• Nie Znaleziono Wyników

Język Cesarza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Język Cesarza"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Aleksander Wit Labuda

Język Cesarza

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (18), 9-31

(2)

Szkice

Aleksander Wit Labuda

Język Cesarza

„Pupa, pupa — rzeki Pimko — w i­ dzę, że oddaję mego Józia w dobre ręce. Bo nie ma nic gorszego od nauczycieli osobiście sympatycznych, zwłaszcza jeśli przypadkiem mają osobiste zdanie. Tylko prawdziwie niemiły pedagog zdoła wszczepić w uczniów tę miłą niedojrzałość, tę sympatyczną nieporadność i nie­ zręczność, tę nieumiejętność życia, które cechować winny młodzież, by stanowiła obiekt dla nas, rzetelnych pedagogów z powołania. Tylko za pomocą odpowiednio dobranego per­ sonelu zdołamy wtrącić w zdzie­ cinnienie cały świat. Tsss, tsss, tsss — odparł dyrektor Piórkow­ ski...”.

Witold Gombrowicz: Ferdydurke.

I. Instytucja i obieg słowa

D ziew iętnastow ieczne liceum fran cuskie c h a ra k te ry z u ją dobrze trz y term iny,, k tó ­ re odnaleźć m ożna u history kó w szkolnictw a f ra n ­ cuskiego: w szechpotężne im periu m środka, k la u stra - cja, szkoła notabli. P ierw szy określa c e n traln e m iejs­ ce liceum w sy stem ie ośw iaty publicznej. D rugi — św iat d ziałań pedagogicznych, jak im by li poddaw a­ ni uczniow ie. Trzeci — cel społeczny, jak i w in te n ­ cjach ustawodawcyj m iała pełnić szkoła średnia. W szystkie te cechy objaw iły się n a jp e łn ie j za cza­

Francuskie imperium środka

(3)

Bariera ekonomiczna

sów D rugiego C esarstw a, k tórego liceum posłuży m i za przedm iot opisu.

N a pierwsze, żartobliw e m iano zasłużyło sobie liceum dlatego, że z jednej s tro n y dostarczało w yksz­ tałcenia w szechstronnego, z dru g iej — d latego , że sam proces kształcenia był d łu g o trw ały i sy ste m a ­ tyczny. Z estaw przedm iotów rep rezen to w ał w ięk­ szość ówczesnych d y scyplin uniw ersy teckich. Co w ię­ cej, w ykształcenie średnie zastępow ało stu d ia w yż­ sze w zakresie h u m an isty k i i n a u k ścisłych — nie istniejące do ro k u 1880 (były w praw dzie odpow ied­ nie k a te d ry (, ale bez studentów ; publiczne w y k ład y grom adziły publiczność dość przypadkow ą). Licea dysponow ały też in fra s tru k tu rą m a te ria ln ą i orga­ nizacyjną znacznie solidniejszą niż u n iw e rsy te ty , co stw arzało rea ln e w a ru n k i dla sy stem aty czn ej pracy. S tu d ia trw a ły jedenaście la t i ro zb ite b yły na trz y oddziały: w stęp n y i g ram aty czn y — k la s y od dziesiątej do czw artej; k lasy trzecia, druga, R eto ry k i i Filozofii tworzyły! oddział literack i, k tó ry kończył się egzam inem m atu raln y m . Zarów no czas trw a n ia nauki, jak i jej w ysokie koszty stan o w iły b a rie rę ekonom iczną, k tó rą — w y jąw szy nielicznych s ty ­ pendystów — p rzekraczały głów nie dzieci rodzin zam ożnych.

W przeciw ieństw ie do u n iw e rsy te tu i szkoły pod­ staw ow ej, liceum zam yka sw oich w ychow anków w sensie dosłow nym . W iększość z nich to p en sjo ­ nariu sze licealnych in tern ató w , k tó rz y nie opuszcza­ ją one zaledw ie półtora m iesiąca. Lecz o zam kn ię-

m ów w ra c ają tylk o podczas w ak acji letn ich , a tr w a ­ ją one zaledw ie p ó łtora m iesiąca. Lecz o zam kn ię­ ciu pedagogicznego m ikrokosm osu d ecy d u ją nie ty l­ ko m u ry . H oryzont in te le k tu a ln y , jak i liceum n a ­ rzu ca uczniom, odgradza ich szczelnie od sp ra w św iata zew nętrznego. „Szkoła zam yka się w fik cji. Z założenia ju ż nie pozw ala na zajęcie się rzeczy­ w istym życiem, bo jego znajom ość b y łab y niebez­ pieczna z pow odu złych p rzykładów , ja k ie niesie.

(4)

B uduje się w ięc św iat sztuczny, m o ralizatorsk i i idealny, a m a te ria łu dostarcza starożytność i po trosze h isto ria ” 1.

Od połow y X IX w. państw o podjęło in ten sy w n ą w alkę o w y rw a n ie szkółek podstaw ow ych spod w pływ ów k lery k aln y ch . T endencja pełn ej e ta ty za - cji szkoły śre d n ie j p rzejaw iła się znacznie wcześ­ niej — p aństw o w e licea ju ż od początku sku tecz­ nie konkurowały*, z kolegiam i p ry w a tn y m i, stopnio­ wo je elim in u jąc. Szkoła śred nia k ształciła bow iem p rzed staw icieli — jak wów czas m aw iano — k lasy p o litycznej. J e śli ekonom iczne k ry te ria selekcji ucz­ niów b y ły w o statecznym ro zra c h u n k u klasow e, to 0 k laso w y m ch a ra k te rz e liceum w w iększym jeszcze sto p n iu decydow ał jego podstaw ow y cel polityczny. W ierni geniuszow i Napoleona, tw ó rcy program ów licealn y ch n ad a w a li w y k ształcen iu sens in stru m e n ­ taln y : uczestnictw o w k u ltu rz e tra k to w a li jako nie­ zbędny w a ru n e k uczestnictw a w e w ładzy.

Szkoła śre d n ia m iała niepośledni udział w realizo­ w an ej przez p o rew o lu cyjn e p ań stw o polityce języ­ kow ej, k tó ra — jak to wyjnika z uw ag F. B runota, a u to ra m o n u m en taln ej h isto rii języ ka fran cu sk ie­ go — w y k raczała sw ym zasięgiem daleko poza li­ ceum : „O d tąd p aństw o zajm u je się w ykształceniem językow ym n aro d u , p oddaje je k on troli, nie tylko za p o śred n ictw em A kadem ii, lecz bezpośrednio — dzięki sw y m u n iw ersy teto m ; państw o w y b iera z ra ­ zu pod ręcznik i g ram aty k i, p otem zaś g ram a ty k ę sa­ m ą; w drodze egzam inów sp raw d za znajom ość ję ­ zyka u dzieci i n a w e t dorosłych, aż po przyszłych ż an darm ó w i k a n d y d a tk i na położne” 2. R ozrostu p aństw o w ej k o n tro li nie należy w szakże utożsam iać ze spraw iedliw yjm podziałem dóbr językowyich. O fi­

1 A. Prost: L ’enseignement en France. Paryż 1968, s. 53. Cyto­ wane inne źródła pozostawiam bez odsyłacza, ponieważ są niedostępne w polskich bibliotekach czy archiwach.

2 Histoire de la langue française. T. X, cz. 2. Paryż 1943, s. 686.

Państwo kontroluje język

(5)

Co

reprezentuje nauczyciel retoryki?

cjalnym. w zorcem języka ogólnonarodow ego jest ję ­ zyk literacki. Zaś liceum jed y n y m m iejscem , gdzie uczy się go w sposób system atyczny.

N auka języka literackiego — form ułę tę trzeb a rozum ieć dosłownie. Chodzi tu bow iem z jed n ej stro n y o język lite ra tu ry , ten, k tó ry fak ty c zn ie fu n k ­ cjonow ał w pisanych przekazach literackich . Z d ru ­ giej zaś strony, licealna k u ltu ra języka m iała cha­ r a k te r bez reszty p rak ty c zn y — dzieci uczyły się

w ysław iać tak, ja k pisali Boileau, Racine, V o ltaire czy Buffon. W szkole uczono sztuki w yinow y, a p rzed o statn ia klasa nazyw ała się k lasą R etoryki. Rok 1902 jest d a tą przełom u praw dziw ie rew o lu ­ cyjnego: licea re z y g n u ją i z nazw y, i z p rzedm iotu. W m iejsce p rak ty czn ej n auki języka literack ieg o now y p ro g ram w prow adza le k tu rę i k o m entarz in ­ te rp re ta c y jn y (eocplicition de textes), a w ięc form ę studiów literack ich stosow aną do dziś dnia. D y stans in te rp re ta c y jn y wobec te k s tu był jed n a k w dzie­ w iętnastow iecznym liceum rzeczą p raw ie n ieznaną. P ro g ram podsuw ał uczniom arcydzieła narodow ej (i antycznej) lite ra tu ry jako gotow e w zorce dla b ez­ pośredniego naśladow nictw a. O becna w p ro g ram ach dążność do utożsam ienia k u ltu ry językow ej z d ia ­ lek tem literackim , a ściślej — z jego jed n ą, h isto ­ rycznie datow aln ą odm ianą, języka literack ieg o zaś z idiom em ogólnonarodow ym jaw i się jak o kon ser­ w aty w n a utopia. Poza liceum ów p ań sto w y idiom rozpadał się n ieu stan n ie pod n a p a re m działalności żyw ych podm iotów m ówiących, litera tó w i n ielite- ratów .

Nauczyciel, a w starszy ch klasach profesor re to ry k i w y stęp u je w roli in stan cji ko n tro lu jącej i k o ry g u ­ jącej. W obec uczniów je st rep re z en ta n te m i w y k o­ naw cą p raw a, co sta w ia go w syjtuacji rzecznika u stan aw ian ej przez praw odaw cę językow ej fikcji. In te rw e n iu je bow iem w te k sty uczniow skie o ty le, o ile o d ch y lają się od określonego w p ro g ram ach wzorca.

(6)

W ypow iedzi uczniów , stanow iąc obiekt k o n tro li, są jednocześnie jak b y „w y jęte spod p ra w a ” . Są ucznio­ w ie a u to ra m i tek stó w swoiście literackich, lecz wo­ bec ty c h tek stó w nie z n ajd u je zastosow ania obowią­ zująca poza szkołą k atego ria w łasności au torsk iej, ch ro n iąca w ypow iedź przed d eform acją. S kazując te k s t ucznia n a „niczyj ość”, p ra k ty k a pedagogiczna nie w chodzi przecież w kolizję z n orm ą praw ną, gdyż w łaśnie ta ostatn ia p rzy z n a je jej s ta tu s w y ­ ją tk o w y . W y ją tek ten u d erza jed n a k bezpośrednio w m ityczną w e rsję praw a w łasności literack iej, k tó ­

r ą to w e rsję najk ró cej w y raża znane pow iedzenie B uffona: s ty l to człowiek. Isto ta szkolnej k u ltu ry języ k a streszcza się w fo rm u le a k u ra t odw ro tnej: człow iek to sty l. Jakoż pedagogiczne zabiegi doko­ n y w a n e n a w ypow iedziach sięgać m ają głębiej — w osobowość w ypow iadającego.

N au k a język a jest odpłatna. J e d n a k w p rak ty ce pe­ dagogicznej p rzep ły w w artości ekonom icznych i p rze ­ p ływ w artości sty listy czn y ch u leg ają sw oistem u roz­ szczepieniu. W świadom ości ucznia jaw ią się one osobno jak o nie pozostające ze sobą w żadnym okreś­ lo n y m zw iązku, w zniosła sfe ra ducha i niegodna

uw agi sfe ra m aterialności. A rs rhetorica, technika będąca p rzedm io tem tra n sa k cji może wówczas łatw o uchodzić za łaskę bożą (natchnienie) czy szczególny d a r n a tu ry (talent). Społeczny i ekonom iczny cha­ r a k te r tra n sa k cji zostaje stłu m io n y i zepchnięty d o in sty tu cjo n a ln e j podświadom ości, a kształcenie języka n a b ie ra pozorów procesu n atu raln eg o : teksty pedagogiczne o b fitu ją w m etafo ry k ę ogrodniczą.

II. L icealna k u ltu ra języka K u ltu rę lite ra c k ą przekazyw a­ n ą przez liceum ch arak tery zo w ał sy n k re ty z m jęz y ­ kow y: „ F u n d a m e n t budow li — pisze jeden z p eda­ gogów — stan o w i n au k a francuskiego, łaciny i g re ­ ki, trzech języków , k tó re się w zajem objaśn iają

Człowiek to styl

(7)

Cykl przygoto­ wawczy

i zap ład n iają w um ysłach tyjch, k tó rz y zgodnie z w o­ lą U n iw e rsy te tu stu d iu ją je jako jed n ą w ielk ą i spoi­ stą całość”. P rzez cały; w iek dziew iętn asty owa tró jjęzy czna wieża Babel by ła n a ty le solidna, że nie m ogły jej naru szyć żadne p ró b y refo rm czą­ stkow ych. Broniono jej w im ię esp rit français. N aukę łacin y zaczynają dziew ięcioletni uczniow ie w d ru g im ro k u studiów . G reka dołącza w dw a la ta później. Razem w zięte, oddziały w stęp n y i gram a­

tyczny sk ład ają się na cykl przygotow aw czy, wyo­ d ręb n iający się w osobną całość. N a ty m etapie r y ­ su ją się w y raźn ie dw a cele: zapoznanie ucznia z r u ­ dym entarni k u ltu ry klasycznej i n a u k a pisania w sensie technicznym . Oba cykle, przygotow aw czy i w yższy (literacki), m ają jed e n ry s w spólny — n a u ­ ka języka k o n c e n tru je się n a słow ie pisanym . Ale na poziom ie m etod n auczania dzieli je bard zo w y ­ raźn a cezura.

Z estaw ćwiczeń językow ych cy klu przygotow aw cze­ go da się sprow adzić do trzech podstaw ow ych o p era­ cji. 1. C yta t w jego różnych odm ianach. P o w ta rz a ­ jąc słow a n auczy ciela lub przep isu jąc zad an y fra g ­ m en t z podręcznika, uczeń od tw arza te k st w yjścio­ w y bez żadnych m odyfikacji. D y ktan do (tra n sk ry p ­ cja) i głośna le k tu ra (transw erb alizacja) oznacza przejście do m ate rii znaczącej (głos, pismo), inn ej niż ta, w któ rej został w yrażony pierw ow zór. W szystkie te ćw iczenia prow adzą do recy tacji: opanow anie p a ­ m ięciow e pozw ala n a dow olne rep roduko w an ie te k ­ s tu w yjściow ego bez konieczności fizycznego ko n ­ ta k tu m iędzy ty m o statnim a podm iotem m ów iącym . 2. Translacja. Uczniowie dokonują tłum aczeń dw o­ jakiego ty p u: th èm e to p rzek ład z francu sk ieg o na grekę lub łacinę, zazw yczaj pisem ny; version to tłum aczenie z g rek i i łacin y n a francusk i, u stn e lu b pisem ne. T ekst w yjściow y zostaje w yrażon y w in ­ n y m system ie językow ym . 3) Zabiegi m e ta ję zy k o w e wiążą się z rozbiorem gram atycznym , a le te n ty p ćwiczeń był dość zaniedbyw any, ta k że m ożna go pom inąć.

(8)

Te podstaw ow e operacje n a k ła d a ją n a te k st w y jś­ ciow y tro ja k ą funk cję. W y stęp u je on jednocześnie jako bodziec m ają cy skłonić ucznia do w ypow iedzi, jako obiekt językow ej tra n sfo rm ac ji i w reszcie jako docelow y wzorzec. B ędący re z u lta te m działań ucznia te k s t docelow y m a stanow ić jego ekw iw alent: ustn y , pisem ny, m eta - lub in terjęzy k ow y. Mówiąc inaczej, cy,kl przygotow aw czy dopuszcza w yłącznie m an ip u lacje na m a te rii znaczącej. S e m an ty k a jest tabu, w y b ó r znaczeń w ykluczony, poniew aż oba tek sty , w yjścio w y i docelow y, m ają być ró w n o w ar­ te — zarów no denotacy jnie, ja k i konotacy jnie. Z d eterm in o w ane w te n sposób zachow anie językow e nazw ać m ożna p e rfo rm a n c ją sterow aną, w przeci­ w ień stw ie do „sw obodnych” aktów m owy, k tó re Chom sky n azyw a k ró tk o p erfo rm an cją.

T eksty m odelow e służące jak o m a te ria ł do ćwiczeń pełnią rów nocześnie dw ie fu n k cje. Z jednej stro n y sk ład ają się na zbiór przyk ład ów m oralnych, na sw oistą m ozaikę ideologiczną, k tó rą uczeń in te rio - ry*zuje ja k b y „ p rz y okazji”, pod pozorem , że chodzi 0 dykcję czy o rtografię. Z d ru g iej stro n y zbiór ten w yznacza m iejsce, w reto ry cz n y m znaczeniu te r ­ m inu, w k tó ry m odbyw a się n a u k a sztuk i słowa: exem pla m o ra ln e są dla uczniów tyjm, czym dla a n ty c z n y c h reto ró w b y ły topoi c zy loci com m unes. In w e n ta rz przy k ład ó w zak reśla p rzestrzeń leksy­ k aln ą, po k tó re j porusza się podm iot m ów iący i po­ za k tó rą n ie w olno m u w zasadzie w ykroczyć. P rz e ­ strz e ń szkolnej k u ltu r y słow a nie jest izotopiczna z rzeczy w isty m polem sem an tyczn ym m ow y ojczy­ ste j. Istn ie je w niej tyleż lu k, co „ sp ra w ” i „rze­ czy”, k tó ry c h nie w olno nazyw ać, o k tó ry c h nie godzi się m ówić. Z akazy b y w a ły jed n a k łam ane 1 uczniow ie staw ali się tw ó rcam i sw oistej szkolnej s u b k u ltu ry . G łów nie parodia, lecz także sw obodna w ynalazczość językow a stano w ią te re n , n a k tó ry m podm iot m ówiący, o d n a jd u je u traco n ą w ięź em ocjo­ n aln ą z w y pow iadan y m przez siebie tekstem , c czym

Performancja sterowana

(9)

Uczeń jest mówiony

św iadczy n a p rzy k ła d osobliw a eroty zacja pojęć g ra ­ m atycznych i reto ry czn y ch w język ach uczniow ­ skim . Rzecz w a rta b y łab y osobnego stu d iu m i to nie tylk o dlatego, że znalazła przedłużenie w S am o ­

głoskach R im bauda czy K ró lu Ubu J a r r y ’egn.

Z am ykając ucznia w k ręg u tekstów , ćw iczenia pierw szego cy ^ lu u s ta la ją m iędzy n im a językiem relację całkow itej ze w nętrzności. P row adząc dysk u rs bez resz ty rep e ty ty w n y , podm iot m ów iący nie m o­ że się ulokow ać w c e n tru m sw ojej w ypow iedzi. Mówi, lecz w w ypow iadanych przez niego słow ach tk w i głos nieodw ołalnie cudzy. M ówiąc „ ja ”, n a tr a ­ fia ciągle n a in ne „ ja ”, za k tó ry m i p o w tarza to, co zostało ju ż pow iedziane. U czeń s ta je się podm iotem m ów ionym raczej niż mówiącyfm, a jego głos jest wciąż spy ch an y n a p e ry fe rie w ypow iedzi. N a jb a r­ dziej w idoczny sk u te k te j o p eracji w y raża się w za­ blokow aniu jego zdolności ekspresyjn ych . Szkolny k o n ta k t z języJkiem rodzi w dziecku nie znane m u dotychczas i bolesne uczucie, że nie m a nic do pow iedzenia. Będąc przy czy n ą tra u m aty z m u , d y s­ k u rs re p e ty ty w n y p ojaw ia się wów czas ponow nie — ty m razem jako pedagogiczne w yjście z blokady, ja ­

ko zaofiarow ane uczniow i n arzęd zie; k tó ry m m a się posłużyć, b y si£ w ydźw ignąć ze s ta r a j w tórnej n ie ­ m oty. W te n sposób c y ta t sta je się fig u rą sty listy cz­ ną, k tó ra dom inuje k u ltu rę lite ra c k ą cyklu przygo­ towawczego. Pozw ala skierow ać aktyw ność języj- kow ą dziecka na z góry n ak reślo ne tory, poddać ją ścisłej k o n tro li i w reszcie rozw iązyw ać pow stałe trudności. Rozw iązanie to m a jed n a k c h a ra k te r czy­ sto techniczny, a uczeń opłaca je u tra tą więzi

egzystencjalnej z językiem .

Ten sy stem nauczan ia elim in u je całkow icie py tan ie: czy chcesz mówić? O piera się bow iem na założeniu, że uczeń nie m a nic do pow iedzenia i, w ychodząc z tego założenia, prow adzi do sytu acji, w k tó rej sta je się ono praw dziw e. B łędne koło jest tu jed n ak pozorem . A lbow iem nauczanie to staw ia sobie d w a

(10)

cele: m ów ienie i m ilczenie; a w g rę w chodzą dw a języki: język k u ltu ry i h ip o tety czn y języ k n a tu ra l­ nej dzikości, fan to m b ędący po strach em in sty tu cji.

„Co jest celem wysokiej kultury literackiej?” — pyta jeden z dziewiętnastowiecznych pedagogów. — „Celem jest nie słowo puste i banalne, lecz słowo prawdziwe, pełne i zdro­ we, słowo — żywy wyraz myśli, słowo wielkich umysłów. By cel ten osiągnąć, trzeba przycinać i szczepić słowo dzi­ kie, naturalne i pospolite

C elem je st więc zmusić d o m ilczenia ów języjk n a ­ tu ra ln y , nie dopuścić, b y m ow a sta ła się rzeczyw i­ stością przeżyw aną, in te g ra ln ą i in ty m n ą częścią mówiącego. Tym, co budzi obawę nauczających, jest przede w szystkim ciało, siedlisko in sty n k tó w i n a ­ m iętności. N ależy więc odgrodzić je szczelnie od m o w y po to, b y uczynić z niej in stru m e n t uducho­ wiony;, oczyszczony ze sw oich M aterialnych i nie­ czystych pierw iastków .

».Prawdziwa sztuka wymowy jest rezultatem ćwiczenia ge­ niuszu i kultury ducha. Różni się ona bardzo od owej natu­ ralnej łatwości wysłowienia, będącej tylko talentem, który cechuje osoby obdarzone gwałtownymi namiętnościami, sprawnymi narządami i prędką wyobraźnią. Tacy ludzie żywo czują, tak samo się wzruszają i objawiają to mocno na zewnątrz- "/ ten czysto mechaniczny sposób przekazują innym swój tuzjazm i swoje wzruszanie. To ciało prze­ mawia do ciała”.

ó w dialog ciał w yklucza się nie ty lk o jako pospoli­ tość m oraln ą i językow ą, ale także dlatego, że na zasadzie m ityczno-ideologicznej p ro jek cji jest on n a ty c h m ia st utożsam iony z m ow ą pospólstw a, z idio­ m em dołów społecznych (w te n ,,czysto m echaniczny sposób” p rzem aw iali do m otłochu D anto n i Robes­ p ierre). Dialogowi ciał, naznaczonem u p o tró jn y m p ię tn e m niższości: sty listy cznej, etycznej, społecznej p rzeciw staw iony jest p o tró jn ie „w ysoki” język elity. G dy uczeń opuści szkołę, jego um iejętności reto ry cz ­ n e b ędą oznaką sta tu su społecznego. S tan ą się też narzędziem spraw ow ania władzy. Je d n a k w szkole

Celem — słowo wielkich umysłów Pospolity dialog ciał 2

(11)

Dozwolona tylko reprodukcja

zachodzi sy tu a c ja odw rotna. To re to ry k a bierze go w sw ą w ładzę. F u n k cjo n u je jak o narzędzie a u to - dom inacji.

III. S ztuka w ym ow y

Celem szkolnych op eracji języ­ kow ych jest więc zaprogram ow anie pam ięci w p r a ­ wie cy b ern ety czn y m znaczeniu; m ają one zapew nić generow anie tek stó w przez ucznia bez ry z y k a odchy­ leń od językow ej i ideologicznej normyj. Można to przedstaw ić p rzy pom ocy następująceg o schem atu:

Tekst w y jś - Cytat Tekst do- I Pamięć języ-ciowy | kowo-ideolo-_____________ Translacja -> celowy | giczna________

Cykl przygotow aw czy pozostaje pod znakiem jeszcze jednego zakazu. U czniow i nie w olno podjąć działal­ ności tekstotw órczej, dopuszczalna jest w yłącznie rep ro d u k cja gotow ych już w ypow iedzi. Z aczynający się w klasie trzeciej cykl litera c k i w iąże się z p rz e j­ ściem do nowego ty p u ćwiczeń i częściow ym u chy le­ niem tego zakazu. O tym , ja k znaczną p rzyw iązy­ w ano do niego wagę, św iadczą obaw y i w ahania, jakie budził te n m om ent. Znalazły one w y raz w m i­ n iste ria ln y m okólniku do p ro g ra m u z 1857 r.

„Wśród ćwiczeń przewidzianych w rozkładzie materiału dla klas trzeciej i drugiej znajduje się pisemne wypraco­ wanie francuskie. Przyzwyczajanie uczniów do pisania w ję­ zyku ojczystym jest rzeczą bez wątpienia korzystną. Nie należy wszakże zapominać, że ćwiczenie to przynosi pożytek dopiero wtedy, gdy dotyczy tematów i problemów, z któ­ rymi uczniowie są już dobrze obeznani. Nie wykluczając tego rodzaju zadań, panowie profesorowie powinni je sto­ sować niezwykle oszczędnie i jakby tytułem próby, przede wszystkim w klasie trzeciej. Trzeba pamiętać, że version, która zmusza uczniów do wiernego oddania stylu i ducha pierwowzoru, stanowi najlepsze ćwiczenie zdrowej myśli i poprawności językowej”.

(12)

Zestaw ienie „zdrow ej m y śli” i popraw ności języka p okazuje w yraźnie, że o p rzejściu do cy klu lite ra ­ ckiego decyjduje nie ty lk o k o m p eten cja językow a. T w órcy program ów odw ołują się tu do dw óch k r y ­ terió w i o statn i ro k pierw szego cy klu tra k tu ją ró w ­ nież jako prow izoryczne zakończenie ed u kacji ideo­ logicznej.

Na system nauczania jęz y k a w cyk lu w yższym skła­ d a ją się trz y czynniki. P ierw sze dw a po jaw iły się ju ż uprzednio, lecz u leg ają m odyfikacji począw szy od k lasy czw artej. Bagaż lite ra c k i — zestaw p rze­ w idzianych pro g ram em au to ró w i tek stów — znacz­ nie się zwiększa. Do ćw iczeń językow ych dochodzi w ypracow anie pisem ne („kom pozycja” albo „ re d a k ­ c ja ”). Uczniowie przechodzą od c y ta tu do p a ra fra z y i am plifikacji, od d y sk u rsu rep e ty ty w n eg o do d y sk u ­ rsu naśladowczego. Ja k o no w y czynnik pojaw ia się re to ry k a w fo rm ie system atyczn ego w ykładu. N au­ czanie to rea liz u je cele, k tó re sform ułow ał jeszcze Rollin, a u to r w ielkiego T ra k ta tu o studiach czyli

o sposobie nauczania i studiow ania lite ra tu ry p ię k ­ n e j z uw agi na serce i u m y s ł (1726), n a k tó ry m

w zorow ały się p raw ie w szy stk ie późniejsze podręcz­ niki. Uczniowie, pisał Rollin, m uszą nauczyć się „p rakty czn eg o zastosow ania praw ideł, z k tó ry m i się zapoznali, oraz naśladow ania w skazanych im wzo­ rów , cała zaś p raca nauczyciela sztu k i w ym ow y sprow adza się do trzech rzeczy; praw ideł reto ry cz ­ n y ch , lek tury, autorów , w ypracow ań p isem n y ch ”. M ówiąc inaczej, n a licealn ą k u ltu rę języ ka skład ają się: pew ien w ycinek tra d y c ji literack iej, reto ry k a jak o fo rm a św iadom ości literack iej i określony ty p p e rfo rm a n c ji językow ej. Nie jest w ielkim od k ry ­ ciem powiedzieć, że z p u n k tu w idzenia literackiej ak tu aln ości stanow iła ona korp u s nieodm iennie a n a ­ chroniczny. Je d n a k oczywistość ta by ła n a ogół rów noznaczna z w y ro k iem sk azu jący m ten w a ria n t k u ltu ry na banicję z pola badaw czego historyków lite ra tu ry . Od tego w y ro k u trz e b a złożyć odw ołanie.

W cyklu wyższym

(13)

Składnik świadomości literackiej

J e st chyba jasne, że przez cały w iek dziew iętnasty liceum było in sty tu c ją n a ty je silną, by literack iej synch ro nii narzucić obecność tej k u ltu ry , któ rej b y ­ ło nosicielem . Że w konsekw encji tra k to w a ć ją n a ­ leży jako sk ład n ik ogólnej św iadom ości literack iej i że związki, jak ie ją łączyły z poetykam i, k tóre kolejno ru sz a ły n a podbój współczesności, musiały, być b ardziej złożone niż w y d aje się to n a pierw szy rz u t oka.

P o jęciu tra d y c ji litera c k ie j należy tu nadać zn a­ czenie a k tu a ln ej antologii, bow iem ty lko w tak im znaczeniu m ożna je odnieść do k a n o n u le k tu r szkol­ nych. Je śli w oczach a w a n g a rd y liceum dokonuje eksh u m acji te j części księgozbioru, k tó ra pow inna spoczywać w p y le archiw ów , to ten osąd nie pow i­ nien p rzysłaniać fak tu , że u ru ch am ia ona ten sam

m echanizm , co tw ó rcy szkolnych program ów . Tu i tam m am y do czynienia z w ybiórczą i a k tu a liz u ­ jącą p ro je k c ją diach ron ii w synch ro nię literack ą. Tu i ta m tw orzy się określone środow isko tekstow e dla p racy p isarsk iej. Jed nakże antologię szkolną c h a ra k te ry z u je kilka ry só w szczególnych. P o d e jm u ­ jący szkolną p racę p isarsk ą uczeń s ta je wobec u sta ­ now ionego bez jego udziału b lo ku tekstów . Gest B au d elaire’a, k tó ry m w prow adza on E dgara Poe w k rąg sw oich au to rsk ic h odniesień, nie jest zapew ­ ne całkow icie przypadkow y. Lecz z subiektyw nego p u n k tu w idzenia gest te n nie jest zaprogram ow any. Pow iedzenie, że kan o n szkolnych le k tu r m a tak i w łaśnie c h arak ter, nie je st zupełną tautologią; sło­

wo „p ro g ra m ” u zyskuje pełne znaczenie dopiero w zestaw ieniu z jego m ożliw ą antytezą.

D rugi ry s — n azw ijm y go poetyką w y b ra n y c h w y ­ jątk ó w — w iąże się z cechą w łaściw ą szczególnie ■studium litera c k ie m u w dziew iętnostow iecznym li­

ceum: je st to stu d iu m ahistoryczne i m oralizatorskie. W tra d y c ji litera c k ie j uczniow ie m a ją szukać nie historii, a wieczności. Ten ideologiczny (jak każdy g w ałt n a pam ięci zbiorow ej) proceder d ecyd uje

Ahistoryczność i moralizator­ stwo

(14)

0 specyficznej organizacji szkolnej antologii. W od­ n iesieniu do pojedynczego u tw o ru w y raża się ona w rozbiciu jego u k ładu syntagm atycznego, w ocen­ zurow aniu jego w ew n ętrzn eg o p orząd k u czaso­ wego.

„Zapoznawanie młodzieży na lekcjach Języków i Retoryki z całymi utworami jest pedagogiczną pomyłką, podstawo­ wym błędem, przed którym ostrzegali Kwintylian, Rollin, Dumarsrais itd. Zamiast tego, proponowali (...) przerabianie autorów we fragmentach i wybranych wyjątkach”.

W okresie, gd y n a te re n ie k ry ty k i literack iej — od Mme de S ta el po L ansona — k a rie rę robią k a ­

tegorie ew olucji i przyczynow ości, szkoła odrzuca czas jako czynn ik ak c y d en ta ln y i opow iada się za kateg orią celowości w raz z jej k o relatam i, n orm ą 1 naśladow nictw em . P ozw ala ona n a organizow anie antologii szkolnej w ciągi p arad ygm atyczne: tek sty jako w zorce gatunk o w e i stylistyczne, te k sty jak o ilu stra c je n o rm m oralnych. U kład tak i elim in uje w szelkie „ p rz e d ” i „po”, a tak że „ te raz ” jako p rze­ m ijający m om ent. Przeszłość i teraźniejszość zle­ w ają się w jed n ą pozaczasową Teraźniejszość. To spłaszczenie p e rsp e k ty w y histo ry cznej obejm u je za­ rów no rzeczy prezen to w an e, ja k i sam m echanizm p rezentacji. O bjęci wyiborem a u to rz y i ich dzieła fig u ru ją obok siebie n a rozległej ró w ninie w ieczy­ stej aktualności. G eniusze i arcydzieła, p raw d y wiecz­ nie żyw e z n a jd u ją się poza histo rią, należy do niej ty lk o to, co m ało w a rte .

Założenie to staw ia poza historią sam podręcznik lub — ściślej — pozw ala na odczasow ienie i odm a- terializo w an ie g estu w y b oru , k tó ry podręcznikow ą m aterię w łaśnie uw iecznia. Je śli bow iem literack ie pom niki się n ie stają, lec z są — hic et n u n c , zawsze już gotow e w sw ej „arc y d z ie ln ej” postaci — to a k t w y b o ru nie je st w y bo rem , a układem , o tw iera­ niem n iew in n y c h k a rt szkolnej antologii d la w a r­ tości poza n ią i n ie przez nią u k ształtow anych. W ty m

sensie, w śród tw órców anonim ow ych, a u to rzy

liceal-Arcydzieła są tu i teraz

(15)

n y ch podręczników są n a jb a rd zie j anonim ow i — nie chcą bow iem się przyznać do tego, że w y b ie ra ­ jąc (w spół)tw orzą arcydzieła. A zbudow any przez nich litera c k i P an teo n ch a ra k te ry z o w a ła ciasnota. W praw dzie w klasach cyklu w yższego pow iększa się znacznie ilość le k tu r, ale są one czerpane wciąż z ty ch sam ych źródeł: z surow o ocenzurow anej s ta ­ rożytności greckiej i łacińskiej, z fran cu sk iej lite ­ r a tu r y klasycznej od B oileau do W oltera, k tó ra w sposób n iep e łn y re p re z e n tu je zaledw ie półtora w ieku naówczas ju ż ty sią c le tn ie j literatury) narodo­ w ej.

Wzorzec sty listy czn y i norm a m oralna — w odnie­ sieniu do licealnej k u ltu ry literack iej rozróżnienie to m a sens ty lk o analityczny. Bow iem w uczniow ­ skiej p rak ty c e pisarskiej m oralność i tec h n ik a sło­ w a m ają być jed n y m i ty]m sam ym . Takie p rz y n a j­ m niej są in ten cje podręcznika z czasów D rugiego C esarstw a:

„Każdy wyjątek (...) pozwalając na ćwiczenie starannej lek­ tury, pamięci, recytacji, rozbioru gramatycznego i literac­ kiego jest jednocześnie lekcją cnoty, wielkoduszności i pra­ wości, religijności, oddania Cesarzowi i ojczyźnie, bezinte­ resowności i ukochania powszechnego dobra. Wszystko w tym zbiorze jest płodem geniuszu, talentu, cnoty; wszyst­ ko jest przeniknięte najwyborniejszym smakiem i moralną czystością”.

A ntologia szkolna — to jej trzeci ry s — pow inna jaw ić się uczniow i w yłącznie jako przedm iot k u l­ tu.

K ry ty k u ją c system szkolny ancien reg im e’u ency­ klopedyści ostro atak ow ali reto ry k ę, k tó ra jako p rzedm iot nauczania stanow iła praw ie w yłączną własność kolegiów jezuickich od poił ow y X V II w. aż po m om ent, gdy k o ngregację usunięto w ra z z jej pedagogicznym d o b y tk iem (1762). N auczanie re to ry k i przeżyło w ted y fazę kryzysu, ale po rew o lu cji w ró ­ ciło do program ów napoleońskiego liceum i zajęło w n im m iejsce poczesne.

Lekcja cnoty i stylu

(16)

N auczanie to, ja k podkreśla G e n e tte 3, c h a ra k te ry ­ zuje praw ie całkow ita zbieżność podejścia opisow e­ go i podejścia norm atyw nego. T eoretyczny w ykład praw ideł sztuki pisarskiej prow adzi do n a ty c h m ia ­ stow ego zastosow ania w p rak ty ce. W swej k lasycz­ nej w ersji re to ry k a sk ład a się z trz e ch głów nych części: in ventio, czyli szukanie te m a tu w re p e rtu a ­ rze topoi czy loci com m unes; dispositio, czyli zestaw reg u ł dotyczących u k ład u całej w ypow iedzi (plan);

elocutio, czyli p raw id ła wy.boru i zestaw ienia słów

w zdaniu, zakresem zbliżone do dzisiejszej s ty li­ styk i. Zgodnie z ten den cją, k tó ra przejaw iła się ju ż w jezuickich kolegiach, w dziew iętnastow iecznym liceum głów ny ak cen t p ad ał n a elocutio, m ało n a ­ to m iast m ówiło się o in ve n tio i dispositio. To p rze­ sunięcie a k cen tu odpow iadało pedagogicznej kon ­ cepcji nauczania języ ka poprzez perfo rm an cję stero ­ w aną. W ybór te m a tu i u k ład u w ypow iedzi należał do nauczyciela, nie do ucznia.

Od początku stu lecia po lata osiem dziesiąte za s p ra ­ w ą liceum pow stała ogrom na ilość podręczników r e ­ to ry k i. N iektóre z n ich m iały c h a ra k te r w yłącznie teo rety czn y, ja k n a p rzy k ład d w a tom iki P. F o n ta- n iera, niedaw no w znow ione pod w spólnym ty tu łe m

L es fig u res du discours (P aris 1968). B yły one p rze ­

znaczone głów nie do osobistego u ż y tk u nauczyciela (choć w sw ych bib lio tek ach m ieli je m. in. Hugo i F lau b ert). D ruga k ateg o ria to podręczniki, k tóre łączyły tra k ta t z antologią. W y brane i u sy stem aty ­ zow ane w y ją tk i stan o w iły tu ilu stra c ję praw ideł sztu k i w ym ow y w yłożonych w części tra k tato w e j. N ajw iększą popularnością cieszyły się obszerne zesta­ w y ćw iczeń (poprzedzonych lub nie w ykładem za­ sad retorycznych). Obok m ateriałó w p a m ię tn ik a r­ skich i oficjalny ch dokum entów , podręczniki te p rzy ­ noszą n ajb og atszą in fo rm ację o przebiegu lek cji f ra n ­ cuskiego w klasach trzeciej, d ru g iej i R etoryki.

6 Por. Rhétorique et enseignement, W: Figures II, Paryż

1969.

Trzy części retoryki

(17)

Ćwiczenia retoryczne

Lektura jak zły sen

W szystkie podręcznikow e ćw iczenia o p arte b y ły na jedn y m schem acie dydak tyczn ym . A u to r propono­ w ał tem at, czyli „ a rg u m e n t” lub „ m a te rię ”, k tó re sam e w sobie stan o w iły już dość o b szerny tekst, często podzielony n a ak apity. O bjętość a rg u m e n tu rep rezento w ała średnio około jed n ej trzeciej „roz­ w inięcia” lub corrigendum , k tó re m u tow arzy szyły i k tó re d ostarczały uczniow i w zorcow ej w e rsji o p ra­ cow ania tem atu. C orrigendum m ogło być bądź w y ­ jątk ie m z jakiegoś dzieła literackiego, bądź też tw o­ rem a u to ra podręcznika.

W tak i w łaśnie sposób (argum ent z o d au to rsk im ro z­ w inięciem ) zbudow ane b y ły N o u velles narrations

françaises A ugusta Filona, honorow ego in sp ek to ra

A kadem ii P a ry sk ie j, k tó re uzupełniały, jego E le ­

m e n ty re to ry k i fra n cu skiej. Sw oim pow odzeniem N ow e narracje pob iły n a głowę in n e podręczniki.

W lata ch 1827— 1911 w ydano je 22 razy. Z aw ierały one — i to tłum aczy m oże ich sukces — niezw yk le esencjonalny wypiąg z tekstów w y p e łn ia jąc y c h li­ cealne pole antologiczne. To o sta tn ie było czym ś sztyw nym i p ły n n y m zarazem : w łaściw e in sty tu c ji założenia n arzu cały m u trw a łe i ciasne ram y , ale pomieszczone w n ich loci co m m u nes w iodły żyw ot w ędrow ny. T em aty i obrazujące je w y ją tk i lite ra c ­ kie m igrowany z podręcznika do podręcznika. A u ­ torzy jednego z tak ich kom pendiów stw ierd zali nie bez dum y, że ich przeszło siedm iusetstronicow e dzie­ ło opiera się n a m ate ria le zaczerpniętym sponad czte ry stu utw orów . F ilo n zdołał pom ieścić cały ten d o b ytek Zoci com m u nes na około d w u stu pięćdzie­ sięciu stronicach. S k u tk iem tej ta k daleko posu nię­ tej kondensacji i selekcji podręcznik n a b ra ł w łaści­ wości niem al halucynogennych. Jego le k tu ra p rz y ­ pom ina zły sen: w idziałem , słyszałem , czytałem , znam. T rudno byłoby sporządzić tu szczegółow y in ­ w en tarz szkolnej topiki. Je j przy bliżon y obraz, m i­ mowi ednie zresztą, d a je V aléry, k ied y w ylicza

(18)

szcze-golnie u p rzyw ilejo w an e przyczy n y w zruszenia poe­ tyckiego:

„Zachody słońca, pełnie księżyca, lasy i morza (...) doniosłe wydarzenia, momenty krytyczne w życiu afektywnym, nie­ pokoje miłosne, myśli o śmierci (...) (Propos sur la poésie).

IV. Tworzenie oryginalnych kopii

Oto jed n o z ćwiczeń, z a ty tu ło ­ w ane Ocean, jakie proponow ały N ow e narracje:

Argument

Opisz myśli, jakie budzą się w naszej duszy podczas spa­ ceru nad brzegiem oceanu. Ale widokiem takim można się w całej pełni zachwycić nie w miejscach zamieszkałych, a na jakiejś samotnej plaży; tam ogrom oceanu wznosi du­ szę ku nieskończoności.

Rozwinięcie

Ocean to widok, od którego nie można oderwać oczu. Spo­ kojne czy wzburzone — ileż myśli wyraża morze, ileż myśli przynosi na swoich falach. Kiedy miażdży okręty, rozkoły­ sane huraganem, morze jest symbolem bożego gniewu; w potężnym i nagłym porywie obraca w proch całe narody, pochłania trony w swoich przepastnych głębinach. Morze spokojne i gładkie jak lustro to ład, który przychodzi po zmaganiach, to harmonia ustanowiona przez mądrość Naj­ wyższego i nad którą On czuwa we wszystkich zakątkach stworzenia.

Lecz żeby zachwycić się tym widokiem w całej pełni, żeby odczuć wszystko, co on wyraża, nie trzeba oglądać morza uwięzionego w porcie czy basenach zbudowanych ręką człowieka. Manewry statków, wołania marynarzy, tłum tłoczący się w porcie, towary spiętrzone na nadbrzeżach, w mieście wszystko rozprasza naszą uwagę i umniejsza majestat oceanu. Trzeba się wspiąć na jakąś stromą skałę albo pójść na samotną plażę, gdzie szemrzący przypływ skła­ da pianę. Tam widok potężnieje, niebo u kresu horyzontu zlewa się z wodami. I kiedy nasz wzrok ściga falę za falą, nie mogąc doszukać się ostatniej, dopiero wtedy dusza wznosi się niepostrzeżenie ku nieskończoności.

W p ierw szym zdaniu tego m odelow anego w ypraco­ w an ia u ja w n ia się, co p raw d a w sty listy czn y m skró­ cie, płaszczyzna porozum ienia (am biw alentnego) m

ię-Ileż myśli przynosi morze

(19)

dzy nauczycielem a uczniem . G ram aty ęzn a form a im p e raty w u (opisz) jest tu reto ry cz n ą fig u rą eks- klu zji uczniow skiego „ ja ” z dialogu. N atyphm iast po n iej n astęp u jąca liczba m noga (nasze dusze) jest fig u rą in k lu zji, k tó ra zaprasza ucznia do dialogu z „ ja ” nauczycielskim . P ierw sza ucina polem ikę, d ru g a zachęca do w spółpracy. A rg u m en t stanow i dla ucznia tek st w yjściow y, a rozw inięcie — w zor­ cową w ersję te k stu docelowego. Jego zadanie p isar­ skie polega n a zred uk ow an iu d y sta n su , jak i dzieli oba tek sty . Zakłada ono in n y k ie ru n e k działań niż w cyklu przygotow aw czym , gdzie w ypow iedź zata­ czała koło, by pow rócić do p u n k tu starto w ego . T u­ taj uczniow skie pióro m a posuw ać się do przodu, po linii pro stej.

By ów m iędzy tek sto w y d y stans opisać, m ożna się- TNdiędzyteksto- gnąć do pojęcia n ad w yżki sty listy czn ej, znanego w y dystans z p r a c polskich, lu b pojęcia odchylenia od norm y, u trw alo neg o w k ry ty c e fran cu sk iej. Sprow adzone do n ajp ro stszej postaci, p rzy b ie ra ją one form ę p rze­ ciw staw ienia: człon nienacechow any versus człon nacechow any. P ierw szy z nich oznaczać m a język przezroczysty (denotatyw ny), będący zarazem n e u ­

tra ln ą norm ą. D rugi — język „p o ety ck i” (konota- tyw ny), k tó ry przez sw e stylistyczne „w ięcej” czy „in aczej” no rm ę ową łam ie. Podręcznikow y sche­ m at d y d a k ty c z n y zakłada jed n a k odm ienn y m odel polaryzacji sty listy czn ej: 1) nie uw zględnia on w ogóle członu „zerow y stopień s ty lu ” (m ógłby go ew en tu alnie rep rezen to w ać nie-język, rzeczy i zda­ rzenia); 2) oba człony opozycji: język a rg u m e n tu

versu s języ k corrigendum są stylistycznie nacecho­

w ane (pierw szy — to s ty l pospolity, d ru g i — sty l literack i — ornatus; opozycja ta, o czym była m o­ w a, m a rów nież a sp ek t etyczny i społeczny); 3) bo­ gatszy k o n otacy jn ie języ k rozw inięcia re p re z e n tu je norm ę; ubogi, denotaty^vny jęz y k a rg u m e n tu jest o dstępstw em od norm y.

(20)

P ra ca ucznia polega w ięc n a n a p ra w ie n iu tego od­ stęp stw a przez obdarzenie te k stu w yjściow ego n a d ­ w yżką sty listy cznie (i społecznie) popraw ną. Takie jest znaczenie corrigendum . A rg u m en t wchodzi do te k stu docelow ego na zasadzie ą u a si-c y ta tu i jedno­ cześnie ulega p rzestylizow aniu. L ub lepiej: tra n s - figuracji, bo uczeń ozdabia m ate rię fig u ram i i tro ­ pam i, z k tó ry m i zapoznał się n a lek cjach reto ry k i. W szkolnym żargonie nazyw ało się to u b ieran iem w tro p y lub fig u ry (la m isę en tropes).

Te dw ie o peracje, q u a si-c y ta t i tra n sfig u rac ja, u sta ­ n a w ia ją m iędzy tek stem w yjściow ym i docelow ym

inną relację sem antyczną niż c y ta t czy tra n sla c ja Transfiguracja

z cyk lu przygotow aw czego. Q u asi-cy tat w łącza a r ­ g u m en t do rozw inięcia jak o jego ośrodek denota- ty w n y i ty m sam y m oba te k s ty sta ją się rów now aż­ n e w łaśnie n a poziom ie d enotacji. T ran sfig u racja op lata ów ośrodek swego ro d za ju siatk ą ko n o taty w - ną, sk u tk ie m czego oba te k s ty n ie rea liz u ją już ścisłej ekw iw alencji znaczeniow ej ja k w cyklu p rzy ­ gotow aw czym — różnią się sw ym i konotacjam i. W przyk ładow y m w y p raco w an iu o oceanie w idać także, że w operacji n azw anej tu tra n sfig u ra c ją b iorą udział o p erato ry dw ojakieg o ty pu : in stru m e n ­ ta ln y i d y rek ty w aln y . In stru m e n te m przekształce­ n ia jest porów nanie, fig u ra reto ry czn a, k tó ra w edług podręcznika F o n ta n ie ra „polega n a zestaw ieniu pew ­ nego p rzedm iotu z in n y m przedm iotem , albo z nim sam ym , tak, b y jego p rzed staw ien ie sta ło się b a r­ dziej uderzające, silne i w y ra z iste dzięki stosunkom p rzystojności lub nieprzystojności, czy, jeśli kto woli, podobieństw a lu b ró żn icy ”. W tekście rozw iniętym p rz y pom ocy p o rów nania elem entow i p orów nyw a­ n e m u (ocean) tow arzyszy seria porów nań, k tó re b u ­ d u ją w okół niego całą sieć konotacji. Proces po­ ró w n y w an ia trw a dopóty, dopóki m iędzy ośrodkiem d en o taty w n y m (ocean) i siecią k o n o taty w n ą nie u sta ­ li się sw oista ek w iw alen cja znaczeniow a, k tó ra po­ zwoli na porów nyw anie „w obie s tro n y ” : oceanu

(21)

Ubieranie w tropy

do znaczeń konotow anych i znaczeń ty ch do oceanu.

D rugi z operatorów,, d y rek ty w a ln y , s te ru je doborem porów nań (konotacji). W szystkie są czerpane w r e ­ p e rtu a rz e tropologicznym , którego ra m y w yznacza określony kod ideologiczny. Cała o peracja w y glą­ da zaś następująco:

OCEAN > j a k > „gniew boży”, „mądrość najwyższego” OCEAN <--- > znaczy< >„boskość”, „nieskończoność”

T ra n sfig u ra c ja prow adzi zatem do zakotw iczenia de- n o ta tu w polu k o no taty w n y m p an u jącej ideologii. Ten ty p o p eracji m a podstaw ow ą zaletę. Jeśli ety k a p isarska dom aga się, by w ybór te m a tu dał się uza­ sadnić, bo je s t przecież ak tem świadom ym , to w szystko, co w iąże się z litera c k ą w artością n a d - daną, nie w ym aga takiego uzasadnienia. „U bieranie w tro p y ” uchodzi bow iem za od ru ch n a tu ra ln y i spontaniczny (styj to człowiek), otoczony ta je m n i­ cą tw orzenia. Ideologia, k tó ra p rzenik a w arstw ę

konotacji, s ta je się wówczas czymś, co rów nież jest n a tu ra ln e , nie w ym agające dow odu — syp ternem oczywistości.

P am ięć językow o-ideologiczna pełni tu fu n k cję ope­ ra to ra d y rek ty w aln ego, k tó ry d ostarcza m a te ria łu tropologicznego i s te ru je jego selekcją. Je śli kod reto ry czn y określa listę m ożliw ych przek ształceń stylistycznych, to pam ięć owa w yznacza ogólne po­ le ich zastosow ania i głów ny k ieru n e k p racy p isa r­ skiej. Razem w zięte, te dw a czynniki sk ład ają się n a to, co — sięgając do C hom sky’ego — nazw ać m ożna szkolną k o m p eten cją językow ą. O kreśla ona zbiór elem entów , operacji i rez u lta tó w dopuszczal­ ny ch ze sty listy czn eg o i ideologicznego p u n k tu w i­ dzenia.

Typ p refo rm a n c ji językow ej realizow an y w cyklu li­ terack im m ożna zobrazować schem atem :

(22)

Je ś li te n schem at zestaw ić z poprzednim , to nie­ tru d n o spostrzec, że zm ianie u leg a ją cele, jakie so­ bie staw ia szkolna k u ltu ra języka. W cyklu przygo­ tow aw czym zm ierzała ona raczej do zaprogram ow a­ n ia pam ięci antologicznej niż do w y tw arzan ia te k ­ stów ; zastępow ał ją tek st w yjściow y, k tó ry pełnił

jednocześnie ro lę wzorca. W cyjklu w yższym zakła­ d a się, że p rzy n ajm n iej częściowo została ona ukon­ s ty tu o w a n a i stąd rolę w zorca p rze jm u je całe pole antologiczne, a celem ćwiczeń pisem nych sta je się w y tw o rzenie te k s tu zgodnego z ty m wzorcem . W obu je d n a k p rzy p adkach jed y n y m p rzek ształcalny m ele­ m e n te m schem atu dydaktycznego pozostaje tek st w yjściow y. N atom iast sam e operacje: cy tat, tra n s ­ lacja, ą u a si-cy ta t, tra n sfig u rac ja, stanow ią jego sk ład n ik i nieprzekształcalne. Z ak azuje tego połączo­ n y a u to ry te t tra d y c ji literack iej i tra d y c ji pedago­ gicznej.

P ro p o n u ją c serię tem atów , nauczyciel pozw ala ucz­ nio w i na w ytw orzenie różnych tekstów , ale tek sty

(23)

Rozdwojenie cytacji

Ferdydurke

metajęzykiem

te nie mogą się stać praw dziw ie inne. B yłoby to m ożliw e w yłącznie dzięki przyzw o leniu n a rozsze­ rzenie w achlarza o p eracji i p rzede w szystkim n a przekształcanie kom petencji, tzn. m odyfikację ope­ rato ró w w trak cie i przez pracę pisarsk ą (tak, jak to m a czasem m iejsce w „żyw ym ” procesie litera c ­ kim). P rzejście do w ypraoow ań pisem nych nie jest więc rów noznaczne z przejściem od p erfo rm an cji stero w an ej do sw obodnej aktyw ności językow ej. Uczeń pozostaje wciąż w k ręg u p ra k ty k i cytacy jnej, choć kom plikacji ulega jej m echanizm . Od d y sk u r­ su czysto rep ety tyw nego , czyli c y ta tu prostego i do­ słownego, przechodzi do ą u a si-cy ta tu . T u taj p rzed­ m iotem przytoczenia je st już nie je d e n tek st, lecz tek st (argum ent) i jednocześnie całe pole antologicz- ne (sposób, m aniera). To rozdw ojenie przedm iotu cytacji spraw ia, że uczniow ska p ra k ty k a językow a p rzy b iera postać dy sk u rsu naśladowczego.

W ypracow ania pisem ne nie e lim in u ją tra u m a ty z - mów ekspresyw nych. P o w odują b lo k ad y nowego ty ­ pu. Istotnie, wym óg oryginalności, k tó ry zaczyna ciążyć n a uczniu począw szy od k lasy trzeciej, s p ra ­ wia, że cel jego w ysiłku n a b ie ra c h a ra k te ru p a ra ­ doksalnego: stw orzyć coś w rod zaju orygin alnej ko­ pii. Jeśli w cy k lu przygotow aw czym k u ltu ra języ ­ kow a o pierała się n a otw arcie p rak ty k o w an y m cy­ tacie, to w cyk lu litera c k im p isarstw o s ta je się sztu­ ką c y ta tu skrytego.

Kończąc chciałbym podkreślić, że nie została tu opo­ w iedziana historia nauczania języ k a ojczystego w dziew iętnastow iecznych liceach fran cuskich . Była to próba opisania w yłącznie sy stem u tego naucza­ nia, k tó ry — z pew nością — m iał sw oje m iejsce w tej historii. By rzecz stała się jaśniejsza, odwo­ ła jm y się może do fra g m en tu z F e rd y d u rk e , zam ie­ szczonego jako m otto. Zostali w n im nazw ani w szys­ cy aktorzy: uczniow ie, nauczyciele „osobiście sym ­ p aty czn i” i ,,z w łasnym zdaniem ”, nauczyciele „praw dziw ie niem ili” bez takiego zdania, Pim ko

(24)

p rzedstaw iciel P raw a, Piórkow ski odpow iedzialny w obec P ra w a za całość in sty tu cji. N azw ano w szyst­ kich, ale m ów ią tylko „rzeteln i pedagodzy z powo­ ła n ia ” — Pim ko i Piórkow ski. P ró b ow ałem tu od­ tw orzyć te n dwugłos. N atom iast opow iadając histo­ rię, należałoby dopuścić do głosu w szystkich akto­ ró w szkolnej sceny,.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Należy zwrócić uwagę na możliwie różnorodny skład grup, tak żeby obok uczniów uzdolnionych lingwistycznie i umiejących logicznie wnioskować znalazły się osoby gorzej

4. Nauczyciel prosi uczniów o zapoznanie się z zasadami czytania według pięciu kroków. Uczniowie wracają do tekstu artykułu. Wykonują ćwiczenie określone zasadą pięciu kroków.

Wtedy jeszcze nie trzeba było mieć ciężkich milionów, żeby wygrać; dzisiaj bez tego, to w ogóle nie ma o czym rozmawiać.. Pamiętam, że spotkanie było w Piaskach, nie wiem,

Sikora pomija zatem doktryny, które usiłują wyzwolić się z ponurego matecznika historycznej zmienności, przeciwstawiając mu transcendentną wizję statycznego

Poza tym jeszcze taka anegdotka –nie wiem, czy jest to do końca prawdziwe, czy sam sobie kiedyś tego nie wymyśliłem –o ile pamiętam, to chowałem się przed mamą raz, właśnie w

Ukoronowaniem przeglądu MediaLab Meeting okazała się prezentacja Pawła Janickiego, kuratora Wro Art Center oraz współorganizatora Biennale Sztuki Mediów WRO, który

Olga Biernat - psycholog, terapeuta pedagogiczny Anna Samsel - psycholog, psychoterapeuta. PORADNIA PSYCHOLOGICZNO - PEDAGOGICZNA

Leszek Kłosowicz gnuplot – czyli jak zrobić wykres, żeby się nie narobić.. kulturalne zamknięcie gnuplota lub przerwanie