M . 5 . Warszawa, d. 31 Stycznia 1892 r. T o m X I .
TYG O DNIK POPULARNY, POŚW IĘCONY NAUKOM PRZYRO DNICZYM .
PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A "
W W a rs za w ie :
Z przesyłką pocztową:
rocznie kw artalnie rocznie półrocznie
rs. 8
„
2„
10„
o1’reuum erow ać m ożna w R ed a k cy i W szech św iata i w e w szy stk ich k sięgarn iach w kraju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie;
Aleksandrowicz J., Deike K., Dickstein S., Hoyer II., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., Kramsztyk S.,
Natanson J., Prauss St. i Wróblewski W.
„W szech św iat11 przyjm uje o g łoszen ia, k tó ry ch treśó m a ja k ik o lw iek zw ią zek z nauką, na następ ujących w arunkach: Za 1 w iersz z w y k łe g o druku w szpalcie albo jego m iejsce p ob iera się za pierw szy raz kop. 7 ‘/i
za sześć n astęp n ych razy kop. 6, za d alsze kop. 5.
■A.dres ZESed.a,łs:c:yi: I2Zxa.lEO-wsłs:Ie-jPrz:eci3a3.Ieście, 3>Tr ©©.
I B A.2ŃT.A-HST^T.
N iem a roślin bardziej (lo palm podobnych z pokroju, ja k w rodzaju M u s a , (lo k tó rego należą banany. Ich pozorna kło- dzina strzela prosto w górę, bez żadnych rozgałęzień , przechodzi na w ierzchołku w kilkanaście w ielk ich liści i w ydaje z cza
sem w ielk ie grono kw iatów , a następnie ow oców (fig. 1). P odobieństw o jest u de
rzające, zw łaszcza w tak w ielkich g a tu n kach ja k M. ensete, która dochodzi 9 m wysokości, a ma liście, m ogące w spółzaw o
d n iczyć z bodaj najw ięk szem i, ja k ie znam y, np. u Y i c t o r i a r e g i a , A n g i o p t e r i s e r e c t a l ub G o o d v i n i a g i g a s * bo mają przeszło 5 m etrów kw adratow ych pow ierz
chni. P od ob ień stw o to je s t jednak tylko pozorne.
, W rzeczyw istości cały ten pień, choćby na kilka m etrów w ysoki, a na p ół metra gruby, je s t zaw sze, przed zakw itnięciem , pustym w alcem i składa się z szeregu p o chew liściow ych , kształtu rynien, ściśle do siebie przystających i w ychodzących z pod
ziem nej b u lw y. B u lw a ta ma postać n ie
regularnej poduszki. Z w yk le pęd nadzie
m ny w ychodzi z jed n eg o jej końca. L iście m uz składają się w ięc z w ielk iej pochw y, przechodzącej w krótki ogonek, który prze
biega dalej przez całą blaszkę liścia, w p o staci żebra bardzo tęgiego i w ystającego na spodniej jej stronie. B laszka ma nerw a- cyją pierzastą. W szystkie w ydatniejsze n er
w y roschodzą się pod kątem praw ie p ro
stym od środkow ego żebra i łączą w sieć o oczkach, ja k z w y k le u jed n o liścien n y ch , prostokątnych. B laszka nie je st zabespie- czona od rozdarcia na skraju, tó też silne wiatry rozdzierają liść na wąskie nieraz paski, które jak strzępy wiszą na środko- wem żebrze, jak to widać na naszój fig. 8.
Skoro muza ma zakw itnąć, pączek zn aj
dujący się na bulw ie, który dotąd w ydaw ał tylk o liście pochw iaste, w yrasta w pęd o ło d ydze tęgiej, grubej, pełnej, która z nad
zw yczajną szybkością przeciska się przez
zwój pochew, w ychodzi ponad nie, a będąc
p ospolicie zakończona ogrom nym i bardzo
ciężkim pękiem kw iatow ym (fig. 2), zw iesza
się pod jeg o ciężarem ku dołow i. T ylk o
u M. troglodytarum i niektórych p ok rew
nych grono je st wyprostowane.
6 6 W SZ E C H ŚW IA T. N r 5 .
P ę d k w iaton ośn y ma tylk o k ilk a krótko- p ochw iastych liści, zresztą następują po nim (jak liść kapusty) łu sk ow ate p rzyk w iatk i fijoletow e, lub brudno-purpu row e, które w miarę rozw ijania się k w ia to sta n u od ch y
lają się i zw y k le odpadają.
W k ącie każ*n ie krótszy od innych, je st w oln y i tw orzy tak zw aną warżkę (labellum ). Z sześciu pręcików , w dwu okółkach stojących, tylko jed en (w ew nętrznego) na w prost warżki nie j e s t rozw inięty. S łu p ek dolny o zalężni trój komoro wćj z ułożyszczeniem kątow em ,
F ig. 1. P isa n g . W e d łu g rysu n k ów dra P e c h u s l (z E n glera).
dego stoi po k ilkanaście kw iatów . T y lk o p ew n a ich część je st obupłciow a i i'odzajna, reszta je s t m ęskich i p łon n ych . K w iaty są grzbieciste; składają się (fig. 3) z dw u ok ółk ów ok w iatu , z których o k ó łek zew n ę trzny i d w a liście w ew n ętrzn ego zrastają się razem , jed en zaś w ew n ętrzn ego, znacz-
o łożysk ach dw uszeregow ych, szyjce grubćj z w ydatnem znam ieniem .
P rzy takiem złożen iu różnice w postaci
k w iatów różnych gatunków , pom ijając ju ż
barw ę okw iatu, są dość znaczne. P ew n e
w yobrażenie o tem dają fig. 4 i 5. P ie r w
sza wyobraża kw iat z M. s a p i e n t u m ,
N r 5. W SZECH ŚW IAT. 6 7
druga z M . C a v e n d i s h i i . W obu ozna
cza k zalężnię, a i b zrosłe liście okw iatu,
y je g o w arżk f, c pręciki (w idać je tylko nafig. 5), nb znam ię. A le nie koniec na tem rozm aitości. P rzy to czę w ięc choć jeden jeszcze szczeg ó ł, że naprz. u M. E n s e t e okw iat zro sły i warżka są całkiem szeroko rozw arte, skutkiem czego widać w szystkie pręciki, a je st ich tu wyjątkow o 6.
F ig. 2. M usa e n sete. Kwiatostan.
Z zalążków pow stają nasiona, o tęgićj skorupie, n ieregu larn ie trój graniaste, s p ła szczone, z szerokiem zagłębieniem w o k o
licy znaczka, ja k to przedstaw ia fig. 6. Na przekroju poprzecznym w idać (fig. 7), że zarodek je st m aleńki i otoczony obielm em (perisperum ).
[
F ig. 3. Musa. Narys kwiatu.
P o p rzek w itn ięciu , okw iat ssycha się i opada, a zalężn ie słupków jeżą się, odchy
lając ku górze, ja k to w idać na fig. 8. N a j
wcześniej zapłodnione słu p k i zaczynają się rozrastać w sw ych zalężniach, a następują po nich m ęskie kw iaty, które odpadają cał
kow icie. Skutkiem tego początek k w ia to stanu pokryty je st ow ocam i, dalszy ciąg je s t nagą łod ygą, na którćj końcu tkw i w ielk i pęk , rozw ijający się ciągle nawet po
F ig. 4 i 5. K wiaty,
F ig . 6 i 7. N asiona z M. ensete, objaśnienie w tek ście.
ste, a nasiona zupełnie się nie rozwijają.
N ie widać ich nawet śladu; cały ow oc sk ła da się w środku z sam ego mięsa.
#
* #
Rodzaj M uza ma przeszło 20 dobrze okre
ślonych gatunków , pochodzących ze w szyst
kich części św iata, prócz A m eryki. W p raw dzie A . H um boldt k ru szył za tem kopiją, że M. s a p i e n t u m pochodzi z N ow ego św iata, że była hodowaną przez tu b ylców , przed odkryciem A m eryki, ale w szystkie dojrzeniu pierw szych ow oców (porównaj fig. 1, 2 i 8).
O w ocem rodzaju M u s a jest jagoda, n ie kiedy, jeżeli w ierzyć p. K u rzow i, do 60 centym etrów długa (w odm ianach u M. s i ni i ar u m), postaci ogórka, niew yraźnie trójkańciastego, jój gruba skóra ukrywa, w dzikich gatunkach, śluz, wśród którego tkw ią nasiona. W hodow anych, w miejsce śluzu, w ystępuje siln ie rozw inięte mięso, bądź mączyste i tęgie, bądź słodkie i soczy-
o b jaśn ien ie w tekście.
W SZ E C H ŚW IA T.
argu m en ty znakom itego badacza zo sta ły zb ite bardzo gru n tow n ie w ostatnich cza
sach przez p. A lfon sa D e C an d ollea, a fakt, że ani jed en gatu n ek dziki tego rodzaju w tćj części ziem i n ie rośnie przem aw ia też stanow czo p rzeciw k o takiem u zapatry
w aniu.
D o gatunków , których ow oce, pod w p ły w em h o d o w li, są ja d a ln e , m ożna zaliczyć
następujące; M. b i c o l o r i D a k k a z A f
ry k i, M . F e h i i c o r n i c u l a t a z w ysp oceanu S p ok ojn ego, M. B a l b i s i a n a i B e r t e r o n i a n a z A m b oin y, M . T r o - g l o d y t a r u m z w ysp M oluckich, M . s u- p e r b a z H in d ostan u , M. C a v e n d i s h i i, inaczćj c h i n e n s i s z C hin, a przedew szy- stkiem form y, które L in n ć o b jął pod nazw ą M. s a p i e n t u m i M. p a r a d i s i a c a .
W ięk szość botaników przyjm uje dziś, za B row n em , że w łaściw ie te dw ie ostatnie n azw y odnoszą się tylko do form jed n eg o gatunku, który m ianujem y M. sapientum . J est ich dziś do 200 rozrzuconych, w skutek h od ow li, po całym św iecie, zbadanie w ięc niełatw e, tem bardziój, że autorow ie, pospo
licie podróżnicy, piszący o tym przedm iocie, zw racają uw agę przedew szystkiem tylko
na owoc, rzecz najzm ienniejszą, pow stałą w ty lu formach przez hodow lę. W idziałem ich sam led w o kilkanaście, w ięc zdania w łasnego m ieć nie mogę. Z aznaczę tylko, że w całćj literaturze znalazłem tylk o jed n ę datę o zn alezien iu tego gatunku w stanie dzikim . P o d a je ją p. F in la y so n m ówiąc, że w id ział go takim na małój niezam ieszk a
łej w ysepce, koło w ybrzeży K am bodżyi.
N r 5. W SZE C H ŚW IA T. 6 9
P ew n o więcej dat i niem a, skoro p. D e C a n - d olle tak sk rzętn ie je zbierający naw et tej jednej n ie podał.
M nóstw o jed n ak gatunków dzikich, w y stępujących na archipelagu in d yjsk im , zda
je się za tem przem aw iać, że form y te stam - j tąd w yszły i przez tysiącoletn ią hodow lę zatraciw szy nasiona, rozeszły się po całym św iecie.
W szystk o też,co będę dalej m ów ił, będzie f się odnosić tylk o do M. s a p i e n t u m i do ! M . c h i n e n 8 i 8, który dziś także w sz ę d zie jest hodow any, n aw et w europejskich szklarniach, w których je d y n ie dojrzewa i daje całkiem sm aczne ow oce. M. Caven- dishii n ie dochodzi 2 m etrów w ysokości, M.
sapientum byw a od 2,5 do 6,5 m etrów w y
soka. j e j ow oce bywają różnój w ielkości:
jedne w iększe i m ączyste, drugie m niejsze i słodkie. D la tych dwu form ow oców p o trzeba dw u n a zw polskich i ja k o takie w y bieram dla pierw szych p i z a n g, dla dru
gich b a n a n, obie istnieją w językach eu
ropejskich, są pochodzenia m alajskiego ( „ b a h e n a ” i „ p i s s a n g ”), a zostały w p ro w adzone do E u rop y przez holendrów. W o
g ó le m ówiąc o hodow anych gatunkach ro
dzaju M usa, naj w łaściw iej używ ać jednćj
Ji to najpospolitszej nazw y, jaką są banany.
Banany hodują się dziś w całym zw rotn i
kow ym i podzw rotnikow ym świecie. W H in - dostanie 30° szer. półn. stanow i ich ostatnią granicę, tak samo w Chinach, w Japonii dochodzą do 34°, w S yryi do 36°. W A fr y ce udają się w yśm ienicie jeszcze w E gip cie, ale w A lg ie r z e tylko chiński w ytrzym uje i ten sam dojrzew a naw et w A n d alu zyi pod 40°. N a południow ej p ółk u li w A ustralii Q ueensland (25°) je s t ostatnią granicą h o d ow li. S tosow n ie do tych granic zasiągu p oziom ego w spinają się w południow ych krajach i pionow o dość w ysoko, na 900 m w G ujanie, na 1 5 0 0 m w K arakao i na p o łu d n iow ych stokach H im alai, w yjątkow o w N eilgh erry sięgają do 1 800 m.
W o g ó le m ożna pow iedzieć, że odm iany w yższe potrzebują od 20 — 22° C ciepłoty średniej, a niższe od 18 — 20°. N ajw ytrzy
m alszy je st banan chiński, który w A lgierze w ytrzym u je w yjątk ow e tam 0, a we F lo r y d zie (30° szer. p ó łn .) znosi szron i nie ginie, mimo to, że p łytk ie w od y pokryw ają się
tam warstwam i lodu. T a sama jed n ak od
miana, która przy wyższej ciepłocie daje ow oce po 14 m iesiącach, potrzebuje w złych warunkach, żeby dojść do tego stanu, co- naj mniej dw u a n iek ied y i trzech lat.
Banany wym agają do hodow li nietylko odpow iednićj ciepłoty, n ietylk o lu b ią p o wietrze w ilg o tn e i nadm orskie, ale przede- w szystkiem niezm iernie urodzajnej gleby.
W dzikim stanie rosną zw y k le na przyrze- czn ych nam uliskach, a upraw iane udają się najlepiej na gruncie hum usow ym z przy- m ięszką g lin y , bogatym w potas, sód, chlor, m agnez i kw as fosforny i to urodzajnym do głęb ok ości przynajm niej jed n ego metra. To też w w ielu razach nie dają się n aw et pod zwrotnikam i hodować, żeby przytoczyć ty l
ko Trinidad, który je m usi im portować.
R ośliny te nie mając nasion, rozmnażają się tylk o z w ypustków . P ow stają one na b u l
wach m acierzystych bardzo rych ło, ale m u szą być w plantacyjach, w części p rzyn aj
mniej obłam yw ane, bo inaczej ow oce na pniu głów n ym są mniej liczne. Pojedynczo trzym ane w ogrodach i najlepszem środ o
w isku są niezm iernie rodliw e, bo roślina za
sadzona może dać p ierw szy plon po roku, we dw a m iesiące potem znowu grono i we dwa następne jeszcze trzecie. A le to są zu p ełn ie w yjątkow e warunki. W p la n ta cy jach n iższe form y sadzi się tak, że każda roślina ma przynajm niej m etr kw adratow y pow ierzchni, a w yższe w ym agają daleko w iększej przestrzeni, w ym agają też ochrony od wiatrów, bo zw rotnikow e burze w yw ra
cają je łatw iej niż nasze zboże i dlatego s a dzą je nieraz wśród drzew , o któreby wiatr m ógł się rozbijać.
(dok. nnst.).
J ó ze f Rostafiński.
0 NUMERATORACH
ELEKTRYCZNOŚCI.
(D ok oń czen ie).
W ięcój postacią, aniżeli urządzeniem wo-
w nętrznem różnią się od pow yższych p rzy
W SZECI1ŚW IAT. N r 5.
rządów am perm etry i w oltm etry K ohlrau- scha (fig. 6), polegają bow iem na tejże sa ■ mćj zasadzie. Jądrem Żelaznem je s t lu c ie n ka rura, zaw ieszon a na sprężynie spiralnie skręconćj, a pociągana rów nież ku d ołow i przez prąd, ob iegający po sp iraln ym zwoju drutu, p rzesunięcie się jć j zaznacza p ołą
czona z nią skazów ka na p od ziałce obocz- n śj. P rzyrząd ten m oże być u staw ian y, lub zaw ieszany, a w tym ostatnim razie d o
godny jest przy urządzeniach ruchom ych,
F ig . 6. Aroperm etr K ohlrau scha.
ja k np. przy kolejach elek try czn y ch . D o bierając jądra różnćj masy, zm ieniać można p odziałkę w r o zleg ły ch bardzo granicach, od
' / i o o o a ż d ° 2 0 0 0am perów; w jed n ym w szakże i tym że sam ym przyrząd zie gra-
jnica górna podzialki obejm uje p osp olicie ! liczbę am perów 25 razy w iększą, aniżeli granica dolna, skala w ięc sięg a , d ajm y, od
j1 do 25, łub od 20 do 500 am perów . P o d ziałk ę zaś na am pery, lub na w o lty tak w tych, ja k i we w szelkich podobnych p rzy
rządach, otrzym ać m ożna, przepuszczając przez n ie prądy znanego skądinąd natę
żenia.
O prócz wszakże tych am permetró w i wolt- m etrów potrzeba jeszcze przyrządów , któ- reby m ierzyły ilość elektryczności, któreby zatem p ozw alały oceniać, ile elektryczności zużyto, dajm y, w elek tryczn ie ośw ietlonem m ieszkaniu, w ed łu g tego bowiem konsu
m ent uiścić w in ien zapłatę tow arzystw u, które mu prądu dostarcza. P ierw sz y ta
ki p raktyczny „num erator elek tryczn ości”
urządził Edison wraz ze sw ym system em rosprow adzania czy li rozdziału prądu e le k trycznego.
N um erator E disona polega na działaniach chem icznych prądu, je st w ięc w zasadzie w oltam etrem . Prąd m ianow icie, d ostarcza
n y konsum entow i, przebiega najpierw przez naczynie, nap ełn ion e rostw orem siarczanu cyn k u , w którym zanurzone są dwa pręty cynkow e; pręty te łączą się z drutam i do- prow adzającem i prąd, pod w pływ em w ięc tego prądu siarczan cynku u lega roskłado- w i, jed en z prętów stopniow o się rospusz- cza, na drugim zaś osiada odpow iednia ilość cyn k u , pochodzącego z roskładu. Przy każdój zatem rew izy i przyrządu ocenić m o
żna przez w ażenie iłość w yd zielon ego ele k trolityczn ie cynku, która je s t w łaśnie m ia
rą ilości zużytćj elektryczności. J e żeli idzie o prądy siln e, num erator um ieszcza się w odgałęzieniu bocznem , przez które w sk u tek dodanych oporów przebiega tysiączna tylk o część prądu całk ow itego.
Ze w szystkich wrszakźe dotąd zb u d ow a
nych num eratorów elek tryczn ości najw ię- cćj u żyw any je st num erator A rona, w sk a
zany na fig. 7. Ma on rów nież na celu ozna
czanie ilości e lek try czn o ści, która przebie
g ła przez przew od n ik w ciągu danego cza
su, przez m iesiąc np., n ie od w ołu je się już
w szakże do działań chem icznych. Ilość
elek try czn o ści, jak ą prąd dany d o p ro w a
dza, wyraża się przez ilo czy n z natężenia
prądu przez czas, w ciągu k tórego prąd ten
p ły n ą ł, p rzyrząd zatem m iern iczy w inien
ten w łaśn ie iloczyn zaznaczać. N um erator
ted y A rona je s t to w ła ściw ie zegar, który
wrszakże tylk o pod w p ły w em prądu w ruch
w praw iony b yć m oże.
W tym celu posiadaon dwa w ahadła jed n a k iej d łu gości i je -
W SZECH ŚW IAT. 7 1
dnakiego ciężaru, z których każde działa na od d zieln y zegar. G dy oba te wahadła kołyszą się jed y n ie pod w p ływ em siły cięż
kości, jak to ma m iejsce w warunkach zw y kłych, poruszają się one z jednaką szyb k o
ścią, a oba zegary chodzą zupełnie jed n a kow o. Oba w szakże połączono są z jedną skazów ką w taki sposób, że może ona być w praw iana w ruch w tedy tylko, gdy chód zegarów dokonyw a się z szybkością różną;
dopóki w ięc tylko siła ciężkości działa na oba wahadła, skazów ka pozostaje nieporu-
F ig . 7. N um erator Arona.
szoną, chociaż w ahadła sw obodnie bujają.
D oln y jed n ak ciężarek jed n eg o z tych wa
h ad eł je st m agnesem stalow ym , pod nim zaś znajduje się zw ój drutu, przez który prze
puszcza się prąd, poddany pom iarowi. Sko
ro zaś przez sk ręty drutu prąd przebiega, w yw iera on w p ływ na m agnes, wahadło w ięc pozostaje teraz pod w pływ em dw u działań, to je st siły ciężkości i siły elektro- m agnetycznój prądu, a tem samem k ołysze się prędzój. D la tćj różnicy w szakże i sk a
zów ka przechodzi w ruch, a to z szyb k o
ścią zależną od różnicy prędkości, z jak iem i k ołyszą się oba wahadła; droga zatem , jaką
ona przebiega, je st iloczynem z natężenia
| prądu i czasu jeg o przebiegu, co w łaśnie oznaczyć należało. P on iew aż jednostką ilości elektryczności jest kulom b, tarcza przeto, po którćj posuwa się skazów ka, ma podziałkę w kulom bacli, bespośrednio więc odczytać m ożna, ile kulom bów , to jest, ile jednostek elektryczności przeszło przez zw ój drutu, ile ich zatem konsum ent zużył.
Przyrząd ten posiada zresztą pięć tarcz skazów kow ych, tak ze sobą połączonych, że na pierwszej odczytują się jednostki, na drugiój setki i t. d , num erator zatem A ro na zaznaczać może liczby od 1 aż do 100000, zegary zaś bez nakręcenia działają przez dni czterdzieści. Cały przyrząd zam knięty jest w szafce, która zawiera nadto ołow ian- kę, mającą ułatw iać pionow e j<5j za w ie
szanie. W idzim y też na rycinie, w jaki sposób prąd doprow adza się do zwoju drutu.
Num erator A rona słu ży ć może o c z y w i
ście tylko dla prądu ciągłego, to je s t p ły nącego w ciąż w jednę stronę, prądy bo
wiem przem ienne, przebiegające naprze- mian w jed n ę i drugą stronę, na magnes
! nie działają. W num eratorach zatem , któ-
| re dla tych ostatnich słu żyć mają prądów, zastąpił A ron m agnes solenoidem , czyli zw ojem drutu cienkiego, zaw ieszonym p o ziom o w dolnym końcu wahadła. S olenoid ten k ołysze się sw obodnie w ew nątrz zwoju drutu grubszego, który tu rów nież poziom o jest um ieszczony. Prąd g łó w n y przebiega, jak w przyrządzie fig. 7, po tym ostatnim
j
zw oju, ale odgałęzienie je g o przechodzi do zw oju połączonego z w ahadłem , wzajem ne w ięc działanie obu zw ojów w pływ a na szybkość wahadła, jak w przypadku p o przedzającym i tu więc przebieg prądu po
w oduje ruch skazów ki.
Num eratorom tym zarzucano, że synchro-
nizm obu w ahadeł, czyli rów noczesność ich
biegu nie daje się ściśle utrzym ać, stąd więc
skazów ka m oże się posuw ać naw et w tedy,
g d y prąd zgoła nie przebiega. W adę tę
zd o ła ł wszakże obecnie p. A ron usunąć
w sposób bardzo prosty przez połączenie
obu w ahadeł cienką nicią, która w połow ie
swój długości d źw iga drobny ciężarek mnićj
więcój jed n eg o gram a. P rzy tój pom ocy
synchronizm w ahadeł, skoro tylko należy
" 2 W SZE C H ŚW IA T. N r 5.
cie uregulow anym zostanie, utrzym u je się ju ż stateczn ie b ez zm iany.
O zaletach przyrządu A ron a św iadczy zresztą nagroda, ja k ą u z y sk a ł w roku b ie
żącym na konkursie m iasta P aryża. Już przed trzem a la ty m ian ow icie rada m u n i
cypalna paryska, ze w zg lęd u na coraz bar
dziej wzrastający zastęp konsum entów en er
g ii elektrycznój, o g ło siła k on k u rs na p rzy
rządy, k tóreb y ilo ść
je jw sposób najd o
g od n iejszy oceniać d o zw a la ły . R ezu ltat j e dnak w roku 1888 okazał się tak słab y, że z 2 0 0 0 0 franków , p rzeznaczonych na na
grod y, ltom isyja tech n iczn a, ustan ow ion a do rospatrzenia p rzedstaw ionych przyrzą
dów , ro zd zieliła ty lk o 7 0 0 0 fran k ów ty tu łem zach ęty, p ozostałe zaś 1 3 0 0 0 franków zachow ała na konkurs n astęp n y, który ros strzy g n ięty został w C zerw cu roku z e sz łe go. T ym razem dw a przyrząd y uznane zostały, jak o odpow iadające dostatecznie w ym aganiom i p o d zieliły się nagrodą 1 0 0 0 0 franków , — są to num eratory A ro n a z B er
lin a i E lih u T hom sona z L y n n (M assachu
setts). N a leży nam w ięc jeszcze ten ostatni opisać.
N um erator T hom sona je s t w ła ściw ie m o
torem elek tryczn ym , który, pod w p ły w em p rzebiegającego przezeń prądu, obraca się z szybkością proporcyjonalną do ilości en er
g ii dostarczanej.
C ały przyrząd, którego budow ę objaśnia schem atycznie fig. 8, składa się z trzech części, z w ła ściw eg o m otoru elek tro d y n a m icznego, z w ęd zid ła elektrom agnetyczn ego i z num eratora, w sk azu jącego liczb ę ob ro
tów dokonanych przez oś przyrządu.
M otor obejm uje zwój drutu g ru b ego BB', przez który przebiega prąd g łó w n y , to je st prąd, p rzyb yw ający ze stacyi centralnej, oraz zwój ruchom y M, do k tórego p rzech o
dzi ty lk o od g a łęzien ie boczn e tego prądu, przyczem w trącony j e s t zn a czn y opór R, tak, że prąd, przebiegający przez zw ój ru chom y, w ed le wyżój podanego w yjaśnienia, j e s t zaw sze prop orcyjon aln y do różnicy p o ten cyjałów na końcach tego zw oju . Zwój ruchom y przypada w polu m agnetycznem , w ytw orzon em przez zw ój sta ły , w skutek w zajem n ego przeto działan ia p r z ep ły w a ją cych przez nie prądów przechodzi w obrót i w ytw arza pracę, która je s t m iarą energii,
dostarczanej przez prąd, praca zaś ta zu ży
wa się oporem , jaki jej staw ia obrót krążka m ied zian ego D , osadzonego na dolnej części osi i poruszającego się m iędzy m agnesam i.
W sk u tek obrotu pow stają w krążku prądy in d u k cyjn e, które zeń tworzą jak b y w ęd zi
dło elektrom agnetyczne; opór ten wzrasta w raz z szybkością krążka, w każdej w ięc ch w ili zachodzi rów now aga dynam iczna, a szybkość całego system u je st p roporcyjo
nalną do energii prądu. Potrzeba w ięc ty l
ko zaznaczyć ilość obrotów dokonyw anych przez motor, a w tym celu górny koniec osi opatrzony jest w śrubę bez końca, która w praw ia w obrót system kółek zębatych,
F ig . 8. K um erator T hom sona.
opatrzonych w sk azów k i. P on iew aż w ięc szybkość obrotu proporcyjonalna je st w k aż
dej ch w ili do energii prądu, bieg skazów ek daje nam ilo ść w attów przez prąd w danym czasie dostarczonych, w att bowiem (W szech św iat z r. z., str. 388) je st jed n o stk ą prak
tyczną energii, albo raczej p otęgi, czy li efektu, to je st energii rozważanej w stosu n ku do czasu. O d czytyw an ie w ięc ma m ie j
sce ja k w zw yk łych gazom etrach.
N um erator Thom sona n ie zaw iera w cale żelaza, słu ży ć w ięc m oże zarów no dla prą
dów ciągłych , jak i przem iennych. W ed łu g
p. A b ak an ow icza, k tóry p rzed staw ił n ie
daw no przyrząd ten tow arzystw u m ięd zy
N r 5 . W SZ E C H ŚW IA T. 7 3
narodow em u elektrotechników , jest on już bardzo rospow szechniony w Stanach Z je
dnoczonych, a jak w spom nieliśm y, rozw ią
zuje on rów nież dobrze ja k num erator A ro na zadanie praktycznego pom iaru energii elek tryczn ćj, dostarczanćj przez zakłady centralne.
Z k ilkunastu innych przyrządów m ierni
czych, na tenże konkurs przedstaw ionych, zysk ały jeszcze nagrodę 1 0 0 0 franków dwa num eratory F ragera, oraz jed en M aresa.
O pisyw ać ich tu w szakże nie będziem y, przytoczone tu bowiem przyrządy w ska
zują dostatecznie, ja k znaczna w budow ie ich zachodzić m oże rozm aitość. W idzim y też, że jed n e z nich oceniają tylk o n atęże
nie prądu, lub p oten cyjały elektryczne, a inne znów notują ilość elektryczności, lub en ergiją, w ciągu pew nego czasu przez prąd dostarczaną.
S . K .
ZESTAWIENIE NAJNOWSZYCH BADAŃ
N A D
HEIIJOTROPIIMEM I GIEOTROPIZMEM
Z W I E R Z Ą T .
(C iąg dalsyy).
N ie będziem y w chodzili w opis szcz eg ó ło w y dośw iadczeń, których urządzenie i prze
b ieg L oeb podaje dokładnie w pracy swój z roku 1890 p. t. „Der H eliotropism us der T h iere”. P rzytoczym y tu tylk o g łów n ie w y n ik i z dośw iadczeń. O tóż, na zasadzie liczn ych bardzo spostrzeżeń, autor niem iec
ki dochodzi do rezultatu, że zależność ru chów zw ierzęcych od św iatła je st zupełnie taka sama, ja k zależność ruchów roślinnych od tegoż bodźca, a m ianow icie zgodność ta w ystęp u je pod w-zględem pięciu niżćj w y m ienionych punktów:
1. K ieru n ek postępow ego ruchu zw ierząt, w ystaw ionych na jed n ostron n e działanie św iatła, jest tenże sam, co i kierunek pada
ją cy ch prom ieni, innem i sło w y zw ierzęta, podlegające działaniu helijotropizm u, posu
wają się w kierunku prom ieni św ietlnych tak długo, dopóki nie napotkają przeszkody (np. ściany szklanój naczynia), którój ominąć nie mogą. R uchy te odbyw ają się w edług tych samych praw , co i ruchy p ły w ek ro
ślinnych, ja k to zaznaczyliśm y wyż(5j.
2. Silniejszej łam liw ości prom ienie w i
dzialnego dla nas w idm a działają w y łą cz
nie, lub przew ażnie na „oryjentow anie s ię ” zw ierząt w św ietle; to samo ma m iejsce u roślin. Jed yn ą różnicę stanow i o k o lic z
ność, że dla niektórych zw ierząt, np. g ą sie
nic m otylów , prom ienie słabszój łam liw ości (czerw one, żółte, pom arańczowe) n ie są tak zupełnie obojętne, ja k dla w iększości ro
ślin.
3. T ylk o przy pew nem natężeniu św ia tło działa jak o bodziec helijotropow y dla zwierząt; to samo m am iejsceu roślin. Ł atw o w yk azać,że przy zw iększającym się zmroku nastaje wreszcip chw ila, w którćj św iatło zw yczajne przestaje działać jako bodziec helijotropow y. J eśli zw ierzęta znajdują się pom iędzy dwoma źródłam i św iatła o róż- nem natężeniu, w tedy przew aża działanie św iatła o silniejszem natężeniu. M ożna się 0 tem łatw o przekonać, je ś li um ieścić z w ie rzęta w pokoju, w którym pada św iatło ze stron p rzeciw ległych . P r z y jednakow ych okolicznościach zew nętrznych zwierzęta w ę drują w stronę okna bliższego. Im w iększe jest natężenie św iatła, tem dokładnićj zw ie
rzęta lokują się w kierunku prom ieni.
U ow adów skrzydlatych (m rów ek, m otyli, m szyc i t. p.) bespośrednie św iatło słon ecz
ne w yw ołuje ruch, a m ianow icie w zlot, gdy tym czasem w św ietle zw yczajnem ruchy helijotropow e w ykonyw ane b yw ają tylko w biegu. Z w ierzęta dodatnio h elijotrop o
we poruszają się w stronę źródła św iatła 1 w tedy także, gd y przechodzą z miejsc o w iększem natężeniu św iatła w okolice o m niejszem natężeniu, a zw ierzęta ujem nie helijotropow e w ykonyw ają ruchy w k ieru n ku od św iatła i w tedy także, g d y p rzecho
dzą z okolic o natężeniu siln iejszem św ia
tła do m iejsc o natężeniu słabszem .
4. P rzy stałem natężeniu św iatło działa
trw ale na zw ierzęta, jak o bodziec h elijo tro
p ow y, co ma rów nież m iejsce i ze w zględu
na rośliny. T ak np. je ś li naczynie szklane,
skierow ane osią podłużną pionow o do pła
7 4 W SZ E C H ŚW IA T . N r 5.
szczyzn y okna, p ozostaw im y w spokoju, natenczas zw ierzęta będą stale zajm ow ały w naczyniu stronę, zw rócon ą ku oknu. M oż
na naw et w tedy o tw orzyć n aczyn ie od str o ny pokoju, a z p ew n ością zw ierzęta nie uciekną ze sw ego w ięzien ia. Na u w a g ę za
słu gu je obserw acyja L oeb a, że je ś li n a czy nia nie ruszać, zw ierzęta p ozostają przez noc w tem samem położeniu, ja k ie zajm o
w ały w n aczyn iu zadnia; w id oczn ie w ięc działanie h elijotrop ow e nie ustaje przez pe
w ien czas, n aw et po zu p ełn em u su n ięciu bodźca. J e śli atoli zad n ia ob rócić n a czy n ie na 180°, w ciągu dw u za le d w ie m inut w szy stk ie zw ierzęta w ędrują znów ku ścia
nie, ob ecn ie do okna zw róconej.
5. T y lk o w p ew nych granicach tem pera
tury w yk on yw an e byw ają ruchy h elijo tro p ow e. W obrębie tych granic m ożem y za w sze w skazać pewną tem peraturę ( o p t i
m um ), przy której ruchy h elijotrop ow e zw ierząt odbyw ają się najprędzej i n a jw y raźniej; to sam o w id zim y także u roślin.
P oza pew nem m axim um i m inim um tem pe
ratury w p ły w h elijotrop izm u ustaje. T ak np. z d ośw iadczeń L o eb a nad gąsienicam i P o rth esia chrysorrhoea pokazuje się, że gd y tem peratura spada poniżej 13° C., zw ierzęta te przestają reagow ać na św iatło, g d y do
sięgać zaczyna 30° C ., gąsien ice stają się bardzo niespokojne, wznoszą przednią część ciała, a ruch postępow y zaczyna się w id o cz
n ie zm niejszać; najbardziej zaś sprzyjająca tem peratura dla ruchów h elijotrop ow ych zw ierząt tych w yn osi w yżej 20° i niżćj 30° C.
D ru g a grupa w y n ik ó w o g óln ych , do k tó
rych doszed ł L o eb , sp row ad zić się daje do trzech następujących punktów:
1. S ym etryczn e p u n k ty p o w ierzch n i c ia ła zw ierząt ,.grzb ietob rzu szn ych ’!, t. j . ta k ich, u których odróżnić m ożna p o w ierzch nię grzb ietow ą i brzuszną, posiadają, co do stopnia, jed n a k o w ą w rażliw ość h elijotrop o- w ą. Jestto tak naturalne, że bez w szelkich n a w et dośw iadczeń m ożnaby się teg o a prio
ri spodziew ać, albow iem p łaszczyzn a sy- m etryi zw ierzęcia pod w zględ em m orfolo
giczn ym je s t rów nież p łaszczyzn ą sym etryi pod w zględ em fizyjologicznym . T o sym e
tryczne rozm ieszczenie w rażliw ości z w ie rzęcia grzb ietob rzu szn ego na św ia tło w a
runkuje je g o ruchy helijotropow e. J eśli p łaszczyzn a sym etryi (to je st płaszczyzna, dzieląca zw ierzę grzbietobrzuszne na dwie rów ne p ołow y) przypada w kierunku pro
m ieni św ietln ych , w takim razie prom ienie padają na dw a punkty sym etryczne pod j e dnakowym i kątam i, działanie obustronne dw u tych rów nych bodźców znosi się i z wi e - rzę nie zwraca się w jed n ę, lub di-ugą stro nę; rzecz zaś naturalna, że przy w szelkiem skośnem p ołożen iu zw ierzęcia w zględem k ie runku padających prom ieni, bodźce ś w ie tl
ne, w yw ierane na sym etryczne punkty pra
wej i lew ej p ołow y ciała, w yw ołu ją ruch zw ierzęcia w bok, dopóki p łaszczyzna sy m etryi ciała staje znów w kierunku padania prom ieni. T a zależność w rażliwości od po
staci ciała stanowń przyczynę, dla której zw ierzęta dodatnio, lub ujem nie helijotro
pow e poruszają się w prostym kierunku (t. j. w kierunku prom ienia) do św iatła resp. od św iatła.
2. B iegu n gęb ow y (oralny) zw ierzęcia grzb ietob rzu szn ego je st pod w zględem he- lijotrop ow ym w rażliw szy, niż biegun od b y tow y (aboralny), bez w zględ u na to, czy zw ierzę posiada oczy, czy też nie. T ak np.
d orosła, zu p ełn ie bezoka larwa m uchy n a tychm iast um ieszcza ciało sw e w kierunku prom ienia św ietln eg o , g d y tylk o gębow y jej biegun w y sta w io n y zostanie na działanie św iatła, g d y zaś natom iast biegun gęb ow y pozostaje w cieniu, a od b ytow y na słońcu, zw ierzę staje się w praw dzie niespokojnem , lecz nie w yk ręca się tak, aby płaszczyzna sym etryi przypadła w kierunku prom ie
nia i nie w ykonyw a ruchów postępow ych.
D żdżow nica (L um bricus) nie posiada oczów . H offm eister zaś w ykazał, że zw ierzęta u cie
kają od św iatła, g d y przedni koniec ciała zostaje ośw ietlon y. G dy natom iast koniec g ęb o w y je s t ocieniony, a reszta ciała ośw ie
tlona, natenczas św iatło nie w yw iera żadne
go działania. D arw in p ow tórzył te dośw iad
czen ia i p otw ierd ził. Szkoda w ielka, że L o e b w dośw iadczeniach sw ych nad z w ie rzętam i, posiadającem i oczy, nie p ozb aw ił ich sztu czn ie tychże, w takim razie bowiem m ożnaby się było przekonać, czy tu ma zna
czen ie w ogóle przedni b iegun ciała, jak
Loeb tw ierd zi, czy też poprostu na św iatło
w rażliw y je s t ten koniec ciała, w którym
N r 5. W SZECH ŚW IAT. 75
m ieszczą się oczy, będące przecież organam i ; w idzenia i narządami na św iatło najw ra
żliw szem u Zdaje nam się, że z pew nością I n ależy sobie w ten sposób tłum aczyć spo
strzeżenie L oeba, że przedni koniec ciała je s t w rażliw y na św iatło. U zw ierząt po- \
zbaw ionych oczów , lecz w rażliw ych na św iatło, istn ieją n iew ą tp liw ie części w móz
gu, odpow iadające fizyjologicznie płatom w zrokow ym zw ierząt, wzrok posiadających, co ostatecznie na je d n o w ychodzi.
3. W rażliw ość helijotropow a na stronie brzusznej i grzbietow ej zw ierzęcia o syme- tryi dw ubocznój je st rów nież niejednakow a.
Bardzo pięknie, powiada Loeb, można to obserw ow ać u pijaw ek i w yp ław ek . U p i
jaw k i strona brzuszna, na której nie m iesz
czą się oczy, jest, w ed łu g Loeba, w rażliw szą na św iatło, niż strona grzbietow a, na którój oczy istnieją. Spostrzeżenie to o p ie
ra L oeb na następującem doświadczeniu J e śli trzym ać będziem y p ijaw k i w w odzie, J w naczyniu szklanem , to przytw ierdzają się 1 one chętnie do ścianki pionow ej, przyczem zw racają naturalnie stronę brzuszną naze- w nątrz. J eśli teraz ustaw im y naczynie na j oknie w ten sposób, itby na brzuszną ścian kę pijaw ek padało dostatecznie siln e św ia-
Jtło , w takim razie p ijaw k i opuszczają z w y k le stronę ośw ietloną naczynia i udają się w stronę, zw róconą ku pokojow i. P r z y tw ierdzając się do ścianki, zwróconej do pokoju, w ystaw iają one na światło grzbiet swój. F a k t ten ma dow odzić, w ed łu g L o e ba, w iększej w rażliw ości helijotropow ćj na brzusznej pow ierzchni ciała, niż na grzb ie
to w ej. W n io sk i tego autora są jed n ak pod tym w zględem bynajm niej nieuzasadnione; j gd yb y p ijaw k a m ogła przytw ierdzać się albo stroną brzuszną albo grzbietow ą (t. j. j gd yb y m iała przyssaw kę n ietylk o na brzu
chu, ale i na grzbiecie), w takim razie fakt, że uciekając od św iatła w głąb pokoju (t. j.
do najbardziej ocienionej części naczynia),
jp rzytw ierd za się ona grzbietem w stronę I źródła św iatła, m ógłby oczyw iście służyć
jza dow ód słuszności tw ierdzenia Loeba; po
n iew aż zaś pijaw ka zaw sze przytw ierdza się pow ierzchnią brzuszną, w niosek Loeba upada; spostrzeżenie jeg o dow odzi tylk o, że
jpijaw ki unikają św iatła, dążąc od ścianki | naczynia ośw ietlonej do ścianki, zw róconej
w stronę pokoju. N a korzyść L oeba prze
mawia atoli fakt, że zw ierzęta, jeśli nie opu
szczają ścianki do okna zw róconej, w yk rę
cają ciało sw e w bliskości górnej p rzyssaw ki o 180° i w ten sposób w ystaw iają na św iatło grzbiet swój; ruch taki w ykonyw ają one jed n ak niezaw sze, lecz tylko, ja k sam Loeb tw ierdzi, często, a podrugie n iew iad o
mo, czy nie czynią tego także w m iejscach ocienionych; prawdopodobnem je s t także, że takie w ykręcenie ciała poniżej przyssaw ki ma raczej na celu um ożliw ienie dostępu w ody do pow ierzchni brzusznej i g rzb ieto
wej i tem samem ułatw ienie oddychania, albow iem pijaw ka oddycha całą p ow ierz
chnią skóry, w której przebiega sieć dro
bnych naczyń krw ionośnych. T ak w ięc zdaje nam się, że w nioski Loeba: 1) co do większćj w rażliw ości helijotropow ćj b iegu
na przedniego oraz strony brzusznej ciała w porów naniu z biegunem tylnym oraz stroną grzbietow ą, są na podstaw ie przyto
czonych przez niego dośw iadczeń niedo
statecznie dotąd w ym otyw ow an e i uzasa
dnione.
T rzecia grupa rezultatów, zdobytych przez L oeba, sprow adzić się daje do tego, że 1) w rażliw ość helijotropow a zw ierzęcia w y
stępuje często tylk o w pew nych epokach życia oraz 2) że u niektórych zw ierząt w ra
żliw ość helijotropow a zależy od p łci oso
bnika.
Co się tyczy pierw szego, Loeb przytacza cały szereg ciekaw ych spostrzeżeń w tym w zględzie, tak np. u m rów ek epoka n aj
w iększej w rażliw ości na św iatło w ystępuje w okresie parzenia się, u m szyc - w okresie, w którym zw ierzęta posiadają skrzydła, u larw m uchy plującej ujem ny holijotro- pizm w yrażony jest najsilniej w tedy, gdy larw a je st dorosła, strona brzuszna tych zw ierząt najenergiczniej znów zwraca się k u źródłu św iatła bespośrednio po w ylę
gn ięcia się larw y. U bardzo w ielu zw ie
rząt, np. u m uch, osobniki w w ieku m ło d o cianym (jako la rw y ) są ujem nie h elijo tro powe, zaś w p łciow o dojrzałym dodatnio helijotropow e. Co do różnicy p łci L oeb przytacza, że u m rówek i m otylów samce są w rażliw sze na helijotropizm , niż samice u jed n ych i tych sam ych gatunków .
W szystkie wyżćj opisane objawy helijo-
W SZECITŚW IAT. N r 5.
tropizm u zw ierzęceg o L o eb obserw ow ał u form, sw ob od n ie się p oru szających . D o tejże kategoryi zaliczyć także wypada sp o
strzeżenia T . T . G room a i L oeb a (1890) nad helijotropizm em n au p liu sów skorupia
ków w ąsonogich, a m ian ow icie pąkli (B ala- nus perforatus). S p ostrzeżen ia te zasługują, na szczególn ą u w agę, au torow ie bow iem w yprow adzają z nich ciek aw e w n iosk i, d o tyczące p rzy czy n y w ęd rów ek p eryjod ycz- nych zw ierząt m orskich: ku głęb iom i ku pow ierzchni w ody.
Otóż w iadom o, że część zw ierząt mor
skich, zn ajd ow an ych sta le w nocy na po
w ierzchni morza otw artego, opuszcza zw y k le zadnia te ok olice i w ęd ru je ku głęb iom . D otąd n ik t jeszc ze nie p ró b o w a ł ek sp ery m entalnie zbadać p rzy czy n y tych w ęd r ó wek. W ostatnich czasach (1882, 1883) F u ch s, zestaw iw szy liczn e spostrzeżenia, dotyczące rozm ieszczenia batym etrycznego fauny p elagiczn ćj, doszed ł do w niosku, że tylk o św iatło w aru n k u je to rozm ieszczenie i że m ięd zy innem i p eryjod yczn e w ędrów ki zw ierząt ku g łęb io m i ku p ow ierzch n i za
leżne są od św iatła. F u c h s w yobraża sobie, że zw ierzęta, w ędrujące cod zien n ie do g łę bin są „zw ierzętam i ciem n o śc i” („T h iere der D u n k e lh e it”), które p rzez św iatło z o stają „w ystraszon e” z pow ierzch n i. Ze nie działa tu tem peratura, w y n ik a to, w edług F u ch sa, z tego, że w m orzach polarnych, gd zie tem peratura przez c a ły rok od po
w ierzchni aż do znacznej d osyć głęb ok ości w ynosi ok oło 0°, ro zm ieszczen ie batym etry- cznc organizm ów m orskich je s t mniój w ię- cój takie same ja k w m orzach, nieznacznie oddalonych od rów nika; p od ru gie zaś w y
nika to także ze sposobu rozm ieszczenia w odorostów w zatoce N ea p o lita ó sk ićj (ba
dania F a lk en b erga). A m ianow icie, w cią
gu m iesięcy letn ich , podczas których tem peratura w ody na p ow ierzchni d osięga 26°
i wyżój, w odorosty znikają z pow ierzchni m orza, że jed n a k zn ik an ie to nie je st u w a runkow ane przez podnoszenie się tem p e
ratury wody, lecz przez św iatło, w y n i
ka to z tego, że pod sk ałam i tufow em i oraz w grotach tufow ych w P a u silip p o i Ca- pri w od orosty przeb yw ają w cien iu blisko p ow ierzchni m orza n a w et w lecie, pom i
mo, że tem peratura w od y w tych m iej
scach je s t latem taka sama, ja k na pow ierz
chni.
(c. d. nast.)
D r J ó z e f N u sbau m .
Z POWODU A R T Y K U Ł U
P R O E . J . N . F H A N K E G O
o literaturze matematycznej Galicji , ' 1
W czasie w ystaw y pow szechnćj w P a
ryżu o d b y ł się w dniach 16 — 19 L ip ca 1889 roku kongres m iędzynarodow y w spra
w ie ułożenia B iblijografii powszechnój nauk m atem atycznych. K on gres obradow ał pod pi-zew odnictw em profesora i członka in sty
tutu H. P oin carćgo. P ostan ow ion o w ydać repertoar b ib lio g r a fic z n y w szystk ich prac z d zied zin y m atem atyki czystćj i sto so w a nej, ogłoszon ych w czasie od roku 1800 do 1889 w łącznie oraz prace, odnoszące się do historyi m atem atyki, p ocząw szy od roku 1600 do 1889 w łączn ie. N astępnie w y ch o d zić mają w peryjodach d ziesięcioletnich dopełnienia, z których p ierw sze obejm ie prace, ogłoszon e od rokn 1889 w yłączn ie do roku 1899 w łącznie. K siążki szk oln e mają być w yłączone z biblijografii. N ie należyć do nićj będą rów nież prace astronom iczne, poniew aż dla nich istn ieje biblijografija specyjalna, u łożona przez panów H ouzeau i Lancastra.
S zczeg ó ło w e u ch w a ły kongresu, ja k o in teresujące bardziój specyjalistów r, podam y w innem m iejscu 2), tu pow iem y tylko, że ja k o podstaw ę B iblijografii przyjęto bardzo staranną -i szczegółow ą klasyfikacyją w ie
d zy m atem atycznćj i że pow ołano do pracy biblijograficznćj kom isyją stałą m ięd zy n a rodow ą, w którćj zasiadają uczeni specyja-
*) Czasopism o tech n iczn e lw ow skie N r 24 z d. 25 Grudnia 1891 r.
2) W to m ie III P rac m atem atyczn o-fizyczn ych , k tóry n iezad łu go w yjd zie z pod prasy.
N r 5. W SZE CH ŚW IAT.
liści z różnych krajów . P rofesor Franke otrzym a! zaproszenie do w zięcia udziału w tem p rzedsięw zięciu z tym mandatem, aby sporządził katalog k artk ow y tytułów w szystkich prac m atem atycznych, o g ło szo nych drukiem w G a licy i w ciągu czasu od 1800 do 1889 r. w łącznie. U k oń czyw szy ten katalog, podaje prof. Franke w „C za
sopiśm ie tech n iczn em ” następujące ciekaw e zestaw ien ie statystyczn e p rod u k cyi m ate
m atycznej G alicyi w ciągu ośmiu d ziesiąt
ków lat bieżącego stulecia.
W tym okresie ogłoszon o w G alicyi 224
prace treści m atem atycznej, a m ianow icie 82 z analizy, 58 z gieom etryi, 84 z m ate
m atyki stosow anej. N ajw ięcej prac, bo 32, przypada na k lasę, do której należą gieo- m etryja,trygon om etryja elem entarna ig ie o - m etryja w ykreślna, po niej następuje fizyka m atem atyczna z 28 pracami; dalej m echa
nika teoretyczna z 22 pracami. A lgieb ra elem entarna i teoryja równań dostarczyły 19 prac, teoryja równań różniczkow ych — 15, rachunek różniczkow y i całk ow y 14 prac, ty leż filozofija i historyja matematyki.
W nauce o w yznacznikach w teoryi form i ilości zesp olon ych w ydano prac 10. W teo
ryi połączeń i w rachunku praw dopodo
bieństw a 9, w teoryi funkcyj —8, w teoryi linij i pow ierzch n i rzędu d rugiego — tyleż.
Inne klasy obejm ują mniej prac. Najm niej napotykam y ich w dziale nauki o linijach krzyw ych i pow ierzchniach a lg e b r a ic z nych w yższych rzędów oraz krzyw ych prze
stępnych i w d ziale gieom etryi nieskończe
nie m ałych. A n i jednej pracy nie znalazł profesor F ran k e dotyczącej teoryi funkcyj elip ty czn y ch , h ip erelip tyczn ych , A blow ych i F u ch so w y ch , w nauce o przekształceniach g ieom etryczn ych , gieom etryi w ielow ym ia
r o w ej, n ieeuklidesow ej i gieom etryi p o ło żenia, z czego w nosi, że p ew n e now sze dzia
ły analizy i gieom etryi n ie były w G alicyi w cale u p raw ian e. P rzeszło trzecia część w szystkich prac została ogłoszona przez akadem iją um iejętności w K rakow ie (90).
K ończy sw oje spraw ozdanie prof. F ran ke uw agą, że zasłu gi G alicyi około postępu prac m atem atycznych są bardzo m ałe i w y
raża żal, że now sze kierunki nauki n ie zna-
jla z ły tam sam odzielnych pracow ników . Z estaw ienie prof. Frankego nasuwa nam i
jeszcze kilka spostrzeżeń. N ie mamy z e staw ienia produkcyi m atem atycznej w ed łu g lat, ale poniew aż przeszło trzecia część prac, jak podaje prof. F ran k e, została o g ło szone w pism ach akadem ii krakow skiej, a w ięc w okresie 1873 — 1889, widać stąd zatem , że na ostatnie lat 16 przypada sto
sunkow o najw iększa w uważanym okresie produkcyja naukow a. Z drugiej wszakże strony zauw ażyć należy, że w pism ach aka
dem ii znajdują się prace autorów , poza G a
licyją m ieszkających; prac tych w ścisłem znaczeniu teg o w yrazu do produkcyi u m y
słow ej w G alicyi zaliczać niem ożna. O d w rotnie, pom iędzy pracam i m atem atyczne- m i, poza G alicyją w ydanem i, znajdują się d zieła i rosprawy autorów w G alicyi za
m ieszkałych, a zatem prawdopodobnie w ze
staw ieniu profesora F rankego pom inięte.
N ie w iem y, komu kom isyja m iędzynaro
dowa p ow ierzyła p rzygotow anie katalogu prac m atem atycznych polskich, o g ło szo nych poza G alicyją, bez uw zględ n ien ia k tó rych biblijografija m atem atyczna piśm ien
nictw a polsk iego będzie oczyw iście bardzo niezupełną. O graniczenie terytoryjaln e ja ko nieodpow iednie pow inien kom itet redak
cy jn y usunąć.
S ądzim y, że przy u w zględ n ien iu prac, poza G alicyją ogłoszon ych , w ynik zesta
w ienia ogólnego, jak k olw iek nie w płynąłby stanow czo na w yrok o stanow isku p iśm ien nictw a naukow ego polskiego w literaturze naukowej pow szechnej, b yłb y w szakże pod w zględem liczby i rozm aitości prac bez wąt
pienia o w iele korzystniejszym . D o podo
bnego sądu upow ażniają nas m ateryjały b i
b lio g r a fic z n e , zebrane bez w zględu na te- rytoryjum oraz dane, ja k ie znajdujem y w „Spraw ozdaniach z piśm iennictw a nau
kow ego p olskiego” (cztery tom y, 1882 do 1885) oraz w „Pracach m atem atyczno fizy
c z n y ch ” (1886— 1889). Stanow czo w szak
że korzystniej p rzedstaw iłby się udział um ysłow ości polskiej w pracy m iędzynaro
dow ej, gdybyśm y u w zg lęd n ili dzieła, ro s
praw y i artykuły przez polaków w obcych ogłoszone językach. Już same dzieła H o en e- W rońskiego w uważanym okresie ogłoszone pofrancusku, znacznie zaw ażyłyb y na szali.
Pom ijając naw et w zm iankow ane prace
w obcych język ach , a opierając się jed y n ie
na m ateryjale zestaw ion ym przez profesora F ran k ego i naszym , m ożem y zau w ażyć p o cieszający objaw p ew n ego o ży w ien ia u nas na polu prod u k cyi m atem atyczn ej w o sta t
nim dziesiątku lat. C zy ten ob jaw ma ce
chy trw ałości, czy w p ły n ie na rzeteln y roz
wój w ied zy i na pom nożenie skrom nój lic z by prac oryginalnych? N ie b ęd ziem y w tój ch w ili zajm ow ali się tym przedm iotem , do k tórego pow rócim y m oże in n ym razem; to pow iem y tylk o, że w celu u trw alen ia p o stępu w ied zy n iezbędnem je st siln iejsze, niż d otąd ,u św iad om ien ie wśród w ykształconego ogółu potrzeby i w ażności nauk śc isły ch , ujaw niające się w dostarczaniu środków do pracy naukow ej, w popieraniu w yd aw n ictw , pośw ięconych naukom ścisły m , jed n em s ło wem , w rozum nem grom adzeniu zapasu tój energii cennój, którźj b ło g ie sk u tk i p o d ziw iam y wśród w ysok o u cy w ilizo w a n y ch narodów.
S . D ickstein .
7 8
Towarzystwo Ogrodnicze.
P o s i e d z e n i e d r u g i e K o m i s y i t e o r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h o d b y ło się d n ia 21 S ty czn ia 1892 roku, o god zin ie 8-ej w ie cz o rem , w lok alu T o
w arzystw a, C h m ielna N r 14.
1. P rotok u ł p osied zen ia p o p rzed n ieg o został o d c zy ta n y i przyjgty.
2. D r zool. J . N u sb au m m ó w ił „o rozw oju s y stem u n e rw o w eg o r ó w n o n o g ó w 11.
W tw orzen iu się m ózgu przyjm u ją udział: w ęzły w zrok ow e, w ęzły pierw szej pary rożk ów , od k tó
rych w cześn ie o d d zie la ją się części p rzed n ie, w e w n ętrzn e (o d p ow iad ające t. zw. „P ro c ereb r u m “ P ackard a) oraz w ęzły d ru giej pary rożk ów . Pre- legietit zatrzym ał sig p rzez d łu ższy czas na k w e
sty i h om ologii c z ę śc i gębow ych tch a w k o d y szn y ch (T ra ch a ea ta ) i skorupiaków (C rustacea), przyto
czyw szy p ogląd y R. L ank astra, P ackarda, Patte- na, G rabera, Clausa; p r e le g ien t sp rze ciw ia fig p o glądom K orschelta i H eid era , ja k o b y pierw sza para rożk ów skoru piaków od p ow iad ała rożkom ow ad ów . W d alszym cią g u rosp atrzył p releg ien t kw estyją p ow staw an ia i zn aczen ia m orfologicznego w argi g ó rn ej, pok azu jąc prep araty m ik rosk op ow e pasków zarod k ow ych ow ad ów i sk oru piaków . D a
lej zatrzym ał się p r eleg ien t nad s m u r k ie m środ
kow ym (M ed ian strung) sy stem u n erw ow ego b rzusz
nego, który odd ziela się, w ed łu g spostrzeżeń pre- leg ien ta n ietylk o w ok olicy w ęzłów , lecz i w p rzestrzen iach m ięd zyzw ojow ych, dając p o c z ą tek środkow em u n erw ow i, p rzeb iegającem u od j e dn ego zwoju do dru giego rów nolegle do sp o id eł podłużnych.
P rzem ów ien ie p. N . w yw ołało d y sk u sjją , w k tó rej brał u d ział prof. H oyer i p relegien t.
Na tem posied zen ie zostało u k ończon e.
■N r 5 .
T O W A R Z Y S T W O
POPIERANIA PRZEMYSŁU I HANDLU.
P o sied ze n ie 1 -e se k c y i 2-ej przem ysłu ch em ic z
n ego odb yło się dnia 9 S tyczn ia r. b. w budynku M uzeum p rzem ysłu i roln ictw a.
1. W „sp raw ach b ieżących " u k ładano odpow iedź na p y ta n ie , w ystosow an e do se k c y i p rzez kance- laryją gu b ern atora sie d le c k ie g o o p otrzeb ie c z y szczenia w ód ściek ow ych cukrow n i E lżb ietó w i uznano, że spraw a w ym agałab y rospoznania rze
czy na m iejsou, dalej na p ytan ie in teresan ta z Czę
sto ch o w y , z jakiego m ateryjału n a leża ło b y b u d o w ać filtry w od n e pok ojow e, w skazano stosow anie blachy p ow leczon ej cyn ą, lakierem i n aczyń kam ien
nych (stein g u to w y ch ), n a reszcie na pytan ie in t e resan ta z N ew -Y ork u , czy są w yrabiane w R ossyi farby drukarskie, o d p ow ied zian o, że R ossyja w y rabia już u s ie b ie farb y n a sw oje p otrzeb y i że z zagran icy sprow adza ty lk o farby dru k arsk ie ilu stracyjn e i kolorow e. W d alszym ciągu spraw b ie żących p rzew od n iczący sek cy i w zm iankow ał, że w yszedł z druku 1-szy zeszyt w ie lce p ożyteczn ego w yd aw n ictw a p. K ucharzew skiego, a m ia n o w icie bib lijografii tech n iczn ej polskiej i że p. F lau m n a d e sła ł se k c y i odb itk ę swej pracy: O w p ływ ie n i
sk ich tem p era tu r na czy n n o ści żołądka.
2. P. L ep p ert w yp o w ied zia ł rzecz o w yrob ie z ie len i chrom ow ej w ed łu g prac W eb era.
Z ieleń chrom ow a je s t m ięszan in ą b łęk itu p a r y sk iego z żó łtą farbą chrom ow ą, z n ie m ieck a Chrom- gelb em Zwaną. Do w yrobu zielen i chrom ow ej, w e d łu g daw n iejszych pogląd ów , potrzebnyrh b y ł ch ro
m ian o łow iu ż ó łty , lub b arw y siarkow ej. T aki od cień b arw y chrom ianu daw ał się osiggn ąć przez dom ięszk ę doń siarczan u oło w iu , co w pew nym stop niu zm n iejszało zd oln ości kryjące farby. O sa
d zano też ch rom ian ołow iu z rostw oru cukru o ło w ianego, w ob ec kredy, rostw orem dw uchrom ianu potasu i sia rcza n u g lin u , lub też z rostw oru c u kru ołow ian ego rostw orem dw uchrom ianu, sody Solyaya i soli glaub erskiej. Z iele n ie chrom ow e jednakow oż, w yrab ian e w ten sposób, posiad ały w adę, że n ieraz b ez pow odu w id oczn ego blad ły, tra ciły sw ą barw ę. W eb er, bad ając zep sutą z ie W SZECIIŚW IAT.