Wypada zacz¹æ od umotywowa-nia pomys³u skomentowaumotywowa-nia akurat dla „Problemów Kryminalistyki” pracy, której tytu³ – przynajmniej pozornie – nie pasuje do profilu pisma. Otó¿ taki wniosek p³yn¹³by z niezrozumienia tego, od czego zale¿y stawanie siê profesjonalist¹ skutecznie walcz¹-cym z przestêpczoœci¹. Nie mo¿na nim byæ bez znajomoœci – oprócz podstawowego dorobku stricte facho-wej wiedzy – tak¿e podstawowego dorobku dyscyplin ogólnych i podob-nych do pomostowych. Doœwiadcze-nia badawcze historyka s¹ przydatne dla kryminalistyka i na odwrót. W obu wypadkach przecie¿ chodzi g³ównie o umiejêtnoœci rekonstruowania mi-nionych zdarzeñ, podczas którego zak³ada siê hipotezy robocze a na-stêpnie weryfikuje siê je z uwzglêd-nieniem argumentów „za” i „przeciw”. Efektywnoœæ oglêdzin, przes³ucha-nia, wspó³pracy z bieg³ym jest deter-minowana ró¿norodnoœci¹ sposobów ogl¹du œwiata rzeczy.
Nie da siê zaprzeczyæ, ¿e u pod-staw decyzji zaopiniowania ksi¹¿ki dra Adama Redzika le¿y tak¿e czyn-nik sentymentalny, znamienny dla pokolenia recenzenta, czyli pokole-nia, które mia³o honor s³uchania w Krakowie, Warszawie, Wroc³awiu, Toruniu, Poznaniu, Lublinie b¹dŸ w £odzi wyk³adów s³awnych lwow-skich profesorów, a po ukoñczeniu studiów – pracowaæ z ich wychowan-kami: sêdziami, prokuratorami i ad-wokatami maj¹cymi dyplomy
Uniwer-sytetu im. Jana Kazimierza we Lwo-wie, czym siê s³usznie szczycili.
Prapocz¹tki lwowskiej Almae Ma-tris siêgaj¹ roku 1661, w którym król Jan Kazimierz wyda³ akt fundacyjny. Autor nie cofa siê jednak tak daleko w przesz³oœæ, lecz skupia siê na usta-laniu oraz interpretowaniu doœwiad-czeñ lwowian, a g³ównie spo³eczno-œci akademickiej, w okresie „burzy i naporu”. S³usznie post¹pi³, dokonu-j¹c niejako inwentaryzacji stanu spraw w czasie bezpoœrednio po-przedzaj¹cym wybuch II wojny œwia-towej, by na tym tle – na zasadzie kontrastu – ukazaæ niewyobra¿alne spustoszenia, spowodowane we Lwowie, a przede wszystkim na Uni-wersytecie Jana Kazimierza w okre-sie okupacji sowieckiej w latach 1939–1941, niemieckiej 1941–1944 i tzw. drugiej okupacji sowieckiej od lipca 1944 r. A. Redzik, wprost lub poœrednio, odtwarza obrazy prób, na które by³y wystawiane charakter i godnoœæ cz³owieka w sytuacjach ekstremalnych.
Recenzowan¹ monografiê cechuje oryginalnoœæ: jest dzie³em pionier-skim, odpowiadaj¹cym kryteriom na-ukowej rzetelnoœci, poœwiêconym in-stytucjom i ludziom wpisuj¹cym siê czêstokroæ z³otymi zg³oskami w dzie-je ogólnopolskiej nauki i kultury. Do r¹k Czytelnika trafia ksi¹¿ka oparta na wynikach dociekliwych poszuki-wañ i analiz materia³ów znajduj¹cych siê w archiwach oraz bibliotekach pol-skich i lwowpol-skich, w prywatnych
zbio-rach, wspomnieniach i pamiêtnikach bêd¹cych w posiadaniu m.in. spadko-bierców prof. Kazimierza Przyby³ow-skiego (s. 11–17). Wa¿nym tworzy-wem monografii by³y te¿ efekty roz-mów przeprowadzonych z autentycz-nymi œwiadkami danej historii.
Wysnuwane wnioski s¹ dojrza³e, œwiadcz¹ce o erudycji Autora. Kom-pozycja pracy i formalna strona wy-powiedzi nie budz¹ zastrze¿eñ. W sumie zatem dr Redzik wzbogaca naukê pozycj¹ bardzo wartoœciow¹.
Komentarz by³by jednak niepe³ny bez wyra¿enia pewnego niedosytu. Otó¿ warto zastanowiæ siê, dlaczego w swoich rozwa¿aniach Autor nie uwzglêdni³ bodaj jednej, nale¿¹cej – jak siê wydaje – do klasyki, pracy wielkiego znawcy problemu Stanis³a-wa Grodziskiego1. Zak³adam, ¿e do-robek naukowy prof. Grodziskiego sprzyja pe³niejszemu pojmowaniu fe-nomenu Lwowa i Uniwersytetu im. Jana Kazimierza przez szersze spoj-rzenie na przejawy wzajemnych od-dzia³ywañ krakowskich i lwowskich œrodowisk naukowych oraz kulturo-wych w kontekœcie historii Galicji. Jednostronnie mówi siê o ich rywali-zacji czy nawet niesnaskach. Ciekawym przyk³adem by³y teoretyczne spory prof. Edmunda Krzymuskiego z prof. Julianem
rec. Józef Gurgul
Adam Redzik: „Wydzia³ Prawa
Uniwersytetu Lwowskiego w latach
1939–1946”, wyd. Towarzystwo Naukowe
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego,
Lublin 2006, stronic 432
Makarewiczem, toczone w Komisji Kodyfikacyjnej RP. S. Grodziski nato-miast podkreœla pozytywny ich aspekt. Korzystnie wp³ywa³y one na podnoszenie poziomu dydaktyczne-go i naukowedydaktyczne-go Uniwersytetów: im. Jana Kazimierza i Jagielloñskiego2. Niezale¿nie od zdarzaj¹cych siê ani-mozji istnia³y wielorakie powi¹zania potencja³ów intelektualnych Lwowa i Krakowa. Wprawdzie drobnym, ale sugestywnym przypadkiem tych koin-cydencji mo¿e byæ podrêcznik dla po-lonistów Jana £osia pt. „Krótka gra-matyka historyczna jêzyka polskie-go”, obowi¹zuj¹cy na UJ i UJK. Pozy-cja ta, nale¿¹ca do serii „Lwowska Bi-blioteka Slawistyczna”, zosta³a wyda-na we Lwowie w 1927 r. i wydrukowa-na w Drukarni Uniwersytetu Jagiel-loñskiego w Krakowie. Redaktorami „Krótkiej gramatyki” byli – co stanowi signum temporis – profesorowie Uni-wersytetu Lwowskiego: Franciszek Bujak, Jan Czekanowski i Tadeusz Lehr-Sp³awiñski, przy czym Bujak by³ najpierw profesorem UJ, a dopiero póŸniej UJK, zaœ Lehr-Sp³awiñski na odwrót – zacz¹³ karierê we Lwowie, sk¹d przyby³ do Krakowa. Co wiêcej, profesorowie UJ: Fryderyk Zoll oraz Micha³ Bobrzyñski piastowali godnoœci, odpowiednio, prezydenta i wiceprezydenta Rady Szkolnej Krajowej we Lwowie.
Autor monografii Uniwersytetu Ja-gielloñskiego Henryk Barycz odwo³u-je siê do has³a „Lwów” w rozmaitych konfiguracjach przynajmniej 24 ra-zy3. Obie metropolie i przydaj¹ce im blasku uniwersytety wzajemnie sobie coœ zawdziêcza³y. To przekonanie wzmacnia fakt funkcjonowania quasi--unii personalnej wynikaj¹cej z migra-cji uczonych i ludzi sztuki. Symbolem tych powi¹zañ mo¿e byæ lwowski epi-zod prof. Leona Wachholza, ucho-dz¹cego za twórcê krakowskiej szko-³y medycyny s¹dowej. Po habilitacji w Krakowie wyjecha³ do Lwowa, gdzie na Wydziale Prawa Uniwersy-tetu im. Jana Kazimierza w dniu 13 paŸdziernika 1894 r. wyg³osi³ wyk³ad
inauguracyjny. Powiedzia³ wówczas, ¿e „medycyna s¹dowa jest nauk¹, która stanowi pomost ³¹cz¹cy dwa odrêbne dzia³y umiejêtnoœci prawni-czej i lekarskiej. Na jej polu lekarz po-daje d³oñ pomocn¹ sêdziemu, by tym ³atwiej dojœæ do rozjaœnienia zagadki, dojœæ do odgadnienia prawdy”.
Uczniem Wachholza by³ prof. me-dycyny s¹dowej W³odzimierz Sie-radzki, którym chlubi³ siê Wydzia³ Prawa UJK4.
Monografiê „Wydzia³ Prawa…” otwiera wstêp (s. 5–17) sygnalnie przypominaj¹cy dzieje Wszechnicy Lwowskiej, dziel¹cej dole i niedole miasta nad Pe³twi¹. A. Redzik s³usz-nie zauwa¿a ubóstwo literatury doty-cz¹cej dzia³alnoœci Uniwersytetu im. Jana Kazimierza w okresie II wojny œwiatowej. W latach PRL-u nie do po-myœlenia by³y badania i publikacje na temat przesz³oœci „radzieckiego” uni-wersytetu, postrzeganej przez Pola-ków sentymentalnie.
Pierwsza czêœæ ksi¹¿ki zatytu³o-wana „Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie w przeddzieñ wybuchu wojny” (s. 19–97) uzmys³awia ogrom-ne mo¿liwoœci twórcze i edukacyjogrom-ne tamtejszego œrodowiska naukowego. Pod wzglêdem liczebnoœci studiuj¹-cych na tym¿e Uniwersytecie, Poli-technice Lwowskiej i Akademii Rolni-czej w Dublanach k. Lwowa miasto „zawsze wierne” zajmowa³o drugie miejsce po Warszawie. O jego zna-czeniu chyba jeszcze bardziej œwiad-cz¹ spektakularne badania i odkrycia autorytetów w œwiecie nauki – profe-sorów: Stefana Banacha, Romana Ingardena, Juliusza Kleinera, Juliu-sza Makarewicza, Wac³awa Sierpiñ-skiego, Hugona Steinhausa, Ludwika Rydygiera, Kamila Stefki, Kazimierza Twardowskiego, Rudolfa Weigla i in-nych (s. 19, 20 i passim)5.
Dobitnym znakiem presti¿u lwow-skich prawników by³ ich wk³ad w prace kodyfikacyjne, rozpoczête w 1919 r. Komisja Kodyfikacyjna RP przygoto-wa³a przyjête potem ustaw¹ lub roz-porz¹dzeniem Prezydenta RP
projek-ty prawa prywatnego miêdzynarodo-wego, prawa autorskiego, prawa o postêpowaniu egzekucyjnym, pra-wa upad³oœciowego, kodeksu han-dlowego, kodeksu karnego i in. Spo-œród lwowskich profesorów referenta-mi lub koreferentareferenta-mi oraz cz³onkareferenta-mi zespo³ów opracowuj¹cych poszcze-gólne ustawy, którzy wycisnêli na tych pracach znacz¹ce piêtno, byli m.in.: J. Makarewicz, K. Stefko, M. Allerhand, A. Doliñski, K. Przyby-³owski, E. Till, R. Longschamps de Berier, J. Nowotny, W. Abraham6. Z tego grona Makarewicz jako twórca kodeksu karnego z 1932 r. jest posta-ci¹ najbli¿sz¹ prawnikom (kryminali-stykom) praktykom.
Widmo nadci¹gaj¹cej zawieruchy wojennej i rozpoczêta w sierpniu 1939 r. mobilizacja nie przerwa³y toku prac przygotowawczych do rozpo-czêcia nowego roku akademickiego. W dniu 1 wrzeœnia 1939 r. pod prze-wodnictwem dziekana Kazimierza Przyby³owskiego odby³o siê nadzwy-czajne posiedzenie rady wydzia³o-wej. Dwie absencje by³y usprawiedli-wione (s. 29).
Interesuj¹ce spostrze¿enia zdaj¹ siê wynikaæ z porównywania opisy-wanych przez dra Redzika progra-mów studiów na Wydziale Prawa UJK z lat 1938/1939 i 1939/1940 z in-deksem recenzenta z okresu studiów na Wydziale Prawa UJ od 1947 do 1951 r. Generalny wniosek jest taki, ¿e pod wieloma wzglêdami programy obu uniwersytetów by³y podobne. Gdy chodzi o ró¿nice, to rzuca siê w oczy, ¿e na I roku w lwowskich pla-nach nie ma wyk³adanych w Krako-wie takich przedmiotów jak historia doktryn ekonomicznych i historia ¿y-cia gospodarczego (wyk³ad prof. Adama Krzy¿anowskiego). W przy-padku UJK natomiast z uznaniem trzeba siê odnieœæ – zdaniem recen-zenta – do poszerzonego programu zajêæ z teorii prawa, a przede wszyst-kim z postêpowania cywilnego, czyli z przedmiotu bardzo u¿ytecznego (s. 33 i in.).
Najwa¿niejsze i wiele mówi¹ce s¹ analogie programowe na III roku kie-runku ogólnego Wydzia³u Prawa UJK i na III roku studiów o kierunku kar-nym na Wydziale Prawa UJ. We Lwo-wie zagadnienia dowodu w procesie karnym, przedmiot bliski kryminalisty-ce, wyk³ada³ doc. Z. Papierkowski; medycynê s¹dow¹ dla prawników i psychopatologiê dla prawników – prof. W. Sieradzki „u siebie” w Zak³a-dzie Medycyny S¹dowej, gZak³a-dzie wy-k³ad ³¹czy³ z æwiczeniami7, a techni-kê œledztwa oraz æwiczenia z tego przedmiotu prowadzi³ dr A. Laniewski (s. 364) – prezes S¹du Apelacyjnego i (w innym czasie) prokurator S¹du Apelacyjnego we Lwowie w okresie g³oœnego procesu Rity Gorgonowej, oskar¿onej o zabójstwo Lusi Zarem-bianki.
Bez w¹tpienia realizacja takiego planu odpowiada³a potrzebie dostar-czenia przysz³ym sêdziom, prokura-torom i adwokatom niezbêdnego quantum wiedzy praktycznej. Uk³a-daj¹cych plany studiów powinna dzisiaj sk³oniæ do refleksji konstata-cja, ¿e na III roku Wydzia³u Prawa UJ tak¿e obowi¹zkowe by³y wyk³ady i æwiczenia prowadzone przez prof. J.S. Olbrychta w Zak³adzie Medycy-ny S¹dowej, a wiêc przywarsztatowo, z psychopatologii s¹dowej przez prof. W. Ch³opickiego w Klinice Psychia-trycznej, z techniki œledczej przez dra J. Sehna w Instytucie Ekspertyz S¹-dowych.
Bardzo istotne ró¿nice jednak¿e wystêpowa³y w dziedzinie studiów dodatkowych i uzupe³niaj¹cych. Otó¿ z autopsji wiem, ¿e przy Wydziale Prawa UJ istnia³o tylko jedno studium dodatkowe, a mianowicie Szko³a Na-uk Politycznych. Wed³ug Adama Re-dzika przy lwowskim Wydziale Prawa by³o ich w sumie a¿ piêæ. Najwa¿niej-szym, daj¹cym tytu³ magistra dyplo-macji, Studium Dyplomatycznym kie-rowa³ prof. L. Ehrlich, Studium Admi-nistracyjnym i Skarbowym – prof. S. Grabski, Studium Ekonomicznym – prof. Z. Pazdro, dwuletnim Studium
S¹dowym – prof. R. Longschamps de Berier wspólnie z prof. A. Doliñskim, wreszcie rocznym Kursem Prawa Lotniczego – prof. T. Bigo. Dodam, ¿e na Studium S¹dowym prof. M. Kreutz (po wojnie – we Wroc³awiu) prowa-dzi³ obowi¹zkowe zajêcia z psycholo-gii zeznañ œwiadków (s. 46).
W zebranych przez Autora mono-grafii faktach charakteryzuj¹cych owe prawnicze studia uzupe³niaj¹ce i dodatkowe dwa szczegó³y warte s¹ osobnego zasygnalizowania. Pierw-szy, wiod¹ca rola wybitnych postaci Uniwersytetu Jana Kazimierza, które bra³y na swoje barki odpowiedzial-noœæ za instytucje stworzone dla tych studentów, którzy chcieli wiedzieæ wiêcej. Drugi, nie mniej wa¿ny, szczegó³ to programowe bogactwo wiadomoœci przekazywanych tym¿e studentom. Symptomatyczne dla oceny problemu jest to, ¿e plany wy-k³adów by³y przystosowane z jednej strony do ogólnokrajowych potrzeb kszta³cenia prawnika, a z drugiej – do regionalnej specyfiki Kresów.
W roku akademickim 1938/1939 Wydzia³ Prawa UJK mia³ formalnie siedemnastu profesorów, a rzeczywi-œcie dwudziestu. Ten sui generis dzi-wol¹g pojêciowy wynika³ st¹d, ¿e na przyk³ad Maurycy Allerhand, bêd¹c profesorem zwyczajnym, a Juliusz Nowotny – profesorem nadzwyczaj-nym, pracowali na etatach „tylko” do-centów, poniewa¿ po uzyskaniu tych stopni naukowych nie zrezygnowali z prowadzenia kancelarii adwokac-kich. Tkwi w tym jakiœ znak czasu, w którym z tytu³u profesora nie mo¿na by³o robiæ ornamentu, poniewa¿ – jak widaæ z wywodów A. Redzika – zobo-wi¹zywa³ on do zupe³nego identyfiko-wania siê z Uniwersytetem, a wiêc z dydaktyk¹ oraz Nauk¹ (rozmyœlnie pisanej wielk¹ liter¹). Zgo³a osobna kwestia to wynagrodzenia zapewnia-j¹ce ówczesnym profesorom mate-rialn¹ niezale¿noœæ.
PokaŸn¹ grupê stanowili docenci po habilitacji i uzyskaniu prawa wyk³a-dania (venia legendi albo docendi).
Przed wybuchem wojny Wydzia³ Pra-wa UJK zatrudnia³ ich ³¹cznie dzie-wiêtnastu. Byli poœród nich uczeni o bardzo ciekawych ¿yciorysach, jak np. Antoni Deryng (po wojnie profesor Uniwersytetu w Madrycie), Zdzis³aw Papierkowski (profesor KUL, autor cenionej przez kryminalistyków mo-nografii „Dowód poszlakowy w postê-powaniu karnym”, wydanej w Lublinie w 1933 r.) czy Jan Pieka³kiewicz (pierwszy Delegat Rz¹du na UchodŸ-stwie na Kraj – s. 59).
Adam Redzik raz po raz, jakby na marginesie g³ównego nurtu rozwa-¿añ, króciutko i celnie charakteryzuje sylwetki znakomitych Uczonych. Pi-sze wszak o prof. L. Ehrlichu jako cz³owieku dynamicznym (s. 39), a o prof. W. Osuchowskim jako m³o-dym naukowcu, przed którym studen-ci czuli respekt, gdy¿ by³ bardzo wy-magaj¹cy (s. 56). Zgoda, gdy po wo-jennej zawierusze zawitali do Krako-wa, prof. Ehrlich tryska³ energi¹, któ-ra przejawia³a siê m.in. podczas ho-spitowania æwiczeñ z prawa naro-dów. Prof. Osuchowski zaœ tkwi w pa-miêci jako wyk³adowca dŸwiêcznie, z lwowskim akcentem, wyk³adaj¹cy prawo rzymskie i rzeczywiœcie suro-wy egzaminator, ale zarazem ¿yczli-wy studentom, goto¿yczli-wy do niesienia pomocy podczas konsultacji.
W roku akademickim 1938/1939 studenci Wydzia³u Prawa stanowili istny tygiel narodowoœciowy (oczywi-œcie, Polacy liczebnie przewa¿ali), wyznaniowy, spo³eczny. Na Uniwer-sytecie Jana Kazimierza studiowa³o wtedy ogó³em 4860 osób, z tego na Wydziale Prawa blisko po³owa – 2524, czyli 47,8%.
¯ycie uniwersyteckie by³o stymulo-wane znacz¹co dzia³alnoœci¹ sporej li-czby przeró¿nych stowarzyszeñ aka-demickich, a zw³aszcza: Akademickie-go Zwi¹zku SportoweAkademickie-go, studenckich kó³ naukowych, sodalicji mariañskiej. Najwa¿niejsz¹ rolê odgrywa³ Bratniak nastawiony na udzielanie pomocy stu-diuj¹cym (s. 75–80). Autor s³usznie zauwa¿a dominuj¹c¹ rolê Bratniaka,
który, np. na Uniwersytecie Jagielloñ-skim, z oczywist¹ szkod¹ dla studen-tów, zlikwidowano ostatecznie w 1950 r. Nieprzypadkowo piszê o szkodzie, gdy¿ ta organizacja by³a szko³¹ samodzielnoœci, samorz¹dno-œci studiuj¹cych, we w³asnym zakre-sie prowadz¹c¹ domy, sto³ówki, wcza-sy, punkty sanitarne (zazwyczaj pra-cowali w nich studenci IV–V roku me-dycyny), wewnêtrzne sklepiki – konsu-my etc. Dziêki temu ³atwiej mo¿na by-³o prze¿yæ w warunkach piêtrz¹cych siê trudnoœci, m.in. materialnych.
Najobszerniejsza jest czêœæ druga ksi¹¿ki, nosz¹ca tytu³ „Okupacja so-wiecka 1939–1941” (s. 99–229), któ-ra obktó-razuje budz¹cy trwogê proces chylenia siê Uniwersytetu Jana Kazi-mierza ku upadkowi, uczelni wielkiej z racji dokonañ naukowych i dydak-tycznych. Symptomy psucia przeja-wia³y siê w drastycznym zmniejsza-niu liczby katedr i zak³adów, odsuwa-niu od zajêæ wybitnych nauczycieli akademickich, zaœmiecaniu progra-mów nauczania przedmiotami typu prawo ZSRR czy prawo ko³chozowe (s. 165). Adam Redzik wyraziœcie kreœli pierwsze doœwiadczenia z tego okresu nie tylko Uczonych, lecz tak¿e „zwyk³ych” mieszkañców Lwowa. Co dzieñ przybywa³o oznak, ¿e wszyscy znaleŸli siê w potrzasku.
Zapowiedzi¹ wchodzenia w czasy bezprawia by³o pogwa³cenie przez okupanta warunków poddania Lwo-wa przez gen. W³adys³aLwo-wa Langne-ra, wynegocjowanych z udzia³em prof. Ludwika Ehrlicha. Wbrew posta-nowieniom umowy ju¿ nazajutrz za-czê³y siê aresztowania oficerów, ¿o³-nierzy, policjantów, urzêdników, uczonych prawników, których drêczo-no i zabijadrêczo-no (s. 117–122 i passim). Jako pierwszych uwiêziono prof. S. Grabskiego, prof. L. Dworzaka i dra T. Kosiñskiego. Ostatnim z poz-bawionych wolnoœci przez NKWD podczas pierwszej okupacji sowiec-kiej by³ dr W³adys³aw Rêbisz, asy-stent Zak³adu Prawa Politycznego i Prawa Narodów (s. 226).
Wróæmy jednak do samego po-cz¹tku wkroczenia do Lwowa Armii Czerwonej. Od nastêpnego dnia we-ryfikowa³a siê prawda, ¿e w ka¿dej sytuacji cz³owiek, jeœli tego rzeczywi-œcie pragnie, mo¿e siê zachowaæ godnie. Z tego punktu widzenia nie-ma³o do myœlenia daje relacja docen-ta, historyka sztuki Karoliny Lancko-roñskiej8. W dniu 29 wrzeœnia 1939 r. wezwano profesorów, docentów, asy-stentów, studentów i woŸnych do Col-legium Maximum udekorowanego czerwieni¹ i olbrzymich rozmiarów portretem Józefa Stalina. Do wype³-nionej sali w³adczo wkroczyli: ra-dziecki komendant Lwowa i O. Kora-nijczuk (m¹¿ Wandy Wasilewskiej), pisarz, cz³onek Akademii Nauk w Ki-jowie, w otoczeniu œwity panuj¹cych. Po groŸbach i demagogicznych fra-zesach pad³o zdanie o wykluczeniu z uniwersytetu klas dawniej „uprzywi-lejowanych”. Wtedy zabra³ g³os by³y rektor UJK, profesor botaniki i mikro-biologii Seweryn Krzemieniewski9. Wymownie kieruj¹c wzrok ku wybra-nemu w czerwcu 1939 r. rektorowi Romanowi Longschamps de Berier zacz¹³ od inwokacji „Magnificencjo”, by po przerwie dodaæ „Panie Akade-miku!”10. Traktuj¹c komendanta per non est, tak oto powiedzia³: „Panie i Panowie! Szanowny przedmówca chce wykluczyæ czêœæ spo³eczeñ-stwa z dostêpu na Uniwersytet, a ja mu odpowiem: Jeœli Nauka jest jed-na, tak jak Prawda jest jedjed-na, jeœli nie uznajemy ró¿nic klasowych, to dla mnie wszyscy s¹ równi: ch³op, robot-nik, inteligent, szlachcic. Ja bêdê kszta³ci³ ch³opa, robotnika, inteligen-ta i szlachcica. Mnie nie obchodzi po-chodzenie cz³owieka, który chce s³u-¿yæ Nauce i Prawdzie”11. Nie bacz¹c na przeszkody, kadra Wydzia³u Pra-wa wraz z ca³ym Uniwersytetem Ja-na Kazimierza realizowa³a w pierw-szym trymestrze przedwojenny pro-gram, aczkolwiek ten ulega³ – o czym ju¿ mówiono – stopniowej depoloni-zacji, ukrainizacji i sowietyzacji. Pierwsz¹ oznak¹ tego, ¿e „idzie
no-we” by³ wyk³ad z dnia 18.10.1939 r. pt. „Zagadnienia prawa pañstwowe-go ZSRR”, a tym bardziej wyrzucenie z Katedry Prawa Karnego prof. J. Ma-karewicza i rektora Romana Long-schamps de Berier, którego zast¹pi³ Mychaj³o Myrczenko z Kijowa (s. 118 i passim).
O harcie ducha tych i innych Uczo-nych mo¿na wnosiæ chocia¿by z fak-tu, ¿e usuniêcie z katedry nie prze-szkodzi³o prof. Makarewiczowi w do-prowadzeniu do skutku obrony pracy doktorskiej Stanis³awa J. P³awskiego w listopadzie 1939 r.12.
W okresie 1939–1941 student Wy-dzia³u Prawa UJK, a po latach profe-sor w Warszawie, Kazimierz ¯ygulski podkreœla, ¿e wskutek systematycz-nych represji, a przede wszystkim aresztowañ – pustosza³y nie tylko ga-binety Uczonych, lecz tak¿e ³awy stu-denckie (s. 229).
Czêœæ trzecia monografii Adama Redzika dotyczy okupacji niemieckiej w latach 1941–1944 (s. 251–275). Ten okres historii Lwowa i Uniwersy-tetu Jana Kazimierza zosta³ solidnie udokumentowany w licznych pracach i wywiadach cytowanych przez Auto-ra, co pozwala zasadniczo ograni-czyæ ramy tego komentarza.
Niemiecka okupacja rozpoczê³a siê od rozstrzelania w dniu 4 lipca 1941 r. na Wzgórzach Wuleckich gru-py wybitnych Uczonych wraz z cz³on-kami ich rodzin. Dr Redzik przypomi-na te¿ inne wydarzenia, wa¿ne dla pamiêci narodowej. Szczególnie inte-resuj¹ce s¹ te, które obrazuj¹ wk³ad lwowskich osobistoœci w czynn¹ wal-kê z Niemcami. Poza znanym z wczeœniejszych fragmentów niniej-szej opinii, a mianowicie Delegatem Rz¹du na Kraj Janem Pieka³kiewi-czem, osobna wzmianka nale¿a³a siê m.in. prof. Augustowi Zierhofferowi, który kierowa³ s³ynn¹ akcj¹ „N”, czyli dywersyjn¹ propagand¹ w jêzyku wroga (s. 246).
Komentuj¹cy z pewnym zaskocze-niem poznaje taki szczegó³, ¿e od-dzia³ Armii Krajowej w nocy z 23 na
24 wrzeœnia 1943 r. odbi³ uwiêzione-go w Bi³uwiêzione-goraju prof. Ludwika Ehrli-cha.
Niezmiernie ciekawa jest prezenta-cja dzia³añ Wydzia³u Prawa w struktu-rze Tajnego Uniwersytetu Jana Kazi-mierza, pocz¹wszy od 1941 do (na-wet) 1945 r. Funkcjê rektora sprawo-wa³ prof. Edmund Bulanda, a dzieka-na – prof. Kazimierz Przyby³owski. W stwierdzeniu Autora, ¿e UJK nie zaprzesta³ dydaktyki po drugim wkro-czeniu Armii Czerwonej do Lwowa nie ma cienia przesady. Autor ustali³ wszak, ¿e ostatnie egzaminy zdawa-no jeszcze jesieni¹ 1945 r. Student R. Wolak z³o¿y³ egzamin z prawa karne-go na ³awce w Parku Stryjskim u prof. Makarewicza, który powróci³ do Lwo-wa we wrzeœniu 1945 r. z zes³ania do obozu kontrolno-filtracyjnego w Kra-snodonie, gdzie znalaz³ siê w lutym 1945 r. (s. 252)13. Kto czynnie prze¿y³ okupacjê (w tym tajne nauczanie) doskonale wie, ¿e takie by³y regu³y konspiracji.
Okazuje siê, ¿e mimo skrajnie trudnych warunków uczenia siê egza-minatorzy nie stosowali taryfy ulgowej wobec zdaj¹cych studentów. Studen-ci podkreœlali wnikliwoœæ pytañ zada-wanych przez prof. Makarewicza. Oceny waha³y siê od celuj¹cych po niedostateczne, przy czym zaliczenie roku mog³o nast¹piæ, jeœli student otrzyma³ nie wiêcej ni¿ jedn¹ ocenê niedostateczn¹ i nastêpnie zda³ po-prawkê w przewidzianym terminie (s. 260–262). Wa¿ne to spostrze¿e-nie, ¿e we Lwowie, nawet w czasie okupacji, nikomu nie przychodzi³o na myœl karykaturowanie nauki.
Czêœæ czwarta pt. „Tak zwana dru-ga okupacja sowiecka 1944–1946” (s. 275–318) daje œwiadectwo starañ spo³ecznoœci akademickiej, pragn¹-cej jakoœ przetrwaæ i nadal „robiæ swoje” pomimo nowych ofiar i wzma-gania nacisku zmierzaj¹cego do defi-nitywnego zdepolonizowania Lwowa. Nadzieje na przetrwanie jednak s³a-b³y wraz z szybk¹ rotacj¹ dziekanów i kierowników zak³adów, co
oznacza-³o kres czasów œwietnoœci UJK. Pew-ne wyobra¿enie o g³êbokoœci upadku daje wzmianka o tym, ¿e pod w³adz¹ radzieck¹ Wydzia³ Prawa rozporz¹-dza³ tylko czterema salami (s. 313).
Proces upadku mo¿na oceniaæ tak¿e poprzez porównywanie kontra-stuj¹cych ze sob¹ dawnych progra-mów z nowymi oraz kwalifikacji usu-wanych nauczycieli z kwalifikacjami nowo mianowanych (s. 286–298 i passim). Niektórzy z importowanych do Lwowa ucz¹cych nie mieli nawet œredniego wykszta³cenia (s. 300), jednak równie¿ tacy nadawali siê do podnoszenia „poziomu ideologiczno--politycznego”, propaguj¹c historiê WKP(b) i marksizm-leninizm oraz permanentnie urz¹dzaj¹c zebrania (s. 302–305).
Zaciekawionym spl¹tanymi przez okupacjê losami Uczonych lwow-skich doradza³bym przemyœlenie dwóch tabel zamieszczonych w epi-logu (s. 319–323). Pierwsza zawiera imienne zestawienie pracowników Wydzia³u Prawa UJK zamordowa-nych lub zmar³ych (szczególnie w na-stêpstwie przejœæ wiêziennych) oraz tych, których losy s¹ nieznane. Druga tabela informuje o tym, gdzie po woj-nie znaleŸli swoje miejsce lwowscy prawnicy. Najwiêcej, bo dziewiêciu, znalaz³o now¹ przystañ we Wroc³a-wiu, w którym powstawa³y uniwersy-tet i politechnika. Szeœciu trafi³o do Krakowa, po czterech do Warszawy i Torunia, po trzech na Katolicki Uni-wersytet Lubelski i na UniUni-wersytet £ódzki. W gronie nabytków Warsza-wy znajdowa³ siê mgr Pawe³ Horo-szowski, póŸniejszy profesor i autor popularnego kiedyœ podrêcznika „Kryminalistyka”. Inni jeszcze, osie-dlaj¹c siê w miastach pozbawionych uczelni akademickich, zmieniali za-wód naukowca na praktyka prawnika.
W zakoñczeniu (s. 325–327) Autor nie podejmuje ju¿ nowych tematów. W najwiêkszym skrócie podsumowu-je tylko wyniki kwerendy i dokonanych ustaleñ. Powy¿szy komentarz by³by niepe³ny bez zaznaczenia, ¿e dr
Re-dzik wykorzysta³ niezwykle obfity ma-teria³ badawczy. Wykaz bibliografii obejmuje: Ÿród³a archiwalne (s. 333–336), akty prawne (s. 336–338), pozycje opublikowane (s. 338–339), pamiêtniki i wspomnie-nia (s. 340–342), prasê (s. 343), rela-cje ustne (s. 343), opracowania (s. 345–360). Istn¹ ucztê stanowi lektura licznych za³¹czników, informuj¹cych o ¿yciu naukowców i studentów oraz o programach studiów. Dane doku-menty spisa³ sam prof. Kazimierz Przyby³owski, wspominaj¹cy rozwój tragicznych wydarzeñ, w których brali udzia³ uczestnicy tajnego nauczania w UJK (s. 377–384).
Niezwykle poruszaj¹ce s¹ fotogra-fie g³ównego korpusu Uniwersytetu w przeddzieñ wybuchu wojny i w cza-sie okupacji niemieckiej, nauczycieli akademickich oraz studentów, doku-mentacji maskuj¹cej przeprowadzo-ne egzaminy na Tajnym Wydziale Prawa UJK. Recenzowane dzie³o ma wiêc tyle zalet, ¿e z g³êbokim przeko-naniem zachêcam do jego studiowa-nia. Dobrze poznaæ ludzi, którzy wier-nie s³u¿yli Nauce i Prawdzie. PRZYPISY
1 S. Grodziski: W królestwie Galicji i Lodomerii, Wydawnictwo MGDN, Kraków 2005, passim;
2 Ibidem, s. 226;
3 H. Barycz: Alma Mater Jagiellonica. Studia i szkice z przesz³oœci Uniwer-sytetu Krakowskiego, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1958
4 Bli¿ej J. Gurgul: Mistrz skalpela i s³owa, „Gazeta Prawnicza” 1987, nr 15 i tam cytowane Ÿród³a, m.in. „Nowiny Lekarskie” 1896, nr 7; trze-ba te¿ powiedzieæ, ¿e z kolei prof. W. Sieradzki wychowa³ znakomite go ucznia prof. Boles³awa Popiel-skiego, zaprzyjaŸnionego z prawni-kami i kryminalistyprawni-kami. W Jego do-robku naukowym z okresu lwow-skiego czo³owe miejsce zajmuje monografia „Identyfikacja krwi ludz-kiej w medycynie s¹dowej”, Ks.
A. Krawczyñski, Lwów 1939, naów-czas dzie³o awangardowe;
5 por. tak¿e L. Ehrlich i J. Langrod: Zarys historii prawa narodów, poli-tycznego i administracyjnego w Pol-sce, Polska Akademia Umiejêtnoœci, Kraków 1949, s. 51–57;
6 S. Grodziski: Prace nad kodyfikacj¹ i unifikacj¹ polskiego prawa prywat-nego (1919–1947), „Kwartalnik Pra-wa PryPra-watnego” 1992, z. 1–4, s. 9–29 oraz aneks do tego artyku³u obejmuj¹cy wykaz wydawnictw Ko-misji Kodyfikacyjnej; tego¿: Komisja Kodyfikacyjna Rzeczypospolitej Pol-skiej „Czasopismo Prawno-Histo-ryczne” 1981, z. 1, s. 43–81; 7 Wyk³adanie psychopatologii
s¹do-wej i egzaminowanie z tego przed-miotu przez lekarza medycyny s¹-dowej by³o w miêdzywojniu czymœ normalnym. Wszak L. Wachholz w latach dwudziestych XX w. wyda³ podrêcznik „Psychopatologia s¹do-wa”, a J.S. Olbrycht wspólnie z W. Ch³opickim jeszcze w 1959 r.
na-pisali „Wypowiedzi na piœmie jako objawy zaburzeñ psychicznych”. D³uga i nadal niezakoñczona jest hi-storia emancypacji szczegó³owych nauk s¹dowych od macierzystej me-dycyny s¹dowej;
8 K. Lanckoroñska: Wspomnienia wojenne, Wydawnictwo Znak, Kra-ków 2002, s. 20–23;
9 Na s. 259 temu prawemu Cz³owie-kowi poœwiêcono tylko informacjê, ¿e od jesieni 1939 r. legalnie praco-wa³ w instytucie szczepionek prof. Rudolfa Weigla. Dlatego biogram prof. Krzemieniewskiego wypada wzbogaciæ nale¿nymi Mu tytu³ami jeszcze mocniejszym (ni¿ na s. 239) i uwypukleniem, ¿e pod przykryciem legalnej pracy produkowano te¿ szczepionki konspiracyjnie przesy-³ane do wiêzieñ, obozów koncentra-cyjnych itp.;
10 Tytu³ „Akademik” Kornijczukowi rze-czywiœcie przys³ugiwa³;
11 K. Lanckoroñska pisze (tam¿e), ¿e po odczytaniu z góry przygotowanej
depeszy do Stalina i zapytaniu przez komendanta, kto jest za wys³aniem jej do Moskwy, podnios³o siê zaled-wie kilkanaœcie r¹k, czyli niezaled-wiele. Kil-kaset ani drgnê³o, chocia¿ w Colle-gium Maximum byli równie¿ studenci ukraiñscy, którzy mieli (mogli mieæ) wp³yw na wynik g³osowania w tym sensie, ¿e w³aœnie oni mogli byæ „za”; 12 S.J. P³awski po wojnie, jako profesor
prawa karnego, pracowa³ na Uniwer-sytecie £ódzkim;
13 A propos prof. J. Makarewicza przy-pomina siê anegdota zas³yszana niegdyœ od zaprzyjaŸnionego profe-sora. Na postawione pytanie dlacze-go senator RP i twórca kodeksu kar-nego z 1932 r. pozosta³ we Lwowie, indagowany odpar³, ¿e podobno prof. Przyby³owski przed udaniem siê do Krakowa odwiedzi³ prof. Makarewicza i zachêca³ do „repatriacji”. Ten¿e jednak mia³ powiedzieæ, ¿e „na jedn¹ zimê nie ma sensu wyje¿d¿aæ”. Niestety, Uczony siê przeliczy³. Relata refero.
W recenzji wydawniczej prof. J. Wójcikiewicz napisa³, ¿e niniejsza „ksi¹¿ka jest pierwsz¹ w polskiej lite-raturze naukowej monografi¹ po-œwiêcon¹ czynnoœciom operacyjno--rozpoznawczym. Temat zosta³ wy-brany bardzo trafnie, jako ¿e ostatnie lata przynios³y wrêcz rewolucyjne zmiany w tej materii, przejawiaj¹ce
siê zarówno w nowych rodzajach czynnoœci operacyjno-rozpozna-wczych, jak i – przede wszystkim – w nadaniu niektórym z nich charakte-ru czynnoœci dowodowych. Przed-miotowa monografia stanowi wyczer-puj¹ce i kompletne studium przed-miotu”. Nie umia³bym celniej rzeczy uj¹æ.
Opinia ta stanowi kwintesencjê te-go, co po uwa¿nym przestudiowaniu publikacji dra Adama Tarachy poczu-je ka¿dy czytelnik. S³owo „przestu-diowanie” zosta³o u¿yte rozmyœlnie. Chodzi wszak o rozprawê
habilitacyj-rec. Józef Gurgul
Adam Taracha: „Czynnoœci
operacyjno--rozpoznawcze. Aspekty kryminalistyczne
i prawnodowodowe”,
Wydawnictwo Uniwersytetu
Marii Curie-Sk³odowskiej, Lublin 2006,
stronic 364
n¹, dla której przyswojenia i zrozu-mienia nie wystarczy pobie¿ne prze-czytanie. Zg³êbianie nawet bardziej zawi³ych partii rozwa¿añ u³atwiaj¹ id¹ce w parze finezja i prostota wypo-wiedzi, co dowodzi, ¿e o rzeczach z³o¿onych mo¿na rozprawiaæ przy-stêpnie.
O wysokim poziomie dysertacji za-decydowa³y kompetencje Autora. W latach dziewiêædziesi¹tych ubie-g³ego stulecia zajmowa³ siê tym sa-mym tematem praktycznie jako cz³o-nek kierownictwa Urzêdu Ochrony Pañstwa. Wczeœniej i potem w ob-szarze jego zainteresowañ jako na-ukowca znajdowa³a siê równie¿ teo-retyczna strona zagadnienia1.
Komentowane dzie³o zatem spe³-nia kryteria naukowoœci w formie i tre-œci. A. Taracha usuwa istotn¹ lukê w polskim piœmiennictwie, które czyn-noœciami operacyjno-rozpoznawczy-mi zajmowa³o siê marginalnie lub wcale. Nie by³o gruntownych i pe³-nych opracowañ dotycz¹cych delikat-nej sfery dzia³alnoœci organów pañ-stwowych, w której ³atwo o nadu¿ycia uprawnieñ. Przemyœlenia te budz¹ respekt, gdy¿ s¹ sumiennie udoku-mentowane bogatym piœmiennic-twem, judykatur¹ i przepisami, prze-analizowanymi dog³êbnie. Wœród 358 cytowanych pozycji jest sporo obcojêzycznych (s. 351–363), trakto-wanych z niezbêdn¹ doz¹ krytycy-zmu.
Przy dok³adniejszym wnikniêciu w konkretne cytaty niepodobna oprzeæ siê wra¿eniu, ¿e wielu auto-rów w pogoni za oryginalnoœci¹ czy naukowoœci¹ od nowa definiuje to, co ju¿ zosta³o zdefiniowane, jak te¿ to, co temu zabiegowi w ogóle siê wy-myka. Gorzej, niektórzy nie licz¹ siê z podstawami poprawnej polszczy-zny. Na przyk³ad Leon Szaff synoni-miczne wyrazy: „domys³”, „przypusz-czenie”, „podejrzenie” pojmowa³ jako osobne przes³anki wszczêcia postê-powania przygotowawczego (s. 202). Zreszt¹ nawet S¹d Najwy¿szy pojê-cie „istotnoœæ” przeciwstawia pojêciu
„donios³oœæ” zeznania (por. art. 333 § 2, 145 § 1 k.p.k.)2, choæ i w tym przypadku chodzi o synonimy3.
Gor¹ce polemiki habilitanta z po-szczególnymi autorami podnosz¹ atrakcyjnoœæ ksi¹¿ki. Zgo³a inn¹ kwe-sti¹ jest, czy ka¿da bez wyj¹tku kryty-ka nie jest dyskusyjna. Dr Taracha nie stroni od zajmowania zdecydowa-nego stanowiska tak¿e wtedy, gdy przynajmniej drugoplanowe akcenty mo¿na by roz³o¿yæ inaczej.
Do niezaprzeczalnych, ogólniej-szych zalet utworu zaliczam ponadto ciekawe porównania rodzimych za-patrywañ i praktyk w dziedzinie dzia-³añ operacyjno-rozpoznawczych z doœwiadczeniami zw³aszcza Sta-nów Zjednoczonych, Wielkiej Bryta-nii, Niemiec (s. 231, 240–250, 295, 297, 308, 309 i passim). Skompliko-wane rozwa¿ania s¹ urozmaicone œwietnie dobranymi kazusami. Ich odcienie wzbogacaj¹ ogl¹d danych problemów. Po¿yteczny jest równie¿ pomys³ aneksu z³o¿onego z dwóch tabel.
W pierwszej tabeli zosta³ zesta-wiony istny labirynt przepisów nmuj¹cych czynnoœci rozmaitych or-ganów policyjnych (to jest Policji, Stra¿y Granicznej, Inspekcji Celnej i innych). Imiennie oznaczono tak¿e konkretne rodzaje tych czynnoœci. W drugiej natomiast zilustrowano d³ug¹ ewolucjê instytucji „kontroli operacyjnej” przewidzianej w usta-wie o Policji. Aneks chroni czytelnika przed zapl¹taniem siê w g¹szczu zmiennych pogl¹dów, norm i stosuj¹-cych je podmiotów.
O wartoœci ksi¹¿ki A. Tarachy de-cyduje te¿ to, ¿e jest bardzo cenn¹ pozycj¹ dla kszta³towania teorii oraz praktyki zwalczania przestêpczoœci. Z autopsji wiem, ¿e znacz¹cej czêœci naukowców i praktyków czynnoœci operacyjno-rozpoznawcze jawi¹ siê niczym nieznany l¹d. Co gorsza, uchodz¹ one za nietykaln¹ sferê po-czynañ organów operacyjnych. Nie w¹tpiê, ¿e wysi³ek Autora przyczyni siê do zmiany na lepsze.
Potencjalnemu oponentowi tezy o kapitalnym znaczeniu opiniowanej rozprawy warto zaproponowaæ zasta-nowienie siê nad nastêpuj¹cym zda-niem: „mo¿na zaryzykowaæ (podkr. J.G.) stwierdzenie, ¿e czynnoœci ope-racyjno-rozpoznawcze maj¹ inny charakter prawny i inn¹ formê ni¿ czynnoœci procesowe (...)”4. Czy¿by konstatowanie ró¿nic zachodz¹cych pomiêdzy wymienionymi kategoriami czynnoœci rzeczywiœcie œwiadczy³o o unikaniu ryzyka nara¿enia na szwank swojego autorytetu? Fakt, ¿e istnieje zamêt intelektualny, z którego wyjœcie Adam Taracha umo¿liwia.
Budowê i rozmiary wywodów ce-chuje umiar. Zachowane zosta³y w³a-œciwe proporcje poszczególnych fragmentów monografii. Oprócz wstêpu (s. 11–15), aneksu i wykazu cytowanej literatury sk³ada siê ona z dziewiêciu rozdzia³ów oraz uwag koñcowych (s. 342–350). Wstêp za-powiada, co i dlaczego bêdzie przed-miotem dyskursu. Jego zakres wyty-czaj¹ z³o¿one potrzeby walki z prze-stêpczoœci¹ zorganizowan¹ i terrory-zmem, których plaga spowodowa³a wprowadzenie nowych instytucji do ustawodawstwa (np. zakup kontrolo-wany czy przesy³ka niejawnie nadzo-rowana). Rzecz tak¿e w tym, ¿e te zjawiska systematycznie siê zmienia-j¹, co zmusza do ich bie¿¹cego ana-lizowania.
Treœæ dzie³a odzwierciedlaj¹ tytu³y poszczególnych rozdzia³ów: I – Istota i funkcje czynnoœci operacyjno-roz-poznawczych (s. 16–45), II – Zakres czynnoœci operacyjno-rozpozna-wczych w œwietle ustawodawstwa „policyjnego” (s. 46–91), III – Tryb za-rz¹dzania czynnoœci operacyjno--rozpoznawczych (s. 92–119), IV – Czynnoœci operacyjno-rozpoznawcze w postêpowaniu sprawdzaj¹cym (s. 120–136), V – Rola czynnoœci operacyjno-rozpoznawczych w „pro-cedurze rejestracyjnej przestêpstw” (s. 137–154), VI – Czynnoœci opera-cyjno-rozpoznawcze a czynnoœci procesowe (s. 155–218), VII –
Wyko-rzystanie informacji uzyskanych w wyniku dzia³alnoœci operacyjnej w procesie karnym (s. 219–290), VIII – Dzia³alnoœæ operacyjna organów œcigania a ochrona praw jednostki (s. 291–317), IX – Czynnoœci opera-cyjno-rozpoznawcze w œwietle orzecznictwa Europejskiego Trybu-na³u Praw Cz³owieka w Strasburgu (s. 318–341).
Pracê zamykaj¹ uwagi koñcowe (s. 342–347). Autor podsumowuje dyskusjê, uwypuklaj¹c jej zasadnicze momenty, czêsto wysoce kontrower-syjne. W tym bilansie od¿ywa – nie bez wa¿nej przyczyny – refleksja nad nieusuwaln¹, a zarazem fundamen-taln¹ sprzecznoœci¹, jaka wystêpuje pomiêdzy d¹¿eniem do ochrony sfer prywatnoœci cz³owieka a konieczno-œci¹ zapewnienia mu odpowiedniego standardu bezpieczeñstwa osobiste-go. Si³¹ rzeczy stale dochodzi do g³o-su teza, ¿e ka¿de dobro ma swoj¹ cenê, ¿e ka¿de musi byæ nieco okro-jone, aby inne mog³o trwaæ.
Po zasygnalizowaniu zasadni-czych zalet (cech) monografii dra Ta-rachy mo¿na siê pokusiæ o wybór bardziej szczegó³owych kwestii, któ-re warto opatrzyæ syntetycznym ko-mentarzem. Ich listê otwiera nastrê-czaj¹ca wielorakich k³opotów niejed-nolitoœæ stosowanej terminologii, co staje siê przyczyn¹ zrozumia³ych po-wik³añ m.in. w dziedzinie legislacji (s. 17, 18). Nie opracowano jeszcze ustawowej definicji omawianych czynnoœci, a to nie sprzyja ani two-rzeniu dobrego prawa, ani rugowaniu z praktyki rozmaitych przywar (s. 21 i passim). Autor jednak sprecyzowa³ cztery istotne cechy czynnoœci opera-cyjno-rozpoznawczych. S¹ one wy-konywane: a) przez organy pañstwo-we, b) tajnie lub poufnie, c) w oparciu o ustawow¹ podstawê i d) spe³niaj¹ funkcje: informacyjn¹, wykrywcz¹, profilaktyczn¹ i dowodow¹ (s. 25). Te wyró¿niki stymuluj¹ kierunki dalszych rozwa¿añ.
Pozycja czynnoœci operacyjno--rozpoznawczych rozwija³a siê
suk-cesywnie. By³a i jest wypadkow¹ po-trzeb walki z groŸn¹ przestêpczoœci¹, technicznych uwarunkowañ realizacji oraz koniecznych kompromisów miê-dzy sprzecznymi interesami i warto-œciami (s. 26, 27, 36, 37, 43, 44). Czynnoœci te przeplataj¹ siê z czyn-noœciami procesowymi, przy czym niektóre efekty przedsiêwziêæ opera-cyjno-rozpoznawczych mog¹ stano-wiæ dowód w œcis³ym tego s³owa zna-czeniu.
Znacz¹ce problemy wynikaj¹ czasem z wieloœci podmiotów uprawnionych do wykonywania od-noœnych zadañ (s. 84–95). Popl¹ta-nie rzeczy pog³êbi siê wskutek Popl¹ta- nie-jednakowego uregulowania kon-kretnych czynnoœci poszczególnych organów pañstwowych. W tej sytu-acji A. Taracha wychodzi naprzeciw oczekiwaniom zw³aszcza sêdziów i prokuratorów, którzy powinni nie-Ÿle orientowaæ siê w meandrach analizowanego zagadnienia, a jak dotychczas maj¹ o nim mgliste po-jêcie. Nie potrafi¹ zatem z rozezna-niem decydowaæ o zarz¹dzeniu od-powiedniej czynnoœci ani swobod-nie oceniaæ jej wyniku z uwzglêd-nieniem dyspozycji art. 7 k.p.k. Lek-tura tej ksi¹¿ki mo¿e przyczyniæ siê do zmiany tej niepomyœlnej sytu-acji.
Pow¹tpiewam w sens starañ o wytyczenie granicy oddzielaj¹cej technikê od taktyki operacyjnej (s. 16). Nie dostrzegam te¿ dostatecz-nego uzasadnienia roztrz¹sania kwestii, która z nich jest efektywniej-sza. W tym przedmiocie moje kom-petencje nie dorównuj¹ kompeten-cjom dra Tarachy, wszelako na pod-stawie ogl¹du praktyki stwierdzam nierozerwaln¹ wiêŸ taktyki i techniki operacyjnej. One ze sob¹ nie konku-ruj¹, lecz kooperuj¹. Technika bez taktyki nie mo¿e siê obejœæ. Wybór czasu, miejsca, sposobu itp. czynni-ków, np. za³o¿enia pods³uchu, wspó³okreœla szanse osi¹gniêcia je-go celów. Koegzystencja techniki i taktyki jest koniecznoœci¹.
S¹dow¹ kontrolê omawianych czynnoœci trapi¹ pewne s³aboœci. Czo³ow¹ stanowi przewlek³oœæ po-stêpowania, a pozytywny wynik da-nego zabiegu zale¿y przecie¿ czêsto od bezzw³ocznej realizacji i (lub) za-skoczenia delikwenta. Na domiar z³e-go w dwuinstancyjnej kontroli s¹do-wej uczestniczy tak wiele osób, ¿e zamierzenia policyjne s¹ zagro¿one dekonspiracj¹ (s. 94, 95, 97–99). Ma-³o tego, sytuacjê pogarszaj¹ jeszcze (wy¿ej ju¿ wzmiankowane): mozaika, niespójnoœæ i niejednoznacznoœæ norm prawnych. Naturalne przeto jest ¿¹danie przez Autora zaostrzenia kryteriów doboru kadr prawniczych. Bez wysokich etycznych i profesjo-nalnych kwalifikacji nikt nie zagwa-rantuje optymalnego wykonywania ustawowych zadañ (s. 104, 105, 119). Pozytywnie oceniam okolicz-noœæ, ¿e krytyka istniej¹cego stanu rzeczy jest po³¹czona z propozycjami de lege ferenda (s. 107 i passim) oraz z pomys³ami doraŸnych rozwi¹-zañ bez ingerencji ustawodawcy.
Prokuratorzy negatywnie oceniaj¹ wspó³dzia³anie ze s³u¿bami opera-cyjnymi (s. 111, 112 i passim). Po-winni zatem zainteresowaæ siê po-wodami sceptycznego nastawienia A. Tarachy do projektów (np. amery-kañskiego prokuratora Baczyñskie-go) wci¹gania ich do bezpoœrednie-go udzia³u w realizacjê czynnoœci operacyjnych. Zwa¿ywszy jednak na fakt, ¿e „miêdzy A i nie A le¿y wiêcej ni¿ ca³y alfabet”, proponowa³bym spojrzenie na problem toutes propor-tions gardeés. Rzeczywiœcie, ze zro-zumia³ych przyczyn sêdziemu ani prokuratorowi nie uchodzi fizycznie wik³aæ siê w tok czynnoœci, wobec których powinien zachowaæ rozs¹d-ny dystans. Radykalne od¿egrozs¹d-nywa- od¿egnywa-nie siê od nich k³óci³oby siê znowu z potrzeb¹ nabywania orientacji w tym, co oraz dlaczego i w jaki spo-sób organ policyjny realizuje. Bez re-alnej znajomoœci istoty planowanych przedsiêwziêæ, po omacku dopusz-czaj¹c do ich wykonywania etc., s¹d
(prokurator) sta³by siê iluzorycznym gwarantem skutecznego oraz prawo-rz¹dnego postêpowania policyjnych organów. Prawnik musi w rozs¹dnym zakresie trzymaæ rêkê na pulsie. Nie-znajomoœæ rzeczy nie usprawiedliwia nicnierobienia. Antidotum na niewie-dzê jest uczenie siê.
Nadmieniê, ¿e problem ma szer-szy kontekst. Jego sedno objaœniaj¹ wady wspó³pracy organu procesowe-go z bieg³ym. Równie¿ w tym przy-padku twierdzi siê, ¿e wobec niedy-sponowania przez prawnika wiedz¹ specjaln¹, z samej definicji nie potra-fi on i nie powinien oceniaæ opinii pod wzglêdem merytorycznym. Nie dziwi wiêc, ¿e zleceniodawca nierzadko przeczytanie samej tylko konkluzji ekspertyzy uto¿samia z jej swobodn¹ ocen¹ (art. 7 k.p.k.)5.
Œrodkiem zaradczym na powy¿-sze zagro¿enia i niedostatki praktyki by³oby – wed³ug rozumowania dra Tarachy – reaktywowanie instytucji sêdziego œledczego (s. 104). Mo¿na w¹tpiæ w celowoœæ przywracania do ¿ycia organu w³adzy s¹downiczej, który z ró¿nych przyczyn faktycznych i prawnych zamiera³ w dwudziestole-ciu miêdzywojennym. Prokurator de-finitywnie zdominowa³ postêpowanie przygotowawcze. Szczyt tej przewagi zaznaczy³ siê w 1938 r.6.
Trafnie zosta³o wyeksponowane pozytywne oddzia³ywanie czynnoœci operacyjnych na postêpowanie przy-gotowawcze (s. 155). Opisuj¹c ró¿ni-ce zachodz¹ró¿ni-ce miêdzy czynnoœciami operacyjnymi i procesowymi, Autor twierdzi, ¿e w pierwszych dopuszcza siê niestosowane w postêpowaniu karnym metody taktyczno-kryminali-styczne, na przyk³ad podstêp (s. 156).
W tej akurat materii recenzent my-œli odrobinê inaczej. We fragmencie „Logiki dla prawników” poœwiêconym erystyce, czyli sztuce prowadzenia sporów, prof. Kotarbiñski podzieli³ fortele na etyczne i nieetyczne. Zda-niem Uczonego, nie ma nic zdro¿ne-go w pos³ugiwaniu siê przez jurystê
fortelem etycznym szczególnie w przes³uchiwaniu podejrzanego7. Doœwiadczenie poucza wszak, ¿e w otwartej walce nie uda siê pokonaæ mafiosa. Dlatego w przeciwieñstwie do A. Kaftala, który ostro krytykowa³ Z. Sobolewskiego jako zwolennika podstêpu w procesie karnym (s. 168), sam nie dopatrzy³em siê podstaw do podwa¿ania owego stanowiska8. Od-rêbne zagadnienie to wstrzemiêŸli-woœæ, bez której idea³y sprawiedliwo-œci mog¹ ucierpieæ.
Zaciekawiaj¹ wszechstronne, rze-czowe rozwa¿ania problematyki bie-g³ego i jego opinii, przeprowadzone przede wszystkim w rozdziale VI (s. 198–201 i passim). Jednak¿e trudno podzieliæ pogl¹d, jakoby w sytuacjach kreowanych dyspozycj¹ art. 308 § 1 k.p.k. „bieg³y wystêpowa³ (...) oczywiœcie w roli konsultanta” (s. 198). Otó¿ nie, bieg³ego konstytu-uje postanowienie organu proceso-wego, powo³uj¹ce go do tego zada-nia. Z t¹ chwil¹ jego procesowy sta-tus jest jednoznaczny. Zreszt¹ art. 308 § 1 k.p.k. stanowi, ¿e „w razie po-trzeby” ustanawia siê „bieg³ego”. In-n¹ rzecz¹ jest, ¿e w roboczych, part-nerskich z nim kontaktach dochodzi w praktyce do quasi-konsultacji, o czym w drugim wydaniu monografii warto by napomkn¹æ.
Wzorowo przedstawia siê ujêcie instytucji wszczêcia postêpowania karnego zrelacjonowanej do czynno-œci operacyjno-rozpoznawczych (s. 201 i passim). Niepostrze¿enie czy-telnik jest wci¹gany w wartki i przej-rzysty nurt wyk³adu dra Tarachy. Jed-noczeœnie mo¿na zgodziæ siê ze zbie¿nym z praktycznymi doœwiad-czeniami postulatem, wed³ug którego w œledztwie prowadzonym przez Po-licjê prokurator nie mo¿e byæ statyst¹ (s. 210). W ka¿dej sytuacji od proku-ratora oczekuje siê postawy twórczej, gwarantuj¹cej, ¿e przygotowawcza faza postêpowania bêdzie nie tylko skuteczna, lecz tak¿e w pe³ni prawo-rz¹dna, spe³niaj¹ca wymogi art. 2 k.p.k. Aby w rzeczywistoœci tak siê
dzia³o, trzeba j¹ oczyœciæ z mitów, ¿e bardziej wysublimowane czynnoœci kryminalistyczne i wszystkie opera-cyjno-rozpoznawczne s¹ z samej ich natury wy³¹czn¹ domen¹ organów policyjnych.
Przekonuj¹ca jest koncepcja me-tod i zakresu wykorzystania w proce-sie karnym informacji zgromadzo-nych dziêki dzia³aniom operacyjnym (s. 219–290). Streszczanie tego ujê-cia by³oby ze szkod¹ dla praktyki. Ka¿de jego s³owo ma swoj¹ wartoœæ i ¿adnego z nich nie mo¿na uroniæ, jeœli siê chce wiedzieæ, co z policyjne-go rozeznania mo¿e i powinno byæ zaliczone do faktycznej podstawy orzekania o winie i karze.
Poza wszelk¹ dyskusj¹ musi po-zostawaæ postulat odtwarzania na rozprawie zarejestrowanych na ta-œmie rozmów (s. 272). Jakiekolwiek, nawet stenograficzne zapisanie prze-s³uchania (rozmowy), nie zast¹pi mo-wy ¿ywej, zawieraj¹cej o wiele wiêcej komunikatów ni¿ mowa pisana. Nie-werbalne sposoby przekazu informa-cji, jak np. barwa i modulacja g³osu, pauzy, milczenie, gesty, mimika, pe³-niej – wed³ug niektórych badaczy – odzwierciedlaj¹ to, co rozmówca chcia³ powiedzieæ i faktycznie „powie-dzia³”. Z podobnym uznaniem trzeba siê odnieœæ do wytykania, ¿e w prak-tyce – bezpodstawnie – uznaje siê prywatne „opinie” przedk³adane przez pokrzywdzonego podczas za-wiadomienia o przestêpstwie za opi-nie sensu stricto (s. 255). Niestety, to uchybianie przepisom karno-proce-sowym przybra³o postaæ istnej plagi, co potwierdzaj¹ tak¿e w³asne bada-nia empiryczne9.
Wreszcie powraca w ksi¹¿ce sma-kowity temat stosowania podstêpu w przes³uchaniach (s. 251, 252). Ja-ko realista Autor ostro¿nie sk³ania siê do zaakceptowania tej metody. Zgo-da, ale pod warunkiem, który w do-myœle A. Taracha zapewne ma na uwadze, ¿e przes³uchuj¹cy nigdy – trzeba to powtórzyæ – nigdy nie uchybi zasadzie est modus in rebus.
Pewne granice postêpowania s¹ nie-naruszalne.
W komentowanej publikacji trafnie poruszono jeszcze jedn¹ k³opotliw¹ sytuacjê, gdy dokonuje siê wyboru miêdzy dwiema przykrymi mo¿liwo-œciami. W takim po³o¿eniu znajduje siê prokurator, który nie zna tajnych aktów wykonawczych do policyjnych ustaw (s. 281), a mimo to ci¹¿y na nim obowi¹zek dokonywania oceny dowodów (art. 7 k.p.k.) bêd¹cych po-k³osiem czynnoœci operacyjno-roz-poznawczych. Wra¿liwy i niepozba-wiony wyobraŸni prawnik mo¿e prze-¿ywaæ frustracje z racji niepewnoœci, czy przy zdobywaniu danego mate-ria³u nie sprzeniewierzono siê regu-³om postêpowania ni¿szego rzêdu ni¿ przepisy ustawy. Z drugiej strony nie wolno lekcewa¿yæ mo¿liwoœci usuniêcia niedomówieñ, jak¹ stwarza bezpoœrednie robocze spotkanie z w³aœciwym organem policyjnym. Sporo zale¿y od dobrej woli.
Odpowiednia ranga zosta³a nada-na anada-nalizie szans pogodzenia tajnej i niejako odformalizowanej dzia³al-noœci operacyjnej z ochron¹ praw jednostki (s. 291–317). Zagadnienie jest trudne i wielkiej wagi, chocia¿by dlatego, ¿e w grê wchodz¹ dobra niebagatelne i rodz¹ce konflikty. Z pomoc¹ oka praktyka i naukowca Autor usi³uje godziæ ogieñ z wod¹, ale nie znajduje jednoznacznie do-brych rozwi¹zañ. Inaczej zreszt¹ byæ nie mo¿e, gdy interesy jednostki i dobra ogólnego cechuj¹ sprzecz-noœci nieprzezwyciê¿alne. Daj¹ one o sobie znaæ np. w zwi¹zku z regla-mentacj¹ dostêpu do danych osobo-wych (s. 310, 311).
Rozstrzygaj¹c konkretny konflikt dóbr, recenzent by³by sk³onny przy-znaæ prymat ochronie dobra ogólne-go. Wartoœæ bezpieczeñstwa jest wy-j¹tkowo du¿a, a nie mo¿na go za-pewniæ bez poniesienia jakiegoœ mi-nimum kosztów (wyrzeczeñ). Nieste-ty, tertium non datur.
Pokrewnego problemu dotyczy rozdzia³ IX rozprawy, zatytu³owany „Orzecznictwo Europejskiego Trybu-na³u Praw Cz³owieka w Strasburgu” (s. 318–341).
Za kanwê rozwa¿añ pos³u¿y³o sie-dem wyroków ETPC w sprawach o nadu¿ycia pope³nione w toku reali-zacji czynnoœci operacyjno-roz-poznawczych. Z motywów tych orze-czeñ mo¿na wysnuæ niema³o wska-zañ, na co i dlaczego trzeba baczyæ, gdy na biurku prokuratora (sêdziego) organ policyjny sensu largo sk³ada urobek swoisty ze wzglêdu na spo-sób pozyskiwania.
Szczerze mówi¹c, odczuwam szczyptê niedosytu z tej racji, ¿e ¿a-den z kazusów Trybuna³u nie doty-czy³ spraw o zabójstwo, terroryzm. W tych postêpowaniach bowiem kon-flikty dóbr s¹ najczêstsze. W czym tkwi istota mojej myœli, obrazuje jed-na z monografii Micha³a P³achty10.
Reasumuj¹c, pragnê wyraziæ przekonanie, ¿e praktycy wymiaru sprawiedliwoœci otrzymuj¹ do co-dziennego wykorzystywania dzie³o oryginalne, ogromnie u¿yteczne. Prawnik ciekawy œwiata, ambitny, pracuj¹cy z wyobraŸni¹ nie przeoczy go w ksiêgarni, pragn¹c doskonaliæ zawodowy warsztat.
PRZYPISY
1 Zob. przyk³ady fachowych publikacji Adama Tarachy w wykazie literatury, s. 361;
2 Zob. wyrok S¹du Najwy¿szego z dnia 5 maja 2005 r., sygn. V KK 379/04, opublikowany w „Prokuratu-ra i P„Prokuratu-rawo”, dodatek „Orzecznictwo” 2005, nr 11, poz. 9;
3 Ma³y s³ownik jêzyka polskiego, red. S. Skorupka, H. Anderska, Z. £em-picka, PWN, Warszawa 1968, s. 127, 577, 672; W. Broniarek: Gdy Ci s³owa zabraknie. S³ownik synoni-mów, Wydawnictwo Haroldson
Press, Brwinów-Warszawa 2005, s. 106, 189, 1026;
4 M. Klejnowska: Analiza œladów ge-netycznych jako dowód w procesie karnym – cz. I, „Problemy Kryminali-styki” 2006, nr 252, s. 15;
5 Bli¿ej o tym J. Gurgul: Zabójstwo z lubie¿noœci. Studium kryminali-styczno-procesowe, MSW, Warsza-wa 1981, s. 261; tego¿: Nadzór pro-kuratora nad postêpowaniem przy-gotowawczym, „Problemy Kryminali-styki” 1984, nr 165, s. 375, 376; te-go¿: Prokurator – jakim jest i jakim byæ powinien, „Prokuratura i Prawo” 2005, nr 5, s. 24–42;
6 J. Gurgul: Prokurator w II Rzeczy-pospolitej – zagadnienia wybrane, „Prokuratura i Prawo” 1999, nr 11–12, s. 14, 20; tego¿: Jeszcze w sprawie roli bieg³ego w postêpo-waniu karnym, „Prokuratura i Prawo” 2006, nr 2, s. 71, 75 i tam cytowane Ÿród³a, gdzie autor rozwija ten pro-blem;
7 E. Anuschat: Wywiad kryminalny, Warszawa 1929, s. 21, 22, którego zapatrywania podzielam w ksi¹¿ce: Zabójstwo czy naturalny zgon? Na tle sprawy Iwana Slezki vel Zygmun-ta Bielaja, Wydawnictwo WSPol, Szczytno 1992, s. 74;
8 Porównaj recenzje pracy Z. Sobo-lewskiego: Zasada nemo se ipsum accusare tenetur w polskim procesie karnym, opublikowane przez A. Ka-ftala w „Palestrze” 1980, nr 4–5 i przeze mnie w „Problemach Krymi-nalistyki” 1979, nr 142, s. 859–862; 9 Szerzej patrz: „Problemy
Kryminali-styki” 2002, nr 236, s. 27–33; 10 M. P³achta: Kidnaping
miêdzynaro-dowy w s³u¿bie prawa. Studium prawnomiêdzynarodowe i porów-nawcze, Dom Wydawniczy ABC, Warszawa 2000, recenzja pozycji autorstwa J. Gurgula w miesiêczniku „Prokuratura i Prawo” 2001, nr 5, s. 115–122.