• Nie Znaleziono Wyników

Wołanie z Wołynia : pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej (B). R. 10, nr 2 (57).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wołanie z Wołynia : pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej (B). R. 10, nr 2 (57)."

Copied!
48
0
0

Pełen tekst

(1)

IS S N 1 4 2 9 -4 1 0 9

N r 2 (57) — Rok 10

Marzec-Kwiecień 2004

w w w . w o la n ie .k io s k o n lin e . p l

W o ł y n i e z W b K m ú \

P

B o j i ü h h h 3 B o j i u h í

Pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej

Ę >

(2)

Itr. 2 ACrtyac-Kurucień 2004 U/ołanie

}

U/oiynla 2 (57) : ' " ..^ 1 , ml I iii iii , ;:v ■ ; ^ 1" : "" ' !'■ ... J, ' .w,"'-'. ■

S P I S T R E Ś C I

GnHCKon MapKi«H T P O O H M ’iIK , 3eepHennn d o d ic ą e 3 m n ...5. 3 N uncjusz N ikola E lerović za k o ń czył m isje w U k r a in ie ... s. 4 AnocmonbCbKa n yn ifiam ypa e Y K p a m ... s. 6 Z m arł M etropolita Łucki i W ołyński Jakiw, je d e n ze sta rszych b isku pów U K P K P ...s. 7 C11HCK011 MapKi«H TPO<J>HM’iIK , O . K o c th h th h M 0 P 0 3 0 B , ilo H c n e m n m odo 3mm, 3a n p o6a<)jicenux K onipepeH yiew PuMCbK0-K a m0JiuąbKux CnucK onis YKpainu, y sidsHanenin cenm KamonuiĄbKom IJepKeoio m m m c b K o e o o ó p n d y e Y K p a m i...5. 8 Tadeusz ŻYCH1EWICZ, J o za fa t K u n cew icz ( 1 4 ) ... s. 11 Ks. M ieczysław M A LIŃ SK I, P am iątka śm ierci i Z m a r tw y c h w sta n ia ... i. 15 Anatol F. SULIK, N asze ś w i ę ta ... s. 18 W ładysław B A R A Ń SK I, G ró b C ze tw e r ty ń s k ic h ...s. 2 0 O braz “E cce H om o ” św. B rata A lb erta (A dam a C h m ie lo w sk ie g o )...i- 21 Łucja ZALEW SKA, P a te ryk K ijo w sk o -P ieczersk i w ...O s tr o g u ... s. 23 Ks. W itold J ó zef KOW ALÓW , S tu dion w C a ste l G a n d o lfo ...i- 2 7 D zień m odlitw y i sku pienia p ra c o w n ik ó w rzym skokatolickich m asm ediów na U k r a in ie ...5. 3 0 M ałgorzata M aria M ester ( 1 9 0 6 -1 9 6 1 )... i- 31 Oleksandr ROM AŃC ZUK , Wioska B iłotyn w p rz e s zło śc i i w dniu d z is ie js z y m ... s. 33 Iwan G ŁU SZ M A N , Na a u d ien cji u P a p ie ż a ... s. 3 7 Ewa GÓRSKA, O pow iadać, zrozu m ieć i w y b a c z y ć ... s. 3 9 Łucja ZALEW SK A, S p o jrzeć z n a d zieją i w ia rą w p r z y s z ło ś ć ...i. 41 Ks. W itold Jó zef K OW ALÓW , O łeksa N ow akiw śkyj (1 8 7 2 - 1 9 3 5 ) ... s. 42 K ron ika K o ścio ła F arn ego O s tr o g s k ie g o ... s. 44 Jarosława BO N D A R C ZU K , K sią żę K on sta n ty Iw a n o w icz O stro g sk i (ok. 1 4 6 0 -1 5 3 3 )...s. 48

D w u m iesięczn ik W c t a t t i e z W o f y t iiA - Bonanm 3 Bojiuui Pism o religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej Adres redakcji: El Byji. KapflauieBHHa, 1, 8 & F a x + 380 (3654) 2-30-38 35800 m. Ocrpir, PiB H eH C bK a o 6 j i., Y K p a i n a E-mail: kovaliv@ ostroh.uar.net Wydawca wersji polskojęzycznej: E l O środek “W ołanie z W ołynia”, ISSN 1429-4109 skrytka pocztowa 9 ,3 4 -5 2 0 Poronin http://www.wolanie.regle.pl/ oraz http://www.wolanie.kioskonline.pl/

Redaguje Zespół: ks. W ładysław Czajka, Irena Dejneka, ks. M arek Gmitrzuk, ks. W itold Jó zef Kowalów (redaktor naczelny), ks. Jó zef Kozłowski, W ładysława Krynicka, Irena M oroz, ks. W aldem ar Szlachta, Inna Szostak, ks. Andrzej Ścisłowicz.

Redakcja publikuje materiały nie zawsze podzielając poglądy ich autorów.

Zamieszczone w piśmie materiały mogą być publikowane z podaniem źródła.

Wszystkich, którzy chcieliby pomóc w finansowaniu czasopisma, prosimy o wpłaty na konto: Stowarzyszenie O środek “W ołanie z W ołynia”

PBS. ZAKOPANE O /BIAŁY DUNAJEC nr 77 88210009 0010 0100 1892 0001

(3)

Wołania

j

Wołynia 2 (57)

2 życia Kościoła

__________________________________ I

3BEPHEHHJI

A o a ie ij ; E 3 m H

Bo3Jiio6jieHi b XpHCTi EpaTH i C ecrp u ,

B HenoBTopHnx JIiTypriax C rp a c - H oro Thjkhh mh b nm 6oK iH 3aayMi

cxhjijuihch Haa He36arHeHHOK> Taimoio jiK>6oBi E ocnofla B o ra a o cBoro TBOpiHHH. CHH Eo>KHH, Icyc XpHCTOC, KOTpHH fljia Hac i H aiuoro paflH CnaciHHfl CTaB JHOflHHOK), eflHHHH npaBe^HHH i 6e3rpiuiHHH npHHHHB na ce6e npoBHHH m o n eu ycix naciB i HapOfliB i 3 THMH npOBHHaMH nimoB Ha roJiro4>y, m o6 TaM, po3n'flTHH Ha xpecTi, Bi;uutTH cboc >khtth i ;uipynaTH HaM cnaciHHa. Cbocio CMeprio BiH no/iojiaB CHJiy CMepTi, a cboim

BoCKpeeiHHHM BLiKpHB He6eCHl BpaTa.

y UbOMy p o u i MH MaTHMeMO

BHiiaTKOBy Harówy HaHe6TO

aOTOpKHyTHCH flO BeJIHKOl TaHHH X p h c to b h x CTpacTeń: y cyóoTy 17 KBiTHa 2004 poKy o 16°° a o JlyubK oro Ka(J>eApajibHoro C o 6 o p y npHÓyae Konia oflHiei 3 HaH6ijibimix pejiiKBin XpHCTHHHCTBa - TypHHCbKOl nn am aH H H i.

TypiiHCbKa nnamaHHHii - ue n o jio ra o , b HKe 6yjio 3aropHeHe Tino Icyca X pncTa, kojih H o ro noKJiaaeHO y rpo6H H ui. BiaoMO, m o opnriH aji 36epiraeTbCH b TypHHi i BHcraBnaeTbca fljia BmaHyBaHHH npHBcejHOAHO Jinme pa3 Ha 25 poniB, a 3 TypHHy He bhbo- 3HTbCH HiKOJIH. H a CBiTi iCHye TijlbKH KijibKa Koniń njiamaHHiji, oflHa i3

K O T pH x iip H Ó y ^ e a o H a r n o r o K a (J )e a p a jib H o r o C o 6 o p y , zie n e p e 6 y B a T H M e H a n poTH 3 i M ic a u a . H n e p e K O H a H H ił, m o Bci, x t o Jinrne 3 a x o n e , 3M0>Ke 3HaHTH q a c i M O *JlH B iC T b nOKJIOHHTHCH peJliKBH T y p iiH C b K o i lu ia m a H n u i y fi B ip H iii

Konii.

C boro^H i e^HaioHHCb i3 yciM XpHCTHHHCbKHM CBiTOM, MH CniBaCMO

p a ^ ic H e A j i i j i y a , n p o c J iaB jiaio H H

nepeM ory h c h tth na;t cMepTio, CBiTJia HaA TeMpHBOIO, pa^OCTi HaA CMyTKOM - npocjiaBiiaioHH B o c K p e c im ia n a m o ro

f o c n o a a Ic y c a X p n c x a .

H exaii BocKpecnHii CnacHTenb nanoBHHTb Bami cepna paflicTio, H o ro

CBiTJio HexaS chcHaa B am oio a o p o ro io , a y BarnoMy >KHTTi Hexań uapioioTb H o ro 6;iaro;i,aTi> i MHp. BnarocjioBeHHa FocnoflHe Ha Bac i HHHi, i noBcaK^ac, i

H a BiKH Binni. AMiHb.

X pncToc BocKpec!

i 1 M a p K l H H T p ( ) ( j) llM 'h k

O pduHapiu JTyifbKoi JJici^ eń i PuMCbKO-KamOJlUU,bKOl U,epK8u JlyHbK, n a c x a XpHCTOBa

- 1 1 KBiTHH 2004 poKy

(4)

A (a V )ec-K m ecltń 2 0 0 4 U/oiaiue j U/ołynla 2 (5 7 )

NUNCJUSZ NIKOLA ETEROVIC ZAKOŃCZYŁ

MISJĘ W UKRAINIE

Ojciec Święty Jan Paweł II w dniu 11 lutego 2004 roku mianował Arcy­

biskupa Nikolę Eterovica, który w ciągu ostatnich 5 lat wykonywał obo­

wiązki Nuncjusza A postolskiego w Ukrainie, Sekretarzem Generalnym Synodu Biskupów w Rzymie.

Biogram

J.E. Ks. Abp Nikola Eterovic urodził się 20 stycznia 1951 roku w miasteczku Pućiśća (wyspa Brać w Chorwacji). Był piątym dzieckiem (z sześciu) śp. Ante Eterovica i Franki Martinić. Ochrzczony został w kościele parafialnym pw. św.

Hieronima w dniu 4 lutego 1951 roku. Po ukończeniu szkoły pierwszego stopnia w rodzinnym miasteczku wstąpił do Semi­

narium Metropolitalnego w Splicie, gdzie w latach 1965-1969 uczył się w liceum klasycznym. Następnie dwa lata studiował filozofię we wspomnianym seminarium.

Dwuletnią służbę w ojskow ą odbył w marynarce wojennej.

W latach 1972-1980 kontynuował naukę w Rzymie, mieszkając w Kolegium Karpanika, a od 1977 roku w Papieskiej Akademii Kościelnej. Ukończył pełne stu­

dia teologiczne w Papieskim Uniwersyte­

cie “Gregorianum”, obroniwszy 19 lutego 1980 roku dysertację doktorską z mis- jologii.

Święcenia kapłańskie przyjął w dniu 26 czerw ca 1977 roku w katedrze w Hwarze (Chorwacja).

Po powrocie do Rzymu, przyjął zapro­

szenie kompetentnej władzy kościelnej do wstąpienia do Papieskiej Akademii Koś­

cielnej, która przygotowuje dyplomatów Stolicy Apostolskiej. Równocześnie za­

pisał się na wydział prawny Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego i w 1979 roku otrzymał licencjat z prawa kanonicznego.

W marcu 1980 roku złożył ostatni egza­

min w Papieskiej Akademii Kościelnej i w dniu 25 tegoż miesiąca rozpoczął pracę w służbie dyplomatycznej Stolicy Świętej.

(5)

Wołania j Wołynia 2 (5 7 ) A (tn j ec -Kwiecień 2 0 0 4 ________________________________jft. 5

W latach 1980-1983 pracował w A bidżanie jak o sekretarz N uncjatury Apostolskiej w republice Wybrzeże Kości Słoniowej. Jurysdykcja nuncjatury obej­

mowała także N iger i Burkina Faso.

Następne cztery lata, od 1983 do 1987, pracował w Nuncjaturze Apostolskiej w Hiszpanii, zaś od 1987 do początku 1990 roku w Nikaragui.

Od lutego 1990 roku do 22 maja 1999 roku. tj. do nominacji na Nuncjusza Apos­

tolskiego w Ukrainie, pracował w Sekre­

tariacie Stanu w sekcji stosunków z państ­

wami.

W dniu 2 lutego 1984 roku został mia­

nowany kapelanem Ojca Świętego, a w dniu 25 stycznia 1996 roku jego prałatem.

W dniu 10 lipca 1999 roku w katedrze w Hwarze K ardynał Angelo Sodano, sekretarz stanu Stolicy Świętej, wyświęcił go na arcybiskupa tytularnego Sisak.

M isję N uncjusza Apostolskiego w Ukrainie rozpoczął 25 sierpnia 1999 roku, wręczając listy uwierzytelniające Prezy­

dentowi Leonidowi Kuczmie w dniu 31 sierpnia tegoż roku. Oprócz pracy dyplo­

matycznej ks. Nikola Eterovic kontynu­

ował działalność duszpasterską. Brał udział w pracy duszpasterskiej w parafii pw. św. Teresy w Abidżanie, parafii San M arino Porre w Managui. Regularnie odprawiał Msze św. w Madrycie i Rzymie.

W 1981 roku wydawnictwo “Citta Nuova Editrice” wypuściło w języku włoskim dysertację doktorską Arcy­

biskupa Nikoli Eterovica “Christianesimo e religioni ceconao Henri de Lubac”

(“Chrześcijaństwo i religie według nauczania Henri de Lubaca"). W 1998 roku wydał w języku chorwackim pracę

“Spostrzeżenia i odkrycia kapitana Ivana Pulizića z Dalmacji, inżyniera woj­

skow ego" (W ydawnictwo “Knjizevni

Krug”, Split). W książce “Umowy między Stolicą Świętą i Republiką Chorwacja”, wydanej w 2001 roku przez wydawnictwo

“Glas Koncila”, został umieszczony jego komentarz do czterech umów (w sprawach prawnych; o współpracy w sferze wychowania i kultury; o opiece nad wierzącymi katolikami w siłach zbrojnych i policji Republiki Chorwacja; w sprawach ekonom icznych) zawartych między Stolicą Świętą i Republiką Chorwacja. W 2002 roku wydał książkę “Dyplomacja i teologia", gdzie są zwłaszcza zebrane jego badania w dziedzinie teologii, prawa

konkordatowego i historii.

W dniu 11 lutego 2004 roku został mianowany przez Papieża Jana Pawła II Sekretarzem Generalnym Synodu Bisku­

pów.

Oprócz języka ojczystego - chorwack­

iego - włada językiem włoskim, fran­

cuskim, hiszpańskim, angielskim, niemie­

ckim, ukraińskim, polskim i rosyjskim.

(6)

itc.6 ACn^ec-Kuriaettń 2004 UUrnU} UUfma 2 (57j

|

Dokument I

AnO CTO JlbCbK A HYHLUATyPA B YKPAÏHI

Kh ï b, 22 6 e p e 3 H H 2004 p o n y

N. 4678/04

I lp e o c B J im e H H H H B jia ^ H K o !

3 H a r o f l H p im e H H H C B H T i n i o r o O tuh I ß a H a I l a B J i a I I B ia 11 J i i o T o r o u . p . n p o r i p i i 3 H a q e n n a M e H e T e H e p a n b n n M C e K p e r a p e M C n n o ^ y C n n c K o n i B , B a r n e n p e O C B a m e H C T B O BHCJIOBHJIH M eH Í C e p fle H H i n 0 3 ^ 0 p 0 B ^ e H H H , 3 a n e B H H B IU H o c o ó J iH B y 3 r a f l K y bm o j i h t b í 3 a m o k> H O B y m í c í k» n p n G n u c K o n i P H M y , B c e n e H C b K O M y . H y i u n a c r a p i IJe p K B H .

 r a p a n e a a n y i o B a r n o M y r i p e o c B a m e H C T B y 3 a T e i u i i n p u B Í T a H H H i, H a c a M n e p e a , 3 a M O JiH TBy, h k o i o B h ï x c y n p o B o a s c y e T e . L Je n p o M O B H C T H ii b h h b u e p K O B H o r o c o n p u n a c T H , â n e e flH a T H M e H a c i H a fla x ii b cJiy tfriH H i K a T o u H U b i d H U e p K B i, H a r n i ñ M a r e p i , a x y 6 n o c a ^ y m h H e o ô iÜ M a jiH .

K o p u c T y i o c b u i e i o H a r o Æ o i o i a n a T o r o , m o 6 n o f l a H y B a r a B a r n o M y r i p e o c B a m e H C T B y 3 a n j i i ^ H y c n i ß n p a u i o , a n a b c í r i ’a T b p o k í b m o c ï m íc í'í A n o c T O J ib C b K o r o H y H u i a b Y i c p a ï m x a p a K T e p H 3 y B a j i a H a m i u e p K O B H i c T o c y H K H . E y ; i y m u p o b / i h h h h h , h k i h o B h n e p e f l a c T e m o í H a H c c p ;ic M H Ín ii B ÍT a H H a c B a m e H H K a M , M O H a x a M , M c m a x H u a M T a M u p a H a M , a i d n p a n i o i o T b b . a o p o r i i i JIy m > K ÍH ^ i c u e 3 Ü ', i 3 an eB H H T e ïx b m o ï h h o c t í h h í h m o j i h t b í 3 a n o a a n b i i i e 3 p o c T a H H a Pi p o 3 K B ÍT B arnoï

/ÎH 'U C 3 iï i B c ie ï K aT O JIH U b K O Ï IJ e p K B H B y K p a Ï H i .

B h m o j h o k ) jx n s i B c ix B ip y io H H X J l y i i b K o ï ,H i e u e 3 i ï E n a r o c j i o B e H H a B c e M o r y T H b o r o B o r a , O T u a , C H H a i C b h t o i o Æ y x a , i o x o n e K o p u c T y i o c b n a r o a o i o , m o 6 3acBÙXHHTii B a r n o M y I l p e o c B a m e H C T B y c b o i o 6 p a T H i o n o m a n y .

A p x i e n H C K o n M n K O J ia E T e p o ß H H

AnocTOJibCbKHH HyHuin

H o ro npeOCBameHCTBO

BnaiiHKa Mapnian T P O O H M ’HK

G n u c K o n J ly u b K H H

j i y q t K

(7)

Wołanie ^ Wołynia 2 (5 7 ) Aiax^ ec -Kwiaciań 2 0 0 4 3łx. 7

ZMARŁ

METROPOLITA ŁUCKI

I WOŁYŃSKI JAKIW,

jed en ze starszych biskupów U kraińskiego K ościoła Praw osław nego K ijow skiego Patriarchatu

W dniu 16 marca 2004 r., o godz.

22.15 w wieku 73 lat w kijowskim szpitalu

“Teofania”, w wyniku ciężkiej choroby zasnął w Panu M etropolita Łucki i W ołyński Jakiw (w świecie: Iwan Dmytrowycz Panczuk). Nabożeństwo pogrzebowe, któremu przewodniczył Pa­

triarcha Filaret, zostało odprawione 20 m arca br. w soborze katedralnym pw.

Trójcy Świętej w Łucku. Wśród żegnają­

cych zm arłego był ordynariusz rzym­

skokatolickiej diecezji Bp M arcjan Trofimiak.

M etropolita Jakiw należał do naj­

starszych i wiernych współpracowników Patriarchy Filareta w tworzeniu partyku­

larnego Ukraińskiego K ościoła Pra­

wosławnego (dalej: UKP). Jeszcze za cza­

sów radzieckich za poglądy proukraińskie został usunięty z urzędu namiestnika

Ławry Poczajowskiej i dłuższy czas nie był mianowany biskupem.

Na biskupa poczajowskiego został wyświęcony 14 grudnia 1990 roku w soborze pw. św. Włodzimierza w Kijowie w czasie, kiedy UKP na czele z metropolitą Filaretem obrał drogę kanoni­

cznej autokefalii. Biskup Jakiw pozostał wierny swojemu Przełożonemu, kiedy przeciwko niemu rozpoczęły się represje w Rosyjskim Kościele Prawosławnym.

Od 1996 roku metropolita Jakiw stał na czele eparchii łucko-wołyńskiej Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Kijowskiego Patriarchatu, był członkiem Stałego Synodu tego Kościoła. Jego praca została uznana nagrodami różnych Koś­

ciołów Prawosławnych.

RISU i informacja własna

(8)

Aiar^tc-Kwiecień 2004 Wołanie } Wołynia 2 (5 l)

Proszę przyjąć szczere życzenia z okazji Świąt Zmartwychwstania Pańskiego.

Pascha Jezusa Chrystusa - jest największym świętem chrześcijańskim. Przez przygo­

towanie się do niego i jego coroczny obchód dokonuje się nasza odnow a w Jezusie Chrystusie. M im o naszych słabości, lęków, oba w i oporów, chcemy być tak jak On wspaniałym i, bezinteresownymi, żyć dla Dobra, Piękna i Prawdy, a nie dla własnych przyziemnych interesów.

"Znowu zajaśniało Słońce prawdy" (św. Teodor Studyta). Niech Zm artw ychw stały Chrystus oświeci Was św iatłem swojego zmartwychwstania, da Wam siły na drodze do Niebieskiej Ojczyzny i mocą Swego Ducha na zawsze zamieszka w Waszych sercach.

Alleluja!

Redakcja "W ołania z Wołynia"

Zmartwychwstanie Pańskie 11 kwietnia A.D. 2004

„'„Ł'

Dokument

J l i r y p r i n n a K o M i c i a K o H ( j ) e p e H u i 'i

PlIMCI>KO-KaTOJlHHbKHX CnHCKOmB

Y K p a i H H

I l o f l C H e H H f l m o , n , o 3 M m , 3 a n p o B a f l > K e H H x

K o H (J)e p e H L u e io PHM CbKO-KaTOJIHIJbKHX

C r i H C K o n i B Y K p a i H H ,

y B u p H a H a H H i c b h t

K a T O J i n u b K o i o

LJepKBOK) JiaTHHCbKOrO o 6 p j m y b Y K p a m i

J liT y p r in U,epK B H Mae n e p e a y c iM

nacxajibHHH xapaKTep - Bona

KOHuenTpyeTbca Ha nacxajibHin TaiiHi CMepTi i BocKpeciHHfl Icyca XpncTa.

ToMy HaHBa>KJIHBimHM CBHTOM H IJepKBi c FIacxa ro c n o a a Hamoro Icyc;

XpncTa, rii/i nac hkoi mh yponucTu BiA3HanacMO nepexi/i Hauioro CnacuTejiH 3i CMepTi ao BocicpeciHHH, paflicno CBHTKyeMo nepeMory hchtth

HaA CMepTIO, 3 BeJIHKlIM HiAHeceHHHM paflieMO HaiHHM BOCKpeeiHHHM 3 TeMpHBH rpixa ao npe/iHBHoro CBima HOBOI O 5KHTTH B XpHCTi.

U ,e p K B a 6 a > K a e n e p o K i i B a T H h i o B e jiiiK o /H H o T a f i n y H e j u r n i e o a h h p a 3 n i ą l i a c r i a c x a j i b H o r o T p im e H H H , a n e ii k o k h o T H e / j i j i i , HK a C T a e z u ih H e i n a c x o i o t h h c h h . Y u i n n e p c n e K T H B i b i ł u h o , m o K o m m n e f l i j i a - n e H a r ó w a flO 3 y C T p illi 3 X p H C T O M , HKHH C H aUIOIO n a c x o K ) . T o M y U ,e p K B a a k M a T H 3 a o x o n y e c b o i x f l iT e ń f l o y i a c T i y u e f t fle H b b c n i j i b H i n e B x a p n c T i i i 3 aK H H K a e y rp u M y B a T H C fl BiA n p a q i T a o 6 o b ’h 3 k i b , HKi 6 n e p e n iK O fl> K a jiH y C B H T K y B aH iii H e a i j i i . C T a j i o c a T a K , m o B>Ke y n e p m n x B iK aX X pH C TH H H C TB a X pHCTHHHH T aK B iijiH H y jiii H a e y c n ijib C T B o , mo H e f lin a

(9)

Wołanie j Wołynia 2 (57) ACnyec-fCuriacień 2004

_ ...

c T a jia fle p * a B H H M ÆHeM B iz m o m iH K y . I

T a K e f l o H a m o r o n a c y - M a i i * e b y c i x K p a m a x c B r r y , H a B ÍT b H e XpHCTHHHCbKHX, rp O M a flH H H MaiOTh n p a B O H a b u h i o h h h o k y n e m j i i o .

ni3H Ím e n ic j i H CBHTa I l a c x H i n e /U J ii B J l i T y p r i i o 1 4 e p K B H yB iH iH J iH h í h u i í CBHTa, b H K iix 3 ra ,n y B a jiH C b pi3Hi n o f l i ï 3 5KHTT5I X p H C T a i n p e c B H T o ï ^ í b h M a p i ï , a6o B ifl3H aM ajiH C b n o f l B H r n C b h t h x i M y q e H H K iB . /J e H K i CBH Ta, h k í L le p K B a B B a > K a jia a y a c e B a a u iH B H M H , B O H a o r o n o c H j i a o 6 o b ’h 3 k o b h m h , t o 6 t o H a

HHX nO IH H piO BajIH Cb ITpaBHJia

C BH TK yBaH H H H e f l i n i , a c a M e : y n a c x b b C B x a p n c T n i y T p H M aH H H b u i, n p a u i . y

xpHCTHaHCbKHX flep>KaBax Bjia^a

o r o n o u i y B a j i a u i a h í c b h t k o b h m h i T aK H M HHHOM K 05KHHH B Íp H H H M aB MOHCJIHBÍCTb 6 p a T H y n a c T b B XpHCTHHHCbKHX CBH TK yBaH H H X.

K i j l b K i c T b o6o b ’H3KOBHX CBHT 3 M Í H io B a jia c b n p o T H r o M i c T o p i í . H a

c b o r o f l H i i H H i í í f le H b K a H O H iH H e n p a B O K a T O JIH H b K O Ï H e p K B H JiaT H H C b K O rO o 6 p > m y , K piM y c i x H e f lú ib i, m o c a M o C0 6 0K) 3 p 0 3 y M Í J I 0 , CBHT, HKÍ B Ífl3 H a H a iO T b C a T ÍJIbK H B H eflijH O , B H 3 H a M a e m e 1 0 o 6 o b ’h 3 K o b h x c b h t : T o c n O ^ H i - P Í 3 f lB 0 X p H C T O B e , B o r o H B n e H H H T o c n o / i H C , B o 3 H e c iH H H T o c n o / m e , T ina i K poßi X p h c t o b h x ;

B o r o p o f l H M H i - H e n o p o H H o r o

3anaTTH, npecBHToï B o ro p o ^ n n i, ycniHHH; C b h th x - H o r a d a , A h o cto jh b n e T p a i n aB jia, Bcix C b h th x .

C n e m i ( j ) i K o i o H a r n o ï f l e p a c a B i i e T e , m o Ô Ù Ib U lic T b XpHCTHHH flO T p H M yiO T b C H c x i f l H o r o o ö p n a y , b HKOM y B m 3 H a H a io T b C H M a i * e b c í t í c a M i CBHTa, m o i B 3 a x iÆ H 0 M y , i H a B iT b B TOH CaMHH f l e n b , a j i e 3 a p i3 H H M H K a n e n z ia p H M H . T o M y a e p > K a B H a B J ia f la , b h x o a h h h 3 p e jiir iH H H X n o T p e ô ô ü i b m o c T i , B C T a H o - B H Jia /iep > K aB H H M H XpHCTHHHCbK i CBHTa

3 IÏ/U IO 3Í Cxi/UIOIO T p aflH H iC K ). O tO H C, B H H H K jia n e B H a C K n a ^ n ic T b y CBHTKy- B a n n i K aT O JiH K aM H J ia T H H C b K o ro o 6 p n n y T H x c b h t , h k í n e r i p n n a f l a i o T b 11a H e f lim o i h k í «JiaKTHHHO e x u ïh h h x pOÖOHH M H aH H M H . y Ö a ra T b O X BÍpHHX H a K a 3 CBHTK yB aH H H T a O Æ HOHaCH a H e o 6 x i f l H Í c T b n p a m o B a T H y h í a h í B H K JIH K ae KOH(})JlÍKT CyMJlÍHHH. T o M y , BHXOÜHHH ÏM H a i y C T p iq , K oH ({)epeH H ÍH P H M C b K O -K aT O JlH H b K H X C n H C K O n iB y K p a Ï H H B H p ilH H Jia BH K O pH CTaTH CBOE, n a a a i i e A n o c T O Jib C b K H M n p e c T O J i o M , n p a B O B H e cT H 3 M Í h h y u a p H H i o 6 o b ’H3KOBHX CBHT ¡W H KaTO JIH K ÍB J ia T H H C b K o ro o ö p n u y , h k í n p o n c n B a i o T b n a T e p H T o p i ï H a r n o ï a e p a c a B H .

3m í h h T o p K H y jiH C b n e p e a y c Í M r o c n O A H Í X CBHT - O K pÍM P Í3 f lB a X p H C T O B o r o , HKe u H a / i a ; i i CBHTKyBaTHM eTbCH 2 5 rp y flH H , BCÍ BOHH n e p e n o c H T b C H n a H e ^ ú n o . T a K y M o>KJiHBÍcTb n aa a e Ph m c b k h h M ecaji i B m n o B iflH H H iio K y M e H T A n o c T o n b - c b K o r o n p e c T O J i y . B i / u a K y p o n n c r i c T b E o ro H B jie H H H T o c n o f l U b o r o ( n e p B i c H a f l a T a - 6 c í h h h) B u i3 H a i iaT H M eT b C H b

H e ü i j n o m í)k 2 T a 8 c í h h h, y p o q u c T i c T b Bo3 Hc c í h h h T o c n o / i H b o r o ( n e p B i c n a f l a r a - 4 0 -h a e H b n i c j i n B e j i n K o m i a ) Bm 3H aM aTH M C TbC H y CbO M y BCJIHKO/IHK) HCVUJIIO, ypO H H C TiC T b H peC B H T H X Tijia i

Kpoßi Icyca X p n c ra (nepBicHa aaTa -

H e T B e p niCJIH ypO H H CTO CTÍ n p e c B H T o í

T p iin ú ) B Ífl3 H a n a T H M e T b c H b n e f l i n i o i i í c j i h y p o H H C T o c T i n p e c B H T o í Tpinui.

O T H ce 6 c í h h h , 4 0 - h z ie H b i i í c j i h BeJIHKOflHH, HeTBep níCJIH ypOHHCIOCTÍ

npecBHToí T p in u i Bi/iTenep e

3B H H aH H H M H flH H M H B m n O B Í /I H n X n e p i o / i i B . JX JiH 3 0 ep e> K eH H H c í i h o c t í y B m 3 H a M a H H l HHX CBHT B y K p a 'Í H Í He fl03B 0JIH G T b C H B O K p eM H X p e H O I ia X 3 a j im iia T H C H n p n c T a p i ñ n p a K T n n i C B H T K y B a n b . B n m e 3 r a A a H a n o c T a H O B a

(10)

K o H (J )e p e H H ÍÍ P H M C b K O -K aT O JIH U b K H X G n n c K o n i B Y K p a Ï H H c r o c y e T b c s i b c í x

6 e 3 BHH HTKy n a p a c j n ñ J i a r a n c b K o r o o 6 p a u y B Y i c p a ï m .

T p o x n ÍHIIIOK) C H T y a u if l 31 CB H TaM H , HKÍ H e M O JKyTb 6 y T H n e p e H e c e H H M H n a í h i u h h a e H b - H QeTbCfl n e p e n o B c i M n p o y p o H H C T o c r i, b h k h x 3 i a ;iy io r b C H B o r o p o f l H u a i Cb h t í. K o H (j)e p e H H ÍH G n H C K o n iB B H p i u n i J i a naC T K O B O lI O J ie r m iI T H B H K O H aH H fl B ip H H M o 6 o B 'H 3 K y CB H TK yB aH H H HHX y p o H H C T O C T e fi. B i f l T e n e p U ,e p K B a H e n a K a 3 y e K a T e r o p iiH H O 6 p a r a y n a c T b y B o r o c jiy a d H H H X b T a x i y p o H H C T o c r i:

- Y p 0 4 H C T ÍC T b CB. M o c H (J )a ( 1 9 6 ep e3 H H );

- y p O H H C riC T b CBHTHX anO C TO JH B r i e T p a i n a B j i a ( 2 9 n e p B H H );

YpoMHCTicTb H enopo4H oro 3anaTTH IlpecBHTOï M apiï (8 rpy^HH);

H e3 B a> K aK > q H H a n o M ’a K u i e n n a K a T e ro p H H H O C T i m O flO O Ô O B’îTCKy, n i c B H T a h n a j i a j i i 3 a j i H i u a i O T b c a BeJIHKHMH i iiy )K e Ba>KJlHBHMH B >KHTTÍ L le p K B H , TO M y BCi B ip H i 3 JIK )6 o B Í flO B o r a , B o r o p c w m i i Cb h t h x h o b h h h í u iy K a T H y u i a h ím o j k j i h b o c t í n p H H M a T ii y n a c T h y c n i j i b H i ñ G B x a p H C T iï, T a b M ip y M O Â JiH BO CTeH , y T p H M a r a c f l B ifl n p a u i .

TaKHM HHHOM, flJI» KaTOJIHKÍB jiaTHHCbKoro o6pany b Y i c p a ï m Ha

c b o r o f l H i e o 6 o b ’h 3 k o b h m h y c i H e a i j i i T a y p o H H C T o c T i, h k í H a h h x n p H n a a a i o T b , a TaK 05K H H >K H eH aBeiieH i y p o H H C T o c T i, m o

npHiia^aioTb Ha pÍ3H¡ a h í t h > k h h :

- YpoMHCTicTb Pi3/iBa rocnoÆHboro

( 2 5 rp yÆ H H );

Y pO H H C T ÎC T b IIp e C B H T O Ï

BoropoflHHi(l cíhha);

- YpOMHCTlCIb Y c n iH H H F lpeC B H T O Ï B o r o p o / u m i (15 cepnHa);

- YpOHHCTiCTb Bcix Cbhthx (1 jiHCTonaaa).

üpaBHJia ÏX CBHTKyBaHHH

3ajlHHiaiOTbCH HC3MÍHHHMH - ynacTb B GBxapHCTiï i yTpHMaHHH Bifl n pau i 0 6 0 B ’ H3K0BÍ ÆJIH KO>KHOrO KaTOJIHKa JiaTHHCbKoro o6paxty, x i6a m o bía H b oro o 6 o B ’ fl3Ky OKpeMHX BipHHX 3BÍJlbH K )K >T b npHHHHH, OKpeCJieHÍ B KaHOHiHHOMy Ilp a B i.

U,i 3 m í h h BCTynnnn b C H jiy b w M O M eH T y n i a n n c a H H H D i a B o i o K o H ^ ep eH n iï Kap/iHHaJioM M a p ’ HHOM ÜBOpebKHM BWnOBiHHOrO flOKyMeHTy, AaTOBaHoro 3 0 JiHCTonaaoM 2 0 0 3 pony.

Bnm e3raflaHÍ 3MÍhh npo/uiKTOBam BHMoraMH cboro/ieHHH, âne mh BHcnoBjnoeMO cnoaiBaHHH, m o XpHCTHHHH 0 6 0X i pa^HIjiñ - CxiflHOÏ i saxiAHOÏ - y M afiôyTHboM y 3M<»Kyn>

flOMOBHTHCH npO CnijlbHe CBHTKyBaHHJI BCÍX XpiICTHflHCbKHX CBHT.

* Cnu.CK.on M apnimi TpotpuM 'hk rn a e a Jlim ypziÜ H O ï Ko m îc îï K o iu p ep en ą u PuM CbK0-Kam 0Jiuu,bKux C n u cK o n ie YKpamu

o. KocmHHmuH M opo3oe C eK p em a p Jlim y p e iü h o ï Ko m íc u

K o w p e p e h n iï PuMCb K o -K a m on uifbKux C n u cK o n ie YKpaiHu

J ly U b K , 1 0 6 e p e3 H fl 2 0 0 4 p .

(11)

Wołania j Wołynia 2 (5 7 ) A fa tj ec -Kusiacień 2 0 0 4 sit. II

Ekumenizm

Tadeusz Żychiewicz JOZAFAT

KUNCEWICZ

(14)

Niechaj mi w ybaczy św ięty Jozafat, że - dzieje te pokrótce spisując - ni słow em jednym nie w spom niałem o licznych je g o cudach stw ierdzonych niew ątpliw ie od dnia tego, gdy w połockiej cerkw i katedralnej, na oczach tysięcznych tłum ów znajom y w szystkich Petro D ańkowski, ociem niały od lat, który i chodzić nie m ógł bez sługi, docisnął się do stóp trumny Jozafatowej, gd zie ow a W łosienica w ypełniona kam ieniam i była złożona. A gdy z wiarą i nadzieją przetarł ślepe sw oje oczy skrawkiem W łosienicy raz, drugi i trzeci, wzrok odzyskał.

N iech mi w yb aczy Jozafat K uncew icz, że o cudach nie piszę. Sądzę jednak, że nie byłaby pełna ta o p ow ieść (a i tak pełna nie będzie), gdyby jej nie uw ieńczyć przedziwną sprawą M elecjusza Sm otrzyskiego, dyzunickiego arcy­

biskupa Połocka, przeciw nika Jozafata.

P ew n ie to nie cud: to, co się stało ze Smotrzyskim. L ecz rzecz w ielce dziwna.

R ezyd ow ał Sm otrzyski, jako się rzekło, w W ilnie u św. Ducha. Gdy w W itebsku zabito K uncew icza, Smotrzyski był wstrząśnięty i nie m ógł się odnaleźć, a bardzo mu było daleko do radości. B yło raczej tak, jakby - pew nie nogi na szczeblach drabiny stawiając - spadł nagle i osunął się, gd yż szczebel się złamał. I z dnia na dzień było gorzej.

K rew zabitego w ołała do niego z ziemi.

W ołała przede wszystkim do je g o sum ie­

nia: czuł się w spółw innym , czuł się sprawcą pośrednim . To on burzył przeciw ko Unii,

w ciąż i nieustannie. C zy naprawdę był obrońcą Cerkwi i prawosławia? A gdy pisali w szyscy o w i Z yzanie i Philalety ob łożen i klątwą cerkiew ną za błędy heretyckie - co uczynił?

Mądre rady szeptał do ucha bratczykom, lecz głosu nie podniósł, a bractwo tamtych pieściło, bo w smak mu były one kalwińskie nauki.

Kim że tedy był on, Smotrzyski? Bardzo w iele zaw dzięczał bractwu. C zy jednak nie był łątką k u k iełk ą którą na jarmarkach ciągają n iew ido­

czn e nitki? Taki mądry, taki uczony, taki pobożny, a w idzieć tego nie chciał, niepojęte.

Gdy z konsekracji Teofanow ej został arcy­

biskupem przeciw ko Jozafatowi, nie om ieszkał bronić gorąco sprawy Teofana, sprawy resty­

tuowanej hierarchii dyzunickiej, a żeby prawdę rzec, to i sw ojej własnej: w łasn ego w yniesienia. Przez pierw sze trzy lata rządów Jozafata sz ło ku pokojow i na Białorusi, a Cerkiew uszczerbku nie miała, przeciw nie. To jeg o , Sm otrzyskiego książki i pisma zam ieniły ten kraj w e wrzący kocioł. C zy naprawdę w ierzył, że K uncew icz jest zdrajcą Cerkwi i

(12)

itr. 12

wrogiem ? M oże i w ierzył. Czemu jednak kła­

mał, że K u n cew icz łacinn ik iem został w W arszaw ie C erkiew łacinn ik om sprzedaje?

Czemu całkiem św iadom ie kłamał, pisząc do m ieszczan w itebskich, że z w oli króla i za jeg o z god ą on, Smotrzyski, jest prawym arcybisku­

pem P ołocka, a także w ład yk ą W itebska?

K iedy się stała ta przeklęta godzina, w której kłamstwo przestało wadzić pobożności? I z jakiej przyczyny się to stało? Zacietrzewienia?

Am bicji? U w ierzyli mu w itebszczanie, a idąc na pałac arcybiskupa, m ogli działać w dobrej w ierze. U w ierzyli mu i naw et uniw ersałów królew skich, które tę rzecz prostow ały nie chcieli słuchać. Zabili K uncew icza. A teraz sami dadzą głow y. A on tu cały czas bezpie­

cznie siedział, a tylko pisał, pisał, pisał, i w ciąż mu się zdawało, że ma czyste ręce. Jeśli teraz tamci dadzą głow y, to także przez niego. Ileż śmierci przez pisane słow o. Tak, nie da się tego om inąć ani w ym azać: je st w inien.

W inien. Winien.

Podobnie też mniemali po cichu obyw atele w ileńscy, nawet prawosławni. Tu także dur opadł, a chociaż trwali przy dyzunii, zostaw ała przecież ta goła i niem iła prawda: że to także z pow odu Sm otrzyskiego zginął K uncew icz, a teraz przyjdzie noc na oszuk ane m iasto W itebsk. Jakoś pusto robiło się w ok ół Sm otrzyskiego, i twarze były nieszczere.

Krew Jozafata w ołała także i do je g o in­

telektu. Bardzo mało jest takich, którzy gotow i b ylib y umierać za prawdę, a zg o ła nie widziano nigdy, aby kto umrzeć się godził za kłam stw o i nieprawdę. K u n cew icz dobro­

w olnie poszedł na śmierć. Jakże tedy ma się sprawa, je śli to ten unita był przy prawdzie?..

Smotrzyski był m ózgow cem . B ył z tych, którzy nie m ają zw yczaju uciekać od nieporęcznych m yśli. K ształcił się na zachod­

nich uniwersytetach i katolicyzm nie był dlań sprawą zabobonnych trwóg i irracjonalnych obrzydzeń, a jed n ość K ościoła nie m usiała być dla niego sprawą podstępnych zasadzek, jak tutaj m niem ano. K ochał C erkiew , tak. A le kochał także i w o ln o ść m yślenia. Już w w ileń skim m onasterze dyzunickim siedząc, napisał dw ie książeczki, “P a lin o d ią ” i “O p o ­

ch o d zen iu D u ch a Ś w ię te g o " , które bractwa cerkiew ne kazały palić, jako nazbyt łacinnikom przychylne i zarażone “k atolictw em ” . Smotrzyski wybrał w końcu praw osław ie, bo je g o racje zdały mu się bezpieczn iejsze dla Cerkwi, m im o w szystko. Bardzo daleko za­

szedł w tym zaangażowaniu, naw et i tam, gdzie było ju ż jaw n e kłam stwo. A teraz był n iespok o­

jny. Czuł się upokorzony, czuł się pow alony śm iercią K uncew icza.

W yjechał z W ilna, zjaw ił się w K ijow ie.

C hciał szukać prawdy praw osław ia, ch ciał odzysk ać utraconą rów n ow agę ducha. Jed­

nakże to K ijów raczej szukał u Sm otrzyskiego tego w łaśn ie, c ze g o mu teraz brakow ało.

M etropolita H iob B orecki, konkurent Rut- skiego, rów nież nie w ydał się Smotrzyskiemu taką zn ów najpew niejszą opok ą prawosławia.

Rodem ze L w ow a, ogrom nie się bał K ozaków, i to było najgłów niejsze; lecz w cale mu się nie p od obało, że patriarcha siedzi w K onstan­

tynopolu m iędzy poturczeńcam i. G dyby Pa­

triarcha Carogrodzki m ógł był i zech c ia ł uczynić U nię, Borecki bez żadnych obiekcji p oszedłby za nim; gdyby K ozacy poszli za nim.

Sm otrzyski pojechał do Konstantynopola.

Zastał tam na tronie patriarszym sw eg o daw nego znajom ego z Akadem ii O strogskięj, Cyryla Lukarisa, który nawet nie krył sw ego kalw ińskiego odszczepieństw a. Zastał też kate­

chizm y prawosław ne, które w cale nie były pra­

w osław ne. Tu po raz pierw szy przyszło mu na m yśl, że w łaściw ie należałoby przenieść Patri­

archat Carogrodzki choćby i do R zeczp osp o­

litej, i k ogo innego posadzić na tronie, gdyż ten tutaj je st herezjarchą i nie ma prawa prze­

w od zić prawosław iu.

P ojechał do Jerozolim y, do Z iem i Św iętej.

Grzebał w starych księgozbiorach klasztornych i znajdow ał tam rzeczy, o których nikt w Eu­

ropie naw et pojęcia nie miał, że takie m ogą być. P oszed ł nocą do Ogrodu O liw n ego, gdzie poskręcane od starości drzewa stały w rtę­

ciow ym blasku księżyca, i była cisza. Strach siadł mu na karku: m oże aż dotąd był Śpiącym U czniem , który zostaw ił N au czyciela w g od zi­

nę śmiertelnej trwogi sam ego. U ciek ł stamtąd do sw oich ksiąg.

(13)

C zegok olw iek by chciał albo nie chciał, m łyn m yślen ia kręcił się nieubłaganie.

Smotrzyski doszedł do przekonania, że nie ma zasad n iczych różn ic pom ięd zy praw dziw ą wiarą praw osław ną i Zachodem . W szystko zaś, co przez w ieki narosło w rogie z obu stron - w y lęg ło się najbardziej z w iny ludzi. A także z różnic język a, z nieprzetłum aczalnych różnic pojęć i odcien i znaczeniow ych, z trudności komunikacji, z podkładu różnic kulturowych, a także urazów i ambicji - i zasługuje na usunię­

cie. G dyż w szystkie te sprawy ludzkie są za m ałe i nazbyt m iałk ie, aby im daw ać pierw szeństw o przed jed n o ścią Ciała Chrystu­

sow ego.

K uncew icza nigdy tu nie było. K uncew icz nigdy nie w idział ani K onstantynopola, ani Z iem i Św iętej, która dopraw dy je st Piątą Ewangelią. K un cew icz nigdy nie siadyw ał w ław ach europejskich uniw ersytetów , ani też nad tymi tu bardzo starymi księgam i, które greck ą m ow ą gadają prawdę o K ościele.

Cykady za kamiennym oknem też chyba o tym gadają. K un cew icz nigdy ich nie słyszał. Cały był tam tejszy, rusk o-polsk i, z pogranicza cerkiew ny prowincjusz. Z bystrą g ło w ą i w iel­

kimi z d oln ościam i, tak; ale jednak prow i­

ncjusz. To jednak nic nie znaczy, zupełnie nic.

Bo K uncew icz miał rację. B o prawda była przy K uncew iczu. W iedziony prawdziwą p ob ożn oś­

cią i w ielk ą wiarą, i przyrodzoną bystrością um ysłu - ten prowincjusz miał od początku szersze spojrzenie, szerszy, bardziej uniwer­

salny ogląd spraw i oddech sw obod niejszy niż on, po w szystkich sw oich naukach. Dziwne:

nie w ydało mu się to upokarzające.

Smotrzyski w rócił i w 1627 złożył na ręce m etropolity R utskiego unijne wyznanie wiary.

Przeszedł na U n ię i osiadł w klasztorze bazy- liańskim w Dermaniu na W ołyniu.

Z agotow ało się po obu stronach. U nici pa­

trzyli nań prawie z osłupieniem . Prędzej by się spodziew ali, że sam papież rzymski pokaże się na Rusi (co, jak w iadom o, całkiem niem ożebne) aniżeli, że Smotrzyski zostanie unitą: on, który całe sw oje dotąd życie po­

św ięcił i strawił na w alce z Unią. Prawosławni zaś patrzyli nań wilkiem , nie bez obrzydzenia i

oskarżali o chw iejność, zdradę, oportunizm, koniunkturalizm. O strach.

Bać się nie było czego. R zeczpospolita, gdy dopiekło, umiała być nawet okrutna, zaś polscy panow ie, choć po Paryżach i Padwach za miodu chow ani, potrafili iść przez ogień i krew, dym i pale nie gorzej K rzywonosa, i w cale nie inaczej. L ecz R zeczpospolita nigdy nie była pam iętliwa - m oże z lenistwa, a może po części także i dlatego, że takie miała oby­

czaje i taki sposób bycia. Smotrzyski nie miał się czeg o bać. Opinia publiczna widziała w nim pośredniego sprawcę śmierci K uncewicza, to prawda. G dyby jednak ch ciał pozostać dyzunitą, nic by mu nie było. M ógł osiąść bodaj w kijowskiej Ławrze (co też mu pro­

ponow ano, gdy był w K ijow ie) i m ógł także sw obod nie pisać sw oje książki niechby pod pseudonim em , jak niejednokrotnie czyn ił dotąd on sam, i inni. N ic by mu nie było. Jeśli zaś m im o w szystko bał się aż tak bardzo i ze strachu przeszedł na Unię, m ógł też siedzieć spokojnie w jakim ś klasztorze bazyliańskim, i też nic by mu nie było. Co najwyżej pokazy­

wano by go czasem , jak o sob liw e zwierzę:

w idzisz, to jest ten Smotrzyski. ..

A on zrobił inaczej. W łasną g ło w ą i w łas­

nymi rękoma jął burzyć to wszystko, co dotąd budował. Wziął się do pisania. Z tą sam ą pasją i tym samym żarem, a także i talentem, z jakimi dotąd budował przegrody, mosty burzył i w al­

czył ze zjednoczeniem - teraz jedność tę jął b u dow ać i burzyć przegrody. Sam z sob ą daw nym p olem izow ał, sam sieb ie daw nego pogrążał i obalał, nawet i w yśm iew ał bez krzty litości. Sypały się te je g o opracowania i listy, jak z rogu. Słu szn ie napisał o nim biskup Susza: “S za w eł i P a w eł Ruskiej Cerkwi". I czuł się z tym bardziej wolny, i bardziej prawdziwy.

Istotnie: był kiedyś Szawłem . L ecz z przy­

czyn y śm ierci Jozafata, martwą je g o ręką pow alił go B óg na ziem ię, i sprawił przemianę.

Pisał pięknie, i znów zaczęto o nim mówić:

“Cyceron polsk i”.

“N ie p a tr z c ie na d a w n o ść dyzunii, ale u w ażajcie p rz yc zy n y p o w sta n ia je j, p o stępku i um ocnienia się, i ja k j ą Pan B óg niewolą, n ierządem , n ie p ło d stw e m i g ło d em S łow a

(14)

iłx. /4 ec-fcuriecltń 2 0 0 4 U/ołanh j Wołynia 2 (5 7 )

]

B o że g o ciężko p o k a ra ł, j a k j e j w niczym nigdzie, na św ie b o d z ie ni w n ie w o li nie błogosław i, i ni w czem j e j nie lubuje. (...) W szędy rzec zy i sp ra w zbaw ien n ych o b ch ó d , ja k najmu i musu: byle tyło było, byle się

o d p ra w iło ... P o słu szeń stw o za k o n n icze z a ­ krzepło, p ie c z o ło w a n ie sta rs zy ch za m a rło . D u ch ow n ika m ęża m ię d zy za k o n n ik a m i ze św iecą, a m iędzy sw ietskim i nie szukaj. S zkoły upadły. N apięło cerkiew ne p u staje. O dyaka d o b reg o trudno, o sw iaszczen n ika uczon ego trudniej, o kazn odzieję m ądrego nie p y ta j. (...) D u ch ow ieństw o w yższe i niższe u sw o ich p r z y ­ szło do zn iew agi: w M oskwie j e b ojarow ie, je ś li p o m yśli ich w sp ra w a ch duchow n ych nie chodzą, knucą, i nie p a ste rze p a s ą ow ce, ale trzoda p a ste rzó w . A s k ą d do takiego p o n iże n ia p o k a ra n ie ? N i zin ą d zaiste, iż on i m ają w zn ie w a d ze O jca O jców , d la te g o j e te ż P an B óg p o d a ł w n iew o lę lu d zio m sw ie ts k im ” ...

(“E xaetesis”).

A do bractwa w ileń skiego w liście: ‘W ie r z temu, p rz e z a c n e b ra ctw o , że j a k Z yzan iom tw ym u w ierzyw szy zb łą d ziło ś, zb łą d zisz i teraz, j e ś li się nie p o strzeżesz, a za tym i p r a w d y B o żej i p ra w y c h w ia ry d o g m a tó w w ykli- naczam i udasz się. Bym z a tw e w ielkie ku mnie d o b ro d ziejstw a nie b ył to b ie p ow in ien , bym nie był m onasteru tw ego w ileń skiego archi- m andrytą, bym nie b ył C erkw i R uskiej a rc h i­

jerejem , m ilczałbym . Ale w szystkiego teg o tro j­

g a p o w in n o ść ta jest, abym cię w tym upom ­ n iał i p rzestrze g ł" .

Po prawdzie, to był unitą dość szcze g ó l­

nym. U żyw ał pojęć "Unia”, “unita”, gd yż były potoczne; nie w stydził się ich, ale nie lubił.

M iał się za praw osław nego — teraz jednak sądził, że prawosław ie, prawy sp osób w yz­

nawania i sław ienia B oga jest w jednym K oś­

c iele. nie w rozdarciu. I sław ił R zym za tolerancję, za zrozum ienie tego w szystkiego, co z całkiem ludzkich p ow od ów m ogło je szc z e dzielić. Toć Rzym nie w ym agał naw et od zjed­

nanych, aby przyjęli zach odnią wiarę w ogień czyśćcow y: bo prawosławni sądzili, że z przy­

czyny m iłosierdzia Pańskiego nie ma czyśćca dla zbaw ionych, zaś Chrystus, zmartwychwsta­

jąc, nie na próżno złamał bramy otchłani. N o i

dobrze, R zym ow i nie wadziła ta w ielka pra­

w osław na wiara w m iłosierdzie B o że i od­

puszczenie.

N ie na próżno w olała krew z ziem i. Tak spotkali się ci dwaj, którzy tak długo stali naprzeciw siebie: K un cew icz i Sm otrzyski - przez śm ierć. D z iś K u n cew icz był dla Sm otrzyskiego C złow iek iem Bożym i Św iętym Pańskim, którego on cudzym i rękoma wtrącił w śmierć, a tamten jednak go odnalazł i zabrał, i przyciągnął, i w ramionach zamknął. A choć ciało leżało pod kam ieniem w katedrze połock- iej - żyw był. B o gdyby nie było w nim życia, jakżeby zw yciężył?

W iadom o: duszochw at.

Smotrzyski miał to duszne przekonanie, że zapadło w nieistnienie to w szystko złe, które dotąd było m ięd zy nim i. Ż e w yb aczył mu K un cew icz od razu. I że jest rad - tam, gdzie jest, w ręku Pana. N ie ze zw ycięstw a, lecz z pojednania. B o p rzecież zaw sze pojednanie było mu najdroższe. On, Smotrzyski, jak umie i m oże, na swój literacki sp osób czyni teraz tę jedność; późno, lec z jednak. A by nie było rozdarcia C iała Chrystusow ego. I aby Ruś nie niszczyła Rusi. Czuł się spokojny i w m ocy m iłosierdzia Pańskiego.

A w R zeczypospolitej - pow tórzm y to - nie znalazł się ju ż ani jeden biskup łaciński, który by pom yślał o końcu Unii. U nia - to jest K un cew icz. C złow iek a, który dał ży cie za sw oją wiarę i obrządek, a krwią zapieczętow ał sprawę - nie dosięgniesz.

Tadeusz Żychiewicz,

“Jo za fa t K uncew icz”, Kalwaria Zebrzydowska 1986, s. 108-116.

(15)

Wołania

j

Utynia 2 (57) ALrtjec-Kw^cUń 2004 sir. 15

1

•i

Wierzyć w Chry

PAMIĄTKA ŚMIERCI

I ZMARTWYCH­

WSTANIA

Eucharystia je st to po pierwsze posiłek. Pierwotnie posiłek gościnny był nie tylko posilaniem się, ale również miał znaczenie sym boliczne. Był przecież tworem rąk gospodarza - a więc tworem jego pracy, jego życia, jego osobowości.

Podanie komuś posiłku oznaczało akt gościnności i przyjaźni. Przez posiłek na­

wiązywała się pom iędzy tym, kto go spożywał, a gospodarzem jakaś nić pokrewieństwa, która zobowiązywała do udzielania sobie wzajemnej pomocy.

Eucharystia je st jednocześnie ofiarą składaną Bogu. Człowiek, który to, co było wytworem jego rąk, oddawał Bogu, wierzył, że Bóg, od którego wszystko pochodzi, ten dar przyjm uje na swoją własność. W ierzył również, że jeżeli będzie spożywał tę ofiarę - teraz ju ż włas­

ność Boga - to wchodzi jak gdyby w pokrewieństwo z Bogiem. Taki był w skrócie sens pierwotnych ofiar religijnych.

Jeszcze więcej znaczeń zawartych w Eucharystii pochodzi z Paschy ży­

dowskiej. Naród wybrany widział Boga nie tylko jako Stwórcę świata, rzeczy, porządku, ale przede wszystkim jako Bo­

ga jego historii. Wszyscy Żydzi wierzyli, że Bogu zawdzięczają swoje istnienie, że

to On ich z rozmaitych klęsk i nieszczęść wybawił i że On nimi kierował. W zamian za to tak cały naród, jak każdy z jego członków, czuł się zobowiązany do wier­

ności Bogu. Taki był sens tego aktu, któr) określano jako przymierze narodu wybranego z Bogiem. A więc Bóg zobo­

wiązywał się do opieki nad narodem i wymagał wierności - wierności, która za­

mykała się w przykazaniu miłości:

będziesz miłował Boga swego nade wszy­

stko i będziesz miłował bliźniego jako siebie samego - przykazanie, którego sens wyjaśniał Dekalog.

Spośród cudów historycznych, które wciąż stały przed oczami narodu wybranego, wydarzeniem największej wagi, najbardziej przełomowym symbo­

licznym, a zarazem najbardziej przeło­

mowym w historii Izraela było wyprowadzenie z niewoli egipskiej.

Została mu w pamięci ostatnia wieczerza spożywana w czasie, gdy anioł śmierci szedł przez krainę egipską i zabierał wszy­

stkich pierworodnych synów Egiptu - gdy zgromadzeni w domach, ubrani do drogi, z laskami w ręce spożywali baranka na­

prędce upieczonego, którego krwią na­

maścili naproża domów. Tyle się wydarzyło potem w narodzie żydowskim, tyle burz i przewrotów przeżył, ale Pascha mu została. Doszedł jeszcze jeden sym­

boliczny element: po zbudowaniu świątyni w Jerozolim ie baranek był zabijany właśnie tam, na znak wspólnoty, jedności, a potem spożywany po domach. I tak Pascha urosła dla narodu żydowskiego do najważniejszego symbolu przymierza po­

między Bogiem a narodem wybranym.

Ale z czasem możemy obserwować, jak Pascha zaczęła się odrywać od życia, jak coraz bardziej jest “obchodzona”, a nie świętowana, ja k przestaje być

(16)

iit - 16 Atnąec-kuńecień 2 0 0 4 U/ołanie} U/ołynia 2 (5 7 )

wyrazem tego przymierza - przestaje być wyrazem życia w miłości, a staje się kul­

tem sama w sobie, ceremonią, obrzędem, który już nic nikomu nie mówi. Reakcją na ten stan rzeczy jest działalność pro­

roków - żywy prąd, który wtargnął w dzieje tego narodu. “Rew olucja” pro­

roków - przede wszystkim Jeremiasza, Izajasza - polegała na tym, że podkreślają oni duchowość tej ofiary - jak i wszyst­

kich innych - ofiara ma sens tylko wtedy, jeżeli jest wyrazem życia człowieka, który j ą składa, jeżeli za nią stoi życie wierne Bożemu prawu. “Miłosierdzia chcą, a nie ofiary - mówi Pan" - nawoływał Ozeasz.

Zaszedł również w tym czasie interesu­

jący proces w samym sposobie odprawia­

nia Paschy. Wtedy, kiedy naród żydowski był w niewoli i nie można było zabijać baranka w świątyni jerozolim skiej, nie za­

przestano odprawiania Paschy, choć ju ż bez baranka. Akcent z ofiary baranka za­

czął się przesuwać na łam anie chleba, które rozpoczynało wieczerzę, i na picie wina, które j ą kończyło. Sens ofiary, znaczenie Paschy jako wyrazu przymierza pomiędzy Bogiem a narodem wybranym, zaczyna się skupiać w tych dwóch właśnie

obrzędach: łamaniu i spożywaniu pobło­

gosławionego chleba, piciu pobłogosła­

wionego wina na końcu wieczerzy.

Jezus przychodzi na fali prorockiej odnowy narodu wybninego - podkreślania miłości jako istoty przymierza człowieka z Bogiem. Jezus życie swoje oddaje na służbę narodow i wybranemu. Był człowiekiem , który poczuł się odpow iedzialny za swój naród. Był świadomy wszystkich bolączek, zła, które ten naród toczyło. Podjął się, wprost niemożliwej do przeprowadzenia, odnowy narodu wybranego - reformy zgodnej z najgłębszym i prawdami Starego Testa­

mentu. Zm obilizow ał przeciwko sobie wszystkich tych, którzy się uważali za nauczycieli i wodzów Izraela.

Sytuacja staje się napięta do maksi­

mum w czasie ostatniego pobytu Jezusa w Jerozolim ie; Jezus zdaje sobie dobrze sprawę z grożącego niebezpieczeństwa.

Godzi się na śmierć. Przychodzi Wielki Czwartek - Jezus zapowiada, że chce z apostołam i spożyć Paschę. M iejsce spotkania ukrywa do ostatniej chwili.

U czta zaczyna się nietypowo. A pos­

tołowie od samego początku zdają sobie sprawę, że to, co się stanie, będzie czymś nadzwyczajnym , wyjątkowym. Jezus bierze naczynie z wodą, aby apostołom umyć nogi. W ywołuje to wstrząs tak wielki, że Piotr oburza się, nie pozwala:

“nie będziesz mi nóg um ywał nigdy”, dopiero Jezus go zmusza do tego: "'jeżeli cię nie umyję, nie będziesz m iał cząstki ze m ną"\ tak myje jem u nogi i po kolei wszystkim. I na tym tle Jezus rozpoczyna now ą Paschę, która ma być wyrazem nowego przymierza: bierze chleb, łamie, rozdaje mówiąc: “To je s t Ciało moje, które za was i za wielu będzie wydane".

Dla uczniów, Żydów mających w sobie

Cytaty

Powiązane dokumenty

W momencie, gdy wydawało się, że w wyniku ludzkich słabości koło rozpadnie się, Stanisław Pruszyński stanął na jego czele, obejm ując funkcje prezesa.. Medal

Dla ukształtow ania się przyszłego statusu Kościoła kijowskiego w ażne będzie także zaczerpnięcie z doświadczeń UKP (PM) wszystkich po­. zytywów, w tym

Drzewom się kłaniam świadkom niemym i miejscom niezliczonym, gdzie już nie pozostał nawet na kamieniu kamień.. Lasom się kłaniam i bezkresnym polom skrywającym szczątki

su postaci biskupa Adolfa Piotra Szelążka, przytacza się również świadectwa osób towarzyszących mu na co dzień, w jego kapłańskim posługiwaniu. Za taką osobę uznać

świtującego wśród listowia słońca, mieni ­ ły się złotem, czerwienią i gdzie nie gdzie jeszcze zielenią, która zamierzała zmie ­ nić się w różne odcienie

W materiałach przekazanych przez Władysława Klisowskiego znajduje się także biogram harcmistrza Leopolda Adamcisa (Biblioteka Zakładu Narodo ­ wego im. Ossolińskich

Księga Cmentarna Polskiego Cmentarza Wojennego ” , praca zbiorowa pod

Gdy się to dzieje, a strzały tatarów coraz częściej jakby na urągowisko pod nogi oblężonym padają, wszyscy jeszcze, wyraźniejszej czekając zaczepki, stoją w