POjflTR
\
\ X
L ' ' ■ . v . . ' ' . . . - • • v . ■ . ■, • . i
I . • 1
i
i
! I
I
I
i !
m k.
B l i s
.•’«iV^-vav
•^f'SłV:-
. 5 ~ !'j“, ' 4
■v ' ' ' ; • ' • ' • .
»•IrA Ä V 'r** 1 . • /-V '.-’ -v-
I s Ä l Ä l
' - ■ ■ • •. I ■
. . . -.'.v.I',
? > >:/ ; > •; .v., - Sä-;
r^'.r
L < - v - K . : s t r v . /
Ą. v..1 ^v-, - ■
-
’
' - , , : y > ; Ą 1, '
■
■: ■■ . ■ ' ■’ 1 ■' : , ■
-o-'-- v.--. :w:-. r*
POJATA
C Ó R K A L I Z D E J K I .
POW IEŚĆ HISTORYCZNA Z XIV WIEKU.
N A P IS A Ł
F E L I K S B E B K A T O W I C E .
WYDAWNICTWO DZIEŁ LUDOWYCH K. MIARKA, SP. Z O. P. w MIKOŁOWIE.
_2L 5Ä 3i-l
K^oiwes
i f , 11,
I.
D
aw ne to już czasy, jak m ożny Giedymin potężną w olą dźw ignął m iasto W ilno w śród dzikiej puszczy i rozległych błot, a jego następcy, O lgierd i Kiejstut, stałą tu sobie o b raw szy siedzibę w ielkoksiążęcą, całą sw oją siłą przyczyniali się do rozrostu i w zm ocnienia grodu.
W ięc z każdym rokiem, nieomal z dniem każ
dym, rósł ów gród w a ro w n y w czarow nej okolicy przy zbiegu w artkiej W ilenki i w spaniałej Wilii, a oba zam czyska, górne i dolne, ro z rastały się po
tężnie i groźne z b aszt sw ych słały ostrzeżenia w rogom L itw y ze strażniczych trąb bojow ych.
G dy Jagiełło, syn O lgierdow y, zasiadł na sto licy wielkoksiążęcej, L itw a b y ła państw em potę- żnem. T rzykrotne pochody O lgierdow e pod M o
skw ę utrw aliły jej w ładzę w śró d wielu dzielnic na Rusi i zm usiły jej kniaziów do szukania przyjaz
nych zw iązków z L itw ą. Z P olską nie przychodziło w praw dzie do otw artej w ojny, ale lekkie a szy b kie oddziały w ojsk litew skich gotow e b y ły w każ
dej chwili do nagłego napadu i brania bogatego lu-
2070
pu. A było to tem łatw iejsze w ow ym czasie, kiedy Ludwik, król polski i w ęgierski, częściej przesia
d y w a ł w Budzie, stolicy W ęgier, a P olską m iotały w alki m ożnych rodów i zaw istne intrygi m agnatów . Gorzej jeszcze dziać się zaczęło po śm ierci tegoż L udw ika, kiedy P o lacy córkę jego, młodziuchną królew nę Jadw igę, zaprosili na tron do siebie; P o l
ska lubo m ożna i silna, stanęła otw orem dla w ro gich napaści i polem do w alki w zajem nej ubiegają
cych się o tron i rękę królew skiego dziew częcia.
N aw et ch y try zakon K rzyżaków 1) pow ściągnął na czas jakiś sw oje łupieżcze pochody w głąb Żmu
dzi i L itw y, już to dlatego, iż całą sw oją uw agę zw rócił na Polskę, już też, że w idział jak stary Kiejstut, niestrudzony bohater, siadł w Trokach zaw sze baczny na ich obroty, zaw sze skory do szybkiego pościgu za ich najezdniczemi wojskam i.
A imię ow ego lw a strasznego znane im było oddaw na; on to przez szereg lat umiał grom adzić dokoła siebie licznych i bitnych książąt, ziemian i bojarów litew skich, on to przyjął od K rzyżaków ich lepsze uzbrojenie i sposoby walki, on w reszcie raził ich tylokrotnie i gonił a gnębił bez m iłosier
dzia. Lubo Jagiełło objął stolicę w ielkoksiążęcą, s ta ry Kiejstut nie p rzestał b y ć jego doradcą, a sw o
ją pow agą trzym ał ład i zgodę w śród licznych bra-
a) P o w s ta ły ze z l a n i a s lą d w ó ch z a k o n ó w , o s ia d ły c h n a b rz e g u B a łty c k ie g o m o rz a : ry c e rz ó w M a r y i p rz y u jś c i u W i
s ły i ry c e rz ó w m ie c z o w y c h , p r z y u j ś c i u D ź w in y .
ci i bratanków wielkiego księcia, usadow ionych w odrębnych dzielnicach.
L ecz nie w sm ak by ł taki stan rzeczy na Li
tw ie sąsiadom , a osobliw ie K rzyżakom . Już lat stokilkadziesiąt, ów Zakon, pod p rz y k ry w k ą sze
rzenia w iary chrześcijańskiej w śród pogan, toczył k rw a w e boje i rozpościera! łupieżcze pochody nad brzegam i B ałtyckiego m orza przy ujściach W isły i Dźwiny. P okrew ni Litwinom z w iary i języka P ru sac y 1), byli już praw ie doszczętnie w ytępieni i ujarzm ieni; nie mniej blizki szczep Ł otysze zw ol
na ulegali podobnemu losowi tak ze strony Zakonu, jak i północnej Rusi, jedni tylko Litw ini w alczyli bez w ytchnienia i w alczyli zw ycięsko w obronie sw ej niepodległości i swoich bogów . L ecz takie walki, lubo z jednej strony daw ały Litwinom nie
jakie korzyści z zetknięcia się z w y ż sz ą cyw iliza
cją Zachodu, przyczyniały się rów nież do wielu strat, a najbardziej psuły ogólny charakter narodo
w y Litw inów . Łagodny, cierpliw y i pełen zach w y tu dla pięknej p rz y ro d y Litwin, chętnie dotąd po
przestający na swoim skrom nym bycie w śró d nie
przebytych puszcz, św ieżych gajów i stąd ciągle zm uszany do w alki obronnej, przejął w części dzi
kość i łupiestw o krzyżackiego knechta2), a od sa
m ych zakonników zapożyczył obłudę w stosun-
^ P r u s a k a m i i d z iś z o w ią siQ N ie m c y z a m ie s z k u ją c y t e k r a je , a le cl n ie m a j ą n i c sp ó ln e g o z L i tw in a m i .
”) K n e c h ta m i n a z y w a li s ią n a je m n i ż o łn ie rz e k r z y ż a c c y .
kach z sąsiadam i, w iarolom stw o i skrytość. Ów Litwin, za czasów L itaw o ra i M endoga nieraz chęt
nie w idzący A postołów chrześcijaństw a zachodnie
go i w schodniego, stał się już fanatycznym w w y jątkow ej czci sw oich bogów i w rogiem k rz y ża chrześcijańskiego. K ilkakrotne k rw a w e prześlado
w ania 0 0 . F ranciszkanów , zdaw na osiedlonych w W ilnie przez m ożnego G astolda, daje tem u naj- w iarogodniejsze św iadectw o. K rzyż obcej w iary dla ogółu ziemian, bojarów 1) i ludu by ł w y o b raże
niem niewoli i ucisku, w ięc nie dziw, iż został po
w szechnie znienaw idzony. T ylko na dw orach ksią
żęcych i w śród panów litew skich w ra z z obcym zbytkiem i obcemi niew iastam i osłabła cześć w ła s
nych bogów, a w ślad za tern poszło zupełne ich w yrzeczenie się2).
W szakże łagodny Jagiełło, lubo sam już mocno chw iejny i chętne ucho dający wieściom z szero
kiego św iata, w n e t po objęciu w ielkoksiążęcej sto
licy, uległ głośnym prośbom sw ojego ludu i naka
zał zgrom adzić najgłów niejsze bó stw a litew skie do now ow zniesionej św iątyni Antokolu‘) i tam odpra
w iać doroczne św ięta pogańskie. A obok tego w obrębie zam ku dolnego, śród pośw ięconego gaju.
3) B o ja ro w ie b y li p rz o d k a m i p ó ź n ie js z e j d ro b n e j s z la c h ty n a L i tw ie .
*) T a k n a p r z y k ł a d m a t k a J a g i e ł ł y , a ż o n a O lg ie rd a , b y ła c h r z e ś c i j a n k ą w sc h o d n ie g o o b rz ą d k u .
8) W m ie js c u , g d z ie d z iś s ię w z n o si k o ś c ió ł ś w ię te g o P i o t r a i P a w ła .
w dolinie Św iętoroga, stała św iątynia P erkuna, na
czelnego boga, na cześć którego palił się w ieczny św ięty ogień Żnicz, strzeżo n y przez kapłanów ró
żnego stopnia. W podw órcu zam kow ym by ł ró
w nież dom naczelnika w ia ry arcykapłana K rew e- krew eity, którym był szanow any starzec Lizdejko, z rzadka tylko p rzybyw ający do W ilna na uroczy
stości religijne lub dw orskie, a stale zam ieszkujący w prastarej a już zapomnianej stolicy — Kiernowie nad W ilią. T o usuw anie się sta rc a w w iejskie za
cisze lubo mogło b y ć tłom aczone potrzebą ciszy i w ypoczynku, m iało jeszcze i inne przy czy n y : oto czuł w ierny stró ż bogów i naczelnik w iary , że mi
mo przyjaźń 1 szacunek Jagiełły, w p ły w jego sto
pniowo upada a w iara przy dw orze słabnie, w ięc szukał oparcia w śród ludu wiejskiego, a osłody w to w arzy stw ie ukochanej córki P o ja ty 1). K orzy
stał z tego wielki książę, k o rzy stał dw ór jego z li
cznej a pstrej ciżby złożony, a uczty i zab aw y po
stępow ały kolejno, zm ieniając się jeno to nagłym w ojennym pochodem, to częstą w ycieczką na polo
w anie w przyległe knieje, pełne zw ierza grubego.
W esoło się ted y żyło na dw orze w ielkoksiążę
cym. Jagiełło, z przyrodzenia podejrzliw y i z du
cha czasu zabobonny, by ł silnie przejęty uczuciem piękności natury, a w ięc i w dzięcznej urody nie
1) K a p ł a n i Ute-wsoy b ez ró ż n ic y s t o p n i a ż y li w b e z ż e ń - s tw ie , ty lk o K r e w e k r e w e jte m ó g ł p o ją ć m a łż o n k ę , a s t a n o w is k o J e j b y ło z a s z c z y tn e n a w e t d la k s ię ż n ic z k i z ro d u .
wieściej. T o było powodem , iż trw a ł dotąd w bez- żeństw ie, lubo już daw no w yszedł z lat młodzień
czych i często b y ł nag ab y w an y o to przez matkę, księżną Juliannę i najpoufalszych powierników . — Okrom zaś tego łudzili go nieraz sw adźbą ponętną liczni kniaziowie ru sc y a n aw et zabiegliw y Zakon narzucał się z pośrednictw em , pragnąc i na tej drodze zdobyć w p ły w y i otw o rzy ć furtkę dla sw y ch zabiegów .
L ecz książę b y ł głuchy na podobne nam owy.
Nie było naw et pozorów , b y m niemać, że urocza P ojata przykuła jego uw agę i zy sk ała serce, ku czemu skłaniał się chętnie Lizdejko, bo kochał księ
cia jak syna, śpiesząc doń z rad ą i poparciem w śród ludu, ilekroć tego okazała się potrzeba. P o ja ta zaś, sam otnie m ieszkająca p rzy ojcu od śm ierci m atki, całe sw oje przyw iązanie zdaw ała się zlew ać na oj
ca i choć w ra z z nim zm uszona b y w ać na dw orze książęcym , lubiała n adew szystko sw oją zaciszną siedzibę w Kiernowie, kędy, żyjąc w śró d kw iecia i p tasząt uśw ięconych gajów, m ogła m arzyć o przyszłej roli ofiarniczki bogini P ra n ry m y 1).
* #
*
Ludno i gw arno było już od ran a w podw ór
cach zam ku dolnego. W łaśnie Jagiełło w rócił przed kilku dniami ze zw ycięskiej w y p ra w y do Polski,
Ł) P r a u r y m a — b o g in i w io s n y , tw ó rc z e j m iło ś c i.
w czasie której nie spotykając silniejszego oporu od rozpierzchłych sił polskich, dopadł na czele sw ej lotnej d rużyny aż w Sandom ierskie i w rócił bezpieczny, a w lup obfity zaopatrzony.
P rze z te dni ciągnęły m iastem w o zy ładow a
ne zdobyczą, grom ady jeńców w ojennych i pełne radości zastępy litew skie. Zgodnie z odw iecznym zw yczajem , na dzień ten oznaczył Jagiełło składa
nie łupów i publiczny ich podział w najw iększym podw órcu zam kow ym .
Już staw ił się Jagiełło w orszaku braci, pa
nów i dw orzan, a n aw et p rzy b y ła księżna Olgier- dow a z córką i w yższem niewieściem pogłowiem, ciekaw a w idzieć rzadkie zazw yczaj na P olsce zdo
bycze. Tam że obok stali kapłani św iątyni P erkuna, zarów no z innymi m ający p raw o do zdobyczy w o
jennych. W krótce na znak, dany przez trąb y , z a częto znosić różnego rodzaju plony.
W ięc w o ry pełne futer i szat kosztow nych, n a
czynia sreb rn e i złote, oręż, konie, siodła, cenne kobierce i sp rz ęty białogłow skie, a tu i ow dzie do
rzucał dziki żołdak kielich lub m onstrancję złupio- ną z ołtarzy.
Książę z orszakiem w szy stk o starannie szaco
w ał i dzielił na trz y rów ne części, z których jedna szła na jego skarb, druga na ry cerstw o , a trzecią daw ano kapłanom .
Zaczem przeprow adzono szeregi jeńców , po
w iązanych w łyka, w śród których w ięcej było
m ężczyzn lub zgoła naw et chłopiąt; niew iasty b ra no mniej chętnie i te sw aw ola żołnierska często trac iła w pochodzie; znaczniejszych rodem i m ająt
kiem brał książę, lub zdaw ał na opiekę którem u z panów lub dw orzan, spodziew ając się bogatego okupu, re sztę zaś dzielono na rów ni z innym łu
pem1).
L ecz oczy w szystkich pilnie baczy ły rozro słe
go ry c e rz a ze spuszczoną na o czy przyłbicą2), któ
ry stał na uboczu, pilnie strzegąc ładow anego w o zu i branki kosztow nie odzianej na nim. Jego groź
na p o staw a nie ośm ielała ciekaw ych, k tó rzy b y ra dzi zajrzeli w oczy snadź młodej jeszcze niewieście.
Aż ru szy ł oto jeden z odw ażniejszych i sięgnął ręk ą po skrzynię, na której siedziała branka.
— W a ra! — krzyknął rycerz, groźnie w strz ą sając orężem — w ara!, jeśli nie chcesz, żeby łeb tw ój był pod mojemi nogami. Nie żądam źdźbła z ogólnej zdobyczy, lecz biada temu, kto po m oją sięg n ie!
O dstąpił napastnik, ale pom ruk niezadow olenia rozległ się w n et w ciżbie.
U słyszał to Jagiełło i w n e t pytał o przyczynę, a gdy mu ją przełożono, zaw ezw ał ry c e rz a przed siebie i groźnie zaw ołał:
!) T a c y je ń c y -w ojenni d a li n a j p ie r w s z y p o c z ą te k n ie w o l
n i k a i p ó ź n ie js z e m u p o d d a ń s tw u .
3) W o je n n e o k r y c ie g ło w y , p o c z ą tk o w o s k ó rz a n e u L i t w i n ów , d la o s ło n ię c ia tw a rz y .
— Cóż to ? ty ś m i Dowojna się spoiaczyj?
Czem u to dotąd z lupam i nie stajesz? C zy myślisz, że łeb tw ój na karku pew niejszy dlatego, żeś m ę
żnie w alczył pod Zaw ichostem ... zuchw ały! to b y ła tw oja powinność. W iem dobrze, żeś na przodzie najbogatsze dw o ry najeżdżał i najpiękniejsze L asz
ki brał w łyka, jak i to, żeś ty najpierw szy w szedł na św iętą górę P olaków 1). L ask a nasza uw alnia cię od podziału jeńców , lecz w szy stk o inne podług p ra w a m usisz tu złożyć do ogólnego podziału.
— D obrze książę, bierz w szystko, a jest tego nie mało, bo dw adzieścia w ozów przenosi, lecz zo
sta w ml tę skrzynię jedną, k tóra zostaje pod opie
ką mojej branki — o drzekł ry c e rz pokornie.
— Cóż się takiego w niej znajduje?
— B óstw a chrześcijańskie.
— Dowojna, ty ś oszalał! — zakrzyknął książę, lekko drgnąw szy. — Czem uż chcesz, bym ci te bó
stw a zostaw ił?
— M uszę je. . . do Polski — odparł ry c erz spokojnie.
— I one iść m uszą do ogólnego podziału — w trącił su ro w y Jerbut, sta rsz y kapłan z najbliżej stojących.
L ecz książę nakazał onem u milczenie i rozka
zał Dowojnie dać bliższe w yjaśnienie. A ry c e rz tak opow iadał żałośnie:
ł ) G ó rą Ś w ię to k r z y s k ą p o d K ie lc a m i ze s ły n n y m k l a s z t o re m B e n e d y k ty n ó w , z a ło ż o n y m p rz e * B o le s ła w a C h ro b re g o .
— Już miałem pełno zdobyczy, ujrzaw szy na uboczu zam ożny dw ór jakiś, w padłem doń niezw ło
cznie. Sam oto znalazłem tę moją brankę u nóg stareg o ojca. L ecz darem nie mnie błagał, darem nie mi obiecyw ał sk arb y trzy k ro ć w iększe, jam porzu
cił n aw et łup już zabrany i porw aw szy brankę na koń, uszedłem jak zam roczony.
O krzyk oburzenia dał się słyszeć w śród słu
chaczów ; żałow ano tylu skarbów straconych. Za- czem ry c e rz ru szy ł ramionam i litośnie i ciągnął rzecz sw oją dalej:
— Snadź głośne skargi starca poszły w ślad.
za m ną bo mię dognałi L achy nad W isłą; uszedłem w praw dzie w ra z z branką, ale dotkliw ym ciosem porażon. W ziął mię ból i gorączka, aż ległem na w óz i choroba mię zm ogła doszczętnie. W ted y to o w a L aszka nie żałow ała koło mnie staran ia i jej winienem zdrow ie i siły; zaś przecie mogła uiść naonczas z łatw ością lub naw et pozbaw ić mię ż y w ota. W ięc cóż za dziw, że opuściw szy łoże, p rz y rzekłem ją odesłać rodzicowi, a z nią razem i s k rz y nię z bóstw am i, bo o to najwięcej błagała.
T aka opow ieść zdum iała w szystkich niem ało i rozbudziła pow szechną ciekawość. Sam książę podstąpił do wozu i rozkazał brance podnieść za
słonę. A w ted y ujrzano najpiękniejsze oblicze p rzy wspaniałej postaci.
— S ław a tw ej urodzie, krasaw ico Laszko! — zaw ołał Jagiełło.
— S ław a tobie i tw em u ludowi, jeśli umiesz słabość niew iast uszanow ać! — odparła dziewica, łagodnem spojrzeniem obejmując księcia i dw ór jego.
— P okaż-że nam sw oje b ó stw a — nalegał książę — gdyż one stanow ią naszą w łasność.
G dy uchylone w ieko skrzyni ukazało oczom zgrom adzonych bogate naczynia kościelne, branka, nosząc imię Heleny, zręcznie w trąciła:
— B óstw a te jednym korzyść, a drugim szko
dę tylko najw iększą przynoszą.
Jagiełło odstąpił od skrzyni skw apliw ie i zgo
dził się z łatw ością na prośbę Heleny, ab y skrzynię pow ierzono do czasu opiece zam ieszkałych w mie
ście 0 0 . Franciszkanów .
Na dany rozkaz w n e t sprow adzono dwóch starcó w ubogo odzianych i nieśmiało stąpających w śró d owej ciżby pogańskich ofiarników i kapła
nów, a ci, ku zdumieniu w szystkich, ujęli ciężką skrzynię z łatw ością na ramiona, a spiesznie uszli z oczu zebranych. L ecz darem nie Helena prosiła, by jej wolno było szukać przytułku u starców .
— Cóż to ? — rzekł obrażony Jagiełło, k tó ry już raz w spom niał o gościnie na zamku — czy w am milsza m nichów niż moja gościnność? Jedna bran
ka będzie gardzić łaską księcia i pana L itw y ? Helena na to hardo głow ę w zniosła do góry i dumna sw ą urodą, śmiałem spojrzeniem pow iodła dokoła. L ecz w net spotkaw szy w zrok pełen spół-
czucia jednego z najmiodszy-ch ofiarników , lekko k rzyknęła i padła zemdlona.
Pospieszono jej na ratunek. Sam a księżna 01- gierdow a z córką A kseną troskliw ie ją cuciła, w ięc p rzyczyna w ypadku uszła baczności zgrom adzo
nych. Jeden tylko Jerb u t groźnie spozierał na cn e
go w inow ajcę, Trojdena — m łodzieńca o płom ien- nem spojrzeniu i w yniosłej postaci, bo mu się mo
cno podejrzanem w ydało, gdy młodzian zb y t skw a
pliwie śledził oczym a znikających chrześcijan ze skrzynią i polską brankę.
L ecz H elena w n et ocknęła się, a jednocześnie zbudziła się w niej duma pięknej niew iasty i Polki, przyw ykłej do hołdów w otoczeniu męskiem . W ięc staw iła się Jagielle ze sw obodną śm iałością:
— Jestem niewolnicą, to czyńcie ze mną co się w am podoba, ile źe w w aszej m ocy jest w łożyć mi w ięzy i uciskać bezbronną. O dy zaś w e mnie w i
dzisz bezsilną niew iastę, a m asz duszę czułą i lito
ściw ą, nie ten jest sposób ofiarow ania przysługi.
T akie stowia w y w a rły nadspodziew anie dobry skutek. Jagiełło zw y k ły w idzieć w niew iastach niewolnice, tę jedną uznał w duchu za istotę nie
zw ykłą, w ięc trochę z o b aw y pominął całą sp ra
w ę milczeniem. N atom iast O lgierdow a z córką zdo
łały skłonić H elenę do przyjęcia gościny w zamku i w n et uprow adziły ją z sobą.
N ieszczęsna dziew ica długo jeszcze zostaw ała pod w rażeniem ow ego widm a z przeszłości, widm a
snać drogiego i serdecznego, którego odbiciem tak w iernem a niespodziew anem b y ia tw a rz m łodego pogańskiego ofiarnika.
By{-że to o n ? By{-że to ten sam niew dzięcz
ny, którego jej serce w ybraio, a k tó ry został dla niej obojętny, bo go usidliła inna piękność, z którą ona niestety nie mogła porów nania w ytrzym ać.
W szak on to w łaśnie zginął praw ie przed rokiem bez wieści, a jego rodzic strapiony, m ożny w oje
w oda Firlej, odtąd w iedzie sm utny żyw ot, niepew ny losu sw ego jedynaka.
Nie m ogła jednak zrozum ieć, co go przygnało do L itw y, a bardziej jeszcze, jaki los rzucił go w szeregi sług pogańskiego ołtarza.
II.
Zam ieszkanie H eleny na zam ku nie zmieniło bynajmniej projektu D ow ojny, k tó ry postanow ił
•z w olą Jagiełły sam odw ieźć ją ojcu do Polski, ra zem z szacow ną skrzynią.
L ecz w prędce znudził piękną Polkę pobyt na zamku, gdzie panow ał obyczaj dość gruby i brakło ro z ry w ek tak ponętnych niew ieście i nie było ni uczt, ni pląsów, ni w spaniałych popisów rycerskich.
Jagiełło odznaczał się niezw ykłą w strzem ięźliw o
ścią i nie zaży w ał innego napoju krom w ody, a li
czny dw ór jego zaledw ie stać było na dość dzikie popisy w żganiu niedźw iedzia na podw órzu zam - kow em , lub przedstaw ieniu pospolitych łam ańców
i kuglarstw . C zasem tylko, gdy zaw itał na dw ór jakiś ry c e rz w ęd ro w n y i sm utny, snąć grotem mi
łości nieszczęsnej przeszy ty , urządzano coś w ro
dzaju gonitw rycerskich. W ięc staw a ł ten t ów z w ojskow ych i dw orzan i w alczyli konno sam o- w tó r na w łócznie i miecze, a książę i dw ór mieli z tego niejaką rozryw kę.
W takow ych zabaw ach zaw sze b rała nader czynny udział siostra Jagiełły, Aksena, do której napróżno dotąd kołatali o sw adźbę książęcy zalo
tnicy. D ziew ka silna i nadobna w olała popis ry cerski lub gonitw ę za zw ierzem w kniei nad sło
w a miłości i tkliw e zaloty.
W szakże i ta już od niejakiego czasu popadła w sm utek i zadumę i chętnie p rzeb y w ała w osa
motnieniu.
W ięc nudziła się piękna L aszka. Darem nie D owojna, s ta ły gość kom nat zam kow ych, zw y cię
sko odpierając zam iary innych zalotników , zabie
gał koło swojej branki i giął h ard y kark litew ski w słodkie jarzm o m iłowania, dziew ica pozostaw ała zim ną i obojętną na jego słow a tęskliw e i czułe w estchnienia.
Zw olna poznała plotki dw orskie i to jej nudy skracało; oto opow iadano, iż niedaw no Aksenę, zaw sze żądną rycerskich popisów, w y z w a ł na bój ry c e rz nieznany, w słomę i paw ie pióra m iasto że
laza i skóry przy b ran y . Dumna księżniczka zago-
rzala strasznym gniew em i postanow iła ukarać zuchw alca.
L ecz stało ^się coś niezw ykłego: oto ry c e rz słom iany dzielnie odparł w szy stk ie ciosy, a w re sz cie pozbaw ił ją o ręża i groźbą w ym ógł słow o by na przyszłość zaniechała popisów rycerskich.
Śmiał się z tego w ypadku Jagiełło, rad a była mu naw et księżna Olgierdow a, ale nieszczęsna księżniczka popadła w sm utek beznadziejny i łzami płaciła sw oją dumę zw alczoną. I w yd ało się w koń- cu, że tym tajem niczym ry cerzem by ł zaufany słu
g a księcia, W ojdyłło, człek lubo prostego stanu, lecz już silnie posunięty w zaufaniu sw ego pana i dostatkach; sam książę podobno skłonił go do te go kroku zuchw ałego.
Zrazu dum na A ksena znienaw idziła W ojdyłłę, lecz rychło uległa jego kornym prośbom o przeba
czenie i gorącym zaklęciom i odtąd tajona miłość złączyła ich dwoje. Oboje ufali w łaskę Jagiełły i cierpliw ie czekali dobrej sposobności.
Jakoż książę by ł rad i dobrej myśli, w ięc czę
sto zachodził do kom nat niewieścich i życzliw ie gaw ędził bądź z siostrą, bądź z Heleną, a przybo
cznym nieraz się zdało, że w słodkich jego słow ach było coś w ięcej nad zw ykłą uprzejm ość gospoda
rz a w zględem nadobnej Laszki.
W krótce pow iększyło społeczność zam kow ą przybycie Lizdejki z córką, któ ry zjechał dla po
w itania księcia po szczęśliwej w ypraw ie. U rocza
2070
lecz skrom na nad w y ra z i cicha P ojata stanęła te dy obok H eleny i tem sam em rozbudziła w niej z a w iść niew ieścią i chęć zaćm ienia ryw alki, a to tem bardziej, że córkę K rew ek ry w ejty i sam książę o ta
czał w yjątkow ym i względam i.
W ięc b rała na siebie coraz strojniejsze szaty, coraz jaskraw iej o d k ry w a ła sw ą w yższość pod ka
żdym względem , dumnie a śm iało poczynając so bie ze w szystkim i, nie w ykluczając P ojaty, do któ
rej czuła niechęć w y ra źn ą. Jakoż Jagiełło dał się ująć tym czarom i ra z i drugi napom knął o sw em uczuciu dla niej, żądając, b y została p rzy nim na zaw sze. Zrazu przejęło ją to niekłam aną radością, lecz w net poznała swój błąd z zachow ania się księ
żnej i całego dworu.
O czyw iście nie m ogło tam być m ow y o za- mężciu, bo był to jedynie k ap ry s m ożnego w ład c y i pana.
W ięc łzy zajęły miejsce zadowolonej pychy;
a w te d y już chętnie słuchała słów D ow ojny któ ry b y rad by ł w y p ra w ę do P olski przyspieszyć.
W reszcie w dała się w to sta ra księżna, rów nie nie rad a synow skim zalotom i rozkochany Dowojna ru szył pew nego poranku z H eleną i sprzętem kościel
nym w drogę do Polski,
Książę hojnie o b d arzy ł L aszkę i pożegnał ła
skaw ie, lecz D ow ojna nie uniknął śmiechu d w ora
ków, że w łaśnie sam idzie w paszczę w roga, jak ów wilk szkodny m iędzy ludzkie siedziby.
A w dzięczna L aszka, pom na książęcych zalo
tów , czy to z um ysłu, czy m oże chęcią pochlebstw a wiedziona, jęła mu w ró ż y ć na pożegnanie, że znaj
dzie żonę w polskiej królew nie, mlodziuchnej J a dw idze. I oto m yśl ta zapadła w głow ę m ożnego Jagiełły, k tó ry odtąd już coraz, chętniej słuchał na
pomnień o konieczności w y b o ru żony.
W ięc tro sk ała się księżna O lgierdow a o tego syna, jak rów nież i o los córki Akseny, k tó ry ją żyw o obchodził, a Jagiełło zbyw ał ją krótko i sta rał się odw rócić uw agę na postanow ienie siostry.
A kochał Aksenę tkliw ie i szczerzeby rad do
b ra jej przysporzyć; w ięc siostra tuliła się do b ra ta, a przebiegły W ojdyłło rów nież sp ra w y sw ej nie
■zasypiał — i tak społem dążyli do jednego a u pra
gnionego celu.
C h y try pow iernik rozumiał dobrze nizkość sw ego stanu i niebezpieczeństw o, na k tóre się w a żył, lecz postanow ił działać przebiegle i stanow czo.
W tym celu w tajem niczył Skirgiełlę, b ra ta w ielko
książęcego w sw oje plany i prosił jego o pomoc, .w zamian obiecując sw oje poparcie w uzyskaniu
lepszej dzielnicy dla niego u Jagiełły.
Układ stanął łatw o, lecz nie było środków dla pozyskania stareg o Kiejstuta, którego zdanie mo
gło w niw ecz w szystkie plany obrócić.
Słusznie obaw iał się W ojdyłło, że s ta ry Kiej
stu t o b u rzy się na tak ą sw adźbę có ry książęcej i bratanicy, a z nim razem oburzą się inni bracia
2*
i k rew ni A kseny. W ięc pow ziął szatański pom ysł sk o rz y sta ć z chwili często pojawiającej się nieufno
ści pana w zględem stry ja i skłonić go do pozbycia się tej uciążliwej opieki i rzekom o niebezpiecznych zam ysłów . A pora była jak raz po temu, gdyż J a giełło już sam kilkakrotnie wspom inał z niechęcią o tern, iż ani Kiejstut, ani bohaterski syn jego W i- tołd nie staw ili się w W ilnie dla pow itania go ze szczęśliw ej w y p ra w y do Polski.
Z darzyło się raz, że książę jął p y tać ulubieńca, ażali nie w iedział czemu A ksena odrzuca starania m ożnego księcia Daniela, k tó ry już kilkakrotnie dał poznać jej sw oje uczucie. U kładny i śm iały W oj- dyłło, znajdując tę porę najstosow niejszą do otw o rzenia drogi zam iarom swoim, z niedbałością w e sołego trefnisia1), odpow iedział bez trw ogi:
— Aksena kocha innego.
— Może naw et ciebie w tej zbroi słom ianej?
— zaśm iał się w esoło Jagiełło.
— Zgadłeś, panie, ta zbroja o tw o rz y ła mi jej serce, jak tw oja żelazna dzida dała ci łup w P o l
sce, a te ra z oboje czekam y tylko na w asze książę, potw ierdzenie.
— W ojdyłło! porzuć te ż a rty — rzekł Jagiełło surow o.
— Zamknij, zamknij panie do turm y, a w te d y się przekonasz, czy to, co pow iedziałem jest p raw dą.
1) Ś m ie s z k a , b ła z n a .
W ted y oczy Jagiełły zabłysły strasznym gnie
w em , a ręce krzepko ujęły zuchw alca i cisnęły gw ałtow nie o ziemię. Już straż przyw ołana m iała w ieść do tu rm y W ojdyłłę, gdy nadszedł Skirgielło i prosi za nieszczęśnikiem , każąc mu iść precz z oczu pańskich.
Długo jeszcze książę w ybuchał gniew em i z ry w a ł się, ale ch y try Skirgiełło, przeczekaw szy p ierw sze zapędy, umiał dobrze przedstaw ić w ier
ność W ojdyłły i bezgraniczne panu oddanie, a zre
sz tą i sam książę rychło ochłonął.
S tało się tedy, że po upływ ie dni kilku już ża
łow ał skrzyw dzonego pow iernika, a jego zamiany nie w y d a w a ły mu się zbrodnią, lecz zw y k łą losów koleją, a stało się tak tern łacniej, źe Skirgiełło zdołał mu w m ów ić, iż w tej spraw ie on jeden m o- cen jest stanow ić, nie bacząc na zdanie innych braci i krew nych.
— P oznają choćby w tem moją w olę niezłom
ną i sw oje stanow isko zależne w zupełności — rzekł całkiem udobruchany Jagiełło, nakazując nie
zw łocznie przyw ołać W ojdyłłę.
A gdy padł mu do nóg i całow ał rękę pańską, dziękując za szczęście i laskę, rzek ł książę dobro
tliw ie :
— Chcę w tobie mieć rów nież szczęśliwego, jak dotąd w iernego sługę i przyjaciela. Daję w am w łość Lidzką w dzierżaw ę, w ięc w stań i ro z
chm urz sw oje oblicze.
L ecz W ojdyłło pow stał sm utny i zam yślony.
— B ądź-że mi w esół i ry c h ło gotuj się do w e
seliska, a precz mi z kw asam i, k tórych nie cierpię...
— P anie! łaski tw oje są niezm ierne i uszczę
śliw iają tw ego poddańca, lecz m ogęż ja, sługa ty l
ko, w eselić się i cieszyć z dostatków , którem i mię łaska tw oja opatrzyła, gdy brat twój najw ierniej
szy Skirgiełło, łaknie chleba i dotąd nie ma p rz y stojnego opatrzenia.
— Nie troszcz się i jego nie minie należna mu cząstka!
— T w oje zam iary, panie, najlepsze, ale rz e
czyw istość im przeczy, gdy nie m asz w L itw ie dziś już k ąta wolnego.
— I mnie to m ówisz, W ojdyłło?
— Tobie, panie, dobry i litościw y, którego po
w agę co dnia bardziej podryw ają know ania sta re go K iejstuta i jego najbliższych, z rą k których i mnie w krótce przyjdzie na zgubę, gdyż czuję, że ja ich chytre zam iary już daw no przeniknąłem .
— P orzuć te brednie! oto oręż, którym cię obronić potrafię — odparł dumnie Jagiełło.
— Oni cię uśpią układną w iernością i k re w - niaczą życzliw ością, a gdy w zm ogą się w siły., w n e t jak piorun uderzą w ciebie i w e mnie.
— Zbytnia gorliw ość w służbie mej cię unosi, a ogrom miłości nadm ierną przejm uje obaw ą.
W szak stryj mój kochany w iernie stoi p rzy m nie, a W itołd jest bratem najlepszym.
— Bodajby słow a moje okazały się łgarstw em !
— odrzekł ch y try doradca — lecz pomnij, panie, że s ta ry Kiejstut m a w ielki mir śród ziemian i lu
du, a W itołd jest bożyszczem sw y ch Grodnian i ca
łej Żmudzi; może się zdarzyć, że sław a ich skusi i podsunie plany w prost godzące w ciebie, a w ted y biada mnie w iernem u słudze twojem u.
— T y kryjesz coś przede m ną W ojdyłło! na
kazuję ci m ówić w szy stk o niezw łocznie — pow aż
niej odezw ał się Jagiełło, widocznie zaniepoko
jony.
— Nic nie wiem, panie, krom tego, że i teraz Kiejstut zaniedbał należnego hołdu tobie szczęśli
w em u pogrom cy Lachów .
M oże mu zdrow ie nie służy, gdyż w iek i ra n y w bojach tylu ciężko go przygniatają,
— T o nie rany i nie w iek, jeno zazdrość i nie
naw iść od progów tw ych go oddalają, boć jeźli nie oślepł i ogłuchł, musi w idzieć i słyszeć, że tw oje Wilno rośnie w siły z każdą chwilą, gdy jego T ro ki coraz bardziej puścieją, że ku tobie spieszą kup
cy i rzem ieślnicy od Niemców i Rusi a jego pod
w ó rce tra w ą porastają.
— W ięc w ierzę, że tern się gryzie, ale on nie zdolny jest do zdrady.
— L ecz cóż ci, panie, m oże stać na przeszko
dzie, ab y ś dość w cześnie w szed ł w przym ierze z K rzyżakam i, których m istrz C zolner zdaje się ty l
ko w yczekiw ać w ezw ania z tw ej strony.
— Zła to rada; Kiejstut jest ich wrogiem nie
ubłaganym , w ięc taki sojusz b y łb y w ym ierzony w prost przeciw niemu.
— W ięc tobie, panie, nie służy praw o naw et szukania sprzym ierzeńca?
Jagiełło żachnął się niecierpliwie.
— Nie od dziś jestem panem sw ej woli.
— W ięc m yśl panie, o sw ojem niebezpieczeń
stw ie na w ypadek, gdyby cię m iał stryj zaw ieść.
— Tego mi nikt nie w zbroni, a raczej za ko
nieczną ostrożność poczyta.
— Z resztą z K rzyżakam i może stanąć układ całkiem tajny — dodał dla uspokojenia W ojdyłło.
—- Zdaw na już pragnę tego — odparł Jagiełło, zdając całą tę spraw ę na sp ry t i przebiegłość za
ufanego sługi.
T ak radzili z sobą poufnie jeszcze nieraz, aż postanow ili w y p raw ę na Połock, kędy siedział An
drzej, m łodszy syn Kiejstuta; przypuszczali oczy
w iście, iż raz zacząw szy walkę, potem już łatw o w ygnać będzie Kiejstuta i ziemię jego zagarnąć.
W szakże rozumieli obaj, że przyjdzie to nie ła
tw o. W ted y znowu W ojdyłło podsunął m yśl o K rzyżakach, niby niespodzianie, raz i drug, a w koń
cu już książę słuchał bez w strę tu i oburzenia. Ody w ięc milczeniem dał Jagiełło sw ą zgodę, odtąd chy
try dw orak rozpoczął know ania w imieniu pana i szukając w yniesienia dla siebie, poszedł być m oże dalej z Krzyżakam i, licząc na chw iejność Jagiełły.
Ó w zaś cały zajęty sp raw ą sw adźby siostrzy- nej, szedł niezw łocznie na pokoje księżnej Olgier
dów ej i nie w dając się w kłopotliw e tłom aczenia objaw ił sw oją wolę w tej spraw ie niezłomną. — K siężna zrazu oburzy ła się na o w e zam y sły sługi, lecz w końcu uległa, w idząc, że i A ksena chętnie skłoniła się ku temu.
W ięc biegły natychm iast gońce do książąt i p a.
nów, prosząc na sw adźbę do Jag iełły ; nie pomi
nięto naw et wielkiego m istrza Zakonu i w sz y st
kich pokrew nych książąt m azow ieckich na Płocku i C zersku.
A A ksena od zrękow in, m ocą zw yczaju, skaza
na na zupełne niew idzenie narzeczonego, pędziła dni śród białogłow skich porządków i m arzy ła w o- toczeniu niew iast o przyszłej doli. Nie mogło atoli ujść jej uwagi, że w ra z z przygotow aniam i do go
dów, czynione b y ły w sk rytości jakieś inne: w i
działa dow ódców w ojsk, schodzących się na na
rady, coraz to jakichś posłów now ych i tajem ni
czych, a czeladź w ielkoksiążęca całemi m asam i znosiła oręż w szelaki do zamku górnego i ten p rzy sposabiała do zupełnej, wojennej gotow ości.
Zbudziło się w niej daw ne zam iłowanie, ocknął ów duch rycersk i w dziew ie książęcej, w ięc p rzy
padła do ulubionego S kirgiełły:
— B racie — rzekła, ściskając dłoń jego — pię
kne się dla w as, jak widzę, pole otw iera, m ów te dy na kogo m acie u d erzy ć?
— Jak też m ożesz myśleć, żebyśm y pod tw e gody czem innem, jak nie tw ojem szczęściem byli zajęci — odpow iedział nieco zm ieszany.
— W ięc te rynsztunki, m iecze i strza ły do w e sela m ego m ają należeć? G dyby mi wolno było w idzieć się z W ojdyłłą, obeszłabym się bez tw o ich pow ierzeń.
— W iedz tedy, że m łodzież zam kow a zam ie
rz a urządzić gonitw ę — odparł w reszcie w ykrętnie.
— P ró żn o mnie chcesz oszukać, w iem ja co gonitwa, a co bój k rw a w y — zaw ołała oburzona Aksena.
— P orzuć te myśli, siostro, a raczej m yśl o tań cach i strojach, jeśli nie chcesz rozgniew ać Jagiełły.
— Nie chcę znać godów, nie chcę znać męża, jeśli obok niego nie będzie wolno mi w alczyć.
Co w idząc i słysząc Skirgiełło okłam ał ją w sk a
zując na m ożność w y p ra w y na blizkie Podlasie, lecz dodał zarazem , że w olą Jagiełły, W ojdyłło ma zostać dow ódcą obu zam ków i trw a ć nieustannie p rz y ich stra ż y i obronie.
K siężniczka uspokoiła się i poddała woli brata.
HI.
Na zam ku Trockim , oblanym dokoła wodami jeziora, panow ała cisza. S ta ry Kiejstut, dotknięty chw ilow ą niem ocą nóg, siadyw ał dni całe w odoso
bnionej zam kow ej kom nacie, przed ogniskiem i dzielił swój czas m iędzy rozm ow ą z poufałym słu
gą i tow arzyszem broni, Ju rg ą i zabaw ą z ulubio
nym sokołem, albo też słuchał śpiew u nadw orne
go lutnisty, Sław eńka.
Jak przy Jagielle W ojdyłło, tu przew odził ów Jurga, żołdak dziki i chciw y boju a łupów i na nic nie baczny, krom w łasnych zysków i k rw aw y ch popisów. Strudzony Kiejstut często go grom ił za o w e zapędy, ale częściej jeszcze słuchał w spom nień tych w alk byłych, pełnych chw ały i zaw sze drogich sercu jego. Jeden S ław eńko czasem prze
w ażał w p ły w Jurgi, a osobliw ie gdy zanucił ulu
bioną pieśń o Birucie1).
K ęd y n a d m orzem s ta ra P o tą g a , W idzisz to grono k w itn ą cy c h córek:
J a k w sm u tn y ch p ie n ia c h sm u tn ie zaciąga N a te n wysoki, p ię k n y pagórek.
W ich w ieńcach skrom ne n ie za p o m in a jk i, P ię k n y p ag ó re k d a rn ie m z a s u ty !
J a k ie ż to córki? HJłode L itw in k i.
A te n pag ó rek ? To grób B iru ty ! T u co rok, k ie d y n ie b iesk ą wodę I w onne łą k i w iosna rozśm ieje,
Obchodzą św ięto dziewice młode.
B udząc p ie śn ia m i swych ojców dzieje.
Tej pleśni słuchając, ów Kiejstut, w boju ude
rzający juk piorun na zastęp y K rzyżackie, dziwnie łagodniał t.a obliczu i popadał w rz ew n o śi
P od jedną z chwil takich w eszli gońce Jagiełły, zw iastując w esele Akseny.
o B i r u t a , » m ło d o ś c i k a p ł a n k a lite w s k a , p o r w a n a przeE- K i e j s t u t a , b y ła m u ż o n ą u k o c h a n ą p rz e z d łu g ie l a t a .
— W itajcie moi przyjaciele! Szczęśliw e w am do domu m ego przybycie. Siadajcie i m ówcie, jak się m iew a kochany synow iec? — łaskaw ie ich w i
ta ł Kiejstut.
— Jagiełło, pan nasz, zdrów z łaski bogów, a w am szląc cześć i pozdrowienie, prosi w as z ca
łym dw orem na w esele Akseny.
— C zy ta k ? T o ted y zjaw ił się m ąż dla k o chanej sy n o w icy ? Niechże będzie bogom chw ała, a małżonkom szczęście. Lecz któż to taki, pow iedz
cie mi skoro?
— W ojdyłło, sługa i przyjaciel księcia.
— Jak to ? — w trącił obecny Jurga — ten W oj
dyłło, co kuchnią zaw iadow ał O lgierda?
— Jakoś rzekł — dumnie odparli posłowie.
Zdumiał Kiejstut niem ało to słysząc, lecz łacno ukry ł sw oją niechęć i obrazę, ow szem zm ógł się na słow a szczerego życzenia i w n et kazał nieść sta ry miód i puhary, aż eb y w ypić na zdrow ie pań
stw a m łodych.
A gdy posłow ie mieli, się ku odjazdowi, hojnie ich o b darzył i przew idując, że mu słabość nie po
zw oli pospieszyć do W ilna osobiście, zapow iedział przybycie posła w sw ojem imieniu i stosow ne da
r y ślubne dla synow icy.
A gdy posłowie odjechali, Jurga jął rozw odzić się przed księciem o nieżyczliw ości Jag iełły dla niego, w skazując na to, iż nie oddal mu rządów nad L itw ą podczas w y p ra w y na Polskę, a i tera z oto
skrzyw dzi! Daniela, jego siostrzana, oddając swą.
Siostrę służalcow i sw em u w zamężcie.
Kiejstut słuchał niechętnie, ale być m oże jakie słow o słuszne zapadło w jego duszę strapioną.
Nie dał atoli tego poznać po sobie i postanowił, że S ław eńko pojedzie z daram i w poselstw ie i będzie przytom ny uroczystości weselnej.
— Nie tajne mi przecież tw oje, chłopcze w e stchnienia do ślicznej P ojaty, niechże cię ted y spo
sobność do zalotów nie minie, a ja ci pew nie w m iarę sił pomocnym w tern będę.
Zapłonił się nieszczęsny lutnista, pochw ycony w głębokiej tajem nicy serca, lecz skłonił się panu posłusznie, a w duszy rad był sposobności zoba
czenia ukochanej dziew icy.
Jakoż gościła już ona od niejakiego czasu na zamku, dzieląc z A kseną ostatnie dni jej dziew ictw a.
Jako córka arcykapłana, m iała być przew o
dniczką dla niej, p rz y obow iązującej w ycieczce do św iątyni P erkuna, kędy należało iść z ofiarą i darami.
A o samej św iątyni i jej kapłanach m ówiono coraz częściej na zam ku i w mieście. O to pow sze
chnie chwalono m łodego ofiarnika, Trojdana, nie
daw no przyjętego do służby bogom, k tó ry w k ró t
kim stosunkow o czasie przyczynił się ogrom nie do zaprow adzenia porządku w św iątyni i umiał sobie zjednać zarów no m iłość m łodych tow arzyszów , jak i poszanow anie śród ludu. Już parokrotnie sam
Lizdejko badał go ciekaw ie za bytnością w e W ilnie i w y raził mu sw oje podziękowanie, lecz ta okoli
czność podała młodzieńca w niechęć u zaw istnego Jerb u ta , któ ry bacznie go śledził i obchodził się z nim surowiej niż z innymi, m ając naczelne nad nim zw ierzchnictw o. , .
Na kam iennym ołtarzu w głębi św iątyni go
rzał Żnicz, św ięty ogień, a obow iązkiem ofiarników było strzedz go dniem i nocą, by nie zgasł.
W ięc czuwali, starannie dorzucając drew ek, przyniesionych ze św iętego gaju, to od czasu do czasu sypiąc na ogień w onne zioła i okruchy bur
sztynu.
W łaśnie by ła kolej Trojdana. Jego to w arzy sz znużony czuwaniem drzem ał w kąciku.
B yło już po zachodzie słońca, gdy cichy sze
lest kroków zbudził go z zadum y a zaraz potem usłyszał szeptem w ym ów ione słow a:
— Trojdanie, mój synu, czy jesteś tu ?
P oznał ów głos i po w staw szy w net ściskał rękę starego i snać znużonego długą w ędrów ką, przybysza.
— Jakżem ci rad, kochany W szeborze, siadaj i m ów coś w idział i słyszał.
S tarzec stęknął z utrudzenia i przysiadł u pod
nóża jednego z bóstw .
— O panie, ileż trudów każesz mi ponieść i to na w łasne tw oje utrapienie, jak rów nież i dobrego ojca tw ego, k tó ry sam schnie za w am i i rozpacza.
M łodzian obejrzał się trw ożliw ie i rzekł głosem przyciszonym :
— Zapom niałeś o m ym rozkazie: tu t y jesteś mym ojcem, bo w szystko inaczej się w yda, a cały mój zam ysł upadnie i głow ą tę spraw ę przypłacę.
— W ięc pom yśl nad tern i w ró ć do domu i kraju w łasnego — zachęcał sługa.
— N iestety zapóźno! Nie m ów m y już o tem, a m ów mi raczej, czyś spełnił moją prośbę i rozkaz.
S tarzec zam ruczał niechętnie i w skazał na skrzynkę, k tó rą k ry ł pod opończą1).
— A toż mi ram iona nieomal opadły z om dle
nia, a biedy z tem zażyłem okropnej, że i w rogom w iększej nie życzę.
— O w ierny, dobry mój druhu! — zaw ołał ucieszony Trojdan, tkliw ie ściskając starc a i po- żądliw em okiem obejm ując skrzynkę.
— O byż ci to nieszczęścia nie przyniosło w ię
kszego — rzekł W szebor.
W tej chwili doleciał ich uszu szm er kroków odległych.
— U stąp W szeborze! — nalegał Trojdan.
S tarzec już miał się do odw rotu, lekki jak m ło
dzian, lecz jeszcze szepnął na odchodnem :
— Pam iętaj, że m asz zaw sze schronienie u OO. Franciszkanów , gdzie i ja znajdę chw ilow y
Ó C zyli b u r k ą
bezpieczny przytułek. „Miłość i pośw ięcenie . . .‘Ł to hasło, k tóre ci o tw orzy gościnne w rota.
— D obrze, już dobrze, lecz idź co rychlej.
Jakoż kroki zbliżały się widocznie, w ięc W sze- b or szybko znikł w ciem nościach nocy, a Trojdan skw apliw ie pochw ycił skrzynkę i uniósł ią pędem, aby u k ry ć w bezpiecznem miejscu.
G dy w racał, usłyszał jęki to w arzy sza i o stry głos Jerbuta, który, zszedłszy ofiarnika na drzem ce,
rozkazyw ał mu w łożyć rękę w ogień.
W ted y Trojdan śmiało przystąpił i w staw ił się za tow arzyszem . Srogi Jerb u t gromił ich obu i o- strem i obarczał w yrzutam i, tego za sen, a Trojdana za nieobecność, lecz obaj ofiarnicy znieśli to cier
pliwie i tem uniknęli kary.
N iew ątpliw ie przychylność Lizdejki dla T roj
dana b y ła tu tarczą najsilniejszą.
P o oddaleniu się groźnego zw ierzchnika, pocie
szali się w zajem i tak zbiegła im krótka noc letnia na poufnych zw ierzeniach, śród których Trojdan by ł m istrzem , a jego to w arzy sz uw ażnym słuchaczem .
G dy jasny dzień zabłysnął i m łodzi ofiarnicy, dokonaw szy zw ykłych porządków w św iątyni, o- tw arli jej podw oje dla ludu, pierw sze w e sz ły dw ie m łode niew iasty.
B y ła to A ksena z P ojatą.
Księżniczka pow ażna i sm utna, bogato p rz y brana, niosła P erkunow i na ofiarę w ieniec dziew i
czy i białego koguta, jako to było zw yczajem Ii-
tew skim . P o jata szla obok, w skrom ne szaty lnia
ne przybrana, a w k w iaty leśne i bursztynow e o- zdoby przystrojona. Piękną też była o w a córka ka
płańska z w yrazem niewinności i cichego w esela na obliczu.
T o w arzy sz T rojdana szybko podążył zaw iado
mić Jerbuta, iżby szedł w itać dostojnych gości i je
mu w ypadło oprow adzać niew iasty po św iątyni, gdy w y ra ziły chęć jej zw iedzenia.
D rgnął gw ałtow nie, u jrzaw szy tw a rz P ojaty, tak bow iem b y ła podobną do kogoś, co mu zabrał serce i skazał na tę tułaczkę w Litw ie i w m urach pogańskiej św iątyni.
P rze z chwilę mu się zdało, że m arzy rozkosz
nie i dobry sen trw a przed nim na jaw ie, w ięc poił sw e oczy widokiem krasnego dziew częcia, choć nieco przybladły i drżący. L ecz przyszedł Jerb u t i zajął jego miejsce, a w te d y m łodzian spytał to
w arzy sza, kto by ł z Akseną.
— Toć Pojata, córka Lizdejki, k tó ra pono u- m yślnie tu przyszła, ażeby ciebie zobaczyć, bo ty le już sły szała o tobie z ust ojca na zam ku i w mieście.
Trojdan to usłyszaw szy, popadł w posępną zadumę i rychło doczekaw szy zm iany to w arzy szów , poszedł do sw ej kom natki, ażeby oddać się pożądane] sam otności.
2070 3
IV.
Gdy się to działo na zam ku w ileńskim i w św ią
tyni pogańskiej, Dowojna posuw ał się z Heleną i orszakiem niew iast, w spaniałom yślnie uwolnio
nych z niewoli przez Jagiełłę, w granice P o lsk i!
Lecz jakaż odm iana rz ecz y nastąpiła! Dum ny ów a w aleczny i dziki Litwin już nie w iódł branki, jako pan jej i zw ycięzca, lecz sam z każdym dniem staw a ł się pokorniejszym służką i raczej pełnił obo
w iązki stró ża dla ochrony p rz y jej boku. W ięc klął chwilami zapam iętale i słał sw ą L aszkę do złośli
w ego P oklusa1), a ściskał oręż zapam iętale, lecz w n et posłuszny dążył przy jej kolasie i usiłow ał sam e n aw et chęci zgadyw ać.
Tak sam o rum ak step o w y zrazu szarpie się, w ierzga i pianą toczy naokół, lecz zw olna p rz y zw yczaja się do w ędzidła i w n e t spokojnie idzie na lekkim lejcu jedw abnym .
Nieszczęściem jego było, iż z każdym dniem coraz więcej kochał piękną L aszkę i czuł, źe uczu
cie to przetrwa sam o życie naw et.
P okorny i trw o żn y jechał p rzy jej boku przez kraj wrogi, uw ażając się za szczęśliw ego, gdy go H elena jednem słow em zaczepiła, gdy lekkim uśm iechem nagrodziła jego służby w ierne lub ła
godniejszym głosem poprosiła go o cokolwiek.
^ P o k lu s -• bóg p i e k ł a u L itw in ó w .
A pochód z konieczności musieli odbyw ać b a r
dzo wolno, raz dla liczniejszej pieszej drużyny w y zw olonych branek, które mu to w arzy szy ły , drugi zaś, iż ciężka kolasa żubrzą skórą o k ry ta, tylko z trudnością m ogła b y ć ciągniona przez sześć tę gich m ierzynów . D roga w iodła często przez kraj pusty i zniszczony, gdyż po niej to szedł ów szlak niedaw nej napaści L itw inów ; w ięc mijali jeszcze św ieże zgliszcza siół i dw orów , lud rozegnany } znużony i zam knięte kościoły.
I to było p rzyczyną niew yczerpanych m ąk dla D owojny, bo w ted y H elena za każdym razem nie m ieszkała w sty d zić go, ukazując mu ow e ślady gw ałtów i łupiestw a litew skiej drużyny. W ięc k a
jał się biedny ry cerz lub klął w cichości, zęb y za
ciskając i nie m ając na kim w y w rz e ć w ściekłości, k tó ra nim m iotała. L ecz w m iarę tego, jak posu
w ali się w głąb kraju, spotykali coraz częściej po
dróżnych, a w szystkich uw agę zajm ow ał ry c h ły przyjazd królew ny Jadw igi i w szy sc y dążyli ku Krakowowi.
Co dzień mijali oddziały w ojsk lub dw o ry pań
skie, a kolasa z w ozow ni w ielkoksiążęcej, obrosły i krępy Żmudzin Dowojny, jego T ata r służebny, a n aw et skóra niedźw iedzia, którą miał sam na r a mionach, zw raca ły oczy i uw agę w szystkich. Na noclegach i popasach trudno było uniknąć badania ciekaw ych i n atręctw a, a trzeb a było jeszcze uda
w ać pokorę, bo nie trudno było o aw anturę i roz- 3*
ruch w tych czasach, zresztą tego w ym agała He
lena i najsurow iej przykazyw ała.
L ecz co najbardziej zastanaw iało ukochanego ry c erz a, to okoliczność, iż gdy zew sząd słyszał gło
s y pochw alne i pełne zachw ytu dla przyszłej kró
lowej, jedna H elena m ów iła z niechęcią i smutkiem, a gdy p y tał o przyczynę, zb yw ała go krótko.
— W y d a rła mi szczęście całego życia i nic już nie jest w stanie mi tej s tra ty nagrodzić — odrze
kła nareszcie.
A zajadły D ow ojna w net zaprzysiągł tej kró
lew nie sw ą niechęć i pogardę.
Już byli w pobliżu W isły, gdy jakow yś r y cerz począł zb y t nieodstępnie im tow arzyszyć.
Litw in zrazu spoglądał z ukosa w milczeniu, lecz gdy tam ten nie m yślał się usunąć, zaczął m ru
czeć gniew nie i sapać, a ręką chw ytać za miecz, w szakże nie przyszło do przykrej zaczepki, aż na popasie, w m alej mieścinie nad W isłą. Gospoda ok azała się przepełnioną ludźmi i końmi, w ięc H e
lena została w pojeździć, a D ow ojna w y d a w szy służbie potrzebne rozporządzenia, w szedł do głó
w nej izby pełnej ludu i gw aru i usiadłszy na stro nie, jął się schabów z to rb y podróżnej.
W k ró tce z ciżby półpijanej w y n u rzy ł się ów natrętnik z gościńca, widocznie m ający pow ażanie i podając Dowojnie pełny kufel, w ezw ał go, by w ypił za zdrow ie P olski i Jadw igi.
SI
— Nie piję zdrow ia Jadw igi — odpari Litwin śmiaio, nie rzucając schabu.
— Z uchw ały; pij albo się bij! — krzyknął obu
rzony, którego to w arzy sze zw ali rotm istrzem .
— Bić się . . . zgoda, ale pić nie m yślę.
— N ieobyczajny niedźwiedziu, pij lub nie pij, to nam jedno, lez w stań kiedy m y pijem y — w olał inny, godnie przystępując z orężem .
— W a ra! nie w yw ołuj w ilka z lasu — odparł donośnie Litw in. — M ożesz pić zdrow ie, jak ci się podoba, lecz wiedz, że ja nie jem stojący, a jeśli m asz do mnie spraw ę, czekaj aż obiad skończę.
Na te słow a śm iałe w net pow stał rozruch i ści
śnięto groźnie Dowojnę.
— Ktoś tak i? w n e t staw aj do spraw y. B ra
cia, rozsiekać go! — rozległy się w rzaski.
Na to już pow stał ponury Litw in i huknął gromko:
— L achy! jestem cudzoziemiec, nie znam w a szych herbów , moim jest m iecz i imię moje Do- wojna.
Słuchacze zrazu oniemieli, słysząc to ośw iad
czenie, lecz w n e t rzucono się na zuchw alca z całą nienaw iścią.
— Ha, ty żeś to D ow ojna! ty ś to ów ry c erz srogi i okrutny, co w perzynę obrócił nasze siedlis
ko, co nasze dom y wyludnił, a te ra z śm iesz jeszcze paść oczy sw em dziełem bezecnem ?
Ju ż byli gotow i rzucić się nań kupą, lecz rot
m istrz przeszkodzi! i w y z w ą! go na rękę1).
— D obrze — rzek! Litw in — lecz mam z sobą zacną Polkę, moją niegdyś brankę, której bezpie
czeństw o w ięcej mnie obchodzi, niż życie. A w ięc daj mi słowo, że gdy legnę w boju, odeślesz ją z winnem i w zględam i ojcu.
— Zgoda, rzecz to sm utna i m asz moje na to słowo.
P oczem zw arli się z sobą orężem natychm iast i ogniście w zajem na siebie nacierali.
A nagle do izby w eszła dum na i w spaniała He
lena, a ciżba zebranych w net rozstąpiła się przed nią.
— Co w idzę — rzekła — to tak polska szlachta napastuje podróżnych na gościńcu i kupą chce m or
dow ać cudzoziem ca? Dowojno! ty do dzikich lu- - dzi należysz, zaw sty d ź srogość rozw iązłego naro
du, rozkazuje ci, złóż sw ą broń.
Litw in, bez w ahania się, rzucił swój m iecz pod nogi przeciw nika i staną! bezbronny.
T o otrzeźw iło napastników , a gdy jeszcze do
w iedzieli się, że H elena jest córką m ożnego i po
w szechnie znanego H abdanka, zaczęli przepraszać ją i prosić, b y zapom niała o ty m w ypadku.
L ecz jakież było zdum ienie w szystkich, gdy z pierw szego orszaku branek nagle jedna przypa-
d) C zyli do b o ju w e d w óch ty lk o .
dla do ro tm istrza i rzuciła mu się na szyję, pła
cząc z radości.
B yła to jego żona, porw ana w ostatniej w y praw ie.
T a okoliczność do re sz ty pogodziła P olaków z ponurym Litwinem , k tó ry odtąd już bez prze
szkody m ógł p rzeb y w ać pozostałą drogę.
Aż p rzy b y ł nareszcie na miejsce, do ludnego i bogatego dworu.
S ta ry H abdank po w ybuchu gw ałtow nej rado
ści i czułości z powodu ta k szczęśliw ego odzyska
nia córki, dokładał starania, b y godnie ugościć i udarow ać szlachetnego Litwina,
Ale Dowojna by ł coraz sm utniejszy, oto w ie
dział poprostu jaki jest przedział m iędzy nim a H e
leną, a w y rz ec się jej już ani mógł, ani chciał. Ona zaś, krom łaskaw ej wdzięczności, nie zdaw ała się żadnego silniejszego uczucia dlań żyw ić.
D arem nie H abdank okazyw ał, jak bardzo mu jest rad, spraszał gości na u czty i sadzał L itw ina na pokaźnem miejscu, darem nie ow i goście otaczali go życzliw ością, jakby zgoła niepomni k rz y w d so
bie w ostatniej napaści L itw inów zadanych — ry cerz pozostał chm urny i w sobie zam knięty.
Z darzyło się jednak, że i w piersi jego prze
b ra ła się m iara tkliwości, w ięc pokłonił się H abdan- kow i i tak m ówił szczerze:
— Gościnny Lachu, dobrze mi tu na twoim chlebie, ale i moja chata nad Niemnem mnie czeka.
M asz ty w sie i m iasta, ja m am trz y ra z y więcej ziem i od ciebie; w reszcie, jeśli w iele m ożesz u tw o jej królow ej, mnie także pow aża mój pan, Jagiełło.
Słuchaj, nie pierw sza to Litwinom b ratać się z L a
chami, w ięc daj tw ą Halszkę, jeśli m ną nie po
gardzasz.
H abdank już znający od córki uczucia dla niej Dowojny, nie odepchnął go dumnem słowem , lecz rz ecz zostaw ił czasow i i do woli Heleny.
Żądał atoli jednego, ażeby przyjął C hrzest św . przed ślubem ; p rz y sta ł i na to zakochany Litwin.
W ięc na L itw ę nie m acie się czego spieszyć, zostańcie naszym gościem uczcie się arty k u łó w na
szej w iary, a tym czasem , co daj Bóże, m oże skłon
ność w a sz a w zajem na dojrzeje do pożądanego sta nu, a w te d y ja nie odm ówię m ego błogosław ieństw a.
T ak ujarzm iony D ow ojna zapom niał o Litw ie i Jagielle, a cały się oddał now em u dlań uczuciu — tkliw ym zabiegom o ręk ę ukochanej dziewki.
y.
Na zam ku wileńskim pospieszono ze spraw ie
niem godów w eselnych W ojdyłły z Akseną. J a giełło, ra z d aw sz y na to sw oją zgodę, chciał zbyć z g łow y kłopot nie m ały, bo nie tajno mu było, że m atka, księżna Olgierdow a, jak rów nież i znaczna część książąt pokrew nych, nieprzychylnem okiem p atrz ą na ów zw iązek. Z resztą i tajem ne zam iary niespodziew anego napadu na Polock w ym agały
skupienia całej uw agi i sii; postanow iono naw et połączyć jedno z drugiem, a to, by łacniej omylić czujność przyjaciół Kiejstuta, zajętych obchodem uroczystości w eselnych.
Jakoż w oznaczonym dniu zjechały się na za
m ek poczty książęce i pańskie, kom naty zam kow e stan ęły przystrojone na przyjęcie gości, a orszak drużek w eselnych otoczył od ran a Aksenę, nucąc pieśni obrzędow e, najbardziej żałosne i tkliw e.
Dopiero z południa ruszono gw arnym i ozdobnym pochodem z zam ku przez m iasto na Antokol, kędy o rszak kapłanów spełniał ofiary od rana i był go
tó w do służenia p rzy zaślubinach młodej parze.
A zaślubiny w ow ym czasie polegały głów nie na spólnych ofiarach państw a m łodych każdem u z b ó stw pogańskich i na złożeniu pew nych w zajem nych przyrzeczeń m ałżeńskich, poczem oboje pili piwo z jednego bursztynow ego kubka, a naczelny kapłan ich błogosław ił, obrzucając rozlicznem ziar
nem, niby na znak ich przyszłęj pom yślności w życiu.
Nie dziw przeto, że W ojdyłło, dotąd uniżony i płaszczący się, butnie szedł z pow rotem w pod
w oje zam kow e, jako że czuł się już panem poło
żenia i stokroć w ięcej umocnionym w łaskach J a giełły.
Ody Jagielle i jemu zaszedł drogę Sław eńko, poseł Kiejstuta, obaj w itali go ozięble, a pan m łody nie w ahał się otw arcie burzyć księcia przeciw ni- byto niechętnem u dla niego stryjow i.
W ięc szedł sm utny i skw aszony lutnista m ię
dzy poślednią drużyną w eselną i pasł jeno oczy zdała widokiem anielskiej P ojaty.
Ale i tu nie om inęła go gorycz nielada: oto spo
strzegł, że jeden z m łodych ofiarników rów nież ściga nam iętnem spojrzeniem dziew icę i usiłuje do niej się zbliżyć.
Ale, rów nie dobra jak piękna P o jata użaliła się jego sm utkom i szła w n e t z dobrem słow em i mi
łym uśmiechem.
W obszernych izbach było w esoło i gw arnie.
Tęgi do w ypitki Skirgiełło baczne daw ał oko, ab y kielichy nie pustow ały, w ięc też i hum oru gościom rychło przybyło.
Już się uczta m iała ku końcow i, gdy do sali weszli nowi goście; byli to dwaj K rzyżacy, w ysłani przez Zakon z życzeniam i dla młodej pary.
Życzliw ie ich w itał Jagiełło, a ch y try W ojdyłło już od w ejścia coś z nimi szeptał, to znow u oczym a daw ał jakieś znaki.
A ci obaj, lubo niby to zakonnicy, lecz ubrani z niezw ykłym przepychem , szli dumni a pełni sk ry ty ch i przebiegłych zam iarów . M łodszy, dow ódca w ojskow y, tak zw any u nich Komtur, hr. Sundstein, zadziw iał w szystkich niezw ykłą butą i pychą, za to sta rsz y jego kolega, duchow ny w yższego stopnia, zdaw ał się to jakoś pokryw ać i w ybuchy to w a rz y sza łagodzić. Ale nikt zresztą z książęcych gości tego nie dostrzegł, a Skirgiełło w net pospieszył