na to, w ja k i sposób m ogłoby zostać rozłożone w innym świecie. Jedynym warunkiem narzuconym przez słabą kow ariancję jest we- w nątrzśw iatow a zgodność dystrybucji w łasności m entalnych z dystrybucją w łasności fizycznych.

W sposób wyraźny pow oduje to, że słaba kow ariancja jest nieodpow iednią relacją dla każdej tezy o zależności, która odznacza się siłą m odalną lub siłą trybu łączącego. Siła m odalna z pew nością stanow i konieczny aspekt każdego znaczącego twierdzenia o zależności. Jeśli więc m ówimy, że to, co m entalne, zależy od tego, co fizyczne, to uważam , że chcielibyśm y wykluczyć każdą z m ożliw ości (l)-(3 )27.

Inaczej jest w wypadku kow ariancji mocnej: związki w łasność-w łasność, zachodzące m iędzy w łasnościam i superw enientnym i a subw enientnym i, prze­ noszą się na inne światy. Jest to oczyw iste na podstaw ie dwóch w ersji m oc­ nej kow ariancji. Rozważm y wersję II: w zastosow aniu do przypadku psycho­ fizycznego stw ierdza ona, że cokolw iek ma w łasność m entalną M, to istnieje pew na własność fizyczna P, taka, że okres warunkowy „P—>M” zachodzi poprzez w szystkie światy m ożliwe. W spiera to w sposób bezpośredni tw ier­ dzenie, że psychiczny charakter przedm iotu jest koniecznościow o pociągany przez jego fizyczną naturę. Zw iązana z tym tw ierdzeniem siła w ynikania lub koniecznościow ego pociągania zależy od sposobu interpretacji modalnego term inu „z konieczności” - lub alternatyw nie: od tego, po jakich światach m ożliw ych zakładana jest kw antyfikacja (np. czy mówimy o wszystkich świa­

27 Interesujące rozważania na rzecz obrony słabej kowariancji, w związku z materializ­ mem, zawiera artykuł Williama Seagera: Weak Supervenience and M aterialism , „Philosophy and Phenomenological Research”, 48(1988), s. 697-709.

(16)

tach m ożliwych, czy tylko o światach m ożliw ych fizycznie lub nom ologicznie etc.).

Czy jednak m ocna kow ariancja dostarcza nam zależności lub determ inacji? Jeżeli to, co m entalne, pozostaje w relacji mocnej kow ariancji do tego, co fizyczne - czy oznacza to, że sfera m entalna jest zależna od sfery fizycznej lub przez nią zdeterm inow ana? Jak w idzieliśm y, m ocna kow ariancja jest w sposób istotny relacją w ynikania lub pociągania z koniecznością. Zauw aż­ my w stępną różnicę m iędzy pociąganiem z koniecznością a zależnością: za­ leżność lub determ inacja jest zwykle rozum iana jako relacja asym etryczna, a w ynikanie lub pociąganie z koniecznością nie jest ani sym etryczne, ani asym etryczne. M ówim y czasam i o „wzajem nej zależności” lub „wzajem nej determ inacji”. Kiedy jednak nieredukcyjni fizykaliści odw ołują się do super- weniencji, jako sposobu w yrażenia zależności sfery m entalnej od fizycznej, to oczyw iście m ają na myśli relację asym etryczną. Pow iedzieliby oni, że ich teza wyklucza autom atycznie zależność odw rotną - sfery fizycznej od m ental­ nej. „Zależność funkcjonalna” polegająca na tym, że dwie zm ienne stanu danego system u są pow iązane za pom ocą funkcji m atem atycznej, m oże nie być sym etryczna ani asym etryczna. To jednak, czego nam potrzeba, to m etafi­ zyczna bądź ontyczna zależność lub determ inacja, a nie jedynie fakt, że w ar­ tości jednej zmiennej są w yznaczone przez funkcję m atem atyczną od wartości innej zmiennej.

N ietrudno jest pom yśleć o przypadkach, w których m ocna kow ariancja nie jest asym etryczna. Pom yślcie o dziedzinie kul doskonałych28. Pow ierzchnia każdej kuli jest m ocno w spółzm ienna z jej objętością oraz odwrotnie: obję­ tość z jej pow ierzchnią. Nie chcem y jednak pow iedzieć, że jedna z nich jest zależna od drugiej lub ją determ inuje, w tym sensie obu term inów , który im plikuje asym etrię. Istnieje tylko funkcjonalna determ inacja oraz zależność w obu kierunkach. W ahalibyśm y się jednak, czy przypisać m etafizyczną lub ontologiczną zależność na któryś z tych sposobów.

28 Jest to przykład podobny do tego, którym posłużył się Lawrence Lombard w swych interesujących oraz pomocnych rozważaniach o kowariancji i zależności w Events: A M etaphy­

sical Study, London: Routledge, Kegan Paul 1986, s. 225 n. Moje rozważania w iele zaw dzię­

czają Lombardowi, jak również M ichaelowi DePaul: Supervenience and M oral D ependence, „Philosophical Studies”, 51(1987), s. 425-439 oraz Th. R. Grimesowi, The Myth o f Superve­

(17)

S U P E R W E N IE N C J A JA K O PO JĘCIE F IL O Z O F IC Z N E 211

Czy m oglibyśm y otrzym ać relację zależności za pom ocą wymogu, aby w łasności subw enientne nie były rów nież mocno w spółzm ienne z w łasnoś­ ciam i superw enientnym i? Rozważm y następującą propozycję29:

A -w ła s n o ś c i z a le ż ą od f i- w ła s n o ś c i ty lk o w ó w c z a s , g d y A s ą m o c n o w s p ó łz m ie n n e z B , ale n ie o d w ro tn ie; tzn. k ażd e d w a 5 -n ie o d r ó ż n ia ln e p rzed m io ty są A -n ie - o d r ó ż n ia ln e , a le is tn ie ją p rzed m io ty A -n ie o d r ó ż n ia ln e , które są 5 -o d r ó ż n ia ln e .

W w iększości wypadków asym etrycznej zależności w arunek ten wydaje się zachodzić; na przykład to, co m entalne, jest m ocno w spółzm ienne z tym, co fizyczne, jednakże to, co fizyczne, nie jest mocno w spółzm ienne z tym, co m entalne - i podobnie w odniesieniu do tego, co w artościujące oraz opisowe. Co w ięcej, w szystkie te przykłady zakładają duży oraz obszerny system w łas­ ności. Idea byłaby zatem taka, że gdy asym etryczna, m ocna kow ariancja obow iązuje dla dwóch obszernych system ów w łasności, wów czas m oże zostać im przypisana relacja zależności.

Nie jest jasne, czy propozycja ta form ułuje konieczny w arunek dla zależ­ ności. Rozważm y następujący przykład: rodzaje chem iczne (np. woda, złoto etc.) oraz ich składniki m ikrofizyczne (przynajm niej na jednym poziom ie opisu) w ydają się w zajem nie m ocno w spółzm ienne. Przypuszczalnie praw dą jest rów nież to, że rodzaje naturalne są asym etrycznie zależne od struktur m ikrofizycznych. W ydaje się, że nasza m ereologiczna intuicja, iż w łasności m akrofizyczne są asym etrycznie zależne od struktur m ikrofizycznych, w yw ie­ ra duży wpływ na nasze m yślenie, gdyż w yklucza m ożliw ość zachodzenia odwrotnej m ocnej kow ariancji. Przyznaję, że nie jest to przykład wyraźny. Z jednej strony, odw rotna m ocna kow ariancja m ogłaby zostać uniew ażniona poprzez zejście na głębszy poziom opisu. Z drugiej jednak strony, m ożna by utrzym ywać, że nie zachodzi tutaj zależność w żadnym kierunku, gdyż bycie pewnym rodzajem chem icznym je s t właśnie posiadaniem pewnej m ikro­ struktury.

Jeszcze m niej jasne jest to, czy pow yższy projekt form ułuje w arunek w y­ starczający zależności. Istnieją racje, aby m yśleć, że tak nie jest. Jaki jest rzeczyw isty wkład drugiego (dodanego) warunku, zgodnie z którym B nie są w spółzm ienne z A? Jasne jest, że brak m ocnej kow ariancji B względem A gw arantuje, że B nie zależą od A. Oznacza to, że istnieją przedm ioty

iden-29 W The Myth o f Supervenience Grimes rozważa tego typu kryterium i odrzuca je, jako ani konieczne, ani wystarczające. M ożliwe kontrprzykłady, które rozpatruję poniżej, są nie- sprzeczne z argumentem Grimesa, chociaż przedstawia on tylko schematyczne przykłady.

(18)

tyczne pod względem B-własności, ale różne pod względem A-własności. Końcowy rezultat dodanego warunku jest właśnie taki, że B nie zależą od A. Pytanie jest teraz takie: Czy możemy liczyć na to, że A zależą od B, kiedy­ kolwiek A są mocno współzmienne z B, ale B nie zależą od A?

Można by argumentować na rzecz odpowiedzi twierdzącej w następujący sposób: „Mocna kowariancja A i B wymaga wyjaśnienia. Jest wysoce prawdo­ podobne, że każde wyjaśnienie musi się odwołać do asymetrycznej relacji zależności. Tak więc albo A zależą od B, albo B zależą od A; jednakże brak mocnej kowariancji B względem A pokazuje, iż B nie zależą od A, zatem A zależą od B ” .

Argument ten pomija w sposób rażący możliwość, że wyjaśnienie kowa­ riancji A względem B może zostać sformułowane za pomocą trzeciego zbioru własności. Wydaje się zupełnie możliwe, że istnieją trzy zbiory własności A, B i C, takie, iż A i B zależą od C, A są współzmienne z B, ale B nie są współzmienne z A oraz A nie zależą od B 30. Coś w tym rodzaju może się zdarzyć wówczas, gdy zarówno A, jak i B są współzmienne z C, ale B powo­ duje mniejszą zmianę niż A, tak że nieodróżnialność w odniesieniu do B- -własności pociąga nieodróżnialność w odniesieniu do A, lecz nie odwrotnie.

Jako możliwy przykład rozważcie następującą sytuację: Słyszałem, że istnieje korelacja między inteligencją mierzoną za pomocą testu IQ a spraw­ nością manualną. Możliwe, że zarówno sprawność manualna, jak i inteligen­ cja zależą od pewnych genetycznych i rozwojowych czynników oraz że inteli­ gencja jest mocno współzmienna ze sprawnością manualną, ale nie odwrotnie. Gdyby tak było, nie traktowalibyśmy inteligencji jako zależnej lub zdetermi­ nowanej przez sprawność manualną.

Chociaż przedstawiony argument zawiera poważną usterkę, to jednak nie jest bez wartości. Zaobserwowane korelacje własności, w szczególności mię­ dzy dwoma obszernymi systemami własności, domagają się wyjaśnienia. Kiedy nie jest spodziewany żaden trzeci zbiór własności, który mógłby do­ starczyć odpowiedniego („wspólna przyczyna”) wyjaśnienia, może byłoby rzeczą rozsądną przyjęcie relacji bezpośredniej zależności między dwoma rodzinami własności. Zaproponowane kryterium zależnej kowariancji mówi, że jeżeli B nie są współzmienne z A, to wyklucza to możliwość, aby B zale­ żały od A, oraz pozostawia - jako jedyną możliwość - zależność A od B. Kryterium to może zatem być użyteczne w pewnych sytuacjach. Nie może być jednak traktowane, przynajmniej w obecnej postaci, jako „analiza”

(19)

S U P E R W E N IE N C JA JA K O PO JĘC IE FIL O Z O FIC Z N E 213 ności superw enientnej, poniew aż wymagany dalszy w arunek (np. że nie ist­ nieje żaden trzeci zbiór C, od którego A oraz B osobno zależą) sam czyni użytek z pojęcia zależności.

Próbując zdefiniow ać zależność za pom ocą kow ariancji, nie należy oczeki­ wać zupełnego oraz niedw uznacznego sukcesu. Rozw ażcie przypadek zależno­ ści przyczynowej. D ośw iadczenie nauczyło nas, że nie osiągnęliśm y sukcesu, definiując relację asym etrycznej zależności przyczynow ej lub przyczynow ą kierunkowość w yłącznie za pom ocą nom ologicznej kow ariancji zachodzącej m iędzy w łasnościam i lub rodzajam i zdarzeń31; chyba że bezpośrednio odw o­ łujem y się do relacji, która jest w yraźnie asym etryczna, jak poprzedzanie czasowe. Nie spodziew am y się, że pójdzie nam lepiej z zależnością superwe- nientną. Pow yższa propozycja - z dalszym zastrzeżeniem , że m ocna kow a­ riancja zachodzi dla dwóch obszernych zbiorów własności - jest, być może, bliska propozycji najlepszej, która polega na wygenerow aniu zależności z kowariancji. W szystko to prowadzi do konkluzji, że idea zależności - przy­ czynowej bądź superw enientnej - jest m etafizycznie głębsza oraz bogatsza niż to, co m ożna osiągnąć dzięki kow ariancji w łasności, naw et jeśli się ją uzupeł­ ni o zwykłe pojęcia m odalne32.

W iele filozoficznego zainteresow ania, które w yw ołała superw eniencja, opiera się na nadziei, że jest to relacja zależności. W ielu filozofów widziało w niej obietnicę relacji zależności nowego typu, która w ydaw ała się w łaści­ wa, tzn. ani za mocna, ani za słaba, pozw alająca oscylow ać między redukcjo­ nizmem a zwyczajnym dualizm em . To w łaśnie aspekt zależności związany z superw eniencją, a nie kom ponent kow ariancji, może sankcjonow ać wiele filozoficznych im plikacji (dotyczących różnych kwestii) wyprow adzanych z tez o superw eniencji lub z nimi kojarzonych. Często się uważa i twierdzi, że przedm iot ma własność superw enientną, poniew aż lub na mocy fa ktu , że ma odpow iadającą jej własność bazow ą - albo że posiadanie relew antnej w łasno­ ści bazowej wyjaśnia, dlaczego ów przedm iot ma własność superw enientną. W szystkie te relacje są istotnie asym etryczne i wydaje się, że należą do tej

Na temat dalszej dyskusji por. J. M a c k i e, The Cement o f the Universe, Oxford: Oxford University Press 1974, rozdz. 7; D. H. S a n f o r d, The D irection o f Causation and

the D irection o f Conditionship, „Journal o f Philosophy”, 73(1976), s. 193-207, oraz The D irec­ tion o f Causation and the D irection o f Time, „Midwest Studies in Philosophy”, 9(1984), s. 53-

75; T. B e a u c h a m p , A. R o s e n b e r g , Hume and the Problem o f Causation, New York-Oxford: Oxford University Press 1981, rozdz. 6.

32 Czy kontrfaktyczne okresy warunkowe mogą pomóc? Być może; por. np. D. L e w i s,

Causation, „Journal o f Philosophy”, 70(1973), s. 556-567, oraz G r i m e s , The Myth o f Supervenience.

(20)

samej ogólnej rodziny relacji, która obejm uje zależność i determ inację. Jasne jest, że kow ariancja własności sama przez się nie bardziej uspraw iedliw ia użycie „poniew aż” lub „na mocy tego, że” itp. w .opisie tej relacji niż przypi­ sanie jej charakteru zależności. Jeżeli zatem chcem y prom ow ać doktrynę superw eniencji psychofizycznej, zm ierzając do tego, aby objęła ona tw ierdze­ nie o zależności psychofizycznej, to lepiej, żebyśm y byli przygotow ani na opracow anie niezależnego uzasadnienia tw ierdzenia o zależności, które w y­ chodzi poza zwykły fakt kow ariancji w łasności m entalnych i fizycznych.

K ow ariancja w łasności p e r se jest m etafizycznie neutralna. Zależność oraz inne tego typu relacje sugerują ontologiczne oraz eksplanacyjne ukierunkow a­ nie - to, od czego coś zależy, jest ontologicznie i eksplanacyjnie w cześniej­ sze oraz bardziej podstaw owe niż to, co pozostaje zależne. W rzeczyw istości możemy m yśleć o relacji zależności jako relacji w yjaśniającej lub dającej podstawy kow ariancji własności: m ożna np. tw ierdzić, że własności m entalne są w spółzm ienne z w łasnościam i fizycznym i, poniew aż są od nich zależne. Bezpośrednia zależność nie stanowi wszakże jedynego m ożliw ego w yjaśnie­ nia. Jak w idzieliśm y, dwa zbiory własności m ogą być w spółzm ienne, ponie­ waż każdy z nich pozostaje zależny od w spólnego im trzeciego zbioru.

Rezultat jest zatem następujący: lepiej oddzielać elem ent kow ariancji od elem entu zależności w ystępującego w relacji superw eniencji. Nasza dyskusja pokazuje, że kow ariancja w łasności, naw et w postaci „m ocnej asym etrycznej kow ariancji”, nie zapew nia sama przez się zależności. W tym sensie zależ­ ność jest dodatkow ym składnikiem superw eniencji. Oba jednak te składniki nie są zupełnie niezależne, gdyż wydaje się, że praw dą jest, iż: aby istniała zależność w łasności, musi istnieć kow ariancja w łasności. M ożem y dlatego wyróżnić dwie postacie zależności, z których każda się opiera na jednej z dwóch relacji kow ariancji. „Zależność m ocna” wym aga kow ariancji m ocnej, podczas gdy „słabej zależności” w ystarcza słaba kow ariancja. Co musimy dodać do kow ariancji, aby otrzym ać zależność - to interesujące oraz m etafi­ zycznie głębokie pytanie. Jest to pytanie w pewien sposób analogiczne do pytania J. L. M ackie’ego, co musi zostać dodane do zw ykłego związku przy­ czynowego, aby w ygenerować „przyczynowe pierw szeństw o” lub „przyczyno­ w ą kierunkow ość”. M ackie i inni poszukiw ali jednolitego wytłum aczenia, na czym polega przyczynow e pierw szeństw o. Nie jest jednak wcale oczywiste, czy nasze pytanie dotyczące zależności dopuszcza jedn olitą odpowiedź. Jasne jest, że zależność w ym aga różnych wyjaśnień w różnych wypadkach oraz dla każdego przypadku m oże istnieć konkurencyjne w yjaśnienie, dlaczego dana zależność zachodzi. W śród najw ażniejszych przykładów zależności superwe- nientej znajduje się zależność część-cało ść („superw eniencja m ereologiczna”),

(21)

S U P E R W E N IE N C J A JA K O PO JĘC IE F IL O Z O F IC Z N E 215 która m oże stanowić specjalną, bazow ą kategorię zależności. Biorąc pod uwagę superw eniencję sfery m oralnej na naturalnej, klasyczny naturalista etyczny sform ułuje w yjaśnienie w term inach zależności znaczeniow ej lub znaczeniow ego pierw szeństw a; w ytłum aczenie antykognityw isty m oże zakła­ dać rozw ażania na tem at funkcji języka m oralnego (dlaczego w łaściw e ich spełnienie wym aga odpow iednio rozum ianej spójności ocen m oralnych w relacji do sądów opisow ych). W ydaje się, iż pod względem m etafizycznym przypadki te są zasadniczo różne. Uważam , że żadna „analiza” zależności, która stosuje się do całej ich różnorodności, nie rokuje nadziei na rozjaśnie­ nie jej natury. Powrócim y na krótko do tych zagadnień w kolejnym para­ grafie.

V . K O W A R IA N C J A I R E D U K C J A

Jak wcześniej zauważono, głów ną odpow iedzialność za ścisłe pow iązanie superw eniencji z ideą zależności oraz nieredukow alności ponosi D avidson. N ieredukow alność została jednak słabiej zw iązana z superw eniencją niż zależ­ ność. Pow stała w związku z tym kontrow ersja, czy rzeczyw iście superw enien- cja jest relacją nieredukcyjną. W ydaje się, że zw iązanie nieredukow alności z superw eniencją było rów nież następstw em historycznego w ydarzenia polegają­ cego na tym, że M oore i H are - dobrze znani ze swych twierdzeń na tem at superw eniencji tego, co m oralne, na tym, co naturalne - sform ułow ali kla­ syczne oraz wpływowe argum enty przeciw ko naturalizm ow i etycznem u, dok­ trynie, w edług której sfera m oralna jest definicyjnie redukow alna do sfery naturalnej33. Dlaczego więc nie stw orzyć m odelu nieredukcyjnej relacji psy­ chofizycznej na w zór superw eniencji? Jeżeli sfera m oralna m ogłaby super- w eniować na naturalnej, nie będąc do niej redukow alna, to czy sfera m entalna nie m ogłaby superw eniować na fizycznej w podobny sposób?34 M ożliwe jest jednak, że znaczenie „redukcji”, jakie m iał na myśli M oore, gdy argum en­ tował przeciw ko redukow alności sfery m oralnej, jest zupełnie różne od po­ jęcia redukow alności, które jest dziś obecne w filozofii umysłu. M ożliwe

33 M ożliwe, że miał tu m iejsce wpływ doktryny emergencji, zgodnie z którą własności emergentne są nieredukowalne do swych warunków „bazow ych”.

34 Na temat dalszej dyskusji superweniencji w relacji do nieredukcyjnego fizykalizmu por. mój artykuł The Myth o f N onreductive M aterialism (ukazał się w „The Proceedings and Adres­ ses o f the American Philosophical A ssociation”, 1989). [Artykuł został przedrukowany w: J. K i m, Supervenience and M ind, Cambridge: Cambridge University Press 1993, s. 265-284],

(22)

rów nież, że M oore m ylił się, sądząc, że m ógłby mieć superw eniencję bez redukow alności.

Tak zwany argum ent z „otw artej kw estii” M oore’a sugeruje, że ten rodzaj redukcji naturalistycznej, który starał się podw ażyć, to redukcjonizm defin i­ cyjny - tw ierdzenie, że term iny etyczne są analitycznie definiow alne za po­ m ocą term inów naturalistycznych. Poza tym argum ent ten jest skuteczny tylko przeciw ko tw ierdzeniu, że istnieje relacja ja w n ej synonim iczności między term inem etycznym a jego rzekom ą naturalistyczną definicją. Rozw ażm y, co [argument] z otwartej kw estii zam ierza spraw dzić. Dla każdej pary wyrażeń X i Y ustala się, czy m ożna postaw ić zrozum iałe oraz doniosłe pytanie: „Czy w szystko, co jest X, jest rów nież F?” Idea polega na tym, że jeśli X jest definiow alne jako Y (tzn. jeśli X i Y są synonim am i), pytanie to nie jest zrozum iałe (rozważmy: „Czy każdy, kto jest kawalerem, jest rów nież m ęż­ czyzną?” oraz „Czy w szystko, co jest sześcianem , ma rów nież dw anaście kraw ędzi?”). Jasne jest, że rów now ażność logiczna X i Y lub fakt, że - w określonym sensie filozoficznym - X m oże być analizow ane jako Y etc., nie uczyni tego pytania z konieczności niezrozum iałym lub pozbawionym doniosłości. N om ologiczna rów now ażność m iędzy X a T była praw dopodobnie dalszą kwestią, którą M oore m iał na myśli. Tw ierdzi on w yraźnie, że nawet jeślibyśm y znaleźli „fizyczny rów now ażnik” koloru żółtego: pewne w ibracje św iatła - jak wyraża to M oore35 - to owe w ibracje światła nie byłyby tym, co term in „żółty” oznacza. Tak więc anty natural izm M oore’a stanow ił negację definicyjnej redukow alności term inów etycznych do term inów naturalnych, przy czym samo pojęcie definicji jest niezw ykle wąsko skonstruowane.

Rodzaj definicji, jak i miał na myśli Davidson w Zdarzeniach m entalnych, jest - w sposób godny uwagi - szerszy niż redukcja definicyjna w sensie M oore’a. Głównym celem jego antyredukcjonistycznego argum entu jest reduk­ cja nom ologiczna, tzn. redukcja zagw arantow ana przez kontyngentne prawa em piryczne, łączące - oraz, być może, identyfikujące - własności redukow a­ ne z własnościam i stanow iącym i bazę redukcji. Argum ent D avidsona jest podw ójnie skierowany: upadek behaw ioryzm u logicznego w skazuje na nie- osiągalność definicyjnej redukcji sfery m entalnej, a jego własny anomalizm psychofizyczny - doktryna, według której nie istnieją prawa korelujące w łas­ ności m entalne z fizycznym i - pokazuje, że redukcja nom ologiczna również nie jest pew n a’6. M oore pozostałby obojętny w odniesieniu do redukcji

no-35 Principia Ethica, s. 10.

Cytaty

Powiązane dokumenty

nierozsądnie jest ustawić się dziobem żaglówki w stronę wiatru – wtedy na pewno nie popłyniemy we właściwą stronę – ale jak pokazuje teoria (i praktyka), rozwiązaniem

W przestrzeni dyskretnej w szczególności każdy jednopunktowy podzbiór jest otwarty – dla każdego punktu możemy więc znaleźć taką kulę, że nie ma w niej punktów innych niż

Spoglądając z różnych stron na przykład na boisko piłkarskie, możemy stwierdzić, że raz wydaje nam się bliżej nieokreślonym czworokątem, raz trapezem, a z lotu ptaka

Bywa, że każdy element zbioru A sparujemy z innym elementem zbioru B, ale być może w zbiorze B znajdują się dodatkowo elementy, które nie zostały dobrane w pary.. Jest to dobra

Następujące przestrzenie metryczne z metryką prostej euklidesowej są spójne dla dowolnych a, b ∈ R: odcinek otwarty (a, b), odcinek domknięty [a, b], domknięty jednostronnie [a,

nierozsądnie jest ustawić się dziobem żaglówki w stronę wiatru – wtedy na pewno nie popłyniemy we właściwą stronę – ale jak pokazuje teoria (i praktyka), rozwiązaniem

W przestrzeni dyskretnej w szczególności każdy jednopunktowy podzbiór jest otwarty – dla każdego punktu możemy więc znaleźć taką kulę, że nie ma w niej punktów innych niż

Zbiór liczb niewymiernych (ze zwykłą metryką %(x, y) = |x − y|) i zbiór wszystkich.. Formalnie: