Stanisław Siekierko
Konferencja Ekspertów w Hadze
Palestra 4/10(34), 55-63STANISŁAW SIEKIERKO
Konferencja Ekspertów w H adze
W m aju br. obradow ał w Hadze K om itet Ekspertów, zwołany wspólnie przez UNESCO, M iędzynarodową Organizację P racy (MOP) i Unię Berneńską.
K om itet m iał za zadanie opracować projekt międzynarodowej kon w encji o ochronie artystów-wykonawców, producentów fonogramów (płyt) i organizacji radiowo-telewizyjnych.
Do K om itetu zaproszono im iennie 32 ekspertów z krajów Europy, Azji, A m eryki Północnej i Południowej. Z Polski zaproszeni zostali: dy rek to r generalny ZAIKS-u W alery Jastrzębiec-R udnicki oraz d y rek to r generalny SPATIF-u Stanisław Siekierko. Zgodnie z treścią zapro szenia każdy z ekspertów działał wyłącznie w e w łasnym imieniu, nie angażując w niczym ani kraju , z którego pochodzi, ani instytucji, z któ
rą jest związany. W obradach K om itetu uczestniczyli ponadto — bez praw a udziału w głosow aniu—'.przedstawiciele kilkunastu zrzeszeń i fe deracji międzynarodowych, bezpośrednio zainteresow anych tem atyką obrad.
Obradom przewodniczył prof. G. Bodenhausen (Holandia)
O pracow any w Hadze projekt konw encji został rozesłany w szystkim rządom w celu ustosunkowania się do mego, a w niedalekiej przysz łości m a się on stać przedm iotem obrad konferencji dyplom atycznej.
Wszystko więc wskazuje na to, że weszliśmy w ostatnią fazę przygo towań do unorm ow ania w skali międzynarodowej pewnego istotnego, ale i skomplikowanego zarazem problem u. Je st to zatem właściwy mo m ent do — skrótowego chociażby — zaznajomienia szerszego grona polskich praw ników z ty m stosunkowo nowym i mało znanym zagad nieniem, a to tym bardziej, że również przed polskimi sądam i — wobec braku specjalnego ustaw odaw stw a w tej dziedzinie — toczą się już spraw y o naruszenie p raw muzyków i aktorów, a więc w łaśnie tych artystów-wykonawców, których chronić m a opracowana w Hadze kon wencja.
56 S T A N I S Ł A W S IE K IE R K O N r lff
*
Jak doszło do Konferencji Haskiej?
Już w roku 1926 Międzynarodowa Organizacja P racy rozpoczęła stu dia n ad zagadnieniem ochrany praw artystów-wykonawców. W 1938 r. powołano specjalną komisję ekspertów i spraw a została w pisana na porządek dzienny sesji MOP w 1940 r. Z powodu działań w ojennych do sesji oczywiście nie doszło.
Jeszcze w okresie przedw ojennym zagadnieniem tym interesow ała się również Unia Berneńska. Z jej inicjatyw y spraw a była rozw ażana na konferencji dyplom atycznej w Rzymie w1 1928 roku, zwołanej dla rew izji konw encji berneńskiej. Uznając w zasadzie praw a artystów -w y- konawców, K onferencja rzym ska wypowiedziała się jednak przeciwko w łączeniu tych praw do konw encji berneńskiej, której przedm iotem jest ochrona praw a autorskiego.
Po wojnie Unia Berneńska i MOP równolegle wznowiły p race nad projektem konwencji. W 1951 roku zebrała się w Rzymie konferencja ekspertów, 'która opracowała p rojek t międzynarodowej konw encji o och ronie artystów-wykonawców, producentów fonogramów i organizacji radiowych. W projekcie tym zrezygnowano ze zdefiniowania praw nej n a tu ry tej ochrony. Ten „w stępny projekt rzym ski” został potem rozes łany rządom dla zgłoszenia uwag, a otrzym ane m ateriały m iały posłu żyć do ostatecznego opracow ania pro jek tu konw encji przez nowy ko m itet ekspertów . Od tego m om entu jednak spraw a posuwała się n a przód bardzo opornie. Mimo szeregu n arad — zarówno MOP, jak i Unia
Berneńska nie mogły jakoś uzgodnić składu wspólnego kom itetu eks pertów.
W roku 1955 czynnie włączyło się w rozwiązywanie problem u droits
voisins („praw sąsiednich”) UNESCO, upatrując w nim ścisłe powiąza
nie z konw encją uniw ersalną o praw ie autorskim, zaw artą pod auspi cjam i UNESCO. Nadal jednak trw ały spory kom petencyjne między trze- ma organizacjam i m iędzynarodowymi patronującym i spraw ie konw en cji. Wobec braku porozumienia, MOP na w łasną rękę zwołała w 1956 r. kom itet ekspertów, k tó ry opracow ał tzw. genewski projekt konwencji, a UNESCO w raz z Unią Berneńską powołały w 1957 r. inny kom itet eks pertów, k tó ry opracował z kolei tzw. projekt Monaco. Oba te projekty zo stały rozesłane rządom do ustosunkowania się. O trzym ane odpowiedzi
ol-N r 10 K O N F E R E N C J A E K S P E R T Ó W W H A D Z E 57~
skiego — w skazywały n a zasadnicze różnice w obu projektach, stw ier dzały, że te dw a sprzeczne w dużej m ierze projekty n ie mogą służyć za m ateriał dla konw encji dyplom atycznej, zalecały wreszcie powołanie. - przez trzy organizacje m iędzynarodow e wspólnego kom itetu ekspertów, k tó ry by opracował jednolity projekt międzynarodowej konwencji.
W w ykonaniu tych zaleceń UNESCO,. MOP i Unia Berneńska zaniecha ły wreszcie długotrw ałych sporów kom petencyjnych i w m aju br. zwo łały do Hagi wspólny K om itet Ekspertów.
Przesłanki społeczne i ekonomiczne ochrony artysłów-wykonawców
W ostatnich sześćdziesięciu latach jesteśm y świadkam i szczególnie szybkiego rozwoju techniki w zakresie utrw alania, powielania i roz powszechniania „produktu” pracy artystów-wykonawców. Ta ciągła ewo lucja techniki nagrań i transm isji — od skrzypiącej pły ty gramofonowej do precyzyjnych nagrań stereofonicznych, od film u poprzez radio do telew izji — w płynęła w bardzo istotny sposób n a w arunki pracy i egzy stencji artysty. U trw alone 'bowiem, a więc zm aterializowane w ten spo sób wykonanie artystyczne odryw a się od otsóby wykonawcy, wchodzi jako autonomiczna w artość do obiegu gospodarczego i staje się dla osób trzecich źródłem dochodów i korzyści m aterialnych, z których arty sta- -wykonawca jest najczęściej wyłączony. Obecne możliwości techniczne dają nieograniczoną niem al, w czasie i w przestrzeni, możliwość korzy stania z jednorazowego w ykonania u tw o ru przez arty stę z chwilą, gdy zostało ono utrw alone.
Skutki tego stanu rzeczy są wielostronne. N ajbardziej oczywisty z nich to zmniejszenie możliwości zatrudnienia w zawodach artystycznych. W naszych oczach znikli z sal kinowych pianiści, lokale obyw ają się bez „żyw ej” muzyki i korzystają z muzyki mechanicznej, te a try niem al z reguły korzystają z instalacji magnetofonowych, a naw et zespoły ba letow e tańczą „pod” m uzykę mechaniczną, ale jako najw ięksi użytkow- nicy płyt i taśm w ystępują przede wszystkim radio i telewizja. Słabe perspektyw y zatrudnienia arty sty i istniejące w w ielu k rajach bezrobo cie zniechęcają młodych adeptów i ham ują dopływ młodych sił do za wodów artystycznych, co jest oczywiście zjawiskiem społecznie b. nie pożądanym, gdyż — na dłuższą metę — musi w płynąć na obniżenie ogólnego poziomu sztuki wykonawczej.
Do tych przesłanek n atu ry społecznej dochodzą racje n atu ry ekono micznej. Utrwalone, a więc zmaterializowane w ten sposób w ykonanie może być bez zgody, a naw et wiedzy arty sty kopiowane, reprodukowane,
58 S T A N I S Ł A W S I E K IE R K O N r 10
przenoszone n a inną technikę, wreszcie rozpowszechniane w najrozm ait szy sposób i w nieograniczonym zakresie. Radio i telew izja ze sw ym m ię dzynarodow ym system em transm isji i retransm isji powiększają nie m al do nieskończoności zasięg odbiorców, do których może dotrzeć jed norazowe w ykonanie utw oru przez artystę.
Mamy tu w istocie do czynienia z dwiem a sytuacjam i. W jednym w ypadku chodzi o użytkowanie przez k ontrahenta efektu pracy twórczej a rty sty w zakresie w ykraczającym poza zaw artą umowę. Ta sytuacja je st stosunkowo prosta: artysta m a praw o domagać się od swego kon trah e n ta dodatkowego wynagrodzenia. Sytuacje tego rodzaju reguluje praw o powszechne. Najczęściej jednak użytkownikiem je st osoba trze cia, nie związana z artystą żadnym stosunkiem umownym. Je st więc rze czą ze wszech m iar uzasadnioną, ażeby również i w ty m w ypadku, gdy praca twórcza artysty staje się źródłem dodatkowych korzyści m ate rialnych dla osób trzecich, arty sta mógł dochodzić słusznej rem uneraćji. Do ochrony praw nej interesów artystów w tych w łaśnie wypadkach po trzebne jest specjalne ustawodawstwo, przy czym ze względu na to, że w naszych czasach sztuka nie zna granic i jest przedm iotem coraz żyw szej w ym iany międzynarodowej, om awiana sytuacja wym aga unor mowania jej przez konwencję międzynarodową.
Próby definicji prawnych
Spór o praw ną podstaw ę ochrony artystów-wykonawców toczy się od dziesiątków la t i w tej m aterii m am y już bogatą literaturę. P rzy całej jednak różnorodności teorii lansowanych przez poszczególnych prawników, praw ie wszystkie te teorie dadzą się sprowadzić z grubsza do dwóch zasadniczych stanowisk: gdy jedni praw nicy usiłują w tej czy innej form ie „spokrewnić” praw o artysty-w ykonaw cy z praw em autorskim , drudzy utrzym ują, że m am y tu do czynienia ze szczególną
odm ianą praw a pracy.
• Pierw sze z tych stanowisk uzasadnia swoją teorię przede wszystkim widomym faktem , jakim je st powiązanie wykonania z w ykonyw anym utw orem . Gdyiby nie było autora i utw oru — rozum ują — nie byłoby również wykonania. P rzyjm ując to rozumowanie za wspólny p u n k t w yj ścia, zwolennicy tej teorii różnią się je d n ak znacznie w poglądach, gdy chodzi o praw ne zdefiniowanie ch arak teru powiązania, jak ie zachodzi pomiędzy w ykonaniem i wykonawcą z jednej strony a utw orem i auto rem — z drugiej. Gdy np. Troller ze swoją koncepcją „asym ilacji” upa tr u je w artyście-w ykonawcy w spółautora, który nadaje dopiero osta
N r 10 K O N F E R E N C J A E K S P E R T Ó W W H A D Z E 59
teczny 'kształt utworowi, to Hombourg przyrów nuje rolę artysty-w yko- naw cy do roli tłumacza dzieła, a P uget mówi po prostu o praw ie pochod nym w stosunku do praw a autorskiego.
Ze wszystkich jednak odmian koncepcji „pokrew ieństwa” z praw em autorskim najszersze rozpowszechnienie zyskała próba zdefiniowania praw a artysty-w ykonaw cy jako „praw a s ą s i e d n i e g o ” w stosunku do praw a autorskiego. W edług tej koncepcji, jeżeli kompozytor jest autorem dzieła, to muzyk jest ja k gdyby „autorem ” w y k o n a n i a tego dzieła, jego praw o „sąsiaduje” więc z praw em autora i w tym właśnie „sąsiedztwie” należy upatryw ać uzasadnienie dla ochrony praw nej artysty-w ykonaw cy, analogicznie do ochrony przysługującej auto rowi. N ie trzeba głębszej analizy, ażeby dowieść całkowitej powierz chowności tej na pozór efektow nej koncepcji. Z p u n ktu widzenia dok try n y n ie w yjaśnia ona bynajm niej podstawy i n atu ry praw nej ochrony artystów-iwykonawców i w gruncie rzeczy nie mówi o niczym więcej jak o w zajemnej relacji dwóch odmiennych rodzajów praw a. Koncep cja „sąsiedztwa” bierze za punkt wyjścia widoczny „gołym okiem” fakt, że między 'tym i dwoma rodzajam i praw a zachodzi pewna współzależ ność, która ujaw nia się przy w y k o n y w a n i u tych praw m ających z reguły jako wspólną „bazę” — w ykonywane dzieło. U tw ór muzyczny lub te atraln y wymaga bowiem — dla ujaw nienia się we właściwej for mie — w ykonania przez artystę, działalności zaś artysty-w ykonaw cy wym aga z reguły (chociaż nie zawsze) istnienie utw oru do wykonania. J e st to jednak współzależność czysto zewnętrzna, albowiem praw o auto ra do jego dzieła istnieje niezależnie od tego, czy dzieło to jest wyko nyw ane, czy też nie; tak samo praw o artysty-w ykonaw cy do wykonania dzieła istnieje niezależnie od tego, czy to w ykonanie m a za podstawę utw ór w rozumieniu praw a autorskiego. Zasługuje również na ochronę np. artysta rewiowy w ykonujący „num ery” nie o parte na utw orach lub arty sta w ykonujący utw ory, do których praw a już wygasły. Ochro n a jednego z tych praw nie jest bynajm niej .funkcją ochrony drugiego. I oto m am y zjawisko na pozór paradoksalne: mimo że n ik t już nie broni obecnie koncepcji „praw sąsiednich” lub „praw zwanych sąsied nim i”, jednakże term iny te są nadal używ ane jako obiegowe. Ci, którzy ich używają, twierdzą, że czynią tak dlatego, iż term iny te zyskały szeroką popularność i są po prostu jako skróty bardzo wygodne do ozna czenia problemu. Sądzę jednak, że u p arte naw racanie (przynajm niej w terminologii) do tej sztucznej koncepcji m a swoje głębsze uzasadnie nie. P ostaram się to w yjaśnić bliżej.
60 S T A N IS Ł A W S I E K IE R K O N r 10
kiw ań ochrony praw nej, na razie w yłącznie dla artystów-wykonawców. Ale już w latach czterdziestych .pojawili się nowi pretendenci do wspól nej z artystam i ochrony praw nej. Byli to producenci fonogramów, czyli nagrań dźwiękowych, albo — mówiąc popularnie — fabrykanci płyt. Twierdzili oni, że skoro do publicznego rozpowszechnienia korzysta się z pły t zam iast z „żyw ej” muzyki, to narusza się w ten sposób in teresy nie tylko muzyków, ale także tych, którzy są jak gdyby „autoram i” tych nagrań (a te są przecież zastrzeżone na użytek wyłącznie p ry w at ny). Z jakiej racji — zapytują oni — m a np. radio korzystać z ich p ły t i oszczędzać w ten sposób pieniądze na muzykach, nie rem unerując producenta, czyli „autora” płyty? A ponieważ przedm iotem n ag rań są z reguły w ykonania utworów przez artystów, przeto producenci fono gramów zgłosili pretensje do przyznawania im „praw sąsiednich” na: rów ni z artystam i-w ykonaw cam i.
Po ostatniej w ojnie pojawia się nowa grupa pretendentów do „są siedztw a”. Jest to radiofonia i telewizja, k tó re tw ierdzą, że chronić trzeba nie tylko treść audycji, ale i sam ą audycję jako taką. P rzy obec nym bowiem stanie techniki — jak tw ierdzą — łatwo może powstać taka sytuacja, że audycję radiową czy telew izyjną w yprodukowaną dużym nakładem sił i środków przez radiostację A inna radiostacja B bez po rozum ienia nagryw a, utrw ala i nadaje do woli. Jeżeli audycja ta za w iera np. produkcje artystyczne, to taka „kradzież z pow ietrza” n aru sza interesy nie tylko aktorów-wykonawców, ale i przedsiębiorstwa radiowego czy telewizyjnego, k tó re wyprodukowało tę audycję i jest ja k gdyby jej „autorem ”. A że audycje z reguły o parte są na w ykona niu utw orów , więc z kolei radiofonia i telew izja pretendują do przy- • znania im „praw sąsiednich” na rów ni z artystam i-w ykonaw cam i.
Myślę że ci, którzy lansow ali koncepcję „praw isąsiędnich”, zdaw ali so bie sam i spraw ę z całkowitej sztuczności tego pojęcia. Ze względów jednak taktycznych koncepcja ta b y ła dla nich wygodna, gdyż pozwa lała doszukiwać się jakiegoś wspólnego mianownika dla wspólnej ochrony praw nej tak odm iennych rodzajów działalności jak działalność a r t y s t y c z n a muzyka czy aktora oraz działalność p r z e m y s ł o - w a fabrykanta płyt czy przedsiębiorcy radiowego. Z tej całkowicie sztucznej koncepcji w ysnuto argum ent przem aw iający za powiązaniem w jednym akcie praw nym problem u ochrony artystów-w ykonaw ców z problem em ochrony producentów fonogramów i organizacji radio wych. A wpływy tych nowych, potężnych „sąsiadów” okazały się w prak tyce tak przemożne, że chociaż koncepcja „praw sąsiednich” jako taka nie utrzym ała się, to jednak zamierzony przez nią efekt został osiąg
N r 10 K O N F E R E N C J A E K S P E R T Ó W W H A D Z E 61
nięty o tyle, że we wszystkich projektach konw encji opracowywanych w ostatnich dziesięciu latach przewidziana jest w spólna ochrona w s z y s t k i c h t r z e c h * zainteresow anych grup „sąsiadów” w jednym akcie prawnym.
Do osiągnięcia tego efektu w alnie przyczynili się i sam i autorzy. Początkowo negowali oni w ogóle potrzebę opracow ania konwencji twierdząc, że artystom -wykonawcom powinna w ystarczyć ochrona z pra w a powszechnego, a producentom fonogramów i organizacjom radio w ym — z praw a przemysłowego. Kiedy jednak zorientowali się, że nie u d a im się nadal skutecznie przeciw stawiać pow staniu nowej konwencji, zaczęli działać tak, by podporządkować przyszłe „praw a sąsiednie” .pod staw ow em u praw u autorskiem u. Koncepcja „sąsiedztwa”, interpreto w an a przez autorów raczej jako koncepcja „sublokatorstw a”, była dla nich w ygodnym narzędziem do ograniczenia treści i zakresu działania „praw sąsiednich”. Z tych względów autorzy lansowali tę koncepcję w praktyce, chociaż odżegnywali się od niej formalnie.
Aczkolwiek — podkreślam — koncepcja „praw sąsiednich” nie utrzym ała się, w pływ jej na rozwój ustawodawstwa w większości k ra jów europejskich i pozaeuropejskich zaznaczył się zupełnie w yraźnie o tyle, że w tych krajach, w których ustaw odaw stw o krajow e unorm o wało zagadnienie ochrony artyistów-wykonawców (i ew entualnie innych zainteresow anych grup), odpowiednie w tym zakresie przepisy stanowią część praw a autorskiego.
Zupełnie odmienne stanowisko zajm ują ci wszyscy, którzy utrzym ują, że nie należy mieszać spraw y ochrony działalności przemysłowej produ centów fonogramów i organizacji radiow ych z ochroną działalności arty stycznej muzyków czy aktorów i że ochrona tych ostatnich mieści się w ram ach praw a pracy, choć oczywiście ze wszystkimi konsekwencjami w ynikającym i ze specyficznego ch arak teru tego rodzaju pracy. Sprawa jest łatw a do uregulowania, jeśli chodzi o stosunki umowne między arty - stą-w ykonaw cą a jego kontrahentem : stosunki te norm uje umowa o pra cę. Czym jednak uzasadnić ochronę pracy artysty wobec osób trzecich, wobec użytkowników produktu jego pracy n ie związanych z nim żadną umową? To uzasadnienie u p atru ją zwolennicy tego stanowiska w oso bistym, duchowym, a nierzadko i twórczym wkładzie, jaki wnosi każdy arty sta do swojej pracy. Ten wkład, będący przejaw em osobowości arty stycznej wykonawcy, stanowi o swoistości pracy artystycznej i dokumen tu je się za każdym razem, gdy się korzysta w jakiejkolw iek form ie z pro d u ktu pracy artysty.
62 S T A N I S Ł A W S I E K IE R K O N r 10
cepcji, je st ogromny w z r o s t w a r t o ś c i u ż y t k o w e j pracy artysty w związku z rozwojem techniki. Uzasadnia to pretensję arty sty do szczególnej ochrony praw nej, k tó ra by, m u gw arantow ała udział w dodatkowych korzyściach ekonomicznych, jakie osoby trzecie ciągną ze zwiększonej w artości użytkowej produktu pracy artystycznej.
Należy obiektyw nie przyznać, że żadna z powyższych koncepcji nie zdołała w sposób zupełny zdefiniować podstawy i n atu ry praw nej ochrony żądanej przez artystów-w ykonaw ców i innych. Toteż już daw no MOP, widząc bezskuteczność dotychczasowych starań i poszukiwań, naw oływ ała do zaniechania prac nad sztucznymi koncepcjam i praw ny m i i ograniczenia się do stw ierdzenia, że istnieje pewien istotny prob lem socjalny i ekonomiczny, k tó ry wym aga unormowania praw nego zarówno w skali krajow ej, ja k i międzynarodowej. Tym problem em jest zapewnienie należytej ochrony artystom -wykonawcom i ew entual nie innym grupom zagrożonym rozwojem techniki.
I oto po wielu latach dyskusji, po w ielu uczonych rozpraw ach we w szystkich niem al językach wrócono do punktu wyjścia i zgodzono się milcząco z tezą MOP. P ro jek t konwencji opracow any w Hadze re zygnuje świadomie z wszelkich prób definicji praw nej i od razu w sa m ym ty tu le głosi, że chodzi po prostu o ochronę artystów-wykonawców, producentów fonogramów i organizacji radiowych.
Przebieg i wyniki prac Komitetu Ekspertów
W całym przebiegu obrad K om itetu daw ały znać o sobie poważne różnice poglądów między uczestnikam i. Chociaż bowiem eksperci dzia łali w zasadzie tylko w im ieniu własnym, to jednak stanow iska ich były odbiciem interesów tych grup, z którym i byli powiązani, a in teresy te były odmienne, a nierzadko w ręcz sprzeczne. Najliczniejsza grupa ekspertów broniła interesów autorów i ta starała się w płynąć na treść konw encji w sensie ograniczającym , tzn. by konw encja nie n aru szała w niczym praw i interesów autorów. Druga grupa ekspertów rekrutow ała się spośród obrońców interesów radiofonii i telew izji za chodnio-europejskiej. Ich w ysiłki szły w dwóch kierunkach: z jednej strony starali się ograniczyć zakres przyszłych praw autorów -w yko- nawców i producentów fonogramów w stosunku do radiofonii i telewizji, z drugiej zaś — uzyskać możliwie szeroką ochronę w łasnych interesów. Trzecią grupę stanow ili przedstaw iciele fabrykantów pły t (zachodnio- -europejskich koncernów płytowych), którzy za główne zadanie poczy tyw ali usankcjonowanie w konw encji ich praw a do rem uneracji w r a
N r 10 K O N F E R E N C J A E K S P E R T Ó W W H A D Z E 6 ?
zie korzystania z płyt do publicznego lub radiowego rozpowszechniania (przez co oczywiście zmniejsza się rem uneracja należna w tych w y padkach artyście-wykonawcy). Wreszcie ostatnią grupę — stosunkowo nieliczną — stanow ili przedstawiciele artystów-wykonawców.
Jak widać z powyższego, w Komitecie ostro ścierały się poglądy i sta nowiska różnych grup. Jeżeli mimo tych różnic udało się osiągnąć przy jęcie jednolitego projektu konwencji, to należy to przypisać prześw iad czeniu, jakiem u daw ała w yraz większość uczestników, że tylko n a drodze porozumienia i w zajemnych ustępstw możliwy je st do osiągnię cia jakikolwiek konkretny rezultat prac K om itetu. Dlatego też w przy jętym projekcie konwencji należy upatryw ać pew ien w yraźny k o m p r o m i s , k tó ry nie zadowala w pełni żadnej z zainteresow anych grup, ale k tó ry może służyć za realn y punkt wyjścia do unormowania w zakresie międzynarodowym pewnego skomplikowanego problem u so cjalnego, ekonomicznego i prawnego.
Układ sił w Komitecie spraw ił, że obrona interesów artystów -w y konawców nie była bynajm niej łatw a. Należy stwierdzić, że zakres ochrony praw nej artystów-w ykonaw ców przew idziany ostatecznie w projekcie konwencji jest niewielki. Takie ograniczenie zakresu ochrony motywowane Ibyło przez większość K om itetu koniecznością szukania przy normowaniu tego stosunkowo nowego zagadnienia takiego wspól nego mianownika prawnego, k tó ry umożliwiłby ratyfikow anie konwencji w przyszłości przez możliwie dużą liczbę państw . W skazywano przy tym i na tę okoliczność, że konwencja będzie mieć zastosowanie ty lk o do sytuacji międzynarodowych, nic więc nie stoi na przeszkodzie, ażeby ustawodawstwo krajow e różnych państw ustaliło znacznie szerszy za kres ochrony praw nej „na w ew nątrz”.
Pozostają do zreferow ania postanowienia p rojektu konwencji o raz wnioski, jakie z nowej sytuacji w tej dziedzinie płyną dla nas. A le o tym — w następnym artykule.