• Nie Znaleziono Wyników

W ikonosferze

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "W ikonosferze"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Tadeusz Nyczek

W ikonosferze

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (11), 155-161

(2)

P o ręb sk i p rag n ie stw orzy ć n au k ę o o brazach — ikonikę. W olno sp y tać — poniew aż uży to tu te rm in u n au k a — co ją c h a ra k te r y ­ zuje. K ażdą n a u k ę o k reśla p rzed e w szy stk im jej przedm iot. P rz e d ­ m iot ikoniki n ie został w b re w pozorom określon y . O ja k ic h bo­ w iem obrazach m a iko nik a trak to w ać? N iekiedy rozw aża fak ty , o b raz y m alarsk ie, graficzne, a rc h ite k tu rę , sięga w e w szystko, co nas otacza i da się podciągnąć pod fo rm a ln e o k reślen ie obrazu. Może też być n a u k ą o form ach, wów czas b y łab y sp e k u la c ją n ad czystym i s tru k tu ra m i, k tó re tera z nie wiadomo, jak i m a ją statu s: czy jednostkow ych p rzedm iotów idealnych, czy też o gólnych idei. M ogłaby być np. n a u k ą o obrazie i o tym , co doń należy w spo­ sób istotny. S p ra w ty c h niepodobna tu szerzej rozw ażać, w y m a ­ gałoby to p rzed e w szy stk im w y ró żnien ia o brazu w sensie ikoniki i p rzeciw staw ien ia go np. p rze d staw ie n iu , o k tó ry m się m ów i w epi- stetnologii, ok reślen ia sposobu istn ien ia ty c h obrazów itp.

Ikonosfera jest książką p ełn ą ciekaw ych i cennych pom ysłów . W y­

m ag ałab y w łaściw ie p rzean alizo w an ia przez sp ecjalistó w różnych dyscy plin: m ate m a ty k i, socjologii, estetyki... i in n y ch być może, ty m bardziej, że a u to r w iele w ątk ó w porzucił po drodze pozosta­

w iając pole dla dom ysłów .

P aw e ł Taranczewski

W ikonosferze

Mieczy ław Porębski: Ikonosfera. Warszawa 1972 PIW, ss. 297. Biblioteka Myśli Współczesnej.

1. Ik o n o sferą jest w szystko, co nas otacza w fo rm ie obrazów , dźw ięków , kształtów . C ały ogrom ny św ia t jest

w idzian y, słyszan y i d o ty k a n y , p rzedm ioty, zjaw iska, zdarzenia.

Ik o n o sfe ra otacza nas w szędzie i zawsze; to w arzy szy ludzkości od z a ra n ia jej istn ien ia. „(...) pierw sze obrazy, k tó re p rzy ciąg n ęły u w agę człow ieka, nie b y ły w y tw o r z o n e jego ręką. Ja w iły m u się w sp o k o jn y m lu strze wody, k ład ły cieniam i u jego stóp, to w a rz y ­ szy ły jego krokom , o b jaw iały się o zm ro k u w ciem nych k sz ta łta c h leśnego poszycia, nocą p rzy ch o dziły w sn a c h ” (M. P o ręb sk i: I k o ­

nosfera, s. 10). P ierw szy m obrazem b y ł więc w idok św iata w n a ­

tu rz e , n ie odczuw anej zapew n e pod w ielom a w zględam i jako coś ,,obcego” , zew nętrznego. Człow iek żyjący w ty m świecie nie mógł z resztą go odrzucać: był przecież zgodny z ry tm e m ludzkiego od­ d ech u , sn u , głodu, był koniecznością bezw zględną.

(3)

O b razem d ru g im mógł być ów p ó łn a tu ra ln y , półsztuczny tw ó r: od­ bicie w lu strze w ody. P ła sk i w idok przedm iotó w p rz e strz e n n y c h stan ął — jak się zdaje — u początków m agii m alarstw a.

A le św iat zjaw isk, p rzed m io tó w i w ierzeń ry chło znalazł odbicie w yłącznie już „sztu czn e” . Rys k am ien iem na ścianie ja sk in i sta ł się zaro d k iem obrazu w yw odzącego się z n a tu r y ty lk o pośrednio. Rozpoczęła się w ielka przy g o d a ludzkości: tw órczość sam oistna i sam orodna, „ sz tu k a ” jako um iejętn o ść bycia sobą, poza m iażdżą­ cym i siłam i p rzy ro d y . Tę o s ta tn ią m ożna te ra z oswoić, ugłaskać, n aw et z nią w alczyć. Ik onosfera została podzielona m iędzy św iat n a tu ra ln y a a rty s tę , choć działalność drugiego jest w g ru n cie rze ­ czy częścią pierw szego.

S ztu k a nie n arod ziła się z przy p ad k u . B yła e fe k tem konieczności ek sp resji osobowości z jej sta n a m i em ocjonalnym i, in te le k tu a ln y m i, z p otrzeb ą odszukania sw ojego m iejsca w chaosie zdarzeń. Była w y rażan iem sto su n k u do otaczającej rzeczyw istości, k tó ra m ogła być odtąd sojusznikiem — ale i w rogiem . N arodziła się jak o n ie ­ odzow ny e lem en t s tr u k tu r y szerszej: k u ltu ry .

E k sp resja a rty sty c z n a k ształto w ała się w tro ja k ic h sposobach d zia­ łania.

a. U realnienie w yobraźni. Tu zn alazły w y raz w szelkie p ierw o tn e m agie, ry tu a ły , w ierzenia. To było nie ty lk o oddanie hołd u n iebu i jego m ieszkańcom ; było to ta k ż e osw o jen ie absolutu, p rzy b liżen ie nieskończoności. Człow iek p rze stał czuć się osam otniony w g ronie niew idocznych bogów, k tó rz y — choć n iepojęci w czynach — d a­ w ali się przecież w pew ien sposób „zobaczyć” — na obrazie, rzeź- bie-fetyszu, w a rc h ite k tu rz e sa k ra ln e j. Ta sztu k a stan ęła u k o ­ lebk i społeczeństw a; b y w ała n a tc h n ien ie m i ucieczką, obiektem m odłów i p rzed m io tem ry tu a ln y m .

b. U trw alenie, zatrzy m a n ie św iata rzeczyw istości. J e d n a z p ie rw ­ szych k o n sta ta c ji a rty s ty : w szystko je s t w ciągłym ru chu , ucieka jak czas, płow ieje, znika. Bogactw o w rażeń nie do o garnięcia rodzi tęsk n o ty do' ich zatrzy m an ia, choćby w form ie sta ty c z n y c h k sz ta ł­ tów m ala rsk ich czy rzeźb iarsk ich; fo to g rafia, po tem film i tele w i­ zja sta ły się fin a ln y m u k o ro n o w an iem ty c h zam ysłów . Ale n ie m ylm y sztuki z p am iętn ik arstw em . K ażda nasza codzienna czyn­ ność je st p o w ta rz a n ie m nas sam ych; k ażd ym słow em , gestem żło­ bim y w zdarzeniach, w pam ięci swój ślad; cóż dopiero sztuka, słu ­ żąca o d g n iatan iu naszej duchow ej obecności w m a te ria ła c h trw a l­ szych niż ciało’ ludzkie.

Szczególną odm ianą sztu k i „ u trw a la ją c e j” jest sz tu k a historyczna; u jej źródeł tk w iła p o trzeb a u o b ecn ian ia arty sty c z n e g o nie ty lk o teraźniejszości, ale i przeszłości. W in te n c ja c h sw ych oddana w służbę społecznem u p o słan n ictw u „k rz e p ie n ia s e rc ” (jest w aż­ nym sk ład n ik iem tw órczości stricte „ n a ro d o w e j”) p o tw ierd zała na ocznie udział ludzkości w p rze m ia n a c h św iata.

(4)

c. S ztuka jako w alka. W yw odząca się od Goyi, D au m iera i „p ierie- dw iżników ” ro sy jsk ic h ubiegłego w ieku, jest w łaściw ie p ro d u k ­ te m naszych czasów. W yraża się w nieufności, podejrzeniu, o sk ar­ żeniu rzeczyw istości; to, że w yd ała tak że w alk ę sobie sam ej, jest tego' dow odem szczególnym . Począw szy od abstrak cjo n izm u , po­ przez dadaizm , p o p -art aż do koncep tu alizm u, tra k tu je św iat jako przeciw nika. Ś w iat w całości w postaci tra d y c ji, sposobu bycia, sposobu m yślenia, sposobu tw orzenia. Nie rozw ija się w pokoleniach, nie składa się na. w ielki sty l epoki, jest dom eną rozkładu, dowodem na szaleństw o rzeczyw istości, jest tej rzeczyw istości krzy w y m , u rągliw ym zw ierciadłem . K re u ją c sam a siebie, u siłu je jednocześnie zaprzeczać ty m gestom : św iat nie zasłużył sobie na wielkość, na trw ałość.

2. Ik o n o sfera P orębskiego to książka nie t y l­ ko o sztuce, jej w e w n ętrzn y c h u zależnieniach, form ach, k o n w e n ­

cjach. J e st przede w szy stk im rozw ażaniem o k u ltu rz e i cyw ilizacji. P o ręb sk i w yprow adza te pojęcia n iem al od początków św iadom ej m yśli ludzkiej. A le nie jest to re je s tr h isto ry czn y , u z y sk an y w dia- chronicznym nizaniu dziejów k u ltu ry , gdzie n o tu je się zjaw iska i ich przy czy n y w edle n a stę p stw czasow ych. To próba połączenia opisu diachronicznego z sy nchronicznym , gdzie każda form a k u l­ tu ro w a uzyskuje swój obraz podw ójny: lokalizację w „pionow ym ” p rz e k ro ju czaso w o -tery to rialn y m oraz „poziom ej” sy m u ltaniczno- ści w y stępow an ia zjaw isk, w arto ści i k o n w en cji sk ła d a jąc y c h się na tzw . o b iek ty w n y obraz bieżącej rzeczyw istości. P orębskiego b a rd z iej zresztą in te re s u je ta d ru g a lokalizacja, jako że d aje szan­ se uzysk an ia w m iarę u chw ytnego m etodologicznie opisu p rze d ­ m iotu ku ltu ro w eg o (artystycznego) w pow iązaniu z w szelkim i u w a­ ru n k o w a n ia m i socjologicznym i, politycznym i, obyczajow ym i itp. Dla kogoś zorientow anego w now oczesnych b ad an iach etnologiczno-an- tro p o lo g ic z n o -stru k tu ralisty c zn y c h m etoda ta nie w yda się zapew ne czym ś odkryw czym . A u to r Iko n o sfe ry p rzy z n a je się zresztą do pow inow actw a zarów no z p ew nym i teo riam i L ev i-S trau ssa, jak B arth esa, Caillois czy Eco z w szelkim i k o nsekw encjam i szkoły se- m iologicznej. T rzeba jed n a k przy zn ać lojalnie, że osiągnięcia ta m ­ te są P o rę b sk ie m u ty lk o służebne, że nie zo stały p rz y ję te z całko­ w ity m dobrodziejstw em i obciążeniem in w entarza.

M etodologiczna d y sk u sja na p rzy k ła d ze s tru k tu ra liz m e m jest jed ­ n ą z n a jle p szy c h polskich analiz tej szkoły badań, p rzy czym w nio­ sk i n ie m a ją w sobie nic z d u m n y ch gestów o brazob u rcy bądź — p rzeciw n ie — u k ład n y c h h ym nów w yznaw cy. P orębski sy tu u je s tru k tu ra liz m n a m apie n auk o w ej z całym spokojem kogoś nie za­ an gażow anego bezpośrednio w u n iw e rsy te ck ie spory m iędzy z w o le n n ik a m i tegoż a fa n a ty k a m i choćby genetyzm u. T ra k tu je go jako je d n ą z pom ocnych m etod — a nie o sta tn ią w yrocznię w s p ra ­

(5)

w ach k s z ta łtu k u ltu ry ; p rzy zn aje, że dzięki n iem u d okonano sze­ regu w artościow ych opisów ta k ogólnych kanonów życia społecz­ nego, jak szczegółow ych k o n s tru k c ji pojed ynczy ch dzieł, g łó w nie z zak resu lite ra tu ry : przestrzeg a jedn ak przed w iarą w eń jako sy stem u „na w szy stk o ” . W sum ie łączy w sw oich an alizach i sy n ­ tezach s tru k tu ra liz m z elem en tam i sem iologii, gdzie trz e b a odw o­ łu je się do k o n w en cjon aln y ch p re z e n ta c ji „im p resjo n isty cz n y c h ”, w ogóle przedm io t b ad ań tra k tu je jako obiekt, na k tó ry m win,na się sk u p ić w ypadkow a w szelkich m ożliw ie p rz y d a tn y c h sy stem ó w i schem atów , dający ch w efekcie w zględnie praw d ziw y czy choćby praw dopodobny tego p rzed m io tu obraz. P rz y pozorach ch aosu b a ­ daw czego i sw oistej n iek o n sek w en cji w stosow aniu poszczegól­ nych m eto d wry n ik i są przecież n ad sp o d ziew an ie duże. Ś w ia t opi­ sy w an y przez Porębskiego ma bow iem w szystkie cechy sp ójnie lo­ gicznych k o n stru k cji całościow ych (pro duk t stru k tu ra liz m u ), obej­ m u je p rzy ty m w spólnym i k a teg o riam i poznaw czym i różne z ja w i­ ska k u ltu r y i cyw ilizacji (p ro d u k t sem iologii), ale nie sp ra w ia w ra ­ żenia stupiętrow ego, p recy zy jn eg o gm achu E w idencji W szystkiego, gdzie m ieszczą się osobne szu flad k i nie ty lk o na to, co już zdążo­ no pochw ycić i zanalizow ać, ale i n a to, co czeka w k o lejce n a d opełnienie swojego losu. (W ogóle odnosi się w rażenie, że ś w ia t w czysto sem iologicznym p rz e k ro ju p odobny jest fa ta listy c z n e - m u św ia tu D iderotow ego K ubusia, w k tó ry m nie m ożna już liczyć na żad n e zaskoczenie, żaden p rzy p ad ek i w yskok, bo w szy stk o i tak przew idziane tudzież „zapisane w górze” ...) Ikonosfera jest pod ty m w zględem n iesły ch an ie ciekaw ym te re n e m w alki m eto ­ dologicznie „czystych r ą k ” z p rzek o n an iem o niew y starczaln o ści każdej z osobna k o n w en cji badaw czej; to, że zw ycięża n ie je d n o ­ k ro tn ie św iadom ość „ b ru d u ” rzeczyw istości, w jak ie j przyszło się uczonem u poruszać, zapisać chyba należy na konto tego ostatniego.

3. Nie będziem y się tu oczyw iście popisyw ać p re z e n ta c ją całości p ro b le m a ty k i Iko no sfery, w ym agałoby to bo­ w iem stu d iu m objętościow o n iem al rów nego sam ej książce. Z a j­ m ijm y się jednym , ale za to szczególnie fra p u jąc y m w ątkiem , ja ­ kim jest „dochodzenie” tra d y c y jn e j k u ltu ry do jej k ształtó w dzi­ siejszych, a zw łaszcza — ju trzejszy ch .

O to jesteśm y św iadk am i — m y, lu d zie XX w ieku — jednego z najw ięk szy ch przełom ów w dziejach k u ltu r y św iata, przełom ów na sk alę zm iany sposobu w idzenia i reagow an ia na p odstaw ow e zjaw isk a rzeczyw istości. M niej w ięcej w połow ie tego w ieku od­ b yły się pierw sze pogrzeby o fia r tzw. cyw ilizacji d ru ku, m ającej swój początek w epoce gw ałtow n eg o ro zp rz e strze n ian ia się te j fo r­ m y pow szechnej in fo rm a c ji (XV w.) — i jednoczesne n aro d zin y („zapłodnienie” odbyło się w cześniej, z chw ilą p o w stan ia p ie rw ­ szego film u) „cyw ilizacji m asow ego p rze k a z u ” o ch a ra k te rz e au d io ­

(6)

w izualnym . U pada to ta ln a w ładza d ru k u (prasa, książka.) jako

z in d y w id u a lizo w a n y c h fo rm p rzek azu w iadom ości o św iecie (czy­

te ln ik obcował „sam n a sa m ” z dziełem pisanym ), u leg ają też spo­ ry m odchyleniom — u z n a n e od ren e sa n su za p o dstaw ow e w sz tu ­ ce — d ziałan ia jednostkow e. Obok nich (coraz częściej zamiast nich) p o jaw iają się fo rm y p rzek azu m asow ego, jednoczesnego w sto su n k u do w iększej zbiorow ości (pro g ram y radiow e, te le w iz y j­ ne, kino); sz tu k a zd radza te n d e n c je do d ziałań w ieloosobow ych, „dzieło s z tu k i” jako p rzed m io t w y tw o ru pojedynczego ta le n tu za­ stępow ane jest k rea c ją „n ag iej m y śli”, p o w stałej na s ty k u w yob ­ rażeń nieokreślonej liczby lud zi-u czestnik ó w a k tu k re a c ji (happen­

ing, konceptualizm ). „D zisiejsza poezja w ielkich sk u pisk lu d zk ich

tw o rzy się bez n adaw cy i bez adresu. Rolę in d y w id u aln eg o tw ó r­ cy coraz częściej p rz e jm u je ko lek ty w : p ro d u ce n t, re d a k to r, d o rę­ czyciel pom ysłu, scenariusza, tek stu , m elodii, p ro je k to d aw ca o p ra ­ w y w izualn ej, w yko n aw ca i cen zo r” (s. 110).

Mało tego. Pow oli, ale n ie u sta n n ie zm ienia się m odel w spółczesne­ go odbiorcy k u ltu ry . W ielkie p rzem ian y s tr u k tu r u stro jo w y ch , przełom ow e cezu ry dw óch w ojen, w z ra sta ją c a rola te c h n ik i i te c h ­ nologii w u ja rz m ia n iu ta je m n ic rzeczyw istości ziem skiej i — ko­ sm icznej, w reszcie w strząsy , k tó re p rzeżyła sztu k a począw szy od m anifestów d ad aistycznych, abstra.kcjonist.ycznych i fu tu ry s ty c z ­ n y ch — w szystko to nie m ogło n ie zostaw ić trw a ły c h śladów na s tru k tu ra c h m yślenia, po ru szan ia się i d ziałan ia w dzisiejszy m św iecie. B yliśm y także, ludzie naszych czasów, św iadk am i u p ad k u jed n e j z n iew ielu o stałych — po d rasty c zn y c h d ośw iadczeniach i e ste ty k i i e ty k i — „św iętości” w sferze d u ch a h u m an isty czn ego, jak ą była św iadom ość „w yższości”, „lepszości” dzieł sztu ki (pam ię­ tajm y , że w potocznej o p in ii sztu k a „sto so w an a” jest z n a tu r y gorsza, podrzędniejsza, ściśle użytkow a) n ad in n y m i w y tw o ra m i człow ieczej działalności. Św iadom ość ta została bodaj po raz p ierw ­ szy w y śm ian a i zb ru k a n a wr 1917 r., k ied y to na W y staw ie N ieza­ leżnych w N ow ym J o rk u fra n c u sk i m alarz i rzeźb iarz M arcel D ucham p zaproponow ał w łaśnie jako dzieło sztu k i m uszlę klozetow ą.

S a c r u m zostało sk utecznie sprofanow ane; m it a rty s ty uległ dew a­

luacji; m oże stąd w yw odzi się niechęć i po garda społeczeństw do tw órców , k tó rz y dokonali w ten sposób publicznie a k tu sw oistej a u to d em ask acji, zeszli na ziem ię do „zw y czajn y ch ” ludzi — z w y ­ żyn n ieb a dla w tajem niczonych- L udziom p otrzeb ni są bogowie; ta k ic h ja k oni sam i m ają na co dzień po d z iu rk i w nosie obok siebie.

A le „cy w ilizacja m asow ego p rze k a z u ” przecież nie składa się z sa­ m ych odw rotności tego, co było p rzed tem . W y tw orzyła już sw oje w łasn e, o d rębn e fo rm y istn ien ia, p o słu gu je się językiem epoki, gdzie się n aro d ziła, b yw a fascy n u jąca i p rze w ro tn ie piękna. P ię k ­

(7)

na n a w e t w ty m szalonym b ra k u re s p e k tu dla u z n an y ch k an o ­ nów estetyczn ych ro d em jeszcze z Fidiaszow ej G recji. P ięk n a w jed noznacznym m ieszan iu pow agi i śm ieszności, tra g e d ii i gro­ teski, p ięk n a w pogoni za ab so lu tn ą brzy do tą, p ięk na w w alce z tech n ik ą i podziw ie dla n iej, piękna w ok ru cień stw ie wobec ludzi — i wobec siebie. C yw ilizacja profesjo nalistó w i am ato ­ rów, św ietn ych dzieł szaleńców — i m ilczenia filozofów, cyw ilizacja

zbiorow ego u czestn ictw a i m asow ych em ocji. Gdzie w arto ścią s ta je się zarów no tw ó r-p rzed m io t, jak in te le k tu a ln a nad n im r e ­ flek sja, gdzie sz tu k ą m oże się stać n iem al w szystko: kobiecy p o rt­ r e t i m uszla klozetow a, m u r p rzy d ro ż n y i um alo w ane ciało a r ty ­ sty , p u sta ściana w g a le rii i posąg m a tk i z dzieckiem na śro d k u ruchliw eg o placu dużego m iasta, ośm iogodzinny sp e k ta k l te a tr a l­ ny, w k tó ry m czas trw a n ia poszczególnych ak tó w w y m ierzan y je st czasem p rzejścia żywego żółwia z jed n ego końca sali na drugie, sp e k ta k l Ham leta w T e a trz e N arodow ym , p la k a t re k la m u ją c y fil­ m y B ergm ana i p la k a t re k la m u ją c y p astę do zębów.

Nie zawsze w ychodzi jej na dobre to n ap rzem ian ległe odrzucanie i pow oływ anie coraz to now y ch stylów , ta bieg anin a k ry te rió w wrarto ści za chw ilą choćby w ew n ętrzn eg o okrzepnięcia. Ale „(...) w każd y m w y p ad k u jest to sztu k a odm ienna, niż byw ała do­ tychczas. Nie w znosi k a te d r, nie d o d aje b lask u pałacom w ładców , czem u nie n ależy się dziwić, zw ażyw szy, że zapotrzebow anie na. now e k a te d ry i rezy d en cje pałacow e je s t niew ielkie — w y starczają te, k tó re w zniesiono p rzed w iekam i, a zad an ie m ala rstw a i rzeźby, k tó re z p ro g ram u ty c h b udow li w y n ik ały , p rzejęły inne, w y d a j­ niejsze i dogodniejsze śro d k i przek azu : ilu stro w a n a książka i ga­ zeta, d o k u m en t fotograficzny, film i telew izja.

W tej sy tu a c ji w łaśn ie obrazowanie obrazowania — u sto su n k o w y ­ w an ie się do ty c h w szy stk ich przeobrażeń, uśw iad am ian ie ich skutków , o kreślanie zasięgu — zdaje się stanow ić now ą, szczególną w arto ść sztu k i dnia dzisiejszego. Ona to d ecy d u je o jej odrębności i żywotności, jej w łasn y m m iejscu w e w szechobecnej ikonosferze, z k tó re j się tw órczość a rty sty c z n a nieg d y ś w raz z człow iekiem i jego cyw ilizacją w yłoniła i do k tó re j dziś pow raca, by rzuciw ­ szy uśw ięcone en k law y m uzeów i sal w y staw ow y ch, zanurzyć się w codziennym , jarm arc zn y m zgiełku rzeczy i zdarzeń, in tereso­ wać się w szy stk im — g rą losow ą i p sy choanalizą, złudzeniam i op­ ty czn y m i i rek lam ą, obyczajam i i po lityk ą, dem onstrow ać i p ro ­ w okow ać, in try g o w ać i nudzić, błaznow ać i w alczyć, pom na na ten o sta tn i p rzy w ilej, ja k i z pow szechnego zam ieszania koncepcji i k ry te rió w ocaliła — p rzy w ilej u czestn ictw a” (s. 285— 286).

To „zbiorow e u czestn ictw o ” je s t w całej teo rii i rozpoznaniu dzi­ siejszej sztu k i n a jb a rd z ie j krzep iące. Bo g w a ra n tu je sztuce jej nieustanność, n ieśm ierteln o ść, w ciągając do g ry także i tych, k tó ­

(8)

rz y jeszcze m oże sam i nie są tego św iadom i. Mało: k tó ry m n aw et i w ydaje się, że „ p raw d ziw a” sztuka um arła, a to, co jest, niech nie śm ie dostępow ać laurów .

Tadeusz Nyczek

Próba retoryki

Józef Mayen: O stylistyce u tw o ró w mówionych. W rocław 1972 Ossolineum, ss. 162. Instytut Badań Literackich PAN. Z D ziejów Form Artystycznych w Literaturze Polskiej, tom. XXVI.

K siążka Jó zefa M ayena należy w istocie do dziedziny re to ry k i, i to re to ry k i teo re ty c z n e j, opisow ej, nie będącej, ja k w iadom o, d y scy p lin ą w y raźn ie u k ształto w an ą, ro zw iniętą i obecnie k u lty w o w an ą. N ato m iast szeroko i w ró żno rod ny sposób u p ra w ia n a jest dziedzina działalności p ra k ty c z n e j, k tó rą z ajm u je się M ayen. S ztu k a o rato rsk a , w b re w pozorom , b y n a jm n ie j w n a ­ szych czasach nie upada, lecz przeciw nie, z n a jd u je dla swego roz­ w o ju now e sfe ry i now e, poprzednio nie znane, środ ki techniczne. U tw o ry m ówione, bo a u to r z a jm u je się form am i w ypow iedzi p rzy ­ n a jm n ie j w pewmym sto p n iu św iadom ie u k ształto w an y m i i skom ­ ponow anym i, są obecnie szeroko stosow ane w ra d iu i telew izji. P ierw sza w e rsja recenzo w anej pracy, d ru k o w a n a w m iesięczniku „D ialog” ro zp raw a Monolog i dialog radiow y analizow ała w łaśnie w yłączn ie u tw o ry radiow e. N ato m iast w e rsja książkow a w y k o rz y ­ s tu je znacznie szerszy m a te ria ł — p rzem ów ień p a rla m e n tarn y c h , p o lity czn y ch i sądow ych, k azań kościelnych itp.

P odstaw ow e dla M ayena znaczenie ma rozgraniczenie dwóch za­ sad niczych odm ian języka narodow ego, p isan ej i m ów ionej oraz w y ró żn ien ie odm ian pośred n ich, tj. stylów , w k tó ry c h w y stę p u ją w y ra ź n ie e lem en ty s ty lu m ów ionego obok elem entów sty lu p i­ sanego. N ie ulega w ątpliw ości, że fo rm y m ów ione c h a ra k te ry z u ją się w ła śn ie rów n oleg ły m w ystęp o w an iem w nich elem entów obu rodzajów . A u to r zw raca u w agę na to, że oprócz w e rsji zasadniczej, m ów ionej u tw o ru om aw ianego ro d zaju istn ie je często dodatkow a w e rs ja p isan a, k tó re j sto su n ek do w e rsji zasadniczej b yw a bardzo różny. C zasem w ersja p isan a m a c h a ra k te r w y ra ź n ie w tó rn y, gdy je st ułożona na p o d sta w ie zapisu dźw iękow ego w e rsji m ów ionej, odpow iednio w y red ag o w an a i w ygładzona. S top ień opracow ania b yw a z re s z tą różny. A u to r często a n a lizu je więc p rz y k ła d y z uło­ żonych przez au to ró w d ru k o w a n y c h zbiorów tek stó w w yg łasza­ n y c h u p rz e d n io p rzez radio, jak pogadanki, felieto n y itp. Czasem w e rs ja p isa n a może m ieć c h a ra k te r w stęp n y , gdy a u to r opraco­

Cytaty

Powiązane dokumenty

127–128 Ciało kiedy naleźli… jemu przywrócony – u Kochanowskiego ciało królewny nie zostaje znalezione, nie podejmuje się też prób przywrócenia bohaterki do życia;

Jego pierwszą żoną była Katarzyna Bełżycka, a drugą Tere- sa Mniszech, z którą miał dwóch synów: Stanisława i Antoniego oraz córkę Annę; Jerzy – Jerzy Dominik Lubomirski

Pojawianie się w traktacie z 1561 roku takich wątków, jak dowartościowa- nie erotyzmu czy aprobata małżeństw dwuwyznaniowych („iżeby stadło małżeńskie ani dla jakiej

Wśród takiej różnorodności zabiegów oraz modyfikacji w sferze mitologii zmierzamy do fi- nałowej dla kategorii mitu pieśni Pulcherii (III 19), w sposób pełny i

Poza staropolsko-oświeceniowym (już wtedy zresztą kwestie te dość się skomplikowały, ale będzie to przedmiotem dalszych uwag) i romantycznym musimy uwzględnić także

Profesor zwyczajny, specjalista w zakresie retoryki, historii kultury i literatury do koń- ca  XVIII  w., a także literatury powszechnej i popularnej, problemów emigracji, cenzury

Głuchowski, kreśląc wizerunki polskich władców, skoncentrował się na umieszczeniu w nich syntetycznie ujętych faktów z życia monarchów, które występują zazwyczaj

Owszem, Pentezylea idzie w bój, ponosi śmierć, do walki rwą się także Trojanki, które zdają się poruszone odwagą Amazonek, jednak zachowanie kobiety jest pełne