Aby rozpocz ć lektur , kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dost p do spisu tre ci ksi ki.
Je li chcesz poł czyć si z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poni ej.
Antoni Czechow
Trzy siostry
dramat w czterech aktach
Osoby:
Andrzej Prozorow
Natasza – jego narzeczona, pó niej ona Olga Masza - jego siostry
Irina
Żiodor Kułygin – nauczyciel gimnazjalny, m Maszy Aleksander Wierszynin – podpułkownik, dowódca baterii Mikołaj Tuzenbach – baron, porucznik
Wasilij Solony – sztabskapitan Iwan Czebutykin – lekarz wojskowy Aleksy Żiedotik – podporucznik Włodzimierz Rode – podporucznik
Żierapont – stary stró z zarz du ziemstwa
Anfisa – nia ka, osiemdziesi cioletnia staruszka
Rzecz dzieje si w mie cie gubernialnym
Akt pierwszy
W domu Prozorowówś salon z kolumnami, za którymi widać du sal jadaln ś południeś na dworze słonecznie, wesołoś w sali nakrywaj stół do niadaniaś Olga w granatowym uniformie nauczycielki e skiego gimnazjum cały czas poprawia zeszyty uczennic – chodz c po pokoju i na stoj coś Masza w czarnej sukni, z kapeluszem na kolanach siedzi i czyta ksi k ś Irina w białej sukni stoi zamy lona.
Olga Ojciec zmarł dokładnie rok temu, wła nie pi tego maja, w dniu twoich imienin, Irino. Było bardzo zimno, nieg padał wtedy. Zdawało mi si , e nie prze yj tego, ty le ała bez przytomno ci, jak umarła. Ale min ł rok i wspominamy o tym spokojnie, ty ju jeste w białej sukni, twarz ci promienieje. (zegar bije dwunast ) I wtedy te bił zegar. (pauza) Pami tam, kiedy ojca nie li, grała orkiestra, potem te salwy na cmentarzu. Ojciec był generałem, dowódc brygady, a jednak ludzi przyszło niewiele. Co prawda, deszcz wtedy padał. Deszcz i
nieg.
Irina
Po co wspominać!
(w sali za kolumnami, koło stołu, ukazuj si Ś baron Tuzenbach, Czebutykin i Solony)
Olga Ciepło dzi , mo na siedzieć przy otwartych oknach, a brzozy jeszcze si nie zazieleniły.
Ojciec został dowódc brygady i wyjechali my wszyscy z Moskwy jedena cie lat temu, ale doskonale pami tam, e o tej porze, na pocz tku maja, w Moskwie ju ciepło, wszystko kwitnie, tonie w sło cu. Jedena cie lat min ło, a pami tam wszystko, jakbym wyjechała dopiero wczoraj. Mój Bo e! Dzi obudziłam si rano, zobaczyłam tyle wiatła, zobaczyłam wiosn i serce a drgn ło z rado ci i nie wiem, co bym dała, eby wrócić do rodzinnego miasta.
Czebutykin Żiga z makiem!
Tuzenbach Co za brednie!
(Masza zamy lona nad ksi k cicho gwi d e piosenk )
Olga Maszo, nie gwi d . Jak mo na! (pauza) Przez to, e co dzie jestem w szkole, a potem a do
wieczora daj lekcje, mam ci głe bóle głowy i nachodz mnie takie my li, jakbym ju była
stara. Bo rzeczywi cie, od czterech lat, od chwili, gdy zostałam nauczycielk , po prostu czuj , jak młodo ć i siły gasn we mnie stopniowo, dzie po dniu. A ro nie i krzepnie tylko marzenie...
Irina
eby ju wrócić do Moskwy! Sprzedać dom, wszystko zlikwidować i do Moskwy...
Olga Tak! Czym pr dzej do Moskwy.
(Czebutykin i Tuzenbach miej si ) Irina
Brat pewnie zostanie profesorem uniwersytetu, wi c i tak nie b dzie tu mieszkał. Najgorzej z t biedn Masz .
Olga Masza co rok b dzie przyje d ała do Moskwy na całe lato.
(Masza cicho gwi d e piosenk ) Irina
Bóg da, e wszystko si uło y. (patrz c przez okno) liczna
dzi pogoda. Nie wiem, dlaczego tak mi lekko na sercu! Rano pomy lałam, e to moje imieniny i nagle poczułam si szcz liwa, przypomniało mi si dzieci stwo, kiedy jeszcze
yła mama. I jakie cudne my li mnie kołysały, jakie my li!
Olga Dzisiaj jeste taka promienna, wygl dasz cudownie. I Masza te jest pi kna. Andrzej byłby przystojny, ale bardzo si roztył, nie do twarzy mu z tym. A ja zestarzałam si , schudłam, chyba dlatego, e gniewam si w szkole na uczennice. Dzi na przykład jestem wolna – siedz w domu – i ju mnie głowa nie boli i czuj si młodsza ni wczoraj. Mam dwadzie cia osiem lat dopiero... Wszystko pi knie, wola boska, ale mnie si wydaje, e gdybym wyszła za m i mogła cały dzie siedzieć w domu, byłoby mi lepiej. (pauza) Kochałabym m a,
Tuzenbach (do Solonego)
Mówi pan takie brednie, e przykro słuchać. (wchodz c do salonu) Aha, byłbym zapomniał.
Dzi zło y pa stwu wizyt nasz nowy dowódca baterii, Wierszynin (siada przy pianinie) Olga A! Bardzo si ciesz .
Irina Czy stary?
Tuzenbach
Raczej nie. Czterdzie ci, czterdzie ci pi ć najwy ej, (cicho gra) Wygl da na porz dnego
chłopa. Niegłupi – to pewne. Tylko za du o mówi.
Irina
To ciekawy człowiek?
Tuzenbach
Tak, dosyć, ale ma on , te ciow i dwie córeczki. W dodatku drugi raz onaty. Składa wizyty i wsz dzie opowiada, e ma on i dwie córeczki. Paniom te opowie. ona jakby niespełna rozumu, z długim dziewcz cym warkoczem, mówi bardzo górnolotnie, jaka filozofka, cz sto próbuje popełnić samobójstwo, chyba po to, eby dogry ć m owi. Ja bym dawno uciekł od takiej, a on to znosi, chocia narzeka.
Solony
(wchodz c z Czebutykinem)
Jedn r k ud wign tylko półtora puda, a dwiema pi ć, nawet sze ć. Z tego wynika, e dwaj ludzie s silniejsi od jednego nie dwukrotnie, ale trzykrotnie, a mo e i wi cej...
Czebutykin
(id c czyta gazet )
Przy wypadaniu włosów... dwa gramy naftaliny na pół butelki spirytusu... rozpu cić i u ywać co dzie ... (zapisuje w notesie) Zanotujmy. (do Solonego) Wi c mówi panu, buteleczk zatykamy koreczkiem, a przez koreczek przechodzi szklana rurka... Potem bierze pan szczypt zwykłego, najzwyklejszego ałunu...
Irina
Panie doktorze, kochany panie doktorze!
Czebutykin
Co, moja malutka, moja pociecho?
Irina
Niech pan powie, dlaczego jestem dzi taka szcz liwa? Jakbym płyn ła pod aglami, nade mn ogromne bł kitne niebo, fruwaj wielkie białe ptaki. Dlaczego to tak? Dlaczego?
Czebutykin
(całuj c obie jej r ce, z czuło ci ) Ptaku mój biały...
Irina
Kiedy si dzi obudziłam, wstałam i umyłam si , zacz ło mi si zdawać, e rozumiem wszystko, co si dzieje na wiecie, i e wiem, jak trzeba yć. Kochany panie doktorze, ja wiem wszystko. Człowiek, kimkolwiek by był, powinien pracować, pracować w pocie czoła, bo w tym, tylko w tym zawiera si cały sens i cel jego ycia, wszystkie jego rado ci. Jak to dobrze być robotnikiem, który wstaje o wicie i tłucze kamienie na szosie, albo pastuchem, albo nauczycielem, który uczy dzieci, albo maszynist na kolei... Bo e, być nawet me człowiekiem, ale choćby wołem roboczym, zwyczajnym koniem, czymkolwiek, aby tylko pracować – wszystko to lepsze ni ycie młodej kobiety, która budzi si o dwunastej w południe, potem pije kaw w łó ku, potem ubiera si przez dwie godziny... Ach, jakie to okropne! Czasami w upalny dzie tak si chce pić, jak mnie teraz chce si pracować. I je eli nie b d wstawała wcze nie i nie wezm si do pracy, to niech pan przestanie si ze mn przyja nić, panie doktorze.
Czebutykin
(tkliwie) Przestan , przestan ...
Olga Ojciec przyzwyczaił nas do wstawania o siódmej rano. Wi c Irina budzi si o siódmej i przynajmniej do dziewi tej le y i rozmy la. A twarz ma tak powa n ! ( mieje si )
Irina
Ci gle mnie uwa asz za mał dziewczynk , wi c dziwi ci , e mam twarz powa n . Sko czyłam dwadzie cia lat.
Tuzenbach
T sknota za prac , o Bo e, doskonale to rozumiem! Jeszcze nigdy w yciu nie pracowałem.
Urodziłem si w Petersburgu, zimnym i pró nuj cym, w rodzinie, która nie miała poj cia o pracy, o adnych troskach. Pami tam, kiedy przyje d ałem do domu ze szkoły kadetów, lokaj ci gał mi buty, ja kaprysiłem, a moja matka patrzyła na mnie z uwielbieniem i dziwiła si , je eli ktokolwiek patrzył inaczej. Chroniono mnie przed prac . Ale w tpi , eby udało si uchronić, bardzo w tpi . Zbli a si czas, nadci ga co wielkiego, zanosi si na ogromn , wspaniał burz , która ju idzie, jest blisko i wkrótce wymiecie z naszego społecze stwa lenistwo, oboj tno ć, niech ć do pracy, zgnił nud . Zaczn wi c pracować, a za jakie dwadzie cia pi ć lat b dzie pracował ka dy człowiek. Ka dy!
Czebutykin A ja nie b d . Tuzenbach Pan si nie liczy.
Solony
Za dwadzie cia pi ć lat pana, dzi ki Bogu, ju nie b dzie na wiecie. Za par lat szlag pana trafi albo mo e ja tak si w ciekn , e wpakuj panu kul w łeb, mój aniele, (wyci ga z kieszeni flakon perfum i opryskuje sobie pier i r ce)
Czebutykin ( mieje si )
A ja rzeczywi cie całe ycie nic nie robiłem. Jakem sko czył uniwersytet, to ju nie kiwn łem palcem w bucie, nawet nie przeczytałem adnej ksi ki, czytam tylko gazety...
(wyci ga z kieszeni drug gazet ) Prosz ... Z gazet wiem, e był, dajmy na to, jaki tam Dobrolubow, a co pisał – nie mam poj cia... diabli go wiedz ... (słychać stukanie w podłog ) A wła nie... Wołaj mnie, kto do mnie przyszedł. Zaraz wróc ... poczekajcie... (szybko wychodzi, rozczesuj c brod )
Irina
On chyba co knuje.
Tuzenbach
Tak. Wyszedł z uroczyst min , pewnie zaraz przyniesie pani jaki prezent.
Irina
Jak mi przykro!
Olga Tak, to okropne. On zawsze robi głupstwa.
Masza
„Jest nad zatok d b zielony, na d bie złoty ła cuch l ni...
Na d bie złoty ła cuch l ni...” (wstaje i cicho nuci!)
Olga Co ty taka niewesoła dzisiaj, Maszo? (Masza nuc c wkłada kapelusz)
Olga Dok d?
Masza Do domu.
Irina
To dziwne...
Tuzenbach
Przecie to imieniny!
Masza
Co za ró nica?... Przyjd wieczorem. Do widzenia, moja najmilsza... (całuje Irin ) ycz ci jeszcze raz, eby była zdrowa, szcz liwa. Dawniej, kiedy ył ojciec, do nas na imieniny zawsze przychodziło ze czterdziestu oficerów, gwarno było w domu, a dzi tylko półtorej osoby i cicho jak na pustyni... Ju pójd ... Chandra mnie gryzie od rana, tak mi smutno, ale nie zwracaj na to uwagi... (smiej c si przez łzy) Pó niej pogadamy, a tymczasem do widzenia, moja droga, pójd sobie.
Irina
(niezadowolona) Jaka ty, doprawdy...
Olga (ze łzami) Ja ci rozumiem, Maszo.
Solony
Je eli filozofuje m czyzna, to z tego, owszem, wychodzi filozofistyka czy tam sofistyka, ale je eli kobieta albo dwie kobiety, to wyjdzie tylko wiercenie dziury w brzuchu.
Masza
Co pan chce przez to powiedzieć, okropnie gro ny człowieku?
Solony
Nic! „Zipn ć nie zd ył nawet, a ju z misiem na karku miał spraw ”, (pauza) Masza
(do Olgi ze zio ci ) Nie becz!
(wchodz Ś Anfisa i Żierapont z tortem) Anfisa
Tutaj, tutaj, ojcze. Wejd , nogi masz czyste, (do Iriny) Z ziemstwa od Protopopowa... kołacz.
Irina
Dzi kuj . I jemu te podzi kuj. (bierze tort) Żierapont
Czego?
Irina (gło niej) Podzi kuj!
Olga Nianiu, daj mu pieroga. Id , Żieraponcie, zaraz ci dadz imieninowego pieroga.
Żierapont Czego?
Anfisa
Chod my, Żieraponcie Spiridonowiczu. Chod my, (wychodzi z Żierapontem) Masza
Nie lubi tego Protopopowa. Nie nale y go zapraszać.
Irina
Wcale go nie zapraszałam.
Masza I dobrze.
(wchodzi Czebutykin, za nim ołnierz ze srebrnym samowaremś szmer zdziwienia i niezadowolenia)
Olga (zasłaniaj c twarz r kami) Samowar! To straszne! (idzie do stołu w sali jadalnej)
Irina
Kochany panie doktorze, co pan wyrabia!
Tuzenbach
( mieje si ) Mówiłem pani.
Masza
Doktorze, jak panu nie wstyd?
Czebutykin
Moje najmilsze, moje kochane, wy cie moje jedyne pociechy, wy cie dla mnie najdro sze istoty w całym wiecie. Niedługo ju mi sze ćdziesi tka stuknie, jestem staruch, samotny, marny staruch. Nie ma we mnie nic dobrego prócz tej miło ci do was i gdyby nie wy, dawno bym ju nie ył... (do Iriny) Moja kochana, moja dziecinko, znam ci od urodzenia... nosiłem na r ku... kochałem nieboszczk mam ...
Irina
Ale po co takie kosztowne prezenty?
Czebutykin
(przez łzy, ze zło ci )
Kosztowne prezenty... A niech ci ! (do ordynansa) Zabierz samowar tam... (przedrze nia) Kosztowne prezenty... (ordynans wynosi samowar do sali jadalnej)
Anfisa
(przechodz c przez salon)
Kochani, jaki pułkownik! Ju zdj ł płaszcz, dziateczki, idzie tutaj, Irinko, tylko b d uprzejma, grzeczniutka... (wychodz c) Dawno ju czas na niadanie... Bo e, Bo e...
Tuzenbach
To chyba Wierszynin.
(wchodzi Wierszynin) Tuzenbach
Pułkownik Wierszynin.
Wierszynin (do Maszy i Iriny)
Mam zaszczyt si przedstawićŚ Wierszynin. Ogromnie si ciesz , e nareszcie jestem u pa . Jak si panie zmieniły! Ho-ho!
Irina
Prosz , niech pan siada. Bardzo nam miło.
Wierszynin
(wesoło) Jak si ciesz , jak si ciesz ! Ale przecie byty trzy siostry.
Pami tam – trzy dziewczynki. Twarzy ju sobie nie przypominam, ale e ojciec pa , pułkownik Prozorow, miał trzy małe córeczki – doskonale pami tam, widziałem na własne oczy. Jak ten czas leci! Ach, jak ten czas leci!
Tuzenbach
Pułkownik jest te z Moskwy.
Irina
Z Moskwy? Pan jest z Moskwy?
Wierszynin
Tak. Ojciec pa był tam dowódc baterii, a ja oficerem w tej
samej brygadzie. (do Maszy) Zdaje mi si , e pani troch pami tam.
Masza
A ja pana nie.
Irina
Olu! Olu! (wola w kierunku sali jadalnej) Olu, chod ! (Oloa wchodzi z sali do salonu)
Irina Pułkownik Wierszynin, jak si okazało, te z Moskwy.
Wierszynin
Wi c pani jest Olga, najstarsza z sióstr... A pani – Maria...
A pani – Irina... najmłodsza.
Olga Pan z Moskwy?
Wierszynin
Tak. Uczyłem si w Moskwie i słu b wojskow te zacz łem w Moskwie, długo tam byłem w pułku, wreszcie otrzymałem tutaj dowództwo baterii – przeniesiono mnie, jak pani widzi.
Wła ciwie nie pami tam adnej z pa , wiem tylko, e były trzy siostry. Ojca pa bardzo ywo zachowałem w pami ci, niech tylko zamkn oczy, a widz go jak na jawie. W Moskwie nieraz bywałem u pa stwa.
Olga Zdawało mi si , e pami tam wszystkich, ale pana...
Irina
A wi c pan jest z Moskwy, panie pułkowniku... Có za niespodzianka!
Olga Przecie my si tam przeprowadzamy.
Irina
Chyba ju przed jesieni b dziemy w Moskwie. To nasze rodzinne miasto, urodziły my si tam... Na Starej Basmannej... (obie miej si z rado ci)
Masza
Tak niespodziewanie spotkały my ziomka, (z o ywieniem) Teraz sobie przypominam!
Pami tasz, Olu, jak mówiono u nasŚ „zakochany major”? Pan si wtedy w kim kochał i był pan porucznikiem, ale wszyscy, nie wiadomo czemu, nazywali pana majorem...
Wierszynin ( mieje si )
O to to... Zakochany major, wła nie...
Masza
Wtedy pan miał tylko w sy... O, jak si pan postarzał! (przez łzy) Jak si pan postarzał!
Wierszynin
Tak, kiedy mnie przezywano zakochanym majorem, byłem młody, byłem zakochany. żdzie te czasy?
Olga Ale pan nie ma ani jednego siwego włosa. Owszem, postarzał si pan, ale nie jest pan stary.
Wierszynin
A jednak mam ju czterdziesty trzeci rok. Czy dawno panie wyjechały z Moskwy?
Irina
Jedena cie lat temu. Maszo, głuptasie, czemu płaczesz?... (przez łzy) Bo i ja si rozpłacz ...
Masza
Ja? Sk d? A na jakiej ulicy pan mieszkał?
Wierszynin
Na Starej Bosmannej.
Olga I my te .
Wierszynin
Jaki czas mieszkałem na Niemieckiej. Z Niemieckiej chodziłem spacerem do Czerwonych Koszar. Tam si idzie przez taki ponury most, pod mostem szumi woda. Samotnemu człowiekowi jako smutno robi si na sercu. (pauza) A tu jaka szeroka, jak malownicza rzeka!
Cudowna rzeka!
Olga Owszem, ale wci jest zimno. Zimno i komary...
Wierszynin
Sk d e znowu? Tu klimat jest pyszny, zdrowy, prawdziwie słowia ski. Las, rzeka... i brzozy.
liczne, skromne brzozy, lubi je najwi cej ze wszystkich drzew. Dobrze si tu mieszka.
Dziwne tylko, e dworzec kolejowy le y o dwadzie cia wiorst od miasta... I nikt nie wie, dlaczego.
Solony
A ja wiem. (wszyscy na niego patrz ) Bo gdyby dworzec był blisko, toby nie był daleko, a skoro jest daleko, to znaczy, e nieblisko.
(wszyscy milcz za enowani) Tuzenbach
Dowcipny z pana człowiek, panie kapitanie.
Olga Teraz przypominam sobie pana. Tak, pami tam.
Wierszynin
I matk pa te znałem.
Czebutykin
To była zacno ci kobieta, wieczne jej odpoczywanie.
Irina
Mama jest pochowana w Moskwie.
Olga Na cmentarzu Nowo-Dziewiczym...
Masza
Czy pan da wiar , e jej twarz ju mi uciekła z pami ci. Tak samo ludzie nie b d pami tali i o nas. Zapomn .
Wierszynin
Tak. Zapomn . Taki nasz los, nic tu nie poradzimy. To, co my uwa amy za doniosłe, potrzebne, najwa niejsze, z czasem zostanie zapomniane albo wyda si czym zupełnie błahym. (pauza) Ciekawa rzeczŚ my teraz zupełnie nie mo emy przewidzieć, co w przyszło ci b dzie uwa ane za wielkie i doniosłe, a co za mieszny drobiazg. Czy odkrycie Kopernika albo, powiedzmy, Kolumba nie wydawało si w pierwszej chwili czym niewa nym, niepotrzebnym i równocze nie czy głupie brednie napisane przez jakiego dziwaka nie uchodziły za niezbit prawd ? I mo e si tak stać, e nasze tera niejsze ycie, na które si jako godzimy, z czasem b dzie si wydawało dziwne, niedorzeczne, niem dre, nie do ć czyste, mo e nawet grzeszne...
Tuzenbach
Kto wie? A mo e na odwrót, mo e nasze ycie b dzie uchodzić za wzniosłe i górne i ludzie b d je wspominali z szacunkiem. Teraz nie ma tortur, strace , najazdów, a równocze nie – ile cierpienia!
Solony
(cienkim głosikiem)
Cip, cip, cip... Baronowi choćby obiadu nie daj, tylko mu pozwól filozofować.
Tuzenbach
Kapitanie, prosz mi dać spokój... (przesiada si gdzie indziej) To ju doprawdy nudne.
Solony
(cienkim głosikiem) Cip, cip, cip...
Tuzenbach (do Wierszynina)
Cierpienia, które wci obserwujemy – a tak ich du o! – mimo wszystko wiadcz o pewnym moralnym przełomie, jaki zaczyna prze ywać społecze stwo.
Wierszynin
Tak, tak, oczywi cie.
Czebutykin
Baronie, powiedział pan przed chwil , e nasze ycie b d
uwa ali za wzniosłe i górneś có , kiedy ludzie s mali... (wstaje) Niech pan spojrzy, jaki jestem mały. Wi c na pociech oczywi cie trzeba mi wmawiać, e moje ycie jest górne.
(za scen odzywaj si skrzypce) Masza
To gra nasz brat, Andrzej.
Irina
Nasz uczony... Pewnie zostanie profesorem uniwersytetu. Papa był oficerem, a jego syn wybrał sobie karier naukow .
Masza
Na yczenie papy.
Olga My my si od rana uwzi ły na niego. Zdaje si , e jest troch zakochany.
Irina
W młodej panience z tego miasta. Ona dzi chyba b dzie u nas.
Masza
Ach, jak ona si ubiera! Nie do ć e brzydko i niemodnie, ale
po prostu al patrzeć. Jaka cudaczna jaskrawo ółta spódnica z tak , wie pan, wulgarn fr dzl i czerwony akiecik. A policzki takie wyszorowane, takie wyszorowane! Andrzej si nie zakochał, w to nie wierz , ma przecie gust, po prostu droczy si z nami, artuje. Wczoraj słyszałam, e ona wychodzi za Protopopowa, prezesa zarz du ziemstwa. I bardzo dobrze...
(w kierunku bocznych drzwi) Andrzeju, chod tutaj! Na chwileczk , kochanie!
(wchodzi Andrzej) Olga To mój brat, Andrzej.
Wierszynin Wierszynin.
Andrzej
Prozorow. (wyciera spocon twarz) Pan obj ł u nas dowództwo baterii?
Olga Czy wiesz, e pułkownik jest te z Moskwy?
Andrzej
Tak? No to gratuluj Ś teraz moje siostrzyczki nie dadz panu spokoju.
Wierszynin
Nie, to chyba ja zd yłem si naprzykrzyć pa skim siostrom.
Irina
Niech pan spojrzy, jak ramk do portretu podarował mi dzi Andrzej! (pokazuje ramk ) Sam j zrobił.
Wierszynin
(patrz c na ramk i nie wiedz c, co powiedzieć) Tak... rzeczywi cie...
Irina
I tamt ramk , co wisi nad pianinem, te zrobił sam. (Andrzej macha r k i odchodzi)
Olga Andrzej jest uczony i na skrzypcach gra, i w drzewie wycina rozmaite rzeczy, słowem, zdolny chłopak. Andrzeju, nie uciekaj! To jego zwyczaj – zaraz ucieka. Chod tutaj!
(Masza i Irina chwytaj go pod r ce i miej c si ci gn z powrotem) Masza
Chod , chod ! Andrzej
Dajcie mi spokój.
Masza
Co za dziwak! Pułkownika kiedy przezywano zakochanym majorem, a przecie nigdy si nie gniewał.
Wierszynin Nigdy!
Masza
A ciebie chciałabym nazwaćŚ zakochany skrzypek!
Irina
Albo zakochany profesor.
Olga Zakochany! Andrzej jest zakochany!
Irina
(klaszcz c w dłonie)
Brawo, brawo! Bis! Andrzej jest zakochany!
Czebutykin
(podchodzi z tylu do Andrzeja i obejmuje go wpół)
„Tylko miło ć rz dzi wiatem, tylko miło ć kusi nas!” (wybucha miechemś cały czas trzyma gazet )
Andrzej
No ju dobrze, dobrze... (wyciera twarz) Nie spałem cał noc
i teraz jestem troch , jak to mówi , nie w formie. Czytałem do czwartej rano, potem
poło yłem si , ale i tak nie mogłem spać. My lałem o tym i owym, a wita teraz wcze nie,
sło ce włazi do sypialni. Chciałbym w ci gu lata, póki tu jestem, przetłumaczyć jedn angielsk ksi k .
Wierszynin
Czy pan zna angielski?
Andrzej
Tak. Ojciec, niech mu ziemia lekk b dzie, gn bił nas edukacj . To głupie i mieszne, ale musz si do tego przyznaćŚ po jego mierci zacz łem tyć i przez ten rok tak si roztyłem, jakby moje ciało uwolniło si z ucisku. Dzi ki ojcu ja i siostry znamy francuski, niemiecki, angielski, a Irina jeszcze i włoski. Ale co to kosztowało!
Masza
W tym mie cie znajomo ć trzech obcych j zyków jest niepotrzebnym luksusem. Nawet nie luksusem, raczej zb dnym dodatkiem, co jak szósty palec u r ki. Umiemy tyle niepotrzebnych rzeczy.
Wierszynin
A to dopiero! ( mieje si ) Tyle niepotrzebnych, rzeczy! Mnie si wydaje, e nie ma i być nie mo e tak nudnego i ponurego miasta, w którym nie przydałby si m dry, wykształcony człowiek. Przypu ćmy nawet, e w ród stu tysi cy miejscowej ludno ci, oczywi cie zacofanej i prostackiej, s tylko trzy osoby takie jak panie. Wiadomo, e panie nie przezwyci ycie otaczaj cej was ciemnoty. Z biegiem lat b dziecie musiały stopniowo ulegać i rozpłyniecie si w stutysi cznym tłumie, ycie was przygłuszy, a jednak nie znikniecie bez ladu, bez wpływu. Po paniach mo e pojawi si ju sze ć osób o podobnych zaletach, potem dwana cie i tak dalej, a w ko cu tacy ludzie jak panie stan si wi kszo ci . Za dwie cie, mo e za trzysta lat ycie na ziemi b dzie zdumiewaj co pi kne, cudowne. Takie ycie jest potrzebne ludziom, wi c nawet je eli go jeszcze nie ma, powinni my je przeczuwać, czekać na nie, marzyć, przygotowywać si , czyli musimy wiedzieć i umieć wi cej ni nasi ojcowie i dziadowie.
( mieje si ) A pani narzeka, e umie tyle niepotrzebnych rzeczy!
Masza (zdejmuje kapelusz) Zostan na niadaniu.
Irina
(z westchnieniem) Doprawdy, nale ałoby to wszystko zapisać...
(Andrzeja nie ma, niepostrze enie wyszedł) Tuzenbach
Mówi pan, e po wielu latach ycie na ziemi b dzie cudowne,
zdumiewaj ce. To prawda. Ale po to, eby wzi ć w nim udział teraz, choćby z daleka, trzeba si ju przygotowywać, trzeba pracować.
Wierszynin (wstaje)
Tak. Bo e, ile tu kwiatów! (rozgl da si ) liczne mieszkanie? Tego paniom zazdroszcz . Bo
ja całe ycie obijałem si po mieszkankach z dwoma krzesłami i jedn kanap , z piecami,
które stale dymiły. W moim yciu brakowało wła nie -takich kwiatów... (zaciera r ce)
Zreszt , co tam!
Tuzenbach
Tak, trzeba pracować. Pan my li pewnoŚ rozmarzył si ten Niemiec. Ale daj słowo, e jestem Rosjanin, nawet nie mówi po niemiecku. Mój ojciec jest prawosławny... (pauza)
Wierszynin (chodzi po scenie)
Nieraz my l Ś a gdyby tak zacz ć ycie na nowo? I to z cał wiadomo ci ? żdyby jedno ycie mo na było prze yć, jak to mówi , na brudno, a drugie na czysto? S dz , e wtedy ka dy z nas starałby si nie powtarzać, przynajmniej stworzyłby sobie inne warunki, urz dziłby taki dom z kwiatami, z mnóstwem wiatła... Mam on i dwie córeczki, ona jest osob chorowit i tak dalej, i tak dalej, ale gdybym mógł zacz ć ycie od pocz tku, nigdy bym si nie o enił... Nigdy, nigdy!
(wchodzi Kułygin w mundurowym fraku) Kułygin
(zbli a si do Iriny)
Droga siostro, pozwól, e w dniu twoich imienin zło ci najszczersze, najserdeczniejsze yczenia zdrowia i w ogóle wszystkiego, czego mo na yczyć pannie w twoim wieku. I e zaofiaruj ci w prezencie t ksi k . (podaje ksi k ) Historia naszego gimnazjum w ci gu lat pi ćdziesi ciu, napisana przeze mnie. Ksi ka wła ciwie błaha, napisana w braku innego zaj cia, ale mimo to przeczytaj. Dzie dobry pa stwu! (do Wierszynina) Kułygin, nauczyciel miejscowego gimnazjum. Radca dworu. (do Iriny) W ksi ce tej znajdziesz spis wszystkich absolwentów, którzy sko czyli nasze gimnazjum w ci gu tych pi ćdziesi ciu lat. Żeci, quod potui, faciant meliora potentes
1. (całuje Masz )
Irina
Ale przecie ju mi podarowałe t ksi k na Wielkanoc.
Kułygin ( mieje si )
Niemo liwe! W takim razie zwróć mi j albo, jeszcze lepiej, daj pułkownikowi. Niech pan we mie, panie pułkowniku. Mo e kiedy z nudów przeczyta j pan.
Wierszynin
Dzi kuj , (chce si po egnać) Bardzo mi było miło odnowić znajomo ć...
Olga Pan ju idzie? Nie, nie!
Irina
Zostanie pan na niadaniu. Dobrze?
Olga Bardzo pana prosz .
Wierszynin (kłania si )
1 Żeci, quod... (łac.) – Zrobiłem, co mogłem, kto potrafi, niech zrobi lepiej.