• Nie Znaleziono Wyników

.\ó 3 (1190).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ".\ó 3 (1190)."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

.\ó 3 (1190). Warszawa, dnia 14 stycznia 1905 r. Tom XXIV.

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A T A „W S Z E C H Ś W IA T A 44. Prenumerować można w R edakcyi W szechśw iata W W a r s z a w i e : rocznie rub. 8 , kw artalnie rub. 2 .

Z p r z c s j J k , p o c z t o ^ : rocznie rub. JO, półrocznie rub. 5 . 1 we wszystk ic h księgarniach w kraju i za g ra n ic,.

R edaktor W szechśw iata przyjm uje ze spraw am i redakcyjnerai codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

PO TW O R Y BEZPO STA C IO W E.

Nazwą „potworów bezpostaciowych “ po ­ zwoliłem sobie oznaczyć szczególne tw ory embryonalne, występujące w stadyach dość wczesnych rozw oju ptaków , a które terato- logowie francuscy (Dareste, Rabaud) zali­

czają do grupy, zwanej „monstres anidiens“

— „anideus“. Nazwa ta, wprow adzona po raz pierwszy przez jednego z twórców tera- tologii, Izydora Geoffroy Saint-H ilairea, była przez niego stosow ana do tych dzi­

wnych tworów, przeważnie u zwierząt ssą­

cych napotykanych, które, przychodząc za­

zwyczaj na św iat po przebyciu zwykłego czasu rozwoju w ew nątrzm acicznego—nie po­

siadają zupełnie cech danem u gatunkow i właściwych, lecz przedstaw iają się w postaci mas bezkształtnych, najczęściej workowa­

tych , asym etryczn ych , czasem złożonych z kilku lub k ilku nastu płatów, często zupeł­

nie włosem pokrytych, i m ających w je ­ dnym z końców przytw ierdzony sznurek pępkowy... Te to „zaśniady“ akuszerów ludz­

kich, I. Geoffroy Saint-H ilaire zaliczył do drugiego rzędu potworów pojedyńczych, m ia­

nowicie do rzędu „omfalositów", t. j. kar- miących się zapomocą sznurka pępkowego, najczęściej łączącego się z takim że sznur­

kiem drugiego płodu bliźnięcego, uform owa­

nego zupełnie normalnie. Oczywiście, koniec ciąży jest dla wszystkich „om falositów “ wy­

rokiem śmierci: nie mogą one bowiem odży­

wiać się inaczej, ja k drogą łożyskową, o ile idzie o zwierzęta ssące, lub zapomocą nagro­

madzonego w ja jk u żółtka, ja k np. u ptaków i gadów .

Klasycznem i są w danej mierze spostrze­

żenia G urtla (1832), cytow ane przez I. Geo- froy Saint-H ilairea. G u rtl m iał „zaśniad“

ludzki, utw orzony z w orka skórnego, p o k ry ­ tego włosami, kształt jego St.-H ilaire poró­

wnyw a do źachw (Ascidiae). W jednym końcu tego worka znajdow ał się sznurek pępkowy, w drugim —okolica włosów pozba­

wiona, gdzie zauważono parę kostek i chrzą­

stek bezkształtnych. W środku w orka znaj­

dow ały się dw a pnie naczyniowe—jed en żyl- ny i jeden tętniczy, kierujące się wzdłuż ca­

łego ciała potw oru i dające nieliczne rozga­

łęzienia boczne. Poza tem prócz nieznacz­

nej ilości tk an k i łącznej, tłuszczu i pły nu su ­ rowiczego, potw ór ten nie m iał żadnych n a ­ rządów.

Izydor Geoffroy St. - H ilaire upatryw ał w podobnych „zaśniadach"—zjawisko zwro­

tu ku niższym typom państw a zwierzę­

cego, ku organizacyi ówczesnych „promie- niaków “ (Radiata). Oczywiście dziś p o ­ glądu tego podzielać nie możemy.

Badanie zupełnie w ykończonych— „ufor-

(2)

3 4 W SZ EC H ŚW IA T JMs 3

m owanych" zaśniadów, zarów no ja k i znacz- [ nej większości wszelkich potworności, może dać zaledwie bardzo niejasne pojęcie o pro­

cesach, które prow adzą do ich pow staw ania.

Otóż em bryologia „zaśniadów" przez czas bardzo długi była zupełnie nieznana i dopiero w końcu drugiej połowy ubiegłego stulecia zjaw iły się poszukiw ania n ad wczesnemi stadyam i tych najbardziej dziw acznych i za­

gadkowych z pomiędzy w szystkich potw or­

ności.

Wiadomo, że terato genia przez czas długi była przeważnie opracow yw ana n a m ateryale dostarczanym przez jajk a ptasie, a szczególnie kurze, albowiem rozwój potw o rny ssących wprost ze względów technicznych naw et do­

tąd jeszcze jest bardzo m ało znany. To też i potworności bezpostaciow e w stadyach wczesnych dotąd wyłącznie badano w ja j­

kach ptasich.

Ju ż w r. 1860 Paw eł Broca, słynny a n tro ­ polog francuski, w rozpraw ie swej o jajkach, zawierających dw a żółtka, w spom ina o „bla- stoderm ach bez zarodków ", t. j. o takich utw orach zarodkowych, w któ ry ch części środkowe, przedstaw iające właściwe ciało za­

rodka, nie rozw ijają się wcale, nato m iast oko­

lice obwodowe tarczki zarodkow ej rozrastają się ja k zwykle, otaczając powoli kulę żółt­

kową i tw orząc „pęcherz żółtkow y" — dla nieistniejącego zarodka. P o d łu g Broca ta ­ kie blastoderm y tw orzą się najczęściej w j a j ­ kach, k tó re zostały poddane w ylęganiu po upływ ie mniej lub więcej długiego czasu od zniesienia.

Następnie, znakom ity teratolog K am il Da- reste w swoich „Recherches su r la produc- tion artificiele des M onstruosites"— stw ierdza obserwacye Broca, dodając, że blastoderm y bezpostaciowe zjaw iają się zarów no w ja j- J kach, w ylęganych w tem peratu rach względ­

nie nizkich, ja k i w zględnie wysokich. Da- reste nazyw a blastoderm y bez zarodków

„anom alią najbardziej prostą z pom iędzy wszystkich, które n ap o ty k ał w swoich do-

j

świadczeniach". Z w raca też uw agę, że moż­

liwość sama pow stania takiej potw orności świadczy o pewnej niezależności wzajemnej części składow ych blastoderm y. Zaznacza też fa k t znalezienia podobnego rodzaju po ­ tw orności krańcowej i we wczesnym zarodku ludzkim , opisanym w r. 1873 przez Reicher-

ta . W przypadku tym rozwinęła się dosko­

nale kosmówka, podczas gdy samo ciało za­

rodka nie utw orzyło się wcale.

D areste w ykazał, że w rozw oju kurczęcia mogą pow staw ać potw ory bezpostaciowe dwu rodzajów; w pew nych przypadkach tarczka zarodkow a rozrasta się na powierzch­

ni żółtka, nie różnicując się w kierunku pow ­ staw ania zarodkowego układu krwionośnego, w innych zaś układ ten zaczyna się tworzyć, tak , że pow staje typow e „pole naczyniowe"

(area vasculosa) z „zatoką brzeżną" (sinus term inalis)—pomimo, że samo ciało zarodka nie rozw ija się zupełnie.

Prace D arestea, aczkolwiek niezm iernie doniosłe w historyi teratogenii, odznaczały się jednym brakiem dość w ażnym : uczony ten posługiw ał się niezmiernie pierw otnem i m etodam i badania. Niechętnie używ ał m i­

kroskopu, wolał ograniczać się do badania przez lupę, a oprócz tego nie uznaw ał zupeł­

nie ważności badań przekrojów m ikrotom o- wych. To też w obserwacyach jego, aczkol­

wiek niezmiernie ciekawych pod wieloma względami, pozostało wiele szczegółów niew y­

jaśnionych, wiele okoliczności niedomówio- nych, niejasnych. A właśnie w spraw ie po­

tworów bezpostaciowych, ja k i we w szyst­

kich innych, jedynie badanie skraw ków mi- krotom owych, zapomocą wszelkich ułatwień nowoczesnej techniki histologicznej, może dać rezultaty zadowalające.

Jed yn ym badaczem, k tóry dotychczas b a­

dał blastoderm y bez zarodków na przekro ­ ja c h —je s t były uczeń i asystent D arestea—

Stefan R abaud. Opisał on w r. 1899 kilka przypadków wczesnych potworów bezposta­

ciowych. Blastoderm y bez części osiowych

■ zarodka, i bez pola naczyniowego, podług Ra- bauda, m ogą żyć w ciągu pięciu lub ośmiu dni, nie w ykazując innych oznak rozwoju, I prócz ustaw icznego rozrastania się na po­

wierzchni żółtka. Szczególniejszą uw agę te­

go badacza zwróciły na siebie blastoderm y z polem naczyniowem. To ostatnie byw a w tych przypadkach naogół dobrze rozw i­

nięte, najczęściej ma postać eliptyczną i na obwodzie wyróżnia się tu zatoka brzeżna b ar­

dzo wyraźnie. Tworzące takie pole naczy­

nia układają się w form ie sieci o norm al­

nym wyglądzie; w środku, w zwykłem „polu

przezroczystem " niema żadnych śladów za-

(3)

W SZ E C H ŚW IA T 3 5

rodka, natom iast zazwyczaj naczynia krwio­

nośne zajm ują jego miejsce, w rastając ku środkowi pola przezroczystego.

Badanie przekrojów m ikrotom owycli1) wy­

kazało, że listek zew nętrzny tych potworów jest zbudowany z płaskich komórek wielo- bocznych, bez żadnych śladów jakiegobądź zróżnicowania. Niekiedy jed n ak wspom nia­

nemu badaczowi udało się zauważyć coś w ro­

dzaju potwornej płytki nerwowej, miejsco­

wej, miejscowego zgrubienia zbudowanego z elementów ektoderm icznych, lecz utw ór ten, oczywiście, nie m ógł się dalej zupełnie rozwinąć.

Komórki entoderm y żółtkowej (lecytoforu) wykazują w blastoderm ach bezpostaciowych działalność nader ożywioną. U kładają się one w kilka warstw, są wypełnione przez obfite ziarnistości żółtkowe. Mezoderma u tych potworów je s t znacznie uwsteczniona.

R abaud zw raca uw agę na doniosłe zna­

czenie teoretyczne ty ch potworności. Samo istnienie ich dowodzi, że rozw ijają się one podług swoich specyalnych praw , że nie mo­

żna do tych przypadków stosować pojęcia

„wstrzym ania rozw ojuu, albowiem w strzy­

maniu ulegają tu tylko zjaw iska różnicowa­

nia się, wzrost zaś nie ulega zaham owaniu.

Wśród moich poszukiw ań embryologicz- nych miałem niejednokrotnie do czynienia z blastoderm am i bez zarodków, bądź otrzy- manemi w w arunkach zupełnie norm alnych, bądź wy wołanemi sztucznie, w skutek przy­

palania ig łą rozżarzoną części środkowych blastoderm, lub też pod wpływem promieni radowych. B adanie ty ch dziwnych organiz­

mów przekonać nas m usi, że pow stają one za­

wsze, ilekroć z tej lub owej przyczyny rozwój części osiowych—tych właściwych zaczątków ciała zarodkowego — ulegnie zaham owaniu lub zupełnem u w strz y m a n iu 2). Nie ham uje to bynajm niej rozw oju części obwodowych:

rozrost blastoderm y, różnicowanie się części pola ciemnego w kierunku tw orzenia się na-

x) E tienne R abaud: Błastodermes de Poule sans embryon (anidiens), „Bibliographie Anato- mique“ . 1899.

2) Por. moje n o ta tk i: 1) W spraw ie blasto - derm bez zarodków 14, W szechśw iat 1903, JS!» 8 I i 2) „Badania nad wpływem promieni radu na wczesne stadya rozwoju kurczęcia“ . W szech­

świat 1904, As 42.

•Ns 3

czyń krw ionośnych—odbyw ają się w dalszym ciągu, pomimo, że te wszystkie, tak bardzo naw et złożone zjaw iska nie mają, mówiąc właściwie, żadnego znaczenia, żadnego sensu:

tw orzy się tu ta j „pęcherz żółtkowy “, lecz niem a samego zarodka, k tóryby mógł z tego pęcherza korzystać; tw orzą się subtelne sieci naczyń krwionośnych, w których pow stają tysiące czerwonych ciałek, lecz powstają one

! bezcelowo... Cały organizm (a przecież nie­

podobna takiej blastoderm y bezosobowej nie nazwać organizmem) niema żadnej przyszło­

ści, m usi niechybnie zginąć, przedstaw ia ja k ­ by w prost zm arnow any zapas zdolnego do ' bezsensownego rozwoju m ateryału, powoła­

nego nieopatrznie do efemerycznego istnie­

nia przez ślepe, nieopatrznie twórcze, roz­

rzutne siły Przyrody!

Cała teratologia, w yniki badań wszelkich potworności rozwojowych, stanow i jeden wielki p rotest przeciwko pojęciom celowości w przyrodzie uorganizow anej. K rańcowe form y ty ch potworności—potw ory bezposta­

ciowe, będą jed n ak zawsze argum entem

| najsilniejszym przeciwko wszelkim usiłow a­

niom rozpatryw ania procesów rozwojowych na gruncie teleologicznym; J a n Tur.

K L A SY FIK A C Y A WÓD SK ORU PY Z IE M S K IE J.

Część opadu atm osferycznego, spadłego na

1

ląd, wyparowuje, część, ściekając, tw orzy

; strum ienie, rzeki, zasila sadzawki, jeziora, morza i stanowi tym sposobem wodę po­

wierzchniową, część zaś wsiąka w głąb lądu.

W edług P erra u lta a także M ariottea i Dal-

1

tona, ilość wody, ściekającej rzekami do mo­

rza, stanowić m a 1/A część ogólnej m asy opa-

; du, ilość owa jednak jest niew ątpliw ie dla każdej okolicy in na i zależy nie tylko od ro-

| dzaju skał powierzchniowych danej k rainy i oraz ukształtow ania jej powierzchni, nie tyl-

! ko od tego, czy g ru n t jest nagi czy też zaro­

śnięty, lecz także od przew agi tam opadu w tej lub innej porze roku, jego częstości i obfitości.

Gdzie g ru n t je s t gliniasty, ilasty, trudno przepuszczający wodę, tam w siąka ona znacz­

niej tylko w w arstw ę w ierzchnią, rodzajną,

(4)

3 6 W S Z E C H ŚW IA T J\[» 3

stanow iącą glebę krainy, wzruszoną przez kopanie, lub narzuconą um yślnie; do głęb­

szych w arstw dostaje się wody mało, prze­

w ażna jej część opiera się o tru d n o p rze­

puszczalne podłoże gliniaste i zwie się wodą zaskórną, albo krócej — zaskórnicą; obfitość jej w danej miejscowości zależy zupełnie od obfitości tam opadów i wogóle od stan u hy- grom etrycznego atm osfery; w porze w il­

gotnej zaskórnice napełniają g ru n t, podczas susz ilość ich byw a m niejsza lub naw et cał­

kiem ich brak niekiedy. Poniew aż woda ta w siąkła w prost z pow ierzchni teg o terenu, j pod którym się znajduje, nie przefiltrow ała [ się przez żadną skałę, dlatego zwykle byw a znacznie zanieczyszczona i niezd atna do pi- | cia. W W arszaw ie, zbudowanej przew ażnie j na gruncie gliniastym , woda zaskórna znaj-

j

duje się w wielu m iejscach. O na to byw a przyczyną nie dającej się n ig dy wysuszyć wilgoci w domach, w siąka bowiem wciąż w ich ściany przez fu ndam enty, mocą wło- skowatości m ateryału budow lanego. G dy je s t obfitsza, rozm iękcza także g ru n t pod fundam entam i i dostaje się ta m tę d y do p i­

wnic. Podczas zimy, krzepnąc i pow iększa­

ją c swoję objętość, znierów nia ulice, a po roztopach wiosennych, rozm iękczając g ru n t, rozluźnia bruki, ułożone nie na podłożu be- tonow em i nie uszczelnione cementem , oraz powoduje tak zwane rznięcie się ich pod ci­

śnieniem kół wozowych.

Gdzie skałą pow ierzchniow ą je s t piasek, nie leżący jed n a k w kotlinie gliniastej, lecz | stanow iący dalej skałę w ew nętrzną, po kry tą w arstw ą nieprzepuszczalną, tam wToda atm o- | sferyczna w siąka przez niego w g łąb ziemi, a gdy oprze się o niższą w arstw ę nieprze­

puszczalną, przebyw a po niej niekiedy znacz­

ne odległości i stanow i ta m wodę gruntow ą;

jest to filtra t n a tu ra ln y , oddzielony od za- skórnicy w arstw ą nieprzepuszczalną.

W oda g ru n to w a zalega w arstw y poniżej linii zam arzania g ru n tu , dlatego tem p e ra tu ra jej mało zależy od tem p e ra tu ry pow ietrza;

byw a ona m iękka lub tw arda, zależnie od n a ­ tu ry skał, przez k tó re się w głębi ziem i fil­

trow ała. W odą g runto w ą byw a zdrojowa, pow inna nią być także studzienna, przezna­

czona do picia. Ponieważ zaś źródłem jej jest woda atm osferyczna, dostająca się w głąb ziemi przez odległe niekiedj

7

obszary, i nim

utw orzyła zdroje lub w ydobyta została przez studnie, m ogła przebyć w głębi ziemi znacz­

ne odległości, dlatego poziom jej mało zależy od stanu hygrom etrycznego atm osfery w tej samej miejscowości.

Jeżeli po przedziuraw ieniu w arstw y geo­

logicznej nieprzepuszczalnej, znajdująca się pod nią woda w ytry ska ponad powierzchnię ziemi, to zjawisko takie świadczy, że woda znajduje się tam pod ciśnieniem hydrosta- tycznem z tego powodu, że w arstw a wodo­

nośna znajduje się pod kątem ostrym do utw orzonego otworu, i zwie się w tedy wodą artezyjską, otwór zaś, przez k tóry w ytry ­ sk a—takąż studnią.

Studnie artezyjskie byw ają wiercone, zw y­

kłe zaś, z których w ydobyw am y wodę g ru n ­ tow ą z pom ocą pom py lub żórawia, byw ają kopane, lecz to nie jest bynajm niej zasadni­

czą różnicą m iędzy niemi; studnie artezyj­

skie wiercimy dlatego, że byw ają one zwykle bardzo głębokie, więc kopanie ich byłoby trudne i niebezpieczne. Znaczniejsza głębo­

kość studzien artezyjskich nie jest jednak charakterystycznym ich rysem . Na teryto- ryum fabryki Tem lera w W arszawie w y­

wiercono przed kilkudziesięciu laty studnię artezyjską głęboką tylko

2 2 2/2

łokcia na ko­

rycie dawnej rzeczki D rny, której źródła znajdow ały się w tem miejscu, gdzie obecnie ulice: W olność i Ż ytnia. W Charkowie zaś wywiercono przed kilku laty studnię artezyj­

ską głęboką aż 2129 stóp, więc 50 razy g łęb­

szą, niż tam ta. W W ilnie znajdują się stu ­ dnie wiercone naw et z wodą zaskórną. W"o- dy artezyjskiej nie trzeba wydźwigiwać ze studni; w ytryska ona stam tąd mocą ciśnie­

nia hydrostatycznego, i to jest isto tn ą jej cechą.

Możemy więc rozróżniać w skorupie ziem­

skiej wodę:

1

) powierzchniową, stykającą się bezpośrednio z atm osferą, skutkiem tego za­

w ierającą znaczną ilość powietrza, umożli­

wiającego życie w niej organizmów*;

2

) za­

skórną, najpłytszą wodę w ew nętrzną, opie­

rającą się na najpierw szej w arstw ie nieprze­

puszczalnej, m ającą za swe źródło wodę a t­

m osferyczną z nad tego terenu, pod którym się znajduje, i zależną od tem peratury oraz wilgotności tam atm osfery; 3) gruntow ą, przefiltrow aną przez n aturaln e utw ory geo­

logiczne, przebyw ającą w głębi ziemi mię-

(5)

A*

e

3

W S Z E C H ŚW IA T

dzj- dwiema w arstw am i nieprzepuszczalnemi niekiedy znaczne odległości; 4) artezyjską, różniącą się tylko sposobem w ydostaw ania się na powierzchnię ziemi; woda z tej samej warstwy wodonośnej, stanow iąca na rów ni­

nach wodę g runtow ą, może ukazywać się w sąsiadującem z niem i zagłębiu jako a rte ­

zyjska. Feliks Piotrowski.

S E K R E T Y N A .

K ażda okolica kan ału pokarm owego ma swój w łasny m echanizm , reagujący na po­

karm y w ten sposób, że poddaje je działaniu odpowiednich soków, które w yw ołują pewne zmiany w przyjętym pokarm ie, ułatw iając jego wchłanianie. J a k w skazują doświadcze­

nia różnych fizyologów, a szczególnie P a ­ włowa (p. W szechśw iat .Na 29 z r. 1903), w y­

dzielanie śliny całkowicie zależy od układu nerwowego, przytem pobudliwość gruczołów ślinowych jest rozm aita i specyficzna dla ! różnych g ru p pokarm ow ych. W żołądku w y­

dzielanie soku żołądkowego reguluje przede- wszystkiem system nerwowy, następnie do­

piero wydziela się sok, zależnie od własności pokarmów.

Gdy skw aśniały pro duk t działalności żo­

łądka opuszcza go, by przejść do dw una­

stnicy, podlega tam działaniu dw u nowych wydzielin, mianowicie żółci i soku trzustkow e­

go, które zobojętniają zaw artość dw unastni­

cy. P odłu g Paw łow a wydzielanie soku n a ­ stępuje w sposób podobny, ja k wydzielanie śliny i je s t regulow ane przez odruchy n e r­

wowe, w yw oływ ane pobudzeniem błony ślu­

zowej dw unastnicy przez miazgę pokarm ową

j

oraz przez takie substancye, ja k eter, oliwa i olej gorczycowy. Skład soku trzustkow ego zmienia się, w edług Paw łow a (p. W szech­

świat J\[» 46 z r. 1903), stosownie do jakości pokarm u, ta k np. ilość ferm entu proteoli­

tycznego zwiększa się podczas dy ety mięsnej.

Zdaniem Paw łow a różne części składowe po­

karm u pobudzają różne zakończenia nerw o­

we w błonie śluzowej dw unastnicy, powodu­

jąc odruchow ą odpowiednią działalność wy- dzielniczą trzustki. Dopiero Popielski i W er- theimer zachw iali tę hypotezę swemi do­

świadczeniami, w k tó ry ch dowiedli, że w pro­

wadzenie

kw asÓ A v

do dw unastnicy wywołuje

wydzielanie soku trzustkow ego naw et po przerw aniu połączenia m iędzy zakończenia­

mi nerwów trzu stk i i k anału pokarmowego, a ośrodkowym układem nerwowym i po w y­

cięciu splotu nerw u współczulnego (plexus solaris n. sympatici). Na tej zasadzie Bayliss i Starling w r. 1902 poczęli robić doświadczenia, by ustalić fa k ty wydzielania

i

się soku trzustkow ego nie drogą odruchową,

j

Otóż ju ż wtedy (w Jo u rn . of Phys.) autoro- wie ci dowodzili, że wydzielanie soku trz u st­

kowego następuje w skutek przedostaw ania się do krw i t. zw. „sekretyny“, która tw orzy się przez działanie kwasu solnego jelita cien­

kiego z miazgi pokarm ow ej, przychodzącej z żołądka, na „prosekretynę“, znajdującą się w błonie śluzowej jelita.

W 1904 r. B ayliss i S tarlin g zdanie swe

! poparli nowemi dowodami. W ydzielanie so-

j

ku trzustkow ego następuje (choć w m niej- I szym stopniu) naw et wtedy, jeżeli kwas sol­

ny wprow adzam y do któregokolw iek odcinka jelita cienkiego, z w yjątkiem dolnej jego czę­

ści. Przytem zniesienie połączeń nerwowych

| nie powoduje różnicy w wydzielainiu soku, który w ypływ a w takiej samej ilości, ja k

j

u osobnika norm alnego. W prowadzenie kw a­

sów do krw i nie m a żadnego w pływ u na wydzielanie soku, natom iast wyciąg błony śluzow ej,przygotow any zapomocą kwasu sol­

nego, w strzyknięty do krwi, w yw ołuje wy­

dzielanie soku, t. j. kwas solny wpierw musi

! przejść przez błonę śluzową jelita, by prze­

dostaw szy się do krw i, mógł wpływać na funkcyę wydzielniczą trzustki. A więc sub- stancya, którą autorow ie nazyw ają sekrety- ną, tw orzy się z substancyi przygotow aw czej, znajdującej się w błonie śluzowej i, być mo­

że, naw et w kom órkach nabłonkowych jelita, przez działanie n a nią kwasu. Tej substan­

cyi przygotowawczej, prosekretyny, w żaden sposób nie można było odosobnić od błony śluzowej. W yciąg kw aśny sekretyny można zobojętnić lub naw et uczynić alkalicznym, m ożna go gotować, a nie traci ona swych własności. N ajskuteczniejszą sekretynę otrzym ujem y z dw unastnicy; z jelita cien­

kiego wyciągi są mniej skuteczne, z okrężni- cy (colon) wyciąg wcale nie działa. Sekretynę można odszczepić od prosekretyny przez działanie kwasów lub wody wrącej.

Dotychczas nie udało się z całą pewnością

(6)

38 W S Z E C H ŚW IA T JNie 3

ustalić n a tu ry chemicznej sekretyny, w każ­

dym razie wiadomo, że sekretyna w y trzy ­ m uje gotow anie, rozpuszcza się w alkoholu 10% ze współdziałaniem eteru, nie rozpusz­

cza się zaś ani w eterze ani w alkoholu bez­

wodnym; dyfunduje przez przepony zwie­

rzęce powoli: może być przesączona przez świecę Cham berlanda. W szystkie te dane dowodzą, że sekretyna nie je s t koloidem i ma m ały ciężar cząsteczkowy.

Sekretynę m ożna porów nać z adrenaliną, w yciągiem z nadnerczy, któ rą otrzym ano w form ie krystalicznej i której n a tu ra che­

miczna jest mniej więcej określona. Podo­

bnie ja k adrenalina, sekretyna łatw o się utlenia, nie je s t specyficzną dla osobnika lub rodzaju. W yciąg z błony śluzowej psa w y­

wołuje w ydzielanie soku trzustkow ego m ał­

py, kota, królika, p taka, lub żaby, ja k rów ­ nież następuje wydzielanie soku trzu stk ow e­

go u psa po w strzyknięciu sekretyny, pocho­

dzącej od innych zwierząt, A drenalina i se­

k rety n a należą do tej g ru p y ciał, które dzia­

łają na m ocy swych własności fizyczno-che- micznych.

Sekretyna działa nie ty lk o n a w ydzielanie soku trzustkow ego, jest także czynna w sp ra ­ wie wydzielania żółci i ilość żółci powiększa się w tych samych w arunkach, k tó re w yw o­

łu ją zwiększenie ilości soku trzustkow ego.

Dla funkcyi w ydzielniczych innych gruczo­

łów sekretyna nie ma znaczenia i wobec tego trzeba zaliczyć tę substancyę do ciał, d ziała­

jących specyficznie na kom órki w ątroby i trzustki.

(Naturwiss. Rundschau). J. H.

W Y P A R C IE SZCZURA DOMOWEGO P R Z E Z SZCZUR A W ĘD R O W N E G O . B ezpow rotnie m inęły czasy panow ania teo­

ryi stałości i niezm ienności form organicz­

nych, ustępując m iejsca teoryi ewolucyi, teo­

ry i stopniowego rozw oju św iata organicz-

i

nego. Pow ierzchnia p lanety naszej, od pierw- ! szych chwil ukazania się życia organicznego,

j

je s t widownią toczącej się m iędzy organizm a- uii walki o byt, a pokłady skorupy ziemskiej, | te trw ałe k a rty olbrzym iej księgi dziejów ży- ; ci a organicznego, jednozgodnie w ykazują plastyczność postaci organicznych i zdolność |

ich do przem ian wielorakich, oraz dowodzą w sposób oczywisty, że św iat organiczny ule­

gał w ciągu dziejowego swego rozwoju sze­

regowi przekształceń, że liczne bardzo po­

staci, nie mające odpowiednich warunków bytu, ginęły i w ygasały, a inne znów w coraz to późniejszych okresach rozwoju ziemi naszej się zjaw iały. Możnaby p rzyto­

czyć tu liczne pod tym względem przy kła­

dy, chociażby np. upadek takich olbrzymów dawnego świata zwierzęcego, ja k atlanto- saurów, dinosaurów i in.; lecz poco zwracać się do czasów niezm iernie odległych, prze­

słoniętych m głą milionów lat, gdy m am y przed swemi oczyma przykład podobnej w al­

ki, toczącej się m iędzy dwom a gatunkam i, i u padku jednego z nich. Mam tu na myśli g atu nek szczura domowego (Mus rattus) u su­

wanego stopniowo z placu boju przez szczu­

ra wędrownego (Mus decumanus), który dziś już praw ie zupełnie w yparł swego współza­

wodnika.

Szczur domowy praw dopodobnie był już znany w E uropie w okresie dyluw ialnym , dzieła jed n a k starożytnych nie wspom inają o nim, skutkiem czego wielu badaczów przy-

| puszcza, że gatunek ten po raz pierwszy zo­

stał przewieziony do E uropy z Persyi lub Indyj przed 1800—1900 lat. Jednem sło­

wem, czas ukazania się szczura domowego w naszej części świata nie może być d otych­

czas ściśle określony. Pierw szy uczony, k tó ­ ry wspom ina o szczurze domowym, jako g a ­ tunku należącym do fauny Niemiec, był to A lbertus M agnus (X III w.). Z E uropy szczur domowy został przewieziony do Ameryki, A fryki i A ustralii, rozpowszechnił się więc po całej kuli ziemskiej.

Co dotyczę szczura wędrownego, to w ia­

domo napewno, że dawniej był on zupełnie obcy faunie europejskiej. Nowy ten g a tu ­ nek ukazał się u nas dość dawno pod nazwą szczura wędrownego albo okrętowego. P ierw ­ szy autor, który opisuje szczura wędrow­

nego, jako gatunek europejski, je s t Pallas.

W jesieni 1727 r., w edług słów jego, po trzę­

sieniu ziemi szczur w ędrow ny w znacznej

ilości wkroczył do E uropy z krajów, leżących

koło m orza Kaspijskiego. Praw ie w tym

samym czasie, mianowicie w 1730 r., był on

przywieziony na okręcie z Indyj W schodnich

do A nglii, a stąd rozpoczął już zwycięski

(7)

3 W SZ E C H ŚW IA T 3 9

swój pochód po całym świecie. J a k już wspomniano wyżej, szczur w ędrow ny u ka­

zał się po raz pierw szy w 1730 r. w L o n d y­

nie, w 1732 r. był znany w m iastach nad ­ morskich Francy i, a w 1748 r. w Paryżu.

W T uryngii w 1760 r. gatu n ek ten był je ­ szcze nieznany a po trzydziestu latach rozm no­

żył się ju ż niezm iernie; w Prusach W scho­

dnich był ju ż powszechny w 1750 r. P od­

czas tej wędrówki szczur wędrowny święcił tryum fy zwycięskie i w ypierał swego po­

przednika, szczura domowego, skutkiem cze­

go miejsce rozpowszechnienia tego ostatnie­

go obecnie jest w znacznym stopniu ograni­

czone. W Am eryce szczur domowy dziś je ­ szcze jest daleko liczniejszy, niż w Europie, lecz i tam ju ż szczur wędrowny otrzym uje przewagę.

Chociaż odniesione przez szczura wędrow­

nego nad szczurem domowym zwycięstwo przedstaw ia jed en z najciekawszych przy­

kładów walki o byt, ponieważ cały jej prze­

bieg odbył się ja k b y przed naszemi oczyma z nadzwyczajną szybkością, to jednak więk­

szość zoologów od czasów P allasa zadaw a­

lała się tylko stw ierdzeniem fa k tu toczącej się m iędzy wspom nianem i gatunkam i walki,

j

nie badając zupełnie przyczyn upadku i w y ­ mierania szczura domowego. Tę poważną lukę wypełnił obecnie w eterynarz dr. Baum - gart, którego wnioski, oparte na badaniach porównawczych w spom nianych gatunków , podajem y w streszczeniu1).

Przedew szystkiem pierwszorzędnej wagi różnica między wzm iankow anem i g atu n k a ­ mi szczura polega n a niejednakow em u b a r­

wieniu ciała. Szaroczarna sierść szczura do­

mowego na głowie, szyi, stronie grzbietowej i po bokach ciała je s t ciemniejsza, na stronie brzusznej zaś i na bokach nóg nieco jaśniej­

sza; wogóle m ożna powiedzieć, że ubarw ie­

nie całego ciała je s t mniej więcej jednostaj­

ne, co stanow i ujem ną stronę szczura domo­

wego w walce o byt, wiadomo bowiem, że zwierzę w ydaje się tem mniejsze, im jaśniej­

sza jest brzuszna powierzchnia jego ciała w stosunku do grzbietow ej, i trudniej może hyc d ostrzeżo ne, ponieważ cień rzucony przez jaśniejszą powierzchnię nie w ystępuje

1 Porówn. Prom etheus 789, r. 1904.

tak wyraźnie, a zwierzę skutkiem tego nie odcina, się od podłoża.

Zupełnie inaczej rzecz się m a pod tym względem ze szczurem wędrownym . Jego brunatnaw o-szara sierść, posiadająca na stro ­ nie grzbietowej od głowy aż do nasady ogo­

na podłużną ciemną, czarno-brunatną pręgę, na bokach ciała stopniowo staje się jaśn iej­

szą, przybierając wreszcie jasno-szarą barwę;

na piersiach i brzuchu sierść je s t praw’ie bia­

ła; w ystępuje więc tu wyraźnie dwojakie ubarw ienie. W skutek tej przew agi szaro­

brunatnego odcienia, ubarw ienie szczura wę­

drownego jest bardzo podobne do koloru zie­

mi, k tó ra najczęściej bywa szarą, a nie czar­

ną. Ze względu na tę właściwość szczur w ę­

drow ny bardzo m ało w yróżnia się pośród swego otoczenia, tak, że zdaleka do złudze­

nia jest podobny np. do kam ienia. Ciemna barw a strony grzbietowej i jaśniejsza brzu­

sznej przedstaw ia dla szczura wędrownego ważny bardzo środek ochronny, skutkiem którego trudniej może być on zauważony, niż jego współzawodnik, szczur domowy.

Obdarzony tak ą doskonałą m aską przy ro­

dzoną szczur wędrowny, m ało dostrzegalny, czatuje zwykle z powodzeniem na swoję zdo­

bycz i łatwiej unika wzroku swych wrogów, niż szczur domowy.

S taranne pom iary znacznej ilości osobni­

ków opisyw anych tu gatunków , dokonane I przez p. B aum garta, w ykazują, że poszcze­

gólne części ciała szczura wędrownego są znacznie większe i' silniejsze, niż szczura do­

mowego. Różnica ta w ystępuje jeszcze wy­

raźniej, gdy porównywam y szkielet obudwu zwierząt. W yrostki na kościach, służące do przyczepienia mięśni, są bez porów nania le­

piej rozw inięte u szczura wędrownego. Tak np. łopatka szczura w ędrow nego o

1/3

jest dłuższa, niż szczura domowego, a znajdują­

cy się na niej grzebień (spina scapulae) u pierwszego praw ie dwa razy tak wysoki, ja k u drugiego. Miednica daleko mocniej połączona z kręgosłupem niż u szczura do­

mowego, a w yrostki ościste kręgów znacznie lepiej rozwinięte: dotyczę to głównie części szyjowej i grzbietow ej. Pod względem d łu ­ gości i grubości obojczyków i kości biodro­

wych, ja k to widzimy z poniżej zamieszczo­

nej tablicy, szczur w ędrow ny także prze­

wyższa szczura domowego.

(8)

4 0 W S Z E C H ŚW IA T

M. decum. M. rattus D ługość obojczyka . 30 mm 20 mm

Grubość „

2

1

Długość kości biodro­

wej ... 36 „ 22 „ Największa grubość

j e j ...5 „ 2,5 „ Z przytoczonych danych w ynika, że szczur w ędrow ny posiada silniejszy i m ocniejszy szkielet; w szystkie w yrostki, w yniosłości na kościach, służące do przyczepienia mięśni, większe i grubsze, niż u szczura domowego, wszystkie kości dłuższe i t. d. W iązad ła łą ­ czące kości są mocniejsze, jak o też ścięgna, zapomocą których mięśnie przyczepione są do kości.

Takież same w yniki d ają nam porów na­

nia czaszek. I tu w idoczna je s t przew aga szczura w ędrow nego nad szczurem dom o­

wym. Czaszka szczura w ędrow nego je s t p ła ­ ska, kanciasta, z ostrem i konturam i; mocne jej sklepienie posiada dobrze uform ow ane grzebienie i w yrostki dla przyczepienia m ię­

śni. U szczura domowego, przeciw nie, cza­

szka jest w ypukła, sklepienie jej utw orzone z cienkich i delikatnych kości, k o n tu ry łag o d­

ne, zaokrąglone, skutkiem czego otrzym uje się

j

nieznaczna tylko ilość i to m ało nadających

j

się do przyczepienia m ięśni punktów . Szczę­

ki i uzębienie daleko silniejsze u szczura w ę­

drownego. Bardzo ważnem je s t dla szczura w ędrownego w walce o b y t znaczne w yd łu ­ żenie części twarzow ej, k tó ra spraw ia, że m o­

że on kąsać i żuć z większą, niż szczur do­

m owy siłą. Zęby sieczne wreszcie silniejsze są u szczura wędrownego, dłuższe są bowiem o 1/3, a dw a razy ta k szerokie, ja k n szczura domowego.

Co do organów w ew nętrznych, to pod ty m względem nie m ożna przytoczyć jak ich k o l­

w iek ważnych różnic. Z asługuje tylko na uw agę odpowiednio do większego rozw oju całego ciała szczura wędrow nego wielkość żołądka i kiszki ślepej.

Przechodząc teraz do sposobu życia obu- dw u gatunków , należy w spom nieć o stałem m iejscu ich przebyw ania. Szczur w ędrow ny najczęściej zam ieszkuje dolne części rozm ai­

ty ch budowli, w ilgotne piw nice, ścieki, szlu- zy, podziemia, brzegi rzek i t. d., podczas gd y szczur domowy, chętniej obierając sobie

za miejsce pobytu górną część domu (stry­

chy), spichrze i stodoły, jest w ystaw iony na większe niebezpieczeństwo ze strony swych wrogów.

Pod względem zręczności i zwinności wo- góle obadwa g atu n k i m ogą z powodzeniem współzawodniczyć z sobą, lecz co dotyczę zdolności pływ ania, to tu należy przyznać pierwszeństw o szczurowi wędrownem u.

W razie grożącego niebezpieczeństwa skacze on odważnie do wody i płynąc szybko prze­

byw a znaczne przestrzenie bez wielkiego zmęczenia, zanurza się przytem i może biedź po dnie dość długo. Szczur domowy w p ra­

wdzie pływ a również dość dobrze, lecz pod wodą może pozostawać bardzo krótko, po­

nieważ nurkow anie szybko go wyczerpuje.

A by lepiej zbadać zdolności pływackie szczu­

rów, B a u m g a rt robił doświadczenia nad je ­ dnakow ego wieku osobnikami obu g a­

tunków . Jednakow o odżywiane i hodowane AV'ogóle w jednakow ych w arunkach szczury, wpuszczone zostały do dw u jednakow ych kam iennych basenów, napełnionych zimną wodą. Szczur wędrowmy natychm iast zanu­

rzył się, dopłynął szybko do ścianki naczy­

nia, w ypłynął na powierzchnię wody, a n a­

stępnie znów zaczął nurkować. Obserwując szczura domowego, m ożna było przekonać się, że unika on o ile możności zanurzania się, a jeżeli zanurza się, to tylko na m gnie­

nie oka. Pod względem szybkości i zręczno­

ści w pływ aniu szczur domowy nie może dorównać swemu rywalow i, pływ ał bowiem ciężko i po 3

'/2

m inutach był ju ż zupełnie wyczerpany, gdy tym czasem szczur w ędro­

wny pływ ał jeszcze 12 m inut. Z powyższych spostrzeżeń widzimy, że przew aga w walce o byt dzięki łatwości pływ ania pozostaje po stronie szczura wędrowmego. Uchodząc przed nieprzyjacielem , rzuca się do wody bez n a ra ­ żania się na niebezpieczeństwo utonięcia, podczas gdy szczur domowy w takich ra ­ zach niechybnie ginie. Oprócz tego szczur wędrowny, jako dobry pływ ak, m ógł prędko rozpow szechnić się i zdobyć nowe miejsca zam ieszkania, gdyż napotkane wody lądow e nie stanow ią dla niego przeszkód nie do przebycia.

B adania B au m garta w ykazują wreszcie,

że pod względem chęci do w ałki i odw agi

szczur domowy ustępuje rów nież swemu

(9)

Ni 3 W S Z E C H ŚW IA T 41

-współzawodnikowi. Okoliczność ta przyczy­

niła się, bezw ątpienia, w znacznym stopniu do powolnego w ym ierania szczura domo­

wego. A by porów nać odwagę i chęć do w al­

ki obydwu gatunków , B a u m g a rt wpuścił do klatki z pięciom a szczuram i domowemi białą mysz. Szczury najspokojniej leżały i, cho­

ciaż mysz biegała po ich ogonach i grzbie­

tach, nie przedsiębrały żadnych środków za­

radczych. Zupełnie inaczej zachow ywały się względem m yszy szczury wędrowne. Zale­

dwie wpuszczona została m ysz do klatki, n a­

tychm iast jeden ze szczurów rzucił się na nieproszonego gościa i po kilku sekundach uśmiercił go. W ojowniczy ten charakter szczura w ędrownego u jaw nił się nietylko względem m yszy, lecz i szczura domowego.

Zam ykane razem w klatce szczury, po je ­ dnym z każdego g atu n k u , zawsze ze wście­

kłością rzucały się na siebie; rozpoczynała się zacięta walka, dopóki wyczerpani i okrw a­

wieni zapaśnicy nie rozeszli się po kątach klatki. P o chwilow ym odpoczynku w zna­

wiała się walka, którą rozpoczynał zwykle szczur wędrowny. Szczur wędrowny przeby­

wający w jednej klatce z kilku szczurami domowemi byw ał stale tylko odpędzany od jadła, lecz pozatem żadnej szkody nie pono­

sił. Przeciwnie, obcowanie kilku szczurów wędrownych z jednym domowym kończyło się zwykle- walką i śmiercią tego ostatniego. . Podczas licznych swoich obserwacyj, B aum ­ g a rt zauważył, że szczur w ędrow ny w ystę­

pował zawsze w charakterze strony wyzy­

wającej, co stanow i dowód bardziej rozwi­

niętej ,u niego żądzy walki,, niż u spokoj­

nego szczura domowego.

Zestaw iając w szystkie przytoczone wyżej spostrzeżenia i wnioski , dochodzimy do przekonania, że szczur wędrowny pozostaje w bardziej sprzyjających w arunkach, niż szczur domowy, ze w zględu na ochronne ubarwienie, wielkość i siłę, silniejszą m usku­

laturę, lepsze rozw inięcie szczęk i zębów siecznych i wreszcie ze względu na zdolności pływackie i swoję odwagę. Z p u n k tu widze­

nia teoryi D arw ina w ystarcza naw et mało znacząca przew aga, aby w walce o b y t spro­

wadzić z nieubłaganą koniecznością upadek ; i wym arcie g atu n k u upośledzonego. Ponie- • waż szczur w ędrow ny nie pod jednym , lecz pod i wielu względam i przewyższa szczura domo-

j

wego, nic więc dziwnego, że musiało n astą­

pić w ygasanie tego ostatniego gatunku.

Cz. Statki ewicz.

Z L IT E R A T U R Y N A U K O W EJ.

Prof. dr. H a n s M o l i s c h .

Leuchtende Pflan- zen.Eine physiologische Studie. 2tabl., 14-figur

w tekście, str. 168. Jena. G. Fischer. 1904.

Dobrze to i pożytecznie, gdy ja k i w ytraw ny przyrodnik oderwawszy się od męczącej samo­

dzielnej pracy, dla odpoczynku w wolnych chwi­

lach przedsiębierze rewizyę jakiegoś naukowo mniej ważnego, biologicznie wszakże ciekawego pytania i zechce, krytycznie przejrzawszy istnie­

jącą, w tym przedmiocie literaturę, powtórzyć do­

świadczenia dawniej wykonane, dodać wiele swo­

ich spostrzeżeń, sprostować stare, zaległe, a utrw a­

lone tradycyą szeregu lat błędy poprzedników, i dać ogółowi jasny, możliwie pełny obraz dane­

go zjawiska. Jeżeli przy tem wyłoży rzecz płyn­

nie i zaciekawiające, to należy mu się wtedy za to szczere uznanie. Ze zdaniem tem zgodzi się za­

pewne każdy, kto przeczyta studyum d-ra Jana Molischa o roślinach świecących. Czytelnik za­

m yka tę książkę z prawdziwem zadowoleniem, że czytając ją czasu napróżno nie stracił, że wiele się dowiedział o tak ciekawem zjawisku ja k bio- fotogeneza u roślin, pęzijął ja..wszechstronnie. Au­

tor stopniowo opisuje i bada świecenie u wszyst­

kich typów roślin, zacząwszy od najniższych.

Pierw szy rozdział traktuje o świeceniu wodo­

rostów. Dowiadujemy się tu, że dotychczas na- pewno nie stwierdzono procesu tego ani u jedne­

go rodzaju tj^ch organizmów. Żaden wodorost nie posiada zdolności samoistnego produkowania światła. Jeżeli zaś, jak to przypisywano wielu z Florideae a także Chromophyton Rosanofii W oron., pewne zdają się świecić, mamy tu do czy­

nienia albo ze zjawiskiem odbicia promieni świe­

tlnych przez chromatofor, którym organizm za­

wsze zwraca się w stronę św iatła (Chr. Rosan.) lub .też świecą nie roślinyr same ale żyjące na nich pewne małe niżej uorganizowane zwierzęta; mszy- wioły (M embranipora pilosaj, robaki (Nerreis cir- rig ę ra ,' H eterocirrus saxicola Gr.) i wężowidła (Amphiura sąuam ata Sars.).

W drugim rozdziale, p. Molisch na mocy całe­

go szeregu poszukiwań własnych wnioskuje, że w brew zdaniu Gourreta (1883) a zgodnie z E hren­

bergiem wiele morskich Peridineae świeci; w za­

toce tryesteńskiej one to, a głównie Peridinium divergens E hrenb., wywołują niezwykle piękne zjawisko świecenia morza. Jasno świeci także, zbliżona do wyżej wymienionych organizmów Pyrocystis noctiluca. Odwrotnie autor w ciągu długiego szeregu lat nie znalazł ani jednej świe­

cącej słodkowodnej Peridineae, chociaż badał

planktony wielu jezior i rzek. W ogóle można po-

(10)

4 2 W S Z E C H ŚW IA T «N° 3

wiedzieć, że wyjąwszy chyba bakteryj ani jeden organizm słodkowodny nie posiada zdolności bio- fotogenetycznych.

U roślin, przypadły one w udziale głównie I grz\'bom i bakteryom (rodz. II I ) , z pomiędzy grzybów (Hyphomycetes) świeci napewno 14 g a­

tunków; dziewięć należy do rodzaju Agaricus (Amelłeus, olearius. G ardneri B erk, igneus Rump.

noctilueens Lev., phospliorus Berk., Prometheus Berk. et C N., lampas Berk., illuminans Berk.)

•dwie Collybia (tuberosus Buli. i cirrhatus Pers.), Panus incandescens, Pleurotus candescens, Myce- lium X ; sześć zaś gatunków, m iędzj' niemi Poly- porus sulfureus i citrinus, A garicus longipes, Tra- metes pini, muszą być jeszcze zbadane pod tym względem. Natom iast Molisch stw ierdza, że co do X ylaria Hypoxyłon Pers. i X yl. Cookei, to stanowczo trzeba odrzucić mniemanie jakoby one świeciły. J e s t to tylko legenda, grzyb}7 owe bo­

wiem, hodowane w kulturach czystych nigdy nie | posiadały zdolności fotogenetycznych; wynik tem j pewniejszy, że w szystkie inne badane grzyby w hodowlach czystych na chlebie lub pożywce m ineralnej autora bynajmniej nie traciły tych zdolności Najlepiej do badań takich nadaje się Mycelium X. znaleziona' przez autora w roku 1900 w lasach pod P rag ą czeską: jeżeli w kolbie, gdzie go zasiano, je st dużj' zapas pożywki, świeci on całe lata (1 — l 1/^) zupełnie nie ustając.

Aby wogóle zaopatrzyć się w m aterya! do po­

szukiwań nad świeceniem grzybów, należy uzbie­

rać. wykopać ułamki korzeni drzewnych, które zaczęły się już rozkładać i położyć w miejscu wilgotnem; po paru dniach, zerwawszy korę, zoba­

czymy, że drewno świeci. Zjawisko to trw a ja ­ kie 4 — 5 dni, potem gdy proces, gnilny już się dostatecznie posunął, światło gaśnie. Świecą także i liście opadłe dębu i buku w stanie począ­

tkowego rozkładu.

W strefie naszej z grzybów' wryżej wymienio­

nych ogólnie rozpowszechniony je s t opieniek.

Agaricus melleus; łatw o też w edług wyżej przy­

toczonego przepisu zdobyć go i samemu powtó­

rzyć powyższe spostrzeżenia.

Co do błyszczenia drzew a tak, jak b y po niem przebiegały iskierki, nie je st to spraw'a grzybów, lecz malej skoczogonki (Callembola) N eanuram us- corum Templeton, mieszkąjęcej zw ykle w ciem­

nych zagłębieniach pod kamieniami, doniczkami, a także pod korą.

Zdolności świecenia w równym stopniu są wła­

ściwe i bakteryom . Ogółem opisano dotąd 26 ga­

tunków bakteryj świecących. Są one rozpowszech­

nione we w szystkich klim atach i środowiskach, zarówno na lądzie, ja k w morzu, żyją zawsze na organizmach m artw ych.

Na lądzie, jak to po raz pierwszy wogóle stw ier­

dza p. Molisch, bak tery e świecące (Bacterium phosphoreum Molisch) są wszędzie. D otąd świe­

cące mięso w jatkach opisywano jako rzadkie sto­

sunkowo w ypadki. A utor wszakże dowodzi, że świeci każde mięso, jakiekolw iek wziąć w jatkach

(wołowe, cielęce, świńskie). Dość oblać kaw ałek świeżo przyniesionego mięsa 3^-owym roztworem soli kuchennej, lub w tej cieczy zanurzyć tąk, aby część w ystaw ała ponad płyn, i pozostawić w tem ­ peraturze 9 — 12° C. Po paru dniach w ciemno­

ści daje się stwierdzić świecenie 89$ mięsa wo­

łowego i 69% końskiego. Mikroskop wykazuje obecność Bacterium phosphoreum, drobnoustroju zupełnie nieszkodliwego; Molisch zjadał po kilka­

set cm 3 bulionu świecącego, bez żadnej szkody dla i siebie.

Świecenie martwych ryb morskich je st zaró­

wno powszechnem zjawiskiem. Autor przytacza swe spostrzeżenia na Helgolandzie i w Tryeście nad tem poczynione. R ybacy helgolandzcy mają w zwyczaju suszyć złowione ryby, zawieszając je rzędem na sznurach. W nocy przedstaw ia się cie­

kawy widok: ryby te. kołysane przez wiatr, w y­

glądają ja k błędne ognie unoszące się w po­

wietrzu.

W Tryeście każda ry b a (zbadano 20 gatun­

ków) kupiona na targu świeci. Dr. Molisch zwie­

dzał lodownie, gdzie je przechowują i uderzył go niezmiernie efektowny widok. „W licznych koszach, w których zwalono setki wielkich i ma­

łych ryb morskich najrozmaitszych gatunków, na powierzchni ryb jak gwiazdy odznaczały się nie­

zliczone punkty błyszczące; w m iarę, ja k oko przyzwyczajało się do ciemności i stawało się wra- żliwem na słabe światło — błyszczały one coraz widoczniej, zlewały się z sobą i niekiedj' cała po­

wierzchnia ryby świeciła. W iele koszów w ysy­

łało specyficzne, magiczne— podobne do księży­

cowego światło, które nadawało otoczeniu pozór jak iś fantastyczny i tajemniczy i to tem bardziej, gdy dzieci mnie otaczające —zdziwione—dotyka­

jąc ry b — zwalały sobie palce i zaczęły opisywać niemi koła. W szystkie te ryby były niedawno, o 7 wieczorem przyniesione ze straganu i naza­

ju trz miały znowu być wyniesione na sprzedaż1*.

Badania mikroskopowe dowiodły, że świeciły w danym razie Bacillus photogenus, B. lumine- scens, B. gliscens i B. lucifer; ten ostatni wyróż- I nia się swem niezwykle natężonem światłem. Bac­

terium phosphoreum nie znaleziono na rybach ani razu, co zdaje się niezbicie dowodzić, że je st to rodzaj specyalnie na lądzie rozpowszechniony.

Świecą też i inne żyjątka morskie: raczki, mię­

czaki i t. d., przyczem świecenie ustaje zawsze, skoro daje się uczuć zapach zgniły, reakcya staje

' się silnie alkaliczną i zacznie wydzielać się amo-

; niak, jednem słowem, skoro proces gnicia roawi-

j

nie się na dobre.

Z ryb słodkowodnych, ani jedna nigdy, cho-

| ciaż zbadano ich bardzo wiele, nie świeciła. N a­

stępuje to tylko w tedy, gdy przez zetknięcie się

| w straganie z rybam i morskiemi zostaną one za­

każone bakteryam i wyżej wymienionemi.

N a fotogenezę u bakteryj w ywierają znaczny wpływ' pewne sole (rozdz. IV). W idzieliśmy już wyżej, że sól kuchenna wpływa bardzo dodatnio

! na rozwój B acterium phosphoreum. Molisch czy-

(11)

j\ó 3

W SZEC H ŚW IA T

43 nił doświadczenia, czy oprócz tego także inne sole

działają podobnie.

Okazało się, że: l j Bacterium phosphoreum pra­

wie nie rozwija się w pożywce Molischowskiej, zawierającej wodę, M g S 0 4, K 2H P 0 4, pepton, cu­

kier i żelatynę i że świecenie je st w tedy niezwy­

kłe słabe. 2) Oprócz NaCl, inne chlorki (CłK, Cl.,Mg, Ci2Cu) zarówno pobudzają rozwój i świe­

cenie tego m ikroba. Chlorek potasu wywołuje nawet znacznie silniejszą fotogenezę niż NaCl.

3) Podobnie działają także z niechlorków: azota­

ny potasu, sodu i siarczan potasowy; ten ostatni silniej niż CłK. Świecenie potęguje się równo­

ległe z rozwojem hodowli; tylko w przypadku obecności w pożywce M g S 0 4, daje się stwierdzić silny rozwój i słabe świecenie. 5) Proces świece­

nia najsilniej pobudza K N 0 3, potem z kolei CłK, ClXa, IK . MgCl2 i K 2S 0 4. Bez wpływu prawie są M gS04 i K 2H P 0 4, M nS 04 zaś zatrzymuje zu­

pełnie i rozwój i świecenie.

Podobne w yniki otrzymano także i dla Bacil- lus photogenus Molisch, z tą tylko różnicą, że

j

w tym razie sole chloru nie zawierające, nie za­

wsze działają tak pomyślnie jak w przypadku pierwszym.

Co do zależności świecenia od rozrastania się hodowli bakteryalnych i żywienia się ich (rozd. V) a także o istocie procesu fotogenetycznego wogó- le u roślin (rozdz. VI) można obecnie dać nastę­

pującą odpowiedź.

Świecenie u roślin zachodzi tylko w atmo­

sferze tlen zawierającej i najmniejsze ilości tlenu podtrzymują je; pozwala to wnioskować, że pro­

ces ten polega na utlenianiu, jakkolw iek trzeba zaznaczyć, że między nim a oddychaniem niema żadnej zależności. Utlenia się jakaś substancya — fotogen — czemu towarzyszy świecenie. Nic nie dowodzi, że rośliny—jak b ak te ry e— tak grzyby- - wydzielają ciało to nazewnątrz i że utlenianie jego 1 dokonywa się zewnątrz organizmu. Świecenie jest procesem wewnątrz-komórkowym. W ytw a­

rzanie się fotogenu zależne je st od życia komórki, co nie wyklucza tego, że może on świecić zupeł­

nie niezależnie od działania substancyi żywej.

Rozdział Y II daje nam obraz własności światła roślinnego. Jako ciekawe należy stąd wynotować parę punktów. 1) Różnica między świeceniem roślin a zwierząt polega na tem, że pierwsze świe­

cą czas dłuższy (p. w.) nieustannie, ostatnie zaś spontanicznie. 2) Światło to działa na płytkę fotograficzną w ten sam sposób co dzienne i nie przenika przez ciała nieprzezroczyste. 3) Oprócz własności chemicznych posiada ono także fizjolo­

giczne; wywołuje mianowicie bardzo silne zgięcia dodatnio heliotropiczne u wielu roślin (grochu, wyki, maku, Phycomyces nitens Kunze, X ylaria Hypoxylon L. i t. d.).

K w estyę biologicznego znaczenia procesu świe­

cenia u roślin Molisch rozstrzyga, mówiąc (przy­

taczam dosłownie cały okres; zasługuje on na to z powTodu ogólniejszej myśli w nim zawartej):

„Zdaje mi się, że dzisiaj, chcąc za ja k ą bądź

cenę wykazać biologiczne znaczenie każdego pro­

cesu życiowego, wyszukać pewien „cel“ jego, za­

nadto zapuszczają się niekiedy w zbyt śmiałe spekulacye. Zarówno ja k ciała nieuorganizowane posiadają pewne własności i nikt nie myśli nad ,,celem“ ich, tak i niezwykle skomplikowana isto­

ta żyjąca, może przejawiać czy to w skutek swrej konstrukcyi, czy przemian w niej zachodzących, j pewne własności, które niczem innem nie są jak

| konsekwencyami procesów wewnętrznych. Da-

j

leki od sprzeciwiania się wogóle biologicznym wyjaśnieniom, chciałby]]) się jednak zastrzedz przed wszelkiemi śmiałeiui wnioskami, tw ierdzę tedy. że nie możemy wynaleźć żadnego odpowie­

dniego tłumaczenia teleologicznego dla fotogenezy u roślin z tej przyczyny, że prawdopodobnie je st ona pobocznym wynikiem procesu przemiany ma­

teryi w tych organizmach". Zdanie zupełnie słuszne i trudno z niem się nie zgodzić.

Ostatni rozdział tej ciekawej książki zajmuje się kw estyą rzekomego świecenia jawnokwiato- wych. Zjawisko to spostrzeżono jeszcze w X V III wieku; pierwszy raz córka Linneusza, Elżbieta K rystyna, w r. 1762 zauważyła, że wieczorem jaskraw o żółte kw iaty nasturcyi (Tropaeolum ma- jus) od czasu do czasu świecą (blitzen); stw ierdził to także, początkowo nie chcący temu dać wiary, jej ojciec i brat.

Analogiczne fakty opisali potem H aggren (1778), Zawadzki (1829), Th. M. Fries (1859) i wielu innych; n ikt jednak nie dał zadawalają­

cego tłumaczenia. D r. Molisch napróżno starał się w ciągu ośmiu lat zaobserwować podobne zjawisko; ani razu nie udało mu się to. W edług

•jego przekonania, świecenie kwiatów nie je s t pro­

cesem fizyologicznym, lecz tylko fizycznym, bliz- kim bardzo do t. zw. ognia św. Eima.

Tak mniej więcej przedstawia się całokształt wiadomości dzisiejszych o fotogeuezie u roślin;

d-rowi Molischowi należy się szczera podzięka za ciekawy w ykład t3'ch zjawisk

Adam Czartlcowski.

W S P R A W IE TERATOGENETYCZNEGO D ZIA ŁA N IA ALKOHOLU.

W A° 51 W szechświata z r. z., w artykule p. t. „Alkohol i nerw y", dr. W ładysław Chodecki wspomina, pomiędzy iunemi dowodami szkodliwe­

go wpływu alkoholu na ustroje żywe, o dośw iad­

czeniach polegających na zastrzykiwaniu alkoho­

lu do jaj kurzych i o zniekształceniach potwor­

nych, wywoływanych tą drogą. Pom ijając już.

że potworności, polegające na „braku pazurów i rozdwojeniu kości palców11 są nader nieznaczne, i że zapomocą tej samej lub innych metod terato-

! genetycznych można wywołać anomalie rozwojo-

j

we znacznie poważniejsze — muszę w tem miej- j scu zwTrócić mvagę, że doświadczenia podobne nie

i

mają żadnego znaczenia dla spraw y specyficznego

(12)

44 JY» 3 oddziaływania . alkoholu na zarodki zwierzęce.

W iadom o bowiem oddawna, że właśnie najsłabszą metodologicznie stroną teratogenii doświadczalnej je st fak t niezaprzeczony, że zapomocą jednego i tegoż samego czynnika sztucznego można wy­

woływać potworności jaknajrozm aitsze i odwrotnie stosowanie bardzo różnych czynników często daje rezultaty dziwnie do siebie podobne. Też same potworności a naw et niekiedy daleko cięższe, niż pod wpływem alkoholu, można otrzymać stosując wodę zwyczajną, roztw ór fizyologiczny soli ku­

chennej i t. p. Oczywiście nie mam bynajmniej zamiaru występować tu w obronie alkoholu, prze­

ciwnie, jestem głęboko przeświadczony o jego niezmiernie szkodliwym wpływ ie na ustroje za­

równo wykończone, ja k i w stanie zarodkowym (co do tej właśnie spraw y muszę tu taj zwrócić uwagę na ogłoszone w Biologisches C entralblatt poszukiwania prof. H. E . Z ieglera z Jeny, który w ykazał szkodliwy w pływ w yskoku etylowego na rozwój jaj szkarłupni), lecz jednocześnie p ra ­ gnąłbym zaznaczyć, że niepodobna alkoholu oskarżać specyalnie o wywołanie tego lub owego zwyrodnienia w zarodku ptasim, bo mamy do­

tychczas bardzo mało danych, k tó re b y nam po­

zwalały mówić ze w zględną ścisłością o specyficz- nem działaniu tego lub innego czynnika, stosowa­

nego w doświadczeniach embryologicznych.

J a n Tur.

SPR A W O Z D A N IE .

D r . A n t o n i K e h m a n .

Ziemie Dawnej Pol­

ski i sąsiednich krajów S ła w iań sk ich , opisane

pod względem fizyczno-geograficznym. Część d ru ­ ga: Niżowa Polska. Lwów. W ydane zasiłkiem Akad. Umiejęt. w Krakowie. Lw ów 1904, 8 °,

str. V II -f- 535, z mapką.

W r. 1895 dr. Antoni Rehm an wydał tom pierwszy powyższej pracy, poświęcony opisowi K arp at w całej ich rozciągłości i wówczas, ocenę tego dzieła podaliśmy we W szechśw iecie. Obec- | nie po upływie niemal dziesięciu la t ukazuje się d ru g a połowa pracy: „Niżowa P o lsk a41 Tak długa przerw a w datach w ydania tych dw u części nie ; może nas dziwić, skoro zważymy ogromne tru d - ; ności przedsięwzięcia. W ciągu tego czasu autor w licznych podróżach poznał i zbadał wiele dziel- j nic kraju i zużytkował liczne m ateryały nagroma-

j

dzone szczególniej w pracach naukow ych niemiec­

kich, rossyjskich i polskich. Z pomiędzy ostat­

nich cenne są bardzo m ateryały nagromadzone w w ydawnictwach Komisyi Fizyograficznęj K ra ­ kowskiej, P am iętniku Fizyograficznym W arszaw ­ skim, oraz Słowniku Geograficznym. W szystko to jednak stanowi przeważnie m ateryał surowy dotąd nie opracowany, który należało usystem aty­

zować, nic więc dziwnego, że opracowanie Polski Niżowej zabrało autorowi dziewięć lat czasu. B ra­

ki dopełniał podczas swoich wycieczek; tak zwie­

dził Podole, Besarabię, Chersońszczyznę. Polesie, Litw ę, P ru sy W . i Z.. Inflanty a zewsząd groma­

dził cenny i obfity m ateryał. Opisy tych części odznaczają się szczególną barwnością i dokład­

nością.

Książka d-ra Rehmana opisuje ziemie dawnej Polski, nie troszcząc się wcale o polityczne lub adm inistracyjne granice. Dzieli kraj na podsta­

wie danych fizyograficznych, t. j na podstawie własności przyrodzonych, budowy geologicznej i tektonicznej, własności gleby, klimatu, roślinnoś­

ci i płodów natury i daje obraz każdej takiej miejscowości posiadającej cechy odrębne. L ud osiadły na tych ziemiach, w epoce, w której o po­

litycznych granicach zapewne mowy jeszcze nie było, w poczuciu tych cech naturalnych, nadawał im nieraz odrębne nazwy, które przetrw ały wszystkie późniejsze zmiany granic politycznych i żjrją dotąd w ustach mieszkańców. Takie ob­

szary naturalne stanowią np.: Polesie, Pojezierze i t. p. i służą często za podstawę opisów fizjo g ra­

ficznych. Na tem tle fizyografia uwzględnia też

; człowieka, badając jego stosunek i zależność od

; przyrody.

. Rozpatrując mapę fizyograficzną Europ,)' środ- I kowej widzimy, że niż polski stanowi pewne na­

turalne pasy, następujące po sobie z P d . ku P n.

| a ciągnące się ze W . na Z. Pierw szj’ taki pas

j

naturalny stanowią K arpaty, których wyczerpuj ą-

! cy opis wypełnia tom 1-y dzieła d-ra Rehmana.

Pasy właściwego niżu są: 1-y Małe zapadłości

| podkarpackie— kotliny Morawy, górnej Odry, Krakowsko-Oświęcimska, Krakowsko-Sandomier- ska i Stryjsko-Stanisławow ska. Pas 2-gi W yżyny:

Slązko-Polska, Łysogórska i płaskowyż Czarno- { morski, sięgający aż po M ultany i Zaporoże. Osob­

ny rozdział autor nasz poświęca wyczerpującemu opisowi limanów oraz teoryom ich pochodzenia.

Pas 3-ci podgórza Brokenu, Harcu, Sudetów oraz brzeg w yżu czarnomorskiego, do którego autor zalicza Polesie (?).

P as 4-ty niziny Podlaska, Mazowiecka. W ielko- Polska, Braniborska. Na koniec pas 5-ty pojezierze:

Dania, Holsztynia, M eklemburg, Pomorze, Niemen i Dźwina. Dopełnienie do powyższych opisów stanowią rozdziały o wpływie okresu lodowcowe­

go na rzeźbę i nawodnienie gleby; o zjawiskach klimatycznych, roślinności niżowej i człowieku.

J a k widzimy, opisy d-ra Rehmana sięgają na Z. i W . poza właściwy niż Polski (kotlina Mora­

wy, podnóża Harcu, Dania, a ku P d . W . niż D nie­

prowy i limany) a to dla lepszego wyjaśnienia stosunków fizyograficznych i lepszego ogarnięcia całości.

Do nielicznych zarzutów, jakie możemy uczy­

nić pracy d-ra Rehmana, możemy zaliczyć nie­

zupełną równość traktow ania poszczególnych częś- j ci kraju, tak np. całej wyżynie Śląsko-Polskiej

| wraz z Łysogóram i poświęca zaledwo 18 str. Nie

i wszędzie nazwy są ujednostajnione, np. Dźwina

Cytaty

Powiązane dokumenty

Podstawą płatności bezpośredniej dokonywanej na rzecz podwykonawcy lub dalszego podwykonawcy będzie kopia faktury (rachunku) potwierdzona za zgodność z oryginałem

o utworzeniu Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości (Dz. Jeżeli wadium jest wnoszone w innej formie niż w pieniądzu, dokument stwierdzający spełnienie warunku

Jest skuteczna długofalowo: bierze pod uwagę to, co dziecko myśli, czuje, czego się uczy i jakie podejmuje decyzje o sobie samym i o swoim świecie i jak

„W ięcej troski o maszyny Stoczni Rleniewskiej“ , wyjaśnia, że na ostatniej naradzie wytwórczej Omówio­.. no system przeprowadzania

6. Jeżeli Wykonawca, którego oferta została wybrana jako najkorzystniejsza, uchyla się od zawarcia umowy w sprawie zamówienia publicznego Zamawiający może

blachodachówka na rąbek stojący firmy Ruukki płyta poszycia dachu- Steico Uniwersal 35mm kontrłaty 22x45, łaty 45x36. Rynny metalowe 125mm ,powlekane

Zakład funkcjonuje już kilka lat, ale chyba tak naprawdę niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, czym się zajmujecie.. - Na pewno dzieci wiedzą więcej niż

takiej, która zapewni dotrzymanie norm ochrony środowiska („ciche torowisko”), wraz z przyjętymi w Koncepcji rozwiązaniami dla komplementarnego układu drogowego,