• Nie Znaleziono Wyników

Stanisław Witkiewicz jako krytyk. Jego pojęcia, zasady i teorye w malarstwie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Stanisław Witkiewicz jako krytyk. Jego pojęcia, zasady i teorye w malarstwie"

Copied!
142
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

Ltudom ir B e nedyktofoicz

Stanisław Witkiewicz

jako krytyk

jego pojęcia, zasad y i feorye w malarstwie

R o zb ió r k ry ty c zn y

łyzBBplarz ŚeeeHzyjny

©4 SPÓŁKI WYDAWNI CZEJ P O L S K I E J

w IEAKOWIJS.

Spółka Wydawnicza Polska w Krakowie

= = = = = = 1902 = = = = = = = =

(6)

Spółka Wydawnicza Polska w Krakowie

poleca na stęp ują c e w ła s n e w y d a w n i c t w a : i P T - Ceny w K u b ła c h .

Antoniewicz Karol, ks. P o e z y e r e l i g i j n i .' Wydanie drugie . . . — '9 0

P o e z y e re lig ijn e i ś w ie c k ie . W ydał ks. Jan Kadeni. Wydanie trzecie, z licznemi winietami, 1 *8 0 , w starannej oprawie .. . . 3-—

B ąkow ski Klemens. P o s a żn a p a n n a , powieść . . . ” . "I p25 B a łu cki M. P o e z y e , bardzo ozdobne wydanie miniaturowe, oprawne na sposób francuski w półskórek ... 2‘—

Bilczewski, Ks. arcybiskup. E u c h a ry s ty a w świetle najdawniejszych po- mników: piśmiennych, ikonograficznych i epigraficznych. Wydanie luksusowe w wielkim formacie, stronic 328 z 47 rycinami i tablicę w heliograwurze.

Dzieło odznaczone nagrodę, Akademii Um., 4 '5 0 , w starannej oprawie B -—

Coppće Fr. D o b re cie rp ie n ie , pierwsze tłómaczenie polskie pięknych nowel c e n i o n e g o a u t o r a ... ...- - 7 0

Chołoniewski Stanisław , ks. K a za n ia n ie d zie ln e i ś w ią te c zn e . Dwa tomy, wydał ks. Ja n B a d e n i... 3-60

Czerniak W iktor Dr prof. Uniw. Jag. S tu d y a h is to r y c zn e . . . 2 *7 0

Treść: Nu dworze Władysława IV. — Młodość Jerzego Lubomirskiego (1616—1636). Wojna Smoleńska z r. 1633—1634 w świetle nowych źródeł.—

Polska wobec wojny 30-letniej. — Kilka słów o pamiętnikach polskich XVII wieku. — Miłostki królewskie. — Przyczynek do biografii Zimorowicza. — Przyczynki do dziejów XVII wieku z archiwów prywatnych.

Fogazzaro Antonio. D a w n y św ia te k (Piccolo mondo antico). Autoryzowane tłómaczenie rozgłośnej powieści znakomitego pisarza włoskiego . . 1*8 0

Gawalewicz M aryan. N i c z y j a . Powieść . . . i . . i . . . f-g O

__— M a js te r do w s z y s tk ie g o . Zbiór nowel. Wydanie drugie . . . . )•—

Gide K. Z a s a d y ekonom ii s p o łe c z n e j. Drugie polskie wydanie, świeżo opracowane i rozszerzone przez Dra W. C z e r k a w s k ie g o ... 4*50

Gloger Zygm unt. G e o g ra fia h is to ry c zn a d aw n e j P o ls k i z dodaniem Mapy Rzeczypospolitej przez J . Babireckiego. W tekście 64 autentycznych rycin 3 *—

Golian Z ygm unt, ks. K a za n ia n ie d zie ln e i ś w ią te c zn e , wydane staraniem ks. B a rtk iew ic za... 1-80

L i s t y d u c h o w n e , (serya nowa), wiernie odpisane z oryginałów, za

zezwoleniem osób, do których były pisane. W ydanie drugie, 1901 . 2*2 0

Górski Konstanty, H is to ry a ja z d y p o ls k ie j, na pod stawie uieziTżytko- wanych dotąd źródeł, z 3 tablicami litografowanemi, str. 363 . . . . 3 *6 0

Jirasek Alojzy. R a j ś w ia ta . Powieść na tle epoki kongresu wiedeńskiego, autoryzowane tłómaczenie prof. Krceka . . . . .... 1 *2 5

K alinka Waleryan ks. Se jm c z te r o le tn i. Wydanie czwarte w czterech częścia ch ...g- 5 0

— U s ta w a t r ze c ie g o maja 1 7 9 1 r ... _ - 5 0

Karbowiak A.,prof. S z k o ła ka te d ra ln a krakow ska w wiekach średnich — *55

Kołaczkowski Klemens, Jenerał. W sp om n ien ia od roku 1 7 9 3 do 1 8 3 1 ,

przyozdobione 27 rycinami, 3 tomy p o ...)•_____

Korolenko Wł. N ie w id o m y m u z y k . Przekład z rosyjskiego St. M. — -90

S z k ic e i o p o w ia d a n ia . (At Dawan. — Za obrazem. — Zaćmienie słońca.—

Cienie. — W nocy. — Morze. — Sądny d z i e ń ) ...1*8 0

Pierwsze w języku naszym przekłady tych arcydzieł literatury rosyjskiej.

Kostomarow N . J . K u d e ja r. Powieść hist. z czasów Iwana Groźnego" P 8 0

Gebethner i Wolff w W a rs za w ie .--- 1. N a k ła d , w a rsz .

(7)
(8)
(9)

Stanisław Witkiewicz jako krytyk

jeg o pojęcia,

zasady i teorye w malarstwie

ROZBIÓR KRYTYCZNY

j-^ U D O M IR A j3 E N E D Y K T O W I C Z A .

E g z e m p l a r z R e c e n z y j n y

04 SPÓŁKI WYDAWNI CZEJ P O L S K I E J W

KB1K0WII.

Spółka Wydawnicza Polska w Krakowie

--- = _ 1 9 0 2 . --- ---=

(10)

<3 o i ł

DRUKARNIA >CZASU« W KRAKOW IE.

(11)

W S T Ę P.

(12)
(13)

Trzecie wydanie książki pod tytułem „Sztuka i krytyka u nas". - Olśniewająca strona literackiego talentu autora i wypływające z niej powodzenie pomienionej książki w świecie malarskim i u publiczno­

ści. — Sława literacka autora rosła kosztem sławy malarskiej Ma­

tejki. — Nieradność naszych krytyków wobec polemicznej ciętości autora. — Dogmat estetycznej nieomylności w jego rękach. — John Ruskin i Stanisław W itkiewicz: zasadnicza różnica ich wpływów na sztukę; pierwszego w Anglii, drugiego w Polsce, i odmienne tych wpływów skutki. — Najnowszy kierunek malarstwa u nas, jego cho­

robliwe majaczenia w treści, karykatura w kształtach, pstrocizna w ko­

lorycie, obok bezdusznego naśladowania japońszczyzny w rysunku. — Bezmyślność w treści zrodziła upadek doskonałości form ze szkodą prawdy. — Konieczna potrzeba przeprowadzenia krytycznego obra­

chunku na progu nowpgo stulecia z pauującemi u nas teoryami i za­

sadami autora „Sztuki i krytyki" w malarstwie. — Odwołanie się pi­

szącego ten obrachunek do opinii ogółu inteligentnych sfer polskiego społeczeństwa. — Zastrzeżenie i określenie stanowiska podjętej roz­

prawy wobec wiekopomnych utworów Matejki.

W przedostatnim roku tylko co ubiegłego stulecia u k a ­ zało się na półkacli k się g a rsk ich trzecie w y d an ie k siążk i, obejm ującej pod ogólnem m ianem „S ztu k a i k ry ty k a u n a s “ szereg licznych arty k u łó w , n ap isan y ch przez p. S tan isław a W itkiew icza, a rty stę - m alarza.

K sią ż k a ta, św iadcząca o niepospolitym talen cie autora, ożyw iona niezw ykłym tem peram entem słow a, isk rz ą c a się do­

w cipem dosadnych w y raż eń i porów nań, w y b u ch ająca m iej­

scami niepoham ow aną nam iętnością w w alce z przeciw ni­

kam i, w y w o łała nieopisany zapał śród arty stó w , obudziła niebyw ałe zajęcie m iędzy publicznością.

(14)

Młodzi m alarze uznali j ą odrazu za e w a n g e lię , p ro stu ­ ją c ą śc ie ż k i, g u b iące się dotychczas po m anow cach e ste ty ­ cznych przesąd ó w , publiczność u derzona trzeźw ością z aw ar­

tych w niej poglądów i zrozum iałym po raz pierw szy w rze­

czach sztuki jęz y k iem , p rz e ję ła je j zasady, go d ząc się n aw et powoli z uszczerbkiem owej chw ały, ja k a b iła n a P olskę z pom nikow ych dzieł J a n a M a te jk i, p a trz ą c spokojnie na zry w an e przez p. W itk iew icza liście z tego la u ru , k tó ry m E u ro p a u w ień czy ła skronie naszego m istrza.

Mimo bow iem w szelkich zastrzeżeń, sprostow ań i p opra­

w ek ze stro n y autora, k a ż d y p rzy zn ać musi, że po p rz e c z y ta ­ niu tej k sią ż k i zostaje w rażenie, ja k o b y M atejko b y ł ja k ą ś za w ysoko przez szow inizm naro d o w y w y śru b o w an ą w ie lk o śc ią , k tó rą p. W itkiew icz zaw zięcie s ta ra się sprow adzić z tych szczytów , ja k b y w obaw ie, żeby zapatrzone w sw ego m istrza społeczeństw o nie dostało niebezpiecznego zaw rotu głow y.

M atejko, w ed łu g słów a u to ra , pośw ięcający sztukę hi- storyozofii i ubocznym te n d e n c jo m , M atejko nieo d ezu w ający p e rsp ek ty w y pow ietrznej i w y k re śla ją c y fałszyw ie św iatło­

cień, M atejko w p ro w ad z ający chaos do kom pozycyi, M atejko w reszcie pozbaw iony przym iotów k o lo ry sty ze stanow iska dzisiejszych w y m a g a ń , je d n em słow em M atejko w św ietle k ry ty k i p. W itk iew icza w y d a je się b yć a r ty s tą , k tó ry w y ­ ra sta w p raw d zie po n a d m ierność, ale k tó ry cały swój roz­

głos zaw dzięcza głów nie w ielkim rozm iarom płócien i histo­

rycznej treści sw oich obrazów.

W yrok t a k i, w y pow iedziany z n iezw y k łą śm iałością i o d w a g ą , został n arzucony z ta k ą siłą ogółow i, że jeżeli n aw et k to ś m iał ja k ie w ątpliw ości w je g o praw om ocność, nie m iał odw agi zaprotestow ać, zw łaszcza, g d y w szyscy k r y ­ ty c y nasi w obec polem icznej ciętości p. W itk iew icza p o tra­

cili głow y, a z p u n k tu fachow ego nie umieli odeprzeć p o sta­

w ionych przezeń zarzutów .

D zięki tak iem u obrotow i rzeczy, p. W itkiew icz po zwy- cięzkiej w alce, stoczonej n a polach T a n e n b e rg a i G runw aldu

(15)

9

z siedm iom a a rty k u ła m i profesora Struw ego, strąciw szy go z tronu i rozbiw szy w puch je g o w arszaw sk ich i k ra k o w ­ skich kolegów , p an u je u nas niepodzielnie w k ró lestw ie k ry ­ ty k i, d zierżąc w ręk u nie ju ż berło, ale dogm at nieom ylności w sp raw ach ty czący ch się sztu k i. N ależy on do ty ch szczę­

śliw ych w ybrańców , k tó ry c h zasad y estety czn e n iety lk o p rz y ­ ję ły się odrazu w te o ry i, ale by ły stosow ane i w p ra k ty ce, ta k , że tw ó rca ich m iał czas z rzuconego przez siebie po­

siew u doczekać się i u pragnionego żniw a.

B iorąc w rach u b ę ten su k c e s, nie będzie to z mojej stro n y p rz e s a d ą , jeżeli pow iem , że p. W itkiew icz w y w a rł w Polsce ten sam w pływ na pojęcia o sztuce, co Jolm Bu- skin w A nglii, z tą tylko zasad n iczą ró ż n ic ą , że g d y p ie rw ­ szy oceniał w ysoko duchow ą stronę sztuki i podnosił w niej u szla ch etn ia ją cy p ie rw ia ste k p ię k n a , ta k w fo r m ie ja k i iv treści, to au to r naszej k sią ż k i za je d y n ą m iarę w artości obrazu u w aża sam ą tylko ro b o tę , o p a rtą n a pra w d z ie za­

w artych w niej kształtów .

T o też w ślad za tą różnicą poszły i w ręcz odm ienne sk u tk i, g d y bow iem działalność an g ielsk ieg o e ste ty k a p o sta­

w iła sztu k ę w je g e ojczyźnie n a nieb y w ały ch przedtem w y ­ ż y n ach , to u n a s , w P o lsc e , sztu k a ta pełza coraz więcej przy ziem i, a są tacy, k tó rz y tw ie rd z ą , że stacza się ona w przepaść, z k tó rej n ik t i nic je j nie ocali. M alarstw o pol­

skie u n ik ają ce sta ra n n ie przez cały szereg lat jak ie g o k o lw ie k głębszego przedm iotu i sk azu jące n a w ieczne w y g n an ie ze swoich gran ic w szelkie objaw y p ięk n a, zaprzepaściło w końcu i sam ą p ra w d ę , a n ajle p sz ą m ia rą je g o w arto ści są słow a p. A. K ., w łaściciela salonu arty sty czn e g o w W arszaw ie, k tó ry tw ierdzi na pod staw ie p ra k ty k i, że jeżeli daw niej sprzedaż obrazu nie n ależała do w y p ad k ó w codziennych, to publiczność przynajm niej z zapałem zw iedzała w y sta w ę , dzisiaj zaś do­

szło do tego, że n iety lk o n ik t nic nie ku p u je, ale często n a ­ w et i patrzeć na to nie chce.

(16)

W .samej rzeczy nie je s t to p rzesad ą. D aw nem i laty w szedłszy n a w y sta w ę , czułeś się w o toczeniu, w którem m ogłeś doznać m iłych, serdecznych, rodzinnych lub podnio­

słych w rażeń. B yły obrazy, które cię uniosły w niebo lub w p ra w iły w zachw yt, by ły ta k ie , k tó re w zru szy ły do głębi, b y ły inne, p rzy k tó ry c h uśm iechnąłeś się szczerze, lub w re­

szcie b y ły ta k ie , co ci staw ia ły p rze d oczy ja k ą ś w ie lk ą , k rz e p ią c ą tw ego sk o łatan eg o d u c h a , p ełn ą chw ały chw ilę z dziejów tw ojego narodu. D zisiaj, g d y w ejdziesz, c zy ch ają n a ciebie ze w szystkich ścian i z a k ą tk ó w ja k ie ś stra sz y d ła i upiory, p rz e ra ża ją c e cię sw ojem sp o jrzen iem , ja c y ś m or­

d ercy rozkoszujący się a g o n ią sw ojej ofiary, tru p y u le g ające rozkładow i, ja k ie ś śm ierci i głodom ory, tajem nice, k tóre nie n ę c ą , pokusy, k tó re o d p y c h a ją , w idm a suchotników o k o ­ ścistych piszczelach, lub w iedźm y z rozczapierzonym i ku to­

bie paznokciam i. S ą to postacie przejm u jące cię w strętem i o d ra z ą , n a w idok k tó ry ch w strz ą sa się dusza tw oja, a cała sztu k a w y d aje ci się być ja k im ś p rzy k ry m snem , tło czący m tw oją w yobraźnię z g ra ją ja w ią c y c h się podczas m aligny w i­

d ziadeł. T a k j e s t , doszliśm y do tego, że m alarstw o n asze u p raw ia w ry su n k u k a ry k a tu ry , w treści ja k ie ś chorobliw e m ajaczenia, w kolorycie bezm yślną p stro c iz n ę , a w. m iejsce k lasycznej harm onii form, ta k dokum entnie w yśw iecanej przez p. W itk iew icza ze szkół i akadem ii, bezduszne naśladow anie naiw nej, dziw acznej lub potw ornej jap o ń szczy zn y , w y k azu jące zupełne b ankructw o estetyczne ary jsk iej rasy w E uropie.

Ze w z ra s ta ją c ą bezm yślnością w w yborze przedm iotu przyszło i zaniedbanie form , w ykoszlaw iające doszczętnie o w ą p r a w d ę , k tó rą p. W itk iew icz u w aża za je d y n e k ry te - ryurn przy ocenianiu dzieł sztuki, a w y k o szlaw iające do tego sto p n ia, że nie pow ażyłbym się n aw et przypisać w pływ om au to ra „Sztuki i k r y ty k i1' ostatnich w yników naszego m a­

larstw a, g d y b y on sam w arty k u le zatytułow anym „Im pre- syonizm " nie adoptow ał tych dziw olągów , ja k o płodów zgo­

dnych z duchem je g o pojęć o sztuce.

(17)

11

Czas przeto w ielki n a progu now ego stulecia zrobić obrachunek z k sią ż k ą p. W itk iew icza i rozdzieliw szy k w ia ty od ostów, w y łączy ć z pow odzi polem icznych u ta rc z e k to, co ona w niosła dobrego do s z tu k i, g d y b y zaś z tego rozbioru w ypadło, że zaw arte w niej „C redo estety czn e11 je s t niew y- starczającem do zapew nienia rozw oju sztuce naszej, że p rz e ­ ciw nie k rę p u je ono tę sztu k ę w je j pochodzie, trzeb a nam będzie zw rócić oczy za now ym p ro ro k ie m , a g d y b y zab ra­

kło go w ojczyźnie, obejrzeć się za nim po św iecie, jeżeli bowiem bez w sty d u żyw im y się zm anierow anem i form am i Japonii, to tem śm ielej i zaszczytniej m ożem y poszukać u narodów cyw ilizow anej E u ro p y ożyw czego ź ró d ła , z które- goby p o p ły n ął o d ra d z a ją c y strum ień now ego ż y c ia , z a k re ­ ślającego sztuce polskiej szersze i podnioślejsze granice.

P o d ejm u jąc zadanie p rzep ro w ad zen ia ta k ie g o o b rach u n ­ k u , nie czynię tego z próżnej chęci w y w o łan ia nowej pole­

m iki z p. W itk iew iczem , w iem bow iem dobrze, że je s t on na tem polu niepokonanym sze rm ierzem , i w iem rów nież także, że w polem ice zaw sze ten m a ra c y ę , co się odzyw a o s ta tn i, j a p ra g n ę je d y n ie t o , co po w iem , oddać pod sąd ogółu, trz y m a ją c się starego p rz e są d u : V ox p o p u li, vo x D ei, bo w iem z d o św ia d c z e n ia , że publiczność id ą c za zdrow ym rozsądkiem i in sty n k tem , trafniej nieraz oceniła dan e dzieło sztuki od w szystkich razem w ziętych k ry ty k ó w .

Ale być może, że ta p ra ca m oja pozostanie i‘ dla społe­

czeństw a echem w ołającego n a puszczy, ośw iadczam przeto z góry, że i w tak im w y p a d k u um rę śm ie rcią n a tu ra ln ą , ale um rę spokojnie, bo spełnię ciążący mi n a sercu obo­

w iązek w ypow iedzenia p ra w d y z m iłości d la sztu k i pol­

skiej, k tó rą p rag n ąłb y m w idzieć w k rólew skich szatach p ię ­ k na ch o d ząc ą, a nie w łachm anach ż e b ra k a lub strzęp ach obłąkańca.

Z astrzeg am się rów nież p rzed p rzy p u szczen iem , ja k o ­ bym tę sp raw ę p o d ją ł w celu reh ab ilito w a n ia p ra c nieśm ier­

telnej pam ięci J a n a M atejki wobec zarzutów p. W itkiew icza,

(18)

gdyż je ste m silnie przekonany, że dzieła geniuszu sam e zwy- cięzko w obec w szelkiej k ry ty k i się o sto ją , g d y się je d n a k ta k rzeczy złożyły, że p. W itkiew icz całe sw oje w yznanie w iary o sztuce p ostaw ił i w ypow iedział p rzy obrazach Ma­

te jk i, w ięc i j a oceniając w arto ść zaw arty ch w niem do­

g m a tó w , n a tem tle om aw iać je m u szę, a zatem i sto­

sunku ich do arty sty czn ej działalności M atejki d o tk n ąć j e ­ stem zniewolony.

(19)

CZĘŚĆ PIERWSZA.

*

Duchowa strona malarstwa.

T R E Ś Ć .

(20)
(21)

Istotna zasługa p. W itkiewicza w zakresie krytyki. — W alka z teore­

tykami w krytyce otwiera pole jego zdolnościom polemicznym. — Za­

ciekłość w starciu z prof. Struvern nie wycłiodzi na korzyść stworzonej przez autora teoryi o malarstwie. — Credo malarskie p. Witkiewicza wsparte na biegunach postępu i pozytywizmu. — Burzenie starych oł­

tarzy. — Stanowisko autora wobec treści w malarstwie. -- Umiejętność wypowiadania środkami malarskimi stanów psychicznych w obrazie za- poinocą wyrazu stanowi koronę trudności malarskich. — Tylko ś<isła łączność treści z formą może być jedynie podstawą wszechstronnej krytyki. — Przykłady na dziełach sztuki. — Podział malarstwa na ro­

dzaje. — Malarstwo religijne i historyczne stanowią najwyższy wyraz twórczości, wydobytej pracą wyobraźni. — Styl religijny i history­

czny. — Prawidła wymagania i warunki tego ostatniego. — Ciasnota krytyki, opartej wyłącznie n a ‘wartości samej formy w sztuce i poe- zyi. •— Bezmyśluość sądów opartych na takiej krytyce w zakresie ma­

larstwa, muzyki i poezyi. — Twórczość Adama Mickiewicza w świetle pomienionej krytyki według własnych słów autora. — Prostota w pra­

wdzie zepchnięta do znaczenia prostactwa, szczyty jej doskonałości w pojęciu autora i najwyższy ta k pojętej prawdy ideał. — Szlachec­

two duszy jnoże być wyrażone w malarstwie jedynie w szacie odpo­

wiednio uszlachetnionych form. — Bajka o kwaśnych winogronach odznacza się nietylko prawidłowym rymem, ale i wysoką prawdą w treści. — Epokowe odkrycia autora przy pomocy momentalnych fo­

tografii. — Nieczułość p. W itkiewicza na estetyczną stronę bogactwa form i barw kipiącej życiem i fantazyą przeszłości i obojętność jego na ten znamienny rys talentu Matejki. — Wyobraźnia na przyprzążce. — Co wolno malarzowi, nie wolno krytykowi. — Psychologia śmiechu. — Stanowisko p. Witkiewicza wobec malarstwa historycznego. — Nie­

uctwo Francuzów- jako miara artystycznej wartości Matejkowskiego obrazu „R ejtan11. — Sztuka jako życie, którego je st odzwierciedleniem, posiada w'łasne, domowe ognisko i obce sobie światy. — Treść nie traci swego znaczenia w obrazie dlatego, że jej ktoś nie zna lub nie

(22)

rozumie. — Tylko w związku poznanej treści z formą mężna wyrobić istotny sąd o wartości dzieła sztuki. — Francuzi nie znający treści obrazu nie mogli ocenić i artystycznej jego wartości. — Stara zasada, określająca piękną treść w pięknej formie mianem najwyższej do­

skonałości, będzie zawsze najwznioślejszym dogmatem w estetyce. — Niezrozumiałość treści nie je st wyłączną właściwością obrazów histo­

rycznych. — „Gra w Mora“ Aleksandra Gierymskiego, „Kolędnicy",

„Dożynki11. — Naciągane przykłady autora niezrozumiałej treści w obra­

zach historycznych. — Karliński na murach Olsztyna. — Obrona Trem­

bowli. — Zaprzeczenie wszelkiego wpływu treści obrazu na jego wy­

konanie. — W ysokie znaczenie „głębszej treści11 w malarstwie wbrew twierdzeniu autora. — Wpływ treści na rozwój form, zapomocą któ­

rych ona się wyraża. — Przykłady tego wpływu wykazane na działal­

ności artystycznej Matejki. — Niewzruszona zasada autora co do treści wychodzi na prosty frazes. — Moje zapatrywania na znaczenie malarstwa rodzajowego, krajobrazowego i portretowego. — Ruskin i krzewiony przez niego kult piękna jako środek wychowawczy i zbawienne sku­

tki, jakie by mógł przynieść młodemu pokoleniu. — Trzy pierwiastki twórczości ludzkiej w malarstwie. -- Zdolność wypowiadania ludzkich uczuć i myśli otworzyła sztuce rozleglejsze w nieskończoność widno­

kręgi. — Stanowisko Gustawa Courbeta podczas komuny paryskiej w stosunku do utworów sztuki, idących w pomienionym wyżej kie­

runku. — Pojęcie prawdy ja k i pojęcie piękna są zarówno uczuciami subjektywnemi, na punkcie których jednak ludzie zrozumieć i odczuć się mogą. — Przykłady i dowody na potwierdzenie tej prawdy. — Doskonałość kształtów oceniamy nietylko bezpośredniem porównaniem ich z naturą, ale uczuciem i wyobraźnią. — Dowody tego pewnika, zaczerpnięte z polemicznych artykułów autora „Sztuki i krytyki". — Istota piękna i stosunek jej do prawdy. — Przewodnią ideą zasad autora „Sztuki i krytyki" je st dążność do zniesienia wszelkiej hierar­

chii w sztuce i wyzwolenie jej z pod władzy wszelkich prawideł i wy­

magań estetycznych. — Znamienny rys dzisiejszych dążeń w tym duchu na wszystkich polach i we wszystkich kierunkach. — Zupełna racya p. Witkiewicza w sporze 2 prof. Struvem na punkcie te o rii tego osta­

tniego o symbolice linii i barw, z wyjątkiem wyszydzonej opinii o za­

letach kolorystycznych Matejki. — Dowód mylnego zupełnie sądu au­

tora „Sztuki i krytyki" na tym ostatnim punkcie, przeprowadzony na mocy jego własnych słów, wypowiedzianych w artykule o Chełmoń­

skim. — Harmonia barw, światłocień i perspektywa powietrzna są to środki artystyczne, w których doskonałość jednego je st niezależną od doskonałości pozostałych. — Nierówność władania malarskimi środ­

kami u artystów wszystkich krajów i czasów, i wypływająca z tej nie-

(23)

17

rówruści indywidualna istota każdego talentu. — Uzasadnienie tego pewnika poparte przykładam i na dziełach mistrzów. — Porównanie brylantu z talentem malarskim. — Zupełna słuszność opinii prof. Stru- vego o wysokich przymiotach kolorystycznych Matejki. — Słówko o

„Dobru“ w malarstwie i literaturze.

R ze teln ą za słu g ą p. W itk iew icza pozostanie zaw sze ten ‘ fakt niezaprzeczony, że on pierw szy, stw orzyw szy zrozum iałą mowę w zak resie sztuki, zad ał stanow czą k lę sk ę owej zaw i­

łej, bałam utnej lub pom patycznej frazeologii, ja k a panow ała na szpaltach naszy ch dzienników i ty g o d n ik ó w w sp raw o zd a­

niach z działu sztuki. S p raw o zd an ia te, m ające p ośredniczyć m iędzy arty sta m i a p u b liczn o ścią, n ietylko że niczego nie objaśniały, że nie budziły zam iłow ania do sztuki, ale p rzeci­

w nie w nosiły nieraz ta k i zam ęt pojęć, w śród k tó ry ch odna­

lezienie zdrow ego sensu należało do rzęd u niepodobieństw . P am iętam ja k cz y ta ją c te utw o ry naszych estety k ó w , burzyliśm y się n ieraz w naszem k ó łku m alarskiem , lub b ra ­ liśm y się od śm iechu za boki i w te d y to ju ż p o w staw ał czę­

sto zam iar w y ła p a n ia ty c h frazesów i zestaw ien ia obok sie­

bie w celu zrobienia z nich hum orystycznej m ozajki, zam iar ten je d n a k o d k ła d a n y z dnia na dzień nie w ychodził po za obręb d obrych chęci,- a pierw szy, “k tó ry p o d ją ł ten tru d i to zadanie, a b y go w czyn zam ienić, b y ł p. W itkiew icz.

Jem u też dziś zaw dzięczam y, że najnow si n asi estetycy, prag n ący po zdobyciu w iedzy teo rety czn ej pisać o sztuce, badają j ą u sam ego źródła, p rzesiad u jąc w praco w n iach m a­

larzy, gdzie bezpośrednio w ta jem n iczają się w je j a rk a n a i uczą oceniać w arto ść ta k ic h czynników , ja k ry su n ek , b a r­

wa, św iatłocień, p e rsp e k ty w a lub sam a kom pozycya.

G dy p. W itk iew icz rozpoczął p ra c ę w tym k ieru n k u , berło k ry ty k i w W arszaw ie d zierży ł prof. H en ry k Struve.

Już sam stopień n au k o w y d o k to ra filozofii i stanow isko p ro ­ fesora tego przedm iotu n a u n iw ersy tecie d a w a ły p. S truvem u przewagę n a d re sz tą je g o kolegów , a sam fak t tylko, że ra ­ czył on z tej w ysokości p isać o sztuce, otaczał go odrazu

.S tan isław W itk ie w ic z j a k o k r y ty k . 2

(24)

nim bem pow agi, n ad ającej je g o słowom znaczenie w yroczni.

Ł a tw ą przeto do zrozum ienia będ zie rz e c z ą , że g d y p. W it­

kiew icz rozpoczął w alk ę z ow ym legionem estetów , ze szcze­

góln iejszą p a sy ą zw rócił się k u ich w odzow i, osoba je g o bow iem n astręczała n ajszersze pole do popisu zdolnościom polem icznym autora, a odniesione n ad nim zw ycięztw o obie­

cyw ało n ajw ię k sz ą chw ałę i rozgłos m iędzy publicznością.

U d erzy ł też p. W itk iew icz n a prof. Struyego z ow ą ta k do­

b rze sch a ra k te ry zo w a n ą przez siebie zaciekłością rudego szczura, k tó ry p ra g n ie w y g ry źć czarnego, ale zaciekłość ta nie w y p a d ła na k o rzy ść stw orzonej przez p. W itk iew icza teo ry i o m alarstw ie, g d y ż czuć to w yraźnie, że ta o statn ia w y p ły n ę ła w ięcej z chęci unicestw ienia przeciw nika, aniżeli z p rzek o n an ia o p artego na spokojnem i w szechstronnem roz­

p atrzen iu się w całym szeregu faktów , ja k ic h nam d o sta r­

cza h isto ry a sztuki.

Z a casus belli w tem starciu posłużył rów nież w ojen­

nej treści obraz M a te jk i, p rz e d sta w ia jąc y b itw ę pod G run­

w a ld e m , a za oręż p rzeciw m glistym w ed łu g słów au to ra poglądom idealno - realnej filozofii prof. S truvego m iały w y ­ starczy ć tw a rd e arg u m e n ta trzeźw ego pozytyw izm u.

G dyby p. W itkiew icz b y ł o g ran iczy ł się n a w y k azan iu prof. Struvęm u bezzasadności ta k ic h je g o teoryj, ja k „sym ­ b o lik a lin ij“ i „sym bolika b a rw “ i n a w y k azan iu b ra k u zdro­

w ego sensu w n aciąg an em stosow aniu ich do obrazu M atejki, s k u te k b y łb y o siąg n ięty , a zw ycięztw o zupełnem . Ale p. W it­

kiew iczow i nie w y sta rc z a ło , że w sp o tk an iu tem w ysadzi sw ego p rzeciw n ik a z siodła, on z a p ałał ż ą d z ą p o rąb an ia go n a sztuki, w sk u te k czego rozm achaw szy się bez m iary, ciął w praw o i w lew o, i w śród tej rą b a n in y nie spostrzegł, że zam iast prof. S truvego, pokaleczył w iele p ra w d , k tó re k a ­ żdego k ry ty k a obow iązyw ać m uszą po w szy stk ie czasy, j e ­ żeli są d je g o o dziełach sztu k i m a b yć w szechstronny i w y ­ czerpujący.

(25)

19

Całe credo m alarsk ie p. W itk iew icza w spiera się na dwóch biegunach, z któ ry cli jed n em u n a im ię p o stę p , a d ru ­ giemu p o zy ty w izm . O ile pierw szy m oże być cnotą w au to ­ rze, o tyle d ru g i m niej trafia do p rz e k o n a n ia , pozytyw izm bowiem je s t to potęga, k tó ra może o d d a ć nieobliczone usługi na polu n au k p rz yrodniczych, w m edycynie, anatom ii, eko­

nomii lub polityce, jed n em słow em w dziedzinie m ateryal- nych dóbr ludzkich, ale z c h w ilą , g d y w k ra c z a w duchow ą sferę człow ieka, robi mi w rażenie słonia o p rzy p raw n ej p a ­ rze gołębich s k rz y d e ł, n a k tó ry ch ch ciałby się on w znieść w powietrze. S ła b ą stro n ą pozytyw izm u pozostanie zaw sze ta okoliczność, że on duszę lu d z k ą chce — m ów iąc po p ro ­ s t u —-pochw ycić ca łą g a rśc ią za c z u p ry n ę , nie zd a jąc sobie spraw y z tego, że dusza je s t to rzeczow nik um ysłow y.

W yszedłszy raz z ta k obranego stanow iska, p. W itk ie­

wicz zaczyna od bu rzen ia stary ch o łtarzy . K ilofem w czoło dostają zatem w pierw szej linii „ P ię k n o ££, „D obro“ i „P ra- w da“, ja k o zużyte g ra ty , k tó ry m a u to r ra c z y w p raw dzie przyznać pew ne z a s łu g i, ale k tó re ze stan o w isk a p o zy ty w i­

zmu m ają tę sam ą w ad ę co i dusza ludzka, to je s t nie d a ­ dzą się złapać za sk rzy d ła.

U trąciw szy te trzy cnoty estetyczne, autor „S ztuki i kry - ty k i“ zabiera się do w y k arcz o w an ia i re sz ty przesądów , rz ą ­ dzących dotychczas s z tu k ą , a za b ie ra się do tej roboty z tem większym zapałem , że otw iera mu ona szerokie pole do za­

przeczenia w szystkiego, co p o w iedział je g o przeciw nik.

Ponieważ prof. S truve w idzi p rzed ew szy stk iem w o b ra ­ zie przedm iot, b a jk ę , a n eg d o tę, n ie u m iejąc ocenić w y k o n a ­ nia w zakresie form y, w ięc p. W itk iew icz p o p ad a w d ru g ą ostateczność i usuw a treść' obrazu z pod oceny k ry ty k i, bio­

rąc jedynie d oskonałość fo r m za m iarę je g o w artości.

Autor „S ztuki i k r y ty k i“ w tej gorączce polem icznej nie miał czasu pom yśleć ani na c h w ilę , że w k ry ty c e obrazu przedmiot nie da się odłączyć od je g o w y k o n an ia t a k , ja k nie da się oddzielić sk ó ra od g rzb ietu ludzkiego lub zw ie­

2*

(26)

rzęcego organizm u bez zad an ia mu w ielkiego szw anku n a zdrow iu, lub sprow adzenia je g o śm ierci. K ażd y , cboćby n a j­

d rob n iejszy u tw ó r sztuki' m alarskiej, zasłu g u jący na uw ag ę k ry ty k a , p o sia d a ja k iś przedm iot, k tó ry z a ją ł sw oją treścią a rty s tę i w y w o łał w nim chęć pośw ięcenia tem u przedm io­

tow i pew nej sum y p racy w spartej talentem i zdolnościam i m alującego. Czy to będ zie odtw orzenie ja k ie jś chw ili w n a ­ turze, czy pochw ycenie pew nego ty p u ludzkiego lub zw ie­

rzęcego, czy n a w e t studyum ja k ie g o ś k rz a c z k a lub łopianu pod płotem , stareg o g a rn k a lub w iązk i słom y, przedm iot ten nie może m ieć dw óch znaczeń i ja k o ta k i m usi być w zięty p rzed ew szy stk iem pod u w ag ę przez k ry ty k a , m ającego oce­

nić w arto ść je g o w ykonania.

Muszę p rzed ew szy stk im w iedzieć i określić „co“, aże­

bym m ógł pow iedzieć ,.ja k “ je s t nam alow ane.

Cóż dopiero g d y treść obrazu je s t je d n ą z natchnio­

nych pieśni d an tejsk ieg o r a ju , w zruszającym do głębi d ra ­ m a te m , lub potężnym rapsodem epopei narodow ej, w k tó ­ ry ch przedm iot stan o w ią ug ru p o w an e z a rty sty c z n ą p ra w d ą lu d zk ie postacie, w y ra ż a ją c e g r ą rysów i rucham i figur ró­

żnorodne sta n y p sy c h ic zn e , b ęd ące „koroną“ w szelkich tru ­ dności d la m alarza, stanow iące „ najw yższe m,istrzostwo“ jeg o ręk i. M iałażby k ry ty k a zatrzy m ać się w swojej niem ocy na progu tej duchow ej działalności a rty sty i zrzec się p raw a w yro k o w an ia w sferze n ajw y ższy ch zdobyczy, ja k ie m i może poszczycić się sztu k a ch rześcijań sk a i now oczesna, a poprze­

stać n a ocenieniu je d y n ie przym iotów k o lo ry sty czn y ch m ala­

rza, praw idłow ości w ykreślonego przezeń św iatłocienia i p e r­

sp ek ty w y , to je s t p oprzestać n a ocenieniu sam ych środków , za pom ocą k tó ry c h m alarz w y ra ż a sw oje m yśli i u czu cia?

N iepodobna zgodzić się n a to, bo n aw et k ry ty k a pozy­

ty w n a , w y k lu c z a ją ca katechizm ow e pojęcie o duszy, musi w ziąść w rach u b ę organiczne życie o b ra z u , w y p ły w ające z je g o p rz e d m io tu , na k tó ry s k ła d a ją się w szy stk ie środki i czynniki, ja k im i m alarz rozporządza.

(27)

T ylko w ścisłem złą czen iu treści z f o r m ą i to równo czesnym ich rozbiorze, może k r y ty k a w y d a ć ja s n y i wszech­

stronny są d o danem dziele s z tu k i, a p. W itkiew icz pośw ię­

cający w starciu z prof. Struvem ty le czasu, p ap ieru i a tra ­ mentu w spraw ie w yzw olenia k ry ty k i od obow iązku liczenia się z przedm iotem i usiłujący z ta k ą w y trw ało ścią w y łu sk ać ten przedm iot z je g o zew nętrznej p o w ło k i, przypom ina mi owego m yśliw ego z w esołycli opow iadań, k tó ry w b rak u kuli użył za nabój ć w ie k a , a przygw oździw szy celnym strzałem wilka za ogon do sosny, ta k długo o k ład ał go harapem , póki zrozpaczone w ilczysko nie w yskoczyło ze skóry.

F orm a nie d a się ocenić poza tre ś c ią , a stosunek po­

m iędzy niem i zachodzi ta k i, że form a w a ru n k u je w artość dzieła sztuki a treść ożyw ia j ą lub p o d n o si w a g ą sw ego znaczenia.

D la przek o n an ia się o praw d zie nierozłączności p rzed ­ miotu od je g o w y k o n a n ia w sferze k ry ty k i i w pływ u treści na obraz użyjm y p rzy k ła d u .

W eźm y ta k i obraz ja k „M ęczennica" D elarochea. Kto go raz w życiu w id z ia ł, kto go poznał choćby ty lk o z do­

brego sztychu lub fotografii, ten w ie ja k i urok rzuca on na patrzącego i ja k ie n ie z a ta rte w rażenie zostaw ia mu w duszy.

Staw iam to dzieło w pam ięci tych, co go z n a ją , i p y tam się teraz, czy ten m elancholiczny nastrój obrazu, czy ta poezya w iejąca z anielskiej p o sta ci, unoszonej na fali w ód m ęczen­

nicy, z ak w ita ją c a b ia łą lilią n iebiańskiego w y razu n a jej twarzy, rodząc się z treści, nie podnoszą w w ysokim stopniu artystycznej w artości dzieła, i czy ta w artość może b yć oce­

nioną przez este ty k a je d y n ie na podstaw ie k ry ty czn ie rozpa­

trzonego św iatłocienia i p ra w d y w kolorycie i k sz ta łc ie ? D rugi p rz y k ła d jeszcze w ym ow niejszy stanow ią g e ­ nialne utw ory naszego nieodżałow anego A rtu ra G rottgera.

Obejmując m y ślą w szystko, co ten a rty s ta stw orzył, staw iam również p y tan ie, czy ta p o tę g a je g o ducha, k tó ra rw a ła za sobą tłum y w k ra ju i za g ra n ic ą , czy ta g łęb ia uczucia,

(28)

n y 1' p rzem aw ia n ietylko do sw o ich , ale i do całego św iata m istrzow skim w yrazem tw arzy , lub sam ą tylko p o sta w ą k re ­ ślonych przez siebie postaci, czy ten czarodziejski d a r g ra n ia n a strunach ludzkiej duszy, czy te w sz y stk ie przym ioty, w y ­ p ły w a jące z treści utw orów nie stan o w ią niczego o a rty ­ stycznej ich w artości i czy może k ry ty k a bez podniesienia przedm iotu ocenić je i w y razić, -m ierząc te arc y d z ie ła je d y ­ nie praw em św iatło cien ia, lub p o praw nością ry s u n k u , cią­

gnionego w d o d atk u ta k lekcew ażonym przez p. W itk iew i­

cza k o n tu re m ?

C h arak tery sty czn y m też rysem pozostanie ta okoliczność, że p. W itkiew icz, k tó ry o w ielu p odrzędnych talen tach dość obszernie p is a ł, o G ro ttg erze nie m iał nic do pow iedzenia, a w całej jeg o ksią żce raz ty lk o w spisie naw iasow o w spo­

m nianych m alarzy, nazw isko tego a rty sty figuruje.

N iepotrzebnie rów nież tyle k rw i nap su ł p. W itk iew i­

czowi ów podział m a larstw a n a re lig ijn e, historyczne, histo­

ryczno - rodzajow e , p o rtretow e, b atalijn e, rodzajow e, sielan­

kow e, krajobrazow e, a choćby i hum orystyczne, podział ten bow iem , by leb y się go k r y ty k nie trzy m ał j a k p ijan y płotu, nie je s t ani ta k n ied o rzeczn y m , ani ta k b ezzasad n y m , a z p unktu p o zy ty w n eg o n a w et w zięty m a pew n ą stronę p ra ­ k ty c z n ą , u ła tw ia bow iem staty sty cz n e zarejestro w an ie ty lu różnorodnych objaw ów i k ieru n k ó w w m a larstw ie, d a ją c tą d ro g ą m ożność w y cią g an ia ogólnych w niosków . J e d y n y za­

rzut, ja k i autor może pom ienionem u podziałow i uczynić, to ch y b a te n , że należy 011 do rzeczy niem odnych, ale z tego stan o w isk a w ychodząc p o w innyby p. W itk iew icza g n iew ać i liczne działy w poezyi, począw szy od epopei, a sk ończyw ­ szy n a saty rze, a w m uzyce od symfonii, aż do galo p ad y .

P rof. S truve nie popełnił rów nież g rzechu śm iertelnego, k ła d ą c n a najw yższem m iejscu m alarstw o relig ijn e i histo­

ryczne, bo po pierw sze, d z ia ła ją c y w tej sferze arty śc i m u­

szą po za obrębem ta len tu i rozległych studyów m alarskich

(29)

o całe niebo w ięcej w iedzieć um ysłow o od ty c h , co m alu ją cielęta, b aran y , lub choćby n a w e t k a rc z m y w otoczeniu g a ­ piów i żeb rzących w łóczęgów , a po d rugie, że m alarstw o religijne i h isto ry czn e tw o rzą osobne św iaty , k tó ry ch a rty sta w rzeczyw istości w idzieć nie może, m usi przeto 'przew yższać 0 wiele w yo b ra źn ią kolegów u p ra w ia ją c y ch inne g ałęzie m a­

la rstw a , m u si, je że li chce stw orzyć coś z natch n ień re lig ij­

nych, lub odtw orzyć ja k i w y p a d e k dziejow y n a płótnie, w y ­ ła d o w a ć m ów iąc p o zy ty w n ie — w ię k sz ą ilość tej w y o ­ braźni i silniejsze w yw ołać takow ej napięcie.

P a n W itkiew icz tw ierd zi w p ra w d z ie , że a rty s ta tw o­

rząc n aw et ta k fan ta z y jn ą i o d e rw a n ą postać ja k anioł, u ra ­ bia j ą z form istn iejący ch w rz e c z y w isto śc i, to je s t p rzy ­ p raw ia p tasie sk rz y d ła ludzkiej p o sta c i, ale że ta m anipu- lacya nie należy do ła tw y c h , d o starcza nam dow odu sam autor, k ry ty k u ją c ta k ostro p o stać arch an io ła w „Jo a n n ie d’ A rc“ M atejki.

W yłączyw szy z d y sk u sy i ta k ie określenie ja k „ ta je ­ mnicza treść h isto ry i“, tru d n o bowiem zrozum ieć, co prof.

Struve chciał przez nie pow iedzieć, niepodobna znow u w y­

trącać m u z rę k i tak ieg o w y rażen ia, ja k . „sty l h isto ry czn y ".

M alarstw o ja k o je d n a ze sztu k p ięk n y ch m a te sam e praw a, co i jej siostry do p o siad a n ia stylów w sw ojem p a ń ­ stwie. J a k styl re lig ijn y stanow i ogólną cechę m alarskich natchnień, w y p ły w a ją c y c h z duch a ludzkiej w iary , cechę w yróżniającą je nieb iań sk im nastrojem od ziem skich sp raw 1 rzeczy, ta k i styl histo ry czn y nie je s t w ym ysłem teo re ty ­ cznym , lecz w łaściw ością w y p ły w a ją c ą z u stro ju kom pozy- cyi, opartej n a zasadzie pew nych p raw id eł, w aru n k ó w i w y ­ magań, k tó re nie k rę p u ją c sam odzielności m alarsk iej a rty sty obowiązują go i m usi on się do nich stosow ać, je ż e li chce stworzyć dzieło doskonałe w tym zakresie.

Do rz ęd u tych p raw id eł, w y m ag ań i w aru n k ó w n a le ż ą :

1 . P o d n io sła , niepow szednia treść obrazu, z a m y k a ją ca

w sobie w ielki w y p ad ek , u ro czy stą c h w ilę , d ra m aty czn ą siłę

(30)

czynu lub trag iczn e zrządzenie przeznaczenia, d a ją c a sposo­

bność odtw orzenia różnorodnych stanów psychicznych, u w y ­ d a tn ia ją c y ch stanow isko zaw arty ch w obrazie postaci w sto­

sunku do przedstaw ionego w y p a d k u i o tw ierająca pole roz­

w inięciu całego b o g actw a form i szczegółów .

2. Posągowa p o w a g a w u k ład zie tak poszczególnych figur ja k i w u g ru p o w a n iu , w iążącem je w a rty sty c z n ą c a­

łość, n a d a ją c a obrazow i znaczenie pom nikow e w sztuce.

3. P ra w d a d ziejow a, p o leg ają ca n a znajom ości p rz e d ­ staw ionej epoki i na um iejętności u w y d atn ien ia c h a ra k te ry ­ stycznych jej rysów zapom ocą zew nętrznych fo rm , w y ra ż a ­ ją c y c h się w stroju, ubiorze, uzbrojeniu, n arzęd ziach , sp rzę­

tach, a rc h itek tu rze i calem otoczeniu.

4. P iękn o odczute i w ydobyte siłą w yobraźni z ducha i c h a ra k te ru epoki, narodow ości i ra sy n a podstaioie docho­

w anych z a b y tk ó w , a u w ydatnione w posągow ej postaw ie i typow ym ruchu bohaterów obrazu, k tó rzy sam ym zarysem sw oim pow inni budzić podziw w um yśle w idza.

5. W y ra zisto ść k szta łtó w i potęga barw, w y k lu czające w szelką szkicow ość i pobieżność.

Oto są znam iona sty lu historycznego, cechujące w ielkie d z ie ła w ed łu g dzisiejszych w y m a g a ń , a stanow iące w a rty ­ stycznej tw órczości M atejki pierw szorzędne przym ioty, k tó re on posiadał n ietylko w stopniu bardzo w ysokim , ale n ajw y ż­

szym m iędzy w spółczesnym i.

Ale przym ioty te dla p. W itk iew icza b ę d ą zapew ne bez znaczenia, g dyż w je g o oczach śm ierć S tefana C zarneckiego nie może się niczem różnić od śm ierci szew ca w małern m ia ste c z k u , w ilk ro z d zierający b a ra u a będzie m iał tężsam ą w artość, co Sobieski pod W ie d n ie m , a P aw eł i G aw eł sta- czający zaciętą bójkę o p o siad a n ie stareg o siennika, zajm ują- tożsam o stanow isko, co b itw a pod G ru n w ald em , poniew aż ' w szystko to w ed łu g au to ra p o d leg a jed n y m praw om św ia ­ tło c ien ia , p e rsp e k ty w y i harm onii barw , co przetłum aczone na m uzykę w ypadnie, że oratoryum i p o lk a trem b lan t, sy m ­

(31)

25

fonia i kołomyj ka, so n ata i byczek, b ę d ą m iały ró w n ą w a r­

tość, bo p o d leg ają tym sam ym praw om rytm u, ta k tu , h a r­

monii i k o n trap u n k tu .

Do ja k ie g o w y n ik u prow adzi ta zasad a w zastosow a­

niu do p o ezy i, nie potrzebujem y w swej duszy dośpiew y- wać, sarn p. W itkiew icz bowiem oszczędza nam tego tru d u i dokładnie w tym w zględzie objaśnia. O ceuiając w ielkość Adama M ickiew icza doskonałością w iersza, a w ięc w a rto ścią rytmu, rym u i ś re d n ió w k i, a potężne i w ielkoduszne p o sta­

cie jego bohaterów zew n ętrzn ą sy lw etą ty p u , zap ew n ia nas autor „Sztuki i k r y ty k i11 n a str. 26., że „K o n rad W a lle n ro d 11 ani na w łosek nie je s t w ięk szy od „Sonetów k ry m sk ic h 11, a biorąc za p rz y k ła d „ P a n a T a d e u sz a 11, tw ie rd zi w dalszym ciągu, że począw szy „od N a p o leo n a, k tó ry la ta od puszcz Libijskich do A lpów podniebnych, skończyw szy n a W ieprzu, który m arudzi z ty łu i snopy zboża k ra d n ie i n a zapas chwyta11, są to tem aty bardzo rozm aite i z p u n k tu „tenden- cyi ubocznych11 m ające bardzo różną w arto ść a rty s ty c z n ą ? ! w istocie zaś zupełnie sobie rów ne, g dyż w szy stk ie noszą na sobie te sam e cechy geniuszu poetyckiego.

Pan W itkiew icz w u tw o rach geniuszu nie przypuszcza żadnego stopniow ania, ani form, ani m yśli, ani w yobraźni, ani pomysłu. —■ Oto do czego prow adzi k ry ty k a , oceniająca wyłącznie sam ą form ę w dziełach sztu k i i poezyi.

Rozbierając w dalszym cią g u d ro g ą ta k pojętej k ry ty k i to największe arcydzieło w naszej lite ra tu rz e , p rzy jd ziem y do przekonania, że „Sokół i K u sy 11, g o n iący sz a ra k a pod lasem, są to typy, m ające tęż sa m ą w artość a rty s ty c z n ą , co

„Gerwazy, o p o w iadający dzieje za m k u 11, lub „R obak, spow ia­

dający się z tra g e d y i sw ego ż y c ia 11, a „głupi nied ź w ied ź11, który zwabiony w onnością p asiek i, czy zielonością owsa, w y ­ lazł z m ateczn ik a, będzie ze w zględu n a prostotę opisu po­

stacią doskonalszą od „k o n certu jąceg o J a n k la 11, k tó reg o g ra zamyka się w opisie w ed łu g p. W itk iew icza ju ż nieco sztu ­ cznym i naciąganym .

(32)

N a c ią g a n ą nieco będzie zapew ne dla p. W itk iew icza rozm ow a S ędziego z R obakiem , k tó rzy ra d z ą o losach k ra ju wobec zbliżającej się w ojny, n a c ią g a n ą sam a spow iedź Ro­

b ak a, naciąganem i owe przeczucia, a później radości i n a ­ dzieje, ja k ie o g a rn ę ły L itw inów n a w idok w ojsk polskich, p rz y b y w a jąc y ch z arm ią N ap o leo n a, naciąg an em będzie to w szystko, bo z całej k sią ż k i p. W itk ie w icza p rzeziera je d n a m yśl przew odnia, że ostatnim w y razem doskonałości w sztuce je s t ow a ocalona ja k im ś cudem z pogrom u przesąd ó w este­

tycznych p raw d a, zam k n ię ta w g ran icach m istrzow stw a zło­

żonego w różowej karczm ie o niebieskim szyldzie z żółtem i literam i M aksa G ierym skiego, w żydow skich trą b k a c h n ad W is łą , je g o b ra ta A le k s a n d ra , i w prostocie pow ożących czw órkam i B artk ó w i H aw ry łó w C hełm ońskiego.

Oto są szczyty d o sk o n ało ści, nie podleg ające żadnym zarzutom , o k tó re o p arty p. W itkiew icz, w y ro k u je o M atejce i sztuce, a k tó ry ch alfą i om egą je s t w iern e n aśladow anie n a­

tu ry i od tw arzan ie życia w najpow szed n iejszy cb je g o objaw ach.

Ł a tw ą do zrozum ienia będzie dla nas ju ż teraz rz e c z ą , że z tego p u n k tu w idzenia styl historyczny p rz ed staw ia się p. W itkiew iczow i ja k o chim era, w y ra d z a ją ca konw encyonal- ność form w naturze, p ro w ad ząca do m an iery w p rzed staw ie­

niu p raw d y , k tó ra w e d łu g a u to ra w te d y dopiero je s t sz c z e rą, g d y k ró l o k ry ty p u rp u rą porusza się ze sw obodą w iejsk ieg o w oźnicy, a Ż ó łk iew sk i pod C ecora opłak u je k ie sk ę polskiego ry c e rstw a w ten sam sposób, ja k chłop zdechłego wołu, to je s t m acha rękam i, ch w y ta się za głow ę i otw orzyw szy sze­

roko usta, zaw odzi w nieboglosy.

Pod n o sząc do znaczenia dogm atu ow ą p rostotę w p ra ­ w dzie, a u p a tru ją c pozę i m anierę w e w sz y stk im , co w y­

b ieg a ponad poziom p ro stactw a, m oglibyśm y w końcu dojść z p. W itk ie w ic z e m ' do tego re z u lta tu , że najw yższym id ea­

łem ta k pojętej i w ysw obodzonej z w szelkiego konw enansu p raw d y , b yłby d zik i m urzyn, o g ry z ają cy pieczone udo zadu­

szonego przez siebie m isyonarza.

(33)

P a n W itk iew icz z poza m iedzy swoich pojęć d em o k ra­

tycznych o sztuce nie przeczu w a naw et, że je s t szlachectw o duszy, o d b ijające się prom iennym blaskiem w y razu n a tw a ­ rzy ludzkiej, a d ając e się w y razić po m alarsk u w szacie od­

powiednio w yszlachetnionych form — i p a n W itkiew icz n ie zgodzi się pew nie n a to, że ta k ie form y, za pom ocą k tó ry ch można odtw orzyć z pow odzeniem K aśk ę k o p ią c ą r z e p ę , okażą się zupełnie niew y starc zają cem i do nam alo w an ia Ma- tejkow skiego „W ern y h o ry ", G ro ttg ero w sk ieg o chłopa, p rz y ­ sięgającego n a w ierność sz ta n d a ro w i, lub choćby ta k szla­

chetnie pojętej piękności, j a k „ P ra w d a " L efeubrea, lub „Ve- nus“ C abanela.

Jeżeli pan W itk iew icz nie w ierzy, to niech spróbuje, znajduje się przecie w tem szczęśliw em położeniu, że b ęd ąc k rytykiem , je s t rów nocześnie i m alarzem , a ja k o p o zy ty w i­

sta rozum ie w artość m etody dośw iadczalnej. N iech w ięc po­

staw i sobie n a stalu g ach p a rę m etrów k w a d ra to w y c h p łó tn a i niech nam aluje ja k ą ś p ostać n atu raln ej w ielkości w duchu religijnym lub historycznym , a p rzek o n a się osobiście i d o ty ­ kalnie, że b a jk a o k w aśn y ch w inogronach odznacza się n ie­

tylko praw idłow ym rym em , ale i w y so k ą p ra w d ą w treści.

G dyby zaś p a n W itk iew icz nie chciał p o d jąć fa ty g i w tym ce lu , to niech się sp y ta ży ją cy ch kolegów , k tó rzy tonąc po uszy w plenerze lub im p resy o n izm ie, znaleźli się drogą zam ów ienia w potrzebie nam alow ania obrazu kościel­

nego, lub plafonu, m ającego b yć ozdobą stylow ej sali, a oni mu p o w ied zą, o ile ze zm ianą przedm iotu m usieli urab iać i naginać sw oje form y i w ry sunku, i w m alow aniu, i w u k ła ­ dzie, chociaż nie tracili z o ka ani p raw d y , ani n atu ry .

T rudno rów nież zrozum ieć, co p. W itkiew icz chciał po­

w iedzieć tw ie rd z ą c , że „m om entalne fotografie są n a jw ię ­ kszym i w rogam i stylu historycznego, g d y ż w y k az ały one, że w szyscy ludzie, do ja k ic h k o lw ie k sfer n a le ż ą , chodząc poru­

szają kolejno nogam i, a śm iejąc się ro zszerzają u sta i p o k a­

zują z ę b y “, trudno zrozum ieć, pow iadam , bo po pierw sze nie

(34)

d zie poruszali nogam i rów nocześnie lub chodzili tyłem , a po- w tóre, że o d k ry cie m om entalnych fotografij odsłoniło ta je ­ m n ic ę , o której ludzie w iedzieli od początku ś w ia ta , nasze zaś dzisiejsze pokojow e i służące do w szystkiego bez po­

m ocy m igaw kow ego a p a r a tu , a je d y n ie na podstaw ie w ła­

snych obserw acyj uczynionych podczas niedzielnych w y cie­

czek, w iedzą daleko w ięcej, a m ianow icie, że całkiem inaczej porusza nogam i żołnierz od arty le ry i, a inaczej od piechoty.

Ż al mi bardzo p. W itkiew icza, jeżeli on, ja k o a rty sta nie odczuw a, że cały św iat, staw iając nogi kolejno, poruszał się w przeszłości in a c z e j, a ja k ie k o lw ie k b y ły je g o cnoty i zalety, zbrodnie i w ystępki, poruszał się o całe niebo p ię ­ kniej i w spanialej od dzisiejszego, i że to w szystko, w czem p. W itk iew icz w idzi tylko pozę i m a n ie rę , to w łaśnie sta­

now i całe bogactw o k ip iącej życiem i fa n tazy ą przeszłości, bogactw o o d b ijające tale ja sk ra w o od dzisiejszej estetycznej nędzy, p o d ciąg ającej w szystkich pod je d e n stryclm lec i o k ry ­ w ającej czarnym łachm anem w postaci fra k a i tu żu rk a.

G dyby p. W itkiew icz b y ł w rażliw ym na te piękności, nie z a m y k ałb y na nie oczu i m iałby sposobność ocenić j e ­ d n ą więcej zaletę w talencie M atejk i, k tó reg o bohaterow ie noszą się i' p o ru szają ta k g ó rn ie i po r y c e rsk u , a je d n a k praw dziw ie, czy to odziani w płaszcz k ró lew sk i lub zbroję h u s a rs k ą , czy w h e tm a ń sk ą delię lub szlachecki ż u p a n , w a k sa m itn y kontusz lub w h aftow any fra k z żabotam i.

M atejko posiadał w w ysokim stopniu zdolność stoso­

w an ia po staw y i ruchów odpow iednio do n a tu ry stroju lub ry n sztu n k u , co stanow i je d n o z w ybitnych znam ion je g o stylu, w ynoszące go ponad gło w y tak ich talentów ja k B rozik lub M unkaczy, k tó ry c h obrazy w porów naniu z dziełam i naszego m istrza w y g lą d a ją ja k szekspirow skie trag ed y e, g ra n e przez p row incyonalnych a k to ró w w pow iatow em m ieście.

A le dla p. W itkiew icza w s z y s tk o , czego nie w idział w rz e c z y w isto śc i, i co się nie da sp raw d zić m igaw kow ym

(35)

29

aparatem, będzie zaw sze m iało w arto ść p o d e jrz a n ą , bo w y ­ obraźnia je s t d la niego czy n n ik ie m , którem u on p rzy z n aje pewien udział w tw órczości m a la rs k ie j, ale k tó ry w całej jego książce sp a d a ja k o ś do roli p o d je z d k a , chodzącego n a przyprzążkę.

T y m czasem , je żeli wolno je s t p. W itkiew iczow i być obojętnym n a te rzeczy ja k o m a larzo w i, obracającem u się w innym zupełnie od M atejki zak resie arty sty czn y ch w rażeń, to nie wolno ja k o k ry ty k o w i, bo cóż się w ted y stanie z ow ym tak zalecanym przez niego obiektyw izm em i ja k a w łaściw ie będzie różnica pom iędzy prof. S truvem a autorem „S ztuki i k rytyki11, chy b a ta, źe pierw szy rząd zi się w k ry ty c e oso- bistemi upodobaniam i w treści, a d ru g i w je j formie.

Co się ty czy o d k ry cia dokonanego przez m om entalne fotografie na punkcie ludzkiego śm iechu, to pozw olę sobie zwrócić u w a g ę , że nie w szyscy śm iejąc się p o k azu ją zęby, i że nie cały św iat śm ieje się ta k po chłopsku, czyli, że po­

między rozchyleniem u s t, a p o k azaniem zębów m ieści się rozległa skala odcieni, i że k ry ty k , k tó ry ich nie d o strzeg a, jest tyle w art, co m alarz n ie ro zró żn iający w zrokiem rozli­

cznych odcieni kolorystycznych, zm ieniających n a tu rę lo k al­

nych barw w szczegółach m alow anego przezeń krajo b razu . Pan W itkiew icz w dalszej polem ice z prof. Struvem nie poprzestaje n a dow odzeniu tem u ostatniem u bezzasadności jego sądów o sztuce, lecz d ąży do w y k a z a n ia , że całe m a­

larstwo historyczne d ja b ła w arte, om aw ia przeto w dalszym ciągu tolerow aną przez siebe tre ść w m alarstw ie i s ta ra się z wytrwałością g o d n ą lepszej sp ra w y , odsłonić słabe jej strony. W tym celu u d erz a n a n ią z now ego punktu, tw ie r­

dząc, że treść w m alarstw ie historycznem należy do rzeczy wręcz niezrozum iałych, a n a dow ód tego p rz y ta c z a n a stro ­ nie 20 tę okoliczność, że „ n a w y staw ie p a ry sk ie j w roku 1867 F ran cu zi, nie zn ający naszych ubiorów , ani staro ży ­ tnych portretów , nie m ogli zrozum ieć obrazu M atejki i są­

dzili, że leżący na ziemi R ejtan je s t tu reck im posłem , k tó ­

(36)

reg o „dzielni P o la c y “ P o n iń sk i, B ran ick i etc. w y rz u c a ją za d r z w i! C ała w ięc „głębsza tre ś ć “, w oła autor, zginęła z obrazu — pozostało zaś i cenione było to, co stanow i li ty lk o a rty sty c zn ą je g o w arto ść".

P rz y k ła d ten i z arzu t nie w y trz y m u ją żadnej k ry ty k i, bo sztuka, ta k ja k życie, k tó reg o je s t odzw ierciedleniem , po­

sia d a w łasne dom owe ognisko, n ajb liższą ro d z in ę , krew nych, p rz y ja c ió ł, dobrych zn ajo m y ch , siedzących o m iedzę sąsia­

dów , potem dalsze są sie d z tw a , a po za niem i ciągnące się ziem ie, k ra je i obce n aro d y , k tó re, je żeli chcem y poznać, m usim y n iety lk o podejm ow ać dalekie i u tru d zające do nich podróże, ale i la ta cale pom iędzy nim i przem ieszkiw ać.

Ze dla F ran cu zó w polska h isto ry a stanow i ziem ię nie­

z n a n ą , tem u nie w inien nic M atejko, ani treść je g o obrazu, k tó ra w sk u te k tego nie tra c i też nic ze sw ojej w artości i w a g i, ta k ja k nie tra c ą nic ze sw oich zalet c h a rak teru , rozum u, dow cipu i u ro d y te społeczeństw a, k tó ry ch p. W it­

kiew icz nie m iał sposobności, lub nie chciał bliżej poznać!

Jeżeli jestem n a ja k ie j w ielkiej w y sta w ie i spotykam obraz o nieznanej mi treści, p o ciąg ający m nie doskonałością sw ego w y k o n an ia, to pierw sze p rag n ien ie, ja k ie się budzi w moim um yśle, je s t chęć poznania treści zaw arteg o w nim p rz ed m io tu , i dopiero w ted y , g d y w ejd ę w je j p o siad a­

nie, estety czn a rozkosz, j a k ą mi ten obraz d ać może i mój s ą d , ja k i w yrobić sobie o nim p o tra fię, w y stą p ią w pełni i w szechstronnie.

P a n W itkiew icz, k tó ry stw ie rd z a z takiem zadow oleniem zniknięcie dla ow ych F ra n cu zó w głębszej treści w obrazie M atejki, bierze ich na seryo i nie zd aje sobie sp ra w y z tego, że ci F ra n cu z i p a trz y li n a dzieło sztu k i nie w iele lepiej, ja k w ół n a now e w ro ta i, że ja k o ta c y nie m ogli zrozum ieć a r ­ ty sty c zn e j je g o w a rto śc i, g d y ż byli oni w stosunku do po- m ienionego obrazu w tem położeniu, w ja k im b y się znaleźli w obec w ielkiego d ram a tu polskiego, o d eg ran eg o w obcym d la nich ję z y k u przez g en ialn y ch aktorów , k tó reg o w artość

(37)

:U

litera cką ocenialiby n a pod staw ie doskonalej c h a ra k te ry z a - cyi osób, b o g actw a kostyum ów i p iękności dekoracyi.

A rty sty czn a w arto ść obrazu p olega n ietylko na d o sko ­ nałości fo r m y , ale i n a ścisłym z w ią z k u j e j z treścią , k tó rą w yraża, a s ta ra zasad a, o k re śla ją c a p ię k n ą treść w p ię k n e j fo r m ie m ianem n a jw y ższe j doskonałości w sztuce, pozostanie zaw sze, mimo w szelkie teorye i p rze k o n an ia n a jw zn io śle j- szym dogm atem w estetyce.

p W utw orach sztu k i cenim y i podziw iam y nietylko do­

skonałość fo rm , ale i to, „co“ i „w j a k i m sto p n iu “ a rty sta był zdolny za pom ocą tych form w y p o w ie d z ie ć ; cenim y n ie­

tylko to, co

przemawia do naszych oczu, ala

i to;

co

poru­

sza n a sz ą duszę.

Z re sz tą niezrozum iałość treści nie je s t w y łą c z n ą w ła ­ ściw ością obrazów historycznych, z d a rz a się ona bowiem b a r­

dzo często i rodzajow ym . „G ra w M ora“ A lek sa n d ra G ierym ­ skiego, tak ła tw a do zrozum ienia w e W ło sz ech , nie m ogła obejść się bez objaśnienia w K rak o w ie lub w W arszaw ie, a n a dow ód tego, co m ó w ię, staw iam w ła sn ą m oją osobę;

zobaczyw szy bowiem po ra z p ierw szy ten obraz, byłem p rze­

konany, że p rz e d sta w ia on zac ię tą k łó tn ie m iędzy dw om a głuchoniem ym i. N asi w iejscy chłopcy, chodzący po dom ach z betlejem sk ą g w ia z d ą , a n aw et n asze poczciw e dożynki z w ieńcem uw itym z kłosów w k sz tałcie ko ro n y , b y b b y ró ­ wnie niezrozum iałe w P a ry żu , ja k i R ejtan, i p o trzebow ałyby objaśnień.

G d y b y sztu k a o g ran iczała się do zrozum iałej każdem u na p ierw szy rzu t o ka tre ś c i, m u siałab y się zam k n ąć w cia- snem kole k rajo b razó w i Stillebenów , łub obrazów o d tw a rz a ­ jący ch najpospolitsze zajęcia ludzkie, n a podobieństw o tych, które p o k ry w a ją ściany grobow ych k o m n a t za pierw szych dynastyj n a d Nilem.

N iczego nie dow odzi rów nież sta ra n n ie w y szu k an y p rz y ­ kład w osobie K arliń sk ieg o , broniącego m urów O łsztyna, bo jeżeli obraz ten będzie dobrze nam alow any, to w idz nie do­

(38)

p a trz y się w nim, ani p rzebranej m ia rk i, ani ub ieg an ia się 0 pierw szeństw o s trz a łu , ani p ęk n ięteg o d z ia ła , do k tó reg o nie b y łoby celu zbliżać się z lo n tem , lecz spostrzeże ja k iś n ie zw y k ły w y p ad e k , w k tó ry m chodzi o danie strzału w ja - 1 k ie jś w y jątk o w ej okoliczności, k tó ra co najw yżej podnieci ciekaw ość p atrząc eg o i obudzi w nim g o rączk o w ą chęć po­

znania szczegółów tego w y p a d k u . K a ż d y zaś, kto przeczy ­ tał, choćby k ró tk i szkic dziejów polskich, odrazu boh atersk i czyn K arliń sk ie g o w obrazie tym odnajdzie.

O w iele słabszym je s t d ru g i p rz y k ła d , ty c zący się obrony Trem bow li, je s t to bow iem przedm iot, d a ją c y się o wiele łatw iej w y raz ić od poprzedniego, a najlepszym tego dow odem je s t obraz L essera, w k tó ry m bez w zględu n a je g o w yk o n an ie, kom pozycya p rz e d sta w ia się ta k jasno, że n ik t z pew nością nie przy p u ści w nim ani kłótni m ałżonków , ani sprzeczki kochanków , ja k chce au to r „S ztu k i i k ry ty k i" , lecz rzuciw szy okiem n a p ostać C h rzan o w sk iej, odczuje w niej k o b ie tę , k tó ra ruchem , p o staw ą i w yrazem w aży się na j a ­ k iś czyn niezw ykły, w p ra w ia ją c y w zdum ienie biernie sto­

ją c e rycerstw o.

N au rąg aw szy się dowoli z treści h istorycznych ob ra­

zów, p. W itkiew icz pieczętuje n a stronie 23. sw oje w yw ody zdaniem , że obraz pomimo treści historycznej może być do­

skonałym , ale ty lk o p o m im o , n ig d y p r z e z n ią .

S ą d z ę , że tru d n o ch y b a o w yraźniejsze i bard ziej sta­

now cze zaprzeczenie w szelkiego w p ły w u treści obrazu n a je g o w ykonanie.

T ym czasem w brew tem u tw ierd zen iu au to ra „S ztuki 1 k r y ty k i" , rzeczyw istość w y k azu je w ręcz coś przeciw nego, a m ia n o w ic ie , że treść w yw iera w ie lk i ivp ływ na dzieło s z tu k i, dla tej prostej przyczyny, że od d ziały w a ona w w y­

sokim stopniu pobudzająco n a sam ego a r ty s tę , co m usi się odbić i n a je g o m alow aniu, n a w szystko bow iem , co p rag n ie on w ypow iedzieć z głębi sw ego ducha, um ysłu i serca, musi stw orzyć i odnaleźć w sobie w yob raźn ią odpow iednie form y,

(39)

których gotow ych n a tu ra mu nie daje. P a n W itkiew icz, ja k o artysta, w ie b ard z o dobrze, ja k ie trudności p ię trz ą się n ad głową m alarza w chwili, g d y z w y k łe studyum z n n tu ry chce zamienić na obraz, g d y m ając żyw ego modela p rzed oczami, ma w ydobyć z niego w łaściw y w y raz i p o s ta w ę , za pom ocą których tłum aczy i w y p o w iad a p o w ziętą przez siebie m yśl w obrazie. P a n W itk iew icz tych trudności nie pokonał, nie wiem naw et, czy się z niem i próbow ał i dlatego ta k je le k ­ ceważy u innych.

Treść, p rze d m io t, m yśl, są to rzeczy, k tó re zap alają artystę m alarza n iety lk o te m , czem są w .sferze i d e i , ale i tem , że — w y ra ż a ją c się pozytyw nie — w p ra w ia ją one w ruch je g o tw órczość m a la rs k ą , d a ją c mu z g ó ry drogą wyobraźni obietnicę pew nej sum y fo rm , b arw i k ontrastów , idących w duchu je g o a rty sty czn y c h upodobań i w k ie ru n k u jego talentu.

T reść zatem h isto ry czn a w o b razie, ja k o w y raz społe­

cznej duszy narodu, ja k o objaw je g o uczuć, m yśli, czynów, wiary, m ęstw a, b o h a te rstw a i pośw ięceń — treść ta je s t sprę­

żyną, w p ra w ia ją c ą w ruch w szy stk ie w ła d ze m alarsk ieg o talentu, je s t p ło m ie n ie m zap alający m je g o w y o b ra źn ię , siłą rozpędu n a d a ją c ą śm iałość je g o zarysom , a p o tęg ę barw om , celem dobyw ającym z je g o duszy ca ły zasób je g o energii i wytrw ałości.

T reść w obrazie „B itw y g ru n w ald zk iej % m ająca za cel odtworzenie k rw a w y c h zapasów śm iertelnej w a lk i, toczącej się m iędzy b ro n ią c ą swoich p ra w i niepodległości P o ls k ą , a podstępną i p e łn ą niepoham ow anej p y ch y h y d rą k rz y ż a ­ cką — treść ta, pow iadam , b y ła w stan ie p rz y k u ć n a p rze­

ciąg trzech la t M atejkę do sw ego płó tn a i s ta lu g , i utrzym ać go w tym stan ie zapału i w ytrw ałości p rzy w ykończeniu ta k dzielnem, a mozolnem ty lu różnorodnych szczegółów .

Czy p an W itk iew icz p rz y p u sz c z a, że M atejko b y łby w stanie nam alow ać rów nie dobrze i skończenie całe m nó­

stwo tych w ytw ornych zb ro i, in k ru sto w an y ch tarczy , rze-

S ta n isła w W itk ie w ic z ja k o k r y ty k . ^

Cytaty

Powiązane dokumenty

„Główną funkcją prac naukowych jest, jak wiadomo, utrwalanie wyników badań oraz komunikowanie ich innym specjalistom, zajmującym się tą samą lub zbliżoną problematyką..

Natomiast w glebach brunat­ nych właściwych najwięcej żelaza obserwuje się w poziomach Bbr charakterysty­ cznych dla tego typu gleb, a wskaźnik rozmieszczenia Fe w tych

Jeśli projekt ustawy m a regulować postępowanie przed NSA, nie powinien odwoływać się do innych przepisów, a powinien te przepisy k.p.a., które m ają

Po wypisie stan się nieco pogor- szył, w porozumieniu z lekarzem pacjent zwiększył dawkę leku do maksymalnej zalecanej (60 mg/d), przez cały czas przyjmował ponadto karbamazepi-

For presentation purposes, we only show results for decile 1 (“richest” neighbourhoods) and decile 10. The diagonal represents no difference between siblings. From

Przekład polski, dość wierny treśekrwo, .zachowuje ściśle formę oryginału. Śpieлvano tę pieśń, na melodię jej wzoru, podczas procesji Bożego Ciała. Dwa

И wyniku prac archeologicznych odsłonięto liczna relikty architektoniczne, и części wschod­ niej odkryto fragment piwnicy przykrytej pierwotnie Bklepieni™ kolebkowym;

This paper reports on our research to develop a method to automatically convert IFC building models to geometrically valid and semantically rich LOD3 CityGML models, while also