• Nie Znaleziono Wyników

Perypetie toruńskie i gdańskie na sejmiku generalnym grudziądzkim w 1764 roku

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Perypetie toruńskie i gdańskie na sejmiku generalnym grudziądzkim w 1764 roku"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław F. Wałęga

Perypetie toruńskie i gdańskie na

sejmiku generalnym grudziądzkim w

1764 roku

Rocznik Toruński 26, 131-146

1999

(2)

R O C Z N I K T O R U Ń S K I T O M 26 R O K 1999

P erypetie toruńskie i gdańskie n a sejmiku

generalnym grudziądzkim w m arcu 1764 roku

Stanisław K o n sta n tyn Walęga

K ilka uwag wstępnych

Redakcja „Rocznika Toruńskiego” otrzymała niedawno m aszynopis artykułu dra Stanisław a Walęgi dotyczący przebiegu sejm iku general­ nego P rus K rólew skich zwołanego na 27 I I I 1764 r - do Grudziądza. D r Wałęga, zasłużony nauczyciel historii w przedwojennym G im nazjum i Liceum im . M ikołaja K opernika w Toruniu, uczeń znakomitego historyka Władysława K onopczyńskiego, przygotował do druku obszerną rozprawę pt. „Dzieje polityczne Torunia u schyłku Rzeczypospolitej (1 724-1793)”, której p ierw szy tom obejm ujący lata 1724-1756 został wydany w Toruniu w serii „Roczniki T N T ” w 1933 r. Drugi tom, gotowy ju ż do druku, poświęcony dziejom m iasta u schyłku panowania Augusta I I I i w do­ bie rządów Stanisław a Augusta, nie zdążył się ukazać z powodu wybuchu I I w ojny św iatow ej w 1939 r. Jedynie niektóre problemy, mające być sze­ rzej om ówione w tym tom ie, zdążył autor zasygnalizować w ówczesnej pra­ sie pom orskiej. Po wojnie, m im o że Stanisław Wałęga na stale zam ieszkał w odległym Tarnowie, nie przestał interesować się historią Torunia w cza­ sach now ożytnych i od czasu do czasu w tutejszych czasopismach nauko­ wych („Zapiskach H istorycznych" i „Roczniku T oruńskim "), a także w popularnym dzienniku „Nowości", ukazywały się jego artykuły poświęcone m .in . sporom m iasta ze znanym pieniaczem Łukaszem Konopką, pobytom cudzoziem ców w dawnym T oruniu czy m iejskiem u system ow i penitencjar­ nem u w m inionych wiekach.

Publikow any obecnie tekst stanow i fragm ent większej całości poświęco- nej sytu a cji P rus K rólew skich (P om orza Nadwiślańskiego) w początkach bezkrólewia 1764 r - » przebiegowi, ostatecznie niedoszłego do skutku,

(3)

grudziądzkiego sejm iku generalnego z 27 I I I 1764 r • K w estia ta budziła spore zainteresowanie późniejszych badaczy i jes t dobrze znana polskiej historiografiil . W tej sytuacji Redakcja, pom ijając ogólną część artykuhi S. Wałęgi dotyczącą wydarzeń zachodzących w Prusach Królewskich wiosną 1764 r -> zdecydowała się opublikować w n iniejszym tom ie „Rocznika Toruńskiego” obszerny fragm ent poświęcony sporom szlachecko-m ieszczańskim na tym że przedkonwokacyjnym sejm iku gene­ ralnym . Doszło bowiem wówczas do ostrego konfliktu m iędzy częścią szlachty przybyłej na obrady sejm ikowe a posłami wielkich m iast (Gdańska, Torunia i Elbląga), którzy zasiadali w wyższej izbie (senacie) sejm iku generalnego. Sprawa ta, aczkolwiek wzm iankowana w dotychczasowej literaturze historycznej2, nigdy nie była przedm iotem szerszej analizy. Tym czasem ówczesne konflikty w Prusach K rólewskich m iędzy szlachtą a m ieszczaństw em m iały zdecydowanie większy wpływ, n iż się to przyj­ m uje w historiografii, na życie polityczne prow incji i na niechęć środowisk m ieszczańskich wobec wszelkich prób unifikacji państwa. Pairycjuszow - skie elity wielkich m iast obawiały się, że ujednolicenie ustroju Prus Królewskich z pozostałym i ziem iam i Rzeczypospołitej um ożliw i szlachcie pruskiej podporządkowanie sobie miast, tak ja k io nastąpiło w Polsce w X V I - X V I I w.

K w estie omawiane w publikowanym poniżej tekście poruszał ju ż dr Stanisław Wałęga w dwóch przedwojennych artykułach ogłoszonych anonim ow o na łamach wychodzącego w Toruniu przed wojną znanego dziennika „Słowo P om orskie”3. Oba te artykuły, chociaż bez przypisów, oparte były na solidnej kwerendzie źródłowej w A rchiw um M iejskim w Toruniu. A u to r dotarł wówczas do protokołów obrad sejm iku general­

1P o r. zw łaszcza: M. M ejb a u m , G en era ł p r u sk i w G ru d zią d zu , [w:] ten że,

O tro n S ta n isła w a A u g u sta , Lw ów 1918, s. 3 -36; S. A c h rem czy k , R e p r e z e n ­ ta c ja s ta n o w a P ru s K ró lew skich w lata ch 1 6 9 6 -1 7 7 2 , O lsz ty n 1981, s. 63,

124; J. D y g d a ła, Z y c ie p o lity c zn e P ru s K ró lew skich u sch yłku ich zw ią zk u z

R zeczą p o sp o łita w X V I I I w ieku, W a rsz a w a -P o z n a ń -T o ru ń 1984, s. 1 1 3 -1 1 9 .

2 Zob. J . D y g d a ła, P o lityka T o ru n ia wobec w ładz R ze czy p o sp o litej w la ­

ta c h 1 76Ą -1772, W a rsz a w a -P o z n a ń -T o ru ń 1977, s. 45; S. A c h rem czy k , op . c it.,

s. 124.

3W areg, J a k p r o re k to r to r u ń sk i S c h u ltz obraził d u m ę szła ch ecką i co z tego

w yn ikło , Słow o P o m o rsk ie , t. 15, n r 58 z 10 III 1935; K lio, J a k p r ze d 171 la ty M o ska le ro zp ę d zili s e jm ik g ru d zią d zki, Słowo P o m o rsk ie, t. 15, n r 79 z 4 IV 1935,

(4)

nego i do korespondencji m iędzy toruńskim i posłami na ten sejm ik i Radą M iejską (sygn. Katalog II, dział I, i. i dział VII, t. 55). Podczas pracy nad obecnym tekstem Stanisław Wałęga wykorzystał po­ nadto nowszą literaturę przedm iotu, a także odbitki kserograficzne pew­ nych m ateriałów z toruńskiego archiwum dotyczących sejm iku general­ nego z marca 1764 r -> do których nie zdążył dotrzeć przed drugą wojną światową. P o niższy artykuł przynosi więc znacznie bogatszą faktografię w porów naniu z wcześniejszą wersją ogłoszoną niegdyś w „Słowie P om or­ s k im ” i daje szerszą analizę przebiegu wydarzeń. Dlatego też cieszym y się, że m ożem y przypom nieć czytelnikom „Rocznika Toruńskiego” część cennego dorobku naukowego sędziwego badacza, tak mocno związanego z naszym m iastem .

W arto na tym m iejscu w kilku zdaniach przedstawić szersze tło wy­ darzeń, które rozegrały się w marcu 1764 T• w Grudziądzu. Zwołany na 27 I I I 1764 r ■ przedkonw okacyjny sejm ik generalny był szczególnie ważny dla losów bezkrólewia. Jedno z dwóch stronnictw działających wówczas w Rzeczypospolitej, J a m ilia " Czartoryskich i Poniatowskich, korzystając ze wsparcia Rosji, uzyskała przewagę na większości w cześniejszych sej­ m ików, na których wybierano posłów na sejm konwokacyjny. Obóz sasko-republikancki mógł jednak jeszcze m yśleć o sukcesie, gdyby tylko udało m u się na sejm iku generalnym w Grudziądzu doprowadzić do wyboru na posłów na sejm wyłącznie swych stronników. Obie strony aktyw nie przygotow yw ały się więc do tego sejm iku i wysłały do Prus K rólew skich swoich czołowych działaczy, a także znaczne siły zbrojne. Ożywiona w cześniejsza działalność ,Ja m ilii>> w prowincji pruskiej na przełom ie 1763/1764 r. sprawiła, że spora część ta m tejszej szlachty gotowa była udzielić poparcia C zartoryskim . Przywódcy republikantów nie potrafili w tym sa m ym stopniu zm obilizować swoich zwolenników. Bezpośrednio przed sejm ikiem generalnym z Grudziądza wyszły oddziały rosyjskie ochraniające, od czasów wojny siedm ioletniej, znajdujące się ta m carskie m agazyny wojskowe. Jednak gdy 25 marca przez Grudziądz przeszły nadw orne m ilicje republikantów, przywódcy ,Ja m ilii” zażądali odsunięcia w szystkich wojsk o 4 mile od m iasta i uzgodnienia jeszcze przed sejm ikiem spraw spornych. Poniew aż republikanci udzielili w ym ijającej odpowiedzi, więc „fam ilia” doprowadziła 26 marca do powrotu żołnierzy rosyjskich do Grudziądza i podyktowała swoje warunki odbycia sejm iku generalnego. Sytuację dodatkowo skomplikował ostry spór m iędzy częścią szlachty a posłam i wielkich m iast Torunia, Gdańska i Elbląga. W zam ian

(5)

za przyjęcie przez republikantów je j warunków „familia” gwarantowała, że na czas obrad Rosjanie wyjdą z miasta. Republikanci rankiem 2 7 marca, po burzliwej dyskusji, odrzucili te żądania i postanowili raczej nie dopuścić do otwarcia obrad, niż sejm ikow ać w m ieście obsadzonym przez woj­ sko rosyjskie. Wojewoda chełm iński Zygm unt Kreikowski, m im o nalegań J a m i h i ”, nie otworzył więc sejm iku generalnego. Taki przebieg wyda­ rzeń był oczywiście korzystny dla Czartoryskich, którzy ju ż dysponowali większością głosów na sejm ie konwokacyjnym . Obóz sasko-repubłikancki, działając bez ja sn e j koncepcji i niekonsekwentnie, poniósł dotkliwą porażkę. W tym m om encie stronnictw o „fam ilii” uzyskało w Prusach Królewskich w yraźną przewagę i utrzym ało ją do końca bezkrólewia 1764 r.

Jerzy Dygdala * * *

Uniwersały z zaproszeniem n a przedsejmowy sejmik generalny m ający się odbyć 27 III 1764 r. nadeszły także do T orunia, G dańska i E lbląga, któ re to m iasta jak o „civ itates m aiores” , czyli „większe m ia sta ” P rus Królewskich, zaliczały się do wspólstanów pruskich. Ich przedstaw iciele zasiadali n a krzesłach w czasie sejm iku generalnego wespół z sen ato ram i, ja k z kolegam i. Obecność tych m iast n a generale ziem pruskich była uśw ięcona trad y cją, z k tó rą tru d n o było zerwać naw et b u tn ej szlachcie pruskiej. W iększe m ia sta pruskie odgrywały bowiem w ażną rolę n a sej­ m iku generalnym ziem pruskich, i to do tego stopnia, że w razie ich nie­ obecności nie mógł się odbyć żaden generał, ja k to się zdarzyło w la­ tach 1688, 1696 i 1697. A nie mógł się odbyć m .in. dlatego, że brak było w tedy pieczęci krajow ej, k tó rą u siebie przechowywał Elbląg, i b rak było sekretarzy miejskich, którzy sporządzali dokum entację obrad. Spośród se­ kretarzy trzech większych m iast pruskich najw ażniejsze funkcje n a sejm iku generalnym spełniali sekretarze toruńscy. Do ich obowiązków należało o d ­ czytyw anie w obecności sejm ikujących stanów listów i pism przesłanych n a generał, ja k również listów i pism w ystawionych w im ieniu sejm iku generalnego. Oni też układali pism a sejmikowe; przy tej pracy pom agali im - jeżeli zaszła ta k a p o trzeb a - sekretarze innych większych m iast pru­ skich G dańska i Elbląga. Kiedy deputow ani większych m iast pruskich zja­ wiali się n a sejm iku generalnym , mieli zawsze przy sobie sek retarzy m iej­ skich, którzy, sto jąc za ich krzesłam i, przysłuchiw ali się publicznym o b ra ­ dom i w szystkie skrzętnie notow ali. Ich to pilności zawdzięczam y recesy

(6)

(protokoły) sejmikowe, przechowywane w archiwach miejskich G dańska i T o runia. M iasto T oruń przechowywało też w swym archiw um miejskim uchwały sejmików generalnych nazyw ane laudam i. Większe m ia sta pru­ skie zazw yczaj delegowały n a sejmik generalny bu rm istrza i jednego z rajców m iejskich, razem z dw om a sekretarzam i i dw om a kancelistam i.

T y m razem R a d a M iejska w T oruniu postanow iła wydelegować na sejm ik generalny w G rudziądzu jak o deputatów : b u rm istrza C h ry stian a K losm anna i rajcę E fraim a Oloffa, p rzy d ając im jak o sekretarzy C hry­ s tia n a Fryderyka S teinera i Sam uela L u tra G ereta, rezydenta toruńskiego w W arszaw ie, oraz kancelistów Fryderyka Sam uela Fischera i J a n a Teo­ d o ra E lsnera. W niedzielę 25 III 1764 r. deputaci ci wyjechali z T o ru n ia n a sejm ik generalny wraz z kancelarią oraz archiw um i przybyli jeszcze tego sam ego d n ia do G rudziądza; przy czym w drodze przyłączył się do nich sekretarz gdański J a n Scubovius, który n a rozkaz otrzym any z G dańska przybył n a generał z W arszawy, gdzie pełnił funkcję rezydenta. Zanim de­ p u taci d o tarli do G rudziądza, spotkali w drodze, o milę przed M niszkiem, oddział huzarów księcia K arola Radziw iłła „P anie K ochanku” , wojewody wileńskiego, w sile 500 „sam ych pięknych i postaw nych ludzi” , którzy tam ćwiczyli n a łące. Stanow ili oni tylko część dużych sił zbrojnych, jak ie przyw iedli pod G rudziądz stronnicy Potockich \ij. obozu sasko- republikanckiego - J. D.], wśród których - poza Potockim i - rej wodzili Krasińscy, a z panów pruskich: Czapscy, Zboińscy i Goltzowie. W ojewoda kijowski Franciszek Salezy Potocki przyprow adził do podgrudziądzkiego T a rp n a sw oją m ilicję nadw orną. Łącznie kierowani przez Potockich „republikanci” zgrom adzili pod G rudziądzem kilka tysięcy wojsk nadw or­ nych. O ddział huzarów Radziw iłła um yślnie ulokowano w pobliskim Mni­ szku, w celu zatrzy m y w an ia i b a d an ia szlachty jadącej z ziemi chełmińskiej n a sejm ik generalny. Również deputaci toruńscy zostali poddani ostrej kontroli i indagacji przez oficerów radziwillowskich.

M iasto G rudziądz wydało się to runianom zupełnie puste. Nie widać jeszcze było tłum ów szlachty, ja k a zwykła była przybywać n a generał, ani senatorów . Dowiedzieli się, że wojsko rosyjskie, pozostające w G rudziądzu jeszcze od czasów w ojny siedm ioletniej dla pilnow ania carskich m aga­ zynów wojskow ych w ty m mieście, n a rozkaz gen. m jra W ładim ira W . C hom utow a opuściło G rudziądz jeszcze w sobotę 24 m arca i zajęło kw atery w okolicznych wsiach. Również stale kw aterujący w G rudziądzu regim ent dragonii im. Królewicza, dowodzony przez gen. lejt. Franci­ szka Skórzewskiego (stro n n ik a republikantów ), został w tym sam ym cza­

(7)

sie w yprow adzony z G rudziądza i zajął kw atery w sąsiednich wsiach. De­ p u tató w toruńskich poinformow ano, że głów na kw atera stro n n ictw a Po­ tockich znajduje się w letnim dworze starosty grudziądzkiego S tanisław a A u g u sta G o ltza w T arpnie, odległym o milę od G rudziądza.

R ano [26 marca - J.D.] posłowie toruńscy dowiedzieli się, że w G rudziądzu przebyw a ju ż kasztelan chełmiński Franciszek Stanisław C zap­ ski i poszli go odwiedzić. Jednak okazało się, że wiadomość była m ylna i że kasztelan Czapski bawił jeszcze u Potockich i Goltzów w T arpnie. W dro­ dze pow rotnej spotkali starostę lipienieckiego Aleksego Husarzewskiego, k tóry [w opinii iorunian - J.D.] uchodził za człowieka jeszcze niezdecy­ dowanego, oscylującego m iędzy obu p artiam i. Husarzew ski poinform ow ał ich, że są ju ż w G rudziądzu lum inarze p artii C zartoryskich, generał au­ striacki A ndrzej Poniatow ski, sta ro sta mirachow ski Ignacy Przebendow - ski, wojew oda pom orski Paweł Mostowski oraz kilku innych dygnitarzy ze stro n n ictw a „fam ilii” . S ta ra ją się oni za wszelką cenę pogodzić ze stro n ­ nictw em Potockich i chyba ta spraw a znajdzie szczęśliwe zakończenie. T ak rozm aw iając, doszli pod sam ą kw aterę C zartoryskich i H usarzew ski nie­ m al silą wciągnął to ru n ian do środka.

T u ta j uprzedzająco grzecznie zostali przyjęci przez przywódców „fam ilii” . Zarówno generał Poniatow ski ja k i s ta ro sta Przebendow ski wy­ silali się ja k tylko mogli, aby pozyskać Toruń dla „fam ilii” . T łum aczyli d e p u ta to m toruńskim , że to właśnie dom C zartoryskich od la t otacza sw ą opieką i protekcją m iasto T oruń, broni je i walnie dopom aga m u w utrzy m an iu i rozszerzeniu jego praw i wolności, a także chroni jego han­ del, k tóry dzięki opiece „fam ilii” tak pięknie o statn io rozkw ita. Zapew ­ niali, że C zartoryscy również obecnie będą się sta rać o to, aby T oruń nie ucierpiał z powodu zamieszek krajow ych. Odżegnywali się od zarzutów „republikantów ” , jakoby C zartoryscy gwałcili uświęcone praw a i chcieli przem ocą osiągnąć swe cele. Zapew niali, że chodzi im tylko o to, aby generał grudziądzki odbył się ściśle według praw i zw yczaju i ażeby nikt - p o za posesjonatam i i indygenam i pruskim i - nie został w ybrany z P ru s Królewskich n a posła n a sejm konwokacyjny w W arszawie. Zaręczali przy ty m , że chętnie posłużą się w tym w ypadku ra d ą większych m ia st p ru ­ skich i n ad al niczego bez nich nie przedsięwezmą. U skarżali się, że nie­ stety po stronie przeciwnej rządzi b u ta, gw ałt i upór. W skazyw ali n a to , że gdy przybyli do G rudziądza bez asystencji wojskowej i wymogli usunięcie z m iasta wszystkich wojsk, także rosyjskich, czyniąc to „pro publico bono” , to Potoccy i ich adherenci zjawili się pod G rudziądzem

(8)

z niezwykle siln ą asy sten cją wojskową. D latego nie ukryw ali, że m ają zam iar n a sw oją obronę wezwać wojska rosyjskie, kw aterujące wokół m ia­ s ta , w sile 2 tysięcy piechoty i 800 kozaków dońskich4. B ędą chyba zmuszeni poprosić rosyjskiego gen. Chom utow a, żeby wojsko rosyjskie powróciło do G rudziądza; a to dlatego, że stronnictw o Potockich odrzuciło ich rękę w y ciągniętą do zgody i bardzo się im odgraża. M uszą się w ten sposób zabezpieczyć przed Potockim i i przeciwstawić się im. O d siebie radzili to ru n ian o m , by zjednoczyli się z „fam ilią” , bo R osja i Prusy m ają niezłom ną wolę poprzeć plany C zartoryskich i ich k a n d y d ata do tronu. N a dowód tego odczytali im list króla pruskiego Fryderyka II do stolnika litew skiego S tan isław a A. Poniatow skiego, zaw ierający przyrzeczenie po­ parcia jego kan d y d atu ry . Pow iadom ili też deputatów toruńskich, że już 20 tysięcy Moskali w kroczyło n a Litwę, by poprzeć stronnictw o C zarto ry ­ skich i k a n d y d atu rę S tanisław a A. Poniatow skiego. N a koniec poruszyli spraw ę dyskrym inacji dysydentów w Polsce. O dczytali pism o skierowane w im ieniu k siążąt C zartoryskich i S. A. Poniatow skiego do przywódców luteranów polskich, gen. lejt. Jerzego W ilhelm a G oltza, gen. m jra K arola Schaka i [Ernesta - J.D.] Krokowskiego, w którym dawali im zapew nie­ nie, że choć się teraz nic dla nich nie u d a n a sejmie uzyskać, to nie będą p o d jęte żadne uchwały przeciw nim i że należy się spodziewać, iż - jeśli w szystko dobrze pójdzie - zo stan ą im później w zupełności przywrócone i potw ierdzone ich daw ne przywileje i wolności.

W odpow iedzi dep u taci toruńscy podziękowali lum inarzom partii C zartoryskich za przychylność i dobre chęci względem m ia sta T oru­ nia, ale prosili, by spraw ę sejm iku generalnego w G rudziądzu p o trak ­ tow ali z um iarkow aniem i by nie dochodziło do niepotrzebnych gwałtów. N a to m ia st w spraw ie najw ażniejszej, po czyjej opow iadają się stronie, ośw iadczyli, że - stosow nie do swej instrukcji - nie m ogą się teraz w nic w daw ać i z nikim się wiązać bez uprzedniego wspólnego naradzenia się z d e p u ta ta m i G d ań sk a i E lbląga.

Jeszcze zanim to ru n ian ie opuścili kw aterę stronnictw a „fam ilii” , byli św iadkam i zakraw ającego n a zdradę faktu, gdy gen. Andrzej Poniatow ski pchnął gońca do gen. m jra C hom utow a z prośbą o natychm iastow e obsa­ dzenie przez w ojska rosyjskie m ia sta G rudziądza, gdyż przywódcy stro n ­ nictw a Potockich pogróżki przywódców „fam ilii” , dotyczące użycia prze­

4 W ed łu g in n y c h d a n y ch siły ro sy jsk ie liczyły poniżej 1500 żołnierzy, p o r. J . D y g d a ła , Ż y c ie p o lity c zn e , s. 117.

(9)

ciw nim R osjan, skwitowali butnym oświadczeniem, iż nie b o ją się Moskali i d ad zą sobie z nim i radę. Po wyjściu z kw atery lum inarzy p a rtii C zarto­ ryskich d eputaci toruńscy dowiedzieli się, że są ju ż w G rudziądzu d eputaci gdańscy. Zwykli byli oni zawsze „pro d ignitate officii z drag o n ią [gdańską - J.D.] do m ia sta ” , w którym odbywał się sejmik, wjeżdżać. T y m ra ­ zem sp o tk ała ich niem iła niespodzianka, bo stacjonujący n a Przedm ieściu G rudziądzkim Rosjanie zatrzym ali i „ dysarm ow ali” , tj. rozbroili d ra ­ gonów eskortujących powóz deputatów gdańskich. Posłowie toruńscy po ­ informow ali dep u tató w gdańskich o sytuacji w G rudziądzu. G dańszczanie m ieli jed n ak wątpliwości co do zdecydowanej przewagi C zartoryskich nad Potockim i i dlatego przekonywali to runian, aby do czasu przybycia depu­ tató w elbląskich zachować pełną neutralność i nie wdawać się w konferen­ cje i p e rtra k ta c je z żad n ą ze stron.

Do kw atery deputatów toruńskich przybył w ysłannik hrabiów K rasiń­ skich [w Grudziądzu, jako jeden z przywódców obozu republikanckiego, byt obecny biskup kam ieniecki Adam Krasiński - J.D.] z prośbą o w ydanie mu z archiw um toruńskiego autentycznego e k stra k tu „la u d u m in d ig en atis” , jak ie otrzy m ał niegdyś [w 1682 r. - J.D .] referendarz wielki koronny J a n B onaw entura K rasiński. D eputaci toruńscy, z powodu braku n a m iejscu pieczęci miejskiej, nie mogli mu sporządzić takiego e k strak tu . Ofiarowali się jed n a k w ygotować zwykłą kopię lub w w ypadku ostatecznym sprow a­ dzić tak i autentyczny wyciąg sztafetą z T orunia, dokąd m iała być w ysłana kopia z G rudziądza celem jej należytego w ygotow ania i opieczętow ania. W ysłannik K rasińskich zgodził się n a kopię i oświadczył, że - jeżeli zaszła- by konieczność - to jeszcze się zgłosi do to ru n ian . Ale nikt się ju ż więcej nie pojaw ił w tej sprawie.

Teraz wojew oda chełmiński Zygm unt Kretkowski zaprosił pisem nie d ep u tató w większych m iast pruskich do siebie n a konferencję. O go­ dzinie 2 po południu 26 m arca przybyli deputaci toruńscy i gdańscy ze sw ym i sekretarzam i do kw atery wojewody. Pełno było ta m ju ż żywo rozpraw iającej szlachty. Kiedy do d eputatów wyszedł w ojew oda K retkow ­ ski, pow itał go łacińską oracją toruński burm istrz C h ry stian K losm ann, po czym w ojew oda chełmiński poprosił ich do trzeciego pokoju, gdzie ju ż siedział wojew oda pom orski Paweł M ostowski, zupełnie biernie się d o tąd zachowujący. S tojąc rozmawiali ze sobą podw ojew odzi chełm iński J u ­ liusz Dziewanowski, pisarz ziemi chełmińskiej W awrzyniec Działowski i kilku senatorów pruskich. Ton jed n ak tow arzystw u nadaw ali dw aj lum i­ narze „fam ilii” C zartoryskich: generał Andrzej Poniatow ski i s ta ro s ta

(10)

mi-rachow ski Ignacy Przebendow ski. Rozmowa toczyła się wokół formalności sejmikowych. W ojew oda Kretkowski w yraźnie im powiedział i podkreśli! to, że wobec obecności w mieście wojska rosyjskiego nie może i nie chce otw ierać sejm iku generalnego. Zw racając się z kolei do deputatów miej­ skich, w ojew oda ośw iadczył, że chce się we wszystkim trzym ać zdania większych m ia st pruskich i być ja k one neutralnym . W tedy generał Po­ niatow ski poprosił wojewodę i deputatów miejskich, aby się udali z nim w inny k ą t pokoju i tam , ja k mógł, sta rał się usprawiedliwić ponowne w kroczenie R osjan do G rudziądza. Zapew niał przy ty m solennie, że jego jed y n y m pragnieniem i dążeniem jest, żeby nic nie zakłóciło obrad sej­

m iku generalnego ziem pruskich. Jed n ak wojewoda chełmiński nie dał się przekonać i ośw iadczył, że w sporze między republikantam i a „fam ilią” będzie zachowywał nad al neutralność, podobnie ja k to czynią większe m ia­ s ta pruskie, które również nie chcą się opowiedzieć po stronie żadnego z walczących ze so b ą stronnictw . Posłowie toruńscy zaproponow ali, aby wo­ jew o d a Kretkow ski otworzył generał, a następnie, żeby szlachta wniosła prośbę o lim itow anie sejm iku generalnego ze względu n a obecność obcych w ojsk w mieście, lub, by wojew oda „ex consilio sen ato ru m ” , wspólstanów i szlachty rozpisał uniw ersały n a sejmik generalny w późniejszym czasie, bo t a przerw a może wpłynąć n a uśm ierzenie umysłów i generał może się p o tem odbyć spokojnie, a nie w takiej podnieconej, ja k obecnie atm osfe­ rze.

K łó tn ia i aw an tu ra, jak ie wybuchły wśród szlachty w pozostałych wojew odzińskich pokojach, przerw ały dość gwałtownie tę konferencję. A w anturę wywołał i zam ieszanie w drugiej izbie spowodował znany z w archolstw a i okrucieństw a m ag n at, s ta ro sta knyszyński i bratiań sk i To­ m asz C zapski, do którego przyłączył się szam belan, pułkownik Franciszek W ilczewski. C zapski poczuł się dotknięty tym , że gdańszczanie zasekwe- strow ali m u jego tow ary i [na sejm iku województwa pomorskiego - J.D.] przeforsow ał, iż w instrukcji d la posłów n a sejmik generalny umieszczono p o stu la t, aby posłom n a sejm konwokacyjny nakazano oskarżyć m ag istrat gdański o krzyw dy w yrządzone staroście Czapskiem u i innej szlachcie „z naruszeniem publicznego bezpieczeństw a, tudzież fortun i honoru” . Na­ to m ia st płk W ilczewski m iał n a pieńku z w ładzam i gdańskim i o to, że go w G d ań sk u aresztow ano, nie bacząc n a jego im m unitet, jak o że był w tedy d e p u ta te m try b u n alsk im . Procesował się zresztą o to z G dańskiem w T ry b u n ale K oronnym i uzyskał ta m n a to m iasto kondem natę. O bu tych p anów m ocno irytow ała obecność gdańszczan i w ogóle deputatów miej­

(11)

skich u wojewody Kretkowskiego. Nie pomogły perswazje i próby uspo­ kojenia tych w gorącej wodzie kąpanych warchołów, podejm ow ane przez co rozsądniejszych szlachciców, którzy nie chcieli dopuścić do zakłócenia konferencji, ja k a odbyw ała się u wojewody.

W pewnej chwili Tomasz Czapski w padł ja k b o m b a do trzeciego po­ koju i pozdrowiwszy wojewodę Kretkowskiego powiedział z pasją: „W idzę, że tu szlachta nie m a nic do roboty tylko ci, którzy nie są warci tu być!” . Po czym głosem ochrypłym z wściekłości, stro jąc groźne miny, nazwał d ep u tató w gdańskich „ h u lta ja m i” , a deputatów innych większych m iast pruskich „śm ierdzącym i perukam i” . Za Czapskim w padł do pokoju jego kom pan, szam belan W ilczewski, wołając od progu: „oni są infam isam i w yjętym i spod praw a i nie powinni mieć activ itatem !” . Kiedy persw azje wojewody chełmińskiego nie odniosły skutku i obaj zacietrzew ieńcy dalej się aw anturow ali, m iotając obelgi n a deputatów miejskich, toruński b u r­ m istrz K losm ann powiedział do wojewody Kretkowskiego: „A zatem nie m am y tu nic do roboty. Zegnam pana!” . Za nim wyszli wszyscy d eputaci miejscy. Kiedy gdański burm istrz Edw ard F. C onradi przechodził koło sta ro sty Czapskiego, ten podniósł rękę i m achnął n ią kolo policzka b u r­ m istrza, jak b y go chciał spoliczkować, przy czym krzyknął: „ to je s t ten h u lta j, k tóry nie chce mi dać satysfakcji” .

Po wyjściu od wojewody deputaci udali się do kw atery to ru n ian i zastanaw iali się, co m a ją dalej począć po tym , co ich spotkało? O statecz­ nie uchwalili nie brać udziału w obradach sejmiku generalnego tak długo, dopóki nie o trz y m a ją dostatecznej „reparationem honoris” i nie zapew nią sobie od sen atu i izby poselskiej tego generalu możliwie najw iększej rękojm i bezpieczeństw a. W przeciw nym razie mieli się udać na ty ch ­ m iast do dom u. Przybyli tym czasem deputaci elbląscy podzielili s ta ­ nowisko swoich toruńskich i gdańskich kolegów i zgodzili się, żeby n a­ za ju trz wręczyć wojewodzie Kretkowskiem u deklarację w szystkich trzech większych m iast pruskich w sprawie zaszłego w jego kw aterze incydentu. W deklaracji dom agali się pełnej satysfakcji i przeprosin ze strony C zap­ skiego i Wilczewskiego oraz zapew nienia d ep u tato m m iejskim , jak o oso­ bom publicznym , pełnego bezpieczeństw a.

N astępnego d n ia - 27 m arca - wczesnym rankiem zeszli się znowu deputaci wszystkich trzech m iast pruskich. Polecili swoim sekretarzom zanieść do kw atery wojewody chełmińskiego Kretkowskiego przygotow aną ju ż w spólną deklarację w spraw ie wczorajszego incydentu i wręczyć mu j ą do rąk własnych. Kiedy ci przybyli do wojewody chełmińskiego, zastali w

(12)

O b r a d y s e jm ik u g e n e ra ln e g o P r u s K ró lew sk ich w 1733 r. M ied z io ry t z d zieła P . G . S c h u ltz a H is to r ia in terre g n i n o v iss im i et cornitiorum in P ru ssia

(13)

w ypełnionym szlachtą pierw szym pokoju staro stę bratiańskiego T om asza C zapskiego, który coś z zapałem tłum aczył braci szlacheckiej, zgrom adzo­ nej wokół niego. Ja k się później okazało, podjudzał j ą przeciw większym m iastom pruskim , szczególnie przeciwko Gdańskow i i Toruniow i. Ujrzaw­ szy wchodzących sekretarzy miejskich, zaatakow ał ich słownie. Ci je d ­ nak, nie zw ażając n a jego grubiańskie zaczepki, udali się do drugiego pokoju, dokąd wezwał ich w ojewoda Kretkowski. Przedłożyli mu w spólną deklarację w szystkich trzech większych m iast pruskich, w której deputaci tych m iast zapew niali wojewodę, że dopóty nie p rz y stąp ią do publicznych o brad n a sejm iku generalnym , dopóki sta ro sta Czapski i szam belan W il­ czewski nie d ad zą im pełnej satysfakcji. Prosili też o zapew nienie im, jak o osobom pryw atnym , pełnego bezpieczeństw a osobistego.

Po zapoznaniu się z treścią deklaracji wojew oda Kretkowski próbow ał bronić Czapskiego i Wilczewskiego. Tw ierdził, że — jeżeli dobrze słyszał - s ta ro s ta Czapski, któ ry w tedy przyszedł rzekomo z nim się pożegnać, m iał tylko powiedzieć: „cóż tu ta j po szlachcie, gdzie z n ajd u ją się śm ierdzące peruki? Nie będziemy z nimi zasiadać” . Kretkowski zaprzeczył też s ta ­ nowczo, by Czapski nazwał deputatów m iejskich „ h u lta ja m i” , bo on w każdym razie tego nie słyszał. Kiedy sekretarze zgodnie zapew niali go, że s ta ro s ta Czapski faktycznie nazwał d eputatów m iejskich „ h u lta ja m i” , wo­ jew o d a wysunął nagle zarzuty przeciw większym m iastom pruskim , któ re - według niego - m iały się posuwać za daleko w stosunku do szlachty i przez to daw ać jej powód do skarg. Jego zdaniem , gdańszczanie zrobiliby lepiej, gdyby spraw y z szam belanem W ilczewskim i s ta ro stą C zapskim zatuszo­ wali ja k najprędzej. T orunianie zaś nie pow inni niepotrzebnie drażnić szlachty swoimi drukam i, gdyż szlachta m a z dawien daw na specjalne praw a, przywileje i prerogatyw y, które u trzy m ała do dziś d n ia i nie dziw, że od czasu do czasu chce - ja k szam belan Wilczewski - podporządkow ać większe m ia sta pruskie T rybunałow i K oronnem u. Toteż G dańsk nie powi­ nien grozić szam belanow i W ilczewskiemu specjalnym pism em dedukcyj­ nym w związku z uzyskaną przez niego n a to m iasto kondem natą.

Zdaniem wojewody, ta arogancja większych m iast pruskich i um yślne upośledzenie oraz wyszydzenie przez nie szlachty przejaw ia się n a jjask ra- wiej w dziele pro rek to ra toruńskiego gim nazjum Jerzego P io tra Schultza pod ty tu łem H istoria interregni novissim i et com itiorum in Prussia, wy­ danym w G dańsku w 1738 r. N a zdobiącym to dzieło m iedziorycie przed­ staw io n a je s t bowiem szlachta, ja k w czasie sejm iku generalnego ziem p ru ­ skich stoi z obnażonym i głowami i nisko się k łania d e p u ta to m większych

(14)

m iast pruskich, siedzącym n a krzesłach obok senatorów pruskich. Z tego pow odu w ojew oda w yraził swe najw iększe niezadowolenie i oburzenie i przestrzegł sekretarzy m iejskich, że to dzieło ściągnie n a toru n ian wielką nienaw iść szlachty i chęć zem sty z jej strony. Już bowiem s ta ro sta C zap­ ski postanow ił przedstaw ić publicznie to dzieło szlachcie i udowodnić jej n a tej podstaw ie, ja k w ielką pogardę żywią większe m iasta pruskie wo­ bec szlachty, ja k s ta r a ją się j ą przy każdej okazji poniżać, upośledzać i w yszydzać. W ojew oda m ial także odm ienną opinię względem spraw y uw ięzienia swego czasu w G dańsku d e p u ta ta trybunalskiego, szam belana, pułkow nika W ilczewskiego, a także co do praw a większych m iast pru­ skich do sądzenia szlachty. M ogą one, jego zdaniem , co najw yżej chwytać przestępców spośród szlachty, ale powinny ich wydawać wojewodom do osądzenia i ukarania.

R ezydent gdański J a n Scubovius sta rał się, jak mógł, usprawiedliwić postępow anie m ag istra tu gdańskiego. 0 wiele trudniejsze zadanie mial rezydent toruński Sam uel L uter G eret, by odeprzeć zarzuty wojewody w sto su n k u do m ia sta T o runia. G eret wyjaśnił wojewodzie, że ów kontro­ w ersyjny m iedzioryt w inkrym inow anym dziele profesora Schultza przed­ staw ia wiernie salę o brad sejm iku generalnego ziem pruskich w czasie jego otw arcia i zag ajen ia [w 1733 r. - J.D.]. Podkreślił przy tym , że dzieło Schultza ukazało się 26 la t wcześniej i nie wzbudziło wówczas wśród szlachty żadnego oburzenia ni gniewu. Dopiero teraz nagle szlachta, nie w iadom o dlaczego, poczuła się d o tk n ię ta do żywego tym m iedziorytem , p rzed staw ia on bow iem obraz sejm iku generalnego zgodnie z praw dą. De­ p u taci większych m iast pruskich - jako wspólstany - m a ją ten przywilej, że w czasie generalu z as ia d ają n a krzesłach obok senatorów , gdy posłowie szlacheccy s to ją z obnażonym i głowami, ja k się to z dawien daw na przyjęło i weszło w zw yczaj. D latego m iedziorytnik n a swym sztychu nie mógł inaczej p rzedstaw ić sali o b rad sejm iku generalnego ziem pruskich, gdyż byłoby to w niezgodzie ze stan em faktycznym . Poza tym za dzieło Schultza nie m oże o dpow iadać m iasto T oruń, bo prorektor Schultz nie pisał i nie w ydal go w T o runiu, lecz napisał je w Starogrodzie kolo C hełm na, gdy przebyw ał w gościnie u swego przyjaciela [i protektora - J .D .], biskupa chełm ińskiego A n d rzeja Stanisław a Załuskiego, i on też pomógł mu wy­ drukow ać to dzieło w G dańsku w 1738 r. G eret podkreślił jeszcze, że Schultz nie był rodow itym torunianinem , lecz asym ilowanym w Polsce B randenburczykiem rodem z F ran k fu rtu nad O drą. W T oruniu zamieszkał dopiero od 1711 r., kiedy został prorektorem gim nazjum w tym mieście.

(15)

Byl on w ybitnym uczonym , polihistorem , lekarzem, praw nikiem , h isto ry ­ kiem i znakom itym pedagogiem. Napisał i ogłosił drukiem wiele p rac z różnych dziedzin w języku łacińskim i zapoczątkow ał w T o ru n iu rozwój czasopiśm iennictw a, w ydając pierwsze drukowane gazety. Ale przy tym w szystkim był człowiekiem niezrównoważonym, hulaką, wolnomyślicielem, zwolennikiem nowych prądów w nauce, indyferentnym w spraw ach religij­ nych. Toteż naraził się duchowieństw u luterańskiem u i R adzie Miejskiej i - wbrew swej woli - został zdymisjonowany w 1742 r., o trzym ując od R ady „pensję z laski” . Urażony Schultz opuścił T oruń, przyjął wyznanie rzym skokatolickie i zamieszkał w Starogrodzie u bisk u p a chełm ińskiego Załuskiego, gdzie też zm arł w 1748 r. Byl on w stałej kolizji z R a d ą M iejską i klerem luterańskim w T oruniu. D latego nie cieszył się ich po­ parciem , działał n a w łasną rękę, nie licząc się z o pinią w ładz toruńskich, k tóre w tej sytuacji nie m ogą brać n a siebie odpow iedzialności za jego działania5.

Te wywody G ereta nieco udobruchały wojewodę Kretkowskiego, choć go nie do końca przekonały. W ydobył on teraz z kufra dzieło Schultza z kontrow ersyjnym m iedziorytem n a stronie tytułow ej i ośw iadczył Gere- tow i, że m ag istra t toruński nie je s t znów tak całkiem bez winy, bo bral również udział w tej spraw ie przez to, że pozwolił dzieło Schultza publicz­ nie sprzedaw ać i kolportow ać je w sam ym T oruniu i n a jego tery to riu m .

Kiedy sekretarze miejscy weszli, wraz z odprow adzającym ich wojew odą, do pierwszego pokoju, zobaczyli tam sta ro stę Czapskiego o to­ czonego tłum em szlachty, której nie omieszkał przez cały ten czas judzić i po d b u rzać przeciw większym m iastom pruskim . W ysoko w górze trzym ał dzieło Schultza i pokazywał palcem kontrow ersyjny m iedzioryt n a stronie tytułow ej, przedstaw iający szlachtę pruską czapkującą nisko d e p u ta to m większych m iast pruskich, siedzącym n a krzesłach obok senatorów p ru ­ skich w czasie ob rad sejmiku generalnego. Zakłam anym i kom entarzam i, jak im i opatryw ał prezentow any m iedzioryt, Czapski ogrom nie wzburzył i podniecił szlachtę. Toteż zebrana w pierw szym pokoju szlachta nie po siad ała się z oburzenia i n a widok wychodzących z pokoju w ojewody se­ kretarzy miejskich, przepychających się z tru d em ku wyjściu, wyładow ała sw ą wściekłość naprzód w najgorszych wyzwiskach, obelgach i klątw ach, a

5S zerzej o p o s ta c i p ro re k to ra S c h u ltz a zob. S. S alm o n o w icz, U progu

O św iecen ia w T o ru n iu . J e r z y P i o tr S c h u ltz (1 6 8 0 -1 7 4 8 ), h is to r y k i po lito lo g ,

(16)

w końcu ru n ęła n a nich kuksając, poszturchując ich bezlitośnie, okładając kułakam i, a naw et bijąc, wrzeszcząc przy tym przeraźliwie: „kanalie, hul- ta je , szelmy, łotry, śm ierdzące peruki, podłe łyki, takie syny, biki, torbia- rze!” .

Zrobił się szalony rozruch, szarp an in a i rwetes. D opiero gdy ktoś przekrzyczał rozgw ar i donośnym głosem zawołał: „Mości panow ie, na miłość Boską, u sz a n u jta chociaż p an a wojewodę!” - tłu m szlachty rozstąpił się i przepuścił wojewodę chełmińskiego oraz mocno w ystraszonych i tęgo poturbow anych sekretarzy miejskich. Powiadomili oni zaraz posłów miej­ skich o ty m p rzy k ry m incydencie. Ci jeszcze raz związali się uchwalą, że tak długo nie wezm ą udziału w sejm iku generalnym , dopóki każdy z nich nie będzie n a ń wprow adzony z należną mu a te n cją i czcią i dopóki nie zostanie d e p u ta to m m iejskim zapewnione całkowite bezpieczeństwo.

O bu ryw alizującym stronnictw om ogrom nie zależało n a poparciu ich przez większe m ia sta pruskie. Toteż zarówno „fam ilia” ja k i Potoccy w yrazili d e p u ta to m m iejskim w yrazy oburzenia i ubolew ania z powodu w ybryków sta ro sty Czapskiego i jego adherentów i potu rb o w an ia sekre­ tarzy m iejskich. Zapew niali dep u tató w miejskich, że nie p o trzeb u ją się ju ż niczego obaw iać. G dyby sta ro sta Czapski chciał jeszcze coś prze­

ciw nim poczynać z dziesięciorgiem swoich ludzi, to wystawi się przeciw nim tysiąc ludzi, którzy go zaraz przepędzą. Chodzi bowiem o to, by „consilia g eneralia” odbyły się zgodnie z prawem, trad y c ją i bez prze­ szkód. Je d n a k dep u taci wszystkich trzech większych m iast pruskich po­ zostali n ad al przy swojej jednom yślnie uchwalonej rezolucji, k tó rą zaa­ probow ali też niektórzy posłowie spośród szlachty. Po złożeniu widendy n a akcie p ro testa cji, wniesionej do ksiąg sądu ławniczego w G rudziądzu, urażeni dep u taci m iejscy wyjechali z G rudziądza 28 III 1764 r. i powrócili do swoich m ia st, rezygnując z udziału w sejm iku generalnym [kióry zresztą na skutek rozdźwięków m iędzy ,Jam ilią” a obozem sasko-republikanckim nie rozpoczął swoich obrad - J .D \.

V icissitudes E ncountered by Toruń and Gdańsk at the General

G rudziądz D iet in 1764.

T h e p re -c o n v o c a tio n &1 d ie t ( a t w h ich m e m b e rs o f th e n e x t d ie t w ere e le cte d ) o f R o y al P r u s s ia w h ich co n v en ed on 27lh M arch 1764 w as p a rtic u la rly im p o r ta n t

(17)

fo r th e issu e o f th e in te rre g n u m follow ing th e d e a th o f K in g A u g u st II I. I t co u ld d e te rm in e th e a rra n g e m e n t o f pow er in th e assem b ly co n vened w ith in th e in te rre g n u m p e rio d b e tw ee n th e p a rtie s o f tw o fam ilies: th e C z a rto ry sk is a n d th e P o to c k is. T h e d ie t did n o t ta k e place, d u e to th e p re sen c e o f th e R u ssia n m ilita ry forces s u p p o rtin g th e C z a rto ry sk is in G ru d z ią d z . T h e s tr u c tu r e o f th e D ie t o f R oyal P r u s s ia w as differen t from th o se o f d ie ts in o th e r a re a s o f th e P o lish R ep u b lic an d th e re p re s e n ta tiv e s of c itie s su ch as T o ru ń , G d a n sk , a n d E lb lą g p lay ed a sig n ific a n t role. In th e p e rio d p reced in g th e d ie t in G ru d z ią d z a con flict aro se b etw een th e tow n re p re s e n ta tiv e s a n d a p a r t of th e P ru ss ia n g e n try ill- d isp o s e d to w a rd s th e im p o rta n c e o f cities. T h is w as p a r tly p ro m p te d by th e p u b lic a tio n of a b o o k in 1738, w ritte n by a d e p u ty - h e a d m a s te r o f th e T o ru ń sec o n d a ry school, Jerzy P io t r Schulz, c o n ta in in g a n illu s tr a tio n sh o w in g th e p ro c e ed in g s o f th e d ie t a n d th e g e n try w ith b a re h e ad s b o w in g in fr o n t of th e to w n re p re s e n ta tiv e s . T h is w as co n sid ered offensive to th e g en try .

Die T horner und Danziger Zwischenfälle auf dem Genaralland-

tag in G raudenz im März 1764

D er a u f d en 21. M ärz 1764 e in b eru fen e G e n e ra lla n d ta g a n te c o n vo c a tio n is des K ö n ig lic h -P re u ss e n b esaß eine b e so n d e rs w ich tig e B e d e u tu n g fü r d a s I n te r ­ re g n u m n ach d e m T o d des K önigs A u g u st III. E r k ö n n te n ä m lic h eine V o re n t­ s c h e id u n g fü r d a s W a h lp a rla m e n t h erb e ifü h re n u n d ü b e r d a s K rä fte v e rh ä ltn is zw ischen d en B ü n d n isse n von C z a rto ry sk i u n d P o to c k i e n tsc h e id e n . W e­ gen d e r A n w ese n h eit ru ssisc h e r T ru p p e n in G ra u d e n z , die d ie C z a rto ry sk is u n te r s tü tz te n , kam es n ic h t e in m al z u r E röffn u n g des L a n d ta g e s. A n d e rs als in so n stig e n L ä n d e re ie n d e r p o ln is c h -lita u is c h e n A d e lsrep u b lik b e sa ß e n in d e r S tr u k tu r d es L a n d ta g e s in K ö n ig lic h -P re u sse n d ie V e rtre te r d e r gro ß en S tä d te - T h o r n , D a n zig u n d E lb in g - ein e w ichtige S tim m e. B evor d e r L a n d ta g in G r a u ­ d e n z e in b e ru fe n w u rd e , kam es zu m Z erw ü rfn is zw ischen d e n V e rtre te r n d er S tä d te u n d d e m T eil d es p reu ß isch en A dels, d em d ie B e d e u tu n g d e r S tä d te ein D o rn im A u g e w ar. E in er d er G rü n d e des K on flik ts b ild e te d a s im J a h r e 1738 vom P r o re k to r des T h o r n e r G y m n a siu m s Jerzy P io t r S c h u ltz v e rö ffen tlich te B u ch . D a rin g a b es eine Zeichnung, w onach d e r A del sich w ä h re n d d e r T a g u n g d es L a n d ta g e s vor d e n V e rtre te rn d e r S tä d te m it e n tb lö ß te n K ö p fen n e ig t. D ies w u rd e vom A d el als b eleid ig en d em p fu n d en .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Okres trwania umowy określony w § 13 może zostać skrócony lub umowa może być rozwiązana za dwutygodniowym wypowiedzeniem, gdy zaistnieją okoliczności, za

Przyjmujący zamówienie zobowiązuje się do zachowania w tajemnicy informacji organizacyjnych oraz wszelkich innych ustaleń dotyczących Udzielającego zamówienie

przyjmującego zamówienie. Raz w roku, Przyjmujący zamówienie, ma prawo do przerwy w udzielaniu świadczeń objętych przedmiotem umowy w ilości 14 kolejnych dni kalendarzowych z

1) Wykonania przedmiotu umowy. 2) Zorganizowania zaplecza budowy oraz urządzenia i zabezpieczenia na własny koszt terenu budowy oraz podjęcie niezbędnych środków

Przyjmujący zamówienie ponosi odpowiedzialność za szkody wyrządzone przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych określonych w niniejszej umowie wg zasad określonych ustawą z

Maksymalny koszt licencji korporacyjnej jest ograniczony całkowitym kosztem licencji cyfrowych aktywowanych przez użytkownika...

Przywołane natomiast zostaną konkretne przepisy z tych aktów normatywnych wydanych przez okupanta niemieckiego, które (chociażby w niewielkim zakre- sie) odnosiły się do

zlecenie Board of Deputies of British Jewish odrębny adres fikcyjnego nadawcy: Emilia Langner, Caldas de Rainha. Pomoc ta zaczęła więc docierać do okupowanego kraju po