• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1972, nr 8

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1972, nr 8"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N Sobowtór " i Rzymian 1

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929 Warszawa,

Nr 0., sierpień 1972 r.

„SOBOTWÓR” I RZYMIAN 7 GOŚCIE I PRZYCHODNIE LIST OD ZBORU W FILADELFII

„KARIERA” JUDASZA O CIERPIENIU I BÓLU GIPSY RODNEY SMITH

PROGRAM PRACY W SZKOLE NIEDZIELNEJ

JAK POWSTAŁA KSIĄŻKA „BEN HUR”?

b ó g j e s t Św i a d e c t w e m (v i i i) BRAT TEODOR MAKSYMOWICZ

M ies ię czn ik „ C h r z e ś c ija n in ” w y s y ła n y je s t b e zp ła tn ie ; w y d a w a n ie czaso p ism a u m o ż liw ia w y łą c z n ie o fia r n o ś ć C z y te l­

n ik ó w . W sz e lk ie o fia r y n a czaso p ism o w k r a ju p r o s im y k ie r o w a ć n a k o n to Fu n d u szu W y d a w n ic z e g o Z je d n o c zo n e g o K o ś c io ła E w a n g e lic z n e g o : P K O W a r sza ­ w a, I O d d ział M ie js k i, N r 1-14- 148.448. z a ­ z n a c z a ją c c e l w p ła t y n a o d w ro c ie b la n ­ k ie tu . O fia r y w p ła c a n e z a g r a n ic ą n a le ż y k ie ro w a ć p r ze z o d d z ia ły z a g r a n ic z n e B a n ­ k u P o ls k a K a s a O p ie k i, n a a d re s P r e z y ­ dium R a d y Z je d n o c zo n e g o K o ś c io ła E w a n g e lic z n e g o w W a rsza w ie , u l. Z a - g ó rn a 10.

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium. Józef Mrózek (red. nacz.), Mieczysław Kwiecień (z-ca red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), Jan Tołwiński.

Adres Redakcji i Administracji:

Warszawa 1, ul. Zagórna 10. Tele­

fon: 21-28-38 (bezp.) i 29-52-61 (w. 8 lub 9). Materiałów nadesłanych nie zwraca się.

RSW „ P ra sa ”, W arszaw a, S m olna 10/12. Ń akł. 5000 egz. Obj. 3 ark.

Zam. 1022. A-74.

Pisarz ro sy jsk i Teodor D osto jew ski je s t c zło w ie kiem w ie lk im nie ty lk o w dziedzinie literatury, ale ta k że w d ziedzinie p sych ia trii i teologii. Jego opi­

sy lu d zi pozb a w io n ych ró w now agi w e w n ę trzn e j są ta k dokładne i d ra m a ­ tyczne, że Z. F reud ponoć nie m ógł czytać D ostojew skiego, bo postaci p o ­ w ieści pisarza p rzy p o m in a ły m u jego w ła sn yc h p acjentów . W w ielu w y ­ pa dkach D ostojew ski a n ty cy p o w a ł to, co dzisiaj n a zy w a się „psychologią głębi”. Jeśli zaś chodzi o stronę teologiczną, to D ostojew ski w y w a rł bardzo p o w a żn y w p ły w na T h u rn ey sen a i K arola Bartha. T o w łaśnie te n pisarz u m o żliw ił teologom tzw . n eoortodoksji u jrzen ie złożoności i głębi lu d zk ie ­ go zepsucia. To, co oni zobaczyli u D ostojew skiego, było cie k a w y m supple- m e n te m do tego rod za ju w id zen ia człow ieka, ja k i zn a le źli u K ierkegaarda.

D ostojew skiego nie czyta się łatw o. Z n a m ludzi, k tó rzy go w ogóle czytać nie mogą. Piszący te słow a od czasu do czasu sięga po ko lejn ą książkę D ostojew skiego. O statnio czytając opow iadanie D ostojew skiego pt. „So­

b o w tó r” p rzy p o m n ia łe m sobie, iż zn a la złem w p e w n y m p iśm ie chrześcijań­

s k im stw ierd zen ie, że opow iadanie to je s t n a jle p szy m k o m e n ta rze m do siódm ego rozdziału L istu do R zym ia n . I rzeczyw iście, ta k je s t istotnie. Tak samo, ja k D ostojew ski przed sta w ia G oladkina-starszego i G oladkina-m łod- szego, R zy m ia n 7 m ó w i o P aw le N r 1 i P aw le N r 2. R o zd zia ł sió d m y L istu do R zy m ia n je st rozdziałem ko n tro w e rsy jn y m . S ą tacy, k tó rzy sądzą, że przedstaw ia on przeżycia P aw ła przed n a w ró cen iem i dlatego —- pow iada­

ją — rozdział te n nie m a n ic w spólnego z ch rześc ija ń sk im przeżyw a n iem . In n i zn ó w tr a k tu ją te n u stę p P ism a ja k o opis d u ch o w ej w a lk i Paw la- -chrześcijanina, k tó ry zn a jd u je się na etapie duchow ego życia m ięd zy u k rzy żo w a n ie m i zm a rtw y c h w sta n ie m w C hrystusie (R zym . 6) a ży cie m w D uchu Ś w ię ty m (R zym . 8). Je ste m zdania, że n a le ży p rzy ją ć te n drugi pogląd.

S p ó jrz m y teraz w ja k i sposób „ Sobow tór” sta n o w i ko m e n ta rz do R z y ­ m ia n 7. Po p ierw sze, G oladkin m a silne pragnienie podobać się „Jego E kscelencji” i siła tego pragnienia leży u podłoża jego halucynacji, p r z y ­ w idzeń. P a w eł pisze: „Bo w ed łu g człow ieka w ew n ę trzn e g o m a m upodo­

banie w zakonie B o ż y m ” (R zym . 7,22). P aw ła ta k że cechuje duchow e n a ­ pięcie. W 1 Kor. 9,24—27 P aw eł upodabnia siebie do zaw odnika, k tó ry „od w szystkie g o się w s tr z y m u je ”, by ty lk o odnieść zw ycięstw o . D uchow e n a ­ pięcie ch a ra kte ryzu je ró w n ież k o n flik t w e w n ę trzn y P aw ła w R zy m ia n 7.

Po drugie, G oladkin p o d ejm u je szereg szalonych a k c ji celem zachow ania tw a rzy, zrobienia w rażenia na sw o im kie ro w n ik u , napraw ienia błędów i u trz y m a n iu p o p ra w n ych sto su n kó w z „Jego E kscelencją”. N ie sposób czytać R zy m ia n 7, by nie zw rócić u w agi na n ie z w y k ły w y siłe k P aw ła w jego w alce o podobanie się — p o w ie d zm y ta k — „Jego E kscelen cji w n ie- biesiech”. Po trzecie, istn ieją paralele m ię d zy G o la d kin em -sta rszy m i Go- la d k in e m -m ło d szy m a m ię d zy P a w łe m N r 1 i P a w łe m N r 2. G oladkin- -starszy w szędzie i za w sze „narobi bigosu”. O braża ludzi. P ostępuje głupio i nierozsądnie. N ic m u się nie udaje. G ola d kin -m ło d szy, z kolei, je st do>- sk o n a łym u rzę d n ik ie m , u trz y m u ją c y m dobre sto su n k i ze w spółpracow nikam i, n a ły m u rzę d n ikiem , u trz y m u ją c y m dobre sto su n ki ze w spółpracow nikam i, kiero w n ikiem , podobającym się „Jego E kscelen cji”. Podobnie w R zym ia n 7 m a m y dw óch P aw łów . M a m y Pawła, kó try nie m oże czynić tego, co chce oraz Pawła, k tó ry czyn i zło, o k tó ry m wie, że je s t złem . „Nie czynię, co to chcę, ale czego nienaw idzę, to c zyn ię” (w . 15). P aw eł N r 1 chce w y k o n y ­ w ać w olę Bożą, P aw eł N r 2 czyn i to, co się podoba ciału. Po czw arte, n a j­

bardziej n ie zw y k łą rzeczą dotyczącą p sy ch ic zn ej choroby G oladkina je st to, że on nig d y n a praw dę nie wie, co je st ilu zją a co rzeczyw istością. A Pa­

w e ł napisał: „Nie rozeznaję się w ty m , co c zyn ię” (w. 15). Z arów no D osto­

je w s k i ja k i P aw eł u ze w n ętrzn ia ją złożoność zepsucia człow ieka i k o m ­ plika cje w d ążeniu do św iętości. A le sta n P aw ła opisany w R zy m ia n 7 nie je st sta n e m p erm a n e n tn y m , bo gdy p rze ch o d zim y do rozdziału ósmego L istu do R zy m ia n zn a jd u je m y ta m n o w y za ko n : za ko n D ucha (8,2). „So­

bow tór” D ostojew skiego ko ń c zy się tragicznie. R zy m ia n 7 zaś u stę p u je zw y c ię stw u R zy m ia n 8. C hrześcijanin m oże dośw iadczać głębokiego d ucho­

wego rozszczepienia, ale dośw iadcza ta k że duchow ego scalenia d zię k i m o ­ cy B o żej w D uchu Ś w ię ty m . I tu ta j w łaśnie G oladkin (bohater opow iada­

nia D ostojew skiego) i P aw eł rozchodzą się.

E. Cz.

2

(3)

Goście i przychodnie

„Według wiary umarli ci wszyscy, nie w ziąw szy obietnic, ale z daleka je upatru­

jąc i cieszyli się niemi, i w itali i wyznaw ali, iż są gośćmi i przychodniami na ziemi.

Bo ci, którzy tak mówią, jaw nie okazują, iż ojczyzny szukają” (Hebr. 11, 13—16).

Jedenasty rozdział Listu do Hebrajczyków przedstawia nam listę bohaterów w iary S tare ­ go Testam entu, którzy przeszli przez życie w wielkich trudach i doświadczeniach. Wszyscy oni otrzym ali od Boga wspaniałe obietnice, lecz wiedzieli, że obietnice te odnoszą się do przyszłości. Dlatego też jaw nie wyznawali, iż są gośćmi i przychodniami na ziemi. Tylko oczyma w iary upatryw ali z daleka wspaniałą przyszłość niebiańskiej ojczyzny i z cierpliwoś­

cią oczekiwali w ypełnienia obietnic Bożych.

Zastanawiając się poważnie nad życiem ludzkim dochodzimy do wniosku, iż rzeczy­

wiście jesteśmy gośćmi i przychodniami, zja­

wiającymi się na ziemi na krótki czas. Od n a j­

młodszych la t zaczynamy się przygotowywać do życia i nie przestajem y tego czynić aż do starości. A kiedy już nam się wydaje, iż niby jesteśmy już przygotowani, stw ierdzam y z przerażeniem, że życie nasze już przeminęło, że przybliża się śmierć. Jakiż sens naszych sta­

rań i trudów? Na cóż zdają się nasze przygo­

towania do życia, jeśli ono tak krótko trw a?

Pytania te upew niają nas stanowczo, że nie marny tu taj trwałego miasta, a nasze życiowe doświadczenia potw ierdzają tę prawdę.

Ktoś powiedział, że życie ludzkie podobne jest do człowieka znajdującego się w podróży.

Na ziemi jesteśm y tylko jakby przejazdem, jes­

teśmy w drodze do wieczności, a zatrzym aliś­

my się tylko na jakiś czas, jak na dworcu ko­

lejowym. Całe przyszłe życie jest w wiecznoś­

ci, do której konsekwentnie zdążamy, czy chce­

my, czy nie chcemy. Przeznaczeniem każdego człowieka jest wieczność.

Gdy znajdujem y się na dworcu kolejo­

wym, w jakim by to nie było kraju, widzimy tam pełno podróżnych, siedzących na ławkach z walizkami i tobołkami, oczekujących na swój pociąg. Żaden z podróżnych n ie m a zam iaru na dłuższy czas zatrzym ywać się na dworcu kolejowym. Żaden z nich nie rozstaw ia tam namiotów, ani nie buduje trw ałych domów mieszkalnych. Wszyscy zdają sobie spraw ę z tego1, że zatrzymali się tam na krótki czas. Gdy przychodzi oczekiwany pociąg — odjeżdżają pośpiesznie, a ci, co ich odprowadzają, m acha­

ją im rękam i na pożegnanie. Tak, człowiek zja­

wia się na ziemi i zatrzym uje się na niej na krótki czas, a następnie odchodzi. Ci, co go odprowadzają n a cmentarz, żegnają go ze smutkiem. A jednak wielu ludzi żyje na ziemi tak, jakby tu mieli spędzić całą wieczność. Bu­

dują domy, powiększają swoje m ajętności i nie myślą, że muszą to wszystko kiedyś zostawić.

Ich życie podobne jest do człowieka opisanego w Ewangelii Sw. Łukasza 12, 16—21. Mając

obfite urodzaje, zamierza on budować nowe gumna i spichlerze, pociesza siebie, że przez wiele lat będzie mógł jeść, pić i odpoczywać.

Całą swoją duszą przyw iązał się do ziemi, nie myśląc wcale o wieczności, a nie wiedział, że koniec jego jest tak bliski. W yrok Boży tej przypowieści głosi: „O głupi, tej nocy upomnę się duszy tw ojej od ciebie, a to coś nagotował, czyjeż będzie?”

A więc musimy pam iętać o tym, że na zie­

mi jesteśm y tylko gośćmi i przychodniami.

Przed nami jest droga, która prowadzi do w ie­

czności. Ale Jezus nam powiada, że są dwie drogi życia: jedna szeroka i przestronna, a jej koniec — wieczne zatracenie, druga wąska i ciernista, a jej koniec — żywot wieczny. Na której z tych dróg znajdujesz się ty, drogi przyjacielu? Czy znany ci już końcowy cel two­

jej podróży życiowej? Można z pewnością stwierdzić, że niestety wielu ludzi nie wie, że się znajduje n a szerokiej drodze i nie zna jej końca. Cobyśmy powiedzieli o człowieku, k tó ­ ryby wsiadł do pędzącego pociągu i nie wie­

działby dokąd go on zawiezie? Napewno byś­

my orzekli, że jest niemądrym. A czyż m ądrze jest udać się w podróż życiową, nie znając końca tej podróży?

Istnieje rzymskie przysłowie, które głosi, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a ci, co nie znają znaczenia jego słów, mówią, że wszystkie drogi prowadzą do Boga. Według nich każda droga jest dobra, tylko trzeb a być szczerym. Biblia jednak mówi inaczej. Oto co powiedziano w Przypowieściach Salomona 14, 12: „Zda się czasem człowiekowi droga być prostą, wszakże dokończenie jej jest pewną drogą n a śm ierć” A doświadczenia życiowe po­

tw ierdzają tę praw dę w zupełności.

Pewnego razu będąc w delegacji służbo­

wej, po załatw ieniu zlecenia, m iałem wracać do domu. Do odejścia pociągu zostało bardzo mało czasu, więc musiałem się śpieszyć. Gdy przybiegłem n a stację, przybyły jednocześnie z przeciw nych kierunków dwa pociągi. Każdy z nich m iał zawieszoną tablicę z napisem:

„Szczecin — Piła, P iła — Szczecin”. Nie zasta­

naw iając się długo w padłem do jednego z nich i spokojnie usiadłem w w olnym przedziale.

Niebawem pociąg ruszył. Byłem jak n ajb ar­

dziej pew ny i spokojny, że jadę do domu. Po­

siadany przeze m nie bilet kolejowy daw ał mi pewne praw o dojechać do mego miejsca za­

mieszkania. Spoglądając jednak przez okno, zauważyłem, jak mi się wydawało, jakieś mało znane krajobrazy. Zacząłem się więc trochę niepokoić. W krótce zjawił się konduktor w ce­

lu spraw dzenia biletów i po dokonaniu swojej

(4)

czynności m iał już opuszczać przedział. „Panie konduktorze — zwróciłem się do niego —- o której godzinie będziemy w Szczecinie?”

Ten spojrzał n a m nie ze zdziwieniem w oczach i poprosił ponownie o mój bilet. Po uważnym obejrzeniu zawołał: „Panie, wsiadł Pan do niewłaściwego pociągu. Ten pociąg je- dzie w kierunku Piły, a n ie do Szczecina. Mu­

si Pan wykupić nowy bilet, żeby dojechać do Piły. A następnym pociągiem wróci pan do Szczecina”. Nie pomogła moja pewność, ani moja szczerość, ponieważ jechałem w niewłaś­

ciwym kierunku. Zostałem oszukany przez sa­

mego siebie. Tak wielu ludzi w podróży życio­

wej oszukuje samych siebie. A jak z tobą, drogi przyjacielu, czy znasz już dokąd cię prowadzi twoja droga życiowa?

Niech będzie błogosławiony Bóg, k tó ry nie pozostawił człowieka jego własnemu losowi.

On dał nam swoje Słowo, w którym w yraźnie wskazał właściwą drogę zbawienia. Jezus po­

wiedział do swoich uczni: „Jam ci jest ta droga i praw da i żywot, żaden nie może przyjść do Ojca, tylko przeze m nie” (Jan 14,6). On jed y ­ nie, Syn Boży, który Swą śmiercią n a Golgocie zapłacił za grzechy całego świata, m a moc dać żywot wieczny każdemu, kto przychodzi do Niego. „Nie m a żadnego imienia pod niebem danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni” — powiedział Ap. P io tr do narodu żydowskiego (Dzieje Apost. 4,12). Ale jakże znaleźć tę drogę zbawienia, od czego zacząć — może się zrodzić pytanie u każdego z nas. P is­

mo Sw. w tej kw estii daje nam wyczerpującą odpowiedź. P an Jezus powiedział: „Wypełnił się czas i przybliżyło się królestwo Boże, upa- miętajcie się, a wierzcie Ewangelii” (Mark.

1,15). „Szukajcie Pana, póki może być znalezio­

ny, wzywajcie Go póki blisko jest. Niech opuś­

ci niepobożny drogę swoją, a człowiek niepra­

wy myśli swoje i nawróci się do Pana, a zmi­

łuje się, i do Boga naszego, gdyż jest hojnym w odpuszczeniu” (Izaj. 55,6—7).

„Wchodźcie przez ciasną bramę, albowiem przestronna bram a i szeroka droga prowadzi n a zatracenie, a wielu ich jest, którzy przez nią wchodzą; a ciasna bram a i wąska droga prowadzi do żywota, a mało ich jest, którzy ją znajdują” (Mat, 7, 13— 14).

Nie należy więc lekceważyć darowanego nam przez Boga życia. Przez życie n a ziemi przechodzimy tylko raz i jaką drogę obierze­

m y w tym życiu, tak będziemy żyć całą wiecz­

ność. Od naszej decyzji zależy nasze zbawienie, lub potępienie, wieczne szczęście i radość, lub wieczne zatracenie.

Bóg obdarzył nas mądrością i wolną wolą, możemy sami decydować o wyborze naszej drogi. K tórą drogą pójdziemy? Gdzie spędzimy naszą wieczność? Obierzmy drogę zbawienia!

Aleksander JRapanowicz

List do Zboru w Filadelfii

„A do Anioła Zboru w F iladelfii napisz: To m ów i Święty, prawdziwy, Ten, który m a klucz D awida, ten, który otwiera, a nikt n ie zam knie, i ten, który zamyka, a nikt n ie otwiera. Znam uczynki tw oje, otom spraw ił, że drzwi przed tobą otwar­

te, których nikt nie m oże zamknąć, bo choć n iew ielką m asz m oc, jednak zachowa­

łeś Słowo Moje i nie zaparłeś się im ienia Mego.

Oto sprawię, że ci z synagogi szatana, którzy podają się za Żydów a nim i n ie są, lecz kłamią, oto sprawię, że będą m usieli przyjść i pokłonić się Tobie do nóg i poznają, że Ja ciebie um iłowałem . Ponieważ zachow ałeś nakaz mój, by przy mnie w ytrw ać, przeto i Ja zachowam cię w godzinie próby jaka przyjdzie na cały świat, by doświadczyć m ieszkańców ziemi. Przyjdę rychło: trzymaj co masz, aby nikt nie w ziął korony twojej. Tego, kto zwycięża, uczynię filarem w św iątyni Boga mojego i już z niej n ie wyjdzie, i w ypiszę na nim im ię Boga mojego i nazw ę m iasta Boga m ojego, nowego Jeruzalem, które zstępuje z nieba od Boga mojego, i nowe imię.

Kto m a uszy, niechaj słucha, co Duch m ów i do Zborów”

(Obj. Św. J a n a 5, 7—13)

J

eśli znaki czasu porów nam y, z tym , co m ów i o n ich Pism o Ś w ięte; w tedy niezbicie p rzekonam y m y się iż żyjem y w czasach ostatecznych. I w łaśn ie lis t te n p rzed e w szystkim skiero w an y je s t do ludzi w ierzących, żyjących w czasach ostatecznych.

C hrześcijanie należący do Z boru w m ieście F i­

ladelfii, byli ludźm i w iern y m i i całkow icie o d d an y ­ m i Bogu. „Ty zachow ałeś słow o M oje i nie zaparłeś się Im ien ia M ego” — m ów i P an. Oni żyli i p ostę­

pow ali zgodnie z w olą Bożą.

Słowo F ilad e lfia oznacza m iłość b ra te rs k ą i ona była cechą owego K ościoła — Z boru ludzi w ie­

rzących, żyjących w tym m ieście. Z agadnienie m i­

łości b ra te rs k ie j to sp ra w a szczególna, tu nie chodzi o m iłość do ro d ze ń stw a i k rew nych, ale o m iłość do b rac i i sióstr w Je zu sie C hrystusie. Z nane są słowa w ypow iedziane przez naszego P a n a : K iedy pow ie­

dziano M u: że czek ają n a Niego m a tk a i b rac ia Je ­ go i chcą z N im rozm aw iać, odpow iedział: „M atką m o ją i b raćm i m oim i są ci, k tórzy w y k o n u ją wolę O jca m ojego”. K to w iele radości przeżył ze swoim

4

(5)

Panem ten m iłu je braci. A postoł J a n zachęcał: „M i­

łujcie się w zajem nie — bo Bóg nas n a jp ie rw u m i­

łował”. ! ; f |

Dlaczego w śród chrześcijan ta k m ało je st m i­

łości b ra te rs k ie j? D latego, że ta k w iele jest sam olub- stw a i egoizmu. P a n Ś w ięty jest, ale życzeniem Jego jest, abyśm y i m y Ś w iętym i byli, Bóg je st św iatło ś­

cią i On nie chce, abyśm y w ciem ności grzechu cho­

dzili. A postoł J a n w 1 liście ta k pisze (1,7) „Jeśli zaś chodzimy w św iatłości, ja k O n S am w św iatłości, społeczność m am y z sobą i k rew Je zu sa C hrystusa, Syna Jego, oczyszcza nas od wszelkiego g rzech u ”.

Być bez grzechu, istnieć bez grzechu je st niem ożli­

we, ale m ożliw e je st strzec się złego i un ik ać go.

P an, k tóry nas um iłow ał, przez Słowo S w oje p rz y ­ gotow uje nas do lepszego i św iętszego życia, b a r ­ dziej podporządkow anego Bogu.

Być Św iętym — znaczy istnieć dla P a n a i być Mu całkowicie posłusznym . Czy P a n je st ju ż p u n k te m centralnym tw ojego życia? A postoł ta k pow iedział:

„Jezus u m a rł i sta ł się znow u żywym, aby ci, którzy żyją już nie dla siebie żyli, lecz dla Tego, k tó ry dla nich u m a rł i zm artw y ch w sta ł”. Istn ie jem y dla Boga, czyż to nie je st łask a? I to nas zobow iązuje, abyśm y do Jego dyspozycji oddali nasze osobiste życie.

Bóg w iern y je st Sw em u Słowu. To, co pow ie­

dział, je st praw d ziw e i Je m u należy ufać. On chce, abyś sw ym i tro sk am i podzielił się z N im w m o d lit­

wie. On dopomoże, ustrzeże od błędów, dla Niego nie m a nic niemożliwego.

Szanow ny C zytelniku! Czy P a n T obie m oże za u ­ fać? Czy Sw oje serce oddałeś Je m u i czy stoisz w ie r­

nie przy Jego słow ie? C zytaliśm y na początku, że

„Ten, k tó ry m a klucz D aw ida otw iera, a n ik t inny nie zam knie, a jeśli zam knie, n ik t nie otw orzy”. Sło­

w a te w p ro w ad zają nas n a dw ór K ró la D aw ida.

D w orzanin El jakim — osobisty przyjaciel K róla, se­

k reta rz n a dw orze królew skim posiadał klucze do skarbca i m iał dostęp do w ażnych dokum entów k ró ­ lewskich. Oznaczało to, że droga do k ró la p ro w a d zi­

ła przez E ljakim a. T ak je st i z C hrystusem : do O j­

cowskiego serca w iedzie droga przez Jezusa. O n je st drogą. Jezus otw iera. On otw orzył serce Lidii, p ie rw ­ szej chrześcijance n a kontynencie europejskim .

W dzień P ięćdziesiątnicy otw orzył serce dla 3000 osób, którzy rozpoczęli z Nim now e życie. Gdy On otw orzył serce, n ik t i nic nie je st w sta n ie go zam knąć. Nie pom ogą moc i chytrość szatańska. P o ­ zostaje praw dą to, co On pow iedział: „N ikt M oich z ręki Mojej nie w y rw ie”.

K iedy A naniasz oszukał Boga i Zbór, d roga ła s­

ki została przed nim zam knięta. S p otkała go kara.

Jezus otw iera, ale ty m usisz chcieć, to m usi być zgodne z tw o ją wolą. Jeśli zam kniesz sw oje se r­

ce przed Nim, On może zam knąć d rzw i w ieczności przed Tobą n a zawsze. Mieć serce dla Je zu sa —- to znaczy m ieć serce o tw arte dla Bożej chw ały, lecz dla grzechu m usi być odtąd ono zam knięte. Bóg z upodobaniem spogląda n a tych, k tórzy są pod p o rząd ­ kow ani Jego woli. Z nim i rozpoczyna życie pełne błogosław ieństw .

On zna tw oje życie, tw o ją w ia rę i m iłość. Czy chcesz być Jego w łasnością? On i ciebie chce p rzy ­

jąć do siebie. W ierzący ludzie w Zborze F ila d e lfij­

skim posiadali pełne zrozum ienie Słow a Bożego. We w szystkich pokusach i dośw iadczeniach byli w iern i B ożem u Słowu.

P osłuszeństw o Bogu i Jego Słow u je st obow iąz­

kiem n as w szystkich, jeśli go w ykonujem y, w tedy życie nasze sta n ie się błogosław ione. I cóż pom ógłby n a w e t najw ięk szy nasz w ysiłek, gdyby d rzw i r a ju pozostały zam knięte. To w ielk a łaska, że P a n je otw iera. A postoł P aw eł ta k n ap isał: „O tw orzyły się dla m nie w ielkie d rzw i”. I to je st św iadectw em — m ądrości naszego Boga, że klucza do nich nie oddał w ręce ludzkie. D latego pozostajem y u zależnieni ty l­

ko od Niego. P an wie, że m am y m ało siły, ale On obiecał iż nam pomoże. S poleganie n a w łasnej mocy, m oże odłączyć nas od Bożych błogosław ieństw . Nie spolegajm y w ięc n a w łasnych siłach, ale o pomoc pro śm y Boga. Ż yjem y w czasach, w k tó ry ch ludzie nie chcą słyszeć, m ów ić i w iedzieć o Bogu. A le m nie w ia ra w Boga d aje radość, w ew n ętrz n e uspokojenie i siłę do dalszego postępow ania. G dy przychodzi p o ­ kusa, św iadom ość, że P a n je st ze m ną, pozw ala m i zwyciężyć zło.

Ludzie często i n as otaczają i to za zezw oleniem P an a. N ajlepiej w idzim y to n a przykładzie losu m ęża Bożego H ioba. Nie zapom nijm y je d n ak , że ta k ie do ­ św iadczenia sp a d ają n a nas po to żeby w ypróbow ać w iarę naszą. Czy w b re w w szystkim przeciw nikom ostoim y się, zachow am y w ia rę i pozostaniem y podpo- rząd k o k w an i w oli Bożej ?

P ism o Ś w ięte poucza n as: „że tym , któ rzy Boga m iłu ją ,. w szystkie rzeczy służą ku d o b rem u ”.

S pójrzm y na Je zu sa C hrystusa i sta ra jm y się Go naśladow ać. K iedy chodził po ziemi, m im o, że dobrze czynił, nie zn alazł u zn a n ia u w ielu otacza­

jących Go ludzi. P rześlad o w ali Go, p róbow ali Go oś­

m ieszyć. O n sam m u siał stw ierdzić ze sm utkiem , że

„lisy m a ją nory, a p ta k i gniazda swoje, lecz Syn Człowieczy nie m ia ł gdzieby głow ę sk ło n ił”. A je d ­ n a k za złe odp łacał dobrem , n ien aw iść p o k ry w ał m i­

łością. Złe dobrem zwyciężał. My je d n a k w olelibyś­

my, ażeby n asza ra c ja nie była p o d aw a n a w w ą tp li­

wość, żalim y się lu b d enerw ujem y, k iedy w yrządzą n am niespraw iedliw ość czy krzyw dę. W św ietle Bo­

żego Słow a w idzim y jednak, że n ie tę d y droga, że ta k im postępow aniem sp raw y nie polepszym y. D la­

tego ta k bardzo p o trzeb n a nam je st m iłość i cier­

pliw ość, k tó re m usim y b rać z Bożych rąk . Tym, k tórzy n am źle czynią, m usim y przebaczać i sp raw ę Bogu zostaw ić. P rz y jd zie czas, że ci, któ rzy źle czynili, sta n ą p rzed Nim, Sędzią S praw iedliw ym , a nas u jrz ą w C hw ale Jego. K iedy P a n Jezus przebyw ał w śród uczniów Swoich, m ów ił im też o Sw oim odejściu do n ieb a i o pow tórnym p rzyjściu n a ziemię. P o ­ tw ie rd z en ie tych słów o trzy m u ją uczniow ie z ust A nioła podczas W n iebow stąpienia Jezusa. „Ten J e ­ zus, którego żeście w idzieli odchodzącego do nieba, te n p rzyjdzie znow u”. Owe anielsk ie słow a ukoiły ich ból i żal. O dtąd n ad z ie ja w stą p iła w ich serce;

„P an przy jd zie znow u”. O w a n ad z ie ja n a pow tórne przy jście P ań sk ie tow arzyszy ludow i B ożem u po ­ przez w szystkie w ieki.

W F ilad elfii oczekiw ano P ana. Czy oczekujesz P a n a ? N a p o w tórne przyjście P ań sk ie m oże spokoj­

5

(6)

nie oczekiwać tylko ten, kto p o je d n ał się z Bogiem i p rzy ją ł Je zu sa C h rystusa do serca jako swojego osobistego Z baw iciela. Jeśliś n ie p o je d n ał się z B o­

giem, uczyń to dziś, dopóki czas łask i Bożej jeszcze trw a.

Żyjem y w okresie, o k tó ry m P a n Jezus p ow ie­

dział: „Jeżeli przyjdę, izali zn a jd ę w ia rę n a ziem i’-.

Jesteśm y św iadkam i coraz w iększego ro zp rze strze­

n ia n ia się obojętności w obec Bożego Słow a. W ielu ludzi nie w ierzy, niektórzy tw ierdzą, że w ia ra w Boga i Słowo Boże to są zagadnienia, k tó re się ju ż przeżyły.

To w szystko dla nas ludzi w ierzących, nie je st zasko­

czeniem, to je st dopiero początek. P ism o Ś w ięte m ów i n am o czasach, kiedy ludzie będ ą chcieli w ia rę w Bo­

ga całkow icie w yelim inow ać z życia i sw ojej św ia d o ­ mości. Lud Boży będzie je d n a k zachow any od tych pokus i dośw iadczeń.

W ierzym y Bożym obietnicom i dlatego nie m a ­ m y podstaw do obaw. Bóg je s t W szechm ogący i W szechobecny. C hw ała naszem u P a n u za to.

„P rzyjdę rychło; trzy m aj co m asz, aby n ik t nie w ziął korony tw o je j” — czytam y.

W róg — duch ciem ności — chciałby tę k oronę nam odebrać. K oronę, k tó ra uczyniła nas kró lam i i k a ­ płanam i. Ś w iat w to nie w ierzy. P rzyjdzie je d n a k czas, kiedy ow ą koronę życia otrzym am y. O na jest odłożona dla każdego w ierzącego — dziecka Bożego.

Nie pozw ólm y jej sobie odebrać.

P iekło triu m fu je kiedy dziecko Boże odw raca się od Boga, kiedy tra c i „koronę życia”. Pism o Ś w ię­

te opow iada n am w strzą sające h isto rie o ludziach, którzy pozw olili sobie ow ą koronę odebrać. Ś w ia­

dectw em przew rotnego m istrzo stw a sz ata n a je st opętanie Judasza. Ja k im bólem w ypełniło się serce Jezusa, kiedy Jego uczeń u słu c h ał podszeptów s z a ta ­ n a i zd radził sw ojego P a n a dla pieniędzy.

J a k bolesnym przeżyciem dla A postoła P aw ła było stw ierdzenie, że jego w spó łp raco w n ik Dem as um iłow ał św iat i odszedł od Boga. P odobnym p rz e ­

życiem dla A postoła P io tra było odejście dwóch członków jego Z boru, A n an iasza 1 Safiry, którzy ulegli pokusom szatań sk im i stra c ili k oronę życia.

M usim y zastanow ić się, co czynić, ażeby ow ą koronę zachow ać? O dpow iedź je s t p ro s ta : N ależy n a śla d o ­ w ać Jezusa. T ylko O n m oże dopom óc n am w w alce z grzechem .

C zytaliśm y n a p o czątku: „Tego, kto zwycięża, uczynię fila re m — w św iąty n i Boga m ojego i już z niej n ie w y jd zie”. Bóg przez słowo Sw oje Ś w ięte — poucza n as ja k m am y znosić tro sk i i ciężary innych słabszych, lecz blisk ich sercu Bożem u ludzi.

Z adanie to pow ażne. B ądźm y b rać m i i siostram i dla naszych bliźnich, bądźm y dla każdego p rz y k ła ­ dem . Tak w ielu je st zm ęczonych i niezadow olonych z życia. Bóg d aje n am m ąd ro ść i u m iejętność p ostę­

pow ania. U kazał n am cel, do którego zdążam y: ży­

cie wieczne.

Tu n a ziem i jesteśm y n a ra żen i n a niebezpieczeń­

stw a. W róg naszych dusz n ie je st zmęczony. Lecz ch w ała naszem u P an u , że po w sze czasy należym y do Niego. Z łaski S w ojej w yw ołał n as Bóg z tego św ia ta i d a ł n am now e o byw atelstw o w K rólestw ie Swoim.

Bóg osiągnął w obec n as Swój cel. On je st d aw ­ cą bogactw a i chw ały Sw ojej dla nas. I Je m u chce­

m y służyć w y trw a le do końca dni naszych tu na ziem i, a potem w iecznie w C hw ale Jego. A le p r a ­ gnieniem naszym je st abyś i Ty Drogi C zytelniku, p rz y ją ł nasze św iadectw o o łasce i m iłości B ożej;

abyś nie błąd ził i nie był ju ż w ięcej zdany n a w łas­

ne siły.

W yznaj M u sw oje grzechy, oddaj M u sw oje se r­

ce, a odczujesz radość i pew ność zbaw ienia. I o d ­ tą d razem , w D uchu pokoju, służyć będziem y n a ­ szem u P an u . D la radości naszej, dla d obra b liźnich i k u chw ale św iętego Im ie n ia Jego.

Kazimierz Muranty

„Kariera” Judasza J

udasz, syn Szymona, rodem z

Kariotty, był jak wszyscy lu­

dzie niegdyś dzieckiem. Posia­

dał dom rodzinny. Rodzice, jak wszyscy rodzice, otaczali go opieką, wprowadzali w życie, m arzyli o szczęśliwej przyszłoś­

ci swego dziecka, myśleli o je­

go karierze. Pomogli mu w zdobyciu zawodu, być może był to zawód kupca. Wyposa­

żyli go w określoną w arunka­

mi społeczno-religijnymi, w ie­

dzę o życiu, o Bogu, o w artoś­

ciach moralnych. W pewnym stopniu ukształtowali jego po­

stawy, pragnienia, dążenia. J u ­ dasz był Żydem, żył w okre­

ślonych historycznie czasach.

Palestyna pozostająca pod rządami Idumejczyka pełnego samowoli i okrucieństwa, na­

rzuconego przez władze okupa­

cyjne na króla, rozbita teryto­

rialnie za jego następców, po­

grążona w zawiłościach Tory, faryzejskim formaliźmie, du­

sząc się z braku żywszego po­

wiewu Łaski Bożej (od wielu już lat nie słyszano o działal­

ności proroków), oczekiwała resztką nadziei spełnienia obietnicy o przyjściu Mesjasza i wyzwolenia narodu. Nikt w owym czasie nie utożsamiał oczekiwanego Mesjasza z po­

stacią, którą opisując, 700 lat.

temu, Izajasz sam zaniepoko­

jony pyta: „Któż uwierzy te­

mu cośmy usłyszeli?”. „Na kim że się ramię Jahw e obja­

wiło?”.

„On wyrósł przed nami jak­

by drzewina i jakby korzeń z wyschniętej ziemi. Nie miał On ani wdzięku ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał.

Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, mąż boleści, oswo­

jony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się tw arze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic. Lecz On się obar­

czył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłosta­

nego przez Boga i zdeptanego.

Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zba­

w ienna dla nas, a w Jego ra­

(7)

nach jest nasze zdrowie.

Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Jahw e zwalił na Niego w iny nas wszystkich”.

„Po udręce i sądzie został usunięty; a kto się przejmie J e ­ go losem? tak! Zgładzono go

z krainy żyjących; za grzechy mego ludu został zabity na śmierć...”

„... i policzony został między przestępców. A on poniósł grze­

chy wielu i orędując za prze­

stępcami” (Izajasz 53,1—6,8 ;12).

I Judasz nie oczekiwał ta­

kiego Mesjasza. W pewnym momencie swego życia spotkał Jezusa. Znalazł się w gronie uczniów proroka z Nazaretu Był świadkiem cudownych uzdrowień nieuleczalnie cho­

rych, wypędzania demonów z opętanych. Słyszał słowa prze­

dziwnej mądrości, budzące nie­

znane mu dotąd pragnienia, dą­

żenia. Być może pokochał i uwierzył w Jezusa-Mesjasza.

Powołanie Judasza i jego na­

wrócenie nie są w Ewangelii opisane. Spotykamy w tek­

stach ewangelicznych jego imię dopiero w czerwcu 28 r.

naszej ery. Wówczas znalazł się bowiem już w gronie najbliż­

szych Mistrzowi. „Całą noc spę­

dził (Jezus) na modlitwie z Bogiem, a gdy nastał dzień przywołał do siebie swych uczniów, w ybrał z nich dwu­

nastu i nazwał ich apostoła­

mi” (Łuk. 6,12—13). „Mieli być przy Jego boku stale, by mógł ich później wysłać, aby głosili Ewangelię. Mieli też posiadać moc leczenia chorób i w ypę­

dzania demonów. Ustanowił więc tych oto dw unastu; Szy­

mona.. , ... i Judasza z K ariot- tu, tego który Go potem zdra­

dził” (Mk. 3,14—19). Judasz apostoł jest przy boku Jezusa około 2 lata. W lutym 29 ro­

ku, w okresie samodzielnej pra­

cy misyjnej apostołów, praw ­ dopodobnie tak jak i inni apo­

stołowie, uzdrawia w imię J e ­ zusa, wygania demony z opę­

tanych (wg. tekstu Ew. Mk. 6, 7—13). Jako dobry organizator, może i fachowiec, pełni w gro­

nie apostołów rolę intendenta i skarbnika. Jego kariera zda się być szczytem marzeń niejed­

nego z uczniów. Człowiek, któ­

rego zbawienie zdaje się być

najpewniejszym. Jeden z dw u­

nastu najbliższych Mistrzowi.

Darzony zaufaniem całego ze­

społu uczniów i apostołów, dys­

ponujący funduszami „organi­

zacji”.

Gdyby Jezus był tym Mesja­

szem, jakiego wyobrażali sobie Żydzi, gdyby był ucieleśnie­

niem ludzkich m arzeń o szczęś­

ciu i dobrobycie doczesnym, wówczas Judasz miał zapew­

nione wysokie stanowisko pań­

stwowe. Ale drogi Boże nie są jak drogi ludzkie, a myśli Bo­

że jak myśli ludzkie.

W czerwcu 29 roku, jest J u ­ dasz naocznym świadkiem cu­

downego rozmnożenia chleba (Jan 6). Widzi pełne uwielbie­

nia tłum y pragnące obwołać Jezusa królem. Jest to chyba najszczęśliwszy i najbardziej tragiczny dzień jego życia. Być może znajduje w tedy potw ier­

dzenie swych ludzkich m nie­

mań o trafności wyboru drogi życiowej, widzi w najpiękniej­

szych barwach swoją karierę.

Na pewno nie może zrozumieć i jest zaniepokojony ucieczką Mistrza przed rozentuzjazmo­

w anym tłumem. Ale najgorsze przyszło dnia następnego.

„Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, ma życie wieczne, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym bo ciało mo­

je jest prawdziwym pokarmem, a krew m oja jest praw dzi­

wym napojem ” ... „Duch jest tym, który ożywia; ciało na nic się nie przyda. Słowa, któ­

re do was wypowiedziałem, duchem są i życiem” (Jan 6,54—56,63).

„Twarda to mowa! Któż jej słuchać może” (Jan 6,61).

Straszliwy zawód. Stanęli oko w oko z rzeczywistością, usły­

szeli prawdę, która ich nie po­

ciągała, była sprzeczna z ich ludzkimi marzeniami, w yzna­

w aną filozofią życia. Tak, nie z tego świata jest królestwo Mistrza! Spojrzenie naw et na spraw y w iary przez pryzm at przyziemnych, m aterialnych ko­

rzyści to rzeczywiście słowa nie­

zrozumiałe. I religia naw et n aj­

prawdziwsza, najbardziej orto­

doksyjna, może być dla pseudo- wierzących tylko funkcją m a­

terialnej koncepcji świata, która tkwi w podświadomości um y­

słów nie ożywionych Duchem Bożym. To nie paradoks, że w y­

obrażenia o niem aterialnej isto­

cie zjawisk religijnych, kult nie­

m aterialnych demonów, czy pseudo w iara w Boga, są w n aj­

głębszej treści jedynie funkcją doczesnej koncepcji życia. 1 uciekać się wówczas trzeba, do pojęć o nadnaturalnym che- miźmie najświętszego z sakra­

mentów. Perfidia szatańskiego kłamstwa polega właśnie na tym, żeby ludzkim tęsknotom za prawdą, szczęściem nadać kształt ograniczający je do m a­

terialnych, doczesnych celów.

I Judasz, apostoł, doświad­

czający na sobie mocy Bożej, w tym właśnie momencie ży­

cia, należy do tych, którzy opuszczają Mistrza. „Od tej chwili wielu z jego uczniów wycofało się i odwróciło — i już mu nie towarzyszyli” (Jan 6,66). Bunt, wściekłość, zawód, rozpacz miotają jego duszą.

Jego własne „ja” nie obumar­

ło, nie może pogodzić się z m i­

stycyzmem wysuwanych przez Mistrza celów życiowych. Mo­

że właśnie miłość pieniędzy, służba demonowi mamony, ten nie zerw any jeszcze pomost łą­

czący go z życiem starego, cie­

lesnego człowieka, oddzieliły go od Łaski Bożej i stały się po­

wodem odstępstwa. Odstęp­

stwo duchowe, pomimo fizycz­

nej obecności w gronie aposto­

łów jest źródłem kolejnych je­

go przestępstw i ostatecznej zdrady Mistrza. Zbyt jednak głęboko był już zaangażowany w sprawy dotyczące Jezusa, żeby mógł odejść jak inni. Za­

kosztował mocy Bożej, pokoju i radości społeczności z Jezu­

sem, nic piękniejszego i lep­

szego ponad to nie umiałby już w świecie znaleźć. Mógł więc powtórzyć za Piotrem : „Panie do kogóż pójdziemy?” Chciał jednak zrealizować w swym życiu hasło służby Bogu i m a­

monie. Chciał pogodzić cieles­

ność z duchownością, osobiste cele życia ziemskiego z celami Bożymi. Przy świętym ogniu upiec i własną pieczeń. Lecz oszukać można tylko ludzi.

„Czyż j,a was wszystkich dw u­

nastu nie w ybrałem ? A jednak jeden z was jest szatanem.

Miał (Jezus ) na myśli Judasza, syna Szymona Iszkariota, któ­

(8)

ry go miał zdradzić, a był jed­

nym z dw unastu” (Jan 6,70—

71). Kradzieże ze wspólnej ka­

sy, obłudna troska o biednych wspomniana w Ew. Jana 12,4—7, to objawy moralnego rozkładu duszy byłego aposto­

ła, przebywającego jeszcze przy boku Jezusa przez okres około 10 miesięcy W wielką śro­

dę 5 kw ietnia 30 roku, Judasz ostatecznie dopełnia swej zdrady. Ofiarowuje swe usłu­

gi kapłanom za śmiesznie niską kwotę 30 srebrników — koszt jednego ubrania, cena grzyw­

ny płaconej za śmierć niewol­

nika. Chyba nie tylko chciwość była motywem zdrady. W praw­

dzie była ona źródłem („korze­

niem ”) zła, które zagnieździło się w sercu Judasza — „Bo przywiązanie do pieniądza jest korzeniem wszelkiego zła...”

(1 Tym. 6,3—10) —• ale w sa­

mym akcie zdrady biorą chyba udział te wszystkie silne na­

miętności, które pchają ludzi do największych zbrodni; zawiść, pycha, nienawiść i zemsta, po­

wstała na tle zawiedzionych na­

dziei na realizację własnych, osobistych celów .

Następnego dnia, w wielki czwartek — ostatnia próba bez­

granicznej miłości Bożej. J e ­ zus, już sprzedany i zdradzo­

ny, podaje swemu oprawcy ką­

sek ze wspólnej misy. Na wschodzie jest to zwyczaj i w y­

raz serdeczności, przyjaźni. W Judasza w stępuje szatan. Ob­

łędna, mroczna nienawiść do swego Zbawcy. „...A wówczas ostateczny stan takiego czło­

wieka staje się gorszy od pierwszego” (Łuk. 11,24—26).

Po tym Getsemane, zdra­

dziecki pocałunek i tragicznie obrzydliwy koniec Judasza.

Spóźnione refleksje, świado­

mość dokonanych zbrodni, w yrzuty sumienia, zbyt późne usiłowanie napraw y zła i bez­

nadziejny akt gwałtu na włas­

nym ciele. „Widząc, że skaza­

no Jezusa, Judasz, jego zdraj­

ca, dręczony w yrzutam i su­

mienia, odniósł swe trzydzieś­

ci srebrników kapłanom i star- szyźnie mówiąc: zgrzeszyłem wydając krew niewinną. Ci zaś odparli: Co nam do tego? To tw oja sprawa! W tedy rzucił srebrniki do świątyni i odda­

liwszy się poszedł się powie­

sić” (Mat. 27, 3—5). „... a po­

tem upadłszy głową naprzód rozpękł się na poły, a wszyst­

kie wnętrzności zeń w ypłynę­

ły ” (Dz. Ap. 1,19).

Tak jest! — „Kto stara się zachować duszę swoją, straci ją, a ktoby stracił duszą swoją dla Mnie, znajdzie ją. Kto nie bierze krzyża swego i nie idzie za Mną nie jest Mnie godzien”

(Mat. 10,39, 38).

Był dzieckiem, młodzieńcem, mężczyzną. Jego duszę kształ­

towali rodzice, naród, epoka.

Spotkał na swej drodze Jezusa, uwierzył, głosił Ewangelię, czy­

nił cuda, ale nie chciał wyrzec się swych przyziemnych dążeń.

Sam dokonał wyboru, wolną nieprzymuszoną wolą zadecy­

dował o losach swej kariery ziemskiej i wiecznej.

Zwolennicy nauki o prede- stynacji próbowali by może w tym miejscu twierdzić, że los jego i tak był przesądzony, po­

nieważ już prorocy przepowie­

dzieli wyżej opisane fakty. Jak wszystkie teorie ludzkie tak i teorie o determ inacji i prede- stynacji w ynikają z cielesnych, m aterialistycznych koncepcji życia. Zarówno bowiem myśli człowieka i jego wyobrażenia nie mogą wykroczyć poza gra­

nice dwóch elem entarnych w y­

znaczników m aterii — czasu i przestrzeni. Uchylone zaś pro­

rokom rąbki tajem nic i planów Bożych, planów poza czaso­

wych i poza przestrzennych, w sensie wiecznej t e r a ź n i e j ­ s z o ś c i i b e z w y m i a r o ­ w e g o bytu, oparte są prze­

cież, nie na rozumowaniu ludzkim, lecz na wszechwiedzy Bożej, która widzi losy człowie­

ka od początku do końca, bez potrzeby wyznaczania z góry jego każdej reakcji, bez po­

trzeby przew idyw ania t e g o ,

c o j e s t .

Nie można więc mówić o przeznaczeniu Judasza do roli zdrajcy, ale jedynie o wszech­

wiedzy Bożej, świadomej faktu tej zdrady jeszcze przed po­

jawieniem się Judasza na are­

nie dziejów ludzkości. Niezdol­

ni jesteśm y na pewno prym i­

tyw nym rozumem ludzkim oce­

nić mądrości planów Bożych, które są niezmienne a jednak pozostawiające maleńkiej, k ru ­ chej istocie, jaką jest człowiek, pełną swobodę wyboru dobra lub zła, wolną wolę, która nas upodabnia do Stwórcy.

Niewiele fragm entów Ewan­

gelii poświęconych jest postaci Judasza, lecz jest ich dostatecz­

nie dużo, by mogły stanowić ostrzeżenie dla nas wierzących ostatnich dni. „Nieprawość wzrośnie i dlatego oziębnie m i­

łość u bardzo w ielu” (Mat.

24,10—14). Judasz był przecież apostołem. „Nie każdy, kto mó­

wi Panie, Panie! — wejdzie do królestw a niebieskiego', lecz ten, który spełnia wolę Ojca, który jest w niebiesiech. Wie­

lu powie mi w owym dniu;

Panie, Panie! Czyż nie proro­

kowaliśmy w Twoim imieniu?

Czyż nie zdziałaliśmy w tw o­

im imieniu wielu cudów? A ja wówczas oświadczę im pu­

blicznie: Nigdy nie znałem was; idźcie precz ode Mnie wy, co nieprawość czynicie” (Mat!

7,21—23).

„Bo wielu jest wrogów K r z y ż a C h r y s t u s o w e ­ go, o których wam już często wspominałem, a dziś mówię ze łzami. Końcem ich będzie za­

tracenie, bogiem ich jest brzuch, a chwała w tym, czego winni się wstydzić, a myśli (dą­

żenia) ich są przyziem ne” (Fi­

lip. 3,18—19).

B. J.

Słuchajcie audycji radiowej

„GŁOS EWANGELII Z WARSZAWY"

o godz. 17.15 na fali 31 m

codziennie z wyjątkiem piątku o godz. 20.45 na fali 41 m

codziennie z wyjątkiem środy i piątku

Cytaty

Powiązane dokumenty

zyka niż człowieka, wtedy jednak powoływałoby się do istnienia nową total ­ ność, na gruncie której możliwa byłaby ciągła historia, historia dyskursu jako nauka

2. Termin człowiek występujący w niektórych wypowiedziach na temat klonowania ludzi został wprowadzony za pomocą definicji regulującej. Jedna z nich rozszerza zakres tego

Przede wszyst- kim, w porządku prawa polskiego nie ma żadnej wyraźnej podstawy prawnej, która dawałaby adwokatowi kościelnemu prawo do odmowy zeznań/ odpowiedzi na pytania

Art.1. Ludzie rodzą się i żyją wolnymi i równymi wobec prawa. Różnice społeczne mogą być jedynie potrzebą publiczną uzasadnione. celem każdego związku politycznego

Ustrój polityczny Sparty kształtował się pod wpływem wojen: na czele państwa stało dwóch królów (wodzowie), stopniowo ich władza została

Mieszkańcy posługiwali się pismem składającym się z bardzo dużej ilości znaków, posiadali także umiejętność wyrobu papieru, wynaleźli druk..

Owa nadenergetyczność jest regułą, dotyczy każdego człowieka – wyjątkiem będzie raczej osobnik nadmiernie wyciszony, spokojny, pozbawiony namiętności. Nadenergetyczność

Będziesz wiedział w jaki sposób łamane są prawa człowieka i do jakiej organizacji możesz zwrócić się o pomoc.. Instrukcje do