• Nie Znaleziono Wyników

Życie : katolicki tygodnik religijno-kulturalny 1955, R. 9 nr 29 (421)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Życie : katolicki tygodnik religijno-kulturalny 1955, R. 9 nr 29 (421)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

K S . F. A. C E G IE Ł K A

SIOSTRA FAUSTYNA

SZ A FA R K A M IŁ O SIE R D Z IA B O ŻE G O Stron 396. Płócienna oprawa. Cena 17/6.

w y s y ł a :

K A T O L IC K I O ŚR O D EK W YD A W N ICZY

„V E R IT A S“

12, PRAED M EW S, L O N D O N . W. 2

KATOLICKI TYGODNIK RELIGI3N0-KULTURAINY

RO K IX .

N IE D Z IE L A , 17 L IP C A 1955 R.

C E N Ä l s i T I

J E Ś L I L E K I, TO Z A P T E K I

GRAB 0 WSKIE 60

175, D R A Y C O T T AVENUE, LONDON. S.W.3. ENGLAN D

Nr 29 (421) i P U N K T Y W I D Z E N I A

W I E Z I E Ń

w

T A D E U SZ F E L S Z T Y N

CZŁOWIEK WOBEC POTĘGI UKRYTEJ W ATOMIE

KATOLICKA KONFERENCJA ATOMOWA W LOWANIUM

Po obejrzeniu filmu „The Prisoner“

zachęcałem wszystkich do jego zoba­

czenia. Pisaliśmy o filmie w naszej prasie, dodając taką samą zachętę. Nie czyniliśmy tego ze względu na dosko­

nałość filmu, ale ze względu na jego wyjątkową użyteczność dla pobudza­

nia ludzkiej pamięci i wyobraźni. Tre­

ścią filmu jest proces „preparowania“ , łamania psychiki aresztowanego przez komunistów Kardynała-Prymasa nie­

nazwanego (ale łatwo dającego się u- stalić po węgierskich rekwizytach) kraju za żelazną kurtyną.

Problem zasadniczy i przeraźliwie aktualny. Przeprowadzony jednak zo­

stał w filmie ze sporą naiwnością i nieznajomością techniki komunistycz­

nego „wymiaru sprawiedliwości“ . Z tymi wszystkimi brakami film jest bar­

dzo pożyteczny. Dla widza angielskie­

go, bo i w tej nieco naiwnej postaci styka go z rzeczami, o których w ogóle mało wie, oraz dla widza polskiego, bo zaostrza jego uczulenie pamięciowe na to, co. się w Kraju i w ogóle wewnątrz bloku sowieckiego dzieje. Ta zdolność stałej ostrości widzenia u najżarliw­

szych słabnie przez oddalenie, czas i nadmiar intensywności przeżyć.

Film przyszedł mi znowu na pamięć obecnie. Napłynęły oto nowe wiadomo­

ści o losach Prymasa Polski, Kardyna­

ła Wyszyńskiego, które znowu mobili­

zują całą czujność i oburzenie i pod­

rywają do szukania dróg protestu. Mó­

wiąc skrótem, wiadomości donoszą o tym, że Prymas Polski od kwietnia bieżącego roku poddawany jest bez­

ustannemu naciskowi, mającemu na celu złamanie jego psychicznego opo­

ru. Na olbrzymią skalę dzieje się to, co we fragmentach i w jakimżeż złago­

dzeniu pokazano na filmie. Wspomnie­

nie filmu może tu tylko odegrać rolę pomocy zbliżania do pewnej konkret­

nej rzeczywistości i przerwać między nią a nami przegrodę psychicznego dy­

stansu.

To, co mówią wiadomości, jest już bowiem nie filmem, ale prawdą samą.

To się dzieje teraz, w tej chwili. W ce­

li więziennej, w izbie szpitalnej, a mo­

że w pokoju luksusowej willi policyj­

nej siedzą naprzeciw siebie — ofiara i prześladowca. Układ rzeczy może być inny: Prymasowi mogą kazać stać, prześladowca siedzi, rozparty, z papie­

rosem w wargach. Stojący może jest odwrócony do ściany, lub słania się na­

przeciw biurka, z którego świeci żarów­

ka o mocy tysiąca świec. Przesłuchanie mogło zacząć się o czwartej nad ra­

nem i trwa bez przerwy do siódmej wieczorem, a może to jest już czwarte w ciągu dn a wezwanie z celi.

Od kwietnia upłynęło ponad trzy miesiące. Piętnasty tydzień. Dziewięć­

dziesiąty któryś dzień.

Jest w tej chwili pełnia lata. Milio­

ny ludzi na słonecznych plażach. Kwit­

ną kwiaty i uśmiechy. Zachodni świat dyszy dosytem dobrobytu. W Genewie ustawiają krzesła wokół konferencyjne­

go stołu. Z fotografii dzienników wy­

chylają się uśmiechnięte twarze Buł- ganina i Chruszczowa, którzy zapew­

niają o pokoju i dobrej woli. Piasecki pisze artykuł o erze nowego humaniz­

mu, który niesie komunizm. A na tym sielskim tle w jakimś zakątku Polski scena, jak z koszmarnego filmu, tylko groźniejsza, bo prawdziwa: odarty z szat kapłańskich stoi więzień, a na­

przeciw — prześladowca. Jak w filmie nie chodzi tu o łatwą torturę zadanych ran i wybitych zębów. Chodzi o coś nie­

porównanie większego i straszniejsze­

go. Więzień czuje, że w jego kruchym c'ele zbiegła się w tej jednej chwili ca­

ła najwyższa wartość świata i że chcą cd niego, aby uczynił tylko jedną, wła­

ściwie łatwą rzecz: aby własnym sło­

wem rzucił ten najświętszy, ten nie- ogarnięty walor pod stopy oprawcy.

W marcu i kwietniu zaczęto w świę­

cie komunistycznego samodzierżawia przygotowania dla ustawienia dekora­

cji „dobrej woli“ . W Polsce wypuszczo­

no z więzień kilku wyższych duchow­

nych, kilkudziesięciu więźniów politycz­

nych. Gwałtownie trzeba jednak było coś poczynać z więźniem najważniej­

szym, z Kardynałem Wyszyńskim. Pro­

ponują Prymasowi Polski natychmia­

stowe wypuszczenie z więzienia pod wa­

runkiem, że wprost z celi uda się na lotnisko i odleci do Rzymu, gdzie w spokoju zamieszka. Komuniści wiedzą, że z jednej strony wszystkie wypuszcze­

nia z więzień przy nie wypuszczeniu Prymasa na nic się propagandowo nie przydadzą, z drugiej zaś strony drżą, co to będzie, gdy męczennik wyjdzie z wię­

zienia i wróci do swoich wiernych.

Prymas propozycję, rzecz prosta, od­

rzuca. A trzeba pamiętać — jest po ciężkiej chorobie i niebezpiecznej ope­

racji.

Po kilku tygodniach propozycja się zmienia. Być może zmieniają się rów­

nież i warunki nacisku, bowiem do „o- perowania“ więźnia włączeni zostają

„katolicy społecznie postępowi“ , któ­

rzy mają swoją namową pomóc zawo­

dowym oprawcom. Właściwie chcą u- zyskać bardzo małą rzecz: wydanie oświadczenia. Czyż mało oświadczeń wydawał Prymas Polski? Było by to więc tylko jedno więcej. I nie chodzi­

ło by w tym oświadczeniu, broń Boże, 0 jakiekolwiek deprecjonowanie depo­

zytu Wiary. Nie. Chodzi o oświadcze­

nie, które by stwierdzało, że poprzed­

nie Listy Pasterskie Prymasa, listy protestacyjne do Bieruta i oświadcze­

nia o prześladowaniu Kościoła w Pol­

sce nie odpowiadały pełnej, obiektyw­

nej rzeczywistości. 2e wypadki, o któ­

rych Prymas pisał poprzednio nie były prześladowaniem, bowiem w Polsce panuje wolność religijna i nie ma prześladowania. Były to tylko pożało­

wania godne indywidualne nadużycia jednostek reżymu, robione z samowoli 1 bez pokrycia Partii.

Takiego oświadczenia domagają się w tej chwili komuniści od Prymasa i cały nacisk idzie w tym kierunku, aby schorowany więzień uległ namowom.

Takie oświadczenie załatwiałoby ko­

munistom Wiele spraw: 1) uzasadniło przed światem powód aresztowania Prymasa, 2) zlikwidowało problem oba­

wy wolności Prymasa, bo po takim o- świadczeniu byłby on faktycznie w ich ręku, 3) dałoby wreszcie komunizmowi wspaniałe alibi w inscenizacji „dobrej woli“ ; w Genewie nie mogło by już być wątpliwości, że Sowiety, to nie krwawy terror, ale najczystszy humanizm. Trze­

ba powiedzieć, że w tej alternatywie —

„nie“ lub „tak“, zawarta jest dla ko­

munizmu stawka olbrzymia.

Cały wyżej namalowany stan rzeczy nie jest konkretnym doniesieniem, ale tylko prawdopcdob eństwem, uzbie­

ranym z licznych drobnych wiadomo­

ści, dochodzących od wielu miesięcy.

Jest tych wiadomości tak wiele i tak wszystkie podobnie brzmią, iż prawdo­

podobieństwo przeradza się w pew­

ność, która potwierdza fakt, że Pry­

mas Polski z więzienia nie wychodzi w chwili, kiedy wypuszcza się gorączko­

wo dziesiątki innych więźniów. Ozna­

cza to, że z wypuszczeniem w tym wy­

padku związany jest warunek, na któ­

ry więzień nie chce się zgodzić. Ozna­

cza to ponadto, że od długiego czasu Prymas Polski, poddany gwałtownemu naciskowi, odrzuca wszelkie propozycje i nie daje się złamać.

Zwolna, fragmentami, zaczyna się odsłaniać nowy wielki plan taktyki komunistycznej, który ułożony został przez tych leaderów światowego komu­

nizmu, którzy nastąpili po Stalinie.

Nie tu czas i miejsce rekonstruować ten plan i omawiać. Tu trzeba tylko z niego podkreślić kilka punktów, aby tym jaśniej zobaczyć i sytuację Ko­

ścioła w Polsce i wielki dramat pod­

warszawskiego więzienia.

Przede wszystkim trzeba podkreślić to, iż nie ulega już najmniejszej wąt­

pliwości fakt rozpoczęcia przez komu­

nizm nowego okresu taktycznego. Ten nowy okres skoncentrowany ma zostać przede wszystkim na te części globu, które dotąd uszły jeszcze dobrodziej­

stwom komunistycznego systemu. Teo­

retyczna prasa komunistów, pisząc o tych sprawach, mówi wyraźnie, że cho­

dzi tu o zdobycie „wysoko uprzemysło­

wionych krajów kapitalistycznych“, czyli wolnych dotąd krajów zachod­

nich. Oznacza to, że nie ma się więc obecnie do czynienia z żadnym okre­

sem „odprężenia międzynarodowego“ , jak głosi propaganda, ale przeciwnie z okresem początku nowych podbojów

„drogą pokojową“ .

Inicjatorzy tego nowego okresu zda­

li sobie doskonale sprawę z tego, że na rzecz tej „drogi pokojowej“ trzeba zmienić charakteryzację. Komunizmo­

wi trzeba poprawić opinię, terrorystę trzeba zmienić w przedstawiciela hu­

manizmu. Prawda przecież o systemie sowieckim zdcłała przez tych lat czter­

dzieści przeciec już zbyt powszechnie do kół zachodnich. Dlatego sprawa nie będzie łatwa a przy zmianie charakte­

ryzacji będą potrzebne ofiary. Komu­

nizm gotów jest te ofiary ponieść. Ko­

szty handlowe transakcji — do pew­

nych granic — zapłacić. Wypuszcza z więzień, „proteguje“ wolność religijną, złagodził cenzurę prasową. I dlatego tak mu przeszkadza ta sprawa z Pry­

masem Polski.

Olbrzymia stawka znalazła się w nieugiętych rękach Kardynała Kole­

gium św. Kościoła rzymskiego. Nie ma chyba też formy nacisku i presji, któ­

re by w takiej sytuacji nie były pu­

szczone przez komunistów w ruch.

J. K.

W dniach 14 do 16 kwietnia w Lowa- nium, w pięknym zamku książąt Aren- berg, obecnie własności katolickiego uniwersytetu w Lowanium odbyła się konferencja zwołana przez Pax Roma­

na, a poświęcona problemom człowieka w związku z energią atomową. W kon­

ferencji tej wzięło udział około 40 o- sób: z Belgii, Holandii, Francji, Liba­

nu, Hiszpanii, Anglii, Szwajcarii, Włoch, a ponadto delegat londyńskie­

go „Veritasu“ , oraz Węgier i Japoń­

czyk, studiujący na uniwersytecie w Lowamum. Nie było tylko delegata a- merykańskiego, co — wobec dużej od­

ległości — jest zupełnie zrozumiałe.

Delegaci n.ie byli wyłącznie fizykami.

Było tam sporo socjologów, filozofów, prawników, metalurgów, teologów, chemików, ekonomistów. Chodziło bo­

wiem nie tyle o dyskutowanie zagad­

nień czysto fachowych, ile raczej o o- kreślenie postawy katolickiej w sto­

sunku do tak licznych, a tak sprzecz­

nych zagadnień, związanych z energią atomową.

Aby umożliwić całkowitą swobodę dyskusji, organizatorzy konferencji zastrzegli się na wstępie, że dyskusja ta będzie tajna, w tym sensie oczywi­

ście, że — poza oficjalnymi referata­

mi — nie wolno będzie w prasie wy­

mieniać nazwisk zwolenników, czy też przeciwników wygłaszanych w czasie dyskusji poglądów.

Problemy poruszane na konferencji były liczne, często sprzeczne i wywołu­

jące gorącą dyskusję. Czas, jaki moż­

na było na to poświęcić był niestety zbyt krótki, tak że wiele punktów spornych udało się raczej tylko z lek­

ka zarysować. Tym niemniej jednak, gdy w ostatnim dniu konferencji do­

szło do formułowania ostatecznych wniosków, okazało się, że dość łatwo można było znaleźć wspólny mianow­

nik, będący niejako oficjalnym poglą­

dem św ata katolickiego na prcblemy, które na gruncie międzynarodowym będą dyskutowane na specjalnej kon­

ferencji zwołanej przez UNO w sierp­

niu tego roku.

Pierwszym problemem, jaki siłą rze­

czy nasunął się w związku z energią atomową, to sprawa wolności nauki.

Zagadnienie to, do niedawnych czasów wydawało się tak oczywiste, że mówić o nim było wyważać nim otwarte drzw'. Dziś jednak nabrało ono szcze­

gólnej ostrości nie tylko w związku z tajnością badań atomowych, ale rów­

nież z coraz silniejszym zaprzęgan'em nauki w służbie mocy państwa, ekono­

micznej, wojskowej, lub obu naraz.

Już to samo ogranicza znacznie swo­

bodę nauki, gdyż potrzeba państwa może narzucać uczonym kierunek po­

szukiwań, a ponadto znacznie ograni­

czyć ich swobodę komunikowania wy- n ków badań innym uczonym, czy też szerokiej publ czności. Ponadto pań­

stwo, dysponujące środkami material­

nymi, koniecznymi dla badań nauko­

wych, może — przez odpowiednią poli­

tykę finansową — wywierać bardzo s iny nacisk na kierunek pracy nau­

kowej. A nie zapominajmy, że — zwła­

szcza badania atomowe — pochłania­

ją tak znaczne sumy, iż niewiele jest nawet państw, które byłyby zdolne do pokrywania tych wydatków z własne­

go budżetu. Przecież duże centrum ba­

dawcze CERN w Genewie jest najlep­

szym dowodem, że jedynie współpraca kilku mniejszych państw może umoż­

liwić im dołączenie podjętych wysił­

ków do ogólnego nurtu fizyki jądra a- tomcwego.

Z drugiej strony jednak jedynie peł­

na swoboda badań naukowych jest gwarancją postępu nauki. Największe odkrycia naukowe wyrosły na gruncie badań rzekomo całkowicie oderwa­

nych od jakichkolwiek zastosowań praktycznych. Czy Volta, studiując kur­

czenie się nóżki żabiej, mógł nawet marzyć o tym, że w dalszym rozwoju spowoduje to pokrycie całej kuli ziem­

skiej bogatą siecią elektrowni i prze­

wodów wysokiego napięcia? Czy Maria Curie Skłodowska, badając promienie rud uranowych w swej ubogiej szopie, czy też Rutheford, rozbijając atom azo­

tu, mogli przypuszczać, że wynikiem ich badań będą siłownie atomowe i bom­

ba wodorowa?

Dyskusja nad tym zagadnieniem, nad pytaniem, jak wyjść z tych sprze­

czności, była na konferencji bardzo ożywiona. Jak zwykle, spotkały się dwie tendencje sprzeczne. Jedni, sto­

jąc na grucie całkowitej swobody li­

czonego, skłonni byli odmawiać nazwy uczonego tym wszystkim, którzy wy­

siłki swe ofiarowują na rzecz jakiego­

kolwiek zespołu, choćby zespołem tym miało być własne państwo. Drudzy podkreślali raczej konieczność pracy zespołowej, wynikającej ze zbyt już dz ś rozwiniętej wiedzy, aby jeden człowiek mógł objąć cały jej zakres, w jednej choćby tylko dziedzinie. Ponad­

to, uznając wagę i znaczenie wymiany naukowej, niektórzy z mówców pod­

kreślali równocześnie, że narzucone w czasie wojny ograniczenia nie mogą być całkowite usunięte i dz ś, gdyż cią­

gle jeszcze żyjemy w okresie wojny.

W wyniku jednak dyskusji okazało się, że poszczególne punkty widzenia nie są bynajmniej tak przeciwstawne, jak to mogło na początku wyglądać, zwłaszcza gdy postanowiono oprzeć o- stateczną wspólną rezolucję na pod­

stawowych założeniach myśli katolic­

kiej, formułując ten ustęp w spcsób następujący: „Powołaniem człowieka jest poszukiwanie prawdy i zapewnie­

nie sobie miejsca na szczycie wśród stworzeń, ale nie jako władcy absolut­

nego, lecz jako pośrednika, którego za­

daniem jest wypełnić cel stworzenia i doprowadzić stworzenie do Boga. Po­

wołanie uczonego jest zawarte w ra­

mach tego ogólnego powołania rodza­

ju ludzkiego“ .

Wypełniając więc przykazanie Bo­

że: „Czyńcie sobie ziemię podległą“ , człowiek musi pamiętać, że i tu, jak i wszędzie, czyni to „ad maiorem Dei gloriam“.

Skoro wypełnienie zadania naukow­

ca polegające na poszukiwaniu praw­

dy. możliwe jest tylko w atmosfeize wolności, a więc wolność ta jest nie tyl­

ko prawem, ale i obowiązkiem uczo­

nego i nie wolno mu jej sprzedać za żadne korzyści osobiste, materialne, czy też moralne.

Wolność ta jednak nie może być bez­

względna, lecz musi być podporządko­

wana celowi wyższemu, służbie Bożej.

Jakkolwiek więc postęp nauki wyma­

ga, aby uczony miał zupełnie swobod­

ny wybór przedmiotu i metody badań, a także środków, jakich dla poszukiwa­

nia prawdy używa, wreszcie, aby miał prawo dzielenia się swymi wynikami z innymi uczonymi i szeroką publiczno­

ścią, tym niemniej te trzy warunki

Nie tak dawno temu B BC nadało:

„Le miroire de Jesus“ przy akompa­

niamencie muzyki André Caplet.

Czym jest „Le miroire de Jesus"?

Jest to zbiór piętnastu sonetów po­

święconych rozmyślaniom tajemnic różańca świętego. Poezja najczystsza, najbardziej uduchów ona, Henri Ghé- on — francuskiego konwertyty, który po nawróceniu całe życie swoje, cały swój talent poświęcd na rozpowszech­

nianie kultu Najświętszej Panny i Świętych pochodzenia francuskiego.

Henryk Ghéon wychowywał się w domu rodzicielskim skłóconym we­

wnętrznie. Matka była nabożna i sta­

rała się dać dzieciom chrześcijańskie wychowanie. Ojciec zaś był zupełnym ateistą.

Mały zdawało się był całkowicie pod wpływem matki: nauczył się pacie­

rza, bardzo pobożnie przystąpił do pierwszej Komunii świętej. Jednak w parę lat później zbuntował się i prze­

stał praktykować, tłumacząc, że nie wierzy już w Boga.

Gdy miał lat piętnaście, sam wybrał sobie drogę życia. Ojciec był farma­

ceutą — on zaś postanowił zostać le­

karzem.

Medycynę studiował w Paryżu i tam zetknął się z wolnomyślną młodzieżą współczesną. Próbował talentu pisar­

skiego, drukując z powodzeniem w

„Nouvelle Revue Française“ i w in­

nych czasopismach. Poza tym kochał piękno we wszystkich jego objawach.

To ukochanie sztuki i piękna zapro­

wadziło Henri Gréon do Włoch, gdzie zapoznał się z freskami Fra Angelico, które we Florencji podziwiał razem ze swym przyjacielem Gide‘m.

Nigdy nie założył rodziny. Po śmier­

ci ojca mieszkał z matką i młodo owdo­

wiałą siostrą i jej dwoma córeczkami.

Bardzo był przywiązany do tego koła rodzinnego.

Wielkim przeżyciem była dla niego śmierć matki. Utwierdziła w nim prze­

konanie, że Boga nie ma, bo gdyby był, nie zabrałby mu najkochańszego człowieka.

swobody mogą i muszą być nieraz o- graniczone, gdy dobro wyższe tego wy­

maga. A więc na przykład, gdyby osiągnięcie pewnej prawdy naukowej miało być połączone z cierpieniami in­

nych ludzi (jak np. niemieckie bada­

nia lekarskie na więźniach), uczonemu nie wolno stosować tego rodzaju środ­

ków, gdyż n.gdy cel nie uświęca środ­

ków. Podobnie, gdyby publikacja pew­

nego odkrycia naukowego mogła na­

razić na niebezpieczeństwo innych lu­

dzi (np. jakiś środek silnie trujący, a łatwo dostępny, który mógłby stać się narzędziem działań zbrodniczych) a cóż dopiero całej ludzkości, obowiąz­

kiem uczonego jest powstrzymać się od publikacji tego odkrycia, lub też ograniczyć je do grona ludzi, którzy dają gwarancję, że odkrycie to nie będzie użyte do niewłaściwych celów.

Zarówno dyskusja, jak i uchwały kon­

ferencji wyraźnie podkreśliły, że te ostatnie ograniczenia odnoszą się rów­

nież i do wypadków tajemnicy rezulta­

tów naukowych, koniecznych dla za­

pewnienia bezpieczeństwa państwa, pod warunkiem jednak, że te wymaga­

nia, jak głosi ostateczna rezolucja, „są usprawiedliwione w świetle właściwego ustosunkowania dobra narodu do wspólnego dobra całej ludzkości“ .

Co jednak mocno podkreślano w tej dyskusji, owe ograniczenia wolno­

ści uczonego nie mogą być wynikiem żadnych nacisków materialnych lub moralnych, lecz jedynie wynikiem prze­

konania płynącego z dobrze urobionego sumienia uczonego. Ta podstawowa za­

sada etyczna, że każdy człowiek jest odpowiedzialny przed Bogiem za włas­

ne czyny, obowiązuje uczonego na rów­

ni z każdym innym człowiekiem, a mo­

że raczej jeszcze więcej, skoro, zgodnie z przypowieścią o talentach, kto więcej otrzymał, ten więcej winien oddać Bogu.

Konferencja zdawała sobie doskona­

le sprawę z trudności praktycznych, jakie tego rodzaju postawienie spra­

wy stwarza, zwłaszcza w chwili obecnej, gdy poszukiwania naukowe są jednym z najdoskonalszych środków, przy po­

mocy których państwo może zapewnić sobie większą siłę ekonomiczną i woj­

skową. A tym samym państwo może

A R Z R Ó

Gdy wybuchła wojna w roku 1914, Henryk jako wielki patriota zgłosił się zaraz jako lekarz na front i został przydzielony do oddziałów stacjonowa­

nych nad rzeką Izerą.

Tam, na f one e, dzięki informacjom otrzymanym od G de‘a spotkał się i zaprzyjaźnił z oficerem marynarki francuskiej Piotrem Dominikiem Du- pouey, którego osoba wywarła na nim niezwykłe wrażenie.

Dupouey był też bezwyznaniowcem, ale tylko do czasu swego ożenku, do roku 1911. Pod wpływem żony, Mireil­

le de la Menardière, zmienił się nie do poznania, a mimo to nie zerwał przy­

jaźni z Gide‘em.

Nadeszła wiesna, a z nią święta Wiel­

kanocne.

Z jakiejś potrzeby wewnętrznej Ghé­

on po raz p erwszy od wielu, wielu lat obecny był na Sumie w dzień Wielka­

nocy. Po wyjściu z kościoła dowiedział się. że dnia poprzedniego zginął Du­

pouey. Wiadomość ta wstrząsnęła nim.

Zupełnie nie mógł zrozumieć, czemu śmierć człowieka, którego prawie nie znał, zrobiła na nim tak wielkie wra­

żenie. Postarał s ę odnaleźć jego grób i rozmawiać o r>im z kapelanem od- dz;ału. Dup uey cieszył się opinią świę­

tego, który, jak chyba nikt inny, był przygotowany na śmierć.

Poznanie Dupouey stało się dla Ghé- on‘a przyczyną powrotu do Kościoła.

Duży wpływ na dalszy rozwój du­

chowy Henryka Ghéon miała również żona Dupouey, która w liście, dziękując za przyjaźń dla zmarłego i troskę o grób męża, napisała, że przyjaźń mię­

dzy zmarłym a Ghéon pomnaża się teraz wielokrotnie i że zmarły modli się za niego, by odnalazł swoją drogę do Boga.

W dzień Bożego Narodzenia Ghéon postanowił przystąpić do Sakramentów świętych.

Po zakończeniu działań wojennych i po powrocie do normalnego życia Hen­

ryk Ghéon wydał książkę pt. „L'hom­

me né de la guerre“ , w której opowie-

stawiać w stosunku do uczonych wy­

magania tak w zakresie przedmiotu badan, jak i tajemn.icy ich wyników.

Trudno więc, jak we wszystkich wy­

padkach, gdy chodzi o stosowanie teo­

retycznych norm etycznych do kon­

kretnych wypadków, postawić jakieś reguły sztywne. Z jednej zatem strony każdy musi rozważyć we własnym su­

mieniu, jakie ograniczenia jego wol­

ności naukowej są uzasadnione i mo­

ralnie słuszne, a jakie byłyby sprzecz­

ne z nakazami moralności katolickiej.

W związku z tym konferencja stanę­

ła na stanowisku, że konieczne jest istnienie jakichś ciał zbiorowych, po­

dobnych w swej strukturze do izb le­

karskich; które by mogły rozstrzygać problemy etyki zawodowej i stworzyć pewne jej normy, respektowane zarów­

no przez uczonych, jak i tych, którzy korzystają z ich usług. Akademie umie­

jętności, ze względu na swą strukturę i swoje tradycje, nie mogą spełnić tego zadania, toteż powołanie do życia ciał specjalnych, dostosowanych swą struk­

turą do warunków poszczególnych kra­

jów, wydawało się konferencji zada­

niem dużej wagi.

Te ogólne rozważania o powołaniu uczonego i o wynikających stąd jego prawach i obowiązkach nabierają szczególnie rumieńców życia w odnie­

sieniu do problemu atomowego. Z jed­

nej strony bowiem wyzwolenie energii atomowej otwiera przed ludzkością ol­

brzymie perspektywy dobrodziejstw, a mianowicie, jak głosi rezolucja „znacz­

ne powiększenie zapasów energetycz­

nych, które opatrznościowo przychodzi właśnie w chwili, gdy dotąd stosowa­

ne zapasy są bliskie wyczerpania; pro­

dukcja ciał promieniotwórczych ma duże znaczenie dla lecznictwa, rolnic­

twa i zastosowań przemysłowych“ . Z drugiej jednak strony nowo od­

kryte, coraz potężniejsze bronie ato­

mowe stawiają przed oczyma ludzko­

ści „groźbę zniszczeń masowych i cięż­

kich szkód genetycznych“.

W tych warunkach głosi rezolucja

„przed ludzkością stoi zadanie podwój­

ne: rozwijanie pokojowego użycia e- nergii atomowej i zapobieżenie kata­

strofie wojny atomowej“ . (Dokończenie na str. 2)

Ż A Ń C A

dział dzieje swego dziwnego nawróce­

nia.Nie wrócił już do zajęć lekarskich, a cały swój czas poświęcił dla Kościoła i wiernych, głosząc słowo Boże.

Głównie p.sał sztuki teatralne z ży­

cia świętych. Stworzył trupę teatralną i sam grał, gdy zachodziła tego po­

trzeba. Robił to w przekonaniu, że na­

leżało spopularyzować i odnowić teatr chrześcijański wśród wiernych, nawią­

zując do średniowiecznych misteriów.

Nie wszystkie te sztuki miały dużą wartość literacką, ale wszystkie cie­

szyły się wielkim wzięciem i były du­

żym wkładem w pracy misyjnej o na­

wrócenie Francji. Żadna z nich nie ma takiej wartości, jaką mają na przykład sonety poświęcone rozmyśla­

niom o tajemnicach różańca.

Ghéon lubił wracać myślą do dnia swego nawrócenia, tej wiosny, i świąt Wielkanocnych, które wyrzeźbiły nie­

zatarty ślad w jego duszy.

Jeszcze w marcu 1942 roku, w czasie okupacji niemieckiej, w jednym z pism zamieszcza bardzo charakterystyczne dla siebie wyznanie:

...O wiosno poświęcona Wielkano­

cy, bądź błogosławiona! To, czego do­

konałaś we mnie, możesz zdziałać dla innych, dla serc najtwardszych, dla osób najbardziej obojętnych, w pierw­

szym rzędzie dla drogiej, biednej Fran­

cji. O Łasko Rezurekcji, Ty przemie­

nisz nas w oznaczonej godzinie! Proś­

my, błagajmy i przygotowujmy się na czas żniw ...“

Umarł Henryk Ghéon w Paryżu w czerwcu roku 1944, gdy wojska alianc­

kie uwalniały Francję spod okupacji niemieckiej.

Przyjaciele, biorący udział w po­

grzebie przekonani byli, że odszedł od nich szczęśliwy prosto do nieba, pod opieką Najświętszej Panienki i Świę­

tych, których chwałę głosił tak gor­

liwie. H. Z.

*) Henryk Ghéon L'homme nè de la guerre.— Bloud et Gay, Paryż 1923. Le miroire de Jesus. 15 sonetów z muzyką André Caplet.

D R O G I W S P Ó Ł C Z E S N Y C H N A W R Ó CEŃ (IV)

P I E Ś N I

Cytaty

Powiązane dokumenty

Genewa nie była więc jego pogrzebem, gdyż twór ten nie doczekał się nigdy żywych narodzin.. Była

„Wierzę w świętych Obcowanie“. W którzy w swoim życiu prywatnym nie Dałby Bóg, aby w rzędzie ich zjawił myśl tego artykułu wszyscy ci, którzy byli

Poznałam tu takie właśnie małżeństwo, gdzie 4-letni synek bardzo ładnie mówi po polsku i po angielsku, przy czym czuje się wyraźnie, że język polski jest

Być może ukażą się jeszcze głosy, oświetlające dzieje. „potopu“ szwedzkiego ściśle wedle mar- ksowskiej doktryny materializmu

Nie wszystkie jednak nauki mogą się tą metodą posługiwać i tendencja do opierania się na niej samej byłaby w gruncie rzeczy zaprzeczeniem

nvm chemikaliem chłodem herme- towych“ rozrywek spragnionym ich w kółko wrzeszcząc przeraźliwie, kos- z samego Moosonee widzieliśmy nie- tycznie zamkniętych

skich jest dziś żądza rozumienia tego, co się na świecie dzieje.. Nie wystarcza tu dotychczasowe przepytlowywanie spraw w kawiarni, tu jest chęć

Opowiadanie Stefanii Zahorskiej, które przed tygodniem pojawiło się na półkach księgarskich, pt. „Ofiara“*) jest przede wszystkim niezwykłe jako pomysł, ale i