• Nie Znaleziono Wyników

Afryka - wolność - niepodległość, czym są dla Afrykańczyka?

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Afryka - wolność - niepodległość, czym są dla Afrykańczyka?"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Karolina Koc

Afryka - wolność - niepodległość,

czym są dla Afrykańczyka?

Pisma Humanistyczne 3, 223-234

2001

(2)

AFRYKA - WOLNOŚĆ - NIEPODLEGŁOŚĆ, CZYM

SĄ DLA AFRYKAŃCZYKA?

D laczeg o ?

N ie mam p o jęcia , co to j e s t W olność; w iem kim są lu dzie wolni. R om an R o lla n d

A fryka uderza i zaskakuje ju ż przy pierw szym sp otk aniu - przy w yjściu z sam olotu - pow ietrze je s t w ilgo tne, pachnie nieodczuw alnym w E uropie zapachem w iecznego ciep ła. W iem y, że d o tarliśm y do innego św iata.

Jednym z najlepszy ch badaczy A fryki - je j kultur, relig ii, m ieszkańców je s t R yszard K apuściński. K o respo nd ent prasow y w okresie najburzliw szy ch przem ian na k o nty nen cie afryk ańskim , do dziś w raca na C zarny Ląd, by sp raw dzić, ja k z m ie n ia ją się ludzie, czy zm iany są tak gw ałtow ne, ja k w Z achodnich C yw ilizacjach, czy u leg a ją potężnym prądom glo b alizacji; ale przede w szystkim w raca po to, by zo b aczy ć w jak i sposób w y korzystano w olność, która została dana lub ciężko w yw alczo na przez A frykańczyków .

Już od lat 50-tych naszego w ieku A fryka szy k o w ała się na p rzyjęcie n iep o d leg łości, by w kilka lat później zrealizo w ać sw oje m arzenie. „Iran to była d w u d ziesta sió d m a re w o lu cja ja k ą

p rzeży łem w Trzecim S w ie c ie ” - tak p isał R yszard K ap u ściński w

„ S z a ch in sza c h u ” .

Słow o w olność w połączeniu z A fry k ą każdem u bardzo szybko skojarzy się z początkiem lat 60-tych XX w ieku, które w ielu krajom p rzy n io sły w yzw olenie od k o lo nializm u. D la

(3)

A frykanów w olność to także m istyczny stan ducha, bez niej

„chorują, za m ie n ia ją się w szkielety, gasną, u m ie ra ją ". C zęsto dla

m ieszkańców Z achodu - E uropejczyków , A m erykanów są to w ym iary w olności niezro zu m iałe, nie p o trafim y ich zauw ażyć i przeżyć.

F erdinand T ónnies w sw oich so cjo lo g iczn y ch rozw ażaniach nad w oln o ścią, zap rzecza m ożliw ości istn ien ia w olności a bsolu tn ej; każdy, kto żyje w sp ołeczeń stw ie je s t przez nie zniew olony. K ażda form a w olności je s t ogran iczo na. Intuicyjnie w yczuw am y to ogran iczen ie. A frykanin pod tym w zględem jest bardzo do nas podobny, najbardziej o g ran icza go p rzynależność plem ienna, która w y znacza je g o sposób życia. A frykańczyk intu icyjn ie żyje zgodnie z D urkheim ow skim typem w olności - gdy otrzym u je je j zbyt dużo w yklucza go ona ze społeczności, prow adzi go do sam o bójstw a - tak d uchow ego (za b ija jąc jego przy należn o ść d u ch o w ą zab ija także je g o sam ego, A frykańczyk nie potrafi żyć sam otnie), ja k i cielesn eg o (o d łączo ny od grupy nie potrafi przeżyć w ciężkich w arunkach środow iska n atu raln eg o ) -

...w A fryce indyw idu a lizm j e s t syno n im em nieszczęścia, p r z e k le ń stw a ...1

W S K A Z Ó W K I

W olność to zd o ln o ść do sam odyscyliny. G eorg C lem enceau

W skazów ki zegarka z p ew n o ścią dla A frykańczyka p o ru sz a ją się dużo w olniej niż dla ludzi żyjących poza kontynentem afrykańskim - w ob szarze szy bszej, bardziej „cy w ilizo w an ej” kultury.

D la E u ropejczyka czas je s t w yznacznikiem życia; w ie on, że w określonym dniu, o o kreślonej godzinie musi być na daw no ju ż um ów ionym spotkaniu, w bardzo konkretnym m iejscu. Zaw sze zabiegany, zaw sze spóźniony, nigdy nie zdąży zrobić w szystkiego, czego prag n ie - je s t pow oli „unicestw iany przez cz as” .

(4)

A frykańczyk nie je s t u zależniony od czasu, p rzeciw n ie to on go w yznacza, czas istnieje o tyle o ile istnieje ja k ie ś w y d arzen ie, a ono, z kolei zajdzie tylko w tedy, gdy czło w iek będzie tego chciał.

A frykańczyk nigdy się nie spieszy. M ężczyźni zaw sze m ają czas na niekończące się pow itania, na zaw sze p rz e c ią g a ją c ą się pogaw ędkę, czy p rzy jacielsk ą rozm ow ę, która często zm ienia się w w ielo go d zin n e dysputy. Z dolność czek an ia, m artw e zasty g n ięcie - ludzie bezczynnie stojący na ulicach , biernie patrzący na innych ludzi (najczęściej tury stó w ) p o ru szający ch się w pośpiechu; lub skuleni w dziw nej p ozycji, na lekko rozszerzo ny ch nogach - jak b y skam ienieli podczas w yk onyw an ia nieskom p liko w an eg o ćw iczen ia fizycznego - je d y n ą o z n a k ą życia są leniw ie, ja k b y przypadkow o opuszczane pow ieki. C zęść z tak bezczynnie stojących ludzi to bayaye - ludzie bez celu , po prostu gapiący się na życie przep ły w ające obok nich (s ą dziećm i praw dziw ego T rzeciego Św iata - bez pien iędzy , bez je d z e n ia , bez schron ien ia); część z nich to jed n a k ludzie po dró żujący, którzy nie sp ie sz ą się na swój autobus, część z nich idzie na spo tk an ia, które bez nich przecież nie m o g ą się odbyć - w ięc nie m a się gdzie spieszyć - i tak nie m ożna w szystkiego osiąg n ąć, bo cóż pozostało b y dla innych?

Byłam kiedyś na w eselu E uro pejczy k ó w w K en ii, w esele odbyw ało się w przepięknej k apliczce położonej na cyplu w ysuniętym w głąb oceanu, odpływ był tak daleki, w y daw ało się, że ocean nie chce pow rócić do sw ojego brzegu. Ślub m iał się odbyć o godzinie lOtej. W oda zdążyła pow rócić do cy p la i o b ijała się o skały. Po czterech godzinach nerw ow ego czek an ia przybyli u rzęd nicy - rozluźnieni, u śm iechnięci, szczęśliw i i ja k zw ykle zadow oleni z życia. M im o, iż byli urzędnikam i, czas oficjaln y rów nież nie m iał dla niech znaczenia, p ozostali niezm ienni w sw ojej od w ieków trw ającej kulturze.

Całe życie afrykańskich m iast toczy się na ulicy, gdzie kobiety sp o ty k a ją się rano, gw arząc w spólnie w y k o n u ją w szy stkie dom ow e czynności - gotują, piorą, w y ch o w u ją d zieci, a przede w szystkim p rzek o m arzają się, kłócą, god zą i śm ie ją - są bardzo żyw e. N ie ż y ją w cyw ilizacyjnym pośpiechu i o sam o tnien iu w ielkiego europ ejsk iego m iasta, z d ają się być szczęśliw sze, a na pew no częściej się u śm iechają niż kobiety o podobnym statu sie

(5)

żyjące w E uropie, czy A m eryce; w iedzą, że zaw sze m ogą w zajem nie na siebie liczyć, że zaw sze p rzyjd zie pom oc, gdy będzie potrzebna. W szystkie ż y ją na podobnym poziom ie m aterialnym , często m ają bardzo, bardzo n iew iele, i rów nie małe są ich perspektyw y na popraw ę losu, życie w takich w arunkach zapew nia im w olność od zazdro ści, zaw iści i w zajem nej nienaw iści.

KOŃSKIE OKULARY

E u ropejczyk budując swój św iat d o brobytu m aterialnego w padł w pułapkę, k tó rą sam sobie stw orzył. P rzedm ioty, które m iały ułatw ić mu życie u zależniły go, chęć po siad an ia spraw iła, że żyje w ciągłym pośpiechu; w n ieszczęściu nieposiadania p lanuje sw oje życie w edług tego, co chce osiągnąć. Z b y t wysoki cel zn ajdu jący się na czubku drzew a przesłan ia mu w szelkie o d g ałęzienia, które p rzecież m ogłyby być dużo w ygodn iejsze i pew niejsze od chw iejnego szczytu.

A frykańczyk w chodząc na duże drzew a, dop asow ane do jego w zrostu, odpoczyw a na każdej napotkanej gałęzi, naśladuje leoparda, który w ciąg n ąw szy zdobycz na drzew o długo potrafi się n ią cieszyć nim rozp o czn ie kolejne polow anie.

D roga do niew id oczn eg o celu, je s t ściśle w y zn aczona przez nas sam ych, przez społeczeń stw o w jak im żyjem y, przez w ym agania ja k ie sami sobie staw iam y i ja k ie sta w ia ją nam inni; droga ta je s t o graniczona, podobnie ja k dro ga konia, którem u w łaściciel założył klapki na oczy, by nie zb aczał z dro gi, by nie zain tereso w ał się niczym , co dzieje się z boku i co m ogłoby odciągnąć go od w yznaczo n ego zadania. Cel - dobrze, że je s t, bo znam y drogę, ale nie pow inien przysło n ić nam innych ciekaw ych i w ażnych, nieznanych i nie odkrytych zakam arków życia.

T auregow ie - ludzie Sahary, dla których je s t ona dom em i ojczyzną. Ich cel je s t nieznany, je s t n iezm ierzony , tak w ielki i daleki ja k kresy ich dom u. Jałow a ziem ia, n iezd o ln a do w yhodow ania czeg o k o lw iek , nie p o zw oliła plem ien iu osiąść na stałe w jed n y m m iejscu. W ytw orzyła w d zielnych koczow nikach, poczucie całkow itej i bezgranicznej w olności w obec przedm iotów ograniczających . Jego „d om ” nie ma ścian, o kien, drzwi

(6)

„w szystkim , co ogranicza, Taureg g a rd zi2”- Ich je d y n ą w ła sn o śc ią

s ą w ielb łąd y , które k o ch ają ponad w łasne życie; dar życia - w oda - zaw sze w pierw szej kolejności należy się tym stw o rzen iom , które d a ją św iadectw o bogactw a i znaczenia każdego w łaściciela.

T auregow ie (B arberow ie) - dum ny lud w ojow ników pustyni - s ą w olni rów nież od sam ych siebie, od sw oich w sp om nień , od przy w iązan ia do p rzeszłości ziem sk iej. Z m arły, który zn ik a z ich życia, znika rów nież z ich pam ięci; a m iejsce je g o pochó w ku na pustyni ma tylko je d n ą regułę - nigdy nie w olno do niego pow rócić.

B R Z Y D K I

A partheid istniał w A fryce dużo w cześniej niż pojaw ili się tam „ B ia li” , zanim jesz c ze A fryk aner nazw ał tak system dom inacji „B iałeg o ” człow ieka nad „C zarn y m ” .

W stręt rasow y, separacja, podział - istn ieją nie ty lko w bardzo w yrazistych k ategoriach, ja k B iały - C zarny, pan - sługa, ale nien aw iść w yraża się przede w szystkim w stosunkach ludzi tej sam ej rasy. Przez w ieki, w głów nej m ierze B iali g inęli z rąk B iałych, a C zarni z rąk C zarnych.

N ien aw iść m iędzy A frykańczykam i istn ieje od zaw sze: nienaw iść plem ienna, klanow a, lub w pó źn iejszy ch czasach nienaw iść m iędzy w olnym i ju ż państw am i. N ajlepszy m przykładem b ęd ą tu w alki pom iędzy Tutsi i H utu. T u tsi od zaw sze był seniorem H utu, a on jeg o klientem . T utsi to p asterze, koczow nicy; Hutu to pod leg li im rolnicy. Przez w ieki Tutsi ro zrastając się zajm ow ali coraz to lepsze tereny pod w ypas sw ojego bydła, odbierając tym sam ym ziem ię H utu, o g ran iczając ich przestrzeń życiow ą. R uandyjska w alk a o w olność (p rzeciw k o B rukseli) przy b iera je d n o c z e śn ie w ym iar w alki an ty fe u d aln e j, w alki p rzeciw ko porządkow i i stru k tu rze p rzez w ieki zaplanow anej i utrzym yw anej przez T utsi. Ten m ały kraj po łożony w środku A fryki przeżył i przeżyw a do dziś rzeź, w której nie w alczy się z „o bcym ”, ale przeciw ko w spóło b yw atelom je d n e g o kraju.

(7)

C hora i o bsesy jna nienaw iść, w stręt do innej grupy e tnicznej, tak bardzo bu lw ersu jąca w idzów telew izy jn y ch agencji inform acyjnych (które o k reśla ją j ą ja k o n iższ ą cy w iliz ac y jn ie ) je s t przecież tak bardzo podobna do ag resji ja k ą codziennie obserw ujem y na ekranach naszych telew izo ró w - zm ien ili się tylko aktorzy i sposób w alki - pierw si nie są czarn i, a broń strzela dużo szybciej i przynosi w iększe zniszczenie. W każdym z tych m iejsc, m iejsc, gdzie je d e n człow iek zab ija bez skrupułów drugiego w imię zagubionej po drodze idei w o lno ści, żołn ierze i zw ykli ludzie nie m ają ju ż po co w alczyć. Z iem ia, zam in o w an a i zrujno w an a nie nadaje się pod upraw ę, nie m ają ju ż czego hodow ać, gdyż w szelakie zw ierzęta w y g in ęły w trakcie zaw ieruch y w ojen n ej, nie zbliżyli się ró w nież do sw ojego up ragnionego celu - nie w yzw o lili się z n iew oli - bow iem nie je st w olnym człow iek , który boi się zasnąć we w łasnym łóżku.

W 1821 roku przybyli do M onrow i, późniejszej Liberii, potom kow ie niew o ln ik ó w w yw ożonych z o bszarów A fryki do A m eryki. Byli to w yzw oleni niew o lnicy , których społeczeń stw o am erykańskie, w ram ach rekom pensaty, ch ciało przew ieść na ziem ie, gdzie sięgały ich korzenie. Ich do b ro czyń cy m yśleli, że p rzyw ożąc ich do A fryki p o m og ą w je j rozw oju. Jednak oni w ychow ani w sp o łeczeń stw ie niew olniczym nie w yo b rażali sobie innego ładu społecznego. Pierw sze, co uczynili w swoim n ow outw orzonym p aństw ie L iberii, to ścisłe o k reślen ie podziału i straty fik acji społeczn ej, teraz oni byli panam i, a autochto ni ich niew olnikam i.

R yszard K apuściński pisze „ um ysł zn iew olo ny, skażon y

dośw ia d czen iem n iew olnictw a, um ysł „ urod zo n y w niew oli, okuty w p o w ic iu ” nie um ie po m yśleć, w yobrazić so b ie w olneg o św iata, w którym w szyscy byliby w o ln i" 3 . A m erykańscy przybysze

stw orzyli ap artheid , stw orzyli swój w łasny am erykański św iat, nie odróżniając się bow iem kolorem skóry, czy innym i w aloram i fizycznym i od reszty m ieszkańców , ubiorem i stylem życia upodobnili się do sw oich daw nych panów . T eraz dobrow olnie zn iew o lili się p rzez sw oje krynoliny, k o łn ierzy k i, dw orki w

(8)

starym , dobrym plantatorskim stylu, zam knęli się w złotych klatkach nied ostęp n y ch dla reszty sp ołeczeństw a.

Przez sto jed e n a ście lat rząd ziła w L iberii p artia w y zw olonych am erykańskich n iew olników i ich potom ków , w ładza ta była całk o w ita i nieo g ran iczo n a - a jed n y m z je j „o sią g n ięć ” było zniew olenie i u p odlenie plem ion od w ieków zam ieszk ujący ch nadm orskie ziem ie. W L iberii h isto ria po to czy ła się ja k w w ielu innych państw ach afry k ań sk ich . Po w yzw o leniu spod panow ania obcej w ładzy naród w szedł w k olejne lata d y k tato rsk ich rządów , tym razem były to je d n a k rząd y rodzim ych p rzyw ódców , zm ieniających się bardzo szybko, za każdym razem te zm iany przyn osiły coraz w iększy terro r i o g ran iczen ie w olności.

C zy w łaściw a je s t zatem teza, że niew o ln ictw o zn iew ala na zaw sze, że nie ma z niego w yjścia, że tkw i ono w ew n ątrz ludzi, że w ładcy i niew olnicy zm ie n ia ją się m iędzy so b ą ty lk o rolam i?

G dzieś na północy G hany żyje plem ię N ankin, piękny lud. W okresie handlu niew olnikam i południow e p lem io na p o d b ijały słabsze ludy północy i sprzedaw ały ich h andlarzom niew o lnik ów . A by ustrzec się przed tym pohańbieniem m atki ran iły tw arze sw oich m aleńkich dzieci (do dziś p rzetrw ał ten zw yczaj w form ie tatu o w an ia), tw arze z bliznam i nie zap ew n iały p o w o dzen ia w handlu, nie były w ięc dobrym tow arem . W plem ieniu tym słow o „b rzy d k i” nie ma pejoraty w neg o znaczenia b ow iem brzyd ki to znaczy w olny.

K O M B A T A N C I

II w ojna św iatow a zm usiła m ocarstw a k o lo nialn e do w ciąg n ięcia w szeregi w ojskow e C zarn ą ludność afryk ańsk ą. R dzenni A fry k ań czy cy po raz pierw szy w id zą praw dziw y obraz E u ropejczyk a, który cierp i, je s t głodny, bezbronny; w idzi ja k B iały z ab ija B iałego, ja k b o m b ard u ją sw oje m iasta, n isz c z ą naw zajem sw oje państw a; ja k w ielk ie i p otężne m iasta - L ondyn, P aryż, B erlin - z o sta ją zniszczo n e, ja k w ali się po tężn y św iat Pana.

B iały w E uropie ogarniętej w o jn ą był ab so lu tnie n iep o do bn y do B iałego Pana żyjącego w niedostępnym , luksusow ym św iecie w A fryce.

(9)

K om batanci II w ojny św iatow ej, stanow ili trzo n , „m a sę ” partii p ow stających w koloniach, w alczących o w olność i n iepod legło ść. Ich przyw ódcam i zostali in telek tu aliści afrykańscy, ci n ieliczn i, którym udało się w yjechać na stu d ia zag raniczn e. G łów nym i teorety kam i ruchów w y zw oleń czych zostali potom kow ie w y zw olonych am erykańskich n iew oln ikó w , którzy otrzym ali szerokie w y k ształcen ie w USA.

A lexan d er C rum m w ell, W. du B ois, M arcus G arvey - dali podstaw y ideo log ii i ruchu zw anego p an afrykan izm em . - w skrócie program ten m ożna przed staw ić słow am i: „A fry ka dla A fry kań czy k ów ” .

CZAROWNIK PROFESJONALISTA - CZYLI WYPROSTOWANE PLECY.

B yć w olnym to nic, ale odzyskać w olność -to niebo. Jo hann G ottlieb Fichte

W latach 60tych XX w ieku silnie rozbud o w ane nacjo n alisty czn e p artie polityczn e zażąd ały niep o d leg ło ści dla sw oich krajów . Pełni optym izm u m łodzi patrio ci m ów ili - n ajw ażn iejsze to o dzyskać w olność, reszta p rzy jd zie sam a, później.

R zeczyw iście, w olność n ap ełn iła optym izm em w szy stk ich , i m ogłoby się w ydaw ać, w szy scy zapom nieli o w ielkim zaco fan iu , o głodzie, braku ośw iaty, brakach kom unikacyjnych.

R eform y państw a ok azały się bardzo tru dn e i w iele spraw odłożono na „lepsze cz asy ” n iestety do dnia d z isie jsz eg o nie w iem y ,c z y ’ i ,k ie d y ’ one nastąpią.

W A fryce w olność od k olonializm u pojm ow ano na w iele różnych sposobów . D la jed n y c h była to m ożliw ość p o ru szan ia się, tera z m ogli bez p rzeszkód, bez obaw y o areszto w an ie w ejść do luksusow ych dzieln ic B iałych, do których w cześniej nie m ieli w stępu, je ś li nie udaw ali się tam w konkretnym celu. D la innych było to p o d niesien ie sw ojego statusu. R dzenni A frykańczy cy m ogli p o siadać takie sam e m ajątki, ja k ich B iali w spó łziom k o w ie,

(10)

m ogli posyłać dzieci do tych sam ych szkół, k ształcić się na U niw ersy tetach , podróżow ać.

W olność od kolonializm u zro d ziła w ła sn ą n iez a le ż n o ść i sam odzielne am bicje p o lity czn e, p o zw oliła je d n o c z e śn ie odrodzić się podziałom społecznym istniejącym na ko nty n en cie od pradaw nych czasów w edług odm ienności etn iczn ej, relig ijn ej, kulturow ej oraz w edług przy n ależn o ści do określonej w arstw y społecznej.

K olonialni w ładcy nie pozw alali na ja k ie k o lw ie k zam ieszki m iędzy plem ionam i, uśpili nienaw iść p om ięd zy różnym i w alczący m i ze so b ą w zam ierzchłych czasach ludam i. Przed W yzw olonym i pojaw iło się praw dziw e w yzw anie: u trzym ać kraj w olnym , a jed n o c z e śn ie poprow adzić go do rozw oju; m usieli zakopać topór w ojenny, m usieli nauczyć się cierp liw o ści, polityczn ej w ytrw ałości i d yplom acji. Już w k rótce m iało się okazać, ja k tru d n a i d łu g otrw ała była to nauka - m iejsce daw nych kolonistów p rzejęli dyktatorzy, którzy przez w iele lat spraw ow ali n iep o d z ieln ą w ładzę.

W A fryce zrodziło się sp ecyficzne zjaw isk o , m ożem y pokusić się, na p od staw ie dziejów A fryki, o p o d ział p ojęcia „w olno ść” na dwa je j rodzaje - w olności państw ow ej (p o lity c z n e j) oraz w olności społeczeństw a. P ierw szą z nich w ięk szość państw o trzym ała, bądź w yw alczyła w latach 60tych; n ato m iast drugiej społeczeństw a nigdy nie posiad ły do końca, naw et dzisiaj całkow ite b ezpieczeństw o, w olność o so b ista, p ełn a w olność słow a, w olność poglądów polity czn y ch w żadnym kraju afry k ańsk ich nie są respektow ane w pełni.

G hana odzyskała w olność ja k o pierw szy kraj na zachodzie Sahary.

W szystko zaczęło się na W est E ndzie - cen traln ym placu A kry. D ługo czekano na p rzem ów ienie K w am e N k rum aha w którym m iał m ów ić o dążeniu do niepo d leg łości środkam i pokojow ym i, o drzu cając w alkę zb ro jn ą i układy gabinetow e.

Z anim przem ów ił w ódz, k ilk a słów w y g ło sił p asto r w zb ud zając d uchow y entuzjazm tłum u. N kru m ah a zjaw ił się w m ufi z n ieo d łą cz n ą p ałeczk ą z m ałpiej skóry, k tó ra ma odpędzać od niego w szelkie zło i siły nieczyste. N agle pojaw ili się na scen ie dwaj głów ni czarow nicy G hany, rozp oczęli sw oje m agiczne tań ce, czym

(11)

w zbudzili praw dziw y zachw yt zgrom adzonej p u b liczn o ści. Swoim cudow nym , zaklętym napojem , w yjętym z zak am arkó w ubrań (był to sznaps - holenderski bim ber) p o często w ali w odza, a resztą, w yko n ując nadal m agiczne ruchy, skropili św itę i podium . Tym sam ym potężny i zły bóg m orza zo stał obłaskaw iony.

T eraz czuw ały nad nim i w ielkie siły N ow y Bóg oraz Starzy B ogow ie. Czy m ogło się w ięc coś nie udać?

W ślad za G h an ą ruszyły inne p aństw a afry k ań sk ie, niestety zbyt z ajęta zim n ą w o jn ą A m eryka i E uropa nie zau w ażyły , że k ilk aset m ilionów ludzi w yprostow ało plecy i w ysoko uniosło sw o ją pięść.

L IC Z B Y

W olność j e s t je d n y m z n a jb a rd zie j zw o d n iczych m am ideł. John Ruskin

B iu ro k racja k o lo nialna była genialnym w ym ysłem służącym w głów nej m ierze je j urzędnikow i. Jego w ysoka p ensja, piękny dom , sam ochód były nieo siąg aln e na podobnym stano w isk u w E uropie. T a k ą stru k turę u rzę d n icz ą p rzejęły now e w oln e w ładze. N ie starały się n iczego zm ienić, dla nich w olność oznaczała w ładzę o raz kilka liczb do zap am iętania (n u m er now ootw artego szw ajcarsk ieg o konta). W alka o w ładzę w w olnych państw ach stała się od razu w a lk ą o dobre stanow iska.

W A fryce zrodziło się (a być m oże było ono ty lk o gorzej ukryw ane niż w A m eryce i E uropie) zjaw isko pozornej w olności tzn. tak iej, która zniew ala ludzi całk o w icie. S zczegó lnie ci p o zo stający u w ładzy, zostali w czasach w olności politycznej zniew o len i przez p ien iąd z i zysk, n ajw ażn iejsze b yły dla nich c o raz to w iększe liczby o k reślające ro zm iar ich konta.

W olność zro d ziła trzy typy A frykańczyka:

- pierw szy nie przy w iązu je wagi do p ien ięd zy, od w ieków p rzem ierzał krainy geograficzn e nie zw ażając na granice państw ow e; do szczęścia po trzeb o w ał tylk o „p rz e strz en i, ziem i bez g ranic, otw arteg o i szerokiego h o ry zo n tu ” , w olność to było dla niego pow ietrze, którym oddycha;

(12)

- drugi typ, to p rzeciw ny biegun, to człow iek, k tóry uto żsam ia

w olność z m o żliw o ścią zarab ian ia pieniędzy; pow oli, p odobnie ja k m ieszkaniec Z achodu, zniew ala się przez pien iąd ze, nie potrafi ich odrzucić, nie potrafi nabrać um iaru w ich posiad aniu , nie p otrafi też uw olnić się od ich pożądania;

- trzeci z nich, zajm uje m iejsce pośrodku. Jest m ieszkańcem u bogiego m iasta, slum sów lub słabo ro zw iniętej w ioski; dla niego w olność oznacza nieprzy w iązan ie do głodu - to m iska ryżu, kaw ałek kukurydzy. P rzetrw ał ko lejn y d zień, a to n ajw ięk sze zw ycięstw o.

EPILOG

W olność nie j e s t ulgą, lecz tru dem w ielkości. L e o p o ld S ta ff

P rzem iany na ko ntynencie afrykańskim są ciągłe i m ają tak olbrzym ie rozm iary, nikt nie m oże ok reślić ich rozm iaró w i końca; nie w iem y ja k m ieszkańcy kon ty n entu w y k o rz y sta ją w olność, k tó rą odzyskali 40 lat tem u, nie w iem y też, co z ro b ią z w olnością, k tó ra zaw sze tk w iła w ich duszy.

Jak bardzo dalszy rozw ój A fryki w płynie na to, co c z u ją i m y ślą A frykanie?

C zy u leg n ą podobnej am eryk anizacji, ja k ie j uleg ł Z achodni św iat?

C zy zag u b ią gdzieś sw o ją w olność, sw oje p rzy w iązan ie do nieprzy w iązania?

C zy bezkresne piękno otoczen ia, w ja k im ż y ją d oda im sił by nie u tracili swej to żsam ości?

C zy u stan ą w ieczne m igracje, p rzem ieszczan ie się ludzi nie znających granic swej w olności?

C zy p o zo stan ą ostatni don K ichoci, którzy w p o szukiw aniu sw oich n ajbliższych b ęd ą przem ierzać ten olbrzym i k o ntynent w zdłuż i w szerz?

To czy A frykanie p rze stan ą być w olni zależy ty lk o od nich, a my ich odm ienny stan naty ch m iast poznam y. Poznam y go po oczach, które nie b ędą się ju ż zło ciły prom ieniam i słon eczn ym i,

(13)

b ęd ą szare i tak bardzo sm utne, że nie będziem y ch c ie li w nie zaglądać i abyśm y nigdy nie m usieli.

BIBLIOGRAFIA:

From m E., U cieczka o d W olności, C zy telnik , W arszaw a 1993

K apuściński R., H eban, C zy teln ik , W arszaw a 1998 K apuściński R., Szachinszach , C zytelnik, W arszaw a 1982 K apuściński R., W ojna fu tb o lo w a , C zy telnik , W arszaw a 1981

K apuściński R., W ykład z o ka zji p r z y z n a n ia D octora H onoris C ausa U niw ersytetu Ś lą skieg o , U n iw ersy tet Śląski,

K atow ice 1997

S zm atka J., M ałe stru k tu ry sp o łeczn e, PW N, W arszaw a 1989

K A R O LIN A K O C - stu d e n tk a IV roku S o c jo lo g ii, stu d iu je w

try b ie i.t.s., oraz III roku P o lito lo g ii. In te re su je się z ag ad n ien iam i zw iązanym i z krajam i T rzecieg o Św iata.

Recenzja

T ek st je s t b ard zo ciek aw ie zred ag o w an y. M a raczej form ę e seju niż arty k u łu sp e łn ia ją c eg o ścisłe k ry te ria rozp raw y nau k o w ej. Jego z a le tą o p ró cz ciek aw eg o toku n a rra c ji s ą je d n a k ró w n ież o d n iesie n ia do litera tu ry naukow ej (so c jo lo g ic z n e j). A u to rk a je s t s tu d e n tk ą so cjo lo g ii s tu d iu ją c ą w trybie In d y w id u aln eg o T oku Studiów . D o św ia d c z en ia z lektur so cjo lo g iczn y ch w y raźnie w y z n a c z a ją k ieru n ek in te rp re ta c ji i o ceny, n aw et gdy tru d n o je s t je d n o z n a c z n ie zid e n ty fik o w a ć k o n k retn e lektury. Je st to w ięc na pew no d o bry esej so cjo lo g iczn y .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Głównym celem naukowym może być rozwinięcie dydaktyki matematyki jako uznanej dziedziny badań

Najpierw dlatego, że to milczenie rozciąga się stosunkowo na bardzo krótki czas — od W. Piątku rano aż do zawiśnięcia Chrystusa na krzyżu — a potem nie można przemilczenia

Miejsce i czas wydarzeń Polska, współczesność Słowa kluczowe Projekt Wagon 2010, wolność.. Wolność to jest to, o czym człowiek w

Przyszedł wiceprezydent miasta oraz były wiceprezydent, który witał wagon 5 lat temu, podczas pierwszego przejazdu oraz, co dla nas bardzo ważne, ludzie, którzy

Jaka to mogła być liczba? Zaznacz wśród liczb poniżej wszystkie pasujące liczby.. GDZIE JEST MOJA PARA – CZYLI O ROZUMIENIU LICZB I ICH ZAPISU, CZ. Połącz w pary

Jaka to mogła być liczba? Zaznacz wśród liczb poniżej wszystkie pasujące liczby.. GDZIE JEST MOJA PARA – CZYLI O ROZUMIENIU LICZB I ICH ZAPISU, CZ. Połącz w pary

chromosomami, kiedy zaczyna się odtwarzać jądro, teleofazowe zostaje wznowiona synteza rRna, dzięki czemu jąderka staja się dobrze widoczne. W czasie interfazy typowe jąderko jest

W skutek zupełnego stopienia się dziedziczności rodziców potom ek p rzejaw ia cechy pośrednie, w ypadkow e z, cech rodziców... Tom aszów