• Nie Znaleziono Wyników

M Tom XI

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M Tom XI"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 12 . W arszawa, d. 20 Marca 1892 r. Tom X I

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W W arszaw ie:

rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2

Z przesyłką pocztow ą:

rocznie „

10

półrocznie „ 5

P renum erow ać m ożna w R ed ak cy i W szechśw iata i we w szy stk ich k sięg arn ia ch w k ra ju i zagranicą.

Kom itet Redakcyjny Wszechświata

stanowią panowie:

Aleksandrowicz J ., Deike K., Dickstein S., Hoyer H., Jurkiew icz K., Kwietniewski W ł., Kramsztyk S., Natanson J., Pranss St., Sztoleman J . i Wróblewski W.

„W szechśw iat" przy jm u je ogłoszenia, k tó ry ch treśó

m a

jak ik o lw iek zw iązek z n au k ą, n a n astępujących w aru n k ach :

Z a 1

w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie

a lb o

jego m iejsce p o b iera sig za pierw szy ra z kop.

7 * /j

z a

sześć n astęp n y ch ra z y kop. 6, za dalsze kop. 5.

. A . d r e s Z S © d .a ,ls :c 3r x : K Z r a ł r o - ^ T - s l c i e - ^ r z e d . n o . i e ś c i e , USTr G S .

Doświadczenia M ikołaja Tesli.

(2)

W SZEC H ŚW IA T.

N r 12.

DZIAŁANIA

PRĄDÓW PRZEMIENNYCH

Z N A C Z N E J C Z Ę S T O Ś C I.

Z zam ieszczonej n ied a w n o w p iśm ie na- szem m ow y p. W illia m a C rookesa, w y p o ­ w iedzianej na zebraniu tow arzystw a inży- n ieró w -elek try k ó w w L o n d y n ie ‘) d o w ie­

d z ie li się czy teln icy nasi o now ych i zd u ­ m iew ających praw d ziw ie dośw iad czen iach p. M ikołaja T e s li. D ośw iad czen ia te w y ­ k o n y w a ł p. T esla poraź p ierw szy p u b licz­

nie d. 20 M aja r. z. w am erykańskim in s ty ­ tu cie in ż y n ie r ó w -e le k tr y k ó w , obecnie zaś p rzy b y ł do E u rop y i p o w tó rzy ł je dla róż­

n ych stow arzyszeń n a u k o w y ch w L o n d y n ie i Paryżu; korzystając w ięc ze spraw ozdań zam ieszczon ych w k ilk u pism ach, a z w ła ­ szcza z opisu p. H o sp ita liera w „L a N atu ­ r ę ”, skąd też czerpiem y załączon e tu ry su n ­ k i, podać m ożem y ob ecn ie w iadom ość do­

k ładniejszą o pracach p. T e sli, które n ie ­ w ątp liw ie prow adzą do now ej d zied zin y badań elek try czn y ch , m ogących p rzed sta­

w iać w ażne znaczenie, zarów no pod w z g lę ­ dem teoretyczn ym , ja k i praktycznym .

D ośw iad czen ia p. T esli tyczą się prądów przem ien n ych , nader szyb k o po sobie na­

stęp u jących . W iad om o, że prądy takie pow stają pod d ziałan iem in d u k cyi. G dy zam knięty zw ój drutu obraca aię dokoła j e ­ dnej ze sw y c h śred n ic w polu m agn etycz- nem , czy li innem i sło w y , m iędzy biegunam i m agnesu, w ytw arzają się w nim prądy ch w i­

lo w e , przeb iegające n aprzem ian w jed n ę i drugą stronę, tak, że kieru n ek ich zm ien ia się d w u k rotn ie w ciągu każd ego okresu.

O bracający się w ięc zw ój taki je st s ie d li­

skiem s iły e lek trow zb u d zającej,k tóra w szak­

że n ie je s t stateczną, ale d ziała p eryjod ycz- n ie, stając się n aprzem ian dodatnią i odje- m ną w ciągu k ażd ego obrotu. O braz tej p ery jo d y czn o ści daje nam z w y k ły ruch w a­

h a d ło w y , a ja k przez trw an ie w ahnięcia

*) „A tom e le k trj czn y ‘‘ (W szechśw iat z r. b., N r 8).

rozum iem y przeciąg czasu, ja k i wahadło- ło ż y na przebieżenie pełnej drogi w jed n ę i drugą stronę, tak też i okres czy li peryjod prądu przem iennego obejm uje p ełn y jeg o przeb ieg w jed n ym i drugim kierunku.

W ciągu każdego podw ójnego sw ego wah­

nięcia p rzesuw a się w ahadło dw a razy przez

| sw e położen ie rów n ow agi, a podobnież w ięc i prąd przem ienny w ciągu każdego okresu dw a razy przechodzi przez zero sw eg o na­

tężenia. Szybkość, albo raczej częstość w ah­

nięć oceniam y, oznaczając ich liczb ę w cią­

g u sekundy; tak samo przeto i częstością prądów przem iennych będzie liczb a ich okresów w ciągu sekundy, częstość zaś ma w p ły w bardzo znaczny na ob jaw y przez prądy te w y w o ły w a n e. Jestto czynnik, k tóry n ależy m ieć na uw adze obok ich n a ­ tężen ia i siły elektrow zbudzającej, czyli po- tencyjału; dw a bow iem prądy przem ienne posiadać m ogą jed n a k ie natężenie średnie i jed n ak ą siłę elektrow zbudzającą średnią, a pom im o to różnić się m ogą znacznie sw o­

ją częstością.

E lek trotech n ik a dzisiejsza p osłu gu je s ię chętnie prądam i przem iennem i i stosuje je do różnych sw ych celów ; są to w szak że prądy o częstości n iew ielk iej tylk o od 50 do 150 okresów na sekundę, n asuw ało się w ięc pytanie, ja k ie będą ich objaw y przy częstości posuniętej daleko poza tę granicę*

T em i w łaśn ie badaniam i zajął się p. T esla, skoro zd o ła ł zbudow ać przyrządy d o zw a ­ lające w y w o ły w a ć prądy o w ielk iej czę­

stości.

N ajprostszy z tych przyrządów p rzedsta­

w ia fig. 1. S k ład a się on z krążka stalo­

w ego o średnicy 80 cen tym etrów , na k tó ­ rym osadzone są drobne cew k i, c zy li zw oje w liczbie 384; krążek ten obraca się w e­

w nątrz w ieńca, dźw igając takąż samę liczb ę zw ojów , po których p rzebiega prąd przy­

byw ający zzew nątrz i które tw orzą tedy ty le ż b iegu n ów indukujących. P rzy ob ro­

cie zatem krążka pow stają w zw ojach w ew n ętrzn ych prądy in d u k cyjn e, tak, że na każdy obrót przypada 192 okresy; g d y w ięc krążek w iruje z szybkością 3 0 0 0 obro­

tów na m inutę, czy li 50 na sekundę, m am y

częstość 9 6 0 0 , to je st 9 600 okresów na se ­

kundę. P rzyrząd opatrzony je s t w cztery

biegu n y, z których dw a łączą się z ob ie­

(3)

Nr 12.

AVSZECH ŚW IAT.

179 giem prądu pierw otnego, czy li in d u k cy jn e­

go, dwa zaś drugie zbierają i odprowadzają zapom ocą kolektorów i szczotek prądy w zbudzone przez indukcyją, jak w z w y ­ k łych m achinach dynam oelektrycznych. Za pośrednictw em w reszcie odpow iedniego transform atora w zbudzone tak prądy prze­

obrażają się w prądy o w ysokim potency- ja le , cz y li o znacznej sile elektrow zbudza- jącćj, tak, że p ow od ow ać mogą iskry i w ogólności w szelk ie działania elek tro­

statyczne.

O bjaw y te wszakże, w y w oływ an e przez prądy przem ienne o bardzo w ielkiój czę­

stości przedstaw iają cechy zg o ła różne od

G dy prądy są słab e ale następują po so­

bie szybko, w yładow anie zachodzi ju ż z o d ­ ległości znacznśj i w ytw arza cien k ą nitkę św ietlną, słabo zabarw ioną, która pom im o trw ałości u lega ruchom pow ietrza i drga bezustannie. G dy prąd indukujący w zm a­

ga się, łu k św ietln y rosszerza się, dochodzi grubości palca i przybiera barw ę silnie białą. Za p ow ięk szen iem częstości okre­

sów w yład ow an ie staje się prom ienistem , przyczem tow arzyszy mu szm er charakte­

rystyczn y i obfite w ytw arzan ie ozonu. G dy w reszcie częstość dalćj się je szcze wzm aga, zachodzi silne rozgrzanie, a p rom ieniow a­

nie je st tak potężne, że przedziera się przez

Fig. 1. P rz y rz ą d Tesli, w ytw arzający p rąd y przem ienne b ard zo w ielkiej częstości.

d zia ła ń m achin elek trostatyczn ych , lub też od cew ek in d u k cyjn ych , które dają n ie­

w ielk ą ty lk o ilość okresów na sekundę.

W szy stk ie w ogóln ości zjaw iska, ja k ie z a ­ chodzą przy w yład ow an iu m achin elek tro­

statyczn ych m ogą być pow tórzone zapom o- cą ce w e k in d u k cyjn ych , w których in d u k ­ cyją pow odują prądy przem ienne bardzo znacznćj częstości, dośw iadczenia te w szak­

że w ystęp u ją tu w sposób daleko bardzićj uderzający, a to dla daleko w iększej ilości en ergii elek try czn ćj, ja k ą doprow adzają prądy przem ienne.

O bjaw y w y ła d o w a n ia elek tryczn ego w ta­

k ich cew kach przedstaw iają form y różne, które zależą od częstości okresów .

grube w arstw y substancyj izolu jących , k tó ­ rych obecność w p ływ a naw et na podsycenie blasku prom ieni św ietlnych. G dy p rzy do­

św iadczeniu tem wprow adzam y p ły tę ebo^

nitow ą m iędzy k u lki, stanow iące biegu n y cew y, w ytryskują m iędzy niem i m iryjady isk ier.

W ytw arzan ie się tych prom ieni ś w ie tl­

nych przypisuje p. T esla je d y n ie g w a łto w ­ nem u w strząśnieniu cząsteczek pow ietrza m iędzy biegunam i cew y; sądzi on n aw et, że podobneż zjaw isko n astąp iłob y zgoła bez ud ziału przyrządów elek tryczn ych , g d y ­ byśm y w strząśnicnie rów nie silne p ow ie­

trza sprow adzić m ogli sposobam i m ech a-

nicznem i.

(4)

1 8 0 W SZECH ŚW IA T.

Nr 12.

Z w yk ły m łyn ek elek try czn y , g d y je s t po­

łączon y z cew ą in d u k cyjn ą, pobudzaną przez prądy szyb k iej przem ienności (fig. 2) przed staw ia się w postaci św ietln e g o kręgu, ja k b y słońca, rozjaśnionego przez w y ła d o ­ w ania elek tro sta ty czn e. D ru t m iedziany, p ok ryty je d w a b iem i p ołączon y z jednym

F ig. 2. M ły n ek elek try czn y .

biegunem cew y (fig. 3 ) sprow adza w y p ły w elek try czn y , k tó ry go zu p ełn ie św iatłem oblew a; w ty ch że sam ych w arunkach drut p ok ryty gu tap erk ą, lu b kauczukiem w y ­ daje się, ja k b y u m ieszczo n y w p ow łoce św ietlnej.

G d y na je d n y m b iegu n ie cew y in d u k c y j­

nej osadzone je s t ostrze, a obok n ie g o k u l­

ka m etalow a, w ted y p rzy użyciu prądów

F ig . 3. W ypływ e le k try czn y przez d r u t p okryty jed w ab ie m .

o bardzo w ielk iej częstości w y p ły w ele k ­ tryczn y zachodzi ró w n ież ła tw o przez ostrze ja k i przez k u lk ę, ja k b y w brew zasadzie, że elektryczność uchodzi ty lk o przez ostrza.

G d y z obu biegunam i cew y in dukcyjnej po­

łączon e są słu p y m etalow e, p ok ryte staran­

n ie ebonitem , tak , by w y p ły w elek tryczn y za ch o d ził ty lk o na końcach, p ow stają dwa p raw d ziw e p ło m ien ie, p raw ie b ia łe u swej

podstaw y i przedstaw iające w ciem ności w ejrzenie płom ieni gazow ych, w yryw ają­

cych się pod znacznem ciśnieniem . W ed łu g p. T esli jestto n ietylk o p odobieństw o, u w a ­ ża on j e za płom ienie istotn e, choć nietak gorące jak płom ienie w ytrysk ów gazow ych;

sądzi on wszakże, że tem peraturę ich moż- naby b yło doprow adzić do takiej samej w y ­ sokości, g d yb yśm y zdołali w zm ódz od p o ­ w iednio p oten cyjał i częstość prądów .

W y w ią zy w a n ie ciepła je st zresztą bardzo znaczne na całej dłu gości przew odnika.

W łók n o bardzo cienkie zam knięte w kuli szk lan ej, w której nietrzeba naw et w y tw a ­ rzać próżni, u lega rozżarzeniu. D o św ia d ­ czenie to, w skazane na fig. 4, uderza jeszcze tym objaw em , że w łókno opisuje stożek d o ­ k oła sw eg o punktu uczepienia i przyjm uje w ejrzen ie lejka św ietlnego; ze zmianą zaś

F ig . 4. W łókno rozżarzone w k u li szklanej, w y­

pełnionej pow ietrzem .

p oten cyjału zm ienia się otw ór lejka, zw ęża się on i rosszerza.

W podobny sposób u rząd ził p. T esla ró ż­

ne m odele lam p elek tryczn ych , w których

u legają silnem u rozżarzeniu bądź w łókna,

bądź b r y łk i cia ł trudno to p liw y ch i op iera ­

jących się w ogóln ości działan iu siln ego

ciepła. P rzy użyciu stosow nego w ięc ma-

teryjału, któryby dobrze zn o sił w ysok ie

tem peratury i siln ie się pod ich w p ływ em

rozżarzał, otrzym ać będzie można lam py

żarzące bardzo trw ałe i ja śn iejsze, an iżeli

lam py dotychczasow e, gd y posiadać b ę ­

dziem y m etody p rzem ysłow e otrzym yw an ia

prądów przem iennych o w ysok im poten-

cyjale. D zia ła ln o ść takiej lam p y o w łó ­

knie p ojedyńczem w zm aga się znacznie,

g d y górna je j część opatrzona je st w p o ­

kryw ę m etalow ą, która łą czy się drutem

(5)

Nr 12.

W SZECHŚW IAT.

181 z płytą m etalową, ja k w id zim y na fig. 5.

P ok ryw a m etalow a stanow i tu zarazem re­

flektor, a blask takiój lam py zm ieniać m oż­

na ła tw o w rozległych granicach przez zm ianę w ym iarów p ły ty , która słu ż y w ła ­ ściw ie do rospraszania en ergii i ma zn a ­ czen ie drutu p ow rotnego, to je s t drutu w ra­

cającego od lam py do gieneratora elek try ­ cznego. L am pa p ło n ie rów nież i przy po­

łączen iu drutu z ziem ią, zam iast z płytą m etalow ą. P . T esla daje nam w ięc lam py elek tryczn e o je d n y m tylko drucie, tak jak jed en rów nież drut ty lk o w ystarcza do t e ­ legrafow ania; bardziej jed n ak jeszcze ude-

z jed n ego źródła zaczerpnęli pierw sze swe, że tak pow iem , n atch n ien ia naukow e.

W szyscy czterej jed n eg o m ieli m istrza, w ielk iego Jana M ullera, który w N ie m ­ czech stw orzył fizyjologiją dośw iadczalną.

W p ierw szych dziesiątkach lat naszego stu ­ lecia berlińska pracow nia M ullera była w i­

dow nią, grupującą w sobie ludzi, w których um ysłach k iełk o w a ły zarodki w ielk ich prze­

obrażeń w poglądach na czynności żyw ych ustrojów. Tutaj pierw sze sw e kroki sta­

w iali T eodor Schw ann i Jakób H enie;

a podczas g d y epokow e prace M ullera i w spółczesnego mu E rnesta H enryka W e-

F ig . 5. L a m p a o w łóknie pojedyńczem , połączona z p ły tą m etalow ą o zm iennej pow ierzchni, służącą do zm iany blasku lam py.

rzające są dośw iadczenia, przy których ru­

ry, zaw ierające gazy rozrzed zon e, rozża­

rzają się, czy li raczój rozjaśniają zgoła bez pośrednictw a drutów .

(dok. nast.).

T. Ii.

E r n e s t B r iic k e .

W S P O M N I E N I E P OŚ MI ER TN E.

Na firm am encie nauki w N iem czech przez pół w iek u św ie c iły w jed n ej k on stelacyi cztery g w ia zd y pierw szej w ielk ości. Z nich jed n a zg a sła obecnie.

Z im ionam i H erm an a H elm holtza, E m ila du B ois-R eym on d a, K arola L u d w ig a i E r ­ nesta B riick ego w iążą się n ietylk o w sp o­

m nienia n a jw ięk szy ch w ostatniej dobie od­

kryć na polu fizyjologii, le c z i tradycyja k lasyczn ych szk ół m etody dośw iadczalnej w badaniu zjaw isk życia. W szy scy czterej

bera (w L ip sk u ) zw iastow ały n ow y okres w dziejach fizyjologii, do k oła tego p rzy­

byli czterej m łodzi lu d zie, którzy w w iedzy dzisiejszej oznaczają cztery w ielk ie ogniska b ijologii dośw iadczalnej.

B riicke, m ając lat dw adzieścia trzy, zo­

stał w roku 1843 asystentem M ullera po uprzedniem ukończeniu stu d yjów m edycz­

nych w H eid elb ergu i B erlin ie. W nastę- nym roku h ab ilitow ał się w uniw ersytecie berlińskim , a od 1846 r. prócz tego w y k ła ­ dał anatomiją w tam tejszej akadem ii sztuk pięknych. P o znakom itym Burdachu objął w r. 1848 k atedrę fizyjologii w K rólew cu, i lecz ju ż w rok później pow ołano go do W ie ­ dnia, gd zie aż do 1889 r. niezm ordow anie b y ł czynny ja k o n auczyciel i sam odzielny badacz, stanow iąc jednę z ozdób fakultetu w iedeńskiego. U su n ą w sz y się przed d w o ­ ma laty od czynności profesorskich, nie za­

przestał B riicke pracy, a g d y d. 7 Stycznia r. b. śm ierć ju ż mu w oczy zaglądała, jesz­

cze zajęty b y ł popraw ianiem ostatnich ar­

kuszy świeżo napisanego dzieła.

W trzech g łó w n ie kierunkach rozw ija się

(6)

182

W SZECH ŚW IA T.

N r 12.

od p ołow y n aszego stu lecia fizyjologija. Gdy poznano, że w ła ściw y ch sie d lisk ob jaw ów życia szukać należy w ow y ch drobnych p ier­

w iastkach anatom icznych, które zw iem y ko­

m órkam i, naturalnem b yło n astęp stw em , że d aw niejsza anatom ija, od której zw y k le fizyjologii n ie od łączan o, zrod zić ze siebie m usiała ow oc, k tórego poznanie w ym agało całk ow itego pośw ięcen ia się całego szeregu w ytraw n ych pracow ników . W ten sposób fizyjologow ie zw ró cili się k u badaniom m or­

fologiczn ym , upatrując w n ich potężną, broń, która p ozw oli im w targnąć do o w eg o zacza­

row anego gm achu, g d z ie m ieszczą się taje­

m nice życia. L ecz n iez a le żn ie od teg o — w m yśl daw niej ju ż g ło szo n ej, a od czasów L avoisiera datującej się zasad y, że zjaw isk a życia tłu m aczyć n ależy d ziałan iem tych sam ych sił, ja k ie panują w przyrod zie m ar­

tw e j— nie przestaw an o pracow ać w k ie r u n ­ kach fizycznym i chem icznym . I do dnia d zisiejszego isto tn ie trzy te k ieru n k i na na- czeln em pozostały m iejscu; ty lk o ro zg a łę­

z iły się jeszcze b ardziej, w y d o sk o n a liły i liczn em i szc zeg ó ło w e m i m etodam i zostały uzu p ełn ion e. T ru d n ości zaś, ja k ie n ieza ­ leżn ie od p ostęp ów badania fizy jo lo g iczn e- g o napotykano, p o le g a ły i p olegają g łó w n ie na tem , że tak prosty napozór organizm , ja k istota jed n o k o m ó rk o w a , d otych czas je szcz e n aigraw a się w szelk im n aszym po­

kusom d ok ład n ego poznania zarów no szcz e­

g ó ło w ej je g o budow y, jak i n ieskończenie zaw iłych funkcyj.

T ak n iew iele, zd aje się, czasu u p ły n ę ło od założenia p od w alin fiz y jo lo g ii n au k ow ej, trzeźw o obserw ującej, w olnój od skądinąd zaczerp niętych u p rzedzeń, a je d n a k że tru­

dno obecnie jednem u u m ysłow i objąć tę moc p ostępów , k tóre ta n auka w e w szy stk ich sw ych k ierunkach d o k o n y w a . W ie d z a na­

sza d zisiejsza tem się w ła śn ie odznacza, że, otrząsnąw szy się z p łon n ych , ja k się ok a­

zało, u siłow ań a p rio ry sty czn eg o tw orzen ia poglądów na zja w isk a p rzyrod y, stara się przez poznanie n a jd ro b n iejszy ch sz c z e g ó ­ łó w , przez w n ik n ięcie w najm niej napozór p rzystęp n e p rocesy n atu ry zdobyć ta k ie ich zrozum ienie* które po u o g ó ln ien iu okaże się od p ow ied n iem do w y sn u cia w ieczn ie p raw ­ d ziw y ch , n iezm ien n ych praw . Stąd ow a k on ieczn ość pracy w n ajrozm aitszych k ie ­

runkach, stąd ow a różnorodność m etod ba­

dania, nieprzebrane w ilości i rozm aitości p om ysły, stąd nieodzow na potrzeba m ożli­

w ie w ielk iego zastępu pracow ników . Lecz pom im o takiego rosstrzelenia p om ięd zy bio­

rącym i u d ział w tej olbrzym iej pracy, za ­ daniem rzeteln ego uczonego jest u staw icz­

ne p ozostaw anie w łączności z tem w szyst- kiem , co badań jeg o d otyczy, n iezryw an ie tych naturalnych n ici, które w nioski jeg o pracy łączą ze zdobyczam i innych. I jeżeli w spółcześni uczeni niejednokrotnie grzeszą w tym w zględ zie, to jed n ak że nie należy p rzypuszczać, że samej nauce na złe wyjść to musi. W nieprzerw anym postępie wiedzy mu­

si nastąpić ch w ila, k ied y w ielk i, nad zw y k łą m iarę w yrastający u m ysł skorzysta z zeb r a ­ nego ju ż m ateryjału i dojrzy w nim to, co isto tn y stanow i krok naprzód w naszych w iadom ościach.

W ięcej m oże niż w innej g ałęzi nauki, w fizyjologii w łaśnie w ciąż pam iętać należy 0 tem , ja k ściśle i nierozerw aln ie są ze sobą zespolone w yn ik i badań na rozm aitych d ro­

gach zdobyte. F izy jo lo g -m o rfo lo g , fizyjo- lo g fizyk i fizyjolog chem ik, to trzój bada­

cze, którzy na czas pew ien pracę pom iędzy sobą ro zd zielili, lecz n ig d y zapom inać nie p ow in n i, że w szyscy razem do jed n eg o dążą celu n iety lk o , że naw zajem kom unikow ać się muszą, lecz w prost, że każdy z nich w ładać p o w in ien koniecznie w szystkiem i środkam i, którem i p osługujem y się dzisiaj w badaniach procesów życia. A w ielką je s t przedew 8zystkiem zasługą, ow ych w ielk ich m istrzów , k tórzy fizyjologiją, naukow ą do życia pow ołali, że w łaśn ie o tych sw oich ob ow iązk ach na ch w ilę n ie zapom inali.

W zrok ich zaw sze b y ł sk ierow an y ku osta­

tnim , najw yższym zadaniom; um ysł ich obej­

m ow ał ro zleg łe w idnokręgi i zataczał k oła w yb ieg a ją ce daleko poza d zied zin ę samój fizyjologii. B y li oni tym i praw d ziw ym i u czon ym i, którzy h ołd u ją zasadzie: homo sum et n il hum ani a me alienum esse puto.

H e lm h o ltz i du B ois - R eym ond, L u d w ig 1 B riicke — to w ięcej niż u czen i w d zisiej- szem , pospolitem zn aczen iu tego w yrazu.

T o u m ysły, którym nic n ie je st obce, co do­

ty czy czło w iek a i zapew ne tym zaletom ich

ducha p rzyp isać trzeba, że do p raw d ziw ie

zdum iew ających doszli rezultatów .

(7)

N r 12.

W SZECHŚW IAT.

183 D o n io sło ść prac B riiekiego n iety le polega

n a jakiem ś w ielkiem odkryciu, ile na bo­

gactw ie idei naukow ych, na rozw ażnej, nie- uprzedzonśj k rytyce i klasycznem w y k o n y ­

w aniu pracy. S tanow czy sąd je g o , n iep o­

sp olita um iejętność dopatryw ania ziarn p ra­

w dy tam, gd zie się one istotnie mieszczą, n ieubłagana krytyka poronionych m yśli, lub n iedojrzałych ow oców badań charakte­

ryzują go n iety lk o ja k o badacza, lecz i jako n auczyciela. W chaosie krzyżujących się na w sze strony rozm aitych poglądów , w na c h w ilę w stuleciu naszem nie ustępującym w irze idei n au k ow ych je s t rzeczą n ie z u p e ł­

n ie łatw ą zachow ać besstronność sądu i nie zbaczać z drogi niezarosłśj chwastem uprze­

dzeń i przesądów . „Jak m ajestatyczny ok ręt żeg lu je duch B riickego w tój epoce w zburzenia n au k ow ego, będąc gw iazdą przew odnią dla licznych łod zi, ch w iejn ie

j

d o k oła n iego płynących na roshukanych fa la c h ” ').

D ow odem niezm ordow anej pracy Brucke- go je st 130 prac treści przyrodniczej, ja k ie po nim p ozostały. A w ielostronność, o ry ­ g in a ln o ść i w ytrw ałość, która z prac tych przeb łysk u je, aż nadto daje sposobności do p od ziw ian ia tego n iez w y k łe g o um ysłu. T y l­

ko o k ilku najw ażniejszych badaniach Brti-

■ckego słów kilka na tem m iejscu pow iedzieć zam ierzam y.

P ier w sza w ięk sza praca B riickego po-

j

św ięcon a je s t anatom icznem u opisow i oka,

j

a w niej m nóstw o je st zaw artych cennych spostrzeżeń fizyjologicznych. P rzed m ioto­

w i tem u pozostał B riicke w ierny aż do osta­

tnich lat życia; do najw ażniejszych zaś je g o zd ob yczy w tym zakresie należy w yk rycie w e w nętrzu oka m ięśnia t. zw . akomoda- -cyjnego, którego skurczenia, zm ieniając j

krzyw izn ę soczew k i, p rzygotow u ją organ w zroku do w id zen ia przedm iotów z rozm ai­

tej o d leg ło ści. Z jaw isko św iecenia oczu, objaśnione przez B riick eg o , dało, jak w ia­

dom o, p r zy ja cielo w i je g o H elm h oltzow i p ier w sz y bodziec do pracy, której rezulta-

') S igm und E x a e r. E rn s t v. Briicke und die m od ern e Physiologie. E rs te V orlesung gehalten a r a 8 Octob. 1890. O dbitka z „W ien er K linische W ochenschrift1', 1890, N r 42.

tem było pam iętne na wsze czasy zbudow a­

nie w ziernika ocznego (oftalm oskopu).

D oskonale obeznany ze zjaw iskam i i m e­

todam i optyki fizykalnej, pojął Briicke, że

| p rzyczyny w spaniałych barw nych i ś w ie tl­

nych efektów w ożyw ionej przyrodzie n a ­ der są rozm aite. W w ielu przypadkach mam y do czyn ien ia, np. w kw iatach, z ros- puszczonem i barwnikam i. L ecz często bar­

dzo, ja k np. w m asie perłow ej, osobliwa budow a anatom iczna daje pow ód do rodza­

ju falow ania św iatła, które nazyw am y in- terferencyją. W innych przykładach w sk a­

zał B riicke działanie kilku barw ników , ich sum ow anie lub wzajem ne znoszenie się, d a ­ lej w p ły w m ętnych ośrodków i t. p. N a podstaw ie podobnych spostrzeżeń udało mu się także w yjaśnić zm ianę barw u n iek tó­

rych zw ierząt, ja k u żab, kam eleona, atra- m entnic. Tutaj układ nerw ow y w pływ a rosstrzygająco na ruch kom órek p igm en to­

w ych we w nętrzu skóry, a spostrzeżenie to duże ma też znaczenie dla ogólnego zrozu­

m ienia czynności kom órek. Zjaw iska bar-

| w ne, w ystępujące w św ietle spolaryzow a- nem , spożytkow ał B riicke w sposób n ie ­ zm iernie p o m ysłow y do badania budow y w łókien m ięsnych, a m etoda ta okazała się nader płodną dla fizyjologii i anatom ii m i­

k roskopow ej.

N auka o traw ieniu i odżyw ianiu, o ch e­

m ii krw i i o krw iobiegu, o m ięśniach i ner­

w ach w iele też B riickem u ma do za w d zię­

czenia. B riicke b ył jed n ym z p ierw szych , który z pew ną dokładnością poznał zm iany, jak im w odany w ęgla i cia ła b iałk ow e u le ­ gają pod w p ływ em soków traw iących oraz podał sposoby w y d ziela n ia t. zw . ferm en­

tów rospuszczalnych. Trudno tu p oszcze­

g ó ln ie w ym ien iać treść tych w szystk ich prac. T y le w szakże koniecznie p ow ied zieć trzeba, że zarów no przy tych ostatnich ja k i w yż6j w spom nianych badaniach z fizyjo- I lo g ii barw i w zroku n ie op u szczał B riick e- go n igd y m ikroskop, a na budow ę m ikro­

skopow ą tkanek ciała przedew szystkiem za­

w sze uw aga je g o była zw róconą.

N iew iele w ów czas u p ły n ęło czasu od

p ierw szych badań S ch leid en a i Schw anna,

a nauka o kom órce ja k o elem entarnej j e ­

dnostce żyw ej m ateryi, nie przeniknęła

je szcz e w e w szystkie u m ysły. Ż yw y u d ział

(8)

184

W SZECH ŚW IA T.

N r 12.

w jś j u gru n tow an iu i u p ow szech n ien iu p rzy ją ł w łaśn ie B riick e. B adając g ła d k ie w łók n a m ięśniow e, n ab łon ek i n aczynia lim fatyczn e kiszek , części sk ła d o w e układu naczyń k rw ion ośn ych u w ielu zw ierząt k rę­

gow ych , m iał B riicke bezu stan n ie sp o so ­ bność sk iero w y w a n ia swój m y śli ku p o g lą ­ dom tw órców teo ry i kom órki. A g d y znów w p rzecen ien iu ó w czesn ych zd ob yczy w tym kierunku zn a leźli się tacy, dla których ju ż ty lk o k w estyją czasu było sztu czn e stw o rżen ie ży w y ch k om órek, w ów czas B riicke z m istrzow ską w y stą p ił rospraw ą, w którój jasn o stan n au k i o kom órce w y ło ż y ł i w y­

ja śn ił, do ja k ie g o stopnia za w iłą być musi budow a tego „elem en tarn ego o rg a n izm u ”.

P rzed n iesp ełn a k ilk u tygod n iam i znany botanik w ied eń sk i, profesor W iesn er w yd ał k siążkę p. t. „ D ie E lem en tarstru ctu r und das W ach stu m der leb en d en S u b sta n z”, p ośw ięcając ją B riickem u. K siążka ta w sp o­

sób dość p rzystęp n y zapoznaje nas z tem w szystk iem , co w iadom o d ziś o g ó ln ie o b u ­ d o w ie i w zroście kom órki, a jed n ocześn ie daje dow ód, ja k praw d ziw ie głęb ok iem i, trafnem i i d otych czas je sz c z e n ie w zru sz o - nem i są pogląd y, w yp ow ied zian e przez B rii- ck eg o lat tem u przeszło trzy d zieści.

Jan M u ller badaniam i sw em i nad orga­

nem g ło su , krtanią, o tw o r z y ł drogę do na­

szej d zisiejszej a k u sty k i fizy jo lo g iczn ó j, a pow stanie teg o d zia łu w ied zy za w d z ię­

czam y p rzed ew szystk iem d w u je g o w ielkim uczniom , H elm h o ltzo w i i B riickem u. H elm - h o ltz, a w części też D on d ers, b liżśj w y ­ ja śn ili nam istotę m uzyczną d źw ięku sam o­

g ło sek . B riick e natom iast zw ró cił sw e ba­

dania ku sp ó łg ło sk o m , które jak o n iep ra w i­

d ło w e drgania i szm ery w ym yk ają się z pod w szelk iej analizy fizyczn śj.

R ozm aitość tych szm erów , polegająca na rozm aitem w zajem nem u k ła d a n iu części or­

g a n ó w g ło so w y c h , je s t aż n ad to o czy w ista i znajduje swój w yraz ju ż u najstarszych gram atyk ów . L ecz ra cy jo n a ln y p od ział, oparty n ie na dow oln ych ok reślen iach , osię- gn ą ć m ożna je d y n ie przez ścisłą analizę fizy jo lo g iczn ą , która zarazem je s t w stanie u sunąć zam ięszan ia tk w ią c e w n ienauko­

w y ch definicyjach. B riick e p ie r w sz y podjął i do ostatnich niem al szczegółów w y k o ń ­ c z y ł taką analizę. Z badał on fizyjologicz-

n ie w szelk ie m ożliw e środki, słu żące nam do w ytw arzania d źw ięk ów m ow y i w e d łu g rezultatów tych ok reślił d źw ięk i w szystkich ję z y k ó w w istotn ym ich charakterze. W ia ­ dom o, że, ja k k o lw iek nasze znaki (litery ) w yobrażające w m ow ie pew ne szm ery (sp ó ł­

g ło sk i) pow stały w stopniow ym rozw oju ze znaków odpow iadających pew nym poję­

ciom , to jednakże w skutek w ędrów ek i k rzy­

żow ania się ich śród rozm aitych narodów w w ielu w ypadkach zu p ełn ie praw ie zm ie­

n iły p ierw o tn e sw e znaczenie. N iektóre np., by poprzestać na najprostszym p rzy ­ k ła d zie, bardzo odm iennie są w ym aw iane

w rozm aitych język ach . A n a liza sp ó łg ło ­ sek dokonana przez B riick ego p ozw oliła mu stw o rzy ć taki „system fo n ety czn y ”, w którym pom inięte zostały w zupełności litery ogóln ie używ ane; natom iast każdy d źw ięk je st w nićj w yrażon y w sposób fizy- jo lo g ic z n y , t. j. takim znakiem , który w sk a­

zuje, jak ich u żyw am y przy w ym aw ianiu części anatom icznych (w arg, ję zy k a , pod­

niebienia i t. d.) oraz jak iego rodzaju w ten sposób w ytw arzam y szm ery. I system ten obejm uje w sobie w szystkie znane nam i n ie­

znane ję z y k i. K ażd y rozum iejący te znaki d oskonale potrafi w ym ów ić w szelk ie d ź w ię ­ ki. N ietrzeb a dodaw ać, ja k ie g o d o n io słe­

go nabiera znaczenia ten system np. przy nauczaniu głu ch on iem ych . T a „pazygra- fija” B riickego, m ogąca m ieć bespośrednie zastosow an ie w n iejed n ym k ierunku prak­

ty czn y m , zb yt m ało dotąd znalazła u w z g lę ­ dnienia.

M ow a ludzka we w szystkich jś j objaw ach i szczegółach fizyjologicznych nieustannym b y ła przedm iotem zajęć B riick eg o . I n ie p op rzestał on na analizie jak ościow ej, lecz w zakres sw y ch badań w łą czy ł też czyn n ik ilo ścio w y , m iarę, czas, potrzebny na skła­

danie d źw ięk ów i szm erów w zgłosk i, tych zaś w w yrazy. D o tego jeszcze lic z y ć mu się w ypadało z w ysokością i siłą ton ów . U w z g lę d n ie n ie zaś tych w szystkich m om en­

tó w p o zw o liło mu sprow adzić zasady m e­

try k i w ierszow ej do naturalnych w arun­

k ó w fizy jo lo g iczn y ch .

W ie lb ic ie l i n iep osp olity znaw ca sztuk p ięk n ych , B riick e w objaw ach piękna szu ­ k a ł w szędzie podstaw naturalnych. P ły n ę ła

w nim krew artysty: ojciec i brat byli z n a -

(9)

Nr 1 2 .

nym i w sw oim czasie m alarzam i. M alar­

stw u też, je g o krytyce i naukow em u w yro­

zum ieniu p ośw ięcał chw ile w o ln e od pracy zaw odow ej i od zajęć czysto fizyjologicz- nych. Zasady naukow ej, fizycznej i fizyjo- logicznćj op ty k i starał się on spożytkow ać do celów artystycznych. I jak k olw iek zda- w aćby się m ogło, że do tój d ziedziny, w k tó­

rej tak ważne mają znaczenie kw estyje sm a­

ku i osob istego upodobania, badanie nau­

kow e do w kroczenia nie je st pow ołane, to jednakże B riick e szczęśliwą, dokonał próbę p ostaw ienia tu pew nych reg u ł. R ozróżnia on d ziałan ie na widza barw w utworach idealnego m alarstw a od działania ich w przedm iotach sztuki stosow anej do prze­

m ysłu. T y lk o dla tych ostatnich, w k tó ­ rych barwa nie je st uw arunkow ana przez sam przedm iot, lecz zależy od w yboru ar­

tysty, staw ia r eg u ły , opierając się przew aż­

n ie na op tyczn ym w p ły w ie kontrastu. P i­

sma B riickego p. t. „P h y sio lo g ie der Far- b en ”, „B ruchstucke aus ein er T heorie der bildenden K iin ste” pełn e są pogląd ów tak zdrow ych i n atu raln ych na istotę sztuki m a­

larsk iej, że p rzysw ajają je sobie n ajw ięksi w sp ółcześn i m alarze i k rytycy.

T a dzied zin a estetyk i barw i kształtów ulubionym była przedm iotem badań i roz­

m yślań B riickego. R ok tem u dopiero zbo- g a cił B riicke literaturę fizyjologiczn o-este- tyczną now em dziełem p. t. „Schonheit und F eh ler der m en sch lich en G esta lt”. A. na dow ód, że do ostatniej ch w ili życia um iał być pożytecznym , dość przytoczyć, że nie doczekał się ujrzen ia w druku całkow itej pracy swej ostatniej p. t. „W ie behiitet man die G esu n d h eit sein er K in d e r ”. D opiero w u b iegłym tygod n iu książka ta w św iat została puszczoną.

B riicke p ozostaw ił po sobie cenną pam iąt­

kę n au czycielsk iej swej działalności. W y ­ k ład y jeg o zebrane są w książce, która się ju ż d oczek ała k ilk u wydań. Co do m nie, w yznać m uszę, że z m nóstw a w spółczes­

nych pod ręczn ik ów n iem ieckich, p ośw ięco­

nych fizyjologii o g ó ln ej, książka B ru ck e­

go najbardziej m nie p ob u d ziła do bliż­

szego zajęcia się tym przedm iotem . N ie- tylk o, że czytan ie jej daje doskonały p o ­ g lą d na stan nauki o zjaw iskach ży cio ­ w ych , le c z — co niezm iernie jest ważnem —

185 pobudza do m yślenia i przejm uje m iłością dla nauki.

M a k sy m ilija n F laum .

N A J N O W S Z E

WYPRAWY FRANCUSKIE

W A F R Y C E . '

R ok 1880 stanow i przełom w dziejach badania A fry k i. Skończyły się św ietn e w y­

praw y,m ające na celu rosstrzygnięcie trzech od w ieczn ych pytań, którym na im ię: k w e- styja N ilu , K on ga i N igru . Na pierw sze z n ich dali od p ow ied ź stanow czą w r. 1862 S p e k e i G rant, w iążąc je zio ro W iktoryja N yan za z początkiem N ilu B iałego; drugie zostało rosstrzygnięte przez L m n g sto n e a , Stanleya i C am erona w d ługim szeregu do­

n iosłych podróży, których w yn ik iem było w yk reślen ie biegu rz. K ongo od źródeł do ujścia, odgraniczenie jej od N ilu , zw iązanie T an gan ik i zapom ocą L u k u g i z L uapulą, czy li z K ongo. Trzecią z p ow yższych kw e- styj rozw iązali pom yślnie w r. 1879 Z w eifcl i M oustier, odnajdując źródła N ig ru . W y ­ znaczenie b iegu Zam beze dokonane zostało przez w iekopom nego L ivin gston ea. B y ły to w ypraw y w w ielk im stylu, które p ozw oliły w ejrzeć w stosunki hidrograficzne A fryki i d ały pojęcie o ukształtow aniu tej części świata; do nich, ja k do w iązadeł skieletu, przyłączają się pom niejsze odkrycia i p o ­ dróże.

P o nich badanie A fry k i posuw ało się wciąż naprzód tak szybko, że w r. 1886 zna­

kom ity podróżnika R ohlfs we w stępie do d ziełk a sw ojego „Q uid novi ex A frica ” w y­

krzykuje: „Czasy odkryć dla A fryk i bespo- w rotnie m in ęły. P ozn an e ju ż dzisiaj z o ­ stały system aty rzeczne i źródłow iska rzek ”.

Zdanie to b yło, ja k się przekonam y, cokol­

w iek przedw czesne. Stan jed n ak badań hipsom etrycznych lądu czarnego był już o ty le posunięty, że można było ob liczy ć przeciętne w y n iesien ie A fry k i nad poziom m orza 673 m etry, co staw ia A fryk ę na dru-

W SZECHŚ W IA T .

(10)

186

W SZEC H ŚW IA T.

N r 1 2 . giem m iejscu pod w zględ em w ysokości

w rzęd zie części św iata.

Pom im o to rzut oka na najnowszą, m apę A fr y k i przekona nas, ja k znaczną przestrzeń na niej zajm ują kraje niezn an e. J ed n a t y l­

ko Sahara ju ż stanow i 6 m ilijo n ó w k ilom e­

tró w 2, co w y ró w n y w a R ossyi i S k an d yn aw ii razem w ziętym , a przecież z tej ogrom nej przestrzen i za led w ie najbardziej północna część, mniej w ięcej do szerok ości oazy Khat, słab o została poznana, zato ogrom n y pas w ielk iej p u styn i m iędzy 15 a 25° szerokości przecinają cztery ty lk o w ąziutkie szla k i p o ­ dróżne. P y ta n ie jed n a k , czy zbadanie S a ­ hary nateraz je s t spraw ą palącą; bezw ąt- pienia w ielk a p ustynia k ryje w sob ie nieje- dnę ciekaw ą tajem nicę, lecz p rzystęp do nićj zapierają n iesłych an e trudy przebycia p ustyni i fanatyzm lu d n ości. T ym czasem in n e n iedaw no odkryte okolice A fr y k i c z e ­ kają na system atyczn e badania, zb io ry nau­

k o w e i spostrzeżenia, tu liczb a k ilom etrów przebieżonych w cale n ie zad aw aln ia, n ie ­ zm iern e zato k o rzy ści p rak tyczn e p op łyn ą dla tych, k tórzy zechcą szczeg ó ło w o badać k o lo n ije. W Saharze p rak tyczn e cele mają je d y n ie francuzi i oni z a p ew n e, je ś li tylk o nie zrażą się n a p otyk an em i trudnościam i, p ow in n i dopiąć lą d o w eg o p ołą czen ia k r a ­ jó w nad N igrem z A lg ie r y ją .

Supan w sw ojej p racy „Ein Jahrhundert d er A frik aforsch u n g” w r. 1888 w skazuje nadto trzy je sz c z e ob szary w A fr y c e , św ie­

cące białością na m apie. J ed en zachodni rospościera się od w yb rzeża Sierra L eo n e aż do N ig ru i w yb rzeży zatok i G w in ejsk iej i zaw iera niem niej niż 9 0 0 0 0 0 k m 2 p r ze­

strzeni, której d o tk n ęły za le d w ie podróże Caillie od zachodu w r. 1 8 2 6 — 27, B arth a od p ółn ocy w 1853. T utaj sp o czy w a z a ­

gadka gór K o n g , tych gór, które od czasów M u n go P ark a tk w ią na m apie A fry k i, a k t ó ­ re, podobnie ja k sw ojego czasu K sięży c o w e , zn ik n ą z niej zapew ne. B ie g rzeki W olty rów nież o czek u je sw o je g o badacza, gdyż w e d łu g n ied aw n ych sp ostrzeżeń K rausego, się g a o w iele dalej w g łą b kraju, n iż to przyp u szczan o. D w a in n e ob szary, nad­

zw yczaj mało zbadane, p oło żo n e są: jed en pośrodku A fr y k i m ięd zy jezio ra m i Czad, W ik to ry ja a rzeką U b a n g i, w k tórym sw o ­ b odnie m o g ły b y się zm ieścić p o łą czo n e pań­

stw a E uropy zachodniej; drugi w schodni, na p ołu d n iu A b issy n ii, obejm ujący kraje G alla i Som ali.

T a k ie lu k i w dzisiejszej znajom ości A f ­ ry k i wskazuje autor pracy w spom nianej.

A jed n a k taki je s t szyb k i rozwój w ied zy gieograficznej o A fryce, że w yrazy Supana w tej ch w ili są już spóźnione, kronika bo­

w iem gieograficzna zdążyła zaznaczyć w tym czasie k ilk a w spaniałych podróży, które sp ra w iły w yłom , ja k i Supan w części p rze­

czu w a ł. Zanim p rzystąpię do ich opisu, m uszę potrącić o w ypadki p olityczn e, na tle których te podróże m iały m iejsce.

P o d w zględem p o lity czn y m u b ieg łe d z ie ­ sięcio lecie m ożnaby nazw ać początkiem n o ­ wej epoki „k olon ijaln ej” w A fry ce. Od p ierw szej zaraz ch w ili rospoczyna się sza ­ lon y w y ścig m ocarstw europejskich, p r a ­ gnących ubiedz jed n o drugie w za w ła d n ię­

ciu n ajlep szym k aw ałk iem ziem i afrykań­

skiej. H a sło do tego d ały, ja k w iadom o, N iem cy, p ow od ow an e potrzebą zn alezien ia od p ływ u dla nadm iaru swojej ludności i n o ­ w ych ryn k ów dla towarów; próby zaś u trzy­

m ania się n iem ców w rozm aitych punktach A fry k i, n aw et takich, które słu szn ie, czy n iesłu szn ie u chodziły za cudzą posiadłość, d a ły pohop A n g lii, F ra n cy i, a naw et małej B e lg ii i ubogim W łoch om do zajm ow ania w yb rzeży na w łasn ą rękę. G d y jednakże w tej gorączce okupacyjnej k ilk a razy oma- ło nie przyszło do starcia m ięd zy w yp raw a­

mi p ojed yń czych państw , g d y kilka razy zajęto cudzą w łasność, m usiało w ięc przyjść do u reg u lo w a n ia stosunków m ięd zyn arod o­

w ych w A fry ce na drodze u god ow ej. W y ­ razem tego ogó ln eg o p rześw iad czen ia była k on feren cyja berlińska 1885 r. oraz póź­

n iejsze od niej u k ła d y a n g lo -n iem ieck i, an glo-fran cu sk i i an glo-p ortu galsk i, w resz­

cie u m ow y p oszczególn e m ięd zy F ran cyją a N iem cam i, F ran cyją a P o rtu g a liją i t. d.

P o d tym w zględ em lata 1 8 8 6 —90 p ozosta­

ną n azaw sze pam iętnem i w historyi: d ok o­

nany w nich bow iem zo sta ł je d y n y w sw oim rodzaju ca łk o w ity rozbiór ogrom nej części św iata. B y w a ły w dziejach rozb iory kra­

jó w , ten z nich chyba je s t n ajw ięk szy.

P rzech od ząc do zajm ującego nas przed­

m iotu , m usim y up rzytom n ić sobie p o ło ż e ­

nie gieograficzn e p o sia d ło ści fran cu sk ich .

(11)

N r 12.

W SZECH ŚW IAT.

W y p raw y francuskie na lądzie czarnym w iążą się ściśle ze sferą w p ły w u fran cu sk ie­

go ograniczonego wyżej wzmiankowanemu traktatam i. Sfera to jednakże ogrom na i n iezaw od n ie n aw et pośród posiadłości in ­ n ych państw europejskich w A fryce n a j­

w iększa.

U m ow a z A n g liją , w Sierpniu 1890 roku zaw arta, uznaje w p ły w francuski na pra­

w ym brzegu N igru aż do gór ciągnących się od L ib ery i północnej do ujścia rzeki B enue i na lew y m brzegu w szędzie na p ó ł­

noc od lin ii biegnącej od Say nad N igrem na w schód do Barrua nad jeziorem Czad.

T y m sposobem ogrom ny a m ało znany o b ­ szar S udanu zachodniego, który Supan o ce­

nia na 9 0 0 0 0 0 k m 2, obejm ujący porzecze N igru , G am bii i S en egalu , w szedł w zakres w p ły w ó w francuskich; m iędzy nim a A lg ie - ryją i T u n eta n iją rospościera się pustynna Sahara.

N a sk u tek um ow y z niem cam i d. 24 G ru ­ dnia 1885 r. k olon iją francuską nad rzeką O g o w e i K o n g o oddziela od niem ieckiego K am erunu linija, sunąca od ujścia Rio del C am po prosto na w schód aż do 15° dług.

wsch. w zględem G reenw ich; od kolonii b e l­

gijsk iej K o n g o najpierw rzeka tejże nazw y, a potem d o p ły w jś j U b a n g i. I tutaj w ięc um ow a n ie m ówi n ic o przestrzeni zn ajd u ­ jącej się m iędzy 15° dł. w sch. w zgl. Gr.

i rzeką U b a n g i, zatem m ilcząco zezw ala na szerzen ie wpływTu fran cu sk iego w kierunku je zio ra Czad, c z y li w przestrzeń h ip otetycz­

n ego je zio ra L ib a albo w obszar A fr y k i środkow ej w ed łu g Supana. P rzestrzen ie to niezm ierne, w k tó ry ch otw orem stoi pole d o pracy zarów no dla gicografa i etnografa, j a k ekonom isty i p o lity k a .

N a zachodniem w yb rzeżu A fry k i, na po­

gran iczu Sahary, ju ż od końca X V I I w ieku (o d epoki C olberta) usadowdli się francuzi w k ilku faktoryjach ja k d’A rgu in , P orten - dic, G orea, St. L o u is p rzy ujściu Senegalu, istnieją je d n a k n iew ą tp liw ie św iadectw a kronikarzy śred n iow ieczn ych na to, że ry ­ bacy norm andzcy z D iep p e ju ż w X I V w ie­

ku, czy li na 100 lat przed portugalczykam i, od w ied zali w ybrzeże S enegam bii, Sierra L eon e, P iep rzo w e, S łon iow e i Złote. O z a j­

m owaniu w nętrza kraju przez cały ten czas w e Francyi nie m yślano. Co prawda, to i wnętrze owo, sąsiadujące bespośrednio z tem i faktoryjam i, nic w esołego nie przed­

staw ia, przeciw nie pod w zględem ogólnej charakterystyki przypom ina w ielką p u sty ­ nię afrykańską. N ie było chęci do badania tej części A fry k i, tem bardzi6j, że klim at n iezdrow y odstraszał europejczyków , a ko- lon ija w ogóle nie przynosiła F ra n cy i nic innego tylk o straty w ludziach i p ienią­

dzach.

D opiero za pam iętnych rządów guberna­

tora jen . Faidherbea ( 1 8 5 5 — 65) stosunki w Senegalu zm ien iły się na lep sze. P rze- dew szystkiem F aidherbe rozum iał, że ra- cyjonalne i korzyści przynoszące gosp od ar­

stwo kolonijalne polegać musi na dobrem poznaniu gieograficznem kolonii, dom yślał się, że poza p ierw szą niegościnną częścią p rzy ujściu Senegam bii istnieć m oże kraj urodzajny i obfitujący w e w szystk o, zresztą zasięgał ję z y k a od tubylców . Za n iego ros- poczęło się p raw idłow e badanie S en egalu , liczn e szlak i podróży p rzecięły porzecze G am bii i Senegalu, niektóre z nich sięg n ęły aż w piaski Sahary do oazy A drar, jed en aż na północ T im buktu, porucznik M age z dr Q uintin dotarli do S egu -S ik oro nad N igrem i tutaj przez p ew ien czas byli trzy ­ m ani w n iew oli przez sułtanu Ahm adu. Pod w zględem ekonom icznym F aid h erb e dopro­

w a d ził k olon iją do tak dalece k w itnącego stanu, że przestała ona praw ie kosztow ać F rancyją. F aid h erb e trzym ał się zasady, że koloniją p o w in n a sama sobie dostarczyć środków istnienia. Z pow odu, że port w St. L ouis okazał się nied ogod n ym , gd yż w ujściu S en eg a lu znajdują się m ielizny nieustannie zm ieniające m iejsce, F aidherbe p oczął budow ać in n y port D ak ar na p rzy ­ lądku Z ielonym , dający d oskonałe schro­

n ien ie najw iększym steam erom morskim;

port ten później p ołączono koleją żelazną z St. L ou is. D zisiaj D a k a r stał się najw aż­

niejszym na całem zachodniem w ybrzeżu A fryk i i g łó w n ą stacyją dla okrętów uda­

jących się z E u rop y do A m eryki południo­

wej. F aid h erb e z krajow ców senegalskich potrafił w ytw orzyć doskonałą m ilicyją, z w a ­ ną laptotam i, bitną i pod dow ództw em ofi­

cerów francuskich oddającą znakom ite p rz y ­

(12)

188

W SZ EC H ŚW IA T .

Nr 12.

słu g i F ra n cy i w szęd zie w k olon ijach . D o za słu g Faidherbea zaliczyć n ależy p o w strzy ­ m anie w Senegam bii bardzo n ieb esp ieczn e- go dla francuzów ruchu pośród m ahom etan, na czele którego stan ął m arabut E l-H ad ż- Omar; w krótkim czasie n o w y prorok zajął K aartę, N ioro i S e g u , m iejscow ości p o ło żo ­ ne na północo - w schodzie S en egalu , ale zw ycięstw a F aidherbea od n iesion e nad nim nie p o zw o liły mu przejść na le w y brzeg S e ­ n egalu . Po śm ierci O m ara założon y przez niego sułtanat ob jął w spadku sy n je g o A h- m adu, a zarazem o d zie d ziczy ł nien aw iść ku francuzom . F aid h erb e też p o w zią ł m yśl posunięcia k olon ii aż do N ig ru i złączen ia, przy pom ocy k olei żelaznej, S en egam b ii z A lg iery ją . D z ie ln y w ielk orząd zca w 1865 r. od w ołan y zo sta ł do A lgex-yi, ale trady- cyją po sobie zo sta w ił św ietną a przede- w szystkiem p rzek azał sw oim następcom sta ­ łe zasady postępow ania w k olon ii, oparte na głębokiój znajom ości kraju i je g o potrzeb.

W p row ad zen iu w ży cie m y śli Faidherbea stan ęła na przeszk od zie w ojna 1 8 7 0 — 71 i zw iązan e z nią sm utne następstw a dla F rancyi; dopiero w 12 lat po u stąp ien iu F aidherbea m ogli francuzi pom yśleć o u rze­

czy w istn ien iu je g o planów . R ozp oczęto bu­

dow ę k olei z K a y es do B afu lab e nad S e n e ­ galem , która ma zostać p rzed łu żon a w głąb Sudanu. W r. 1 8 8 0 —81 kapitan G a llien i na czele małej w yp raw y d otarł do B am m a- ko i do S eg u -S ik o ro nad N igrem , tu je d n a k ­ że, podobnie ja k w sp om n ien i dwaj je g o p o ­ p rzednicy, d ozn ał tak iego sam ego losu od sułtana A hm adu; w szelak o cel w ypraw y zo sta ł osiągn ięty, bo po u p ły w ie 8 m iesięcy A hm adu u zn ał się len n ik iem F ra n cy i tu­

dzież nadał francuzom prawo w oln ego h a n ­ dlu w sw ojem państw ie i że g lu g i na N igrze.

Zaraz też potem k an on ierk i francuskie w p row ad zon e zostały na tę rzekę.

N adzw yczaj ważną dla F r a n cy i pod w zględ em p olity czn y m i św ietn ą dla g ieo - grafii była d ziałalność w ielk o rz ą d zcy fran ­ cu sk iego w S u d an ie G a llie n ie g o (1 8 8 6 — 88).

Za n iego od b yły się te podróże i w y p ra w y , o których ch cieliśm y w n in iejszy m artyk u le pom ów ić, a które w g łó w n y ch zarysach ro- str zy g n ęły w ą tp liw o ści i w y ś w ie tliły oro- grafiją Sudanu Z ach od n iego. C iekaw ą stro ­ ną tego okresu b y ło to, że w ięk sza część

tych doniosłych w ypraw pom yślana była przez jed n ego czło w iek a i skierow ana ku p ew n ym zgóry w ytk n iętym punktom S u ­ danu.

P ierw szy m krokiem G a llien iego było p o ­ su n ięcie kolonii w kierunku N igru (m yśl F aid h erb ea). W tym celu przy zbiegu rze­

k i T ankisso z N igrem w doskonałej pozycyi strategicznej i handlow ej, górującej nad ok olicą, założon y został fort S igiri, który natychm iast połączon y został drutem te le ­ graficznym z S t.-L o u is a tem samem z F ran- cyją- W podobny sposób założono kilka in ­ nych fortów nad N igrem , przyszłych miast:

Bam m ako, K u lik oro, N jam ina, rów nież po­

w iązanych ze sobą telegrafem . W ten spo­

sób G a llien i u zysk ał podstawę działania i zarazem punkty wyjśoia dla w ypraw m a­

ją c y c h zbadać i pozyskać dla F ran cyi kraj m iędzy N igrem a Senegalem .

U w a g ę szczególną G a llien ieg o zw racał kraj p ołożon y na W schód od w ybrzeża S ier­

ra L eon e, gdzie znajdow ać się m iał w ielk i w od od ział m iędzy rzekam i G am bią i S e n e ­ g a lem — z jednój stron y, a N igrem i p om n iej- szem i rzekam i uchodzącem i do A tla n ty k u ja k R io P on go, R io G randę, N u n ez i t. p.

(Rivi&res du S u d )—z drugiej. W celu zb a ­ dania tego ciekaw ego kraju, zw anego przez krajow ców F u ta D żallon , G allien i w ysłał d w ie w ypraw y porucznika P ia t i L evas- seura. P rak tyczn ym celem tych wypraw m iało być złączen ie posiadłości francuskich na lew y m brzegu N igru z daw niejszem i fak- toryjam i francuskiem i na w ybrzeżu Sierra L eo n e, ja k B en ty, Pharm ozea. Bardzo cie­

k aw e w yniki tych wypraw przytaczam y p o ­ n iżej.

F u ta D ża llo n n ie je s t krajem pustynnym : niezm ierna ilość źródeł, strum yków i w odo­

spadów nadaje p ow ietrzu na tym w ysokim płask ow yżu nieporów naną św ieżość, n aw et w czasie najsuchszej pory roku. Zim a n a d ­ ch od zi na początku K w ietn ia i trw a pięć m iesięcy, chociaż deszcze bez burz nie prze­

stają padać przez rok cały, odśw ieżając at­

m osferę. T em peratura je s t zaw sze łagodna;

w L a b e por. P ia t ob serw ow ał w porze s u ­

chej przeciętną tem peraturę dnia + 2 6 ° C ,

nocy za ś-)-1 5 °C . W o g ó le w ięc klim at je s t

bardzo zdrow y dla europejczyka; d la teg o

też w p rzyszłości kraina ta m oże stać się

(13)

N r

U . WSZECHŚW IAT.

1 8 9 takiem samem sanatoryjum w A fryce, j a ­

kiem je st Ziem ia P rzylądka.

K raj to w ogóle górzysty lub raczój p a ­ górkow aty: co krok napotykają się tu d o li­

ny i w ąw ozy wśród gór i w yniesień, k tó­

rych kierunek og ó ln y stanow i kąt 30° z p o ­ łudnikiem m agnetycznym . N ajw yższa część, zw ana T am gue, na p ółnocy w szczycie L an- sau dochodzi 1100 m etrów w ysokości n. p. m.: tutaj d olin y i w yniesienia, n ieskoń­

czenie się przeplatając, dają początek n ie ­ zliczo n y m w odom , szem rzącym po całym kraju. C zęść południow a, aczkolw iek mniój j e s t w yn iosła (szczyt Colim a 900 m ), pod w zględem ogóln ego charakteru stanow i p rzed łu żen ie p ółn ocn śj. Przeciętna w y so ­ kość tćj w y ży n y dochodzi do 700 m etrów nad poziom morza. P o d w zględem h yd ro­

graficznym , ja k j u ż w iem y, F u ta D żallon z a słu g u je na szczególną uw agę.

(c. d. nast.).

S tefa n Stetkiew icz.

T O W A R Z Y S T W O

POPIERANIA PRZEMYSŁU I HANDLU.

1

Posiedzenie 2 e sekcyi chem icznej odbyło się d n ia 23 S tycznia r . b. w bud y n k u M uzeum p rz e ­ m y słu i rolnictw a.

1. P ro to k u ł p o sied zen ia poprzedniego został od­

c z y ta n y i przy jęty .

2. P. P lew iński refero w ał b roszurę L ep siu sa o p ro ch u bezdym nym . P o zaznaczeniu, że proch saletrow y ż chw ilą w prow adzenia m agazynówek s tra c ił swoje znaczenie, jak o zasłaby i jak o wy­

tw arzający dym , re fe re n t p odał, że liczne znane o d m ia n y p ro c h u bezdym nego d ad zą się podzielić n a p ro ch y z baw ełny strzeln iczej, używ ane w ar- m ijach niem ieckiej i austryjackiej i na proch z kw asu pikrynow ego, używ any przez F ran cy ją.

S tosow anie baw ełny strzelniczej do w yrobu p r o ­ c h u bezdym nego o p iera się na w łasności je j tw o­

rz e n ia z rospuszczalnikam i takiem i, ja k aceton, e t e r octowy, lu b n itro g lic e ry n a , żelatyn, p rzech o ­ d zący ch w m asy stałe, rogow ate po usunięciu n a d ­ m ia ru rospuszczalnika bądź przez parow anie, bądź przez w yciskanie. Ż elatynow anie baw ełny strz e l­

n iczej przez n itro g licery n ę w y k ry te zostało przez N obla i w łaśnie połączenia n itro g licery n y z b a ­ w ełną strzeln iczą są podstaw ą prochów niem iec-

j

kich. Połączenia te posiadają w łasności w ybucho- l

we w stopniu bard zo rozm aitym , zależnie od za­

w artości n itro g licery n y i n ap rzy k ład połączenie zaw ierające 9 0 % n itro g licery n y w ybucha znacznie silniej od d y n a m itu i zastępuje obecnie dynam it.

W ybuchow e w łasności tych połączeń dadzą się zm ieniać dowolnie przez d o d a te k do nich ciał obo­

ję tn y c h , ja k np. kam fora, lub cukier i w yrób też niem ieckiego w ojskowego prochu bezdym nego po­

lega n a stosow aniu jak iejś, w tajem n icy doty ch ­ czas trzym anej substancyi obojętnej do nitrogli- cerynow ej baw ełny strzelniczej. Proch wojskowy francuski m niej jeszcze je s t znany od n iem iec­

kiego i zaw iera kw as p ikrynow y i baw ełnę strz e l­

niczą.

3. P. Kolendo w ygłosił rzecz o gum ie elastycz­

nej spotykanej w handlu. Po opisie własności kauczuku re fe re n t w yjaśnił jeg o pochodzenie, p r z e ­ ró b fabryczny i sposoby fałszow ania, a n astęp n ie p o d ał norm y, używ ane przy ocenie n ie k tó ry c h wyrobów gum ow ych. Guma używ ana na bufory, w inna, jeżeli j ą ścisnąć w prasie hydraulicznej do t/« wysokości, pow racać do form y pierw otnej. K o­

leje tutejsze w ym agaią w ytrzym ałości n a ściskanie do y 3 wysokości. G um y niższych gatunków w tej p ró b ie pękają, lub tr a c ą swą form ę. R u ry gum o­

we do pom p o czterech w arstw ach p łó tn a winny w ytrzym yw ać ciśnienie 3 atm osfer od w ew nątrz, a w arstw a ich gum y w y jęta ze środka w inna dać się w yciągnąć do potrójnej długości i pow racać po rosciągnięciu do pierw otnych wymiarów- Guma stosow ana n a pły ty gum ow e do uszczelnień w inna po ogrzaniu w rostw orze chlorku w apnia do 120°

i prędkiem ostudzeniu zachow ać swą giętkość i nie kruszyć się. E u ry gumowe do gazu w inny dać się rosciągnąć do poczw órnej długości i m ieć po­

w ierzchnię g ład k ą.

4. P. L ep p ert refero w ał p ra c ę p. Luzi nad grafi­

tem . B adacz te n studyjow ał działanie stężonego dym iącego kw asu azotnego na grafit i zauw ażył, że je ż e li g ru b o sproszkow any grafit n a blaszce platynow ej zwilgoció dym iącym kw asem azotnym i następnie go p rażyć, to p rzy tom je d n e grafity pęcznieją, pow iększają swą objętość, n a b ie ra ją c w yraźnie k ształtu wężyków, lub główek kalafijo- rów , in n e zaś grafity ani swych kształtów p ier­

w otnych ani objętości nie zm ieniają. B adania składu chem icznego i form y krystalicznej rozm ai­

ty ch grafitów nie w yjaśniły przyczyny ta k różne­

go zachow yw ania się ich względem kw asu azotne­

go i p. Luzi zm uszonym się w idział uznać istn ie­

n ie dwu odm ian grafitu: je d n e j pęczniejącej po zw ilgoceniu kw asem azotnym i drugiej nie pęcz­

niejącej, k tó rą p ro p o n u je zwać grafititem .

5) W dro b n y ch w iadom ościach p. L e p p e rt za­

znaczył u k azan ie się dw u now ych dzieł chemicz­

nych: chem ii ogólnej profesora Bandrow skiego i p.

Sieliezniewa: N aczalnyja osnow ania chim iczeskoj tiechnołogii.

Na tem posiedzenie zostało ukończone.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zadajemy pytanie: „Co jest dla ludzi wartością podstawowa, w co ludzie wierzą?” (bardzo ważne jest, aby ustosunkować się do wypowiedzi uczniów).. Dyktujemy uczniom

Marta Żbikowska i Ewa Adruszkiewicz piszą w „Głosie Wielkopolskim”: „Jeśli planowane przez Ministerstwo Zdrowia zmiany wejdą w życie, leków nie kupimy już ani na

Podsumowując – uważam, że nie jest możliwe przeczytanie omawianego powyżej tomu bez wy- siłku. Lektura bowiem wymaga uwagi nie tylko ze względu na tematykę, ale

tryzm, aby m óc uczyć się wprost jakby w samym sercu Boga Jego miłości do człowieka, czyli uczyć się miłości należnej człowiekowi u samego jej źródła,

Na rysunku oś skierowana jest w stroną złączy o wyższych numerach (nie jest to jednak warunek konieczny poprawnego rozwiązania zadania), możliwe jest również

samego myślenia (wbrew Heideggerowi), które to myślenie jest zawsze funkcją umysłu, a także „urzeczownikowiać ” świadomości, ustanawiania itp., bowiem z punktu

1 Th, jak można przypuszczać, drewniana budowla znajdowała się zapewne w pobliżu grodu, może na miejscu, gdzie lokalizuje się także najstarszy przygrodowy

Siły akcji i reakcji działają na INNE ciała, więc siły wzajemnego oddziaływania nie równoważą się.. Przykład 1 - zastosowanie III zasady