• Nie Znaleziono Wyników

•M W arszm a, 5 Kwietnia 1891

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "•M W arszm a, 5 Kwietnia 1891"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

• M

1 4 . W

arszm

a, d. 5 Kwietnia 1891 r . T o m X .

T Y G O D N IK P O P U L A R N Y , P O Ś W IĘ C O N Y N A U K O M P R Z Y R O D N I C Z Y M .

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie: rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10

półrocznie „ 5

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie:

Aleksandrowicz J., Deike K „ Dickstein 8., Hoyer H., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., Kramsztyk S.,

Natanson J., Prauss St. i Wróblewski W ._____

„W szech św iat" przyjm uje ogłoszenia, których treśó ma jak ikolw iek związek z nauką, na następujących warunkach: Z a 1 wiersz zw ykłego druku w szpalcie albo jego m iejsce pobiera sie za pierwszy raz kop. 7'/i.

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

^ d r e s 2=5ed.a,icc3ri: I K r a lc o -w s łs ie -I F r z e d .n a .ie ś c ie , 2>Tr 6 6 .

0 zastosowania barwników

D O B A D A Ń M IK R O S K O P O W Y C H

U S T R O J U Z W IE R Z Ę C E G O .

G d y p rze d 50 laty położone zostały przez T . Schwanna podstawy do rozw oju n ow o ­ czesnej h istołogii, t. j. nauki o składzie ustroju zw ierzęce g o z pew n ych u kształto­

w anych pierw iastk ów c z y li kom órek, dają­

cych się tylk o zapom ocą silnie p ow iększa­

ją cych p rzy rzą d ó w optycznych dokładnie rospoznać, n ietylko te ostatnie, c z y li m ik ro ­ skopy p rzedstaw iały jeszcze w ielk ie braki, ale i sposoby p rzy go to w yw a n ia okazów ba­

danych p rzy ich pom ocy b y ły jeszcze zupeł­

nie pierw otn e. Części płynne, ja k np. krew i lim fę i delikatne błoniaste tw o ry można b yło w cienkich warstwach pomieścić p o ­ m ięd zy szkiełkam i i bespośrednio rospatry- wać pod m ikroskopem . Z części tw ardych, ja k chrząstka, otrzym yw an o z łatw ością cien kie skraw ki zapomocą b rzytw y, lecz z układu n erw ow ego, m ięśniow ego, ścię­

gien i w iększój części w ew nętrznych orga­

nów niepodobna było p rzygotow a ć skraw ­ ków przydatnych do badania m ikroskopo­

wego. Badacze b y li w ięc zniew olen i albo do w ycin ania zapom ocą nożyczek małych ka w a łk ów z m iękkich organów i następnego ich rosskubywania zapomocą ig ie ł na naj­

drobniejsze cząstki, albo do przyrządzania skraw ków z organów zasuszonych, które po zm oczeniu wodą od zysk iw a ły poniekąd fo r­

mę pierw otną. Z niektórych części o trzy ­ m yw ano ostatnią drogą dość zadawalniające rezultaty, ja k np. ze ścian kiszkow ych, na­

czyń krwionośnych, ścięgien i in., drobn iej­

sze zaś szczegóły w tak zm ienionych tw o ­ rach w zupełności się zacierały. S tw ardza- jące własności w yskoku b y ły w p ra w d zie ju ż oddawna znane, lecz skraw ki z preparatów zgęstniałych w tym płyn ie z pow odu małój przezroczystości n ie b y ły wtenczas je s z ­ cze przydatne do badań m ikroskopow ych.

S kraw ki, tw ory błoniaste i strzępki, o trzy­

mane przez rosskubanie, zw ilżan o wodą stu­

dzienną i podkładano pom iędzy szkiełkami w prost pod m ikroskop. Z odczynników sto­

sowano tylk o kwas octow y i w odny rostw ór jodu (p ły n L u go la ).

W ciągu pierw szych 20 lat opisana tech­

(2)

o Ni- 14.

n ik a n ie w ie lk ie p o czyn iła postępy. D o p ie ­ ro pod koniec tego pierw szego okresu r o z ­ w o ju h isto lo gija zyskała k ilk a cennych p rze tw o ró w , znakom icie u łatw iających ba­

danie, a m ian ow icie kwas i sole chrom owe, g lic ery n ę i barw n ik karm in ow y. J ed n o cze­

śnie konstru kcyja m ikroskopów znakom icie została ulepszoną, a lb o w iem zaczęto składać o b je k ty w y ze stałych kom binacyj kilku so­

czew ek w m iejsce daw nych dow oln ie zm ien ­ nych, a w k ró tce nastąpiło także odkrycie

„im e rsy jn y ch ” c z y li zanurzanych o b jek ty- w ów , w ym agających pom ieszczenia krop li w o d y p o m ięd zy dolną ich soczew ką i szk ieł­

k iem p rz y k ry w k o w e m okazu m ik roskopo­

w ego . P o tych w ażnych nabytkach techni­

ka m ik roskopow a ro z w ija ła się szybko, c z y ­ niąc o lb rz y m ie postępy. P o karm inie p o ­ zysk ała n a jp ierw dru gi skuteczny ba rw n ik, odzn aczający się w ielk iem i zaletam i, t. j.

hem atoksylinę, le c z szyb ki ro zw ój chemii b a rw n ików sm ołow ych, c z y li t. zw . anilin o­

w ych dosta rczył w k rótk im czasie w ie lk i zapas n ajcenn iejszych n ow ych p rze tw o ró w barw iących. Jednocześnie zaczęto zamiast w g lic e ry n ie zam ykać ok a zy m ikroskopow e w p rzezroczy stych lakierach i balsamach.

N astąpiło dalej o d k ry cie m ikrotom ów zna- ! kom icie u łatw iających p r zy g o to w y w a n ie n ajcieńszych skraw k ów , n iezm iern ie szyb- j k ie udoskonalenie tych p rzy rz ą d ó w , u le p ­ szenie sposobów stw ardzania m iękkich o r ­ ga n ów , ich zatapiania w celo id yn ie i para­

fin ie i t. d., tak, że z nader elem entarnej m e­

to d y k i w y t w o r z y ła się w stosunkowo k ró t­

kim czasie bard zo obfita i za w iła technika z całym arsenałem p rze tw o ró w i p r z y rz ą ­ d ó w pom ocniczych. D a w n iej na stole ba­

dacza h istolo giczn ego p rócz m ikroskopu, lup, n arzędzi, k ilk u sło ik ó w z p rze ch o w y- j w anem i organam i zn a jd o w a n o ty lk o szczu­

płą liczb ę naczyń z odczynnikam i, a m iano­

w ic ie z rostw orem jo d u , karm inu, kwasu octow ego i g lic ery n ą . O becnie stó ł i szafy są zapełn ion e setkam i różnych p rze tw o ró w , m nóstwem p rzy rz ą d ó w m echanicznych, m i­

krotom am i i t. p.

R ó w n o le g le z tym ro z w o je m techniki p o ­ stąpiła także ścisłość i dokładność spostrze­

żeń d o kon yw an ych p rzy jć j pom ocy. P y ­ tania, pozostające d a w n iej w zawieszeniu, lub dające się ro zw ią za ć ty lk o p rzy w ielk iej

w p ra w ie i zręczności badacza i nader m o­

zoln ej i zaw iłój m anipulacyi, obecnie nie- ty lk o zam ien iły się na stanowcze fa k ty, ale m ogą bez w ie lk ie g o trudu być rosstrzygnię- te przez początkującego histologa. Usku*

teczniają się teraz w pracow niach b i o l o ­ giczn ych prace, o k tórych w ykonaniu daw ­ n iej zaledw ie m arzyć sobie pozw alan o. Jako p rzy k ła d przytoczę tylko n iep rzerw an e sze­

regi, czyli seryje najcieńszych skraw ków z nader nikłych ciał, np. z zarodków , lub ja j zw ierzęcych okazujących często rozm ia­

ry m niejsze od jed n eg o m ilim etra. N ie za­

braknie w tych szeregach ani jed n eg o o gn i­

wa c z y li skrawka; n ajd robn iejsze szczeg óły dają się u w ydatnić w każdym skrawku, a p rzy pom ocy rysunku i m odelow ania mo­

żna z tych szeregów skom binować (za p o ­ mocą tak zw anój rekon stru kcyi) w ierny, zna­

cznie pow iększony m odel badanego okazu.

P r z e d 30 laty starsi lek a rze spoglądali jeszcze z w ielkiem niedowiarstwem , a naw et lekcew ażeniem na ówczesną h istologiją, uw ażając badania m ikroskopow e raczej za piękną zabaw kę i rodzaj dodatkow ej ozdo­

b y nauki, an iżeli za je d e n z podstaw ow ych jó j środków pom ocniczych. U w yd atn iające się ju ż wtenczas potężne oddziaływ anie tych badań na anatomiją patologiczn ą i pa- to lo g iją ogólną zb y w a li frazesem, że pod m ikroskopem można dostrzedz wszystko, co się ty lk o spodoba, c z y li innem i słowam i, że spostrzeżenia m ik roskopow e p rzew ażn ie się składają z fantastycznych urojeń badaczów.

G d y przed ro zw ojem obecnej techniki i w y ­ doskonaleniem m ik roskopów podobny za ­ rzu t m ógł w ydaw ać się do pew nego stopnia je s zc ze u spraw ied liw ion ym , to obecnie „z łu ­

dzenia o p tyczn e” dośw iadczonych badaczów należą ju ż do rzadkości. W ich ręku m i­

kroskop stał się potężnem i niezbędnem na­

rzędziem nauki, która w ostatnich d ziesiąt­

kach lat dokonała fundam entalnych p r z e ­ w ro tó w w m o rfo lo g ii zw ierzą t i roślin, ja k ró w n ież i w nauce o przyczyn ach chorób.

W iad om ości o rozm nażaniu się kom órek, o istocie procesu zapłodnienia, o ro zw o ju organizm u i je g o części składow ych p o czy ­ n iły zad ziw ia ją ce postępy, m edycyna zaś zyskała w badaniach ba k teryjo logiczn ych zu pełn ie n ow e podstaw y do zapobiegania chorobom zakaźnym (szczególn ie p rzy ope-

(3)

N r 14.

ra cyja ch ) i do racyjonalnego postępowania leczn iczego. G d y obecnie osoba roszcząca pretensyją do znajom ości m edycyny, lub nauk przyrodn iczych p o z w o li sobie odezwać się z lekcew ażen iem o odkryciach mikro*

skopow ych, można je j bez cerem onii w y t­

knąć rażącą ignorancyją i zarozumiałość.

B ez dokładnej znajom ości m ikroskopowej budow y ustroju zw ierzęcego i bez sztuczne­

g o zabarw iania m ikrobów , w ykazanie udzia­

łu tych ostatnich w powstawaniu objaw ów ch orobow ych b yłob y n iem ożliw em , pomimo w szelkich postępów h od ow li m ikrobów . Ze sztucznej h od o w li można ostatnie przenieść na szkiełka i w żyw ym stanie bespośrednio zbadać pod mikroskopem , przyczem liczne ich gatunki odznaczają się nader żyw em i i ch arakterystycznem i ruchami. A ż e b y j e ­ dnak te same drobniutkie tw o ry po zaszcze­

pieniu pod skórę odnaleść w e k rw i lub w tkankach, ażeby w ykazać spow odow ane p rzez ich obecność zm iany chorobow e (z a ­ palenie, rospad i t. p.), należy p rzy pomocy odpow iednich środków p rzygotow ać cienkie skraw ki z dotkniętych narządów i zaw arte w nich m ik rob y uw ydatnić za pośredni­

ctw em charakterystycznego zabarwienia.

N ie mam p o trzeb y dodawać tutaj, źe każdy w p ra w n y badacz z łatw ością zdoła odróż­

nić zabarw ion e m ik ro b y od przypadkow o pow stałych osadów, od gru dek kryształów barw n ika i innych zanieczyszczeń.

P rzy to c z o n e p rzy k ła d y dostatecznie w y ­ ja śn iają znaczenie techniki histologicznej,

w szczególności zaś m etody barw ienia, dla o góln ego postępu nauki, a m ianow icie dla ro zw o ju różnych d zia łów m o rfolo gii i m e­

dycyn y. P o n ie w a ż wspomniana gałąź tech­

n ik i m ikroskopow ej tak jest doniosłą i do tak pow ażn ych doprow adziła rezultatów , m ożna się spodziewać, że krótki opis tej

m etody i zestaw ienie głów n ych zasad, na których jó j zastosowanie się opiera, za cie­

ka w i pewną liczb ę czyteln ików niniejszego pisma. Z a p ew n e jednak nie w szyscy z nich dokładn ie są obeznani ze sposobami bada­

nia m ikroskopow ego. D la tego też uważam za stosowne, opis m etody barw ienia p op rze­

d zić k ilkom a słow am i o ogólnych zasadach spostrzegania p rzy pom ocy mikroskopu.

K ażdem u w iadom o z własnego doświad­

czenia, że drobne przedm ioty w takim tylk o

razie m ogą być dokładnie zbadanemi pod w zględ em kształtu, składu i własności z e ­ w nętrznych, je ż e li są dobrze oświetlone.

Ciała mniej w ięcej przezroczyste, lub p r z y ­ najm niej prześw iecające dają się w tym w zględ zie łatw iej rospoznać, aniżeli mętne i n ieprzezroczyste. Ostatnie stają się w i- dzialnem i tylk o przez prom ienie, które od ich pow ierzch ni się odbijają; im w ięcej p ro ­ mieni ja k ie ciało pochłania, tern ciem niej- szem w yd a je się je g o zabarw ien ie i tem mniej w yraźnem ukształtowanie je g o po- wiex-zchni. C ia ła n ieprzezroczyste p rze d ­ staw iają pod mikroskopem postać czarnej b ryły, je ż e li lustro oświecające tak będzie ustawione, ja k to m iewa miejsce p r z y zw y- czajnem badaniu, albow iem na jasnem tle pola m ik roskopow ego dostrzeżem y tylk o obrysy ciem nej masy w ypełniającej część tego pola. Chcąc rospoznać ukształtowanie pow ierzch n i badanego ciała, np. n iep rzezro­

czystego ja jk a żaby, należy lustro odw rócić tak, ażeby pole w idzen ia było zaciemnione;

w ted y p rzy dobrem ośw ietleniu przedm iotu światłem z g ó ry padającem, a zatem p rzy pom ocy prom ieni odbitych, zdołam y czasami rospoznać niektóre szczegóły, lecz niezbyt drobne, albow iem takie badanie daje się tylk o uskutecznić p rzy zastosowaniu sto­

sunkowo słabych powiększeń. W d a w n iej­

szych czasach podobny sposób badania czę­

ściej b y w a ł stosowanym, obecnie zaś tylko rzadko się używa, poniew aż innemi środ­

kam i można często otrzym ać lepsze rezu l­

taty. W ięk sza część przedm iotów rospa- tryw an ych pod m ikroskopem przyrządza się obecnie w taki sposób, że ja k o mniej w ięcej przezroczyste mogą być rospatryw a- ne w św ietle przechodzącem . T u ośw ietle­

nie byw a n ierów nie silniejszem i warunki rospoznania budowy ciała odpow iedn io ko- rzystniejszem i. Z a lety tak iego ośw ietlenia dobitnie u jaw niają się p rzy porów naniu ru rk i szklanej z rurką metaliczną: próżnię w pierw szój ła tw o poznać p rzy zwróceniu jó j do św iatła, gd y tymczasem druga pozor­

nie nie odróżnia się od masywnego pręta i dopiero na przecięciu poprzecznem u ja­

wnia swą form ę.

W ie lk a przezroczystość przedm iotów ba­

danych pod m ikroskopem przedstawia j e ­ dnak pew ne ujemne strony, znacznie utrn

211 WSZECHŚW IAT.

(4)

212 W SZECHŚW IAT.

dniające rospoznanie pierw iastk ów , z k tó ­ rych ok a zy te są złożone. W ustroju z w ie ­ rzęcym p ew n e tw o ry , ja k np. błona ro go w a i soczew ka oka okazują w stanie życia tak zupełną przezroczystość, ja k czysta p łyta szklana, pomimo, że są złożon e z nader ró ż ­ n orodnych części. Z a w iła ich budowa u w y ­ datnia się dopiero p r z y pośmiertnem zm ę­

tnieniu, ja k o następstwie sam odzielnego krzepn ięcia c ia ł białkow atych , albo lepiój jeszcze po zastosow aniu pew n ych p r z e tw o ­ ró w chem icznych, szczególn ie kw asów . P ie r w o tn a przezroczystość tych ciał pocho­

d zi stąd, ż e w szystkie części składow e przed sta w ia ją je d n a k o w y w spółczynnik za ­ łamania. P ro m ie n ie św iatła przechodzą p rze z p rzed m io ty zło żo n e z cząstek o r ó ­ w nym w spółczyn n iku bez załamania, lub zboczenia na g ra n icy tych cząstek, t. j. tak, ja k p rzez jed n o ro d n e przezroczyste ciało np. p ły tę lub b ryłk ę szklaną. J eżeli np.

k u lk ę lub pręcik ze szkła białego pom ieści­

m y w p ły n ie przedstaw iającym je d n a k o w y ze szkłem w spółczyn n ik załam ania (n a p rzy- kład w zgęszczon ym o lejk u ced ro w ym ), ku lka i p ręcik zn ik ają dla naszego w zroku.

Rospatru jąc pod m ikroskopem p rzedm iot przezroczy sty, ro zró żn ia m y w nim o d d z ie l­

ne części ty lk o dlatego, że okazują różne w sp ółczyn n iki załamania. D o strzega m y tam w istocie ty lk o ciem n iejsze i jaśn iejsze m iejsca i prążki, u w ydatniające się wskutek za łam yw a n ia i odbijan ia się prom ieni na g ra n icy cząstek o różnej gęstości i różn ym skład zie i z tak m ało określon ego roskładu św iatła i cienia staram y sobie u łożyć obraz rzeczy w istego upostaciow ania przedm iotu.

R z e c z prosta, że tu się o tw iera pole do n aj­

różn orodn iejszych złu dzeń i błędnych w nio­

sków, tem b ardziój, że najistotniejsze części składow e przedm iotu badanego m ogą p rze d ­ stawiać w sp ółczyn n ik załam ania nie ró żn ią ­ cy się w ca le od otaczającego j e płynu. (T a k też rurka szklana w yp e łn io n a gęstym o le j­

kiem ced row ym przedstaw i postać je d n o ­ rod n ego pręcika). Każdem u, k tóry, choćby ty lk o pobieżnie, m iał do czyn ien ia z m ik ro ­ skopem, w iadom o, że p ęch erzyk i p o w ie trz ­ ne zam kn ięte w p ły n ie pom ięd zy szkiełkam i p rzed sta w ia ją w ś w ietle przechodzącem p o ­ stać ku l o szerokich ciem nych obrysach.

Pod o b n e o b ra zy tw o rzą k ro p le tłuszczow e,

lub gru dki ciał stałych silnie załam ujących św iatło. R óżnorodn e ciała, t. j. pow ietrze, p ły n i ciało stałe m ogą więc w ydaw ać z g o ­ dne obrazy wskutek silnego załam yw ania się i rospraszania prom ieni św ietlnych p rzy przejściu z w od y do pow ietrza, lub do in ­ n ego płynu albo do ciała stałego o w yso ­ k im w spółczynniku załamania. J eżeli w gę- stawój zaw artości kom órki skupi się w ielk a liczb a blisko siebie ułożonych kropel, d o ­ strzeżem y raz pozorn y obraz siatki, dru gi raz ziarenka ja k b y pom ieszczone w płynnój masie, stosownie do w spółczynnika załama­

nia k ro p e l i otaczającego j e ciała; je ż e li k ro p le silniój łam ią św iatło, czynią w ra że­

nie ziarn, je ś li zaś słabiój, przedstawiają się ja k o oczka pośród w łóknistej sieci.

(dok. nast.).

H . Hoyer.

N r 14.

0 winie z winogron.

(Dokończenie).

N iek orzystn y w p ły w p o go d y letn ićj i j e ­ siennej pociąga za sobą niedostateczne d o j­

rzew a n ie ja g ó d ; n iedojrzałe zaś owoce, ja k w iadom o, odznaczają się obfitością w oln ych kw asów organ icznych , garbnika i p ek to zy nierospuszczalndj, zarów no ja k małą za­

w artością cukru i ciał rospuszczalnych, składających ekstrakt, ja k białka, pektyny rospuszczalne, gum y, etery, tłuszcze i t. p.

T y m sposobem w in iarz ma w sw ojem ros- porządzeniu sok, za w iera ją cy niedostatecz­

ne ilości cukru i ekstraktu, natomiast za ­ nadto kwaśny. D la regu low ania własności moszczu n ależy w ięc w tym w ypadku do­

daw ać obu ciał brakujących (cu k ier i ek­

strakt) a ru gow ać nadmierne kwasy.

T ru d n o bardzo, a nawet niepodobną jest rzeczą oznaczyć norm alny skład w in ró ż­

nych, lub tem bardziej w ina w ogólności.

O dskoki są i — ze w zględu na rozmaitość n apojów noszących ogólną nazwę wina — muszą być bardzo znaczne. Zaw artość je - dnćj z n ajistotniejszych części składow ych, i a m ianow icie alkoholu, waha się w gran i­

(5)

N r 14 WSZECHŚW IAT. 213 cach od 3 — 4 % do 20 — 25% ; w iadom o

wszakże, że p rzy ferm entacyi niemożna otrzym ać w ięcej niż 1 5 % alkoholu, ponie­

w aż ju ż taka zawartość je g o jest dostatecz­

ną, aby zatrzym ać w szelki ro z w ó j g r z y b ­ k ó w d rożdżow ych ; w ina z w yższym procen­

tem alkoholu otrzym ują się przed dodanie odpow iedniej ilości spirytusu do gotow ego, ju ż przeferm entow anego wina. N ajn iższy stopień (3 — 4 % ) też je s t nienorm alnym : w ino, w yrob ion e z takim procentem nie daje się dłu go przech ow yw ać i prędko k w a ­ śnieje. T a k niska zawartość alkoholu daje się napotykać jedn ak czasami w bardzo sta­

rych winach, przechow yw anych p rzez k il­

ka, lu b kilkanaście dziesiątków lat. U o g ó l­

n iając jed n a k dane co do zawartości alko­

holu w różnych winach, m ożemy w yp o w ie­

dzieć, że zupełnie m łode wina, bez w zględu na odmianę i pochodzenie, nie pow inn y za ­ w iera ć m niśj n iż 8 — 1 0 % alkoholu, gd yż inaczej nie dają się dobrze przechow yw ać;

z dru giej strony za n ajw yższą granicę natu­

ralną n ależy uw ażać 15% , g d y ż bespośre- dnią ferm entacyją niemożna otrzym ać wię­

cej. Z tej zasady wychodząc, za norm ę można p rzy ją ć średnią cyfrę, m ianowicie

12%.

D ośw iadczenie wskazuje, że p rzy takiej zawartości alkoholu w ina przechow u ją się dobrze; z dru giej strony taki procent może być w zględ n ie łatw o otrzym anym przez bespośrednią ferm entacyją moszczu o 2 4 % cukru; bukiet takich w in byw a bardzo p eł­

n y i p rzy jem n y ').

T a k w ięc za normę dla ilości cukru mo­

szczu n ależy przyjąć 2 4 % — oczyw iście c y ­ fra ta może ulegać znacznym wahaniom w obie strony w zależności od rozm aitych szczególnych warunków.

Norm ą dla zawartości wolnych kwasów organ icznych w moszczu jest, ja k to w yżej zaznaczono, od 0,6 do 0,7% .

N akon iec ogólna ilość ekstraktu, w licza ­ ją c w to białka i zw ią zk i mineralne, pow in-

') Badania nad względną łatwością rozwoju g rzyb ków drożdżowych w płynach cukrowych roz­

m aitej koncentracyi wskazały dwa „m axim a‘‘ roz­

woju, m ianowicie jedno przy 14% cukru, drugie przy 20— 27%- Drugie maximura jest więc zara­

zem i „optim u m " we względzie technicznym.

na wynosić niemniej n iż 2 % , g d y ż inaczej otrzym yw an e w ina są zanadto wodniste.

N orm a ln y skład moszczu winnego jest w ięc następujący:

C u k r u ...2 4 % E k s tr a k tu ... 2 % K w a só w wolnych . . . 0,7 % W o d y ...7 3 % Jeśli chodzi o zbadanie danego m ateryja- łu, moszczu m ającego ferm entować, pod w zględem zawartości w nim różnych części składowych, w celu określenia jakości i ilo ­ ści potrzebnych dodatków , analizę rospocząć należy od oznaczenia zawartości kwasów w olnych. N ajpraktyczn iejszem okazało się do tego celu mianowanie rostworem amo- nij aku 0 Vic normalnój koncentracyi ’ ), t. j . za w ierającym 1 ,7 % ga zow ego N H 3 w litrze 2), przyczem dla uproszczenia ob li­

czeń przypuszcza się, że moazcz za w iera j e ­ den tylk o ja k ik o lw iek kwas (np. kwas ja b ł­

k o w y 3) lub w inny).

Cukier i ekstrakt w moszczu oznaczane są zw yk le zapomocą areom etru— cukrom ie- rza; zbytnia dokładność nie je s t tu potrze­

bną, a błąd o 1— 2 % jest bez znaczenia.

D okładn e określenie ekstraktu jest dość złożone; z w y k le zadawalniają się przyb liżo- nem obliczeniem , przyjm u jąc na zasadzie praktycznych danych, że na każde 20 sto­

pni (procen tów ), odczytanych na cukrom ie- rzu, składa się 17 części cukru i 3 części ekstraktu.

Co do zawartości cukru, n ajp raktyczn iej­

szym jedn ak wskaźnikiem jest smak do­

świadczonego winiarza. T o też ciałem, naj­

p ierw i niezależnie od w szelkiej analizy dodanem do soku w in ogron ow ego dla u lep­

szenia wina, b y ł cukier. P ew n ego nieszczę­

*) Jeżeli sok jest silnie zabarwionym, należy go pierwej odbarwić węglem kostnym; za indykator służy lakmus.

2) Rostwór taki daje się bardzo długo przecho­

wywać: mianowany rostwór z wiosny roku 1888 t. j. przechowany (w e flaszce z przytartym kor­

kiem szklanym ) przez 2'/j lat nie wykazał żadnej różnicy przy sprawdzaniu miana zapomocą kwasu szczawiowego.

3) 1 cm3 rostworu amonijakalnego opisanego po­

w yżej 0/io norm.) odpowiada 0,77 cg kwasu ja b ł­

kowego

(6)

214 W SZECHŚW IAT.

śliw eg o dla w in ia r z y roku, n iek tórzy z nich (fra n cu zi), zau w ażyw szy w przerabianym soku brak słodyczy, u m yślili dodaw ać pe­

wną. ilość cukru z zew n ą trz. N iezn a ją c j e ­ dnakże w ów czas dostatecznie własności cu­

k rów , ani nierozum iejąc n ależycie ferm en ­ tacyi, u żyli cukru trzcin o w eg o (cu k ier z bu­

ra k ó w ) licząc na to, że cu kier ten, ja k o słodszy, n ajlepszy w yd a skutek.

Jak w iadom o atoli, cu k ier trzcin o w y nie jest w stanie ferm en tow a ć dopóty, póki nie jest przem ien ion ym na glu k ozę, będącą nieco odm iennym rodza jem cukru, chem icznie b a rd zić j prostym . P rzem ia n a ta, zw ana in w ersy ją cukru trzcin ow eg o, zachodzi bar­

dzo łatw o: proste go tow a n ie z 0 ,3 % kwasu siarczanego w przeciągu i) i go d zin y, lub z 1 % kwasu w inn ego w przeciągu god zin y w ystarcza, a żeb y cu kier n ieferm en tujący („ t r z c in o w y ” ) p rzem ien ić na ferm entu jący („ g lu k o z a ” ).

T e j samej przem ianie chem icznej u lega cu kier trz c in o w y pod w p ły w e m ferm entu rospuszczalnego (e n z y m y ), w ydziela n ego przez g r z y b k i d ro żd żo w ę i inne, zw an ego in w ertyn ą. D ro żd że w ięc, w obecności cu­

kru trzcin ow eg o, w y w o łu ją naprzód je g o in w ersyją, p óźn iej d op iero ferm en tacyją g lu k o zy . N a in w ersy ją cukru potrzeba j e ­ dnakże pew n ego czasu i pew nej pracy ze stro n y g r z y b k ó w drożd żow ych , których n orm a ln y ro z w ó j m oże b yć przez ten czas utrudniony i pow strzym an y, a w ted y moszcz u lega niebespieczeństwu zakażenia się inne- m i grzyb k a m i, stać się m oże podścieliskiem dla ferm en tów pobocznych, szkodliw ych .

Z e wszech m iar racyjon alnem jest p rzeto, celem oszczędzen ia ro z w ija ją c y m się d ro ż ­ dżom pracy nad in w ersyją cukru trz c in o w e ­ go, do osłodzenia moszczu dodaw ać cukru ferm entującego, glu k o zy , n ajp osp oliciej pod postacią cukru „g r o n o w e g o ” . (In n ą posta­

cią g lu k o zy je s t t. zw . cu kier „o w o c o w y ” ).

C u k ie r g ro n o w y m oże być o trzym a n y roz- m aitem i sposobami, m ianow icie:

1) z soku za w iera ją cych go roślin (p r z e ­ de w szystkiem w in o gro n );

2 ) p rze z in w e rs y ją cukru trzcin ow ego, tą drogą o trzym a n y odznacza się k o rzy s t­

nie w iększą czystością wT porów naniu z in- nemi produktam i;

3 ) z krochmalu, k tó ry pod w p ły w em ro z ­ m aitych czyn n ik ów zam ienia się na cukier gron ow y.

Scukrzanie się m ączki roślinnej, c z y li krochm alu zachodzi n ajłatw iej i w p ra k ty ­ ce technicznej najdogodniej pod w p ływ em ferm en tów rospuszczalnych, n ieorgan izow a- nych, w ydzielan ych p rze z roślin y w tej d o ­ bie ich życia, w k tórej właśnie chodzi o spo­

żytk ow an ie zapasu krochm alu na cele no­

w ej w egieta cyi roślinnej, a w ięc z w y k le w epoce kiełkowania. Jedn ym z n a jw a ż ­ niejszych i najpospolitszych w praktyce ferm entów , scukrzających krochm al, jest dijastaza słodow a, ro zw ijają ca się w zia r­

nach jęczm ien ia i innych zbóż podczas k ie ł­

kow ania, mogąca być ła tw o w ydzieloną, najczęściej jednak używ ana bespośrednio pod postacią tak zw . „słodu ” (w p iw o w a r- stw ie). W y sta w io n y na działanie tego czyn ­ nika krochm al n ie przechodzi w cukier bes­

pośrednio, ani ca łkow icie: droga ciek aw ego tego przeobrażenia się jest n adzw yczaj dłu ­ gą i zaw ikłaną, p rzy użyciu natomiast kw asów przemiana jest nieco prostszą.

W tym ostatnim w ypadku krochm al p rzeo ­ braża się zrazu w „d ek stryn ę” , w odan w ę­

gla rospuszczalny, a następnie z dekstryny w glu kozę; pod w p ły w em słodu i w og óle ferm en tów (en zym ) roślinnych „dekstryn a”

p rzech odzi w „m a lto zę” , stanowiącą zu peł­

nie odrębny, ale także łatw o rospuszczalny rodzaj cukru, zdolną do ferm entow ania bes- pośredniego, bez przeobrażania się w g lu ­ kozę. P rod u k t scukrzenia krochmalu n i­

g d y nie byw a zu pełnie czystym ; za w iera on zaw sze pew ną dom ięszkę dekstryny; p rzy działaniu dyjastazy słodu otrzym u je się mięszanina dek stryn y i m altozy.

N a jw y ż s z y znany w handlu gatunek cu­

kru z krochmalu, w yrab ian y we F ra n cy i specyjaln ie dla użytku w in ia rzy pod nazwą

„e n o g lu k o z y ” (oenoglu cose), posiada skład następujący:

G lu k o zy 87,75%

W o d y 9,60%

D ek stryn y 2,65%

100,00

G ęsty ten syrop, uw ażany za bardzo czy­

sty, kosztuje w e F ra n cyi około 55 fr. za 100 kg, co podług obecnego kursu w ynosi o koło 3 rb. za pud.

(7)

N r 14.

W R ossyi w yrab iają cukier g ro n o w y pra­

w ie w yłą czn ie z krochmalu kartoflanego;

produkt ten, znany w handlu pod nazwą, syropu kartoflanego, a w Cesarstw ie „p a ­ to k i” , zaw iera z w y k le niew ięcśj nad 60%

g lu k o z y i 15— 2 0 % dekstryny.

J a k k o lw iek dekstryna, której w zględ n ie dość znaczne ilości (3 — 4 % ) zaw ierają się w p iw ie, w yw ołu jąc p rzy nadm iernem u ży­

ciu tego napoju zbytn ią otyłość, je s t ciałem, w og óle niebezużytecznem dla organizm u i ma w artość pożyw ną niem niejszą niż cu­

k ry lub m ączki w ogólności, w dobrem jed n a k w in ie stanowi balast, do pew nego stopnia n iepotrzebny, a naw et dla d elik a­

tności bukietu szk o d liw y; wskutek tego na­

le ż y unikać je j o ile możności, szczególniej p rzy w y ro b ie wysokich gatunków win. Ł a ­ tw o jed n a k w yliczy ć, że p rzy użyciu eno- g lu k o zy ilość dekstryny, w prow adzan ej do wina, jest bardzo nieznaczną: tak dla o tr z y ­ mania w ina o 9— 1 0 % alkoholu biorą n aj­

w yżej 16 kg cukru na 100 litró w soku, że zaś w y tło c z y n y za lew ają jeszcze wodą w ilo ­ ści, rów naj wyciśniętem u sokowi i obie por- c y je moszczu łączą razem , cała ilość zanie­

czyszczającej glu kozę dekstryny roskłada się na 200 litró w wina, stanowiąc zaled w ie 1,0% ; taka domięszka oczyw iście nie może mieć żadnego znaczenia. Lepsze cukry p o ­ chodzenia kroch m alow ego mogą być przeto korzystn ie użytem i do słodzenia wina.

D ru g ie zadanie, polegające na pow iększe­

niu zaw artości ekstraktu, c z y li m ateryj sta­

łych w ubogim soku w inogron ow ym , r o z ­ w iązuje się bardzo prosto: ażeby mieć ek­

strakt zupełnie jed n orod n y, a zarazem od­

pow iedn i, n ależy w ziąć go z samych w in o ­ gron.

Jak wiadom o, winogrona, nieznajdujące bespośredniego zbytu, zw yk le suszą się i sprzedają w postaci rodzenków, które ma­

ją tę przew agę, że dają się łatw o i dobrze p rzechow yw ać, bardzo mało, lub nic nie- tracąc z w ażniejszych swoich części składo­

w ych . Po n iew a ż rodzen ki nie są niczem innem, ja k w inogronam i skoncentrowanemi, p rzeto zaw ierają one w sobie wszystek ekstrakt, cukier i zw iązk i mineralne. Śre­

dni skład rodzen ków je s t następujący:

2 1 5 _ Cukru o k o ł o ... 60%

Ekstraktu ' ) o k o ło . . . . 10,5%

W o d y i nierospuszczalnych

części o k o ł o ... 29,5%

1 0 0 ,0 ~ Niem a nic łatw iejszego, ja k do moszczu, pod w zględem zaw artości ekstraktu zb yt ubogiego, dodać odpow iednią ilość rodzen ­ ków, oczyw iście brać należy przytem pod uwagę n ietylko ekstrakt, ale i cukier, w p ro ­ wadzony p rzy takim dodatku.

W w ielu razach rodzenki używane są i do sam odzielnego w yrobu win i tak, większa część w in m ocnych w yrabia się z w ino­

gron suszonych; w S zw a jca ryi w yrab iają corocznie do 30000 h ektolitrów ( i w ięcej) taniego w ina z rodzen ków . W in o takie kosztuje producenta około 13 fran ków za hektolitr, sprzedaje się zaś na miejscu po 0,25 do 0,50 franka za litr, t. j . 9 do 18 kop.

za butelkę.

T rzeciem zadaniem nakoniec jest regu lo ­ wanie w moszczu w innym zaw artości w o l­

nego kwasu, p rzyczem w znacznej w iększo­

ści w yp a d k ów trzeba ilość kw asów zm n iej­

szać. Sposoby, prow adzące do tego celu, są d w o ja k iej natury w zasadzie swój, a m ia­

nowicie:

1) roscieńczenie soku wodą, w odpow ie­

dnim oczyw iście stosunku;

2) częściowe, lub całkow ite zobojętn ie­

nie nadmiaru kw asów zapomocą w łaściw ej w danym w ypadku zasady; z w y k le używ ają do tego drobno sproszkowanego marmuru, rzadziej potażu, c z y li czystego węglanu p o ­ tasu ( K 2 C 0 3).

D o pierw szej kategoryi środków techni­

cznych należy: ga lliz a c y ja i p ety jo tyza cy ja win, do drugiego — szaptalizacyja wina — nazw y w zięte od nazw isk w ynalasców : G a l­

la, P etio ta i Chaptala 2).

)) Białka i związki m ineralne wliczone Bą do ekstraktu.

J) Znaną i bardzo rospowszechnioną jest je s z ­ cze szeelizacyja w in— operacyja, podana przez sła­

wnego Scheelego i polegająca na dodaniu do g o ­ towego wina 1— 3% czystej gliceryn y, łagodzącej smak i pokrywającej pewne wady bukietu. Ściśle biorąc, nie jest to niczem więcej, jak fabrykacyją.

WSZECHŚW IAT.

(8)

216 W SZECHŚW IAT. N r 14.

P r z e jd ź m y p ok rótce zasady każdego z tych sposobów:

1) G allizacyja.

P rzy p u śćm y, że dany moszcz posiada skład następujący *):

C u k r u ... 13,82 K w a s ó w w olnych, resp. kwasu

j a b ł k o w e g o ... 1,05 -3 £ białka rospuszczalnego 0,8 \ J |ekstraktu w ła ściw eg o 0,5 \ 1,65 Ą I z w ią zk ó w m in eraln ych 0,351

W o d y ... 83,5

100,00

je ś li p rocen tow ość m oszczu norm alnego o zn aczym y, j a k w y ż ó j, 2 4 % cukru, 0,7 kwasu, 2 % ekstraktu a 73,3°/0 w od y, to w celu zred u k ow an ia ilości k w a só w do n o r­

m y, potrzeba odpow iedn io p o w ięk szyć za ­ w artość innych części składow ych, ilość każdój z nich p ow in n a b y ć w stosunku 1,05 :0 ,7 odnośnie do norm alnej, c z y li p ó ł­

tora ra z y wziętą, ilością norm alną, a w ięc:

dla w o d y x = 110, dla cukru x = 36, dla ekstraktu x = 3; a zatem trzeba dodać 110— 83,5 = 26,5 w od y, 36— 13,8 = 22,2 cu­

kru, 3 — 1,6 5=1,35 ekstraktu.

E kstrakt dodaje się w postaci rodzen ków , zaw iera ją cych g o ty lk o 10,5°'0 na w agę; za ­ tem dla dodania 1,35 części ekstraktu, trze­

ba u żyć 13 części ro d zen k ó w , za w iera ją ­ cych 6 0 % = 7,8 części cukru, o ty le w ięc n ależy zm n iejszyć poprzed n io w y lic z o n y dodatek cukru. O statecznie p rzeto na 100 części moszczu trzeba dodać dla zró w n o w a ­ żenia zb ytn iej kwaśności: C u kru 22,2— 7,8

= 14,4, rod zen k ó w 13, w od y 26,5, razem około 54 części na wagę; tak w ięc ze 100 części moszczu w ym a g a ją c ego uszlachetnie­

nia, otrzym am y około 150 części moszczu norm alnego.

2 ) Szaptalizacyja,

P rzyp u śćm y, że chodzi o popraw ę tego sam ego co i w yżej moszczu zb y t kwaśnego, w k tó rym zawartość kw asów (1 ,0 5 % ) p rze ­ w yższa norm ę o 0,35% . P rzypu szcza jąc, że kw as m oszczu je s t kwasem ja b łk o w y m z łatw ością w y lic z a m y ilość m arm uru na za-

■) Z analiz Freseniusa.

sadzie w a gi cząsteczek chemicznych; z o b li­

czenia, ja k o dodatek do zob ojętn ien ia k o ­ n ieczny, w ypada % łuta marmuru na każdą 0 ,1 % kwasu w w iadrze.

O becnie rzadko się posługują czystą szap- ta liza cyją , z w y k le zaś zobojętn ianie chem icz­

ne kwasu kom binują z opisanym p o w yżej sposobem G alla, a m ian ow icie po zo b o ję­

tnieniu części, np. l/2 lub '/3, nadmiaru kwasu (w danym przyk ła d zie zamiast 0,35 ty lk o 0,35— 0 ,2 0 % ) doprow adzają moszcz w dalszym ciągu do norm y zapom ocą gal- liza cyi.

3 ) Petyjotyzacyja.

P ś tio t zauw ażył, że je ż e li po ukończeniu ferm entacyi (m ow a tu o ferm en tacyi soku w in o gron o w ego , prow adzon ej bez o d d zie­

lania go od nierospuszczalnych części j a ­ g ó d ) zlać m łode wino i pozostałe w y tło c zy ­ n y nalać takąż ilością w od y, w o d p o w ie ­ dnim stosunku ocukrzonćj, następuje pono­

wna ferm en tacyja, otrzym u je się nową por- cyją m łodego wina, n iew iele się różniącego od w ina zlanego poprzednio.

P ó tio t p o w ta rza ł taką m anipu lacyją nie- tylk o raz jed en : resztki ja g ó d za lew a ł k il­

kakrotnie w odą cukrzoną i postępow ał tak trzy, cztery, czasem naw et pięć razy z r z ę ­ du, W s z y s tk ie te, k olejn o zlew ane wina łą czy ł w końcu razem , otrzym u jąc tym spo­

sobem z danój ilości w inogron o 200— 4 0 0 % w ięcej wina. N a dm ia r kwasu, o ile ten się p rzy takiem obfitem łu gow aniu jeszcze z n a j­

dow ał, usuwał przez postępowanie w edłu g G alla.

Sposób Petiota, ja k k o lw ie k nadzw yczaj dow cipn y, może być z pewną dozą słuszno­

ści uznany za falsyfikacyją.

W samej rzeczy, cóż się d z ie je w ferm en- tacyjach coraz dalszych? W o d a i cukier dane są drożdżom w e w łaściw ej ilości, p r z y ­ b liżon ej do norm y, natomiast now e p o rcyje m ateryjału , w edle P etio ta , nie w prow a d za ­ ją do moszczu ani ekstraktu, ani dostatecz­

nej ilości białka, ani kw asów. W sku tek tego drożdże, działające p rzy pow tórnych ferm entacyjach, znajdują się w warunkach bardzo utrudnionych, odczuw ając brak ros­

puszczalnego białka, n ieod bicie im p otrze­

bnego do rozw oju . W tych warunkach w ystępują nie te poboczne produ kty fer-

(9)

N r 14. WSZECHŚW IAT. 217 m entacyi, które nadają winu bukiet, lecz

inne, szk o d liw e i niepożądane.

K azim ierz Dembowski, Inż.-technolog.

olijaśniającycli M owę i rncliy zaroflzi.

(Dokończenie).

W s z y s tk ie p o w y żej w yszczególn ion e ba­

dania nad budową zarodzi i w nioski z nich w ycią g n ięte zn alazły m iędzy uczonym i w ie­

lu p rze ciw n ik ó w , k tó rz y się starali zbić do­

w odzenia B iitsch liego, utrzym ując, że o p i­

sany przezeń pienisty skład zarodzi w ystę­

puje dopiero po jej zabiciu. Zaprzeczeń tych badaczów rozbierać tu nie będę, wspo­

mnę ty lk o nawiasem, że w szystkie one są mniej w ięcej bezzasadne. Butschli, chcąc poprzeć sw oje p o glą d y co do tego przed­

miotu i ażeby rów nież dow ieść o czkow atego złożen ia prom ienistości w protoplazm ie c z y ­ n ił nadal liczn e poszukiwania nad rozm ai- tem i istotam i państwa zw ierzęce go i w yn ik i tych w szystkich badań p rzedstaw ił na po­

siedzeniu tow arzystw a przyrodn iczo-lek ar- skiego w H eid e lb erg u d. 11 L ip c a 1890 ro ­ ku, przyczem zarazem o d p o w ied ział swoim przeciw n ik o m na ich zarzuty.

B u dow ę pienistą za rod zi s tw ierd ził w dal­

szym ciągu u liczn ych zupełnie żyw ych i zd ro w ych tw orów , ja k u pełzaków (A m o e- bae), w ic io w c ó w (F la g e lla ta ) i rzęsow ców (C ilia ta ), przyczem zauw ażył u niektórych w yraźną zew n ętrzn ą warstwę promienistą, utw orzoną z w ydłużonych oczek, ustawio­

nych prostopadle do pow ierzch ni w ym ocz­

ka. W a rstew k ę tę Butschli n azyw a „al- w e o lo w ą ” .

K o rzen io n ó żk i (R h izop o d a ) m orskie, a w ła ­ ściw ie otw orn ice (F o ra m in ife ra ) ze swoją szybko przelew ającą się zarodzią p o z w o liły rów n ież zbadać pienistą budowę tej osta­

tniej i to n ietylko w miąszu sw ego ciała, ale

i we wszystkich grubszych niby nóżkach i rosszerzeniach pławnych, rospostartych pom iędzy niemi (nibynóżkam i). M o gą one służyć za dostateczny dow ód pienistej bu­

d o w y zarodzi za życia pierw otniaka, w szę­

dzie bowiem, gd zie się zd a rzyło spostrzedz jakąś ziarnistość w protoplazm ie, można się było przekonać po dokładniejszem zbada­

niu, że ziarnka stanow iły w ę z ły pom iędzy oczkami. P o zabiciu odpow iednich tw o ró w pienista budowa zarodzi przedstaw iała się zawsze daleko w yraźn iej i ostrzej, n iż za życia, ale nie zm ieniała się bynajm niej.

W a rstew k ę promienistą (a lw e o lo w ą ) spo­

strzega ł Butschli u mnóstwa badanych przez siebie tw orów i to n ietylko u pełzaków (A m o eb a e), w icio w có w (F la g e lla ta ), r z ę ­ sow ców (C ilia ta ), sysaczków (A cin eta e ), lecz także u ja j różnych zw ierzą t (T o x o - pneustes, Barbus), w czerw onych ciałkach k rw i żaby, w kom órkach w ęzłó w n erw o­

wych i w gład kich i poprzecznie prążkow a­

nych komórkach mięśniowych.

N a jw ięcej trudności do zbadania p rzed ­ staw iały Biitschliem u cieniutkie nibynóżki słodkow odnych korzenionóżek, w ydające się p rzy n ajsilniejszych powiększeniach zu ­ pełnie jed n o litem i. T a k ą samę jednostaj- ność okazuje u tych tw orów także zew n ętrz­

na warstwa zarodzi, c z y li tak zw ana ekto- plazma. Punktem w yjścia z tego położenia była korzenionóżka morska „G ro m ią Du- ja r d in ii” , którą autor m iał sposobność ba­

dać w N eapolu przez czas dłuższy. P ie r ­ w otniak ten posiada nibynóżki zupełnie bez­

barwne, przezroczyste i bez żadnego śladu ziarnistości. Jednakże niektóre z grubszych jeg o nibynóżek pozw alają jeszcze za życia odróżnić w sobie cienki, jaśn iejszy brzeżek, podobny do pow yżej wspomnianej w arstw y

„a lw e o lo w e j” , ale nieprążkow an y prom ie­

nisto, środkow e zaś ich części okazują po utrw aleniu budow ę pięknie oczkow ato-w łó- knistą. Zresztą, co się tyczy n ajdelikatniej­

szych n ibynóżek, przedstawiających się j e ­ dnolitem i nawet p rzy najsilniejszych po­

większeniach, to Butschli sądzi, że różnica w sile łamania światła w ich zarodzi pom ię­

d zy osnową składającą je j oczka a za w a r­

tością tychże jest tak nieznaczna, że nie po­

zw ala rospoznać bu dow y pienistej, albo też, że ścianki rozgraniczające oczka są tu tak

(10)

218 W SZECHŚW IAT.

cien kie i delikatne, że za życia pierw otniaka dostrzedz ich niepodobna.

P o g lą d sw ój na pow staw an ie prom ieni- stości w za ro d zi z szeregow ato za sobą u ło­

żonych jó j oczek badacz ten ro z w ija ł dalej, przyczem starał się za razem dow ieść, że ułożenie to p rzy ch od zi do skutku na m ocy zja w is k przenikania cieczy, w zu pełn ie taki sam sposób, ja k w opisanych p oprzed n io pienistych kroplach o lejo w y ch . Butschli stara się w następujący sposób p op rzeć s w o ­ je za p a tryw a n ie. „Z b a d a łem dotąd w iele zja w isk tego rodzaju i p o w zią łe m z nich przekonanie, że w y p o w ie d z ia n y przezem n ie p o gląd [t. j., że zależą od przenikan ia (d if- fu sio) ciec zy ] w zupełności im odpowiada.

N a cienkich przekrojach k o m o ry środk o­

w ej u Th alassicola nucleata można zauw a­

żyć bard zo dobrze, że prom ienistość w pasie zew n ętrzn ym za ro d zi kom orow ój je s t je d y ­ nie w yn ik iem uszeregow an ia jó j oczek.

Z w racam także na to uw agę, że zaródź w e­

w n ętrzna tego prom ien iow ca przedstaw ia doskonały m a tery ja ł do badania oczkow atćj b u d o w y p rotop la zm y. C zy n iłe m rów n ież poszu kiw ania nad prom ienistością zarodzi, w ystępującą p rzy biegunach ją d ra , c z y li nad tak zw anem i „słoń ca m i” w czasie d z ie ­ len ia się ja je k u Toxopn eu stes, przyczem za ró w n o badanie całych ja je k , ja k i n a j­

cieńszych ich p r z e k ro jó w przekon ało mię o jedn ostajn ości zja w isk a i dla tego nie w ąt­

pię w cale, że w szęd zie, g d zie podobna p r o ­ mienistość w za rod zi daje się zauw ażyć, w y ­ w o łu ją ją je d n e i te same p rzy czyn y. P r z y tśj sposobności muszę jeszcze zauw ażyć, że w iększe k rop le ż y w e j zarodzi, otrzym yw an e przez ro zgn iecen ie pew nych korzen ion óżek (M ilio lid a ) okazu ją piękną w a rstew kę p ro ­ mienistą n ietylk o na sw ojej pow ierzch n i, ale i znacznie g łę b ie j, p rzyp o m in ają c p rzez to bardzo ja jk a ro z g w ia z d (A s te ro id e a ) i j e ­ żow có w (E c h in id a ). Zdum iew ającem je s t podobieństwo pom ięd zy takiem i kroplam i żyw ój za rod zi i w y tw orzon em i ręką czło ­ w iek a piankam i o lejow em i, rozw ażan em i w ro zw o d n io n ej g lic e ry n ie ” . D alszych d o ­ w odzeń B u tsch liego o prom ienisto-w łókni- stój bu dow ie za ro d zi kom órek, nabłonka, naskórka, w łó k ien n erw o w y ch i m ięśnio­

w ych rozb ierać tu n ie będę, g d y ż to są r z e ­ czy z b y t specyjaln e, m ogące zająć tylk o

uczonych fachow ych, wspomnę w ięc tylk o, że badacz ten zd o ła ł w e w szystkich tych ra ­ zach u dow odnić oczkow atą budowę p roto­

plazm y, bez w zględ u na to, czy ma ona układ w łóknisty, c z y też prom ienisty.

Zajm ując się w c ią g u w ielu lat badaniami nad grom adą pierw otniaków , Butschli szu­

k a ł w ielo k ro tn ie sposobności zapoznania się nieco i z m o rfo lo g iją g r z y b k ó w rosszczep- ko w ych (b a k te ry j), tych najm niejszych tw o ­ ró w oży w ion ej p rzy ro d y, k tó re ja k k o lw ie k najprostsze i mocno się odróżniające od istot innych niższych grom ad państwa z w ie rz ę ­ cego i roślinnego, pow inny jed n a k posiadać n iek tóre znamiona, wiążące je z niem i. Już daw niej badacz ten w y r a z ił przekonanie, że b a k teryje zbliżają się najbardziej do w i­

ciow ców (F la g e lla ta ) i pogląd ten ro zw in ą ł w p racy swój o „P ierw o tn ia k a c h ” '). P o g lą d ten p o d ziela ł w części de B ary. Z drugiej znów strony bakteryje zbliżają się do n iż­

szych innych w od orostów (S chizoph yceae s. C yan oph yceae) zarów no sw oim kształtem i sposobem wzrostu, ja k o też i dzieleniem się na kom órki. W szystko to, co w ie d z ie ­ liśm y dotąd o bakteryjach, odnosiło się pra­

w ie w yłącznie- ty lk o do sposobu ich w zra ­ stania, rozm nażania się i do zmian, spow o- d ow yw an ych przez nie w innych ustrojach roślinnych, c zy też zw ierzęcych . O w e ­ w n ętrznej ich budow ie nie w ied zieliśm y nic praw ie, z w yjątkiem tego, co się odbyw a w ich ciele w czasie w ytw arzan ia się za ro ­ dników.

O tóż Biitschli korzystając ze sposobności, gd y jeden z je g o u czniów zn a la zł parę pię­

knych postaci tych u strojów w znacznej ilości w okolicach Lu dw igsh afen , postano­

w ił zbadać budow ę ich zaw artości z w ielką dokładnością 2). B a k tery je te b y ły bardzo znacznych ro zm ia ró w i n ależały do gatun­

k ó w E h ren bergow skich : Chrom atium (M o - nas) O k en ii i Ophidom onas Jenensis, które ze w z g lęd u na swe własności roskładania siarkow odoru i w ytw arzania w sobie p ew ­ nego połączenia siark ow ego przedstaw iają

>) W I tom ie Bronna „Klassen und Ordnucgen des Thierreichs, 1834".

j 2) P atrz Butschli: „U eb er den Bau der Bacte- j rien und verw andter Organism en" z 1 tabl. lit.

i Lipsk, 1890.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Według teorii mitochondrialnej śmierć komórek może się również wiązać z zaburzeniami w obrębie mito- chondriów, ponieważ wraz z wiekiem maleje ich licz- ba oraz aktywność,

Jest to dla mnie rewolucja, bo pojawia się pomysł, który jest zupełnie, ale to zupełnie nieoczywisty?. Ba, podobno Oded Goldreich zawsze swój kurs kryptologii (w Instytucie

Rozwiązania należy oddać do piątku 29 listopada do godziny 15.10 koordynatorowi konkursu. panu Jarosławowi Szczepaniakowi lub przesłać na adres jareksz@interia.pl do soboty

W [9, 10] stwierdzono, że położenie otworu dopływu/od- pływu w płytce rozrządu nie zależy od położenia kątowego ob- wodnicy i ma ścisłe położenie tylko względem garbu

Doskonalenie praktyki można rozpatrywać z co najmniej trzech punktów widzenia: jako rozwijanie rozumienia tego, czym w ogóle jest rozwój i czym jest medytacja, jako coraz

Również wolontariat pracowniczy wspiera rozwój pracowników, a także kształtuje w nich pozytywny stosunek do dzielenia się wiedzą zarówno wewnątrz organizacji, jak i poza

Baza danych państwowego rejestru granic i powierzchni jednostek podziałów terytorialnych kraju zawiera między innymi następujące informacje:a. dotyczące przebiegu granic

W dniu 22 maja 2007 roku, już po raz czwarty odbyły się warsztaty studenckie „Miasta bez Barier”, orga−. nizowane przez Wydział Architektury