• Nie Znaleziono Wyników

Odpowiedź na wywody Aliny Witkowskiej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Odpowiedź na wywody Aliny Witkowskiej"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Konrad Górski

Odpowiedź na wywody Aliny

Witkowskiej

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 68/4, 455-462

(2)

potępień i adoracji, zrozu m iała u w sp ó łczesn y ch , an ach ron iczn a jako d yrek tyw a badaw cza.

Od p ew n eg o czasu w naszej h u m a n isty ce w y tw o rzy ła się w y ją tk o w o k orzystn a k on iu n k tu ra d la reflek sji dotyczącej ru ch ów relig ijn y ch i p a rareligijn ych , do k tórych n ależy tak że nauka M istrza A ndrzeja. S tu d ia nad d ziejam i id eo lo g ii, nad m e n ta l­ nością zbiorow ą, nad socjologią grup zam k n iętych i ek sp resją ich św ia d o m o ści, w resz c ie nad m isty k ą p olsk iego rom antyzm u w c ią g n ę ły tow ian izm w u kład p ro b le­ m ow y, w k tórym on dotąd n ie w y stęp o w a ł, a u czon ym d ały m o żliw o ść a n a lizo w a n ia tego zja w isk a n arzędziam i w y d o sk o n a lo n y m i przez socjologię X X w iek u i w ła śc iw ą jej k a teg o ria liza cję fen o m en ó w życia społecznego.

N a ile u m iałam i w m iarę p otrzeby — książka d otyczy w sz a k o so b o w o ści tw ó r ­ czej w ie lk ie g o p oety — starałam się przejąć te n p u n k t w id z e n ia i m eto d ę bad an ia tow ian izm u . Prof. G órski proponuje n aw rót do k ry terió w w a rto ściu ją cy ch jako sposobu o cen y i do gorzkiego u b o lew a n ia jako d ek laracji w ła sn e g o stosu n k u w o b ec p o ety -to w ia ń czy k a . To n a w et w zru szające, że sp otyk am y się z tak w id o m y m p rze­ d łu żen iem tradycji X I X w iek u i jego sposobu p rzeżyw an ia tow ian izm u . N iem n iej czas p ostąp ił k rokiem i n ie m ogę p oczu w ać się do w in y , że czyn iłam w y siłk i, aby in telek tu a ln a prob lem atyk a m ojej k siążk i b yła nam w sp ó łczesn a .

A li n a W i t k o w s k a

ODPOW IEDŹ N A W YW ODY A L IN Y W ITK O W SK IEJ

K ied y dw aj lu d zie d yskutują ze sobą u stn ie i b ez św ia d k ó w , m ożn a te o r e ty c z ­ n ie założyć, że jed en drugiego przekona o słu szn o ści w ła sn eg o sta n o w isk a w ja k iejś sp raw ie, a le od d y sk u sji pub liczn ej w druku takiej m o żliw o ści zazw yczaj n ie o c z e ­ k ujem y. P o lem ik a je s t w tym ostatn im w yp ad k u p rzeznaczona dla c zy teln ik ó w ; o b y d w ie stron y p rzed sta w ia ją sw o je argu m en ty, od b iorcy zaś m ają m ożn ość p rze­ kon an ia się, po czyjej stronie jest słuszność. Z tego p u n k tu w id zen ia i ja bardzo żału ję, że A lin a W itk ow sk a n ie sk orzystała z propozycji, jaką jej u czy n iła R ed ak cja „P am iętn ik a L iterack iego”, bo z e sta w ie n ie naszych tek stó w u ła tw iło b y czy teln ik o m w y ro b ien ie so b ie sp ra w ied liw eg o sąd u o ca ły m sporze. M yślę rów n ież, że tak i obrót rzeczy sta w ia m n ie w gorszej sytu acji, bo trudno oczek iw ać, żeb y odbiorcy za ch o w a li w p am ięci szczegóły m ojej argu m en tacji i d o k u m en tacji. A le co się stało, ju ż się n ie odstanie, w ię c spróbuję o d p o w ied zieć A lin ie W itk o w sk iej, trzym ając się k o le j­ ności zagad n ień poruszonych p rzez autorkę p olem iczn ej rep lik i.

Pobudki m ojego „furoru” w y ja śn ię na końcu tej od p ow ied zi, a na ra zie c h c ia ł­ b ym tylko zauw ażyć, że p ozb aw ion a ja k ie jk o lw ie k reak cji u czu cio w ej recep cja t e ­ k stó w n au k ow ych je s t m o żliw a tylko w naukach p rzyrodniczych i tech n iczn y ch , a le w h u m a n isty ce taki czy in n y sąd często d otyczy sp raw , z którym i c z ło w ie k jest z w ią za n y uczu ciow o, w ię c n ie m oże o w ego sądu przyjąć do w ia d o m o ści w sposób b ezn am iętn y. P am iętam , jak to k ied y ś podczas lek tu ry m on ografii K a llen b a ch a 0 K rasiń sk im doszed łem do m iejsca, gdzie au tor p rzep row ad za obronę sta n o w isk a g en era ła W incentego K rasiń sk iego w sp ra w ie sądu sejm o w eg o nad p olsk ą m łod zieżą p atriotyczną, p o d ziw ia jego o d w agę cy w iln ą i p rzyzn aje m u c a łk o w itą słu szn ość, je ś li chodzi o dobro narodu. C zytałem to ju ż po odrodzeniu się p a ń stw a p olsk iego w 1918 r. i na m a rg in esie m ojego egzem p larza n a p isa łem o łó w k iem ; „C złow ieku, ja k brzm ią tw o je sło w a dziś, g d y m a m y w o ln ą P o lsk ę !” — B y ła to o c z y w iśc ie reak cja u czu cio w a i n ie m am pow odu po przeszło 50 latach jej się w sty d zić.

A utorka książk i o M ick iew iczu o św ia d cza z k o lei, że p o słu g iw a ła się h ip otezam i 1 in tu icją, że m y ś le n ie o k u ltu rze je s t ciągiem rein terp reta cji opartej na n ow ych m etodach i w sp ó łczesn ej w ra żliw o ści interpretatora. C zytam y d alej, że „ta w r a ż li­

(3)

w o ść m oże być i w iedzą, i in tu icją zarazem , gd y ż proces rozu m ien ia z ja w isk nie pom yk a tylko drogą fa k ta m i b ru k ow an ą”. — O trzym aliśm y w ię c credo m e to d o lo ­ giczn e, za które jestem A lin ie W itk ow sk iej szczeg ó ln ie w d zięczn y , bo ono u d ow adnia, ja k n ie m ożna lep iej, p o d sta w o w ą tezę m ego artyk u łu w obronie C eliny, ż e sądy o niej w książce W itk ow sk iej n ie m ają n ic w sp ó ln eg o z nauką.

Co to jest nauka? J est to zesp ó ł sąd ów s p o ł e c z n i e s p r a w d z a l n y c h o jak im ś przed m iocie naszych badań.. W iadom o, że w d ojściu do tych są d ó w bardzo pom ocna m oże się okazać in tu icja, ale n ie m oże ich zastąp ić. In tu ic y jn ie od gad u je­ m y nieraz drogę do u zysk an ia ja k iejś w ied zy , a le dopiero u d o k u m en to w a n ie ow ej w ie d z y daje w w y n ik u sąd sp o łeczn ie sp raw d zaln y, a w ię c n au k ow y. P ók i d a n y sąd je s t ty lk o in tu icy jn y , n ik ogo n ie ob ow iązu je i n ie m oże so b ie rościć p reten sji do u ch od zen ia za n au k ę. A je ś li k toś in tu ic y jn ie w y su w a różn e h ip o tezy , to je s t o b o ­ w ią za n y zaznaczyć, że to, co m ó w i, je st tylk o hipotezą, a le n ie u d o w o d n io n y m są ­ dem . Otóż tej lo ja ln o ści w ob ec czy teln ik a A lin a W itk ow sk a n ie zach ow u je. W szy­ stk ie jej tw ierd zen ia o zły ch u czuciach, jak ie m u sia ła jak ob y p rzeżyw ać C elina już jak o m ałżonka A dam a z pow odu p ierw szej jego reakcji na jej przyjazd, o celow ej d eheroizacji sw eg o m ęża, itd., itd. (nie będę p ow tarzać tego, co n ap isałem ) to są w ła śn ie o w e hip otezy, d la k tórych autorka nie zn alazła d ok u m en tarn ego p o tw ierd ze­ nia, a które p odaje jako sąd y kategoryczne.

W yw d zięczając m i się p ięk n ym za nadobne, A lin a W itk ow sk a w y ty k a m i, że m oja teza o C elinie jako osob ie rozw ażn iejszej i n iesk ło n n ej do p o d ziela n ia fa n a ­ tyzm u M ick iew icza dla S p raw y je s t tylk o d om ysłem , nie zn ajd u jącym p o tw ierd zen ia w zn an ym zb iorze d ok u m en tów pt. W s p ó łu d z i a ł A d a m a M i c k i e w i c z a w S p r a w i e A n ­

d r z e j a T owiańskiego. Cóż na to poradzę, że autorka k siążk i o M ick iew iczu n a jw i­

doczniej n ie m iała w ręku w y m ien io n eg o W s p ó łu d zia łu , a poza tym n ie zazn ajom iła się dokładniej z k orespondencją p o ety w ok resie to w ia n isty czn y m .

A w ię c w to m ie 1 W s p ó łu d z i a łu m ów i się o C elin ie 13 razy, a w tom ie 2 p o ­ św ięco n e są jej d łu ższe uryw ki, m . in. na s. 47— 58. N ie m ogę tu cy to w a ć w s z y s t­ kiego, bo m oja od p ow ied ź n iep o m iern ie b y się rozrosła, o gran iczę się zatem do m iejsc n a jw ażn iejszych .

P ierw sze z n ich brzm i op tym istyczn ie. M ick iew icz p isze do K a ro lin y T ow iań sk iej (dn. 21 III 1844) o tym , że C elina m ia ła w y p a d ek , upadła k rzyżem na sch od y k o ścio ­ ła, ale teraz ju ż zdrow a:

„Lepiej z nią i b ęd zie lep iej. M am to za p o w ied zia n e znakam i w ie lk im i. W id zia ­ łem jej ducha. Odtąd p ostęp ow an ie m o je z n ią p oszło z p ew n iejszej siły i coraz sk u teczn iej id zie”.

P oeta m ów i tu o w cią g n ięciu jej do rzeczyw istego u d zia łu w S p ra w ie, a le n ie szło to w c a le tak łatw o. Ś w ia d czy o tym lis t T o w ia ń sk ieg o do M ick iew icza (3 VI 1845), gd zie M istrz przeprow adza obszerną ch a ra k tery sty k ę C elin y (W spółu dzia ł, t. 1, s. 247—248) jako ducha opornego, p ogań sk iego, b a łw o ch w a lsk ieg o , często p o ­ w sta ją ceg o p rzeciw B ogu, zatw ard ziałego itd. — P o co to p isał, w y ja śn ia na początku listu :

„N ikt w ie lk im n ie jest na w ięk szy m sw y m polu, skoro w dom u, n a m n iejszym , w ie lk im się n ie sta n ie — m n iejsze pole często je s t próbą naszą przed B ogiem — p ierw szy m o w o cem naszym . W tym celu S łu żb ę n in iejszą n io sę dla C ieb ie”.

C hodzi w ię c o to, że poeta na d om ow ym polu n ie potrafi za p an ow ać nad duchem żo n y i p rzezw yciężyć jej oporów . Że ta k ie z w y c ię stw o n ie b yło ła tw e , o tym św ia d - ·

czy ł lis t do A n n y G uttow ej (13 X 1845), w k tórym M ick iew icz p atrzy na sytu ację bardzo trzeźw o:

„C elina bardzo złożona do w szy stk ich o b o w ią zk ó w ziem sk ich i z tej strony n ic jej n ie m a do zarzucenia. A le d u ch w żad en s]>osób n ie m oże ru szy ć się po lin ii p rostej i n iczym p raw d ziw ym rozradow ać się. C hyba k ied y m i B óg da sam em u n ie

(4)

tylko w duchu, a le i n a ziem i coś zrobić, w te n c z a s i C elina u w ierzy, bo w ia r y w S p raw ę n ie m a, lubo ją udać um ie, k ied y potrzeba”.

W parę m ie się c y p o tem M ick iew iczo w i w y d a w a ło się, że jed n ak „C elina już poczuła, że S p ra w y n ie m ożn a a n i okrążyć, ani p odkopać” (list do K arolin y T o w ia ń - skiej z d n ia 13 I 1846), a le i to ok azało się złu d zen iem . N a to m ia st T ow iań sk i p od jął h eroiczną próbę d e fin ity w n eg o n aw rócen ia C elin y i zorgan izow ał sp otk an ie z u c z e st­ nikam i K oła, co przy nim zo sta li (było to już po secesji M ick iew icza i jego z w o le n ­ ników ), w R y ch tersw il 1 października 1846 r. i w y g ło sił długą m o w ę sk iero w a n ą do C elin y (przyjechała za zgodą M ick iew icza i z jeg o w sk azów k am i, ja k się m a zach ow ać), gd zie b y ły m. in. i ta k ie apostrofy:

„Ty siostro C elino! nosząc d ucha w ielk ieg o , starego, należąc dla w ie k u ducha tw o jeg o do starszej d zia tw y B ożej, w e z w a n a do szerzen ia k ró lestw a C hrystusow ego, dla w ie lk ie j m ocy za k lęcia w tobie, szerzyłaś dotąd królestw o p rzeciw n e C hrystu so­ w em u , u ż y w a ła ś do tego p otęgi i m ądrości ducha tw ojego — i ciężk ie rach u n k i zap isan e na cieb ie w k sięg a ch B o ży ch ” (W s p ó łu d z i a ł, t. 2, s. 50).

T ow iań sk i lic z y ł na to, że p o zy sk a w szy na n ow o C elinę d la S p raw y o sią g n ie p ow rót M ick iew icza i in n y ch secesjo n istó w do jego K oła, a le n ic n ie w sk órał. C elin a z a c h o w a ła d la n ieg o w d zięczn o ść za d a w n e u zd row ien ie, ale do S p ra w y o d ­ n iosła się z k rytyczn ym dystan sem .

Z k o lei sp raw a u zd ro w ien ia C eliny. W yw od y A lin y W itk ow sk iej sugerują, ja ­ koby odegrało tu rolę jej u czestn ictw o w sek cie to w ia n isty czn ej. N iestety , c a ły w y w ó d o socjologiczn ym podłożu tej sp raw y g rzeszy n ieliczen iem się z chronologią. C elina została u zd row ion a b ezp ośred n io po przybyciu T ow iań sk iego do Paryża, k ie d y jego „ sek ta ” jeszcze n ie p ow stała.

C ieszę się, że A lin a W itk o w sk a n ie n astaje w ię c e j na p osądzanie M arii S z y m a ­ n ow sk iej i M ick iew icza o rom ans, bo na tym p o m y śle najgorzej w y ch o d ził M ick ie­ w icz; sta w a ł się przecież ja k im ś d u ch ow ym k u zyn em bohatera p o w ieści N ab ok ova

Lolita. O czy w iście ó w b ohater p oszed ł zn aczn ie d alej, bo ożen ił się z p ew n ą k ob ietą,

aby m ieć u ła tw io n y d o stęp do łóżk a jej n ieletn iej córki, podczas gdy M ick iew icz m ia łb y na su m ien iu tylko ożen ek z córką daw n ej koch an k i, a le to już różnica n ie jak ości czegoś o b rzyd liw ego, ty lk o stopnia. N a to m ia st o to, jak się m ogli ty tu ło w a ć rom an tyczn i koch an k ow ie, p ien iać się z A lin ą W itk ow sk ą n ie będę, p o zo sta w ia ją c r o zstrzy g n ięcie tej sp raw y zd row em u rozsąd k ow i n aszych czyteln ik ów .

A teraz zn ó w sp raw a m etodologiczna. N a m ój zarzut, że autorka w y b ra ła z k oresp on d en cji C elin y z H elen ą M alew sk ą u ryw k i listó w m o ż liw ie nic n ie m ó w ią ­ ce o u m y sło w o ści i ch arak terze C eliny, a p o m in ęła w szy stk o , co przeczyło jej t e ­ zom , czytam odpow iedź, ż e n ie m ożna od n iej w y m a g a ć, ab y c y to w a ła w sz y stk ie lis ty in ex ten s o , bo to zrobił W ład ysław M ick iew icz; w n o szą c sw oją p rop ozycję rozu m ien ia C eliny, w p ro w a d za ła jakoby sw ój sp o só b gosp od arow an ia m a teria ła m i. M uszę w ię c od esłać czy teln ik a do m ego artykułu, a b y n ie pow tarzać rzeczy ju ż p o w ied zia n y ch na łam ach „ P am iętn ik a L iterack iego”, a tu dodam refle k sję n a stę ­ pującą. W yobraźm y sobie, że k toś n ie w ie , kto to b y ł C hopin, zap ytu je o to sw eg o zn ajom ego i d o sta je od p ow ied ź taką: „To b y ł sy n em igran ta fran cu sk iego żon atego z P o lk ą ”, i an i sło w a , że C hopin b ył jed n ym z n a jw ięk szy ch k om p ozytorów św ia ta , to od p ow ied ź pow yższa, będąc fo rm a ln ie p ra w d ziw a , b y ła b y zarazem w ie lk im k ła m ­ stw em . Otóż p rzem ilczan ie znanego nam i d o stęp n eg o m ateriału d o k u m en tacyjn ego

tam , gd zie m ógłb y o n p od w ażyć bronioną przez nas tezę, n ie m oże być e u fe m i­ sty czn ie n a zw a n e ok reślon ym sposobem gosp od arow an ia m ateriałem , bo jest po p r o ­ stu św ia d o m y m zn iek szta łca n iem rzeczyw istości. O d p ow ied ź A lin y W itk ow sk iej p r z y ­ pom in a w tym m iejscu scen ę z M ieszcz a n in a sz lach cicem . P a n Jourdain za żad n e sk arb y n ie chce uchodzić za syn a kupca, co h a n d lo w a ł su knem , w ię c Ergast, p r z e ­ brany za rzek om ego podróżnika, zaczyn a od o św ia d czen ia , że z n a ł jego o jca jak o

(5)

bardzo zacnego szlach cica. U sz c z ę śliw io n y Jourdain p ow iad a: „Istn ieją cym bały, którzy chcą w e m n ie w m ó w ić, że on b ył k u p cem ”, a na to E rgast:

„On kupcem ! To czy sta p otw arz; n igd y m u się n ie śn iło być kupcem ... to był czło w ie k n iezm iern ie u przejm y, n iezm iern ie u czynny, ż e zaś się zn a ł bardzo dobrze na suknach, w y b iera ł je, g d zie ty lk o m ógł, kazał do sieb ie p rzy sy ła ć i o d stęp o w a ł je znajom ym za p ien ią d ze” (przekład B oya).

Ż ałuję, że n ie m ogę n a śla d o w a ć E rgasta i po tym , co ju ż p o w ied zia łem , przyjąć do w iad om ości ośw iad czen ia, ż e p o stęp o w a n ie A lin y W itk ow sk iej b yło w ła śc iw y m jej sposobem gospodarow ania m a teria łem .

W reszcie na p od ob ień stw o sporu o charty, który o k a za ł się „dzikiem rozm ów strzeleck ich ”, d zik iem naszej p o lem ik i będzie sto su n ek do to w ia n izm u . A utorka książki o M ick iew iczu w y su w a tu d w a tw ierd zen ia, k tórym m u szę się p r z e c iw sta ­ w ić. P o p ierw sze — uw aża, że m ój pogląd na to w ia n izm je st m a ło w y d a jn y jako

d yrek tyw a badaw cza, bo dziś patrzym y na te sp raw y ze sta n o w isk a so cjologii, aby zrozum ieć rom antyczne ruchy r e lig ijn e i parareligijne. P o d ru g ie — au tork a p rzy­ p isu je m i jak ieś w y ra sta n ie z trad ycji potęp ień to w ia n izm u , ja k ie u p raw ian o w w . X IX , i dodaje, że tak ie p rzed łu żan ie tradycji m in io n eg o stu le c ia i jego sp o so ­ bu p rzeżyw an ia to w ia n izm u je s t n a w e t w zru sza ją ce (dzięk u ję za to d ob rotliw e i p ełn e w yrozu m iałości k lep a n ie m n ie po ram ieniu). O kazuje się w ię c , że jestem jak im ś ep igon em S tefa n a W itw ick ieg o i naszych h isto ry k ó w litera tu ry z końca X IX w iek u .

O dpow iadam na p u n k t p ierw szy. S ocjologiczn e w y ja śn ie n ie g en ezy ja k ieg o ś h i­ storycznego zjaw isk a to jedno, a w a rto ścio w a n ie tegoż zja w isk a to drugie. P rzy p u ­ szczam , że istn ie je już d zisiaj w ie le teorii socjologicznych, k tóre u siłu ją w y tłu m a ­ czyć gen ezę hitleryzm u. Czy jeśli jest w śród n ich jak aś g en ia ln a d iagnoza choroby

m oralnej, na którą zapadł naród n iem ieck i, b ęd ziem y w te d y rozu m ow ać w e d łu g z a ­ sady: „Tout c o m p r e n d r e c’est t o u t p a r d o n n e r ”, i p o w strzy m a m y się od p otęp ien ia w szy stk ich potw orności, jakich się h itlery zm d op u ścił? Mój sto su n ek do to w ia n izm u n ie m ia ł być i n ie jest żadną d y rek ty w ą badaw czą, b o n ie jestem p rzyrodnikiem , k tóry ogląda przez m ikroskop z a ch o w a n ie się kom órek ja k ieg o ś organizm u, jestem natom iast ży w y m czło w iek iem , który b o leśn ie p rzeżyw a lo sy M ick iew icza w tym ok resie jego życia. D la A lin y W itk o w sk iej rom an tyzm je s t p rzed m iotem b a d a n ia historyczn ego na rów ni z in n ym i ep ok am i naszej kultury, a le d la nas, w y c h o w a n k ó w szk oły p olskiej w K o n g resó w ce w latach 1905— 1914, rom an tyzm b y ł w c a ły m z n a ­ czeniu tego sło w a literaturą w sp ó łczesn ą na rów n i z S ie n k iew iczem , P ru sem , W y ­ sp iań sk im i Ż erom skim . I dlatego n ieza leżn ie od m oich prac o rom an tyzm ie, za

k tóre biorę całk ow itą naukow ą od p ow ied zialn ość w m oim rozu m ien iu nauki, n ie m y ślę od n osić się do tej epoki je d y n ie jako b ezn a m iętn y badacz.

A teraz druga sp raw a: czy je ste m k o n tyn u atorem X IX -w ie c z n y c h p rzeciw n ik ó w tow ian izm u ? — A by na to o d p o w ied zieć, m u szę się w d a ć w rozw ażan ia, k tó re będą na pozór d alek ie od naszych sporów .

M ów i się p osp olicie, że c z ło w ie k — pod ob n ie ja k in n e zw ierzęta — k ieru je się dw om a p od staw ow ym i in styn k tam i. Jednym m a być z a ch o w a n ie sam ego sieb ie, drugim — z a ch o w a n ie w ła sn eg o gatunku. O tóż istn ie je jeszcze in sty n k t trzeci, w ła śc iw y ty lk o ro d za jo w i lu d zk iem u : in sty n k t w ła d zy , b ez k tó reg o n ie b y ło b y m o ­ ż liw e tw o rzen ie się zb iorow ości lu d zk ich . Ł udził się R ou sseau im agin u jąc sobie jakąś u m o w ę sp ołeczn ą; taka czy in n a zb iorow ość, w ię k sz a czy m n iejsza , p ow staje, gdy zja w ia się ktoś, co m a dość siły , aby u jarzm ić in n y ch , sła b szy ch od siebie. O czyw iście n ie chodzi tu o siłę fizy czn ą , ch oć i ta m o że od g ry w a ć n ieraz pew n ą rolę, a le przede w szy stk im o m oc ducha, a b y się p osłu żyć w y ra żen iem K ra siń sk ie­ go. Ta żądza p a n o w a n ia nad in n y m i o b ja w ia się u lu d zi w stop n iu bardzo zróżn ico­ w anym . B y w a tak, że kom uś w y sta rcza , gd y zm u sza sw e g o p iesk a, ab y słu ży ł na

(6)

tyln ych łapkach, zdarza się, że ktoś je s t tyran em w e w ła sn y m gron ie rodzinnym , a w r e sz c ie m oże być i tak, że ktoś „z p astuszego kija robi berło św ia tu ”. I po d o­ św ia d czen ia ch n aszego pok olen ia w iem y , że ta „moc d ucha”, która m oże podporząd­ k ow ać m ilio n y lu d zi siln ej jed n ostce, n ie m usi się łą czy ć z w ie lk o śc ią um ysłu. Z ap ew n e — N a p o leo n b y ł w szech stro n n y m gen iu szem , a H itler zu p ełn ym p ry m i­ ty w em u m ysłow ym , a le ta jem n ica ich od d zia ły w a n ia na ludzi tk w iła w irracjon al­ nej p o tęd ze ducha, w o sob istym czarze, który d ziałał w sposób zn iew a la ją cy na o to ­ czen ie.

Coś podobnego b yło i z T ow iań sk im . C złow iek o u m y śle p ry m ity w n y m i sła ­ bym w y k szta łcen iu (stu d iów p raw n ych na u n iw ersy tecie w ile ń sk im n ie skończył) um ie p orw ać i podporządkow ać sobie jed n ostk i gen ialn e, p rzew yższające go n ie ­ sk oń czen ie, gdy chodzi o in te lig e n c ję i w szech stron n ość ku ltu ry u m ysłow ej. Jego siłą, poza su g estią osob istego o d d ziaływ an ia, była in tu icja psych ologiczn a, która p o zw a la ła m u bardzo szyb k o od n aleźć drogę do pozysk an ia jak iegoś czło w iek a . G dy- m iał d o czy n ien ia z Ż ydem , p rzek on yw ał go o m isji Izraela w nadchodzącej epoce, gdy z F rancuzem , rozsn u w ał p ersp ek ty w y przyszłej roli narodu francuskiego. Zo­ rie n to w a ł się, że M ick iew iczo w i n ie w y sta rcza już poezja, że pragnie on czynu, w ię c św ia d o m ie zab ijał w nim p o e t ę 1. Ze S łow ack im na odw rót: zabić w nim p oetę to by zn aczyło u czyn ić p o zy sk a n ie go d la S p raw y rzeczą b ezcelo w ą i zbyteczną, w ięc po p ierw szej rozm ow ie z T ow iań sk im S łow ack i p isze w iersz T a k m i B oże d o pom óż , w y z n a n ie now ej w ia ry i program now ej tw órczości literack iej. C elem T ow iań sk iego n ie b yła a n i w a lk a z poezją, a n i p ragn ien ie jej rozkw itu, tylko zd ob ycie „rządu d u sz” nad każdym czło w iek iem , którego się zdobyć uda. Z tego n ajistotn iejszego celu, jak i m u p rzyśw iecał, w y n ik a ł i stosu n ek do dok tryn y Sw edenborga. N a niej T o w ia ń sk i oparł program d ziałaln ości parysk iego K oła, a gdy ta zb iorow ość została rozb ita i n ad zieja zap an ow an ia nad E m igracją za pom ocą K oła m u sia ła sczeznąć, T o w ia ń sk i grom adząc koło sieb ie n ow ych zw o len n ik ó w , tym razem ju ż n ie P o la ­ ków , le c z cu d zoziem ców , W łoch ów i F rancuzów , a n i sło w em n ie n a w ią zu je w ięcej do S w ed en b orga, bo ta droga zap an ow an ia nad d u szam i ok azała się n ie tylk o n ie ­ sk u teczn a, a le prow adząca n a w et do k atastrofy.

B ardzo ciek aw ym św ia d ectw em tej zm ian y m etod jest korespondencja M arii K o­ 1 P a ry sk ie w y d a n ie zb iorow e dzieł M ick iew icza z r. 1844 zostało opatrzone przed m ow ą A lek san d ra Chodźki akcentującą, że za w arte w tej ed y cji p o ezje należą c a łk o w ic ie do przeszłości. C h o d ź k o rozw ija tę m yśl na trzech stron icach i pisze m. in. tak: „P oezje n in iejsze u w ażan e z tego stan ow isk a są n ieo sza co w a n ą p a m ią t­ ką, g d zie nietrudno iść krok w krok torem in styn k tu w rodzonego gen iu szom p o ­ w o ła n y m , a le tylk o pam iątką. T a k ie rzeczy n ie pow tarzają się: są o n e w y razem i św ia d e c tw e m p rzeszłości, do niej n a leżą ”.

A le n ieza leżn ie od przed m ow y Chodźki do edycji 1844 r. m am y w y p o w ied zi sam ego M ick iew icza o stosunku T o w ia ń sk ieg o do jego tw órczości. N a zebraniu K oła dn. 21 X I 1844 poeta w y g ło sił d łu ższe p rzem ów ien ie, w którym rozw ijał re­ fle k sje M istrza na tem at b ezw a rto ścio w y ch realizacji u p raw ian ych p rzez lu d zi jem u w sp ó łczesn y ch . U zn ając je za „ m arzen ie” poeta za cy to w a ł sw o ją rozm ow ę z M istrzem (cyt. w ed łu g : W s p ó łu d z i a ł [...], t. 1, s. 195— 196): „M istrz p rzyszed ł na to, aby sp ę­ d ził to m arzen ie nazad w ludzi, a b y się jęli do d zieła. T enże grzech leża ł i na m nie. K ie d y m i M istrz m ó w ił: »Trzeba realizow ać«, odp ow iad ałem : »ale coż realizow ać? D ał m i B óg ta le n t p isan ia, p isałem , b yłem profesorem «. N a to M istrz: »Z p isan ia i p ro feso rstw a żadnej zasłu gi nie m asz. B ędąc w e F rancji i u m iejąc po francusku, czem u ś B oga n ie pytał, dla czego c i dał tę zn ajom ość języka, co m asz ze sw ą n auką robić... A le tyś zaczął dopiero służyć Bogu, postrzegłszy, że ju ż in n e środki na ziem i na nic n ie słu ży ły « ”.

(7)

nopnickiej z jed n ym z o sta tn ic h w y z n a w c ó w T o w iań sk iego, A ttilio B eg ey em . N a ­ w ią za n ie sto su n k ó w m ięd zy n im i w y n ik ło z o ży w io n ej d zia ła ln o ści n aszej poetki, ab y zorgan izow ać w ca ły m ś w ie c ie k u ltu ra ln y m p ro test p r z e c iw o k ru cień stw o m pruskim w e W rześni. A le k orzystając ze sposobności, jaka się w ty m w ypadku nadarzała, K onopnicka p ra g n ęła w y d o b y ć od B eg ey a w iad om ość, co ta k ieg o było w d ziałaln ości T o w iań sk iego, że zo sta ł o n p otęp ion y przez ó w czesn y K ościół. N ie ste ­ ty, n iczeg o się n ie d o w ied zia ła , co by m ogło w y ja śn ić sta n o w isk o z a ję te przez K ościół, bo to b ył ju ż in n y T o w ia ń sk i, zg o ła n iep od ob n y d o d aw n ego M istrza z cza ­ só w p arysk iego K oła. B e g e y sch a ra k tery zo w a ł go tak:

„P yta m ię P ani, co je s t ta jem n icą uroku, k tóry p rzyciąga W łoch ów do dok tryn y T ow iań sk iego i jak ą z niej czerpią siłę i n a d zieję? M yślę, że o d p o w ied ź je s t bardzo prosta. T ow iań sk i był n ie ty lk o A p o sto łem P olsk i, lecz A p o sto łem ch rystian izm u ; pracow ał nad w sk rzeszen iem S ło w a B ożego. N ie n a w o ły w a ł do p rzyjm ow an ia doktryn, lecz do p rzy jm o w a n ia K rzyża; n ie g ło sił idei, le c z p rzek a zy w a ł w o lę Bożą czło w ie k o w i w tej epoce. I tę w o lę , którą on czerpał z góry i sam w sw o im życiu

w y p ełn ia ł, przekazał w w a ru n k i ch rześcija ń sk ie dzięk i Ł a sce B o żej”.

D alszy ciąg listu r o zw ija p ow yższą ch arak terystyk ę, a le n ie w n o si ju ż nic now ego. N a to K on op n ick a od p o w ied zia ła reflek sją następ u jącą:

„P ozw ala m i P a n z a d a w a ć p y ta n ia na tem at poru szon y w m o im p ie r w sz y m liś ­ cie. M am na to w ie lk ą o ch o tę. A le m y ślę, że byłob y prościej, gd yb ym m ogła p rze­ czytać jak ąś k siążk ę sam ego T o w iań sk iego. Są sp raw y, które trudno u jąć w p y ta ­ nia, a które jed n ak że w y m a g a ją objaśnień. M yślę rów n ież, że »rezygnacja, p rzyjęcie krzyża«, ob ow iązek d o sk o n a len ia duszy, w sz y stk o to b yło ju ż p rak ty k o w a n e przez chrześcijan i głoszon e p rzez ch rystian izm , zan im n a w o ły w a ł do te g o T ow iań sk i. C h ciałab ym w ię c w ied zieć , co now ego, w ła sn e g o dodał do tych znanych spraw . G dyż gdyby ty lk o to głosił, ja k ie p o w o d y m ia łb y ta k papież, ja k K ościół, a b y odrzucić jego d ok tryn ę?” 2

B egey m u siał znać p ism a T o w ia ń sk ieg o , w y d a n e przez T ancreda C anonico, a w ię c i B ie siadę, jeśli w ię c o niej m ilc z y i podkreśla, że T o w ia ń sk i n ie n a w o ły w a ł do przyjm ow an ia d oktryn i n ie g ło s ił id ei, to dow ód, że m etod a zd o b y w a n ia rządu nad duszam i n ow ych w y z n a w c ó w b yła zasad n iczo o d m ien n a od d a w n ej. P ozostała tylko in sty n k to w n a potrzeba w ła d a n ia in n y m i ludźm i. P ó k i T o w ia ń sk i gosp od arow ał w rodzinnym gn ieźd zie, A n to szw iń ciu , m u sia ło m u w y sta rczy ć jako teren w y ła d o ­ w a n ia in sty n k tu w ła d z y ty lk o środ ow isk o p ań szczyźn ian ych ch łop ów , p otem za ­ p ragnął w y p ły n ą ć na szersze w o d y i ta k się zaczęła jego eu rop ejsk a kariera. Ten

in sty n k t p ow od ow ał, że n ie zn o sił on ja k ieg o k o lw iek sp rzeciw u i jeśli się z czym ś takim spotkał, tracił p a n o w a n ie nad sobą. P rzek on ał się o tym n aoczn ie A le k sa n ­ d er Chodźko. A lin a W itk o w sk a w zm ia n k u je ró w n ież o scen ie, w której p rysły

złu d zen ia C hodźki na te m a t w ie lk o ś c i m oralnej M istrza.

Jak w iad om o, bardzo k ry ty czn ie do to w ia n izm u od n ió sł się C hopin, który już pod w p ły w e m p ierw szy ch w ia d o m o ści o zaan gażow an iu s ię M ick iew icza na rzecz T o w ia ń sk ieg o u m ieścił w liś c ie do Ju lia n a F o n ta n y (z dn. 18 IX 1841) ch a ra k te­ rystyczn y dopisek: „M ick. ź le skoń czy, je ż e li z w a s n ie k p i”. T o w ia ń sk i d o w ied zia ł się o k rytycyzm ie C hopina i szerzy ł w śród sw y ch w y z n a w c ó w k o n sek w en tn ą op in ię o C hopinie jako tw órcy m u zy k i chorej, przeznaczonej do d zia ła n ia n a n erw y fr a n ­ cu sk iej arystokracji i bogatej burżuazji. Z araził tym sp osob em m y ślen ia i M ick ie­ w icza, i... S łow ack iego. T en o sta tn i prób ow ał k ied y ś g ry w a ć na fo rtep ia n ie ła tw ie j­ sze p artie u tw o ró w C hopina, a le w lu tym 1845 r. n a p isa ł lis t do m a tk i (na szczęście 2 M. K o n o p n i c k a , K o r e s p o n d e n c j a . T. 4. W rocław 1975, s. 20, 23. L isty tu c y to w a n e b y ły zred agow an e po francusku, pod aję ich tek st w p rzek ład zie M arii G a w r y ś ; op racow an ie k o resp on d en cji z B eg ey em — J u sty n y L e o .

(8)

dla niej n ie w y sła n y ), g d zie o m u zyce C hopina m ó w i s ię jako d u ch ow ym em etyk u dla p iw o w a ró w i lu d zi o grubym , k rw isty m organ izm ie, a n ie brak i takich u r y w ­ ków , jak ch oćb y n a stęp u ją cy :

„C horzy je s te śc ie i ch cecie, a b y w sz y sc y p od ob n ie w a m jęczeli. N erw a m i już, n ie sercem czujecie... L u b icie, co w a m n erw y rozczula, a w str ę t m acie do zd row ych pokarm ów ... W id ziałaśże ty, aby kto n azajutrz po rozczu len iu w ie lk im , p rzez C hopina m uzykę spraw ion ym , sta ł się lep szym , p ięk n iejszy m , lito śn iejszy m , w y ró sł na b o h a ­ tera” ?

I dlatego w ob liczu sp u stoszen ia, k tóre sp ra w ił T o w ia ń sk i w duszach i u m y ­ słach naszych n a jw ięk szy ch lu d zi w w . X IX , rezygn u jąc z p rzesądzania, czy był on kim ś na pograniczu św ięto ści, czy też c zło w ie k iem n ik czem n y m , ja k go w końcu ok reślił P igoń po trw a ją cy m p rzez dw a d ziesią tk i la t k an o n izo w a n iu M istrza, o g ra ­ n iczam się ty lk o do stw ierd zen ia , że rola, którą o d eg ra ł w ży ciu naszej p o p o w sta ­ niow ej em igracji, b yła złow roga. A je śli chodzi o jak ąś zew n ętrzn ą pod n ietę, która by zasu gerow ała mój pogląd na T o w iań sk iego, to na p ew n o n ie byłob y to stan ow isk o W itw ick iego, ile raczej n ie p ozb aw ion a trafn ości re fle k sja B oya, dopatrującego się an alogii m ięd zy d zia ła ln o ścią T o w ia ń sk ieg o i rolą, jak ą na d w orze osta tn ieg o cara R osji od egrał R asputin.

Czas p rzystąp ić do w y tłu m a czen ia m ojego „furoru”. J e st on sk iero w a n y n ie ty le p rzeciw o sob ie czy d ziałaln ości A lin y W itk o w sk iej, ile p rzeciw całem u gronu jej rów ieśn ik ów , którzy zrob ili już d ok toraty i h a b ilita cje, a w y k a zu ją słab e p rzy­ gotow an ie do pracy n au k ow ej n ie przez brak potrzebnej do tego erudycji, le c z przez brak n ależytego w y szk o len ia m etod yczn ego. J e śli w e d łu g trafn ej fo rm u ły Z ygm unta Ł em pickiego, filo lo g ia m a do sp ełn ien ia d w a zad an ia: u sta lić tek st i zrozum ieć go, to trzeba p o w ied zieć o lu dziach, p rzeciw k o którym zw raca się mój furor, że o n i n ie dbają o p op raw n ość tek stu , który je s t p rzed m iotem b ad an ia, często n ie zn ają porządnie om aw ian ego utw oru , a w r e sz c ie okazują zu p ełn ą nieporadność w rozu ­ m ien iu tek stó w w c a le n ietru d n ych , jeśli ch od zi o d o ta rcie do ich sensu.

O graniczę się do k ilk u p rzyk ład ów , n ie cytując a n i a u torów , a n i ich pism , bo n ie chcę n ikom u dokuczać; pragnę jed y n ie zilu stro w a ć sta n rzeczy, który m oże b u ­ dzić pow ażn e zan iep ok ojen ie.

P rzykład p ierw szy. K toś zab iera się do a n a liz o w a n ia n o w e li N orw id a „Ad le o ­

nes!" T rzykrotnie w raca ta m n azw a k aw iarn i, w której o d b y w a się p oczątk ow o akcja.

K aw iarn ia n a zy w a się C a f é g r e с o. A u tor stu d iu m , k tóry p o w ierzch o w n ie za p o ­ zn ał się z tek stem , w y k o n cy p o w a ł dla tego lok alu n a z w ę „ E l G г e с o” i w y cią g a z tego zn iek szta łce n ia fa b u ły jeszcze w n io sk i in terp reta cy jn e. B oh ater główmy n o ­ w e li, rzeźbiarz, u częszcza do k aw iarn i o ta k szu m n ej n a zw ie, ab y rzekom o zap oży­ czyć sobie ch w a ły .

P rzykład drugi. K toś cy tu je d w u w ie r sz z m on ologu D z ie w ic y w I cz. D z ia d ó w w n astęp u jący sposób:

W przyrodzenia p ow szech n ej ciał i d u sz ojczyźn ie, W szystk ie stw o rzen ia m a ją sw e is to ty b liźn ie.

L ekcja: „przyrodzenia” — je s t n on sen sem . T ak w y d r u k o w a ł K allen b ach w lw o ­ w sk im w y d a n iu k rytyczn ym (1905) i za n im ta k p o d a w a li te k s t inni, m. in. P igoń w czterotom ow ym w y d a n iu poezyj M ick iew icza (1929), a p óźniej w W ydaniu N a ­ rodow ym . D opiero w W ydaniu J u b ileu szo w y m d ał P ig o ń p op raw n ą lek cję: „przy­ ro d zen iu ”. C hodzi o to, ż e p rzyrod zen ie (natura) je s t p o w szech n ą o jczyzn ą c ia ł i dusz, a w ię c św ia ta m a terii i św ia ta ducha. W w e r sji b łęd n ej o trzy m u jem y zd an ie, które po u su n ięciu in w ersji brzm iałob y tak: „w p ow szech n ej ojczy źn ie p rzyrodzenia ciał i dusz” etc. Co to je s t „ojczyzna p rzyrod zen ia” ?! — J eśli się cytu je ja k iś tek st, który m a być d ok u m en tacją naszych w y w o d ó w , m u sim y sp raw d zić, czy p r z e ­ k az je s t popraw ny.

(9)

P rzykład trzeci. K toś chce za cy to w a ć d w u w iersz k oń czący trzecią p ieśń B e ­

n i o w s k i e g o :

Jako fa jerw erk z gw iazd k ilk u ty s ię c y C hciałem , ab y się sp a lił — i n ic w ięcej — i n adaje cy ta to w i taką postać:

Jako fa jerw erk z gw iad z k ilk u ty sięcy C hciałem , ab y się tylk o spalił, i nic w ięcej.

A w ię c po p ierw sze: cy to w a n ie z p am ięci, bez sp ra w d zen ia tek stu , a po dru gie: gd zież ucho? gd zie w ra żliw o ść na rytm ik ę w iersza ? Jak m ożn a się b rać do p isa n ia o d ziele literack im n ie m ając słu ch u literack iego?

P rzykład czw arty. Ten sam ktoś, co poprzednio, a n a lizu je ro zm o w ę S ęd zieg o z R obakiem w VI k sięd ze Pa n a T a d e u sza i w y sn u w a z niej bardzo w a ż n e w n io sk i in terp retacyjn e, a ja k a n a lizo w a n y tek st rozum ie, o tym św ia d czy tw ierd zen ie, że w y k rzy k n ik R obaka na w id o k g o to w o ści Sęd ziego do p atriotyczn ego d zia ła n ia : „O p olsk a k rw i” m ia łb y w yrażać ironię. P rzyjrzyjm y się w ię c k o n tek sto w i. S ęd zia, p orw an y in icja ty w ą Robaka, ab y zrobić po w yb u ch u w o jn y z R osją p o w sta n ie na ty ła ch arm ii rosyjsk iej, rozw ija n a ty ch m ia st ten p rojekt, w y m ie n ia szczegóły, ja k się uzbroić, i kończy słow am i:

S zab el nam n ie zabraknie, szlach ta na koń w sięd zie, Ja z sy n o w cem na c z e le — i jak oś to b ęd zie! A dalszy ciąg tek stu brzm i tak:

„O polska k r w i!” za w o ła ł B ernardyn w zru szon y, Z o tw a rty m i sk o czy w szy na S ęd zię ram iony, „P raw e d ziecię S op liców ! T obie B óg p rzeznacza O czyścić grzechy brata tw ojego tułacza...

P od k reślen ie, że w y k rzy k n ik R obaka jest w y ra zem w zru szen ia , pochodzi od n a r­ ratora, w ię c d op atryw an ie się tu iron ii jest zu p ełn ie sp rzeczn e z in ten cją au tora. G dyby to m ia ła być ironia, R obak o k a zy w a łb y się k o m ed ia n tem , który u d aje w z r u ­

szenie. A le zgoda S ędziego na p rojekt R obaka jest — jak św ia d czy d a lszy k o n ­ tek st — zbyt żyw otn ą sp raw ą dla sam ego inicjatora, aby m ogła tu być m o w a o ironii. — M am y w ię c zn ó w brak słu ch u litera ck ieg o , ale już w o d n iesien iu do treści fabularnej. K siążka, z której za cy to w a łem ob y d w a p rzykłady, je s t n ie w ą tp li­ w ie cen n a jako p ozycja z h istorii kultury. Ta osta tn ia d y scy p lin a w ią ż e się z h i ­ storią literatury, jed n ak że sta n o w i odrębną d zied zin ę badaw czą. A skoro o w a k siążk a opiera n iejed n ok rotn ie sw o ją d ok u m en tację na tek sta ch litera ck ich , w a r u n ­ k iem popraw nego ich w y zy sk a n ia m u sia ło b y być n a leży te w y sz k o le n ie filo lo g ic z n e , a tego w ła śn ie w niej brak.

G dy do braku dobrej szk oły filo lo g iczn ej dod am y w sz y stk ie n iep o ro zu m ien ia , w id n e w p ojm ow an iu isto ty nauki, i elem en ta rn e b łęd y m etod ologiczn e, ja k ie p o ­ p ełn iła A lin a W itk ow sk a w sw ej książce, to m o że m ój fu ror da się jak oś zrozu m ieć.

PS. W reszcie spraw a, która się nadaje tylk o do p o s t s c r i p tu m , a le zn ó w za h a cza

o m etodologię. A lin a W itkow ska zarzuca mi, że p om in ąłem bardzo w a żn ą jej zd a ­ niem rela c ję B ierg iela o petersb u rsk im śn ie poety. P rzyzn aję się do tego grzech u ,

a le n ie ob iecu ję popraw y. D laczego? — N a w y ja śn ia n ie tej d ecyzji szkoda ch y b a cennego m iejsca w „P am iętniku L itera ck im ”.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Stwierdzono, że przy tendencji do utrzymywania się liczby spraw, wzrost liczby adwokatów i aplikantów nie jest dla środowiska pożądany.. Bardzo ważnym zadaniem

Rów­ nież w dniu dzisiejszym członkowie Prezydium NRA zostali przyjęci przez członka Rady Państwa prof.. dra

W drugim dniu odbyły się obrady w ramach Ko­ misji Prawa Karnego i Komisji Prawa Cywilnego.. Wreszcie w trze­ cim dniu obrad przewodniczący obu Komisji dożyli

Kazimierz Buchała wysunął projekt, aby ad­ wokatura polska wzorem adwokatu­ ry austriackiej i zachodnioniemiec- kiej podjęła się organizacji, np.. co 2 lata, sesji

Jan Szopa, I sekretarz POp przy Okręgowej Radzie Adwokac­ kiej, przedstawił szerzej osiągnięcia Rady, podkreślił też wielką dojrza­ łość polityczną i

We wrześniu tegoż roku przeniosła się do adwo­ katury i zastała aipKkantką adwo­ kacką pod patronatem najpierw ad­ wokata Gdowskiego, a następnie adw.. Rada

Warunkiem dopuszczenia towaru celnego na polski obszar celny, jak i warunkiem wywozu towaru za granicę jest dokonanie odprawy celnej oraz, jeśli przepisy celne

In this paper silicon-rich silicon nitride (SRN) films were investigated as material for ultra-thin transmission dynodes in electron multiplication.. These dynodes are a