• Nie Znaleziono Wyników

Edward Dembowski : (dokończenie)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Edward Dembowski : (dokończenie)"

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

EDWARD DEMBOWSKI.

( D o k o ń c z e n ie ).

W śród gorączkowej działalności, jak ą rozw ijają kierow nicy pow stania w Galicyi zachodniej, zachodzi jednak nagle fakt, który w strząsa chwilowo całą robotą spiskow ą do gruntu.

W idzieliśmy, że Dem bowski w prowadził właściwie w błąd w spółtow arzyszy pracy w Galicyi co do stanow iska Centralnego Kom itetu Poznańskiego w spraw ie pow stania i co do stanu przy­ gotow ań do ruchu w innych dzielnicach Polski. Nie istniały je ­ dnak, jak się zdaje, żadne obaw y c o d o ścisłości udzielanych przez D em bow skiego informacyj. S tosunki z Poznaniem były w tym cza­ sie utrudnione, to też poza ow ą w ypraw ą Bobrow skiego, która, jak wiemy, nie dała w gruncie rzeczy żadnych rezultatów , p o ro­ zum iewanie się z C entralnym K om itetem Poznańskim odbyw ało się przez D em bow skiego w łaśnie *).

Tym czasem we w rześniu 45-go roku przybyw a nagle do G a­ licyi przysłanjr przez C entralny Komitet Poznański, J o r d a n 2). Czy to K om itet Poznański powrziął jakieś podejrzenia co do zbytniej gor­ liwości w ysłanego przez siebie em isaryusza, czy z innego pow odu, który je st nam nieznany, postanow ił on odwołać z Galicyi D em ­ bow skiego i zastąpić go przez Jordana. Jordan pierw szy po Dem­ bow skim przywiezie do Galicyi bezpośrednie zlecenia i informacye od Komitetu. I nagle kłamstwo, jakiego się dopuścił Dembowski,

’) P r o je k to w a n a p o d r ó ż W i e s io ł o w s k i e g o d o P o z n a n ia d o sk u tk u n ie d o s z ła . D e m b o w s k i b y ł w P o z n a n iu z G a lic y i d w u k r o tn ie , w m a rcu i w lip c u . P a m . W i e s io ł o w s k i e g o .

2) J o r d a n a s p o tk a li W i e s io ł o w s k i z D e m b o w s k im u W ła d y s ła w a D ąb - s k ie g o w Z a k r z ó w k u , w r a c a ją c z e L w o w a , P a m ię tn ik W i e s io ł o w s k i e g o str. 52 i 53.

(3)

186 K D W A R D D E M B O W S K I .

wychodzi na jaw . „Komitet poznański nie myśli o rychłem po­

w staniu“, mówi Jordan.

W iadomość ta spada na W iesiołow skiego i jego towarzyszy, ja k grom. W G alicji bowiem spraw a pow stania je st już tak po­ suniętą, że odw ołanie go i odsunięcie w daleką przyszłość jest praw ie niemożliwością. Zachodzi teraz pytanie, co robić? W K ra­ kowie ma miejsce zebranie członków K om itetu galicyjskiego; jest na niem obecny i Bobrowski, który świeżo w rócił w łaśnie z P o ­ znania i potw ierdza zdanie Jordana. W szyscy czynią Dembowskie­ mu ostre w yrzuty. I sam Dembowski przerażony jest tem, co się stało. Im gorliwiej przekonyw ał i nam awiał on innych, tem więcej przekonyw ał i siebie, tem pew niejszą i bliższą urzeczyw istnienia w ydaw ała się cała spraw a jem u samemu. T eraz na w yrzuty w spół­ tow arzyszy „pobladł i płakał jak dziecko“ Ł).

Z relacyi Bobrow skiego okazuje się wyraźnie, że Komitet Poznański ani nie zna stanu spisku w Galicja, ani nie zdaje sobie spraw y z jej położenia politycznego, skoro poleca Bobrow skiem u założenie w Galicyi dziennika, szerzącego zasady dem okratyczne, co było równie niemożliwe ze względu na cenzurę, jak spó­ źnione wobec działań spiskowych, obracających się koło spra­ w y wj^buchu. W jrchodzi jednocześnie na jaw kw estya stanow i­ ska w spisku Stefańskiego i jego zwolenników. Poza plecami C. K. Pozn., w którym p arty a jego miała dwóch swoich przedstaw i­ cieli, rozw ijał Stefański w Poznaniu na swoją rękę działalność, w celu wjf wołani a w najbliższym czasie pow stania. Od pewnego już czasu do członków spisku w K rakow ie i w G alicja przj^cho- dzity listy od niego, zarów no jak od innych spiskowców poznań­ skich, A dolfa Malczewskiego i W ładj^sława Kosińskiego, ze skargami na nieczjm ność C entralnego K om itetu, z wezwaniem do wspólnej naradjr, do obalenia go i ustanow ienia nowej władzjr. Jak się zdaje, ową bezczynnością C. K om itetu tlómaczjd się rów nie w części i D em bow ski przed towarzyszami, mówiąc im, że „oszukiwał, ale i sam był oszukanym “ 2). W iesiołow ski przez w yjaśnienia Bo­ brow skiego i opow iadania K ozerskiego, stronnika Stefańskiego, którego w Krakowie spotkali, zachw iany mocno w swojej wierze w Centr. Komitet Poznański, postanaw ia jedn ak udać się wraz z Gorzkowskim i Dembowskim nie do T orunia, gdzie w zywa S te ­ fański czynniejszjrch członków spisku, chcąc przeprow adzić

oder-*) P a m ię tn ik W ie s io ło w s k ie g o , str. 57. 2) P a m ię tn ik W ie s io ł o w s k i e g o , s tr . 57.

(4)

wanie się od С. Komitetu, utw orzyć now ą władzę i wyznaczyć te r­ min pow stania, ale przedew szystkiem do Poznania, aby poinfor­ mować Centr. Kom. o w rzeniu w spisku, rozejrzeć się w sjrtuacyi i potem dopiero coś postanow ić. D nia 4-go listopada trzej przed­ stawiciele Galicyi i K rakow a są już w Poznaniu i odrazu zdają sobie spraw ę—G orzkowski i W iesiołow ski—z odmiennego stopnia napięcia nastroju rew olucyjnego kierow ników ruchu w Poznaniu i—u nich samych. W szedłszy bow iem do mieszkania Berwińskiego, zastają tutaj przedstaw iciela C entralizacyi przy Centr. Kom. P oz­ nańskim i naczelnika w szystkich em isaryuszy w kraju, H eltm ana, zajętego najspokojniej rysow aniem obrazków do historyi Polski dla dzieci. Ze zdziwieniem słucha on podobno opow iadania W ie­ siołowskiego i G orzkow skiego o w rzeniu w śród spiskow ych i o ma- chinacyach Stefańskiego, nie przejm uje się spraw ą w tym stopniu, co oni, i, jak mówi W iesiołow ski, traktuje ją lekko. Posyła jednak zaraz po Stefańskiego; S tefański przychodzi, i nie zapierając się bynajmniej swego stanow iska, rozwija przed W iesiołow skim i Dem­ bowskim swój plan działania. Całą duszą rwie się do tego planu Dembowski; okazuje się naw et znow u zamało lojalnym wobec na­ czelnej władzy; Stefański w ezw any był dla wytłóm aczenia się i uspraw iedliw ienia i W iesiołow ski czyni D em bow skiem u w yrzuty z pow odu jego stanow iska czy też tonu, w jakim do Stefańskiego przemawia. Dem bowski tłom aczy się, że nie chce Stefańskiego zra­ żać, w rzeczywistości jednak jem u, który tak rwie się do pow sta­ nia i który sam robił w Galicyi to samo zupełnie, co Stefański w Poznańskiem ,—parł do w ybuchu, nie oglądając się na stanow i­ sko Centr. Kom. Pozn., - trudno je st zająć w rozmowie ze S tefań­ skim inne stanowisko. Stefański w naradach Kom itetu nad spraw ą pow stania udziału brać nie będzie, w tych dniach bowiem zostaje właśnie aresztowany, spraw a przyśpieszenia w ybuchu będzie miała jed n ak rzecznika niemniej gorliwego w Dembowskim.

K w estya bowiem, czy w ybuch pow stania nastąpić ma w naj­ bliższej przyszłości, czy też być odłożonym, była osią, około któ­

rej toczyły się narady. Zakończ3^ły się one zwi^cięstwem stronni­

ctwa ruchu. Uznano, że i w Poznańskiem i w Galicyi spisek przy­ brał już takie rozmiary, że z jednej strony należało się obaw iać w ykrycia go przez policyę, z drugiej—trudno było by już pow strzy­ mać rozpęd, jaki tak nieostrożnie nadano działaniom. Jako jeden z pow odów przyśpieszenia pow stania, podaw ano rów nież wzgląd na spraw ę chłopską w Galicyi. Sprawca chłopska łączyła się u spi­ skowców organicznie ze spraw ą pow stania; tym czasem zdawano sobie spraw ę z tego, jak szybko uprzedza rząd austrj^jacki dem o­

(5)

kratów w zjednywaniu sobie sympatyi u chłopów. K rzew iona przez rząd system atycznie niechęć pomiędzy dworem a chłopem i coraz gorliwsze wysiłki galicyjskich sfer biurokratycznych nad pozyskaniem w chłopie polskim sprzymierzeńca, zaczynały już wy­ daw ać owoce. Od kilku lat już, t. j. odtąd wyznaczono nagrody za doniesienia o spiskach, zdarzało się coraz częściej, że chłopi wydaw ali spiskowców w ręce policyi. Mówiono już teraz o rzezi, którą przjrgotowuje rząd. Spiskow cy uważali jednak w ybuch po­ w stania w obec takiego stanu rzeczy za tembardziej nieodzowny. Liczono bowiem na to, że rów noczesne z w ybuchem ogłoszenie zniesienia pańszczyzny otw orzy ludowi oczy, pozyska go dla spraw y narodow ej, a plany rządow e pokrzyżuje. „Dziedzice Galicyi są tego przekonania, że tylko pow stanie i nadanie rów noczesne własności chłopom, może ich uratow ać od niechybnej rzezi, którą rząd na w ielką skalę przygotow uje“ *). Zdanie to popierał W iesiołowski. Obliczając czas, potrzebny, niezbędnie do przygotow ania wybuchu, przyjęto term in trzjnniesięczny. Uzyskanie zgody Centralizacja było, jak się zdaje, rzeczą bardziej formalną, w lutym więc 46-go roku miało pow stanie w ybuchnąć.

C. Kom. Pozn. zmieniony został zupełnie co do swego składu, usunięto bowiem lub usunęli się sami dotychczasow i jego człon­ kowie, między innymi długoletni kierow nik komitetu, K arol Li­ b e lt2). Nowy komitet rozw ija wobec tak bliskiego term inu w ybu­

chu działalność niezmiernie ożywioną. W organizacyi władzy re­

wolucyjnej w Galicyi zachodzą rów nież poważne zmiany. U chw a­ lono rozwiązanie galicj^jskich komitetów, a na czele całego spisku, w Galicyi tak wschodniej, jak zachodniej postaw iono W iesioło­ wskiego, mianując go w ielkorządcą Galicyi. Dembowski udać się ma do Galicyi wschodniej, gdzie działalność W iśniow skiego w y­ daw ała się trochę opieszałą i gdzie trzeba było pchnąć mocniej spisek w kierunku przygotow ania w j/b u ch u 3).

F akt przyśpieszenia term inu pow stania napełnia D em bow skie­ go niew ypow iedzianą radością. Trzy miesiące tylko dzieli go od dnia, w którj^m „wykochana i wj^śniona w sercach rew olu cya“

1 8 8 E D W A R D D E M B O W S K I .

‘) W s p o m n ie n ia p o śp . A le k s a n d r z e G u ttry m , str, 49, p r z y p is e k . 2) U s u w a ją c s i ę od z w ie r z c h n ic t w a n ad K o m ite te m , o b ie c a ł je d n a k L i­ b e lt u d z ie la ć rad i w s k a z ó w e k n o w e m u k ie r o w n ik o w i, G u ttrem u ; s t o s u n e k ten p o z o s t a ć m ia ł w o b e c s p is k o w y c h w ta je m n ic y . W s p o m n ie n ia p o ś. p. A l. G u ttr y m , str. 49.

3) P r o t o k ó ł z z e z n a ń W ie s io ł o w s k i e g o . P r o c e s W iś n io w s k ie g o . P r z e ­ g lą d p r a w a i a d m in is tr a c y i 1908 i 1909.

(6)

stanie się życiem. Radość podw aja jeszcze jego sity, a przedsię­ biorczość i ruchliwość jego dosięgają w tym czasie zaniku. Dzie­ cinny sen, aby zostać bohaterem jakiejś niepraw dopodobnej histo- ryi urzeczyw istnia się: w p ro st fantastyczną postacią staje się ten nieuchw ytny em isaryusz w oczach współczesnych, zaczynają krą­ żyć o nim niepraw dopodobne praw ie opow iadania. W iedzą w szy­ scy, że polieva rozsjrła za nim listy gończe, że za głow ę jego w y ­

znaczono 1000 złr. nagrody 1)—on, drw iąc z policyi, jako lokaj do­

staje się do domu któregoś z wysokich urzędników rządow ych we Lwowie, by wysłuchać rządow ych planów. Posiadając niezw y­ kłą w prost zdolność przetw arzania swojej postaci, przebiera się za chłopa, za dziada żebraka, naw et za damę, aby tem łatwiej sze­ rzyć agitacjrę i tem łatw iej w ymknąć się z rąk policyi w chwili, kiedy ta sądzi, że go już trzj/ma. Jako żyd handlarz n p .'ro zn o si po domach ukryte w tow arze p ro k lam acja i naraża tem w szyst­ kich handlarzy lwowskich na rewizj/e, sam jednak w ym yka się, ja k zwykle, szczęśliwie. Podobno naw et w stępuje na jakiś czas do pułku Nugent, jako żołnierz, by agitować za spraw ą w śród żoł­ nierzy. O pow iadań takich i tym podobnych mamy mnóstwo. O d­ bijają nam one doskonale całą bezradność policyi w stosunku do młodego szaleńca, a do postaci D em bow skiego dorzucają nam rys nowy. Jest jakiś młodzieńczy humor w tym ciągłym myleniu znie­ nawidzonej policyi i w j/prow adzaniu jej w pole, jak aś żywiołowa młodzieńcza buta, praw ie rzec można, m łodzieńcza fanfaronada w ustawicznym narażaniu się na niebezpieczeństw o i drw ieniu z niego. T en „apostoł w olności“, ja k nie w ahają się nazywać go w spółcześni2), tak szczerze przejęty swoją ideą i tak bezwzględnie jej oddany, je st tu chwilami poprostu dw udziestoparoletnim chłop­ cem, który z młodzieńczym hum orem „urządza“ poliejri „kaw afy“, ciesząc się, że ją wjrprowadzi w pole.

Od 18-go grudnia widzimy D em bow skiego we Lwowie 3). O d­ razu gdy tylko się tutaj zjawia, sprawjr spiskow e szybkim zaczy­

S a la , str. 125. D e m b o w s k i p r z e b y w a ł w G a licy i p o d n a z w is k ie m R o g o w s k ie g o , K o w a ls k ie g o , B o r k o w s k ie g o i Ł a g o w s k ie g o . P r z e g lą d p r a w a i ad m . P r o c e s W iś n . S a la G e s c h ic h te d e s p o ln is c h e n A u fs ta n d e s .

O p o w ia d a n ia o p o d s t ę p a c h D e m b . w o b e c p o lic y i p o d a je S a c h e r M a so ch w „ P o ln is c h e R e v o lu t io n e m “ i O s ta s z e w s k i-B a r a ń s k i. D o t e g o o k r e s u c z a s u w ż y ­ ciu D e m b . o d n o s i s ię r ó w n ie ż w ie r s z P o la p. t.: „ E m isa r y u sz “, z a c z y n a ją c y s ię o d s łó w : „ Z n a c ie m ło d z ia n a , co z j a s n y m w ł o s e m “ i t. d. W i e r s z te n , u m ie s z c z o n y w V to m ie p o e z y j P o la , w y d a n y z o s t a ł r ó w n ie ż ja k o w ie r s z A n c z y c a .

2) W ł. K o siń s k i. S p r a w a p o ls k a 4 6 -g o r.

(7)

190 E D W Ą R D D E M B O W S K I .

nają iść tempem. Przez praw nika Sikorskiego, młodego, zapalonego, ja k on sam, fanatyka idei, któ ry ju ż podczas studyów uniw ersytec­

kich organizował był wśród kolegów koła spiskowe, trafia Dem­ bowski do młodzieży uniw ersyteckiej. Studencki pokoik na Łycza­ kowie, gdzie się zbierano, staje się w idow nią gorączkow ego ruchu młodj^ch umysłów, gorącej w ym ow y z jednej i szczerego zapału z drugiej strony. Pow staje w śród studentów Komitet, który ma wciągać do działania młodzież, rzem ieślników i mieszczan i orga­ nizować jednych i drugich w kadry spiskowe. Kieruje wszystkiem Dembowski. T rzy tygodnie upływ a od przybycia jego do Lwowa, gdy liczba spiskowych dosięga już 500 osób. T rzeba jeszcze po­ zyskać szlachtę. Do tej, jak zwykle, zw raca się Dembowski nie­ chętnie. W zyw a więc do Lw ow a W iesiołow skiego. I w śród szla­ chty galicyjskiej zresztą panuje obecnie inny zupełnie nastrój niż 10 miesięcy temu, kiedy Dem bowski z W iesiołow skim czynili pier­ wsze wysiłki, by wciągnąć do działania szlachtę rzeszow ską ’). W Rzeszowskim w prawdzie pozostaje ona zawsze dość niechętną pow staniu, ale w Jasielskim , Sanockim, Tarnow skim i S ąd ec­ kim wchodzi już grom adnie do spisku, w Galicyi wschodniej istnieją już kom itety w Złoczowie, Brzeżanach, Sam borze, S tan i­ sław ow ie, K ołom yi2). W samym Lwowie nieom al otw arcie już w er­ bują spiskow cy now ych członków do spisku, mówi zaś o bliskiej rewolucyi całe miasto. Dembowski z W iesiołowskim zawiązują we Lw ow ie kom itet szlachecki dla spraw y pow stania pod nazwą „Rządu konfederacyjnego lw ow skiego“ 3), 200jeszcze członków zy­ skuje W iesiołowski podczas pob ytu swego we Lwowie, poczem wjrjeżdża. Przedtym jednak naznacza dzień w ybuchu pow stania na 22-i lutego, nie w ątpiąc, że nakłoni z łatw ością do przyjęcia tego term inu Poznań i Kraków.

Dembowski rzuca mu się na szyję, kiedy się o tem dow ia­ duje 4).

Pracuje on teraz nad pozyskaniem dla spraw y pow stania S m o lk i5). Czuli to bowiem dobrze sprzysiężeni, że nieodzowną było praw ie rzeczą, aby ten w łaśnie człowiek przystąpił do ich spraw y. D ługoletni członek i kierow nik „Stow arzyszenia ludu

pol-') P a m ię tn ik W ie s io ło w s k ie g o , str. 74 W iz e r u n k i d u s z y n a r o d o w e j, O j- c z y in ia k a , str. 124. 2) S a la , G e s c h ic h t e d e s p o ln . A u fs ta n d e s . 3) P r o c e s W i ś n io w s k ie g o , P r z e g lą d p r a w a i ad m . 1909 r., str. 699. 4) P a m . W i e s io ł o w s k i e g o , str . 76-a. 5) F r a n c is z e k S m o lk a — K a ro la W id m a n a , s tr . 102.

(8)

skiego“, najliczniejszego i najpow ażniejszego ze wszystkich tajnych spisków galicyjskich, koło którego, ja k koło osi, grupow ały się w szystkie inne, świeżo, po zniesieniu w yroku śmierci, jaki w sty­ czniu 45 r. otrzymał, w yszedł był wdaśnie po czterech latach z w ię­ zienia, otoczony aureolą patryotyzm u i pośw ięcenia dla spraw y narodow ej. Imię jego było w tym czasie we Lw ow ie na ustach wszystkich. Sm olka jednak był przeciw nikiem zbrojnego pow sta­ nia, które w edług jego zdania usunąć należało w dalszą przyszłość. Stow arzyszenie ludu polskiego drogą m oralnego i intelektualnego rozw oju przj^sposabiać miało um ysły do odbudow ania Polski, jako rzeczypospolitej dem okratycznej, wszelkie próby nadania związ­ kowi innego charakteru spotykały się od lat wielu z jego opo­ rem i Dembowski małe miał bardzo szanse, że misya, z którą się udaw ał do Smolki, może się powieść. Była bowiem zasadnicza różnica zdań w przekonaniach obu dem okratów : Smolka, podo­ bnie jak Dembowski, jako siłę przyszłego pow stania widzieć chciał lud, uw ażał jednak za złudzenie w iarę w możliwość pow stania lu­ dowego w chwili obecnej. O strzegał on Dembowskiego, że ruch

ludow y może się zwrócić raczej przeciw pow staniu. Dembowski

proponow ał Sm olce objęcie dow ództw a nad pow staniem we Lw o­ wie i na Rusi, Sm olka jed n ak odpowiedział, że nietylko dow ódz­ tw a nie obejmie, ale przeciwdziałać będzie całej sprawie. Dem­ bowski chw yta się w tedy środka, używ anego już podczas p ropa­ gandy spiskowej Ł)—zagraża Smolce szubienicą. I ten jednak śro­ dek zawodzi, Sm olka pozostaje przj^ swojem, oświadczając, że zrobi, co tylko można, aby uratow ać i pow strzym ać tych, co św ia­ domie dążą do swojej zguby.

O gólnego rezultatu działań D embowskiego w Galicyi nie zna­ my. Co więcej, nie był on znanym dokładnie naw et władzy kie­ rowniczej pow stania, piśm ienne bowiem spraw ozdanie, napisane przez D embowskiego, które miało być przedstaw ione członkom Rządu N arodowego na zebraniu w Krakowie w dn. 24 stycznia, a które zaw ierało podobno dokładne i pew ne dane co do liczby sprzysiężonjrch i co do zajętych przez rew olucyę m iejscowości— jedyny dokument, który rzucić by mógł na tę spraw ę św iatło,— nie został odczytany z pow odu zgubienia klucza, zapomocą

któ-*) W k w ie tn iu 45 r. D e m b o w s k i s t a w ia p r z e d o c z y w id m o s z u b ie n ic y E d w a r d o w i W o jn a r o w s k ie m u , u k t ó r e g o b r a ta w N o c k o w e j k o ło R z e s z o w a u k r y w a s i ę c h w ilo w o p r z e d p o lic y ą . O p o w ia d a n ie W o j n a r o w s k ie g o w „R ok u 1 8 4 6 -y m “ D e m b iń s k ie g o , str. 245.

(9)

192 E D W A R D D E M B O W S K I .

rego był ułożony. Członkowie R ządu zadowolnili się w tedy ustnym zapewnieniem W iesiołow skiego, że stan rzeczy tak w Galicja za­ chodniej, jak wschodniej je st d o b ry 1). Nie wiem y nic rów nież o porozum iew aniu się spiskow ców z rew o lucjonistam i europejski­ mi, które jakoby odbyw ało się częściowo także za pośrednictw em D em bow skiego 2).

Pierw szą klęską, ja k a spadła na organizacyę pow stańczą w G a­ licyi, były aresztow ania we Lwowie. W nocy z 11-go na 12-y lutego zarządziła tu policya m asow e uwięzienie należących clo spi­ sku osób, wobec czego pow stanie we Lwowie stało się niemo- żliwem.

Przypadek zdarzył, że Dembowski w ym knął się i tym razem z sieci, którą zastaw iła policya, a która i jego w pierw szjan rzę­ dzie miała zagarnąć. W wilię tego dnia w yjechał bj?ł bowiem do księdza Nahlika do Rumna, gdzie razem z W iśniow skim i manda- taryuszem Czaplickim z H orożan układali spraw ę wj^buchu w Ho- rożanach 8). Zaw iadom iony natychm iast o tem, co się stało, widząc się nazajutrz z W iesiołow skim u H enryka Janki w H oszanach, składa m u rap o rt o w ypadkach lwowskich; traktuje jednak spraw ę jako lokalną tylko klęskę i zachęca W iesiołow skiego do rozpoczy­ nania działań, nie w ątpiąc o pow odzeniu całej sprawjr.

W brew jego nadziejom, nad głowami pow stańców zbierają się coraz cięższe chmury. Pow stanie jeszcze nie w ybuchło, a każdy praw ie dzień przynosi wiadom ość o nowej jakiejś klęsce, która niszczy część usiłow ań w zarodzie *). 11-go lutego aresztuje Breinl kilku spiskowych w T arnow skiem i dostaje w swoje ręce cały plan działania w tym okręgu; w nocjr z 12-go na 13-у następują aresztow ania we Lwowie; 15-go przychodzi wiadom ość o areszto­ waniach poznańskich, o uwięzieniu naczelnego w odza pow stania

') S a la , G e s c h ic h te d e s p o ln is c h e n A u fs ta n d e s , str. 175. 2) W ia d o m o ś ć o d r o d z in y D e m b o w s k ie g o . M o r a c z e w s k i w „ W y p a d k a c h p o z n a ń s k ic h “ r o b i w z m ia n k ę o j a k ic h ś „ z ja zd a ch n a d R e n e m “ , w k t ó r y c h b r a ł u d z ia ł D e m b o w s k i,— W i e s io ł o w s k i i S a la n ie w s p o m in a ją je d n a k n ic o te m . P o w y d a le n iu z z a b o r u p r u s k ie g o b y ł D e m b o w s k i w B r u k s e ll i i w L o n d y n ie , z d a je s ię je d n a k , ż e p o d r ó ż ta m ia ła na c e lu o s o b is t e j e g o s p r a w y , D e m b o w s k i m y ­ śla ł b o w ie m o p r z e n ie s ie n iu s ię z r o d z in ą d o B r u k s e lli a lb o L o n d y n u . (L is t D e m b o w s k ie g o d o ż o n y —z p a p ie r ó w p o D e m b o w s k im ) . W B r u k s e lli w id z ia ł s ię D e m b o w s k i z L e le w e le m , o c z e m w s p o m in a S a la .

3) P r o c e s W iś n io w s k ie g o . P r z e g lą d p r a w a i a d m in is tr a c y i 1909 r., str. 468. *) P a m ię tn ik W i e s io ł o w s k i e g o . S a la , G e s c h ic h te d e s p o ln is c h e n A u f ■ sta n d e s.

(10)

M ierosławskiego, i zniszczeniu całego tam tejszego spisku; 17-go za­

ledwie udaje się W iesiołow skiem u w ymknąć z rąk p o l i c j i ; 18-go

zajmuje K raków jen erał Collin z wojskiem; ■— wreszcie coraz to

gorsze przychodzą wieści o wrogiej postaw ie mas chłopskich. Nie w tym celu, abjr dać pomoc pow stańcom , ale by chw ytać podej- rzanjrch i odstawiać ich do cyrkułów , zbierają się grom ady chłop­ stw a i utrzym ują w arty po drogach. W rogi ich stosunek do spra­ wy pow stania zarysow uje się wyraźnie. To też „okolice, z których obiecywano tysiące pow stańców , nie przj^rzekają ich teraz stami, nakoniec nie ręczą za dziesiątki" !). Na zebraniu w dn. Í8 lutego u A lcyaty w K rakow ie w śród członków utw orzonego przed kilku tygodniami R ządu Narodowego pow staje myśl odw ołania wybuchu. Część członków usuw a się od działania, pozostali jednak w Krakowie, Tyssow ski i Gorzkowski, postanaw iają wj^buch wjrwołać. W nocy z 20 na 21-y lutego w ybuch w K rakow ie ma w samej rzeczy miejsce.

O dwa dni wcześniej, w nocj/ z 18 na 19-y lutego, na dążący

clo T arnow a na punkt zborny oddział pow stańców rzucają się gro­ mady chłopstwa, rozbrajają pow stańców i, pokaleczonj^ch, zbitych, odstaw iają do T arn o w a do starostw a. Zaczynają się kolejno na- pady na dw ory, m ordy i rabunki, rzeź rozlewa się w przeciągu kilku następnych dni na -szerokim obszarze kraju, paraliżując w y­ buch tam nawet, gdzie przygotow ania po temu były zupełnie p o ­ czynione. W ten sposób pow stanie, które jego tw órcy wjrobrażali sobie, jako ruch, obejmujący najdrobniejsze naw et wsie i m iaste­ czka, ogarniający w szystkich m ieszkańców kraju do kobiet i dzieci włącznie i w szystkie dzielnice Polski, stłum iony w Poznańskiem i Galicyi wschodniej przez aresztow ania, w G alicji, zachodniej utonął w rzezi chłopskiej. Jedjm ie tylko w Rzeczjrpospolitej K ra­ kowskiej rew olucya w ybuchła i zdaw ała się naw et narazie rosnąć i osiągać nieoczekiwane powodzenie.

Dembowski w pierwszych dniach rew olucyi przebyw a w oko­ licach Wieliczki.

III.

R e w o l u c y a .

Nadzieje tych, którzy parli do rew olucji, opierały się w znacznej części na przecenianiu sił społeczeństw a i naprzecenieniu sił własnj^ch. Mierosławski, charakteryzując w „Pow staniu poznańskiem “ stro n­

‘) A lc y a to , W y p a d k i 1846 г., str . 182,

(11)

194 E D W A R D D E M B O W S K I .

nictwo P raw d Żjrwotnjrch“ J), opow iada o tem, jak bardzo patrzyli ci ludzie na rzeczy przez pryzm at własnych pragnień i własnych marzeń. Pierw szy w ystrzał rew olucyjny rozwiał marzenia i postaw ił ich oko w oko z rzeczywistością; okazało się w tedy, że rzeczyw i­

stość zawiodła, a czyny nie dorów nały marzeniom. Ale był je ­

den człowiek, mówi dalej M ierosławski, który kłamu nie zadał rojeniom najbujniejszej sw^ojej im aginacyi—tym był E dw ard D em ­ bowski. W samej rzeczy, jeżeli Dembowski nie umiał liczyć się z rzeczywistością, a w poglądach jego na spraw y więcej było rojeń niż rachuby, jeżeli śmiałość jego zam iarów zdaw ała się granicz\’ć z fantastycznością, to jednak, gdy przychodzi do dzieła, staje się on, ja k nikt inny, uosobieniem ideału powstańca, jakiego malowali ówcześni rewolucyoniści, nie zna w achań i załamań, ani na chwilę nie traci w walce z wrogiem zuchw alstw a i rozpędu, a kiedy w szyst­ ko zaczyna się rw ać i rozpadać, naw et w tedy nie chce ustąpić ani na krok okolicznościom, ale z młodzieńczą energią i n iestru­ dzonym zapałem usiłuje nagiąć rzeczywistość do swoich pra­ gnień.

Pierwszym czynem D em bow skiego podczas rew olucyi było zajęcie przezeń W ieliczki.

W Wieliczce, w pierwszych dniach po wybuchu rewolucyi w Krakowie, panow ało przerażenie i popłoch. W iadom ości bowiem, jakie tu przychodziły z Krakowa, brzmiafy dla pow stańców bardzo p o m yślnie2). W nocy z dn. 20-go na21-y lutego bili się w Krakowie pow stańcy z austryjakam i, a 22-go lutego jen erał Collin cofnął się z wojskiem na Podgórze i K raków był wolnym; wraz z wojskiem austryackim opuścili rów nież miasto rezydenci trzech m ocarstw i senat Rzeczjrpospolitej; 22-go lutego tajny dotychczas Rząd Naro­ dowy nazw ał się jaw nie Rządem Narodowym Rzeczypospolitej P o l­ skiej, ogłosił m anifest i ustaw ę rew olucyjną, zaprow adził nowe władze cywilne na miejsce dawnych, organizow ał straż bezpieczeń­ stw a i wojsko. T o były wiadomości praw dziw e, nie licząc innych, najbardziej fantastycznych o siłach pow stańczego wojska, o zastę­ pach chłopskich, które im iść mają na pomoc i t. p. To też na­ praw dę czemś wielkiem i czemś groźnem w ydaw ała się ta zbliża­ ją ca się od K rakow a rew olucya cywilnym i w ojskowym władzom austryackim w W ieliczce3). Na zamku wielickim, gdzie rezydow ał

‘) P o w s t a n ie p o z n a ń s k ie z r. 1848, L . M ie r o s ła w s k i, str. 65. 2) K r o n ik a r e w o lu c y i k r a k o w s k ie j z 1846 r. W a w e l L o u is .

(12)

intendent sálin, hr. Blagay, staw iano barykady, tarasow ano bramy, urządzano rusztow ania wzdłuż m urów dla obrońców . T u bowiem znajdow ała się kasa salin wielickich, tu więc spodziew ano się n aj­ silniejszego ataku. W mieście w śród urzędników niemców pano­ w ał rów nież popłoch: kto mógł, pakow ał rzeczy i w ysyłał żony

i dzieci w jakieś pewniejsze miejsce. W nocy z dn. 23 na 24 lu­

tego Brancaleron, dowodzący wojskiem w W ieliczce, nie ufając przygotow anym środkom obrony, poszedł za przykładem Collina i, w obawie przed pow stańcam i, potajem nie opuścił z wojskiem W ieliczkę. T eraz dopiero panika wzrosła do rozmiarów niezwy­ kłych. Część urzędniczej ludności, pew na, że lada chwila grozi im straszna jakaś napaść ze stro ny pow stańców , chw yta co ma pod ręką i, zapom niawszy naw et zabrać św iatła i żywności, chroni się do kopalni. T u o głodzie i w ciemności spędza kilka godzin do rana. Zrana przybyw a w samej rzeczy oczekiwany z takim prze­ rażeniem wróg, liczebnie jed n ak nie przedstaw ia się groźnie, je s t nim bowiem jeden jedyny człowiek, Dembowski. Bez bro­

ni, bez ułożonego z góry planu Ł) przybył on do Wieliczki dnia 24-go lutego o godzinie 10-ej zrana i odrazu zoryentow ał się w sytuacyi. Zajęcie przez niego W ieliczki było mistrzowskim skorzystaniem z przestrachu i zamętu, jaki tu zastał. Uzbroiwszy się wziętym od jednego z mieszkańców W ieliczki, Dyzmy Chro­ mego, pałaszem i uszytą naprędce przez jego siostrę kokardą n a­ rodow ą, z czterem a to w arzy szam i2) i grom adą ciekawych, która już się tymczasem zebrała, udał się on do m agistratu, gdzie trafił w łaśnie na posiedzenie i narady, co robić wobec zbliżających się w ypadków . Przedstaw iw szy się burm istrzowi, jako w ysłannik

s ię w a r c h iw u m k o ś c io ła w W ie lic z c e , a z a w ie r a j ą c e g o o p is y w y p a d k ó w , s p o ­ r z ą d z o n e p r z e z u r z ę d n ik ó w w ie lic k ic h w j ę z y k u n ie m ie c k im . N ie k tó r e s z c z e ­ g ó ł y u z u p e łn io n e z „K ro n ik i r e w o lu c y i k r a k o w s k ie j “ W a w e l a L o u is i z S a li „ G e s c h ic h te d e s p o ln . A u f s t a n d e s “. ') U c h o d z ą c p r z e d p o lic y ą p o a r e s z to w a n ia c h lw o w s k ic h , p r z y b y ł on p o d p r z y b r a n y m n a z w is k ie m a p te k a r z a , J a n a Ł a g o w s k ie g o , w o k o lic e W i e l i ­ c zk i, a n ie m o g ą c d o s ta ć s ię d o K r a k o w a z p o w o d u g r o ź n e j p o s t a w y b a n d c h ło p s k ic h , n a m a w ia ł o b y w a t e ls t w o o k o lic z n e d o z o r g a n iz o w a n ia z b r o jn e g o n a p a d u na W ie l i c z k ę i z a ję c ia m ia sta . O b a w a p r z e d c h ło p a m i p a r a liż o w a ła je d n a k c h ę c i w y p r a w y i n a m o w y p o z o s t a ły b e z sk u tk u . D e m b o w s k i u s k u te ­ c z n ia w t e d y z a m ia r sa m je d e n . D z ie n n ik R z ą d o w y R z e c z y p o s p . p o ls k ie j z 1846 r. nr. 2 -і. A r t y k u ły D e m b o w s k ie g o „Z W i e l i c z k i “ i „ R e w o lu c y a i L u d “. s) B y li to D y z m a C h ro m y , A d a m S ie d m io g r o d z k i, u r z ę d n ik z W ie lic z k i i d w a j p r z e b y w a j ą c y w W i e l i c z c e a k a d e m ic y z W ie d n ia , F e r d y n a n d B au m i J a n L a r y s z N ie d z ie ls k i. K ron ik a r e w o lu c y i k r a k o w s k ie j 46 r. W a w e l L o n is , str. 120.

(13)

196 E D W A R D D E M B O W S K I .

Rządu Narodowego, którego imieniem zająć ma W ieliczkę, nakazał natychm iast zwołanie urzędników i całej ludności przed m agistrat. Rozkaz został spełniony. Dembowski, stojąc z odkrytą głow ą na scho­ dach, wiodących do m agistratu, odczytuje zebranem u tłumowi Manifest Rządu N arodowego, poczem przem aw ia gorąco do słuchaczy.—Poza ow ą chwilą, kiedy W iesiołow ski oznajmił D em bow skiem u o dniu wybuchu rew olucja, a D em bow ski rzucił mu się na szyję, dow ie­ dziawszy się o tem, je st to może największa chwila upojenia, jaką przeżyw a podczas rew olucyi Dembowski. Rew olucya ju ż żyje i on ją kształtuje wedle swej woli. G orąco i szeroko opow iada słucha­ czom o zmianach społecznj/ch, jakie niesie rew olucya, o zniesieniu pańszczyzny, wskazuje korzjrści, jakie osiągną ci, co do rewolucyi przystąpią, wzbudza grozę przed jej w ielką jakoby siłą, wj^daje rozporządzenia i rozkazy. W szystkie rozkazy zostają z największą ścisłością w ykonane *). Jedno z zarządzeń D embowskiego nakazj7- wało mieszkańcom W ieliczki, aby wjrszli uroczyście pow itać zbli­ żające się wojsko polskie; wysłani jednocześnie do K rakow a S ie­ dmiogrodzki i Niedzielski mają polecenie wj/prow adzenia natych­ m iast ku Wieliczce jakiego oddziału pow stańców . T o braterskie pow stanie rew olucyjnych zastępów zarówno podnieść ma ducha wśród tych zastępów, jak i oddziałać na samjrchże mieszkańców Wieliczki, zbliżjrć ich do rewolucyi, w ytw orzyć pew ne uczucie solidarności ze spraw ą. O 12-ej w południe Dembowski opuszcza W ieliczkę i udaje się do Krakowa, o 2-iej zaś w jTusza z Wieliczki w kierunku K rakowa, nakazaw szy pochód w liczbie kilkuset ludzi, przystrojonych z rozkazu Dem bow skiego w kokardy narodow e, z muzjrką, z cechami, ze sztandaram i górniczym i2). Oddział pow stań­ ców, prow adzoity przez Suchorzew skiego, złożonj' ze 180 ludzi pie- szych i 80 konnych krakusów , spotkany przez uroczj7sty ów po­ chód, w kracza o 11-ej w nocy do uiłuminowanej na przjrjęcie gości Wieliczki. Suchorzew ski, dowódca oddziału, mianuje Siedm iogrodz: kiego komisarzem pow iatow ym rew olucyi, nakazując słuchać go pod karą śmierci i Siedm iogrodzki zaprow adza w W ieliczce now y

*) „M ilcząco s łu c h a ło w s z y s t k o p o t ę ż n e g o r o z k a z u , ja k w e ś n ie g o r ą ­ c z k o w y m “, p is z e j e d e n z u r z ę d n ik ó w w ie lic k ic h w s w o im o p is ie z a s z ły c h w y ­ p a d k ó w . K o p ia r ę k o p is u z a r c h iw u m k o ś c io ła w W ie lic z c e . 2) S z ta n d a r y o w e p o p r z y w r ó c e n iu d a w n e g o p o r z ą d k u r z e c z y z o s t a ły „ w d n i u 2 - i m k w ie tn ia w lic z b ie d z ie w ię c iu w r a z z d r z e w c a m i s p a lo n e w p ie c u p a n a H o fra ta " , ja k o s p la m io n e d o t k n ię c ie m b u n to w n ic z y c h rą k , a te m s a m e m n ie g o d n e u ż y w a n ia . O p is w y p a d k ó w w ie lic k ic h . K o p ia r ę k o p is u z a r c h iw u m W ie lic z k i.

(14)

porządek rzeczy. Przez trzy dni, 24-у, 25-y i 26-y lutego 46-go roku żyje W ieliczka życiem rew olucyjnem . O dwach obsadzonjr kosy­ nierami, orły cesarskie pozdejm owane, w biurze Blagaya i na jego papierze piszą się nagw ałt w ezw ania i rozkazy now ego rządu; urzędnicjr zaś niemcy, którzy musieli przed swym dotychczasowym kolegą Siedm iogrodzkim złożyć przysięgę na w ierność rew olucji, biorą wraz ze wszystkimi mieszkańcami udział w uroczystościach

i zabiegach nowej władzy. Na drugi dzień rano biorą też udział

w solennjmi nabożeństw ie dziękczynnym, na którym są obecni przedstaw iciele now ego rządu, Siedm iogrodzki i Suchorzew ski, ustrojeni w przewieszone przez ram iona białoczerwone wstęgi: Sied­ miogrodzki z narodow ym sztandarem w ręku, okoliczni obyw atele w zwykłych surdutach, ale zaopatrzeni w szable, wiszące na sze­ rokich rzemieniach, grom ada kosjm ierów, m agistrat, nauczyciele i t. p. Tegoż dnia jeszcze odbyw a się w W ieliczce pobór do wojska zdolnych do broni mieszkańców, bez względu na narodow ość, a pod grozą stryczka, poczem, w celu rozszerzenia pow stania dalej, w yrusza wojsko 25-go lutego popołudniu z Wieliczki i idzie na zajęcie Bochni. Przedtem ma jeszcze miejsce fakt, dla spraw y pow stania bardzo korzystny,—zajęcie kasy salinarnej wielickiej. Pow stanie zyskiwało przez zabór kasy sumę 120,000 złr. z czego 100,000 złr. odwieźli Dyzma Chromy i W łodek Rządowi N arodowem u do Krakowa, zaś 20,000 zatrzym ał Siedm iogrodzki na wydatki w W ieliczce х).

24-go lutego przj^bywa Dembowski, upojony świeżjrm zwycię­ stwem, do Krakowa. Na parę godzin przed jego przybyciem, czło­ nek Rządu N arodowego, Tyssow ski, ogłosił się dyktatorem Rzeczy­ pospolitej. Przy jego boku staje teraz Dembowski.

O d pierwszej chwili przybycia D em bow skiego zdaje sobie spraw ę Tjrssow ski, jak trudną stanie się teraz jego rola, ja k wielki w pływ będzie na niego ten now y przybysz wywierał.

Tyssow ski zajmował podrzędną rolę w spisku, kiedy Dembowski był już znanjrm w kołach spiskowych, w dwóch zaborach ściganym, z trzeciego w yrzuconym emisaryuszem. Przypadek raczej zrzą­ dził, że Tyssow ski dostał się na zebrania styczniowe w K rakow ie

<) W a w e l L o u is w K r o n ic e r e w o lu c y i k r a k o w sk ie j p o d a je d a ls z e lo s y k a s y w ie lic k ie j: 50,000 z w r ó c i ł r z ą d o w i a u s tr y ja c k ie m u W o lff, j a k t w ie r d z i T e s - s a r c z y k , w z n a c z n e j w ię k s z o ś c i z p r y w a t n y c h s w o ic h p ie n ię d z y ; 10,080 z łr . z n a ­ le z io n o w k a s ie p o w s t a ń c z e j , 19,850 z łr . o d e b r a n o o d T y s s o w s k ie g o , r e s z t ę za ś m ie li z a p ła c ić , s t o s o w n ie d o w y r o k u s ą d o w e g o , S ie d m io g r o d z k i i D y z m a C h ro m y .

(15)

198 E D W A R D D E M B O W S K I .

i wszedł w skład Rządu N arodow ego Ł). Po naradzie u A lcyaty

przed w ybuchem pow stania i usunięciem się części przyw ódzców , w ysunął się on na naczelne miejsce. Łagodna jednak, mięka jego natura nie potrafi się oprzeć zapalczywości Dem bowskiego, która, jak wicher, pociąga i unosi za sobą każdego, z kim się tylko zetknie. Tyssow ski próbuje z początku oddalić nieco Dem bow skiego i zająć go czem, ofiaruje mu urząd swego sekretarza, oraz sekre­ tarza przy ministrze spraw w ew nętrznych, W ielogłowskim . Ale Dembowski nie nadaje się w takiej chwili, ja k ta, do spokojnej pracy administracyjnej, naw et w m iniśteryum rew olucyjnym . Niech ludzie o pokroju Tyssow skiego biorą na siebie czynności organi­ zacyjne,—on będzie tym podmuchem, który podnieca płomień re ­ wolucyi, który pędzi rew olucyę naprzód. Taką będzie przez cały czas jego rola w K rakowie. Rozstaje się też bardzo prędko z W ie­ logłowskim.. „Siw y staru szek “, jak go nazyw a Berg, który jedynie pod grozą kary śmierci zgodził się na przyjęcie z rąk rządu- rew o­ lucyjnego „m iniśteryum “, zadow olony być musi rów nież z pozby­ cia się takiego sekretarza. U rząd sekretarza przy dyktatorze Dem­ bow ski zatrzymuje, stanow isko to bowiem pozw ala mu wpływać na bieg spraw rewolucyi bardziej niż każde inne.

A tymczasem w nocy z 24-go na 25-y lutego zagraża rewolucyi now e, nieoczekiwane zupełnie niebezpieczeństwo. Tyssow ski, za spokojny, za um iarkow any dla D embowskiego, w ydaje się jednak zbyt radykalnym dla większej części krakowian. Chcieliby oni w i­ dzieć ster spraw w ręku kogoś bardziej pokojowo usposobionego, ująć cały ruch „w k a r ty praw a i rozum u“. Profesor uniw ersytetu krakow skiego i autor H istoryi literatury polskiej, Michał W isznie­ wski, zdaje się im dawać dostateczną gw arancyę zakończenia całej spraw y bardziej rozważnie i pomyślnie, na noc więc z 24-go na 25 lutego, korzystając z w ysłania najlepszych sił pow stańczych do Wieliczki, przygotow ują zamach. P rofesor W iszniewski ma ode­ brać władzę Tyssow skiem u, ogłosić się Naczelnikiem N arodu pol­ skiego i wziąć w swoje ręce bieg rewolucyi.

W Szarej kamienicy, siedzibie Rządu N arodowego, rozegrała się scena zamachu, zrzeczenia się władz}? przez T yssow skiego

*) „ P o n ie w a ż te n w y s ła n n ik (o d G o rz k o w s k i e g o j d o w ie d z ia ł s ię w d r o ­ d z e , ja k o b y m j e s z c z e z e L w o w a n ie p o w r ó c ił, u d a ł s i ę do T y s s o w s k ie g o , sk ą d p o s z ło , iż t e n ż e , b ę d ą c d o tą d p o d r z ę d n y m ty lk o a je n te m , w y p ły n ą ł n a w ie r z c h , b y p ó ź n ie j d o s y ć w a ż n ą o d e g r a ć r o lę “. P a m ię tn ik W i e s io ł o w s k i e g o , str. 77.

Z a k tó w p r o c e s u W iś n io w s k ie g o w id a ć r ó w n ie ż , ż e T y s s o w s k i n ie b a r ­ d z o w ie d z ia ł, c o s i ę d z ia ło w sp is k u .

(16)

i pow tórnego objęcia przezeń dyktatury. Około godziny 3-ej zrana wkroczył W iszniew ski z kilku zw olennikami do Szarej kamieniej?·, bez oporu ze strony kilku m łodych ludzi, tworzącj^ch straż przj'- boczną djrktatora, zajął jego biuro i zasiadł do pisania wezwań do różnych osób, b jr staw ify się natychm iast przed „Naczelnikiem Na­ rodu polskiego“. Tjrssowski, nie przeczuwając niczego, spał w mie­ szkaniu drugiego swego sekretarza, Rogawskiego, pod Krysztofo- rami. Zbudzonjr przez R ogaw skiego i zaw iadom iony o tem, co zaszło, śpieszjr do Szarej kamieniej? i widzi W iszniew skiego, prze­ pasanego szarfą, oznaczającą objęcie władzjr dyktatorskiej, gdy, oto­ czony swymi zwolennikami, wj^daje rozporządzenia i rozkazj?. Na in terp ela cją Tyssow skiego, co by to miało znaczyć, W iszniewski nie chce się naw et tłomaczyć. N astępuje burzliw a scena, Tj^sso- wski jednak nie upiera się przy władzy, wziąwszy od W iszniew ­ skiego przyrzeczenie, że Naczelnik odw oła się do mas ludowych i poruszj? je przez nadanie im własności, oddaje w ładzę w jego ręce i wychodzi. U progu Szarej kam ieniej' spotyka jed nak Dem­ bowskiego. Dembowski nie może pozwolić na to, co się stało. Za żadną cenę do tego nie dopuści. WTładza w ręku W iszniew skiego to cofnięcie rew o lu cji wstecz, to osłabienie jej, skazanie na za­ gładę. Ognistym i słowami przem aw ia do gromadki ludzi, która się zebrała przy Szarej kam ienieje aby dali pomoc Tyssow skiem u, a nie dopuścili do w ładzj’ W iszniewskiego, który, jak twierdzi, zostaje w porozum ieniu z Rosyanam i. W tej chwili dano znać z wieżj? M aryackiej—rozmjrślnie czy przypadkow o—że kozacjr idą

od Michałowic. W śród tłum u pow staje oburzenie na W isznie­

wskiego, tłum poryw a w jTchodzącego w łaśnie T yssow skiego i pod dow ództw em Dem bowskiego, trzym ającego pistolet w ręku, w k ra­ cza z hałasem do sali posiedzeń. Zmieszanj/ W iszniew ski nie sta­ w ia żadnego oporu, a gdy Dembowski z pistoletem wymierzonym ku niemu, krzyczy: „W ynoś się, zdrajco! intruzie!“—zryw a z siebie dyktatorską szarfę, zarzuca ją na szyję T yssow skiego, pośpiesznie wciska się w tłum i znika z sali.

T ak opow iada tę scenę W aw el L o u is1). Inni autorow ie, pi­ szący o zamachu, dodają lub odrzucają pew ne szczegóły, wszysejr iednak poświadczają to zgodnie, że pod naciskiem Dembowskiego, Tyssow ski, któiy już zgodził się b j i na odstąpienie władzy, w kra­ cza z pow rotem do sali posiedzeń, W iszniewskiego zmusza do ucieczki i obejmuje dyktaturę n a p o w ró t2).

■) K ro n ik a r e w o lu c y i k r a k o w s k ie j.

(17)

-200 E D W A R D D EM BO WSKľ.

Po spraw ie zamachu stosunek dyktatora do jego sekretarza zmienia się jeszcze bardziej na korzyść tego ostatniego. I Sala i T rentow ski stw ierdzają zgodnie, że Dembowski właściwie nadaje teraz charakter całemu ruchow i w Krakowie.—Na spraw ców zama­ chu żąda Dembowski kary śmierci. U tworzony zostaje T rybunał Rewolucyjny, przed którym staną prof. W iszniewski, dziennikarz H ilary Meciszewski, który pierw szy podał projekt zamachu i se­ nator Jacek Mieroszewski, w którego mieszkaniu odbywał}? się

nad nim narady. W T rybunale owym zasiądzie również i Dem­

bowski. Zdaje się, że wielką urocz\rstością i pom pą otoczono ów

sąd z trzech obwinionych jednak M eciszewskiego i Mieroszew-

skiego uw olniono zupełnie od odpowiedzialności, na prof. W isz­ niewskiego w ydano w yrok śmierci, wiedząc zresztą, że zdążył on już uciec do Prus. Spraw y zamachu użyje Dembowski bardzo

zręcznie, jako środka agitacyjnego. „O niemałej potędze rewolu-

cyjnego rozw inięcia“,·—pisze nazajutrz po zamachu w „Dzienniku Rządow ym Rzeczypospolitej P o lsk iej“ 2)—„świadczy spełznięcie zrę­ cznie ułożonego przez obyw atela Michała W iszniew skiego zam a­ chu na dyktatorską władzę. W szystkie rew'olucye w yw ołują zw y­ kle oddziaływania, które je niszczą w zarodzie. W dzisiejszem na- szem pow staniu naw et kontrrew olucya okazała się bezsilną“.

T en sam cel, oddziałania na opinię publiczną, miały inne artykuły, pisane przez Dem bowskiego w owych pierw szych dniach rew olucyi w „D zienniku“. Rzuca w nich Dembowski szereg wia­ domości o postępach pow stania — praw dziw ych czy fałszyw ych— mniejsza o to; chodzi mu o opinię publiczną. Odezwjr, w ydaw ane przez dyktatora, a podpisane przez Dembowskiego, groziły

iedno-w ia d a n iu tej s c e n y S a la , p r z e d s ta iedno-w ia ł s p r a iedno-w ę iedno-w ten s p o s ó b , ż e z o b a iedno-w y , a b y D e m b o w s k i, s to ją c y z p is t o le t e m w r ęk u , n ie z a b ił W i s z n i e w s k i e g o , z g o d z ił s ię c z e m p r ę d z e j na d o b r o w o ln e o d s t ą p ie n ie w ła d z y , a p o te m , n a p r o ś b y lu d zi z e w s z y s t k ic h s ta n ó w , k tó r z y g o o to c z y li, p o d w p ły w e m w ie ś c i o z b liż a ją c y c h się r o s y a n a c h , w r ó c ił do sa li p o s ie d z e ń i, g d y str a ż p r z y b o c z n a w z ię ła o d r a zu j e g o s t r o n ę , p o z w o lił W is z n i e w s k i e m u u c ie c , sa m z a ś o b ją ł z p o w r o t e m d y k ta tu r ę. Z e z n a n ia te je d n a k i w ty m s z c z e g ó le ja k i w in n y c h n o s z ą c h a r a k te r u s iło ­ w a ń p r z e d s t a w ie n ia s ie b ie w p o m y ś ln ie j s z y m ś w ie t l e . S łu s z n ie p o w ia d a W a ­ w e l L o u is (K r o n ik a r e w . kr. str. 113>, ż e D e m b o w s k i b y ł b y ra czej z a s t r z e lił W is z n ie w s k ie g o , n iż d o p u ś c ił do p o d p is u r e z y g n a c y i p r z e z T y s s o w s k ie g o . ‘) M e c is z e w s k i w s p o m in a o „ b r a te r s k ie m u c a ło w a n iu ', k tó r e o fia r o w a ł o d s ie b ie T r y b u n a ł o c z y s z c z o n e m u z w in y „ o b y w a t e lo w i M e c is z e w s k ie m u “ A n to n i Z. H e l c e l —L is ic k ie g o , str . 145, t. II. г) O r g a n „ R z ą d u N a r o d o w e g o R z e c z y p o s p o lit e j p o lsk iej" , w y d a w a n y w d n ia c h r e w o lu c y i w K r a k o w ie nr. 2 -і, str . 4-а.

(18)

cześnie karą za szerzenie trw ożących lub niechętnych pow staniu wieści i zaprow adzały cenzurę na pism a i artykuły 1).

Najsilniejszym jednak środkiem zapom ocą którego spodziewał się Dembowski w płynąć na szersze koła i poruszyć je, miało być założenie Klubu Rew olucyjnego p o lsk ie g o 2). „Naturalnem pow oła­ niem każdego rew olucyjnego klubu je st pędzić opinię publiczną, a temsamem pędzić rząd i ruch pow szechny podniecać. Kiedy kluby będą m ogły mu (rządowi) nieść zarzuty gnuśności i zasypiania spraw y publicznej,·—kiedy kluby będą więcej rew olucyjne, jak rząd, to znak jest nieomylny, że rząd je st kontrrew olucyjnym , bo nigdy nadto rew olucyjnym być nie można. Muszą one w ted y nieść po­ strach rządowi i samym rządem rządzić“. T ak określa zadanie klubów rew olucyjnych H. K am ień sk i3). Takim niew ątpliw ie miał być klub Dem bow skiego. Ściągał on najgorętsze jednostki, jakie były w K rakowie. Zbierano się codziennie po godzinie 9-ej wie­ czorem w sali balowej gmachu teatralnego, kiedy zajęcia urzędow e były już pokończone, aby w edług słów wydanej przez D em bow ­ skiego odezwy, dysputow ać i przedstaw iać ludowi kw estye rew olu­ cyjne, „usposabiać go do przyjęcia i ukochania rew olucyi...“ Nie znamy bliżej działalności klubu, protokół}? mów i dyskusyi, notow ane przez sekretarzy, miały być, jak głosiła odezwa, ogłaszane w p is­ mach publicznych, ani jeden jednak nie je st znany. Daleko je­ dnak musieli posuw ać się członkowie klubu w swojej zapalczywo- ści; w samej rzeczy usiłow ali niew ątpliw ie „nieść postrach rzą­ dowi i samym rządem rządzić“, skoro w edle słów Helcia, nakazał Tyssow ski Dem bowskiem u zamknięcie klubu 4).

Różnica zdań pomiędzy dyktatorem a Dembowskim w ystępo­ wała jed n ak najsilniej w kw estyi, która w ysuw ała się ponad w szyst­ kie inne i zajmowała umysły wszystkich, w kw estyi stosunku do rzezi chłopskich. Najgorliwsze bowiem usiłowania, aby rozszerzyć rew olucyę, nie mogły prowadzić do niczego wobec tego zła, które zawisło nagle nad krajem, paraliżując jednocześnie wszelkie dzia­ łania powstańców. ') O d e z w a „D o d r u k a r ń k r a k o w s k ic h i D o lu d u k r a k o w s k ie g o “. D z ie n n ik r z ą d o w y R z e c z p . p. nr. 2) O g ło s z e n ie D e m b o w s k ie g o o z a ło ż e n iu K lu b u R e w o lu c y j n e g o p o l­ s k ie g o , 1-у n u m e r D z ie n n ik a R z ą d o w e g o R z e c z p . p„ str. 4-а. 3) P r a w d y Ż y w o t n e , str. 144. ł ) B r ie f e e in e s p o ln is c h e n E d e lm a n n e s a n e in e n d e u ts c h e n P u b lic is te n . D z ie ła L is ic k ie g o „A . Z. H e lc e l“ str o n a 307, t. II i.

(19)

202 E D W A R D D E M B O W S K I .

D em bow skiego przedstaw iało sobie bardzo wielu w spółcze­

snych, jako apoteozującego rzeź szlachty. K rwaw a legenda oto-

czjda go. O pow iadano sobie, że wiadomość o w ypadkach tarnow ­ skich miał on jakoby przyjąć z radością. T o jakaś dama miało go widzi eę podczas pierw szego przyw ożenia zabitych i rannych na rynku w Tarnow ie, w przebraniu Rumuna, wykrzykującego: „to dobrze, krew się leje, z tego w ypłynie Polska" *), to znów W aw el Louis w kłada mu \y u sta słowa, wyrzeczone jakoby do Dyzmy Chromego w Wieliczce, a odnoszące się do w ypadków tarnowskich: „dobrze się dzieje, bo ju ż krew się leje“ 2). Istnieją i poważniejsze zarzuty tego rodzaju. T re n to wski, pisząc o agitacyi D embowskiego w Galicyi, nie w aha się postaw ić go na równi z Szelą i obok Szeli. „Dembowski idzie do Galicyi i przypraw uje chłopstw o do rżnięcia szlachty“. „Patrz, jak radykalnie poczyna sobie wilk, w padł­ szy do owczarni; czemże różnią się odeń Szela i D em bow ski“ 8). Faktem jest, że w drugim okresie agitacyjnym w Galicyi p ra ­ cował Dembowski pośród ludu. K w estya, o ile agitujący w śród ludu em isaryusze dem okratyczni przyczynili się do rozdm uchania rzezi, je st może najtragiczniejszą stroną całego tragicznego konfli­ ktu 46-go roku. W śród całej m asy bezimiennych zarzutów, skiero­ w yw anych zarów no ze strony polskiej, jak niemieckiej, Dembowski jest jedynym , na którego pokazuje się palcem, mówiąc: ten w ła­ śnie. A gitacya w śród ludu była kw estyą sporną pomiędzy Dem­ bowskim, a W iesiołowskim , W iesiołow ski bowiem uw ażał ją za przedwczesną, sądząc, że w ostatniej chwili dopiero powołać należj' lud do czynu, podczas kiedy Dem bowski rozpocząć chciał agitacyę w śród ludu na wielką skalę. W iesiołow ski zabronił mu tego sta­ nowczo 4). I tu jednak w yłam yw ał się Dem bowski z pod zwierzch­ niej władzy, bo w D zienniku Rządow ym pisze w dniach pow sta­ n ia 5): „Ja żyłem z ludem galicyjskim, pracow ałem z nim konspi­ racyjnie, ogłaszałem mu rew olucyę społeczną—widziałem w T ar- now skiem Mazurów, w Sam borskiem Rusinów , jak całą duszą chw ytali rew olucyjną spraw ę i apostołow ali ją dalej pomiędzy swojemi grom adam i“. A gitacya w śród ludu odbyw ać się musiała w myśl zasad, w ygłaszanych w „P raw dach“ i „K atechiżm ie“, a nie­

ł) Z d a w n y c h w s p o m n ie ń . D ę b ic k i s tr . 38.

2) Kronika rewolucyi krakowskiej, str. 118 przypisek·

3) W iz e r u n k i d u s z y n a r o d o w e j , w y d a n e p o d im ie n ie m O jc z y ź n ia k a , str 12 i 2Ö1.

4) P a m ię tn ik W ie s io ł o w s k i e g o , str. 72.

(20)

chęć do szlachty odbijać się mogła w słowach, zw róconych do ludu.

Od tego stanow iska, jakie zaw ierały „P raw d y “ daleko jednak jeszcze do w ybuchów radości, na w iadom ość o rzezi. „Zginą, k tó ­ rzy nie zechcą być ludźm i“, pow tarzał w praw dzie Dem bow ski;— podczas wj^padków tarnow skich ginęli jednak nie ci, „którzy nie chcieli bj^ć ludźm i“, ale ci właśnie, co chw ytali za broń z m yślą 0 polepszeniu losu w arstw ludow ych; pomiędzy uwięzionymi i ran­ nymi w Lisiej Górze znajdow ał się przyjaciel i najbliższy współ-

t o w a r z j r s z Dem bow skiego w przygotow yw aniu w Galicyi rew olu­ cyi, W iesiołow ski, „wielkorządca G alicyi". Dembowski widział, że spraw a przybiera obrót dla spraw y pow stania jaknajszkodliwszy. T o też pogłoski o wybuchach radości na w iadom ość o rzezi, n a ­ leży, jako bezpodstaw ne, usunąć.

U spraw iedliw ia on jed n ak w rogie stanow isko ludu. „Szlachty to je st winą, że nie um iała wzbudzić w ludzie zaufania". Dembowski, który widzi zawsze rzeczy takimi, ja k je chce widzieć, w ierzy jeszcze, że uda się jed n ak prędzej czy później zjednać lud dla spraw y re ­ wolucyi. „Dziwić się wcale n iem o żn a", pisze 24-go lutego, a więc 5-go już dnia rzezi *) „że lud do broni za złą Е х-szlachtą nie idzie, 1 że nie pow stanie tam, gdzie nie wie, o co się rzecz toczy". I kończy zapytaniem: „niemiał że by Lud nasz uw ierzyć w Re- wolucyę, ukochać ją cafym sercem, gdy Rew olucya nasza je st A poteozą L u d u “?

Z przekonania, że lud musi je d n ak uznać i przjrjąć rewolu- cyę, skoro się przekona, że ta w łasne jego dobro ma na celu, wypłynie- stanowisko, jakie zajmie Dembowski w obec toczących się w ypadków. „Nie surow a spraw iedliw ość, ale apostolstw o, oparte na wielkiej miłości ludu, przekonać mogą chłopów, że rew olucya ich dobro ma na celu". W obec tego wszelkim surow ym środkom wobec

biorących udział w rzezi będzie on przeciwny. „Ze złem, którego

cofnąć niepodobna, potrzeba się zgodzić, pisały Praw dy Ż jrw otne2), przew idując w jednym ze sw ych u stępów m ożliwość takich w ypad­ ków, w których by chłop sam zaczął w ym ierzać sobie spraw iedli­

wość na szlachcie. „Myśleć natenczas o karceniu nadużyć, które

w śród takiego stanu rzeczy m ogą się wcisnąć, je st rzeczą niepo­ dobną, bo trzeba by na to wdać się w w ojnę z ludem zam iast iść

') A r ty k u ł „ R e w o lu c y a i lu d “ — n r. 2-і D z ie n n ik a R z ą d o w e g o R z e c z y p . p o ls k ie j.

(21)

204 E D W A R D D E M B O W S K I .

na nieprzyjaciela“. I Dembowski, g d y t e p r z e w i d y w a n i a t e ­ r a z s i ę s p r a w d z i ł y , o d s u w a m y ś l w y s t ą p i e n i a p r z e ­ c i w l u d o w i . Kiedy dyktator Tyssow ski w yda odezwę, w której obok obietnicy zniesienia pańszczyzny, grozi karą śmierci za wszelkie m ordy i rozboje !), Dembowski odezwy tej nie podpisze. Obok podpisu dyktatora mam}? na niej nazwisko drugiego sekretarza T y s­ sow skiego— Rogaw skiego. Pisze natom iast Dembowski inną odezwę „do wszystkich polaków, umiejących czytać“ 2). O dezw a ta pomija najzupełniejszym milczeniem kw estyę rzezi, mówi natom iast o znie­ sieniu pańszczyzny, czynszów i danin i wylicza korzyści, jakie nie­

sie ludowi rew olucya. „Kto by was do pańszczyzny lub danin

przymuszał, ten ukaranym zostanie“, czytamy na końcu tej ode­ zwy 3).

Taż sama odezw a mówiła o w arsztatach narodow ych, które rew olucya założy dla rzem ieślników po skończonej walce o nie­ podległość, a w których płaca za robotę będzie dw a razy większą, niż ją dziś posiadają, i do niej to odnieść należy tw ierdzenie Sali i T rentow skiego o w noszenie przez Dem bowskiego do rew olucyi pierw iastku komunistycznego. Ś lady idei kom unistycznych od­ biły się jednak w takim samym stopniu i na niektórych innych pismach rew o lu cy i4), idee kom unistyczne posiadały bowiem w tym

*) O d e z w a do L u d u P o ls k ie g o . D z ie n n ik r z ą d o w y R z e c z p , p o ls k ie j n r . 2. 2) D z ie n n ik R z ą d o w y R z e c z p . p o ls k ie j n r. 3-і. Ż e D e m b o w s k i j e s t a u to ­ r em tej o d e z w y , m ó w i o te m S a la str . 241. J e m u p r z y p is y w a ł ją r ó w n ie ż , ja k m ó w i T r e n t o w s k i w „ W iz e r u n k a c h “, g ł o s p o w s z e c h n y . 3) A n to n i Z y g m . H e lc e l w „ L iś c ie s z la c h c ic a “ p o ls k ie g o w s p o m in a o in ­ n ej p ie r w o t n e j r e d a k c y i tej o d e z w y , s k r e ś lo n e j ja k o b y p r z e z T y s s o w s k i e g o , „ w o r in a u s d r ü c k lic h d ie B a u e r n a u fg e fo r d e r t w e r d e n , k u r z w e g e in e n j e d e n G u tsh e r r n o d e r P ä c h t e r h in z u r ic h te n , d e r e s fe r n e r w a g e n s o llte , v o n ih n e n ir g e n d e in e F r o h n — o d e r Z in s — o d e r D ie n s t le is t u n g zu v e r la n g e n “— A n to n Z. H e lc e l. L is ic k ie g o str. 307, t. Il-i. 4) § 9 -у in str u k cy i d la k o m is a r z y i o f ic e r ó w p o w ia t o w y c h r e w o lu c y i, p r z e d s t a w io n y p r z e z M ie r o s ła w s k ie g o n a z e b r a n ia c h s t y c z n io w y c h w K r a k o ­ w ie , d z ie lił 3-і n a b ó r lu d n o ś c i na k a m p a n ie r z e m ie ś ln ic z e , z o s ta ją c e p o d d o ­ z o r e m k a p ita n a i p o r u c z n ik ó w i o s a d z o n e w o s o b n y c h b u d y q k a c h , o r a z g ło s ił, ż e c a łe p a ń s t w o w s ta n ie r e w o lu c y j n y m j e s t je d n ą w s p ó ln ą w ła s n o ś c ią w r ę ­ k a c h r zą d u r e w o lu c y j n e g o . M ie r o s ła w s k i u s p o k a ja ł w t e d y o b e c n y c h , ż e m o w a tu ty lk o o p r z e j ś c io w y m s t a n ie r e w o lu c y j n y m . S a la — G e s c h ic h te d e s p o ln . A u fst. str. 173. W ś r o d k o w e j c z ę ś c i M a n ifestu R z ą d u N a r o d o w e g o z n a jd o w a ł się r ó ­ w n ie ż u s tę p o w y w a lc z e n iu ta k ie g o sk ła d u s p o łe c z e ń s t w a , w k tó r y m k a ż d y p o d łu g z a s łu g i z d o ln o ś c i z d ó b r z ie m s k ic h b ę d z ie m ó g ł u ż y tk o w a ć .

(22)

czasie zwolenników. Nie mają jednak jakiegoś bardziej konkret­ nego planu, którjr by można było zastosow ać w naszych w aru n ­ kach; godzili się wszyscy ci komuniści na myśl uwłaszczenia, którą poniosło Tow . D emokratyczne, i pod tym hasłem podczas rew olu­ c ji w jrstęp ow aliŁ). T ak czynił i Dembowski.

Z dn. 21 lutego posiadam y odezwę, podpisaną przez T jrssow- skiego i Dem bowskiego, która — w myśl zresztą ustępu Manife­ stu Tow . Demokr. o zniesieniu tytułów — zakazuje używać formy pan, wielmożny, jaśnie wielmożny, nakazując mówić każdemu: ty, wy, obyw atelu, bracie. Odezwa z dn. 25-go lutego do m ieszkańców K rólestw a K ongresow ego każe ogłaszać natychm iast w K rólestw ie rew olucyę społeczną, zniesienie pańszczyzn i danin i organizować pow stanie 2).

Żadna zresztą z tych odezw nie miała wejść w życie, zbliżał się ju ż bowiem koniec s p ra w y 3). D. 25 lutego wj^słany ze Lw ow a przez arcyksięcia F erdynanda d ’Este, gubernatora Galicyi, podpuł­ kownik Benedek, przybjrł do Bochni. W garnizonie austryjackim , stojącym w Bochni, „nie mówiono i nie myślano już o niczem, ja k

0 ucieczce do T arn o w a“. P rzjrbjrcie Benedeka dodało jednak od­

wagi w kolach w ojskowych i zam iast do T arnow a poprow adził Be­ nedek oddział z Bochni w kierunku W ieliczki, w celu odebrania jej powstańcom . Pod G dowem spotkał on pow stańców , którzy pod w odzą Suchorzew skiego w yruszyli, jak wiemy, z Wieliczki i szli, abjr zająć Bochnię. O toczeni przez towarzjrszące Benedekowi chłopstwo, którem u kazał Benedek uderzyć na pow stańców zjed n ej strony, podczas gdy sam z wojskiem atakował ich z drugiej, zo­ stali pow stańcy w znacznej części w ym ordowani. W dn. 27 lutego Benedek zajął W ieliczkę i zaprow adził w niej zaraz daw ny porzą­ dek rzeczy. Z apał rew olucyjny W ieliczki zgasł bardzo szjrbko 1 z rew olucyi w W ieliczce nie pozostało śladu. W iadom ość o przy­ byciu do Bochni Benedeka, o zwycięstwie tegoż pod G dowem i o odebraniu W ieliczki, dodała rów nież odwagi Collinowi, który, po opuszczeniu Podgórza, zatrzj^mał się w W adow icach. Zasilonj^ otrzym anymi w W adow icach i Kalw aryi posiłkami ze Śląska, idzie on teraz z pow rotem ku K rakowu, aby odebrać pow stańcom opuszczone przed czterem a dniami Podgórze.

') S p r a w a p o ls k a 46 r. W ł . K o siń sk i.

2) D z ie n n ik r z ą d o w y R z e c z y p o s p o lit e j P o ls k ie j n r . 3-і. 3) K ro n ik a r e w o lu c y i k r a k o w s k ie j, W a w e l L o u is .

(23)

206 E D W A R D D E M B O W S K I .

W K rakow ie tym czasem D em bow ski myśli wciąż o pozyska­ niu chłopów dla spraw y rew olucyi. W przebraniu przedostaje się przez W isłę i udaje się do sąsiednich wsi, usiłując tłomaczyć chło­ pom, że rew olucya ich dobra pragnie i w ich imieniu w ystępuje x). W idząc, że i ten środek zawodzi, w pada Dembowski na inną myśl: oddziałania na w zburzone chłopstw o przez duchow ieństw o. T ak rodzi się myśl procesyi, która stanie się przyczyną jego śmierci. Miał to być rodzaj uroczystej misyi, której zew nętrzna strona, jak chorągwie, krzyże, obrazy podziałała by na chłopów, a której ucze­ stnicy tłomaczyli by ludowi całą spraw ę i pow strzym yw ali rozlew krwi. Ja k się zdaje, musiało D em bow skiem u przychodzić na myśl rów nież oddziałanie n a chłopów w T arnow skiem zapom ocą ducho­ wieństwa, 26-go lutego bowiem Tyssow ski z Dembowskim w ystoso­ w ują wezwanie do konsj^storza dyecezyi tarnow skiej, aby przysłał niezwłocznie kogoś ze swego grona, w celu porozum ienia się o rzeczy pu b licznej2). Dnia 27-go lutego popołudniu, w dżdżysty, pochm urny dzień, w yrusza uroczj^sta procesya z K rakow a. Bierze w niej udział około 30-tu księży i zakonników i tłum ludzi, a tow arzyszy im 30-tu uzbrojonych strzelców pod w odzą niejakiego H uberta. Prowadzi procesyę Dembowski, w białej sukmanie, z krzyżem w ręku. Przez Podgórze iść ma procesya w kierunku W ieliczki. Po przem owie jednego z duchow nych na placu przed kościołem w Podgórzu, cią­

gną wszyscjr ku W ieliczce i dochodzą do Podgórskiego cm enta­ rza. Ponieważ jednak chłopów nie spotykają nigdzie, a noc zapada, postanaw iają po krótkiej naradzie wrócić na nocleg do Podgórza, odkładając dalszy pochód do następnego d n ia 3); zaw racają więc ku miastu. Tym czasem jed n ak od strony Mogilan zbliża się do

Podgórza Collin z wojskiem. W yparłszy pow stańców z koszar,

wkracza Collin na rynek. Tutaj w itają go strzały z okien I-go piętra niektóiych domów. Żołnierze rzucają się na domy, dokony- wują rewizyi i uwięzień i ścigają uciekających w kierunku mostu. Collin zostaje panem rynku; 3-ią kam panię Szm elinga pod

majo-*) S a c h e r M a s o c h — P o ln is c h e R e v o lu t io n e n , str. 178. W je d n e j z ta k ich w y c i e c z e k z o s t a j e p o d o b n o p r z e z c h ło p ó w u ję ty m i j e d y n ie d z ię k i in t e r w e n - c y i u ła n ó w p o w s ta ń c z y c h , k tó r y c h p a tr o l w ła ś n ie s i ę ta m z n a la z ł, u r a t o ­ w a n y m . ’) D z ie n n ik r z ą d o w y R z e c z p . p o ls k ie j n r. 3-і. ä) L is t k o m isa r z a r e w o lu c y i A d a m a S ie d m io g r o d z k ie g o , u c z e s tn ik a p r o ­ c e s y i i n a o c z n e g o ś w ia d k a z g o n u D e m b o w s k ie g o , o p is u j ą c y w y p a d k i n a P o d ­ g ó r z u i ś m ie r ć E d w a r d a . P is a n y do p a n i A n ie li D e m b o w s k ie j w 1859 r. Z p a ­ p ie r ó w p o D e m b o w s k im . 1

Cytaty

Powiązane dokumenty

Instytucja kas rejestrujących w systemie podatku od wartości dodanej była kojarzona nie tylko z realizacją funkcji ewidencyjnej przy zastosowaniu tych urządzeń, ale również z

[r]

Bezsprzecznie następca NFZ, chcąc niejako oczyścić się ze zobowiązań poprzednika, w pierwszej kolejności będzie dążył do zakończenia spraw toczących się przed sądem..

Niemniej szkolenia biegną, prze- znaczane są na to niemałe pieniądze, pojawia się więc pytanie, jak wykorzystać fakt, że na naszym skąpym rynku kadrowym pojawiły się

Na rynku krajowym proponujemy współpracę organizacjom sektorowym ryn- ku szpitalnego, takim jak Ogólnopolskie Stowarzysze- nie Niepublicznych Szpitali Samorządowych, Stowa-

Dziś wiadomo, że choć wyprawa na Marsa z udziałem ludzi wyruszy - jak się rzekło - nie wcześniej niż w roku 2015, to jednak już w końcu lat

Widać już, że coś się zmieniło i zmienia się z dnia na dzień.. Co znaczy, gdy przyjdzie odpowiedni człowiek na odpowiednie

r o.zsz.yfrowy w an iem g|ębok ich treśc i stanie .się interesującą ?v.yEodą, Drudzy nie będą do niego zdo|ni i tym widowisko wyda się jo&lt;lnym z