• Nie Znaleziono Wyników

Z notatnika pamiętniczego Juljana Bartoszewicza rok 1843 : (fragmenty opatrzone wstępem i przypiskiem Kazimierza Bartoszewicza)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z notatnika pamiętniczego Juljana Bartoszewicza rok 1843 : (fragmenty opatrzone wstępem i przypiskiem Kazimierza Bartoszewicza)"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Z notatnika раmiętniczego Juljana Bartoszewicza

Rok 1843.

( C i ą g da ls z y ).

I J lipca

-1·). Od poniedziałku ciągły ruch w naszem gitnnazym, lubo to czas wakacyjny. Przy jech a ł niedaw no minister oświecenia, U w arow . Zgrom adzano nas tedy w poniedziałek i we wtorek dla przygotowania się do wizj^ty ministra, która odbyła się w środę b. m. Minister bawił od g. ί ο do 2. Z w ie d z ił wszj'stkie klasj'. W pierwszej i drugiej słuchał rosyjskiego i łacin}?, w trzeciej rosy jskiego, w czwartej historyi i g e o ­ grafii rosyjskiej, w piątej łaciny, w szóstej historyi powszechnej, w siód­ mej uczniowie czytali ro zpra w y rosyjskie, za które medal dostali. P o ­ tem pojechał minister do gimnazyum realn eg o. W cz o r a j bj'l na Lesznie, w poniedziałek na kursach prawnj?ch na egzaminie Miszkla i S zwaj- n i c a a). Zwiedzał także szkołę rabinów; chce w R o s y i coś podobnego założyć. W c z o r a j miał bj^ć obecn y na sesja R a d j' w ych o w a n ia publi­ cznego. O n egdaj przyjm ow ał w iz y ty d yrektorów , in spektoró w i wielu osób z powodu imienin cesarzowej. Z wielką biedą przychodziło z g r o ­ madzić uczniów w czasie wakacyi, a prze cież ich do 200 ogó ln a liczba dochodziła; szczególniej trzj? klasy niższe bj^ły liczne. S tę p iń s k i8) był chory, miejsce j e g o przez cale trzy dni zastępował Dominik 4). W orszaku U w a r o w a byli: Okuniew, Muchanow, L e w o c k i, Jarocki, Sophiano i pop Nowicki.

W c z o r a j byłem u X . Medarda dominikana. Odwiedziliśmy biblio­

tekę klasztorną po raz drugi. Naniosłem do domu dużo szpargałów

i broszur, które mi się bardzo przydadzą. Odniosłęm mu książki, któ- rem wziął, będąc po raz p ie r w s z y 26 czerwca.

21

lipca.

Dziś rano chodziliśmy z ojcem do Dominika B artosze­ wicza. Przyjech ał do niego niedawno brat j e g o rodzonj' z W iln a, Zj^g- munt, autor gramatyki i

znany

filolog. P r z e d kilku dniami byli u nas.

') D w a p i e r w s z e a r k u s z e notât z r. 1843 z a g in ę ły .

2) M is zk e l A n d r z e j w y k ł a d a ł „ S w o d “ p r a w ro s y jskic h , a S z w a j n i c liisto- r y ę p r a w a r z y m s k i e g o .

3) I n s p e k t o r g i m n a z y u m . 4) B a r t o s z e w i c z .

(3)

Z N O T A T N I K A P A M I Ę T N 1 C Z E G O J U L J A N A B A R T O S Z E W I C Z A .

261

T r z e b a by io oddać re w iz j ’ tę, aieśmj' n ikogo nie zastali. Pan Zygmunt p ierw sz y raz w W arsza w ie. W ra c a ją c wstąpiliśmy do Dubrowskiego, redaktora słowiańskiej D en n ic y (Jutrzenki). Poznałe m się z nim. Obie ­ cał mi dawać książki. Potem u Orgelb randa widziałem 19 Nr. P r z e ­ glądu Nau kow ego. Jest tam akt p ierw szy mojej Franczeski. Dałem go darmo Zmorskiemu; miał drukować w Jaskółce,— ale Dembowski wziąi mu gw ałtem i wydrukował w swojem piśmie.

P o obie dzie biegałem do Kossa. Jest to członek dyrekcja teatrów. U niego 'miała być moja Franczeska, bo oddałem ją całą w ręce Jasiń­ skiego z prośbą, ażebjr graną być mogła. Jasińskiemu oddałem w końcu maja— chciałem wcześniej, ale on był za granicą. D o piero jakoś kolo p o ło w y czerwca powiedział mi Jasiński, że ją odda do Biblioteki Snie- gockiemu, żebym się zgłosił do Biblio teki po 1 lipca i tam się do wiem o skutku. Istotnie zgłosiłem się,— ale Ś niegocki oddał ją K o sso w i. Już kilka razy byłem u Kossa, alem g o nie zastał; dziś poszedłem do niego prosto po lekcyi u pani Przyborow skie j. Kiectym mu przj^czynę o d w ie ­ dzin moich objawił, oświadczył mi z najwj^ższą radością moją, że sztuka jest cudna, dobrze prowadzona, a w iersz siłny, dobitny, energiczny. Prosił mnie, żebj'm dla efektu dorobił w końcu wierszy kilka od siebie. RzeC z jest piękna, praw dziw ie tragiczna, koniecznie w ięc graną być musi. „B ę d z ie graną, —

mówił

— niech się pan o to nie troska, — to rzecz moja, jeszcześmjr takiej sztuki nie mieli". Ta kich tysiące g r z e ­ czności słuchać, musiałem. Radził mi Koss udać się znowu do Jasiń­ skiego, bo jemu oddał Franczeskę. Jasiński p o w tó rz y ł mi to samo co Koss o dorobieniu końca. Przekonałem się, że istotnie rzecz się k o ń ­ czy nagle, za prędko. Siadłem więc i napisałem 6 wiers zj\ T e g o chciał właśnie Jasiński; Kossowri wzbraniałem się istotnie, bom sądził, że idzie 0 przerobienie końca całkiem, a tu właściwie szło ty lk o o kilka w ie r ­ szy. Rozpisaliśm y zatem role:

Franczeskę — grać będzie Chobrzyńska albo Estella Możdżeiiska. P aola — Kom orow ski,

Lancio tta — Chomanowski. G w idona — Karasiński.

Chciałem, żeb}' Halpertow a grała Franczeszkę, ale wjrjechała za granicę, bo chora, może więc grać, ale za trzy miesiące. Po dałem w ię c Możdżeńską. Jasiński radził mi Chobrzj-ńską. A u t o r tedy lub tłumacz może sobie wybrać aktorów, jakich mu się podoba. T o nie źle. Jutro tedy będą rozpisane r o l e — po rozpisaniu sztuka pójdzie do cen zury— 1 tak tedy za 6 tygodni, jak mówi Jasiński, Franczeska będzie graną.

26 lipca

1843 niedziela. Instytut panien w yn os i się do Puław;

rzeczji- już od dni kilkunastu zaczęto odw ozić. Z Instytutem jadą do

Puław od nas: Dominik (B a rto szew icz) za inspektora, w miejsce M i ­ lewskiego, Sierociński na język polski i pedagogik ę. Dominik będzie miał 9,000, t. j. 6,000 ja k o inspektor a 3,000 za wykład historyi. P r ó c z tych dwóch wakansów są u nas w gimnazyum 2 je s z c z e inne: K o ­ złowski podał się do dymisjń, a Radwański wychodzi, bo sparaliżowany. Bardzo więc być może, że się ktoś z naszych do nas dostanie. K o ­ zło w s k ie g o miejsce dostaje już p o d o b n o S trelzer z Radomia. Po dły , nikczemri}' człowiek, wlazł nam niepotrzebnie za kołnierz. Lesis z pewno awansować b id z ie na miejsce R a d w a ń s k i e g o — ja bym chciał dostać

(4)

2 6 2 Z N O T A T N I K A P A M I Ę T N I C Z E G O J U L J A N A B A R T O S Z E W I C Z A .

historj'Q po Dominiku w klasach wj'žszj-ch. Bo to jednakże co innego mówić do dzieci, a co in n e g o do ludzi. Wykładając- historyę w kl. V — V I I I byłbym praw dziw ym profesorem. A do wykładu tej historyi, du-

żoby

z nas miało ochotę: Teplickí, Jasiński, Bo łew sk i może. Gdyb}'m dostał historyę miałbym przynajmniej 2,400 i awans na rok przyszły byłby prędszjr, bo bj'łbym członkiem R a d y gimn. za sam przedmiot.

T y l k o znowu w yr zą d z o n o b y mi o g r o m n e g o figla, gd y b y się spraw­ dziło to, o czem mów ią powszechnie, że ojciec przeniesie się ze szkołą swoją do n o w o w yb u d o w a n eg o gmachu rz ą d o w eg o na ulicy Gęsiej. Było już od lat kilku postanow ienie cesarskie, żebjf w W a r s z a w ie za­ łożyć dla N ie m c ó w niemiecką szkołę. Minister teraz za bytnością swoją oświadczył, że ponie waż niema na to funduszu, trzeba jedną ze szkół obw odowjrch warszawskich na niemiecką przerobić, a że na M uranowie było tylko 60 uczniów w szkole w r. z., przeto ta szkoła ma być znie­ sioną. Tym czasem szkoła niemiecka najwłaściwiej byłaby na K r ó l e w ­ skiej ulicy, blisko luterskiej kirki. J W . Jenerał chce tutaj, na Freta w środku miasta. Mówią, że inspektorem tej szkoły ma być Schefer. Jen erał dla Schefera wszystko zrobi. Ztąd się w j'w od ziła pogłoska, która wczoraj nabrała jakiejś pewności, bo ojciec chodził do Sumiń­

skiego pytać się, a J. W . Sumiński oświadczył, że tak jest, nie inaczej, że cała Rada wych owan ia przeciw temu, a Jenerał chce tak, i tak. Jam się tem najw ięcej zmartwił, — bo nie mógłbym mieszkać z rodzicami, a pierwszybjr to raz przytrafiło mi się w życiu. Nie umiem go sp o d a ­ rz}' ć sam sobie, okradliby mnie. A zresztą, cóż za przyjemność, gdy- bym i razem mieszkał, siedzieć gd zieś na końcu świata, po m ięd y żydami, blisko P o w ą z ek i po grze bów . Jakże będzie wyjść gdzie na s p a c e r— do Ł a z ien e k albo Belwederu? Bie gał ojc iec wczoraj po obiedzie do H le ­ bowicza, prosząc go, żeby nie robił mu k r zy w d y takiej. Dziś będzie sesya — i dziś podobno Jenerał listy nauczycieli podpisze.

Onegdaj w ieczo rem (24 lipca) w z y w a n o nas wszystkich profe so­ r ó w gimnazyalnych i in spektorów szkół o b w o d o w y c h na sesyę. D y r e ­ ktor przeczytał reskrypt 'kuratora, w którym oświadcza wszystkim naj­ w yższe za dow o len ie U w arow a . Najniższe ukłony!

WTczoraj chodziłem z ojcem do Barto szew iczów. Dominik w y p r a ­ wiał właśnie W isłą s w o je rzeczy do Puław... Że n i się z panną K o ­ złowską z Gdańskiej P iw n icy. A zawsze skryty i w yjazdow i i żenieniu się zaprzecza... Panu Z y gm u n tow i WTarszawa nie piękna, nie brzydka; teatr znaczył coś, ale jak przyjechali W ło si, nie znaczy nic *). Gmachy piękne w W arsza w ie , to tylko zamek, pałac B rylo w ski i Kazimierowski. A l e i te piękności W a r s z a w y przytłumia ogrom do m ó w na w ielką skalę budowanych. R z e c z to szczeg ólna, że w szysc y Litwini, ilu ich tylko znałem, zawsze wrzeszczeli na Wrarszawrę. P o tem jednem poznać można każdego prawie Litwina.

28

lipca.

Do nas (do gimnazyum) z Leszna na miejsce Sierociń- skiego przybył S z u l c 2), — nie znam go jeszcze. Czło w iek to uczony,

M W y s t ę p o w a ł a w ó w c z a s o p e r a w ł o s k a . A u t o r p a m ię t n ik a w s p o m i n a p a ro k r o t n i e o niej, u n r s z ą c się z w ł a s z c z a nad ś p i e w a c z k ą A s a n d r i w partyi D e s d e m o n y . i na d O t e l l e m w y k o n a n y m p r z e z M o n t r e s o r a .

(5)

Z N O T A T N I K A Р А М . Ę T N I C Z E G O J U L J A N A B A R T O S Z E W I C Z A . 2 6 3

praw dziw y skarb dla naszego gimnazyum. N a j e g o miejsce poszedł od nas Z o c h o w s k i l). Z młodszj^ch ja je d e n tylko nie awansowałem, ależ bo jestem rok p ierw szy dopiero. Ojciec przenosi się na Gęsią. L ip iń ­ s k i 2) wychodzi na N o w y Świat... Szkołę niemiecką pomieszczą w salach b. uniwersytetu. Idą do niej: Now ic ki, Dzieszuk, i Lie der. Miejs ce szkoły w gmachu po paulińskim zajmie jakieś biuro wojskowe.

W ra ca ją c z kuratoryi wstąpiliśmy wczoraj z ojcem do Kapucjr- nów. O dprawia ł tam żałobne n abożeń stw o za Michała W it a n o w s k ie g o gubernatora c y w iln e g o augustowsk iego (zmr. 24 b. m.) ksiądz Chmie­ lewski administrator. Trafiliśmy na kazanie X-dza Bogdana. Nie podoba mi się w ym ow a je g o . O rg a n ładny i p e r y o d y okrągłe, czasem z w ro t s z cz eg óln y — deklamacya zawsze — to cala w y m o w a Bogdana. A sły- nieć on przecie w W arsza w ie , ja k o m ó w ca w ybo rn y. A zresztą, niech mi kto powie, co mówić o człowieku m ałe go imienia, małych cz y n ó w i małej sławy? Ż e byl poczciwj^m? — to wielka kwestya, c z y był takim istotnie, — że był katolikiem? — ależ to w iem y z tego, że g o w k o ­ ściele katolickim chowają, Owszem, ś. p. W ita n ow sk i nikomu dobrze nie zrobił. T o też m o w y na pogrzebach takich ludzi, są zawsze do sie­ bie podobne jak krople w ody. Byłem na po grzebie niedawno R o z tw o - row skiego 2) X . Bogdan miał także mowę. I tu, i tam, też same w i e ­ czne narzekania na śmierć nam zagrażającą, i tu i tam ogólniki, p rze­ chwałki i pochwałki ni w pięć, ni w dziewięć. D o czeg o to wszystko? Nic w ięcej nie d o w o d z i braku myśli w takich mowach, braku uczucia w ich autorze kiedy j e pisał, a więc nadzwyczajn ego, d r o b ia z g o w e g o m ó w tych podobieństwa, jak następująca okoliczność: Chwaląc W ita - riowskiego, — mówił Bogdan: „te zasługi, te czjmy, ta go rliw o ść — (i w tem nagle zapomina o kim mówi) R o z t w o r o w s k i e g o “ — spostrzegł się zaraz i poprawił; „ W i t a n o w s k i e g o “ .— b y ły powodem, że Naj. C. i K r ó l JMC, raczył go ozdobić o r d e r e m “ i t. d. Do czego o rd e r y w m o w ie p o g r ze b o w ej? P o kazaniu i requiem, proeesya poszła do g r o ­ bów. I ja tam poszedłem Czytałem w iele nagrobków osób historycz­ nych. P ie r w s z y raz byłem w tych grob ach. K ilk a dat utkwiło mi w pa­ mięci. N a grobki wszystkie w artoby wj'pisaé, bo są i ważne. T e r a z moda grzebać się u Kapucynów . E leg a nck ie to grob }' — pcha się tu każdy, co ma pieniądze.

2ę lipca.

Zobaczyłem p ierw szy raz A leksandrow icza. W ponie­ działek, przyjechał do W a r s z a w y , odwiedził mię wczoraj. Będzie to czło wiek co uwieczni imię sw o je w dziejach botaniki. U mieszczony w gimn. real, na 2,400 zip.4).

28

września.

Franczeska moja będzie grana w pierwszej p o ło ­ w ie października. Z tego powodu poznałem się z K o m o ro w sk im akto­ rem, który dostal rolę Paola. Jest to aktor z powołania, artysta, czuje, rozumie sztukę; znać to z j e g o ro z m o w y. M ó w i z zapałem. Dziękował

‘) Feli ks, g ra m at yk . 2) T y m o t e u s z , w s p ó ł a u t o r S t a r o ż y t n e j P o ls ki, p a r e m i o g r a f . W z m i a n k a o nim w e w s tę p ie . s) A n to n i R o z t w o r o w s k i taj n y radc a, s e n a t o r zm. 1.843 r. J) J e r z y A l e k s a n d r o w i c z , k o l e g a a u t o r a z u n i w e r s y t e t u pe ter s, p o te m p ro f. S z k o ł y G ł ó w n e j , u n iw e r s y t e tu , dyr. o g r o d u b o ta n i c z n e g o i t. d.

(6)

264

Z N O T A T N I K A P A M I Ę T N I C Z E G O .1ULJANA B A R T O S Z E W I C Z A .

mi za śliczną rolę swoją. B y ł u mnie już trzy razy. P ie r w s z y raz p r zy ­ prowadził g o do mnie Józ. Ćw ie rczakie w ic z. W zeszłą niedzielę p r z y ­ niósł mi rę kopis Franczeski z cenzur}', rękopis teatralny do popraw y miejsc źle przepisanych. Rękopis o p ra w n y miał Nr. 179, oddany b y ł do cenzury 2 7 lipca a Jł. O ku n iew 1 sierpnia podpisał p o z w o len ie r e ­ prezentow ania sztuki na scenie. 25 b. m. oddałem Kom orow skiem u rękopis.

29

października

grali pie rw szy raz Franczeskę. Oklaski sztuce sypano rzęsiste. T e a t r był natłoczony. K o m o ro w s k i grał jak tylko mo­ żna najlepiej; z p ierw szego przedstawienia Franceski dojrzałem, że ten czło wiek istotnie na w ielk ieg o stw o r z o n y artystę. Chomanowski także w ca le nie źle wystąpił — gra j e g o odznaczała się uczuciem. Chobrzyń- ska psuła wszystko: kie dy mówiła, była i akcya i gra naturalną, ale kiedy słuchała, co jej mówił Paulo w 3-cim akcie, twarz jej świeciła zimnem, obojętnością. W s z y s c y żałowali, że nie gra Halpertowa. Okla­ ski zabrzmiały hucznie, kie dy po 5-tym akcie zapytano o tłomacza i K o ­ m orow ski mnie wymienił.

23

listopada.

„Eu fe m ia “ — oddałem w sobotę K o sso w i ’ ). W cz o r a j zaniosłem drugi egzemplarz na sesyę Biblioteki W arsz . A l e nie nade­ szła kolej na mnie. Czytał T y sz y ń sk i jakieś p o e z y e — tych nie przyjęto. P r zy ję to tylko jakiś artykuł p r a w n y Bachmana i rozpraw kę L e n a rd a z Hrubieszowa, o język u polskim na Śląsku. „ B it w ę pod Park an am i“ , tłumaczenie T a r n o w s k ie g o z Ko ch ow sk ie go , oddano na przejrzenie Stronczyńskiemu. „Z e m s tę pana B o le s t y “ , po wieść Cieszkowskiego, przyjęto. Po zn a łem tu w iele figur literackich. P o fiz y o g n o m ii T y s z y ń - skiego wcale domyśleć się nie można, że to myślący autor „ A m e r y ­ kanki“ ; w tonie j e g o i w y m o w i e jest coś ruskiego. Był i w ie lk i czło­ w iek p. Szabrański, L e o n Łubieński, Ty m o te u s z Lipiński, jakiś pan Gąsiorowski, Kurc, W ilkoń ski, W a g a , Łabęcki, autor dzieła o „ G ó r n i ­ c t w i e “ , Bachman autor ro z p ra w k i prawnej, Cyprysiński, Wrolski W ł o ­ dzimierz, Przystański i kilku innych. W o l s k i obiecał mi na przyszły raz przynieść dramata niemieckie do tłumaczenia. Sam teraz przełożył dramat Gutzkowa: ..Saważ“ czy coś i oddał Halpertow ej. Dziwił się, żem nie wziął p ien ięd z y za Franczeskę. Znałem ja g o dawniej jeszcze, za czasów Zm orskieg o. S esya zaczęła się o 7 1/4, skończyła się o w pół do ю -ej. Obiecałem W ójcic k iem u artykuły historyczne. Trze ba by jaką powieść historyczną napisać. U W ó j c i c k i e g o p ierw sz y raz byłem w n ie ­ dzielę 12 b. m. prosząc o przy jęcie artykułów i obiecując wiele. W c z o ­ raj mi mówił, że mieli 1,000 przeszło prenumeratorów, teraz do 800, winą dawnej redakcyi. Sam o utrzymanie pisma i administracyi wym aga 48,000 złp.

1844.

i )

lutego.

Dziś byłem p ierw szy raz w m etryce koronnej u B e n t­

kow skiego. Przepisałem dyplomat nobilitacyi H ozyu szów . Prosiłem

') „ E u f e m i a M e s s y ń s k i e g o “ ; d r u g ą t r a g e d y ę S i l v i a P e l l i c o t łu m a c zy ł a u t o r p a m ię t n i k a r ó w n i e ż w i e r s z e m . N i e w y s z ł a z d r u k u — r ę k o p i s z a g in ą ł.

(7)

Z N O T A T N I K A P A M I Ę T N I C Z E G O J U L J A N A B A R T O S Z E W I C Z A .

265

o ten dyplomat uczonych przez Ku ry era 7 b. m. Odpisał mi 11 b. m. Bentkowski, zapraszając do siebie.

24

lutego.

W y ją t e k z listu do Jó zefa Łukaszewicza: „Zb ierałem oddawna materyaly do historyi H o zy u sz ów . Od kilku misięcy zacząK 111 j e obrabiać i spodziewam się niedługo ukończyć swą pracę. P ie r w s z y rozdział będzie drukowany w Bibliotece Warsz. N ie mogłem sobie wy- tłomaczyć zkąd po chodzi przy nazwisku H o zju sz ó w dodatek Bezdan. C zy to może nazwisko jakiej wioski w poznańskiem lub na Pomorzu. Przejrzałem mapy i n iczego się nie mogłem dowiedzieć. AV dyplom ie Zygm unta Augu sta nobilitującym H o z y u s z ó w z r. 1561 niema wzmianki 0 Bezdanach. C z y nie mógłby mnie pan Dobr. w tym w z g lę d z ie obja­ śnić. Jeżelibym miał to szczęście i początkujący, pełen zapału dla pracy, autor znalazł przystęp do łaski w ie lk ie g o historyka naszego, upraszał­ bym o kilka w y r a z ó w , które mi pan Kaczanowski doręczy...“

i i

kwietnia.

D r u g ie g o dnia świąt chodziłem do H le b o w ic z a ' ) . Ojciec b y ł u niego, mówił mu o mnie, o moim Hozjuszu, o moich pra­ cach. Mówił, ażebym przyszedł do niego. Korzysta łe m z okoliczności 1 poszedłem, bo H le b o w ic z to ważna osoba w kuratoryi naszej. Kazał' mi wprost sobie oddawać artykuły i przychodzić po czwartej z połu­ dnia. Dotąd oddałem 8 arkusz}7 o G rzegorzu V I I ks. To polskiem u, ale trzymał z 5 mie sięcy i nic nie zrobił. T e r a z sam się będę znosił z H l e ­ bow ic zem . Jego pismo:

„P am iętn ik re lig ijn o -m o ra ln y “

pod w zględem filozoficznym jest nie wielkiej wartości, bo same tłomaczenia. P o d w z g lę d e m historycznym jeszcze słabsze, ale ma i kilka ślicznych a rty­ kułów. N a jw a ż n iejsz y „

P a m iętn ik

“ jest pod tym względem, że z awie ra ciekawe wiadomości statystyczne o osobach i kościołach w K r ó les tw ie. B ędzie więc to pismo kiedyś materyałem, źródłem . Dziś znowu idę do Hlebow icza.

15 kwietnia.

Dziś zacząłem przeglądać akta parafialne kościoła św. Jędrzeja. X . T o p o lsk i był tak łaskaw, że mi na to pozwolił. X . Z a rzy ck i nadszedł później i troszkę się krzywił. D z iw n y człowiek, co mu to szkodzi. Przejrzałem lata 1774— 1781 i zrobiłem sobie wyciągi. W południe zaniosłem W ójcic k iem u 6 arkuszy o Hozyuszu bisk. p o ­ znańskim. B ę d ą czytali na sesyi w środę. Byłem dziś i u Jasińskiego.

„ G r y z e l d a “ je s z c z e w cenzurze. „ P r a w o ro du “ nie podobało mu się. Obiecałem inu zaraz po nich dać „ M o ją B o g d a n k ę " 2).

18 kwietnia.

Po szedłe m na sesyę Biblioteki W.arsz. Już się z a ­ częła, kiedym przyszedł. Czytał nap rzód Kucz I-szy akt dramatu Przcz- dzie ck ie go: „J a d w ig a “ . S a lo n o w o ść, ciągle tylko salonow ość francuska, sentym enta czcze, zupełn y brak znajomości tła d z ie jo w e g o . Pan Przeź- dziecki nic in nego nie napisze. Dajcie mu spokój! Język tylko po to ­ czysty — nic więcej. „J a d w iga “ , to jakiś now szych czasów sentym en­ talny anioł, co chociaż w chatce, byle z nim. Książę W ilh e lm — to hrabia X I X wieku; salonowiec, zlany pachnącemi wódkami, cały w kom ­

*) A n t o n i Boi. H l e b o w i c z , w iz y ta to r g e n e r a l n y szk ół, c z ł o n e k R a d y w y ­ c h o w a n i a p u b l i c z n e g o , c z ło n e k z a r z ą d u A k a d e m i i d u c h o w n e j , b y ł w y d a w c ą i r e d a k t o r e m „P a m ię tn ika rei. m o r a l n e g o “ ur. 1801 f 1844.

2) Z w s zy s tk ic h tych p r a c m ł o d z i e ń c z y c h tyl ko „ G r y z e l d a “ H a l m a ( p r z e ­ k ł a d w i e r s z e m ) d r u k o w a n a b y ł a p ó ź n i e j w B ib l io t e c e W a r s z a w s k i e j .

(8)

2 6 6 Z N O T A T N I K A P A M I Ę T N I C Z E G O J U L J A N A B A R T O S Z E W I C Z A . 1

plementach. N ié g lo s o w a li n aw et na „J a d w ig ę “ członkowie. Podobn o ją znowu za tydzień

czytać

będą. P o tem czytał Łabęcki coś o tempe­ raturze, m e teorologii, strasznie dużo i nudnie. Takich rzeczy dla ogółu niedostępnych czytaćby nie powinni — zostawić sąd o takich sprawach ludziom fachu, to dosyć. P o Łabęckim Szulc czytał o ziemi Chełmiń­ skiej, dalszy ciąg ro zp ra w y o Prusach. R z e c z bardzo piękna. Szulc w y w a lc z y ł nam T a r n ó w 1), w y w a lc z j ’ ł też ziemię Chełmińską. Celem j e g o było pokazać, że to kraj polski, mazowiecki od czasów najdaw­ niejszych. I d o w o d y istotnie przekonyw ają . Mój H o zy u s z zostal się do przyszłej środy, bo czasu brakło. Maciejo wski czytał czyjąś recen zy ę dzieła praw n ego Hejlmana, a W ó jc ic k i swoją wiadomość o pamiętni­ kach o Samuelu Zborowskim, które w Poznaniu teraz wydał R a c z y ń ­ ski. W końcu W ik t o r y n Zieliński kawałek s w ó j — tłómaczenie z Cou- sina o „K obie tach literatkach“ . W y szedlem z L en a rtow iczem . Młody to poeta. W c z o r a j w południe poznałem się z nim, — oddał mi list od W ło d zim ie rz a W o ls k ie g o . C zło w iek zdatny. P r z y jd z ie jutro do mnie. W łodzim ie rz chce drugą zbudować „Jaskółkę“ 2). Będę do niej należał. Znajom ości robię. Znają mnie ludzie i starają się o moją pomoc. Na sesyi nie widziałem Ty szyń skieg o. Byt Baliński— ściskaliśmy się z nim; żałował, że nie czytali m oje go Hozyusza. Był A d o l f Kurz — podług

mnie to pseudo-uczony, pół-mędrek. Gąsiorowski, głosujący członek

Redakcyi, orygin ał do niczego, wrzaskacz krzykliw y. Był W i lk o ń s k i— nikt po j e g o uczonej minie i twarzy n ie ro zw e selo n ej nie domyśliłby się d o w cipn ego Au, Wi.... W a g a , Szabrański, Tym oteusz Lipiński, Zei- szner i kilku innych dopełniało kompanii. Był i mały, ładny Levito u x z Łukowa, z włosami dlugiemi, lokowem i, ja k teraz noszą 3).

20 kwietnia.

Był u nas pierwszy raz Kostek Górski, któremu nie chciało się uczyć i uciekł do Prus w styczniu. W ra c a ł na W i e l ­ kanoc do domu z drugim w łóczęgą Mąkowskim. Złapał ich strażnik na granicy. P o d strażą zawie zie ni do Pło cka w ydani zostali kuratorowi. Namiestnik skazał ich na rózgi i areszt, ale Eljaszewicz poszedł do n iego w czwartek cz y piątek, kiedy kniaź miał iść do spowiedzi i kniaź karę darował. Skazał ich tylko na 8 dni aresztu. T r u d n o opisać r o z ­ pacz matki w pierwszych chwilach ucieczki syna. Jeździli za nim do M ła w y i K lem en tyna 4) z niemi. Pożj?czyłem im na to 150 złp. w z ię­ ty cli w styczniu z teatru za Franczeskę Jakiś Len a rtow icz poeta, także jest w Prusiech. C zy to imiennik, czy samozwaniec? A w-łaśnie T e o fil miał być wczoraj u mnie. Románek Zm orski dawno już tam buja.

Szkoda nam w szkole Sawinicza, którego wj'sla li do Łukowa. Na j e g o miejsce przyszedł z Ł u k o w a sławny kniaź z Gruzja Saaka- dzew. Zn a go Lublin, Ł u k ó w i Kie lce. Czarn o zarasta, z nikim nie mówi, a w dzienniku podpisuje się kniaź.

29 kwietnia.

O i i-t e j dzisiaj rano chodziłem do Karśnickiej,

4 O T a r n o w i e m a z o w i e c k i m ( T o r u n i u ) .

®) P is m o z b i o r o w e w y d a w a n e p r z e z R. Z m o r s k i e g o i B. D z ie k o ń ^ k ie g o . 3) Н е л г у к L “ vittoux, -iyn o fi c e ra w i e lk i e j armii i M a ry i z Ż y c z y ń s k ic h , b a r d z o g ł o ś n y i w z i ę t y póź nie j le ka rz, d o k t ó r u n i w . p a r y s k i e g o .

(9)

Z N O T A T N I K A P A M I Ę T N I C Z E G O J U I. J A N A B A R T O S Z E W I C Z A .

267

ksieni K anoniczek W a r s z . 2 maja. upłynie lat 100 od zaprowadzenia kapituły w W arsza w ie . Chciałem w jrgotować rozpraw kę i w niej hi- storyę Kan on ic zek, przy historyi św. Jędrzeja, kościoła panien od 1819. W tej histor}a jak w czarodziejskiej latarni przesunęliby się: X. p r y­ mas T e o d o r P o to ck i i Jezuici i K a r o l W y r w i c z i X . Tom a sz Grodzicki i X . Michał W ie rz b o w s k i i sufragan biskup Chmielewski i panny i za­ konnice i ksienie i pełno polskich magnatów przy zakonnicach. Dla­ tego potrzeba mi było spisu ksień warszawskich. Zabiegałe m już o to kilka razy przez W a le w s k ie g o , a nawet przez Franusię, dawniejszą na­ szą służącą, a dziś panny Kanoniczki Młockiej, która już gd zieś od lat kilku buja po Dreźnie. W a l e w s k i o b iecy w a ł, Franusia powiedziała, że prosiła o to panny W ągrow ie'ckie j i odmówiła; „ I co nam tam w hi­ storyi?— obejdzie się w tej książce bez K a n o n i c z e k " . —A l e dodała F r a ­ nusia: „niecli pan sam idzie...— niechaj się pan tylk o na nią spojrz}\.. a ręczę, że zrobi, — tylko niechaj się pan jej nie przelęknie, bo stra­ sznie brzj^dka i garbata".

P o takich nadziejach, dziś poszedłem do ksieni z rana o 11 z k o ­ ścioła. Dziś w kościele nie była. W s z e d łe m do przedpokoju. Sługa mnie zaanonsowała. Um eblo w anie ładne,— istotnie świeckie; nic niema, co by przypominało zakonność i regułę. W trzecim aż pokoju siedziała ksieni. Wstała zaraz kiedym wszedł. Osóbka mala, garbata, odrażająca miną, żyw a nad zwyczaj, jak ogień, jak merkuryusz. Pow iedziałe m jej cel m o jeg o przyjścia. Zmyśliłem, żebym był p e w n ie js z y celu, że mam pfsać o jubileuszu Kanonic zek warszawskich dla Pamiętnika pana H l e ­ bowicza. Ksieni ż y w o zaczęła się rzucać — w

y r azy

lały się potokiem, a wj'razom zawsze giesta dodaw ały n iez w y k łej żj^wości i znaczenia:

„P a n H lebow icz, — czło w iek bardzo szanowny; prawda, prawda... ale ja dziś nie mogę... niemam kluczy... ta, co ma klucze odjechała... obejdzie się tam bez Kanoniczek... co nam po historyi?... Dajcie nam panow ie pokój z naszym jubileuszem... na co to obudzać ludzi?...“

Z przestankami, na moje nieśmiałe prośbjr, galopem leciały te słowa.

Przedstawiłem je j, że jak p. H le b o w ic z tak i ja nie mam}7 złego zamiaru.

„Ja wiem,— ja wiem, że p. H le b o w ic z człow iek g o d n y ,— ja wiem, że pan to sobie w dobrej myśli... ja nic nie m ów ię na pana... ale my powin nyśm y być zapomniane..."

Zdawało się, że chce być skromną. M ów iłem tedy: „Pani, tu nie idzie o Kanoniczki, o ksie nie— a o zakon, o kapitułę, o dzieje zakonu w W arsza w ie. T o dla wiadomości ogóln ej, dla dopełnienia dziejów K ościoła św. Jędrzeja ". Pocało wałe m ją w rękę trzy razy, chcąc się przychlebić i dostać coś. A le , ani rusz. Poznałem wreszcie, że się oba­ wia, żebym m im ow oln ie nie zw ró cił na nich oka rządu i nie dal p o ­ wodu do jakichś reform. — ■ „ N a co to? na co? Co to, uwagę rządu obudzać? Niech my sobie będziem zapomniane... Co nam to po tem?... Nam tak lepiej, kied y o nas nie wiedzą... kiedyśm y zapomniane..."

Odstąpiłem tedy.

A l e pani Karś nicka zm iękczyła s i ę , — siadła p r zy stoliku i napi­ sała mi własnoręcznie imiona i nazwiska ksień pięciu. Pocało wałe m ją

(10)

268

Z N O T A T N I K A P A M I Ę T N I C Z E G O J U I.J A N A B A R T O S Z E W I C Z A .

raz je s z c z e w rękę; nie dostałem czegom chciał, bom ja miai chotę na akta — ale dobrze, że i to jest. Dla św. Jędrzeja przyda się. P o ­ szukamy je s z c z e gd zieindziej.

Tak się skończyło moje posłuchanie u 5-têj z porządku ksieni K a n on icze к warszawskich.,.

28 maja.

W zeszłą sobotę skończyłem tłumaczj^ć powieść Elie Berthet S o k ó ł“ , epiz od z oblężenia Pa ryża. (Emaricon par E. B. e p i­ sode du siège de Paris. Bruxelles 1842). Chciałbym oddać ją do druku. Dużo myślę i o mojej orj'ginalnej pow ieści z czasów Augusta II, ale sam nie wiem do czego się wziąć, t yle projek tó w mija się po głow ie .

Chciałem także rozpocząć po wieść młodzieńczą, uczuciową... Marzę

ró w n ież o dziełkach historycznych, žyciorj'sach, a mogę marzyć, bo zbieram wciąż materyały i mam już ładne. D la

P ie lg rz y m a

chciałem w y g o t o w a ć artykuły o miłości kobiet, o S ilv io P e lł ic o i o O n eginie, ładnej powieści poetycznej Puszkina. Chciałbym co w ię c e j zebrać o Ka- noniczkach i dać do

P am iętnika re lig ijn e g o ,

a potem zrobić z t e g o oddzieln y oddruk. A l e istotnie czasu nie mam. T y l e rz e c z y warto c z y ­ tać, t yle przejrzeć. Dla H le b o w ic z a myślę także w y g o t o w a ć ż y c ie kar dynała Radziwiłła. Czekam tylko na dzie je reforinacyi na L it w ie Ł u ­ kaszewicza, które mi obiecał W alewski.. Na sesyi Biblioteki W arsz. dawno nie byłem, nie dokończyłem czytać m ojego Hozyusza. P r a w d o ­ podobnie by go nie przyjęli. Jakem czytał pierwszą poło wę, p. W ó j ­ cicki n iecierpliwił się. P. T y s z y ń s k i wrzaskliw ym głosem nie znając mnie, pytał: a autor? jak się nazywa? Zresztą, to je d y n a rozumna g ł o ­ wa w całej Bibliotece. W a g a dziwił się, że jest dyplomat, datowany w Ł o m ż y (P r z y w i le j H o zy u s z ó w z d. 10 grud. 1561) że król bywał w tem mieście! Baliński protekcyonalnym tonem uczył mnie, że Bez- dan jest pod W iln em ; zresztą to bardzo g r z ecz n y człowiek. Zamiast pisma, co dajmy na .to, jest bez wartości literackiej, ale ma kilkanaście dat niezbytecznych w śró d obecn ego życia w literaturze, w o le li pa n o­ w ie re da ktorow ie słuchać jak Szulc czj-tał kom edyjkę pana Kucza p. t. „R o zp ieszczo n a L a u r a “ . Może tu być i ję z y k i dowcip, choć ja tego bardzo nie w idzę, ale wcale nie do tw arzy poważnej uczonej Biblio­ tece zapełniać się takiemi komedyjkami. T y s ią c e projektów mam wciąż w głow ie. Chciałbym dla teatru napisać fantazyę „ Id e a ł“ . Mam myśł przetłomaczyć Borysa Godunow a P u s z k in a 1) i napisać histor}'ę P o n ia ­ towskich, L is o w c z y k ó w i coś o M arynie Mniszchównie.

6 września.

O jciec wciąż mnie wysyłał do H lebo w icza . W c z o ­ raj nareszcie w ybrałem się. D o skarg zabrakło mi siły. Pytałe m się o H ozyu sza — zw róciła mu cenzura rękopis, że b y miejsca rażące sam wymazał. A l e tych miejsc rażących tak w iele, że może lepiej trochę poczekać. Pytałem się potem, czy przyjmie artykuł o N. Pa n n ie mied- niewickiej i Jej cudownym obrazie. „ N ie jest to rzecz wielkiej wagi, mówiłem, ale pamiątka tylko. Jeżeli pan radca nie odm ów i pamiątce miejsca, służyłbym moją pracą.“

’) P r z e k ł a d u teg o au to r p a m ię t n ik a p ó ź n i e j d o kon ał . W y j ą t e k b y ł d r u ­ k o w a n y w „ Ż y c i o r y s a c h “, w y d a w a n y c h p r z e z W ó j c i c k i e g o . P r z e k ł a d ten tak d a le c e p o d o b a ł się T y s z y ń s k ie m u . że r a d z ił a u t o r o w i p r z e r z u c i ć się na p o le literatury, p ię k n e j.

(11)

Z N O T A T N I K A P A M I Ę T N 1 C Z E G O J U L J A N A B A R T O S Z E W I C Z A . 269

— Czemuż nie, przynieś pan, przynieś! P o takim wstępie,· o d ezw ałem się:

—■- Przyszedłem z prośbą do p radej7. W tym roku wprow adzają u nas historyę polską. Jest rozkaz, ż eby ją wykładał nauczyciel histo­ r y i rosyjskiej, ale u nas to się nie da zrobić, bo każda klasa p o d z ie ­ lona: M ied w je d iew samej historyi rosyjskiej ma 18 godzin , a z historyą polską miałby 24. T o za bardzo uciążliwe. Pan Stępiński przedstawi tę rzecz R a d z ie W y c h o w a n ia ...

— W i ę c cóż, w ięc cóż?

— Prosiłbym p. radcy, żebym ja dostał ten przedmiot, k ie d y ra­ port S tępiń skiego przyjdzie do Rady. M ie d w ie d je w b y się z ochotą zrzucił z historyi polskiej, bo się nią n ig d y nie z a j m o w a ł — -a ja — to moja rzecz, ja ciągle nad tem dłubię.

Dobrze, dobrze, zobaczymy.

Mam więc obietnicę, a obietnica Hlebow icza, to ja kby rzecz z r o ­ biona. Ojciec mnie w cią ż do H leb o w icz a o d s y ł a ł— bał się, że b y mnie kto nie uprzedził. A l e chwała Bogu, nie. Jeżeli t e d y oddziały zrobią w kl. V II, dostanę historyę polską w kl. V , V I i V I I godzin 6. P r z e d ­ miot piękny, o któryby się nikt nie pokusił. T o najpewniejsza tarcza do walk przyszłych C eniliby mnie uczniowie, rodzice, nauczyciele. Bo jabym mówił dużo o Polsce, ja bym zainteresował. Ja do brze rozumiem, co to są dzieje, że to obraz namiętności ludów, pow ieść o ich życiu urocza, mila, tęskliwa...

...Dziś t y d z ień temu w yje chał od nas do Białej stary k o lega mego ojca i mój profe sor w kl. 1, Maciej Sciborowski... Interesującą jest ro z ­ mowa ze starcem, bo widział w ie le i zachował wspomnienia... S k o ń ­ czył uniwersytet w e W ro cła w iu . M ó w i po łacinie jak C y cero, po nie­ miecku ex pedite. P r z y s z e d ł na świat w chwili upadku narodu. Puścił się na gu w ernerkę. Był u dzieci p. hr. Dembińskiej z domu M oszyń ­ skiej U c z y ł i jej syna H e n ry k a , później sławnego je n e ra ła i tułacza. O d Dembińskiej przeszedł do p. Bystrzanowskiej, kasztelanowej mało- goskie j, która była Grodzicka z domu. Odmalował ż y w o obraz tej pani... M ógł zostać jej mężem, ale jej nie cierpiał, nienawidził. Pa n i Bystrzano- wska poszła potem za Grodzii kiego... W y s z e d ł s z y od niej, Ściborski za­ ło ż y ł gd zieś szkółkę elemen tarną na wyższą skalę i trzymał pensyona- rz y Potem był w szkole p o d w y d z ia ło w e j u C y s te rs ó w w P o k rz y w n ic y . Ztąd tranzlokowany do Sandomierza, a w r. 1823 do Białej. N ie d a w n o w ydał córkę K a ro lin ę za H ila re g o Fileborna, brata w arszaw skiego w i e r ­ szopisa...

26 w rześnia.

H is t o ry i po lskiej nie dostałem mimo osobistych wstawień Hlebow icza. W o l a ł ją F ili p o w zostawić przy muzyku...

W ie ś ć , że K o r z e n io w s k i będzie dyrekto rem naszym, podobno w ca le nie płonna Z a miesiąc ma przyjech ać i czekać. N ib y to będ zie się starał na wizytatora. N ie ty lk o kniaź feldmarszałek g o chce, ale p o ­ dobno magnaci nasi bardzo obstaja za nim. K s ię żn a D om in ik ow a R a ­ dziw iłło w a w tych zabiegach ma grać głów niejszą rolę. F ilip o w podał się do całej em erytu ry po latach 28, a u nas służby 35. P o d o b n o dał motywa, że praw o o 35 latach nie stosuje się do nauczycieli, kiedy

(12)

270

Z N O T A T N I K A P A M I Ę T N I C Z E G O J U L J A N A B A R T O S Z E W I C Z A .

oświata w K r ó l e s t w ie oddaną była pod zarząd ministra oświecenia w R o s y i na prawach i przy w ileja ch rosyjskich. Z tego p ow odu przy­ szedł rozkaz z Petersburga, żeby w y g o t o w a n o dla nas projekt e m e r y ­ tury na lat 25 i rzecz cała podobno przyjdzie· do skutku. W tym więc roku n ie zaw odn ie Filip ow w yjdzie, a na cz ele naszem stanie K o r z e ­ niowski. R z e c z y inaczej pójdą po d znanym człowiekiem .

Z Biblioteką W a r sz a w s k ą zerwałem stosunki. R ed ak cya ma teraz stałe siedlisko. N ajęto mieszkanie na posiedzen ia na ulicy Senatorskiej w domu Młokosiewicza. T u pozostawili sekretarza. Urządzono tak, że co kwartał kto in ny będzie się trudnił redakcyą i częśt ią administra­ cyjną pisma. N a ten kwartał re daktorem w y b r a n y p. L e o n Łubieński, w y d a w c ą zaś odpowiedzialn ym przed cenzurą L e o n Potocki.

12

listopada.

Nic p r a w ie z oczekiwań. K o rz e n io w s k i, który u nas bawił przeszło miesiąc i miał bawić do B o ż e g o Narodzenia, onegdaj wyjechał n apowrót do Charkowa. Jednakże projekt o 25 latach em e­ rytury do chodzi do skutku. Będę o gro m n e wakanse. Sądzą, że do 60 naszych wyj-dzie ze służby. D la nas widoki i awanse. K rzątają się t e d y starsi o popraw ienie losu sw o jego . Stępiński dostał 2,500 złp. d o ­ datku ad personam. P o d a ł się i mój ojciec, ale na nieszczęście znowu nami d o w o d z i Okuniew, k t ó ry po 4 miesiącach n iebytności wrócił do W a r sz a w y . Zn ow u latają wieści, które już tyle latały, że J W . nasz ku­ rator prze jd z ie do komisyi spraw w ew nętrznych. D obrze b y było.

2

o listopada.

K o n s ta n ty Górski prosił mnie, żebym dawał p r y ­ watn e le k c ye łaciny u p. P a s z k o w s k ie g o b. pułkownika i prof, arty- ler yi w szkole aplikacyjnej. 13 b. m. w środę miałem i-szą lekcyę. Uczniem moim jest Czudowski, syn obywatala z Białej Rusi... Czudow- ski nie chciał chodzić do szkół litewskich, uczył się w W a r s z a w ie , a teraz chce jechać do uniwersytetu do Petersburga... P r z y tej o k o ­ liczności poznałem się z pułkownikiem. Jest to je d e n z literatów na­ szych, czło w iek pełen zapału, szlachetności, ale p r zy tem i dj^abelnie zarozumiały ł).

31 g ru d n ia ...

„ G r y z e l d y “ w żaden sposób przepro w ad zić nie mogłem w teatrze, lubo już przyją ł teatr i cenzura już pozwoliła przed­ stawić. P a n Jen erał A b ra m ow icz będ zie w teatrze stanowił epokę u orga n izo w a nego nieładu. Niem a komu zająć się w teatrze teatrem. Dmuszewski opuścił ręce, Koss w ypędzon y, T a g li o n i rzec zy nic nie rozumie i skąd ma rozumieć? L is t o w s k i nie dołęga. Byłe m u niego, p r o ­ sząc o przyspieszenie m ego interesu jesz cz e w październiku. Obiecał mi zrobić, co będzie mógł, tylk o dodał, że z panem Jenerałem trudna sprawa. O n sam naznacza: macie się uczyć tego, a sam na niczem się nie zna, nic nie czyta. C z y sty sołdat, rządzi się tylko chimerą. Po d łu g tytułów wnioskuje o rzeczy. N ie d a w n o p. hr. P r z e z d z ie c k i był sam u n iego , był u L is t o w s k ie g o , prosił go, ż eby pozw o lił grać pana hrabiego sztukę: „Z ło t e su m ie nie ". Panu Jen erałow i nie podobał się tytuł i nie pozwolił. Okropność, okropność, — te r z ą d y ... ! W s z ę

-l) J ó zef P a s z k o w s k i p o r. 1831 z a ł o ż y ł w W a r s z a w i e perisyon at m ęz ki. B y ł k u ra t o r e m „ k u r s ó w d o d a t k o w y c h p e d a g o g i c z n y c h “. P i s a ł żołniers-kie o b r a z k i — z o s t a w i ł w r ę k o p i s i e ż y c i o r y s y j e n e r a ł ó w S o w i ń s k i e g o , B l u m e r a i H a u k e g o .

(13)

Z N O T A T N I K A P A M I Ę T N 1 C Z E G O J U L J A N A B A R T O S Z E W I C Z A .

271

•dzie złe, a w rzeczach literatury i sztuki— najgorsze. W ła śn ie kiedym był u Listow skiego, kazał się A bra m ow icz uczyć sztuki franc. „ M a r ­ grabia L e T o r r i e r e “ . Pó źniej miała być moja „ G r y z e l d a “ . A tym cza­ sem upłynął już kwartał— grano n o w e sztuki, a o mojej G ryzeld zie ani dudu, ani słychu. I inne pr zedsięwzięcia m oje literackie nie udawały się w tym roku. H leb o w icz już 7 miesięcy męczy m o je g o Hozyusza i mój artykuł o M ied n iew ica ch i nie drukuje ich. Strasznie to niedo­ ł ę ż n y musi być czło wiek jako w ydaw ca. O n tak dobrze p o ło żo n y

u rządu, tak widziany,— tyle doświadczać trudności z jedn ym biednym artykulikiem. P raw da , że ten artykuł po polsku, z duszą napisany. „ S o k o l a “ Elie Berthet nawet darmo nie wydrukowałem, łubom nim cz ę­ stow ał Lesmana. M oże to i ta przyczyna, żem ja troch ę le n iw y i sta­ rać się nie umiem i chodzić za sobą nie umiem. Za to w grudniu 1844 r. poznałem się osobiście z panem Skimborowiczem. B ę d ę mu dawał artykuły, będę pracował i li tylko dla

P rz e g lą d u Naukowego,

b o m z

B iblioteką

zerw ał stosunki.

R. 1845.

22

marca...

U W i z y t e k kw estow ała wczoraj panna Karska. S e r ­ decznie żałuję, że się jej dobrze przypatrzyć nie mogłem. D z iw n ie to sławna w W a r s z a w ie osoba; ma lat 18, ma być bardzo piękna. Dzi­ w nie dlatego, że zakochana w filozofii. B y w a po wieczorach literac­ kich; u sławnej także N in y Łuszczewskiej, u Lew o ck ich , u pani Zie - mięckiej i tam tylko rozumuje o filozofii. Ztąd znają ją już po w sz yst­ kich koterj^ach w yż sz yc h i literackich W a r s z a w y .

iß marca.

Z w ia sto w a n ie N. Panny. Minęły g o d z in y a ja je s z c z e zostaję pod urokiem n a jż y w s z e g o re lig ijn e g o uniesienia. P ie r w s z y raz w życiu słyszałem w ie lkieg o kaznodzieję, w ie lk ie g o m ó w cę kościoła. Jest to młody kapucyn, drugi raz także w życiu na ambonie. P ie r w s z y raz mów ił kiedyś przed kilku miesiącami, sam to powiedział. Nie sły­ szałem go w tedy. Słyszeli rodzice tylko i unosili się. Dziś była moja kolej.

Słuchałem i łzy miałem w oczach.

Nie zgłębiał on tajemniej7 Zwiastowania, bo t e g o rozum nie p o j­ mie. M ówił z natchnienia, rozczulał. Przedstawił najcudniejszy obraz Matki Dziewicy, obraz pełen poezyi, praw d}7, n ieop isa nego wdzięku, (rłos j e g o czasami był drżący, lę k liw y i łza mu także błyskała na oczach. Czasami, g d z ie tego była potrzeba, dobjd z piersi piorunu i grzmiał piorunem. A z n ó w j e g o w y m o w ie kiedy płakał, prosił ż eby błagać, błogosławić Maryę— żaden się pew n o nie oparł i uległ uczuć tysiącom.

W j e g o kazaniu prześw iecała miłość o jc z y z n y , czysty patryotyzm. Budził z grobu przeszłość, prowadził nas p o m ięd zy m ogiły pobożnych pradziadów i pytał się ich: dlaczego my spotw arzam y Maryę? Dziw ił się matkom polskim, których matki przed temiź samemi ołtarzami padały na kolana przed Maryą. Nikt nie poratuje, a poratuje Marya, bo ona w ie co cierpieć, w ie co syn drogi, k t ó r e g o Jej z objęć w ydarli na mękę krzy ż ow ą . Dawał ksiądz przykłady tej opieki, tej pieczoło w itości Mary i

(14)

272 Z N O T A T N I K A P A M I Ę T N I C Z E G O J U L J A N A B A R T O S Z E W I C Z A .

np. o św. Teofilu — całe j e g o dzieje przytoczył. Mówił, że to ostatni ratunek, kied y już rę ce podaje Marya, bo ona zawsze matka. F i lo z o ­ f o w ie wstrzęśli Jej dom w e Francyi, O n a się przecież pojawiła w P a ­ ryżu.

„ W y ż to p o tom k ow ie tych pradziadów — m ów ił — co p r z y każdej sprawy rozpoczęciu nucili: B o g a r o d z i c o — D z ie w ic o ? “ A kied y te słowa wym awia ł, było cicho w kościele jak... w grobie.

G odnie , jak go dna tego, sławił on Maryę. T o kaznodzieja— poeta, apostoł, twórca. M ó w ił z uczuciem i uczucia serc naszych poruszał. T o g o d n y kapłan, św ięty sługa ołtarza. Miody, wysoki, głos harmonijny, ję z y k w nim po toczysty, piękny. N ie dow odził jak scholastycy, głupcy,, kaznodzieje r z e c z y niepotrzebujących dowodzeń , a wystawiał tylko obraz p o etycz n y Maryi, sławił Jej przymioty, zachęcał ż eby Ją czcić, błogosławić. N ie było działów w kazaniu, części, założeń, które ni- c z e g o nie zakładają, do w o d ó w , które n iczego nie dowodzą. A pełno w całej mowie figur re tory cznych, stosowanych do uczucia, pełno m y ­ śli, wysłowienia, natchnienia. Musi to być czło wiek ukończonej eduka- cyi. Kapucyni inni, prócz X . Benjamina, nie wyrażają się podobn ie jemu,— bo są po większej części z gminu. W naszym czasie,·— to rzad­ kie zjawisko — z taką siłą, z takiëm przekonaniem i z taką w y m o w ą kaznodzieja. Miałażby z nim najpiękniejsza epoka w y m o w y kościelnej w P o lsce zakwitnąć? A m bo n a nasza długo po W o r o n ic z u i T r y n k o w - skim niezajęta leżała...

Byłem tak prze jęty uczuciami w dzięczn ości dla w ie lk ie g o ka zno­ dziei, żem chciał g o w rę ce całować, żem chciał zaraz, w p ie r w s z e j chwili zapału, fu ndować bractwo, zakon na cześć Niepokala nej D z ie ­ wicy. I żałowałem, żem nie był księdzem...1).

(d. п.).

>) Z d a ls z e j części p a m ię t n ik a d o w i a d u j e m y się, że o w y m na tc hn io n ym - k a z n o d z i e j ą by ł X . A l b i n K o n w e r s k i .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zjedli pyszne pączki (był to wszak Tłusty Czwartek) i odwiedzili, tak jak ich podopieczni oraz inni uczniowie i nauczyciele Zespołu Szkół, stoisko z ksiąŜkami księgarni

Stwierdzono, e nieschłodzone (po uboju zwierz t) mi so wieprzowe, mro one przy u yciu ciekłego azotu po 2 tygodniach przechowywania charakteryzowało si wy sz warto ci pH

Napisz przykładowe polecenia w klasie w trybie rozkazującym (el imperativo).. Wykorzystaj

• Napisz w zeszycie daty: urodzin, wyboru na papieża, zamachu i śmierci Jana Pawła II. • Pomyśl czego możesz nauczyć się od świętego Jana

The low immuno- genicity of the cartilage matrix, together with the suppressive effect on T lymphocytes of MSC-derived chondrocytes support the feasibility of using

Podczas konferencji Tomasz Lutak wy- głosił referat „Tarnowskie więzienie jako początek końca skazanych na Auschwitz”, a grupa dwudziestu członków Koła wzięła udział wraz ze

Najczęściej wśród podstawowych form ambient marketing wyróżnia się: marketing party­ zancki, marketing wirusowy, marketing szeptany oraz marketing zapachowy..

Dobrze udokumentowana biografia ukaże zarówno trudności, z jakimi spotykał się w życiu publicznym, jak i ważne osiągnięcia.. Miał w tym wszystkim mocne oparcie w