• Nie Znaleziono Wyników

Romantyzm i pokolenie 1970

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Romantyzm i pokolenie 1970"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Jan Prokop

Romantyzm i pokolenie 1970

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5, 168-173

(2)

N ajostrzejszy sprzeciw budzi esej N apoleon z nam i. In form acje o Józefie W ybickim , rzekom ym „ k arn y m urzęd n ik u p ru sk im ” (s. 68), są b ałam u tn e. O cena p o lity k i N apoleona — choć p o p a rta mocno n a ­ ciąganym sądem prof. H andelsm ana — jest stronnicza i tendencyjna. O W ybickim w epoce napoleońskiej sporo znajdzie au to r chociażby w „ L ite ra c h ” (1972 mr 4) i ta m też odsyłam czytelników eseju K ijow ­ skiego. Sporo now ych fak tó w i re fle k sji o tw ó rcy naszego hym nu narodow ego usłyszeliśm y n a ogólnopolskiej sesji w G dańsku w czerw cu 1972 r.

Czas n a rek ap itu lację: eseje K ijow skiego są w w ielu frag m en tach odkryw cze i p o b u dzają czy teln ik a do m yślenia! Je d n ak tk an k a h i­ sto ry czn a razi n iep o trzeb n y m i błędam i i często n aiw ny m i sądam i. P ra w d ą jest, jiak pisze autor, że „dzieje cyw ilne” w ypadków 1815— 1830 i 1830— 1831 są ciekaw e. W ięcej, są pasjonujące. Z asługują n a n ie m niejszą u w ag ę niż dzieje m ilita rn e pow stania listopadow ego. A le też p ra w d ą jest, że o p ro blem aty ce politycznej i ideologicznej, o lu ­ dziach i czasopism ach znanych i nieznanych napisano, szczególnie po ro k u 1955, n iezm iern ie dużo.

Z nak om ity fra n c u sk i uczony, F erd y n an d B raudel, m ówiąc o in te ­ g racji h u m anisty ki, n aw o ły w ał do przy znan ia h isto rii »roli w iodącej. Czy p rzy n a jm n ie j w tak iej książce, ja k Listopadow y w ieczór, h isto ­ r ia n ie p o w in n a odgryw ać tej w łaśn ie roli?

W ł a d y s ł a w Z a j e w s k i

R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y ^ g g

Romantyzm i pokolenie 1970

K iedy przed kilku la ty pokazyw ano w Polsce

Ś m ie rć porucznika M rożka, sądziliśm y, że w ielka klasyka, ro m an ty cz­

ne m ity, rom anty czn a legenda m ogą być już tylko rek w izytem fairsy, że b o h a te r pow stańczy m oże obudzić się dzisiaj w roli boh atera nie tragedii, ale groteski. Czasy jedn ak pokazały, jak bardzośm y się m y ­

lili. ' ‘ '

W la ta c h sześćdziesiątych, w epoce „m ałej stab ilizacji” m ożna się było łudzić, że n a zawsze przezw yciężyliśm y ograniczenia m itu h e­ roicznego, że przełam aliśm y tragiczny los Polaków w yznaczony sło­ wam i poetów rom anty czn y ch , że udało n am się upodobnić do co­ dzienności i norm alności będącej udziałem in ny ch narodów . Głoszono h asła ad ap ta c ji jednostki do pan u jący ch układów , hasła trzeźw ości i przystosow ania, m ałego realizm u, m ałych radości i m ałych, nieco se n ty m e n ta ln y c h sm utków . R ekordy popularności biła wówczas śpiew ana p rzez Ewę D em arczyk do słów Tuw im a piosenka A m oże

(3)

169 R O Z T R Z Ą S A N IA I R O Z B IO R Y Tuw im ow ski tek st o pannie K ry si z tu rn u su trzeciego — śpiew any przez W ojciecha M łynarskiego. Słowem, ipoetów zastąpili piosenka­ rze, a pow ieściopisarzy zastąpiła p a n i B ystrzycka ze „Z w ierciadła” , proponująca dalekie od patosu wzory osobowościowe.

„M ała stab ilizacja”, jak pokazyw ała sztuka Różewicza pod tym t y ­ tułem , była szkołą bierności. Jednostka szukała w łasnego ciepłego m iejsca w społeczności, obojętniejąc na zło w yrządzane innym . S ta ­ wała się przedm iotem niezdolnym ido oporu, niezdolnym do oddziały­ wania n a św iat. Staw ała się rzeczą.

Pokolenie „m ałej stabilizacji” to dudzie, k tó ry ch dzieciństw o p rz y ­ padło n a czasy w ojny. W iek m ęski m iał im przynieść upragnione po­ czucie bezpieczeństw a w kręg u rodzinnym , m iał być rekom pensatą straconego dzieciństwa. Było to zatem pokolenie, k tó re n ie chciało podejm ow ać żadnego ryzyka, któ re chciało obejść bokiem wszelkie przeszkody, wiedziało bowiem, ,,że 'lepszy żywy w róbel niźli m artw y lew ”.

Pokolenie „m ałej stabilizacji” z w ielką gorliwością przenosiło na polski g ru n t schem aty k u ltu ry m asow ej. Głosiło postaw ę konsum p­ cyjną w sztuce i w życiu. P ragnęło beztroskiej zabaw y, nie zm usza­ jącej do w ysiłku rozryw ki. Stąd rezygnacja z n ad m iaru świadom o­ ści n a rzecz pew nej infantylizacji. K u lt m łodości prow adził do p o ­ w ierzchow nej karnaw alizacji życia, znaj dującej w yraz w o głu p iają­ cych im prezach ty p u juw enaliów studenckich, gdzie topiono rzeczy­ wiste problem y m łodych w m alow niczej pseudokontestacji, m asa­

kru jącej tek tu ro w e tw ierdze m ieszczańskiej rzekom o obyczajo­

wości.

Jednakże b y t narodow o-państw ow y P olski nie rozum ie się sam przez się. Nie je s t d an y jako egzystencja, żeby posłużyć się S artro w sk ą opozycją egzystencja — esencja, choć z pew nym przybliżeniem da­ łoby się powiedzieć, że b y t narodow o-państw ow y Anglii, Szw ecji czy N ajjaśniejszej R epubliki San M arino rozum ie się sam przez się. Je st dany bez w ysiłku, bez w alki zagw arantow any szczęśliwym m ieszkań­ com. W iedział to doskonale Brzozowski, k tó ry — różnie in te rp re to ­ wany — jest przecież gwiazdą niejed nem u dzisiaj przyśw iecającą. Nie w ystarcza więc z poczuciem bezpieczeństw a poddać się istn ieją ­ cemu stanow i rzeczy, uznając go za oczywiste, a w ięc w prost nieza­ uw ażalne, niem al „niew idzialne” ram y. Od szczęśliwych czasów sas­ kich pierw szej „m ałej stabilizacji”, pierw ow zoru społeczeństw a ko n­ sum pcyjnego — Rzeczpospolita jest wciąż zadaniem do podjęcia dla Polaków. Z sy tu acji historycznej k raju położonego m iędzy O drą a Bugiem, m iędzy B ałtykiem a K arpatam i w ynika los zm uszający do heroizm u, do ofiary, a Więc do aktyw ności, los nie zezw alający na „norm alność” w 'stylu szw edzkim czy angielskim , na przeciętność, słowem, n a „m ałą stab ilizację”. Byt narodow o-państw ow y nie jest

(4)

R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y 170

bow iem dany darm o ja k (pozornie) szczęśliw ym ludom , ale m usi być po dźw ignięty n a w łasnych barkach, w łasnym w ysiłkiem tw orzony i budow any.

Je śli się to zrozum ie, p rz e sta je dziwić nie tylk o obsesyjne pow raca­ nie do narodow ej p ro b le m aty k i w lite ra tu rz e polskiej, ale także nie dziw i już, że ro m an ty czn y m aksym alizm i aktyw izm sta ł się „k la­ sy cznym ” w p ro st w yrazem narodow ego losu Polaków .

A zatem u k ształto w an e przez ro m an tyzm w zorce będą pow racać w decydujących m o m entach historii. B ędą pow racać, choć nie oznacza to, że będą ślepo realizow ane, podejm ow ane bez polem iki, bez d y ­ sk u sji n ieraz dram aty czn ej. R om antyczna przeszłość okaże się nagle bliska i żywa. Być m oże w yw ołująca sprzeciw , [prowokująca do biuź- n ierstw a, ale zawszeć w łasna, spod serca w y rw an a. M łody te a tr STU z K rako w a zacznie sw oją w ypow iedź prog ram ow ą cytatem z N or­ wida:

Przeszłość to jes/t dziś — tylko cokolwiek dalej Za kołam i to w ieś

Nie jakieś coś tam gdzieś Gdzie nigdy luidziiie nie bywali.

W ypowiedź ta poprzedza spek takl nagrodzony drug ą n agrodą na łódzkim F estiw alu T eatró w S tu d enckich w 1971 r., a zaty tu ło w an y znam iennie S e n n ik polski w edłu g snów M ickiew icza, Słowackiego,

Norw ida, W yspiańskiego, K adena-B androw skiego, Dygata, K o n w i­ ckiego etc. Będzie to w ięc sw oista psychoanaliza duszy narodow ej.

W ydobycie n a ja w u k ry ty c h „arch ety p ó w ” polskiej podświadom ości zbiorow ej. U św iadom ienie tego, co n a s n u rtu je , co nas dręczy. P od ­ jęcie polem iki? D yskusja — zapew ne tak — ale nie prześm iew cza to polem ika. Idzie bow iem o odsłonięcie tego, co w nas istotne, o w y­ w ołanie w łasnej re fle k sji u widza, kitóremu się nie n arzuca gotowych rozw iązań. Po p ro stu ro m an tyczn a tra d y c ja zostaje w łączona jako p a rtn e r dialogu — w żyw y nuirt współczesności. P ow tarzam , rom an­ ty czn a tra d y c ja w łącza się jako p a rtn e r dialogu, nie jak o m en to r przem aw iający z pozycji wieszcza. W w ypow iedzi program ow ej STU czytam y: „W naszej świadom ości i w naszej k u ltu rz e istnieje opo­ zycja p ostaw i m entalności. M itologia rom antyczna, k tó ra zreduko­ w ała histo rię do serii b o h ateró w -sy m b oli i w ydarzeń-sym boli, wywo­ łała w sposób konieczny — jako a n tid o tu m — n u r t obrazoburczy.

A więc patos i p o ry w y p a trio ty czn e w yw ołały paro d y sty czn y i k a ry ­ k a tu ra ln y biegun — k u lt ibohaterszczyzny zrodził szyderstw o, e n ­ tuzjazm i łatw ow ierność zrodziły sceptycyzm i negację. W naszym sp e k ta k lu oba n u r ty p rz e p la ta ją się i w zajem nie spraw d zają, gdyż stanow ią one d w a oblicza tego sam ego polskiego m edalu.

S e n n ik polski w yciągając n a św iatło dzienne fobie i m ity obecne w

(5)

171 R O Z T R Z Ą S A N IA I R O Z B IO R Y

kować (gdyż prow adziłoby to do swoistej fascynacji) ani akceptow ać. Tym bardziej, że m ity polskie — jak to pokazuje daleka przeszłość zarów no, jak i niedaw ne czasy, są wieloznaczne. W S e n n ik u odwo­ łu jem y się — jak b y proponując nieco ironiczny te s t — do wzorców zakorzenionych w naszej świadomości, aby zmusić widza do reflek sji

nad narodow ym losem P olaków ” .

Po o kresie sw oistego „bojkotu” tra d y c ja rom an tyczna pow raca więc do świadom ości narodow ej. Jeśli la ta pow ojenne objaw iały w y raźną

nieufność w zględem wszystkiego, <00 pieczętow ało się rom antycznym

herbem — wairto tu ta j wspom nieć rozgłos, jakim cieszyła się w spół­ czesna Teka S tańczyka , A leksandra Bocheńskiego pam flet na ro m an ­ tyczne m yślenie, czyli Historia głup oty w Polsce — to dzisiaj tra ­ dycja ro m antyczn a zaczyna nabierać dodatniej w artości. Jakże zna­ m iennym objaw em jest sp ry tn y pastisz B rylla Rzecz listopadowa, ten w spółczesny niby Kordian, niby D ziady, oczywiście na m iarę B rylla, a więc zręcznie spreparow ane jako paszkw il na m łode pokolenie trw oniące dorobek partyzanckich ojców. U B rylla poczucie o drębno­ ści narodow ego losu Polaków zmienia się w d y skretną ksenofobię: któż to bow iem p o tra fi nas zrozum ieć „od w ew n ątrz” , któż pojm ie ową m ieszaninę krw i i błota. Ale w tej chw ili in te resu je m nie co in ­ nego, a m ianow icie to, że B ryll z doskonałym wyczuciem k o n iu n k tu ­ ry w ykorzystał zapotrzebow anie n a rom antyczną trad y cję narodow ą, zapotrzebow anie n a wielki d ram at narodow y, pokazujący, co każde­ m u w duszy gra.

A lbow iem dokonuje się od n iedaw na proces integracji rom anty zm u w świadomości k u ltu raln ej. Tego rom antyzm u, n a k tó ry jeszcze tak niedaw no m achano zawzięcie kropidłem pozytyw istycznej trzeź­ wości.

S tan isław Barańczak, jeden z najciekaw szych um ysłów młodego po­ kolenia literackiego, dał swoim szkicom o dwóch n u rta c h w spółczes­ ności ty tu ł dość znam ienny N ieu fn i i zadufani. R o m a n ty zm i k la sy ­

cy zm w m łodej poezji lat sześćdziesiątych. K siążka ta została u zna­

n a za m an ifest pokoleniowy i zasługuje na szczególną uwagę. Ba­ rańczak pisze:

„Przebieg m yślowy w utworze wywodzącym s'ię z prądu romantycznego ma charakter ambiwalentny czy nawet «poliwalentny» — podczas gdy tok m yśli w utworze przynależnym do inurtu klasycznego jest z reguły jednorodny i jednotorowy. (...) W uitworze nurtu romantycznego każda prawda znajduje swoją kontrprawdę, każda demaskaeja — kontrdemaskacje; domeną tej litera­ tury jest wątpienie i rozterka, nieufność ale i bezustanne przebijanie się ku prawdzie. <...) Romantyczna postaw a nieufności jest propozycją pozytywną całej tej książki. Jest narzędziem — czy jak kto woli, bronią — z którym powinien podchodzić do świata współczesny poeta (...) Jeśli zaś powiadam, iż dzisiaj konieczna jest w literaturze «romantyczna» poistawa nieufności,

(6)

R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y 172

«klasycystyczne» zaś zadufanie jest rzeczą społecznie szkodliwą — rozumiem przez to, że w łaśnie nieufnej, krytycznej (postawy wymaga dzisiaj konieczność przynoszenia nam o skomplikowanym św iecie takich informacji, które pozwo­ liłyby go nam pełniej rozumieć i wydajniej przekształcać (...) W chw ili obec­ nej nie wolno nie pam iętać o tym, że literatura uczy określonego sposobu m y­ ślenia, że skutki jej działania — choćby w niezmiernie przeobrażonej i po­ średniej formie — sięgają w rzeczyw istość pozaliteradką. Jeśli się co do tego zgodzimy — a kto by isię nie zgodził, odmówi itym samym literaturze wsizeil- kiej racji bytu — m usim y dostrzec .również większą wartość takiej literatury, która uczy dziś m yślenia krytycznego, nie poddającego się zbiorowym hipno­ zom, roztrząsającego inia równych prawach wlszystkie sprzeczne racje (...) «mały» klasycyzm lat sześćdziesiątych (zasadzał się) na przyjm owaniu «na wiarę» po­ rządku narzuconego z zewnątrz, nie na wyborze, ale na biernej akceptacji w szystkich 'tych «małych m itów», które alienując się od nas, od Swoich twórców fałszują nasz obraz świata i krzyżują nasze działania. I taki właśnie klasycyzm jest dziś — powtarzam — rzeczą społecznie szkodliwą. Szkodliwą choćby dla­ tego, że uczy bezkrytycznej bierności w działaniu i myśleniu, przyzwyczaja do uległości wobec każdego dogmatu, pozwala przemycać ideologiczną i arty­ styczną hochsztaplerkę i tandetę obok rzeczy istotnie ważnych. A zatem — (...) w tym widzę zadanie i szanse romantyzmu dialektycznego, iż winien on w łaśnie teraz wikrloczyć w ów zakłamany chaos «małych mitów», aby po pod­ daniu ich w eryfikacji i dem askacji utorować drogę do programu pozytywnego, do syntezy; ale do 'takiej syntezy, której m yślowe przesłanki będą nie zata­

jone, lecz właśnie odsłonięte dzięki dialektycznemu ścieraniu się przeci­

w ień stw ”.

Ten p rzy d łu g i c y ta t 'upoważnia nas do w yciągnięcia następu jący ch w niosków . R om antyzm d la B arańczaka nie ima nic wspólnego z p a ­ syw nym sentym entalizm em , z k u lte m .irracjonalizm u; przeciw nie, ak c en tu je konieczność k ry ty czn eg o m yślenia, racjonalistyczn ej dia- lek ty ki. A więc nie ty le pochw ała uczuciowości, ile d ram aty czności, w alki postaw , polem iki, słow em ru ch u , rozw oju, dynam iki. Ten ro ­ m anty zm wyw odzi się nie ty le z G odziny m y śli, ile z B eniow skiego, ale n ajb ardziej z O dy do m łodości czy Farysa. Będzie to zatem r o ­ m antyzm a k ty w isty czny — jak o ś pirz ©filtrowany przez ekispresjoni- styczne cedizidło — te n rom antyzm , k tó ry p rzek ształca św iat, k tó ry widzi w jednostce ak ty w n y podm iot dziejów, ich twórcę.

Otóż n ie tru d n o ukazać p odobieństw a postaw y B arańczaka i p o sta­ w y K rzysztofa Jasińskiego, kierow n ik a te a tru STU. Obaj żądają od sztuki, aby raczej ją trz y ła ra n y niż usypiała, aby w prow adzała w sam środek walki, n ie łagodząc ‘sprzeczności; przeciw nie — k o n fro n tu jąc postaw y, obnażając k o n flik ty , zm uszając do dojrzałej refleksji. Obaj bow iem są przekonani, że sz tu k a w in n a zm ieniać św iat. A w każdym razie, że m a uczyć aktyw ności, uczyć odpow iedzialnego działania. A także, że a rty s ta p ełn i rolę w jak im ś sensie przyw ódczą w społecz­

ności; że nie je s t ani an ty k w ariu szem , ani cyzelatorem p ięknych słów, lecz budzicielem narodow ego sum ienia. Tym, k tó ry p rzypom i­

(7)

na o obyw atelskim pow ołaniu każdego i to o pow ołaniu nie na m iarę kraw ca.

Ale m ów iąc o przedstaw icielach pokolenia uform ow anego w latach 1968— 1970 nie zapom inajm y o starszych. Niedawno u kazała się w a r­ ta głębszej reflek sji książeczka A ndrzeja Kijowskiego Listopadow y

wieczór, pośw ięcona pokoleniu rom antycznem u. K ijow ski nie ograni­

cza się do spojrzenia czysto historycznego. W epoce m łodzieżowych k o n testacji jakże żywo brzm ią słowa Schillerow skich Zbójców! O ile B ryll w R zeczy listopadow ej pisanej p o rokiu 1968 odsądza cd czci i w iary skarlałych potom ków byłych kom batantów , to K ijow ski, pi­ sząc o filom atach, pisze w ielką pochwałę młodości. Tej młodości, k tó ­ ra m a am bicje przekształcania świata. Albowiem naw et jeśli nie zm ieni św iata, to w ydaje arcydzieła: „Skąd więc właściwie w ziął się m ate ria ł na arcydzieło? Czy tylko z w ielkiego w strząsu, jakim było pow stanie?” p y ta Kijowski. I odpowiada: „Pokolenie rom antyczne inny m iało a tu t w rękach: aktyw ną, intensyw ną m łodość” . I dla K i­ jow skiego rów nież rom antyzm to zamach na ustalony nieporządek św iata, to am bicja aktyw nego przekształcania historii.

Jeśli pokolenie 1968— 1970 o d k ry w a n a nowo ro m antyzm , jeśli p ró ­ buje w łączyć dziedzictw o rom anty czn e do współczesności, to czyni tak, aby obronić się przed m echanizm am i alienującym i i urzeczow ia- jącym i jednostkę. Nie chce bowiem być przedm iotem czyichkolw iek m anipulacji, nie chce być św inką m orśką historii, obiektem dziejo­ w ych procesów, rzeczą biernie poddającą się anonim ow ym działa­ niom zew nętrznym . Przeciw nie, chce być aktyw nym podm iotem tw o­ rzącym w łasny św iat i w łasną przyszłość. „G ra idzie o staW kę n a j­ w yższą” , czytam y w p rogram ie jednego z najlepszych te a tró w s tu ­ denckich w Polsce.

J a n P r o k o p

27*3 R O Z T R Z Ą S A N IA I R O Z B IO R Y

Zaproszenie do dyskusji

P r o b l e m y pols kie go r o m a n ty zm u . Seria pierwsza. Pra­ ca zbiorowa pod redaikcją Marii Żmigrodzkiej i Zofii

Lewinówiny. Wrocław — Warszawa — Kraków —

Gdańsk 1971 Ossolineum, ,ss. 408, 2 nlb. Instytut Ba- •dań Literackich Polskiej Akademii Nauk.

P roblem y polskiego ro m a n ty zm u są książką

m ającą w dobie p re te n sji do nieom ylności niesłychanie rzadką zale­ tę: prow o kuje do dysku sji poprzez w skazanie now ej, niedostrzegal­ nej p rze d tem p ro b lem aty k i oraz różnicuje postaw y badawcze i od­ m ienne, a n a w e t przeciw staw ne propozycje in terp retacy jn e. W m yśl założeń red a k c ji now a seria w ydaw nicza m a stanow ić podnietę do

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wystarczy odrobina czasu i wysi³ku intelektualnego poœwiêcona lekturze jego dzie³a Stany ducha, gdzie autor jest obecny, towarzyszy czytaj¹cemu w ka¿dym fragmencie i w jakieœ

Gdy spoglądam na ciebie w gronie twoich rówieśnic, gdy spoglądam w twoje jasne oczy i słyszę twój wesoły śmiech, przeplatający wasze ożywione pogawędki, to

Jego myślenie i odczuwanie nietylko że niepo- trzebuje być pokalane przez takie uświadomienie, ale może ono zostać skutecznie zabezpieczone przed tem wszystkiem

[r]

Funkcja skrótu musi być także nieodwracalna, to znaczy nie może się dać obliczyć oryginalnego tekstu wiadomości na podstawie jej skrótu5. kryptosystem

Przy wykonywaniu zadania nauczyciel podkreśla, że postawa tolerancji łączy się z szacunkiem dla człowieka i to powinno stanowić podstawę do oceny

Wciąż może nas zadziwiać los Aleksandra i Rufusa, należących do pierwszej generacji chrześcijan, a zarazem synów Szymona… Może nas zadziwiać los lekarza z

Wymiary: 77×77×95 mm Port ładowania: USB typu C Pojemność i rodzaj baterii: 3.7 V 2000 mAh Li-Ion Ilość trybów pracy: 5 poziomów stymulacji, 9 poziomów odciągania pokarmu