• Nie Znaleziono Wyników

Elizie Orzeszkowej w hołdzie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Elizie Orzeszkowej w hołdzie"

Copied!
98
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

ELIZIE ORZESZKOWEJ

W HOŁDZIE

G R O D N O

1929

(6)

t

P-f ICi Cj i I^Lu U)

d

/U a \

ah ^

k~ te

w / .

P k lp ISL^ 1

G u j ą 3 /

(7)
(8)

E. ORZESZKOWA

WEDŁUG FOTOGRAFJI Z LA T 1865— 1868

(9)

O <~y ^ ^ 4 ?~ł't> $ ’ 7 i < t ' h i ^ Ą O - i ć } _ /^ y /y/^ ^ ’ & ^*"£-'2Xł&A <y% t ho™ e-&-»

£jc^ /( - 4 ^ih& -a $l£l~-^i!-, tz-TT^y /

‘ ó r i k ^ h y ^ * ^ * 9 * ^ 4 -^

c

W ostatniej ćw ierci dziewiętnastego stulecia Grodno wydaw ało się miastem do gruntu zruszczałem. Na ulicach słychać było wyłącznie ję zy k rosyjski lub żargon, gdyż na 47000 mieszkańców miało Grodno

3

o 000 żydów, którzy nie m ówili inaczej ja k po rosyjsku lub w żargo­

nie. Liczny garnizon wojskowy, znaczna liczba oficerów i urzędników rosjan nadawały rosyjski ton zarówno prywatnym, jak publicznym przejawom życia. W yłącznie rosyjskie szyldy, uprzęż dorożek upięk­

szona duhami, pijaństwo i karciarstwo w „obszczestwiennych sobra- njach“, hulackie burdy w restauracjach, mnogość cerkwi — wszystko św iadczyło pozornie o włączeniu bezpowrotnem Grodna w obszary

„wielikoj i niedielim oj".

Duch polski nikł, krył się w niepozornych domkach mieszczań­

skich, w yglądał przez małe okienka znużonem spojrzeniem nękanych rodziców, wystraszonem i oczami gnębionej w rosyjskich szkołach dziatwy.

Jedynym cieplejszym i jaśniejszym płom ykiem w tym mroku ucisku i zwątpienia b ył dom E lizy O rzeszkowej. Ku niej zw racały się oczy wszystkich, związanych tu jeszcze w jakikolw iek sposób z pol­

skością. W jej dworku w śródmieściu, niedaleko parkowego jaru, grało swoiste życie, odbijające fantastycznie od cudzoziemskiego i cudacznego otoczenia nietylko swym głęboko polskim charakterem, lecz i swą żyw ością, swem bogactwem i w ysokim um ysłowym poziomem. B yło tam prócz tego gwarno i wesoło, gdyż pani Eliza lubiła młodzież;

m ieszkało u niej zw ykle dużo młodych panien, córek krew nych, lub

znajomych, co przyciągało młodzież męską nietylko z miasta i okolic,

lecz często z W arszaw y, W ilna i innych miast polskich. Żarty, śmiech,

(10)

śpiew y gęsto przeplatały gorące dyskusje na polityczne, społeczne i filozoficzne tematy. Nie było zagadnienia w Polsce i na świecie, któreby nie zostało wszechstronnie omówione i ocenione na tych nie­

raz bardzo gwarnych zebraniach. Pani domu słuchała ich chętnie, w stawiając od czasu do czasu swoje uwagi. Jej m iły uśmiech łagodził ostre nieraz sądy, a prześliczne, wielkie, czarne oczy, zupełnie młode, pomimo srebrnej korony siw ych w łosów — patrzały gdzieś wdał z takim dobrotliwym smutkiem, że nawet potępiani przez Nią w inow ajcy nie mogli się oprzeć urokowi ich wszechogarniającego miłosierdzia.

Tam , w tym skromnym dworku, poznałem i spędziłem kilka m i­

łych dni z M. Konopnicką. T u spotykałem nieraz znakomitych uczo­

nych i działaczy społecznych, którzy jadąc z W arszaw y do Petersbur­

ga nieom ieszkali zatrzym ać się w Grodnie choć na parę godzin, aby odwiedzić O rzeszkową.

W p ły w Jej na bieg rozmaitych spraw był o w iele w iększy, niż powszechnie przypuszczano. Jednak szacunek jakim ją otaczano nie­

tylko w Polsce ale i wśród rosyjskiej inteligencji obronił ją od zbyt brutalnych prześladowań w ładzy zaborczej.

S tale trzymano ją jednak pod bacznym i surowym dozorem p oli­

cyjnym i moje częste odwiedziny jej domu sprowadziły na mnie burzę policyjną, gdyż okazały się kompromitujące nawet dla mnie, niedaw ­ nego wygnańca i pozbaw ionego praw „irkuckiego mieszczanina".

G dy opowiedziałem pani Elizie o mojem zajściu i groźbach p o­

licji, uśmiechnęła się smutnie i powiedziała, że co do niej, prosi mię bardzo, abym z tego powodu w izyt swych nie przeryw ał, gdyż do opieki policji jest przyzw yczajona i wcale nie m yśli krępow ać się nią w w yborze swych znajomych...

„— Mogłabym zapewne osłabić ich zainteresowanie się moją osobą, gdybym przeniosła się do... W arszaw y, ale... nie powinni opuszczać kresów ci, których tam postawił B óg i los..."

Nie możemy dopuścić przez zbiegostwo do uszczuplenia oddziedzi- czonej ojczyzny! W ierzyła głęboko w wyzwolenie Polski i stała skrom ­ na, cicha, ofiarna na jej rubieży jak graniczny słup polskiego ducha.

Jeżeli Grodno tak rychło po odzyskaniu niepodległości stało się znowu polskiem miastem, zawdzięcza ono w znacznej mierze temu żarow i polskich uczuć i polskiej kultury jaki utrzym yw ała tam, pod popiołem zaborczym, ta niezw ykła, szlachetna i hartowna kobieta.

C ześć Jej pamięci!

W A C Ł A W S IE R O S Z E W S K I Gdynia, Kam ienna Góra.

W illa Kadrówka.

1929 r.

4

(11)

O ŻYCIU I P R A C A C H O RZESZKO W EJ.

„Dziwnem się to w ydaje i obszernych wyjaśnień wymaga, — pisała O rzeszkowa we wspomnieniach ze swej młodości — że w przededniu najmniej pewno zabawnej epoki naszych dziejów dla całej licznej i moż­

nej grupy ludzi, jedynem prawie hasłem i najważniejszym celem życia, była: zabawa! Bawiono się wszędzie, zawsze, w sposoby najrozmaitsze...

W izyty, obiady, wieczory, tańce, polowania, karty, m ajówki, kuligi, w rzały po wsiach i miastach. Dnie ciszy, skupienia, jakiejkolw iek pra­

cy zdarzały się czasem; tygodnie bardzo rzadko; miesiące nigdy". — W tym pustym, bezmyślnym, próżniaczym świecie przyszła na świat Eliza Pawłow ska, późniejsza Orzeszkowa; wśród tego nieustającego hulaszczego karnawału upłynęło jej dzieciństwo i wczesna młodość.

O jciec jej — rozumny i szanowany obywatel na Litw ie, w guberni grodzieńskiej, odumarł ją wcześnie, a matka dała jej takie wychowanie, jakie otrzym ywała w iększość córek zamożnych rodzin szlacheckich.

Najprzód w domu, potem na pensji klasztornej w W arszaw ie uczyła się obok ojczystego, kilku obcych języków , muzyki, ozdobnych robó­

tek, potroszę wszystkiego, a gdy miała zaledwie lat 15-cie, powróciła do domu i została wprowadzona w w esoły rozbawiony świat, nie zna­

jący co troska i praca.

A le już od najwcześniejszych lat um3Tsł młodej Elizy sięgał poza marnostki i błyskotki życia. Bogaty księgozbiór jej ojca otwierał przed nią świat głębszej myśli i poważnych zadań. W dziewczęcych marze­

niach o przyszłości wTyobrażala sobie, jak objąwszy dziedzictwo ojcow ­ skie zajmie się dolą ludu wiejskiego i uwolni od pańszczyzny chłopów, którzy na otaczający ją dostatek pracowali. T akie marzenia już od kilku dziesiątków lat pojaw iały się w duszach najlepszych i najśw iat­

lejszych obywateli kraju, podczas gdy ogromna większość wesoło balo­

wała i nie myślała o jutrze. U kończyw szy lat 16-cie Eliza w yszła za mąż, za właściciela majątku p. Orzeszkę. W kilku lat po jej zamąż- pójściu przyszedł okres krw aw y i wstrząsający, pełen wielkich nadziei i bolesnych zawodów', bohaterskich w ysiłków i ponurej żałoby.

Inne życie zawrzało po szlacheckich dworach; nie wesołe kuligi?

lecz tajne schadzki zbrojnej i na śmierć gotowej m łodzieży, a po lasach rozległy się znówf strzały, teraz już nie gwarnych polowań, lecz mor­

derczych bitew. Delikatne paluszki szlacheckich córek od fortepianu i kosztownych robótek przeszły do szycia bandaży opatrunkowych i skubania szarpi dla rannych, a żałobne wieści z pola walki czarnym całunem smutku i sieroctwa okryw ały jedno za drugiem zaciszne gniazda rodzinne. W szystkie nadzieje się rozwiały: zapełniły się w ię­

5

(12)

zienia; kto nie zginął w walce, ten na dalekiej północy o setki mil od swoich i rodzinnego kraju za poryw y młodzieńcze odpokutował, lub też ucieczką za granicę ratował wolność i życie. Mogiły, i gruzy, roz­

bite gniazda rodzinne, sieroctwo, żałoba, nierzadko nędza — oto co ujrzały w około siebie oczy m łodej E lizy po krótkim śnie promiennej młodości. Serce jej zrazu tak ja k inne rozkołysane nadzieją — ścisnął ból krw aw y. Miała ona jednak ten w ielki najcenniejszy w życiu dar, że umiała zawsze z ognia prób i cierpień w ydobyć stal hartu, m ęstwa i mądrości życiow ej. W nieszczęściach kraju, w cierpieniach blizkich lub znajomych odkryła ona wiele prawd gorzkich, lecz zbawiennych, którem i zapragnęła podzielić się z rodakami. Uczmy się, jak żyć, jak pracować, aby się z niedoli dźwignąć i na zgliszczach nowe lepsze ży ­ cie w skrzesić. T o stało się dziś jej m yślą przewodnią, której pozostała wierną do końca dni swoich.

Rozłączona z mężem, powróciła najprzód do swej wsi rodzinnej, M ilkow szczyzny, a następnie zam ieszkała w Grodnie. T era z życie jej w ypełn iła poważną praca. Przez naturę uposażona w ielkim talentem pisarskim, zaczęła mądrym, przenikliwym okiem rozglądać się w ota­

czającym ją św iecie i w powieściach kreślić obrazy tego, co jest — otwierając rodakom oczy na to, co być powinno. — Już pierwsze jej utw ory świadczą o tem, jak głębokiem obrzydzeniem napełniło ją puste, próżniacze i bezm yślne życie ludzi z jej sfery, ja k gorącem ukochaniem objęła cały ten świat cierpiący, pracujący, m ocujący się w zapasach z własną niedolą i troską, świat tak blizki, a jednak tak zupełnie jej nieznany w latach płochej młodości. Niejedna z jej rówieśniczek i to ­ w arzyszek zabaw ciężkiem i ciosami losu odrazu zepchnięta została na samo dno nędzy, niejedna wyzuta z majątku, pozbawiona opieki i po­

m ocy męża znalazła się w konieczności ciężkiej pracy na chleb dla siebie i osieroconych dzieci i wtedy dopiero spostrzegała, jak marnem b yło to puste błyskotliw e wychowanie, jakie jej dali lekkom yślni i nie- przew idujący rodzice.

O rzeszkow a patrzała z blizka na te beznadziejne szamotania się kobiet, potrzebujących pracy, a do pracy niezdolnych i w szeregu wstrząsających obrazków powieściow ych odmalowała zgubne skutki ta­

kiego fałszyw ego sposobu wychowania córek. N ajw iększego rozgłosu nabrała jej powieść „M arła11. Maluje ona tam w łaśnie cierpienia m ło­

dej w dow y, która daremnie szuka pracy na chleb dla siebie i ukocha­

nego dziecka. N iczego nie umie dość gruntownie, aby mogła zostać nauczycielką; robótki ręczne, których ją nauczono, dobre b yły jako za­

bawka, ale chleba dać jej nie mogą. C iężka — marnie płatna, w yzyski­

wana praca, której się chwyta w ostateczności, nie może jej i dziecka ochronić od nędzy, a i tę pracę traci w końcu. Zewsząd czyhają na

6

(13)

nią pokusy iekkiego lecz hańbiącego zarobku, nigdzie nie nastręcza się sposobność uczciwego, pracowitego lecz spokojnego życia. Choroba dziecka i bezrobocie doprowadzają ją do ostateczności. Chw yta się że­

braniny — ale i tu spotyka ją zawód: „C zy nie w stydzisz się żebrać?"

mówią jej przechodnie, „jesteś młoda i zdrowa; możesz pracować". Po tylu daremnych w ysiłkach słowa te brzmią jak bezlitośne szyderstwa.

Staje jej w m yśli chora dziecina, dla które] nie ma za co kupić lekar­

stwa, ulega pokusie i popełnia kradzież. Spostrzeżono ją, policja ją goni; Marta w rozpaczy rzuca się pod koła omnibusu i tu nagła śmierć kładzie koniec jej strasznym cierpieniom.

Powieść ta wzbudziła w ielkie zainteresowanie nietylko w kraju, lecz i za granicą. Tłum aczono ją na różne obce języki, a w szyscy ci, których sprawa wychowania kobiet i niezbędnych w ich położeniu zmian żyw o zajmowała, starali się o jej szerokie rozpowszechnienie, chcąc zmusić ogół do zastanowienia się nad temi ważnemi, a bolesnemi zagadnieniami. W ielokrotnie i w późniejszych swych pracach wracała O rzeszkow a do tej sprawy.

W powieściach swych ostro karciła próżność, bezmyślność, obłudę kobiet wielkiego świata i przeciwstawiała im postacie niezmordowanych pracownic, pełnych poświęcenia matek, światłych i w ytrw ałych obyw a­

telek kraju. Nietylko o lepsze wychowanie i łatwość pracy zarobkowej upominała się ona dla kobiet, lecz o szerszy zakres obowiązków, o ten najw yższy rodzaj szczęścia, jakiem jest całkowite oddanie się w służbę umiłowanej sprawy w imię dobra i prawdy. Powiedział niegdyś S ło ­ w acki o kobiecie polskiej z okazji prac innej autorki: „Serce przez nią na kluczyk od spiżarni zamknięte, klucz nieszczęścia będzie musiał ot­

worzyć na nowo". I stało się, jak przepowiedział: klucz nieszczęścia otw orzył serca niewiast polskich. Im większe ciosy biły w ich nie­

szczęśliwy ojczyznę, tem w'ięcej one rw ały się do światła wiedzy, do warsztatów pracy, do ofiar obywatelskich. O rzeszkow a przodowała w tym ruchu; popierała gorącą dążność współczesnych sobie kobiet do nauki uniwersyteckiej, podniecała je do pracy dla kraju, a gdy w ostat­

nich latach jej życia zabłysła nadzieja, że społeczeństwo polskie powo­

łane zostanie do roztrząsania i rozstrzygania spraw publicznych, głośno dopominała się o dopuszczenie kobiet na równi z mężczyznami do tej nowej służby publicznej. W liście otwartym „Do wyborców i wybrań­

ców naszych ziem i miastu, drukowanym w 1906 r. tak pisze:

„Matkami jesteśm y i w znacznej mierze wychowawczyniami m ło­

dych pokoleń; pracownicam i jesteśm y na kęs chleba zarabiającemi, obywatelkam i kraju, do dna serc i m yśli troszczącemi się o złe lub dobre jego losy. Jakżeby w ięc prawa stanowione dla stosunków rodzin­

7

(14)

nych, dla wychowania m łodzieży, dla pracy zarobkowej i posiadania, dla zapewnienia krajow i losów dobrych, m ogły niedotyczyć nas zblizka i wielostronnie?!“

„ A ponieważ dotyczą nas zbliska i ze stron wielu, to usuwanie nas od głosu w nich i o nich nazwanem być musi niesprawiedliwością".

W ybiegając zaś m yślą poza granicę specjalnie kobiecych dążeń dodawała: „Jestto więcej może jeszcze sprawa ludzkości niż kobiety*.

„Ile razy jaka siła w łonie ogółu żyjąca nieobecną byw ała przy robo­

cie ogólnej, tylekroć samą nieobecnością swą mściła się na tej robocie.

C zy liż w historyji krajów i narodów, nieobecność pewnych klas lud­

ności przy tworzeniu się historji, nie zem ściła się srodze na losach tych krajów i narodów?"

Może pisząc te słowa wracała myślą do tych pamiętnych chwil swej młodości, gdy oczy jej zblizka patrzały na krw ią pisane dzieje wielkich poryw ów i głębokich upadków narodu. W jednej z ostatnich i najpiękniejszych swych książek tak pisze o tych dziejach: „Chaty chłopskie były przed nami zamknięte — niestety!"

„Zam ykały je przed nami różnice wiary i mowy, błędy przodków naszych — niestety! niestety!"

„I była to skała, o którą rozbiła się nawa nasza, na straszliwie morze wypuszczona, niestety!"

Burza dziejowa skłębiła górne fale, nie sięgnęła do głębi. W tę głąb nieznaną i mroczną zapuściła O rzeszkow a mądre i kochające spoj­

rzenie, wniknęła w tajemnice chat zamkniętych, odkryła w nich cier­

pieniem drgające, a tętniące miłością serca ludzkie, użaliła się nad ich ciemnotą um ysłową i niedolą ich istnienia.

„C złow iek jest nurkiem, szukającym pereł w gorzkiem morzu ż y ­ cia, pisała, a gdy w ody gorzkie pierś mu zalew ają i na dnie ich rozle­

ga się ciemność, jakże trudno prawdziwą od fałszyw ej, żyw ą od umar­

łej perłę odróżnić!"

Ileż cennych pereł ona sama w yłow iła z tej głębiny, a każda z nich była to niby skamieniała łza cierpienia, cudownem zaklęciem jej talentu na mądrość życiow ą przetworzona.

O rzeszkow a kochała lud, kochała te w szystkie ręce spracowane, te czoła znojem okryte, i ile tchu w piersiach starczyło, wołała dla niego o pomoc, obronę, o promienie oświaty, ciepło miłości bratniej.

Niemiłosiernie drwiła z tych w szystkich goniących za sławą, zbytkiem, lub karjerą, którzy porzucając kraj rodzinny pozostają obojętni na cier­

pienia i trudy, na bezradność i bezsilność związanego z krajem ludu

roboczego, dla którego mają przecież tak poważne i święte obowiązki.

(15)

ROMUALD ZERYCH:

POPIERSIE E. ORZESZKOWEJ (1928)

(16)
(17)

W ielb iła ona św iatło wiedzy, zdobycze postępu i cywilizacji, lecz do­

magała się od klas inteligentnych, by w pierw szym rzędzie uznały jako swą najświętszą powinność zlewanie tych dobrodziejstw na te „niziny", z których w yrosły.

Niestety, przekonywało ją życie, że najczęściej z tych klas w y ż­

szych spływ ały do nizin tylko męty. Oto „Sylwek Cmentarnik“ dziecko dziew czyny porzuconej przez bogatego panicza, staje się nieświadomym mścicielem krzyw d swej matki, gdy przepojony goryczą nędzy, ponie­

w ierki i sieroctwa, targa się na życie nieznanego sobie ojca. Oto w po­

wieści „ Niziny“ widzim y snujące się wśród chłopskiej gromady pijaw ki, w ysysające jej krwaw icę, łudząc nieświadomych i łatwowiernych obiet­

nicami zawodnych korzyści.

Ofiarą chytrego pokątnego doradcy, półpanka Karpow^skiego, pada nieszczęsna chłopka Krystyna, w młodości opuszczona przez ekonoma, który dla bogatego ożenku rzucił ją ze dwoma synami na nędzę i nie­

dolę. Krystyna w miłości macierzyńskiej znalazła siłę do życia i w y ­ trwania. Twardą pracą, mozołem swych dni i nocy bezsennych dobijała się suchego kaw ałka chleba dla ukochanych dzieci, od ust sobie odej­

mowała, a składała dla nich grosz po groszu, by im bezpieczną p rzysz­

łość zapewnić. I oto w końcu zabierają jej jednego syna do wojska;

chłopak tęskni i choruje, a grozi mu w ysyłka na dalekie i zabójcze okolice. Jak go uratować? Zjawia się chytry doradca, który w yzyskuje jej troskę macierzyńską. Za pieniądze wszystko zrobić można; chłopiec zostanie i do domu go puszczą, byle tylko grosza nie szczędzić. K rw a­

w o zapracowany i mozolnie uciułany pieniądz tonie w kieszeniach oszu­

sta — a kiedy nieszczęśliw ego Filipka wiozą na kraj świata, matka pośw ięciw szy wszystko, co miała, nie może już nawet kilku rubli prze­

słać, by go poratować w biedzie i chorobie. — A w koło nich więcej takich nieszczęśliwych, ciemnych i wyzyskiw anych, przez łotrów, któ­

rzy swego rozumu tylko na szkodę bliźnich a własną używają korzyść i nie wahają się nawet do występku ich nakłaniać, gdy na tem zaro­

bić mogą.

W innej powieści „ Dziur dziowie" maluje O rzeszkow a nieszczęśliwą rodzinę chłopską, którą zabobon popycha do zbrodni i skazują na cięż­

ką pokutę w dożywotnej katordze. „ Dziurdziowie“ zamordowali mnie­

maną czarownicę, której przypisywali nieszczęścia całej okolicy, strasz­

ny wrystępek! ale któż im objaśnił, że czarów niema, że klęski suszy, nieurodzaju, zarazy, mają źródło w przyrodzie, a nie w sztukach dja- belskich? O rzeszkow a, tak surowa dla wad i w ystępków ludzi możnych i wykształconych, ma dla win i błędów ciemnych i nieszczęśliwych głę­

boką litość i słowa przebaczenia.

9

(18)

W obrazku dramatycznym „ W zimowy wieczór“ — maluje dolę takiego nieszczęśnika, którego imię samo strachem napełnia okolicę.

Jestto rozbójnik Bąk. Za młodu popełnił jakiś czyn występny, dostał się do więzienia, a tam w tow arzystw ie skończonych i wytrawnych ło t­

rów zepsuł się do reszty. Już nie jest zdolny do uczciwej pracy, a m o­

że nawet nie mógłby jej dostać. Z jednej zbrodni wpada w drugą;

w ielokroć więziony ucieka i rozpoczyna na nowo broić; ciągle ścigany, ciągle się w ym ykać usiłuje, aż w pewien zim owy w ieczór znajduje schronienie w swym w łasnyn domu rodzinnym, gdzie niepoznany kar­

mi się widokiem cichego uczciwego szczęścia, z którem w ziął rozbrat za młodu. — Rodzina go się wyparła; nic o nim nie wie i wiedzieć nie chce; nawet imienia jego nie wolno wspomnieć przy domowym ognisku.

Jednakże stary ojciec wpatruje się w dziwną twarz nieznanego przybysza, zwolna odkrywa w niem podobieństwo do zaginionego Jaś­

ka. Straszne przeczucie przenika go. T en obcy w łóczęga — to może tenże sam ścigany rozbójnik, siejący postrach w okolicy, a zarazem jego nieszczęsne stracone dziecię! Obecni nie wiedzą, jakie bolesne wspomnienia zbudziły się w duszy starca ale i ich pewien lęk ogarnia:

„Pokaż swój paszport, sw oje papiery!", wołają do nieznajomego, „a jeśli nie, zawołam y p olicji". Następuje straszna chwila. Już miano się rzucić na zbiega, gdy stary ojciec staje m iędzy nim, a rozjątrzoną i w ystra­

szoną gromadką. „Puśćcie go!“ mówi — i kładąc rękę na głow ie skru­

szonego syna, żegna go: „Idź z Bogiem — i nie grzesz więcej".

A le nietylko ciemnotę, nieszczęście i zbrodnie odkryła O rzeszko­

wa pod chłopską strzechą.

W powieści „Cham" widzimy obraz tak w zniosłej chrześcijańskiej cnoty, że przed nią z uwielbieniem czoła uchylić można. Chłop P aw eł żeni się z ładną dziew czyną Franką, która służąc u dworu, nauczyła się cenić zbytek i stroje, m iłować próżniactwo, gardzić klasą ludzi, z któ­

rej w yszła. G ardzi też „Chamem", który ją poślubił, a który wierny złożonej przed ołtarzem przysiędze, za świętą swą powinność poczytuje zostać złej żonie wiernym aż do grobu, wszystko znieść, w szystko w y ­ cierpieć, byle jej obłąkaną duszę od zguby ratować. Zdradzany, porzu­

cany przez nią, wyśm iany przez wszystkich, zawsze dla niej zdobyw a się na chrześcijańskie przebaczenie, na cierpliwość, zawsze przyjmuje ją pod swój dach i nie przestaje w ierzyć w jej poprawę. G dy zaś nie­

zdolna jego pośwdęceń ocenić, ani w cichem uczciwem życiu zasm ako­

wać, Franka próbuje otruć męża i jej występny zamach na jaw w y ­ chodzi, on błaga o jej uwolnienie, oczyszcza ją swem i zeznaniami i w y ­ puszczoną z w ięzienia znowu do chaty sprowadza: „Będziesz, jak b y ­

10

(19)

łaś w chałupie gospodynią". W ielkoduszność, nadludzka dobroć męża upokarza Frankę i tak jest dla niej niepojętą, że ją przyprowadza do obłędu. W napadzie szaleństwa wiesza się na przydrożnym drzewie, a P aw eł oddaje się cały wychowaniu osieroconego przez nią dziecka, które mu z jakiejś w łóczęgi po świecie przyniosła. Taką to czystą perłę nadziemskiego prawie poświęcenia w yłow iła O rzeszkow a z głębiny ż y c ia !

Odwracając oczy z niesmakiem od fałszyw ych blasków, za które- mi ludzie gonią, a których marność za młodu poznała i oceniła, — ze szczególnem umiłowaniem chyliła się ku temu, co ludzie depczą po­

gardliwie lub przesądną niechęcią i nieufnością ścigają.

Oto prow adzi nas na bruk nędznej żydowskiej m ieściny, jakich tak w iele u nas i w jej rodzinnej Litwie. Zapełnia ją mrowie ludzi ob­

cych językiem , wiarą, obyczajem, ludzi przeważnie ciemnych, brudnych, nieokrzesanych. W ieść głosi, że ci ludzie są szkodliwi, ale co ich szkodliwym i czyni? C zy nie ta sama ciemnota i ten fanatyzm zabobon­

ny, który rodzinę Dziurdziów popchnął do zbrodni, nie ta sama nędza, pogarda, poniewierka, która mściwą rękę S ylw ka Cmentarnika uzbraja przeciw własnemu ojcu?

W powieści „M eir Ezofowicz“ ukazuje nam tedy O rzeszkow a taką właśnie brudną żydowską mieścinę, odsłania tajemnice jej życia, jej walk i zdobyczy, nędzy i dostatku, pobożnych wzruszeń i niskich za­

biegów, gorących ukochań i wstrętnych szacherek.

M iędzy tym światem, a tym, który malowała w innych powieś­

ciach, wznosi się mur niechęci. Jedni drugich nieznają, nierozumieją i wzajemnie gardzą sobą. „Biedni mędrcy izraelscy — mówi autorka, którzy ścigali Edomitę (goja) nienawistnemi spojrzeniami. Biedny Edo- mita, śm iejący się z izraelskich mędrców i ich czcicieli. L ecz najbied­

niejsza, o! najbiedniejsza ziemia ta, której synowie po wspólnej wueko- wej podróży, nie rozumieją wzajem m owy, ani ust, ani serc swoich!"

Na długie w ieki przed O rzeszkową byli w narodzie naszym ludzie dobrzy i światli, którzy w innych słowach ten sam żal wyrażając do tego zm ierzali, aby obcy przybysze przestali być obcymi, aby między nimi, a nami zw alić dzielący mur fanatyzmu, a światłem wiedzy i po­

stępu rozjaśnić wszystkie zakątki kraju niepomijając, ani chat wieśnia­

czych, ani ciemnych zaułków żydowskich. B yli także i m iędzy żydami ludzie bolejący nad ciemnotą i zaślepieniem własnego ludu i usiłujący rozbudzić w nim miłość dla tej ziemi, w której znalazł on schronienie przed srogiem prześladowaniem. Ż yła ich pamięć w rodzinie Saula Ezo- fowdcza, bo z tej rodziny niegdyś w yszedł zasłużony Michał Ezofowicz przez króla polskiego Zygmunta I-go zaufaniem obdarzony, seniorem

i i

(20)

żydów mianowany, szczerze m iłujący i Polskę i lud własny i pełen w iary w postęp, który z braci jego uczyni wiernych i szanowanych sy­

nów przybranej ojczyzny. Minęły jednak dobre czasy braterstwa i oś­

w iaty, nastały czasy ciemnoty i ślepej nienawiści. W śród żydów zdobyli posłuch i znaczenie zaciekli fanatycy, do których w Szybow ie zaliczała się rodzina Todrosów , wśród Polaków również szerzyciele ciemnoty w zięli górę nad bojownikam i światła. Testam ent spisany przez Michała Seniora przechodził w rodzinie Ezofowiczów z pokolenia w pokolenie, a teraz przechow yw ała go ze czcią, lecz w największej tajemnicy stara prababka rodu, Frejda, której mąż Hersz, za czasów sejmu czterolet­

niego chciał na nowo rozpocząć w ielkie dzieło Seniora.

Jeden z jej prawnuków, m łody Meir, odziedziczył po pradziadach gorącą miłość dla sw ego nieszczęsnego ludu i w ielkie pragnienie po­

stępu i oświaty. Znał dzieje swej rodziny, w iedział o testamencie se­

niora, w uczonych księgach czerpał mądrość, inną niż ta, którą rabin Izaak Todros swym współbraciom zalecał, mądrość taką, którą ów ra­

bin w yklinał i pogardą piętnował. Ż al mu było biednych dzieci żydow ­ skich, ogłupianych w chederze, żal biednego starego Karaima, A bla, od którego za różnicę w iary odsuwała się z niechęcią cała ludność Szyb ow a. W strętem go napełniały szacherki i oszustwa sąsiadów, w y ­ zyskujących bez skrupułu ludność okoliczną, którą od dziecka p rzy­

w y k li nienawidzieć, a która wzajem nie otaczała ich pogardą. W raz z młodą gromadką przyjaciół swoich, wraz z sierocą wnuczką Karaima, Gołdą, marzył on o odrodzeniu sw ych braci przez pracę pożyteczną, oświatę, o otrząśnięciu ich z pleśni zatęchłych przesądów. Za te swoje dążenia, które nie uszły bacznego wzroku niechętnych i podejrzliw ych chasydów, a zw łaszcza ściągnęły na niego nienawiść nikczemnych sza- chrajów, których postępowanie ośmielał się piętnować, — został on oskarżony o odstępstwo od w iary przodków i na poniżającą pokutę przez rabina skazany. Choć wstydem okrył swą ukochaną a powszech­

nie w miasteczku szanowaną rodzinę, choć go przechodnie palcem w y ­ tykali, nie m ógł się on zaprzeć swych pojęć o prawdzie i sprawiedli­

wości. Przypadek odkrył przed nim gorszącą tajemnicę kilku m iejsco­

wych oszustów, którzy dla pokrycia swych szachrajskich spekulacji za pieniądze skłonili dwóch żydowskich nędzarzy do podpalenia gorzelni sąsiedniego majątku. Napróżno usiłował udaremnić ten zbrodniczy za­

miar. Nikt go w tym nie poparł. Nawet najlepsi, nawet czcigodni człon­

kow ie jego najbliższej rodziny radzili mu nie wtrącać się do cudzych interesów, nie narażać się na zemstę współwyznaw ców, nie rozczulać się krzyw dą znienawidzonego goja. Tenże „goj", dziedzic Kamiński, nie zrozumiał jego życzliw ego ostrzeżenia. Nie przypuszczał on, aby młody żydek, który po długiej w^alce wewnętrznej zdecydow ał się na ten krok

12

(21)

ryzykow ny, czynił to z czystej miłości bliźniego i poszanowania spra­

wiedliwości. G orzelnia spłonęła, z nią dwór i budynki folwarczne szlachcica, tymczasem nad biedną głow ą Meira zawisła chmura zemsty.

Żydzi oskarżyli go przed rabinem, chcąc by go w yklął. W iedząd o groź­

bie, jaka nad nim wisi, Meir zwierza się ze swych trosk przyjaciółce swej, Karaim ce Gołdzie:

„Meir! — szepnęła, zejde mój w yklęty jest — i ja w yklęta — ale miłosierdzie Pana większe jest niż największa groza, a sprawiedliwość Jego głębsza od największego morza!.. P rzeklęty szczęśliwszym jest od przeklinającego, bo przyjdzie czas, że sprawiedliwość Pańska wstąpi w serca ludu i błogosławić oni będą imiona przeklętych".

M eir już wie, że nigdzie nie schroni się przed zemstą, ale zanim się jego przeznaczenie dokona, chce jeszcze oddać usługę ludowi, który ukochał, a który nim gardzić jest gotów.

Prababka powierza mu testament Seniora. — Meir zwołuje żydów szybowskich do synagogi i tam odczytuje im wezwanie i napomnienie swego pradziada:

„Bądźcie pożyteczni ziemi tej, na której mieszkacie, a będą was szanowali. Oto jest pierw szy krok szczęśliwości, bo wzgarda gorzką, a szacunek słodki jest sercu ludzkiemu! „Fałszyw i mędrcy zgubili cię Izraelu!" woła z za grobu przez usta praprawnuka głos mądrego se­

niora Michała.

„Fałszyw i mędrcy" Szybow a podburzają przeciw M eirowi ciemną tłuszczę; już teraz nieodwołalnie w yrok spełnić się musi. Rabin Todros rzuca straszną klątw ę na niego i tych wszystkich, co z nim przestawać się odważą. Zniewolony porzucić dom i rodzinę, która pod grozą kląt­

w y w yprzeć się go musi, idzie Meir w świat daleki na nieznane losy, przyciskając do piersi skarb uratowany przez Gołdę kosztem jej życia, gdyż rozjątrzona ciżba chasycłów utopiła ją w stawie za to, że go w y ­ dać nie chciała. Skarbem tym to pożółkły zwój papieru, zawierający testament żyda - obywatela. Wykonaniu tego testamentu Meir poświęcił resztę życia.

„Czytelniku! — woła O rzeszkow a — jakiegokolw iek plemienia krew płynie w żyłach twoich i na jakiem kolw iek miejscu tej ziemi cześć oddajesz Bogu,— jeżeli kiedy śród drogi swej spotkasz Meira Ezofo- wicza, podaj mu szczerze, prędko btaterską dłoń przyjaźni i pomocy!"

Trudno w yliczać te w szystkie perły, które talent O rzeszkow ej w y ­ łow ił z głębiny życia i szczodrze rozsypał w kilkudziesięciu tomach jej pięknych powieści. Różne tam spotykamy obrazy i osoby, różne błędy i cnoty, cierpienia i w alki ludzkie —- ale wszystko to tchnie jedną myślą, w szystko głosi religję miłości, przebaczenia, braterstwa, ofiar­

nej pracy i czci dla prawdy i sprawiedliwości. Nie tylko słowem, lecz

z j

(22)

i życiem swoim służyła O rzeszkow a tym samym zasadom. Nie szukała ona po dalekim świecie pięknych widoków, licznych znajomości, rzad­

kich rozryw ek. Choć znana we wszystkich prawie europejskich krajach, bo pow ieści jej tłom aczone na różne ję z y k i dość szeroko słynęły za granicą, nie opuszczała sw ego rodzinnego zakątka niby drzewo wrosłe głęboko korzeniami w ukochaną ziemię. „Tu moje miejsce", mawiała przyjaciołom , którzy się dziw ili, że w takiem małem cichem mieście obrała sobie siedzibę. — K ied y przed laty groźna klęska pożaru nawie­

dziła Grodno, ona stała się aniołem opiekuńczym nieszczęsnych pogo­

rzelców. W szy scy do niej garnęli się po pomoc i ratunek, ona każdą biedę utuliła, poratowała, a wj^mownem słowem poruszyła wszystkich swych czytelników do niesienia pomocy nieszczęśliwym .

Choć przew lekła choroba już od lat kilku siły jej trawiła, do ostatka nie wypuszczała pióra z ręki. K ilka lat temu w yszła z druku jedna z najpiękniejszych je j książek pod łacińskim tytułem „G loria victis!“ to jest „ Chwała zwyciężonym! “ M yśl O rzeszkowej może pod w ra­

żeniem ostatnich w ypadków krajow ych powraca do chwilowej górnej i chmurnej młodości, która tak niezatarte piętno na całym jej duchu pozostawiła. Przesuw ają się przed nami postacie bohaterskie tych, co ginęli za świętą sprawcę, i postacie męczeńskie tych, co ich mogiły łzami oblewali. — Chwała zwyciężonym , bo oni szli na śmierć z myślą: „Z g i­

niem y — ale ten krzyk nasz, krw ią i łzami ociekły zostanie w po­

wietrzu i tym, co po nas przyjdą, umrzeć nieda i sennych zryw ać b ę ­ dzie z pulchnych pościeli i stanie się snem czarnym i snem złotym narodu i chłoszczącym go do w ielkiej walki biczem, a wtedy dopiero przebrzm i — kiedy zw ycięży idea“. Idea, to owa w ielka miłość.

„Ta, której zakochane oczy obejmują ziemię ojczystą, jako nad w szystko w św iecie rodzeńsze, milsze oblicza matki;

„której przywiązane oczy wpatrują się w naród ojczysty, jak w nad w szystkie inne bliższe, milsze grono rodzonych braci;

„której wierne oczy towarzyszą braciom na drogach cnót, nad któ- remi rozpalają pochodnie radości;

„której uw ielbiające oczy wznoszą się ku dwu wielkim gwiazdom, noszącym miano Spraw iedliw ość i Wolność;

„której mądre oczy dostrzegają, że bez światła tych dwóch gwiazd ciemną musi być ziemia i nieszczęśliw ym i muszą być jej narody".

Z wiarą w ostateczne zw ycięstw o św iatła nad ciemnością, w patrzo­

na w blaski tych dwóch wielkich gwiazd, przyśw iecających ludzkości na jej ciernistych i kamienistych drogach — szła Eliza O rzeszkow a do m ogilnego kresu swej ziemskiej wędrów ki, aż spoczęła na łonie ziemi rodzinnej, którą tak gorąco umiłowała.

IZ A M O S Z C Z E Ń S K A

14

(23)

E L IZ A O R ZE SZK O W A J A K O PIONIERKA RU CH U KO BIECEGO .

Ty, coś żyła dla idei—Chwała C i!“

Długiem pasmem snują się typy kobiece poprzez utwory Elizy O rzeszkow ej. Oto staje przedewszystkiem przed przerażonym wzrokiem naszym, jako groźne memento, skrwawiona postać Marty pod kołami wozu, z pochylonym nad nią stróżem bezpieczeństwa. Tragiczna postać po stokroć nieszczęśliwej, bezradnej w okrutnej wralce o byt, do samo­

dzielnego życia nieprzygotowanej kobiety!

Oto pani Emilja Korczyńska z „Nad Niemnem" i szambelanowa Słobecka z „Pana G raby" — karykatury kobiet, istne, a złow rogie za­

przeczenie tego ideału żony i matki, który wskroś w ieków słupem ognistym wciąż św ieci i świecić będzie niepokalanym wzorem, dokąd ludzkości na ziemi.

Jako krzepiące ducha przeciwstawienie, z pośród żniwnych mist­

rzowskim rzeźbionych dłutem pól nadniemeńskich, wyłania się w swej kobiecości męska postać Justyny, imającej z nieśmiałym uśmiechem sierp do niewzwyczajonej dłoni, by wdeść wspólne życie w ieś­

niacze z Janem Bohatyrowiczem , chłopem nieledwie, wbrew zakorze­

nionym z pokolenia w pokolenie tradycjom, w myśl wieszczego „z p ol­

ską szlachtą polski lud".

O bok niej w ielka cichem bohaterstwem krząta się po swojem skromnem obejściu domowem Kirłowa, dźwigająca brzemię życia za siebie i swego lekkom yślnego małżonka.

Dalej znów, promienna z ciała i ducha sylwetka, C eliny Kłońskiej, anioła— kobiety, potęgą swej m iłości i kryształow ą czystością duszy w yryw ająca ukochanego męża ze szpon złego ducha, K aliksta Graby.

Jako przedświt innych czasów i nowego etapu drogi, po którym kobiecie kroczyć wypadnie w przyszłości, wyrasta posągowa postać R y ­ ty Słabeckiej („Pan Graba"), która spłaciw szy swym posagiem długi nieszczęśliwego brata-hulaki, z resztką ocalonego kapitału odważnie bierze się do pracy, rzucając rówieśnicom hasło samowystarczalności i w iary we własne siły, w raz z potępieniem poniżającego godność ko­

biecą „polowania na męża".

Sew eryna Zdrojow ska dalej pełna kobiecej m iękkości i spiżo­

wego hartu, bohaterka „Dwóch biegunów" i wreszcie „A d astra" — bratnia dusza późniejszego Judyma, druzgocząca bez namysłu własne serce, by „nie zdradzić duszy", odtrącając miłość ukochanego, bo „drogi ich dzielą św iaty".

15

i

I

(24)

Poprzestając, dla zbyt ciasnych ram artykułu na w yżej w ym ie­

nionych typach kobiecych w powieściach E lizy O rzeszkow ej, trzy z nich: Justynę, R ytę Słabecką i Sew erynę Zdrojow ską zaliczyć bez­

względnie musim y do szeregu emancypantek, w yzw alających się z nie­

w o li konwenansów i przesądów, posiadających przeto oblicza w spół­

czesne. Ludw ika Jahołkowska Koszutska nazwała je w praw dzie w od­

czycie, w ygłoszonym w Polskiem Stowarzyszeniu Równouprawnienia Kobiet w 1910 r. „damami z innej epoki'1, dodając jednak i słusznie, że nie odbiera im to bynajmniej wartości i uroku. „Jak piękne, stylow e portrety możemy zawiesić je w' duchowej galerji najpiękniejszych po­

staci naszej literatury".

Nie w powieściach wszakże tkwią jedynie ogromne, niepospolite, ja k k o lw iek niedość ocenione dotychczas zasługi E lizy O rzeszkow ej dla spraw y kobiecej. „Perłam i w ysokiej ceny na tem polu“ — pisze Marja C zesław a Przew óska (Helja) w' swem studjum p. t. „E liza O rzeszkow a w literaturze i ruchu kobiecym " — „są odezw y i listy jej, pisane po ro­

ku 1891 do kobiet szerokiego świata, w których zajęła stanowisko ideowe w szechśw iatow ego znaczenia".

1) W odpowiedzi przedewszystkiem na kwestjonarjusz, rozesłany przez mies. genew ski „Revue des sciences morales" w sprawie ruchu kobiecego, O rzeszkow a zaznacza między innemi z naciskiem:

a) „Żadnego separatyzmu z drugą połow ą rodu ludzkiego! Żadne-

„go w ynoszenia się ponad nią! Żadnej zawziętości za doznane

„krzyw dy! N a j m n i e j s z e g o w y z y s k i w a n i a l a m p y

„ w i e d z y d l a o d k r y w a n i a z d r o j ó w , r o s k o s z a m i

„ u p a j a j ą c y c h z w i e r z ę l u d z k i e ! J a k n a j p i l n i e j s z e

„ n a t o m i a s t p o s z u k i w a n i e p r z y j e j p o m o c y ź r ó d e ł ,

„ k t ó r e k r z e p i ą i o g r z e w a j ą d u s z e ,

b) „ J e ż e l i k o b i e t y d o o g n i s k w i e d z y d o p u s z c z o n e ,

„ t e g o z a d a n i a s p e ł n i ć n i e c h c ą , n i e c h r a c z e j o

„ p i e r w s z y n a p o t k a n y k a m i e ń l a m p ę s w ą r o z b i j ą ! c) „C yw ilizacja współczesna posiada rówmowagę zwichniętą, prze­

c h y la ją c się zbytnio na stronę zdobyczy i uciech materjalnych.

„Rozum i w iedza w ytw arzają daleko więcej potęg materjalnych,

„aniżeli m oralnych. K o b i e t a w ięc p o w o ł a n ą j e s t do

„ w y p r o s t o w a n i a wr k i e r u n k u d o b r a m o r a l n e g o

„ z b y t w y k r z y w i o n e j w' s t r o n ę d ó b r m a t e r j a l -

„ n y c h c y w' i 1 i z a c j i “.

2) W liście do kobiet niemieckich w odpowiedzi na ich hołdy jubileuszow e, Eliza O rzeszkow a odwołuje się do w szystkich znakomi­

tych przew odniczek ruchu kobiecego Europy i A m eryki, stawdając

(25)

GABINET E. ORZESZKOWEJ W JEJ DOMU PRZY UL. JEJ IMIENIA

WEDŁUG FOTOGR.AFJI Z R. 190S

(26)
(27)

w n i o s e k z a ł o ż e n i a obok związków, mających naukę i pracę zarobkową na uwadze, „ Z w i ą z k u C n o t y " , w c e l u p r z y g o t o ­ w a n i a l e p s z e j e r y ś w i a t a .

3

) W liście w reszcie „O Polce Francuzom" na zaproszenie re­

dakcji „Revue des R evu es“, Eliza O rzeszkow a zaznacza, że kobieta Polka, solidaryzując się z ogólnemi dążeniami emancypacyjnemi, w a l ­ c z y ć n i e c h c e : z i n s t y t u c j ą r o d z i n y m i a n o w i c i e i s u r o ­ w o ś c i ą r e g u ł y , o b o w i ą z u j ą c e j o b y c z a j e n i e w i e ś c i e .

„Co do sprawy stosunku między dwiema płciam i"— pisze—

„mniemam,że my to właśnie, K o b i e t y , u p r z y w i l e j o w a n e j e s t e ś m y , w z n a c z e n i u m o r a l n e m o c z y w i ś c i e , a m ę ż c z y ź n i d ą ż y ć w i n n i d o r ó w n o u p r a w n i e n i a z n a m i , i d l a n a s , k t ó r e r o z p o c z y n a m y w a l k ę o w o l n o ś ć , w y b i e r a ć d l a n i e j t e r e n w n a j n i ż s z e j s f e r z e i s t o t y l u d z k i e j , b y ł o b y w s t y d e m p n p - r o s t u i s z k o d ą c z a s u " .

Ugnijm y ze czcią kolana przed głosem w ielkiej kobiety— Polki, co żyła i w alczyła dla tak wzniosłej idei; co jej apostołką była — Kobiety sięgającej szczytów, ponad które niema bodaj w yższych w żadnej

z literatur świata.

O by ziścił się złoty sen Elizy O rzeszkow ej o „przygotowanej przez w alczącą kobietę X IX w. k o b i e c i e — m ę d r c u — a n i e l e w ie­

ku X X , któraby w zięła „rząd dusz" w swe miękkie, czyste i umiejętne zarazem dłonie!"

W liście do M. C. Przew óskiej, umieszczonym in extenso w w y ­ żej wzmiankowanem Studjum tej autorki, Elizę O rzeszkow ą targa nie­

pokój „ c z y k o b i e t a współczesna wogóle, a kobieta— Polka w szcze­

gólności, w s t ę p u j e n a d r o g ę w s p i n a n i a s i ę n a s z c z y t y w i e d z y , p r a c y , w s z e l k i e g o l u d z k i e g o d o s t o j e ń s t w a ? C z y r o z u m i e , ż e j a k o „ s i ł a n o w a " , p o w o ł a n ą j e s t do w p r o w a d z e n i a w ż y c i e w y s o k i e j z a s a d y , „ H o m o h o m i n i r e s s a c r a " , b ę d ą c e j m a r t w ą l i t e r ą d o t y c h c z a s ?

Od czasu apostolskich listów E lizy O rzeszkow ej upłynęły lata.

Przetrw aliśm y w ielką wojnę, w której, — wedle słów L. Koszutskiej w referacie, wygłoszonym dnia 8/IX 1917^ na Zjezdzie Kobiet w W a r­

szawie — „Kobieta, niewołana, nieoczekiwana, zjawiła się, wyciągając ręce po pracę dla O jczyzny. Dłonie te przyjęto skwapliwie i w yzyska­

no je na wszystkich placówkach życia gospodarczego i społecznego.

I nikt nie śmie teraz powiedzieć kobiecie: murzyn, który spełnił pracę, może odejść, bo ona rozkazu tego nie usłucha. W psychikę jej bowiem

'7

(28)

głęboko zapadła świadomość, że jest na równi z mężczyzną dzielną podporą swego narodu i żaden nakaz, żadna w ola nie zetrze w jej du­

szy tej potężnej świadomości!"

Jakże bolesnym zgrzytem w obec tych prądów w yzw oleńczych rozlega się dziś głos p. D egen-Slósarskiej, dyrektorki państwowego gimnazjum w e W łocław ku , żądający— jak sygnalizuje H. Ceysingerów'- na w artykule „W b rew ew olucji życiow ej" na łamach „Kobiety w spół­

czesnej" z dn.

3

o czerw ca b. r.— znacznej redukcji godzin matematyki, fizyki i chemji w programie dla dziewcząt, ze względu na „odrębne", cechy duszy i „specjalne" przeznaczenie kobiety! Oburzeniem zawrzał cały świat kobiecy. W szystk ie organizacje kobiece odmawiają p. De- gen - Śłósarskiej prawa ukazywania się na forum zagranicznem, na M iędzynarodowym Zjezdzie N auczycieli w Hadze w lipcu b. r., jako przedstawicielce kobiet polskich, oraz ich poglądów na sprawę w ycho­

wania i kształcenia m łodzieży żeńskiej.

Niechże i z północno-wschodnich rubieży Polski, z Batorowego Grodu, z nad grobu E lizy O rzeszkow ej, pierwszej w Polsce bojownicz- ki o prawa kobiece, z nad jej m ogiły, górującej nad miastem wzbije się potężnem echem po polskiej ziemi głos oburzenia i protestu prze­

ciw ko wszelkim zakusom na swobodę wszechstronnego rozwoju umysłu dziew cząt polskich!

„Specjalne" przeznaczenie! Rzućm y okiem na życie kobiet w ybit­

nych: dla tego zakorzenionego i dziś już pleśnią cuchnącego przesądu społecznego m usiały one, z nielicznemi wyjątkam i zrywać kajdany m ałżeńskie, by dać możność rozwoju indywidualności swojej i zajaśnieć pełnią swrego talentu, bo „specjalne" przeznaczenie kobiety łamało jej skrzydła— i ginęły talenty kobiece w ikarowym locie!

Słusznie L. Koszutska powołuje się na T ard e’a, który w swej

„Psychologie Econom ique“ powiada, że w szyscy odkryw cy prawd w starożytności byli ludźmi wolnymi, niewolnicy nie tw orzyli nic zgoła.

W o ln i obywatele zaw dzięczali swą w yższość twórczą sprzyjającym warunkom tworzenia— nigdy w yższości swej rasy.

Stosuje się to w zupełności do kobiety, i um ysłowa jej produkcja jest bezsprzecznie znacznie niższą, bo kobieta była i dotąd jest jeszcze w niewoli, tamującej swobodę ruchów, działania i wszechstronnego rozwoju. „R eakcję tę, świadomie, czy nieświadomie podtrzymuje, nie­

stety, siłą sw ego barwnego i bujnego talentu E łlen K ey z satelitam i w rodzaju L ily Braun" („H erezje w ruchu kobiecym ", L. Koszutska 1907 r.), a w ogonku za nią, po dwudziestu zgórą latach bieży w P o l­

sce p. D egen-Slósarska dyrektorka państwowego gimnazjum we W ło ­ cław ku.

iS

(29)

Nic wszakże nie wskórają heretyczki; idą bowiem czasy, kiedy kobieta b ę d z i e m o g ł a na równi z mężczyzną żyć podwójnem, stokroć w ięc bogatszem życiem. Nie w yrzekając się, ani zapierając wrodzonego każdej jednostce żeńskiej instynktu m acierzyńskiego wiodące­

go praworządnie do stworzenia ogniska domowego i rodziny, stanowiącej nietylko obowiązek, ale prawo i dobro ludzkości, jedną zatem z naj­

szlachetniejszych radości życia. — Kobieta przyszłości posiadać będzie możność pełnego rozwoju swych wartości duchowych.

Przeżyw am y dziś okres rew olucji w tej dziedzinie, wraz z jej krańcowością i nieodzowną reakcją. Nie wejdzie jednak w krew spo­

łeczeństw wzgardliwa ocena znaczenia m iłości w życiu człowieka, jak ją obrazowo maluje rewolucjonista — powieściopisarz francuski Panait Istrati na łamach „Les Nouvelles litteraires" z dnia

23/11

b. r., po swoim kilkom iesięcznym powrocie z Rosji.

„Jest... jest. Niet?... niet“ powiedział mu podobno jeden z Kom so- m ołow z lekcew ażącym ruchem ręki. Ludzkość przejdzie do porządku dziennego nad podobnem ujęciem uczucia, gdyż nie w yrzeknie się ani szczęścia, ani katuszy, których źródło w miłości, tem— niezgłębionem misterjum— życia, o którem poeta śpiewa:

„A za tym zmysłem, co kochać przymusza,

„Poszło i serce, poszła i dusza!"

Pamiętajm y w szakże że według słów Georges Sand w ,,

1

’Homme de n eige“:

„Des revolutions, qui avortent, il y a toujours

„quełque chose d’acquis“.

Ew olucja kobiety w myśl hasła „wolni z wolnymi i równi z rów ­ nymi" prze naprzód z chyżością wartkiego potoku a psychika mężczyzny w wolniejszern tempie kształtując się i urabiając pod jej wpływem , nie odróżnia nieraz kąkolu od zdrowych ziarn, mających zadatki jaśniej­

szej przyszłości.

W jakie formy ukształtuje się z biegiem czasu stosunek obu płci do siebie? Jaką postać przybierze?

Bądźm y spokojni! Ż ycie ją wyłoni.

A tymczasem, przed cieniem pierwszej w Polsce Apostołki w y ­ zw olenia kobiety —

C Z O Ł E M !

JO T .-SA W . D. 7/VII. 1929. Grodno.

19

(30)

ZIEM IA R O D Z IN N A W T W Ó R C Z O ŚC I O R ZESZK O W EJ.

K to, — wiedziony ciekawością poznania jednego z najstarszych miast w Polsce oraz jego pamiątek,— zajeżdża do Grodna, ten dostrze­

ga zjawisko nieznane w żadnem innem mieście naszego kraju: kult dla w ielkiego imienia w literaturze. I choć ten kult otacza jedno z naj­

piękniejszych i najszlachetniejszych imion w piśmiennictwie świata, — imię E lizy O rzeszkow ej, — niemniej jednak przygodny obserwator ż y ­ cia grodzieńskiego będzie tem zjawiskiem zaskoczony. Dlaczego to, za­

pyta, głównej ulicy now ego Grodna nadano nazwę „ul. O rzeszk o w ej11?

D laczego rzecznicy opinji publicznej w samorządzie miejskim, bez ró ż­

nicy wyznania, narodowości i przekonc'iń politycznych, wotują jedno­

myślnie i bez dyskusji w ysoki zasiłek na pomnik O rzeszkow ej z dość ubogiej kasy m iejskiej? Czemu przypisać piękny hołd, składany przez społeczeństw a co roku u skromnego grobowca na ślicznym grodzień­

skim cmentarzu — tę wzruszającą pamięć serc ludzkich na poszarzałej już od lat mogile? C zy żb y niezrównanemu pióru pieśniarki „Nad Niem­

nem"? C zyżb y w yjątkow ej sławie literackiej O rzeszkow ej? — A le wszak w Polsce — • powie sobie podróżnik — dużo jest mogił, k ryją ­ cych szczątki w ielkich pisarzy, a jednak zarastają one darnią i, za­

pomniane przez rodaków, łączą się zielonym kobiercem z innemi m o­

giłam i, aby wkońcu zgubić się pod ziołami i trawą na cmentarnej równi. — A może żyw otność dzieła O rzeszkow ej w Grodzieńszczyźnie tłum aczy się jej w ielką narodową zasługą? — Skądże jednak w Polsce w naszych czasach to zrozumienie zasługi narodowej w^śród ludu m iej­

skiego, skąd potrzeba jej uczczenia u społeczeństw a żydow skiego, — u rzem ieślniczych i robotniczych wrarstw żydow skich?!

I podróżnik, temi zdążający drogami ku ustaleniu podłoża kultu O rzeszkow ej w Grodnie i G rodzieńszczyźnie nie dojdzie do celu, nie rozw iąże interesującego go zagadnienia. Albow iem nie sławą literacką w yłącznie i nie zasługą narodową jedyn ie w ytłum aczyć można to nie­

znane gdzieindziej w ojczyźnie naszej zjawisko, ja k powszechna cześć Grodnian i całej G rodzieńszczyzny dla E lizy O rzeszkow ej.

T a cześć, składana jest przedewszystkiem p o e t c e z i e m i , ziemi w zdłuż i w szerz przez jej m ieszkańców przem ierzonej. Poetce radości i sm utków d z i e c i t e j z i e m i — od nizin do wyżyn!

Ziem ia grodzieńska bowiem w twórczości O rzeszkow ej — to w iel­

ka m iłość pisarki. Ilekroć o tej ziemi pisze, ilekroć wplata ją w osnowę opowiadania, zawsze powie o niej serdeczne słowo. G dy mówi o jej uprawie, to roztacza przed nami długi zagon podoryw ki z miłośnie po­

20

(31)

chylonym nad sochą oraczem, przewalającym czarne skiby pachnącej roli.

Kiedy opowiada o polach w porze letniej, to rzuca przed nasze oczy cały kalejdoskop barw ze zbóż i traw, kołyszących się pod powiewem wiatru, lub znieruchomiałych w ciszy skwarnego południa. Kiedy od­

twarza płynący Niemen, to każe nam przeżywać niepokój jego wartkich fal, zachwycać się cudownością jego w ybrzeży, błękitem jego wód.

W zruszająco rzewnie dźwięczą u Orzeszkowej nad grodzieńską ziemią pieśni skowronków w porze letniej; tęsknie i melancholijnie ścielą się po polach jesienne mgły. Biel tych pól w zimowej, śnieżnej szacie tchnie przedziwnym czarem, co kusi i pociąga w dal, a wiosna ze swą niewysłowioną krasą nigdzie równie hojnie nie rozsiewa tyle kwiecia, co po łąkach i sadach Grodzieńszczyzny.

Z temi urokami naszej ziemi umiała Orzeszkowa w sposób nie­

dościgniony łączyć życie j e j d z i e c i - — niezależnie od ich stanowiska, pochodzenia, wiary. W bogatej swej twórczości uczyniła z naszych pól żyw ioł, który żyje wspólnem życiem, z dolą i niedolą człowieka: smuci się jego smutkami, raduje jego radościami. Na ich cześć— na cześć ziemi i człow ieka— w yśpiew ała hymny, które uczyniły sławnem jej imię, które pełnią posłannictwo z za grobu pieśniarki, które— pośród tych, co rodzinny zagon kochają— pełnić tego posłannictwa nie przestaną nigdy!

Na podłożu ziemi grodzieńskiej w ypełniła O rzeszkow a jeden z na­

czelnych celów swego życia: cel udowodnienia w ieczystej trw ałości dobra.

B yło ono sztandarem, pod którym autorka „Chama" kroczyła wiernie przez cały okres twórczości.

Czując odrazę do bezwzględnego potępiania, nie znosiła ciemnych zakam arków duszy ludzkiej. Kochała światło, piękno, dobro. Cały swój pisarski genjusz wkładała w rozbudzenie ku dobru m iłości ludzi. N aw et w tych powieściach, w których zdążała konsekwentnie do potępienia złych instynktów ludzkich, prowadziła za swem piórem subtelną, do­

strzegalną jeno dla oka duszy, nić nadziei. T ow arzyszy w nich czytel­

nikowi nieodstępnie oczekiwanie poprawy, oczekiwanie nawrotu ze zlej drogi— ku dobru. Albow iem obce były twórczyni „W zim owy wieczór"

uczucia beznadziejne.

Dlatego to właśnie książki O rzeszkow ej zamykam y zawsze pod wrażeniem, jakbyśm y spędzili kilkanaście godzin w gronie ludzi szla­

chetnych, ludzi wyrozum iałych dla błędów ludzkich, ludzi pełnych życz­

liwości dla bliźnich, a miłości dla ziemi, dla przyrody i wszelkiego stworzenia.

W dążeniu do rozsiewania takich uczuć pośród ludzi, święte, spa­

lone ogniem umiłowania serce O rzeszkow ej trwało do ostatniej chwili.

Stojąc już u progu mogiły, mając poza sobą, ogrom dokonanego dzieła nie

(32)

uważała go ta niestrudzona pracownica za ukończone. W idziała przed sobą szerokie horyzonty prac dalszych, prac dla których cała jej literacka spuścizna miała być '(o duszo cudowna!) zaledwie obszernym wstępem!

Na trzy dni przed skonem pow iedziała te oto znamienne słowa:

— Umierać jeszcze nie chcę. Sam a się temu dziwię, ale nie chcę.

Poznałam to, zrozumiałam wśród śm iertelnego ataku, gdy jakby czarne skrzyd ło zasłoniło mi oczy. Ogarnął mnie w tedy— nie strach, lecz żal.

Zdało mi się, że s t a j ę j a k s i e j b i a r z na ś r o d k u p o l a z n a ­ s i e n i e m , k t ó r e g o n i e z d ą ż y ł a m j e s z c z e r z u c i ć w o r n ą r o l ę — do o s t a t n i e g o z i a r n a .

Pięknie, ja k b y w nawiązaniu do tych słów O rzeszkow ej, pożegnał ją rosyjski poeta:

— Z pojawnieniem się pierw szych kwiatów wiosennych, z pierw - szem i prom ieniam i m ajowego słońca, zgasło to drogie życie... T w órcze ja k wiosna, ja k wiosna pełne aromatu, jak wiosna pełne miłości. Z a­

brakło cichego anioła, który nawiewał złote sny m iłości i wszechprze- baczenia na zczerstwiałe nawet serca. Zabrakło przyjaciela p okrzyw ­ dzonych, prześladowanych i uciskanych. Z aw arły się na w ieki usta szerm ierza o ludzkie prawa kobiety. L ecz to, co zostało przez O rzesz­

kow ą zasiane,— nie umrze. Nie zaginie pamięć o pisarce, która stw orzyła tyle obrazów artystycznych, która posiadała dar wybranych: palić sło­

wem serca ludzi...

— W idok gotyckiej w deży— powiedział Maurycy Mochnacki — lub jedno spojrzenie w wieczorne niebo, z łona czasów w ydziera umysł nasz i stawia go na progu wieczności.

K ied y stajem y przed grobowcam i w ielkich przyjaciół ludzkości, oddalam y się również od swoich czasów, a m yśli nasze bieżą w bez­

m iar wieczności. Bo choć grobow ce nie przyciągają oczu wspaniałością blasków , jak pogodne niebo gasnącego dnia, nie wabią w’zroku ku nie­

biosom, ja k w ierzchołki gotyckich w ieżyc,— to jednak, gdy pamięć w yw oła z przeszłości postać śwdetlaną, gdy powie gdzie spoczęło tej postaci m iłujące serce, gdy umysł zapyta o ducha ożywiająego to serce—

w ów czas wiara uniesie m yśli ludzkie ponad gw iazdy: ku wieczności.

K u wieczności zdążają człow iecze m yśli pielgrzym ie i z nad gro­

bow ca E lizy O rzeszkow ej na cmentarzu grodzieńskim, z nad grobow ca drzem iącego u brzegu błękitnego Niemna. W o d y rzeki szemrzą ła g o d ­ nie. W tórzą im poszumem liście drzew cmentarnych. M yśli wzbijają się ku przestworzom — śladem natchnień Poetki naszej ziemi, Poetki, co w stające z rannych zórz — z za grodzieńskich lasów i pagórków — słońce witała z nami, jako zwiastuna lepszej doli ludzi, ludu, ludów...

S T A N I S Ł A W Z IE M A K 22

(33)

L U T Y

(34)
(35)

* * *

Od lat moich młodych gorącym byłem wielbicielem autorki, która tak żyw o interesowała się nami, t. j. młodem, na widownię życia wstępującem pokoleniem. Z jakim zapałem czytałem Widma! I na pod­

staw ie Widm, Zygmunta Ławicza i jego kolegów oraz Szalonej K raszew ­ skiego napisałem wkrótce po ukończenia uniwersytetu przeznaczony dla Petersburskiego Kraju artykuł o prądach, które młodzież ówczesną poryw ały. Redakcja rzuciła do kosza niedojrzały płód młodzieńczego pióra, kopję zachowałem na razie w tece, gdzieś się potem zapodziała i dopiero po latach kilkunastu znowu do Orzeszkowej wróciłem. B yło to na raucie jakimś w Krakowie, spotkałem tam czcigodnego Piotra Chm ielow skiego i nieśmiało go zapytałem, czyby do przygotowującego się wówczas zbiorowego dzieła ku czci znakomitej autorki nie zechciał przyjąć drobiazgu z pod mego pióra. U zyskawszy uprzejmą jego zgodę, napisałem Pod wrażeniem Chama.

Uważałem to za kartę wstępu do Orzeszkowej i niedługo potem;

w drodze powrotnej po Świętach Bożego Narodzenia z Mińszczyzny do Krakowa, zatrzymałem się w Grodnie i do drzwi jej zapukałem. Od tego czasu kilkakrotnie powtarzałem krótkie do niej w izyty w przer­

wach między jednym pociągiem a drugim. Dom prowadziła otw arty;

po staropolska gościnny; osób kilka i więcej zawsze u niej znajdywa­

łem i wszystkich nas zapraszała do obiadu o godz. 5-ej. Pełna dostoj­

ności, robiła wrażenie monarchini otoczonej dworem; rozm owy toczyły się poważne, o sprawach i rzeczach kraj cały obchodzących; sędziwe- pani domu widocznie nie o rozrywTkę dla siebie i nie o zabawienie gości chodziło, ale o to, aby każdy w owej ciężkiej epoce rusyfikacyj- nego ucisku w yszedł z pod jej strzechy pokrzepiony na duchu, z odwagą i chęcią do wytrwania w pracy i walce. A n i razu jednak nie nadarzyła mi się sposobność do intymniejszego sam na sam z nią.

B liższy i serdeczniejszy stosunek łączył ją z bratem moim naj­

m łodszym, Kazimierzem; wysoko ceniła jego talent powieściopisarski i w stałej była z nim korespondencji, która zaginęła w czasie zawiej ruchy rewolucyjnej. O dw iedziła go w r. 1908 w R akow ie, w rodzinnem gnieździe naszem, które do rąk jego po śmierci ojca naszego przeszło i tam z nami kilka niezatartych w pamięci naszej dni spędziła.

„A n i fale w ody wiatrem chłostane,— słowa Kornelji w Westalce—

ani chmury niesione na jego skrzydle nie dorównywają szybkością tej, z jaką ludzie i rzeczy przemijają w przestrzeni i czasie.

Przestrzeń i czas pełne są cieni tego, co było, a już nie je st“... I im szybszem, przerażająco szybkiem staje się tempo cywilizacji, tem szybciej odchodzi w cień to nawet, co w świecie ducha blaskiem piękna i ży-

2$

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jak stanowczo chrześcijanin powinien sprzeciwić się próbie dokonania transfuzji krwi nakazanej lub aprobowanej przez sąd.. wskazano na możliwość „umknięcia”

Pobłogosław moim uczuciom pobożnym i postanowieniom oraz pomóż mi dotrzymać danego słowa, bym zawsze pamiętał, żeś Ty wszystko wiesz, a nic co się dzieje nie jest przed

• zapałki. Wlej do połowy szklanki ocet 3. Odczekaj kwadrans i ponownie zapal zapałk do szklanki. wiadczenia Młodego Naukowca opracowana przez: KINGdom Magdalena Król. Co

A czy wiesz, że w języku Słowian „leto” było nazwą całego roku i dlatego mówi się „od wielu lat” a nie „od wielu roków”..

[r]

„Nie umiał!” a dyrektor tego szpitala abramowickiego, wiadomo że to jest psychiatryczny szpital, Brennenstuhl, był absolwentem liceum Staszica, zadzwonił do pani

1) Firma, którą reprezentujemy nie wyrządziła szkody, nie wykonując zamówienia lub wykonując je nienależycie, a szkoda ta została stwierdzona orzeczeniem sądu, które

Podczas gdy fizycy koncentrowali się na pochodzeniu promieniowania, biologowie i geolodzy rozważali jego wpływ na procesy zachodzące na Ziemi i związane z tym skale czasowe.. W