Uniwersytet Jagielloński Kraków
Opisywanie edukacji w słowach modnych
Temat wypowiedzi decyduje zawsze o wyborze słownictwa tworzącego jakby konstrukcję nośnądla przekazywanych informacji. Ponieważ informacje nadawane i odbierane przez członków określonego środowiska ogniskują się wokół pewnych dla niego żywotnych spraw, wyrazy i związki wyrazowe komunikujące owe swoiste treści odznaczają się szczególnie wysoką frekwencją. W pokrewnych tematycznie tekstachprzesądzają nawet o powstawaniu swoistego wariantu polszczyzny. Badania własne autorki artykułu prowadzone przed laty wśród nauczycieli i uczniów pozwa lająmówić o istnieniu ich charakterystycznej wspólnej codziennej mowie profesjo- nalno-środowiskowej1.
1 J. Kowalikowa, O gwarze szkolnej czyli wspólnym języku nauczycieli i uczniów. Materiały z sesji:
Gwara. Uwarunkowania dydaktyczno-społeczne i komunikacyjne, Kraków 1993.
2 Podstawa Programowa została opublikowana w Dz. U. nr 14, rok 1999, poz. 129.
3 Wzięto pod uwagę następujące dokumenty: 1) Standardy wymagań egzaminacyjnych. Projekt do konsultacji społecznej, Warszawa 1999; 2) trzy informatory z roku 2000. Sprawdzian po klasie szóstej szkoły podstawowej przewidziany na rok 2002, egzamin po trzeciej klasie gimnazjum w roku 2002 oraz tzw. Syllabus regulujący tryb i zakres matury z języka polskiego po roku 2002;
3) standardy będące podstawą przeprowadzenia sprawdzianu w klasie szóstej szkoły podstawo
wej, w klasie trzeciej gimnazjum oraz egzaminu maturalnego opublikowane w Internecie.
4 Materiałów dostarczyły liczne tomy pokonferencyjne publikowane w ostatnim dziesięcioleciu.
5 Dla potrzeb artykułu zaznajomiono się z kilkudziesięcioma dostępnymi podręcznikami (wraz z ich „obudową” w postaci poradników, a także programów do języka polskiego). Wykorzystano przede wszystkim książki dla nowego gimnazjum a także wyższych klas szkoły podstawowej.
Sięgnięto do dotąd używanych podręczników licealnych. Nowe pozycje napisane z myślą o zre
formowanym liceum są na razie nieliczne.
Składają się na nią zarówno elementy żargonu młodzieżowego, przejmowanego częściowo przez dorosłych dla jego atrakcyjności, m.in. nasycenie humorem, jak i leksyka należąca do językaogólnego, alespecjalizująca się wobsługiwaniu tema
tów związanych z życiemszkoły: z jej organizacją, typowymi czynnościami, zjawi
skami, przedmiotami, emocjami związanymi z kontroląi oceną wyników pracy itd.
Ale obok mowy potocznej, którą można by nazywać gwarą, istnieje też oficjalny język, w jakim tworzy się teksty oficjalnego obiegu, a zwłaszcza piszę się teksty
poświęcone edukacji. Należą tutaj wszelkie dokumenty,jak na przykład „Podstawa programowa”2 czytzw. „Standardy wymagań egzaminacyjnych”3, artykuły i referaty naukowe4, publicystyka oświatowa, podręczniki szkolne5 oraz poradniki. Ów swo
124 Jadwiga Kowalikowa
isty, respektujący w pełni normy poprawnościowe wariant zawodowy charakteryzuje się nasyceniem określeniami wiążącymi się w szerokim znaczeniu z nauczaniem i wychowaniem. Mająone charakteremocjonalnie neutralny i właśnie oficjalny. Są wśród nich więc nazwy uczestników przywołanych procesów, wykonywanych przez nich rozmaitychoperacji i ich efektów, uwarunkowań, narzędzi itp. Ujmując zjawi
sko konkretniej, wwymienionych tekstach mówi się o uczniu, nauczycielu, szkole, lekcji, klasie, metodach i celach kształcenia, o samym kształceniu i jego fazach i odmianach (np. nauczanie, uczenie się, uczenie się pod kierunkiem, samokształce
nie), o pożądanych postawach, osiągnięciach, celach, o podręcznikach i innych po
mocach, o motywacji, zainteresowaniach itp. Czyni sięto za pośrednictwemzarówno nazwwzględem siebie hiperonimicznych, jaki hiponimicznych.
Leksyka właściwa językowi ogólnemu, jak np. wyrazy powtarzanie, trwałość, wiedza, zadanie, wiadomości, umiejętności, sprawność i inne nabiera ponadto swo
istego, nadawanegojej znaczeniaprzezogólny kontekst dydaktyczno-wychowawczy znaczenia. Sytuacja szkolna i charakterystyczne role nauczycieli i uczniów dodatko wo determinują rodzaj skojarzeń, jakie wywołują wymienione, a także inne słowa, jak choćby ocena, odpowiadać, pisanie,czytanie, zrozumieć, zapamiętać. Patrząc na interesujące nas zjawisko diachronicznie, należy podkreślić, iż o sprawach edukacji pisano zawsze swoistą,rozumianą tak jak pokazanowcześniej polszczyzną.
Ale podobnie jak język w ogóle, awszystkie jego odmiany w tym zawodowei śro dowiskowe w szczególności, także i ów wariant podlegał ewolucji, głównie za sprawą zmian leksykalnych. Jedne wyrazy pojawiały się rzadziej, inne częściej w związku zteoriami dydaktycznymi wyrażającymi się za pośrednictwem określonych terminów i pojęć, a także towarzyszących im komentarzyiwyjaśnień. Moda na teoriew pewnych przedziałach czasowych aktualne i obowiązujące owocowała modąna obsługujące ją słowa. Obydwie da się śledzić w czasie lektury tekstów źródłowych, których gatunki wymieniono wcześniej. Nie jest inaczej i dzisiaj. Synchroniczny punkt widzenia po zwala mówić o skłonnościach i preferencjach leksykalnych autorów współcześnie pi- szących o edukacji w rozprawach naukowych, artykułach publicystycznych, dokumen tach, podręcznikach.Modne stały siętakpewnesłowa pojedyncze,jak i ich połączenia.
Znajdziemy wśród nichnazwy zarówno rodzime, jak i obce, awśród ostatnich intema- cjonalizmy. Wyraźna jest przewaga zapożyczeń. Nierzadkozachodzi przy tym jedno
czesna modyfikacją bądź uściślenie pierwotnego znaczenia.
Przyjrzyjmy się zjawisku modyw mówieniu o edukacji w kontekścieszczególnie częstych, można powiedzieć nawet preferowanych przykładów. Posłużenie się dla celów ilustracyjnych i dowodowych wyborem zwalnia od sporządzania pełnych ze
stawień egzemplifikacyjnych, np. w postaci list frekwencyjnych. Chodzi bowiem nie o przedstawienie wyników badań leksykalnych zakrojonych całościowo, leczo po kazanie pewnej tendencji nazwanej modą oraz jej sygnałów i wykładników. Takie tylko zresztą ograniczone możliwości stwarza krótki artykuł, narzucając autorowi rygory w zakresie nie tylko formalnie rozumianej objętości, ale również treściowej pojemności, co ma i konsekwencje metodologiczne, wyrażające się w zawężeniu materiału dowodowego, czyli przedmiotubadań.
Słowo moda kojarzy się zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Naogółprzywo
dzi na myśl powtarzalność, naśladowanie, konwencjonalność, ale także aktualność, nowoczesność, nadążanie za duchem czasu. Ograniczając się do wyznaczonego w założeniach obszaru rozważań, można zauważyć, że moda wymaga mówienia o edukacji wokreślony sposób, to znaczy za pośrednictwemokreślonej leksyki.Ule
ganietemu nakazowi okazujesięopłacalne. Posługiwanie się bowiemsłownictwem, które naskutek częstościużycia staje się standardowe, na razie, tj. w pierwszej fazie, wychodzi na dobre zarówno przedmiotowi opisu, jak i autorowi tekstu. Słownictwo to bowiem informując,jednocześnie wartościuje. Aksjologiczny wektor ma przy tym strzałkę podwójną. Kieruje się ona mianowicie jednocześnie w stronę sygnalizowa nych faktów i zjawisk orazwstronę ich referenta i interpretatora. W obrębie pierw
szej relacji wydobywa w zależności od pochwalnego,aprobującego bądź przeciwnie - krytycznego czy polemicznego charakteru wypowiedzi albo zalety, albo wady wskazywanychelementów;pośrednio (gdy tkwią one implicite w nazwach rzeczow nikowych) i bezpośrednio (gdy użyte zostały przymiotniki względnie struktury oznaczeniu przymiotnikowym).W relacjidrugiej działa zawszenakorzyśćnadawcy właśnie dlatego, że sięgając po słowa modne, obowiązujące, dokonał on waloryzacji rzeczywistości przezjej przywołanie, zapośredniczenie, naświetlenie i interpretację.
W komunikacie zgodniez zaakceptowaną powszechnie konwencją sam zatem zabieg ma jakość pozytywną. Ukazuje ponadto wkorzystnym świetle tego,kto go dokonał.
Jego wykonawca staje się w oczachodbiorcy osobąnowocześnie myślącąo prezen
towanych sprawach, w konkretnym wypadkuo edukacji, a ponadto dobrzezoriento
waną w modzie, a więc kompetentną. Oczywiście dla odniesienia sukcesu komuni
kacyjnego musi być spełniony warunek wspólnego„wtajemniczenia” w konwencję, w modę i wspólnego ich zaaprobowania.
Trudno zresztąprzed nimi uciec, przemawiając z pozycji profesjonalisty do part nera, któremu również w jakimś stopniu miano to przysługuje. Ma do niego prawo nastałe, np. z racji wykonywania zawodu, bądź przejściowo, np. na czas interakcji, gdyż inicjator przyznał muje niejakojako atrybut, traktując gojako równego sobie pod względem kompetencji (co możebyć niekiedy błędem komunikacyjnym).
O swoistym „osaczeniu” modą świadczy choćby to, że przecież obydwa podkre ślone wyrazy wraz z rodzinami słów, do których należą, tj. nowocześnie oraz kom
petentny trzeba także uznać za elementy językowej konwencji, zwyczaju mówienia o edukacji. A więc nie są to jedyne przykłady w niniejszym artykule.
Jak powiedziano, źródła zjawiska trzeba szukać w podstawowych tekstach urzę
dowych i oficjalnych determinujących cechy nauczania i wychowania. Mechanizm wydaje się prosty. Użyte wważnych, odznaczających się charakterem regulacyjnym tekstach słownictwo nabiera samo szczególnej wagi. Bywa cytowane jako wiążące w wypowiedziachtzw. towarzyszących. Stopniowo okazujesię poręczne, potrzebne, niezbędne w konsekwencji popularne. Pewne pojedyncze lub wielowyrazowe okre ślenia zyskują w miarę wzrostu częstości użycia znaczenie kontekstowe zarówno realne, jak i potencjalne. W fazie wejścia w powszechne stosowanie, czyli w modę działająjako hasła wywoławcze zagadnień często złożonych. Jednocześnie zwięk
126 Jadwiga Kowalikowa
szają pierwotną kompleksowość owych zagadnień poprzez siatkę skojarzeń, jakie same wywołują u poszczególnychodbiorców.
Pora wreszcie przypatrzyć się leksykalnym konstytuantom mody w mówieniu oedukacji. Poszukując ich, nietrudno je wyłowić zarówno okiem,jak i uchem z od bieranych przez czytanie oraz słuchanie profesjonalnych tekstów. Zacznijmy od sa mej edukacji. Proces dydaktyczny, tj. nauczanie, uczenie się i wychowanie jest po strzegany jako akt komunikacyjny. Stąd przy jego opisywaniu używa się takich kla sycznych dla teorii komunikacji terminów, jak: przekazywanie, nadawanie i odbie
ranie informacji, kod, komunikat, kanał, kontekst, kontakt. Zgodnie z przyjętąkon
wencjąnauczyciele i uczniowie stająsię nadawcami i odbiorcami. A ściślej -pełnią naprzemiennie (przynajmniej w sferze życzeń i postulatów) takie właśnie role w ramach poszczególnych interakcji rozwijających się w określonych sytuacjach komunikacyjnych, oficjalnych, jaknp. lekcje, bądź nieoficjalnych (wycieczka, pauza i in.). Nadawcy i odbiorcy realizują wspólnie porozumiewanie się. Ważne, by przy
niosło one zamierzonycel, by zakończyło się powodzeniem, by było skuteczne.Tutaj odpowiedzialność spoczywa na nauczycielu. Winien on pamiętać, że warunek zwiększający prawdopodobieństwo sukcesu to podmiotowe traktowanie ucznia.
W procesie dydaktycznym zachodzi bowiem charakterystyczna dwupodmiotowość.
W jaki sposób maprzejawiaćsię to pożądane podejście do osoby zdobywającejwie
dzę pod kierunkiem? Tego jużdowiedzieć się możnaz licznych materiałów dydak
tycznych, zwłaszczaz różnorodnych poradników i przewodnikówstanowiącychtzw.
obudowę metodyczną tradycyjnych podręczników. Należą do niej także rozmaite wskazówki i polecenia kierowane również do uczniów w związku z zadaniami i ćwiczeniami znajdujące się wsamych podręcznikach.
Nawiązujący się pomiędzy uczestnikami interakcji kontakt określa się mianem dialogu. Ściśle mówiąc, postuluje się dialogiczność jako wykładnik manifestującej się podmiotowościucznia oraz przejmowania przez niegoroli nadawcy. Funkcjonuje też inna nazwaspecyflkująca ów kontakt. Brzmi ona dyskurs, czasem z dodatkiem dydaktycznybądźedukacyjny. Obydwie nazwy mają sygnalizować istnienie żarliwie postulowanego zjawiska, mianowicie partnerstwa, w jakim winni pozostawać na uczyciel i uczeń. Przeciwstawia się je układowi,wktórym inicjatywapozostaje cały czas przy nauczycielu, sterującym (teżsłowomodne)nauczaniem rzekomow sposób dyktatorski, nie liczącsię ze zdaniem ucznia tęskniącego za tym, by widziano w nim człowieka.Tematrozważań wyłącza analizę przywołanej sytuacji pod kątem często
ści jej występowania i autentyczności. Interesują nas bowiem słowa, w jakich jest opisywana.
O ile większość wyrazów, które zostały podkreślone jako modne, nie nastręcza problemów znaczeniowych, to stwarzają je pojęcia dyskurs oraz partnerstwo.
W pierwszym przypadku źródło kłopotów tkwi w niejednoznaczności nazwy, co każdorazowo wymaga od autorów wypowiedzi jej definiowania i uściślania. Nieste ty, nie zawsze czynią oni zadośćowym oczekiwaniom, byćmoże obdarzając odbior cęnadmiernym zaufaniem iżywiąc przekonanie o wspólnym, jednakowym rozumie niu słowa. Byłoby lepiej, gdyby na wszelki wypadek nie skąpili partnerowi obja
śnień. Redundancjajest komunikacyjnie korzystniejsza niż brak informacji lub też stworzenie warunków dla fałszywego ich dedukowania.Ogólnie dyskurs bywa koja
rzonyze wspólnym,właśnie partnerskimdochodzeniem dowiedzy. Jeżeli zaś chodzi o samo partnerstwo, to z pewnością wymagadopowiedzeniadosyć istotnajego ce
cha, swoista szkolna differenza specifica. Polega onanie nasymetryczności, a więc funkcjonalnej równoprawności, i na przemienności ról społecznych uczestników interakcji edukacyjnej, lecz na poszanowaniu swoistości i ustabilizowania wspo mnianych ról. Chodzio swoisty szacuneknależny uczniowi dlatego, żejest uczniem, a nauczycielowi dlatego, że jest nauczycielem. Właśnie ten żywionywzględemsiebie i okazywany szacunek zrównuje niejako oba podmioty i usprawiedliwia określanie ich mianem partnerów mimowyraźnej asymetrii układu, w jakim pozostają.
Do słów modnych należyniewątpliwie kreatywność jako nazwa cechy oczekiwa
nej u obu partnerów. Często zakłada się nawetoptymistycznie, iż jest to cecha im przez naturę przydana, lecz niestety nie zawsze doceniana i uwzględniania przy or ganizacji nauczania, uczenia się wychowania. O postulatach wyzwalania postaw twórczych u dzieci, o kreatywnych pedagogach można czytać często i wiele. I po
stulat, i sama cecha nie budzą wątpliwości. Ale stosunkowo łatwo wpaść tutaj (pisząc, anie czytając) wkilka pułapek.
Pierwsza,toniebezpieczeństwo przeciwstawiania działań ucznia nastawionych na twórczą ekspresję aktywności intelektualnej zorientowanej na pomnażanie wiedzy.
Wtedy lekcje mogąbyć interesujące, przyjemne, ale nieprzynoszące przyrostu wia
domości czy umiejętności. Nie każdy człowiek młody czy starszy odczuwateż we
wnętrzną potrzebę tworzenia. Niekażdy potrafi wejść wrolę twórcy. Obok kreacjo- nistów bywają też mimetycy. Ponadto warto pamiętać, iż kreacja może przybierać rozmaite oblicza i formy. Istnieje przecież zjawisko przetwarzania gotowegowzorca, względnie jego twórczego naśladowania. Warto o tym pamiętać. I warto dać prawo zarówno nauczycielom, jak i uczniom, aby w odpowiedni dla siebie sposób byli twórczy. Wydaje się,że odsetekjednostekautentycznie kreatywnychbywa w każdej populacji niezbyt wysoki. Tym chyba należy tłumaczyć powszechną, wspólną obu partnerom tęsknotę za tzw. gotowcem, poddawanym następnie różnorodnym, w za leżności od potrzeb, adaptacjom i modyfikacjom.
Nowoczesny dydaktyk nie może też zapominać o aktywizacji i w rezultacie o po wodzeniu owego zabiegu - aktywności uczniów. Cel nie budzi zastrzeżeń, choć oczywiście zawsze w jakimś stopniu pozostaje w sferze postulatów. Nie można na tomiaststawiać znaku równości pomiędzypobudzeniem ruchowym, manifestującym się na przykład zgłaszaniem się do odpowiedzi czy częstym zabieraniem głosu a intensywną pracąumysłową, której sygnałybywają często bardzo subtelne lub zgoła niewidoczne. Uczeń introwertyczny, rzadko wypowiadający się bez adresowanego do niego wyraźnie wezwania, bywa częstokroć intelektualnie aktywniejszy od ru chliwego ekstrawertyka. Nie wolno teżsprowadzać sygnałów aktywności do reakcji motorycznych niekiedy zakłócających tok lekcji czy też krótkich reakcji słownych pozostających w sprzeczności z rozwijaniem umiejętności posługiwania się dłuższą wypowiedzią.
128 Jadwiga Kowalikowa
W związku z reformą (słowobardzo modne!) mówi sięi piszę wręcz do znudzenia o nauczaniu zintegrowanym oraz integracji w nauczaniu. Idea w obu wariantach wydaje się nader słuszna. Zarówno ze względu na jednośćwiedzy, antropocentrycz- ną koncepcję kształcenia (uwaga- moda!) oraz podstawową zasadę nauczania, tzn.
zasadę systematyczności, która każę wiązać ze sobą wszelkie informacje tak, aby powstał wewnętrznie spójny i potencjalniefunkcjonalny system. Łączenie i scalanie nabiera szczególnego sensu w przedmiotachz natury heterogenicznych i interdyscy
plinarnych jak naprzykład językpolski.
Przyznane sobie przez autorkę prawo wyboru jest nie tylko przywilejem. Wyni kają stąd też pewne obowiązki, przede wszystkim selekcjonowania przykładów, skoro nie mają one służyć monograficznemu ujęciu. Pora więc na ostatnie spośród uznanych za godne szczególnej uwagi słów modnych. Brzmi ono kompetencja.
Oznacza się nim zakładane i pożądane osiągnięcia uczniów przekładające się na wiedzę funkcjonalną: wiedzieć co? wiedzieć jak? wiedzieć w jakim celu? wiedzieć z jakim skutkiem? itp. Kompetencja przejawiać się powinna w adekwatnych do po trzeb, celów, sytuacji itp. działaniach. Jest więc kompetencja czytelnicza, tekstotwór- cza, odbiorcza i generalnie komunikacyjna. Pozostając wosaczeniu modnym stylem mówieniao osiągnięciach dydaktycznych, zwróćmyjeszcze uwagę na reinterpretację terminu - kompetencja językowa. Ma on bowiem dla polonisty i lingwisty jedno
znaczną, prymamą konotację. Oznacza zaś to, co przypisał mu w definicji Noam Chomsky: właściwączłowiekowi zdolność do posługiwania się językiem. W znacze
niuedukacyjnym kompetencjajęzykowaprzejawiasięnatomiastjako wysoki stopień sprawności w zakresie mówienia, słuchania, pisania oraz czytania.
Z rozważań o modzie wypada wyjść z fasonem. Uczynimy to, korzystającz mię- dzyprzedmiotowej ścieżki edukacyjnej. Autorzy reformy oświatowej bardzo takie ścieżki nauczycielom zalecają. Niektóre z nich amatorzy interdyscyplinarnych wę
drówekmuszą sami wytyczać. Czasem prowadząone po okręgu zataczanym wokół tego samegoobiektu, ale oglądanego z różnych stron i z rozmaitego dystansu. Polo niści znajdują się tutaj w sytuacji niemal komfortowej. Taki już mają przedmiot (o czym wspomniano wcześniej), że zawsze musielichodzić ścieżkami, które wiodły ich ku innym dziedzinom. Zawsze ku pożytkowi uczniów naruszali ich granice i penetrowali zakreślonynimi obszar. Nawet tak dzisiaj mocno preferowanaedukacja regionalna jako antidotum na niebezpieczeństwa globalizacji stanowiła uprawiane przeznich poletko. Dobrze się czuli zarównow małej, jak i wielkiej ojczyźnie, wła
snej, uczniowskiej, tej, z której wyrastała twórczość poszczególnych pisarzy. I nie była im też obca żadna odmiana polszczyzny. Uwrażliwiali uczniów na mowę mieszkańców Soplicowa, bohatyrowickiego zaścianka, skalnego Podhala, reymon
towskich Lipiec. Można więc chyba rozważania zakończyć wnioskiem, iż nauczy
ciele poloniści zawsze nadążali zamodą edukacyjną. 1 nadal będątaktrzymać. Z tą różnicą w porównaniu z innymi „przedmiotowcami”, iż będąc zawodowo wyczuleni napiękno, poprawność i logikę słowa ustrzegą się pustych, natrętnychfrazesów, nie narażając się na zarzut nienadążania za obowiązującymi w mówieniu o edukacji trendami.