• Nie Znaleziono Wyników

Dlaczego należało zabić Emmę Bovary? : Literatura, demokracja i medycyna

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dlaczego należało zabić Emmę Bovary? : Literatura, demokracja i medycyna"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Jacques Rancière

Dlaczego należało zabić Emmę

Bovary? : Literatura, demokracja i

medycyna

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (136), 143-159

2012

(2)

Prezentacje

Jacques RANCIÈRE

Dlaczego należało zabić Emmę Bovary?

Literatura, dem okracja i m edycyna

Z pozoru jest coś dziwnego w pow yższym tytule. P ytając, dlaczego ktoś został zabity, zakładam y, że rzeczyw iście doszło m orderstw a. W tym p rzy p a d k u założe­ n iu ta k ie m u zdaje się przeczyć szereg tekstow ych dowodów. N aw et ci, k tórzy nie czytali Pani Bovary, w iedzą jedno: n ik t E m m y nie zabił, pop ełn iła ona sam obój­ stwo. Ci, którzy powieść czytali, w iedzą, że p rze d przyjęciem tru cizn y zadała ona sobie tr u d zap isan ia uśw ięconej form uły: „Proszę nikogo nie w in ić”. Prawidłow o postaw ione p y tan ie b rzm iało b y więc: dlaczego E m m a Bovary pop ełn iła sam obój­ stwo? Powieść podsuw a n am wiele m ożliw ych odpow iedzi: pop ełn iła sam obójstw o, poniew aż nie m ogła spłacić długów; w padła w zadłu żen ie z pow odu swoich poza- m ałżeńskich przygód; przygody te w ynikały z głębokiego ro zstę p u m iędzy życiem, które wyroiła sobie na podstaw ie pow ieści czytanych w szkole k lasztornej, a tym , któ re faktycznie w iodła u b o k u przeciętnego lekarza, w m ałej, prow incjonalnej m ieścinie. K rótko m ów iąc, jej sam obójstw o w ydaje się logicznym n astępstw em szeregu d eziluzji, k tóre w yrastają ze źródłow ego złudzenia: przez n a d m ia r wy­ ob raźn i E m m a pom yliła lite ra tu rę z rzeczyw istym życiem . M ożem y oczywiście sięgnąć jeszcze głębiej, by odnaleźć przyczyny tego fatalnego złudzenia. Je d n i ob­ w iniają niedostosow aną do sta tu su społecznego edukację, in n i staw iają zaś w stan oskarżenia alienację społeczną lu b m ęską dom inację; w p u n k cie dojścia pojawia się polityczna in te rp re tac ja sam obójstw a.

Jeśli w brew w szelkim oczyw istościom pytam y, dlaczego E m m a została zabita, to w łaśnie dlatego, że logika tych odpow iedzi nie jest zadow alająca, p odobnie jak sankcjonow ana przez nie relacja przycznow o-skutkow a, stanow iąca podstaw ę in ­ te rp re ta c ji politycznej. In te rp re ta c ja taka opiera się w istocie na podejrzanej oscy­

14

3

(3)

14

4

lacji pom iędzy dwoma p o rząd k am i argum entów . Istn ie ją fikcjonalne pow ody sa­ m obójstwa Emmy: stanow ią one intrygę powieści, jej fikcjonalną konieczność, i jako takie nie dom agają się żadnej dodatkow ej in te rp re tac ji. Istn ie ją też pew ne p rzy ­ czyny społeczne, przyw oływ ane w celu w yjaśnienia tej fikcjonalnej konieczności. P roblem w tym , że stosują się z rów ną łatw ością zarów no do p rzy p a d k u Emmy, jak do casusu Effi Brest czy Tessy d ’U berville, co w ięcej, nie uległyby zm ianie, gdyby E m m a pow róciła do swoich m ałżeńskich obowiązków albo ułożyła się jakoś ze swoim i w ierzycielam i. P rzede w szystkim jed n ak ów p rzeskok od w ew nętrznych argum entów fikcjonalnych do argum entów społecznych, niefikcjonalnych, igno­ ru je to, co sytuuje się m iędzy w nętrzem i zew nętrzem , m iędzy fikcyjnym i nie- fikcyjnym , a m ianow icie - w ynalazek fikcji jako takiej. Blokuje to m ożliw ość p o ­ staw ienia najw ażniejszych pytań: dlaczego tego ro d zaju „społeczna” fikcja pochy­ la się n a d nieszczęściem osoby, któ ra pom yliła lite ra tu rę z życiem? Co to d okład­ n ie znaczy, pom ylić lite ra tu rę z życiem? Co to oznacza jako tem at dzieła lite ra c ­ kiego? W tym splocie p y ta ń zaw iera się właściwa polityka literatury.

Z acznijm y od oczywistości: E m m a um iera, poniew aż p isarz o nazw isku F la u ­ b ert postanow ił napisać powieść o śm ierci kobiety. Fakt, że całe R ouen było p o d ­ ówczas poruszone sam obójstw em pewnej niewiasty, wcale nie tłum aczy tej decy­ zji; to jeden z w ielu tem atów, które p isarz m ógł podjąć. Jeśli w ybrał ak u ra t ten, to z pew nością nie ze w zględu na zaw artą w n im lekcję społeczną. P roblem y społecz­ ne n igdy go specjalnie nie interesow ały, tym b ardziej kw estie m oralne. Jego jedy­ nym zm artw ien iem była od zawsze lite ra tu ra sam a w sobie, lite ra tu ra czysta. C h o ­ dzi więc o to, by rozpoznać relację łączącą śm ierć E m m y z p ro b lem am i czystej literatury. To w łaśnie jest p rze d m io te m tego pozornie błędnego pytania: dlaczego należało zabić E m m ę Bovary?

By odpow iedzieć na to pytan ie, m u sim y pow rócić do źródłowego błęd u , z k tó ­ rego b io rą się w szystkie nieszczęścia Em m y: pom yliła ona lite ra tu rę z życiem . W yjaśnienie takie jest proste, na tyle proste, że w zbudza podejrzenia: czy n ap ra w ­ dę ta k łatw o pom ylić lite ra tu rę z życiem? M adame Bovary uchodzi za powieść re­ alistyczną. Ale któż w praw dziw ym życiu bierze lite ra tu rę za życie lu b życie za literatu rę ? N aw et w fikcji literack iej, gdzie w szystko z zasady jest m ożliwe, zdarza się to rzadko. Oczywiście, pow ołam y się na D on K ichota. Ale D on K ichot raz za razem , w przeciw ieństw ie do Sancho Pansy, w ykazuje się doskonałym zro zu m ie­ niem relacji m iędzy rzeczywistością i fikcją. Gdy pisze list do D ulcynei, prosi swego gierm ka, by te n ud ał się do sąsiedniej w ioski i kazał go przepisać. Sancho p ro te ­ stuje: w jaki sposób m iałby podrobić p o d p is D on K ichota? D on K ichot uspokaja go ciągiem argum entów : D ulcynea nie zna c h a ra k te ru pism a D on K ichota; nie wie, kim jest D on K ichot; nie wie naw et, że jest D ulcyneą. N a do d atek nie um ie czytać. B łędny rycerz w ydaje się w p ełn i św iadom w szystkich „ilu z ji”; jest ich p a­ nem , nie zaś naiw ną ofiarą.

W o d ró żn ien iu od D on K ichota, E m m a n ie g ustuje w paradoksach. K iedy w jej ręce w pada utw ór liryczny opiew ający n a tu rę i radości w iejskiego życia, potrafi zestaw ić tę idylliczną wizję z rzeczyw istym obrazem pracujących oraczy i beczą­

(4)

cych stad. Zw raca się więc szybko k u innym lek tu ro m . Inaczej m ówiąc, nie bierze wcale lite ra tu ry za życie, lecz dom aga się, by życie i lite ra tu ra m ogły się zm ieszać i stworzyć jedną rzeczywistość. D efin iu je ją odmowa rozdzielania dwóch ro d za­ jów rozkoszy: m aterialn ej rozkoszy dóbr i przyjem ności oraz duchowej rozkoszy literatu ry , sztuki i w ielkich ideałów. F la u b e rt uw ypukla w jej postaw ie dwa głów­ ne rysy: sentym entalizm oraz trzeźwość um ysłu, któ ra nak azu je wyciągać z każdej rzeczy jakieś osobiste korzyści. W brew pozorom , nie m a żadnej sprzeczności m ię­ dzy tym i dw iem a cecham i. C h a ra k te r sentym entalny oczekuje od lite ra tu ry i sztuki kon k retn y ch przyjem ności. Chce znaleźć w n ic h coś więcej n a d p rze d m io t in te ­ lektualnej k o ntem placji: źródło p r a k t y c z n e j e k s c y t a c j i .

Fikcyjny ch a rak te r E m m y stanow i odpow iedź na w ielką obsesję in te le k tu aln ą ta m ty c h czasów, która streszcza się w słowie e k s c y t a c j a . Kiedyś - w p rze d m o ­ wie do Ballad lirycznych W ordsw ortha z 1802 ro k u - słowo to znalazło się w sam ym sercu nowej poetyki, zestrojonej z u czuciam i najbiedniejszych. Ale we F ra n cji lat 1850-1860 nie oznaczało ono poetyckiej cnoty, lecz fata ln ą siłę, w yniszczającą jed­ n o stk i i całe społeczeństw a. D iagnozę tak ą od n ajd ziem y w k ilk u em blem atycz- nych dziełach, w najczystszej postaci u T ain e’a. Ale ta k n apraw dę pow tarzali ją wszyscy: społeczeństw o, m aw iano, stało się n ie u sta n n y m zgiełkiem m yśli i p rag ­ n ień , apetytów i fru stracji. O negdaj, kiedy m o n arch ia, arystokracja i religia struk- turyzow ały ciało społeczne, istn iała czytelna i stabilna h ie ra rc h ia , któ ra w yzna­ czała każdej jednostce i każdej g ru p ie należne jej m iejsce. Ten p orządek zapew ­ n iał stały g ru n t i ograniczone horyzonty, dwa dobra podstawowe, zwłaszcza w p rzy­ p a d k u m aluczkich. N iestety, pop ad ł w ru in ę, n ajp ierw za spraw ą Rew olucji F ra n ­ cuskiej, po tem w w yniku in d u stria liz a c ji i rozw oju m ediów - tych dzienników , ta n ic h książek i litografii, które oferowały kom ukolw iek [n’importe qui] 1 wszystkie słowa i obrazy, w szystkie m arzenia i aspiracje. W rezu ltacie w spółczesne społe­ czeństw o p rzypom ina bezład n ą m ieszaninę w olnych i rów nych jednostek, w iru ją­ cych bez w y tchnienia w poszu k iw an iu p o d n ie t, k tóre nie są niczym in n y m jak tylko in te rn aliz ac ją b ezustannego i bezcelowego w zburzenia przenikającego całe ciało społeczne.

Społeczeństw o ekscytacji określano też inaczej: nazyw ano je dem okracją. N a j­ pierw skojarzono dem okrację z form ą rządów lu d u , rządów w szystkich i nikogo, gdzie każdy m oże być zarów no rządzącym , jak i rządzonym . Tak pojęta dem okra­ cja zm obilizow ała tłu m y w iosną 1848 roku. W krótce potem wolnościowe ru ch y zostały zdław ione siłą i p o d d an e represjom . Ale to była tylko część an ty d em o k ra­

R ancière d e fin iu je d em okrację jako w ład zę „k ogok olw iek ”; d ow od zi, że d em okracja zaczyn a się w raz z p od w ażen iem w ła d zy urod zen ia i bogactw a i u sta n o w ien iem rządów opartych na n ieo b ecn o śc i ja k ie g o k o lw iek up raw n ien ia do rządzenia. Zob. J. R ancière N ien a w iść do dem okracji, przel. M. K rop iw n ick i, In sty tu t W yd aw n iczy K siążka i Prasa, W arszawa 2008, s. 53-60; tegoż E stetyka ja ko po lityka , przeł. J. K utyła, P. M o ścick i, W yd aw nictw o K rytyki P olity czn ej, W arszawa 2007, s. 25 i nast.; tegoż L a Parole m uette. Essai sur les contradictions de la littérature, H ach ette,

Paris 1998, s. 81-89. [Przyp. tłum .]

14

(5)

14

6

tycznej wojny; nie w ystarczyło stłum ić uliczne zam ieszki, należało jeszcze u n ie ­ ważnić ich polityczne znaczenie, uczynić z dem okracji fenom en socjologiczny, ślepą siłę społeczną. D em okracja polityczna, m aw iano, uśw iadom iła sobie w łasną n ie ­ skuteczność i dobrze, że jej ducha zastąpiono du ch em ancien régime’u. Ale rów no­ cześnie p o d rzą d am i cesarza N apoleona III, k tó ry utrzym yw ał p e rm a n e n tn y stan wyjątkowy, rodziło się nowe, znacznie bardziej radykalne pow stanie dem okratyczne, którego nie m ogła pow strzym ać an i arm ia, an i policja. To rew olta m nogości p rag ­ nie ń i aspiracji, w zbierających we w szystkich p orach now oczesnego społeczeństwa, rew olta niepoliczalnej wielości atom ów społecznych, uw olnionych i żądnych roz­ koszy, jakich dostarczają złoto i w szystko, co m ożna za nie kupić, a także, co gor­ sza, to wszystko, czego n ie da się kupić: pasje, ideały, w artości, przyjem ności sztu ­ ki i literatury. To w łaśnie wydawało się najgroźniejsze. G dyby jeszcze ci zwykli ludzie chcieli się po p ro stu wzbogacić! G dyby kierow ali się tylko swoim zdrow ym rozsądkiem ! Ale oni w śm ieszny sposób przed efin io w ali swój zdrow y rozsądek i ch cieli radow ać się w szystkim , co przynosi radość, łącznie z p rzyjem nościam i duchow ym i. A rów nocześnie ch cieli zm ienić przyjem ności duchow e w przyjem ­ ności k o n k retn e i m aterialne.

D la czytelników F la u b e rta E m m a Bovary jest u cieleśn ien iem tego p rze ra żają­ cego ap ety tu „dem okratycznego” . W te n w łaśnie sposób au to r kreśli jej p o rtret: E m m a chce zarazem idealnego ro m an su i fizycznej przyjem ności, b ez u sta n n ie b alan su je m iędzy p o d n ie tam i duchow ym i i zm ysłowym i. K iedy opiera się swojej m iłości do Leona, uznaje, że m a praw o do jakiejś rekom pensaty. K upuje więc so­ bie m ebel. N ie byle jaki m ebel, lecz gotycki klęcznik. To w łaśnie um ysłom starej daty w ydało się z n a k ie m p rzerażającej d em okratycznej ekw iw alencji: od n iz in społecznych po święte m ieszczańskie ognisko domowe działa to sam o praw o rów­ now ażności i ktokolw iek m oże w ym ienić dowolne p rag n ien ie na jakiekolw iek inne. R ozpoznaje to celnie A rm an d de P o n tm artin : „Madame Bovary to chorobliw a eg­ zaltacja zm ysłów i w yobraźni w w iecznie niezadow olonej d em o k ra cji”2. To z pew­ nością dobry powód, by skazać b o h aterk ę na śm ierć. A rm anda de P o n tm a rtin i je­ m u podobnych nie p rosim y jed n ak o sąd n a d Em m ą; dajem y im praw o do sądze­ n ia twórcy, wszak to on ponosi odpow iedzialność za zabicie swojej b ohaterki.

P rzed procesem , k tó ry uczciwi ludzie wytoczyli F laubertow i, m iał m iejsce inny - ten , k tóry au to r wytoczył swojej postaci. O bok zła społecznego, które przerażało tam tych, istn ieje jeszcze inne zło - to, które E m m a w yrządziła literatu rz e, to z n a­ czy to, któ re kazał jej w yrządzić autor, którego uosobieniem ją uczynił. To b a r­ dziej złożony proces, gdyż tw órca postaci odgrywa podw ójną rolę sędziego i kata, a także, w szerokim sensie, w spólnika oskarżonej. Jaką więc krzyw dę w yrządziła E m m a literatu rze? Ta krzyw da zasadza się na dw ojakim p o m ie sz an iu porządków: chce ona utożsam ić lite ra tu rę z życiem , w tym celu zrów nuje ze sobą w szelkie źró ­

A. de P ontm artin M M . E d m o n d A b o u t et G ustave Flaubert. L e rom an bourgeois et le

rom an dém ocratique, w: N ouvelles Causeries du sam edi, M ic h e l L évy F reères, Paris

(6)

dła ekscytacji. Je d n ak te cechy, które stanow ią o jej ch arak terze czy „dem okra­ tycznym te m p eram en c ie”, d efin iu ją rów nież poetykę sam ego F lau b e rta, a także, w szerszym ujęciu, poetykę lite ra tu ry jako nowego reżim u sz tu k i3. W g runcie rze­ czy tym w łaśnie jest literatu ra : sposobem p isan ia, k tóry znosi rozróżnienie na świat sztuki i świat zwykłego życia, w prow adzając p rzy tym doskonałą równow ażność tem atów . W daw niejszych czasach system belles-lettres rozdzielał w yraźnie sfery tem atów poetycznych i prozaicznych, postaci dostojnych i w ulgarnych, w yrażeń podniosłych i tryw ialnych. G ranica m iędzy n im i pokryw ała się z arystotelesow - skim rozró żn ien iem poezji i h isto rii. Poezja zajm ow ała się intrygą, k o nstruow a­ n iem celowych łańcuchów zdarzeń, podczas gdy h isto ria zajm ow ała się jedynie życiem , w k tórym zdarzenia n astęp u ją jedne po dru g ich bez organicznej koniecz­ ności. Poetycka wyższość akcji n a d życiem odpow iadała podziałow i ludzkości na dwie kategorie. Z jednej stro n y istn iała niew ielka g ru p a lu d zi, któ rzy działali, którzy pośw ięcali się pogoni za w ielkim i celam i, staw iali czoła w yrokom losu i k a­ prysom fortuny, z drugiej - ludzka m asa (złożona przede w szystkim z kobiet), gdzie w szelka aktyw ność dotyczyła sp raw zw ykłego życia: jego p o d trz y m a n ia oraz repro d u k cji. K iedy w raz z F la u b e rte m lite ra tu ra obw ieściła, że nie m a tem atów p ięknych i brzy d k ich , nie tylko poszerzyła sferę przedstaw ialnego, ale podała też w w ątpliw ość opozycję działan ia i życia, opozycję o ch arak terze poetyckim i spo­ łecznym .

N ie istnieje podział na sferę spraw poetyckich i dom enę rzeczy prozaicznych. Tej nowej zasady nie sposób uznać za stanow isko pojedynczego autora; to zasada k o n sty tu u jąca lite ra tu rę jako taką, d efin iu jąca jej odrębność. N ie chodzi tylko o to, że przez n ieuchronność p rze m ian społecznych sztuka szykuje się do p rzyję­ cia p lebejskich postaci czy em ocji. Rzecz w tym , że na tej nieod ró żn ialn o ści opie­ ra się czystość sztuki. Jeżeli nie m a więcej tem atów wysokich i niskich, czysta sztuka nie m a żadnych zobow iązań w tej m aterii; jej specyfika zasadza się na dyfuzji p o ­ rządków sztuki i zw ykłego życia. N ie bez kozery te n sam au to r uchodzi za p ro to ty ­ powego realistę i m istrza sztuki dla sztuki. Jest to zgodne z logiką Sztuki - pisanej dużą literą, w liczbie pojedynczej - której żadna granica nie oddziela od nie-sztu- ki. Z tego pow odu tradycjonaliści czynią z F lau b e rta w spólnika E m m y Bovary. Proklam ow ana przez niego równow ażność tem atów , w ta k im sam ym sto p n iu do­ stępnych różn icu jącem u stylowi, odpow iada rów now ażności m iędzy ro zm aitym i p rzed m io tam i i źródłam i podniecenia. Ekscytacja postaci, niesytej cielesnych i d u ­

M ian em „reżim u sz tu k i” R an cière określa sp ec y ficzn y typ relacji m ięd zy produkcją oraz p raktykow aniem sz tu k i, form am i w id z ia ln o śc i tych praktyk i ic h p ojęciow ym ujęciem . „R eżim e s te ty c z n y ” zasad zał się na z n ie sie n iu h ierarch ii tem atów i gatunków , oraz u sta n o w ien iu b ezw zględ n ej rów n ości w id zia ln eg o . Sztuka poczyna dążyć do w ejścia w p orząd ek ży cia , a zarazem coraz m ocniej o d k reślać różn icę, jaka d z ie li ją od „zw ykłego p o strzeg a n ia ” - stąd sp ec y ficzn y a lia ż realizm u i estetyzm u . Zob. J. R ancière, D zielenie postrzegalnego. E stetyka i p o lity k a , przel. M . K rop iw n ick i, J. Sow a, H a!art, K raków 2007. s. 49-50, 78 i nast.; tegoż L a Parole m uette, s. 17-30.

(7)

14

8

chowych rozkoszy, oraz niew zruszoność autora, k tó ry pow strzym uje się od w yda­ w ania jakichkolw iek w artościujących sądów, to dwie tw arze tego sam ego zjaw iska albo dwie postaci choroby, której na im ię dem okracja.

O czywiście au to r inaczej postrzega swoje w spólnictw o. P rzyznając sobie m oż­ liwość uczynienia z każdej zwyczajnej rzeczy p rze d m io tu sztuki, m u si dostrzegać d rugą stronę m edalu: to, co m a znaczenie dla niego, m a rów nież znaczenie dla Emmy. L iteracka równość jest z pew nością niezależna od jakiejkolw iek dem okra­ tycznej polityki. Ale jest w spółbieżna z redystrybucją zm ysłowego [repartage du sensible]4, k tóra uniew ażnia podział na dwie kategorie lu d z i - tych przeznaczo­ nych do w ielkich czynów i subtelnych p rag n ie ń oraz tych skazanych na żywot w za­ k lętym k ręgu praktycznego życia. Z akłócenie system u podziałów i różnic, które stanow i o nowej m ocy sztuki, określa też nowe m ożliw ości życia, dostępne od tej p ory każdem u. Pośród niespotykanych d otąd m ożliwości, otw ierających się przed każdym , zn a jd u je się też m ożliwość pom ieszania sz tu k i i życia. F la u b e rt m oże stworzyć dzieło sztuki na kanw ie losów w iejskiej dziew czyny w tej samej m ierze, w jakiej w iejska dziewczyna m oże przekształcić swoje życie w dzieło sztuki, a wy­ n alazek p isa rsk i - w styl bycia.

N atra fia m y tu ta j na pro b lem y dw ojakiego rodzaju. Z jednej strony m am y sze­ reg problem ów „społecznych”, k tóre dręczą w spółczesnych F lau b erta: „deklasa­ cja” dziew czyn i chłopców z lu d u , pochw yconych przez sieci literackiej „próżno­ ści” i oderw anych od w łasnego stanu. W Proboszczu wiejskim Balzac pochyla się n a d nieszczęsnym losem pewnej dziew czyny - córki h an d larza żelastw em , która k u w łasnej zgubie odkrywa lite ra tu rę i k u lt ideałów. Balzac chciał p rzede w szyst­ k im zasygnalizow ać zagrożenie społeczne, zw iązane z tym , że każdy m a dostęp do w szelakich źródeł rozkoszy. Pewnie dlatego nie zabił swojej b o h aterk i. U czynił ją za to w spólniczką m o rdercy i tym sam ym udosłow nił zbrodnię sym boliczną, jaką jest p om ieszanie klas i przeznaczeń. F lau b erto w i obce są takie troski; in teresu je go tylko sztuka, a co za tym idzie - splot artystycznej rów ności z now ym dziele­ n ie m zm ysłowego, któ re u d o stęp n ia każdem u rozkosze duchowe.

Tu n atra fiam y na d ru g i problem , niezw iązany z p o rząd k iem społecznym , lecz z sam ą sztuką: jeśli jej przyszłość wiąże się z nową form ą nierozróżnialności m ię­ dzy sztuką i życiem i jeśli ta n ierozróżnialność jest dostępna k ażdem u, na czym ufundow ać specyfikę sztuki? N owa form uła, d efiniująca odrębność sztuki, okre­ śla rów nież jej upad ek w n ieodróżnialność sztuki i życia. Jedynym w yjściem z te ­ go k lin czu okazuje się rozłączenie dwóch typów równości, rozdział dw óch różnych podejść do n ie ro z ró ż n ia ln o ści sztuki i n ie-sztu k i. U osobieniem złego podejścia

„ D z ie le n ie zm y sło w eg o ” to w m yśli R a n cière’a term in centralny; ozn acza on w yb iórczą segregację dan ych p o strzeżen io w y ch , d zięk i której ustanaw ia się w id zia ln o ść jed n o stek i grup sp ołeczn ych ; to p roces k on stru ow an ia system u o d czu w a ln y ch p ew ników , który u w id aczn ia istn ie n ie p o d zia łó w i tego, co w sp óln e. Zob. J. R ancière Dzielenie postrzegalnego, s. 69-72; teg o ż P olitique de la littérature, G a lilée, Paris 2007, s. 12 i nast.

(8)

jest E m m a, z której F la u b e rt uczynił swoje przeciw ieństw o. A rtysta um ieszcza nieodróżnialność w książce „jako ta k ie j”, n ato m iast anty-artysta, ta k i jak b o h a­ te rk a pow ieści, wciela ją w życie. W tym p u n k cie ich drogi rozchodzą się. Em m a k ieru je się w skazaniam i ro zu m u praktycznego; sztuka stanow i dla niej coś rzeczy­ w istego i „pozytyw nego”, pew ien styl życia, k tó ry m u si p rze n ik n ąć w szystkie wy­ m ia ry egzystencji. D rogę an ty-artystyczną określa zasada ekw iw alencji m iędzy „pozytyw izm em ” i sentym entalizm em . Z atrzym ajm y się na chw ilę przy frag m en ­ cie, w któ ry m E m m a opisuje uczucia tow arzyszące jej podczas mszy:

Z am k n ięta w m dłej atm osferze klas, pośród tych b lad ych k o b iet z m o siężn y m i krzyży­ kam i u różańca, pogrążyła się n iep o strzeże n ie w p ó łsen , p ełen m istyczn ej tęsknoty, k tó ­ ra w iała z k a d zid eł ołtarzy, z ch ło d u k ro p ieln ic, z b lasku grom n ic. Z am iast słu ch a ć mszy, ogląd ała w k siążce do nab ożeń stw a p ob ożn e w in ie tk i z b łęk itn ą obw ódką. L u b iła chorą o w ieczk ę, Przenajśw iętsze Serce przebite ostrym i strzałam i i b ied n eg o Jezusa, który upada pod ciężarem krzyża.5

Już w tym m iejscu drogi p ostaci i autora rozchodzą się. N a czym polega ta rozbieżność? F la u b e rt nie w ini przecież E m m y za jej ro ztarg n ien ie podczas m szy świętej. D la niego rów nież praw dziw ą treścią tego obrządku jest m istyczna tęsk­ nota zapachów, blask świec i zdobiący w in ietk i błęk it. P isarz robi dokładnie to sam o, co jego postać: uniew ażnia uroczystość relig ijn ą, red u k u je w ydarzenie do prostej gry doznań i em ocji. K iedy E m m a tonie w m istycznej tęsknocie, on p o ­ zwala się ukołysać trójkow em u rytm ow i swojej frazy. Co więcej, całą h isto rię życia swojej b o h a te rk i tra k tu je d okładnie tak, jak ona sam a mszę: jako czystą rozkosz d ozn ań i obrazów. B łąd E m m y nie polegał więc na o d d an iu się m istycyzm ow i, lecz w ręcz przeciw nie: na jego zdradzie. E m m a sprzeniew ierzyła się „m istycyzm o­ w i” w m om encie, w k tó ry m zap rag n ęła n adać m istycznym obrazom k o n k retn y kształt, ujrzeć je w cielone w rzeczyw iste p rze d m io ty i osoby. O to jej grzech śm ier­ telny: z m istycznych tęsknot chce w ysnuć główny w ątek swego życia, chce zm ienić je w wystrój m ieszkania. L ite ra tu ra oznacza dla niej p rzede w szystkim łatw ą u ro ­ dę i w dzięk. Sztuka w jej życiu to perkalow e fira n k i w oknach i papierow e profit- ki do lichtarzy, b reloczki p rzy zegarkach, dwie duże wazy z b łękitnego szkła na ko m in k u , neseser z kości słoniowej ze złoconym nap arstk iem .

Oto b łą d Emmy, oto jej w ykroczenie przeciw ko sztuce: nazw ijm y je estetyzacją życia codziennego. W tam ty ch czasach w yrażenie jeszcze nie istnieje, ale p roblem owszem. F la u b e rt form ułuje go z całą m ocą w liście do L ouise Colet:

Ilu ż d zieln y ch lu d zi m ogłob y żyć, jeszcze stu le c ie tem u , b ez S ztu k P iękn ych , a d z iś p o ­ trzeba im m ałych posążków , m ałej m uzyki i m ałej literatury. (Z astan ów m y się , ile złych rysun k ów ro zp o w szech n ia litografia! I jakie p ięk n e w yob rażen ie co do k szta łtó w lu d z ­ k ich czerp ie z n ich lu d !).6

5 G. F la u b ert P ani B o v a ry , przeł. A. M iciń sk a , PIW, W arszawa 1986, s. 45. 6 G. F lau b ert, L ist do L o u sie C o let, 29 sty czn ia 1854, w: tegoż Correspondance,

(9)

15

0

F lau b e rt, p odobnie jak później A dorno, fo rm u łu je w tym m iejscu krytykę k i­ czu. N ie chodzi p rzy tym o sztukę p rzestarzałą, niem odną. Bez w ątp ien ia do życia bied n y ch w kracza ta odm iana sztuki, k tórą zdążyli w zgardzić esteci. Ale p roblem jest głębszy: kicz to sztuka w cielona w życie kogokolw iek, przem ien io n a w wystrój codzienności. Z tego p u n k tu w idzenia Pani Bovary jest pierw szym m an ifestem anty-kiczu. P rzebieg akcji um ożliw ia b ezu stan n e różnicow anie: b o h aterk a działa konsekw entnie na p rzekór artyście. Być m oże F lau b e rt naw et p rzesadził, kiedy kazał jej czytać E ugeniusza Sue i studiow ać opisy um eblow ania. Istn ie ją przecież prostsze sposoby, by być na bieżąco z m odą w zakresie aranżacji wnętrz! Ale p i­ sarz chce utożsam ić „estetyzm ” E m m y z p rostym pom ieszaniem lite ra tu ry i u m e­ blow ania. C hce tego tym b ard ziej, że zwierza się Louise C olet, iż lite ra tu ra stan o ­ wi dla niego rodzaj ko m p en saty za n ie re aln e m arzenia, by m ieć „sofy z p u ch u kolibrów, dywany z łabędziej skóry, hebanow e fotele, k andelabry z masywnego złota lub lam py w ydrążone w szm aragdzie”7.

Rzecz w tym , że pokusa p rzek ład an ia sztuki na m aterię życia m u si zostać w cie­ lona w postać, w figurę złego lub fałszywego artysty - i skazana na śm ierć. Z b ro d ­ n ia E m m y jest zb ro d n ią przeciw ko literatu rz e. Polega ona na błęd n y m w ykorzy­ sta n iu rów now ażności życia i sztuki. L ite ra tu ra m usi ją uśm iercić, by uchronić sztukę p rze d jej złow rogim sobow tórem : estetyzacją życia. W brew tem u, co się często mówi, spraw a nie m a wcale w ym iaru społecznego; nie chodzi o obronę sztuki p rze d pospolitością. P rzeciw nie, w coraz w iększym sto p n iu chodzi o uchro n ien ie jej p rze d lu d ź m i w yrafinow anym i. W yrafinow anie Em m y, z pew nością dość p ro ­ ste, odradza się trzydzieści lat później u H uysm ansa, w postaci des E sseintes’a - estety, który chce otaczać się najw ytw orniejszym i artefak tam i, od w ierszy M al- larm égo po rzadkie zapachy i niespotykane rośliny. A trzydzieści lat po p u b lik a cji N a wspak w ątek te n p odejm ie P roust i wytoczy proces estetom , którzy żądają od sztuki, by przydaw ała czaru ich m iłostkom i dekorow ała ich domy. I w ym yśli roz­ liczne k ary za zbrodnię przeciw ko lite ra tu rz e i sztuce: ożeni Swanna ze zidiociałą kurty zan ą, każe m u ją kochać za podobieństw o z Zeforą z p łótna B otticellego; pana de S aint-L oup wyśle n a pole w alki, by zginął w im ię m arzeń o nowej epopei; C har- lusa, k tóry tra k tu je dzieła sztuki niczym insygnia szlacheckiej chwały, przykuje do „skały czystej m a te rii” w b u rd e lu Jup in a.

F la u b e rt jest p rek u rso re m w ojny sztuki przeciw ko „estetyzm ow i”. By ją wy­ grać, nie w ystarczy jed n ak ukarać powieściow e postaci. Trzeba rów nież zadem on­ strow ać w łaściwe podejście do niero zró żn ialn o ści życia i sztuki. P isarz p ragnie zam knąć tę n ierozróżnialność w książce. Jak to należy rozum ieć? P rzypom nijm y flaubertow ską zasadę: jeśli te m at jest obojętny, to w szystko zależy od stylu. Jeśli jed n ak styl m iałby oznaczać sztukę budow ania p ięknych zdań, które uw znioślają opisy zw yczajnych sytuacji i ludzi, nic nie odróżniałoby p racy artysty od prak ty k postaci. D ostosow yw anie w ytw ornych fraz do tryw ialnych h isto rii p rzy p o m in a dostosowyw anie p ro fitek do świec albo breloczków do zegarków. Praca języka m usi

(10)

oznaczać coś przeciw nego: niw eczenie p ro fitek i breloczków. W tym sensie m oże być „absolutnym sposobem w idzenia rzeczy” . Czegoś podobnego zaznała Em m a podczas mszy, kiedy pogrążyła się w sen p ełen „m istycznej tęsk n o ty ”. Płynąca z niej rozkosz zasadzała się na dośw iadczeniu czystej h a rm o n ii doznań, oderw anej od w szelkich h isto rii i funkcji, od jakichkolw iek osobistych uczuć czy właściwości sam ych rzeczy. A bsolutny sposób w idzenia rzeczy to ta k i sposób p atrz en ia i od­ czuw ania, w któ ry m zan ik a in d y w idualny p odm iot, podległy jednostkow ym ce­ lom . Rzeczy u w alniają się z w szystkich w ięzi, któ re czyniły je n arz ęd ziam i lub p rze d m io ta m i pożądania, i trw ają w sensorium czystych w rażeń, oderw anym od sensorium zwykłego dośw iadczenia.

Jest ktoś, kto m ógłby w ytłum aczyć to m łodej E m m ie. N iestety, to ostatnia oso­ ba, jaką m ożna spotkać na klasztornej pensji. To D iabeł. P rzed n ap isan iem Pani Bovary F la u b e rt naszkicow ał pierw szą w ersję Kuszenia świętego Antoniego, gdzie D iabeł, k usiciel p u ste ln ik a , okazuje się znacznie rozsądniejszy od starych sióstr z klasztornej pensji. W yjaśnia on św iętem u zasadę „m istycznej tę sk n o ty ” podczas specjalnie zaaranżow anej podróży przez p ow ietrzne przestw orza. U kazuje m u, czym jest życie, gdy nasze dozn an ia zrzucą z siebie łań cu ch y indyw idualności. D zięki n ie m u święty odkrywa form y życia bezosobowego, przed-jednostkow ego: „istn ien ia nieożyw ione, rzeczy n ieruchom e, a jakby zw ierzęce, istn ien ia roślinne, rozm arzone posągi i m yślące p ejzaże”8. Z n ajd u jem y się w świecie bezosobowego; tu ta j d u ch zatraca swoją tożsam ość i rozm ienia się na wielość atom ów m yśli, które łączą się z rzeczam i rozproszonym i w ta ń c u cząsteczek. D iabeł uzm ysław ia świę­ tem u, że m u siał już w ielekroć doświadczyć tego dziw nego stanu, w któ ry m w nę­ trze i zew nętrze stap iają się w jedno:

C zęsto , z p ow od u byle czego - kropli wody, m u szli, w łosa - staw ałeś w m iejscu , z n ie r u ­ ch om ą źren icą i otw artym sercem . P rzed m iot, który k o n tem p lo w a łeś, zd aw ał się w d z ie ­ rać w c ie b ie , w m iarę jak sk ła n ia łe ś się ku n iem u , i ustan aw iała się d otyk aln a n iem al w ięź: jedno n ap rzeciw d ru giego, p o łą czen i su b teln y m i, n ie z lic z o n y m i p rzy leg ło ścia m i.9

Te su b teln e przyległości, te m uszle, włosy, k rople wody, do których d o rzu c ili­ byśm y k ilka p ro m ie n i słonecznych, p o d m u ch y w iatru , ziarenka piask u , d robiny k u rz u w irujące w pow ietrzu - to one sp la ta ją się w zm ysłową tk a n in ę Pani Bovary. O ne stanow ią właściwe zd arzenia w pow ieści, one są jej rzeczyw istą treścią, bez w zględu na to, co p rzydarza się na p lan ie fabularnym . „L ekki po d m u ch , w iejący dołem przez szparę od drzw i, pędził sm ugę k u rzu po kam iennych p ły ta ch ” 10. W ten sposób zaznacza się intensyw na bliskość kiełkująca m iędzy E m m ą i Karolem . Z ko­ lei gdy E m m a pozw ala, by R udolf trzym ał ją za rękę podczas Z jazd u Rolnego, czyni to n ie za spraw ą jego retoryki, lecz ze w zględu na kom binację czynników

8 G. F la u b ert L a Tentation de sa in t A n to in e , versio n de 1849, C onard, Paris 1924, s. 418.

9 T am że, s. 417.

(11)

15

2

zm ysłowych: m ałych złotych iskierek, lśniących wokół czarnej tęczów ki fircyka, z ap ach u w an ilii i p ió ro p u szu k u rzu , w znieconego w oddali przez stary d y liż an s11. M iłość do Leona u tk a n a jest z innej kom b in acji elem entów : pasm włosów, owa­ dów, p ro m ie n i słonecznych i k ropel wody:

D łu g ie , c ie n k ie w o d o ro sty w iły się, k ołysane jej prądem , i ro zściela ły w przezroczystej strudze pasm a z ie lo n y c h w łosów . N ie k ie d y na czu b k u trzcin y lub na liśc iu n enufaru przysiadał lub p rzech ad zał się jakiś ow ad o cie n k ic h nóżkach. P ro m ien ie słoń ca p rze­ św ie tla ły b łęk itn e, pękające w cią ż bańki w ody, p łyn ące jedna za d ru g ą .12

Oto, co się przydarza: w iatr kołysze prześw ietlone słońcem b a ń k i w odne; lekki p o d m u c h w znieca p ió ro p u sz k u rzu . O to, co odczuw ają postacie i co wywołuje w n ic h anielską rozkosz: czysty przepływ doznań. Z nacznie później n a rra to r prou- stow ski sform ułuje p rzesłanie, jakie p łynie ze strony tego ro d zaju em ocji: „Uchwyć m n ie w przelocie, jeśli m asz siłę, i postaraj się rozw iązać zagadkę szczęścia, k tórą ci zad aję” 13. Ale bohaterow ie F lau b e rta nie p ró b u ją rozw iązać zagadki. N ie w ie­ dzą naw et, jaki rodzaj szczęścia m oże się zaw ierać w pióropuszach dym u lub w b a ń ­ kach wody. P otrzebna im praw dziw a h isto ria zam iast tych m ikrozdarzeń. Chcą, by tum any, w iry i pro m ien ie stały się rzeczyw istym i cecham i, p rzypisanym i okreś­ lonym przed m io to m p rag n ie n ia, cecham i osób, które kochają i od których ocze­ kują w zajem ności. N ie m ylą sztuki z życiem. M ylą sztukę z in n ą sztuką; życie m ylą z zu p ełn ie in n y m życiem.

M ylą sztukę z in n ą sztuką; oznacza to, że obstają przy starej poetyce akcji, postaci podążających za w ielkim i celam i, uczuć w yw iedzionych w prost z ch a rak ­ terów i szczytnych p asji przeciw staw ionych zw yczajnym em ocjom . N ie zaznajo­ m ili się z nową poetyką - eg alitarn ą poetyką życia. A p rzy tym m ylą życie z innym życiem; w ydaje im się, że zn a jd u ją się n ad al w starym świecie podm iotów i orze­ czeń, przed m io tó w i ich w łasności, woli, k tó ra w yznacza cele i w ybiera środki. W ierzą, że osoby i rzeczy p osiadają rzeczyw iste w łasności, któ re je in d y w id u alizu ­ ją i czynią godnym i pożądania. K rótko m ów iąc, nie o d robili lekcji D iabła: życie jest bezzasadne. To b ezu sta n n a flu k tu a cja atomów, które u k ła d ają się w coraz to nowe, n ietrw ałe konfiguracje. Z nacznie później Giles D eleuze nad a tym k o nfigu­ racjom m iano heccéités, definiując je w te n sposób:

Pora roku, zim a, lato, god zin a, data posiad ają dosk on ałą, w so b n ą jed nostkow ość, o ile n ie m ylą się z jed n o stk o w o ścią rzeczy lub p od m iotu . To są w ła śn ie heccéités, w tym se n ­ sie, że w szystk o jest tu relacją ruchu i sp oczynk u p o m ię d z y m o lek u ła m i lub c z ą stk a m i.14 11 Tam że, s. 125.

12 Tam że, s. 87.

13 M . P roust W p o szu kiw a n iu straconego czasu, t. 7: C zas odnaleziony, p rzeł. J. R o g o ziń sk i, PIW, W arszawa 1992, s. 183-184.

14 G. D e le u z e , F. G uattari M ille P la te a u x , M in u it, Paris 1980, s. 318. P o jęcie heccéités n ie p osiad a w p o lszc zy źn ie u sta lo n eg o od p o w ied n ik a . Term in ten, w y w ied zio n y z ła c iń sk ie g o ecce („oto”), o bogatej p reh isto rii zw iązanej z filo z o fią scholastyczn ą

(12)

W sercu Pani Bovary odkryw am y czyste relacje ru c h u i spoczynku. O brazują one, czym jest życie pochw ycone w swojej praw dzie przez dzieło sztuki: czystym przepływ em bezosobow ych heccéités. L ite ra tu ra m ów i n am praw dę i pozw ala ją odczuć, uw alniając heccéités z łańcuchów ind y w id u alizacji i obiektyw izacji. Oto w łaściwy sposób urzeczyw istniania jedności lite ra tu ry i życia. N a nim , zdaniem F lau b e rta, zasadza się pow ołanie literatu ry ; na n im p isarz b u d u je swój p rojekt pisarski. Przeciw staw ia m u zgubną m a n ierę swojej b o h aterk i, któ ra przekształca w szystkie heccéités w jakości p rzedm iotów i cechy ludzi, wciąga je w nieu stający w ir popędów i fru stracji. F la u b e rt pró b u je czegoś dokładnie przeciw nego: w ydo­ bywa czyste szczęście bezosobow ych heccéités z tu m u ltu osobowych popędów i fru ­ stracji. W n a rra c ji lu d z k ich p rag n ie ń i rozczarow ań w ierci „m ałe otw orki”, przez które „dostrzegam y o tc h łań ” 15. Pozwala usłyszeć n am zbaw ienną m uzykę bezoso­ bowego, p rze b ijając ą się przez rozgw ar nieszczęść. Z d an ie po zd a n iu , w pisuje w tekst różnicę lite ra tu ry jako różnicę m iędzy dwoma sposobam i u tożsam iania lite ra tu ry i życia. Rów nościowem u praw u każdej jednostki do każdej rozkoszy prze­ ciw staw ia ra d y k a ln ą rów ność, k tó ra k ró lu je na pozio m ie p rzed jed n o stk o w y ch heccéités. I nie jest to kw estia pryw atnej filozofii. To próba sam ej literatu ry , jako nowego reżim u p isan ia, zaznaczenia różnicy m iędzy dwoma sposobam i zrów ny­ w ania sz tu k i i n ie -sz tu k i. R óżnica tkw i w sposobie trak to w a n ia m ik ro z d arze ń , splatających się w bezosobowe p łótno, na któ ry m „osobowe” dośw iadczenie kreśli swój w łasny scenariusz. M ożna je połączyć w jedną tem atyczną figurę - w figurę pożądania, ta k jak czyni to Em m a. M ożna też, przeciw nie - niczym F la u b e rt - wydobyć z n ic h splot bezosobow ych doznań zm ysłowych.

F la u b e rt nie wysławia tej różnicy, zadow ala się przeciw staw ieniem bezosobo­ wego oddechu frazy i fikcyjnej zaw artości opow iadania. M oże ta k zrobić, p o n ie­ waż wycofał się, jako autor, z opowieści. Pół w ieku później P roust p o dejdzie do p ro b lem u w sposób b ardziej radykalny. U tożsam iając n a rra to ra z b o h aterem h i­ storii, utożsam i fikcyjną intrygę z intrygą literacką. I będzie w stanie p o d su m o ­ wać za gadnienie w opisie jednego dośw iadczenia zmysłowego: ruchom ej, koloro­ wej plam y na nabrzeżu. W g runcie rzeczy tym , co b o h ater w idzi na plaży w Bal- bec, jest niew yraźna plam a, w jaką zlew ają się sylw etki p ięciu czy sześciu dziew ­ czyn: to istn ien ie zbiorow e, na któ re składają się niezależne kończyny, b lad e

owa-(Jan D u n s S zk ot), zo sta ł p od jęty w X X w iek u w ram ach różnych tradycji

filo z o ficzn y ch (eg zy sten cja lizm , e p iste m o lo g ia G ilb erta S im o n d o n a i in .). O znacza on zw yk le z e sp ó ł cech m aterialn ych lub n iem a teria ln y ch , które w yróżn iają dany przedm iot; w p rzeciw ień stw ie d o quidditas nie ch o d zi jed nak o stałe w ła śc iw o ści d ane jakiem u ś zesp o ło w i fenom enów . W m yśli D e le u z a heccéités b ąd ź eccéités fun k cjon u ją jako procesy in d y w id u a cji p ozb aw ion e p oczątk u i końca, celu i p rzezn a czen ia , które przybierają postać kłącza i nie k on stytu u ją żad n ego „ja”. Zob. Tam że, s. 321 ; A. Sau vagn argu es „H eccéité”, w: L e vocabulaire de Gilles D eleuze, ed. R. Sasso, A. V illa n i, „L es C a h iers de N o e s is ” no 3, P rin tem p s 2003, s. 172. 15 G. F lau b ert, L ist do L o u ise C o let, 26 sierp n ia 1853, w: tegoż Correspondance, t. 2,

s. 417.

15

(13)

15

4

le, zielone lu b czarne oczy - a m oże raczej krążk i m iki, czarne „polo” n a d różowy­ m i policzkam i, rower, „kluby” do golfa, kołysanie b io d ram i, dwa lub trzy zdania pochw ycone w locie, w śród n ic h nieszczęsne „wyżyć się” . Ten ru ch o m y zbiór do­ zn a ń m ożna potraktow ać na dwa sposoby. Pierwszy z n ic h w ybiera n a rra to r i b o ­ h a te r powieści: p rzem ien ia płynne k o n tu ry tej ruchom ej plam y w indyw idualne sylwetki, a jedną z n ic h - A lbertynę - czyni obiektem swojej m iłości. P oddaje się p rag n ie n iu posiadania tych w szystkich światów, któ re ona przem ierzyła i w k tó ­ rych będzie później chronić się p rze d nim . Ale jest też inny sposób, którego b o h a­ te r nie w ybrał, choć m oże pow inien, a k tó ry w ybrał jego sobowtór, autor: spraw ia on, że „płynna, zbiorow a i ruchom a pięk n o ść” tej plam y staje się jeszcze bardziej p łynna, jeszcze b ardziej zbiorowa i ruchom a. Sprawia, że m łode dziew częta w yda­ ją się jeszcze b ardziej n ied o stęp n e i n ieludzkie. W prow adza je na w ielką drogę m etam orfoz, któ ra p rzecina w szystkie królestw a n a tu ry i w szystkie form y sztuki, by zm ienić je k olejno w p a ra d u ją c ą po p ia sk u grom adę mew, w rafę koralow ą, św ietlistą kom etę, arabskiego w ładcę z Pochodu Trzech K róli Benozzo Gozzoli, posągi błyszczące w słońcu na greckim w ybrzeżu, a na koniec w gaik róż p ensyl­ w ańskich kw itnących na skarpie,

m ięd zy którym i m ieści się cała przestrzeń ocean u przebyw ana p rzez jakiś p arow iec, tak w o ln o ślizgający się po p oziom ej i b łęk itn ej kresce idącej od jednej ło d y g i do d ru giej, że len iw y m otyl, z a p ó ź n io n y w g łęb i k ielich a , który kad łub statku m in ą ł od daw na, m oże - aby w z le c ie ć z tą p ew n ością, że p rzyb ęd zie w cześn iej - czekać, b y tylko jedna cząsteczk a lazuru d z ie liła jeszcze d ziób statku od n a jb liższeg o k w iatu, ku którem u okręt p ły n ie .16

Z zakończenia tego epizodu m ożna wyciągnąć podw ójną lekcję. Po pierwsze, widzimy, co m ożna zrobić, kiedy jest się pisarzem , z błęk itn y m ko n tu rem oceanu. Pisarz m usi przy tym wybierać m iędzy dwoma historiam i: albo historia m iłości do Albertyny, albo historia wyścigu m iędzy parow cem a m otylem . Bohater zawsze do­ kona niewłaściwego wyboru. W przeciw nym razie z postaci fikcyjnej zm ieniłby się w twórcę literatury. Proust jest przy tym trochę bardziej w spaniałom yślny niż F la u ­ bert, i nieco bardziej dialektyczny. C ierpienie, którego bo h ater doświadcza z racji błędnego wyboru, m oże obrócić się w korzyść. Jeśli straci A lbertynę, pojm ie w k oń­ cu, że ruchom ą plam ę na plaży należy postrzegać całkiem inaczej. Zrozum ie praw ­ dziwą jedność literatu ry i życia: tylko literatu ra jest praw dziwym życiem, życiem napraw dę przeżytym i czytelnym dla siebie samego. Ale najpierw m usi napraw dę stracić A lbertynę, przedm iot m iłości m usi um rzeć na dobre, aby iluzje życia i jed- nostkowości mogły prysnąć. To praw da, n arrato r jest pełen „urazy”, kiedy stawia czoła konsekw encjom swojego błędu. Ale rozum ie, że jego m iłosne cierpienia m ają ostatecznie dobroczynny efekt. M usiał przebyć tę chorobę, by zyskać zdrowie pisa­ rza, który wie, że najwyższa praw da życia zawiera się w literaturze.

Czy napraw dę potrzeba było ty lu zm arłych, by p isarz posiadł swoją prawdę? Czy coś u zasadnia te zabójstwa? N ie chodzi z pew nością o osobistą korzyść

pisa-16 M . P roust W p o szu kiw a n iu straconego czasu, t. 2: W cieniu za kw ita ją cych dziew cząt, przeł. T. Ż e le ń sk i (B oy), PIW, W arszawa 1992, s. 348.

(14)

rza. N ie chodzi też o przeprow adzenie g ranicy m iędzy sztuką a zw yczajnym ży­ ciem . C hodzi o praw dę, a w efekcie - o zdrowie. Życie au tentycznie przeżyte, ce­ lebrow ane w Czasie odnalezionym, nie jest w ym arzonym życiem estetów w stylu D es E ssein tes’a. To życie uzgodnione ze swoją w ew nętrzną praw dą i z w łaściwym m u z d r o w i e m . M iędzy epoką F lau b e rta a czasam i P rousta lite ra tu ra staw ała się b o ­ w iem w coraz w iększym stopniu kw estią zdrowia. Bez najm niejszego zw iązku z opo­ w ieściam i o chorobie i degeneracji, któ re ta k p oruszały w spółczesnych H uysm an- sa, lite ra tu ra wiąże się z siłam i zagrażającym i życiu. N ależałoby zbadać, czy jest ona ich w spólniczką, czy przeciw nie, zw alczającą je m edycyną. L ite ra tu ra jako taka naro d ziła się w raz poetyckim przew rotem , który instaurow ał in te rp re tac ję życia w m iejsce logiki działań. Za swój właściwy p rze d m io t uznała życie, ro zu ­ m iane n ie jako fenom en em piryczny, lecz jako siła, która w łada jed n o stk am i i ca­ łym i w spólnotam i. I jeśli m ogła chełpić się, że jest praw dziw ym życiem , to w łaśnie dlatego, że stanow iła lekarstw o na zagrażające życiu choroby.

O jakich s i ł a c h mówimy? Po pierw sze, o sile słów. Słowa to bezcielesne byty, które m ają moc w yryw ania istot ich n a tu ra ln e m u p rzeznaczeniu. D latego zwykli ludzie, którzy m ieli dość życiowych trosk, zw iązanych z utrzy m an iem się przy życiu i z rep ro d u k cją życia, dali się porwać słowom tak im , jak „wolność” czy „rów ność” i zap rag n ęli z kolei w ypowiedzieć się w kw estiach urządzenia społecznego, które leżały poza ich k om petencjam i. D latego m łode dziewczęta przeznaczone do roli gospodyń dom owych, w ystaw iając na szwank swoją rep u ta cję i ryzykując życie, poczęły zgłębiać ukryte sensy słów ta k ich jak „szczęście”, „n am iętn o ść” czy „u n ie­ sien ie” . Siły niszczące p orządek ro d zin n y i społeczny istn iały od zawsze, teraz jed­ n ak zw iązały się z now ym dem okratycznym niepokojem . Oto niebezpieczeństw o, które spędza sen z pow iek X IX -w iecznym m yślicielom : życiu zagraża p o d stęp n y wróg, u kryty w jego sercu, czyli wola. Taka jest lekcja, której bohaterow i Jaszczura udziela stary antykw ariusz:

C zło w iek zu żyw a się p rzez dwa in sty n k to w n e akty, które w yczerp ują źródła jego is t n ie ­ nia. D w a słow a w yrażają w szelk ą postać, którą ob lek ają ow e d w ie p rzyczyn y śm ierci: C H C IE Ć I M Ó C . [...] Chcieć spala nas, a móc niszczy; ale W IE D Z IE Ć zostaw ia nasz w ą tły ustrój w sta n ie trw ałego sp o k o ju .17

N ie chodzi tylko o to, że moc błądzących słów zwodzi na m anowce gorączkowe umysły. G orączka staje się o dtąd kon su b stan cjaln a z życiem. To w łasny ślepy p o ­ p ęd życia, dążący do o k iełznania słów i obrazów, kreujący bez w ytchnienia p rze d ­ m ioty pragnień: dobra, które m ożna posiąść, cele, któ re m ożna osiągnąć, osoby, które m ożna zdobyć.

L ite ra tu ra ujaw nia to rozpoznanie. C zyni to jako in te rp re tac ja życia, jego sa- m ow iedza. Ta ostatnia jed n ak jest w pew nym sensie w spólniczką zdiagnozow anej choroby. Jaszczur to z pozoru „definityw ny wyrok fizjologiczny w ydany przez n o ­

17 H. B alzac J a szc z u r, przeł. T. Ż e le ń sk i (B oy), W arszaw ski D o m W ydaw niczy, W arszawa 1992, s. 39.

S

S

(15)

w oczesną n au k ę na życie lu d z k ie ” 18. Ale krytycy oskarżają lekarza, że stał się epic­ k im piew cą choroby. Jedno pokolenie później m łody Zola zad ek laru je bez ogró­ dek, że jego gust nak azu je m u delektow ać się tą chorobą ciała społecznego, której uosobieniem była perw ersyjna G erm ine L acerteux z pow ieści G oncourtów 19. A es- tetyzm D es E ssein tes’a zaleca się n am jako sposób potęgow ania „syfilisu”, który toczy now oczesne życie. Staw ką lite ra tu ry czystej, któ rą zdają się tworzyć F la u ­ b ert czy P roust, jest więc zniszczenie tej podejrzanej zażyłości choroby i medycyny, ich ponow na red efin icja i separacja, o d różnienie złej i dobrej in te rp re ta c ji życia.

Trzeba więc sprow adzić przyczynę choroby do najprostszej zasady: jest nią b łę d ­ na in te rp re ta c ja doznań zm ysłow ych, b łę d n a in te rp re ta c ja pióropuszów k u rzu , kropel wody i ruchom ych barw nych plam , które k rzep n ą w obiekty pożądania i m i­ łości, stając się źródłem cierpień. To rozpoznanie, charakterystyczne dla lite ra tu ­ ry jako tak iej, p o dkreśla jej wyjątkowość na tle w ielkiego tu m u ltu wszelkiego ro ­ dzaju lekarzy, którzy pochylają się n a d chorobą dręczącą now oczesne je dnostki i społeczeństw a. N azyw am y tę chorobę dem okracją, nazyw am y ją też e k s c y t a - c j ą, ale coraz częściej n ad ajem y jej też uczoną nazwę h i s t e r i i . W połow ie X IX w ieku te n k lin icz n y te rm in zm ien ił rad y k a ln ie znaczenie: to, co kiedyś uznaw ano za chorobę organiczną w łaściwą kobietom , stało się w spólną dla obu p łci chorobą psychiczną. Ale nin iejsze przem ieszczenie w ykracza poza h isto rię n a u k m edycz­ nych. Słowo to, n im zagościło na dobre w teo rii psychoanalitycznej jako nazwa szczególnego zab u rzen ia, podróżow ało sw obodnie m iędzy n a u k ą i lite ra tu rą , n a ­ uką i o p in ią p ubliczną, o p in ią p u b lic zn ą i literatu rą . T am nab rało dom inującego do dziś znaczenia i oznaczać poczęło cierp ien ie ciała pozbaw ione przyczyny orga­ nicznej, zw iązane n ato m iast z n ad m ia re m myśli. D latego „h iste ria ” stała się syno­ n im e m „ekscytacji”, wywołanej n a d m ie rn ą dostępnością słów, obrazów i m yśli w łaściwą „now oczesnem u życiu” . U czeni próbow ali nadać precyzyjne znaczenie k liniczne te m u w ędrow nem u pojęciu. L ite ra tu ra rów nież przedstaw iała się jako p rak ty k a k liniczna. To, co p ro p o n u ją n am F lau b e rt i P roust, p rzypom ina diag n o ­ zę choroby, która zaprzątała um ysły ich w spółczesnych, a także - p ro jek t kuracji. C horobę tę sprow adzili oni do jedynego błęd u , zasadzającego się na u trw ala n iu p ły n n y ch i bezosobow ych k o n fig u ra cji dozn ań zm ysłow ych, p rz e m ie n ia n iu ich w jakości podm iotów i przedm iotów . L eczenie pow inno więc polegać na odkryw a­ n iu praw dziw ego życia, dośw iadczanego za cenę rozsadzenia trw ałych jakości rze­ czy, przyw rócenia im właściwej tożsam ości - cząsteczek m iotanych bezosobowym przepływ em . Zdrow ie, które lite ra tu ra m iała do zaproponow ania, sytuow ało się

18 F.Fr. D a v in Wstęp, w: H. B alzac L a Peau de chagrin, é d itio n éta b lie et an n otée pad S. D e Sacy, G allim ard , Paris 1974, s. 62. (P raw d op od ob n ie pod tym p seu d o n im em ukrywa się sam B alzak).

„Mój gu st, p ow iedzm y, jest w ypaczony: lu b ię p ik a n tn e litera ck ie potraw ki, d zieła d ek a d en ck ie, w których ch orob liw a w yob raźn ia zajm uje m iejsce okazałej św ięto ści klasyków. Jestem d zie c k ie m e p o k i” (Mes H aines, w: Oeuvres complètes, t. 1, N o u v ea u M on d e é d itio n s, Paris 2002, s. 755).

(16)

blisko choroby funkcjonującej jako przeciw ieństw o h iste rii - schizofrenii. K ura­ cja literack a, zaserw ow ana przez F lau b e rta, praktykow ana i ro ztrząsan a w teo rii przez P rousta, przyznaje lekarzow i-pisarzow i status zdrowego schizofrenika. Z d ro ­ wy schizofrenik niszczy ustanow ione przez b ohaterów patologiczne pow iązania m iędzy p ojaw ieniem się na plaży, ideą jednostkow ości i m iłosnym rozm arzeniem . Pozwala n ieostrej, ruchliw ej plam ie ślizgać się sw obodnie po błęk itn ej lin ii, gdzie przeobraża się ona w zgraję mew, kolekcję greckich posągów albo różany zagaj­ nik. O to praw dziw e życie, życie sprow adzone do czystej w ielości doznań.

Jest to oczywiście schizofrenia kontrolow ana. Pisarz schizofrenik to także do­ b ry lekarz rodzinny. W ie, jak na pow rót powiązać uw olnione elem enty. Zna reguły m etaforyzacji i tw ierdzi, że podlegają one tej samej racjonalności, co praw a n a tu ­ ry. N ie zapom niał przy tym starej poetyki - i m edycyny - arystotelesow skiej, k tó ­ ra przekształca niew iedzę w m ądrość dzięki grze p e ry p e tii i rozpoznania. M ając takie zaplecze, uznaje się za zdolnego leczyć histeryków (skazując na zatracenie k ilk u spośród nich). P otrzebuje swojego histerycznego sobow tóra, b y utrzym ać w schizofrenicznym zdrow iu siebie sam ego oraz literatu rę . N ie potrzeb u je h iste ­ ryka tak , jak lekarz p acjenta; p o trze b u je opowieści o h istery k u i o jego leczeniu, by oddzielić „schizofrenię lite ra c k ą ” od praw dziw ej schizofrenii. U w alnia w iry i fale bezosobow ego, przedjednostkow ego życia, ale nie p o d d aje się im. Używa opowieści o h istery k u do zakreślenia granicy m iędzy złą i dobrą schizofrenią.

To z kolei odsyła nas do innego dzieła pośw ięconego relacji m iędzy lite ra tu rą a schizofrenią - do Fal. Z nam y stru k tu rę tej powieści; V irginia W oolf rozdzieliła k om petencje n arrato rsk ie p om iędzy sześć postaci, któ re stanow ią sześć ośrodków percepcyjnych, sześć sposobów p rzetw arzania doznań. Ale szybko okazuje się, że rzekom a równość ustanow iona m iędzy n a rra to ra m i jest pozorna. W istocie dwie postaci znaczą tu najwięcej. Z ajm u ją one sym etryczne pozycje, jakby na krańcach łańcucha, k tóry wiąże sześcioro bohaterów . B ern ard p rzypisuje w ydarzeniom , rze­ czom i osobom określone tożsam ości, k ażdą chw ilę, każde doznanie, każde słowo łączy z innym . R hoda, przeciw nie, nie p o trafi ustanaw iać tożsam ości, nie um ie pow iązać jednej chw ili z drugą. W pew nym sensie te dwie postacie odgrywają re­ lację odw róconej sym etrii, łączącej p isarza z bohaterem . Z m ien ił się jednak przy­ dział ról. To, co ch a rak te ry z u je R hodę - i co defin iu je jej chorobę - p rzypom ina jako żywo lekarstw o, oferowane przez pisarza-schizofrenika: zerwać z „szaleństwem jednostkow ej egzystencji”, rozproszyć się w coraz szerszych kręgach ro zum ienia, obejm ujących na koniec cały świat. R hoda wyobraża sobie

że b y lib y śm y z d o ln i w yd m uchać bańkę tak w ielk ą, że za c h o d z iło b y i w sch o d z iło w niej sło ń ce i m o g lib y śm y zabrać b łę k it p o łu d n ia i czerń północy, i o d b ić od brzegu, i u ciec od tutaj i teraz.20

R hoda p ró b u je w cielić w życie n a u k i D iabła, u d zielane św iętem u A ntoniem u: chce p rzełam ać granice jednostkow ej subiektyw ności i pow ierzyć się p

rzedjednost-20 V. W oolf, F ale, p rzeł. L. C zy że w sk i, W ydaw nictw o L iterack ie, K raków 2003, s. 208.

15

(17)

15

8

kowym heccéités. W pew nym sensie jest ona wyleczona z choroby, któ ra u n ie m o żli­ w iała E m m ie oraz p roustow skiem u n arrato ro w i rozkoszow anie się życiem.

Ale V irginia W oolf nie m oże już odgrywać roli zdrow ego schizofrenika. Zbyt dobrze wie, co oznacza schizofrenia. W ie, co skrywa p ię k n y sen o sw obodnym ko­ ja rz en iu barw nych p lam , k ro p li w ody i pióropuszy kurzu: realność ro zp ad u i dy- socjacji. N ie daje się zwieść proustow skiej grze słów; wie, że w rażenie niczego w nas nie zapisuje, tylko uderza nas i ran i. I ona rów nież skazuje na śm ierć. R ho­ da um iera, jak E m m a i A lbertyna, ale um iera w sposób n ad e r szczególny. U m iera w jednym k ró tk im zd an iu , w ypow iadanym przez B ernarda, który w o sta tn im roz­ dziale przejm u je obow iązki n arrato ra: „lecz teraz Percival nie żyje i R hoda nie żyje”21. B ern ard m ów i o tym p rzelotem , nie dodając żadnego kom entarza. Co się tyczy Percivala, znam y fakty: wiemy, że u m arł w skutek u p ad k u z konia, d okładnie jak A lbertyna. O statecznie, nigdy nie m iał w łasnego życia, był tylko fan tazm atem histeryków. Z R hodą co innego; w tym m iejscu pierw szy raz dow iadujem y się o jej śm ierci. I niczego więcej na te n tem at już się nie dowiemy. Ale w raz z opowieścią o jej p ełnym cierp ień życiu u lo tn iła się gdzieś figura pisarza jako zdrowego schi­ zofrenika. Jego k o m petencje przejęła w pow ieści R hoda i w łaśnie z tego pow odu n igdy n ie była w stanie pisać. O jej śm ierci nie tra k tu je żadna opowieść. U m iera w zd a n iu B ernarda, m ężczyzny zdrowego, a naw et nazbyt zdrowego, który bierze na siebie ciężar snucia opow ieści po d nieobecność schizofrenicznego n arrato ra. O kazuje się, że śm ierć postaci m oże jeszcze ocalić n arra to ra , ale nie pisarza.

Przełożył Jerzy Franczak

(18)

Abstract

Jacques RANCIÈRE

W h y E m m a Bovary had to be killed

Jacques Rancière reads M ad a m Bovary - b u t also Proust's In Search o f Lost Time and Virginia W o o lf's Waves as an evidence o f changing relationship b e tw e e n life and literature. T h e rejection o f th e hierarchy o f th e m e s characteristic o f Flaubert's tim es is already a function o f th e tran sfo rm a tio n o f th e social structure, th e d e v e lo p m e n t o f m o d e rn d e m o cra cy and th e cu ltu re o f "e xcitem ent", b u t it is also strongly related to th e medical discourse. Flaubert - like Proust and W o o lf la te r on - has to c o m b in e th e features o f th e realist and th e aesthete th a t is w h y he absolutises "style" as th e ultim ate definition o f literature. Em m a Bovary, w h o m isto o k lite ratu re fo r life, has to be sentenced to death so th e art o f w ritin g could be saved as a separate discipline o f th e d istribu tio n o f th e sensible.

6

S

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rysunek techniczny -wykład Geometryczna struktura powierzchni Tolerancja wymiarów liniowych PasowaniaPasowania Tolerancja geometryczna A.Korcala Literatura źródłowa:

[r]

W skutek zupełnego stopienia się dziedziczności rodziców potom ek p rzejaw ia cechy pośrednie, w ypadkow e z, cech rodziców... Tom aszów

wa, mogąca się obracać około osi pionowej, zależy od siły, która dąży do sprowadzenia jej napowrót do tego położenia, to jest od na­. tężenia poziomej

Modelkonstrukcjiprogramugraficznego kompilatorkompilator Program binarny protokolu X Window do serwerarzacych obiekty graficznewysokiego rzedu two−Program zródlowy

Poprzez precyzyjne i związane z fizycznymi zjawiskami towarzyszącymi rozwojowi pożaru, określenie wymagań i ocenę właściwości ogniowych wyrobów, a następnie

Poziom trudności zadań jest taki jak na maturze głównej i nie zniechęca do rozwiązywania testów... O ile procent ma mniej pieniędzy pan Kowalski niż

W materiałach Wiktora Ziółkowskiego, bliskiego znajomego poety, znajduje się napisana przez nie- go jeszcze w 1939 roku notatka, z której wynika, że ciało