Ltudom ir B e nedyktofoicz
Stanisław Witkiewicz
jako krytyk
jego pojęcia, zasad y i feorye w malarstwie
R o zb ió r k ry ty c zn y
łyzBBplarz ŚeeeHzyjny
©4 SPÓŁKI WYDAWNI CZEJ P O L S K I E J
w IEAKOWIJS.
Spółka Wydawnicza Polska w Krakowie
= = = = = = 1902 = = = = = = = =
Spółka Wydawnicza Polska w Krakowie
poleca na stęp ują c e w ła s n e w y d a w n i c t w a : i P T - Ceny w K u b ła c h .
Antoniewicz Karol, ks. P o e z y e r e l i g i j n i .' Wydanie drugie . . . — '9 0
— P o e z y e re lig ijn e i ś w ie c k ie . W ydał ks. Jan Kadeni. Wydanie trzecie, z licznemi winietami, 1 *8 0 , w starannej oprawie .. . . 3-—
B ąkow ski Klemens. P o s a żn a p a n n a , powieść . . . ” . "I p25 B a łu cki M. P o e z y e , bardzo ozdobne wydanie miniaturowe, oprawne na sposób francuski w półskórek ... 2‘—
Bilczewski, Ks. arcybiskup. E u c h a ry s ty a w świetle najdawniejszych po- mników: piśmiennych, ikonograficznych i epigraficznych. Wydanie luksusowe w wielkim formacie, stronic 328 z 47 rycinami i tablicę w heliograwurze.
Dzieło odznaczone nagrodę, Akademii Um., 4 '5 0 , w starannej oprawie B -—
Coppće Fr. D o b re cie rp ie n ie , pierwsze tłómaczenie polskie pięknych nowel c e n i o n e g o a u t o r a ... ...- - 7 0
Chołoniewski Stanisław , ks. K a za n ia n ie d zie ln e i ś w ią te c zn e . Dwa tomy, wydał ks. Ja n B a d e n i... 3-60
Czerniak W iktor Dr prof. Uniw. Jag. S tu d y a h is to r y c zn e . . . 2 *7 0
Treść: Nu dworze Władysława IV. — Młodość Jerzego Lubomirskiego (1616—1636). Wojna Smoleńska z r. 1633—1634 w świetle nowych źródeł.—
Polska wobec wojny 30-letniej. — Kilka słów o pamiętnikach polskich XVII wieku. — Miłostki królewskie. — Przyczynek do biografii Zimorowicza. — Przyczynki do dziejów XVII wieku z archiwów prywatnych.
Fogazzaro Antonio. D a w n y św ia te k (Piccolo mondo antico). Autoryzowane tłómaczenie rozgłośnej powieści znakomitego pisarza włoskiego . . 1*8 0
Gawalewicz M aryan. N i c z y j a . Powieść . . . i . . i . . . f-g O
__— M a js te r do w s z y s tk ie g o . Zbiór nowel. Wydanie drugie . . . . )•—
Gide K. Z a s a d y ekonom ii s p o łe c z n e j. Drugie polskie wydanie, świeżo opracowane i rozszerzone przez Dra W. C z e r k a w s k ie g o ... 4*50
Gloger Zygm unt. G e o g ra fia h is to ry c zn a d aw n e j P o ls k i z dodaniem Mapy Rzeczypospolitej przez J . Babireckiego. W tekście 64 autentycznych rycin 3 *—
Golian Z ygm unt, ks. K a za n ia n ie d zie ln e i ś w ią te c zn e , wydane staraniem ks. B a rtk iew ic za... 1-80
— L i s t y d u c h o w n e , (serya nowa), wiernie odpisane z oryginałów, za
zezwoleniem osób, do których były pisane. W ydanie drugie, 1901 . 2*2 0
Górski Konstanty, H is to ry a ja z d y p o ls k ie j, na pod stawie uieziTżytko- wanych dotąd źródeł, z 3 tablicami litografowanemi, str. 363 . . . . 3 *6 0
Jirasek Alojzy. R a j ś w ia ta . Powieść na tle epoki kongresu wiedeńskiego, autoryzowane tłómaczenie prof. Krceka . . . . .... 1 *2 5
K alinka Waleryan ks. Se jm c z te r o le tn i. Wydanie czwarte w czterech częścia ch ...g- 5 0
— U s ta w a t r ze c ie g o maja 1 7 9 1 r ... _ - 5 0
Karbowiak A.,prof. S z k o ła ka te d ra ln a krakow ska w wiekach średnich — *55
Kołaczkowski Klemens, Jenerał. W sp om n ien ia od roku 1 7 9 3 do 1 8 3 1 ,
przyozdobione 27 rycinami, 3 tomy p o ...)•_____
Korolenko Wł. N ie w id o m y m u z y k . Przekład z rosyjskiego St. M. — -90
— S z k ic e i o p o w ia d a n ia . (At Dawan. — Za obrazem. — Zaćmienie słońca.—
Cienie. — W nocy. — Morze. — Sądny d z i e ń ) ...1*8 0
Pierwsze w języku naszym przekłady tych arcydzieł literatury rosyjskiej.
Kostomarow N . J . K u d e ja r. Powieść hist. z czasów Iwana Groźnego" P 8 0
— Gebethner i Wolff w W a rs za w ie .--- 1. N a k ła d , w a rsz .
Stanisław Witkiewicz jako krytyk
jeg o pojęcia,
zasady i teorye w malarstwie
ROZBIÓR KRYTYCZNY
j-^ U D O M IR A j3 E N E D Y K T O W I C Z A .
E g z e m p l a r z R e c e n z y j n y
04 SPÓŁKI WYDAWNI CZEJ P O L S K I E J W
KB1K0WII.
Spółka Wydawnicza Polska w Krakowie
--- = _ 1 9 0 2 . --- ---=
<3 o i ł
DRUKARNIA >CZASU« W KRAKOW IE.
W S T Ę P.
Trzecie wydanie książki pod tytułem „Sztuka i krytyka u nas". - Olśniewająca strona literackiego talentu autora i wypływające z niej powodzenie pomienionej książki w świecie malarskim i u publiczno
ści. — Sława literacka autora rosła kosztem sławy malarskiej Ma
tejki. — Nieradność naszych krytyków wobec polemicznej ciętości autora. — Dogmat estetycznej nieomylności w jego rękach. — John Ruskin i Stanisław W itkiewicz: zasadnicza różnica ich wpływów na sztukę; pierwszego w Anglii, drugiego w Polsce, i odmienne tych wpływów skutki. — Najnowszy kierunek malarstwa u nas, jego cho
robliwe majaczenia w treści, karykatura w kształtach, pstrocizna w ko
lorycie, obok bezdusznego naśladowania japońszczyzny w rysunku. — Bezmyślność w treści zrodziła upadek doskonałości form ze szkodą prawdy. — Konieczna potrzeba przeprowadzenia krytycznego obra
chunku na progu nowpgo stulecia z pauującemi u nas teoryami i za
sadami autora „Sztuki i krytyki" w malarstwie. — Odwołanie się pi
szącego ten obrachunek do opinii ogółu inteligentnych sfer polskiego społeczeństwa. — Zastrzeżenie i określenie stanowiska podjętej roz
prawy wobec wiekopomnych utworów Matejki.
W przedostatnim roku tylko co ubiegłego stulecia u k a zało się na półkacli k się g a rsk ich trzecie w y d an ie k siążk i, obejm ującej pod ogólnem m ianem „S ztu k a i k ry ty k a u n a s “ szereg licznych arty k u łó w , n ap isan y ch przez p. S tan isław a W itkiew icza, a rty stę - m alarza.
K sią ż k a ta, św iadcząca o niepospolitym talen cie autora, ożyw iona niezw ykłym tem peram entem słow a, isk rz ą c a się do
w cipem dosadnych w y raż eń i porów nań, w y b u ch ająca m iej
scami niepoham ow aną nam iętnością w w alce z przeciw ni
kam i, w y w o łała nieopisany zapał śród arty stó w , obudziła niebyw ałe zajęcie m iędzy publicznością.
Młodzi m alarze uznali j ą odrazu za e w a n g e lię , p ro stu ją c ą śc ie ż k i, g u b iące się dotychczas po m anow cach e ste ty cznych przesąd ó w , publiczność u derzona trzeźw ością z aw ar
tych w niej poglądów i zrozum iałym po raz pierw szy w rze
czach sztuki jęz y k iem , p rz e ję ła je j zasady, go d ząc się n aw et powoli z uszczerbkiem owej chw ały, ja k a b iła n a P olskę z pom nikow ych dzieł J a n a M a te jk i, p a trz ą c spokojnie na zry w an e przez p. W itk iew icza liście z tego la u ru , k tó ry m E u ro p a u w ień czy ła skronie naszego m istrza.
Mimo bow iem w szelkich zastrzeżeń, sprostow ań i p opra
w ek ze stro n y autora, k a ż d y p rzy zn ać musi, że po p rz e c z y ta niu tej k sią ż k i zostaje w rażenie, ja k o b y M atejko b y ł ja k ą ś za w ysoko przez szow inizm naro d o w y w y śru b o w an ą w ie lk o śc ią , k tó rą p. W itkiew icz zaw zięcie s ta ra się sprow adzić z tych szczytów , ja k b y w obaw ie, żeby zapatrzone w sw ego m istrza społeczeństw o nie dostało niebezpiecznego zaw rotu głow y.
M atejko, w ed łu g słów a u to ra , pośw ięcający sztukę hi- storyozofii i ubocznym te n d e n c jo m , M atejko nieo d ezu w ający p e rsp ek ty w y pow ietrznej i w y k re śla ją c y fałszyw ie św iatło
cień, M atejko w p ro w ad z ający chaos do kom pozycyi, M atejko w reszcie pozbaw iony przym iotów k o lo ry sty ze stanow iska dzisiejszych w y m a g a ń , je d n em słow em M atejko w św ietle k ry ty k i p. W itk iew icza w y d a je się b yć a r ty s tą , k tó ry w y ra sta w p raw d zie po n a d m ierność, ale k tó ry cały swój roz
głos zaw dzięcza głów nie w ielkim rozm iarom płócien i histo
rycznej treści sw oich obrazów.
W yrok t a k i, w y pow iedziany z n iezw y k łą śm iałością i o d w a g ą , został n arzucony z ta k ą siłą ogółow i, że jeżeli n aw et k to ś m iał ja k ie w ątpliw ości w je g o praw om ocność, nie m iał odw agi zaprotestow ać, zw łaszcza, g d y w szyscy k r y ty c y nasi w obec polem icznej ciętości p. W itk iew icza p o tra
cili głow y, a z p u n k tu fachow ego nie umieli odeprzeć p o sta
w ionych przezeń zarzutów .
D zięki tak iem u obrotow i rzeczy, p. W itkiew icz po zwy- cięzkiej w alce, stoczonej n a polach T a n e n b e rg a i G runw aldu
9
z siedm iom a a rty k u ła m i profesora Struw ego, strąciw szy go z tronu i rozbiw szy w puch je g o w arszaw sk ich i k ra k o w skich kolegów , p an u je u nas niepodzielnie w k ró lestw ie k ry ty k i, d zierżąc w ręk u nie ju ż berło, ale dogm at nieom ylności w sp raw ach ty czący ch się sztu k i. N ależy on do ty ch szczę
śliw ych w ybrańców , k tó ry c h zasad y estety czn e n iety lk o p rz y ję ły się odrazu w te o ry i, ale by ły stosow ane i w p ra k ty ce, ta k , że tw ó rca ich m iał czas z rzuconego przez siebie po
siew u doczekać się i u pragnionego żniw a.
B iorąc w rach u b ę ten su k c e s, nie będzie to z mojej stro n y p rz e s a d ą , jeżeli pow iem , że p. W itkiew icz w y w a rł w Polsce ten sam w pływ na pojęcia o sztuce, co Jolm Bu- skin w A nglii, z tą tylko zasad n iczą ró ż n ic ą , że g d y p ie rw szy oceniał w ysoko duchow ą stronę sztuki i podnosił w niej u szla ch etn ia ją cy p ie rw ia ste k p ię k n a , ta k w fo r m ie ja k i iv treści, to au to r naszej k sią ż k i za je d y n ą m iarę w artości obrazu u w aża sam ą tylko ro b o tę , o p a rtą n a pra w d z ie za
w artych w niej kształtów .
T o też w ślad za tą różnicą poszły i w ręcz odm ienne sk u tk i, g d y bow iem działalność an g ielsk ieg o e ste ty k a p o sta
w iła sztu k ę w je g e ojczyźnie n a nieb y w ały ch przedtem w y ż y n ach , to u n a s , w P o lsc e , sztu k a ta pełza coraz więcej przy ziem i, a są tacy, k tó rz y tw ie rd z ą , że stacza się ona w przepaść, z k tó rej n ik t i nic je j nie ocali. M alarstw o pol
skie u n ik ają ce sta ra n n ie przez cały szereg lat jak ie g o k o lw ie k głębszego przedm iotu i sk azu jące n a w ieczne w y g n an ie ze swoich gran ic w szelkie objaw y p ięk n a, zaprzepaściło w końcu i sam ą p ra w d ę , a n ajle p sz ą m ia rą je g o w arto ści są słow a p. A. K ., w łaściciela salonu arty sty czn e g o w W arszaw ie, k tó ry tw ierdzi na pod staw ie p ra k ty k i, że jeżeli daw niej sprzedaż obrazu nie n ależała do w y p ad k ó w codziennych, to publiczność przynajm niej z zapałem zw iedzała w y sta w ę , dzisiaj zaś do
szło do tego, że n iety lk o n ik t nic nie ku p u je, ale często n a w et i patrzeć na to nie chce.
W .samej rzeczy nie je s t to p rzesad ą. D aw nem i laty w szedłszy n a w y sta w ę , czułeś się w o toczeniu, w którem m ogłeś doznać m iłych, serdecznych, rodzinnych lub podnio
słych w rażeń. B yły obrazy, które cię uniosły w niebo lub w p ra w iły w zachw yt, by ły ta k ie , k tó re w zru szy ły do głębi, b y ły inne, p rzy k tó ry c h uśm iechnąłeś się szczerze, lub w re
szcie b y ły ta k ie , co ci staw ia ły p rze d oczy ja k ą ś w ie lk ą , k rz e p ią c ą tw ego sk o łatan eg o d u c h a , p ełn ą chw ały chw ilę z dziejów tw ojego narodu. D zisiaj, g d y w ejdziesz, c zy ch ają n a ciebie ze w szystkich ścian i z a k ą tk ó w ja k ie ś stra sz y d ła i upiory, p rz e ra ża ją c e cię sw ojem sp o jrzen iem , ja c y ś m or
d ercy rozkoszujący się a g o n ią sw ojej ofiary, tru p y u le g ające rozkładow i, ja k ie ś śm ierci i głodom ory, tajem nice, k tóre nie n ę c ą , pokusy, k tó re o d p y c h a ją , w idm a suchotników o k o ścistych piszczelach, lub w iedźm y z rozczapierzonym i ku to
bie paznokciam i. S ą to postacie przejm u jące cię w strętem i o d ra z ą , n a w idok k tó ry ch w strz ą sa się dusza tw oja, a cała sztu k a w y d aje ci się być ja k im ś p rzy k ry m snem , tło czący m tw oją w yobraźnię z g ra ją ja w ią c y c h się podczas m aligny w i
d ziadeł. T a k j e s t , doszliśm y do tego, że m alarstw o n asze u p raw ia w ry su n k u k a ry k a tu ry , w treści ja k ie ś chorobliw e m ajaczenia, w kolorycie bezm yślną p stro c iz n ę , a w. m iejsce k lasycznej harm onii form, ta k dokum entnie w yśw iecanej przez p. W itk iew icza ze szkół i akadem ii, bezduszne naśladow anie naiw nej, dziw acznej lub potw ornej jap o ń szczy zn y , w y k azu jące zupełne b ankructw o estetyczne ary jsk iej rasy w E uropie.
Ze w z ra s ta ją c ą bezm yślnością w w yborze przedm iotu przyszło i zaniedbanie form , w ykoszlaw iające doszczętnie o w ą p r a w d ę , k tó rą p. W itk iew icz u w aża za je d y n e k ry te - ryurn przy ocenianiu dzieł sztuki, a w y k o szlaw iające do tego sto p n ia, że nie pow ażyłbym się n aw et przypisać w pływ om au to ra „Sztuki i k r y ty k i1' ostatnich w yników naszego m a
larstw a, g d y b y on sam w arty k u le zatytułow anym „Im pre- syonizm " nie adoptow ał tych dziw olągów , ja k o płodów zgo
dnych z duchem je g o pojęć o sztuce.
11
Czas przeto w ielki n a progu now ego stulecia zrobić obrachunek z k sią ż k ą p. W itk iew icza i rozdzieliw szy k w ia ty od ostów, w y łączy ć z pow odzi polem icznych u ta rc z e k to, co ona w niosła dobrego do s z tu k i, g d y b y zaś z tego rozbioru w ypadło, że zaw arte w niej „C redo estety czn e11 je s t niew y- starczającem do zapew nienia rozw oju sztuce naszej, że p rz e ciw nie k rę p u je ono tę sztu k ę w je j pochodzie, trzeb a nam będzie zw rócić oczy za now ym p ro ro k ie m , a g d y b y zab ra
kło go w ojczyźnie, obejrzeć się za nim po św iecie, jeżeli bowiem bez w sty d u żyw im y się zm anierow anem i form am i Japonii, to tem śm ielej i zaszczytniej m ożem y poszukać u narodów cyw ilizow anej E u ro p y ożyw czego ź ró d ła , z które- goby p o p ły n ął o d ra d z a ją c y strum ień now ego ż y c ia , z a k re ślającego sztuce polskiej szersze i podnioślejsze granice.
P o d ejm u jąc zadanie p rzep ro w ad zen ia ta k ie g o o b rach u n k u , nie czynię tego z próżnej chęci w y w o łan ia nowej pole
m iki z p. W itk iew iczem , w iem bow iem dobrze, że je s t on na tem polu niepokonanym sze rm ierzem , i w iem rów nież także, że w polem ice zaw sze ten m a ra c y ę , co się odzyw a o s ta tn i, j a p ra g n ę je d y n ie t o , co po w iem , oddać pod sąd ogółu, trz y m a ją c się starego p rz e są d u : V ox p o p u li, vo x D ei, bo w iem z d o św ia d c z e n ia , że publiczność id ą c za zdrow ym rozsądkiem i in sty n k tem , trafniej nieraz oceniła dan e dzieło sztuki od w szystkich razem w ziętych k ry ty k ó w .
Ale być może, że ta p ra ca m oja pozostanie i‘ dla społe
czeństw a echem w ołającego n a puszczy, ośw iadczam przeto z góry, że i w tak im w y p a d k u um rę śm ie rcią n a tu ra ln ą , ale um rę spokojnie, bo spełnię ciążący mi n a sercu obo
w iązek w ypow iedzenia p ra w d y z m iłości d la sztu k i pol
skiej, k tó rą p rag n ąłb y m w idzieć w k rólew skich szatach p ię k na ch o d ząc ą, a nie w łachm anach ż e b ra k a lub strzęp ach obłąkańca.
Z astrzeg am się rów nież p rzed p rzy p u szczen iem , ja k o bym tę sp raw ę p o d ją ł w celu reh ab ilito w a n ia p ra c nieśm ier
telnej pam ięci J a n a M atejki wobec zarzutów p. W itkiew icza,
gdyż je ste m silnie przekonany, że dzieła geniuszu sam e zwy- cięzko w obec w szelkiej k ry ty k i się o sto ją , g d y się je d n a k ta k rzeczy złożyły, że p. W itkiew icz całe sw oje w yznanie w iary o sztuce p ostaw ił i w ypow iedział p rzy obrazach Ma
te jk i, w ięc i j a oceniając w arto ść zaw arty ch w niem do
g m a tó w , n a tem tle om aw iać je m u szę, a zatem i sto
sunku ich do arty sty czn ej działalności M atejki d o tk n ąć j e stem zniewolony.
CZĘŚĆ PIERWSZA.
*
Duchowa strona malarstwa.
T R E Ś Ć .
Istotna zasługa p. W itkiewicza w zakresie krytyki. — W alka z teore
tykami w krytyce otwiera pole jego zdolnościom polemicznym. — Za
ciekłość w starciu z prof. Struvern nie wycłiodzi na korzyść stworzonej przez autora teoryi o malarstwie. — Credo malarskie p. Witkiewicza wsparte na biegunach postępu i pozytywizmu. — Burzenie starych oł
tarzy. — Stanowisko autora wobec treści w malarstwie. -- Umiejętność wypowiadania środkami malarskimi stanów psychicznych w obrazie za- poinocą wyrazu stanowi koronę trudności malarskich. — Tylko ś<isła łączność treści z formą może być jedynie podstawą wszechstronnej krytyki. — Przykłady na dziełach sztuki. — Podział malarstwa na ro
dzaje. — Malarstwo religijne i historyczne stanowią najwyższy wyraz twórczości, wydobytej pracą wyobraźni. — Styl religijny i history
czny. — Prawidła wymagania i warunki tego ostatniego. — Ciasnota krytyki, opartej wyłącznie n a ‘wartości samej formy w sztuce i poe- zyi. •— Bezmyśluość sądów opartych na takiej krytyce w zakresie ma
larstwa, muzyki i poezyi. — Twórczość Adama Mickiewicza w świetle pomienionej krytyki według własnych słów autora. — Prostota w pra
wdzie zepchnięta do znaczenia prostactwa, szczyty jej doskonałości w pojęciu autora i najwyższy ta k pojętej prawdy ideał. — Szlachec
two duszy jnoże być wyrażone w malarstwie jedynie w szacie odpo
wiednio uszlachetnionych form. — Bajka o kwaśnych winogronach odznacza się nietylko prawidłowym rymem, ale i wysoką prawdą w treści. — Epokowe odkrycia autora przy pomocy momentalnych fo
tografii. — Nieczułość p. W itkiewicza na estetyczną stronę bogactwa form i barw kipiącej życiem i fantazyą przeszłości i obojętność jego na ten znamienny rys talentu Matejki. — Wyobraźnia na przyprzążce. — Co wolno malarzowi, nie wolno krytykowi. — Psychologia śmiechu. — Stanowisko p. Witkiewicza wobec malarstwa historycznego. — Nie
uctwo Francuzów- jako miara artystycznej wartości Matejkowskiego obrazu „R ejtan11. — Sztuka jako życie, którego je st odzwierciedleniem, posiada w'łasne, domowe ognisko i obce sobie światy. — Treść nie traci swego znaczenia w obrazie dlatego, że jej ktoś nie zna lub nie
rozumie. — Tylko w związku poznanej treści z formą mężna wyrobić istotny sąd o wartości dzieła sztuki. — Francuzi nie znający treści obrazu nie mogli ocenić i artystycznej jego wartości. — Stara zasada, określająca piękną treść w pięknej formie mianem najwyższej do
skonałości, będzie zawsze najwznioślejszym dogmatem w estetyce. — Niezrozumiałość treści nie je st wyłączną właściwością obrazów histo
rycznych. — „Gra w Mora“ Aleksandra Gierymskiego, „Kolędnicy",
„Dożynki11. — Naciągane przykłady autora niezrozumiałej treści w obra
zach historycznych. — Karliński na murach Olsztyna. — Obrona Trem
bowli. — Zaprzeczenie wszelkiego wpływu treści obrazu na jego wy
konanie. — W ysokie znaczenie „głębszej treści11 w malarstwie wbrew twierdzeniu autora. — Wpływ treści na rozwój form, zapomocą któ
rych ona się wyraża. — Przykłady tego wpływu wykazane na działal
ności artystycznej Matejki. — Niewzruszona zasada autora co do treści wychodzi na prosty frazes. — Moje zapatrywania na znaczenie malarstwa rodzajowego, krajobrazowego i portretowego. — Ruskin i krzewiony przez niego kult piękna jako środek wychowawczy i zbawienne sku
tki, jakie by mógł przynieść młodemu pokoleniu. — Trzy pierwiastki twórczości ludzkiej w malarstwie. -- Zdolność wypowiadania ludzkich uczuć i myśli otworzyła sztuce rozleglejsze w nieskończoność widno
kręgi. — Stanowisko Gustawa Courbeta podczas komuny paryskiej w stosunku do utworów sztuki, idących w pomienionym wyżej kie
runku. — Pojęcie prawdy ja k i pojęcie piękna są zarówno uczuciami subjektywnemi, na punkcie których jednak ludzie zrozumieć i odczuć się mogą. — Przykłady i dowody na potwierdzenie tej prawdy. — Doskonałość kształtów oceniamy nietylko bezpośredniem porównaniem ich z naturą, ale uczuciem i wyobraźnią. — Dowody tego pewnika, zaczerpnięte z polemicznych artykułów autora „Sztuki i krytyki". — Istota piękna i stosunek jej do prawdy. — Przewodnią ideą zasad autora „Sztuki i krytyki" je st dążność do zniesienia wszelkiej hierar
chii w sztuce i wyzwolenie jej z pod władzy wszelkich prawideł i wy
magań estetycznych. — Znamienny rys dzisiejszych dążeń w tym duchu na wszystkich polach i we wszystkich kierunkach. — Zupełna racya p. Witkiewicza w sporze 2 prof. Struvem na punkcie te o rii tego osta
tniego o symbolice linii i barw, z wyjątkiem wyszydzonej opinii o za
letach kolorystycznych Matejki. — Dowód mylnego zupełnie sądu au
tora „Sztuki i krytyki" na tym ostatnim punkcie, przeprowadzony na mocy jego własnych słów, wypowiedzianych w artykule o Chełmoń
skim. — Harmonia barw, światłocień i perspektywa powietrzna są to środki artystyczne, w których doskonałość jednego je st niezależną od doskonałości pozostałych. — Nierówność władania malarskimi środ
kami u artystów wszystkich krajów i czasów, i wypływająca z tej nie-
17
rówruści indywidualna istota każdego talentu. — Uzasadnienie tego pewnika poparte przykładam i na dziełach mistrzów. — Porównanie brylantu z talentem malarskim. — Zupełna słuszność opinii prof. Stru- vego o wysokich przymiotach kolorystycznych Matejki. — Słówko o
„Dobru“ w malarstwie i literaturze.
R ze teln ą za słu g ą p. W itk iew icza pozostanie zaw sze ten ‘ fakt niezaprzeczony, że on pierw szy, stw orzyw szy zrozum iałą mowę w zak resie sztuki, zad ał stanow czą k lę sk ę owej zaw i
łej, bałam utnej lub pom patycznej frazeologii, ja k a panow ała na szpaltach naszy ch dzienników i ty g o d n ik ó w w sp raw o zd a
niach z działu sztuki. S p raw o zd an ia te, m ające p ośredniczyć m iędzy arty sta m i a p u b liczn o ścią, n ietylko że niczego nie objaśniały, że nie budziły zam iłow ania do sztuki, ale p rzeci
w nie w nosiły nieraz ta k i zam ęt pojęć, w śród k tó ry ch odna
lezienie zdrow ego sensu należało do rzęd u niepodobieństw . P am iętam ja k cz y ta ją c te utw o ry naszych estety k ó w , burzyliśm y się n ieraz w naszem k ó łku m alarskiem , lub b ra liśm y się od śm iechu za boki i w te d y to ju ż p o w staw ał czę
sto zam iar w y ła p a n ia ty c h frazesów i zestaw ien ia obok sie
bie w celu zrobienia z nich hum orystycznej m ozajki, zam iar ten je d n a k o d k ła d a n y z dnia na dzień nie w ychodził po za obręb d obrych chęci,- a pierw szy, “k tó ry p o d ją ł ten tru d i to zadanie, a b y go w czyn zam ienić, b y ł p. W itkiew icz.
Jem u też dziś zaw dzięczam y, że najnow si n asi estetycy, prag n ący po zdobyciu w iedzy teo rety czn ej pisać o sztuce, badają j ą u sam ego źródła, p rzesiad u jąc w praco w n iach m a
larzy, gdzie bezpośrednio w ta jem n iczają się w je j a rk a n a i uczą oceniać w arto ść ta k ic h czynników , ja k ry su n ek , b a r
wa, św iatłocień, p e rsp e k ty w a lub sam a kom pozycya.
G dy p. W itk iew icz rozpoczął p ra c ę w tym k ieru n k u , berło k ry ty k i w W arszaw ie d zierży ł prof. H en ry k Struve.
Już sam stopień n au k o w y d o k to ra filozofii i stanow isko p ro fesora tego przedm iotu n a u n iw ersy tecie d a w a ły p. S truvem u przewagę n a d re sz tą je g o kolegów , a sam fak t tylko, że ra czył on z tej w ysokości p isać o sztuce, otaczał go odrazu
.S tan isław W itk ie w ic z j a k o k r y ty k . 2
nim bem pow agi, n ad ającej je g o słowom znaczenie w yroczni.
Ł a tw ą przeto do zrozum ienia będ zie rz e c z ą , że g d y p. W it
kiew icz rozpoczął w alk ę z ow ym legionem estetów , ze szcze
góln iejszą p a sy ą zw rócił się k u ich w odzow i, osoba je g o bow iem n astręczała n ajszersze pole do popisu zdolnościom polem icznym autora, a odniesione n ad nim zw ycięztw o obie
cyw ało n ajw ię k sz ą chw ałę i rozgłos m iędzy publicznością.
U d erzy ł też p. W itk iew icz n a prof. Struyego z ow ą ta k do
b rze sch a ra k te ry zo w a n ą przez siebie zaciekłością rudego szczura, k tó ry p ra g n ie w y g ry źć czarnego, ale zaciekłość ta nie w y p a d ła na k o rzy ść stw orzonej przez p. W itk iew icza teo ry i o m alarstw ie, g d y ż czuć to w yraźnie, że ta o statn ia w y p ły n ę ła w ięcej z chęci unicestw ienia przeciw nika, aniżeli z p rzek o n an ia o p artego na spokojnem i w szechstronnem roz
p atrzen iu się w całym szeregu faktów , ja k ic h nam d o sta r
cza h isto ry a sztuki.
Z a casus belli w tem starciu posłużył rów nież w ojen
nej treści obraz M a te jk i, p rz e d sta w ia jąc y b itw ę pod G run
w a ld e m , a za oręż p rzeciw m glistym w ed łu g słów au to ra poglądom idealno - realnej filozofii prof. S truvego m iały w y starczy ć tw a rd e arg u m e n ta trzeźw ego pozytyw izm u.
G dyby p. W itkiew icz b y ł o g ran iczy ł się n a w y k azan iu prof. Struvęm u bezzasadności ta k ic h je g o teoryj, ja k „sym b o lik a lin ij“ i „sym bolika b a rw “ i n a w y k azan iu b ra k u zdro
w ego sensu w n aciąg an em stosow aniu ich do obrazu M atejki, s k u te k b y łb y o siąg n ięty , a zw ycięztw o zupełnem . Ale p. W it
kiew iczow i nie w y sta rc z a ło , że w sp o tk an iu tem w ysadzi sw ego p rzeciw n ik a z siodła, on z a p ałał ż ą d z ą p o rąb an ia go n a sztuki, w sk u te k czego rozm achaw szy się bez m iary, ciął w praw o i w lew o, i w śród tej rą b a n in y nie spostrzegł, że zam iast prof. S truvego, pokaleczył w iele p ra w d , k tó re k a żdego k ry ty k a obow iązyw ać m uszą po w szy stk ie czasy, j e żeli są d je g o o dziełach sztu k i m a b yć w szechstronny i w y czerpujący.
19
Całe credo m alarsk ie p. W itk iew icza w spiera się na dwóch biegunach, z któ ry cli jed n em u n a im ię p o stę p , a d ru giemu p o zy ty w izm . O ile pierw szy m oże być cnotą w au to rze, o tyle d ru g i m niej trafia do p rz e k o n a n ia , pozytyw izm bowiem je s t to potęga, k tó ra może o d d a ć nieobliczone usługi na polu n au k p rz yrodniczych, w m edycynie, anatom ii, eko
nomii lub polityce, jed n em słow em w dziedzinie m ateryal- nych dóbr ludzkich, ale z c h w ilą , g d y w k ra c z a w duchow ą sferę człow ieka, robi mi w rażenie słonia o p rzy p raw n ej p a rze gołębich s k rz y d e ł, n a k tó ry ch ch ciałby się on w znieść w powietrze. S ła b ą stro n ą pozytyw izm u pozostanie zaw sze ta okoliczność, że on duszę lu d z k ą chce — m ów iąc po p ro s t u —-pochw ycić ca łą g a rśc ią za c z u p ry n ę , nie zd a jąc sobie spraw y z tego, że dusza je s t to rzeczow nik um ysłow y.
W yszedłszy raz z ta k obranego stanow iska, p. W itk ie
wicz zaczyna od bu rzen ia stary ch o łtarzy . K ilofem w czoło dostają zatem w pierw szej linii „ P ię k n o ££, „D obro“ i „P ra- w da“, ja k o zużyte g ra ty , k tó ry m a u to r ra c z y w p raw dzie przyznać pew ne z a s łu g i, ale k tó re ze stan o w isk a p o zy ty w i
zmu m ają tę sam ą w ad ę co i dusza ludzka, to je s t nie d a dzą się złapać za sk rzy d ła.
U trąciw szy te trzy cnoty estetyczne, autor „S ztuki i kry - ty k i“ zabiera się do w y k arcz o w an ia i re sz ty przesądów , rz ą dzących dotychczas s z tu k ą , a za b ie ra się do tej roboty z tem większym zapałem , że otw iera mu ona szerokie pole do za
przeczenia w szystkiego, co p o w iedział je g o przeciw nik.
Ponieważ prof. S truve w idzi p rzed ew szy stk iem w o b ra zie przedm iot, b a jk ę , a n eg d o tę, n ie u m iejąc ocenić w y k o n a nia w zakresie form y, w ięc p. W itk iew icz p o p ad a w d ru g ą ostateczność i usuw a treść' obrazu z pod oceny k ry ty k i, bio
rąc jedynie d oskonałość fo r m za m iarę je g o w artości.
Autor „S ztuki i k r y ty k i“ w tej gorączce polem icznej nie miał czasu pom yśleć ani na c h w ilę , że w k ry ty c e obrazu przedmiot nie da się odłączyć od je g o w y k o n an ia t a k , ja k nie da się oddzielić sk ó ra od g rzb ietu ludzkiego lub zw ie
2*
rzęcego organizm u bez zad an ia mu w ielkiego szw anku n a zdrow iu, lub sprow adzenia je g o śm ierci. K ażd y , cboćby n a j
d rob n iejszy u tw ó r sztuki' m alarskiej, zasłu g u jący na uw ag ę k ry ty k a , p o sia d a ja k iś przedm iot, k tó ry z a ją ł sw oją treścią a rty s tę i w y w o łał w nim chęć pośw ięcenia tem u przedm io
tow i pew nej sum y p racy w spartej talentem i zdolnościam i m alującego. Czy to będ zie odtw orzenie ja k ie jś chw ili w n a turze, czy pochw ycenie pew nego ty p u ludzkiego lub zw ie
rzęcego, czy n a w e t studyum ja k ie g o ś k rz a c z k a lub łopianu pod płotem , stareg o g a rn k a lub w iązk i słom y, przedm iot ten nie może m ieć dw óch znaczeń i ja k o ta k i m usi być w zięty p rzed ew szy stk iem pod u w ag ę przez k ry ty k a , m ającego oce
nić w arto ść je g o w ykonania.
Muszę p rzed ew szy stk im w iedzieć i określić „co“, aże
bym m ógł pow iedzieć ,.ja k “ je s t nam alow ane.
Cóż dopiero g d y treść obrazu je s t je d n ą z natchnio
nych pieśni d an tejsk ieg o r a ju , w zruszającym do głębi d ra m a te m , lub potężnym rapsodem epopei narodow ej, w k tó ry ch przedm iot stan o w ią ug ru p o w an e z a rty sty c z n ą p ra w d ą lu d zk ie postacie, w y ra ż a ją c e g r ą rysów i rucham i figur ró
żnorodne sta n y p sy c h ic zn e , b ęd ące „koroną“ w szelkich tru dności d la m alarza, stanow iące „ najw yższe m,istrzostwo“ jeg o ręk i. M iałażby k ry ty k a zatrzy m ać się w swojej niem ocy na progu tej duchow ej działalności a rty sty i zrzec się p raw a w yro k o w an ia w sferze n ajw y ższy ch zdobyczy, ja k ie m i może poszczycić się sztu k a ch rześcijań sk a i now oczesna, a poprze
stać n a ocenieniu je d y n ie przym iotów k o lo ry sty czn y ch m ala
rza, praw idłow ości w ykreślonego przezeń św iatłocienia i p e r
sp ek ty w y , to je s t p oprzestać n a ocenieniu sam ych środków , za pom ocą k tó ry c h m alarz w y ra ż a sw oje m yśli i u czu cia?
N iepodobna zgodzić się n a to, bo n aw et k ry ty k a pozy
ty w n a , w y k lu c z a ją ca katechizm ow e pojęcie o duszy, musi w ziąść w rach u b ę organiczne życie o b ra z u , w y p ły w ające z je g o p rz e d m io tu , na k tó ry s k ła d a ją się w szy stk ie środki i czynniki, ja k im i m alarz rozporządza.
T ylko w ścisłem złą czen iu treści z f o r m ą i to równo czesnym ich rozbiorze, może k r y ty k a w y d a ć ja s n y i wszech
stronny są d o danem dziele s z tu k i, a p. W itkiew icz pośw ię
cający w starciu z prof. Struvem ty le czasu, p ap ieru i a tra mentu w spraw ie w yzw olenia k ry ty k i od obow iązku liczenia się z przedm iotem i usiłujący z ta k ą w y trw ało ścią w y łu sk ać ten przedm iot z je g o zew nętrznej p o w ło k i, przypom ina mi owego m yśliw ego z w esołycli opow iadań, k tó ry w b rak u kuli użył za nabój ć w ie k a , a przygw oździw szy celnym strzałem wilka za ogon do sosny, ta k długo o k ład ał go harapem , póki zrozpaczone w ilczysko nie w yskoczyło ze skóry.
F orm a nie d a się ocenić poza tre ś c ią , a stosunek po
m iędzy niem i zachodzi ta k i, że form a w a ru n k u je w artość dzieła sztuki a treść ożyw ia j ą lub p o d n o si w a g ą sw ego znaczenia.
D la przek o n an ia się o praw d zie nierozłączności p rzed miotu od je g o w y k o n a n ia w sferze k ry ty k i i w pływ u treści na obraz użyjm y p rzy k ła d u .
W eźm y ta k i obraz ja k „M ęczennica" D elarochea. Kto go raz w życiu w id z ia ł, kto go poznał choćby ty lk o z do
brego sztychu lub fotografii, ten w ie ja k i urok rzuca on na patrzącego i ja k ie n ie z a ta rte w rażenie zostaw ia mu w duszy.
Staw iam to dzieło w pam ięci tych, co go z n a ją , i p y tam się teraz, czy ten m elancholiczny nastrój obrazu, czy ta poezya w iejąca z anielskiej p o sta ci, unoszonej na fali w ód m ęczen
nicy, z ak w ita ją c a b ia łą lilią n iebiańskiego w y razu n a jej twarzy, rodząc się z treści, nie podnoszą w w ysokim stopniu artystycznej w artości dzieła, i czy ta w artość może b yć oce
nioną przez este ty k a je d y n ie na podstaw ie k ry ty czn ie rozpa
trzonego św iatłocienia i p ra w d y w kolorycie i k sz ta łc ie ? D rugi p rz y k ła d jeszcze w ym ow niejszy stanow ią g e nialne utw ory naszego nieodżałow anego A rtu ra G rottgera.
Obejmując m y ślą w szystko, co ten a rty s ta stw orzył, staw iam również p y tan ie, czy ta p o tę g a je g o ducha, k tó ra rw a ła za sobą tłum y w k ra ju i za g ra n ic ą , czy ta g łęb ia uczucia,
n y 1' p rzem aw ia n ietylko do sw o ich , ale i do całego św iata m istrzow skim w yrazem tw arzy , lub sam ą tylko p o sta w ą k re ślonych przez siebie postaci, czy ten czarodziejski d a r g ra n ia n a strunach ludzkiej duszy, czy te w sz y stk ie przym ioty, w y p ły w a jące z treści utw orów nie stan o w ią niczego o a rty stycznej ich w artości i czy może k ry ty k a bez podniesienia przedm iotu ocenić je i w y razić, -m ierząc te arc y d z ie ła je d y nie praw em św iatło cien ia, lub p o praw nością ry s u n k u , cią
gnionego w d o d atk u ta k lekcew ażonym przez p. W itk iew i
cza k o n tu re m ?
C h arak tery sty czn y m też rysem pozostanie ta okoliczność, że p. W itkiew icz, k tó ry o w ielu p odrzędnych talen tach dość obszernie p is a ł, o G ro ttg erze nie m iał nic do pow iedzenia, a w całej jeg o ksią żce raz ty lk o w spisie naw iasow o w spo
m nianych m alarzy, nazw isko tego a rty sty figuruje.
N iepotrzebnie rów nież tyle k rw i nap su ł p. W itk iew i
czowi ów podział m a larstw a n a re lig ijn e, historyczne, histo
ryczno - rodzajow e , p o rtretow e, b atalijn e, rodzajow e, sielan
kow e, krajobrazow e, a choćby i hum orystyczne, podział ten bow iem , by leb y się go k r y ty k nie trzy m ał j a k p ijan y płotu, nie je s t ani ta k n ied o rzeczn y m , ani ta k b ezzasad n y m , a z p unktu p o zy ty w n eg o n a w et w zięty m a pew n ą stronę p ra k ty c z n ą , u ła tw ia bow iem staty sty cz n e zarejestro w an ie ty lu różnorodnych objaw ów i k ieru n k ó w w m a larstw ie, d a ją c tą d ro g ą m ożność w y cią g an ia ogólnych w niosków . J e d y n y za
rzut, ja k i autor może pom ienionem u podziałow i uczynić, to ch y b a te n , że należy 011 do rzeczy niem odnych, ale z tego stan o w isk a w ychodząc p o w innyby p. W itk iew icza g n iew ać i liczne działy w poezyi, począw szy od epopei, a sk ończyw szy n a saty rze, a w m uzyce od symfonii, aż do galo p ad y .
P rof. S truve nie popełnił rów nież g rzechu śm iertelnego, k ła d ą c n a najw yższem m iejscu m alarstw o relig ijn e i histo
ryczne, bo po pierw sze, d z ia ła ją c y w tej sferze arty śc i m u
szą po za obrębem ta len tu i rozległych studyów m alarskich
o całe niebo w ięcej w iedzieć um ysłow o od ty c h , co m alu ją cielęta, b aran y , lub choćby n a w e t k a rc z m y w otoczeniu g a piów i żeb rzących w łóczęgów , a po d rugie, że m alarstw o religijne i h isto ry czn e tw o rzą osobne św iaty , k tó ry ch a rty sta w rzeczyw istości w idzieć nie może, m usi przeto 'przew yższać 0 wiele w yo b ra źn ią kolegów u p ra w ia ją c y ch inne g ałęzie m a
la rstw a , m u si, je że li chce stw orzyć coś z natch n ień re lig ij
nych, lub odtw orzyć ja k i w y p a d e k dziejow y n a płótnie, w y ła d o w a ć — m ów iąc p o zy ty w n ie — w ię k sz ą ilość tej w y o braźni i silniejsze w yw ołać takow ej napięcie.
P a n W itkiew icz tw ierd zi w p ra w d z ie , że a rty s ta tw o
rząc n aw et ta k fan ta z y jn ą i o d e rw a n ą postać ja k anioł, u ra bia j ą z form istn iejący ch w rz e c z y w isto śc i, to je s t p rzy p raw ia p tasie sk rz y d ła ludzkiej p o sta c i, ale że ta m anipu- lacya nie należy do ła tw y c h , d o starcza nam dow odu sam autor, k ry ty k u ją c ta k ostro p o stać arch an io ła w „Jo a n n ie d’ A rc“ M atejki.
W yłączyw szy z d y sk u sy i ta k ie określenie ja k „ ta je mnicza treść h isto ry i“, tru d n o bowiem zrozum ieć, co prof.
Struve chciał przez nie pow iedzieć, niepodobna znow u w y
trącać m u z rę k i tak ieg o w y rażen ia, ja k . „sty l h isto ry czn y ".
M alarstw o ja k o je d n a ze sztu k p ięk n y ch m a te sam e praw a, co i jej siostry do p o siad a n ia stylów w sw ojem p a ń stwie. J a k styl re lig ijn y stanow i ogólną cechę m alarskich natchnień, w y p ły w a ją c y c h z duch a ludzkiej w iary , cechę w yróżniającą je nieb iań sk im nastrojem od ziem skich sp raw 1 rzeczy, ta k i styl histo ry czn y nie je s t w ym ysłem teo re ty cznym , lecz w łaściw ością w y p ły w a ją c ą z u stro ju kom pozy- cyi, opartej n a zasadzie pew nych p raw id eł, w aru n k ó w i w y magań, k tó re nie k rę p u ją c sam odzielności m alarsk iej a rty sty obowiązują go i m usi on się do nich stosow ać, je ż e li chce stworzyć dzieło doskonałe w tym zakresie.
Do rz ęd u tych p raw id eł, w y m ag ań i w aru n k ó w n a le ż ą :
1 . P o d n io sła , niepow szednia treść obrazu, z a m y k a ją ca
w sobie w ielki w y p ad ek , u ro czy stą c h w ilę , d ra m aty czn ą siłę
czynu lub trag iczn e zrządzenie przeznaczenia, d a ją c a sposo
bność odtw orzenia różnorodnych stanów psychicznych, u w y d a tn ia ją c y ch stanow isko zaw arty ch w obrazie postaci w sto
sunku do przedstaw ionego w y p a d k u i o tw ierająca pole roz
w inięciu całego b o g actw a form i szczegółów .
2. Posągowa p o w a g a w u k ład zie tak poszczególnych figur ja k i w u g ru p o w a n iu , w iążącem je w a rty sty c z n ą c a
łość, n a d a ją c a obrazow i znaczenie pom nikow e w sztuce.
3. P ra w d a d ziejow a, p o leg ają ca n a znajom ości p rz e d staw ionej epoki i na um iejętności u w y d atn ien ia c h a ra k te ry stycznych jej rysów zapom ocą zew nętrznych fo rm , w y ra ż a ją c y c h się w stroju, ubiorze, uzbrojeniu, n arzęd ziach , sp rzę
tach, a rc h itek tu rze i calem otoczeniu.
4. P iękn o odczute i w ydobyte siłą w yobraźni z ducha i c h a ra k te ru epoki, narodow ości i ra sy n a podstaioie docho
w anych z a b y tk ó w , a u w ydatnione w posągow ej postaw ie i typow ym ruchu bohaterów obrazu, k tó rzy sam ym zarysem sw oim pow inni budzić podziw w um yśle w idza.
5. W y ra zisto ść k szta łtó w i potęga barw, w y k lu czające w szelką szkicow ość i pobieżność.
Oto są znam iona sty lu historycznego, cechujące w ielkie d z ie ła w ed łu g dzisiejszych w y m a g a ń , a stanow iące w a rty stycznej tw órczości M atejki pierw szorzędne przym ioty, k tó re on posiadał n ietylko w stopniu bardzo w ysokim , ale n ajw y ż
szym m iędzy w spółczesnym i.
Ale przym ioty te dla p. W itk iew icza b ę d ą zapew ne bez znaczenia, g dyż w je g o oczach śm ierć S tefana C zarneckiego nie może się niczem różnić od śm ierci szew ca w małern m ia ste c z k u , w ilk ro z d zierający b a ra u a będzie m iał tężsam ą w artość, co Sobieski pod W ie d n ie m , a P aw eł i G aw eł sta- czający zaciętą bójkę o p o siad a n ie stareg o siennika, zajm ują- tożsam o stanow isko, co b itw a pod G ru n w ald em , poniew aż ' w szystko to w ed łu g au to ra p o d leg a jed n y m praw om św ia tło c ien ia , p e rsp e k ty w y i harm onii barw , co przetłum aczone na m uzykę w ypadnie, że oratoryum i p o lk a trem b lan t, sy m
25
fonia i kołomyj ka, so n ata i byczek, b ę d ą m iały ró w n ą w a r
tość, bo p o d leg ają tym sam ym praw om rytm u, ta k tu , h a r
monii i k o n trap u n k tu .
Do ja k ie g o w y n ik u prow adzi ta zasad a w zastosow a
niu do p o ezy i, nie potrzebujem y w swej duszy dośpiew y- wać, sarn p. W itkiew icz bowiem oszczędza nam tego tru d u i dokładnie w tym w zględzie objaśnia. O ceuiając w ielkość Adama M ickiew icza doskonałością w iersza, a w ięc w a rto ścią rytmu, rym u i ś re d n ió w k i, a potężne i w ielkoduszne p o sta
cie jego bohaterów zew n ętrzn ą sy lw etą ty p u , zap ew n ia nas autor „Sztuki i k r y ty k i11 n a str. 26., że „K o n rad W a lle n ro d 11 ani na w łosek nie je s t w ięk szy od „Sonetów k ry m sk ic h 11, a biorąc za p rz y k ła d „ P a n a T a d e u sz a 11, tw ie rd zi w dalszym ciągu, że począw szy „od N a p o leo n a, k tó ry la ta od puszcz Libijskich do A lpów podniebnych, skończyw szy n a W ieprzu, który m arudzi z ty łu i snopy zboża k ra d n ie i n a zapas chwyta11, są to tem aty bardzo rozm aite i z p u n k tu „tenden- cyi ubocznych11 m ające bardzo różną w arto ść a rty s ty c z n ą ? ! w istocie zaś zupełnie sobie rów ne, g dyż w szy stk ie noszą na sobie te sam e cechy geniuszu poetyckiego.
Pan W itkiew icz w u tw o rach geniuszu nie przypuszcza żadnego stopniow ania, ani form, ani m yśli, ani w yobraźni, ani pomysłu. —■ Oto do czego prow adzi k ry ty k a , oceniająca wyłącznie sam ą form ę w dziełach sztu k i i poezyi.
Rozbierając w dalszym cią g u d ro g ą ta k pojętej k ry ty k i to największe arcydzieło w naszej lite ra tu rz e , p rzy jd ziem y do przekonania, że „Sokół i K u sy 11, g o n iący sz a ra k a pod lasem, są to typy, m ające tęż sa m ą w artość a rty s ty c z n ą , co
„Gerwazy, o p o w iadający dzieje za m k u 11, lub „R obak, spow ia
dający się z tra g e d y i sw ego ż y c ia 11, a „głupi nied ź w ied ź11, który zwabiony w onnością p asiek i, czy zielonością owsa, w y lazł z m ateczn ik a, będzie ze w zględu n a prostotę opisu po
stacią doskonalszą od „k o n certu jąceg o J a n k la 11, k tó reg o g ra zamyka się w opisie w ed łu g p. W itk iew icza ju ż nieco sztu cznym i naciąganym .
N a c ią g a n ą nieco będzie zapew ne dla p. W itk iew icza rozm ow a S ędziego z R obakiem , k tó rzy ra d z ą o losach k ra ju wobec zbliżającej się w ojny, n a c ią g a n ą sam a spow iedź Ro
b ak a, naciąganem i owe przeczucia, a później radości i n a dzieje, ja k ie o g a rn ę ły L itw inów n a w idok w ojsk polskich, p rz y b y w a jąc y ch z arm ią N ap o leo n a, naciąg an em będzie to w szystko, bo z całej k sią ż k i p. W itk ie w icza p rzeziera je d n a m yśl przew odnia, że ostatnim w y razem doskonałości w sztuce je s t ow a ocalona ja k im ś cudem z pogrom u przesąd ó w este
tycznych p raw d a, zam k n ię ta w g ran icach m istrzow stw a zło
żonego w różowej karczm ie o niebieskim szyldzie z żółtem i literam i M aksa G ierym skiego, w żydow skich trą b k a c h n ad W is łą , je g o b ra ta A le k s a n d ra , i w prostocie pow ożących czw órkam i B artk ó w i H aw ry łó w C hełm ońskiego.
Oto są szczyty d o sk o n ało ści, nie podleg ające żadnym zarzutom , o k tó re o p arty p. W itkiew icz, w y ro k u je o M atejce i sztuce, a k tó ry ch alfą i om egą je s t w iern e n aśladow anie n a
tu ry i od tw arzan ie życia w najpow szed n iejszy cb je g o objaw ach.
Ł a tw ą do zrozum ienia będzie dla nas ju ż teraz rz e c z ą , że z tego p u n k tu w idzenia styl historyczny p rz ed staw ia się p. W itkiew iczow i ja k o chim era, w y ra d z a ją ca konw encyonal- ność form w naturze, p ro w ad ząca do m an iery w p rzed staw ie
niu p raw d y , k tó ra w e d łu g a u to ra w te d y dopiero je s t sz c z e rą, g d y k ró l o k ry ty p u rp u rą porusza się ze sw obodą w iejsk ieg o w oźnicy, a Ż ó łk iew sk i pod C ecora opłak u je k ie sk ę polskiego ry c e rstw a w ten sam sposób, ja k chłop zdechłego wołu, to je s t m acha rękam i, ch w y ta się za głow ę i otw orzyw szy sze
roko usta, zaw odzi w nieboglosy.
Pod n o sząc do znaczenia dogm atu ow ą p rostotę w p ra w dzie, a u p a tru ją c pozę i m anierę w e w sz y stk im , co w y
b ieg a ponad poziom p ro stactw a, m oglibyśm y w końcu dojść z p. W itk ie w ic z e m ' do tego re z u lta tu , że najw yższym id ea
łem ta k pojętej i w ysw obodzonej z w szelkiego konw enansu p raw d y , b yłby d zik i m urzyn, o g ry z ają cy pieczone udo zadu
szonego przez siebie m isyonarza.
P a n W itk iew icz z poza m iedzy swoich pojęć d em o k ra
tycznych o sztuce nie przeczu w a naw et, że je s t szlachectw o duszy, o d b ijające się prom iennym blaskiem w y razu n a tw a rzy ludzkiej, a d ając e się w y razić po m alarsk u w szacie od
powiednio w yszlachetnionych form — i p a n W itkiew icz n ie zgodzi się pew nie n a to, że ta k ie form y, za pom ocą k tó ry ch można odtw orzyć z pow odzeniem K aśk ę k o p ią c ą r z e p ę , okażą się zupełnie niew y starc zają cem i do nam alo w an ia Ma- tejkow skiego „W ern y h o ry ", G ro ttg ero w sk ieg o chłopa, p rz y sięgającego n a w ierność sz ta n d a ro w i, lub choćby ta k szla
chetnie pojętej piękności, j a k „ P ra w d a " L efeubrea, lub „Ve- nus“ C abanela.
Jeżeli pan W itk iew icz nie w ierzy, to niech spróbuje, znajduje się przecie w tem szczęśliw em położeniu, że b ęd ąc k rytykiem , je s t rów nocześnie i m alarzem , a ja k o p o zy ty w i
sta rozum ie w artość m etody dośw iadczalnej. N iech w ięc po
staw i sobie n a stalu g ach p a rę m etrów k w a d ra to w y c h p łó tn a i niech nam aluje ja k ą ś p ostać n atu raln ej w ielkości w duchu religijnym lub historycznym , a p rzek o n a się osobiście i d o ty kalnie, że b a jk a o k w aśn y ch w inogronach odznacza się n ie
tylko praw idłow ym rym em , ale i w y so k ą p ra w d ą w treści.
G dyby zaś p a n W itk iew icz nie chciał p o d jąć fa ty g i w tym ce lu , to niech się sp y ta ży ją cy ch kolegów , k tó rzy tonąc po uszy w plenerze lub im p resy o n izm ie, znaleźli się drogą zam ów ienia w potrzebie nam alow ania obrazu kościel
nego, lub plafonu, m ającego b yć ozdobą stylow ej sali, a oni mu p o w ied zą, o ile ze zm ianą przedm iotu m usieli urab iać i naginać sw oje form y i w ry sunku, i w m alow aniu, i w u k ła dzie, chociaż nie tracili z o ka ani p raw d y , ani n atu ry .
T rudno rów nież zrozum ieć, co p. W itkiew icz chciał po
w iedzieć tw ie rd z ą c , że „m om entalne fotografie są n a jw ię kszym i w rogam i stylu historycznego, g d y ż w y k az ały one, że w szyscy ludzie, do ja k ic h k o lw ie k sfer n a le ż ą , chodząc poru
szają kolejno nogam i, a śm iejąc się ro zszerzają u sta i p o k a
zują z ę b y “, trudno zrozum ieć, pow iadam , bo po pierw sze nie
d zie poruszali nogam i rów nocześnie lub chodzili tyłem , a po- w tóre, że o d k ry cie m om entalnych fotografij odsłoniło ta je m n ic ę , o której ludzie w iedzieli od początku ś w ia ta , nasze zaś dzisiejsze pokojow e i służące do w szystkiego bez po
m ocy m igaw kow ego a p a r a tu , a je d y n ie na podstaw ie w ła
snych obserw acyj uczynionych podczas niedzielnych w y cie
czek, w iedzą daleko w ięcej, a m ianow icie, że całkiem inaczej porusza nogam i żołnierz od arty le ry i, a inaczej od piechoty.
Ż al mi bardzo p. W itkiew icza, jeżeli on, ja k o a rty sta nie odczuw a, że cały św iat, staw iając nogi kolejno, poruszał się w przeszłości in a c z e j, a ja k ie k o lw ie k b y ły je g o cnoty i zalety, zbrodnie i w ystępki, poruszał się o całe niebo p ię kniej i w spanialej od dzisiejszego, i że to w szystko, w czem p. W itk iew icz w idzi tylko pozę i m a n ie rę , to w łaśnie sta
now i całe bogactw o k ip iącej życiem i fa n tazy ą przeszłości, bogactw o o d b ijające tale ja sk ra w o od dzisiejszej estetycznej nędzy, p o d ciąg ającej w szystkich pod je d e n stryclm lec i o k ry w ającej czarnym łachm anem w postaci fra k a i tu żu rk a.
G dyby p. W itkiew icz b y ł w rażliw ym na te piękności, nie z a m y k ałb y na nie oczu i m iałby sposobność ocenić j e d n ą więcej zaletę w talencie M atejk i, k tó reg o bohaterow ie noszą się i' p o ru szają ta k g ó rn ie i po r y c e rsk u , a je d n a k praw dziw ie, czy to odziani w płaszcz k ró lew sk i lub zbroję h u s a rs k ą , czy w h e tm a ń sk ą delię lub szlachecki ż u p a n , w a k sa m itn y kontusz lub w h aftow any fra k z żabotam i.
M atejko posiadał w w ysokim stopniu zdolność stoso
w an ia po staw y i ruchów odpow iednio do n a tu ry stroju lub ry n sztu n k u , co stanow i je d n o z w ybitnych znam ion je g o stylu, w ynoszące go ponad gło w y tak ich talentów ja k B rozik lub M unkaczy, k tó ry c h obrazy w porów naniu z dziełam i naszego m istrza w y g lą d a ją ja k szekspirow skie trag ed y e, g ra n e przez p row incyonalnych a k to ró w w pow iatow em m ieście.
A le dla p. W itkiew icza w s z y s tk o , czego nie w idział w rz e c z y w isto śc i, i co się nie da sp raw d zić m igaw kow ym
29
aparatem, będzie zaw sze m iało w arto ść p o d e jrz a n ą , bo w y obraźnia je s t d la niego czy n n ik ie m , którem u on p rzy z n aje pewien udział w tw órczości m a la rs k ie j, ale k tó ry w całej jego książce sp a d a ja k o ś do roli p o d je z d k a , chodzącego n a przyprzążkę.
T y m czasem , je żeli wolno je s t p. W itkiew iczow i być obojętnym n a te rzeczy ja k o m a larzo w i, obracającem u się w innym zupełnie od M atejki zak resie arty sty czn y ch w rażeń, to nie wolno ja k o k ry ty k o w i, bo cóż się w ted y stanie z ow ym tak zalecanym przez niego obiektyw izm em i ja k a w łaściw ie będzie różnica pom iędzy prof. S truvem a autorem „S ztuki i k rytyki11, chy b a ta, źe pierw szy rząd zi się w k ry ty c e oso- bistemi upodobaniam i w treści, a d ru g i w je j formie.
Co się ty czy o d k ry cia dokonanego przez m om entalne fotografie na punkcie ludzkiego śm iechu, to pozw olę sobie zwrócić u w a g ę , że nie w szyscy śm iejąc się p o k azu ją zęby, i że nie cały św iat śm ieje się ta k po chłopsku, czyli, że po
między rozchyleniem u s t, a p o k azaniem zębów m ieści się rozległa skala odcieni, i że k ry ty k , k tó ry ich nie d o strzeg a, jest tyle w art, co m alarz n ie ro zró żn iający w zrokiem rozli
cznych odcieni kolorystycznych, zm ieniających n a tu rę lo k al
nych barw w szczegółach m alow anego przezeń krajo b razu . Pan W itkiew icz w dalszej polem ice z prof. Struvem nie poprzestaje n a dow odzeniu tem u ostatniem u bezzasadności jego sądów o sztuce, lecz d ąży do w y k a z a n ia , że całe m a
larstwo historyczne d ja b ła w arte, om aw ia przeto w dalszym ciągu tolerow aną przez siebe tre ść w m alarstw ie i s ta ra się z wytrwałością g o d n ą lepszej sp ra w y , odsłonić słabe jej strony. W tym celu u d erz a n a n ią z now ego punktu, tw ie r
dząc, że treść w m alarstw ie historycznem należy do rzeczy wręcz niezrozum iałych, a n a dow ód tego p rz y ta c z a n a stro nie 20 tę okoliczność, że „ n a w y staw ie p a ry sk ie j w roku 1867 F ran cu zi, nie zn ający naszych ubiorów , ani staro ży tnych portretów , nie m ogli zrozum ieć obrazu M atejki i są
dzili, że leżący na ziemi R ejtan je s t tu reck im posłem , k tó
reg o „dzielni P o la c y “ P o n iń sk i, B ran ick i etc. w y rz u c a ją za d r z w i! C ała w ięc „głębsza tre ś ć “, w oła autor, zginęła z obrazu — pozostało zaś i cenione było to, co stanow i li ty lk o a rty sty c zn ą je g o w arto ść".
P rz y k ła d ten i z arzu t nie w y trz y m u ją żadnej k ry ty k i, bo sztuka, ta k ja k życie, k tó reg o je s t odzw ierciedleniem , po
sia d a w łasne dom owe ognisko, n ajb liższą ro d z in ę , krew nych, p rz y ja c ió ł, dobrych zn ajo m y ch , siedzących o m iedzę sąsia
dów , potem dalsze są sie d z tw a , a po za niem i ciągnące się ziem ie, k ra je i obce n aro d y , k tó re, je żeli chcem y poznać, m usim y n iety lk o podejm ow ać dalekie i u tru d zające do nich podróże, ale i la ta cale pom iędzy nim i przem ieszkiw ać.
Ze dla F ran cu zó w polska h isto ry a stanow i ziem ię nie
z n a n ą , tem u nie w inien nic M atejko, ani treść je g o obrazu, k tó ra w sk u te k tego nie tra c i też nic ze sw ojej w artości i w a g i, ta k ja k nie tra c ą nic ze sw oich zalet c h a rak teru , rozum u, dow cipu i u ro d y te społeczeństw a, k tó ry ch p. W it
kiew icz nie m iał sposobności, lub nie chciał bliżej poznać!
Jeżeli jestem n a ja k ie j w ielkiej w y sta w ie i spotykam obraz o nieznanej mi treści, p o ciąg ający m nie doskonałością sw ego w y k o n an ia, to pierw sze p rag n ien ie, ja k ie się budzi w moim um yśle, je s t chęć poznania treści zaw arteg o w nim p rz ed m io tu , i dopiero w ted y , g d y w ejd ę w je j p o siad a
nie, estety czn a rozkosz, j a k ą mi ten obraz d ać może i mój s ą d , ja k i w yrobić sobie o nim p o tra fię, w y stą p ią w pełni i w szechstronnie.
P a n W itkiew icz, k tó ry stw ie rd z a z takiem zadow oleniem zniknięcie dla ow ych F ra n cu zó w głębszej treści w obrazie M atejki, bierze ich na seryo i nie zd aje sobie sp ra w y z tego, że ci F ra n cu z i p a trz y li n a dzieło sztu k i nie w iele lepiej, ja k w ół n a now e w ro ta i, że ja k o ta c y nie m ogli zrozum ieć a r ty sty c zn e j je g o w a rto śc i, g d y ż byli oni w stosunku do po- m ienionego obrazu w tem położeniu, w ja k im b y się znaleźli w obec w ielkiego d ram a tu polskiego, o d eg ran eg o w obcym d la nich ję z y k u przez g en ialn y ch aktorów , k tó reg o w artość
:U
litera cką ocenialiby n a pod staw ie doskonalej c h a ra k te ry z a - cyi osób, b o g actw a kostyum ów i p iękności dekoracyi.
A rty sty czn a w arto ść obrazu p olega n ietylko na d o sko nałości fo r m y , ale i n a ścisłym z w ią z k u j e j z treścią , k tó rą w yraża, a s ta ra zasad a, o k re śla ją c a p ię k n ą treść w p ię k n e j fo r m ie m ianem n a jw y ższe j doskonałości w sztuce, pozostanie zaw sze, mimo w szelkie teorye i p rze k o n an ia n a jw zn io śle j- szym dogm atem w estetyce.
p W utw orach sztu k i cenim y i podziw iam y nietylko do
skonałość fo rm , ale i to, „co“ i „w j a k i m sto p n iu “ a rty sta był zdolny za pom ocą tych form w y p o w ie d z ie ć ; cenim y n ie
tylko to, co
przemawia do naszych oczu, ala
i to;co
porusza n a sz ą duszę.
Z re sz tą niezrozum iałość treści nie je s t w y łą c z n ą w ła ściw ością obrazów historycznych, z d a rz a się ona bowiem b a r
dzo często i rodzajow ym . „G ra w M ora“ A lek sa n d ra G ierym skiego, tak ła tw a do zrozum ienia w e W ło sz ech , nie m ogła obejść się bez objaśnienia w K rak o w ie lub w W arszaw ie, a n a dow ód tego, co m ó w ię, staw iam w ła sn ą m oją osobę;
zobaczyw szy bowiem po ra z p ierw szy ten obraz, byłem p rze
konany, że p rz e d sta w ia on zac ię tą k łó tn ie m iędzy dw om a głuchoniem ym i. N asi w iejscy chłopcy, chodzący po dom ach z betlejem sk ą g w ia z d ą , a n aw et n asze poczciw e dożynki z w ieńcem uw itym z kłosów w k sz tałcie ko ro n y , b y b b y ró wnie niezrozum iałe w P a ry żu , ja k i R ejtan, i p o trzebow ałyby objaśnień.
G d y b y sztu k a o g ran iczała się do zrozum iałej każdem u na p ierw szy rzu t o ka tre ś c i, m u siałab y się zam k n ąć w cia- snem kole k rajo b razó w i Stillebenów , łub obrazów o d tw a rz a jący ch najpospolitsze zajęcia ludzkie, n a podobieństw o tych, które p o k ry w a ją ściany grobow ych k o m n a t za pierw szych dynastyj n a d Nilem.
N iczego nie dow odzi rów nież sta ra n n ie w y szu k an y p rz y kład w osobie K arliń sk ieg o , broniącego m urów O łsztyna, bo jeżeli obraz ten będzie dobrze nam alow any, to w idz nie do
p a trz y się w nim, ani p rzebranej m ia rk i, ani ub ieg an ia się 0 pierw szeństw o s trz a łu , ani p ęk n ięteg o d z ia ła , do k tó reg o nie b y łoby celu zbliżać się z lo n tem , lecz spostrzeże ja k iś n ie zw y k ły w y p ad e k , w k tó ry m chodzi o danie strzału w ja - 1 k ie jś w y jątk o w ej okoliczności, k tó ra co najw yżej podnieci ciekaw ość p atrząc eg o i obudzi w nim g o rączk o w ą chęć po
znania szczegółów tego w y p a d k u . K a ż d y zaś, kto przeczy tał, choćby k ró tk i szkic dziejów polskich, odrazu boh atersk i czyn K arliń sk ie g o w obrazie tym odnajdzie.
O w iele słabszym je s t d ru g i p rz y k ła d , ty c zący się obrony Trem bow li, je s t to bow iem przedm iot, d a ją c y się o wiele łatw iej w y raz ić od poprzedniego, a najlepszym tego dow odem je s t obraz L essera, w k tó ry m bez w zględu n a je g o w yk o n an ie, kom pozycya p rz e d sta w ia się ta k jasno, że n ik t z pew nością nie przy p u ści w nim ani kłótni m ałżonków , ani sprzeczki kochanków , ja k chce au to r „S ztu k i i k ry ty k i" , lecz rzuciw szy okiem n a p ostać C h rzan o w sk iej, odczuje w niej k o b ie tę , k tó ra ruchem , p o staw ą i w yrazem w aży się na j a k iś czyn niezw ykły, w p ra w ia ją c y w zdum ienie biernie sto
ją c e rycerstw o.
N au rąg aw szy się dowoli z treści h istorycznych ob ra
zów, p. W itkiew icz pieczętuje n a stronie 23. sw oje w yw ody zdaniem , że obraz pomimo treści historycznej może być do
skonałym , ale ty lk o p o m im o , n ig d y p r z e z n ią .
S ą d z ę , że tru d n o ch y b a o w yraźniejsze i bard ziej sta
now cze zaprzeczenie w szelkiego w p ły w u treści obrazu n a je g o w ykonanie.
T ym czasem w brew tem u tw ierd zen iu au to ra „S ztuki 1 k r y ty k i" , rzeczyw istość w y k azu je w ręcz coś przeciw nego, a m ia n o w ic ie , że treść w yw iera w ie lk i ivp ływ na dzieło s z tu k i, dla tej prostej przyczyny, że od d ziały w a ona w w y
sokim stopniu pobudzająco n a sam ego a r ty s tę , co m usi się odbić i n a je g o m alow aniu, n a w szystko bow iem , co p rag n ie on w ypow iedzieć z głębi sw ego ducha, um ysłu i serca, musi stw orzyć i odnaleźć w sobie w yob raźn ią odpow iednie form y,
których gotow ych n a tu ra mu nie daje. P a n W itkiew icz, ja k o artysta, w ie b ard z o dobrze, ja k ie trudności p ię trz ą się n ad głową m alarza w chwili, g d y z w y k łe studyum z n n tu ry chce zamienić na obraz, g d y m ając żyw ego modela p rzed oczami, ma w ydobyć z niego w łaściw y w y raz i p o s ta w ę , za pom ocą których tłum aczy i w y p o w iad a p o w ziętą przez siebie m yśl w obrazie. P a n W itk iew icz tych trudności nie pokonał, nie wiem naw et, czy się z niem i próbow ał i dlatego ta k je le k ceważy u innych.
Treść, p rze d m io t, m yśl, są to rzeczy, k tó re zap alają artystę m alarza n iety lk o te m , czem są w .sferze i d e i , ale i tem , że — w y ra ż a ją c się pozytyw nie — w p ra w ia ją one w ruch je g o tw órczość m a la rs k ą , d a ją c mu z g ó ry drogą wyobraźni obietnicę pew nej sum y fo rm , b arw i k ontrastów , idących w duchu je g o a rty sty czn y c h upodobań i w k ie ru n k u jego talentu.
T reść zatem h isto ry czn a w o b razie, ja k o w y raz społe
cznej duszy narodu, ja k o objaw je g o uczuć, m yśli, czynów, wiary, m ęstw a, b o h a te rstw a i pośw ięceń — treść ta je s t sprę
żyną, w p ra w ia ją c ą w ruch w szy stk ie w ła d ze m alarsk ieg o talentu, je s t p ło m ie n ie m zap alający m je g o w y o b ra źn ię , siłą rozpędu n a d a ją c ą śm iałość je g o zarysom , a p o tęg ę barw om , celem dobyw ającym z je g o duszy ca ły zasób je g o energii i wytrw ałości.
T reść w obrazie „B itw y g ru n w ald zk iej % m ająca za cel odtworzenie k rw a w y c h zapasów śm iertelnej w a lk i, toczącej się m iędzy b ro n ią c ą swoich p ra w i niepodległości P o ls k ą , a podstępną i p e łn ą niepoham ow anej p y ch y h y d rą k rz y ż a cką — treść ta, pow iadam , b y ła w stan ie p rz y k u ć n a p rze
ciąg trzech la t M atejkę do sw ego płó tn a i s ta lu g , i utrzym ać go w tym stan ie zapału i w ytrw ałości p rzy w ykończeniu ta k dzielnem, a mozolnem ty lu różnorodnych szczegółów .
Czy p an W itk iew icz p rz y p u sz c z a, że M atejko b y łby w stanie nam alow ać rów nie dobrze i skończenie całe m nó
stwo tych w ytw ornych zb ro i, in k ru sto w an y ch tarczy , rze-
S ta n isła w W itk ie w ic z ja k o k r y ty k . ^