Alina Witkowska
Onirologia i oniromania
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (8), 43-54
Onirologia i oniromania
Chyba bez wielkiego grzechu przeciw ko ścisłości można spróbować określić je d -' n ą z zasadniczych opozycji oświecenia i rom antyzm u jako przejście od poznania zorientow anego na zew n ą trz do poznania ku w nętrzu, ku w nikaniu ukie runkow anem u. I to zarów no ku w nętrzu natury , jak i ku w n ętrzu człowieka. W now ożytnej ku ltu rze eu ropejskiej nie było jeszcze tak gw ałtow nej, tak za pam iętałej w swej jednostronności zm iany orienta cji poznawczej i takiego zarazem uświęcenia w szyst kiego, co tajne, ukryte, tkw iące w środku, przeciwko tem u, co jaw ne, dostępne, na w ierzchu się zn ajd ują ce. Stąd też i w lekcji n a tu ry , i w czytaniu „ te k stu ” człow ieka pojaw ią się nowe sposoby docierania do praw dy, do u k ry te j — często zwanej tajem ną — isto ty zjaw isk. I w łaśnie sen okaże się tym oknem na nieznaną głąb otw artym , poprzez które można zobaczyć nowe pejzaże ducha. Przede wszystkim inaczej ujrzeć samego siebie.
Bo w rom antycznej antropologii, i w tej wpisanej w postaci bohaterów literackich, i tej wyłożonej try bem dyskursyw nym , sen staje się nowo odkrytym
i niezastąpionym sposobem rozpoznawania istoty
Poznawanie wnętrza
ALINA WITKOWSKA 44
Dwoistość człowieka
Funkcja snu u Mickiewicza
człowieka. Do ty ch rew elacy jn y ch odkryć snu n a le ż y na przy k ład prześw iadczenie o ludzkiej dwoistością form ułow ane jako problem sobow tóra, jako rozpo znanie ja realnego i ja ukrytego, wreszcie jako w ła ściwa dla m istycyzm u opozycja człowieka w ew nę trznego i zew nętrznego. W każdym bądź razie dla A dam a M ickiewicza sen jest w ykładnią przede- w szystkim tak zarysow nej tro jak iej problem atyki antropologicznej.
F u n k cja snu zw iązana z rozpoznaniem dwoistości n a tu ry człowieka i odkryciem w sobie kogoś innego, sobow tóra, w ydaje się ch arak tery styczna głównie- dla M ickiewicza — młodego rom antyka, a w pew nym sensie jeszcze au to ra Dziadów cz. III. N atom iast sen jako transpozycja praw d y o człowieku w ew nę trzn y m in te resu je przede w szystkim M ickiewicza- tow iańczyka. Nie są to więc identyczne interpretacje- snu, ani też nie w y stę p u ją one w porządku sy nchro nicznym . Być może n a w e t w ykluczają się naw zajem . Dobry to zresztą przy kład auten tycznej żywotności problem u nie dającego się w yelim inow ać z ducho wego ry tm u przem ian życia pisarza.
Z nakom ite pojęcie o sposobie filozofowania na te m at człowieka, b y tu i roli snu, jako narzędzia poz nania, d a je m łodzieńcza M ickiewiczowska tra w e sta- cja Sn u Byrona. U tw ó r ten w prow adza w krąg pro blem atyk i tak istotnej dla m yśli i estetyk i rom an tycznej: szans poznawczych człowieka, przenikalno- ści W ielkiej Tajem nicy Bytu, m etafizycznej sym etrii I zjaw isk łączących w harm o n ijn ą całość „św iat rze
czy” i jego sp iry tu aln ą p rojekcję w ybiegającą k u nieskończoności.
R om antycy n a różne sposoby atakow ali ową W ielką T ajem nicę. Ale zawsze obce im było desperackie zw ątpienie, iż nie u da się złam ać tajem nego szy fru księgi w szechśw iata i że pozostaniem y bezradni wo bec m ow y kosmosu jak prostak wobec hieroglifów. I w łaśnie język snu, sym bolika snu zdaw ała się otw ierać p ersp ek ty w ę na porozum ienie. Sen bowiem
w yjm ow ał człowieka z w ym iaru realności, uw alniał z w ędzideł świadomości zakreślonej przez b yt rze czyw isty i otw ierał jakiś inny „św iat udzielny”, .świat sym boliczny w ew nątrz kosmicznej całości w szechśw iata. Człowiek śniący w racał do „w ielkiej całości” , człowiek realn y pojm ow ał ze św iata tyle, ile „tępym i zakreślał oczy” . Był wyosobniony, niemy, nie uczestniczący w harm onii kosmosu. I gdyby nie sen, m ożna by sądzić, że jest kalekim produktem na
tu ry , nie m ającym swojego m iejsca w in stru m en ta- c ji kosmosu, biednym w ygnańcem w yrzuconym poza obręb Tajem nicy. A wszakże
D woiste życie nasze: sen ma świat udzielny...
D zięki tem u rozpołowieniu, dzięki sam oistnem u „ży ciu duszy” człowiek jest określany przez realność i m etafizykę, tk w i tu i zakotwiczony jest tam, za m yka się więc jako pełnia, jako synteza m aterii i d u
cha.
S en prow adzi zatem nie tylko ku rozpoznaniu n a tu ry człowieka, lecz ku rom antycznej filozofii bytu i rom antycznem u sposobowi m yślenia o kulturze. „W szystko się tu na dwoje roznosi” pisał M aurycy M ochnacki w sw ym dziełku O literaturze, zafascy n ow any obserw acją pozornej cząstkowóści zjawisk, k tó re w „teorii pow inow actw ” uzyskują swoje pod w ojenia, dopełnienia, zdążając do syntetycznej „ je d n i” m aterii i ducha, tego co widome i ukryte. Bo w iem — jak in te rp re tu je m yśl M ochnackiego M aria Jan io n — wedle rom antycznych w yobrażeń o corre
spondances, o m etafizycznej sym etrii zjawisk „nic
nie może istnieć bez em anacji cienia bądź odbicia, bez podwojenia, bez sobowtóra. Św iat odbija się w wodzie, rzeczy rzu cają cienie, głos odbija się echem, sen jest cieniem życia ludzkiego (...)” 1. Inaczej mó
1 M. Janion: Romantyzm polski wśród roman tyzm ów euro
pejskich. Tekst przeznaczony do publikacji zbiorowej na
zjazd slawistów, znany mi z wersji wygłoszonej na wspólnej konferencji naukowej Instytutu Słowianoznawstwa i
Bałka-Snu „świiat udzielny” Sen — m e tafizyczny cień życia człowieka
ALINA WITKOWSKA 4 6
Tyrania snu miarą wolności
wiąc, sen m ożna potrak tow ać jako m etafizyczny cień b y tu człowieka, a śniące ja jako sobow tóra ja rea l nego. I ta k w istocie rzecz u jm u je M ickiewiczowska tra w e stac ja S n u B yrona. O m arach sennych mówi się tam bowiem, że
One się do iisltaty naszej mogą wcielić, Zaibrać połowę czasu i 'byt nasz podzielić.
( S e n , w . 9— 10)
W cielone w istotę człowieka m a ry senne nie dadzą się więc zam knąć tylko w w yodrębnionej dom enie onirycznej, bo w szelkie dom eny i ścisłe podziały podw ażałyby tajem nice syntezy, więcej — narusza ły b y ro m antyczn y p rio ry te t ducha w stosunku do b y tu realnego. A więc sfe ra snu nie tylko jest, ona rz u tu je n a naszą realność, niejako p ro je k tu je nas żyją cych n a jaw ie. Bo „ciem ność”, owa nieprzeniknio na dla rozum u sfera bytu, do rą k m ar sennych „skła da ty rań sk ie berło rozkoszy i m ęki” . I te sam ow ład ne panie naszej jaw y „G dy zechcą n a to przerobić nas m ogą/ Czym n ie byliśm y n igdy”. W tym mo m encie rozpoczyna się p erw ersy jn a dwuznaczność p y tań nie tylko o sta tu s człowieka, ale w ręcz o spo sób pojm ow ania ta k istotnej d la rom an tyk ów wol ności. Bo w łaśnie ty ra n ia snu okazuje się jednocześ n ie m iarą wolności. D ecyduje bowiem o niezależ ności człow ieka od jego ziem skiej kondycji i od w szelkich uw aru n k o w ań losu. Prześw iadczenie, iż nie rzeczywistość, lecz sen trz y m a nas w sw ej mocy, zwycięsko dystansow ało człow ieka wobec społecz n y ch ram bytu, a n a tej w łaśnie linii przebiegała większość napięć odczuw anych jako konflik t m iędzy
ja a św iatem , jako zniew olenie jednostki, upodrzęd-
nienie jej wobec tego co zew nętrzne i dane bez py tan ia o akceptację.
T ak pojęta filozofia snu staw ała się więc istotnym składnikiem duchowego św iata rom antycznego in
nistyki oraz Instytutu Badań Literackich w M oskwie 4—7 kwietnia 1972 r.
dyw idualisty, jed n ym z jego najśw iętszych przeko nań i zarazem spraw nym orężem rom antycznego ży wiołu polem iki. Mógł z niej czerpać i rom antyczny buntow nik, i eskapista, k tó ry zbrzydził sobie św iat i ludzi. Zawsze natom iast w spółgrała z m etafizyką kw estionującą orzeczenia rozum u i z poezją, k tó ra w dzierała się w św iaty symboliczne, usytuow ane po za granicą rzeczywistości p rzejrzy stej i dostępnej poznaniu.
A utor Dziadów i Rom antyczności m usiał poniekąd przysw oić sobie tak ą filozofię snu. Czucie, wiara, m a rzenie i sen zbyt jednorodną tw orzyły siatkę przeko nań, w k tó rą usiłow ało się złowić k ształt poezji i ży cia, aby mogło zabraknąć któregoś z oczek tej siatki. Bez teorii snu nie udałoby się w określony, a ważny dla ro m an ty k a sposób sform ułow ać p y tań o ch arak te r b ytu, o W ielką Tajem nicę, o reg u ły podw oje nia i teorię powinowactw, wreszcie o wolność ducha. P y ta ń właśnie, bo jak tra fn ie stw ierdza Ireneusz O p a c k i2, owo atakow anie p y tan iam i bez gotowego re je s tru odpowiedzi stanow i o dynam icznej, dram a tycznej, a także o tw artej in telek tu alnie stru k tu rz e duchow ej naszego wczesnego rom antyzm u. A więc czasów, w który ch M ickiewicz odkrył Sen Byrona i znakomicie go spolszczył, bez dystansu tłum acza wobec cudzego utw oru, lecz z identyfikującym p rze życiem w spółwyznawcy.
N atom iast dla M ickiew icza-m istyka staw ianie takich pytań traciło sens. W sferze ducha poruszał się r a czej w śród pew ników . A w e w łasnym w n ętrzu po szukiw ał czegoś więcej niż tylko sobow tóra jako su- w erena wolności. Zam knąw szy okres poszukiwań 1 pytań, m ógłby pow tórzyć za swym wielkim an ta gonistą: ,,jasną do końca m am w ybitą drogę” . Była to droga m istycznego przetw arzania ludzi i po konyw ania duchem zła historycznego. W ielka utopia uzdrow ienia św iata, sanacji jego niepraw ej polityki
2 J. Opacki: Poezja romantycznych przełomów. Wrocław 1972, s. 112 i n. Opacki o wozesnyrn romantyzmie Droga mistycznego przetwarzania ludzi i świata
A L I N A W IT K O W S K A 48
Człowiek tekstem, księgi komentarzem
i ohydy stosunków społecznych przez ludzi poświę cenia, ludzi rew olucji — w specjalnym tego słowa sensie — k tó rzy wiedzą, w ierzą i działają. Do takich ludzi zaliczał M ickiewicz Towiańskiego, chciał mieć praw o zaliczać siebie i sądził, że będą nimi w spół bracia z sekty w yznaw ców litew skiego proroka. I w każdym planie tej w ielkiej utopii uzdrow icielskiej, pow szechnym i indyw idualnym , sen pojaw iał się jako w spornik całej k o n strukcji duchow ej. Stosow nie do proporcji zjaw isk m ożna mówić o rozw ijanej przez M ickiewicza onirologii i onirom anii zarazem . W tym drugim p rzy p ad ku czynny będzie n iew ątpli w ie także M ickiewicz, ale przede w szystkim jego w spółbracia tow iańczycy, dla których sny stały się głów ną w ykładnią życia i stałym pożyw ieniem du cha. Z górnych rejonów problem atyk i a la Ju n g spadało sdę do poziom u sennika egipskiego i k u ltu ry p o pu larn ej, w k tó re j sny, w różby i znaki w yczerpują potrzebę m etafizyki i głębszej wiedzy o świecie. W trad y cjach m isty ki chrześcijańskiej m ieści się przeciw staw ienie człowieka w ew nętrznego — ze w nętrznem u, w y kładan e w uproszczeniu jako opo zycja ducha i ciała. Oczywiście dla M ickiewicza-m i- sty k a liczył się przede w szystkim człowiek w ew nę trzny, czyli zupełny, zw any także człowiekiem w i dzącym, ze w zględu na d ar w idzenia spirytualnego. Cała niem al antropologia m istycznego M ickiewicza op arta jest na lekcji człowieka w ew nętrznego. Zna ny sąd z Prelekcji: „w zięliśm y za tek st człowieka a księgi za k o m en tarz” był nie tylko raz jeszcze pono w ioną d iatry b ą anty racjon alistyczną i atakiem na p u stk ę scjentyzm u. R efleksja o lekturze tek stu czło wieka prow adziła przede w szytkim ku rozpoznaniu typ u ludzkiego istotnego dla hum anizm u przyszło ści i wzorów osobowych opartych na „darach ” czło w ieka w ew nętrznego: jasnym widzeniu, żarliwości idei, płom ieniu duszy i poświęceniu. N iegdysiejszy w zór m istyka religijnego m iał się oto zlaicyzować
i zdem okratyzow ać, niejako zejść w m asy i odrodzić sk arlałych synów historii.
W szakże droga do stania się człowiekiem w ew nętrz n ym okazyw ała się rów nie „strom a i śliska”, jak niegdyś do sław y i cnót grodu. W ym agała bowiem głębokiego rozpoznania siebie i takiego zsyntetyzo- w ania zew nętrzności i ducha, aby ciało było posłusz nym in stru m en tem — jak m aw iał Tow iański — „ p ryn cy pała swego” . Poza kontem placją, odbywaną w szczególnym podniesieniu ducha, właśnie sen stw arzał możliwość w nikania w głąb w łasnej istoty n ierozpoznaw alnej na jaw ie, gdy człowiek zew nętrz n y tkw i w izolującym uścisku rzeczywistości. Na tę rolę śnienia zw racał uw agę Mickiewicz w rozmowie z A leksandrem Chodźką:
„Intuicję można po polsku nazwać wnikaniem. Najwięksizy stopień intuicji, ożyli najwyższe wytężenie oczu i uszu du
cha, jest sen, gdzie sam stajesz się częścią niecielesną obrazu nieoielesnego. Czułem to dziś bardzo wyraźnie, przebudzony ze snu nagle.
Przysłuchuj się i przypatruj temu, co się w tobie dzrieje, a żadna mądrość ludzika więcej dać tobie nie może nad to, 00 tam znajdziesz. W pierwszych chwilach obudzenia w i działem wyraźnie osoby snu, uciekające jak zwierzęta, kie
dy je kto zajdzie niespodzianie” 3. .
P oeta b y ł n ajpew niej przekonany, że stopniowe s tłu m ianie p raw zew nętrzności doprowadzi do coraz um iejętniejszego obcowania z sobą duchow ym i od czy ty w an ia tek stu własnego ducha. Obie więc reali zacje człowieka: w ew nętrzna i zew nętrzna pozosta w ałyby w kręgu herm eneutycznym , sen zaś byłby pośrednikiem , dzięki którem u m ożliwy jest przekład niepojm ow alnego na pojm ow alne, rozjaśniania „ ta je m n ic y ” . A jako herm eneutę, tego k tó ry „wie le p ie j” i który pom aga ujaw niać to, co zakryte, można b y uznać śniącego, podm iot o szczególnym sposobie
3 Relacja A. Chodźki z rozmowy z A. Mickiewiczem, zanoto w ana 24 VI 1844 r. Zob. Adama Mickiewicza wspomnienia 1 myśli. Z rozmów i przemówień. Zebrał i opracował S. Pi- .goń. Warszawa 1958, s. 327.
Największa intuicja a sen
ALINA WITKOWSKA 5 0 Jungista avant la lettre Wielkie umwersum duchowe
istnienia, realizującego się gdzieś na sty k u m a te rii ( i św iata duchów.
Oczywiście ta h erm eneuty czna le k tu ra „ te k stu ” człow ieka nie zakładała tylko sam ow iedzy jako celu ostatecznego i nie ograniczała się do jednostkow ego istnienia ludzkiego jako p rzedm iotu in te rp re ta c ji. M ickiewicz nie jest fenom enologiem avant la le ttre r a jeśli ju ż — to raczej avant la lettre jungistą. Sym boliczny te k st ludzkiego ducha m a u niego swój szerszy kontekst, stanow i część tajem n ej „m ow y ro d zaju ” , je st zakorzeniony w uniw ersalnym bycie duchow ym , k tó ry Ju n g nazyw ał zbiorową nieśw ia domością, a m istyczny Słow acki w sposób bliższy
M ickiewiczowi „w ielką rzecząpospolitą duchów ” ,,
sam zaś poeta „rodziną m ilszą niż całe pokrew ień stw o” . Niech bowiem wolno będzie sytu ację z w ie loznacznego w iersza G dy tu m ó j trup... potraktow ać jako poetyckie uchw ycenie stan u rozdw ojenia na człow ieka zew nętrznego i w ew nętrznego, z których każdy istn ieje w innym w ym iarze bytu. Choć oczy wiście w alo r au ten ty zm u i życia m a dla poety tylko w spólnota sp iry tu aln a, sym boliczna ojczyzna czło wieka oglądana oczyma duszy; nigdy zaś obum arłe życie rzeczyw iste — biesiada tru p a z innym i tr u
pami.
W szakże gdy odsunie się na bok nieobecne u Ju n ga, a istotne dla M ickiewicza pew ne m aterializacje za św iatów i całkowicie niesym boliczne obcowanie z ducham i, w spólne pozostanie najistotniejsze w tym w ypadku prześw iadczenie o w ielkim uniw ersum du chowym, w spółesencjalnym z bytem każdego czło wieka, k tó re jest najgłębszą, pow szechną tran scen dencją rodzaju ludzkiego. Sym boliczne uniw ersum , w który m odnaleźć się mogą w szystkie k u ltu ry , r e ligie, w szelkie sny i każdy pojedynczy człowiek. Lam pą, k tó ra ośw ietla drogi tego lab iry n tu ducha, prow adzące — wedle pięknego określenia Mickie wicza — „do domu O jca” , okazyw ał się w łaśnie sen. Tym tropem człowiek zstępow ał w głąb archeologii
w łasnego istnienia, jak w yrażał się F reud, i w głąb archeologii rodzaju. A to zstępowanie, to rom antycz ne w nikanie „nach in n en ” było zarazem dążeniem ku transcen d encji i eschatologii. K u ocaleniu.
Bo też cała m etafizyczna lekcja człowieka m iała dla Mickiewicza przede w szystkim wielki sens tera p eu tyczny. Może n aw et kilk a sensów rozpiętych m iędzy m aleńką terapią, wnoszącą ład w zw ikłaną psychikę człowieka i w biografie ludzkie napiętnow ane prze kleństw em em igranckiego losu, a terap ią wielką, któ ra ociera się już o filozofie b y tu i historii.
Sens w ielkiej terap ii w pisał Mickiewicz w ielokrot nie w w ykłady paryskie poświęcone człowiekowi słow iańskiem u i tajem niczej m isji Słowian. Ale może n ajjaśniej zaw arł ją w zwięzłej form ule listu do Józefa Grabowskiego, tożsam ej z ideam i wykładów,
byle odrzucić prostacką jej w ykładnię: „Okolicz
ności sam e w y p rą każdego wyżej nad św iat teraź niejszy i zmuszą szukać p u n k tu oparcia się aż za ziem ią” 4.
Był to zaiste now y A rchim edesow y p u n k t oparcia dla każdego i dla wszystkich. Zakorzenienie czło w ieka w sferze m etafizycznej i obdarzenie go siłą w ew nętrznego w idzenia oznaczało zarazem rad y kalne zakw estionow anie podległości historii, uchylało sw oisty te rro r rzeczywistości i stw arzało możliwość czucia się w w ielorakim sensie wolnym , albo — jak m aw iał Mickiewicz — swobodnym. Nie trzeba do dawać, czym była tak a lekcja swobody dla ludzi spę tanych przez niewolę, przez nękającą przyziem ność em igranckiego życia i w jakiejś m ierze skazanych na bierność historyczną. Stąd też n a wolności człowie ka w ew nętrznego w yrósł najbardziej optym istyczny i ofensyw ny plan Mickiewiczowskiego działania, jego pragnienie czynu i czynu realizacja. A wreszcie — bezgraniczne zaufanie do siebie, do w łasnej intuicji i do „czucia”, k tó re po d y ktuje właściwe działanie w
Sen drogą „do domu Ojca” Zakorzenienie w sferze metafizycznej Wolność człowieka wewnętrznego
4 A. Mickiewicz do J. Grabowskiego, Paryż 22 1 1847. (A. Mic kiewicz: Dzieła, Wyd. narodowe. T. XVI, s. 98.)
ALINA WITKOWSKA
Sny i wizje towiańczyków
stosow nym do tego m om encie. Bo przecież dla m isty- Ika i czucie, i in tu icja były w ytw oram i aktów spon ta n ic z n y c h , swego rod zaju ilum inacji, w k tó rej roz b ły s k u człowiek ch w ytał k o n tak t z inną sferą b ytu
i uzyskiw ał au to ry taty w n e poręczenie ziem skich de cyzji. Oczywiście m ógł ten k o n tak t uzyskać także za pom ocą snu, podobnie jak K senofont, n a którego przy k ład pow oływ ał się Mickiewicz w Prelekcjach. Otóż K senofont, k tó ry nigdy nie był żołnierzem , n a tom iast m iał proroczy sen i um iał pojąć jego znacze nie, „w jednej chw ili (...) poznał swe pow ołanie, swe obowiązki i w szystkie ta jn ik i sztuki naczelnego wo d za” 5. Dzięki tem u u rato w ał arm ię grecką skazaną n a zagładę.
Ale stałe oczekiwanie n a im puls, na znak, na in fo r m ację „ sta m tą d ” bodaj nieuchronnie prow adzić m u siało n a ścieżki onirom anii i w e w spom niane już po bliże sennika egipskiego, bo n aw et nie ku in telig en t nem u sennikow i A rtem idora. Gdy brakło bowiem rozbłysku ilum inacji, a o to bynajm niej niełatw o, jedynie sen pozostaw ał inspiratorem natchnień, r e
p e rtu a re m znaków dom agających się w ykładni
i źródłem w iedzy zbliżonym do tajem niczych m ą drości wróżów. I w łaśnie sen zdrobniały do w ym ia rów k ab ały patronow ał sferze m ałej terapii. Czło w iek żyw ił się w łasnym i snami, pocieszał się, leczył kom pleksy, a p rzy okazji w zbijał się także w próż ność. Bo okazywało się, iż może mieć sny lepsze od innych, ciekawsze, w ażniejsze. Sny takiego na przy kład tow iańczyka Rom ualda Januszkiew icza an ali zował sam Mickiewicz, polecał zastanaw iać się nad nim i innym , spisyw ać i naw et kom unikow ać je Mi strzow i. W ydaje się, że zaw istni w spółbracia, chcąc zwrócić na siebie uw agę, po p rostu zm yślali sny, po dobnie jak zdarzały się przypadki zm yślania innych stanów podniosłych. Opisy widzeń, k tó re w tym środow isku może w jeszcze wyższej były cenie niż
5 A. Mickiewicz: Literatura słowiańska. W: Dzieła. T. XI, s. 321.
sny, uderzają w tórnością literack ą lub zgoła nie um iejętnością sensownego sklecenia fabuły (np. w i dzenie bezim iennej siostry-to w ianki konw ersującej z ożywionym posągiem Napoleona).
A wszakże sny towiańczyków, analizow ane z socjo logicznego p u n k tu widzenia, mogą się okazać co n a j m niej interesu jący m p rzejaw em k u ltu ry pewnego zam kniętego śro d o w isk a 6. O glądnięte pod tym k ą tem, p o trafią w iele powiedzieć o sam ym środowisku, o nacisku wąskiej w spólnoty na jednostkę, w ielora ko obecnej w osobniczej sferze przeżyć sennych. M ała g rupa m iew a sn y podobne, w ynikające ze zbli żonej prob lem atyk i życia duchowego (u tow iańczy ków będą to sny o Napoleonie, o um ieraniu i n a ro dzinach — odnoszące się do sym boliki narodzin no wego człowieka w każdym z braci). Ale m ała grupa 0 silnej kontroli w ew nętrznej m iewa z reguły także sny w yzw alające, w k tórych dochodzą do głosu s tłu m ienia spraw nie spychane za dnia do sfery nieśw ia domości. Teza ta spraw dzała się Freudow i w ielokrot nie, w skazując zresztą na erotyczny c h a ra k te r stłu- mień. Nie sądzę, aby środowisko towiańczyków zn aj dowało się poza regułą, ale skazani tu jesteśm y głównie na hipotezy.
Mickiewicz m arzył o w ypracow aniu w sobie prostoty 1 pokory chłopa polskiego, albo jak chciał Tow iań- ski — pokory litew skiej babuli w pyle drogi polnej zdążającej na odpust. Był to jeden ze sposobów iden tyfikacji z ludem , czyli n atu rą, prostotą i praw dą żywą. Nie tu miejsce, by rozstrzygać czy się to po wiodło lub powieść mogło. N atom iast sposób co dziennego posiłkowania się snem w kręgu tow iań czyków i samego Mickiewicza jest rzeczywiście po dobny do roli snu w archaicznych społecznościach chłopskich. U tak zw anych ludów prym ityw nych i w pew nych kręgach chłopskich istnieje bowiem ni
6 Badania takie podejmowano niejednókrcrtnie. Na ich wagę wskazał ostatnio Roger Bastide w Sociologie et psychoana
lyse (Paris 1972), z którego sugestii tutaj korzystam.
Identyfikacja z ludem
ALINA WITKOWSKA 5 4
Sen żony Mistrza
kłe rozdzielenie sta n u sn u od jaw y, gdyż sen zazwy czaj m a dostarczyć odpow iedzi na p y tan ia staw ia ne przez życie i dopomóc w rozw iązaniu problem ów przez nie stw arzanych.
N iew iele zresztą brakow ało, aby M ickiewicz cięż ko p rzy p łacił w iarę w stały przepły w dosłow nie po ję te j k o m unikacji m iędzy odm iennym i sferam i ist nienia i w życie zaczepione o św iat „ ta m te n ” nicią człowieczego snu. Stać się m iał nie pierw szą p rze cież ofiarą szantażu onirycznego. Gdy bowiem zary sow ały się pow ażne rozbieżności m iędzy poetą a To- w iańskim i gdy M ickiewicz zaczął okazyw ać się ucz niem n a z b y t sam odzielnym , pani K arolina, żona Mi strza, m ia ła sen. Ś niła m atkę Mickiewicza, k tó ra ubo lew ała n ad upadkiem ducha swego sy n a i form uło w ała przestrogi. Z w ykładni przestróg i sym boliki sn u w ynikało, że albo M ickiewicz w kroczy n aty ch m iast na drogę popraw y, albo... um rze za trzy dni. J a k w yznaw ał sam poeta, pod w pływ em tej przepo w iedni poczuł się bardzo źle i pow ażnie zaczął się liczyć z możliwością śm ierci. W yżył wszakże, choć opuszczał szw ajcarskie m iejsce pobytu M istrza w stan ie sk rajn ego w yniszczenia nerw ow ego. Poniew aż skazany uszedł żyw i niepokorny, pani Tow iańska poczęła zm ieniać w ykładnię snu, pod dni podkładać m iesiące, wreszcie pod zgon rzeczyw isty śm ierć sym boliczną. Na nic się te w ybiegi nie zdały i raz n a zawsze ru n ą ł a u to ry te t pan i K aroliny jako osoby do tej p o ry w snach szczególnie m ocnej. W ielu też m oraln ie potępiało owo nadużycie sennego progno
styku .
W ydaje się zresztą, że w biografii Mickiewicza ten w łaśnie m om ent sygnalizuje pew ne przesilenie fas cynacji snam i. P adł na nie niedobry cień szarlata nerii i w jask raw y m św ietle nadużytej w różby oni- rycznej sam a spraw a n ab ra ła dwuznaczności w ła ściw ej zjaw iskom należącym nie tylko do sfery sac
rum , ale także do projanum . I to czasem najzupeł