• Nie Znaleziono Wyników

Menażerja. Tryptyk zoologiczny

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Menażerja. Tryptyk zoologiczny"

Copied!
128
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)

ü@

-

(5)

M E N A Ż E R J A

(6)

W . R. A O R T A

Ś M I E S Z N E H I S T O R J E , wydanie pierwsze, Lwów 1920 {wyczerpanej.

wydanie 2~gie, Lwów 1923

{w druku).

W E S O Ł E I M P E R T Y N E N C J E , Lwów 1921 {na w y- czerpaniu).

Z A C E S A R Z A , Lwów 1922 ( / — 6 tysiąc) wyczerpane.

K Ł O P O T Y P A N A M I C H A Ł A , Lwów 1922.

W DRU KU : G R O C H E M O Ś C IA N Ę .

(7)

TRYPTYK ZOOLOGICZNY

LW Ó W 1923.

S P Ó Ł K A N A K ŁA D O W A „O D R O D Z E N IE 1

(8)

COPYRIGTH BY W, RftORT MiNETEEN HUNDRED TWENTY TREE.

WSZELKIE PRAWA PRZEDRUKU, PRZERÓBEK I TŁUMACZEŃ, JAKOTEŻ PRAWO WYSTAWIANIA NA SCENACH BEZ UPRZEDNIEGO POROZUMIENIA

SIĘ Z AUTOREM, PRAWNIE ZASTRZEŻONE.

A D R E S A U T O R A : L W Ó W , T A R N O W S K I E G O 28/11.

I # '

O D B I T O W D R U K A R N I „S Ł O W A P O L S K I E G O " P O D Z A R Z Ą D E M W , A. SK RZ Y CZ Y Ń S K 1 E G O .

(9)

AKT PIERWSZY

OSIOŁ

(10)
(11)

O S O B Y :

OM PANNA MERY

ONA JULKA

TEN TRZECI KAROL

Rzecz m oże dziać się w spółcześnie w całej Europie.

CHARAKTERYSTYKA O S Ó B :

O N : Bardzo przystojny, bardzo elegancki, bardzo bogaty, bardzo dobrze odżywiony i W żonie chronicznie zako­

chany samczyk 32-letni.

O N A : Bardzo przystojna, bardzo elegancka, bardzo wierna i wszystkie cnoty posiadająca kobieta 19-to lub 30- letnia.

T E N T R Z E C I : Powojenny człowiek, bez t. zw. etyki — bardzo wolnomyślny, bardzo nieprzystojny i garbaty człowiek poprawiający stale £rzyu)o mu siedzące bi­

nokle na nosie. — idjosynkrazja do grzebienia i pracy.

Łatwość wymowy i skłonność do filozofji empirycznej—

utajona złośliwość garbatych. Człowiek bez określonych dochodów i przekonań W Wieku 3 9 lat.

P A N N A M E R Y : Chórzystka teatralna, ignorująca dzięki swym „korzystnym warunkom scenicznym“ swoją gażę,

(12)

oraz Wszelkie przesądy, jakie mają czasem panie „ z to­

warzystwa“, nie mające pojęcia o Wykwintnem dessous.

Przepada za L ’Origanem i kiełbaskami z chrzanem.

Jest przystojna, pachnąca, młoda i zdrowa i wie ile jest warta na giełdzie żywego towaru. Dawno za ­ pomniała, że pochodzi z suteren, gwiżdże na wszystko, z wyjątkiem na swój zawód „artystki dramatycznej“.

L at 23.

J U L K A : Bardzo miła subretka o manierach przeciętnej pokojówki- P od cienkim firnisem tresury „buduarowo- salonowej“ kryje się prymitywna duszyczka mało- mieszczanki o etyce nie mającej w obecnych czasach żadnego praktycznego zastosowania. Cierpi wskutek przesądów, które dawniej nazywano: uczciwością.

L at 18.

K A R O L : W ytrawny Wyga. T yp lokaja, pamiętającego

„lepsze czasy“. L at 50.

(13)

Scena przedstawia typową „jadalnię“ dobrze sytuowanych mieszczan o nawyczkach książkowej arystokracji. Z prawej pluszowa kotara zakrywająca drzwi do sypialni — z lewej drzwi do dalszych „apartamentów“. Jest godzina podwie­

czorka. P rzez okno w głębi przesącza się jesienny zmrok•

Z lewej dochodzi stłumiona gra fortepianowa pani domu.

Nocturn Chopina „indywidualnie“ pojęty. P rzy stole siedzą i piją herbatę O N i T E N T R Z E C I .

SC E N A P IE R W S Z A .

ON — TEN TRZECI.

(Po podniesieniu kurtyny dłuższa pauza).

TEN TRZECI: (pijąc). Pyszna h e rb a ta I Nigdzie nie p o d ają ta k dobrej herbaty, jak u w as.

O N : (zarozumiale, z ironją). W ierzę ci m ój ko ­ chany.

TEN TRZECI: ( j. w.). A rom at przypom ina mi najlepszą przedw ojenną h erb atę, p o d aw an ą w czw artki

(14)

10

u hrabiny Zakisiło... W olę je d n a k h e rb a tę z rum em ...

(spogląda na kredens). W idziałem gdzieś na kred en sie flaszkę rum u... Gdzie je st rum , mój dro g i? — C hętnie napiję się herb aty z ru m em .

O N : W ierzę ci m ój p rz y ja cielu ! Kiedy ci jed n ak rum u nie d an o w m oim dom u, w ięc w idocznie rum u dać ci nie chciano. To całkiem p ro ste!...

TEN TRZECI: Ty w szystko zaraz bierzesz serjo, m ój kochany... Z nam w as i byw am w w aszym dom u tyle lat, więc nie bierz m i za złe, jeśli rozporządzam się tutaj ja k u siebie... Ty i tw oja pani m acie ów specyficzny d ar zjednyw ania sobie ludzi, że czują się w waszym do m u zupełnie jak n a w łasnych śm ieciach (dostrzega na kredensie flaszką). W łaśnie zauw ażyłem rum na k re d en sie (wstaje i podchodzi do kredensu, skąd bierze flaszką i nalewa sobie sporą ilość rumu do her­

baty — do partnera). Pozw olisz?...

O N : Nie, ty n ap raw d ę je ste ś b e z c z e ln y !...

TEN TRZECI: E, e !... Ty w szystko zaraz serjo bierzesz!... O co ci chodzi?... O tę k ap in ę ru m u ? ...

O N : Nie, m ój d r o g i!... Tu o rum w cale nie ch o ­ dzi, ale chodzi o rzeczy z a sad n icze i ogólniejszej n a ­ tury (poirytowany). Mój k o ch a n y m a m do ść t e g o ! Ro­

zum iesz?... Dość t e g o !...

TEN TRZECI: Niby c z e g o ?

(15)

11

OM: Mie udaw aj g łu p ie g o ! Pow iedz mi w łaści­

wie, jakiem m ian em m am określić twój sto su n e k do naszego d o m u ? ... Czem ty właściw ie je ste ś w m oim d o m u ? ... Przyjacielem m ej żony nie, bo chyba wi­

działeś się już kiedyś w lu s trz e ; m oim rów nież nie, bo w iem o tern, że m nie obgad u jesz w kole twych z n a jo m y c h ; kolegą m oim rów nież nie jesteś, gdyż nie m asz właściw ie żad n eg o określonego zaw odu...

TEN TRZECI: (spokojnie popijając herbatą). O, p ar­

don ! J e s te m filozofem .

O N : W każdym razie je st to filozofja nieścisła...

O tóż k o le g ą -n ie , bo n aw et sam nie potrafisz określić, z czego właściw ie ż y je sz ; rów nym mi tak że nie je ­ steś, o czem chyba w iesz najlepiej; służącym w m oim do m u tak że cię nie m o g ę nazw ać, gdyż m asz za wy­

g órow ane pretensje, jak o filozof żyjący z n aciągania bliźnich...

TEN TRZECI: (j. w.). Unosisz się m ój kochany, W iesz, żem ci odd an y i że tw oja pani nie m ogłaby się o b e ;ść bez m oich usług, których wyliczanie uw a­

żam za zbędne... (bierze papierosa ze stołu). Pozw o­

lisz, że z a p a lę ? (zapala papierosa). Coraz gorszy tytoń palisz...

O N : Palę ja k mi się p o d o b a ! S ądzę jed n ak , że tytoń te n nie je st najgorszy, kiedy mi codziennie wy­

kradasz z kasetki po kilkadziesiąt p ap iero só w (bierze papierosa do ust, szukając zapałek).

(16)

12

TEN TRZECI: (usłużnie podaje mu zapałką). D aję ci słow o, i e sta ra m się palić ja k n ajm niej, ab y ci uszczerbku nie robić...

O N : W róćm y do teg o , o czem m ów iłeś przed chwilą. Nie uw ażasz zatem za sto so w n e wyliczyć mi rzekom ych usług, których m oja żona od ciebie potrze­

buje. Cóż to za usługi?..,

TEN TRZECI: Mój złoty, przecież rów nie dobrze wiesz o tern ja k i ja, że tw oja pani nie kupi nigdy kapelusza bez m ojej porady... A kto całem i godzinam i ślęczy z nią n ad żurnalam i najnow szych m ó d ?... Kom u tw oja pani zaw dzięcza, że ubiera się najgustow niej, a zarazem najtaniej w całem m ie śc ie ? Czy m asz 0 tern pojęcie, co to znaczy szperać po sklepach za odpow iednią w ala n sie n k ą lub b o rd iu rą , za sto so w an ą do koloru sukni ?... A kto inform uje p an ią H elę o ce­

nach targow ych, ab y uchronić cię od wyzysku kucharki 1 p rz e k u p e k ? Czy przyszło ci kiedyś n a m yśl zapytać, kto załatw ia w am bilety d o teatru ? Czy zastanow iłeś się kiedy nad tern, że ja, człow iek o filozoficznem w y k szta łc en iu , w ystaw ać m uszę całem i godzinam i w ogonku, aby zakupić w am bilety n a m atch foot- balow y lub do p o c ią g u , jeśli zam yślacie gdzieś w yjechać?... Czy zastanow iłeś się kiedy n ad tern w szystkiem ?... A kto uganiał przez dw a ty godnie po rozm aitych urzędach, aby ci w yrobić św iadectw o id en ­ tyczności? Nie chcę w ypom inać, ale dla przykładu

(17)

i 3

wyliczę ci szereg usług, k tóre w tym tygodniu tylko dla w aszego dom u o d d ałem (dolewa sobie rumu do her­

baty i liczy na palcach). Chodziłem dw a razy po nuty do księgarni, załatw iłem ci m iesięczny bilet tra m w a ­ jowy, zgodziłem z n a jo m ą p raczkę do prania, w ytar­

gow ałem dla w as dyw an praw ie p e rs k i, zaniosłem su k n ię tw ej pani do k ra w czy n i, byłem dw a razy w biurze stręczen ia służby za k u c h a rk ą , gdyż tę m u ­ sim y ab so lu tn ie zm ienić...

ON : J a k to „m u sim y “ ?

TEN TRZECI: (poprawia się). To je s t, m usicie z m ie n ić ! G otuje niem ożliw ie. J e d n e m s ło w e m : nie­

m ożliw ie !

O N : Mój koch an y , a m o żeb y ś był ta k łaskaw nie w yśw iadczać n am dalszych usług i w zam ian za to przestał stale u n as jad ać śn iad an ia, obiady i k o ­ lacje, k tóre ci ta k bardzo nie sm a k u ją ? ...

TEN TRZECI: G łupstw o, m ój k o ch a n y 1 Tu o m n ie nie c h o d z i; m o g ę ja d a ć n aw et m niej w ybrednie, gdyż m y filozofowie....

ON : P rzestań m i ze sw oją filozof j ą ! M ógłbyś przynajm niej m nie w żyw e oczy nie k łam ać!....

TEN TRZECI: D aję ci słow o h o n o ru , że m o je p apiery i dyplom y uległy spaleniu w dobrach m ego wuja na W ołyniu, jeszcze w 14-tym roku.

O N : K oniec ko ń cem m ój kochany, zrozum , że nie w yrzucam cię, a le w ypraszam s o b ie , ab y ś się

(18)

i 4

w m oim dom u rządził, jak szara g ę ś ! O dpraw iłeś wczoraj m eg o służącego, nie zapytaw szy się naw et 0 m oje zdanie ! To jest zw yczajne ś w iń stw o ! (zrywa się z krzesła i chodzi wzburzony po pokoju).

TEN TRZECI: Ten nicpoń ok rad ał nas w bez­

czelny sposób.

O N : (wstaje). J a k to „ n a s “ ?...

TEN TRZECI: (poprawia się). To jest w a s : ciebie 1 tw oją panią. Przebacz, iż się nieraz m ylę w zaim ­ kach, ale nauczyłem się uw ażać w asz d o m za swój.

O N : (z ironją). Cały zaszczyt po m ojej stro n ie!...

Ale w racając do rzeczy, w ypraszam so b ie w najostrzej­

szej form ie, ab y ś się rządził u m n ie w d o m u n a w ła­

sn ą r ę k ę !... S ądzę, że zrozum iałeś m nie d o statec zn ie ? (nagle). Ty doniosłeś Heli, że byłem z tą chórzystką tam tej środy na kolacji ?

TEN TRZECI: Daję ci słow o ho n o ru , że daleki jestem od p o d o bnych intryg. W idziano cię, i pani Hela opow iedziała mi o tern w śród spazm ów i pła­

czu....

O N : M niejsza z t e m !... (podchodzi do partnera i ogląda mu przód koszuli). O prócz tego, proszę cię bardzo, abyś przestał za m n ie nosić m o je koszule.

Znowu m asz m oją koszulę n a so b ie ? ....

TEN TRZECI: D onaszam ją tylko po tobie, zanim pójdzie do prania.

(19)

15 O M : Ty mi zniszczysz całą b ie liz n ę ! /ileż to przechodzi w szelkie pojęcie ! (biega poirytowany po po­

koju).

TEN TRZECI: (zapala papierosa). Z apom inasz m ój kochany, że lekarz zakazał ci się iry to w a ć ; o co ci ch o d zi?... O je d n ą głupią k o szu lę? ...

O N : Ależ tu nie chodzi o je d n ą k o s z u lę ! No­

sisz stale m o ją bieliznę (podbiega i rozpina mu kami­

zelkę ' górną haftkę inexprimabli). T a k ! Cały k om plet m ojej bielizny! Cały k o m p le t! (j. w.).

TEN TRZECI: P ow iedziałem ci, że d o n aszam ją tylko przed o d d an iem d o prania.

O N : (dostrzegając). 1 k raw atk a ta k ż e m o ja ! J e ­ szcze jej nie m iałem n aw et na so b ie!... Ależ to jest h o re n d u m !... (j. w.).

TEN TRZECI: M yślałem , że w tym kolorze nie będzie ci do tw arzy, a jeżeli ci ta k bardzo chodzi o tę głupią k ra w atk ę, to m o g ę ci ją zwrócić (rozwiązuje krawat i kładzie na stół). Nie spodziew ałem się te g o p o starym , w ypróbow anym p rz y ja cielu !...

O N : Pal cię djabli z przyjaźnią, ale ta k dalej być nie m o ż e ! (dostrzega). I kołnierz m ó j ! (ogląda).

1 m an k iety z m ojem i s p in k a m i! I m oje lakiery w idzę tak że m asz n a n o g a c h ? !...

TEN TRZECI: M oże mi jeszcze w ypom nisz i ubranie, k tóre m i sam d a ro w a łe ś?

(20)

16

O N : Nie, sam nie w iem , czy wyrzucić cię za drzwi, czy p a rsk n ą ć ci śm iech e m w o c z y ! (śmieje się nerwowo). Ależ to bajeczny kaw ał d o hum o resk i, czy d o k i n a !

TEN TRZECI: (poirytowany, z wyrzutem). W ięc to jest tw oje d o b re serce, o k tó rem m iałem ta k szczytne p o ję c ie ? ... W ięc to n ag ro d a za m o je p o św ięcen ie i za życzliwość w ieloletnią dla w aszego d o m u ? ... Czy ty myślisz, że ja jak o filozof i człow iek o duszy w ra­

żliwej ja k m im oza, nie odczuw am całej sw ej nędzy i p o n iż e n ia ? Chodzi ci o te n k o łn ie rz ? (zrzuca koł­

nierz). M asz g o ! Żal ci m a n k ie tó w ? (zrzuca mankiety).

Nie stracę nic na w artości bez tw oich m a n k ie tó w ! Zwrócić ci m oże d aro w an y s u rd u t? (zrzuca). P roszę!....

Chcesz o d eb rać koszulę ? (ruch, aby zrzucić koszulą).

Proszę bardzo!....

O N : P rzestań w arjacie ! (widocznie mu przykro).

ź| e znow u nie m yślałem ! Z ostaniesz w tak im razie bez niczego....

TEN TRZECI: (z żalem). O n i e ! Mój garb mi zostanie, m o je kalectw o i ból, który mi w sam o serce z a d a łe ś !....

O N : (j. w.). No, uspokój się w a rja c ie !... W iesz że m am d o ciebie słabość, a H elka bez ciebie ob ejść się nie m o ż e ; ta k źle znow u nie m y ś la łe m !....

TEN TRZECI: (bardzo rozżalony). Za m o je do b re serce, za m oją w ierność i przyjaźń żałują m i łyżki

(21)

śthawy i köszüii w tym d o m u i Koszuli żałują i li­

chej k r a w a t k i B o d a j b y m nie był do czek ał tej c h w ili!...

ON: (podchodząc silnie wzruszony). No, uspokój się. Byłem zirytow any. M yślałem , żeś ty H elce p o ­ wiedział o tej chórzystce. W iesz chyba, że H elę b a r­

dzo kocham i nie chciałbym jej zrobić żadnej przy­

krości. No, nie gniew aj s i ę ! f ie p te go przyjaźnie po ramieniu). Ubierz się sta ry ! G dyby H etka tu w eszła, byłoby jej bardzo przykro.

TEN TRZECI: (płaczliwie). Za m o je serce, za m o je pośw ięcenie...

O N : (wyciąga rękę). No, daj rę k ę n a z g o d ę , ty stary w arjacie i ubieraj s i ę !... W ie s z , żem ci ży­

czliwy.

TEN TRZECI: (melodramatycznie podaje rękę).

Niech ci Bóg ta k przebaczy, ja k ja ci przebaczyłem ! (ubiera się).

O N : (podając plik banknotów). A tu m asz tych kilka tysięcy, o k tóre w czoraj m n ie prosiłeś.

TEN TRZECI: (chowa łapczywie pieniądze). Nie, n apraw dę to n ie p o trz e b n e !... B ardzo mi przykro, że się ek sp e n su je sz ... D opraw dy m i przykro...

O N : Et, g łu p s tw o ! (siada). Napij się rum u, jeśli chcesz...

2

(22)

TEN TR ZEC I: A czy nie m ógłbyś mi dać trochę tego fran cu sk ieg o k o n iak u , który chow asz w sw oim p okoju w sz a fie ? ... To pyszny k o n iak !

O N : Nie ch ce m i się te ra z iść d o m eg o pokoju.

Pij rum , jeśli ci sm ak u je.

TEN TRZECI: (bierze z kredensu kieliszek i nalewa sobie rumu — pije). Tw oje zdrow ie!

O N : S e rw u s!

TEN TRZECI: T ak m n ie skrzywdziłeś, że serce mi om al z żalu nie p ę k ł o ! (nalewa i pije).

O N : Nie m ów m y o t e r n !... P ow iedziałeś przed­

tem , że H elka d o stała spazm ów , kiedy ci m ów iła o tej kolacji z chórzystką ?...

TEN TRZECI: Tw oja p a n i wiła się form alnie z b ó lu ! Nie p o w in ien eś te g o robić m ój d r o g i!...

Pani Hela k o ch a cię rzadką m iłością k o b iety w ra­

żliwej i su b teln ej i była w p ro st n iepocieszona, gdy się dow iedziała, że p rz ek ład asz tow arzystw o ja k ie jś chó- rzystki n ad jej. T akich kochających i uczciw ych żon, jak tw oja, nie m a w iele n a ś w ie c ie !...

O N : D aję ci słow o, że w szystko to stało się ta k ja k o ś przypadkow o i że p o za k o lacją , m iędzy m n ą a tą chórzy stk ą nic n ie było. To ja k a ś bardzo inteligentna i b ied n a dziew czyna, k tóra pracuje w ch ó ­ rz e , aby co ś zarobić dla licznej i zubożałej ro ­ dziny...

(23)

10 TEN TRZECI: (parska śmiechem). I ty wierzysz w tę starą b a je c z k ę ? (śmiech). Ty w to w ierzysz?...

Mało jest k obiet uczciwych na św iecie, a chórzystki — to już całkiem n ie m a o czem m ó w ić !....

O N : P rzepraszam cię. S am zn ałem bardzo w iele uczciwych kobiet, p o m im o w szelkich pozorów , każą­

cych się dom yślać u ręcz coś przeciw nego...

TEN TRZECI: Nie m a uczciwych kobiet, a jeżeli są , to ja tak ich n ie z n a łe m !

O N : R m o ja ż o n a ?

TEN TRZECI: Et, to u n ik at!

O N : J e s t w ięcej tak ich unikatów .

TEN TRZECI: R ja ci po w iad am (bierze papie­

rosa)... Pozwolisz ? (zapała). R ja ci p o w iad a m , że d o b ó r płciowy decyduje o w szystkiem . S ą kobiety, k tóre n ie znajd u ją przez dłuższy czas odpo w ied n ik a w dobo rze i d lateg o siłą fa k tu p o zo stają uczciw em i, bo zazwyczaj są k obiety za leniw e, aby szukać za­

pom nienia w ra m io n a c h o b o jętn eg o im m ężczyzny.

Drugim w ażnym p o w o d e m , dla k tó reg o ko b ięty są często uczciwe, to je st b ra k sp o so b n o ści. O w e bujdy literackie, d o p atru ją ce się w duszy kobiecej całej g am y nerw ow ej rozkoszy, kiedy n arażo n e są n a nieb ezp ie­

czeństw o przyłapania w m iejscu n ieo d p o w ied n iem na sch a d zk ę, są zw yczajną fikcją fe lje to n o w ą ! K obieta . m usi m ieć do zdrady id ealn ą sp o so b n o ść i w tedy

zdradza eo n a m o r e !

(24)

Nie m a w gruncie rzeczy uczciwych kobiet!

J e d n ą w eźm iesz n a przepych, d ru g ą n a siłę m ę sk ą , trzecią na brutalność, czw artą n a rozm arzen ie i po- etyczność, inną n a upór, jeszcze in n ą n a o zd o b n e m ó ­ w ienie lub zazdrość — ale fa k t faktem , że k ażdą p o ­ siąść m ożna, byle tylko trafić w s e d n o !

O N : A czy sądzisz, że nie zależy to przypadkiem od indyw idualności m ężczyzny?.,.

TEN TRZECI: Bez w ątpienia.

O N : W ięc dajm y n a to, że ty m ając d o ro zp o ­ rządzenia w szystkie te p o p rz ed n io w ym ienione środki, w iodące d o uw iedzenia uczciwej kobiety, nie doznałbyś porażki, p o m im o sw ej — p rzebacz m i słow a praw dy — typow ej brzydoty i g a rb u ? ....

TEN TRZECI: Mój m ałpi pysk i g arb w cale nie decydują o tern.

O N : W ięc sądzisz, że n. p. m o ja Hela, m ogłaby m nie z to b ą zdradzić, gdyby odczuw ała w to b ie o d ­ pow iednika, t. zw. dob o ru płciow ego lub m iała ku te m u sp o so b n o ść, a ty dysponow ałbyś p o p rz ed n io m i w ym ienionym i śro d k am i, służącym i do uw iedzenia k a­

żdej k o b iety ?...

TEN TRZECI: Et, co tu m ów isz o tw ojej ż o n ie ! J a się u niej nie liczę.

O N : W iem o tern, a le pow iedz m i ta k szczerze, czy sądzisz, że m o ja żo n a n. p. m ając do w yboru;

m iędzy m n ą a to b ą, byłaby w stan ie m n ie zdradzić

(25)

21

dla jednych z tych przez ciebie w ym ienionych środków , służących do u w ied z en ia?

TEN TRZECI: P ow iem ci jeszcze jed n o , o czem zapom niałem n ap o m k n ąć . K obieta czasem też zdradza nie dla pieniędzy, nie dla urody, czy też w alorów d a ­ nego m ężczyzny, nie z zazdrości, nie z miłości, nie z w rodzonych skłonności, nie z litości...

O N : W ięc dlaczegóż u djabła ?

TEN TRZECI: Zdradza często, dlateg o , iż nie wie, dlaczego zdradza.

ON : P aradoksy m ój k o c h a n y !

TEN TRZECI: O nie m ój k o ch a n y ! C zasem też kobieta zdradza choćby i ta k w ykw intnego, b o g ateg o i eleganckiego m ężczyznę, jak ty, dla zw yczajnego k a­

prysu, o t ta k od n ie c h c e n ia !... Nie m a zresztą ta k uczciwej kobiety, którejby raz przecie jej cn o ta nie znudziła się !,..

O N : W ięc sądzisz, że nie m a w yjątków ?... Nie znałeś kobiet, k tó re n ie zd rad zają?...

TEN TRZECI: O t a k ! Z nałem jed n ą, ale ta tylko dlatego nie zdradzała m ęża — jak mi opow iadała — gdyż to bardzo źle wpływ ało na jej cerę...

O N : fl przecież m oja żona....

TEN TRZECI: Z now u w racasz do pani Heli !...

Ależ tw oja żona je st faktycznie u n ik atem i m usi p o ­ zostać po za naw iasem naszej ro z m o w y ! To św ięta kobieta 1... Uczciwa, rozum na, p ięk n a, do b ra i czysta

(26)

22

ja k ł z a ! R kocha c i ę ! f l c h , jak o n a cię k o c h a ! Ta ko b ieta nigdy nie zdobyłaby się na t o , aby nas z d rad zić?...

O N : J a k to „ n a s “ ?...

TEN TRZECI: Znow u się z a p o m n ia łe m ! W ybacz, ale nie m o g ę się odzw yczaić o d uw ażania tw ego do m u , za m ój własny.... Pani Hela, to św ięta k o b ieta !...

O N : (nagle). Ty, a coby ta k było, gdyby H ela m nie zdradzała ?

TEN TRZECI: (zaniepokojony). Z kim ?....

O N : (parska śmiechem). C hyba nie z to b ą ? ...

TEN TRZECI: (z ulgą). No m yślę !...

O N : Rle pow iedz mi tak szczerze... Czy nigdy nie p róbow ałeś się do Heli zbliżyć jak o m ężczyzna do pięknej ko b iety ?

TEN TRZECI: (oburzony). Z w arjow ałeś?... Z ta k ą gębą, z ta k ą figurą i z tak im g a rb e m ? ...

O N : R przecież, gdyby się m iały spraw dzić tw oje te o rje o d o b o rze płciow ym i o tej idealnej sposo b n o ści, k tó rą m asz u m n ie w dom u...

TEN TRZECI: (podchodzi do partnera i przykłada mu dłoń do czoła). T em p e ratu ra całkiem norm alna...

Podejrzyw ałem cię (kręci palcem na swojem czole) o kręćka...

O N : (ożywiony i rozbawiony). Nie, ale pow iedz mi szczerze... Coby było, gdybyś się ta k w Heli z a ­ kochał i oświadczył jej sw oją m iłość?..,

(27)

23

TEN TRZECI: Dalibóg, te n człow iek z w a rjo w a ł!...

Ależ człow ieku, czy nie znasz psychologji k o b ie t? ...

Przebyw ając tyle lat w w aszym dom u, przestałem się już daw no liczyć jak o o so b n ik rodzaju m ęsk ieg o ... Czy sądzisz, że k o b ieta p o siad ają ca ta k ie g o m ęża ja k ty, będzie słuchać ośw iadczyn g arb ateg o adonisa, k tó reg o posyła do m iasta n a spraw unki i k tó rem u daje cza­

sem koszulę sw ego m ęża lub p o strzę p io n y k ra w at?...

W tym charak terze, w jąk im u w as od lat byw am , nie m ógłbym dla żadnej k obiety is tn ie ć ; cóż dopiero dla takiej kobiety, ja k pani H ela!... P oprostu uw aża m nie za część składow ą w aszego u m e b lo w a n ia ; za coś w rodzaju n ie p o trz eb n eg o chłopca do butów , do k tórego przyzwyczailiśmy się, ab y stał p o d łóżkiem , p om im o, że już daw no nie nosim y butów z c h o le ­ wami.... Nie m ój kochany, ja się u tw ojej żony zu­

pełnie nie liczę!...

O N : (klepie go pocieszająco po ramieniu). No, n o ! T ak źle znow u nie jest. Lubim y cię jak o d o b re g o poczciw ego chłopca (nagle). F\ wiesz, m a m p r o je k t!

To jest, nie p r o je k t; m am raczej do ciebie o g ro m n ą p rośbę...

TEN TRZECI: Ty wiesz, że niczego ci nie o d ­ m ów ię.

O N : Chciałbym raz nied o strzeżen ie przez H elę posłuchać, jak o n a by się w obec m ężczyzny zachow ała, któryby jej wyznał sw ą m iłość.,,

(28)

24

TEN TRZECI: (przerywając). P rzepraszam cię b ar­

dzo, ale czy nikt z tw ojej rodziny nie skończył w za­

kładzie dla o b łą k a n y c h ? ... Myślę o ataw iźm ie...

O N : Nie. Ale o to nie c h o d z i! Mówiłeś, że ka"

żdą k o b ie tę m o żn a zdobyć, jeżeli się użyje środków ku te m u w łaściw ych... Ty te środki znasz i dlatego zabierzesz się do rzeczy, podczas, gdy ja ukryję się przez te n czas (rozgląda się, szukając) ot, naprzykład za tą ko tarą... Musisz H elę przez k w andrans uw o­

dzić !...

TEN TRZECI: (zrywa się do odejścia i podchodzi do drzwi).

O N : C z e k a j! Gdzie idziesz w arjacie?....

TEN TRZECI: Po okład zim nej w ody. E w entu­

alnie m o g ę zatelefo n o w ać po stację ra tu n k o w ą.

O N : (pociąga go ku sobie). S ia d aj! (siadając). W eź sobie i podaj mi z k ase tk i pap iero sa.

TEN TRZECI: (podaje i zapalają). Pow iedz mi szczerze, czy ty dzisiaj dużo p iłeś?...

O N : W ustach alkoholu nie m iałem . Przyszła mi p o p ro stu m yśl do głowy, aby ujrzeć H elkę w sy­

tuacji uw odzonej.

TEN TRZECI! 1 to ak u ratn ie ze m n ą ?...

O N : W szak jesteś m ężczyzną?...

TEN TRZECI: (machnięcie ręką). Mój k o ­ chany !„,

(29)

25

O N : Czekaj ! Cóż ci to szkodzi ?... C hcą widzieć, jak się zachow a m oja żo n a w o b ec m ężczyzny, który jej w yznaje sw ą m iłość...

TEN TRZECI: Ależ m ów iłem ci, że ja dla tw ojej żony nie jestem żadnym m ę ż c z y z n ą ! Czego ty w ła­

ściwie chcesz o d e m n ie ? ...

O N : (prosi). Mój kochany, m ój jedyny, zrób to dla m nie !...

TEN TRZECI: Ależ to s z a le ń s tw o !

O N : Może, ale dalipan, nie o d stąp ię od tej m y­

śli !... M asz w szystkie d an e , aby jej pow iedzieć, że ją kochasz.... Tyluletnia znajom ość... tw oje bezgraniczne oddanie... załatw ianie jej spraw unków ... pow iernictw o jej zm artw ień toaletow ych... w iecznie n a usługach...

odgadyw anie każdej jej myśli i życzenia — to duże plus do naw iązania rozm ow y o tw em sercu, k tóre d ajm y n a to — (patetycznie) w skrytości o d lat ku niej bije i te n tego... Z aapeluj do jej litości i w iel­

kiej duszy, która nie po w in n a się w zdrygać przed tern, żeś ubogi i garbaty....

TEN TRZECI: (śmiech). A to p a ra d n ie 1 W iesz, gdyby jakiś au to r użył te g o te m a tu do zrobienia farsy, pow iedzianoby, że te n te m a t je st n aw et ja k na farsę djabelnie naciągnięty... Ale to , czego ty żądasz, jest poprostu niem ożliw e !...

O N : D laczego W szak m ów iłeś, że tylko od m iejsca, spo so b u i czasu zależy zdobycie każdej k o ­

(30)

26

biety! Po rozw adze i ja przyszedłem do te g o p rze­

k o n an ia.

TEN TRZECI: M ówiłem ci, że tw oja żona, to u n ik a t!

ON : N iem a un ik ató w !

TEN TRZECI: W ięc czego ty właściw ie chcesz?...

O N : C hcę, ab y ś sp róbow ał przez k w a n d ran s uwodzić m oją ż o n ę , podczas, gdy ja b ęd ę się tem u z ukrycia przysłuchiw ał.

TEN TRZECI: S tary p om ysł te a tra ln y ! Szkoda, że nie chcesz u dać w yjazdu z niespodziew anym p o ­ w rotem i tradycyjnym okrzykiem (patos teatralny). „Ha!

zdradziłaś m nie w iaro ło m n a ż o n o ! “.

O N : M ówiłem ci, że chcę tylko słyszeć, ja k się H elka w czasie akcji uw odzenia zachow a... Chyba, żeś nigdy żadnej kobiety nie uwiódł i je ste ś n ie­

zdarą i sa m o c h w a lc ą , co w ygłasza o k o b ietac h p a ­ radoksy, zapożyczone z ro m an sid eł epoki fox - tro tta i shim m y...

TEN TRZECI: (obrażony). O, przepraszam b ar­

dzo ! Każdą k o b ietę m ożna uwieść, z w yjątkiem tw o ­ jej żony.

O N : P róbo w ałeś?...

TEN TRZECI: S k ąd że ?... M ówiłem ci, że ja się u niej nie liczę.... J e s te m jak te n n iepotrzebny m ebel, który...,

(31)

27

O M : (przerywając). Chcesz m ów ić znow u o tym chłopcu d o b u tó w ? ... Daj sp o k ó j, już słyszałem ...

TEN TRZECI: Tern lepiej, w ięc odczep się z tym idjotycznym p ro je k te m !

O N : Mój kochany, ty to m usisz d la m nie zro­

bić ; proszę c i ę !....

TEN TRZECI: Ani mi się ś n i ! Cóż ty myślisz, że ja n ap raw d ę pozw olę się ośm ieszyć w oczach takiej kobiety, ja k tw oja ż o n a ? ... (wstaje). D ość m a m tw oich żartów 1

O N : (wstaje). A więc nie chcesz przez głupi kw an d ran s uw odzić żony sw ego najlep szeg o przyja­

ciela?....

TEN TRZECI: Nie 1 O N : N ie?...

TEN TRZECI: Nie !..,

O N : I to m a być przyjaciel!.. Słuchaj, a gdyby tak., (sięga ręką do portfelu). A gdybym ci ta k służył zaliczką w kw ocie — dajm y n a to :— stu tysięcy m a- reczek...

TEN TRZECI: (waha się). Ile?..

O N : (wyciąga banknoty). Sto tysięcy m areczek, (podaje pieniądze).

TEN TRZECI: Nie, ty m nie n ap raw d ę psujesz sw oją uprzejm ością... (oblicza plik banknotów). D o­

praw dy, sam nie w iem , ja k się zachow ać w tej sy­

tuacji...

(32)

28

O N : Ale wiesz, w iesz — tylko za n ad to się nie­

doceniasz.... l o c o ci chodzi ? J a sta n ę za k o tarą (chowa się za kotarę) o t tak, a ty pójdziesz p o H elkę i sprow adzisz ją p o d jak im ś p o zo rem d o te g o p o ­ koju ; pow iesz, żem wyszedł i w rócę za godzinkę, a przez te n czas staraj się zbliżyć do niej (z patosem), jak człow iek kochający ją w skrytości od całego sze­

regu la t, k tó rem u w reszcie siła uczucia nie pozw ala w ięcej milczeć, tra-la-la-la i ta k dalej !...

TEN TRZECI: A jeśli o n a m nie wyrzuci za drzwi i nie pozw oli się więcej w iktow ać u w a s?

O N : To ja ci daję słow o honoru, że ud o b ru ­ ch a m ją i biorę p ełn ą odpow iedzialność za to, abyś nie został p ozbaw iony p rzezem nie m eg o chleba, m ej garderoby i m eg o dach u n ad głową...

TEN TRZECI: A co będzie po k w an d ran sie uw o­

d z e n ia ?

O N : W yjdę z za kotary i o b ró cę w szystko w żart.

TEN TRZECI: A ja ci m ó w ię, że to się w szystko żle dla m nie skończy !...

O N : M owy n ie m a ! Ot, pow iem y, że zw yczajny figiel za aw an tu rę o tę głupią chórzystkę !...

TEN TRZECI: (zastanawia się). A co będzie, jeśli mi się z tw oją żoną u d a ? ...

O N : (niemile uderzony). H a ? ... (roztargniony).

Z w a ło w a łe ś ? ... (połapuje się), A p ra w d a! praw da L ,

(33)

(po chwili). Przecież mówiłeś, że moja żona je st uni­

k atem ?.,.

TEN TRZECI: No ta k , ale kobiecie nigdy nie m ożna w ierzyć!... K obieta je st jak ten k o ń !...

O N : (przerywając). Pal cię djabli z tw oim k o ­ n iem !... U da s ię , to b ę d ę w łaśnie m iał w idow isko g o d n e b o g ó w !

TEN TRZECI: A później wyrzucicie m nie z w a­

szego d o m u , albo n aw et wyzwiesz m nie na p o je­

dynek. Z góry ci m ów ię, że ja nie uznaję żadnych p o je d y n k ó w !

O N ! (zaniepokojony, szeptem). Ty, słuchaj! A jak ty myślisz — u d a ci s ię , czy n ie u d a ? ...

TEN TRZECI: (śmiech). S k ą d ż e ? .. O t, ża rto ­ w ałem ! Nie znasz chyba sw ojej ż o n y !

O N : (ściska rękę partnera, widocznie uradowany).

D ziękuję ci. A więc d o dzieła! Idź p o p ro ś tu żonę, a ja ty m czasem schow am się za k o ta rę (chowa się).

TEN TRZECI: C hw ileczk ę! C hciałem cię jeszcze zapytać, czy w czasie akcji uw odzenia, m o g ę się zdobyć n a p o ca ło w an ie tw ej żony... To je st konieczne przy każd em u w o d z e n iu ; bez te g o ani r u s z !... Zre­

sz tą , to od ciebie zależy...

O N : (wychodzi z za kotary). Nie w aż mi się!

( połapuje się). A praw d a, p ra w d a ! (uderza się w czoło).

N aturalnie, że m ożesz! N a tu raln ie! Że ja też o tern nie pom yślałem ...

(34)

30

TEN TRZECI: M więc idę po tw oją ż o n ę , p o ­ proszę ją d o teg o p o k o ju p o d p o zo rem oglądnięcia żurnali, k tóre kazała m i kupić — ty stoisz za k o tarą — ja m ów ię, żeś wyszedł n a godzinkę i zaczynam ją uwodzić... Dalibóg; czysta f a r s a !...

O N : (machinalńie). Zaczynasz ją uWodzić... (zam y­

ślony, po chwili): P roszę cię, tylko nie rób ze m nie g łu p c a ! J a k m asz uwodzić, to rób to uczciwie, a nie tak , ab y m n ie zbyć lada czem ... J a się na tern p o ­ znam !

TEN TRZECI: J a tylko uczciwie um iem uw o­

dzić! A w ięc id ę ! (wychodząc). D alibóg fa rsa i jeszcze raz f a r s a ! (wchodząc do pokoju z lewej). Idjotyzm , jak B oga k o c h a m ; idjotyzm !... (wraca i bierze ze stołu garść papierosów). Zwyczajny idjotyzm !

O N : [kryje się za kotarą). P a m ię ta j!

('Chwila pauzy — ponowna gra fortepianowa, która

W międzyczasie ustała —• teraz znów się urywa).

(D łuższa pauza).

O N : (wybiega z za kotary zdenerwowany, rozgląda się tajemniczo, nadsłuchuje chwilę i pije jeden po drugim kieliszek rumu, poczem znika za kotarą).

(35)

SC E N A D R U G A .

TEN TRZECI — ONA.

O N A : (za kulisami). W cale tera z nie m am o ch o ty do o g ląd an ia ż u r n a li! Nie rozum iem , dlaczego p a n się u parł i przeszk ad za m i w chwili, kiedy p ra g n ę być s a m a !....

TEN TRZECI: (j. w.). Pani H e lo !... (wchodzą na scenę). O glądniem y żurnale nim przyjdzie J a n e k . Pan;

przecież wie, że on nie lubi, kiedy rozm aw iam y o żur- n alach i o s tro ja c h ;

O N A : (zdziwiona). J a k t o ? J a n e k w y sze d ł? Nic mi o tern nie pow iedział...

TEN TRZECI: J a k iś pilny interes... Za m ałą g o ­ dzinkę wróci...

O N A : To d z iw n e !... Zaw sze mi zapow iada, kiedy zam yśla wyjść... (nagle). A m oże coś się stało ? (za­

niepokojona, łapie go za rękę). B o ż e ! — M oże ja k a ś afera o tę chórzystkę 1... Pow iedz m i p an praw dę !

TEN TRZECI: S k ą d ż e ! Z aręczam pani pod sło ­ w em , że za god zin k ę wróci. N iechże pani s i a d a ! (sia­

dają). Pani bardzo J a n k a k o c h a ? (bierze ją za rękę).

Bardzo pani go k o c h a ?

O N A : Czy sw ego m ęża k o c h a m ? ... P ańskie p y tan ie je st co najm niej niew łaściw e!... Przecież p an

(36)

chyba najlepiej wie, jak bardzo go ko ch am (przegląda machinalnie żurnale na siole).

TEN TRZECI: (z westchnieniem). Ha, w iem o tern niestety za dobrze!... (popada w smutne zamyślenie).

(M ilczenie).

O N A : N iechże p an coś m ó w i! Pan czegoś po ­ sm u tn iał?....

TEN TRZECI: J a ? (przeciera czoło). N ie! T ak się pani zdaw ało....

O N A : A p ra w d a !.... Czy był p an u szew ca, aby mi przerobił o b casy na faso n fran cu sk i?...

TEN TRZECI: (tragicznie). B y łe m ; przerobi na czas !...

O N A : (przedrzeźniając). Byłem !... D laczegóż ta k tragiczn ie?.... (śmiech). W ie pan, że czasem jest p an ta k śm ieszny, iż tru d n o śm iech pow strzym ać na wi­

d o k p a n a ; specjalnie, kiedy p a n w ypada ze swej roli d o b re g o chłopca i usiłuje ham letyzow ać... J a sobie zaw sze w yobrażałam , H am leta...

TEN TRZECI: (wpada). Bez garbu....

O N A : No fe ; niechże p an nie będzie zło­

śliwy!...

TEN TRZECI: T rudno pani H elo ! To rzekom o przywilej garbatych...

O N A : S e rjo , że się p o g n ie w a m ! J a k ż e tak m o ż n a ? ... Przecież p an dobrze wie, że ja n a p an a p atrzę p o d innym k ą te m w idzenia.

(37)

33

TEN TRZECI: (całuje ją w ręką). W iem o tern i dziękuję.

O N A : W ięc zgoda m iędzy n a m i ! A co do tych żurnali, to w cale m i się nie p o d o b ają. N iech p an ju ­ tro zapyta, czy now e nie nadeszły.

TEN TRZECI: (nagle z determinacją). Pani Helo, czy w olno m i przez chw ilę być szczerym ?...

O N A : Czyżby p an d o tychczas nim nie był?...

TEN TRZECI: N ie!... W y z n aję, że nie b y łe m ! Pozwoli mi je d n a k p an i w retro sp ek ty w n y m skrócie przedstaw ić m i m ój s to su n e k do w aszego dom u...

Byłem dla w aszego d o m u zaw sze o d d an y , w ykorzy­

styw ałem w aszą uprzejm ość i d o b re serca, płacąc w am jed n ak za to szczerem przyw iązaniem i dro b n em i u słu g am i, w chodzącem i w za k res n ieoficjalnego k a ­ m erdynera...

O N A : J a k ż e ta k m o żn a !....

TEN TRZECI: Pozwoli p a n i ! Raz m u szę pani praw dę pow iedzieć, choćby za c e n ę , że m ąż p a n ' wyrzuci m ię z teg o d o m u , jak g ra t zaw adzający.

O N A : Ależ J a n e k p an a lubi n a równi ze m n ą !...

TEN TRZECI: Raczy m ię pani w ysłuchać do k o ń c a ! O d szeregu lat byw am w w aszym do m u . Ciężkie życie p o w o je n n e nie d aje praw ie żadnych d o ­ chodów filozofom ścisłym i d lateg o korzystałem n ie­

jako z w aszej jałm użny. Pani była dla m n ie idealnie 3

(38)

34

d o b ra , czego nigdy pani nie z a p o m n ę . W roli, w ja ­ kiej je d n a k w w aszym d o m u przebyw ałem , zepchnąłem się na te n poziom , który w życiu takiej, jak p an i ko­

biety, je st praw ie niedostrzegalny. Pani m ię popro stu n ie dostrzegała ja k o m ężczyznę o w łasnej indyw idual­

ności, um ysłow ości i sercu...

O N A : Do czegóż p an właściw ie z d ą ż a ? ...

TEN TRZECI: Zaraz pani się d o w ie ! Przez całe lata znosiłem u d r ę k ę , jakiej szatan dla ludzi nie wy­

m yślił; w iedziałem o tern , źe je ste m m onstrualnie brzydki i do te g o garbaty, podczas, gdy m ąż pani jest antytezą m ojej oso b y i przechodziłem m ęki Tan- tala. G dybym choć był niezależny i bogaty i nie p o ­ trzebow ał korzystać z w aszej dobroczynności, której c e c h ą , ja k każdej zresztą dobroczynności ludzkiej, jest to, że pozbaw ia człow ieka śm iałości w życiu, pew ności i praw a do uw ażania się za rów nego z innym i w d a ­ nej sp o łe c z n o śc i! (zapala się). Każdy k ę s dławił m i ę ! Pani H elo 1 Gdyby p an i w iedziała, co się od lat dzieje w m o jem se rc u ! ( pada na kolana). Pani H e lo ! J a ko ch am p a n ią ! K ocham całą p o tęg ą uczuć prześw iętej miłości i całą głębią przepaści, k tó ra n a s d z ie li! Pani H e lo ! (całuje je j stopy). K ocham panią, k o ch am , ko ­ ch am !

O N A : (zrywa się). Ależ p an o s z a la ł! B o ż e ! Ten człow iek o s z a la ł!

(39)

35

TEN TRZECI: (czołga się za nią na kolanach, ręce jak do modlitwy). Nie, ja nie o s z a la łe m ! K ocham p a ­

nią ! C hciałem już tysiąc razy odejść z w aszego dom u, gdzie byłem dla pani niczem , pyłem , a to m e m , — i nie m iałem s i ł ! W olałem odn o sić pani buciki do szew ca, godzić służące i załatw iać spraw unki k u chenne, byle tylko być blisko pani. Gdy je d e n dzień nie widziałem pani — konałem z tęsk n o ty i m iło śc i!... Pani H e lo ! Zlituj się p a n i !

O N R : (bardzo zmieszana). Ależ w stań pan, n a m i­

łość b oską ! J a teg o zrozum ieć nie m o g ę ! J a się w sty­

dzę te g o s łu c h a ć ! J a n ap raw d ę nie w iem , co pan u o d p o w ied z ie ć!... B oże!...

TEN TRZECI: Pani H elo !... Niech pani zapom ni, że ja jestem g arb aty i brzydki. J a tem u w inien nie je s te m ! Los m ię p o k a ra ł o kropnie za winy niepo- pełnione, O, ja w iem , że pani jest d o b r a ; pani ta k a dobra, jak anioł biały i skrzydlaty....

O N A : ( j. w.). N iechże p a n w s ta n ie ! J a n e k każdej chwili m oże nadejść.... i co sob ie p o m y śli! Proszę p an a, w stań p a n !....

TEN TRZECI: (wstaje i strzepuje sobie bardzo do­

kładnie p y ł z kolan). Pani H e lo ! Czy pan i wie, co to jest żar nieprzespanych w tęsk n o cie n o cy ? ... Czy zna pani rozpacz n ajnędzniejszego n iew olnika, któ reg o bóstw a pokarały m iłością do jasn ej i wielkiej kró­

low ej?.... Czy pan i w ie, co znaczy w ystępow ać przez

(40)

całe lata w roli lichego ro b ak a, a m ieć serce m iłością gorejące, ja k w ulkany całego św iata ! Helo 1...

O N A : (po chwili zastanowienia się). Pow iedział pan bardzo doniosłe słow a. P roszę, siadaj p an i p o m ó w m y ro z s ą d n ie !

TEN TRZECI: Pani H e lo ! W iedziałem , że pani je s t aniołem (siadają). Niech pani nie patrzy n a m ój garb. K obiety tak ie jak p an i um ieją inaczej p atrzeć i odczuw ać dusze ludzkie. W iem , żem biedny, nędzny i szpetny, ale ja p a n ią k ocham , pani H elo 1... T ak wielka i św ięta m iłość ja k m oja, nie śm ie się ro ­ dzić bezpotrzebnie, jeśli m am y wierzyć w B oga, który jest dobry, litościwy i św iadom sw ych celów tw o­

rzenia...

O N A : (wzruszona). W ięc p an daw no już m nie k o c h a ? ...

TEN TRZECI: K ocham , k o c h a m ! K ocham p an ią od pierw szej chwili, kiedy ją ujrzałem . P am ięta pani tę pierw szą chw ilę naszego poznania, kiedy m i pani z litości i ze względu n a m ój zły w ygląd zew nętrzny dołożyła jeszcze dw a filety cielęce z p ó łm is k a ? Pani Helo, o jakże ja strasznie cierpiałem !...

O N A : (j. w.). Czy nie p róbow ał p an nigdy o m nie z a p o m n ie ć ? Przecież p an wiedział, że ta m iłość je st szaleństw em ?

TEN TRZECI: P ró b o w a łe m ! C hciałem tę nie­

szczęsną m iłość w yrw ać z serca jak cierń kolący

(41)

37

i tylko serce so b ie raniłem w cierpieniu przebole- sn em . K onałem tysiąc razy dziennie i sk onać nie m o g łe m !

O N A : (ze współczuciem). B iedny p a n ; bardzo biedny...

TEN TRZECI: O bardzo b ie d n y ! (tuli się do je j rąk). Tak biedny ja k ro b a k lichy p o d ep tan y no g ą i ta k biedny, że łzy krw aw e i palące płakałem nad so b ą sam ym i sw ą dolą n ie sz c z ę sn ą !

O N A : (machinalnie głaszcze go po głowie). B iedny p a n ; strasznie biedny...

TEN TRZECI: Widzi p a n i ; ja ta k daw no już chciałem pani w szystko pow iedzieć, ale b alem się usta otworzyć, aby nie spłoszyć teg o przecudnego snu o bajce, k tó ra się nigdy nie m iała s p e łn ić !

O N A : (j. w.). B iedny pan, bardzo biedny!...

TEN TRZECI: Były chwile, że chciałem nieraz um rzeć, aby nie dożyć tej chwili, kiedy mi pani p a r­

sknie śm iechem w twarz, że ja biedny k alek a o śm ie­

liłem się pod n ieść oczy na bóstw o w ym arzone w m oich snach i nocach przepłakanych sam o tn ie (tuli się do niej). Tak mi było źle, pani H e lo ! — Tak b ar­

dzo źle 1

O N A : (j. w.). Mój b ie d n y ; strasznie biedny i...

TEN TRZECI: (opiera się głową o je j piersi). By­

łem jak te n liść o d erw an y w jesieni o d drzew a...

Byłem jak te n niepozorny kwiat, zam ierający bez ra­

(42)

38

tunku w skw arze letn ieg o południa... O, jakże ja cię kocham , H e lo ! (całuje ją głośno to szyję). H e lo !

ONA : (zrywa się oburzona i uderza go w twarz).

M asz W ażn ie!

TEN TRZECI: H e lo ! N a miły Bóg, co to m a znaczyć ? Pani Helo i

O N A : (wskazuje ręką drzwi). P roszę n atychm iast opuścić m ój dom .

TEN TRZECI: (parska śmiechem). Ależ to był tylko żart, pani H e lo ! J a k B oga kocham ... To tylko żart...

Pani Helo !...

O N A : ( j. w.). Radzę p an u opuścić n aty ch m iast m ój dom , dopóki J a n k a jeszcze nie m a ! (po chwili), G arbus obrzydły!

SC EN A T R Z E C IA .

CIŻ — ON.

O N : (wychodzi z za kotary, zataczając się ze śmiechu). A to p arad n e 1 (mówi przez śmiech). D alibóg, w życiu się ta k n ie u śm ia łe m ! (podchodzi do żony i ca­

łuje w rękę). Pyszny kaw ał 1 bieluniu, nie gniew aj s i ę ! Zaraz ci w ytłum aczę...

TEN TRZECI: (trzymając się za twarz). Ł adnie m nie urządziłeś; nie m a co m ów ić!..,

(43)

O N : (podchodząc do partnera z przeprosinami).

No, nie gniew aj się s ta r y ! Mały figiel, za który ci z serca je ste m wdzięczny. No, daj ł a p ę ! (ściska rękę)- A widzisz — są kobiety, u których ow e wy­

próbow ane środki zaw odzą ! (śmieje się uradowany).

O N A : Co to m a w łaściw ie w szystko zn a­

czyć ?

O N : Zaraz ci w szystko w ytłum aczę i z góry proszę o przebaczenie dla naszego przyjaciela. To ja jestem w szystkiem u w in ien i...

O N A : Nic nie rozum iem !

O N : Zaraz z ro zu m iesz; ale nim n astąp ią wy­

ja śn ie n ia , m uszę się napić z naszym przyjacielem na p am iątk ę jeg o sro m o tn ej porażki, po kieliszku teg o francuskiego kon iak u , n a który o n już o d ta k daw na m a ap ety t (do partnera). Zasłużyłeś rzetelnie na ten koniak, b ie d a k u !

O N A : Ależ co to m a w szystko zn a czy ć ? Ja n k u , ja żądam w y ja śn ie n ia !

O N : Chwileczka cierp liw o ści! Skoczę tylko do m ego pokoju p o butelkę i zaraz przystąpię do roz­

w iązania tej m aleńkiej intrygi, za którą z góry proszę cię o p rz e b a c z e n ie !... (śmiech). C h w ileczk a! Zaraz b ę­

dzie k o n ia k !... (wybiega do swego pokoju). M aleńka chwileczka !.„

(44)

40

S C E N A C Z W A R T A .

ONA — TEN TRZECI.

O N A : {nagle). P o szed ł?

TEN TRZECI: (podbiega do drzwi, klóremi On wy­

szed ł i zagląda, chcąc się upewnić, czy naprawdę w yszedł — wraca). Poszedł po k o n ia k !

O N A : {rozgląda się szybko). P oszedł na p e ­ w no ?

TEN TRZECI: M ów ię ci przecież, że poszedł p o k o n ia k ! {zachwycony). G rałaś b a je c z n ie !

O N A : Nie połapał s ię ? TEN TRZECI: S k ą d ż e ? ...

O N A : {wzgardliwie i wyraziście w stronę drzwi, któremi On w yszedł). O s io ł!

ONA I TEN TRZECI: {padają sobie w objęcia w długim i namiętnym pocałunku).

K U R T Y N A .

(45)

AKT DRUGI

KUKUŁKA

(46)
(47)

Scena przedstawia elegancki „buduar“ Złocenia, makar- lowskie bukiety, zbieranina mebli i mebelków w możliwie najgorszym stylu i smaku. N a ścianie wstęgi z wieńców z napisami: „W ielkiej artystce — Rodacy“ i t. p. D użo batików — papuga W klatce — fotografje — zasuszone wieńce na ścianie — abażury na płonących lampach.

W głębi drzwi wiodące na terasę eleganckiej willi Wśród starego ogrodu pełnego drzew — po obu stronach drzwi, szerokie okna. Z prawej drzwi do dalszych pokoi. Jest lato. P rzez otwarte okna wpada wieczorny wietrzyk, w y­

dymając tiulowe firanki. Z a oknem bzy W pełni rozkwitu.

N a jakiemś starem drzewie przyczaiła się kukułka i k.uka.

Godzina ósma wieczorem.

SC E N A PIE R W SZ A . JULKA — ON — MERY.

(P rzez chwilę scena pusta — słychać nerwowe dzwonienie).

JU L K A : (przebiega scenę, spiesząc otworzyć drzwi Werandy).

ON : (wbiega mocno zadyszany i zaaferowany, do Julki). Gdzie jest p a n i? ... M uszę z nią naty ch ­

(48)

44

m iast pom ów ić!... N iech Ju lc ia p rędko po p ro si tu panią...

JU L K A : Pani n ieu b ra n a jeszcze...

O N : W szystko j e d n o ! {biegnie ku drzwiom z pra­

wej). M uszę się z nią n atychm iast w id z ie ć !

JU L K A : {zasłaniając sobą drzwi). Pani nieu b ran a i nikogo nie p rz y jm u je !

O N : Ależ ja nie je ste m „n ik o g o “ !... M uszę się w tej chwili z p a n ią z o b a c z y ć !.,.

MERY: {wchodząc z prawej, na pół ubrana). Co tu się sta ło ? ... Co za h arm id e r w ypraw iasz?

O N : {szybko Całując M ery w rękę). P rz e b a c z ! J e ­ stem bliski s z a le ń s tw a !... M oja żona...

MERY: {do Julki). M ożesz odejść !...

JU L K A : {odchodzi).

MERY: Co, tw oja ż o n a ? ...

O N : M oja żo n a za chw ileczkę tu będzie z m oim przyjacielem . Chcą n a s ro złączy ć... W yobraź sobie, chcą ci zaofiarow ać p ie n ią d z e !

MERY: W iem o t e r n ! D ostałam w czoraj list od tw ej żony, że będzie u m n ie o 8-m ej....

O N : Mery, n a miły B óg, nie gniew aj się!...

Przyszedłem cię uprzedzić, że ci zaoferują pieniądze za zerw anie ze m n ą , Mery, ty m nie chyba nie sprze­

dasz ?...

MERY: {oburzona). S fik so w ałeś?...

(49)

45

O N : Jesz cze nie, ale lad a chwila mi to grozi 1...

J a sam nie w iem , co m ó w ię !... P rz e b a c z !... (całuje ją w rękę). O ni ci zaoferują pieniądze za zerw anie ze m n ą , bo nie znają cię i nie dom y ślają s ię , że ty tak a inna, niż w szystkie i n n e !... {zrozpaczony). Co p o ­ cząć?... Co robić ?

MERY: Zażyj b r o m u !... {słychać dzwonienie).

O N : {przerażony). To o n i ! To m o ja ż o n a !... Nie m o g ą m n ie tu zastać !...

MERY: {spokojnie). W ięc p o co przyszedłeś ?...

O N : {j. w .). Tu nie m a chwili d o strac en ia!

Musisz m n ie ukryć!

MERY: {parska śmiechem). M oże do szafy?... A m oże p o d łóżko ?... Boże, ja sk o n a m ze śm iech u !

O N : {j. w .). O n a się śm ieje 1 M ery, ależ tu chodzi o naszą przyszło ść! Zrozum t o !...

{Słychać ponowne dzwonienie).

O N : To o n i ! {wybiega na prawo). Mery, bła­

gam cię !

MERY: {śmiejąc się, wychodzi za nim). Nie, d o ­ prawdy, że ja p ęk n ę ze ś m ie c h u !...

(50)

46

SC EN A D R U G A .

JULKA — OMA — TEN TRZECI.

JU L K A : (przebiega scenę i otwiera drzwi).

ONA I TEN TRZECI: {wchodzą).

JU L K A : Pani w tej chwili państw o przyjm ie. Pro­

szę s p o c z ą ć ! {wychodzi).

ONA I TEN TRZECI: {siadają na fotelach obok siebie).

SC E N A T R Z E C IA .

OMA - TEN TRZECI.

{Chwilkę trwa milczenie).

TEN TRZECI: {zrzucając palto). Ciepło !...

O N A : Ciepły wieczór.

TEN TRZECI: {siada). Mo tak... {wzdycha). Hm, hm I...

O N A : Mówiłeś co ś? ...

TEN TRZECI: Nie. Głupio m i n ieco w tej sy­

tuacji...

O N A : S am teg o chciałeś...

TEN TRZECI: Przyznasz, że raz trzeba było już skończyć z w ybrykam i tw eg o m ę ż a !... Ten człow iek

(51)

47 k om prom itow ał n a s ! (podchodzi do drzwi i zaglądat czy ktoś nie podsłuchuje). Ściany m ają uszy!...

OMA: (podnosząc welon, który nakryw ał twarz).

S ąd zę, że pokojów ka m usiała chyba zaan o n so w ać owej (pogardliwie) dam ie, że czekam y...

TEM TRZECI: Ręczę ci m oja d ro g a , że lada chwila nadejdzie... Zresztą czek am y d opiero zaledw ie m inutę.

O N A : Że ty też zaw sze coś znajdziesz, gdy chodzi o uspraw iedliw ienie tej ( j. w .) d am y !.... O jej w a rto ści n a b ra ła m należytego przek o n an ia o d chwili, kiedy zgodziła się zerw ać w reszcie z m oim m ężem , za k w o tę , k tóra form alnie podryw a n asz budżet...

TEM TRZECI: O p a r d o n ! Zgodziła się tylko w skutek m oich persw azji i zręcznej g rz e d y p lo m a­

tycznej w p ertraktacjach, które zm uszony byłem na tw oje żą d an ie od trzech tygodni z nią prow adzić, w spraw ie zerw ania stosu n k u z tw oim m ężem . Tw ier­

dzi, że go kocha...

O M A: 1 gotow a go p rz estać k o ch a ć za dw a m iljony m arek i dw uletnie k o m o rn e w tej chwili, k tó rą m ój m ąż dla niej w ynajął...

TEN TRZECI: Nie bądź złośliwa, m o ja k o c h a n a ! Pieniądze i m ieszk an ie w tej willi, sam a jej przez m oje usta zaproponow ałaś... Musi przecież sobie ja ­ k o ś życie ułożyć, tracąc troskliw ego i b o g ateg o przy­

jaciela...

(52)

48

O N A : (poirytowana). P rzestań mi już raz bronić tej k o b ie ty ! J e s t w te a trz e i gaża p ow inna jej wy­

starczyć !

TEN TRZECI: N a p arę jed w ab n y ch pończoch!..

Zresztą po co aż tyle m ów ić? S praw a je st jasn a jak słońce! Za c e n ę zerw ania sto su n k u z tw oim m ężem , żąd a tyle a tyle i m u sim y z a p ła c ić ! J a p an n y M ery w cale za to nie p o tę p ia m ; m am tylko p ew n e zastrze­

żenia co do tw ego m ęża...

O N A : Mój kochany, ty chy b a nie pow inieneś m ieć żadnych zastrzeżeń...

TEN TRZECI: (z ironją). T ak?... P roszę bardzo 1...

Nie w iedziałem , że je ste ś ta k bardzo z a k o ch an a w sw oim m ę ż u !... W ięc dlatego, że tw ój m ąż k o m ­ prom itując ciebie z tą ch ó rzy stk ą, k o m p ro m ito w ał za­

razem i m nie, to ja nie m am m ieć żadnych zastrze­

żeń ?... (patos). C zasem aż lęk m n ie o g arn ia n a w s p o m n ie n ie , w czyje ręce o d d ałem swój los i serce 1...

O N A : (klepiąc go po policzku). No, no, głuptasku,

* wiesz przecież, ja k bardzo cię k o ch am .

TEN TRZECI: Coraz trudniej mi to wyczuć, p a ­ trząc na tw oje usilne zabiegi, ab y sw eg o m ężulka oderw ać od b o k u p an n y Mery.

O N A : Ależ sam m ię przekonyw ałeś, że sto ­ su n ek J a n k a z tą chórzystką k o m p ro m itu je n as...

(53)

TEN TRZECI: P rze k o n y w a łe m , ale nie przy­

puszczałem , że ty z tak im zap ałem — jakby tu szło o życie — będziesz się starała wyrw ać m ężulka z ra­

m ion p a n n y Mery...

O N A : (jpieszczotliwie). Czyżby z a z d ro ść , głup­

tasku ?...

TEN TRZECI: Phi, zazdrość nie zazdrość !„. Przy­

kro mi tylko...

O N A : ( / . to.). D zieciaku! D ałam ci chyba tyle dow odów m iłości, że żadna k ochająca k obieta...

(urywa). Co to je st? ...

(Słychać za oknem głos kukułki)- TEN TRZECI: (nadsłuchując). Kukułka...

O N A : K ukułka?...

TEN TRZECI: Zw yczajna kukułka, k tóra za­

gnieździła się na sezo n letni w ogrodzie p an n y Mery.

O N A : W iesz, że ja nigdy nie słyszałam orygi­

nalnej kukułki...

TEN TRZECI. To bardzo interesujący ptaszek... Nie tak m o że interesujący, jak bardzo dow cipny ptaszek...

Pow iedziałbym naw et, genjalny ptaszek...

O N A : C iekaw e... Na czem że p o leg a ta genjal- ność kukułki?...

4

(54)

TEN TRZECI: K ukułka je st je d n e n i i tych nie­

licznych stw orzeń, k tóre nie budują sobie w łasnych gniazd, ale zadaw alniają się obcem i. To p taszek bez ta k zw anych przesądów !...

O N A : Nie rozum iem ....

TEN TRZECI: K ukułka składa zw yczajnie swoje jajk a do gniazd innych, głupszych ptaszków , które n o len s volens, w ysiadują, a p o te m k arm ią ow e ku­

kułcze pisklęta....

O N A : (parska śmiechem). Nie» to dopraw dy ko­

m iczne ! Nigdy o tern n a pensji nie słyszałam ....

TEN TRZECI: Ależ to historja stara jak świat, że kuku łk a p odrzuca sw e jajka dd cudzych gniazd, nie troszcząc się o dalsze n astępstw a...

O N A : (śmiejąc się, filuternie pociąga partnera za ucho). Ej, ty w is u s ie !... Czy ty przypadkiem nie nauczyłeś się swojej filozofji życiow ej o d k u ­ kułki....

TEN TRZECI: (udaje obrażonego). S k ądże ?... J a k ty Heiko m ożesz coś p o d o b n e g o ? ...

O N A : (całuje go w usta). No, n o nie gniew aj się... {śmiech) m oja... kukułko...

TEN TRZECI: (udobruchany), Ale przyznaj sam a, że to bardzo dow cipny ptaszek...

O N A : D ow cipny, nie dow cipny, ale to cze­

kanie na ow ą d a m ę poczyna m nie d e n e rw o w a ć ! Na

(55)

p o d ó b ń y n ietak t m oże sią zdobyć tylko c h ó rz y stk a !...

C zekam y już dobry kw andrans...

TEN TRZECI: O tej p orze zazwyczaj onduluje fryzjerka w łosy p an n y Mery, w ięc za p ew n e jest chw i­

low o przeszkodzono...

O N A : (sźybko, podejrzliwie). A sk ąd ty ta k dobrze wiesz, co o każdej p orze dnia i w ieczora robi p a n n a M ery ?...

TEN TRZECI: Moja koch an a, byw ając w tym d o m u od trzech tygodni, aby z tw ego p o lecen ia d o ­ prow adzić do skutku likwidację sto su n k u tw eg o m ęża z p a n n ą M ery, m iałem chyba d ość czasu, aby p o in ­ form ow ać się o trybie życia pani te g o dom u...

O N A : (szukając w torebce). Palić m i się chce. Z a­

p o m n iałam p apierośnicę...

TEN TRZECI: (szuka szybko w ^reszemac/i za pa­

pierośnicą i nie znajduje). Z araz w yszukam p ap iero sy ! ( podchodzi pewnym krokiem do konsolą, otwiera górną szufladkę, skąd wyjmuje /f/ucz — kluczem tym otwiera

W innym k°ńcu pokoju stojącą gablotką, wyjmuje pudełko papierosów i podaje zdumionej partnerce), Ręczę ci, ie p an n a Mery nie pogniew a się o to, że się sam i roz­

porządziliśm y...

O N A : (podejrzliwie, zimno). To zadziw iające, jak dobrze ty się orjentujesz w tym dom u !...

TEN TRZECI: Ależ m o ja k o ch a n a, przecież ci m ów iłem , że od trzech tygodni byw ając tu dzień

(56)

w dzień, aby skłonić p a n n ę M ery do zerw ania k o m ­ p rom itu jąceg o n as stosu n k u z tw oim m ężem , zdołałem się niejako zaaklim atyzow ać w tym d o m u — (podaje papierosa). Proszę...

ON A : (odmawia). Dziękuję. J u ż nie chce mi się palić (po chwili). Ty m asz o g ro m n ą łatw ość (dobitnie) akiim atyzow ania się... (wstaje poirytowana). D alsze cze­

k an ie n a ow ą d a m ę o śm iesza m n i e ! (opuszcza welon na twarz). S ądzę, że owej pani zdałoby się nieco wy­

chow ania, k tó reg o z su tere n w ynieść nie zdołała (za­

biera się do wyjścia). M ożem y odejść.

TEN TRZECI: (nadsłuchuje z prawej). P s t ! Zdaje się, że już idzie!... Na B oga, H elo uspokój się!...

(chrząka). idzie na p ew no !...

SC E N A C Z W A R T A .

C1Ż — MERY.

MERY: (wchodząc do połowy na scenę — twarzą zwrócona za kulisy, mówi do pokojówki) A gdyby ktoś przyszedł, to niech Ju lcia pow ie, że nikogo nie przyj­

m uję. A bsolutnie n ik o g o !... (wchodzi na scenę — zim ny ukłon w stronę partnerki; dostrzegłszy partnera, te­

atralnie uradowana). A to p a n ? (podchodzi i podaje mu rękę)- W itam p an a.

(57)

53

TEN TRZECI: (całuje w rękę). Pozwoli pani, że przedstaw ię żo n ę naszego przyjaciela...

O N A : (opryskliwie). To z b y te c z n e !... J a znam panią...

MERY: Rzeczywiście, że to zbyteczne, bo i ja znam p a n ią (z ironią) z opo w iad an ia jej m ęża... Ale proszę u s ią ś ć !... (ruch ręką). Raczcie państw o zająć m iejsca (siada na bujaku).

O N A : (siadając). W ybaczy pani, że odrazu przy­

stąpim y do rzeczy, gdyż półgodzinne czekanie na zja­

w ienie się pani, zabrało mi nieco czasu (ruch ręką w stronę partnera). Pan był ta k łaskaw , że oszczędził mi przykrości pertrak to w an ia w spraw ie o d ­ stęp n eg o , jak ie pani żąda za m eg o m ęża. S praw a jest teraz jasn o p ostaw iona i sąd zę, że nasza roz­

m ow a zbyt długo się nie przeciągnie... Czy nie jest jed n ak pani teg o z d a n ia , że żąd a pani nieco za wiele ?...

MERY: (huśtając się na bujaku — cynicznie i zi­

mno). Nie, p an i!... S ąd zę, że żądałam raczej za m ało...

Mąż pani jest stanow czo w ięcej wart.

O N A : (z tłumioną złością). Pani jest jednak...

szczera.

MERY: ( j. w .). Chciała pani pow iedzieć : bez­

czelna. Nic nie s z k o d z i!... Jeśli zgodziłam się n a ta k niskie o d stę p n e — ja k pani to nazyw a — to m oże pąni tylko (ruch ręką w stronę partnera) tem u

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ćwiczenia poświęcone są różnym odcinkom kręgosłupa, a wiemy ile czasu spędzacie teraz w pozycji siedzącej.Jeżeli chcesz rozluźnić, rozciągnąć ale także wzmocnić

Okazuje się jednak, że istnieje inna, sprytna reprezentacja drzew binarnych, która wykorzystuje mniej więcej tyle samo bitów – dokładniej 2n + o(n) bitów, czyli więcej tylko

[r]

[r]

Informacja zwrotna: Wybrani uczniowie zostaną poproszeni o zdjęcie swojego Europassu-CV i przesłanie go na e- mail.

-jak to dziala [tak napisze w ogólności żeby można było szybko zrozumieć „jak to się je w rzeczywistości – doklaniej i jasniej jest to wytłumaczone w – opisie kodeka

Wieczorem jemy z żoną kolację w hotelu, a mnie ciągle jawi się w pamięci ta usłużna dodatkowa łyżka zupy, którą siorbałem, którą doitałem, bo byłem

Kierunek analizy wyznaczony został przez tytuł wiersza Herberta Pan Cogito rozważa różnicę między głosem ludzkim a głosem przyrody, a więc w centrum moich rozważań znajdzie