• Nie Znaleziono Wyników

Rady dla młodych kaznodziei i spowiedników / przez x. H. Kaisiewicza.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rady dla młodych kaznodziei i spowiedników / przez x. H. Kaisiewicza."

Copied!
50
0
0

Pełen tekst

(1)

!yV.'V , Y r M I

ii

przez

<M. meióiczct

1$

W?

K I E L C E

w Pru^arąi ,;$«)S 3S rt^.'

1905 .

(2)

N akładem i pod kierunkiem Redakcyi . „M aryaw ity“ w? K ielcach (dom W . K rza­

nowskiej,

u l.

K onstantego) w yszedł Tom I-szy dzieła p. t.

„ K A Z A N I A 1 M O W Y W Y B C R C W E , "

z a w iera ją cy

Kazania przygodne:

a) w y p o w ie d z ia n e w cza sie C zterd ziesto g o - d zin n eg o nabożeństw a,

T>) m iane w u ro c z y sto ść M atki Bożej, c) na W szy stk ich Ś w ię ty c h .

Cena tomu 1 rb. 5 0 kop.

W n oszący za

całość

12 tom ów

do I lipca b. r.

płacą 12 rb. i na koszta p r zesy łk i dołączają 20 kop. od tom u.

T o m d r u g i (p o d p r a s ą / obejm ie

Kazania przygodne:

a) m ów iono w różnych okolicznościach (na prym icyach , inątałacyaob, p o św ięcen ia ch i f. p.),

b) O Ś w ię ty c h P ań sk ich (ukaże się w począt­

kach lipca).

Skład g łó w n y :

w Redakcyi „M aryaw ity“ , w Kiel­

cach,

oraz

W arszawa, Ordynacka,

M’

9, nu 8.

P r e n u m e r a to r o w i ,M aryaW ity“, w n o szą cy

zgóry

ca łk o w itą p rzed p ła tę (od 1 styczn ia,

1

kw ietnia lub lip ca)

obadwa“ wydawnictwa,

t. j.

Kazania i mowy wyborowe

i

Dzień Chrześcijanina

czyli

Żywoty Świętych Pańskich, rozmyślania

i

wagi na

kfcżdy dzień roku, otrzym ują za p o ­ łowę ceny.

Wyszedł z druku

Tom VI-ty K atechizm u Noela.

Skład główny: Kielce, Księgarnia „M arya- w ity ” . W a r s z a w a , Ordynacka J6 9 , m . 8 .

Wyszedł z druku Zeszyt V

D Z I E Ł A O J C A H O N O R A T A

p. t.

„CZEM JEST M ARYA”.

Skład głów ny: K ielce, K sięgarn ia „MaryaWity"

W arszaw a, O rdynacka .Na 6, nw 8.

(3)
(4)
(5)

W Y &

dla

przez

(J£. oJt Sfiaisiewicza.

K I E L C E

w prukarni

, , } A

aryaw ity.“

(6)

ll S S 9 l( s

JI,03BOJieno Heii3ypoio. BipmaBa, 20 ouraCpH, 1905

Biblioteka Uniwersytecka KUL

roAa.

(7)

^ ^ ą d a s z rad moich, a najprzód co do sposobu opowiadania ..słowa Bożego. Właściwie nie powinienbym Ci ich dawać, bom

■sit; systematycznie i podług prawideł do kazalnicy nie sposobił.

Iłem się w szkołach nauczył retoryki, z książki ks. Chrzanows­

kiego pijara, tyle też o niej wiem, może to i szczęściem dla mnie.

m e miałem też przygotowania praktycznego, j a k się to dzieje po do­

brze urządzonych seminaryach, gdzie każą uczniom mówić z kolei w refektarzu lul) kaplicy wewnętrznej, wobec spółuczniów i n a u ­ czycieli. Musiałem odrazu wstąpić na kazalnicę i mówić do tru ­ dnego i wybrednego słuchacza. Wprawdzieć miałem już pewną wprawę do mówienia, na rozmaitych zebraniach radzących; co mi było niewątpliwie wielką pomocą. I przeto nikomubym nie radził kusić P ana Boga, i bez ścisłej potrzeby wystąpić odrazu publicznie, bez uprzedniej wprawy do mówienia wobec mniej licznych i znajomych słuchaczy; zdarzyło się bowiem nie jed n e­

mu, to w ciągu kazania, to już na samym jego początku, osiąść, j a k to mówią, na koszu i zaniemieć.

T a uprzednia wpraw a potrzebna jest, choćby tylko ze względu na w arunki zewnętrzne kaznodziejstwa, to jest: dla do­

wiedzenia się od innych, czy nie mówimy za cicho, lub za gło­

śno, za pośpiesznie łub nazbyt powolnie, wyraźnie lub nie wy­

raźnie— dla dowiedzenia się, czy niema czego rażącego w ru­

chach, czy one odpowiadają słowom, czy ich zawiele, czy za m a ­ ło. Niema wątpliwości, że lepiej w tej mierze grzeszyć niedo­

statkiem, niż zbytkiem. Wszakże rzecz ta do wysokiego stopnia

względna, zależna od charakteru i temperamentu, rozmaitych

krajowców. Wioch, szczególniej południowy, gestykuluje dużo,

rzuca się, chodzi tam i sam po szerokiej kazalnicy, i przysią-

(8)

— 6 —

dzie i podskoczy. Słyszałem znowu Anglika, który przez całe kazanie trzymał prawicę pod p r z y m k n i j sutanną na piersiach, i dopiero przy domówieniu tyle się rozruszał, że kilka razy dłoń naprzód w kształcie wiosła wysunął. ‘) Powtarzam, że to rzecz względna, stosownie do usposobienia słuchaczów i saraegóż kazno­

dziei, a mianowicie stosownie do stopnia jego podniesienia, nie retorycznego i udanego, ale rzeczywistego i wnętrznego.

Byle ruchy odpowiadały słowom, nie spóźniając się i nie goniąc niezgrabnie za niemi, byle odpowiadały rosnącemu wzruszeniu, i mówcy i samychźe słuchających — razić ich pewno nie będą;

przymus, gwałt zadawany sobie w tej mierze mógłby najprzód ostudzić samegoż kaznodzieję, a następnie słuchających. 2) P r a ­ wda, prawda przedewszystkiem! Modnisie światowi za najwyższy tryumf sztucznego ułożenia uważają naśladowanie prawdy: niech­

że w kazaniu, bez takiego przedrzeźnienia naturalności, w miarę ważności treści i przejęcia się mówcy i słuchaczów podnosi się głos, ożywiają ruchy; a wszystko będzie doskonałe, bo będzie

prawdziwe.

Co do naszego temperamentu narodowego, choć na półno­

cy mieszkamy, bliżsiśmy daleko usposobieniem ludów Romańs­

kich, niż Anglo-Saksońskicb. Wszakże i pomiędzy Polakami sa- memi znaczny odcień zachodzi.

') N ie tak ch łod n o mawiają p olityczni m ów cy A n g ielscy , bo zw yk le nie mawiają naozczo, a X e r e s, P o r to , albo M arsalo dod aje im ognia p ołu d n iow ego.

2) S ław n y i św iątob liw y k aznodzieja S ycylijsk i, O. Latiuza S. I.

p o d c z a s, gdy kazat w P alerm o z niezm iernym skutkiem , d o n iesio n y z o ­ stał do P row incyala, ż e zbytnie się rzuca i dokazuje na am bonie. N a­

pomniany, a p o słu szn y kaznodzieja, m yślał w ciąż o tern, aby się p o w a ­ żnie na kazalnicy trzym ać. T ym czasem k o śc ió ł co ra z się bardziej w y­

próżniał. S p o ty k a go W d rod ze sm utnego znajom y kapłan i pyta, c o mu

się stało, ż e tak zimno teraz kazał. A on na to: — P o słu s z e ń stw o

zw iązało mi r ę c e i nogi, k a ż ż e teraz! — U w iadom iony o tern proWin-

cyał, rozw iązał k azn od zieję i znow u się k o śc ió ł napełnił.

(9)

Co zaś lepiej, czy czytać kazanie, czy mówić je z pamięci, czy improwizować? Niema wątpliwości, że dobra iinprowizacya najskuteczniej działa na słuchających. Leży wyraźna tajemnica w sile myśli i słowa, które się na razie, że ta'c rzekę, rodzą i niespodzianie wpadają w serca. Ale bardzo mało ludzi posiada dar improwizowania, nawet prozą; a tembardziej nie łatwo kto na dłuższą improwizacyę zdobjć się zdoła. A więc młodzi kazno­

dzieje, a nawet starsi, mówiąc po raz pierwszy o jakim p r z e d ­ miocie, powinni kazanie spisać; z tą różnicą, że młodzi i mniej wprawni winni je całkiem wypracować i dobrze się go na p a ­ rnię,; nauczyć, a wprawniejsi mogą poprzestać na ułożeniu sobie suchego szkieletu kazania, który później w ciało i barwy, mó­

wiąc, obleką. Wtenczas się łączą korzyści kazania przygotowa­

nego, z korzyściami prawdziwej improwizacyi. Gdyby nie było innej korzyści z pisania okrom uporządkowania kazań w całość przedmiotu i uniknienia niezbędnego nieładu i powtarzali się, u mówiących bez uprzedniego przygotowania — jużby dlatego s a ­ mego, i głównie pisać wypadało: bo skądinąd nie ta ję , że styl zbyt wypracowany może bawić ciekawość, ale zamiast pomagać do poruszenia, przeszkadza niera? i oziębia słuchaczów. Je st wszakże i inna korzyść w spisywaniu kazań. Jeżeli zauważymy, że tacy kaznodzieje jak Bourdaloue, Skarga, Bossuet, rzadko b a r­

dzo mają dwa, a tembardziej więcej kazań o jednym przedmio­

cie, a jednak przez całe życie swoje kazywali — widoczna, że kazania ich nie odrazu takiemi z pod pióra im wyszły, jakie nam pozostawili, ale, że je powtarzając, mniej więcej poprawiali, dopełniali, doskonalili. Wielki to powód, aby pi<ać, co się ma powiedzieć i mieć cierpliwość po kazaniu dodać, co na razie dał Bóg lepszego, czy lepiej powiedzieć; — wiem, że tak czyni sła­

wny O. Lacordaire, choć posiada wielką łatwość improwizowa­

nia. Nadto pamiętajmy, że z wiekiem tępieje świeżość umysłu,

siła twórcza maleje, w miarę ja k zmysł krytyczny dojrzewa.

(10)

— 8 —-

A i w latach pełności siły i życia, nieraz wielkie utrudzenie, niedomaganie, choćby tylko mocny ból głowy, niemożność mienia zawsze pod ręką Pisma św., konkordancyi, komentarzów i t. p.

nie pozwala kaznodziei przygotować łatwo i starannie swego przedmiotu. Wszystko zatem doradza, aby miał przynajmniej przygotowany zasób materyałów kazalniczych, tak, aby w najnie­

korzystniejszych w arunkach naraźnych, mógł przynajmniej coś znośnego powiedzieć. W Zakonie Jezusowym, gdzie wszystko jest przewidziane i opisano, kaznodzieje muszą każdą naukę starannie wypracować i dokładnie się na pamięć nauczyć; dopie­

ro wprawnym pozwalają, aby sobie radzili, jak im najlepiej się udaje. ') Sądzę, że tak być musi i po innych zakonach, gdzie j e s t pewien dozór z góry.

Spisanie zatem kazania, przynajmniej przygotowanie przed­

miotu, nie przeszkadza bynajmniej improwizacyi, (u ko­

go je s t zdolność po temu) ale j ą tylko, źe tak po­

wiem, kanalizuje— nie pozwała, by się za koryto logiczne prze­

dmiotu zbytecznie rozlewała. — Czytane kazanie mniej robi wrażenia na słuchających, i giest jednej tylko ręki zwykle mo­

notonny, często słowom nie odpowiada. Ktoby jednak odrazu nie śmiał się odważyć z pamięci mówić, niech ma przed sobą rękopis, i tylko w razie potrzeby do niego zagląda, a stopniami wprawi się do obycia bez niego całkowicie.

') J ed en z m oich znajom ych pytał ś. p. O jca R ylty, M isyonarza

na W sc h o d z ie , staw n ego k azn od ziei w ło sk ieg o , jakie p rzygotow anie

czyni! do tak c z ę sty c h kazań. O d p ow ied ział mu: — K iedy mam m ówić

pól godziny, w ypalę jedną lulkę tytuniu, ch o d zą c i m yśląc, k ied y g o ­

d zinę —d w ie, k ied y d łu żej—t r z y — N ie każdem uby jednak takie p rzy g o ­

tow anie sta rczy ło .

(11)

Przechodzę teraz 'do rozmaitych rodzajów kaznodziejstwa, i liczi] aż pięć: 1. nauki katechetyczne. 2. homiletyczne. 3. wła­

ściwe kazania. 4. konierencye i 5. nauki rekolekcyjne. O każdym z tych rodzajów, choć pokrótce, na ile mnie stać, chcę powie­

dzieć.

[1] Nauki katechetyczne są najważniejsze, bo dla wszy­

stkich potrzebne; a znajomość pewnej liczby praw d W iary nie­

zbędna je st do osiągnienia zbawienia. Tą d ro g ą praw da się prze­

dziera do dusz dzieci i prostaczków, mianowicie, choć i u naj- oświeceńszych, trudno nastąpić potem brak uprzedniej nauki ka- techistycznej. ja k to u nas się widzieć i czuć bardzo daje.

Wielu naszych pisarzów ma się za religijnych, uważa za obelgę i niechęć osobistą, kiedy kto wytknie najłagodniej grube ich usterki i wyraźne błędy dogmatyczne, w które co chwila popa­

dają; dlaczego? bo katechizmu za młodu nie umieli, a w doj­

rzalszym wieku, już to lenistwo, już miłość własna, przeszka­

dzają do zaradzenia temu niedostatkowi.

Dopóki W iara powszechnie panowała w społeczeństwie, mo­

żna się było przy niej utrzymać, na podstawie pierwszego zaso­

bu wyniesionego z domu rodzicielskiego, który się pomnażał następnie w szkołach i na uniwersytetach. Ale dziś, gdy często ojciec nic nie wie i nie wierny, a matka, choć wierzy, nie wiele wie sama; kiedy je st w szkołach wykładana raz, dwa w tydzień reli- gia, (za naszych czasów nauką moralności zwana) jak wszelki inny przedmiot, tylko obojętniej i czysto pamięciowo; kiedy niedowiar­

stwo obwiewa dziecko prawie od kolebki i wchodzi w duszę drogą wychowania, pism, książek, rozmów: obowiązkiem je st najwa­

żniejszym kapłanów, tem bardziej proboszczów, wykładać mło­

dzieży katechizm jaknajstaianniej i w sposób najbardziej zajmu­

jący. Najżywiej do tego obowiązku poczuło się duchowieństwo

francuskie, bo też Francya pierwsza przeszła przez całkowite i

urzędowe niedowiarstwo. Są tam kapłani słynni wyłącznie jako

(12)

10

katecheci, jak gdzieindziej jako kaznodzieje w ogólności. Są lam katechizmy początkowe ila dzieci, przygotowujące ich przez lat kilka do pierwszej Komunii. Są potem katechizmy w ytrw ałości dla podrastającej młodzieży, na które zwykle panny uczęszczają, aż do zamążpójścia, a po latach kilku wracają znowu na po ­ czątkowe już z dziatkami swojemi. Kapłani parafijalni starają się te katechizmy uczynić zajmującymi, przytaczają powieści z Pi­

sma św., z żywotów świętych, budujące nawrócenia i wypadki spółczesne—przeplatają nauki muzyką'i śpiewem, nakazują wypra­

cowania, analizy i t. p. Są konkursy, nagrody, popisy publiczne katechizmowe. *) Wprawdzie chłopcy zajęci nauką, pracą zarob­

kową, lub służbą publiczną, nie tak licznie jak dziewczęta uczęsz­

czają na katechizmy po odbytej pierwszej Komunii św.— ale i dla nich są osobne konferencye, nabożeństwa wieczorne i t. p.

Słowem, katechizacya stanowi we Francyi osobną i bardzo ważną galęź kaznodziejstwa. Przełożeni głównego Seminaryuin w P a ­ ryżu nie posyłają kleryków nawet czteroletnich na kazalnicę katedralną, jak się to u nas, niestety, może z potrzeby, a może czasem z lenistwa starszego duchowieństwa —dzieje, ale posyłają ich do parafii św. Sulpicyusza, do wykładania katechizmu.

To też we Francyi, pomimo tylu czynników niereligijnych, wia­

ra się pomnaża, i gdzie niewiasta jest wierząca, [tam i obyczaj w domu surowy i prawdziwie chrześcijański. W e Francyi każdy je st świadom, czem jest: wierzącym lub niewie­

rzącym; nie spotkasz tam tak powszechnej 11 nas, jakiejś uczu­

ciowej, tradycyjnej, wodnistej religijności, przy której i pomimo której, pogląd na rzeczy, rozmowy i postępowanie v nieraz nie­

chrześcijańskie; a głównie w braku dokładnej znajomości p ie rw ­ szych zasad Wiary.

Niektórzy kapłani sądzą, źe mogą korzystniej użyć czasu

*) W R zym ie, k to p ierw szą n agrod ę otrzym a z katechizm u, d o ­

staje n azw ę

Imperatora,

jako taki daje p osłu ch an ia pob ożn ym , ciekaw ym ,

otrzym uje od nich p ochw ały i upom inki.

(13)

inaczej na chwałę Bożą i korzyść dusz, nie zajmując się k ate­

chizmami; może to być absolutnie, ale bardzo rzadko. Z kazań uczonych i świetnych korzyść bardzo niepewna; z katechizmów niewątpliwa. Tu miejsce powiedzieć ze Zbawicielem, i tamto czynić i tego nie zaniedbywać, bo się te dwa rodzaje pracy apostolskiej bardzo dobrze pogodzić mogą. Kapłan nie potrzebu­

je przygotowywać się długo, albo całkiem do katechizmu, więc mo­

że nań każdą godzinkę czasu wolnego obrócić. Pamiętajmy za­

wsze, że Chrystus P an zajmował się dziećmi ze szczególną mi­

łością. Owszem uczenie ich było zapowiedzianym znakiem Jego Messyańskiego posłannictwa, ja k to Sam zatwierdził, mówiąc D ach P a ń ski nademną. , . . opowiadać Ewangelię posłał mię. (Is.

4. XI Łuk. IV. 18) i posłom Janowym, pytającym, czy On jest onym oczekiwanym? odpowiedział: Idźcie, praw i, odnieście Ja n o ­ wi, coście słyszeli i w idzieli: tibogiw Ew angelia jest opowiadana.

(Luk. VII. 22.) O! jeżeli w krajach, w których już duch religij­

ny ostygł, tyle jeszcze można wskórać staranną dusz uprawą, a mianowicie młodzieży, czegóżbyśmy nie dokazali u nas, przy niewątpliwem uczuciu religijnera! A mamy już pod rę k ą dobre katechizmy i mniejsze i większe, i przelłómaczony katechizm ,,wytrwałości" ks. Gaume. Wiem wprawdzie, że w waszej Archi- dyecezyi duchowieństwo jest powszechnie tak małoliczne, że przy najlepszej woli proboszcz nie wiele może czasu znaleźć na katechizmy. To też radzę tak postępować, j a k w Rzymie w nie­

dziele i święta po parafiach czynią proboszczowie. Przed niesz­

porami zbierają dzieci, dzielą je podług płci i wieku na rozmai­

te oddziały, każdemu z nich przewodniczy i powtarza jeden lub jed n a z dojrzalszych i zdolniejszych; a proboszcz, przechadzając się po środku, słucha, poprawia, wyrywa dzieci. A ż 3 do wa­

szych parafii należy zwykle więcej wsi i dworów, tak, że naw et w niedziele letnie całej dziatwy do kościoła zebrać nie można, trzeba do pomocy w każdej miejscowości uprosić jak ą pobożną niewiastę, które zwykle takiej posługi nie odmawiają. Z takich to dziesięcioletnich katechizmów wiejskich powstał „D ar Boży,“

zdaniem naszem najprzystępniejszy z katechizmów dla dzieci i ludu; a tak zupełny przy swojej treściwości, że i osoby dojrzal­

sze i oświeceńsze z korzyścią go wertować mogą; księża p r o ­

boszczowie, odwiedzając chorych, objeżdżając z kolędą, niech

przesłuchają dzieci w każdej miejscowości, dla przekonania się,

ja k są uczeni i ile się nauczyli. Niech nie przypuszczają dzieci

(14)

— 12 —

do pierwszej spowiedzi, a mianowicie do pierwszej Komunii św. ’) _ aż sig nie przekonają, że umieją rzeczy potrzebne; a następnie, przed daniem ślubu, niech słuchają nowożeńców (jak się po wie­

lu krajach z wielką korzyścią dzieje), czy nie zapomnieli tego, czego się za młodu nauczyli. M e możnaby dosyć mówić o możności katechizmów, ale czas już przejść do napomknięcia o innych rodzajach kaznodziejstwa.

[2] Po katechistycznych, najważniejsze są nauki hom ile­

tyczne t. j. wykład Pisma św. a mianowicie ewangelij i lekcyi, które Kościół św. na każdą niedzielę i święto w roku przepisuje.

W pierwszych wiekach Kościoła homilia była prostym komen­

tarzem na Pismo św. bez oglądania się na całość i treść nauki.

W średnich wiekach św. Tomasz z Akwinu, w swojej „Catena aurea 3) wyjątki z Ojców Kościoła ułożył w porządną całość. Od­

kąd jednak w naszych wiekach nowożytnych, ze zwrotem do wzorów pogańskich, przyzwyczajono się do kazań ułożonych po­

dług wszelkich prawideł retorycznych (tak, iż tylko jedna p ra ­ wda łub tajemnica całą naukę zajmuje)— homileci powinni się starać, o ile tylko przedmiot pozwala, uiąć swój wykład ewan­

gelii w pewną porządną całość, szczególniej kiedy mówią do wykwintniejszych słuchaczy. Najlepiej poczną sobie, jeżeli w pierwszej części objaśnią treściwie wszystkie pu n k ta ewangelii, które objaśnienia potrzebują; a w drugiej wyciągną naukę prak­

tyczną, z jednego ważniejszego punktu tejże ewangelii. Albo też jeżeli w pierwszej części dadzą wykład dosłowny, aby w dru­

giej odkryli znaczenie duchowe i moralne.

Ze znajomych mi homiletów, najważniejszy je st niewąt­

pliwie Ojciec Yetura z zakonu Teatynów. Homilie jego pod ty­

tułem: Szkoła cudów (Scuola dei miracoli) parabole ewangeliea-

') U nas z w y k le jed en akt stan ow ią p ierw sza s p o w ie d ź i Kom u­

nia,— nie tak W krajach, g d zie d u ch ow ień stw o je s t lic z n ie jsz e . Tam do sp o w ie d z i p rzy p u szcza ją d zieci, jak sk o r o dojdą do d o sta te c z n e g o r o z ­ garnięcia. W c z e s n e sp ow ied ź le pow strzym ują dziatki od ztego, i w c z e śn ie im k szta łcą sum ienie, tak ż e zw yk le niew inniejszem i i z w ię- k szem p rzejęciem się , a n astęp n ie k o rzy ścią , p rzy stęp u ją do p ierw szej Komunii św iętej.

'■0 Ś w ie ż o przed ru k ow an a u S e g u id ’a w A vignonie — łatwiej

się w nią za o p a trzy ć kapłanom n aw et wiejskim, niż w w ielk i kom entarz

K orn eliu sza a L apide, na ca łe P ism o Ś w ię te .

(15)

— l a ­

ne, wydane w języku włoskim, mniej są nam ogólnie przystę­

pne. Wydal wprawdzie i w języku francuskim Len femmes cle l' E vangile (już bodaj na polskie przetlómaczone) jak i inne wy­

dać zamierza—jeżeli mu życie i zdrowie dozwoli wszystko wyko­

nać, co ma jeszcze do wykonania. Wszakże kaznodzieje nasi, a mianowicie wiejscy, powinni bardzo z nich roztropnie korzystać, bo są rozwlekłe, teologiczne, przeciążone tekstami z Ojców;

trzeba olbrzymiej pamięci Ojca Yentury, aby módz taki różaniec cytat, nie tylko w języku wiasnym, ale i łacińskim bez pomył­

ki i zająknienia się przytoczyć. Homilie X. F erstera, naówczas kanonika, dziś Księcia Biskupa Wrocławskiego, (wydane już i po polsku w Poznaniu) nie są właściwie homiliami, jedno ka­

zaniami z przytoczeniem tekstów z lekcyi w brewiarzu zamieszczo­

nych; wszakże są piękne, pobożne i uczące. Nasz Białobrzeski, nawet w wydaniu wileńskiem, jeszcze bardzo użyteczny, i co do treści i co do języka.

[3] Ważną, arcyważną rzeczą w kaznodziejstwie jest wrócić do Pisma. św. i Ojców Kościoła— inaczej wierni nigdy Ewangelii nie zrozumieją, i zamiast słowa Bożego, posłyszą tyl­

ko słowo ludzkie. Do czego dziś powszechnie zeszły kazania?

O dogmat ani pytaj. Więc jaka będzie moralność nie tryskająca z dogmatu? Pewno, że nie nadprzyrodzona ale ludzka, a naten­

czas, ja k i skutek w duszach sprawi? Sam słyszałem w jednym kościele katedralnym całe kazanie wypisane z Cicerona dc Offi- ciis. Resztę kazania zapycha retoryka niby poetyczna, o błęki­

tach nieba, gwiazdach, kwiatach, wietrzykach i strumykach i t. p.

Wiem, że kwiatki podobają się szczególniej słuchaczom, mianowicie młodzieży i niewiastom, bo bawią, a do niczego nie obowiązują;

aleć kapłan nie powinien profanować kazalnicy, lepiej mu było zostać aktorem. Ważną jest bardzo rzeczą umieć korzystać z prac poprzedników. Nikt się nie rodzi natchnionym, każdy musi się kształcić i przyswajać sobie zasoby w ciągu wieków w K oś­

ciele Bożym nagromadzone. Wszakże, aby umieć korzystać, trze­

ba już mieć pewne wykształcenie i trafić do dobrych źródeł.

Mnie się zdaje, że tyle tylko można od innych wziąć korzyst­

nie, na ileby korzystający mógł sam się zdobyć przy dłuższej

pracy i namyśle. Niekiedy naśladowca przewyższy pisarza, z

którego korzystał; tak np. udało się Massilonowi (podług mnie

przecenionemu), który opracował matoryały mozolnie, ale nie

smaczno, przez jednego ze swoich poprzedników zebrane (Ojca

(16)

14

-

Lejeune). Gdyby np. kto u nas, unikając złego smaku i nieładu Birkowskiego, ułożył w porządną i trzeźwą całość bogactw a j e ­ go erudycyi i samegoż języka— zyskałby niezawodnie imię zna­

komitego kaznodziei. Otóż nasi kaznodzieje, ci mianowicie, którzy więcej o dogmatykę dbają, nieszczęśliwie często korzystają z prac poprzedników swoich XVI i XVII wieku, którzy głównie szermowali z protestantami, o pojedyncze zaprzeczone prawdy naszej świętej Wiary. Sam Skarga połowę przynajmniej kazań swoich na to poświęca. Wtenczas to było do rzeczy, bo było pełno protestantów u nas i w rzała walka o W iarę. Dziś ich bardzo mało i albo już popadli w ogólne niedowiarstwo, a jeżeli jeszcze nie, to do kościołów naszych nie uczęszczają. Jedyna dziś rzeczywiście ważna kwestya polemiczna o prawdziwości Kościo­

ła Chrystusowego.

Inni znowu wypisują z kaznodziejów przeszłego wieku in­

wektywy na niedowiarków i bezbożników. Wprawdzie je st u nas jeszcze niedowiarstwo, jest go więcej, niż się niejednemu zdaje, ale nie je s t już ono tego rodzaju, jakie było dawniej. W końeu zeszłego wieku, i na początku obecnego niedowiarstwo było p e ­ wne siebie i zadowolnione ze siebie. Z uśmiechem szyderskim i pogardliw ym mówiło o przesądach i starzyźnie średniowiecznej, nie wątpiąc bynajmniej, że z chrześcijaństwem się skończyło; i że tylko trzeba cierpliwości, aż i niewierny i ciemny lud się oświe­

ci. To też niedowiarstwo ówczesne, pewne swego tryumfu, nie znało niepokoju, wątpliwości, nie gniewało się na wierzących, bo łatwo wspaniałomyślny, kto pewien zwycięstwa. Dziś się ma rzecz odmiennie, bo wiara wraca, i to wraca przez najwyższą w arstw ę społeczeństwa, przez którą wtenczas niedowiarst­

wo przyszło. To też choć dziś jest wiele głów przewróconych fałszywem wychowaniem, złemi książkami, a szczególniej _choć jest wiele niewiadomości w rzeczach wiary— je s t niepokój, j e s t walka, j e s t szukanie prawdy, ale zadowolnienia w nicestwie swego zwątpienia i szyderstwa (przynajmniej w wyższych umy­

słach) niema. W inny dziś przeto sposób i do niewierzących mówić trzeba, a najlepiej w sposób uczący. Dla tego rodzaju umysłów użytecznyby był rodzaj nauk konferen­

cyjnych, o których zaraz nieco powiemy. Za wzorowych' k a z n o ­ dziejów uważam naszego Skargę, Segneri (ego) u Włochów, F o r­

stera, a z dawnych F abera u Niemców, Bourdaloue^u F ra n c u ­

zów i O. Ravignana świeżo zmarłego, jeżeli pisma jego już d r u ­

(17)

15

kiem ogłoszone zostały. Najwyższym wprawdzie, mówią, j e s t Bo- ssuet, w panegirykach i mowach pogrzebowych, ale Bourdaloue ogólnie praktyczniejszy i sam Bossuet o nim powiedział: „to nasz mistrz." Wiera, że u nas, gdzie Massillon ogólnie się podoba, nawet swoim P etit Careme cukrowanym podług potrzeb d w o ru Ludwika XV, Bourdaloue wyda się ogólnie za ścisły, za sUęhy.

Wiem, że systematyczny w rozkładzie przedmiotu, ') ale pomi­

mo to zawsze ściśle teologiczny, uczący, zawsze godny i jedno­

stajny.

[4J Konferencye, o których tylko co wspomnieliśmy, jest to rodzaj nauk filozoficzno-religijnych i polemicznych; ale odpo­

wiednio do dzisiejszych usposobień, dla ludzi, którzy nie tej lub owej prawdzie (jak dawniejsi protestanci) przeczą, ale ogólnie, 0 wszystkiem wątpią, albo raczej nie wiedzą, w co jeszcze wie­

rzą i dlaczego nie wierzą. Ten rodzaj kazań powstał właściwie 1 rozwinął się w Paryżu, po ocbłonieniu Francuzów z szału en- cyklopedyczno-rewolucyjnego. Pierwszym tego rodzaju mówcą był ks. Frayssinous, biskup Hermopolitański. Odznaozył się poza P a ­ ryżem uczony ksiądz, dziś kardynał Wiseman, (w 12-tu naukach o zgodności umiejętności z religią) ale nad wszystkich zasłynął O. Lacordaire, zakonu kaznodziejskiego. T rz eb a bowiem wielkie­

go daru, świetnej, porywającej, trzymającej wciąż na uwięzi uwagi, talentu, aby zająć ludzi, którzy zwykle tylko z ciekawo­

ści do kościoła zaglądają. Zastępował wymownego Dominikanina przez czas niejaki O. Ravignan S. I., choć to uie był jeg o ro­

dzaj, a zastąpił go ostatecznie młodszy jogo towarzysz, O. Feliks, mniej świetny od O. Lacordaire, ale zasadniejszy. Dotychczas w jednym Paryżu właściwie udał się ten rodzaj kaznodziejstwa, bo tylko takie wielkie miasto może dostarczyć dostatecznej liczby odpowiednich słuchaczów; u nas nie wiem, czyby się ich dosyć w samej Warszawie znalazło?

') U O. B ou rd alou e k o n ie c z n ie b y ć m uszą trzy części kazania,

a każda część tna znow u praw ie z a w sz e trzy podziały. Znajomy mój,

jeden duchow ny francuski, porów nał tę form ę k a zn o d ziejsk ą do p e ­

ruki za c z a só w Ludwika XIV, która s ię d zieliła na 5 głó w n e piętra, a

k a żd e z nich zn ow u na 5 p ięterk a m n iejsze.

(18)

— 16 —

[5] Nareszcie nauki rekolekcyjne, które w pewnej całości i powiązaniu przedstaw iają prawdy wieczne, zdolne podnieść grzesznika z upadku, i przypominają tajemnice z życia P ana Je­

zusa, jako drogę do nowego żywota. Nauki rekolekcyjne, podług metody św. Ignacego, dobrze przedstawione i sumiennie rozmy- ślane, są nieporównanej korzyści, szczególniej kiedy się mówi do osób całkiem oderwanych od rozpraszających zajęć zwykłych, i skupionych w samotności. Oby co rychlej upadł u nas wszę­

dzie zgubny przesąd, że na rekolekcye tylko się księży za karę posyła. Oby przestano je odbywać dla czczej formy, ja k o kilka dni do przeziewania, i do przespania. Oby rekolekcye sumien­

ne podwoiły gorliwość w całem naszem duchowieństwie, jak się to stało i dzieje w Księstwie Poznańskiem, Oby i wierni prz y n aj­

mniej w ważnych wypadkach życia, ja k np. przy wyborze stanu, gotując się do dobrej śmierci przez staranną spowiedź z całego życia i t. p. korzystali z tego nieocenionego skarbu.

Radziłbym bardzo podczas odpustów i nabożeństw 40 go­

dzinnych po kilka dni w waszej Archidyecezyi trwających, je ż e ­ li jeden kaznodzieja nie podoła, niechby dwóch albo kilku ro ­ zebrało pomiędzy siebie nauki rekolekcyjne przeplatane katechiz­

mami; a wtenczas lud odejdzie nawrócony i nauczony. Nauki bowiem rozszyte, nie trzymające się jedna drugiej, choćby naj­

lepsze, nie wielki i zwykle tylko chwilowy i przemijający sk u ­ tek sprawują.

Mowy pogrzebowe tak są u nas zagęszczone, ta k zwykłe i powszechne, iżby o nich mówić można, jako o osobnym rodza­

ju zwykłego kaznodziejstwa—gdyby wolno było nadużycia pre- skrypcyą przyznać. W reszcie świata katolickiego czczą mowami pochwalnemi w Kościele tych duchownych lub wiernych, którzy wielkie zasługi w Kościele lub narodzie położyli i doszli do wyż­

szego stopnia doskonałości chrześcijańskiej. U nas rodzina każde­

go zmarłego obywatela uważałaby się za shańbioną, gdyby katafalk nie był okadzony mową pochwalną, jak kadzi­

dłem. Do wydatku pogrzebu tak liczą honorarium za mowę po­

grzebową, j a k za wosk i świece. Biedny ksiądz miejscowy, pod

parciem nieraz kolatora, lub jego rodziny i potężnych parafian,

nie śmie odmówić tej posługi, i ma tak pod ręką formularz do

mowy pogrzebowej, ja k do innych świąt w roku. A że tych

doskonałycli chrześcijan zawsze, tein bardziej za naszych czasów

mało jeszcze; więc te najemne pochwały, śmiech, a niekiedy i

(19)

oburzenie wzbudzają w słuchających. Bossuct za czasów L udw i­

ka XIV wiele, bo ośm czy dziewięć mów pogrzebowych w calem życiu powiedział. O. Lacordaire, ile wiem, dwie czy t r z y —a iluż to naszych kaznodziei, nie wychodząc ze swojej Dyecezyi lub p ro - wincyi zakonnej, powiedziało ich już po kilkadziesiąt. Wiem, że nadużycia gwałtownie znosić nie można — wiem, że do zwycza­

ju każdego kraju, ile można, bez grzechu stosować się potrzeba.

Otóż, ponieważ u nas pod świeżem wrażeniem dusze skłon- niejsze do przyjęcia słowa prawdy, a na pogrzeb sąsiada liczniej się zjeżdżają, niż na największe święto, radziłbym, korzystając z położenia, zwyczajów i okoliczności, postępować jak Skarga:

mało mówić o zwykłych zmarłych, a wiele o śmierci i gotowaniu się do niej przez dobre życie. Tym sposobem choroba mów pogrze­

bowych może się dla wielu w7 lekarstwo obrócić. Byłoby do ży­

czenia, aby duchowieństwo parafialne zostawiło sąd biskupowi, czy wypada z kazalnicy wychwalać życie danego zmarłego, bis­

kup, wyższy położeniem, daleki od nacisku miejscowego, mógłby bezstronniej osądzić i zasłonić biednego kapłana od przymusu chwalenia zmarłych, w których nic do pochwalenia niema.

— 17 —

[

(20)

— 16 —

[5] Nareszcie nauki rekolekcyjne, które w pewnej całości i powiązaniu przedstaw iają prawdy wieczne, zdolne podnieść grzesznika z upadku, i przypominają tajemnice z życia P ana Je­

zusa, jako drogę do nowego żywota. Nauki rekolekcyjne, podług metody św. Ignacego, dobrze przedstawione i sumiennie rozmy- ślane, są nieporównanej korzyści, szczególniej kiedy się mówi do osób całkiem oderwanych od rozpraszających zająć zwykłych, i skupionych w samotności. Oby co rychlej upadł u nas wszę­

dzie zgubny przesąd, że na rekolekcye tylko się księży za karę posyła. Oby przestano je odbywać dla czczej formy, ja k o kilka dni do przeziewania, i do przespania. Oby rekolekcye sumien­

ne podwoiły gorliwość w całem naszem duchowieństwie, jak się to stało i dzieje w Księstwie Poznańskiem, Oby i wierni prz y n aj­

mniej w ważnych wypadkach życia, ja k np. przy wyborze stanu, gotując się do dobrej śmierci przez staranną spowiedź z całego życia i t. p. korzystali z tego nieocenionego skarbu.

Radziłbym bardzo podczas odpustów i nabożeństw 40 go­

dzinnych po kilka dni w waszej Archidyecezyi trwających, je ż e ­ li jeden kaznodzieja nie podoła, niechby dwóch albo kilku ro ­ zebrało pomiędzy siebie nauki rekolekcyjne przeplatane katechiz­

mami; a wtenczas lud odejdzie nawrócony i nauczony. Nauki bowiem rozszyte, nie trzymające się jedna drugiej, choćby naj­

lepsze, nie wielki i zwykle tylko chwilowy i przemijający s k u ­ tek sprawują.

Mowy pogrzebowe tak są u nas zagęszczone, ta k zwykłe i powszechne, iżby o nich mówić można, jako o osobnym rodza­

ju zwykłego kaznodziejstwa—gdyby wolno było nadużycia pre- skrypcyą przyznać. W reszcie świata katolickiego czczą mowami pochwalnemi w Kościele tych duchownych lub wiernych, którzy wielkie zasługi w Kościele lub narodzie położyli i doszli do wyż­

szego stopnia doskonałości chrześcijańskiej. U nas rodzina każde­

go zmarłego obywatela uważałaby się za sliańbioną, gdyby katafalk nie był okadzony mową pochwalną, jak kadzi­

dłem. Do wydatku pogrzebu tak liczą honorarium za mowę po­

grzebową, j a k za wosk i świece. Biedny ksiądz miejscowy, pod

parciem nieraz kolatora, lub jego rodziny i potężnych parafian,

nie śmie odmówić tej posługi, i ma tak pod ręką formularz do

mowy pogrzebowej, jak do innych świąt w roku. A że tych

doskonałych chrześcijan zawsze, tein bardziej za naszych czasów

mało jeszcze; więc te najemne pochwały, śmiech, a niekiedy i

(21)

17

oburzenie wzbudzają w słuchających. Bossuct za czasów L udw i­

ka XIV wiele, bo ośm czy dziewięć mów pogrzebowych w calem życiu powiedział. O. Lacordaire, ile wiem, dwie czy trz y — a iluż to naszych kaznodziei, nie wychodząc ze swojej Dyecezyi lub p ro - wincyi zakonnej, powiedziało ich już po kilkadziesiąt. Wiem, że nadużycia gwałtownie znosić nie można — wiem, że do zwycza­

ju każdego kraju, ile można, bez grzechu stosować się potrzeba.

Otóż, ponieważ u nas pod świeżem wrażeniem dusze skłon- niejsze do przyjęcia słowa prawdy, a na pogrzeb sąsiada liczniej się zjeżdżają, niż na największe święto, radziłbym, korzystając z położenia, zwyczajów i okoliczności, postępować jak Skarga:

mało mówić o zwykłych zmarłych, a wiele o śmierci i gotowaniu się do niej przez dobre życie. Tym sposobem choroba mów pogrze­

bowych może się dla wielu w lekarstwo ohrócić. Byłoby do ży­

czenia, aby duchowieństwo parafialne zostawiło sąd biskupowi, czy wypada z kazalnicy wychwalać życie danego zmarłego, bis­

kup, wyższy położeniem, daleki od nacisku miejscowego, mógłby

bezstronniej osądzić i zasłonić biednego kapłana od przymusu

chwalenia zmarłych, w których nic do pochwalenia niema.

(22)

IV.

Po tern wszystkiem, cośmy dotjchczas powiedzieli o warun­

kach i przymiotach zewnętrznych, jak i o różnych rodzajach ka­

znodziejstwa— dodamy nakoniec cokolwiek o duchu wewnętrzym i tajemnicy dobrego i płodnego opowiadania słowa. Otóż kazno­

dzieje powinni przedewszystkiem pamiętać, że nie opowiadaj^

słowa swego, ale słowo Boże, że nie opowiadają siebie, ale Chryj- stusa Pana. 1 przeto nie powinni zajmować się sobą, ale dusząc mi, do których mówią, podług ich potrzeb, stopnia wykształcenia i usposobienia. Wciąż się brzydzić, jako grzeszną zalotnością i rodzajem świętokradztwa, popisywaniem się wszelką świecką re ­ toryką i Iudzkiem mędrkowaniem, co Apostoł nazywa pochlebne- mi słówkami ludzkiej mądrości. (I Corint. 11, 4) Wiemci dobrze, wiem z osobistego doświadczenia, że Bóg nieraz posługuje się najniegodniejszemi narzędziami dla dobra dusz, które chce na­

wrócić albo uświęcić — ale wiem także, że prawdziwy zwykle jest pewnik, że nikt tego innym nie da, czego sam nie posiada.

Aby w innych obudzić wiarę, trzeba j ą mieć żywą; aby zapalić w sercach bliźnich miłość Pana Boga, trzeba nią płonąć; aby przekonać, trzeba być przekonanym. Czują dobrze słuchający, czy to, co kaznodzieja im poleca, jest w nimże samym praw dą i ży ciem, a tern więcej skutku wywrze kaznodzieja, jeżeli słuchający będą przekonani, że on więcej czyni, niż od nich wymaga. A za­

tem życie niepokalane i pełność ducha Bożego stanowią prze­

dewszystkiem apostolskiego kaznodzieję.

Więc co do treści, każmy mądrość Bożą, podług nauki Ducha Św. (Corint 117. 3.) a co do sposobu, mówmy przedewszyst­

kiem w okazaniu ducha i mocy (Corint. 114.) a zresztą z go­

dnością, z prostotą, ale bez prostactwa 1). Z namaszczeniem i ') Lud lubi k ied y mu każą w p rzystępnym i zrozumiałym języku, ale nie lubi, k ied y k a zn o d zieje p rzed rzeźn iają niejako jeg o język , nie­

w o ln iczo go naśladując.

'i

(23)

19

wdziękiem odpowiednim rzeczy, pamiętajmy, że te dwa przymioty: wdzięk i siła dawały szczególną cechę i s ta ­ nowiły wybitne piętno kaznodziejstwa Chrystusowego. Czy­

tamy bowiem w Ewangelii, iź się wszyscy dziwowali nad nauką Jego, albowiem nie była jak o piśmienników i faryzeuszów, ale w mocy (t. j. pełna mocy) była mowa Jego (Luk IV. 32.) 1 znowu, że się wszyscy dziwowali słowom łaski t. j.

pełnym wdzięku, płynącym z ust Jego (Luk. IV. 22).

Oto niewątpliwe warunki dobrego kaznodziejstwa. Ponie­

waż wszelka piękność rzeczywista— duchowna, z wewnątrz pły­

nie, jeżeli tylko kapłan będzie człowiekiem modlitwy i miłośnikiem dusz, Krwią Chrystusowąjodkupionych— słowo Jego znajdzie odpo­

wiednią formę i godne wyrażenie, i ruchy stosowne; będzie do­

brze kazał, a co więcej będzie grzeszników nawracał, a sprawie­

dliwych do coraz wyższej doskonałości pociągał.

Tyle niech starczy o kaznodziejstwie. Mamy teraz przejść do trudniejszej umiejętności: spowiadania, kierowania, wychowa­

nia słowem dusz Bogu.

(24)

Przystępuję ze drżeniem do tej drugiej części mojego k a z a ­ nia, nieporównanie trudniejszej od pierwszej. Kierowanie dusza­

mi jest to umiejętność nad umiejętnościami ars artium . Jest to kaznodziejstwo nie już publiczne, (z którego każdy bierze, co mu potrzebne), a nadto będące pod nadzorem władzy, ale nauczy­

cielstwo każdej duszy pojedynczo wziętej, powagą z góry i pod okiem Boga samego opracowane; a przeto każdy błąd, każda pomyłka kapłana, sędziego, lekarza, mistrza może stanowić o

losie wiecznym duszy, i dziecka duchownego, i samego Ojca.

— Chwała Bogu za dar pokory, jęki ci daje— mógłbym na­

wet dziwić się, żeś do mnie się zgłosił. Masz więcej nauki o d e.

mnie, wszystko, czegoś się nauczył, świeżo ci jeszcze w parnię, ci! — ja w tem niższy od ciebie, mam za sobą tylko kilkanaście lat więcej doświadczenia kapłańskiego. Ale nie mogę zaprzeczyć, że jak do leczenia ciał sama teorya nie wystarcza, tak nie wy­

starcza tem bardziej do leczenia dusz—i p ra k ty k a bodaj czy nie ważniejszą stanowi część tej umiejętności. To cię zapewne pobudzi­

ło do zgłoszenia się do mnie, to mnie ośmiela do odpowiedze­

nia tobie, o ile w jednym liście, w przedmiocie tak niezmier­

nym odpowiedzieć można.

Obym choć ważniejszych punktów trafnie dotknął i podał pewne prawidła, jako wytyczne w tej łatw o błędnej drodze!

Mówmyż naprzód o spowiedzi samej, a potem powiemy o dy- rekcyi. Co do pierwszej części, z góry cię ostrzegam, powiem pełno rzeczy całkiem ci niepotrzebnych, bo aż nadto dobrze zna­

nych. Ale ponieważ wywołałeś ten drugi list, pozwól, że go umieszczę w jakiem piśmie kościelnem—w nadziei, że może te uwagi zdadzą się któremu z młodszych naszych spółbraci.

Pamiętam, jak ą szkodę poniosła dusza moja w pierwszej młodości, wskutek pośpiechu i niestaranności spowiedników.

Spowiadałem się dzieckiem w szkołach, spowiadałem młodzień­

(25)

cem w uniwersytecie — nigdy mnie spowiednik o nic nife zapy­

tał, nigdy słowa upomnienia i nauki nie dał, i pomimo różnej możności i liczby grzechów, zawsze naznaczył trzy Zdrowaś Ma- rya za pokutę i dawał rozgrzeszenie. Był to zwykle zakonnik zaproszony do tej posługi, który tylko myślał, jakby co- prędzej dojść do końca z taką rzeszą penitentów. I jaki był te­

go skutek dla mnie w szczególności? Oto, że choć mnie Bóg (jak później zrozumiałem) wyraźnie do siebie pociągał, pobudzał wewnętrznie, i ja m się brał do dłuższej, gorętszej modlitwy — pozbawiony nauki, rady, kierunku, znowum odpadał w dawną letniość. Gdybym był spotkał prawdziwie ojca duchownego, był­

bym już wtenczas, zapewne, zrozumiał powołanie Boże do słu ­ żby Jego, uniknął wiele złego, miał mniej do naprawiania, ucze­

nia się i nabywania.

Otóż. wskutek drogo opłaconego osobistego doświadczenia, uważam za pierwszą i niebezpieczną wadę w spowiedniku po ­ śpiech (bo już przypuszczam dostateczne wykształcenie naukowe, i nawet pewną gorliwość o dobro dusz krwią Chrystusa Pana odkupionych.) Niektórzy się śpieszą ze źle zrozumianej gorli­

wości, aby jak największej liczbie dusz usłużyć, nie myśląc, że i im wszystkim, i sobie samym niezmiernie szkodzą. Wiemci dobrze, że przy tak małolicznem duchowieństwie, a natłoku spo­

wiadających się, już to spowiedzią Wielkanocną, już na odpu­

stach, niepodobna tyle czasu i stara n ia poświęcić, ileby mógł kapłan, mający tylko kilka pobożnych dusz do prowadzenia; ale jednak trzeba tyle dać czasu i zachodu, aby grzesznik odszedł usprawiedliwiony rzeczywiście, a nie oszukany. Lepiej jednego penitenta dobrze wyspowiadać, niż dziesięciu źle. Za tych, k tó ­ rych nie zdążymy wyspowiadać, ńie odpowiemy przed Panem Bogiem; odpowiemy za każdego, którego źle wyspowiadamy.

-4. i im samym najgorszą usługę oddajemy. Boć gdyby nie zdą­

żyli tą razą dobrze się wyspowiadać, mieliby tylko niedogodność sz>ikania nowej sposobności; ale wiedzieliby, że są w grzechu, chorzy, szukaliby lekarza i lekarstwa, tymczasem źle wy­

spowiadani, odchodzą z przekonaniem, że są zdrowi na duszy, Przyjtnują Ciało Pańskie na grzechy niespowiadane lub nieżało- wane, \ których już nigdy może spowiadać się nie będą; a wtenczas bez szczególnego ostrzeżenia Bożego, bez dobrej spo­

wiedzi z całego życia, w ciągu życia, czy pod jego koniec, są na

drodze potępienia.

(26)

— 22 —

Jakże pogodzić tą potrzebę wyspowiadania wielu z obow ią­

zkiem wyspowiadania dobrze?—Oto przez pytania kładzione traf­

nie i ostrożnie penitentom. Naprzód spowiednik ze sposobu spo­

wiadania się może odgadnąć stopień oświaty i nauki katechizmu *).

Jeżeli widzi, że ma z nieukiem do czynienia, niech, nie tracąc cza­

su, nie pozwalając, by opowiadaj w sposób długiej powieści swo­

je grzechy, pyta z kolei o przekroczenie przykazań Bożych, ko­

ścielnych, dopełnianie lub niedopełnianie obowiązków stanu i t. p 0 liczbę każdego grzechu, lub czas trw ania w jakim nałogu,

niech się potem zapewni, czy zna prawdy niezbędne do zbawienia, 1 akty cnót teologicznych, a jeżeli nie, lub niedokładnie, niech pierw szy wyłoży (polecając nauczyć się lepiej do następnej spo­

wiedzi) drugie każe za sobą powtórzyć, a zapewniwszy się o szczerości żalu, niech rozgrzeszy, nie odsyłając, aż się nauczy; bo albo odeśle do drugiego, który podobnie nie zechce sobie zadao pracy, albo co prędzej odeśle do kogo, który o nic nie pytając, rozgrzeszy. Błogosławiony Leonard de porto Maurizio, reformat, sławny misyonarz włoski zeszłego wieku, powiada (i daje ku temu schemat), że-w ten sposób podejmuje się wysłuchać spowiedzi z całego życia w dwadzieścia minut; istotnie można to uczynić z grubego, to jest wydobyć grzechy śmiertelne, kiedy nie zacho­

dzi zawikłanie kwestyi restytucyi i t. p. — Nieuków więc pytać trzeba, trzeba pytać dzieci, wszakże z wielką ostrożnością, mia­

nowicie panny, aby czasem, dowiadując się o złem popełnianem, nie nauczyć jeszcze nieznanego. Niestety! niewinność zupełna rz ad­

sza jest, niż się powszechnie pobożnym i troskliwym matkom zdaje. Choćby zgorszenie nie przyszło od ludzi, od towarzyszek, od sług— szatan i zepsuta natura uczą nieraz, dziwnie wcze­

śnie, tajemnic nieprawości. I że znowu niewinność zupełna spo­

tyka się daleko częściej, niż się ludziom zepsutym zdaje, zdale- ka tylko i stopniowo, z wielką przyzwoitością wyrażeń pytai można. Wtenczas dusza niewinna nie zrozumie nawet, o co cho-

') S p ow iad ając W K rakow ie, sp otyk ałem w ieśn ia k ó w i W ieśniacz­

ki tak dokładnie spow iad ających się, jak w e Francyi, z określeniem rodzaju grzechu, p rzytoczen iem o k o lic z n o śc i, zw ięk sza ją cy ch lub zm niejszających w a żn o ści w iny lic z b ę k a żd eg o grzech u i t. p. spytałem s ię ich, z jakiej byli parafii i n astępnie w iedziałem b e z pytania skąd p rzychodzili; p o ch o d ziło to stąd, ż e k s. p r o b o s z c z zadaw ał so b ie pracą:

i o s o b iś c ie a starannie katechizm w ykładał.

(27)

— 23 —

dzi, odpowiedzi jej rychło to pokażą. Gdyby jednak była nie­

pewność i niebezpieczeństwo możebnego zgorszenia, lepiej zanie­

chać, choćby też grzech materyalny pozostał w duszy.

Ważny je st zapewne rachunek sumienia, a u spowiadających się r a z do roku trudny i prawie niepodobny; ale tą ważność powszechnie u nas, niewiasty szczególniej, przesadzają, ze szko­

dą innych warunków, niezbędnych do dobrej spowiedzi. T ak się nim trudzą, że bezsenną i gorączkową noc je d n ą , albo i kilka poprzedzających spowiedź, przepędzą. Nie dziw przeto, że częstej spowiedzi się lękają, sądząc, iżby często przez podobne tortury przechodzić trzeba; a co gorsza, tak są strudzeni i wyczerpani na duchu, że już nie mogą zdobyć się na żal prawdziwy, i działania laski w duszy zrozumieć nie umieją.

A przecież rachunek sumienia dla odbywających go codzień, dla spowiadających się częściej je st bardzo łatwy; jest to po pro­

stu zsumowanie przewinień, które się już zapamiętało, w celu oskarżenia na następnej spowiedzi. Dla spowiadających się rz a d ­ ko, dla nieuków, spowiednik może być wielką pomocą, może być wszystkiem; ale czego spowiednik dać nie może (choć może być pomocą i pobudką), to żalu prawdziwego, bez którego najdokładniejsze wyznanie grzechów na nic się nie zda.

Otóż to drugi punkt, zdaniem mojem bardzo ważny, na któ­

ry wierni u nas, a może i spowiednicy nie dość baczności dają.

Wierni, biorąc dosłownie wyrażenie, że trzeba opłakiwać grze­

chy, silą się na łzy fizyczne. Niewiastom nie trudno ło przycho­

dzi, a i mężczyznom, jeżeli szczególniej zaglądają często do b u ­ telki, za lada wzruszeniem łzy z oczu gradem lecą. Dobre są łzy, kiedy pochodzą z ducha skruszonego, ale nie są konieczne. Du­

sza skruszona płakać może niewidomie; zwykle żal bardzo g łę ­ boki niemy jest, suche ma źrenice, Otóż powszechnie wierni, za­

jęci ucieraniem łez, myślą, że mają żal bardzo żywy, a tymcza­

sem te łz y są często czysto ludzkie, i z pobudek przyrodzonych pochodzące; a które często nie usprawiedliwiają człowieka. Kto żałuje dlatego, że grzech przyprawił go o utratę zdrowia, ma­

jątku, dobrej sławy i t. p. jeszcze nie ma żalu prawdziwego; bo tylko żal nadprzyrodzony, ze względu na Boga (Najwyższe Do­

bro) obrażonego, usprawiedliwia człowieka, a im więcej miłości w tym żalu, tem lepszy. Otóż spowiednicy powinni uczyć w ie r­

nych, i pilnować przy spowiedzi, i pomagać im, by się za łas­

ką Bożą zdobyli na żal prawdziwy, nadprzyrodzony. Odprawia­

(28)

24

nie od konfesjonału kogo, dlatego, że nie widać w nim zna­

ków prawdziwego żalu, bez zadania sobie uprzednio pracy do obudzenia go w nim, jest bardzo niebezpieczne, a złajanie g ł o ­ śne, trzaśnięcie drzwiczkami, ciężko jest grzeszne ze strony spo­

wiednika; bo tak odprawieni, często nie prędko powrócą, niekie­

dy ledwo w godzinę śmierci zdobędą się na nową spowiedź, niektórzy nigdy; otóż krew t. j. potępienie takich dusz obryzga spowiednika niecierpliwego i gbura. W duchowieństwie francus- kiem wkradł się był zwyczaj (zaraza Jansenizmu) odkładania rozgrzeszenia każdemu, który się od kilku miesięcj nie spowia­

dał; choćby też przedstawił wszystkie warunki dobrego usposo­

bienia. Co się czyni z konieczności z nałogowymi a niepopraw­

nymi grzesznikami, to niejako za stałe prawidło postępowania byli przyjęli z niezmierną dusz szkodą. Bo często robotnicy, słu­

żący, odsyłani tak długo bez rozgrzeszenia, w końcu całkiem spowiadać się przestawali. Wszakże wpływ teologii św. Alfonsa Liguorego, (którego się trzymać z bezpiecznem sumieniem mo­

żna, ja k zapewnił Grzegorz XVI) upowszechnionej przez dzieło kardynała Remeriskiego, wydane w języku francuskim (i na pol­

ski w Warszawie przetłómaczone), tudzież O. Goury S. I. Sca- vini (ego) i innych, rygoryzm francuski już prawie wyniszczyły.

Dałby Bóg, abyśmy mogli od opowiadających się otrzymać to wszystko, czego św. Alfons wymaga. T a k dziś mało wiary i szlachetności dla Boga w powszechności wierzących, że powin­

niśmy naśladować całą wyrozumiałość i łagodność Chrystusową, bylebyśmy byli pewni, że trzymamy się zasad K ościoła Rzym­

skiego. O! starajm y się każdego, którego Bóg nam przyśle, dla Boga pozyskać. Nieraz udaje się najbardziej nieusposobionych cierpliwością, serdeczną nauką najlepiej usposobić. A jeżeli na- razie kogo rozgrzeszyć nie możemy, odprawmy go z taką uprzej­

mością, aby nie miał trudności wrócić po raz Irugi.

Jakkolwiek przed naznaczeniem pukuty i rozgrzeszeniem, dobrze jest nauczyć grzesznika i podać mu środki już do zwal­

czenia swoich namiętności, już do nabywania cnót, wszakże po­

nieważ toby nas przerzuciło do drugiej części naszego zadania, (bo nauka należy już do dyrekcyi dusz; bez nauki spowiedź mo­

że być dobra i ważna) powiemy wprzódy nieco o pokucie s a k ra ­ mentalnej.

Wiemy dobrze, że pokuta sakramentalna, nieporównanie wię­

cej jest zadośćczynna od pokut, które sami sobie nałożyć może­

(29)

— 25 —

my — a je d n a k powinniśmy się stosować do ducha Kościoła, który po przejściu pierwszych wieków gorliwości, dbając o to głównie, by dusze od potępienia zachować, nie nakłada pokut, któreby całą karę doczesną, za grzechy należną, zmazały,—i ow­

szem ułatwia środki wypłacenia się Bogu odpustami. Nie można przeto chwalić metody nakładania ciężkich i długich pokut przy spowiedzi, które powszechnie nie otrzymuje zamierzonego sk u t­

ku i obciążają tylko sumienia pokutników, którzy ich nie dopeł­

niają. Naznaczyć młodej osobie pokutę na rok cały, choćby nie­

zbyt ciężką, jest to samo, co wystawić j ą na niedopełnienie jej przynajmniej w znacznej części, i odstręczyć od spowiedzi. Czy- by nie lepiej było przepisać pokutę aż do następnej spowiedzi, coby właśnie penitenta pobudzało do jej przyśpieszenia? Obar­

czyć kogo długimi pacierzami i modlitwami z książki j e s t to samo, co go wystawić na odmawianie ich z niechętnem ziewa­

niem; tymczasem zobowiązanie do poświęcenia choć kilku minut tylko co wieczór na rachunek sumienia, i nie przeciąży i nie­

zmiernie większą korzyść przyniesie od długich pacierzy. Nieste­

ty! i tu już się nieraz- odbija osobistość spowiednika. Spowie­

dnik zwykle nakłada to, co sam czyni i za lepsze uważa. Ma więa pew ną receptę ogólną, ja k owi lekarze empirycy, którzy wszy­

stkich chorych: wszelkie choroby jednem lekarstwem, jeżeli nie leczą, to kuszą się przynajmniej leczyć.

Słyszałem jed n ą penitentkę mówiącą:— mój Ojciec duchowny bardzo dobry, ale chciałby, aby wszyscy, ja k on sam, chlebem i wodą żyli, i jeszcze dyscyplinę brali.

Otóż niektórzy spowiednicy nabożeństwo dość je ­ szcze powszechnie pokładają, na długich pacierzach i modlitwach ustnych, gdy tymczasem daleko jest ważniejsza, krótsza modlitwa myślna, (jak poniżej po­

wiemy) — i na ostrościach cielesnych. Bynajmniej ja ich nie P°tępiam, ani odrzucam, owszem, powiadam, fakt niewątpliwy, iż nikt się nie uświęcił, kto w pewnej mierze i ciała nie umartwił.

Jako środek poskromienia namiętności jeszcze nieumartw ionych—

są one niezbędne; ale i tu jeszcze baczyć trzeba na czasy, oso­

by, i chwile stosowne. Niewątpliwą je s t rzeczą, że nowe zako­

ny coraz mniej ostrości obowiązkowych wprowadzają; reformu­

jące się zakony muszą cierpieć pewne zwolnienia co do trapie­

nia ciała. Dlaczego? bo zdrowie powszechnie podupadło. W kla­

sach wyższych mnóstwo najszczerzej pobożnych osób nie może

(30)

— 26 —

dopełnić przepisanych postów Kościoła, i musi żyć dyspensami jakże tu nakładać jeszcze dodatkowe umartwienia bez wieł-_

kiej roztropności i miary? Zresztą, ostrość życia szczególniej dla po czątkującyck je s t niebezpieczna dla duszy samej, bo żywi u k ry ­ tą miłość własną (tę myśl, że je s t się czemś lepszem od innych), a całą podstawą życia duchownego je s t właśnie wojna nieubłagana przeciwko miłości własnej, aż do jej umorzenia, a przynajmniej przetrącenia i obezwładnienia. Ważniejsze są zatem umartwienia ducha, próżności, ciekawości i t. p. Pozwól, że w tym przed­

miocie przytoczę znakomitą powagę, sławnego mistyka i kazno­

dzieję zakonu św. iJominika, Jan a Taulera; w kazaniu na p ie r w ­ szą niedzielę po Trzech Królach '), mówiąc o doskonale na­

wróconych (w których duszy Bóg się narodził) pyta się „czy nie po­

winien on się ćwiczyć w uczynkach pokuty, i czy nie staje się winnym niedbalstwa, zaniedbując ich? Wszystkie te uczynki jako czuwanie, posty, łzy, modły i t. p. sypianie na twardem. . . są nam przepisane, albowiem ciało i zmysły w ciągłym są buncie przeciwko duchowi i że ciało r a d nim przemaga. T rw a przeto między nimi walka i bójka nieustanna. Ciało tu na ziemi jest bardzo pyszne ze swojej siły, bo je s t że tak rzekę, u siebie w domu, albowiem ziemia jest jego ojczyzną, i św iat mu posiłkuje.

Wszystko tu się sprzysięga na jego korzyść, przyjaciele, jedze­

nie, picie, wygódki życia — wszystko to jest, przeciwko duchowi, który na tym padole w wielkiej się nędzy znajduje Ale ma on w niebie swoją rodzinę, swój ród i swoich przyjaciół; dla zna­

lezienia ich dość mu zwrócić ku niebu swoje myśli, i osadzić- tam swoją ojczyznę. Otóż dla wsparcia go w j e g o ; nędzy, dla osłabienia ciała i przeszkodzenia, by nie przemogło w tej walce nad duchem, nakłada rnu się wędzidło pokuty, aby się duch mógł mu obronić i trzymać je w jasyrze pod swojem panowaniem.“

„Ale jest (powiada) węzeł i ciężar tysiąc razy mocniejszy od uwięzienia i utrudzenia ciała, a je s t nim miłość, i ten też wła­

śnie najtrudniej znosić. Miłość to główny przedmiot skarg i wy- 1 Serm ons de Iean Tauler, le D octeur Illumine, traduit de) 1‘ Alle- mand par Mr. C harles Tome I Paris 1855 P o u ssielg u e. 23 Rue S ain t-S u lp ice. Tern chętniej przytaczam T aulera, którego narazie mam pod ręką, że jego in sty tu cy e w y szły w Krakowie w przekła­

dzie polskim , i życzę ci ie sobie bardzo nabyć, lepiejby czytać w orygi­

nale niem ieckim , bo przekład polski, zdaje się, u czyn ion y je s t z ła ciń sk ie­

go, w iernego, ale rozw lekłego tłóm aczenia. W rozprawach B ossueia z Fenclonem o Kw ictyzm , Tauler często przytaczany, jako powaga n ieza­

przeczona.

(31)

27

rzutów Boga względem nas. Miłość jest podobna do wędki ry­

baka. Aby się ryba na nią złapała, trzeba, aby się jej chwyciła, ale jak skoro to uczyni, rybak pewny, że ją dostanie, choćby też od brzegu uciekła. T ak się ma rzecz z miłością, kto raz na ten żer złapany,— trzymany je s t węzłem najmocniejszym, ale ten ciężar mu lekkim. Mocą miłości więcej otrzymujemy i czynimy skorsze postępy, niż wszelkiem trudzeniem się i ostrościami p o ­ kuty. Przy miłości znosimy i wytrzymujemy cierpliwie wszystkie próby, jakie Bóg nam zsyła, i przebaczamy szczerze wszelkie złe, które nam czynią. Nic nas bardziej do Boga nie zbliża, i tyle do Niego nie przywiązuje, ile słodki węzeł miłości. Kto raz znalazł drogę miłości, już innej nie szuka, kto raz tę węd­

kę połknął, tak dobrze schwycony, iż ręce, nogi, usta, oczy, serce i wszystko, co w nim jest, do Boga należy. Jeżeli chcesz zatem zwyciężyć twoje ciało i rozkoszom jego zapobiedz, nie masz ku temu lepszego środka od miłości, bo jest napisano: „mi­

łość mocna ja k śmierć, i tw arda jak piekło“ . „Śmierć oddzie­

la duszę od ciała, ale miłość odrywa ją od wszystkiego. Dusza, (zraniona miłością), nie może znieść, co nie jest Bogiem, albo co od Boga nie pochodzi (dodam lub co do Boga nie prowadzi.) Zajętemu taką walką, i któremu główną zbroją miłość, obojętne, co czyni lub nie czyni, obojętne mu nawet, czy co czyni lub nie.

Uczynki jego miłosierne korzystniejsze są jem u samemu i d r u ­ gim; przyjemniejsze Bogu od p ra k ty k tych wszystkich, którzy, chociaż wolni od grzechu śmiertelnego, są jednak w niższym sto­

pniu miłości. Spoczynek jego korzystniejszy od czynności d ru ­ giego. Chwyćże się tego lepu i daj się na tę wędkę złapać, im będziesz mniejszym, tem wolniejszym zostaniesz. Daj nam, Boże, być schwyconymi i wyzwolonymi w ten sposób, Amen.“ Tak mó­

wi Tauler, żyjący w wiekach średnich jeszcze, kiedy ostrości cielesne były daleko powszechniejsze, i zdrowia lepsze. Ostatnie słowa znakomitego mistyka przypominają mi system at nowożyt­

ny spowiedników, wyrażony pod wpływem utylitarnych wyobra­

żeń wieku, który nabożeństwo o tyle ceni albo znosi, o ile pro­

wadzi do uczynków miłosiernych, mianowicie cielesnych, powszech­

nie zatem spowiednicy zapędzają nawracające się, lub goręcej się do Boga biorące dusze, do dobrych uczynków' na zewnętrz.

A przecież przedewszystkiem zabezpieczyć trzeba duszę własną.

Karcenie duszy, ja k ciała, wymaga czasu, spokoju, ostrożności; na­

stępnie pierwszym dobrym uczynkiem j e s t dopełnienie doskonałe

(32)

— 28 —

obowiązków własnego stanu w domu; po ich dopełnieniu dopie­

ro reszty czasu i sił można użyć na zewnątrz, a że świat nie ceni, czego się nie dotyka, więc dlatego r»y to mamy zaniedby­

wać? Uczynki zaś dobre poza domem radzę polecać ile być może u k ry te i prawdziwie umartwiające. Bo dzisiejszy sposób zbiera­

nia się na liczne i głośne posiedzenia, rozprawiania, pisania i

drukowania protokółów sprawozdań i afiszów, wyprawianie ba-

lików, koncertów, granie teatrzyków amatorskich dla ubogich,

karmi tylko i rozwija miłość własną, tem niebezpieczniejszą, że

p o k ry tą pozorami miłosierdzia i służby Bożej. Jest to sposób

może korzystny w dzisiejszym społeczeństwie, ale przynajmniej

początkujących nie trzeba wystawiać na taką pokutę!

Cytaty

Powiązane dokumenty

narzekała bez przerwy, ale nikt nie miał już ochoty z nią dyskutować i kiedy w końcu się uspokoiła, nastała grobowa cisza, a podróżni zaczęli się porozu- miewać

W roku 2019 we wnioskach o przyznanie stypendiów, o których mowa w § 1 pkt 1, jako znaczące osiągnięcie odpowiednio naukowe studenta albo znaczące osiągnięcie w

Przy towarzyszeniu radosnych okrzyl ów setek angielskich turvstów (wzlot odbył sic w In t-rr'aken) wzniósł się balon prosto w górę. Dziwne uczucie ogarnęło

Organizacja szkolenia zamkniętego po prostu się opłaca- cena szkolenia zamkniętego dla 5 osób jest niższa, niż wysłanie 5 uczestników na szkolenia w formule

Nie żyjesz w yniosły czło w iecze, bo sam siebie... T em szczególniej od

chodząc do niej poprzez ukazanie rządzących tą rzeczywistością obiektywnych prawidłowości) i co sądził o klasowości tegoż (realizm ukazuje procesy społeczne, więc

Omawiając uwarunkowania określane religijno-kulturowymi, można zauwa- żyć, że obok dominujących pozytywnych postaw tolerancji czy akceptacji wobec zjawiska niepełnosprawności