OSSOLIÑSKI,
MOSKORZOWSKI, SARBIEWSKI – MOWY POGRZEBOWE
Teksty w dialogu
śp. Stefanii Jankowskiej
(30 X 1914–31 I 2008)
NR 2586
Maria Barłowska
OSSOLIÑSKI,
MOSKORZOWSKI, SARBIEWSKI – MOWY POGRZEBOWE
Teksty w dialogu
Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego Katowice 2008
Redaktor serii: Historia Literatury Polskiej
Marek Piechota
Recenzent
Krystyna P³achciñska
Finansowanie: Grant KBN nr PB-550/Fil/2005
Redaktor: Barbara Konopka Projektant ok³adki: Lucjan Dyl¹g Redaktor techniczny: Ma³gorzata Pleniar
Korektor: Wies³awa Piskor
Copyright © 2008 by
Wydawnictwo Uniwersytetu l¹skiego Wszelkie prawa zastrze¿one
ISSN 0208-6336 ISBN 978-83-226-1739-7
Wydawca
Wydawnictwo Uniwersytetu l¹skiego ul. Bankowa 12B, 40-007 Katowice
www.wydawnictwo.us.edu.pl e-mail: wydawus@us.edu.pl
Wydanie I. Nak³ad: 250 + 50 egz. Ark. druk. 11,25. Ark.
wyd. 9,0. Przekazano do ³amania w grudniu 2007 r. Pod- pisano do druku w kwietniu 2008 r. Papier offset. kl. III, 80 g Cena 14 z³
£amanie: Pracownia Sk³adu Komputerowego Wydawnictwa Uniwersytetu l¹skiego Druk i oprawa: Czerny Marian. Firma Prywatna GREG
5
Wprowadzenie . . . . Ossoliñski i Moskorzowski polemika na pogrzebie . . . . Ossoliñski i Sarbiewski z praktyki imitacji . . . .
Mowy pogrzebowe . . . . Jerzy Ossoliñski: mowa na pogrzebie Stanis³awa Cikowskiego . . . Andrzej Moskorzowski: mowa na pogrzebie Stanis³awa Cikow- skiego . . . . Jerzy Ossoliñski: mowa na pogrzebie biskupa Marcina Szysz- kowskiego . . . . Stanis³aw Sarbiewski: mowa na pogrzebie Jana Bartnickiego . . . Stanis³aw Sarbiewski: mowa na pogrzebie pani Wereszczyñskiej . .
Komentarz edytorski . . . . Znaki i skróty przyjête w edycji . . . . Zasady transkrypcji . . . . Opis róde³ . . . .
Spis treci
7
11 46
81 81 84
88 93 97
101
101
103
106
Aparat krytyczny . . . . Objanienia . . . . Indeks osobowy . . . . Spis ilustracji . . . .
Summary . . . . Ðåçþìe . . . .
131 140
171
177
179
180
7
Veritas filia temporis
Ksi¹¿ka ta jest poniek¹d powrotem do rozpoznanego ju¿ mów- cy i tekstów ju¿ kiedy czytanych
1. Powrotem, który ma umo¿liwiæ inne spojrzenie: skupienie siê na szczegó³ach zbieraj¹cych jak w soczewce szersze problemy w miejsce przegl¹dowego ujêcia, d¹-
¿¹cego do uchwycenia ca³oci. Jest wiêc równie¿ fragmentem i wy- borem w sposób nieunikniony skazanym na arbitralnoæ. Jak ka¿- dy wybór niesie z sob¹ zobowi¹zanie do ujawnienia kszta³tuj¹cej go motywacji. Najogólniej zosta³a ona wskazana ju¿ w tytule. Przed- miotem badawczego zainteresowania s¹ dwie mowy pogrzebowe Jerzego Ossoliñskiego czytane wraz z oracjami Andrzeja Mosko- rzowskiego i Stanis³awa Sarbiewskiego, które siê z nimi wi¹¿¹.
Zwi¹zek ten jest dwojakiego rodzaju.
Po pierwsze, przemowa pogrzebowa odczytywana jest w to- warzystwie innej mowy, pochodz¹cej z tego samego pogrzebu
to przypadek oracji Jerzego Ossoliñskiego i Andrzeja Mosko- rzowskiego. To najbardziej naturalna, typowa dla ceremonii po- grzebowej XVII w. sytuacja, gdy na s³owa wyg³aszane w imie- niu rodziny odpowiada kto od goci. Tekst oratorski pozostaje w takim przypadku przede wszystkim dokumentem okolicznoci.
1
M. B a r ³ o w s k a: Jerzy Ossoliñski. Orator polskiego baroku. Katowice 2000.
WPROWADZENIE
Nawet w postaci zapisu niesie z sob¹ pamiêæ o ca³ej funduj¹cej go sytuacji retorycznej. Sytuuje siê najbli¿ej nieuchwytnej dzi dzie- dziny oralnoci stwarzaj¹cego go ¿ywego s³owa. Zobowi¹zuje do rozpoznania kontekstu historyczno-kulturowego, podjêcia trudu odnalezienia szczegó³owych okolicznoci i uchwycenia ich dyna- miki. Wybór mów Ossoliñskiego i Moskorzowskiego z pogrzebu Sta- nis³awa Cikowskiego motywowany jest nie tylko rzadko spotyka- n¹ mo¿liwoci¹ zaprezentowania dwu oracji sk³adaj¹cych siê na jeden akt pogrzebowy, ale równie¿ niezwyk³oci¹ samych oko- licznoci: polemicznym starciem katolika i arianina.
Po drugie, mowa pogrzebowa zostaje odczytana w relacjach z tek- stami, dla których sta³a siê wzorem to przypadek mowy Ossoliñ- skiego na pogrzebie biskupa Marcina Szyszkowskiego i dwu oracji Stanis³awa Sarbiewskiego. Poniek¹d zwolniony z zakotwiczenia we wspó³tworz¹cej go rzeczywistoci tekst oratorski funkcjonuje ju¿
ca³kowicie w obszarze pisma. To dziêki zapisowi i zwi¹zanym z nim procesom lektury, mo¿liwoci wielokrotnego powracania doñ, prze- pisywania i wypisywania mo¿e wejæ w oddzia³ywanie z innymi tekstami. Utrwalony w pimie zamiera, by zyskaæ nowe ¿ycie
2. Wybór tekstów mów Ossoliñskiego i Sarbiewskiego jako ilustracji takiego pokrewieñstwa jest nie tyle specjalnie umotywowany, co na razie jedyny mo¿liwy. Nieprzedstawiana dot¹d praktyka imi- tacji rodzimych mówców to bowiem temat wymagaj¹cy dalszych badañ
3.
Ksi¹¿ka ta jest nie tylko wiadectwem czytania tekstów, ale tak-
¿e starañ, by daæ ka¿demu mo¿liwoæ ich odczytania. Jej czêæ dru- ga zawiera bowiem edycjê piêciu omawianych oracji. Zosta³y one wydobyte z rêkopisów. W przypadku mów z pogrzebu Stanis³awa
2
Odwo³ujê siê tu do metafory zastosowanej przez H. Dziechciñsk¹ na okre-
lenie funkcjonowania panegiryku w ramach audiosfery i w postaci zapisu lub druku, z t¹ jednak ró¿nic¹, ¿e jako pierwotny obszar egzystencji w przy- padku oracji zaznacza siê theatrum ¿ywego s³owa (zob. H. D z i e c h c i ñ s k a:
Ogl¹danie i s³uchanie w kulturze dawnej Polski. Warszawa 1987, s. 7677).
3
Problem przedstawi³am w referacie Wzorce rodzime w oratorstwie XVII
wieku poszukiwania podczas konferencji: Proza staropolska znana i nie-
znana. Kazimierz, 58 IX 2006 r.
9
Cikowskiego, a tak¿e mów Stanis³awa Sarbiewskiego jest to jedyny mo¿liwy sposób ich poznania, gdy¿ zachowa³y siê tylko w przeka- zach rêkopimiennych. Mowa Ossoliñskiego na pogrzebie Marcina Szyszkowskiego zosta³a opublikowana w XVII w. w antologii Mów- ca polski... Jana Pisarskiego (1668 r.). Jednak publikacja oparta na przekazie pochodz¹cym z drugiej rêki musia³a zostaæ potrak- towana na równi z takimi¿ przekazami rêkopimiennymi.
Postêpowanie edytora w sytuacji zachowania siê licznych prze- kazów, ale niepochodz¹cych od autora, jest szczególnie utrudnio- ne. Wybór metody obci¹¿ony by³ dodatkowo w¹tpliwociami wy- nikaj¹cymi z wyjciowej analizy sytuacji wchodzenia tekstu w obieg rêkopimienny. Mo¿na bowiem zak³adaæ, ¿e tekst zosta³ przez mów- cê zapisany w jakiej postaci przed wyg³oszeniem, ¿e by³ spisany po wyg³oszeniu (w ka¿dym przypadku móg³ siê ró¿niæ od przemo- wy rzeczywicie wyg³oszonej), albo ¿e zapis pochodzi od osób trze- cich (np. powsta³ w wyniku notowania) przy czym mo¿liwoci te nie musia³y siê wykluczaæ. Uzasadnionym wyborem postêpowania mo¿e siê wiêc wydawaæ trzymanie siê zasad wydawania utworów okolicznociowych
4. Jednak w niniejszej edycji podjêta zosta³a próba udostêpnienia postaci tekstu, która opiera siê na odtworzeniu jego tradycji. Próbie tej towarzyszy wiadomoæ niemo¿noci sprostania wszystkim rygorom takiego postêpowania. Ju¿ sama podstawa ró- d³owa zosta³a wybrana nie z ca³oci zachowanych zabytków ora- torskich, lecz z bazy róde³ oratorstwa w rêkopisach od XVII do po³owy XVIII w., obejmuj¹cej jedynie oko³o 6000 zapisów oracji, powsta³ej w wyniku rejestracji manuskryptów zawieraj¹cych szcze- gólnie liczne przekazy mów.
Wynikiem przeprowadzonego postêpowania tekstologicznego jest wydanie tekstu popularnej mowy Jerzego Ossoliñskiego na pogrze- bie biskupa Szyszkowskiego w postaci archetypu uzyskanego przez
4
Zob. J. M a c i e j e w s k i: Zasady edycji okolicznociowej literatury poli- tycznej XVIII w. Napis 1997, Seria III, s. 185192; por. M. B a r ³ o w s k a:
O badaniu staropolskiego oratorstwa (na przyk³adzie wieckiego oratorstwa epoki baroku). W: Retoryka w Polsce. Teoria i praktyka w ostatnim pó³wieczu.
Red. M. S k w a r a. Szczecin 2006, s. 7593.
zbudowanie na podstawie piêtnastu przekazów stemmy tekstu. Wo- bec oracji z pogrzebu Cikowskiego nie uda³o siê ustaliæ szczegó³o- wych relacji pomiêdzy przekazami, ale ich analiza pozwala przy- puszczaæ, ¿e i tu, przy wejciu tych tekstów do tradycji rêkopimien- nej, le¿a³ jeden przekaz. Jednak nawet w tej sytuacji zestawienie dwunastu przekazów mowy Ossoliñskiego i dziesiêciu mowy Mo- skorzowskiego umo¿liwia przedstawienie poprawionego w wielu miejscach tekstu, a tak¿e mo¿e byæ punktem wyjcia do dalszych badañ. Publikowane mowy Sarbiewskiego stanowi¹ przypadek szczególny, gdy¿ podstaw¹ ich wydania jest rêkopis autora. Zacho- wanie autografu pozwala zaprezentowaæ dokumenty swady tego niezbyt znanego mówcy.
Jak ka¿dy fragment, równie¿ i ta ksi¹¿ka niesie w sobie nadzie-
jê, ¿e powstan¹ kiedy opracowania i wydania staropolskiego ora-
torstwa znacznie pe³niejsze, które przedstawi¹ je wreszcie wspó³-
czesnemu czytelnikowi, jemu te¿ pozostawiaj¹c ostateczn¹ ocenê.
11
Ossoliñski i Moskorzowski polemika na pogrzebie
Zapisy mów pogrzebowych to w siedemnastowiecznych rêkopi- sach zjawisko tak czêste, ¿e niemal przyt³aczaj¹ce sw¹ obfitoci¹.
Mnogoæ oracji tworzonych na tê sam¹ ¿a³obn¹ okolicznoæ i po- wielaj¹cych te same retoryczne schematy zdaje siê oddzia³ywaæ ujednolicaj¹co na ca³y obraz pogrzebowej swady. A jednak, nawet przy zachowaniu syntetycznego spojrzenia na oratorstwo pogrze- bowe XVII w., pojawiaj¹ siê w polu widzenia szczegó³y przyku- waj¹ce uwagê, sw¹ odmiennoci¹ wyró¿niaj¹ce siê z tego zaciera- j¹cego kszta³ty t³a. Niew¹tpliwie nale¿¹ do nich dwie mowy ¿a-
³obne towarzysz¹ce pogrzebowi podkomorzyca krakowskiego Sta- nis³awa Cikowskiego.
Chocia¿ ka¿da oracja ze swej istoty jest wytworem okolicznoci i pozostaje integraln¹ czêci¹ danego wydarzenia czy uroczysto-
ci, to w procesie utrwalania tekstu w formie pisanej zwi¹zek ten
ulega rozlunieniu, a nawet zatarciu. W poszczególnych przeka-
zach okrelenia dotycz¹ce konkretnych okolicznoci wyg³oszenia
mowy, tzn. czasu, miejsca, a nawet jej bohatera i samego mówcy,
bywaj¹ pomijane albo jako oczywiste, albo jako ju¿ nieistotne prze-
mowa zaczyna funkcjonowaæ jako wzór oratorski. Nawet jednak
zachowanie w tytulaturze wszystkich szczegó³ów nie ocala w pe³-
ni tego podstawowego zwi¹zku mowy z okolicznociami jej wyg³o-
szenia. Zwykle bowiem zapisy oracji pogrzebowych, jeli wystêpuj¹
w grupach, to krystalizuj¹ siê wokó³ osoby mówcy, a nie samej uro- czystoci. Dlatego, mimo ¿e pogrzebowi towarzyszy³o kilka wy- st¹pieñ oratorskich, najczêciej utrwalone zosta³y pojedyncze mowy.
Z pogrzebu Cikowskiego nie tylko zachowa³y siê dwie oracje:
wypowiadane od rodziny zapraszanie na ¿a³osny chleb i kon- dolencja od goci, ale co zupe³nie wyj¹tkowe w wiêkszoci przekazów wystêpuj¹ one razem (w rêkopisach Ossolineum we Lwowie: 196, 207, 231, 240 i we Wroc³awiu: 3563, 4502 w rêko- pisie Biblioteki Narodowej BOZ 823, Biblioteki Kórnickiej 1195, Ar- chiwum G³ównego Akt Dawnych APP 124 oraz Archiwum Histo- rycznego w Wilnie F. 1135 op 2/46). Samodzielnie zapisano mowê Ossoliñskiego w rêkopisie BOss 1427 oraz w rêkopisie Biblioteki Czartoryskich 1881. Mowie Jerzego Ossoliñskiego towarzyszy mowa Andrzeja Moskorzowskiego okrelana konsekwentnie jako
Na tê mowê [...] ex tempore respons.
Oratio extemporanea zawsze wzbudza³a szczególne uznanie audytorium i stanowi³a wyzwanie dla mówcy
5. Potwierdzaj¹ je skrupulatnie odnotowywane w prywatnych rêkopisach przy- padki, gdy mówca musia³ stan¹æ w³anie przed takim zadaniem.
Dotycz¹ one nawet s³ynnych oratorów, jak np. Stanis³aw Szczu- ka; w rêkopisie 111 BUW zapisano jego Oddawanie upominku od JKMci ksiê¿nie Radziwi³³owej ex tempore i Respons od JKMci poselstwom WKsL zgromadzonym z sejmików ex tempore w pokoju gotowaæ siê kazano. Jednak wyg³oszenie mowy pogrzebowej nie mog³o byæ dla nikogo zaskoczeniem. Przeciwnie, traktowane jako wyraz szacunku wyst¹pienie w roli ¿a³obnego oratora wymaga³o solidnego przygotowania, choæby w postaci potrzebnego do zreali- zowania laudacji opracowania dziejów rodu zmar³ego. Tak wiêc w przypadku przemowy Moskorzowskiego okrelenie: ex tempore musi mieæ nieco inn¹ wymowê. To w nim w³anie kryje siê jak
5
Por. uwagi A.S. Radziwi³³a (M. B a r ³ o w s k a: Albrycht Stanis³aw Radzi-
wi³³ mówca o mówcach. W: Teatr wymowy. Formy i przemiany retoryki u¿yt-
kowej. Red. J. S z t a c h e l s k a, J. M a c i e j o w s k i i E. D ¹ b r o w i c z. Bia³y-
stok 2004, s. 181182).
13
mo¿na s¹dziæ wskazanie polemicznego charakteru wyst¹pienia wobec mowy poprzednika. Jak jednak mog³o dojæ do polemiki pod- czas pogrzebu? Czy w ogóle by³a ona mo¿liwa? Odpowied na te pytania kryje siê w bli¿szym rozpoznaniu okolicznoci samego wy- darzenia.
Pogrzeb podkomorzyca krakowskiego nie by³ tylko jednym z wie- lu, jakie odbywa³y siê wród szlachty ma³opolskiej. Nad trumn¹ zmar³ego dosz³o do spotkania przedstawicieli dwóch wyznañ: ka- tolików i arian. I chocia¿ takie spotkanie nie musia³o byæ w pierw- szych dziesi¹tkach lat XVII w. niczym niezwyk³ym, bo skompliko- wane bywa³y relacje wyznaniowe nawet w obrêbie jednej rodzi- ny
6, to w tym wypadku doprowadzi³o ono do sporu. Byæ mo¿e jego katalizatorem okaza³a siê ju¿ sama osoba zmar³ego. Zapisom oracji z jego pogrzebu w rkps. Ossolineum 231 towarzyszy uwa- ga: [...] który urodziwszy siê z ojca i z matki katoliczki da³ siê do plugawej sekty ariañskiej przewróciæ (k. 54). Jeliby tak by³o, to istotnie by³aby to ju¿ wtedy zmiana wyznania mog¹ca wzbudziæ sensacjê. Czy jednak mo¿na tej notce zaufaæ? Trzeba pamiêtaæ, ¿e podkomorzyc krakowski pochodzi³ z rodziny nie tylko ariañskiej, ale takiej, która od dawna stanowi³a podporê zboru. Jego dziadem by³ Stanis³aw Cikowski, s³ynny dowódca z czasów Zygmunta Au- gusta, który po 1563 r. sta³ siê »g³ow¹ i wodzem« ma³opolskich unitarian, gorliwym krzewicielem nowej nauki, który nawet w obo- zie, na polu walki nie obywa³ siê bez kaznodziejów
7. Ojciec, tak-
¿e Stanis³aw, podkomorzy krakowski, jeszcze w latach rokoszu Zebrzydowskiego wystêpowa³ jako przedstawiciel arian i przeciw- nik Zygmunta III. Zg³asza³ podczas rokoszu osobiste pretensje, wraz z Hieronimem Moskorzowskim, znanym polemist¹ ariañskim, by³ przedstawicielem województwa krakowskiego i nawet przewo-
6
W rodzinie Orzechowskich ojciec i jeden z synów byli arianami, matka i inni synowie kalwinami, jedna z córek z chrztu kalwink¹, a z przekonania ariank¹, a druga zakonnic¹; syn Jakuba Sienieñskiego, opiekuna Rakowa, by³ jezuit¹ (zob. M. Wa j s b l u m: Ex regestro arianismi. Szkice z dziejów upad- ku protestantyzmu w Ma³opolsce. Kraków 19371948, s. 48).
7
S. B o d n i a k: Cikowski Stanis³aw h. Radwan. W: Polski s³ownik bio-
graficzny. T. 4. Red. W. K o n o p c z y ñ s k i. Kraków 1938, s. 7375.
dzi³ jako starszy ko³u krakowian
8. Ale jak ocenia jego biograf, pod- komorzy nigdy nie przejawia³ szczególnej ¿arliwoci wyznaniowej.
By³ natomiast przez ca³e ¿ycie aktywnym politykiem, kilkakrotnie pos³owa³ na sejmy, przewodzi³ obradom sejmiku, wyrastaj¹c przez lata na prawdziwego przywódcê szlachty ma³opolskiej. Okaza³ siê tak¿e sprawnym administratorem ce³ koronnych. Najwiêksze uzna- nie przynios³y mu jednak dwie misje dyplomatyczne: w 1596 r. po- selstwo od senatu i stanów Rzeczypospolitej do Karola Sudermañ- skiego i w 1604 r. legacja sprawowana od Zygmunta III do króla angielskiego. Pomimo tylu zas³ug pozostawa³ nadal tylko pod- komorzym krakowskim. Godnoæ tê, na któr¹ post¹pi³ po mierci ojca, otrzyma³ jeszcze w 1576 r.
9Pomijanie go przez Zygmunta III w awansach by³o zapewne jednym z motywów przyst¹pienia Ci- kowskiego do rokoszu Zebrzydowskiego.
Najprawdopodobniej wtedy, po przeproszeniu króla (dokona³ tego w 1608 r.) i przeanalizowaniu swego po³o¿enia, w ostatnim dziesiê- cioleciu ¿ycia przeszed³ na katolicyzm. Informacjê o zmianie wyzna- nia przez podkomorzego krakowskiego, która mia³a siê dokonaæ pod koniec ¿ycia, poda³ w enkomium Hieronima Ossoliñskiego, opata pokrzywnickiego, Kasper Cichocki:
Stanislaus Cikowski, succamerarius Cracoviensis, qui per omnes sectus ferme pervagatus, una cum fratre suo, signum toti familiae suae receptui dedit et in castra catholicorum magno iudicio concessit, nec per tot decades annorum, dese- randa sibi esse putavit, vir legatione Anglicana clarus, et de Repub[lica] in omnibus conventibus optime meritus. Spera-
8
Koñczenie rokoszu jest szkodliwe, a continuatio rokoszu taka. W: J. C z u - b e k: Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego. T. 3: Proza. Kraków 1918, s. 72: Skar¿y siê pan Cikowski, ¿e mu zgwa³cono przywilej dany man- daty surowymi, in contrarium danymi; A. S t r z e l e c k i: Udzia³ i rola ró¿no- wierstwa w rokoszu Zebrzydowskiego (16011607). Reformacja w Polsce
19351936, s. 140, 146.
9
Urzêdnicy województwa krakowskiego XVIXVIII w. Spisy. Oprac. S. C y -
n e r s k i, A. F a l n i o w s k a - G r a d o w s k a. Red. A. G ¹ s i o r o w s k i. Kórnik
1990, s. 80.
15
mus posteritatem eius tanti parentis non degenerem futu- ram
10.
Najwa¿niejsza jest jednak towarzysz¹ca jej wiadomoæ, ¿e podkomorzy z³o¿y³ wyznanie wiary tak¿e w imieniu swojej rodzi- ny, a wiêc córki Zofii i jedynego syna Stanis³awa. Podkomorzy kra- kowski zmar³ 23 kwietnia 1617 r. Jego córka 12 stycznia 1615 r.
wysz³a za Krzysztofa Ossoliñskiego. Jak zapisa³ ojciec pana m³odego, Zbigniew Ossoliñski, wesele odby³o siê w Krakowie,
we dworze ks. biskupa krakowskiego w wielkiej frekwencyji
11. Zapewne ju¿ wtedy, wydaj¹c córkê za wychowanego przez jezuitów syna wojewody sandomierskiego, który choæ sam nie tak dawno przeszed³ do Kocio³a katolickiego, porzucaj¹c wyznanie kal- wiñskie, to odznacza³ siê wielk¹ gorliwoci¹ w wierze, podkomo- rzy krakowski musia³ byæ katolikiem. Opisana przez Cichockie- go zmiana wyznania dokona³aby siê wiêc pomiêdzy rokiem 1608 a 1614.
W jakim okresie ¿ycia zasta³a ta ojcowska decyzja syna, Stani- s³awa? Nie uda³o siê ustaliæ daty narodzin podkomorzyca krakow- skiego. Wiadomo tylko, ¿e w 1604 r., gdy podkomorzy krakowski odbywa³ swe s³ynne poselstwo do Anglii, w audiencji bra³ udzia³ równie¿ jego ma³y synek, Stanis³aw, który po wstêpnych ceremo- niach powitalnych dokonanych przez ojca z³o¿y³ ksiêciu Walii Hen- rykowi »komplement« w imieniu królewicza W³adys³awa
12. Zak³a- daj¹c, ¿e mia³ wtedy oko³o dziesiêciu lat, trzeba przyj¹æ, ¿e na mocy ojcowskiej decyzji zosta³ katolikiem w wieku lat kilkunastu. Trud- no przypuszczaæ, by móg³ sprzeciwiæ siê woli ojca za jego ¿ycia.
Raczej powróci³ do wyznania swych przodków po 1617 r., a u³a- twi³a mu to zapewne obecnoæ we wspólnocie zborowej bliskich
10
K. C i c h o c k i: Alloquiorum Osiecensium sive variorum familiarium ser- monum libri quinque. Kraków: druk. Bazyli Skalski, 1615, s. 11.
11
Z. O s s o l i ñ s k i: Pamiêtnik. Oprac. i wstêp J. D ³ u g o s z. Warszawa 1983, s. 62.
12
Dyplomaci w dawnych czasach. Relacje staropolskie z XVIXVIII stule-
cia. Oprac. A. P r z y b o , R. ¯ e l e w s k i. Kraków 1959, s. 49.
krewnych, np. stryja Krzysztofa
13. Na pewno by³ cz³onkiem zboru w 1624 r., wzi¹³ bowiem udzia³ w synodzie w Rakowie i ofiarowa³ sumê 100 florenów na druk dzie³a Völkela De vera religione
14. Je- dyny to co prawda dowód zaanga¿owania podkomorzyca krakow- skiego, o którym Stanis³aw Lubieniecki w Vindiciae pro Unitario- rum in Polonia religionis libertate... zapisa³ tylko, ¿e by³ to vir senatore genere et genio
15. Uczestniczy³ zapewne jako w ¿yciu szlacheckiej spo³ecznoci arian, czego ladem jest mowa, jak¹ wy- g³osi³ w 1626 r. Bartosz Siemichowski z podziêkowaniem za upo- minki ofiarowane przez podkomorzyca krakowskiego na weselu Cy- rulusa Taszyckiego
16. Tylko jednemu przekazowi ¿a³obnej oracji, pochodz¹cemu ze spisanej w pierwszej po³owie XVIII w. sylwy (BK 1195, k. 175176), towarzyszy data: 1631. Odszed³ wiêc Stanis³aw Cikowski czternacie lat po swoim ojcu, w pó³ wieku, jak to okre-
li³ Ossoliñski, przemawiaj¹c nad jego grobem
17.
Jerzy Ossoliñski, wietnie zapowiadaj¹cy siê wtedy polityk, ws³awiony ju¿ legacj¹ do Jakuba I, dowiadczony parlamentarzysta, ale przede wszystkim wychowanek jezuitów i gorliwy obroñca praw religii katolickiej, autor s³ynnego sformu³owania, ¿e religia katolic- ka jest w Rzeczypospolitej gospodyni¹, stan¹³ wiêc nad trumn¹ cz³owieka, który nie tylko umar³ jako arianin, ale sprzeciwi³ siê woli ojca. Wyg³asza³ mowê w imieniu rodziny zmar³ego. Jednak wbrew
13
Krzysztof Cikowski by³ patronem zboru w Krzelowie (H. M e r c z y n g:
Zbory i senatorowie protestanccy w dawnej Polsce. Przyczynki do dziejów tery- torialnego i chronologicznego rozwoju i upadku reformacji w Rzeczypospolitej.
W: W. K r a s i ñ s k i: Zarys dziejów i upadku reformacji w Polsce. T. 2, cz. 2.
Warszawa 1905, s. 234).
14
S. S z c z o t k a: Synody arian polskich od za³o¿enia Rakowa do wygna- nia z kraju (15691662). Reformacja w Polsce 1935/1936, s. 72.
15
[S. Lubienicki]: Vindiciae pro Unitariorum in Polonia religionis libertate ab Equite Polono conscriptae. W: Ch. S a n d i u s: Bibliotheca Antitrinitaro- rum. Przedm. L. S z c z u c k i. Warszawa 1967, s. 284.
16
Rkps BN BOZ 823, k. 185 v.
17
Katalog rêkopisów. Zbiory Biblioteki Ordynacji Zamojskiej. T. 2: Rêko-
pisy od XVI do XIX wieku. Oprac. B. S m o l e ñ s k a przy wspó³pr. K. M u -
s z y ñ s k i e j. Warszawa 1991, BN III, s. 135. Redaktorzy okrelaj¹ czas po-
grzebu na lata 16301633.
17
dominuj¹cej w oracjach pogrzebowych praktyce nie sprecyzowa³, kogo reprezentuje, wspominaj¹c tylko ogólnie: tych, od których mó- wiê. A przecie¿, choæ Stanis³aw Cikowski zmar³ bezpotomnie, po- zosta³a po nim wdowa, Dorota z domu B³oñska. By siê przekonaæ,
¿e oratorzy zwykli zauwa¿aæ obecnoæ osierocia³ych ma³¿onek, wystarczy przywo³aæ mowê Jakuba Sobieskiego z podziêkowaniem od rodziny na pogrzebie wojewody ruskiego Jana Dani³owicza:
Nie mo¿e jedno byæ w powszechnej w zeciu z tego wiata stra- ty, powszechny te¿ ma byæ luctus, najwiêkszy jednak w osie- rocia³ej pozosta³ej ma³¿once, która tak ciê¿kim przyciniona od Boga swego krzy¿em si³a ma w nim repiriej pojrzawszy na to W[asz]m[o]ciów moich Mi[³o]ciwych Panów zgroma- dzenie...
18czy te¿ na pogrzebie Jana Herburta, kasztelana kamienieckiego:
Wszed³ ju¿ Herburt do Herburtów grobu in domum habita- tionis suae, osierocia³a z pozosta³ym potomstwem ma³¿onka Jejm[o]æ Pani kamieniecka moja M[i³o]ci[w]a Pani w tym tak nieutulonym ¿alu swoim niepoma³u siê krzepi t¹ chrze-
cijañsk¹ uczynnoci¹ i przyjacielsk¹ ³ask¹ W[asz]m[o]ciów moich Mi[³o]ciwych Panów, i¿ecie siê do tego ¿a³osnego aktu stawiæ raczyli...
19Ossoliñski nie wspomnia³ ani s³owem o ¿alu i rozerwanych przez
mieræ wiêzach do¿ywotniej przyjani. Tradycyjnie koñcz¹ce mowê w imieniu rodziny zapraszanie na chleb ¿a³osny poprze- dzi³ co prawda wyrazami ¿alu, ale trudno by je by³o odnieæ do
¿ony zmar³ego:
18
J. S o b i e s k i: Mowa na pogrzebie Jego M[o]ci Pana woiewody ruskiego w Olesku die 15 Iunii Anno Domini 1628. Jego M[o]ci Pana Jakuba Sobie- skiego, krajczego koronnnego. Rkps BOss 400 II, s. 88.
19
I d e m: Dziêkowanie Jego M[o]ci Pana Jakuba Sobieskiego, wojewody be³skiego na pogrzebie Jego M[o]ci Pana Herburta, kasztelana kamienieckie- go we Lwowie die 21 Februarii Anno 1639. Rkps BOss 400 II, s. 206.
2 Ossoliñski...
Ach ciê¿kie rozstanie, nieszczêsne wygnanie! Dalej ¿al i tym, od których mówiê, s³uchaæ, i mnie samemu mówiæ nie dopuci.
Amplifikacja op³akiwania dokonana tu przez wprowadzenie fi- gur eksklamacji i reticentiae jest ostatnim akcentem podkrelaj¹- cym g³ówn¹ myl przemowy. Pogrzeb arianina staje siê nie przej-
ciem do grobów ojczystych, ale aktem ostatecznego odciêcia go od rodzinnej wspólnoty. Jednoczenie wyznaj¹ca unitaryzm Dorota Cikowska zostaje z tej rodzinnej spo³ecznoci niejako wy³¹czona.
Wspólnota gwa³townych emocji tu zarysowana mo¿e bowiem obej- mowaæ tylko tych, którzy akceptuj¹ nazwanie takiego pogrzebu
wygnaniem, czyli najwyraniej katolików, w osobie siostry zmar-
³ego Zofii, jej mê¿a Krzysztofa Ossoliñskiego i jego rodziny. Jest to ostateczna definicja sytuacji, ku której prowadzi ca³a, przenik- niêta duchem polemiki wyznaniowej, oracja.
Topika miejsca równie¿ otwiera mowê Ossoliñskiego, spaja wiêc mocn¹ ideow¹ klamr¹ ca³e wyst¹pienie. Na niej opiera siê powiê- cone op³akiwaniu egzordium oracji:
Okropnoæ sama miejsca dzikiego chrzecijañskim niezwyczaj- na oczom snadnie pokazaæ mo¿e, ¿e ¿al niezwyczajny w ser- cach tych byæ musi, którzy mi³ego niedawno brata, staro¿yt- nych przodków przezacnego syna, do s³awy i dzie³ Ojczynie potrzebnych æwiczonego mê¿a cia³o pogrzebli. ¯yczyliby so- bie bez w¹tpienia tej zas³ony, któr¹ dowcipny malarz twarz pokry³ ojca nieszczêsn¹ córkê cudzemu szczêciu ofiaruj¹ce- go, aby i niebo o przyczynie takiego ¿alu nie wiedzia³o, i zie- mia nie s³ysza³a. Lecz trudno taiæ, co wszytkim wiadomo.
Miejsce pochówku staje siê w s³owach Ossoliñskiego dowodem niezwyk³oci ¿alu, bo jego okropnoæ i dzikoæ s¹ nie do zaak- ceptowania dla chrzecijan. W ten sposób podstoli koronny przy- wo³a³ temat ariañskich grobów i zwi¹zane z nim, niezwykle wa¿- ne dla spo³ecznoci szlacheckiej, kontrowersje.
Temat grobów ariañskich, oceniany ze wspó³czesnej perspekty-
wy, ujawnia przede wszystkim cechy legendy, która rozwinê³a siê
19
Ryc. 1. Mowa Jerzego Ossoliñskiego na pogrzebie Stanis³awa Cikowskiego, rkps Pañstwowego Archiwum Historycznego w Wilnie,
F 1135 op. 2/46, k. 311.
2*
w XIX w., znalaz³a wyraz w wielu powieciach historycznych, a sta³a siê przejawem kszta³towania siê polskiej wiadomoci hi- storycznej doby zaborów
20. Wiadomoci o ariañskich grobach prze- trwa³y g³ównie w miejscowych podaniach, a dokonane na pocz¹t- ku XIX w. wykopaliska na równi z tradycj¹ lokaln¹ zap³odni³y zbiorow¹ wyobraniê
21. Wagê tematu ariañskich miejsc pochówku dokumentuje jego wejcie ju¿ w XIX w. do encyklopedii. Informa- cje zawarte w nich pochodz¹ m.in. od Tadeusza Czackiego, który odkopa³ ariañskie mogi³y pod Piñczowem. Mia³ on odnaleæ w rê- kach zmar³ych tabliczki z napisem: scio, cui credidi (wiem, komu wierzy³em), a obok nich butelki zawieraj¹ce spisany ¿yciorys. Nie- liczne s¹ zachowane do dzi nagrobki. Po cmentarzu ariañskim w Rakowie pozosta³a tylko nazwa Luterska Góra, a opisuj¹cy za- bytki poariañskie Kielecczyzny Tadeusz Przypkowski wskaza³ uszkodzon¹ p³ytê nagrobn¹ Stanis³awa Szafrañca z Secemina, skromne, pozbawione dewocyjnych napisów nagrobki zachowane w Moskorzewie i tajemniczy, prze³amany omioboczny s³up w San- cygniowie
22. We Brniu, gdzie jak podaj¹ rêkopisy odby³ siê po- grzeb, nie pozosta³y ¿adne lady ani po arianach, ani po samych Cikowskich
23. A przecie¿ mia³ siê tam odbyæ nie tylko ariañski po- chówek podkomorzyca krakowskiego. Pod dat¹ 26 Iulii 1617 Zbi- gniew Ossoliñski zapisa³: W tym czasie odprawilimy pogrzeb pana Cikowskiego, podkomorzego krakowskiego, we Brniu
24. Jeli rozumieæ tê informacjê cile, równie¿ jako okrelenie miejsca po- chówku, to tym mocniej uka¿e siê przywo³any przez Ossoliñskiego
20
J. Ta z b i r: Rzekome zbory i grobowce braci polskich. Archiwum Histo- rii Filozofii i Myli Spo³ecznej 1993, T. 38, s. 185.
21
I d e m: Bracia polscy w opinii potomnych. W: I d e m: Arianie i katolicy.
Warszawa 1971, s. 93.
22
T. P r z y p k o w s k i: Dysydenckie zabytki Kielecczyzny z XVIXVII w.
Odrodzenie i Reformacja w Polsce 1956, T. 1, s. 215.
23
Z zabytków XVII w. pozosta³y we Brniu tylko bli¿ej nieokrelone wa³y szwedzkie. Breñ k. Olesna. W: Katalog zabytków sztuki w Polsce. T. 1, z. 5:
Powiat d¹browsko-tarnowski. Oprac. J.E. D u t k i e w i c z. Warszawa 1951, s. 2.
24
Z. O s s o l i ñ s k i: Pamiêtnik..., s. 81.
21
dramatyzm rozdzielenia grobów ojca i syna, pomimo odprawienia pogrzebu w tej samej miejscowoci.
Groby arian budzi³y emocje ju¿ u wspó³czesnych. Powszechnie zarzucano braciom polskim obojêtnoæ wobec pogrzebów i grobów.
Jerzy Weigel w dziele De confusionibus et scandalis excutatis in hac Ecclesia Vilnensi opublikowanym w polskim przek³adzie Herbe- sta w 1577 r. pisa³: [...] o groby nie dbaj¹; z ma³¿eñstwa, z pogrze- bów; z wszystkich rzeczy wiêtych wielkie id¹ zgorszenia i wzgar- da religiej
25. Odmienne od przyjêtej przede wszystkim w Kociele katolickim ceremonialnoci sprawowanie pochówków budzi³o nie- chêæ. Jak podaje Aleksander Brückner, w 1611 r. Piotr Iwanowicz Peresiecki oblatowa³ w grodzie ¿ytomirskim swój testament, ka¿¹c siê pochowaæ w sadku na folwarku. W 1648 r. Tobiasz Iwanicki i Jakub Lubieniecki zostali oskar¿eni m.in. o to, ¿e pochowali ¿onê Jakuba w ogrodzie w Iwaniczach
26. Manifestacyjne odciêcie siê arian od pogrzebowej pompy i g³osz¹cych chwa³ê zmar³ego wspa- nia³ych nagrobków wi¹za³o siê z ich odmiennym podejciem do chrzecijañskiej eschatologii. Ze szczególnym oburzeniem przyjmo- wano unitariañsk¹ naukê o duszy. Krzysztof Stegman pisa³:
S¹dowi nikt nie mo¿e zaprzeczyæ, kto da³ wiarê Pismu w.
Nowego Testamentu. Istnieniu dusz po mierci za mo¿e za- przeczyæ ka¿dy i twierdziæ, ¿e w dniu s¹du Bóg nasz da nam nowe dusze w nowych cia³ach. Nale¿y wiêc stwierdziæ, ¿e teza o istnieniu dusz po mierci oparta jest na zbyt zawod- nym fundamencie
27.
25
Cyt za: A. B r ü c k n e r: Ró¿nowiercy polscy. Szkice obyczajowe i literac- kie. Warszawa 1962, s. 140.
26
Por. np. [5 II] 1639. Testament Jana Siekierzyñskiego: Cia³o moje mier- telne po mej mierci aby by³o ziemi uczciwie, bez wszelakich obrzêdów od- dane i wed³ug obyczaju nabo¿eñstwa zborów Chrystiañskich pogrzebione, proszê. Cyt za: Z. P i e t r z y k: Wypisy Stanis³awa Kota do dziejów Rakowa.
Odrodzenie i Reformacja w Polsce 1987, T. 32, s. 197.
27
K. S t e g m a n n: Metafizyka oczyszczona.W: Myl ariañska w Polsce XVII
wieku. Antologia tekstów. Wybór, oprac. i wstêp Z. O g o n o w s k i. Wroc³aw 1991,
s. 542.
W takim ujêciu nadmierna troska o podleg³e ca³kowitej zag³a- dzie doczesne szcz¹tki cz³owieka niew¹tpliwie wydaje siê niepo- trzebna. Ossoliñski oceniaj¹c miejsce ostatniego spoczynku Stani- s³awa Cikowskiego jako chrzecijañskim niezwyczajne oczom, krytykowaæ móg³ nie tylko z³amanie norm stanowego obyczaju, oderwanie siê od rodowej tradycji, ale tak¿e kryj¹c¹ siê za takim wyborem, w jego rozumieniu niemo¿liw¹ do przyjêcia dla chrze-
cijanina w ogóle, naukê o losie cz³owieka po mierci.
Jako drugi sposób amplifikacji ¿alu mówca wprowadzi³ aluzjê do s³ynnego obrazu Timantesa z Keos. Egzemplum przywo³u- j¹ce w celu wyolbrzymienia rozpaczy obraz Ofiarowanie Ifigenii doæ czêsto pojawia siê w staropolskich funeraliach. Opis samego przedstawienia (nieco zmienionego i dostosowanego do okoliczno-
ci, bo zamiast Agamemnona i bohaterów homeryckich pojawiaj¹ siê rodzice) i wyk³ad jego sensu przedstawi³ np. ks. Bonawentura Czarliñski w dedykacji kazania na pogrzebie Janusza Winiowiec- kiego:
Jako bowiem malarz Ifigeniej wizerunk wystawiony postron- nych wymalowa³ jak ¿a³uj¹, s³ugi jako p³acz¹, powinne jak rêce za³amuj¹c narzekaj¹, a nie mog¹c ju¿ sposobu naleæ, jakoby ¿al rodziców wyraziæ móg³, za zas³on¹ ich po³o¿y³, tak ja mi³e potomstwo, Janie Owiecone i Wielmo¿ne Rodzice, a najwiêcej Ks[iê¿nê] J[ej] M[oæ], która p³acze swoje po je- dynym przyjacielu zobopóln¹ mi³oci¹ mierzy, muszê mieæ za milczenia zakryciem
28.
Zas³ona u¿yta przez malarza jest dla kaznodziei odpowiedni- kiem pozornej praeteritionis, uzasadnieniem pominiêcia tematu, którego wyraziæ nie zdo³a. Na popularnoci egzemplum zaci¹¿yæ musia³ autorytet staro¿ytnych, szczególnie Cycerona i Kwintyliana,
28
B. C z a r l i ñ s k i: Wizerunk ksi¹¿êcia katolickiego, to jest kazanie na po-
grzebie Janie Owieconego Ksi¹¿êcia Jego Moci Janusza Korybuta na Zba-
ra¿u Winiowieckiego, koniuszego koronnego... Lublin, druk Anny wdowy Paw³a
Konrada [b.r.] k E
4.
23
którzy nie tylko docenili mistrzostwo greckiego malarza, ale prze- kazuj¹c w swych retorycznych dzie³ach relacje o nim, w³¹czyli je w problematykê sposobów emocjonalnego oddzia³ywania dzie³a sztuki na odbiorcê
29. Zaginiony dzi obraz, znany tylko z niezbyt dok³adnej kopii na pompejañskiej mozaice, pochodz¹cej z tzw. domu poety tragicznego, w opisie obydwu staro¿ytnych retorów jest pla- styczn¹ realizacj¹ gradacji, na której szczycie pojawia siê to, co nie- wyra¿alne. Kwintylian w Kszta³ceniu mówcy pisa³:
Maluj¹c bowiem ofiarowanie Ifigenii, nada³ smutny wyraz twa- rzy Kalchasowi, smutniejszy Odysseusowi, a najsmutniejszy, na jaki siê sztuka zdobyæ mog³a, Menelaosowi. Wyczerpa³ wiêc wszystkie stopnie w przedstawieniu tego uczucia, a nie wiedz¹c, w jaki najstosowniejszy sposób wyraziæ boleæ na twarzy ojca, namalowa³ go z g³ow¹ ukryt¹ w szacie i ka¿demu widzowi po- zwoli³ w ten sposób w³asnym sercem odczuæ jego prze¿ycie
30.
29
M. Tu l l i u s C i c e r o: Orator. Berlin. Wyd. O. Jahn, 1859, s. 74: [...] si denique pictor ille vidit, cum immolanda Iphigenia tristis Calchas esset, tri- stior Ulixes, maereret Menelaus, obvolvendum caput Agamemnonis esse, quo- niam summum illum luctum penicillo non posset imitari... ([...] je¿eli ma- larz ofiary Ifigenii, odmalowawszy Kalchasa smutnego, Ulissesa smutniej- szego, Menelaja zalanego ³zami, pomiarkowa³, ¿e trzeba rzuciæ zas³onê na g³owê Agamemnona, poniewa¿ pêdzlem g³êbokiego ¿alu ojca wyobraziæ nie zdo³a³...). I d e m: Mówca Brutusowi powiêcony. W: Dzie³a T. 6. Prze³. E. R y - k a c z e w s k i. Poznañ 1879, s. 21; P l i n i u s z: Historia naturalna. T³um.
i komentarz I.T. Z a w a d z c y, wstêp I.T. Z a w a d z c y i L. H a j d u k i e w i c z.
Wroc³aw 1961, BN II, 128, s. 398399, przyp. 143.: Nam Timanti vel pluri- mum adfuit ingenii, eius enim est Iphigenia oratorum laudibus celebrata, qua stante ad aras peritura cum maestos pinxisset omnes praecipueque pa- truum et tristitiae omnem imaginem consumpsisset, patris ipsius vultum velavit, quem digne non poterat ostendere. (A Timantes mia³ ogromny talent. Jego pêdzla jest przecie¿ Ifigenia, wychwalana przez mówców. Ona sama stoi na tym obrazie przy o³tarzu, na krótko przed swoj¹ mierci¹ ofiar- n¹; wszystkich innych namalowa³ artysta jako pogr¹¿onych w ¿alu, zw³asz- cza stryja, wyczerpawszy za wszystkie mo¿liwoci przedstawienia ¿a³o- by, ojcu twarz przys³oni³, bo ju¿ nie potrafi³ pokazaæ jej z odpowiednim wy- razem).
30
M. F a b i u s Q u i n t i l i a n u s: Kaszta³cenie mówcy. Prze³. i oprac.
M. B r o ¿ e k. Wroc³aw 1951, BN II, 62, s. 195; M. F a b i u s Q u i n t i l i a -
Niemo¿noæ przedstawienia wzmacnia i wyobra¿enie przemil- czanego, i zaanga¿owanie emocjonalne odbiorcy. Taka pog³êbiona, retoryczna interpretacja pozostaje raczej poza zasiêgiem staropol- skich oratorów. Przyk³ad zyskuje nawet ujêt¹ z zupe³nie innej per- spektywy interpretacjê, jak w licie dedykacyjnym do Aleksandra S³uszki:
[...] umyli³em by³ [...] wiecznym milczeniem pogrzebn¹ mowê moj¹ zagrzeæ, vellum jako Tymantes Agamemnonowi zapu-
ciwszy, aby sine spectante cesaret dolor w Waszmociach
31. W ten sposób zas³ona staje siê po prostu rodkiem obrony przed wcibskimi z natury ludzkimi oczami.
S³owa Ossoliñskiego zdaj¹ siê równie¿ skupiaæ uwagê s³ucha- czy bardziej na tym, co na zewn¹trz:
¯yczyliby sobie bez w¹tpienia tej zas³ony, któr¹ dowcipny ma- larz twarz pokry³ ojca nieszczêsn¹ córkê cudzemu szczêciu ofiaruj¹cego, aby i niebo o przyczynie takiego ¿alu nie wie- dzia³o, i ziemia nie s³ysza³a.
Zamiast oczu ludzkich pojawia siê jednak wszechwiedz¹ce nie- bo i ziemia obdarzona zdolnoci¹ s³yszenia. S¹ to symbolicznie ujêci boscy i ziemscy wiadkowie, przed którymi siê nic ukryæ nie mo¿e.
Nie tyle jednak chodzi o sam wielki ¿al, ile o ¿alu przyczynê.
Ogrom rodzinnego ¿alu konotowany przez znany wszystkim przy- k³ad mieci siê w ¿a³obnej konwencji, ale potraktowanie zas³ony jako mo¿liwego rodka ukrycia jego przyczyny, istotnych powodów, sugeruje strategiê obronn¹, interpretowanie sytuacji w kategoriach
n u s: De institutione oratoria. Koment. G.L. S p a l d i n g. Pary¿ 1821: [...] nam quum in Iphigeniae immolatione pinxisset tristem Calchantem, tristiorem Uli- xen, addidisset Menelao quem summum poterat ars efficere, maerorem, con- sumptis affectibus, non reperiens, quo digne modo patris vultum posset expri- mere, velavit eius caput, et suo cuique animo dedit aestimandum.
31
W. A n d r z e j o w i c z: Kazanie na pogrzebie [...] Dadziboga S³uszki, kasz-
telana ¿mudzkiego... [b.m. i r.], k. A
3v. (egz. BOss XVII 1984 II).
25
niemal¿e wstydu. Poruszaj¹cy serce ¿al najbli¿szych by³by natu- ralny i na miejscu, ale szczególne okolicznoci czyni¹ go istotnie
niezwyczajnym. Ostatnie zdanie wstêpu przypieczêtowuje tê bo- lesn¹ wiadomoæ niemo¿noci nie tyle ukrycia ¿alu, ile sprawy samej: Lecz trudno taiæ, co wszytkim wiadomo.
Argumentacjê w mowie podstolego koronnego wype³nia lauda- cja: po pierwsze rodu Cikowskich, a dalej samego zmar³ego.
W pochwale Cikowskich orator siêgn¹³ po rodki w takich sytu- acjach znane i uznane, wykorzystuj¹c legendê herbow¹. Opowieæ o rycerskiej zas³udze, która zapocz¹tkowa³a dzieje Radwanitów, przybra³a u Ossoliñskiego postaæ nastêpuj¹c¹:
S³awnych Cikowskich ktokolwiek staro¿ytnoæ z pocz¹tku so- bie przypomnieæ zechce, od tamtych zacz¹æ musi wieków, kie- dy pod kocielnymi mê¿ni bohatyrowie chor¹gwiami o ten siê piersiami swymi zastawowali Koció³, w którym nie desola- tio abominationis, ale takiego Niebieskiego Bohatyra zwyciê- stwa wystawuj¹ siê trophea. Ten bez pochyby by³ w³asny po- cz¹tek s³awy i ozdoby familiej najstaro¿ytniejszym równej.
Legendy herbowej zmieniæ nie mo¿na, ale bardzo wa¿ne jest tu roz³o¿enie akcentów. Bêdzie ono widoczne ju¿ w zestawieniu z opo- wieci¹ o tych samych wydarzeniach wprowadzon¹ przez Stani- s³awa S³upskiego do wiersza Na zacny klejnot staro¿ytny Radwan w wydaniu w 1618 r. jego Zabaw orackich, dedykowanych pod- komorzycowi krakowskiemu Stanis³awowi Cikowskiemu:
[...]
Tam krzykn¹wszy: Bóg z nami, poskoczyli miele I pobili Runiaków w ten czas barzo wiele.
Wtym nasz chor¹¿y zabit, chor¹giew zginê³a, Zaczym miêdzy naszymi wielka trwoga by³a.
Ale Radwan dowcipny skoczy³ do kocio³a Wsi pobliskiej i porwa³ chor¹giew z kocio³a.
Tam znowu z onym krzy¿em pogromi³ Runiaki,
A ³upem dosyæ hojnym ucieszy³ Polaki.
Potym ¿y³ w s³awie rycerz: a dzi potomkowie Jego zacni, potê¿ni, cni senatorowie.
Sk¹d dom przedni i s³awny Zebrzydowskich, Dom Cikowskich szlachetny, znaczny i Uchañskich I wiele znacznych domów. Przeto Radwanowie S³awni zawsze i bêd¹ cni bohaterowie [w. 1124]
32.
Podobnie epizod z walk z Rusinami za czasów Boles³awa mia-
³ego przekaza³ Kasper Niesiecki
33. Dla Jerzego Ossoliñskiego legen- da herbowa nie tylko zawiadcza mêstwo, ale przede wszystkim staje siê okazj¹ do nadania historycznym zdarzeniom chrzecijañ- skiej interpretacji. Protoplasta rodu nie walczy ju¿ z Rusinami, ale walczy w obronie religii.
Okrelenie Kocio³a, które zosta³o w³¹czone do legendy, wcale nie s³u¿y ucileniu okolicznoci, tzn. miejsca zdarzenia. Zawiera siê w nim definicja niemog¹ca budziæ w¹tpliwoci, jaki Koció³ mów- ca ma na myli. Koció³, w którym Niebieskiego Bohatyra zwy- ciêstwa wystawuj¹ siê trophea, to ten, w którym, jak zdefiniowa- no w Encyklopedii katolickiej, Chrystus ustanowi³ ofiarê, któr¹ dope³ni³ w sposób krwawy na krzy¿u, swe cia³o i krew, ofiarowa- ne Bogu pod postaciami chleba i wina, poda³ uczniom, nakazuj¹c im i ich nastêpcom sk³adaæ Bogu w ofierze tej, bêd¹cej »prawdzi- wym i istotnym ofiarowaniem«, to samo, co Chrystus uczyni³, ofia- rowuj¹c siê na krzy¿u jako hostia, czyni obecnie przez pos³ugê ka- p³anów w innym sposobie ofiarowania
34. Te ci¹gle wystawuj¹ce siê znaki zwyciêstwa Chrystusa to przywo³anie katolickiego poj- mowania eucharystii jako ofiary i przeistoczenia. Jest to jednocze-
nie podstawowy punkt sporu z antytrynitarzami o bosk¹ naturê
32
S. S ³ u p s k i: Zabawy orackie gospodarza dobrego uczciwe, ucieszne i po-
¿yteczne, a rola skarb nieprzebrany. Kraków 1618, druk. M. Jêdrzejowczyk;
wyd. J. Rostafiñski. Kraków 1891, k. tyt. v.
33
K. N i e s i e c k i: Herbarz polski [...] powiêkszony dodatkami z póniej- szych autorów [...] wydany przez Jana Nep[omucena] Bobrowicza. T. 8. Lipsk 1839, s. 27.
34
Eucharystia. W: Encyklopedia katolicka. Red. R. £ u k a s z y k, L. B i e ñ -
k o w s k i, F. G r y g l e w i c z. T. 4. Lublin 1983, s. 1250.
27
Chrystusa. Ju¿ u szesnastowiecznych polemistów katolickich spór ten przybra³ formê powi¹zania idei odkupienia z bytow¹ struktu- r¹ Chrystusa
35. Przyk³adowo, wed³ug Hieronima Powodowskiego ofiara Chrystusa mia³a zbawcz¹ wartoæ dziêki zjednoczeniu oso- bowemu dwu natur, co sprawia³o, ¿e cierpia³ Chrystus prawdzi- wy Bóg i prawdziwy cz³owiek. Unitaryci akcentowali cz³owieczeñ- stwo Chrystusa, nazywaj¹c Go jedynym Porednikiem do Ojca. Szy- mon Budny dowodzi³, ¿e skoro Chrystus jest Porednikiem do Boga, to nie mo¿e byæ Bogiem, gdy¿ Bóg do Boga przyczyniaæ siê nie mo¿e
36. Z takim ujêciem roli Chrystusa wi¹za³ siê problem Jego zadoæuczynienia za grzechy ludzi, d³ugo bêd¹cy przedmiotem dys- kusji w zborze. Ostatecznie zarys doktryny religijnej socynian opracowany przez Jana Völkela, po wielu poprawkach i dysku- sjach, ukaza³ siê w Rakowie w 1630 r. Polemizuj¹c wprost z kato- lickim rozumieniem ofiary, Völkel pisa³:
Absolutnie nie jest do przyjêcia, by odkupienie to zawiera³o w sobie zadoæuczynienie, moc¹ którego dokonana zosta³a Bogu zap³ata za nasze grzechy, tak by to raczej Bóg, jak za- k³ada ten pogl¹d, by³ tym, który dokona³ tego odkupienia i skaza³ niejako Syna dla naszego odkupienia.[...] Skoro wiêc sam Bóg jest sprawc¹ i autorem naszego odkupienia, to py- tam, jak to jest mo¿liwe, by ktokolwiek dawa³ temu Bogu i Jego sprawiedliwoci zap³atê za nasze odkupienie?
37Jak wa¿nym problemem teologicznej dyskusji z antytrynitary- zmem by³o powi¹zanie idei boskiej i ludzkiej natury Chrystusa z rozumieniem eucharystii, niech wiadczy dokonana przez Lidiê Kwiatkowsk¹-Frejlich analiza ikonograficzna przedstawieñ plastycz- nych kocio³a w Tar³owie, konsekrowanego w 1655 r. jako ekspiacja
35
J. M i s i u r e k: Chrystologia braci polskich. Okres przedsocyniañski. Lu- blin 1983, s. 124.
36
Ibidem, s. 119.
37
J. V ö l k e l: O prawdziwej religii. (Ks. V: O roli Chrystusa). W: Myl ariañ-
ska w Polsce..., s. 376.
za arianizm i rodowa pami¹tka Olenickich
38. Szczególne znacze- nie ma obraz w kaplicy pó³nocnej, przedstawiaj¹cy scenê biczowa- nia z innymi scenami mêki Pañskiej w tle. Ukazano tu bowiem w symboliczny sposób katolick¹ naukê o porednictwie i kap³añ- stwie Chrystusa
39. Obraz przedstawia Chrystusa po ubiczowaniu ukazuj¹cego poranione plecy. Towarzyszy mu anio³, który trzyman¹ w rêku wiec¹ owietla poranione cia³o, a drug¹ rêk¹ wskazuje w dó³, kieruj¹c uwagê patrz¹cego na po³amane rózgi i krew u stóp Chrystusa. W ten sposób podkrelony zostaje akt przelania krwi przez Chrystusa, a anio³ wystêpuje w roli akolity, opiekuj¹cego siê
wiat³em podczas liturgii. Zosta³a tak wiêc przedstawiona sprawu- j¹ca siê w³anie ofiara krwi, której powtórzeniem jest ofiara Mszy
w. A sama wieca jest jednoczenie symbolem Chrystusa:
Wiêc wosk z niepomazanego rodzaju pszczelego sprawiony, i p³omieñ z niego wziêty, i ku górze pa³aj¹cy dosyæ grzecznie wyra¿¹ Chrystusa Pana naturê cz³owiecz¹ z czystej panny wziêt¹ i bóstwo, które (jak sam powiada) z wierzchu, albo z nieba jest
40.
Obraz religijny, tak bardzo zakorzeniony w tradycji, na terenie Ma³opolski okaza³ siê wiêc narzêdziem polemiki religijnej z braæ- mi polskimi. Niew¹tpliwie dla s³uchaczy Ossoliñskiego tak¿e mu- sia³o byæ jasne, ¿e s³owa okrelaj¹ce istotê trwania Kocio³a, przy- wo³anie obecnoci w nim Chrystusa, wymierzone zosta³y w arian.
Ale jeszcze mocniejsz¹, oskar¿ycielsk¹ wymowê ma odrzucona, zaprzeczona czêæ zdania mówcy: [...] o ten siê piersiami zasta- wowali Koció³, w którym nie desolatio abominationis, ale takie- go Niebieskiego Bohatyra zwyciêstwa wystawuj¹ siê trophea [...].
38
L. K w i a t k o w s k a - F r e j l i c h: Sztuka w s³u¿bie kontrreformacji. Lu- blin 1998, s. 43.
39
Ibidem, s. 92.
40
Cyt. za ibidem, s. 93; H. P o w o d o w s k i: Liturgia albo Opisanie Mszej
wiêtej i obrzêdów jej wybrane z postille ³aciñskiej nowej... Kraków 1604,
s. 3940.
29
Nieprzypadkowo nieliczne pojawiaj¹ce siê w oracji podstolego ³a- ciñskie zwroty wzmacniaj¹ w³anie to przeciwstawienie. Z jednej strony trophea okrelaj¹ce prawdziwy Koció³, a z drugiej desola- tio abominationis. Jest to wyra¿enie pochodz¹ce z ³aciny kociel- nej: desolatio, -onis (f) samotnoæ, spustoszenia, obrazowo pust- kowie, pustynia; abominatio, -onis (f) bezecnoæ, wyklêcie, prze- klêcie. Czêsto pojawia siê w Biblii, zwykle w odwróconej postaci, jako abominatio desolationis, np. w proroctwie Daniela (9,27;
11,31): [...] a w pó³ tygodnia ustanie ofiara i ofiarowanie i bêdzie w kociele obrzyd³oæ spustoszenia i a¿ do skoñczenia i koñca bê- dzie trwaæ spustoszenie i w nawi¹zuj¹cych do niego s³owach z ewangelii Mateusza (24,15): Gdy tedy ujrzycie brzyd³oæ spu- stoszenia, która jest opowiedziana przez Daniela proroka, stoj¹c¹ na miejscu wiêtym [...] i Marka (13,14). W zgodnych przekazach ewangelistów przywo³anie przez Chrystusa s³ów proroctwa towa- rzyszy zapowiedzi zburzenia Jerozolimy, którego opis wype³nia kolejne wersety. Jednak wedle anagogicznej interpretacji tekstu biblijnego jest to jednoczenie zapowied apokalipsy. Takie w³anie, skojarzone z koñcem czasów, znaczenie zwrotu abominatio deso- lationis funkcjonuje jako termin techniczny dla stylu apokalip- tycznego na okrelenie bo¿yszcza lub zdarzenia, które w skutkach swych powoduje profanacjê wi¹tyni, a tym samym obra¿a uczu- cia religijne ¯ydów
41.
Wskazane miejsca biblijne by³y poddawane rozlicznym odczy- taniom, wyjaniali je ju¿ ojcowie Kocio³a. Komentarze ich zosta-
³y zebrane m.in. przez w. Tomasza z Akwinu w Catena aurea, a chocia¿ dzie³o to nie obejmuje dzi odnosz¹cych siê do proroc- twa Daniela fragmentów ewangelii Mateusza i Marka, to z powo- dzeniem zastêpuje ten brak analiza miejsca z ewangelii £ukasza (21,6), zawieraj¹cego s³owa Chrystusa: Z tego, na co patrzycie, przyjd¹ dni, w które nie bêdzie zostawion kamieñ na kamieniu, który by nie by³ rozwalon. Cytuj¹c w. Augustyna, Tomasz z Akwi- nu odnosi ten fragment wprost do ksiêgi Daniela i dwóch ewange-
41
Podrêczna encyklopedia biblijna. Red. ks. E. D ¹ b r o w s k i. T. 1: A£.
Poznañ 1959, s. 201.
listów: Augustynus ad Hesychium: Haec autem Domini verba ideo Lucas hoc loco commemoravit, ut ostendat tunc factam fuisse abo- minationem desolationis quae a Daniele praedicta est, de qua Mat- theus et Marcus locuti sunt, quando expugnata est Ierusalem
42. Poród miejsc wskazanych przez Akwinatê szczególnie wa¿ne oka- zuj¹ siê s³owa w. Ambro¿ego, który wyk³ada sens mistyczny frag- mentu: Mystice autem abominatio desolationis, adventus Antichri- sti est [...]. Poddaj¹c dalej analizie pojêcie Antychrysta, wskazuje Ambro¿y trzeci jego rodzaj: Est etiam tertius Antichristus, ut Arius et Sebellius et omnes qui nos prava intentione seducunt potêpia- j¹c s¹dy tych, którzy wierz¹, ale nie we wszystkie s³owa Bo¿e, tych, którzy odrzucaj¹ przedwieczn¹ naturê Chrystusa.
Bracia polscy sami zwali siê chrystianami, natomiast ich przeciw- nicy stale odwo³ywali siê do nazwy arian, poszukuj¹c w historii Ko-
cio³a argumentów przeciw ich naukom, w oczach katolików daw- no ju¿ potêpionym. W Zawstydzeniu arianów, na które w 1607 r.
odpowiada³ ojciec Andrzeja Moskorzowskiego, Hieronim, Zniesie- niem zawstydzenia..., ksi¹dz Piotr Skarga pisa³:
Nasta³ potym rych³o Ariusz kap³an aleksandryjski i roku Pañ- skiego 315 maj¹c z³e serce na Aleksandra, biskupa swego i zajrz¹c mu dostojeñstwa jego, pocz¹³ wymylaæ naukê o bó- stwie Pana naszego Jezusa Chrystusa, twierdz¹c, nie tak gru- bo jako Artemon i Ebion, aby mia³ byæ prostym cz³owiekiem, ale i¿ takim Bogiem nie jest jako Ociec, jedno czynionym i stworzonym Bogiem i by³ czas, kiedy Syn nie by³ i nie móg³ siê zwaæ przedwiecznym. I pocz¹³ wiele ludzi za sob¹ uwo- dziæ, i duchownych niema³o poci¹gaæ
43.
U¿ycie przez Ossoliñskiego s³ów desolatio abominationis nie mog³o byæ przypadkowe. Pamiêtaj¹c o tym, jak wa¿n¹ rolê odgry-
42
To m a s z z A k w i n u: Catena aurea in Lucam. cap. 21, l. 5 [www.cor- pusthomisticum.org.].
43
P. S k a r g a: Zawstydzenie arianów i wzywanie do pokuty i wiary chrze-
cijañskiej. Przy nim kazanie o przenajchwalebniejszej Trójcy. Kraków, druk.
A. Piotrkowczyka, 1604, s. 21.
31
wa³a w XVII w. teologia, nie mo¿na chyba odrzuciæ przypuszczenia,
¿e i taki, polemiczny, zapisany w tradycji Kocio³a komentarz nie by³ mówcy i jego s³uchaczom obcy. A jeli nawet, to i tak na pewno ujawni³aby siê oczywista, apokaliptyczna stylistyka, która w zde- rzeniu z katolick¹ deklaracj¹ wyznaniow¹ zwraca³a siê w ca³ej swej z³owró¿bnej symbolice przeciw tym, którzy wierz¹ inaczej.
Nastêpuj¹ca w oracji podstolego koronnego po przywo³aniu legen- dy herbowej pochwalna charakterystyka rodu Cikowskich sk³ada siê wyranie z dwóch czêci: ogólnej laudacji i enkomionu Stanis³a- wa Cikowskiego ojca. Ujêta w formie nagromadzenia, wykorzy- stuj¹ca porównanie i synekdochê, pochwa³a rodu s³u¿y oczywicie amplifikacji, ale nie wychodzi w³aciwie poza ogólniki:
A co za dziw? Zna³o niebo swoich rycerzów i przy niemier- telnych koronach wla³o hojnie to, którego sobie na wiecie
¿yczyæ mogli, b³ogos³awieñstwo sk¹d rodowitoæ mocna, spo- winowacenia i zwi¹zki ozdobne, honory obfite, plenne dostat- ki. Tu wietne infu³y, tu bu³awy nieprz[yjacio]³om straszne, tu sto³ki wysokie. Najprzestrzeñsze gmachy ledwie by ogar- nê³y godnych przodków obrazy: jedne sam¹ staro¿ytnoci¹ przykurzone, drugie wie¿ymi wiec¹ce zas³ugami. Widzia³a oboja tej Rzeczypospolitej granica, co nigdy niestêpiona broñ, co serce i rêka odwa¿na mog³a mê¿nych Cikowskich. Pami¹t- ka tryumfów tak szeroko rozci¹ga³a siê, jako Dniepr daleko od Odry swój bieg odwraca.
Figura subiectio podkrela przekonanie mówcy, ¿e to z pierw-
szej zas³ugi obrony Kocio³a bior¹ pocz¹tek dalsze b³ogos³awieñ-
stwa, sp³ywaj¹ce na kolejne pokolenia Cikowskich. Jednak wska-
zuj¹c tylko ogólnie senatorskie i wojskowe godnoci Cikowskich,
mówca nie wymienia ¿adnych przedstawicieli rodu zasiadaj¹cych
w senacie. Pomija nawet dziada zmar³ego, do którego przecie¿ mo¿na
by odnieæ wprost s³owa o zas³ugach wojennych na wschodnich ru-
bie¿ach Rzeczypospolitej, a tak¿e aluzje do sto³ka senatorskiego, by³
bowiem kasztelanem bieckim. Mo¿e wiêc i w takim doborze materii
panegirycznej ujawnia siê ideowa postawa mówcy. W uogólnionej formule ujmuje on przedstawicieli rodu, którzy doszli do senator- skich godnoci, ale nale¿eli do innowierców, a rozwija w szczegó-
³ach jedynie laudacjê Stanis³awa Cikowskiego, podkomorzego kra- kowskiego, który przeszed³ na katolicyzm:
M¹droci za i wdziêcznej wymowy dosyæ ¿ywy konterfet, a nie w¹tpiê, ¿e jeszcze tkwi w sercach W[aszych] M[ociów], którzycie znali d³ugiej godnego pamiêci podkomorzego kra- kowskiego. Pamiêta go ko³o rycerskie principem stanu swego.
Nie zapomni pos³a wielkiego do wielkiego angielskiego króla, do s³awnego rozumem i m¹droci¹ monarchy legacyjej. wieci w tak g³êbokim oceanie nieponurzona s³awa wymowy jego, potê¿niejsza nad zmylone strony. Trwa³e zas³ugi u pana i Oj- czyzny, wielom, wiatu znaczne pokazanie ozdób.
Zosta³y w niej przywo³ane dwa najwa¿niejsze obszary dzia³al- noci politycznej zmar³ego: reprezentowanie szlachty i sprawowa- nie poselstw
44. P³yn¹c¹ z rozpoznania zbiorowej wiadomoci pew- noæ trwa³oci pamiêci i s³awy podkomorzego podkrela paralelna konstrukcja samodzielnych cz³onów, na których pocz¹tek zosta³y wysuniête czasowniki: pamiêta, nie zapomni, wieci.
Przejcie do laudacji w³anie zmar³ego potomka stanowi odwo-
³anie siê do znanego toposu, wskazuj¹cego genetyczn¹ koncepcjê szlachectwa:
44
Dla porównania warto przytoczyæ pochwa³ê podkomorzego z mowy na
weselu stryja Stanis³awa Cikowskiego, Krzysztofa: Godzi siê tu przypomnieæ
i niedawno zmar³ego rodzonego Jmci Pana Cikowskiego, s³awnej pamiêci Jmci
Pana podkomorzego krakowskiego, starostê czorsztyñskiego i babimostskie-
go, cz³owieka godnoci wielkiej, dowcipu ostrego, nauki osobnej, g³êbokiej
w rzeczach bieg³oci, jako on szczêliwie i z s³aw¹ Rzplitej i domu swego
legacyje odprawowa³ do przednich chrzecijañskich monarchów, jako ¿adnych
spraw Rzplitej, zjazdów, sejmików, sejmów nie omieszkiwa³, jako us³ug¹,
rad¹ i dostatkami swymi Rzplit¹ dwiga³, jako na s¹dach trybunalskich nie-
raz przodowa³. (Dziêkowanie za pannê od Jmci Pana Krzysztofa Cikowskie-
go przez Jmci Pana Adama Gos³awskiego, rkps BK 1195, k. 138 v.).
33
Tych on dziedzica, jednego zostawiwszy syna, pe³en wieku, pe³en ¿ywota, z t¹ nadziej¹ umar³, ¿e nie zagonów tylko, ale i cnót swoich niewyrodnego mia³ mieæ heredem. Jako¿ nie za- wiód³ siê, by by³a jaki prolog, taka ¿ycia jego cathastrophe.
Genetyczna koncepcja szlachectwa, traktowanie go jako zobo- wi¹zania do szlachetnego ¿ycia, p³yn¹cego z prawa dziedziczenia po przodkach, by³a obiegowym tematem, towarzysz¹cym rozwa-
¿aniom o istocie szlachectwa ju¿ w XVI w.; odwo³ywali siê do niej np. Miko³aj Rej i £ukasz Górnicki. Argumentu tego u¿y³ te¿ Al- brycht Stanis³aw Radziwi³³ w bardzo dra¿liwej sytuacji odpowia- dania w imieniu króla na deklaracjê Krzysztofa Radziwi³³a o od- suniêciu siê od pos³ug:
W majêtnociach przodków swych dziedziczyæ wielka rzecz jest, ale wiêtsza rzecz dziedziczyæ w cnocie i s³awie przodków swych
45.
By³o to jedno z najczêciej przywo³ywanych miejsc wspólnych szlacheckiej moralistyki. Jednak zastosowana przez Ossoliñskie- go konstrukcja sk³adniowa nie do koñca zgadza siê z pochwa³¹.
Wskazany przez mówcê warunek: jako¿ nie zawiód³ siê, by by³a jaki prolog, taka ¿ycia jego cathastrophe w wietle wstêpu i dra- matycznego zakoñczenia najwyraniej nie zosta³ spe³niony, a przez to równie¿ konwencjonalna, teatralna metafora odnosz¹ca siê do momentu mierci nabra³a prawdziwie tragicznego wyrazu.
Po takiej zapowiedzi zrealizowana w koñcu pochwa³a zmar³ego zosta³a niejako tej tragicznej sytuacji podporz¹dkowana:
A któ¿ w nim nie widzia³ staropolskiej szczyroci, mêstwa, m¹- droci, cierpliwoci ¿adnymi afektami ani przeciwnociami nie- poruszonej? Nic lekkiego, nic nieuwa¿nego w sprawach, mo- wach jego poszlakowaæ nie mogli i najciekawszy spraw ludz- kich egzaminatorowie. Niedocigniony w s¹dach Twoich o Bo¿e!
45
Rkps AGAD AR II, ks. 7, k. 67 v.
3 Ossoliñski...
Taki przyjaciel, tak potrzebny, tak godny syn Ojczyzny, ta- kich cnót, godnoci, staro¿ytnoci szlachcic! Nie tylko w pó³ wieku porwany, nie tylko bez potomstwa schodz¹cy, ale wnêtrznoci serc naszych przera¿a, od chrzecijañskich gro- bów ojczystych, na tê dzik¹ pustyni¹ relegowany. Ach! ciê¿- kie rozstanie, nieszczêsne wygnanie!
Zwykle czym wiêksze zalety zmar³ego, tym wiêkszy okazuje siê ¿al pozosta³ych, ale i wiêksza nadzieja na pocieszenie czer- pane z przekonania o jego wiecznej szczêliwoci i trwa³oci s³a- wy. W przypadku podkomorzyca krakowskiego nagromadzenie argumentów pochwalnych wpisuj¹cych go w sarmackie wzorce ca³kowicie pozbawione jest konsolacji, a nawet koñcowa ampli- fikacja ¿alu wszelk¹ konsolacjê wyklucza. Pochwa³a s³u¿y pog³ê- bieniu rozpaczy. A rozpacz ta zosta³a przez mówcê oddana piêk- nie, tak¿e brzmieniem samych s³ów. Otwarcie i zamkniêcie two- rzy dramatyczna klamra eksklamacji. Oto w protasis prawdzi- wy lament, zbudowany z zawieraj¹cych pochwa³ê, podkrelanych anafor¹ i homoioptotonem kommatów, których d³ugoæ stopniowo narasta:
Taki przyjaciel, tak potrzebny,
tak godny syn Ojczyzny,
takich cnót, godnoci, staro¿ytnoci szlachcic!
A w apodosis stopniowanie nieszczêæ, znów ujête w klarowne od- cinki, a¿ do dramatycznie opónionego, przez u¿ycie wtr¹cenia, za- mkniêcia okresu:
[...]
nie tylko w pó³ wieku porwany,
nie tylko bez potomstwa schodz¹cy,
ale wnêtrznoci serc naszych przera¿a,
od chrzecijañskich grobów ojczystych,
na tê dzik¹ pustyni¹ relegowany.
35
Op³akiwane tak dramatycznie wygnanie w³anie na dzik¹ pu- styni¹ nie pozwala s³uchaczom zapomnieæ o biblijnej desolatio.
W zakoñczeniu mowy topika miejsca brzmi przez to znacznie gro- niej ni¿ we wstêpie, nieszczêsne wygnanie niedwuznacznie wska- zuje ostateczne i wieczne wykluczenie.
Jak na takie s³owa móg³ odpowiedzieæ Andrzej Moskorzowski s³ynny ju¿ mówca i dzia³acz ariañski? Niew¹tpliwie, odpowied
musia³a nast¹piæ ex tempore, gdy¿ nawet spodziewaj¹c siê z ust katolickiego przedmówcy przyjêcia innej perspektywy prezentacji wydarzeñ, nie mo¿na by³o przewidzieæ zastosowanej metody ata- ku. Natychmiastowej riposty wymaga³a g³ówna myl Ossoliñskie- go. I od polemiki z ocen¹ miejsca pochówku podkomorzyca krakow- skiego dzia³acz ariañski rozpocz¹³ sw¹ mowê.
Nie tak dalece, M[o]ci Panie Podstoli Koronny, ta dzika pu- stynia, któr¹ W[asza] M[o]æ mój M[i³ociwy] Pan w mowie swej tu wspomnieæ raczy³, terret oculos, gdy¿ wiele niezwy- ciê¿onych monarchów, dzielnych hetmanów, rotmistrzów s³awnych i ludzi rycerskich w dzikszych daleko pustyniach po dzi dzieñ le¿y. Odwa¿nych bohatyrów gêste w polach i dzi wiec¹ siê mogi³y, którzy gdzie za dostojeñstwo królów panów swoich, ca³oæ i bezpieczeñstwo Ojczyzny, za wiarê po- wszechn¹ swojê krew hustem lali, tam¿e bez pompy wszela- kiej i obrzêdów kocielnych, samym tr¹b ogromnych i dzia³ burz¹cych og³osem sine relegatione, daleko od ojczystych gro- bów dzikim polom i pustyniom g³uchym s¹ oddani.
Potêpieniu przeciwstawiona zosta³a wyrazicie pozytywna oce- na dzikiej pustyni. Opar³ j¹ Moskorzowski na podstawie, która nie mog³a podlegaæ zakwestionowaniu w obrêbie szlacheckiej spo-
³ecznoci, na odwo³aniu do rycerskiego etosu przez przywo³anie licz- nych przyk³adów o jednoznacznie pozytywnej wymowie. Obraz bielej¹cych w polu rycerskich koci to jeden z popularniejszych motywów s³u¿¹cych heroizacji. W niezliczonych nagrobkach rycer- skich z powodzeniem wykorzystywano w celach pochwalnych kon-
3*
Ryc. 2. Mowa Andrzeja Moskorzowskiego na pogrzebie Stanis³awa Cikowskiego, rkps Pañstwowego Archiwum Historycznego w Wilnie,
F 1135 op. 2/46, k. 312 v.
37
trast pogrzebowej pompy i ¿o³nierskiej mogi³y. Pisa³ np. o poleg³ych pod Batohem Wespazjan Kochowski:
Nie z marmuru w mauzolu, Nie w ceglanym grobie, Ale w otwartym polu...
46Przedstawiona w kontekcie rycerskim dzika pustynia musia-
³a wiêc budziæ wznios³e doznania. Czy jednak odwo³anie siê do ry- cerskiego etosu znajdowa³o uzasadnienie w tym przypadku?
W przewidzianym w chronologicznym porz¹dku laudacji miej- scu nakreli³ Moskorzowski sylwetkê zmar³ego:
Aleæ i w Jego M[o]ci Panu Cikowskim s³awnej pamiêci wszyt- kie te od Jego M[o]ci Pana Podstolego ¿ywymi farbami wy- malowane najdowa³y siê wziêtoci. By³o maturum consilium domi, by³y i expedita foris arma. Animusz przy dostatku z dzia- da i z ojca zawziêty, by siê by³ chcia³ na okazyje podawaj¹ce nara¿aæ, snadno by by³ przodek we wszytkim otrzyma³. Ale
¿ywot spokojny polubiwszy, puci³ cug przed sob¹ inszym, a dzia³ daleko lepszy sobie obrawszy, skokotliwej ambitiej pró-
¿en, ¿y³ na ojczystym mieniu, bogactwa w³asn¹ potrzeb¹ i do- sytem mierz¹c, i do¿y³, wiêcej u szczêcia p³ochego nie ¿ebrz¹c, w zacnej przystojnoci.
W pochwalnej charakterystyce znalaz³o siê co prawda, obok wskazania dojrza³oci w radzie, miejsce na wspomnienie o wojnie, ale chyba raczej jako nawi¹zanie do toposu sapientia et fortitudo ni¿ biograficzne umotywowanie oparcia refutacji na rycerskim eto- sie. Przecie¿ najwa¿niejszym rysem portretu zmar³ego okazuje siê umi³owanie spokoju i zasada miernoci, wyranie potraktowane jako
46
W. K o c h o w s k i: Nagrobek mê¿nym ¿o³nierzom na batowskich polach
zaginionym i z hetmanem M[arcinem] Kalinowskim w[ojewod¹] cz[ernihow-
skim]. W: Utwory poetyckie. Oprac. M. E u s t a c h i e w i c z. Wroc³aw 1991,
s. 39.
wiadomy i wolny wybór postawy ¿ycia godnego, odrzucenia wia- towych pokus na rzecz czystoci moralnej. Wy³ania siê ze zdañ ¿a-
³obnego mówcy przede wszystkim ujêty w formu³ê s³own¹ Trenu IX (Ty bogactwa nie z³otem, nie skarby wielkimi, / Ale dosytem mie- rzysz i przyrodzonymi / Potrzebami [w. 1113]) wizerunek zie- miañskiej egzystencji na ojczystym mieniu
47. Paradoksalnie, ta pogrzebowa charakterystyka potwierdza s³usznoæ przypisania przez S. S³upskiego Zabaw orackich w³anie podkomorzycowi kra- kowskiemu
48.
W takim razie wysuniêcie przez Moskorzowskiego na pocz¹tek oracji refutacji wykorzystuj¹cej konwencjê heroiczn¹ trzeba po- traktowaæ jako wywo³any koniecznoci¹ zabieg erystyczny. Mówca przecie¿, wynosz¹c rycerskie mogi³y, nie zwalcza wprost zarzutu,
47
Ten ziemiañski idea³ znajdowa³ tak¿e uznanie poetów ariañskich. Tak np. pisa³ Olbrycht K a r m a n o w s k i: Paidonomia albo sposob ¿ycia w towa- rzystwie. W: J. D ü r r - D u r s k i: Arianie w wietle w³asnej poezji. Zarys ide- ologii i wybór wierszy. Warszawa 1948, s. 138139, w. 7380:
Bogactw nazbyt nie mi³uj ani te¿ gard niemi, Ktore choæ nas nie mog¹ sprawiæ szczêliwemi, Jednak do zatrzymania ludzkiego ¿ywota Niepoledni to sposob mieæ z potrzebê z³ota.
Przypatrz siê ludzkich rzeczy wielkiej niepewnoci I odmianie, aby siê nie wznios³ w szczêliwoci Ani troskom w przygodzie da³ pogodziæ snadnie, Ale mê¿nie wytrzymaæ umia³ co przypadnie.
48
Oczywicie w 1618 r., kiedy dzie³o ukazywa³o siê drukiem, autor pisa³
tylko o nadziejach, które wi¹za³ z osob¹ syna i jego opiek¹: A przeto ja,
s³ug¹ bêd¹c uprzejmym domowi W.M. zamilczeæ tego nie chcê, owszem ma-
j¹c okazyjkê ma³¹, garæ wierszów o zabawach uciesznych gospodarskich, sta-
wi³em siê tu z nimi przed zacn¹ osob¹ W.M. dobrodzieja mego, dla owiad-
czenia pos³ug mych, którem oddawa³ Jego M. panu ojcu W.M. dobrodziejowi
memu. Pewienem abowiem tego, upatruj¹c z wielu miar i cnót, które siê w
m³odym lecie W.M. pokazuj¹; i¿ W.M. mój Mi³ociwy pan id¹c torem przod-
ków swych zacnych, dojdziesz prêdko i snadnie doskona³oci ich. Jako abo-
wiem ziele woniaj¹ce kwiat woniaj¹cy puszcza z siebie, tak z rodziców cno-
tliwych potomek pewnie bêdzie i ju¿ jest, w cnotach i postêpkach piêknych
rozs³awiony, i daj Panie Bo¿e, co dalej i wiêcej in annos Nestores ja uprzej-
my s³uga ¿yczê. S. S ³ u p s k i: Zabawy orackie..., s. 11.
39
¿e pogrzeb odbywa siê na dzikiej pustyni, chrzecijañskim nie- zwyczajnej oczom, dokonuje natomiast uogólnienia, które pozwala mu uruchomiæ i wykorzystaæ silne zbiorowe emocje przy pozytyw- nej redefinicji pojêcia
49. I chyba tylko pod warunkiem rzeczywistego poruszenia s³uchaczy zastosowany chwyt móg³ przemkn¹æ niezau- wa¿ony.
Dopiero po tej próbie refutacji Moskorzowski wprowadzi³ wstêp w³aciwy, rozwijaj¹c w nim ogóln¹ myl, z zastosowaniem nagro- madzenia, obejmuj¹cego przedstawicieli ró¿nych stanów:
Jako to strach silny w oczy puszcza, M[oci] P[anowie], ¿e
mieræ zajuszona miêdzy wszytkie stany tak siê ostrze zawi- nê³a, i¿ gdziekolwiek okiem rzucisz, walne jej pokosy na wsze strony obaczysz.
Wydaje siê, ¿e dostrzegalne jest tu pewne pêkniêcie mowy: po- cz¹tek istotnie okazuje siê ca³kowicie podporz¹dkowany zasadzie odpowiedzi ex tempore, ale nastêpuj¹ca dalej refleksja o potêdze
mierci, czêæ laudacyjna oraz koñcowe pocieszenie mog¹ byæ efek- tem wczeniejszego przygotowania wyst¹pienia.
Nie znaczy to oczywicie, ¿e Moskorzowski w g³ównej partii oracji zapomina o swoim poprzedniku. Przeciwnie, mo¿na nawet odnieæ wra¿enie, ¿e dok³ada wszelkich starañ, by niemal z przesadn¹ grzecznoci¹ chwaliæ jego stwierdzenia, odnosiæ siê z aprobat¹ do s¹dów i zdolnoci krasomówczych. Zapowiadaj¹c pochwa³ê rodu Cikowskich, zgadza siê z ocen¹ przedmówcy: Wiadomo to bowiem wszytkim wobec, co Jego M[o]æ P[an] Podstoli Koronny w mo- wie swej uwa¿nej pokazaæ raczy³ [...], wynosz¹c mêstwo rodowe, wtr¹ca: [...] które Jego M[o]æ P[an] Podstoli przede mn¹ wspo- mnieæ raczy³ [...], wzmacnia wypowiedzian¹ przez Ossoliñskiego laudacjê, stosuj¹c pominiêcie: S³awnych dzie³ domu tego od Jego M[o]ci P[ana] Podstolego mego M[i³ociwego] Pana w piêknym szyku postawionych, mia³koci¹ m¹ nie mieszaj¹c, móg³bym i ja
49