• Nie Znaleziono Wyników

Płacę i wymagam

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Płacę i wymagam"

Copied!
5
0
0

Pełen tekst

(1)

Mirosław Derecki PŁACĘ I WYMAGAM

- Co pani sądzi o studentach ?

- Tak ogólnie, czy jako posiadaczka kwatery studenckiej?

- I jedno i drugie...

- Inteligentni, zdolni, pewni siebie no i, oczywiście, znacznie lepiej sytuowani materialnie niż byliśmy my. Mniej są jednak wyrobieni życiowo, a już bardzo często brak im umiejętności współżycia z innymi ludźmi.

- Miewa pani poważne konflikty ze swoimi lokatorami?

- Bardzo rzadko. Ale zatargi i zgrzyty zdarzają się często. Wynajmuję kwaterę dwuosobową, pokój w domku jednorodzinnym. Oboje z mężem pracujemy, stołujemy się w mieście. Przede wszystkim cenimy sobie spokój i porządek. Pewnego dnia wprowadziła się do nas nowa studentka. Cicha, spokojna, niepaląca, niezbyt przystojna, wracała wcześnie do domu, słowem - ideał. Po miesiącu przychodzi jej współlokatorka z prośbą o interwencję;

Basia zawala stół do nauki garami i innym sprzętem kuchennym, a pod stołem trzyma miednicę z namoczoną brudną bielizną. Współlokatorka nie ma życzenia mieszkać w jakimś slumsie z epoki kamienia łupanego, tylko w normalnym pokoju... Okazuje się, że Basia w ciągu miesiąca potrafiła zgromadzić potężną kolekcję garnków, talerzy, półmisków, czajników. Nad tapczanem wiszą dwie stolnice, pod łóżkiem stoją trzy miednice plastikowe w różnych kolorach, w kącie za etażerką kilkanaście pustych słoi. Z blaszanej rynienki wyglądają tłuczki, tarki, patelnie. Wieczorami Basia rozstawia swoje skarby na stole i kontempluje... „Po co ci tyle sprzętu, przecież możesz w kuchni ze wszystkiego korzystać...”

„Widzi pani, ja kompletuję wyprawę ślubną. Rodzice dają mi sporo pieniędzy, więc...” „Masz

zamiar wychodzić za mąż?” „Skąd! Dopiero po studiach. Ale ja tak lubię gospodarstwo

domowe...” Po tygodniu dowiedziałam się, do czego były potrzebne słoje zza etażerki: Basia

przyniosła kilkanaście kilo owoców i zabrała się w kuchni do robienia przetworów. Kiedy

kategorycznie się temu sprzeciwiłam, zaczęła smażyć powidła po kryjomu, wieczorami na

maszynce elektrycznej ustawionej na parapecie okna. Następnie zabrała się do przetapiania

słoniny z cebulą... Ta cebula dobiła mnie ostatecznie. Kiedy żadne upomnienia i tłumaczenia

nie skutkowały, byłam zmuszona wymówić jej mieszkanie. Rozstałyśmy się we łzach - z jej

(2)

strony. Rozżalona, nie mogła zrozumieć, że wymawiam jej mieszkanie, gdy ona zachowywała się właśnie tak, jak nauczono ją w domu. Była gospodarna, zapobiegliwa, starała się wyrobić w sobie przymioty dobrej żony i pani domu.

- Panie, ja powiem tylko tyle: jakbyś pan przypadkiem kiedy, zamiast pisać o studentach, sam zdecydował się wziąć studentów na kwaterę, to z dala od „artystów”.

Recytator jeszcze ujdzie. Tancerz też, bo się wyhasa na próbie. Najgorsi - od teatrów eksperymentalnych: we łbie przewrócone, rozwłóczone to po festiwalach, harde. A Boże broń od takich, co mają cośkolwiek do czynienia z muzyką. Miałem kiedyś złą passę: zachęcili się na moją kwaterę studenci artyści – muzycy. Przychodzi dziewczynka niewielka, czarna, skromniutka. Filozofię studiuje, głowę ma pełną wszechświata, biedna jest niezaradna, a tu źli ludzie z kwatery ją wyrzucają. Dałem się zwieść. Żona do serca przytuliła, łóżeczko wymościła, a to się okazał demon skrzypcowy! O jedenastej w nocy przychodziła z próby i zaczynała jeszcze przed snem palcówki ćwiczyć. „Ja tylko zagram cicho, cichuteńko - mówiła z tym swoim nieśmiałym uśmieszkiem - państwu to nie przeszkadza, prawda? Państwo tacy dobrzy, wyrozumiali”... Więc wymieniłem ją szybko na dwie studentki teologii i wszystko było dobrze przez kilka miesięcy, dopóki nie zachęcił się do nich jeden kolega z roku, gitarzysta, spec od muzyki pop, religijnej i świeckiej. Wtedy wylazło szydło z worka, że oni wszyscy są w chórze i muszą wieczorami ćwiczyć w domu z towarzyszeniem gitary. Dla pucu zaczynali od pieśni religijnych, a potem już walili na całego Niemena, „Jaskółkę”, Marylę i gitarzystów. Teraz mam dwóch zwyczajnych chłopaków, bez zainteresowań. Od czasu do czasu pójdą na zabawę, upiją się, narozrabiają trochę, ot i święte życie…

- Mielibyśmy tu z naszymi studentkami idealną atmosferę, gdyby nie telefon.

Wynajmując mieszkanie zawsze podkreślam, że proszę o korzystanie z aparatu tylko w uzasadnionych przypadkach. Ale prawie zawsze jest tak, że już na drugi, trzeci dzień po wprowadzeniu się studenta zaczyna się lawina telefonów od kolegów, którym szczodrze mój lokator udostępnił numer („masz, stara, mój telefon, jak nie będziesz miała co robić, to zadzwoń”) po czym zaczyna się godzinna konwersacja na temat: „Cześć Hanka! Co u Ciebie?

Nic? U mnie też nic.” To jest szalenie irytujące, bo przecież dorośli ludzie powinni czuć jakąś odpowiedzialność za słowo... Rzecz niby drobna, ale ciągłe telefony, „szmuglowanie” przez hall kolegów i koleżanek do pokoju, który był wynajmowany pod warunkiem „bez odwiedzin”, stwarzają w domu napiętą atmosferę. I zmuszają do zapomnienia, że mam do czynienia z osobami dojrzałymi...

Koniec września, październik i listopad to najgorętszy okres pracy Biura Kwater

Studenckich SZSP. Codziennie zgłasza się tutaj 50-100 osób poszukujących mieszkania. Z

piętnastotysięcznej rzeszy lubelskich studentów, tylko mniej niż połowa może liczyć na

dostanie miejsca w domach akademickich. Spora grupa młodzieży pochodzi z samego

(3)

Lublina, a niemało jest stale dojeżdżających z pobliskich miasteczek i wsi; ale pozostaje jeszcze około trzech tysięcy takich, którzy muszą znaleźć mieszkanie własnym przemysłem, lub za pośrednictwem działającego od kilku lat Biura Kwater Studenckich.

Szczupły, czteroosobowy personel Biura (w tym dwie osoby „dochodzące”) potrafi doprowadzić - chociaż następuje to dopiero, pod koniec listopada do powstania wątłej wprawdzie, ale jednak - równowagi - pomiędzy liczbą oferowanych mieszkań a zapotrzebowaniem na nie, chociaż jakość wielu kwater pozostawia jeszcze dużo do życzenia.

Dotychczasową liczbę (700-1000) stale zgłaszanych przez lublinian kwater warto by znacznie zwiększyć, bo wtedy można by zrezygnować z lokali najgorszych, mieszczących się w starych nadających się do rozbiórki domach, a czasem nawet jeszcze w suterenach czy barakach.

A swoją drogą, wraz z rozrostem w ostatnich latach osiedli mieszkaniowych, ogólny standard kwater studenckich znacznie się podniósł. Około 40 proc. stancji znajduje się w nowym budownictwie: na Kalinowszczyźnie, Czechowie, w Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Dzisiejszy student - inaczej niż przed kilkunastu laty - traktuje jako rzecz normalną w mieszkaniu wodę bieżącą, łazienkę, centralne ogrzewanie i nie najgorzej sytuowany - gotów jest za te „normalne” wygody odpowiednio zapłacić. To znaczy, gotowi są za niego zapłacić, lepiej dzisiaj sytuowani, rodzice. Dodajmy, że student, w którego rodzinie zarobki nie przekraczają 2 tys. zł na osobę, ma prawo do trzystuzłotowego stypendium uzupełniającego opłatę za kwaterę i że takie stypendia są przyznawane przez uczelnie - za pośrednictwem Biura Kwater Studenckich - ok. 1800 osobom. rocznie.

Przy tym wszystkim podniosły się znacznie, ale i znacznie zróżnicowały - ceny stancji:

od 400 zł od osoby, w dzielnicach peryferyjnych, na ul. Kunickiego czy na Kośminku, do 1100 na bliskim LSM-ie czy też w domkach jednorodzinnych przylegających do Dzielnicy Uniwersyteckiej. Tutaj oferuje się już pokoje jedno, najwyżej dwuosobowe, na ogół bardzo porządnie wyposażone, z telefonem, „pełno-prawną” używalnością kuchni i przyzwoleniem palenia światła do późnych godzin nocnych.

Hołubiąc właścicieli stancji, Biuro Kwater Studenckich urządza co roku uroczyste spotkania z najlepszymi, a najlepsi z najlepszych zjeżdżają z całej Polski do Warszawy, gdzie spotykają się „na szczeblu centralnym” z władzami studenckimi. Zamykając niniejszy akapit optymistycznym akcentem, warto by się jednak zastanowić co ma robić student, jeśli współpracujący z Biurem właściciel zatruwa mu konsekwentnie życie, lub - co ma począć właściciel kwatery, jeżeli zameldowany u niego i jak najbardziej formalnie mieszkający student, zaczyna zamieniać mu dom w piekło a choćby tylko w czyściec.

Zapobiegać podobnym sytuacjom ma „Umowa podnajmu kwater studenckich”,

powołująca się na odpowiednią uchwalę Prezydium RN i pismo właściwego ministerstwa,

(4)

która ustala obowiązki najemcy i prawa podnajmującego, daje podstawę do zwolnienia właściciela stancji z opłat za ewentualny nadmetraż, zastrzega prawo przedstawicieli uczelni lub Biura Kwater do oględzin podnajmowanego lokalu oraz zbieraniu informacji dotyczących przebiegu realizacji umowy. Mowa jest również o „rażących wykroczeniach (studenta) przeciwko obowiązującemu porządkowi domu”, przy których właściciel może wymówić studentowi mieszkanie w trybie nagłym, trzydniowym.

A jak student nie chce się wynieść, albo nie uznaje swojego czynu za ostatecznie kwalifikujący do natychmiastowego wypowiedzenia? W takim wypadku właściciel może się odwołać do specjalnej komisji złożonej z przedstawicieli Biura Kwater, Wojewódzkiego Sądu Koleżeńskiego i Wojewódzkiej Komisji Rewizyjnej SZSP. Podobno w ciągu kilku ostatnich lat były tylko trzy takie sprawy, przy czym naprawdę istotne znaczenie miała tylko jedna, winien był student i poniósł odpowiednie konsekwencje. (Ile było jednak takich drażliwych spraw, które obie strony wolały załatwić po cichu, bez odwoływania się do jakichkolwiek komisji ?)

„Umowa podnajmu”, przyznając szereg praw studentowi nie określa jednak obowiązków studenta wobec właściciela mieszkania. Jak dotąd, z wyjątkiem wypadków szczególnych, Biuro Kwater nie wnika i nie analizuje codziennych „bezproblemowych” (?) sytuacji pomiędzy studentem a właścicielem kwatery. W domach akademickich wdrażaniem studenta do życia w pewnej określonej społeczności zajmują się rady mieszkańców, administracje, opiekunowie roku pojawiający się przynajmniej od czasu do czasu w DS-ach.

Student mieszkający prywatnie jest w pewnym sensie puszczony samopas. W Biurze mówią mi, że pozytywną rolę wychowawczą spełniają wobec studentów właściciele kwater.

W rozmowach z właścicielami owego „trendu” pedagogicznego raczej się nie wyczuwa.

Może spowodowane to jest faktem, że młodzież - co dość zgodnie podkreślała rozmówcy -

nie tylko nie chce być wychowywana, ale czuje się głęboko dotknięta za zwrócenie

jakiejkolwiek uwagi na temat zachowania się, sposobu bycia i życia. Na pierwszym roku

następuje zachłyśnięcie się „dorosłością” i samodzielnością, na starszych latach

ugruntowaniem się „studenckiej pozycji”. Rodzice przyjeżdżający w odwiedziny często

dziwią się niepomiernie, kiedy właściciele stancji skarżą się na ich dzieci „tak posłuszne, tak

grzeczne, tak dobrze wychowane, porządne i schludne w domu rodzinnym”. Tymczasem

normy bycia i życia przyjęte w jednym domu, wcale nie muszą się pokrywać z normami

przyjętymi w innym, a jeszcze częściej młody człowiek wyzwolony z rodzinnych rygorów

próbuje nie naginać się d żadnych norm. Zawierzywszy zbytnio wartości pieniądza

otrzymanego z domu, wysuwa w dyskusji z właścicielem kwatery ostateczny – swoim

zdaniem – argument: „płacę i wymagam”.

(5)

W istniejącej sytuacji braku kwater nie jest to jednak argument, prowadzi natomiast do niepotrzebnych konfliktów i najczęściej przymusowego opuszczenia kwater, a także utrudnia znalezienie nowej.

Pierwodruk: „Kamena”, 1976, nr 22, s. 1, 12-13.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W literaturze przedmiotu można rów- nież spotkać się z terminem gospodarstwo konsumenckie będące synonimem gospo- darstwa domowego, przez które rozumie się

Jego zainteresowania naukowe obejmują również zjawiska i techniki niskotemperaturowe oraz wysokiej próżni, szczególnie w obszarze fizyki powierzchni, osadzania cienkich warstw oraz

zrobieniem kompotu, a Wytnij i wklej w.. Karta pracy do e-Doświadczenia Młodego Naukowca opracowana przez: KINGdom Magdalena Król. Klasa I Tydzień 15

cie klejem i przyklej je na kartce. Gd y wszystkie zdjęcia będą przyklejone, napisz pod nim gdzie były zrobione i kiedy. stronę albumu i ją podpisz. wiadczenia Młodego

„Mieć do czegoś pociąg” to znaczy mieć do tego skłonność, lubić to, pasjonować się tym.. Czym Wy

Lubię nie błyszczące cnoty, Ciche, dom owe zajęcia I półuśm iech niem ow lęcia, I dziatek moich pieszczoty, I braci tęschną rozmowę,. Przeszłość gdy w

Żartowało się wtedy, ale to nie było dalekie od prawdy, że w Polsce nie było tak naprawdę ani ekonomii, ani pieniądza, że kopalnie wydobywały coraz więcej węgla po to, żeby

2) Woda twarda mniej się nadaje do gotowania (np. potraw strączkowych). Przez gotowanie można ją zmiękczyć. Jednym ze sposo- bów zakonserwowania owoców, jarzyn, grzybów