• Nie Znaleziono Wyników

Norwidowski romantyzm

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Norwidowski romantyzm"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

Zofia Stefanowska

Norwidowski romantyzm

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/4, 3-23

(2)

I.

R O Z P R A W Y

I

A R T Y K U Ł Y

ZOFIA STEFANOWSKA

NORW IDOW SKI ROMANTYZM

W okół k w estii m iejsca N orw ida w lite ra tu rz e polskiej p a n u je stale pew na niejasność. W system ie organizacji n a u k i k w estia ta m usi być p rak ty czn ie ro zstrzy g n ięta i rozstrzy g a się ją, jak wiadom o, fo rm aln ie w ten sposób, że zalicza się N orw ida do ro m an ty zm u w p ro g ram ach u n i­ w ersyteck ich i szkolnych, w p lan ach w ydaw niczych i podręcznikach. A le podręcznikow ą c h a ra k te ry sty k ę N orw ida zaczyna się zw ykle od in fo r­ m acji, że poeta ten zajm u je „osobne m iejsce”. Bo też kw estia p rzy n ależ­ ności historycznej N orw ida je s t ciągle o tw a rta . Nasze postępow anie p ra k ­ tyczne w yprzedza reflek sję naukow ą: gdzieś tego N orw ida um ieścić trzeba. Może sobie p oeta pozwolić na to, żeby stanow isko N orw ida w śród prądó w literack ich u jąć w fo rm u le: „tw órczy, lecz anachro niczn y uczeń autorów B iblii” b dla h isto ry k a lite ra tu ry fo rm u ła ta k a lub podobna jest nie do p rzyjęcia, bo p a ra liż u je n o rm aln e postępow anie badawcze.

W p racach o poecie p rz y jm u je się więc przew ażnie prow izoryczne założenie, że był on ro m an ty k iem , zarazem jed n ak pospolita jest te n d e n ­ cja do ch arak tery zo w an ia go w sposób wobec pozostałych ro m an ty k ó w polskich k on trasto w y. W h isto rii lite ra tu ry N orw id stanow i n a d a l od­ krycie, zjaw isko w yjątkow e, i to w y jątk o w e bardziej jeszcze niż każdy w ielki tw órca, w y jątkow e w potędze d ru g iej. W konsekw encji takiego, potocznego przecież, w yobrażenia o N orw idzie k ieru je się uw agę b a ­ daw czą n a to, co u N orw ida in d y w id u aln e i niepow tarzalne, n a to, co w yróżnia go z k o n tek stu literackiego epoki, a co może pozostaw ać w zw iązku z w ielką zagadką jego biografii literack iej, b rak iem sukcesu u w spółczesnych. D om inacja tak ich zainteresow ań, o p a rta n a dobrze już zadom ow ionej tra d y c ji k ry ty czn ej (początek dał jej Przesm ycki) i w za­ sadzie pożyteczna, sp raw ia jednak, że w ięcej w iem y o tym , co N orw ida różni, niż o tym , co go łączy, że tru d n o n am w dziele poety śledzić p ra ­ w idłow ości w łaściw e procesowi literack iem u jego epoki.

1 J. P r z y b o ś , Próba N orwida. W zbiorze: N owe stu dia o N orw idzie. War­ szawa 1961, s. 75.

(3)

N ajw y raźn iej jed n a k niew ygoda nauk o w a tej sy tu a c ji u jaw n ia się wówczas, gdy p o d ejm u jem y ogólną c h a ra k te ry s ty k ę ro m an ty zm u pol­ skiego czy p ró bę sk o n stru o w an ia czegoś w ro d zaju m odelu tego okresu, jego poetyki, jego w izji św iata. W ówczas N orw id pozostaje zazw yczaj na stronie. O ro m an ty zm ie polskim w ujęciu sy n tety czn y m m ówi się na ogół pom ijając p isarza, którego w y p ad ało b y zaliczyć do n ajw iększych — obok M ickiew icza i Słow ackiego — p rzed staw icieli tego k ieru n k u . Oczywiście, w szelkie sk ład an ie sy n tezy je st tak że upraszczaniem , elim inacją, ale czy w ty m w y p a d k u nie elim in u je się takiego fra g m e n tu rzeczyw istości lite ­ rackiej, k tó ry dla rozu m ienia ro m a n ty zm u polskiego m a znaczenie is­ totne?

I znow uż łatw o w skazać pow ody takiego postępow ania: koncepcja nauko w a ro m a n ty zm u polskiego form ow ała się w okresie pozytyw izm u, a więc w ted y , kied y N orw ida nie było jeszcze ani w śród w ielkich, ani n a w e t śred n iej m ia ry tra d y c ji ro m an ty czn y ch w k u ltu rz e polskiej. I choć pozytyw isty czne rozum ienie ro m a n ty zm u uległo daleko idącym p rze ­ kształceniom , badacze k ie ru ją się w ty m w zględzie p ew ny m i n ieu św ia­ dom ionym i n aw y k am i m yślow ym i.

W ażniejsze je s t bodaj to, że — h istorycznie rzecz biorąc — w ro m a n ­ tyzm ie polskim nie b yło N orw ida. Gdzieś n a m argin esach ówczesnego życia d ziałał półdziw ak, p ó łg rafo m an C y p rian N orw id, różny zgoła od tego N orw ida, k tó ry dziś w k u ltu rz e polskiej tak w ielk ą odgryw a rolę. A ni w yob rażen ia w spółcześników o jego tw órczości, an i jego fu n k cja w lite ra tu rz e ta m ty c h czasów nie odpow iadają naszym w yobrażeniom i naszym h ierarch io m w arto ści pisarskich. W prow adzenie N orw ida do sy n tezy ro m a n ty zm u polskiego je st więc zabiegiem sztucznym , co nie znaczy, że naukow o n ieu p raw n io n y m lub jałow ym . P rzeciw nie, uw zględ­ n ienie pozycji N orw ida w lite ra tu rz e epoki, choć na re k o n stru k c ji w d u ­ żej m ierze op arte, k o m p lik u je obraz ro m an ty zm u w sposób wysoce po­ żyteczny, u ja w n ia bow iem to, co w ro m an ty zm ie polskim pozostało w stan ie p otencjalności, k tó re j jed y n ą realność stanow ił tom ik poezji, n ik łe b ro szu rk i i p o zatracan e w śród n iep otrzeb ny ch papierów rękopisy.

O kreślając znaczenie p isarza n aw iązu jem y zw ykle do opinii jego w spółczesnych, n a w e t jeśli opinie te w n iejed n y m ko ryg ujem y. Ale w w y pad ku N orw ida i n aw iązyw ać do czego nie m a. H isto ryk lite ra tu ry postępow ać m u si w sposób odm ienny od tego, do którego przyw yk ł. W ar­ to jednakow oż ta k ą pró b ę p rzy w ró cen ia N orw ida jego epoce podjąć, bo niedom ów ienia w kw estii jego m iejsca w h isto rii m ają niedobre konse­ kw encje zarów no dla b adań nad sam ym pisarzem , jak i dla g en eraln ej koncepcji ro m a n ty zm u polskiego.

W arto w ięc rozw ażyć ra z jeszcze zagadnienie sporadycznie dotykane przez w ielu h isto ry k ó w lite ra tu ry , n a jd o b itn ie j chyba sform ułow ane

(4)

N O R W ID O W S K I R O M A N T Y Z M

przez S tan isław a Cyw ińskiego w a rty k u le z r. 1933, S ta no w isko N o rw i­

da w litera tu rze. W zakończeniu swoich w yw odów pisał C yw iński:

Nikt oczyw ista nie będzie umieszczał Norwida w pozytywizm ie, ale trze­ ba zdać sobie sprawę, że jest on ostatnim ogniwem naszej literatury przed- pozytyw istycznej, pisarzem świadomie wyzwolonym z romantyzmu i pre­ kursorem nowych kształtów poezji [...]2.

A rg u m en tację Cyw ińskiego łatw o by było podważyć, przede w szyst­ kim dlatego, że o peru je on bardzo jed n o stro n n ą c h a ra k te ry sty k ą ro ­ m antyzm u. Rzecz w ty m jednak, że od czasu Cywińskiego nie przybyło nam w iele um otyw ow anych propozycji, jak rozw iązać k w estię m iejsca N orw ida w lite ra tu rz e 3.

P ropozy cja m oja jest tylko hipotezą roboczą, operu je zespołem in fo r­ m acji nienow ych, trochę tylko inaczej uporządkow anych. Rzecz to więc dysk u sy jn a i m ożna przeciw niej wytoczyć różne a rg u m en ty . Różne, po­ za jednym , tak im m ianow icie, że nadużyw am pojęcia „polska lite ra tu ra ro m a n ty cz n a ” o b ejm ując nim zjaw iska sprzeczne z p rz y ję tą c h a ra k te ry ­ styką tej epoki piśm iennictw a. Ten w łaśnie arg u m e n t nie m a tu mocy, poniew aż za p u n k t w yjścia rozw ażań p rzy jęłam stw ierdzenie, że k o n ­ cepcja ro m an ty zm u polskiego, k tó rą się na ogół posługujem y, jest, gene­ tycznie rzecz biorąc, „p rzednorw idow ska”, ukształto w ana i dalej k sz ta ł­ cona pod nieobecność poety C ypriana N orw ida.

2 S. C y w i ń s k i , S tanow isko N orwida w literaturze. „Ruch Literacki” 1933, nr 3, s. 41.

3 Odnotować trzeba, że komentarze biograficzne J. W. G o m u 1 i с к i e g o do w ydania Dzieł zebranych z pożyteczną dobitnością (choć bywa, że z uszczerbkiem dla interpretacji wierszy) ukazują kontakty poety ze środowiskiem em igracyj­ nym. Do eksponowania związków Norwida ze współczesnością, a co za tym idzie — rom antycznych aspektów jego twórczości, skłonność m ają ci badacze, którzy zajmują się system em przekonań poety, zwłaszcza jego historiozofią. I tak np. rozprawy A. L i s i e c k i e j (Z problem ów h istoryzm u Cypriana N orw ida. „Pa­ m iętnik L iteracki” 1959, z. 2; R om antyczna „filozofia p rzyszło ści” C ypriana N or­

w ida. W zbiorzè: N owe studia o N orw idzie), choć w konkluzjach sporne, przy­

noszą pouczającą obfitość romantycznych kontekstów m yśli Norwida. W studiach nad poezją zaznaczyła się ostatnio tendencja do poszukiwania zjawisk analogicz­ nych czy nawet inspiracji Norwida — w literaturach obcych, zwłaszcza fran ­

cuskiej.

W niniejszym artykule stosuje się następujące skróty dla poszczególnych edycji utworów C. N o r w i d a : DZ = D zieła zebrane. Opracował J. W. G o m u- l i c k i . W arszawa 1966; P P = P ism a p olityczn e i filozoficzne. Zebrał i ułożył Z. P r z e s m y c k i (M i r i a m). Wydał i przedmową poprzedził Z. Z a n i e - w i c k i . Londyn 1957; PZ = Pism a zebrane. Wydał Z. P r z e s m y c k i . W arsza­ w a 1911; WP = W szy stk ie pism a po dziś w całości lub fragm entach odszukane. W ydanie i nakład Z. P r z e s m y c k i e g o . W arszawa 1937— 1939. Liczba (lub li­ tera) przed przecinkiem wskazuje tom, liczba po przecinku — stronicę.

(5)

N ajb ard ziej rozpow szechnione w izeru n k i N orw ida u k a z u ją nam czło­ w ieka podeszłego w iekiem . N ależy do nich np. m alo w any n a krótko p rzed śm iercią poety p o rtre t pęd zla P a n ta le o n a S zyndlera, p rzed staw iający m a ­ jestatycznego, b rodatego starca. P odobny p o rtre t w łasn y n a k re ślił sam N orw id opisując przygodę, ja k a sp o tk ała go w czasie oblężenia P a ry ż a w r. 1870: „G łuchy, chory, sm u tn y , zam yślony, z k a rn e te m i ołów kiem w ręk u , w lazłem gdzieś, a ktoś zaw ołał »espion prussien« [...]” 4. K iedy m yślim y o N orw idzie, w y o brażam y go sobie zw ykle w łaśnie tak : jako sta rc a zagubionego w w ielkim , ru ch liw y m m ieście.

A przecież. Przecież kied y N orw id u m ie rał w Z akładzie Ś>w. K azi­ m ierza, m iał la t n iesp ełn a 62. N a w spółczesne nam sto su nk i jest to jesz­ cze w iek p rze d e m e ry ta ln y . D odajm y, że do tego p rz y tu łk u tra fił po eta jako człow iek 55-letni. N aw et jeśli uw zględnić p o p raw k ę historyczną, niezbędną z uw agi n a sta ty sty c z n e p rzed łużen ie się życia ludzkiego i okresu ak ty w n o ści zaw odow ej, ud erzające jest, jak prędko, jak w cześ­ nie sta rz eje się N orw id. O trzy d ziesto k ilk u letn im poecie znajom y z la t w arszaw skich pow ie: „ istn a ru in a tego, co było: d aw n a dum a, daw na pew ność siebie s ta rte nieszczęściam i i w a lk ą ” 5. O kreślen ie „ ru in a ” coraz częściej k rą ż y w okół N orw ida. U żyw a go i sam poeta. Ju ż w r. 1853 pi­ sze z A m eryki: „W am ja, z g ó r y / S a m e g o s i e b i e r u i n , m ó­ w ię [...]” 6. A po pow rocie z A m eryki! Ileż w listach i w ierszach w yznań św iadczących o poczuciu klęski, w łasn ej anachroniczności, niedostosow a­ n ia do now ych czasów i ludzi, p rzynależności do h isto rii m inionej.

A przecież ta k niew iele la t up ły n ęło od św ietnego w arszaw skiego d e­ b iu tu N orw ida, k ied y to chw alony p rzez k ry ty k ę , ceniony w salonach, zdaw ał się stać u progu w ielkiej k a rie ry litera c k ie j i a rty sty c z n e j. Co spraw iło, że po ta k ie j b ły sk o tliw ej m łodości n a stą p iła od raz u niem al s ta ­ rość przedw czesna? Po p ierw szy ch sukcesach — osam otnienie? Dlaczego b ra k w biog rafii N orw ida la t d o jrzałej tw órczości nie dla potom nych, ale dla w spółczesnych? Dlaczego poeta, skoro tylko p rze stał „dobrze się za­ po w iadać”, z araz w szedł w rolę „ ta le n tu zm arn ow an ego ” , tego, k tó ry zaw iódł n ad zieje i je st ru in ą? Dlaczego b iografia N orw ida skład a się tylko z m łodości i starości? S taw iam więc p y tan ie , k tó re sam po eta zam knął w d ram a ty c z n e j form ule:

M łodość — czy dniem siw izny?

('Tym czasem )

4 List do L. M ierosław skiego. WP 9, 230.

5 J. B. D z i e k o ń s k i w liście z 5 III 1855. List ten przytacza P. W i l - k o ń s k a (Moje w spom nien ia o życiu to w a rzysk im w W arszaw ie. Warszawa 1959, s. 319).

6 P ie rw szy lis t, co m nie doszedł z Europy. Ten i inne w iersze Norwida cy ­ tuję w edług DZ, jeśli n ie zaznaczono inaczej.

(6)

N O R W ID O W S K I R O M A N T Y Z M

Różnie m ożna odpow iadać n a takie p y tanie. P rzy czy ny szukać m oż­ na w ro zm aity ch okolicznościach biografii N orw ida: od m iłości fata ln e j, przez in d y w id u aln e cechy c h a ra k te ru , aż po stan „naszego biednego k r a ­ ju ”. We w szystkich odpow iedziach będzie zapew ne coś z racji. W tej chw ili jed n ak chciałabym zastanow ić się n ad k w estią tro ch ę inną: czy w tym życiorysie złożonym z sam ej m łodości i starości nie u jaw n ia się pew ne praw idło ogólniejsze?

L ite rac k a młodość N orw ida nie n astręcza w zasadzie kłopotów k la ­ syfikacyjnych. Po rozpraw ach M akowieckiego i Szm ydtow ej, po kom en­ tarz ac h Przesm yckiego i Gom ulickiego —■ stanow isko m łodego N orw ida n a m apie poetyckiej p rzed staw ia się jasno. W okresie w arszaw skim jest N orw id jedn y m z pokolenia m łodych rom antyków , tego pokolenia, dla którego pow stanie listopadow e stanow iło przew ażnie w spom nienie dzie­ ciństw a, a k tó re debiutow ało gdzieś około roku 1840. B ył N orw id n a j­ św ietniejszy m spośród d ebiutantów , ale jego ówczesna poezja ujaw nia w y raźnie tę pokoleniow ą przynależność.

Rozpoczynał więc N orw id zawód poetycki w raz z całą g ru p ą pisarzy, k tó ra m iała swój w łasn y pro g ram i poczucie w łasnej m isji literack iej. Nie chodzi tu o tak ie grupy, ja k C yganeria czy E n tuzjaści i E n tu zjastk i, do nich tru d n o N orw ida zaliczyć. Chodzi o tę w spólnotę p ro g ram u i p ra k ty k i poetyckiej, k tó ra łączyła całą ówczesną „m łodą piśm ienność w arszaw sk ą” .

M ożna więc w ju w en iliach N orw ida zaobserw ow ać nie tylko p rze­ błyski oryginalnego tale n tu , ale i właściwości w spólne jego rów ieśnikom . J e s t to — że p rzypom nę pokrótce — poezja o w y raźny m p iętn ie epigo- nizm u, poezja pow ielająca klisze sy tu acy jn e i obrazow e wczesnego, przedlistopadow ego rom an ty zm u . S ta m tąd też czerpie podstaw ow e k a te ­ gorie problem ow e, tak ie jak k o n flik t p o ety ze św iatem , ideału z rzeczy­ w istością. Młode pokolenie rom antyczne, uległe a u to ry te to w i w ielkich poprzedników , przek ształca jed n ak — zrazu nieśm iało — odziedziczone schem aty, tak aby d ały się w nich zaw rzeć jego w łasne, now e p ro ble­ m y. Nie odrzuca więc jeszcze w ym ienionych układów opozycyjnych, ale s ta ra się nagiąć je do w łasnych potrzeb. Proces te n zachodzi na drodze w prow ad zan ia now ych pu n k tó w odniesienia, takich m ianow icie, k tó re w p rz e ję ty u k ład opozycji w chodzą jako człon m ediacyjny, łagodzą n a ­ pięcie m iędzy p rzeciw ieństw am i, a co za tym idzie, zm ieniają ich cha­ ra k te r. T aką fu n k cję m ediacy jn ą p ełni przede w szystkim hasło czynu, pracy, działania, k tó re zbliżać w inno do rzeczyw istości fa ta ln ie odległy ideał. Hasło czynu wchodzi w różne zw iązki znaczeniow e, często jednak tow arzyszą m u aluzje p atrio ty czne, i w ted y w ezw anie do w cielenia id ea­ łu w rzeczyw istość n ab iera c h a ra k te ru program ow o politycznego.

(7)

ań-stwo, odpow iednik w czesnorom antycznego k u ltu ludowości. K o n k re ty z u ­ je się ono w p ostaci opozycji m iasto— wieś, p rz y czym w ieś w y stęp u je jako dom ena w artości a u te n ty czn y ch : p racy, szczerości uczuć, zw iązku z n a tu rą i z Bogiem, a także, m a się rozum ieć, jako re z e rw a t tra d y c ji i n a tc h n ień narodow ych. R ysuje się w ty m te n d e n c ja do reh a b ilita c ji rzeczyw istości, codziennego życia p ro sty c h ludzi. W tech nice poetyckiej tow arzyszą jej prób y n o b ilitacji potocznego szczegółu, a więc w zbogace­ nia — nieśm iałego na razie — tra d y c y jn e j re k w iz y to rn i literack iej. Obcy, zim ny św iat, k tó re m u p rzeciw staw ia się ro m an ty czn y indyw idualista, utożsam ian y je st często z m iastem , a ju ż zw łaszcza z salonem , w k tó ry m skupia się to w szystko, co jest pozorem , m isty fik acją, b rak iem szczero­ ści. Nie trz e b a dodaw ać, że w a ru n k i cen zu raln e sp rz y ja ją u trw a le n iu konw encji i opóźniają zary so w an y tu proces p rzek ształceń poezji m łode­ go pokolenia.

N ietru d n o zauw ażyć, że n iek tó re ze sch arak tery zo w an y ch tu pośpiesz­ nie m otyw ów pozostaną n a trw ałe w tw órczości dojrzałego N orw ida. Z a­ chow a on np. k u lt M alczew skiego, k tó ry — jako ty p zapoznanego przez w spółczesnych tw órcy — p ełn ił fu n k cję p a tro n a drugiego pokolenia ro ­ m antyków . K rótko m ówiąc, m łody N orw id nie jest jeszcze żadnym sa ­ m otnym fenom enem , przeciw nie, dobrze nam p asu je do określonej fazy ro m an ty zm u polskiego.

P ierw szy m znaczącym ak tem p ro te s tu N orw ida przeciw au to ry teto w i starszego pokolenia jest rzy m sk ie starcie się z M ickiew iczem jako p rz y ­ wódcą legionu w łoskiego. D la N orw ida m a ono znaczenie d e k la ra c ji w łas­ nej niezaw isłości ideow ej: „W idzieć się p rzym uszonym ta k w ielkiej sła ­ wie naro do w ej i siw ym w łosom p raw d y gorzkie słowa pow iedzieć [...]” 7. N iezależnie jed n a k od in te rp re ta c ji, jak ą m u n adał sam poeta, epizod ten da się odczytać jako k o n flik t dw óch ówczesnych o rie n tac ji p o lity cz­ nych, k o n flik t, że ta k pow iem , w ew n ątrzro m an ty czn y . P o staw a N orw ida nie je st odosobniona, przeciw nie, tłu m aczy się w dużej m ierze w pływ am i zm artw y ch w stań có w oraz in sp irac ją ideow ą K rasińskiego i C ieszkow skie­ go. To samo pow iedzieć trz e b a o k ry ty c e m esjan izm u M ickiewicza, k tó ­ ra pojaw ia się wów czas w listach, u lo tk ach politycznych, w Zw olonie.

Z poglądam i K rasińskiego i Cieszkow skiego zgodne je st N orw idow skie

rozum ienie tow iańszczyzny jako „ ra d y k alizm u m isty czn ego ”, „kom uniz­ m u ”, „p an slaw izm u ”, „S yn ag o g i” 8. W ów czesnej poety ckiej publicystyce N orw ida (W igilia, Jeszcze słowo, P ieśń społeczna z r. 1849 i w y d an a do­ piero w r. 1864 N iew ola) k o m en ta to rz y p rzek on yw ająco pokazali zw iąz­ ki z filozofią Cieszkow skiego, w p ły w y K rasińskiego, n a w e t stylistyczne,

7 List do J. Skrzyneckiego, z 15 IV 1848. WP 8, 41.

8 W yrażenia z listu do Skrzyneckiego (jw.), a także z listu do J. B. Z ale­ skiego, z 24 IV 1848 (PW 8, 42—44).

(8)

N O R W ID O W S K I R O M A N T Y Z M 9

naw et w ersyfikacyjne. Pod takim p a tro n a te m rozpoczyna N orw id swój em igrancki zawód. P o jaw iają się w jego w ypow iedziach h a sła p ro g ra ­ m owe zbieżne z tym i, wokół k tó ry ch Cieszkowski organizow ał sw oją k ry ty k ę heglizm u. A więc hasło czynu (ale nie „ ta tarsk ie g o ”), re h a b ilita c ji jednostki („filozofię uczłow ieczyć” s), in icjaty w y historiotw órczej czło­ wieka, zw7ro tu do rzeczyw istości, do k o n k retu , do p rak ty k i. Ale w kon­ tekście pism N orw ida hasła te, analogiczne do p o stu latów filozofii n a ro ­ dowej, usam odzielniają się niejako i wchodzą w inne związki, zaczy­ n a ją pełnić in n e funk cje. P u n k te m odniesienia, k tó ry m dla takiego Ciesz­ kowskiego była filozofia Hegla, dla N orw ida jest — i to z upływ em la t ry su je się coraz w yraźn iej — rom antyzm polski, ro m an ty zm m ickiew i­ czowski. Z nam ienn e p rzy tym , że k ry ty k a takiego ro m an ty zm u rozw ija się niezależnie od osobistego szacunku N orw ida dla M ickiewicza, nieza­ leżnie n a w e t od w ysokiej oceny historycznej roli jego twórczości. H asła w yw oław cze tej k ry ty k i: „czy n ”, „rzeczyw istość”, „człow iek” , odznaczają się daleko idącą wieloznacznością, dlatego też w w a ru n k a ch polskich wchodzić m ogą w różne kon tek sty , sygnalizow ać zarów no opozycję wo­ bec Hegla, jak i opozycję wobec swoiście rozum ianego rom anty zm u .

Znam ienne, że tę dwoiście k ry ty czn ą fu n k cję w spom nianych haseł uśw iadam iał sobie w jakim ś stopniu i sam N orw id. W L istach o e m i­

gracji z r. 1849 w spólnym zarzu tem fatalizm u historycznego objął filo­

zofię niem iecką i „m istyczne Polski u w ażan ie” (a więc m esjanizm ):

Filozofia niem iecka, w krytycyzmu swego sam owładztwie ułożyw szy prze­ szłości ciąg logiczny, i orzekłszy gdzie się zatrzymała, nie obowiązując do n i­ czego prócz do książki zamknięcia: „tak (powiada) musiało być koniecznie i tak się też koniecznie jakoś stało”.

A m istyczne Polski uważanie (w niew łaściw ym użyciu), lubo rozumo­ wem u sam ow ładztwu najgorliwiej przeciwnie, d o t y c h ż e d o c h o d z i r e z u l t a t ó w . I dlatego powiadam, że jest błędnie lub niezdrowo użyte — i że nie obowiązuje do niczego. I że jest niewczesne, i że czcze... [PP, 25]

R om antyzm , k tó rem u p rzeciw staw ia się Norwid, różni się od naszego dzisiejszego rozum ienia M ickiewiczowskich idei i M ickiewiczowskiej p r a ­ k ty k i poetyckiej. P rzedm iotem k ry ty k i N orw ida jest tak i rom antyzm , na k tó ry skład a się m esjanizm i p o stu la t m arty ro log ii (gwałt na O p atrzn o ­ ści), w yłączność narodow a i pom ijanie problem ów ogólnoludzkich 10, le k ­

9 O Juliuszu S łow ackim , WP 6, 143.

10 List do W. Zam oyskiego, z lutego 1864. WP 8, 481—482: „Cała Polska uważała M ickiew icza i uważa go dotąd za n a r o d o w e g o pisarza — jego, który był w y ł ą c z n y m tylko, ale nie n a r o d o w y m ! Narodowość nie jest w yłącz­ ność, ale jest to siła przywłaszczania sobie tego w szystkiego, co do postępowego rozw inięcia żyw iołów w łasnych potrzebne i konieczne jest”. W tych samych dniach zapisał Norwid takie określenie narodu (list do M. Sokołowskiego. WP 8,

(9)

cew ażenie jed n o stk i i negow anie ciągłości b y tu n aro d u niew olnego, ode­ rw a n ie od rzeczyw istości i czasu teraźniejszego, jed n o stro n n y sp iry tu a - lizm i p o garda dla ciała, dla k ształtu^ dla m ate rii. Cokolw iek dziś po­ w iedzielibyśm y o tej k ry ty c e ro m an ty zm u , nie ulega w ątpliw ości, że dla w spółczesnych jej ad res był czytelny.

O pozycja wobec M ickiew icza sta je się p u n k te m w y jścia p ro g ram u po­ zytyw nego, zarów no ideow ego jak i literackiego. Z n am ienn a jest te n d e n ­ cja N orw ida do tra k to w a n ia ro m a n ty zm u polskiego jako zam kniętej już, zakończonej epoki i — k o n sek w en tn ie — do staw ian ia w łasnej osoby i w łasnego p ro g ra m u poza ro m an ty zm em . Ów z ew n ętrzn y stosunek do ro m a n ty zm u obserw ow ać m ożna w y raźn ie w c h a ra k te ry sty c e sta n u lite ­ r a tu r y narodow ej, k tó re j pośw ięcona je s t przedm ow a do N iew oli, pisan a jeszcze w ro k u 1848. P rzy p o m n ę jej fra g m en t:

Od pam iętnej utarczki tak zw anych r o m a n t y k ó w z tak się zow iący- m i k l a s y k a m i , czyli raczej, naówczas, n a t c h n i e n i a z f o r m a l n o ­ ś c i ą , literatura polska w k r a j u zstępow ała do ludu, namnożyła zbiera­ czy podań, przysłów, pieśni, obyczajów: zdawałoby się, iż Pom peję żywą pod nogami sw obodnie przechadzających się postrzegła. — Taż literatura z a g r a ­ n i c ą zstępow ała w ducha człowieczego — badając się w nętrzności jego 480): „ n a r ó d s i ę s k ł a d a n i e t y l k o z d u c h a , k t ó r y s i ę r ó ż n i z i n n y m i , a l e i z t e g o , c o ł ą c z y . . . ”. W cześniejsze o kilkanaście lat określenie z P rom ethidiona brzm i (PZ A, 175):

Naród bowiem składa się — z tej sfery dolnej, która g o r ó ż n i o d d r u g i e h...

i z tej górnej, c o ł ą c z y g o z d r u g i m i . . . A le łączy g o , a nie siebie...

Z porównania tych dwóch określeń w ynika, że nastąpiło p ew ne przesunięcie przycisku z tego, co różni, na to, co łączy. Istotnie, w w ypow iedziach z okresu W iosny Ludów broni Norwid autonom ii narodu jako w łaściw ego podmiotu historii, przeciw staw iając tę koncepcję z jednej strony heglizm ow i i socjalizm owi utopij­ nemu, z drugiej strony m ickiew iczow skiem u m esjanizm owi. H eglizm ow i zarzuca Norwid (podobnie jak przedstaw iciele filozofii narodowej), że narody, które „żyją, cierpią, drgają”, zastępuje abstrakcyjną ideą ludzkości ([Rasa, naród, ludzkość

i życie], PP, 35 i 39): ,,I dlatego c z a s gw ałcić —■ to jest, n a r ó d m inąw szy, w ostateczne Ludzkości rozw cześnienie się ciskać, — ideologią jest niem iecką albo doktrynerstwem , albo szałem Francuzowi jedynie przyzw oitym ”. Ciekawe, że tak sform ułowanego prin cipiu m historiozoficznego używa Norwid jednocześnie jako argum entu przeciwko m esjanizm owi. Towiańczycy, zdaniem poety ' (list do Skrzyneckiego. W P 8, 42), „ N a r ó d biorą za p l e m i ę ”, plem ię zaś, pisał Norwid w tej samej rozprawie o rasie, narodzie i ludzkości (PP 39—40), „ p l e m i ę (mo­ ralnie rzecz biorąc) jest p r z e c z e n i e m , jest odłączeniem, jest n ega­ cją — [...] j e s t , b o s i ę r ó ż n i , ale siły złączenia pod karą śm ierci m ieć nie m oże”. W latach późniejszych kierow any przeciw M ickiew iczow i zarzut „w y­ łączności” tracić będzie m otyw ację historiozoficzną na rzecz sp ołeczno-cyw iliza- cyjnej.

(10)

N O R W ID O W S K I R O M A N T Y Z M 1 1

dziwnych, i dała początek filozofii, a otoczona spółeczeństwy, które, za­ trząsłszy się w posadach, najżywotniejszych tknęły pytań, przekw itnęła w m i s t y c y z m i umilkła, tak jak siostra jej w kraju, w yzbieraw szy perły ducha ludu.

Teraz — po tym d u c h o w y m , po tym przeciw-form alnym obrobieniu, literatura ta, nie w ątpię, c z y n n y przyjmie kierunek [...]. [PZ A, 223—224]

A d alej:

Ażeby w ięc literatura polska poszła dalej i nie zatrzymała się przesytem jednoistronności otrzymanej, a następnie w manieryzm n ie upadła, [...] ażeby, m ówię, w sferę drugą (na w stęp ie do której stoi dzisiaj)), w sferę l i t e r a - t u r y - c z y n u w eszła, należy niezwłocznie się opatrzyć w tym to narodo­ w ym całokształcie obowiązującego organizmu [...]. [PZ A, 225]

W yraźniej jeszcze pro g ram N orw ida w yłożony jest w przypisie do

Prom ethidiona, gdzie p oeta pow iada: „P rzekonałem się, że uczucie h a r ­

m onii m iędzy treścią a form ą życia będzie u nas posadą sz tu k i”, p rzy czym objaśnia, że klasycyzm to jest form a, a ro m an tyzm to treść (PZ A,

168).

A więc coś jak b y triad yczn e rozum ienie rozw oju lite ra tu ry : od tezy, czyli klasycyzm u, czyli form y — przez negację, czyli rom antyzm , czyli treść — do „harm on ii treści i fo rm y ”, do syntezy. Synteza, znow u hasło program ow e m yśli ówczesnej.

Sądzić by m ożna, że ta fo rm u ła ro m an ty zm u polskiego, ujm ow anego w r. 1851 w kategorie w alk i klasyków z ro m an ty k am i, jest anachronicz­ na. Na ileż to la t w cześniej pisał M ickiewicz do K ajsiew icza:

W każdym przypadku ostrzegam, żebyś z przedmowy w yrzucił w szystko, co się ściąga do w alki klasyków, rom antyków, Osińskiego etc.; są to rzeczy m ałe i dawne — um arłe już i pochowane n .

Dodać jed n ak trzeba, że to M ickiewicza w łaśnie stać było na ta k i his­ toryczny d ystan s wobec w yd arzeń , k tó ry ch głów nym był aktorem . K ie­ d y N orw id podejm ow ał m otyw w alki klasyków z ro m an ty k am i jako w yznacznik sy tu acji swojego pokolenia, postępow ał zgodnie ze św iado­ mością rów ieśników , dla któ ry ch ten k ieru n e k poszukiw ania w łasnej t r a ­ d y cji okazał się n a tu ra ln y .

Nie przy p ad k iem więc pojaw ia się u N orw ida koncepcja ro m an ty zm u jak o re a k c ji na klasycyzm . J e s t ona w yrazem in te n c ji zew nętrznego spojrzenia n a rom an tyzm , re z u lta te m ujm ow ania go w ram a ch nie już teraźniejszości, ale h istorii. I znam ienne, że tem u w ysiłkow i w yjścia po­ za ro m an ty zm tow arzyszy p o stu la t n aw iązania — ponad głow am i w iel­ kich ro m an ty czny ch ojców — do puścizny klasycznych dziadków . Dla

11 List z 31 X 1835. A. M i c k i e w i c z , Dzieła. W ydanie Jubileuszowe. T. 15. Warszawa 1955, s. 150—151.

(11)

p ro g ram u literackiego N orw ida p o stu la t znaczący, n a w e t gdyby nie m iał konsekw encji w jego p ra k ty c e poetyckiej. A sądzę (to te m a t osobny), że m iał je.

D rugim w ażnym m otyw em m yślow ym przytoczonej przedm ow y do

N iew oli jest przek o n anie, że coś się nieodw ołalnie W lite ra tu rz e polskiej skończyło, że pod grozą jałowości, m an iery zm u, epigoństw a, m usi ona w ziąć in n y kieru n ek . A zarazem trud n o ść w y tk n ięcia tego k ieru n k u , tru d n o ść w sk azan ia sposobu ren o w acji — skoro sposobem ty m m a być ożenienie klasy cy zm u z ro m anty zm em .

A le przecież przedm ow a do N iew oli nie je st jed y n y m sform uło w a­ niem nowego p ro g ra m u poetyckiego, nie jest jed y n y m m anifestem no­ w ej szkoły. Przeciw nie, m ożna powiedzieć, że m an ifesty tak ie p u b lik u je N orw id w ielo k ro tnie. Ja k o m an ifesty p rogram ow e dadzą się odczytać

P ro m eth idio n (1851) i ro zp raw a O sztu ce (dla P olakó w ) (1858), odczyty

O J u liu szu S ło w a c k im (1861) i w reszcie tek st, którego program ow ość N orw id podnosił z całą mocą, a k tó ry do w spółczesnych już nie do­ ta r ł — p rzedm ow a do V a d e -m e c u m (1865). P rzed m o w a-m an ifest i tom ik- -m an ifest, p rzeznaczony n a „zrobienie s k r ę t u k o n i e c z n e g o w p o e z j i p o 1 s к i e j ” 12, i w reszcie ty tu ł-a p e l: „idź za m n ą ” , idź za

m ną, czy teln ik u , idź za m ną, poezjo polska.

Otóż w szystkie te m an ifesty zorganizow ane są w jak iś sposób w okół k ry ty k i rom an ty zm u , w szystkie w y su w ają p o stu la t przezw yciężenia jego antynom ii. T aka fu n k c ja p rzy p a d a przecież w P rom eth idio nie sztukom plastycznym . One w edług N orw ida re p re z e n tu ją k ształt, w cielenie, kon ­ k re t i dlatego m a ją dokonać sy n tezy idei (która jest „upiorow ym m y śle­ niem m y ślen ia” (P Z A, 146)) z życiem . Zw iązanie tw órczości a rty s ty c z ­ nej z pracą i zarazem p rzy w rócen ie p ra c y c h a ra k te ru tw órczego p rz e ­ zw yciężyć m a ro m a n ty cz n ą opozycję m iędzy tw órcą a odbiorcą, bo tw órca wchodzi w rolę odbiorcy, odbiorca w rolę tw órcy („stąd i słu ­ chacz, i w idz jest a rty s tą , / Lecz p r y m e m ten, a ow y niezbędnym chórzystą; / W ięc stąd chó rzy sta w in n ej p r y m e m jest operze [...]” (P Z A, 141)). S z tu k a m a pełnić w ielo rak ie fu n k c je m ediacyjne: m iędzy ziem ską eg zystencją a Boskim pow ołaniem człow ieka, m iędzy p racą um ysłow ą a p ra c ą fizyczną, m iędzy odrębnością narodow ą (w yrażającą się w folklorze) a u n iw e rsa ln ą k u ltu rą ludzkości. S ztu k a m a być ele­ m en tem in te g ru ją c y m cyw ilizację, k tó ra „dziś jest [...] rozdział duszy z ciałem , czyli śm ie rć ” (PZ A, 178).

A więc — w opozycji do e ste ty k i ro m an ty czn ej — sztu k a sp ro w a ­ dzona na ziem ię, sk o jarzon a z rzem iosłem i przem ysłem . Ale zarazem — sztu k a bardzo ro m an ty czn ie absolutyzow ana jako w artość n ad rzęd n a

(12)

N O R W ID O W S K I R O M A N T Y Z M 13

л niezależna, w olna od fu n k cji rozryw kow ych i dydakty czny ch (,,nie jak zabaw ka, ani ja k n a u k a ” {PZ A, 150)). „ P i e ś ń a p r a k t y c z ­ n o ś ć — jed n o” (PZ A, 144), ale przecież postulow ana w P rom ethidio-

n ie działalność p rak ty c zn a m a sens w ram ach eschatologicznie rozum ia­

nej h isto rii i jest w istocie p rogram em p rzyw rócenia p rac y jej fu n k cji ekspiacyjnych. Tak więc an ty ro m an ty czn y w in te n c ji p o stu la t zw rotu do rzeczyw istości w łączony je st w typowo ro m anty czn ą koncepcję fin a l­ n y ch celów człowieka.

Z atrzy m ałam się dłużej n ad P rom ethidionem , ale rzecz m a c h a ra k te r ogólniejszy. Bo jest to podstaw ow a właściwość reflek sji filozoficznej N orw ida: napięcie m iędzy p rak ty czn o -realn y m k ieru n k iem jego poglą­ dów na sztukę, społeczeństwo, cyw ilizację a sym bolicznym znaczeniem , jakiego n ab iera p rak ty czn a realność w ro m an tyczn ym system ie historio ­ zoficznym . Je st u N orw ida sta le niejako obecna dążność do w yjścia po­ za ro m an ty zm i b rak takiego w yjścia. K ilka przykładów .

B ohater N orw ida, k o n stru o w an y w jaw n ej opozycji wobec ro m a n ­ tycznego in d y w idu alisty , u m yślnie bezim ienny, jed en z w ielu, każdy,

q uidam , x . A zarazem tak a koncepcja losów b ohatera, k tó ra nieu ch ro n ­

n ie staw ia go w ro m an ty czn y m konflikcie ze zbiorowością.

U jm ow anie h isto rii w kateg o rie przełom ów cyw ilizacyjnych, z roz­ m y śln ą elim inacją n arod u jako podm iotu dziejów w łaściw ego h istorio- zofii ro m an ty czn ej. I zarazem los Polski parab o lizu jący się w un iw ersali- stycznie zakrojonej w izji historii.

P o stu la t trzeźw ości, działalności p rak ty czn ej, m odernizacji życia pol­ skiego, frazeologicznie często zbieżny z pro g ram em p rac y organicznej. I zarazem podporządkow anie tego p o stu la tu eschatologicznie zoriento­ w a n e j historiozofii, co spraw ia, że daje się on w ykładać jednocześnie jak o p ro g ram refo rm isty czn y i jako n akaz to taln ej odnow y człow ieka 13. W yczulenie na aktualność, stałe dążenie do n aw iązania k o n tak tu z chw ilą bieżącą. I zarazem nieu ch ro n ne pozbaw ianie aktu alno ści jej ak tu a ln eg o c h a ra k te ru — przez oglądanie jej w rom anty cznej, „w ieczno­ ściow ej” persp ek ty w ie historiozoficznej.

13 Charakterystyczny dla tej postawy Norwida jest wiersz Praca (1864), którym poeta w łączył się do polem iki z artykułem L. P o w i d a j a Polacy i Indianie, głośnym jako jedno z pierwszych (1864) sform ułowań programu

„pracy u podstaw ”. „Spustoszonemu mów ty narodowi, / Niech się w zbogaci jak można najprędzej” — pisze Norwid z ironią. Takiemu pojm owaniu sensu pracy przeciw staw ia parafrazę w ersetu biblijnego (Gen. 3, 19): „»Pracować m usisz z po­ tem twego CZOŁA!«”. Istota pracy polega na jej wartości ekspiacyjnej: „Głos brzmi w tw ej piersi: » P o s t r a d a ł e m E d e n!«”. Inaczej w ykłada Norwidowskie pojęcie pracy G o m u l i c k i w komentarzu do tego wiersza (DZ 2, 705— 706). Echa artykułu Powidaja, wśród nich i w iersz Norwida, szeroko omawia

(13)

Z w rot do zw ykłości, do codzienności. I zarazem ukazy w anie potocz- ności życia w a sp ek tach o dsłaniających, że „nadzw yczajnego w iele je st u zw y k ły ch ” (Do m ego brata L u d w ik a ). T endencja, k tó rą m ożna by określić jako „ k u lt k o n k re tu ”, „ k u lt szczegółu” i zarazem p e rm a n e n tn e znoszenie k on k retn o ści k o n k re tu , szczególności szczegółu przez o d czyty ­ w anie w n ich w yższych sensów, przez sym bolizującą i gen eralizu jącą reflek sję. A n ty ro m a n ty c z n a w założeniu dążność do zniesienia opozycji m iędzy ideałem a życiem re a ln y m prow adzi do ro m an ty czn ej w istocie sp iry tu aliz a c ji rzeczyw istości. I nie m oże być inaczej, skoro ro m an ty cz- ПУ j est j u ż sam p u n k t w yjścia zam ierzonej syntezy: a k cep tacja ro m a n ­ tycznych an ty n o m ii. P ró b a ich p rzezw yciężenia była przecież jed n o ­ cześnie ak tem u zn an ia ich zasadności, b y ła p rzy znan iem w alo ru a u te n ­ ty zm u ro m an ty czn ej p rob lem aty ce. S taw iał N orw id p rzed sobą ro m a n ­ tyczne p y ta n ia i p oszukiw ał n a nie now ych, lepszych odpowiedzi. Odpo­ w iedzi te nie m ogły być je d n a k całkiem nowe, bo k ie ru n e k poszukiw ań w ytyczony był p rzez ro m a n ty cz n y zespół p y ta ń 14.

Bo d y lem at N orw idow ski nie sprow adza się — jak m ógłby ktoś są­ dzić — do fa k tu , że był to p isarz re lig ijn y i przez to samo skłonny do odczytyw ania św iata i h isto rii jako zespołu znaków k reślon ych rę k ą Przedw iecznego. P isarz a m i „ p ry w a tn ie ” relig ijn y m i było w ielu polskich pozytyw istów . N orw id b y ł re lig ijn y inaczej, n a sposób ro m anty czny . R e­ ligijność ro m a n ty cz n a nie daw ała się zam knąć w sferze pryw atności, eksp ansy w na i zaborcza, z ag arn iała w szy stkie obszary reflek sji n ad św iatem : od p o lity k i po k o leje żelazne, od sztu ki po gazetow ą ru b ry k ę

fa its divers. Ten w łaśnie ty p relig ijn ości zm ierzającej do to ta ln ie p rze-

bóstw ionej w izji św iata to m oże n a jb a rd zie j ro m a n ty cz n y ry s N orw ida, choć — godzi się dodać — p o eta z a trz y m u je się w gran icach ortodoksji, religijność jego nie podlega (lub z rz a d k a tylko podlega) p rzek ształce­ niom in d y w id u aln y m . J e st ja k b y b ard ziej sta ty c zn a niż religijność w iel­ kich ro m a n ty k ó w poprzedniego pokolenia ciążąca stale do hetero d oksji. K im był w ięc N orw id, ta k p rogram ow o p rzeciw staw iający się tem u, co uw ażał za polski ro m an tyzm , a co było sw oistą in te rp re ta c ją tw ó r­ czości trzech wieszczów, p rzed e w szy stk im M ickiewicza? W sw ojej św ia­ dom ości był w p ew n y m sensie a n ty ro m an ty k ie m , k o n ty n u a to re m przez zaprzeczenie. Z aprzeczenie to zawsze jed n a k zatrzy m y w ało się w jak im ś

14 WP 8, 203—204: „Jednym słow em , protestuje się tylko w tedy, k i e d y s i ę n a t y m s a m y m c o p r z e c i w n i k s t a n ę ł o g r u n c i e — i to w szech - -rzeczyw isty jest pew nik. Stań w yżej niż przeciwnik, a nie zapotrzebujesz p ro- testacji — stanąć zaś w yżej jest to w łaśn ie stanąć nie przez n i e ale przez t a k ” — pisał N orw id w 1856 roku. Odwołując się do tej głębokiej uwagi można by powiedzieć, że Norwid staw ał na tym sam ym co rom antycy gruncie i dlatego

(14)

N O R W ID O W S K I R O M A N T Y Z M 15

punkcie i opozycja w obec ro m an tyzm u n ieuchronnie g raw ito w ała do ro ­ m antycznej w izji św iata.

Kim był więc N orw id, jakie jego m iejsce w lite ra tu rz e X IX w ieku? Był ro m an ty k iem , ale ro m an ty k iem innym niż jego w ielcy po p rzed­ nicy. Jeżeli nie p asu je nam do m odelu polskiej poezji rom anty czn ej, to nie dlatego, że jest złym rom antykiem , ale dlatego, że nasz m odel ro ­ m an ty zm u jest zły. Z am iast w yrzucać N orw ida poza epoki rozw oju lite ­ r a tu r y polskiej, trzeb a tak rozszerzyć nasze rozum ienie rom anty zm u , aby i N orw id w nim się zmieścił. Trzeba dla N orw ida poszukać takiego kon­ tek stu literackiego, w k tó ry m p rzestan ie on być sam otnym fenom enem , a okaże się realizato rem ten d en cji ogólniejszych. K o n tek st ta k i stanow i dla N orw ida tw órczość drugiego pokolenia ro m an tyk ów polskich, tego pokolenia, z k tó ry m razem debiutow ał, z k tó ry m w czasach w arszaw ­ skich łączył go w spólny program .

Do tego przecież pokolenia kierow ał N orw id sw oje m an ifesty , do tego pokolenia w ołał „idź za m n ą ” . W im ieniu tego pokolenia przem aw iał do em igracji, w jego im ieniu inicjow ał „now ą w Polsce sz tu k ę ”. N orw id, a u to r arty k u łó w o „m łodej em ig racji”, m iał bardzo silne poczucie poko­ leniow ej p rz y n a le ż n o śc i15.

B ył więc N orw id — przyw ódca ideow y swojego pokolenia — jak M arcjusz prow adzący R zym ian do ata k u na Koriole:

Depcząc po piętach pierzchających wrogów Wszedł razem z nimi do miasta, gdy nagle Z trzaskiem zamknięto bramy i sam został Przeciw całemu grodowi 16.

Szedł naprzód, raz po raz w zyw ał odstających żołnierzy. S praw y w zięły jed n ak tak i obrót, jak i przew idyw ał już w P rom ethidionie, kiedy pisał:

Pomiędzy p r z e s z ł o ś c i ą a p r z y s z ł o ś c i ą otwiera się próżnia rozpaczliwa... W tej próżni zrodzone pokolenie — międizy p r z e s z ł o ś c i ą a p r z y s z ł o ś c i ą niezłączonym i niczem — czym że w rzeczywistości ma pozostać?... aniołem , co przelata — upiorem, co przew iew a — zniewieściałym n i c z e m . . . m ęczennikiem ... Hamletem... [PZ A, 171]

Z ostał N orw id w próżni rozpaczliw ej, ale zdobył przecież sam jed en Koriole, stw orzy ł sam jeden now ą polską poezję ro m antyczną.

15 Sprawę tę podniosła i udokumentowała Z. T r o j a n o w i c z (R zecz o m ło ­

dości N orw ida. Poznań 1968); wskazała także na związki juw eniliów Norwida

z poetyką jego pisarskich rów ieśników.

16 W. S z e k s p i r , Koriolan, akt I, sc. 5 (przekład Z. S i w i c k i e j . War­ szawa 1955). Napisał kiedyś Norwid (WP 8, 79): „imię m oje C y p r i a n na K o r i o l a n zm ienić by się m usiało”, m ając co prawda na m yśli nie wojenną dzielność, lecz zdradę Szekspirowskiego bohatera.

(15)

Dlaczego ta k się stało? Dlaczego p ro g ram now ej poezji nie spełnił roli p ro g ra m u pokolenia?

P rzed e w szystkim trzeb a powiedzieć, że z pokoleniem N orw ida w y­ jątkow o o k ru tn ie obeszła się h isto ria. A resztow ania, zsyłki, p rzed ­ w czesne zgony, załam an ie po klęsce W iosny Ludów , e m ig racy jn a nędza, te rro r w k ra ju — oto czynniki, k tó re w p ro st fizycznie rozbiły tę p o ten ­ c ja ln ą ,,nową fa lę ” ro m a n ty zm u polskiego.

W ystaw Pani sobie, że z m oich w arszaw skich przyjaciół, kolegów, spól- ników zabaw i jak tam to w szystko nazwać — kilkunastu przez ten czas umarło! Tak jest! Mógłbym spisać tchem jednym dwadzieścia nazwisk, z k tó­ rych jedni pod ziem ią, inni na krańcach ziemi, na w ygnaniu na Syberii, a ci, co uratowali się z powodzi!... Boże zlituj się — może lepiej, żeby z innym i zatonęli.

T ak pisał w r. 1855, na k ró tk o przed w łasn ą śm iercią, B ogdan Dzie- k o ń s k i17.

B iografia pokolenia tłu m aczy wiele, ale nie tłu m aczy w szystkiego. Je śli istn iały m ożliw ości tw órczego rozw oju ro m a n ty zm u polskiego — dow odem poezja N orw ida — dlaczego ci jego rów ieśnicy, k tó rz y nad al z a jm u ją się lite ra tu rą , m ożliw ości ty ch nie realizu ją, dlaczego w p ad ają w e w tórność, pow ielają w yek sp lo ato w an e sch em aty poetyckie, dlaczego niszczą ta le n ty w jałow y m epigoństw ie?

B ył to szczególny m o m en t histo ryczn y . P roblem y, k tó ry m i żyw iła się polska poezja ro m an ty czn a, w y czerp ały się z upadk iem W iosny Ludów . P ra w d a , aktu aln o ść przyw róciło im po lata ch p ow stanie styczniow e, b y ł to jed n a k ty lk o dalek i pogłos św ietn ej tra d y c ji. W ielkie te m a ty poezji trzech wieszczów s tra c iły po r. 1848 h isto ry czn ą rac ję b y tu . Z arazem jed n a k a u to ry te t tej poezji, jej znaczenie w życiu n aro d u niew olnego b yły bez po ró w n an ia potężniejsze niż znaczenie jakiegoś literackiego kie­ ru n k u , jak iejś szkoły. M ierzyć się z ty m a u to ry te te m to było w łaściw ie m ierzyć się z kodeksem p a trio ty z m u polskiego, z ostoją narodow ego b y ­ tu. Czas nie sp rz y ja ł w alce z tą tra d y c ją .

Być p a trio tą , a nie być n aśladow cą M ickiew icza — jakżeż było tru dn o. Znaczyło to przecież z in n ej p e rsp e k ty w y p atrzeć na naród, dostrzegać tak ie asp ek ty sp ra w y polskiej, k tó ry c h nie d ostrzegał M ickiewicz. W ię­ cej: w ym agało to przezw yciężenia owej ab so lu ty zacji narod u, k tó ra dla M ickiewicza p e łn iła fu n k c ję czy n n ik a k ształtu jąceg o to ta ln ą w izję św ia­ ta. Dopiero klęsk a p o w stan ia styczniow ego dała im pu ls do tak iej boles­ nej rew izji. O kres m iędzy u p ad k iem W iosny Ludów a po w staniem był z tego p u n k tu w idzenia bezdziejow y. Sam a h isto ria P olski m iała w ów ­ czas c h a ra k te r epigoński i epigońską poezję żyw iła.

(16)

N O R W ID O W S K I R O M A N T Y Z M 17

Dlaczego więc N orw idow i, przedstaw icielow i nie istniejącego pokole­ nia ro m an ty k ó w polskich, ud aw ało się — nie zawsze przecież — zw y­ ciężać w w alce z groźbą epigonizm u, ze sta ły m naciskiem w ielkiej tr a ­ d y c ji (z k tórego dobrze zresztą zdaw ał sobie spraw ę)?

Na to p y tan ie nie m a oczywiście odpowiedzi, bo cokolw iek b yśm y po­ w iedzieli o geniuszu czy talencie, o indyw idualności czy o ry g in aln y m in ­ telekcie, w yjdzie tylk o n a zam ianę jednego p y tan ia na drugie. To pew na, że sukces N orw ida b y ł tylko cząstkow y, a dążenie do sam odzielności p oetyckiej n ieu sta n n ie groziło ekscentrycznością. W ygląda to tak , jak by p o e ta żył stale pod p re sją obaw y przed epigoństw em i pam iętając, że za w szelką cenę pow inien być oryginalny, popadał tu i ówdzie w dziw actw o.

Jeżeli n a p y tan ie, dlaczego udało się N orw idow i być ro m an ty k iem in n y m niż jego w ielcy poprzednicy, nie m a odpowiedzi, to m ożna p rze ­ cież odpow iadać na p y ta n ie inne: czym różnił się ro m an ty zm N orw ida od ro m an ty zm u m ickiew iczowskiego? N a ten tem a t w iem y niem ało. W skażę n a kilk a tak ich odrębności. Z poprzednich m oich uw ag w ynika, że nie będą to innow acje w w arsztacie poetyckim . Idzie m i o takie n o ­ w ato rstw o problem ow e N orw ida, k tó re spraw iło, że jego rozum ienie sp raw y polskiej, współczesności, roli p o ety różni się od ro m an ty zm u m ickiew iczow skiego.

J e s t N orw id ty m ro m an ty k iem polskim , k tó ry w yzw olił się z dyle­ m a tu szlacheckiego. O w ych k w estii tak tru d n y c h dla poprzedniego po­ kolenia: ja k a ro la szlach ty w w alce o wolność? jak a jej m isja narodow a? jak ie m iejsce w przyszłej Polsce? — ow ych kw estii u N orw ida po p ro ­ stu nie m a. N ie m a a n i apologii, an i potępienia, ani dram aty czn y ch prób ocalenia P olski szlacheckiej w przyszłej Polsce odrodzonej, a n i w alki 0 P olskę bez szlachty i przeciw ko niej. (O o dstępstw ach od te j postaw y 1 je j kom p likacjach piszę dalej.)

S zlach ta jest dla N orw ida zjaw iskiem anachronicznym i nieco egzo­ tycznym , a sp raw a isto tn a to ju ż nie jej m iejsce w przyszłości, ale cią­ żenie m en taln o ści szlacheckiej n a w spółczesnym życiu polskim . J e s t N or­ w id przen ik liw y m k ry ty k ie m szlachetczyzny jako zacofania cyw ilizacyj­ nego, jako w zoru obyczajowego, jako sposobu m yślenia, i w te j polem ice z polską zaściankow ością o bjaw ia d em okratyzm nie w politycznym , ale społeczno-obyczajow ym — chciałoby się powiedzieć: am ery k ań sk im — sensie tego term in u .

Jed en p rzy k ład . H istorię o „ b ra terstw ie -św ięty m ” dw óch szlachciców zapisał N orw id w liście do Zofii R adw anow ej z 1868 roku. Oto odpo­ w ied n i fra g m e n t listu:

K iedy byłem w północnej Ameryce, było tam dwóch szlachciców, byłych kapitanów, z w ąsam i sporymi. Ci ułożyli się demokratycznie, że będą żyć w braterstw ie-św iętym i że skoro jeden będzie pracował na m ieście, to

(17)

gi ugotuje jem u obiad — a obydwa m ieli kuchenne znajomości dość rozległe, ale obydwaj, mimo am erykańskiego powietrza dem okratyczny w pływ , byli szlachcice. I kiedy się tak po bratersku ułożyli i uściskali rzew nie, jeden ka­ pitan w yszedł na m iasto, drugi zaś przygotow yw ał obiad i bardzo cieszył się w yglądając ch w ili urzeczyw istnienia ich wzajem nej konstytucji gospodar­ skiej... i przyszła ta chw ila, i oto drugi wraca i zastaje nakryty stół. Siada — tow arzysz, brat, kapitan podaje zupę... Ten, który siadł do stołu, zaledwo łyżką dotknął zupy i w argam i jej chłypnął, odwraca się do kolegi swego i mówi:

cóż to?? przydym iona!?”

na to kapitan-kucharz p a f f ! go w policzek... i t a k s i ę s k o ń c z y ł p i e r w s z y i o s t a t n i o b i a d tych dwóch obywateli, którzy na końcu św iata zapom nieć pierwej nie umieli, iż każdy z nich m iał był kiedyś k u ­ charza.

Opowiedzieć tego t r u d n o w ygrać na scenie snadniej: to tak prędko się zrobiło i tak pięknie było przygotowane, i z takim rozrzewnieniem zo- bopólnym:

Tu w liście n a stę p u je ry su n e k z podpisem :

— przydymiona??? a ten go zaraz za łeb — i skończyło się zobopólne demo­ kratyczne braterstwo! [WP 9, 113— 114]

W yobraźm y sobie, że tę aneg do tę spisał M ickiewicz. W przypuszcze­ n iu tak im nie m a nic ta k bardzo niepraw dopodobnego. H istoria o k łó tn i dw óch e m ig ran tó w znaleźć b y się m ogła np. w a rty k u le N iezgody em i­

gracji naszej, w k tó ry m p rzy to czy ł p oeta in n ą anegdotę. M ogłaby się

ta m znaleźć, ale in n y b y b y ł je j k sz ta łt i in n a w ym ow a. A u to r Pana

Tadeusza b y w ał b y stry m i k ry ty c z n y m o b serw ato rem szlacheckiej oby­

czajowości, ale obserw ow ał ją i k ry ty k o w a ł od w ew n ątrz, jak człowiek u w ażający się za szlachcica i podzielający w yo brażenia i naw y ki g ru p y społecznej, k tó ra , choć z ziem iańskim try b e m życia nic ju ż nie m a w spól­ nego, zachow ała żyw e poczucie zw iązku z polską tra d y c ją szlachecką. To poczucie zw iązku w y rażało się nie tylko w k o n ty n u o w an iu p o staw y szlacheckiej — być m oże jeszcze d o b itn iej w y rażało się w w alce o p rze­ obrażenie, odkupienie szlach ty polskiej. I nie chodzi tu o zjaw iska tak zew n ętrzne, ja k polem ika z tra d y c ją sa rm a ck ą czy dążenie do zm iany u stro ju pańszczyźnianego.

D la e m ig racji polistopadow ej pro b lem ro li h isto ry cznej szlachty, jej odpow iedzialności za u p ad ek p a ń stw a i u p adek pow stania, jej m iejsca w now ej Polsce i now ej E u ro p ie stan o w ił sp raw ę c e n traln ą . P roblem ten łączył praw icę i lew icę em ig rac y jn ą w e w zajem n ej polem ice. C ała em igracja p rzeży w ała go jako k w estię osobistą, kw estię w łasnego m ie j­ sca w przyszłej. Polsce. W ty m sensie szlacheccy by li n ie tylk o obrońcy tra d y c ji czy liberałow ie z H o telu L a m b ert. Szlacheccy by li rów nież em i­ g rac y jn i dem okraci, szlacheccy w n a jb a rd zie j gw ałto w ny ch atak ach na szlachtę. Szlacheccy byli n a swój sposób i członkow ie G rom ad L udu

(18)

N O R W ID O W S K I R O M A N T Y Z M 19

Polskiego, przez to w łaśnie, że określała ich ta sam a p ro b lem atyk a, że przyszłą Polskę w idzieli w aspekcie ty ch sam ych konfliktów , że kw estia sił patrio ty czn y ch i m ożliwości w yzw olenia zam ykała się dla nich w tym

sam ym , chłopsko-szlacheckim dylem acie.

Przypuszczam , że M ickiewicz opisawszy kłótn ię dwóch szlachciców odniósłby ją do w yobrażeń sam ej szlachty o sobie: że m ianow icie jest kłótliw a, ale jednoczy się w obliczu w roga. W yobrażenie to n abrało w agi dla pokolenia, k tó re dram aty czn ie przeżyw ało grzech w łasnej szlaehec- kości i nie mogło zrezygnow ać z w iary w p rzem ianę w ew n ętrzn ą, w p a ­ triotyczn e odkupienie w in szlacheckich. Niezgoda by ła tem atem , k tó ry n adaw ał się do hum orystycznego po trak to w an ia, ale czy uto p ia „ b ra te r- stw a-św ięteg o ” i jej ta k ry ch ły upad ek m ogły być p rzedm iotem bezn a­ m iętn ej ironii? H istoria o tym , jak szlacheccy em igranci, o d erw ani już od życia ziem iańskiego i n atch n ien i ideam i równości, wiozą ze sobą do Nowego Ś w iata sta re n aw y k i i niszczą swój związek, bo n ie m ogą za­ pom nieć, że m ieli kiedyś w łasnych k u ch arzy — ta h isto ria zbyt ostro odsłania cechy szlacheckiej m entalności, aby m ógł ją zaobserw ow ać ktoś, k to ulegał ty m sam ym naw ykom i nadziejom .

N orw idow ska anegdota o dwóch szlachcicach nie jest w ypow iedzią odosobnioną. W ystarczy przypom nieć historię, rów nież ilu stro w an ą, 0 „szlachcicu jednym , bardzo szanow nym obyw atelu i dobrym sąsiedzie, 1 dobrym p atrio cie” , k tó ry pow iadał: „dajcie m i też jak ą k s i ą ż k ę z b r z e g a, bo idę spać do ogrodu” . W ty m sam ym u ry w k u P a m ię tn i­

ka podróżnego (1857) rela cjo n u je N orw id p ary sk ie sp o tk an ie z „potom ­

kiem owegoż ob y w atela” :

Lubię i muzykę! (powiadał mi). Lubię i muzykę, i jak sobie wrócę z pola, a c z ł o w i e k mi buty ściągnie, to ja sobie lubię tak dumać i nogi moczyć, i słuchać, jak mi żona moja gra na fortepianie Chopina...!

Malaturę (m a 1 a t u r ę!...) także lubiłem — nim-em się ożenił! [WP 5, 69—70]

N ajobfitszej d o k u m en tacji stosunku N orw ida do kw estii szlacheckiej do starczają listy: od złośliw ych uw ag o „społeczeństw ie na szabli o p a r­ ty m i w ty m oparciu się zaspanym k am ien n ie” 18, o „kosm icznym p a trio - ty zm ie -k a p u sty -k w a śn ej” 19, aż po k am panię epistolarn ą z la t pow stan ia styczniow ego o m odernizację życia polskiego.

N orw idow ska k ry ty k a szlachty niekoniecznie m a c h a ra k te r k ry ty k i politycznej. J e st to przede w szystkim k ry ty k a fo rm a cji k u ltu ra ln e j, w k tó re j n aw y k i pańszczyźnianego m yślenia okazują się trw alsze niż „k w estia-w ło ściańska” (o niej pisał poeta w r. 1865, że została „za­

18 W liście do J. B. Zaleskiego, z 10 V 1851. WP 8, 88. 19 W liście do W. Bentkowskiego, z m aja 1857. WP 8, 252.

(19)

łatw io n a p o n iek ą d ” 20) i ciążą na ró żnych dziedzinach życia publicznego. D la tego w łaśn ie ty p u k ry ty k i c h a ra k te ry sty c z n y je st tak ulubiony p rzez N orw ida koncept o p a rty n a społecznej, a i m oraln ej kalam b u ry cz- ności nazw y „człow iek” 21.

O bserw ow ać m ożna w ty ch uw ag ach N orw ida ironiczny dystans, na k tó ry pozwolić sobie m oże tylko ten, k to p rze stał m yśleć k ateg o rią n a ­ ro d u szlachecko-chłopskiego, an i się broni, ani p o k u tu je za grzechy swo­ jego stan u , n ie uczestniczy w konflikcie — o b serw u je go z zew nątrz. E m igran ci poprzedniego pokolenia m ogli d iam e tra ln ie różnić się w oce­ nie ro li szlachty, m ogli spierać się o jej m iejsce w w yzw olonym n a ro ­ dzie, ale i ci z p raw a, i ci z lew a tk w ili w tej sam ej fo rm acji społecz­ n ej — n ie by li w sta n ie z niej w yjść i spojrzeć n a nią z boku. M ożna by powiedzieć, że dla ro m a n ty k ó w polistopadow ych szlach ta jest przede w szystkim k a te g o rią historiozoficzną i polityczną, dla N orw ida — k a te ­ g orią socjologiczną.

C h a ra k te ry s ty k a ta n ie d a się odnieść do okresu W iosny Ludów , kie­ d y to N orw id, zaangażow any w spo ry polityczne em igracji, bronił w P ieśni społecznej i w N iew oli m isji dziejow ej „ro dó w ” i szlacheckiej w łasności ziem skiej. Jeszcze w r. 1852, choć stosun ki jego z H otelem L a m b e rt ochłodły, k iero w ał do W ładysław a Zam oyskiego słow a hołdu i w ia ry w posłannictw o szlach ty („Tak szla c h ty całej przyszłość jeszcze w idzę [...]” 22). R efleks tej w ia ry odczytać m ożna tak że w Sariu szu (1862), głoszącym , że w osobie A n d rz e ja Zam oyskiego objaw ił się ten szlachcic polski, któ reg o istn ien iu zaprzeczył a u to r O dpow iedzi na P sa lm y p r z y ­

szłości. I w dw a la ta później, p u b lik u jąc w czesną N iew olę, w chodził N o r­

wid w rolę o brońcy szlacheckiej tra d y c ji.

20 W przedm ow ie do V ade-m ecu m . DZ 1, 538.

21 Jeden spośród w ielu przykładów, z poem atu A Dorio ad Phrygium (C. N o r w i d , P o ezje w y b ra n e z całej odszu kanej po dziś pu ścizny poety. U ło­ żył i przypisam i opatrzył M i r i a m [Z. P r z e s m y c k i ] . Warszawa 1933, s. 442):

U spółczesnych ukształconych ludzi

Wszak się m ówi: „PCHNIJ Z LISTEM CZŁOWIEKA”. Człowiek bowiem cóż jest?..

...cóż jest człowiek?!

*

— CZŁOWIEK jest to ktoś, co sobie idzie Gdzieś przez pole, i ty w id zisz jego, Drogą jadąc. — Parskają tw e konie — „CZŁEK” uchyla czapki i żegna się...

22 C. N o r w i d, Salem. W : R eszta w ie rsz y odszukanych po dziś, a dotąd nie

(20)

N O R W ID O W S K I R O M A N T Y Z M 2 1

Był więc (a może byw ał) N orw id także uczestnikiem rom anty czn ej dy skusji n ad szlacheckim dylem atem . W pism ach jego w yśledzić m ożna i ten n u r t problem ow y. W ygląda to tak, jak b y obie postaw y — obrońcy tra d y c ji szlacheckiej i jej postronnego k ry ty k a — w spółistniały czy ko n­ k u ro w a ły ze sobą. Ju ż bow iem w pism ach z okresu W iosny Ludów : w Pieśni społecznej, w N iew oli, a także w M em oriale o m ło dej em igracji pojaw ia się ten d e n c ja do ujm ow ania roli szlachty jako klasy posiadaczy ziem skich i ta te n d e n c ja do socjologicznego tra k to w a n ia szlach ty spo­ tęg u je się w lata ch następnych, a dylem at szlachecki nie odegra żadnej ro li w fo rm ow aniu się historiozofii poety.

Je st N orw id poetą m iasta. Je st nim nie tylko w ty m znaczeniu, że m iasto czyni często tem atem sw ojej poetyckiej reflek sji, nie tylko jako a u to r —• w ym ieniam przykładow o — L a rw y , S to licy, G rzeczności czy opisu „ k aw iarn i-śp iew ającej” (café cha n ta n t) w Prologu d ra m a tu Za k u li­

sam i. Chodzi o spraw ę b ardziej isto tną niż tem a ty k a u tw orów lite ra c ­

kich — o to, że zu rbanizow ana je st w izja św iata w poezji N orw ida. D la M ickiewicza w ielkie m iasta, do k tó ry c h rzu cała go historia: P e ­ tersb u rg , M oskwa, P ary ż, były zawsze m iejscem w ygnania, B abilonem , środow iskiem dla człow ieka egzotycznym . N a tu ra ln y m środow iskiem , tym , z którego się św iat ogląda, pozostała dla M ickiewicza, chyba do końca życia, p ro w in cjo n aln a wieś. O niej p isał w Lozannie: „ Je st u m nie k ra j, ojczyzna duszy m ojej [...]” .

U N orw ida odw rócenie sytu acji: ż y j e s i ę w m ieście, w y j e ż ­ d ż a s i ę n a w ieś (albo do wód). M iasto jest n a tu ra ln y m m iejscem dzia­ łalności ludzkiej i tłem sy tu acy jn y m reflek sji poetyckiej. Wieś to coś egzotycznego i zew nętrznego, re k re a c y jn y m argines norm alnego życia, „w -czasów kró low a” w y ję ta spod działania historii. N orw id m arzy ł o „jednej chw ili spoczynku n a traw ie polsk iej” 23, i ta tęsk n o ta c h a ra k te ­ ry sty c z n a jest dla człow ieka dobrze w rośniętego w w ielkom iejskie śro­ dowisko, dla poety, w którego w ierszach rozbrzm iew a b ru k ty lu eu ro ­ pejskich m iast. N orw id odkry ł niejako, że w m ieście m ożna po p ro stu m ieszkać.

W S ło w n ik u ję zy k a A dam a M ickiew icza b rak h asła „m aszyna” . Pod hasłem „m ach in a” obok „m ach in y cud ow n ej”, obok „m ło ck arn i” i „m a- ch y n y ” starego zegara n a zam ku Horeszkow skim odnotow ane je st jedno tylko użycie w yrazu w znaczeniu m aszyny przem ysłow ej: w liście pole­ cającym młodego em igran ta, k tó ry „sposobił się n a inży n iera m ach in ” .

Donieś mi, czy nie można by w Londynie u jakiego bogatego fabrykanta znaleźć m u przytułku, to jest w yżyw ienia, odzieży i sposobności uczenia się, na przykład w jakiej fabryce machin parowych lub broni, lub co podobnego.

(21)

Bo ja n ie umiem dobrze w yrazić potrzeb inżynierskich i może je lepiej zro­ zum iesz siedząc w m ieście arcyinżynierskim i arcym ach inalnym 24.

To jed y n a M ickiew iczow ska „m aszy n a” . W ygląda to tak, jak b y do­ piero piln a p o trz e b a b ra ta -e m ig ra n ta zm usiła poetę do zauw ażenia, że żyje w epoce p rz e w ro tu przem ysłow ego.

Ja k że inaczej pod ty m w zględem u N orw ida. Ileż u niego m aszyn i robotnikó w fab ry czn y ch , elektryczności i p a ry , teleg rafó w i kolei że­ laznych. N ajw y m o w niejszy d o k u m en t stan o w ią w tej dziedzinie listy, a le przecież i w poezji je s t ten kocioł parow y, od którego zginął J a n G a­ jew ski, jest — w R zeczy o w olności słow a — „w agon n a s ta c ji” :

wagon na stacji Karmny wodą i ogniem, co w zajem nie pryszczą: Zżyma się, aż źrenice mu czerwono błyszczą. „Gdzież nie pójdzie?” — tłum woła...

A ni na cal daléj, Tylko pokąd mu drogę ręką w y ró w n a li!25

C yw ilizacja p rzem y sło w a to in te g ra ln y sk ład n ik N orw idow skiej w izji św ia ta i N orw idow skiej historiozofii, a sto su nek p o ety do niej nie jest b y n a jm n ie j ta k jednoznacznie n eg aty w n y , ja k się zw ykło przyjm ow ać. Z jak ąż iro n ią m ów i N orw id o pisarzach, k tó ry c h „ b y n ajm n iej nie u tru d z i z jed n e j s tro n y sa rk a ć n a b a ł w o c h w a l s t w o - p r z e - m y s ł o w e zag ran iczn ych ludów , z d ru g iej p o e t y z o w a ć n a s z e św ięte tra d y c je [...]” 26.

Ż yjąc w w iek u przem y sło w y m i w iedząc o tym , że ży je w w ieku przem ysłow ym , je s t N orw id p ierw szy m chyba p oetą polskim , k tó ry sto­ sun ek tw ó rcy do publiczności u jm u je w k a teg o rie p ro d u k cji litera c k ie j i ry n k u czytelniczego. S y tu a c ja społeczna pisarza sta je się w yjątkow o częstym , n iem al obsesy jn y m tem atem jego reflek sji. P o k ró tce powiem , że u N orw ida w sposób b ard zo in te re su ją c y k o n k u ru ją ze sobą ro m a n ­ ty czn a k oncepcja w ieszcza i przyw ódcy z now oczesnym rozum ieniem zaw odu pisarza, jak o człow ieka zarabiającego piórem . A ntynom iczność tego drugiego pojęcia polega n a przek o n an iu, że w praw dzie lite r a t za­ ra b ia piórem , ale przecież n ie pisze d la pieniędzy, je st więc podd an y p re sji odbiorcy i zależny od niego, a zarazem godność jego pisarsk a za­ sadza się n a tym , aby n ie ulegał p re sji i zachow ał niezależność. Dodać trzeba, że odb io rca stan o w i dla N orw ida niezbędny e le m en t tw órczości p isarsk iej. N ie m a bow iem N orw id nic z m en talno ści p o e ty piszącego do szuflady: lite r a tu r a nie je s t dla niego czynnością jed n o stro n n ą, lecz

24 List do H. Błotnickiego, z 22 III 1833. M i c k i e w i c z , D zieła, t. 15, s. 63. 25 N o r w i d , P oezje w ybran e..., s. 205—206.

Cytaty

Powiązane dokumenty