C H R Z E Ś C I J A N I N „ Sobowtór " i Rzymian 1
EWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
Rok założenia 1929 Warszawa,
Nr 0., sierpień 1972 r.
■
„SOBOTWÓR” I RZYMIAN 7 GOŚCIE I PRZYCHODNIE LIST OD ZBORU W FILADELFII
„KARIERA” JUDASZA O CIERPIENIU I BÓLU GIPSY RODNEY SMITH
PROGRAM PRACY W SZKOLE NIEDZIELNEJ
JAK POWSTAŁA KSIĄŻKA „BEN HUR”?
b ó g j e s t Św i a d e c t w e m (v i i i) BRAT TEODOR MAKSYMOWICZ
M ies ię czn ik „ C h r z e ś c ija n in ” w y s y ła n y je s t b e zp ła tn ie ; w y d a w a n ie czaso p ism a u m o ż liw ia w y łą c z n ie o fia r n o ś ć C z y te l
n ik ó w . W sz e lk ie o fia r y n a czaso p ism o w k r a ju p r o s im y k ie r o w a ć n a k o n to Fu n d u szu W y d a w n ic z e g o Z je d n o c zo n e g o K o ś c io ła E w a n g e lic z n e g o : P K O W a r sza w a, I O d d ział M ie js k i, N r 1-14- 148.448. z a z n a c z a ją c c e l w p ła t y n a o d w ro c ie b la n k ie tu . O fia r y w p ła c a n e z a g r a n ic ą n a le ż y k ie ro w a ć p r ze z o d d z ia ły z a g r a n ic z n e B a n k u P o ls k a K a s a O p ie k i, n a a d re s P r e z y dium R a d y Z je d n o c zo n e g o K o ś c io ła E w a n g e lic z n e g o w W a rsza w ie , u l. Z a - g ó rn a 10.
■
Wydawca: Prezydium Rady Zjedno
czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium. Józef Mrózek (red. nacz.), Mieczysław Kwiecień (z-ca red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), Jan Tołwiński.
Adres Redakcji i Administracji:
Warszawa 1, ul. Zagórna 10. Tele
fon: 21-28-38 (bezp.) i 29-52-61 (w. 8 lub 9). Materiałów nadesłanych nie zwraca się.
RSW „ P ra sa ”, W arszaw a, S m olna 10/12. Ń akł. 5000 egz. Obj. 3 ark.
Zam. 1022. A-74.
Pisarz ro sy jsk i Teodor D osto jew ski je s t c zło w ie kiem w ie lk im nie ty lk o w dziedzinie literatury, ale ta k że w d ziedzinie p sych ia trii i teologii. Jego opi
sy lu d zi pozb a w io n ych ró w now agi w e w n ę trzn e j są ta k dokładne i d ra m a tyczne, że Z. F reud ponoć nie m ógł czytać D ostojew skiego, bo postaci p o w ieści pisarza p rzy p o m in a ły m u jego w ła sn yc h p acjentów . W w ielu w y pa dkach D ostojew ski a n ty cy p o w a ł to, co dzisiaj n a zy w a się „psychologią głębi”. Jeśli zaś chodzi o stronę teologiczną, to D ostojew ski w y w a rł bardzo p o w a żn y w p ły w na T h u rn ey sen a i K arola Bartha. T o w łaśnie te n pisarz u m o żliw ił teologom tzw . n eoortodoksji u jrzen ie złożoności i głębi lu d zk ie go zepsucia. To, co oni zobaczyli u D ostojew skiego, było cie k a w y m supple- m e n te m do tego rod za ju w id zen ia człow ieka, ja k i zn a le źli u K ierkegaarda.
D ostojew skiego nie czyta się łatw o. Z n a m ludzi, k tó rzy go w ogóle czytać nie mogą. Piszący te słow a od czasu do czasu sięga po ko lejn ą książkę D ostojew skiego. O statnio czytając opow iadanie D ostojew skiego pt. „So
b o w tó r” p rzy p o m n ia łe m sobie, iż zn a la złem w p e w n y m p iśm ie chrześcijań
s k im stw ierd zen ie, że opow iadanie to je s t n a jle p szy m k o m e n ta rze m do siódm ego rozdziału L istu do R zym ia n . I rzeczyw iście, ta k je s t istotnie. Tak samo, ja k D ostojew ski przed sta w ia G oladkina-starszego i G oladkina-m łod- szego, R zy m ia n 7 m ó w i o P aw le N r 1 i P aw le N r 2. R o zd zia ł sió d m y L istu do R zy m ia n je st rozdziałem ko n tro w e rsy jn y m . S ą tacy, k tó rzy sądzą, że przedstaw ia on przeżycia P aw ła przed n a w ró cen iem i dlatego —- pow iada
ją — rozdział te n nie m a n ic w spólnego z ch rześc ija ń sk im przeżyw a n iem . In n i zn ó w tr a k tu ją te n u stę p P ism a ja k o opis d u ch o w ej w a lk i Paw la- -chrześcijanina, k tó ry zn a jd u je się na etapie duchow ego życia m ięd zy u k rzy żo w a n ie m i zm a rtw y c h w sta n ie m w C hrystusie (R zym . 6) a ży cie m w D uchu Ś w ię ty m (R zym . 8). Je ste m zdania, że n a le ży p rzy ją ć te n drugi pogląd.
S p ó jrz m y teraz w ja k i sposób „ Sobow tór” sta n o w i ko m e n ta rz do R z y m ia n 7. Po p ierw sze, G oladkin m a silne pragnienie podobać się „Jego E kscelencji” i siła tego pragnienia leży u podłoża jego halucynacji, p r z y w idzeń. P a w eł pisze: „Bo w ed łu g człow ieka w ew n ę trzn e g o m a m upodo
banie w zakonie B o ż y m ” (R zym . 7,22). P aw ła ta k że cechuje duchow e n a pięcie. W 1 Kor. 9,24—27 P aw eł upodabnia siebie do zaw odnika, k tó ry „od w szystkie g o się w s tr z y m u je ”, by ty lk o odnieść zw ycięstw o . D uchow e n a pięcie ch a ra kte ryzu je ró w n ież k o n flik t w e w n ę trzn y P aw ła w R zy m ia n 7.
Po drugie, G oladkin p o d ejm u je szereg szalonych a k c ji celem zachow ania tw a rzy, zrobienia w rażenia na sw o im kie ro w n ik u , napraw ienia błędów i u trz y m a n iu p o p ra w n ych sto su n kó w z „Jego E kscelencją”. N ie sposób czytać R zy m ia n 7, by nie zw rócić u w agi na n ie z w y k ły w y siłe k P aw ła w jego w alce o podobanie się — p o w ie d zm y ta k — „Jego E kscelen cji w n ie- biesiech”. Po trzecie, istn ieją paralele m ię d zy G o la d kin em -sta rszy m i Go- la d k in e m -m ło d szy m a m ię d zy P a w łe m N r 1 i P a w łe m N r 2. G oladkin- -starszy w szędzie i za w sze „narobi bigosu”. O braża ludzi. P ostępuje głupio i nierozsądnie. N ic m u się nie udaje. G ola d kin -m ło d szy, z kolei, je st do>- sk o n a łym u rzę d n ik ie m , u trz y m u ją c y m dobre sto su n k i ze w spółpracow nikam i, n a ły m u rzę d n ikiem , u trz y m u ją c y m dobre sto su n ki ze w spółpracow nikam i, kiero w n ikiem , podobającym się „Jego E kscelen cji”. Podobnie w R zym ia n 7 m a m y dw óch P aw łów . M a m y Pawła, kó try nie m oże czynić tego, co chce oraz Pawła, k tó ry czyn i zło, o k tó ry m wie, że je s t złem . „Nie czynię, co to chcę, ale czego nienaw idzę, to c zyn ię” (w . 15). P aw eł N r 1 chce w y k o n y w ać w olę Bożą, P aw eł N r 2 czyn i to, co się podoba ciału. Po czw arte, n a j
bardziej n ie zw y k łą rzeczą dotyczącą p sy ch ic zn ej choroby G oladkina je st to, że on nig d y n a praw dę nie wie, co je st ilu zją a co rzeczyw istością. A Pa
w e ł napisał: „Nie rozeznaję się w ty m , co c zyn ię” (w. 15). Z arów no D osto
je w s k i ja k i P aw eł u ze w n ętrzn ia ją złożoność zepsucia człow ieka i k o m plika cje w d ążeniu do św iętości. A le sta n P aw ła opisany w R zy m ia n 7 nie je st sta n e m p erm a n e n tn y m , bo gdy p rze ch o d zim y do rozdziału ósmego L istu do R zy m ia n zn a jd u je m y ta m n o w y za ko n : za ko n D ucha (8,2). „So
bow tór” D ostojew skiego ko ń c zy się tragicznie. R zy m ia n 7 zaś u stę p u je zw y c ię stw u R zy m ia n 8. C hrześcijanin m oże dośw iadczać głębokiego d ucho
wego rozszczepienia, ale dośw iadcza ta k że duchow ego scalenia d zię k i m o cy B o żej w D uchu Ś w ię ty m . I tu ta j w łaśnie G oladkin (bohater opow iada
nia D ostojew skiego) i P aw eł rozchodzą się.
E. Cz.
2
Goście i przychodnie
„Według wiary umarli ci wszyscy, nie w ziąw szy obietnic, ale z daleka je upatru
jąc i cieszyli się niemi, i w itali i wyznaw ali, iż są gośćmi i przychodniami na ziemi.
Bo ci, którzy tak mówią, jaw nie okazują, iż ojczyzny szukają” (Hebr. 11, 13—16).
Jedenasty rozdział Listu do Hebrajczyków przedstawia nam listę bohaterów w iary S tare go Testam entu, którzy przeszli przez życie w wielkich trudach i doświadczeniach. Wszyscy oni otrzym ali od Boga wspaniałe obietnice, lecz wiedzieli, że obietnice te odnoszą się do przyszłości. Dlatego też jaw nie wyznawali, iż są gośćmi i przychodniami na ziemi. Tylko oczyma w iary upatryw ali z daleka wspaniałą przyszłość niebiańskiej ojczyzny i z cierpliwoś
cią oczekiwali w ypełnienia obietnic Bożych.
Zastanawiając się poważnie nad życiem ludzkim dochodzimy do wniosku, iż rzeczy
wiście jesteśmy gośćmi i przychodniami, zja
wiającymi się na ziemi na krótki czas. Od n a j
młodszych la t zaczynamy się przygotowywać do życia i nie przestajem y tego czynić aż do starości. A kiedy już nam się wydaje, iż niby jesteśmy już przygotowani, stw ierdzam y z przerażeniem, że życie nasze już przeminęło, że przybliża się śmierć. Jakiż sens naszych sta
rań i trudów? Na cóż zdają się nasze przygo
towania do życia, jeśli ono tak krótko trw a?
Pytania te upew niają nas stanowczo, że nie marny tu taj trwałego miasta, a nasze życiowe doświadczenia potw ierdzają tę prawdę.
Ktoś powiedział, że życie ludzkie podobne jest do człowieka znajdującego się w podróży.
Na ziemi jesteśm y tylko jakby przejazdem, jes
teśmy w drodze do wieczności, a zatrzym aliś
my się tylko na jakiś czas, jak na dworcu ko
lejowym. Całe przyszłe życie jest w wiecznoś
ci, do której konsekwentnie zdążamy, czy chce
my, czy nie chcemy. Przeznaczeniem każdego człowieka jest wieczność.
Gdy znajdujem y się na dworcu kolejo
wym, w jakim by to nie było kraju, widzimy tam pełno podróżnych, siedzących na ławkach z walizkami i tobołkami, oczekujących na swój pociąg. Żaden z podróżnych n ie m a zam iaru na dłuższy czas zatrzym ywać się na dworcu kolejowym. Żaden z nich nie rozstaw ia tam namiotów, ani nie buduje trw ałych domów mieszkalnych. Wszyscy zdają sobie spraw ę z tego1, że zatrzymali się tam na krótki czas. Gdy przychodzi oczekiwany pociąg — odjeżdżają pośpiesznie, a ci, co ich odprowadzają, m acha
ją im rękam i na pożegnanie. Tak, człowiek zja
wia się na ziemi i zatrzym uje się na niej na krótki czas, a następnie odchodzi. Ci, co go odprowadzają n a cmentarz, żegnają go ze smutkiem. A jednak wielu ludzi żyje na ziemi tak, jakby tu mieli spędzić całą wieczność. Bu
dują domy, powiększają swoje m ajętności i nie myślą, że muszą to wszystko kiedyś zostawić.
Ich życie podobne jest do człowieka opisanego w Ewangelii Sw. Łukasza 12, 16—21. Mając
obfite urodzaje, zamierza on budować nowe gumna i spichlerze, pociesza siebie, że przez wiele lat będzie mógł jeść, pić i odpoczywać.
Całą swoją duszą przyw iązał się do ziemi, nie myśląc wcale o wieczności, a nie wiedział, że koniec jego jest tak bliski. W yrok Boży tej przypowieści głosi: „O głupi, tej nocy upomnę się duszy tw ojej od ciebie, a to coś nagotował, czyjeż będzie?”
A więc musimy pam iętać o tym, że na zie
mi jesteśm y tylko gośćmi i przychodniami.
Przed nami jest droga, która prowadzi do w ie
czności. Ale Jezus nam powiada, że są dwie drogi życia: jedna szeroka i przestronna, a jej koniec — wieczne zatracenie, druga wąska i ciernista, a jej koniec — żywot wieczny. Na której z tych dróg znajdujesz się ty, drogi przyjacielu? Czy znany ci już końcowy cel two
jej podróży życiowej? Można z pewnością stwierdzić, że niestety wielu ludzi nie wie, że się znajduje n a szerokiej drodze i nie zna jej końca. Cobyśmy powiedzieli o człowieku, k tó ryby wsiadł do pędzącego pociągu i nie wie
działby dokąd go on zawiezie? Napewno byś
my orzekli, że jest niemądrym. A czyż m ądrze jest udać się w podróż życiową, nie znając końca tej podróży?
Istnieje rzymskie przysłowie, które głosi, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a ci, co nie znają znaczenia jego słów, mówią, że wszystkie drogi prowadzą do Boga. Według nich każda droga jest dobra, tylko trzeb a być szczerym. Biblia jednak mówi inaczej. Oto co powiedziano w Przypowieściach Salomona 14, 12: „Zda się czasem człowiekowi droga być prostą, wszakże dokończenie jej jest pewną drogą n a śm ierć” A doświadczenia życiowe po
tw ierdzają tę praw dę w zupełności.
Pewnego razu będąc w delegacji służbo
wej, po załatw ieniu zlecenia, m iałem wracać do domu. Do odejścia pociągu zostało bardzo mało czasu, więc musiałem się śpieszyć. Gdy przybiegłem n a stację, przybyły jednocześnie z przeciw nych kierunków dwa pociągi. Każdy z nich m iał zawieszoną tablicę z napisem:
„Szczecin — Piła, P iła — Szczecin”. Nie zasta
naw iając się długo w padłem do jednego z nich i spokojnie usiadłem w w olnym przedziale.
Niebawem pociąg ruszył. Byłem jak n ajb ar
dziej pew ny i spokojny, że jadę do domu. Po
siadany przeze m nie bilet kolejowy daw ał mi pewne praw o dojechać do mego miejsca za
mieszkania. Spoglądając jednak przez okno, zauważyłem, jak mi się wydawało, jakieś mało znane krajobrazy. Zacząłem się więc trochę niepokoić. W krótce zjawił się konduktor w ce
lu spraw dzenia biletów i po dokonaniu swojej
czynności m iał już opuszczać przedział. „Panie konduktorze — zwróciłem się do niego —- o której godzinie będziemy w Szczecinie?”
Ten spojrzał n a m nie ze zdziwieniem w oczach i poprosił ponownie o mój bilet. Po uważnym obejrzeniu zawołał: „Panie, wsiadł Pan do niewłaściwego pociągu. Ten pociąg je- dzie w kierunku Piły, a n ie do Szczecina. Mu
si Pan wykupić nowy bilet, żeby dojechać do Piły. A następnym pociągiem wróci pan do Szczecina”. Nie pomogła moja pewność, ani moja szczerość, ponieważ jechałem w niewłaś
ciwym kierunku. Zostałem oszukany przez sa
mego siebie. Tak wielu ludzi w podróży życio
wej oszukuje samych siebie. A jak z tobą, drogi przyjacielu, czy znasz już dokąd cię prowadzi twoja droga życiowa?
Niech będzie błogosławiony Bóg, k tó ry nie pozostawił człowieka jego własnemu losowi.
On dał nam swoje Słowo, w którym w yraźnie wskazał właściwą drogę zbawienia. Jezus po
wiedział do swoich uczni: „Jam ci jest ta droga i praw da i żywot, żaden nie może przyjść do Ojca, tylko przeze m nie” (Jan 14,6). On jed y nie, Syn Boży, który Swą śmiercią n a Golgocie zapłacił za grzechy całego świata, m a moc dać żywot wieczny każdemu, kto przychodzi do Niego. „Nie m a żadnego imienia pod niebem danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni” — powiedział Ap. P io tr do narodu żydowskiego (Dzieje Apost. 4,12). Ale jakże znaleźć tę drogę zbawienia, od czego zacząć — może się zrodzić pytanie u każdego z nas. P is
mo Sw. w tej kw estii daje nam wyczerpującą odpowiedź. P an Jezus powiedział: „Wypełnił się czas i przybliżyło się królestwo Boże, upa- miętajcie się, a wierzcie Ewangelii” (Mark.
1,15). „Szukajcie Pana, póki może być znalezio
ny, wzywajcie Go póki blisko jest. Niech opuś
ci niepobożny drogę swoją, a człowiek niepra
wy myśli swoje i nawróci się do Pana, a zmi
łuje się, i do Boga naszego, gdyż jest hojnym w odpuszczeniu” (Izaj. 55,6—7).
„Wchodźcie przez ciasną bramę, albowiem przestronna bram a i szeroka droga prowadzi n a zatracenie, a wielu ich jest, którzy przez nią wchodzą; a ciasna bram a i wąska droga prowadzi do żywota, a mało ich jest, którzy ją znajdują” (Mat, 7, 13— 14).
Nie należy więc lekceważyć darowanego nam przez Boga życia. Przez życie n a ziemi przechodzimy tylko raz i jaką drogę obierze
m y w tym życiu, tak będziemy żyć całą wiecz
ność. Od naszej decyzji zależy nasze zbawienie, lub potępienie, wieczne szczęście i radość, lub wieczne zatracenie.
Bóg obdarzył nas mądrością i wolną wolą, możemy sami decydować o wyborze naszej drogi. K tórą drogą pójdziemy? Gdzie spędzimy naszą wieczność? Obierzmy drogę zbawienia!
Aleksander JRapanowicz
List do Zboru w Filadelfii
„A do Anioła Zboru w F iladelfii napisz: To m ów i Święty, prawdziwy, Ten, który m a klucz D awida, ten, który otwiera, a nikt n ie zam knie, i ten, który zamyka, a nikt n ie otwiera. Znam uczynki tw oje, otom spraw ił, że drzwi przed tobą otwar
te, których nikt nie m oże zamknąć, bo choć n iew ielką m asz m oc, jednak zachowa
łeś Słowo Moje i nie zaparłeś się im ienia Mego.
Oto sprawię, że ci z synagogi szatana, którzy podają się za Żydów a nim i n ie są, lecz kłamią, oto sprawię, że będą m usieli przyjść i pokłonić się Tobie do nóg i poznają, że Ja ciebie um iłowałem . Ponieważ zachow ałeś nakaz mój, by przy mnie w ytrw ać, przeto i Ja zachowam cię w godzinie próby jaka przyjdzie na cały świat, by doświadczyć m ieszkańców ziemi. Przyjdę rychło: trzymaj co masz, aby nikt nie w ziął korony twojej. Tego, kto zwycięża, uczynię filarem w św iątyni Boga mojego i już z niej n ie wyjdzie, i w ypiszę na nim im ię Boga mojego i nazw ę m iasta Boga m ojego, nowego Jeruzalem, które zstępuje z nieba od Boga mojego, i nowe imię.
Kto m a uszy, niechaj słucha, co Duch m ów i do Zborów”
(Obj. Św. J a n a 5, 7—13)
J
eśli znaki czasu porów nam y, z tym , co m ów i o n ich Pism o Ś w ięte; w tedy niezbicie p rzekonam y m y się iż żyjem y w czasach ostatecznych. I w łaśn ie lis t te n p rzed e w szystkim skiero w an y je s t do ludzi w ierzących, żyjących w czasach ostatecznych.C hrześcijanie należący do Z boru w m ieście F i
ladelfii, byli ludźm i w iern y m i i całkow icie o d d an y m i Bogu. „Ty zachow ałeś słow o M oje i nie zaparłeś się Im ien ia M ego” — m ów i P an. Oni żyli i p ostę
pow ali zgodnie z w olą Bożą.
Słowo F ilad e lfia oznacza m iłość b ra te rs k ą i ona była cechą owego K ościoła — Z boru ludzi w ie
rzących, żyjących w tym m ieście. Z agadnienie m i
łości b ra te rs k ie j to sp ra w a szczególna, tu nie chodzi o m iłość do ro d ze ń stw a i k rew nych, ale o m iłość do b rac i i sióstr w Je zu sie C hrystusie. Z nane są słowa w ypow iedziane przez naszego P a n a : K iedy pow ie
dziano M u: że czek ają n a Niego m a tk a i b rac ia Je go i chcą z N im rozm aw iać, odpow iedział: „M atką m o ją i b raćm i m oim i są ci, k tórzy w y k o n u ją wolę O jca m ojego”. K to w iele radości przeżył ze swoim
4
Panem ten m iłu je braci. A postoł J a n zachęcał: „M i
łujcie się w zajem nie — bo Bóg nas n a jp ie rw u m i
łował”. ! ; f |
Dlaczego w śród chrześcijan ta k m ało je st m i
łości b ra te rs k ie j? D latego, że ta k w iele jest sam olub- stw a i egoizmu. P a n Ś w ięty jest, ale życzeniem Jego jest, abyśm y i m y Ś w iętym i byli, Bóg je st św iatło ś
cią i On nie chce, abyśm y w ciem ności grzechu cho
dzili. A postoł J a n w 1 liście ta k pisze (1,7) „Jeśli zaś chodzimy w św iatłości, ja k O n S am w św iatłości, społeczność m am y z sobą i k rew Je zu sa C hrystusa, Syna Jego, oczyszcza nas od wszelkiego g rzech u ”.
Być bez grzechu, istnieć bez grzechu je st niem ożli
we, ale m ożliw e je st strzec się złego i un ik ać go.
P an, k tóry nas um iłow ał, przez Słowo S w oje p rz y gotow uje nas do lepszego i św iętszego życia, b a r dziej podporządkow anego Bogu.
Być Św iętym — znaczy istnieć dla P a n a i być Mu całkowicie posłusznym . Czy P a n je st ju ż p u n k te m centralnym tw ojego życia? A postoł ta k pow iedział:
„Jezus u m a rł i sta ł się znow u żywym, aby ci, którzy żyją już nie dla siebie żyli, lecz dla Tego, k tó ry dla nich u m a rł i zm artw y ch w sta ł”. Istn ie jem y dla Boga, czyż to nie je st łask a? I to nas zobow iązuje, abyśm y do Jego dyspozycji oddali nasze osobiste życie.
Bóg w iern y je st Sw em u Słowu. To, co pow ie
dział, je st praw d ziw e i Je m u należy ufać. On chce, abyś sw ym i tro sk am i podzielił się z N im w m o d lit
wie. On dopomoże, ustrzeże od błędów, dla Niego nie m a nic niemożliwego.
Szanow ny C zytelniku! Czy P a n T obie m oże za u fać? Czy Sw oje serce oddałeś Je m u i czy stoisz w ie r
nie przy Jego słow ie? C zytaliśm y na początku, że
„Ten, k tó ry m a klucz D aw ida otw iera, a n ik t inny nie zam knie, a jeśli zam knie, n ik t nie otw orzy”. Sło
w a te w p ro w ad zają nas n a dw ór K ró la D aw ida.
D w orzanin El jakim — osobisty przyjaciel K róla, se
k reta rz n a dw orze królew skim posiadał klucze do skarbca i m iał dostęp do w ażnych dokum entów k ró lewskich. Oznaczało to, że droga do k ró la p ro w a d zi
ła przez E ljakim a. T ak je st i z C hrystusem : do O j
cowskiego serca w iedzie droga przez Jezusa. O n je st drogą. Jezus otw iera. On otw orzył serce Lidii, p ie rw szej chrześcijance n a kontynencie europejskim .
W dzień P ięćdziesiątnicy otw orzył serce dla 3000 osób, którzy rozpoczęli z Nim now e życie. Gdy On otw orzył serce, n ik t i nic nie je st w sta n ie go zam knąć. Nie pom ogą moc i chytrość szatańska. P o zostaje praw dą to, co On pow iedział: „N ikt M oich z ręki Mojej nie w y rw ie”.
K iedy A naniasz oszukał Boga i Zbór, d roga ła s
ki została przed nim zam knięta. S p otkała go kara.
Jezus otw iera, ale ty m usisz chcieć, to m usi być zgodne z tw o ją wolą. Jeśli zam kniesz sw oje se r
ce przed Nim, On może zam knąć d rzw i w ieczności przed Tobą n a zawsze. Mieć serce dla Je zu sa —- to znaczy m ieć serce o tw arte dla Bożej chw ały, lecz dla grzechu m usi być odtąd ono zam knięte. Bóg z upodobaniem spogląda n a tych, k tórzy są pod p o rząd kow ani Jego woli. Z nim i rozpoczyna życie pełne błogosław ieństw .
On zna tw oje życie, tw o ją w ia rę i m iłość. Czy chcesz być Jego w łasnością? On i ciebie chce p rzy
jąć do siebie. W ierzący ludzie w Zborze F ila d e lfij
skim posiadali pełne zrozum ienie Słow a Bożego. We w szystkich pokusach i dośw iadczeniach byli w iern i B ożem u Słowu.
P osłuszeństw o Bogu i Jego Słow u je st obow iąz
kiem n as w szystkich, jeśli go w ykonujem y, w tedy życie nasze sta n ie się błogosław ione. I cóż pom ógłby n a w e t najw ięk szy nasz w ysiłek, gdyby d rzw i r a ju pozostały zam knięte. To w ielk a łaska, że P a n je otw iera. A postoł P aw eł ta k n ap isał: „O tw orzyły się dla m nie w ielkie d rzw i”. I to je st św iadectw em — m ądrości naszego Boga, że klucza do nich nie oddał w ręce ludzkie. D latego pozostajem y u zależnieni ty l
ko od Niego. P an wie, że m am y m ało siły, ale On obiecał iż nam pomoże. S poleganie n a w łasnej mocy, m oże odłączyć nas od Bożych błogosław ieństw . Nie spolegajm y w ięc n a w łasnych siłach, ale o pomoc pro śm y Boga. Ż yjem y w czasach, w k tó ry ch ludzie nie chcą słyszeć, m ów ić i w iedzieć o Bogu. A le m nie w ia ra w Boga d aje radość, w ew n ętrz n e uspokojenie i siłę do dalszego postępow ania. G dy przychodzi p o kusa, św iadom ość, że P a n je st ze m ną, pozw ala m i zwyciężyć zło.
Ludzie często i n as otaczają i to za zezw oleniem P an a. N ajlepiej w idzim y to n a przykładzie losu m ęża Bożego H ioba. Nie zapom nijm y je d n ak , że ta k ie do św iadczenia sp a d ają n a nas po to żeby w ypróbow ać w iarę naszą. Czy w b re w w szystkim przeciw nikom ostoim y się, zachow am y w ia rę i pozostaniem y podpo- rząd k o k w an i w oli Bożej ?
P ism o Ś w ięte poucza n as: „że tym , któ rzy Boga m iłu ją ,. w szystkie rzeczy służą ku d o b rem u ”.
S pójrzm y na Je zu sa C hrystusa i sta ra jm y się Go naśladow ać. K iedy chodził po ziemi, m im o, że dobrze czynił, nie zn alazł u zn a n ia u w ielu otacza
jących Go ludzi. P rześlad o w ali Go, p róbow ali Go oś
m ieszyć. O n sam m u siał stw ierdzić ze sm utkiem , że
„lisy m a ją nory, a p ta k i gniazda swoje, lecz Syn Człowieczy nie m ia ł gdzieby głow ę sk ło n ił”. A je d n a k za złe odp łacał dobrem , n ien aw iść p o k ry w ał m i
łością. Złe dobrem zwyciężał. My je d n a k w olelibyś
my, ażeby n asza ra c ja nie była p o d aw a n a w w ą tp li
wość, żalim y się lu b d enerw ujem y, k iedy w yrządzą n am niespraw iedliw ość czy krzyw dę. W św ietle Bo
żego Słow a w idzim y jednak, że n ie tę d y droga, że ta k im postępow aniem sp raw y nie polepszym y. D la
tego ta k bardzo p o trzeb n a nam je st m iłość i cier
pliw ość, k tó re m usim y b rać z Bożych rąk . Tym, k tórzy n am źle czynią, m usim y przebaczać i sp raw ę Bogu zostaw ić. P rz y jd zie czas, że ci, któ rzy źle czynili, sta n ą p rzed Nim, Sędzią S praw iedliw ym , a nas u jrz ą w C hw ale Jego. K iedy P a n Jezus przebyw ał w śród uczniów Swoich, m ów ił im też o Sw oim odejściu do n ieb a i o pow tórnym p rzyjściu n a ziemię. P o tw ie rd z en ie tych słów o trzy m u ją uczniow ie z ust A nioła podczas W n iebow stąpienia Jezusa. „Ten J e zus, którego żeście w idzieli odchodzącego do nieba, te n p rzyjdzie znow u”. Owe anielsk ie słow a ukoiły ich ból i żal. O dtąd n ad z ie ja w stą p iła w ich serce;
„P an przy jd zie znow u”. O w a n ad z ie ja n a pow tórne przy jście P ań sk ie tow arzyszy ludow i B ożem u po przez w szystkie w ieki.
W F ilad elfii oczekiw ano P ana. Czy oczekujesz P a n a ? N a p o w tórne przyjście P ań sk ie m oże spokoj
5
nie oczekiwać tylko ten, kto p o je d n ał się z Bogiem i p rzy ją ł Je zu sa C h rystusa do serca jako swojego osobistego Z baw iciela. Jeśliś n ie p o je d n ał się z B o
giem, uczyń to dziś, dopóki czas łask i Bożej jeszcze trw a.
Żyjem y w okresie, o k tó ry m P a n Jezus p ow ie
dział: „Jeżeli przyjdę, izali zn a jd ę w ia rę n a ziem i’-.
Jesteśm y św iadkam i coraz w iększego ro zp rze strze
n ia n ia się obojętności w obec Bożego Słow a. W ielu ludzi nie w ierzy, niektórzy tw ierdzą, że w ia ra w Boga i Słowo Boże to są zagadnienia, k tó re się ju ż przeżyły.
To w szystko dla nas ludzi w ierzących, nie je st zasko
czeniem, to je st dopiero początek. P ism o Ś w ięte m ów i n am o czasach, kiedy ludzie będ ą chcieli w ia rę w Bo
ga całkow icie w yelim inow ać z życia i sw ojej św ia d o mości. Lud Boży będzie je d n a k zachow any od tych pokus i dośw iadczeń.
W ierzym y Bożym obietnicom i dlatego nie m a m y podstaw do obaw. Bóg je s t W szechm ogący i W szechobecny. C hw ała naszem u P a n u za to.
„P rzyjdę rychło; trzy m aj co m asz, aby n ik t nie w ziął korony tw o je j” — czytam y.
W róg — duch ciem ności — chciałby tę k oronę nam odebrać. K oronę, k tó ra uczyniła nas kró lam i i k a płanam i. Ś w iat w to nie w ierzy. P rzyjdzie je d n a k czas, kiedy ow ą koronę życia otrzym am y. O na jest odłożona dla każdego w ierzącego — dziecka Bożego.
Nie pozw ólm y jej sobie odebrać.
P iekło triu m fu je kiedy dziecko Boże odw raca się od Boga, kiedy tra c i „koronę życia”. Pism o Ś w ię
te opow iada n am w strzą sające h isto rie o ludziach, którzy pozw olili sobie ow ą koronę odebrać. Ś w ia
dectw em przew rotnego m istrzo stw a sz ata n a je st opętanie Judasza. Ja k im bólem w ypełniło się serce Jezusa, kiedy Jego uczeń u słu c h ał podszeptów s z a ta n a i zd radził sw ojego P a n a dla pieniędzy.
J a k bolesnym przeżyciem dla A postoła P aw ła było stw ierdzenie, że jego w spó łp raco w n ik Dem as um iłow ał św iat i odszedł od Boga. P odobnym p rz e
życiem dla A postoła P io tra było odejście dwóch członków jego Z boru, A n an iasza 1 Safiry, którzy ulegli pokusom szatań sk im i stra c ili k oronę życia.
M usim y zastanow ić się, co czynić, ażeby ow ą koronę zachow ać? O dpow iedź je s t p ro s ta : N ależy n a śla d o w ać Jezusa. T ylko O n m oże dopom óc n am w w alce z grzechem .
C zytaliśm y n a p o czątku: „Tego, kto zwycięża, uczynię fila re m — w św iąty n i Boga m ojego i już z niej n ie w y jd zie”. Bóg przez słowo Sw oje Ś w ięte — poucza n as ja k m am y znosić tro sk i i ciężary innych słabszych, lecz blisk ich sercu Bożem u ludzi.
Z adanie to pow ażne. B ądźm y b rać m i i siostram i dla naszych bliźnich, bądźm y dla każdego p rz y k ła dem . Tak w ielu je st zm ęczonych i niezadow olonych z życia. Bóg d aje n am m ąd ro ść i u m iejętność p ostę
pow ania. U kazał n am cel, do którego zdążam y: ży
cie wieczne.
Tu n a ziem i jesteśm y n a ra żen i n a niebezpieczeń
stw a. W róg naszych dusz n ie je st zmęczony. Lecz ch w ała naszem u P an u , że po w sze czasy należym y do Niego. Z łaski S w ojej w yw ołał n as Bóg z tego św ia ta i d a ł n am now e o byw atelstw o w K rólestw ie Swoim.
Bóg osiągnął w obec n as Swój cel. On je st d aw cą bogactw a i chw ały Sw ojej dla nas. I Je m u chce
m y służyć w y trw a le do końca dni naszych tu na ziem i, a potem w iecznie w C hw ale Jego. A le p r a gnieniem naszym je st abyś i Ty Drogi C zytelniku, p rz y ją ł nasze św iadectw o o łasce i m iłości B ożej;
abyś nie błąd ził i nie był ju ż w ięcej zdany n a w łas
ne siły.
W yznaj M u sw oje grzechy, oddaj M u sw oje se r
ce, a odczujesz radość i pew ność zbaw ienia. I o d tą d razem , w D uchu pokoju, służyć będziem y n a szem u P an u . D la radości naszej, dla d obra b liźnich i k u chw ale św iętego Im ie n ia Jego.
Kazimierz Muranty
„Kariera” Judasza J
udasz, syn Szymona, rodem zKariotty, był jak wszyscy lu
dzie niegdyś dzieckiem. Posia
dał dom rodzinny. Rodzice, jak wszyscy rodzice, otaczali go opieką, wprowadzali w życie, m arzyli o szczęśliwej przyszłoś
ci swego dziecka, myśleli o je
go karierze. Pomogli mu w zdobyciu zawodu, być może był to zawód kupca. Wyposa
żyli go w określoną w arunka
mi społeczno-religijnymi, w ie
dzę o życiu, o Bogu, o w artoś
ciach moralnych. W pewnym stopniu ukształtowali jego po
stawy, pragnienia, dążenia. J u dasz był Żydem, żył w okre
ślonych historycznie czasach.
Palestyna pozostająca pod rządami Idumejczyka pełnego samowoli i okrucieństwa, na
rzuconego przez władze okupa
cyjne na króla, rozbita teryto
rialnie za jego następców, po
grążona w zawiłościach Tory, faryzejskim formaliźmie, du
sząc się z braku żywszego po
wiewu Łaski Bożej (od wielu już lat nie słyszano o działal
ności proroków), oczekiwała resztką nadziei spełnienia obietnicy o przyjściu Mesjasza i wyzwolenia narodu. Nikt w owym czasie nie utożsamiał oczekiwanego Mesjasza z po
stacią, którą opisując, 700 lat.
temu, Izajasz sam zaniepoko
jony pyta: „Któż uwierzy te
mu cośmy usłyszeli?”. „Na kim że się ramię Jahw e obja
wiło?”.
„On wyrósł przed nami jak
by drzewina i jakby korzeń z wyschniętej ziemi. Nie miał On ani wdzięku ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał.
Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, mąż boleści, oswo
jony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się tw arze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic. Lecz On się obar
czył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłosta
nego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zba
w ienna dla nas, a w Jego ra
nach jest nasze zdrowie.
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Jahw e zwalił na Niego w iny nas wszystkich”.
„Po udręce i sądzie został usunięty; a kto się przejmie J e go losem? tak! Zgładzono go
z krainy żyjących; za grzechy mego ludu został zabity na śmierć...”
„... i policzony został między przestępców. A on poniósł grze
chy wielu i orędując za prze
stępcami” (Izajasz 53,1—6,8 ;12).
I Judasz nie oczekiwał ta
kiego Mesjasza. W pewnym momencie swego życia spotkał Jezusa. Znalazł się w gronie uczniów proroka z Nazaretu Był świadkiem cudownych uzdrowień nieuleczalnie cho
rych, wypędzania demonów z opętanych. Słyszał słowa prze
dziwnej mądrości, budzące nie
znane mu dotąd pragnienia, dą
żenia. Być może pokochał i uwierzył w Jezusa-Mesjasza.
Powołanie Judasza i jego na
wrócenie nie są w Ewangelii opisane. Spotykamy w tek
stach ewangelicznych jego imię dopiero w czerwcu 28 r.
naszej ery. Wówczas znalazł się bowiem już w gronie najbliż
szych Mistrzowi. „Całą noc spę
dził (Jezus) na modlitwie z Bogiem, a gdy nastał dzień przywołał do siebie swych uczniów, w ybrał z nich dwu
nastu i nazwał ich apostoła
mi” (Łuk. 6,12—13). „Mieli być przy Jego boku stale, by mógł ich później wysłać, aby głosili Ewangelię. Mieli też posiadać moc leczenia chorób i w ypę
dzania demonów. Ustanowił więc tych oto dw unastu; Szy
mona.. , ... i Judasza z K ariot- tu, tego który Go potem zdra
dził” (Mk. 3,14—19). Judasz apostoł jest przy boku Jezusa około 2 lata. W lutym 29 ro
ku, w okresie samodzielnej pra
cy misyjnej apostołów, praw dopodobnie tak jak i inni apo
stołowie, uzdrawia w imię J e zusa, wygania demony z opę
tanych (wg. tekstu Ew. Mk. 6, 7—13). Jako dobry organizator, może i fachowiec, pełni w gro
nie apostołów rolę intendenta i skarbnika. Jego kariera zda się być szczytem marzeń niejed
nego z uczniów. Człowiek, któ
rego zbawienie zdaje się być
najpewniejszym. Jeden z dw u
nastu najbliższych Mistrzowi.
Darzony zaufaniem całego ze
społu uczniów i apostołów, dys
ponujący funduszami „organi
zacji”.
Gdyby Jezus był tym Mesja
szem, jakiego wyobrażali sobie Żydzi, gdyby był ucieleśnie
niem ludzkich m arzeń o szczęś
ciu i dobrobycie doczesnym, wówczas Judasz miał zapew
nione wysokie stanowisko pań
stwowe. Ale drogi Boże nie są jak drogi ludzkie, a myśli Bo
że jak myśli ludzkie.
W czerwcu 29 roku, jest J u dasz naocznym świadkiem cu
downego rozmnożenia chleba (Jan 6). Widzi pełne uwielbie
nia tłum y pragnące obwołać Jezusa królem. Jest to chyba najszczęśliwszy i najbardziej tragiczny dzień jego życia. Być może znajduje w tedy potw ier
dzenie swych ludzkich m nie
mań o trafności wyboru drogi życiowej, widzi w najpiękniej
szych barwach swoją karierę.
Na pewno nie może zrozumieć i jest zaniepokojony ucieczką Mistrza przed rozentuzjazmo
w anym tłumem. Ale najgorsze przyszło dnia następnego.
„Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, ma życie wieczne, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym bo ciało mo
je jest prawdziwym pokarmem, a krew m oja jest praw dzi
wym napojem ” ... „Duch jest tym, który ożywia; ciało na nic się nie przyda. Słowa, któ
re do was wypowiedziałem, duchem są i życiem” (Jan 6,54—56,63).
„Twarda to mowa! Któż jej słuchać może” (Jan 6,61).
Straszliwy zawód. Stanęli oko w oko z rzeczywistością, usły
szeli prawdę, która ich nie po
ciągała, była sprzeczna z ich ludzkimi marzeniami, w yzna
w aną filozofią życia. Tak, nie z tego świata jest królestwo Mistrza! Spojrzenie naw et na spraw y w iary przez pryzm at przyziemnych, m aterialnych ko
rzyści to rzeczywiście słowa nie
zrozumiałe. I religia naw et n aj
prawdziwsza, najbardziej orto
doksyjna, może być dla pseudo- wierzących tylko funkcją m a
terialnej koncepcji świata, która tkwi w podświadomości um y
słów nie ożywionych Duchem Bożym. To nie paradoks, że w y
obrażenia o niem aterialnej isto
cie zjawisk religijnych, kult nie
m aterialnych demonów, czy pseudo w iara w Boga, są w n aj
głębszej treści jedynie funkcją doczesnej koncepcji życia. 1 uciekać się wówczas trzeba, do pojęć o nadnaturalnym che- miźmie najświętszego z sakra
mentów. Perfidia szatańskiego kłamstwa polega właśnie na tym, żeby ludzkim tęsknotom za prawdą, szczęściem nadać kształt ograniczający je do m a
terialnych, doczesnych celów.
I Judasz, apostoł, doświad
czający na sobie mocy Bożej, w tym właśnie momencie ży
cia, należy do tych, którzy opuszczają Mistrza. „Od tej chwili wielu z jego uczniów wycofało się i odwróciło — i już mu nie towarzyszyli” (Jan 6,66). Bunt, wściekłość, zawód, rozpacz miotają jego duszą.
Jego własne „ja” nie obumar
ło, nie może pogodzić się z m i
stycyzmem wysuwanych przez Mistrza celów życiowych. Mo
że właśnie miłość pieniędzy, służba demonowi mamony, ten nie zerw any jeszcze pomost łą
czący go z życiem starego, cie
lesnego człowieka, oddzieliły go od Łaski Bożej i stały się po
wodem odstępstwa. Odstęp
stwo duchowe, pomimo fizycz
nej obecności w gronie aposto
łów jest źródłem kolejnych je
go przestępstw i ostatecznej zdrady Mistrza. Zbyt jednak głęboko był już zaangażowany w sprawy dotyczące Jezusa, żeby mógł odejść jak inni. Za
kosztował mocy Bożej, pokoju i radości społeczności z Jezu
sem, nic piękniejszego i lep
szego ponad to nie umiałby już w świecie znaleźć. Mógł więc powtórzyć za Piotrem : „Panie do kogóż pójdziemy?” Chciał jednak zrealizować w swym życiu hasło służby Bogu i m a
monie. Chciał pogodzić cieles
ność z duchownością, osobiste cele życia ziemskiego z celami Bożymi. Przy świętym ogniu upiec i własną pieczeń. Lecz oszukać można tylko ludzi.
„Czyż j,a was wszystkich dw u
nastu nie w ybrałem ? A jednak jeden z was jest szatanem.
Miał (Jezus ) na myśli Judasza, syna Szymona Iszkariota, któ
ry go miał zdradzić, a był jed
nym z dw unastu” (Jan 6,70—
71). Kradzieże ze wspólnej ka
sy, obłudna troska o biednych wspomniana w Ew. Jana 12,4—7, to objawy moralnego rozkładu duszy byłego aposto
ła, przebywającego jeszcze przy boku Jezusa przez okres około 10 miesięcy W wielką śro
dę 5 kw ietnia 30 roku, Judasz ostatecznie dopełnia swej zdrady. Ofiarowuje swe usłu
gi kapłanom za śmiesznie niską kwotę 30 srebrników — koszt jednego ubrania, cena grzyw
ny płaconej za śmierć niewol
nika. Chyba nie tylko chciwość była motywem zdrady. W praw
dzie była ona źródłem („korze
niem ”) zła, które zagnieździło się w sercu Judasza — „Bo przywiązanie do pieniądza jest korzeniem wszelkiego zła...”
(1 Tym. 6,3—10) —• ale w sa
mym akcie zdrady biorą chyba udział te wszystkie silne na
miętności, które pchają ludzi do największych zbrodni; zawiść, pycha, nienawiść i zemsta, po
wstała na tle zawiedzionych na
dziei na realizację własnych, osobistych celów .
Następnego dnia, w wielki czwartek — ostatnia próba bez
granicznej miłości Bożej. J e zus, już sprzedany i zdradzo
ny, podaje swemu oprawcy ką
sek ze wspólnej misy. Na wschodzie jest to zwyczaj i w y
raz serdeczności, przyjaźni. W Judasza w stępuje szatan. Ob
łędna, mroczna nienawiść do swego Zbawcy. „...A wówczas ostateczny stan takiego czło
wieka staje się gorszy od pierwszego” (Łuk. 11,24—26).
Po tym Getsemane, zdra
dziecki pocałunek i tragicznie obrzydliwy koniec Judasza.
Spóźnione refleksje, świado
mość dokonanych zbrodni, w yrzuty sumienia, zbyt późne usiłowanie napraw y zła i bez
nadziejny akt gwałtu na włas
nym ciele. „Widząc, że skaza
no Jezusa, Judasz, jego zdraj
ca, dręczony w yrzutam i su
mienia, odniósł swe trzydzieś
ci srebrników kapłanom i star- szyźnie mówiąc: zgrzeszyłem wydając krew niewinną. Ci zaś odparli: Co nam do tego? To tw oja sprawa! W tedy rzucił srebrniki do świątyni i odda
liwszy się poszedł się powie
sić” (Mat. 27, 3—5). „... a po
tem upadłszy głową naprzód rozpękł się na poły, a wszyst
kie wnętrzności zeń w ypłynę
ły ” (Dz. Ap. 1,19).
Tak jest! — „Kto stara się zachować duszę swoją, straci ją, a ktoby stracił duszą swoją dla Mnie, znajdzie ją. Kto nie bierze krzyża swego i nie idzie za Mną nie jest Mnie godzien”
(Mat. 10,39, 38).
Był dzieckiem, młodzieńcem, mężczyzną. Jego duszę kształ
towali rodzice, naród, epoka.
Spotkał na swej drodze Jezusa, uwierzył, głosił Ewangelię, czy
nił cuda, ale nie chciał wyrzec się swych przyziemnych dążeń.
Sam dokonał wyboru, wolną nieprzymuszoną wolą zadecy
dował o losach swej kariery ziemskiej i wiecznej.
Zwolennicy nauki o prede- stynacji próbowali by może w tym miejscu twierdzić, że los jego i tak był przesądzony, po
nieważ już prorocy przepowie
dzieli wyżej opisane fakty. Jak wszystkie teorie ludzkie tak i teorie o determ inacji i prede- stynacji w ynikają z cielesnych, m aterialistycznych koncepcji życia. Zarówno bowiem myśli człowieka i jego wyobrażenia nie mogą wykroczyć poza gra
nice dwóch elem entarnych w y
znaczników m aterii — czasu i przestrzeni. Uchylone zaś pro
rokom rąbki tajem nic i planów Bożych, planów poza czaso
wych i poza przestrzennych, w sensie wiecznej t e r a ź n i e j s z o ś c i i b e z w y m i a r o w e g o bytu, oparte są prze
cież, nie na rozumowaniu ludzkim, lecz na wszechwiedzy Bożej, która widzi losy człowie
ka od początku do końca, bez potrzeby wyznaczania z góry jego każdej reakcji, bez po
trzeby przew idyw ania t e g o ,
c o j e s t .
Nie można więc mówić o przeznaczeniu Judasza do roli zdrajcy, ale jedynie o wszech
wiedzy Bożej, świadomej faktu tej zdrady jeszcze przed po
jawieniem się Judasza na are
nie dziejów ludzkości. Niezdol
ni jesteśm y na pewno prym i
tyw nym rozumem ludzkim oce
nić mądrości planów Bożych, które są niezmienne a jednak pozostawiające maleńkiej, k ru chej istocie, jaką jest człowiek, pełną swobodę wyboru dobra lub zła, wolną wolę, która nas upodabnia do Stwórcy.
Niewiele fragm entów Ewan
gelii poświęconych jest postaci Judasza, lecz jest ich dostatecz
nie dużo, by mogły stanowić ostrzeżenie dla nas wierzących ostatnich dni. „Nieprawość wzrośnie i dlatego oziębnie m i
łość u bardzo w ielu” (Mat.
24,10—14). Judasz był przecież apostołem. „Nie każdy, kto mó
wi Panie, Panie! — wejdzie do królestw a niebieskiego', lecz ten, który spełnia wolę Ojca, który jest w niebiesiech. Wie
lu powie mi w owym dniu;
Panie, Panie! Czyż nie proro
kowaliśmy w Twoim imieniu?
Czyż nie zdziałaliśmy w tw o
im imieniu wielu cudów? A ja wówczas oświadczę im pu
blicznie: Nigdy nie znałem was; idźcie precz ode Mnie wy, co nieprawość czynicie” (Mat!
7,21—23).
„Bo wielu jest wrogów K r z y ż a C h r y s t u s o w e go, o których wam już często wspominałem, a dziś mówię ze łzami. Końcem ich będzie za
tracenie, bogiem ich jest brzuch, a chwała w tym, czego winni się wstydzić, a myśli (dą
żenia) ich są przyziem ne” (Fi
lip. 3,18—19).
B. J.
Słuchajcie audycji radiowej
„GŁOS EWANGELII Z WARSZAWY"
o godz. 17.15 na fali 31 m
codziennie z wyjątkiem piątku o godz. 20.45 na fali 41 m
codziennie z wyjątkiem środy i piątku