45. Warszawa, d. 6 Listopada 1892 r. Tom X I.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENU MERATA „ W S Z E C H Ś W IA T A ".
W W arszawie: ro c zn ie rs . 8
k w a r ta ln ie „ 2
Z przesyłką pocztową: ro c z n ie „ 1 0
p ó łro c z n ie „ 6
P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz e c h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h w k r a ju i z a g ra n ic ą .
Komitet Redakcyjny W szechświata stanow ią panow ie:
A leksandrow icz J ., D eike K „ D ickstein S., H oyer H ., Ju rk iew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram sztyk S., N atan so n J ., P rauss St., Sztolcm an J . i W róblew ski W .
„ W s z e c h ś w ia t11 p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó r y c h tre ś ć m a ja k ik o lw ie k z w ią z e k z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rs z z w y k łe g o d r u k u w szp a lcie a lb o je g o m ie js c e p o b ie r a się za p ie rw s z y r a z k o p . 7'/»
za sześć n a s tę p n y c h ra z y k o p . 6, za d a lsze kop. 6.
-<^.dres IRed-aisicyl: IKIra.icowełcie-IIPrzed.iai.ieście, l>Tr SS.
NO W E POGLĄDY
l i ISTOTĘ ELEKTRYCZNOŚCI
oi ich stcsnneR do techniki.
Profesor H e rtz z B onn wypowiedział nie
daw no odczyt na tem at powyższy wobec członków stowarzyszenia elektro-technicz- nego w Kolonii. W e d łu g słów sławnego prelegienta wiedza i technika pozostają w pewnój od siebie zależności. Technika im puls zn a jd u je w wiedzy, podczas gdy wiedza korzysta z w ytw orów techniki. Lecz w kwestyjach bieżących, podlegających dys- kusyi, stanowiących przedm iot odczytów, roschodzą się one znacznie.
Ilość rozlicznych rodzajów lamp żaro
wych nie ma żadnego znaczenia dla nauki i je s t rzeczą niemożliwą, by kwestyje takie stanow iły przedm iot rospra w akademii umiejętności. D la n auki istnieje je d n a ty l
ko lam pa żarowa, je d e n tylko akum ulator.
Bóżnice rozmaitych gatunków są dla tech
nik i bardzo ważne, dla n auki wcale. Co
zaś z drugiej strony małe ma znaczenie dla techniki, jest dla nauki bardzo nieraz waż
ne. J a k iż np. wpływ miało na rozwój tech
niki odkrycie zrobione dziesięć lat temu przez am erykanina H alla, tyczące się n ie znanego dotąd wpływu magnesów na k i e ru n e k p rą d u w metalach, odkrycie, k tó re W . Thom son nazywa naj ważniejszem od czasów Faradaya? Żadnego w pływ u nie miafo wówczas, nie m a go do tój chwili i niewiadomo, czy go wogóle kiedy mieć będzie. P ierw iastek techniki tkw i w nauce, lecz przejście to odbywa się bardzo powoli.
Z czego dziś technika korzysta, to poczęło się w wiedzy na początku bieżącego stulecia, co dzisiaj zaś wiedza nowego przyniesie, to może mieć wpływ olbrzymi, lecz— jeżeli go będzie miało — niewcześnićj j a k za pół, lub całe stulecie.
N auka dąży do tego, by człowiekowi przynieść korzyść i dążność ta stanowi jćj try u m f najwyższy; lecz mogłaby n au k a s t r a cić z oczu ten cel ostateczny, gdyby go chciała za cel najbliższy postawić. T e c h nika zaś stara się od razu i bespośrednio ofiarować człowiekowi na usługi wszystkie siły przyrody; stara się ona dostarczyć nie- tylko coś dobrego, lecz coś lepszego niż to,
706 w s z e c h ś w i a t. N r 45.
co j u ż istnieje. W nauce niem a walki, w technice zaś wszystko j e s t walką.. W n a u ce niema kwesty i picniężnój, w technice kw estyja kosztów je s t w g runcie rzeczy p u n k tem najważniejszym. Nie j e s t to ni- czem nienaturalnem , przeciwnie, leży w isto
cie rzeczy.
Są. j e d n a k np. na polu elektrotechniki rzeczy zarówno ważne dla wszystkich zaj- j mujących się elektrycznością, j a k i dla uczonego, starającego się zbadać samą isto
tę tój siły tajemniczej. U czony wciąż s ł y szy od praktyków : „cóż to je s t właściwie elektryczność? to wy nam powiedzieć m u
sicie, to nauka zbadać pow inna. G dy n a u k a zbada istotę elektryczności, wtedy na innój stanie stopie, w tedy wszystkie t r u d n o ści, z jakiem i dzisiaj walczyć musimy, zni
kn ą od razu. P a trz e ć w tedy będziemy na odległość, j a k dziś możemy mówić i słyszyć, poruszać będziemy m aszyny do latania i t. d .” Czyż ta k je s t w istocie? Nie w ie
my jeszcze w samćj rzeczy, co stanowi isto
tę elektryczności; wiemy dziś nieco więcój niż przed 20 czy 30 laty, lecz wątpliwem je st czy objaśnienie istoty elektryczności wielki będzie miało w pływ n a rozwój te c h niki. B ronić można tezy: n a u k a mało wie o istocie elektryczności, wie j e d n a k tyle ile n a razie technice potrzeba; przynajm niej tyle, ile wie o istocie innych sił przyrody.
Jeżeli mówić m am y o nowszych p o g lą
dach na istotę elektryczności, j a k o przeciw stawieniu daw niejszym , zauważyć m usimy, że istnieje nietylko j e d e n pogląd, lecz tyle różnych poglądów, ile głów.
P o d poglądam i d aw niejszem i rozumieć należy nie te, które d aw no j u ż prz ebrz m iały w życiu i praktyce, lecz takie, które dzisiaj jeszcze t rw a ją w pełnćj swój mocy. W s p o m nijm y tylko to, czegośmy się uczyli w szko
le, co we w szystkich jeszcze znajdziem y podręcznikach, co dziś jeszcze stanowi p rzedm iot w ykładów uniw ersyteckich. P o g lą d y te pochodzą z pierwszój połowy ze
szłego wieku. P o w s ta ły one z prostych doświadczeń, robionych n a d m aszyną ze szkłem pocieranem, k aw ałkam i k o rk a i k i l k om a drutam i.
Dziś, gdy rzucim y okiem n a całą tę dzie
dzinę wiedzy, p rzyznać musimy, że są to dalekie bardzo p u n k ty wyjścia. P ocierać
szkło jedwabiem , lub żywicę szerścią kota rów na się w y tw a rzaniu sztucznych bardzo warunków; używ am y tu ciał nie n ap o ty k a
nych razem w naturze. T arcie je s t proce
sem niedość znanym, skomplikowanym, lecz trudno: jest ono w tym razie punktem I wyjścia dla nas i należy do rozw oju histo
rycznego. Je s tto taki sam przypadek, j a k np. gdybyśmy wylądowawszy na obcym brzegu pierw szy napotkany port uczynili
| głównem miastem k ra ju ; później może się okazać, że można było daleko lepsze znaleść i miejsce, gdyby się znało całość. T a k samo
| je s t może z elektrycznością. Czegośmy się przedewszystkiem dowiedzieli, to dało się objaśnić przypuszczeniem, że zarówno w szkle j a k i w żywicy mamy do czynienia z j a k ą ś siłą, posiadającą zdolność przycią
gania innych ciał i swobodnego poruszania się w przewodnikach i metalach. S kutkiem podobnego rospoczęcia się teoryi, k ażdy podręcznik zaczyna od tego, że szkło, lu b bursztyn po potarciu jedw abiem stają się elektrycznemi, tak, że cały proces, jakiem u podlegał rozwój nauki, pow tarza się w wyo
braźni ucznia.
Było to póty dobrem, póki doświadczenie było ograniczone, lecz doświadczenie w z ra stało i koniec zeszłego wieku przyniósł wiele now ych zjawisk, mianowicie, że elek
tryczność powstaje, gdy połączymy ze sobą ciała chemicznie różne. Jestto rodzaj z ja wisk, znanych pod nazwą galwanizmu. P o znano p rzytem j a k wielkie znaczenie ma elekti-yczność przy zjawiskach chemicznych i odkryto elektrolizę.
W roku 1820 poznano związek pomiędzy elektrycznością a magnetyzmem; zauważo
no, że płyny elektryczne oddziaływ ają n i e tylko naw zajem na siebie, lecz i na m agne
sy. Następnie nabyto przeświadczenia, że elektryczności oddziaływ ają naw zajem na siebie nietylko w stanie spoczynku, lecz i wtedy, gdy się zna jdują w ru c h u i to w od
m ienny sposób. F a ra d a y o d k ry ł p ra w a in- dukcyi przy ru c h u magnesów względem stałych przewodników i t. d. W sk u tek teg o rzecz sama staw ała się coraz bardziej zło
żoną. Musiano przyjąć, że istnieją płyny, wywierające bardzo złożone działania, k tó re nie tak łatwo dostępne były dla naszej, wyobraźni.
N r 45.
Ostatnią, próbę podciągnięcia całój dzie- ] d z i n j pod je d n ę ogólną teoryją zrobił około { 1840 roku W eber. Dowiódł on, że można- by w samej rzeczy przeprowadzić ideę, iż cząstki elektryczne wypełniają każde cia
ło i oddziaływają nawzajem n a siebie z od
ległości, że je d n a k działanie siły zależy nie
tylko od jój siedliska i kierunku, lecz także od ruchu i przyspieszenia. W yciągając wnioski na podstawie powyższych zasad, dochodzimy do ogromnego pow ikłania całej rzeczy i z trudnością jesteśm y w stanie od
powiedzieć na najprostsze pytania.
Co dawniej było prostem do pojęcia, sta
ło się mniej zrozumiałem i jasnem , tak, że nie mogło już wystarczać do objaśnienia wszystkich znanych zjawisk.
Pomimo tego, trzymamy się daw nych po
glądów i wyobrażeń dlatego, że na mocy p rzyw yknienia uw ażam y je za najprostsze.
Streścić się one dadzą j a k następuje:
1. Elektryczność uważamy za m ateryją o bdarzoną zdolnością oddziaływania zda- leka.
2. M ateryja ta zn a jd u je się w ciałach dających się ująć, pusta przestrzeń jest od nićj wolna, lecz działanie sił jój właściwych przenosi się i w przestrzeni.
Najgodniejszem uwagi, lecz niedość uw zględnianem je s t twierdzenie, że wogóle elektryczność w p rz yrodzie jest do pewnego stopnia stanem i zjawiskiem wyjątkowem.
P oglą d ten powstał z idei, że elektryczność jest w praw dzie potężnym objawem w p rz y rodzie, np. podczas burzy, lecz możnaby sobie także doskonale wyobrazić przyrodę bez elektryczności. Przypuśćm y w samej rzeczy, że niem a elektryczności, nie byłoby wtedy telegrafii, oświetlenia elektrycznego, burz, lecz zresztą słońce świeciłoby, rośliny się rozwijały, ludzie znajdowali się j a k dziś n a ziemi. Elektryczność jest czemś niby przypadkow o prz y ro d zie narzuconem.
Inaczej się ta rzecz przedstaw ia w edług nowszych poglądów nie przyjętych w praw dzie jeszcze ogólnie. D la każdego p rz y zwyczajonego j u ż do poglądów daw niej
szych trudno je s t przyswoić sobie now ą teo- ryjąi i wyobrazić sobie, że w przewodnikach niema przepływ ającej elektryczności. U w a l niając się naw et od grubych błędów starych
teoryj, wogóle trzym am y się starych poglą
dów. Nie chodzi tu wprawdzie o poglądy, któreby dzisiaj były ju ż ogólnie przyjęte, lecz co do których możemy się spodziewać, że w przyszłości uważane będą za zupełnie słuszne. A j e d n a k z drugiej strony nie chodzi o poglądy wynalezione wczoraj, lub przed kilku laty, lecz o powstałe już w p o czątku tego wieku. Tutaj rozwój odbywa się wolniej, niżby się zdawać mogło. P o glądy te tkwią ju ż w pracach sławnego F a radaya, największego z żyjących k iedykol
wiek fizyków.
Zamiast określić pomienione poglądy za
znaczmy przedewszystkiem, na czem one nie polegają. Często słyszymy wypowia
dane twierdzenia, niebędące bynajmniej w duchu nauki. Mówią, że je s t rzeczą do
wiedzioną, jakoby elektryczność polegała na drganiach. T a k nie jest; nietylko nie jest to rzeczą dowiedzioną, lecz nie jest nawet wcale zdaniem teoryi i chwili obecnej. I s t nieją drgania elektryczne, zarówno j a k i d rg a n ia powietrza, t. j, zmiany jego ciś
nienia, które dochodzą nas jak o dźwięki.
| Któżby je d n a k powiedział dlatego: ciśnienie powietrza polega na drganiach? Zarówno
| j a k istnieją napięcia elektryczne, statyczne, istnieją też d rg a n ia elektryczne wszelkiego ro dzaju, lecz istoty elektryczności to nie określa. U trz y m u ją też, że eter jest elek
trycznością. I to jest nieprawdą. P orów nać to można z tw ierdzeniem , że przekonaliśmy się, ja k o dźwięk polega na falowaniu po
wietrza. Lecz któż mógłby słusznie u trz y mywać, że dźwięk to powietrze? Byłoby to również błędnem wyrażeniem, j a k twier- ' dzenie, że elektryczność to eter. Sądzono też, że elektryczność je st energiją, pew ną j postacią ruchu. Niewdając się w rospatry- wanie słuszności tego twierdzenia, zaznacz- I my, że n au k a nie przypuszcza wcale, by j e dno skrom ne zdanie, form ułka z kilku w y razów złożona, była w stanie określić w z u pełności istotę elektryczności. Zresztą nie na wieleby się to zdało; pozostalibyśmy j e d nak na dawnem stanowisku.
(dok. nast.).
A d o lf Iiipm an.
708 W SZECH ŚW IA T. N r 45.
PODRÓŻ KOLUMBA
I K OZW ÓJ P O JĘ Ć
0 K U L I S T O Ś C I ZIEMI.
(D o k o ń c z e n ie ).
IV .
W historyi cywilizacyi, w dziejach ro d u ludzkiego niemasz zapewne p rz e w ro tu bar- dzićj zagadkowego i silniej u d e rzając eg o — nad nagłą zagładę całśj wiedzy starożytnej.
W sz elk a myśl n a u k o w a za n ik a aż do cna, dzieła m ędrców greckich idą w za p o m n ie
nie; wspaniałe szkoły A te n i A lek sa n d ry i padają w gruzy, ja s n e światło, ja k ie rozle
wały, ustępuje nocy średniow iecznej, zapa- dającćj tak szybko, że n a w e t stopniowego zm ierzchu dopatrzeć dziś niepodobna; ręko- pismy ulegają zniszczeniu, miejsce filozo
fów zajm ują mistycy.
Ze strasznego tego u p a d k u , któ ry dziś nas jeszcze przeraża, tr u d n o zdać sobie spraw ę należytą. N iew ątpliwie tylko, spo
wodował go nie je d e n w ypadek odrębny, ale złożył się n a ń zbieg różnych, a p r z e możnych okoliczności. P o tę g a R zym u ce s ar
skiego o dryw a um ysły od dążeń naukow ych 1 wtrąca wybitne zdolności w w ir życia p o litycznego; obok tego nowa w iara pochłania um ysły wyłącznie, zw ro t życia religijnego dopuszcza n a p ły w pojęć wschodnich, p o w o d u je r o z b ra t ducha i przyrody, n a tu ra uleg a pogardzie, staje się niegodną badania, wiedza pogańska zostaje potępioną. N a u ka obumiera, zanim jeszcze w ielka w ęd ró w ka narodów sprow a dza zalew tłumów b a r barzyńskich; zalew ten wszakże dopełnia zagłady, w zmaga p rzegrodę, k tó ra życie nowe odgranicza od świata starożytnego.
Możeby j e d n a k n a p ó r wszystkich tych przew rotów n auki jeszcze zwalić nie zdołał, gdyby n a u k a w starożytności silniejsze m i a ła śród ogółu rospowszechnienie. Słusznie bowiem uważa R osen b erg er w swój historyi fizyki, że n a u k a staro ż y tn a ary sto k raty czn ą j e s t od początku do końca, n auki p o p u l a r
nej starożytność nigdy nie znała. D la ogó
łu narodu, pomimo pytagorejczyków, ziemia zawsze płaskim kręgiem pozostała, dla n i e go nie rozbił A ry sta rc h kryształow ego skle
pienia niebios, a jego bogów mitologicz
n ych nie strąciły z tronów siły natury.
Skoro więc nieliczny zastęp umysłów p r z o dujących naukę zarzucił, ustępuje ona ze świata i spoczywa w zapomnieniu w bibli- jo te k a c h , gdzie czas zwolna niszczy jój za
bytki.
W każdym razie upadek nauki wybija się przedewszystkiem w zaniku jasnych p o ję ć o postaci ziemi, czujemy tu najsilniej w pływ fantastycznych wyobrażeń wscho
dnich, oddziaływanie kom entatorów rabi- nicznych. F irm ia n u s Lactantius, n aw róco
ny w IV stuleciu na chrześcijaństwo re to r pogański w dziele „o fałszywej mądrości”, w którem pragnie wykazać, że wszelka w ie
dza ludzka j e s t wątpliwa i pełna sprzecz
ności, że praw dziw ą mądrość zdobywamy tylko przez objawienie, powątpiewa, czy mogą być ludzie tak głupi, którzyby w ie
rzyli, że n a drugiój stronie ziemi zboże i drzew a rosną wierzchołkami ku dołowi, a ludzie m ają nogi powyżej głów swoich.
J a k dalece L akta n cy ju sz „skądinąd znako
mity pisarz, ale niebardzo dobry m atem a
tyk, dziecinnie o ziemi ro sp ra w ia ł”, j a k się o nim wyraził K o p e rn ik w liście do papieża P a w ł a III, wTskazuje też i inny ustęp: „Czy gwiazdy stale są na niebie osadzone, czy też swobodnie unoszą się w powietrzu; z j a kiej masy zrobione je s t niebo; czy je s t w r u chu czy też w spoczynku; j a k wielką być może ziemia i w ja k i sposób je s t zawieszo
na, albo też j a k się w równowadze u t r z y muje, rzeczy takie badać i o nich rospra- wiać, jestto toż samo, jak b y śm y się spierać chcieli co do naszych pojęć o jakiem ś m ie
ście w k ra ju odległym, o którem n ik t nie słyszał”. K upiec aleksandryjski Kosmas, któ ry w V I wieku odbył podróż na wschód, sprow adził stamtąd dziwaczny u k ła d św ia
ta, nadający ziemi postać ja k b y góry, poza k tó rą chroni się słońce zachodzące. W e d łu g innej znów podobnej teoryi ówczesnej zie
mia posiada stronę jasną i ciemną, obie ro z
dzielone między sobą wysokiemi górami.
N ietylu zresztą przeciwników ma sama ku- listość ziemi, co możliwość istnienia an ty p o
dów. Pisarze, którzy naw et zgadzają się n a kulistą postać ziemi, albo dla których jestto sp ra w a obojętna, opierają się stanow czo przypuszczeniu, by po drugiój stronie ziemi przebywać mogli ludzie, a to zarówno dla względów fizycznych, j a k i dlatego, że biblija nie wymienia ich między potomkami Adama. P rotesty przeciw tym nieszczęśli
wym antypodom snują się aż do Kolumba.
V.
W czasie krótkiego okresu roskwitu n au ki arabskiej, tameczni przynajm niej pisa
rze, z Ptolemeuszem zaprzyjaźnieni, p rz e chowują a naw et rozw ijają idee greckie.
A bulfeda domyśla się, że prz y podróży d o koła ziemi zyskujem y, lu b tracim y koniecz
nie dzień jeden, o czem praktycznie prze
konać się zdołali dopiero towarzysze M a- gelhaena. A b u l Hassan Ali wyróżnia n a leżycie poziom fizyczny od astronomicznego, a Iz aak -b en -Jo ze f ben-Izrael określa dobrze paralaksę, to jest różnicę, j a k a zachodzi w położeniu niezbyt oddalonego ciała nie
bieskiego, gdy j e obserwujemy z powierz
chni i ze środka ziemi. I na wschodzie zresztą pojęcia takie do ogółu nie przeszły, a w początkach jeszcze naszego stulecia wykształceni naw et persowie, j a k przytacza G im ther, o zaokrągleniu ziemi żadnćj św ia
domości nie mieli.
Podobnie, j a k n au k a grecka, ta k i odblask jój arabski również nagle wygasi, a ostatni uczeni arabscy należą do wieku dw unaste
go. P o d ich w pływ em nastąpiło w p ra w dzie pew ne ożywienie naukow e E u ro p y w wieku trzynastym , który posiadał kilka w ybitnych umysłów. P ew ien pisarz f r a n cuski z owego czasu, Omons, rozbierając, coby nastąpiło, gdyby dwaj ludzie z j e d n e go miejsca udali się w drogę w strony p rz e ciwne i z jed n ak o w ą szybkością, wnosi, że zeszliby się w punkcie, położonym wprost poniżój miejsca, z którego wyruszyli. N a stępny natom iast wiek czternasty i p ie rw sza połow a piętnastego znów w grubą za
p ad a ją ciemnotę. J a k k o lw ie k scholastyka ówczesna ściśle się związała z A rystotele
sem n a u k a jeg o o kulistości ziemi prze- módz widocznie nie m ogła wstrętu do a nty
podów; dzieł zresztą Arystotelesa nie posia
dano w oryginale, korzystano tylko z u r y w ków, tłumaczonych z oryginału kolejno na języ k i syryjski, arabski, hebrajski, łaciński, w przeróbce komentatorów. W b rew więc nauce mistrza, który całą naukę ówczesną wypowiedział, ziemia była zawsze kręgiem płaskim, na którego brzegach powietrze, woda i obłoki tw orzyły tamę nieprzebytą.
Przyjm ow ano też powszechnie, że z pięciu stref, na które j u ż filozofowie starożytni ziemię podzielili, u m iarkow a na tylko za
mieszkaną być może; strefę gorącą uważano j a k o zupełnie pustą i niezaludnioną, żar bo
wiem miał tam tłumić wszelkie życie.
VI.
Bezzasadność tego przypuszczenia w y k a
zały dopiero coraz liczniejsze podróże m o r
skie w drugiój połowie w ieku piętnaste
go; odkrycia gieograficzne portugalczyków przekonały, że niezaludniona strefa ziemi należy do baśni, dokądkolwiek bowiem po- di-óżnicy przybyw ali, napotykali wszędzie mieszkańców. Na tenże czaa prz ypada p e wien roskwit astronomii, a to dzięki zabie
gom P e u rb a ch a i ucznia jego Regiomonta- na, k tó rzy pracami swemi pole dla K o p e r
nika przgotowali. Dw a więc te czynniki:
podróże morskie i odrodzenie astronomii ożywiły pojęcie o kulistości ziemi. N ie ja kie udoskonalenie narzędzi astronomicznych dozwoliło z większą ściśłością oznaczać sze
rokość gieograficzną, a to wraz ze znaną już od wieku czternastego, a praw dopodo
bnie dwunastego, własnością zasadniczą igły magnesowej, ośmielało do dalszych w ypraw morskich, podsycało daw ne m arze
nia o dotarciu do Indyj drogą zachodnią.
W e d łu g tak rozwiniętych j u ż tedy pojęć gieograficznych nakreślił sławną swą k a rtę w r. 1474 P aw eł Toscanelli, lekarz i m ate
m a ty k florencki. O pierając się na starożyt
nych wiadomościach Ptolemeusza i Strabo- na oraz na opowiadaniach podróżników nowszych, M arka P o la i M ikołaja de Conti, naszkicował poraź pierw szy brzegi wscho
dnie Chin. Na karcie tój, oczywiście, mię
dzy zachodniem wybrzeżem A fryki a wscho- dniem Azyi nie napotykam y zgoła lądu, którego się bynajmniej nie domyślano. Na
710 W SZECH ŚW IAT, N r 45.
k a rc ie tej tedy, która w praw dzie zaginęła, ale którą według opisów współczesnych o d tworzyć zdołano, C hiny ciągną się daleko ku wschodowi, w dosyć zaś znacznem od nich oddaleniu p rz y p ad a n a m orzu wyspa rozległa, kraj C ipangu, o k t ó r y m pew ne wieści przynieśli byli podróżnicy weneccy.
Ma to być Ja ponija, k tó ra na karcie Tosca- nellego p rz y p ad a po obu stronach zw rotni
ka północnego, od 30° praw ie szerokości aż w pobliże rów nika. S tąd niezbyt j u ż sto
sunkow o szeroki pas oceanu zajm uje p r z e strzeń aż do zachodnich brzegów A fry k i, okolonej wyspami K a n ary jsk iem i, Azorskie- mi i wyspami P r z y l ą d k a Zielonego; n a p o łowie zaś drogi między wyspami K a n a r y j skiemi a krajem C ipangu n a p o ty k a m y je s z cze niewielką wyspę, bajeczną A n ty liją , k tó ra potem nazwę swą istotnym n a d a ła A ntylom .
W yraźniej jeszcze stan ówczesnej wiedzy gieograficznój przedstaw ił M arcin B eham czyli Behaim n a globusie wykończonym w samymże r o k u podróży K olum ba, a d o tąd przechow yw anym w F ra n k f u rc ie . Na globusie tym E u r o p a z A f r y k ą i A z y ją z a chodnią zajm ują p rz ew aż n ą część półkuli je d n e j, gdy n a drugiej mieści się A z y ja z przyległem i wyspam i. W e d łu g więc p o ję ć ówczesnych rozległość lądów g ó ru je znacznie nad obszernością m órz rozlanych na powierzchni ziemi; pierwsze obejm ują około 2/ 3, na d ru g ie p rz y p a d a zaledwie */3 całego obszaru ziemskiego. Najbliżej zaś zachodnie brzegi A fry k i do k ra ń c a wscho
dniego lądu azyjatyckiego, a zwłaszcza do wielkiej wyspy C ipangu, przystępują w o k o licy zw rotnika Raka.
T a k ie więc wiadomości i takie poglądy przysw oił sobie K o lu m b , zwłaszcza pod w pływ em Toscanellego, z k tó ry m w s to su n kach zostawał. R ozu m iał dobrze, że ziemia m a postać k ulistą i że od zachodu dopłynąć można do Indyj, do Chin, do C ipangu, ł u dził się wszakże niepom iernie co do odle
głości, oddzielającej w ybrzeże zachodnie całego lądu od wybrzeża wschodniego, ża
den pomiar, żadne oznaczenia gieograficzne nie daw ały przeczucia n a w e t tych o lb rz y m ich obszarów wód, j a k ie b y istotnie p rz e być należało. A zaiste, błąd ten był z b a w czym dla K olum ba, pod osłoną takiej tylko |
omyłki zamiar jego znaleść mógł urzeczy
wistnienie. G d y b y posiadał świadomość o istotnej rozległości obu oceanów, czyż nieustraszony n aw et żeglarz nie zaw ahałby się losów swoich wątłym statkom pow ie
rzać; czy znalazłby zwłaszcza poparcie u rządów, u władców ówczesnych, którzy z ta k ą nieufnością przyjm ow ali p ro je k t tój podróży, choć pozorna jej ocena skromne przedstaw iała rozmiary.
W tej bowiem n aw et epoce, u samego schyłku piętnastego stulecia, tuż w przed- dzieć odkrycia A m eryki, pojęcie o kulisto ści ziemi nie było zgoła śród ogółu rospo- wszechnionem, a naw et dla uczonych było jeszcze niedorzecznem, j a k świadczy o tem w yraźnie sławny kongres w Salamance, złożony, nie z ciemnych mnichów, j a k czę
sto utrzym yw ano, ale z profesorów astro nomii, gieografii, matematyki, z innych uczonych, z dygn itarz y świeckich i kościel
nych, którem u F e r d y n a n d i Izabella zlecili rospatrzyć p ro je k t K olum ba. Członkowie ra d y odw oływ ali się do tekstów biblijnych, przytaczali poglądy kosmograficzne M ojże
sza, proroków, pisarzy kościelnych, Kosma- sa, w raz z L aktancyjuszem , przeczyli kuli-
J stości ziemi i antypodom ; inni znów stawiali za rzu ty ze względów fizycznych, godząc się n aw et n a kulistość bryły ziemskiej, w y k a zywali niemożebność przedostania się na d r u g ą półkulę, ju ż dla upałów n a d m ie r
nych, już dla długotrw ałości podróży m o r
skiej, a choćby n aw et po kulistej pow ierz
chni oceanu powiodła się podróż ku dołowi, to przecież niepodobna będzie w racać pod górę-
Jeż eli więc Kolum b zarzuty te zdołał odeprzeć, jeżeli w brew wszystkim tym przedstawicielom n auki i władzy zdołał o l
brzym i swój pro jek t przeprowadzić i w y
konać, podziwiać należy zarówno stanow czość jego przekonań, j a k i wytrwałość.
P odróż K olum ba otw iera pam iętny okres o d k ry ć gieograficznych, tak doniosłego zna
czenia dla rozwoju ziemioznawstwa. Dziś jeszcze, gdy morza i lądy żadnej j u ż dla nas nie k ry ją tajemnicy, a piśmiennictwo podróżnicze t a k się rozrosło, że arcydzieła jego tylko uw agę na siebie zwrócić mogą, dziś jeszcze niepodobna bez najwyższego zajęcia czytać opisów tych śmiałych wę
711 drowców, co wśród niepojętych dziś zawad
i tru d ó w pierwsi ziemię dokoła opłynęli i zuchwale rzucali się w obszary dotąd nie
znane. Opisy tych w ypraw rozbiegały się szybko, z ciekawością słuchano opowiadań o antypodach naszych, a kulista postać zie
mi wtedy dopiero przez ogół cały uznaną została.
V I.
K olum b je d n a k aż do śmierci pozostał w błędzie, że d otarł do brzegów wschodnich Azyi i że podczas czwartój i ostatniej p o dróży zn a jdow ał się już w pobliżu Cipangu W r. 1513 dopiero, w siedem lat po śmierci K olum ba, pierwszy europejczyk, Vasco Nu- nez de Balboa, ze szczytu pewnćj góry na m iędzym orzu P anam skiem dostrzegł ro z
legły obszar wód oceanu Spokojnego. N a
leży tój zresztą znajomości obszarów tego wielkiego m orza nie posiadano jeszcze, przez ciąg d w u następnych stuleci, gdyż dosta
tecznie d o k ład n y pom iar ziemi przeprow a
d ził dopiero P ic a rd w ro k u 1670. W ielka kw estyja postaci ziemi rozw ijała się sto
pniowo; w r. 1737— 1739 zaledwie potw ier
dzony został domysł Newtona o podbiegu- now em jój spłaszczeniu, a dokładne ozna
czenie wszelkich drobnych odstępstw od postaci praw idłow ej sferoidy wymaga jesz
cze długich i mozolnych pomiarów.
Z podróżami K olum ba, oprócz bespośre- dniego o d k ry c ia nowój części świata, wiąże się znajomość k i lk u jeszcze faktów donio
słego znaczenia. P o r a ź pierwszy dostrze
żono n a oceanie rozległe łąki roślinne, k t ó re odtąd, pod naz w ą morza Sargasowego, były przedm iotem t a k żywego zajęcia i tak w ielu badań. O prądach oceanicznych w ie
dziano j u ż nieco od żeglarzy portugalskich, którzy dostrzegli ten ruch wody morskiój w zatoce Gwinejskiój; dokładniejszą w szak
że wiadomość o nich złożył Kolum b, a ob- serw a c y ja p rądów , do których wkroczył podczas trzeciój swój podróży w pobliżu wysp K a n ary jsk ich , nasunęła mu domysł, że wody m orskie poruszają się od wschodu ku zachodowi, j a k niebo.
Z je d n e g o też względu zapisał K o lu m b nazwisko swoje i bespośrednio w dziejach fizyki, zawdzięczamy mu bowiem pierwsze o d kryc ie zboczenia magnetycznego. O d
dw ustu lat z górą posługiwali się j u ż że
glarze kompasem, o dokładne oznaczenie wszakże kieru n k u igły magnesowćj nie troszczono się wcale. Może nie dostrze
żono dla braku dokładnych podziałów koła na stopnie, odchylenia igiełki od południka;
może też dostrzeżone odstępstwa przypisy
wano błędnój budowie przyrządu. W każ
dym razie obserwować można było jed y n ie tylko zboczenie wschodnie, które wówczas w E u ro p ie panowało. Podczas pierwszój swój podróży d. 3 W rześnia 1492 r. na za
chód względem azorskiój wyspy F lores, obserwował K o lu m b zupełną zgodność igieł
ki swojój z południkiem gieograficznym, a w dziesięć dni późnićj, w odległości 200 mil morskich od F erro, dostrzegł z wiel- kiem swem zdumieniem, że igiełka odchyla się od południka na zachód prawie na 5°, odstępstwo zaś to w dalszój podróży n ie tylko się nie zmniejszało, ale owszem wzmagało. W ten sposób nietylko o d k ry ł K o lu m b sam fakt zboczenia magnetycznego, ale poznał nadto, że zboczenie to jest różne w różnych miejscach ziemi.
D w a razy jeszcze w ciągu następnych swych podróży, d. 21 M aja 1496 r. i d. 16 S ierpnia 1498 r, oznaczył również K olum b miejsca, gdzie igiełka zbiegała się z połu
dnikiem, otrzymał więc trzy punkty do przeprowadzenia linii o zboczeniu zero.
U derzony odkryciem tem, przecenił K o lum b jego doniosłość i linii, na którćj zbo
czenie magnetyczne nie występuje, p rz y p i
sał znaczenie, jakie jój istotnie nie prz y p a
da. W miarę, mianowicie, j a k oddalał się od lądu, dostrzegał coraz wybitniejszą zmia
nę w ogólnym charakterze przyrody, w wa
ru n k a ch klimatycznych; p rz y ją ł więc, że to właśnie wzmiankowana wyżój linija stanowi przedział graniczny, że wraz ze zmianą k ie ru n k u zboczenia magnetycznego n astę
puje i przeinaczenie ogólnych objawów przyrody.
B łędne to wnioskowanie je st wszakże wy
nikiem dokładnój obserwacyi, widzimy bo
wiem, że K olum h uchw ycił tu należycie nieznaną dotąd różnicę k lim a tu lądowego i morskiego. P o z n a ł nowe zjawiska, nowe rośliny, nowe zw ierzęta i nowych ludzi, zgo
tował podstawę dla gieografii bijologicznój i dla badań etnograficznych.
712 W SZECH ŚW IA T. N r 45.
K o lu m b więc je s t zw iastunem odrodzenia nauki, nowożytnego jój okresu, któ rem u przodują K o p e rn ik i Galileusz.
S . K.
W Y T Ę P IA N IE
MYSZY POLNYCH W TESSALII
ZAPOMOCĄ
bacylnsa tyfusu mysiego.
(w e d łu g p ro f. F . L o efflera).
W M arcu r. b. liczne pisma doniosły, że w edług wiadomości telegraficznych z L a - rissy rów nina Tessalii została nawiedzona przez m iryjady myszy polnych i że zasie
wom zbożowym grozi w sk u tek tego wielkie niebezpieczeństwo. W ystąpie nie myszy pol
nych w tak ogromnćj ilości zainteresowało bardzo profesora Loefflera, któ ry w po
czątku r. b. ogłosił n o w ą metodę b ak- teryjologiczną w celu pokonyw ania tćj plagi, polegającą na w ytępianiu myszy zapomocą bakteryj tyfusu mysiego (Bacillus ty p h i m urium). P rof. Loeffler wykazał mianowicie, że bacyle tyfusu mysiego, d o stawszy się do p rz ew odu pokarm ow ego m y szy polnych i dom ow ych w y w ołują za b u rzenia chorobowe, kończące się śmiercią zwierzęcia i że bacyle te nie działają wcale na liczne inne zwierzęta, j a k n a koty, szczu
ry, króliki, świnki morskie, świnie, ptak i śpiewające, gołębie, k u ry i t. d., albowiem wprow adzone z pokarm em do ich p rz e w o du pokarm ow ego o k az u ją najzupełniejszą nieszkodliwość. P rof. Loeffler chciał się też przekonać, czy i d la innych zw ierząt domowych bacyl ten j e s t nieszkodliwy;
przedsięwziął więc odpowiednie dośw iad
czenia n ad owcami, które, j a k wiadomo, są wogóle bardzo w rażliw e na liczne choroby.
O kazało się, że i owce mogły beskarnie znosić ogrom ne ilości tych bacylów, w p r o wadzone do p rz ew odu pokarmowego, p o d czas gdy myszy, k a rm io n e temiż bacylam i
dla kontroli, ginęły wszystkie na tyfus mysi w ciągu 8 do 14 dni po chwili zażycia ba
cylów. P raw dopodobnem więc jest bardzo, że dla koni i dla krów bacyle te są również nieszkodliwe.
W k ró tc e po wykonaniu tych doświad
czeń, a mianowicie d. 1 K w ietnia r. b. rząd grecki, obawiając się ogromnego spustosze
nia Tessalii przez myszy polne, uprosił dro*
gąc telegraficzną p. Loefflera, aby p rz y b y ł do Grecyi w celu zażegnania nieszczęścia, grożącego Tessalii. Zaznaczyć tu w ypada, że P a s te u r zw rócił uw agę rz ąd u greckiego na nowe odkrycie i now ą metodę p. L o e f
flera.
Loeffler, pragnąc praktycznie spożytko
wać metodę swoję i przekonać się, o ile od krycie jego może okazać rzeczywiste k o rzyści w życiu praktycznem , najchętniej zgodził się na propozycyją rz ąd u greckiego i wraz ze swoim asystentem d r Ablem wy
ruszył w drogę, wioząc ze sobą wielką ilość czystych k u l t u r bacyla tufusu mysiego w e pruw etkac h na agar-agarze. P r z y b y w szy d. 8 K w ietnia do A ten, przedstawił się natychm iast prezesowi ministrów p. K o n - stantopulosowi, który zapoznał profesora z dre m P am ponkis, d yrektorem laborato- ry ju m bakteryjologicznego w A tenach.
W pracowni tój przygotowano znaczne ilo
ści czystych k u ltu r bacyla i dwaj uczeni w raz z dre m Pam ponkis udali się do Tes- sali, stanąwszy dnia 18 K w ie tnia w mieście Larissie.
O lbrzym ia ró w n in a u rodz ajna zna jduje się po większćj części w posiadaniu w ięk szych właścicieli ziemskich. Do niektórych z tych panów należą setki tysięcy morgów ziemi. K r a j nie je st gęsto zaludniony. W si są po większój części m ałe i nieznaczne.
Dom y budowane są tak, że stoją gęsto je d e n obok drugiego, otaczając dokoła znacznie wyższy dom właściciela. M ała stosunko- wo ilość mieszkańców nie jest n aturalnie w możności u p ra w ia n ia tak rozległych p rz e
strzeni. D w ie trzecie k ra ju jest nieupra- wiane i przedstaw ia pastwiska dla og ro m nych stad owiec, kóz, krów. Co trzy lata te same miejsca g ru n tu zostają up ra w ian e.
Sztuczne nawożenie g ru n tu je s t tu niezn a
ne. N a tych to n ieu p ra w ia n y c h przestrze
niach myszy polne mogą się bez wszelkich
713 trudności rozwijać i mnożyć. W przeszłym
roku p oraź pierwszy od czasu, j a k Tessalija stała się znów prow incyją grecką, żniwa by
ły w niśj bardzo udatne. W s k u te k dobrych urodzajów myszy polne wielce się rozm no
żyły. Nadzwyczaj le k k a zim a nie w yrzą
dziła im żadnśj szkody, tak, że z nastaniem wiosny, t. j. w końcu L utego, wystąpiły one w większej ilości, niż w ciągu ostatnich lat dwudziestu pięciu.
Zawiadowca stacyi w Yalestino pierwszy zw rócił uwagę ogółu na ukazanie się więk
szych ilości myszy polnych, a wkrótce po
tem ze wszystkich stron nadsyłać zaczęto wiadomości o silnem rozmnożeniu się tych zw ierząt. T e jednocześnie nadsyłane zawia
domienia nakazyw ały pierwotnie przypusz
czać, że myszy wkroczyły nagle gromadnie do Tessalii, lecz pogląd ten okazał się błęd
nym . W początku M arca myszy zaczęły tylko spuszczać się z pagórków i pochyłości oraz wędrować z p astw isk ku polom u p r a w nym i dlatego około tego czasu zwrócono na nie uwagę. W ę d ró w k i o d b y w a ją one bardzo powoli. P raw dopodobnie nie posu
wają się one w dalszą drogę, zanim okrąg, przez nie zajm owany, nie zostaje zamiesz
k a n y p rz e z zbyt wielką ilość osobników.
P rz e w o d y ,k tó re w ygrzebują w ziemi, miesz
czą się mnićj więcój na głębokości 20—40 centym etrów pod powierzchnią; długość różnych galeryj b y w a rozmaita, obserwo
wano galeryje, dochodzące 3 0 —40 metrów długości, lu b jeszcze więcćj; galeryje te ko
m u n ik u ją z powierzchnią za pośrednictw em przewodów pionowych, mających do 5 cen
tym etrów średnicy.
W niektórych miejscach prowadzi 4 lub 5 otworów do tój samój galeryi, a po większój części w pobliżu znaleść można gniazdo w postaci jam y , wysłanej pogryzionemi częściami roślinnemi; w gnieździe w ycho
wują się młode. Myszy wychodzą z nor swych głównie wieczorem, w celu szukania pokarm u; słychać w tedy wszędzie osobliwe ich piski. W norach znaleść można nad ra n e m wszelkie możliwe świeżo odcięte czę
ści roślinne. Źdźbła zbożowe zabierają m y
szy w te n sposób, że stają na tylnych ł a p kac h i p rz e g ry z a ją łodyżki. Odcięte źdźbła zanoszą do swych nor, b y tam j e spożyć.
P łodność myszy polnych jest nadzwyczaj
wielka. Począwszy od miesiąca Marca, sa
mica rodzi w każdym miesiącu po 8 — 12 młodych, z każdym więc miesiącem wzrasta niebespieczeństwo dla pól. Ilość myszy obserwowanych tćj wiosny, b yła taka sama j a k w r. 1866, w którym to roku myszy p o
czyniły takie spustoszenia w polach, że zbiór zboża był prawie żaden. J a k zadziwiająco szybko myszy prow adzą dzieło zniszczenia^
dowodzą tego liczne dane urzędowe; zda
rzało się np., że wieczorem oglądano pole i nazajutrz rano miano przystąpić do żniwa, gdy atoli nazajutrz żniwiarze przybywali na miejsce, nie mieli już czego żąć, myszy bowiem w ciągu jednój nocy pustoszyły ze szczętem całe pole. Jeszcze ciekawszy jest wypadek, j a k i opowiadano o pewnym m ły n arzu w okolicy Yalestino. W yszedł on z ra n a na pole swoje, ściął tam pewną ilość zboża, naładow ał część na osła i zawiózł do młyna. G dy następnie powrócił z m łyna pu dru g i ład u n ek zboża, nic prawie nie z n a lazł ze ściętego zboża. Sądząc, że to za
k ra d ł się złodziej i zboże m u zabrał, zaczął czatować, gdy w tem nagle ku wielkiemu swemu zdziwieniu spostrzegł mnóstwo m y szy polnych, które zabrały się do sprzątania zboża.
Rząd grecki ocenił należycie całe niebes
pieczeństwo, grożące w r. b. Tessalii z p o wodu myszy polnych. U rodz aje zapow ia
dały się niezw ykle dobrze, chodziło więc o u ratow anie plonów, mających wrartość 40 — 50 m ilijonów franków. Dlatego też rząd zawezwał pewną liczbę fachowców, poruczając im przedsięwzięcie środków za
radczych. Aż do chwili przybycia na m iej
sce prof. Loefflera, fachowcy ci stosowali różne środki, ja k o to: naw adnianie o krę
gów, przez myszy nawiedzonych, rozrzuca
nie po polach różnych trucizn w p o k a r
mach, wprowadzanie siarku węgla do w nę
trza przewodów mysich. Środki te do pew nego stopnia zmiejszyły plagę, lecz n ie z u pełnie. Dlatego też z wielką niecierpli
wością oczekiwano przybycia Loefflera.
Metoda postępowania Loefflera polegała na tem, że kaw ałki chleba białego nasycano płynem, w którym odbywała się bujna k u l
t u ra bacylów tyfusowych i chleb ten umiesz
czano w dziurach mysich. Loeffler p r z y puszczał, że myszy, zjadając chleb, z a raż ą
714 W SZECH ŚW IAT. N r 45.
się tyfusem, inne zaś myszy, pożerając t r u py m artwych braci w dalszym ciągu będą się zarażały i że w ten sposób epidemija t y fusowa sprawi wielkie spustoszenia pośród myszy polnych. N aprzód z najbliższych okolic, a następnie i z coraz dalszych p r z y bywali obywatele i włościanie i poinform o
wani co do sposobu postępowania, pozabie
rali całe kosze z chlebem, zmoczonym k u l
tu ram i bacylowemi. P rzy b y w a jący m p o k a zyw ano, że kury, gołębie, psy, koty, konie, b y d ło domowe i świnie mogą beskarnie spożywać chleb ten i ty m sposobem starano się przekonać ich o nieszkodliwości tego środka dla in w e n ta r z a domowego; n ie k tó rzy odważniejsi zjadali sami chleb w celu przekonania towarzyszów, że i dla czło
wieka bacyle tyfusu mysiego są najzupełniej nieszkodliwe.
Co się tyczy rezultatów metody Loefflera, t e n ostatni podaje następujące szczegóły.
J u ż po kilku dniach nadeszły ze wszyst
kich stron wiadomości, że chleb, umieszczo
n y w dziurach mysich, w k ró tk im czasie wszędzie poznikał; stało się zatem wielce praw dopodobnem , że myszy go zjadły.
Wiadomości te ucieszyły bard zo Loefflera, gdyż obawiał się on, że myszy polne w p r z y rodzie, mające dostateczną ilość soczystej zieleni, będą gardziły chlebem. O statecz
nych rezultatów można się było spodziewać niewcześniej j a k p rzed u pływ em czterech tygodni.
Po dziewięciu j e d n a k dniach Loeffler w towarzystwie d ra P a m p o n k isa prz ed się
wziął podróż objazdową, inspek cy jn ą do miejscowości, w k tórych sami zastosowali metodę, lub w których w ykonali j ą w ieśnia
cy pod okiem właścicieli ziemskich. Otóż z pewnością u dało się skonstatow ać, że świeżo odgryzionego zboża w dziurach m y sich nigdzie nie było; znalezione w nich zboże miało j u ż conajm niój dw a dni. T u i owdzie znaleziono m a rtw e myszy, a oprócz tego widziano dosyć znaczną ilość chorych myszy, wlokących się po polach; oczywiście zatem myszy, dręczone chorobą, opuszczają swe nory, czując potrzebę świeżego po w ie
trza. Część myszy m artw y c h z a b ran ą zo
stała do Larissy, a sekcyja anatom o-patolo- giczna w ykazała tyfus mysi; liczne organy, a osobliwie wątroba i śledziona z a w iera ły
charakterystyczne bacyle tyfusowe w wiel
kiej obfitości.
W krótkim czasie ze wszystkich za k ąt
ków Tessalii posypały się wiadomości o w y
tępieniu myszy polnych i o znakomitych rezultatach metody Loefflerowskiój. Po powrocie do Greifswaldu, d. 26 M aja o trz y m ał Loeffler od p. Anastassiadesa, prezesa kom itetu do zwalczenia myszy polnych, t e legram treści następującej: „Rezultaty wszę
dzie wyborne, kraj je s t P a n u wdzięczny”.
W ten sposób metoda prof. Loefflera o k a zała się nader błogą w skutkach i dzięki jej wr Tessalii u ra to w a n e zostały zbiory, które zniszczoneby zostały przez myszy polne, j a k to już daw nem i laty kilkakrotnie m ie
wało miejsce w Grecyi oraz w innych k r a jach. Prof. Loeffler zastosował metodę swoję także i do tępienia myszy domowych z równie znakomitym skutkiem. (C entral- blatt f. Bakteriologie und P ara sitenkunde , 1892; Natur, A ugust, 1892).
D r J . N .
PR ZY C ZY N EK
D O B I . I 0 L 0 G I I
CHROŚCIKÓW (PHRIMDAI).
W X I I tomie „Biologisches C e n tra lb la tt”
(N r 16 i 17, 1892) h r. M arya v. L in d en , podaje re zultaty własnych spostrzeżeń nad rozw ojem pozarodkow ym gąsienic chróści- lców (P hryganidae). W początkach 1891 r o k u n ad brzegiem rzeczki K iirb y (w p a d a jącej do górnego D unaju), pośród pustych sk o ru p e k błotniarek, znalazła p. L inden galaretow ate bryłki wielkości orzecha las
kowego, z licznemi ja jk a m i wew nątrz, w których, przy pomocy m ikroskopu, m oż
na było rospoznać zarodki z widocznemi, dw iem a czerwonemi plam kam i, odpowiada- jące m i oczom. W k ró tc e z ja je k , k tó re zo- zostały ze swą osłoną galaretow atą um iesz
czone w wodzie, wylęgły się m łodziutkie gąsienice, zaczęły się energicznie poruszać w e w n ą trz m asy galaretow atej i po bliższem
zbadaniu okazały się gąsienicami chró- ścików. P o opuszczeniu ja j e k gąsienice miały około 1,5 m m długości, poruszały się bardzo żwawo, usiłowały wydostać się ze swój osłony galareto watój, a przy tem były zajęte budow ą pochewek (futerałów) zabes- pieczających, w k tórych wszystkie gąsie
nice chróścików (P h ry g a n id a e ) żyją. W ce
lu poznania bliżój procesu budowy owych pochewek, umieszczono część bryłki g ala
reto watój pod m ikroskopem i przekonano się, że gąsienica w ykluta z ja jk a je s t po
k ry ta delikatną, p rz ejrzystą skórką, którą po k ilku godzinach zrzuca. P o wylenieniu się, gąsienica odbyw a pracowite wędrówki t u i owdzie, dopóki nie umiejscowi się w pewnym punkcie masy galaretowatój i nie rospocznie budowy pochewki. Zapo- mocą dwu k ilkakrotnie zazębionych haczy
ków chitynowych, umieszczonych na głowie (szczęk) oraz ostrych pazurków na prz e
dnich nogach, oddziela gąsienica kawałki masy galaretowatój, a zdobyty w ten sp o sób m atery ja ł zostaje zapomocą innych par nóg zgarnięty i zatrzym any, dołączony do poprzednio przygotowanego, oprzędziony nitkam i wysnutemi przez gąsienicę i spojo
ny w powłokę. B ło n k a ja ja i skóra z rz u cona z gąsienicy byw ają również zużytko
wane i nim gąsienica opuści osłonę galare
towatą, p rz y straja swą pochewkę wodoro
stami, k tóre mogą się zgromadzić wokoło b ry łk i galaretowatój, a n aw et dostają się do jój w nętrza przez szczelinę, ja k a się w niój tworzy.
W 12 — 18 godzin zostaje utw orzona p o chew ka i gąsienica staje się odpowiednio uzbrojona do w alki o byt. Niewszystkie g a tu n k i gąsienic chróścików m ają zwyczaj p rzed wydostaniem się na wolność ze wspól- nój opony galaretowatój, budować sobie po
chewki. G a tu n k i, k tóre składają j a j a w w o
dzie, nie przedsiębiorą tój ostrożności, p rz e ciwnie zaś, gąsienice wylęgłe nie w bespo- średniem zetknięciu, ale w bliskości wody, ochraniane są przez pochewkę od wyschnię
cia. W k ró tc e po w ybudow aniu sobie p o chewki, gąsienice karmić się zaczynają w o dorostam i, wtedy bowiem w zawartościach k a n a łu pokarmow ego dają się zauważyć k a wałki wodorostów, niemnićj je d n a k karm ią się i pokarmam i zwierzęcemi, pożerając gą
sienice owadów wodnych oraz różne dro
bne zwierzęta zamieszkujące razem z niemi wody.
K ied y większość chróścików opuściła ga
laretow atą bryłkę, p. L inden chcąc zbadać dalszą budowę i uzupełnienie pochewek tychże, umieściła w wodzie, w akw aryjum , gdzie żyły gąsienice, razem z roślinami i p e w ną ilość ziemi, piasku i drobnych cząstek wapienia. P ew n a część gąsienic wybrała piasek i drobne kamyczki, inne znów pozo
stały wyłącznie przy częściach roślinnych, po pew nym czasie je d n a k pierwsze przeko
nały się, że dogodniejsze są dla nich lekkie skórki roślinne i przedsięwzięły przebudo
wanie swój pochewki (domku).
Prawidłowe, mocne spojenie m ateryjałów składających powłokę, niema zresztą miej
sca w pierwszych miesiącach, strzępki liści i łodyżek, z początku są swobodnie przycze
pione do podstawy galaretowatój, dopiero późniój gąsienice nabierają większój w pra
wy i znać w budowie ich pochewek staranie i określony sposób budowy. Daleko w i ę k szego starania dokładają owady w celu wyklejenia wewnętrznój powierzchni p o chewki, ku czemu używ ają wyłącznie kom ó
rek roślin wodnych jawnokwiatowych.
W pierwszych miesiącach rozwoju, o rg a nizm gąsienicy chróścika przechodzi liczne przemiany. Części chitynowe, z początku bezbarwne, przezroczyste, są żółtawe, a da- lój ciemniejsze i coraz mocniój tw ardnieją.
Kolce, któremi u starszych gąsienic, we
wnętrzny brzeg goleni pierwszój i drugiój p ary nóg jest opatrzony, występują w id o cznie w pierw szym miesiącu; toż samo szcze
ciny na głowie, nogach i odw łoku stają się liczniejsze i dłuższe.
U włosienie linii bocznój ciała u cztero
tygodniowych okazów jest wyraźne i składa się 7. trzech włosków, ustawionych w t r ó j kąt n a każdym pierścieniu odwłoka. P o dwu miesiącach linija ta włosko wata jest już dostatecznie gęsta. Jednocześnie na mięsi
stych wyrostkach, mogących się wciągać lub skracać i wydłużać, znajdujących się po obu stronach pierwszego pierścienia o d włoka, występują mikroskopowe haczyki naprzód zagięte, które są ustawione w 11 współśrodkowych rzędów kołowych, w ten sposób, że naprzeciw ko przerw jednego,
716 W SZECH ŚW IA T. N r 45.
p r z y p a d a ją haczyki drugiego rzędu. Zapo- mocą tych haczyków, trzy m a się gąsienica swój pochewki, a opuszczając go jest zm u
szona wyrostki mięsiste wciągać. S kóra tych stożkowatych w yrostków je s t bardzo delikatna; p rz y ich podstawie znajduje się długi włos, dru g i zaś k rótszy w yrasta | z wierzchołka.
Zgodnie z obserwacyjami Z adda cha i in
nych badaczów, r o s p a tr y w a n e gąsienice j chróścików nie posiadają skrzelotchaw ek w pierw szym okresie swego rozw oju, lecz przez pierwsze 4 tygodnie oddychają zapo- mocą skóry. N askórek na odw łoku je s t bardzo delikatny, zupełnie p rzejrzysty, tak, że przebieg i rozgałęzienie r u r e k oddecho
wych czyli tchawek, może być dokładnie obserwowane.
Główne pnie r u r e k oddechowych, prze- biegąjących falisto wzdłuż ciała gąsienicy, symetrycznie względem linii śm dkow ój cia
ła, wysyłają n a każdym pierścieniu ciała, z wyjątkiem przedostatniego pierścienia od
włoka, w miejscu ich największego n a brzmienia, pęczki d e likatnych gałązek, k tó
re się rospościerają pod skórą w k ie ru n k u osi ciała. Dwie główniejsze boczne gałęzie głównego pnia, przechodzą do mięsistych w y rostków odwłoka.
Rozgałęzienia głównych pni ru rek o dde
chowych, przechodzące przez tułów, p r z e dłużają się również w nogi. Z pni ro z g ałę
zionych w głowie przechodzą tchaw ki i do oczu. U starszych gąsienic delikatniejsze rozgałęzienia nie są j u ż widoczne, natom iast n a drugim , trzecim i c z w arty m pierścieniu odwłoku, ukaz ują się powyżej i poniżej linii bocznćj po dw a nitkow ate w yrostki, w k tó ry c h r u r k i oddechow e kończą się bardzo delikatnem i gałązeczkami. T e to wyrostki są zaczątkowemi skrzelotchawkami, k tó re nie w yrastają tutaj ze wspólnćj p odstaw y w p o staci krzaczków atój, j a k to P ictet, H a g e n i M /Kachlan zauważyli u L eptoc erinae , w części H y d ro p sy c h in ae, ale pojedyńczo w y ra stają na dolnój pow ierzchni d ru g ie g o pierścienia odwłoka, na dolnój i górnój po
wierzchni trzeciego i czwartego pierścienia i na górnćj piątego.
S kóra wyściełająca fałdy m iędzy oddziel- nemi pierścieniami odw łoka, jest t a k deli-
! k a t n a i bogato zaopatrzona w r u r k i odde
chowe, że praw dopodobnie i tutaj się oddy
chanie odbywa. Co do g a tunku rospatry- wanych gąsienic, to brak skrzelo-tchawek za młodu, a dalój krzaczkow atych i inne szczegóły budowy wskazują, że gąsienice te zapew ne należały do g rupy H ydro p tiliu m lub Rhyacophilinae.
A . S .
T o w a rz y stw o Ogrodnicze.
(D o k o ń c z e n ie ).
J e ż e li p o ró w n a m y c y fry u n a s s p o s trz e g a n e z te*
m i, ja k ie w id z ie liś m y w H a m b u rg u , g d z ie u m ie r a ło d z ie n n ie p o 3 0 0 — 400 osób, g d z ie p r z y te m e p id e m ija n ie o g ra n ic z y ła się n a lu d n o śc i u b o g ie j, ale sp o ro z a b r a ła ofiar ze s fe r z am o żn y c h , g d z ie z m a rło n a c h o le r ę 7000 lu d z i w c ią g u d w u m ie s ię cy — m u sim y do jść d o w n io sk u , że d z ia ła ła tu t a j ja k a ś o k o liczn o ść s p rz y ja ją c a n a d m ie rn e m u ro z m n o ż e n iu się z a ra z k a .
O b e cn ie p rz y c z y n a t a z o s ta ła w y ja śn io n a w te n sp o só b , że H a m b u rg o trz y m u je w o d ę n ie filtro - w a n ą z E lb y p o n iże j ścieków . P o d czas n a jc ie p lejszeg o m ie s ią c a w o d a tu ż p o d m ia ste m , b ę d ą c c o ra z b a rd z ie j p rz e z d o s ta ją c e się d o w o iy w y d z ie lin y c h o r y c h z ak a ż a n ą ro s s z e rz a ła ch o ro b ę aż d o czasu, w k tó ry m d o m y ślo n o się w re sz c ie w ła ś c iw e j p rz y c z y n y i o b m y ślan o o d p o w ie d n ie śro d k i, a p rz e d e w s z y s tk ie m z a b ro n io n o u ż y w a ć w o d y su ro w ej.
Ż e ta k b y ć m u s ia ło za d o w ó d słu ż y A lto n a , p rz e d m ie ś c ie H a m b u r g a , śc iś le z te m m ia s te m ze
sp o lo n e, o trz y m u ją c e w o d ę ró w n ie ż z E lb y , a le filtro w a n ą p rz e z filtry p iask o w e . P o d czas, g d y w H a m b u rg u b y ły liczne z a c h o ro w a n ia i ś m ie r c i, w A lto n ie z a c h o d z iły z a le d w ie p o jed y ń c ze p rz y p a d k i.
P r z y k ła d H a m b u rg a d o w ió d ł, że w o d a rz e c z n a m o że b y ć z ak a ż o n a i z a ra z ę ro z n o sić. Coś p o d o b n e g o zac h o d zi w tej c h w ili w B u d a p e s z c ie , k tó r y ró w n ie ż o trz y m u je w o d ę n ie filtro w a n ą z D u n a ju .
J a k ż e się rz e c z m a z W arszaw ą? J a k k o lw ie k b y ło i tu ta j p a r g w y p a d k ó w z a k a ż e n ia , j a k się z d a -
| w a ło , m o g ąc eg o p o c h o d z ić w s k u te k u ż y c ia niefil- tro w a n e j i n ie p rz e g o to w a n e j w o d y w iś la n e j, to je -
j d n a k d alek o w y b itn ie j w y s tę p o w a ło z a k a ż e n ie o d
! o so b y do osoby. N ie b y ło ró w n ie ż w y p a d k ó w za-
! k a ż e n ia w odą n a p rz e d m ie ś c iu P ra d z e, k tó r a c a ła o trz y m u je w odę je d y n ie n ie filtro w a n ą . P a r ę wy-
j p a d k ó w p o d e jr z a n y c h zaszło n a S olcu w b lis k o śc i
N r 45.
m ie js c a , g d zie w y lą d o w a ł c h o ry n a c h o le rę flisak, t a k ja k g d y b y w o d a ty lk o n a k ró tk o i c o n ajw y ż ej p r z y b rz e g u z a k a ż o n ą z o s ta ła .
W id a ć stą d , że j a k n a te r a z W ie ła n ie je s t je s z c z e z ak a żo n a p o w a żn ie o ra z że ja k k o lw ie k o stro ż n o ść n a k a z u je w o d ę g o to w a ć, to j e d n a k filtro w a n a m oże b y ć u w a ż a n a za b e s p ie c z n ą i bez g o to w a n ia . P o d czas z im y n ie n a le ż y się o b a w iać z a k a ż e n ia w ody, g d y ż c ie p ło ta k o ło 0, lu b n iew ie le w y ż sza, n ie s p rz y ja m n o ż e n iu s ię z ara z k a . Je ż e li je d n a k n a w iosnę e p id e m ija zn ó w się po w ię k szy , co je s t m o ż e b n e , o ra z je ż e li n a d r z e k ą z n a jd ą się w iększe o g n is k a z ara zy , s k ą d z a ra z e k z n ie c z y s to ś c ia m i d o s ta w a ć się b ę d z ie d o rz e k i, n ieb e sp iec z eń s tw o m o że się z n a c z n ie p o w ię k sz y ć i o stro ż n o ść n a le ży w te d y p o d w o ić. N a te n c z a s w si i m ia s ta n a d W i
s ł ą i in n e m i rz e k a m i p o ło żo n e, a n ie m a ją c e w ody filtro w a n e j, n a jle p ie j u c z y n ią , je ż e li z a p rz e s ta n ą u ż y w ać w ody rz e c z n e j, a n a to m ia s t p o b u d u ją p o m p y a b is y ń s k ie , k tó r e je d y n ie za b e sp ie c z n e u w a ż a ć n a le ż y . W o d a b o w ie m g ru n to w a , je ż e li się do ń ie j n ie d o s ta ją ś c ie k i b e sp o śre d n io , j a k to się d z ie je w z w y k ły ch s tu d n ia c h i p o m p a c h z d o łam i c e m b ro w a n e m i, lec z je ż e li j e s t c z e r p a n a w p ro s t z a p o m o c ą r u r y z p e w n ej g łę b o k o ś c i, n ig d y n ie z a w ie ra z ara zk ó w i je s t z aw sze w y ja ło w io n a .
Z n a ją c z a ra z e k c h o le ry i jeg o w ła sn o ści, n ie p o w in n iśm y się o b a w ia ć c h o le ry . W sz ak ż e o b e cn ie w id z im y , że e p id e m ija , z m ały m w y ją tk ie m , n i
g d z ie n ie p rz y b ra ła sz e rs zy c h ro z m ia ró w . N a leż y to z aw d zięczać w ła ś u ie śro d k o m w szędzie m n ie j lu b w ięcej ra c y jo n a ln ie p rz e d s ię b ra n y m :
N a s tę p n ie d r B. s tr e ś c ił w a ż n ie js z e w ła sn o ści z a ra z k a , a że b y , z n a ją c je , te m p ew n iej z n i e m i w alczy ć. Z a ra z e k c h o le ry , d r o b n a z g ię ta la se c zk a , sz y b k o ro z m n a ż a się w c ie p ło c ie od 2 0 do 37° C w p ły n a c h w o d n is ty c h o b o ję tn y c h , lu b sła b o a lk a lic z n y c h , g in ie w s ła b o n a w e t k w a śn y c h . (S tą d w n io se k , że ow oce p rz y c h o le rz e w c a le n ie p o w in n y b y ć w z b ra n ia n e ). P r z y 0° n ie ro z m n a ż a się i sto p n io w o z a m ie ra . Z as u s z o n y g in ie w c ią g u k ilk u n a s tu m in u t, lu b n a jw y że j p a r u go d zin . (N a p ó ł su c h y w b ie liź n ie p o w a la n e j w y p ró ż n ie n ia m i ż y je z n ac zn ie d łu ż e j).
Z a b ity m z o s ta je n a w e t p rz e z k ró tk o tr w a łe g o to w a n ie . N isz c zą g o ró ż n e ś ro d k i ch em iczn e, m ia n o w ic ie : w ap n o w stę ż e n iu 2 n a ty s ią c , s u b lim a t
1 n a 1 0 ty s ię c y , k w as k a rb o lo w y n ieo c zy szc z o n y 1 n a ty s ią c , o czyszczony 5 n a ty s ią c : k w asy m in e ra ln e : s o ln y , s ia r c z a n y 3 — 4 n a ty s ią c ; k w asy r o ś lin n e 1 n a 1 0 0; z a ra z e k n ie m oże się z n ajd o w a ć w n a p o ja c h k w a ś n y c h j a k p iw o, w ino, d alej g in ie w o g ó rk a c h k w a sz o n y ch , k w aszo n ej k a p u ś c ie i m le k u k w a śn e m . N a jw a ż n ie js z ą rz ec zą , j a k ą p a m ię ta ć n a le ż y je s t to , że w s ta n ie su c h y m , p rz e z p o w ie tr z e , u b r a n ie i t . p . p rz e n ie s io n y m b y ć n ie m o że . W ła ś c iw ie d e z y n fe k c y i n a le ż a ło b y p o d d a w ać ty lk o o b u w ie n a s tr o n ie podeszw ow ej za p o - m o c ą słab eg o ro s c z y n u n p . kw . k a rb o lo w eg o . P ró c z w o d y , n a jc z ę stsz y m p rz e n o ś n ik ie m z a ra z y j e s t b ie liz n a c h o ry c h , m ia n o w ic ie p ó k i d o s ta te c z n ie n ie
j e s t w ysuszona. N a z a k o ń c ze n ie sw ego p rz e m ó w ie n ia d r B u jw id p o k a z y w a ł z e b ra n y m czło n k o m K o m isy i z ara ze k w Bztucznej h o d o w li, a n a d to sa m z a ra z e k z a ch o w an y ja k o p r e p a r a ty m ik ro s k o pow e.
N a te m p o sie d ze n ie zo stało u k o ń czo n e.
SPRAW O ZDANIE.
J. Siem iradzkiego. F a u n a k o p a ln a w a rstw Ox- fo rd z k ic h i K im e ry d z k ic h w Polsce. C zęść II. Ś li
m a k i, m a łż e , ra m io ń o p ła w y i sz k a rłu p n ie ( P a m ię t n ik a k a d e m ii u m ie ję tn o ś c i w K ra k o w ie , t. X V III, zesz. I I , 1892).
W e w s tę p n e j, p ierw sze j części sw ej p ra c y , a u to r o p isu je fo rm a c y ją g ó rn o ju ra js k ą w P o lsce , k tó r a tw o rz y t r z y p asm a, ró w n o le g łe p o m ię d z y sobą: 1) pasm o k ra k o w sk o -k a lisk ie , 2) p a sm o n a d n id z ia ń sk ie, się g a ją c e od S o b k o w a i K o ry tn ic y n a d N id ą d o S u le jo w a n a d P ilic ą , 3) p a sm o iłże ck ie, o b e j
m u ją c e w so b ie w y c h o d n ie w ap ie n ió w ju r a js k ic h n a P n W s to k u w y ż y n y sa n d o m ie rsk ie j. P o d a je c h a r a k te r y s ty k ę k ażd e g o z ty c h trz e c h pasm , w y ró ż n ia o d d z ie ln e p oziom y, o p isu je d o k ła d n ie ich sk ła d p e tro g ra fic z n y , ja k o te ż w y licza sk a m ie n ia ło śc i g łó w n ie z n a m io n u ją c e k a ż d y poziom ; n a d to sz c ze g ó łow o k re ś li g ra n ic e ro z m ieszc z en ia g ieo g raficzn eg o k a żd e g o p a s m a i p o z io m u .
W d ru g ie j części sw ej p r a c y p. S. o p isu je s y s te m a ty c z n ie s k a m ie n ia ło ś c i d o tą d w fo rm a c y i g ó rn o - ju r a js k ie j w P olsce z n alez io n e .
. R o sp o c z y n a o d ślim a k ó w (G a stro p o d a), k tó re d z ie li n a c z te ry g ru p y (rz ę d y ): A s p id o b ra n c h ia ta , C te n o b ra n c h ia ta , T aen io g lo ssa h o lo sto m a ta i T a e - n io g lo ssa sip h o n o sto m a ta ; d a le j p o d a je 6 ro d z in
8 ro d z a jó w i 24 g a tu n k i, p o m ię d z y k tó re m i dw a:
P le u r o to m a r ta L o rio li n. sp. i C a p u lu s p o lo n ic u s n . sp., j a k o z u p e łn ie n ow e, d o tą d p rz e z n ik o g o n ie o d ró ż n ia n e , n a z y w a i o p isu je b a rd z o w y c z e r
p u jąc o .
P rz e c h o d z i n a s tę p n ie d o g ro m a d y m ałżów (L a- m e llib ra n c h ia ta ), k tó r ą d z ie li n a 1 1 w iększych s k u p ie ń , n a 21 ro d z in , 35 ro d z a jó w i 90 g a tu n k ó w , z ty c h A rc a (C u c u lla ea ) A lth i m ., A rc a (C u cu llaea) s tr ia to p u n c ta ta n. sp ., A rc a (Is o a rc a ) c ra c o v ie n s is n . sp ., O pis 8u b a v iro s tris n . sp. ja k o n o w e g a tu n k i p ie rw sz y ra z p rzez a u to r a o n isa n e .
D alej p rz ec h o d zi a u to r do g ro m a d y ra m io n o p ła -
j wów (B ra c h io p o d a ), o p is u ją c d w ie r o d z in y R h y n - c h o n e llid a e i T e r e b r a tu lid a e , p o d a je w n ic h S r o dzajów i 34 g a tu n k i, a w ich lic z b ie d w a g a tu n k i
j R h y n c h o n e lla H aasi n. sp. i T e r e b r a tu la c ra c o v ie n -
| sis n . sp ., ja k o no w e o p isu je b a rd z o w y czerp u -
1 jąc o .