• Nie Znaleziono Wyników

Wołanie z Wołynia : pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej (B). R. 15, nr 2 (87).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wołanie z Wołynia : pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej (B). R. 15, nr 2 (87)."

Copied!
52
0
0

Pełen tekst

(1)

Wołanie z Wołynia

Bo.iamin 3 B ojiuhi

Pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej

(2)

Fotografie na okładce:

s. I: Kościół parafialny w Klewaniu (Jot. ks. Witold Józef Kowalów) s. II: Biskup Marcjan Trofimiak udziela Chrztu św. w więzieniu - Horodyszcze, 26 kwietnia 2009 r. (fot.ks. Witold Józef Kowalów) s. III: Biskup Jerzy Chwalczewski (fot. Krzysztof Drozd)

s. IV: Meandry Styru koło Czartoryska (fot. Anna Surma)

(3)

Nr 2 (87)-B Rok 15 Marzec-Kwiecień 2009

KOŚCIÓŁ RZYMSKOKATOLICKI NA UKRAINIE

Wołanie z Wołynia

B ojicihhh 3 Bojiuni

Pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej Dwumiesięcznik

Wołanie

z

Wołynia - Bojicihhh 3 Bojiuni Pismo założone w 1994 roku. Założyciel i wydawca: Parafia Rzymskokatolicka pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Ostrogu na Wołyniu.

Redaktor naczelny: ks. Witold Józef Kowalów.

Redakcja: Irena Androszczuk, ks. Władysław Czajka, Irena Dejneka, ks. Grzegorz Draus, ks. Józef Kozłowski, Ludmiła Poliszczuk, ks. Waldemar Szlachta, Inna Szostak, ks. Andrzej Ścisłowicz.

Redakcja publikuje materiały nie zawsze podzielając poglądy ich autorów.

Zamieszczone w piśmie materiały mogą być przedrukowywane z podaniem źródła.

Adres redakcji:

53 Byji. KapflaineBHna, 1

35800 m. OcTpir, PiBHeHCbKa oóji. YKpaiHa

S&Fax + 380 (3654) 2-30-38 E-mail: kovaliv@ostroh.uar.net Świadectwo rejestracji: RW nr 187 z 15 maja 1997 r.

ISSN 1429-4109

Wydawca wersji polskojęzycznej:

53 Ośrodek “Wołanie z Wołynia”, skrytka pocztowa 9, 34-520 Poronin http://www.wolaniecom.parafia.info.pl/

Czasopismo dofinansowano ze środków Senatu RP dzięki pomocy

Fundacji

“Pomoc Polakom na Wschodzie”.

Dobroczyńców prosimy 0 wpłaty na konto:

Stowarzyszenie Ośrodek

“Wołanie z Wołynia”

PBS. ZAKOPANE O/BIAŁY DUNAJEC nr 77 88210009 0010 0100 1892 0001

“Wołyński Słownik Biograficzny”:

http://wolynskislownikbiograficzny.blox.pl/

“Dziennik pisany nad Horyniem”:

http://ostrog.blox.pl/

(4)

stt. 2 Aiatyzc-kusiacień 2009 t. U/ołanie j U/ołynia nt 2 (87)

SPIS TREŚCI

s. 3: Ks. Witold Józef KOWALÓW, „ Żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy ” (2Kor4, 8)

s. 4-5: Kanonizacja bł. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego w październiku

s. 5: WitalijWEZDEĆKYJ, Jak przeciwstawiać się złu?

Dzień młodzieży w Sarnach

s. 6: MichałKOWALUK, Polski konsulat w Łucku ma nową siedzibę

s.7-8: Ks.Witold Józef KOWALÓW, Ostatni zajazd ...w Ostrogu

s. 8-10: Marek A.KOPROWSKI, Kto chcekonfliktu w Ostrogu —rozmowa z ks. Witoldem Józefem Kowalowem, proboszczemparafii rzymskokatolickiej

w Ostrogu

s. 11-12: Ks. Mieczysław MALIŃSKI, Sprawności kardynalne s. 13-18: Maria DEMBOWSKA, Testament ks. Zygmunta

Chmielnickiego (1891-1944), kapłana diecezjiłuckiej s. 19-20: Ks.płk Zbigniew KĘPA, Śp. Jerzy Sas Jaworski

(1920-2008)

s. 21-30: Mirosław ŁUKOMSKI, Gdzie jesteśZiemio Ojczysta?

s. 31-40: Stanisław DEREPA, Rodzinaks. Bronisława Drzepeckiego (Derepy)

s.41-43: Antoni MARIAŃSKI, O grobach w Wierzbicznie s. 44: 20. Rocznicaodrodzenia eparchii lubelsko-chełmskiej s.44-45: Kronika Parafii Ostrogskiej

s. 46-48: KrzysztofRafałPROKOP,Jerzy Chwalczewski (z Chwalczewa) 1536-1549

O<X><XX>O<XXXXXX>OO<><X><XXXXX><X><><>0<><><X>

(5)

U/cdanie j Użrftfnia nr 2 (8l) Maryic-Kurieeień 2009 r. itr. 3

Z życia Kościoła

„ŻYJEMY W NIEDOSTATKU, LECZ NIE ROZPACZAMY (2 Kor 4, 8)

We wtorek, 10 marca 2009 r, w ka­

tedrze pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Łucku, w czasie comiesięczne­

go dnia skupienia księży i sióstr zakon­

nych pracujących w diecezji łuckiej, J.E.

Bp Jan Niemiec z Kamieńca Podolskie­

go wygłosił referat nt. św. Pawła Apostoła.

Autor referatu z mocą podkreślił, że histo­

rię św. Pawła napisał Bóg. Zwracając się do księży i sióstr zakonnych pracujących w diecezji łuckiej bp Jan Niemiec powie­

dział, że nie jest przypadkiem, że zosta­

li postawieni w tej małej diecezji. Dostoj­

ny gość z Kamieńca Podolskiego przypo­

mniał wiele znanych słów św. Pawła, któ­

rymi dodał otuchy zebranym - choćby słowa: „Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; Żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy” (2 Kor 4, 8).

W czasie dnia skupienia został przed­

stawiony przez Ks. Bpa Marcjana Trofi- miaka nowy proboszcz parafii katedralnej pw. Św. Apostołów Piotra i Pawła i kanc­

lerz kurii diecezjalnej w Łucku, którym został ks. Wiktor Makowski z diecezji ki- jowsko-żytomierskiej.

Następnie została odprawiona Msza św. w intencji św. ks. Augustyna Medni- sa w 2. rocznicę jego śmierci. Świętej Li­

turgii przewodniczył J.E. Ks. Bp Marcjan Trofimiak, ordynariusz rzymskokatolic­

kiej diecezji łuckiej. Oprócz duchowień­

stwa diecezji łuckiej w Mszy św. konce­

lebrowali także księża goście, którzy spe­

cjalnie przybyli z archidiecezji lwowskiej:

ks. Kazimierz Halimurka z Iwano-Fran- kowska, ks. Jan Nikiel ze Stryja, ks. Ro­

man Stadnik z Kołomyji i ks. Franciszek Pukajło z Chodorowa. Należeli oni, jak przywitał ich Ks. Bp Marcjan, do kręgu przyjaciół ks. Augustyna.

Okolicznościowe kazanie wygłosił Ks. Bp Marcjan Trofimiak. Wspomnienie 2 rocznicy śmierci ks. Augustyna Medni- sa było okazją dla Pasterza Łuckiego by przypomnieć dwa pokolenia księży, dzię­

ki posłudze których przetrwał Kościół Rzymskokatolicki na Ukrainie.

Po obiedzie grupa księży i sióstr za­

konnych udała się do Torczyna, gdzie nad grobem ks. Augustyna Mednisa został za­

śpiewany „Anioł Pański” i odmówiona modlitwa za zmarłego Kapłana.

ks. Witold Józef Kowalów

Domenikos Theotokopulos zwany El Greco [Grek] (1541-1614)

- Św. Paweł, 1608-1614

(6)

iti. 4 Atal^ac-Kwleciań 2009 1. U/ołanie j U/ołynia ni 2 (87)

życia Kościoła

KANONIZACJA BŁ. ZYGMUNTA SZCZĘSNEGO FELIŃSKIEGO

W PAŹDZIERNIKU

W Watykanie 11 października 2009 r.

Papież Benedykt XVI przewodniczyć bę­

dzie kanonizacji błogosławionego arcybi­

skupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, metropolity warszawskiego i założyciela Zgromadzenia Sióstr Rodziny Maryi.

Decyzja o tym zapadła na zwyczaj­

nym konsystorzu publicznym, który w obecności papieża odbył się dziś w Wa­

tykanie. Dotyczył on kanonizacji dziesię­

ciorga błogosławionych. Pięcioro z nich ogłoszonych zostanie świętymi 26 kwiet­

nia, pozostali 11 października. W tej dru­

giej grupie będzie polski „biskup zesła­

niec”.

Potwierdzenie drugiego cudu po be­

atyfikacji było niezbędnym warunkiem kanonizacji. Papież uznał cud dokonany za wstawiennictwem bł. Zygmunta. Cho­

dzi o nadzwyczajne uzdrowienie s. Ste­

fanii Zelek ze Zgromadzenia Sióstr Ro­

dziny Maryi, założonego przez bł. Zyg­

munta Szczęsnego Felińskiego. Zakonni­

ca cierpiała na zanik szpiku kostnego. Jej stan był beznadziejny, zagrażający życiu.

Siostra trafiła do kliniki hematologicznej w Krakowie, pod obserwację specjalistów.

Wtedy nastąpiła nagła poprawa jej stanu zdrowia.

Abp Zygmunt Szczęsny Feliński był metropolitą warszawskim w czasie Po­

wstania Styczniowego. Urodził się w 1822 r. na Wołyniu. Studiował matema­

tykę na Uniwersytecie w Moskwie, na Sorbonie i w College de France w Pary­

żu. Brał udział w powstaniu w Poznaniu w 1848 r. Trzy lata później wstąpił do se­

minarium duchownego w Żytomierzu, a święcenia kapłańskie przyjął w 1855 r. W

tym samym roku otworzył schronisko dla sierot i bezdomnych w Petersburgu.

W 1857 r. założył Zgromadzenie Sióstr Rodziny Maryi, któremu powierzył opie­

kę nad ubogimi. Pełnił funkcję spowied­

nika alumnów i kapelana w petersbur­

skiej Akademii Duchownej i był profeso­

rem filozofii w tej uczelni. Mianowany ar­

cybiskupem metropolitą warszawskim 6 stycznia 1862 r., sakrę biskupią przyjął w Petersburgu 26 stycznia tego roku. Stojąc na czele archidiecezji warszawskiej w cią­

gu dwóch lat m.in. zreformował semina­

ria i Akademię Duchowną w Warszawie, założył schronisko dla biednych dzie­

ci, zwołał zjazd duchowieństwa, przygo­

(7)

U/ołanie j Wołynia nt 2 (87j Atatyec-kiriecień 2009 i. itr. 5 tował materiały do synodu archidiecezji i

metropolii warszawskiej.

Upowszechnił nabożeństwo majo­

we ku czci Najświętszej Maryi Panny. W czasie Powstania Styczniowego w marcu 1863 roku napisał list do cara Aleksandra II w obronie Kościoła i Narodu. Uwięzio­

ny przez cara, został zesłany do Jarosła­

wia nad Wołgą, gdzie przebywał przez 20 lat. Po uwolnieniu w 1883 roku nie miał prawa powrotu do Warszawy. Zmarł w Krakowie 17 września 1895 roku. W 1920 roku jego zwłoki przewieziono do War­

szawy i złożono w dolnym kościele św.

Krzyża, a rok później do podziemi kate­

dry warszawskiej.

Jego proces informacyjny rozpoczął się w 1965 roku, a dziewiętnaście lat póź­

niej zgromadzona dokumentacja przeka­

zana została watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.

Jan Paweł II beatyfikował abp. Zyg­

munta Szczęsnego Felińskiego podczas swej ostatniej pielgrzymki do ojczyzny, na krakowskich Błoniach w dniu 18 sierp­

nia 2002 roku.

Katolicka Agencja Informacyjna ml, tom / maz, Watykan, 2009-02-21

<><XXXX>O<X><X><><XxXXX><Xx><><X><X><X><><X>O<>^

Kościół i młodzież

JAK PRZECIWSTAWIAĆ SIĘ ZŁU?

Dzień młodzieży w Samach

Kolejny raz w Samach (20-21 marca 2009 r.) odbył się Dzień Młodzieży, który prowadził ks.

Wiktor Matuszewski SAC, poma­

gali mu seminarzyści Wiaczesław i Witalij, spowiednik ks. Piotr Wor- wa SAC. Przyjechało niemal 25

osób.

Tematem Dnia Młodzieży było:

Jak przeciwstawiać się złu?".

Dzień Młodzieży rozpoczął się Mszą Świętą. O północy rozpo­

częło się nocne czuwanie do godz.

6.00 rankiem. Młodzieży bardzo spodobała się konferencja, któ­

rą prowadził ks. Wiktor. Mówił on o złu jako zniewoleniu człowieka.

Po konferencji byłą praca w gru­

pach, kolacja i rozjazd po mieszka­

niach.

Tematem następnego Dnia Mło­

dzieży, który odbędzie się 24-25 kwietnia 2009 r. będzie: ,Jak i po

co mam mówić innym o swojej wie­

rze?".

Witalij Wezdećkyj

Katolickie Centrum Medialne w Kijowie, 30 marca 2009 r.

przekład z ukraińskiego Łucja Załewska

Proponujemy także fotoreportaż:

http://pallotyni.org.ua/index.

php?news=Den_molodi_v_m_

Sami

(8)

Hi. 6 Mafjec-Kusiecień 2009 z. Wołanie j Wołynia nt 2 (87)

U nas na Wołyniu

POLSKI KONSULAT W ŁUCKU MA NOWĄ SIEDZIBĘ

Z dniem 10marca 2009 roku nastą­ piła zmiana siedziby Konsulatu Gene­ ralnego Rzeczypospolitej Polskiej w Łucku. Nowy adres placówkijest na­

stępujący:

ul. Dubniwska, 22 b, 43010 Łuck, obwódwołyński, Ukraina.

Konsulat znajduje się obok sta­ cji benzynowej „LUKOIL” nieopodal skrzyżowania ulic Dubniwskicj, Kar- penka-Karohoi Hłuszec.

Jedną z głównych przyczyn prze­ prowadzki było to, że dotychczaso­ we pomieszczenie (skrzyżowanie ul.

Katedralnej z ul. Daniela Halickiego) było wynajmowaneprzez konsulat od BankuPekaowŁucku. Było ono zbyt małe, dla wielkiej liczby osób ubiega­

jącychsię o polskiewizy,gdyżpolski konsulat w Łucku obsługuje obwód wołyński, rówieński i żytomierski.

Nowa siedziba Konsulatu Generalne­

go RP w Łuckujest o wiele większa i jestwłasnościąPolskiej Ambasady.

Michał Kowaluk

Kontakt

Adres do korespondencji:

reHepajibHe KoHcyjibCTBO PecnyÓJiiKH rionbma

b

JlynbKy Byn. .ŹfyÓHiBCbKa, 22 6

43010 JJynbK, BojiHHCbKa

o6ji.

YKPAIHA

Tomasz Janik

Konsul Generalny RP w Łucku Fot. „WzW”

Telefon

+380 332 280-640 Faks

+380 332 280-659

http: //www. luckkg. polemb. net/

Poczta elektroniczna

E-mail: konsulat@fk.lutsk.ua

<><XX><><><><><X><XX^^

(9)

U/ołanie j U/ołynia nt 2 Ałaryzc-ł/usiecień 2009 t. itt. 7

U nas na Wołyniu

OSTATNI ZAJAZD ...W OSTROGU

Jakże trudno jest patrzeć na ruinę swej pracy. A piszę o ruinie swojej pracy co najmniej z dwóch powodów.

Kościół w Ostrogu prawnie do dziś nam nie zwrócono. Dzięki pomocy katoli­

ków z Niemiec i Polski udało mi się zaku­

pić sporą część blachy miedzianej na re­

mont dachu. Resztę materiału i pracę fi­

nansuje rząd ukraiński - niestety jakość i sposób prac pozostawia wiele do życze­

nia, skutkiem czego kościół ulega dalszej rujnacji.

A teraz druga sprawa, równie poważ­

na. Od wielu lat nasza parafia w Ostrogu jest atakowana przez kilku nacjonalistycz­

nych działaczy, którzy chcą zabrać nam część terenu przykościelnego. W imię ab­

surdalnego pomysłu zrobienia drogi do­

jazdowej do miejsca rekonstrukcji cerkwi św. Mikołaja (Ukraiński Kościół Prawo­

sławny Kijowskiego Patriarchatu) chcą nam zniszczyć ogrodzenie, które z wiel­

kim trudem zbudowaliśmy na początku lat 90. XX wieku. Ta droga dojazdowa ma podzielić nasze podwórko, oddzielić ko­

ściół od odbudowywanej przez nas pleba­

nii.

Niedawno nasz Pasterz, ordynariusz diecezji łuckiej obrządku łacińskiego, bp Marcjan Trofimiak rozmawiał z prawo­

sławnym arcybiskupem rówieńskim i ostrogskim Jewsewijem by ostrogska pra­

wosławna parafia (UKP KP) odstąpiła od zakusów rozdzielenia naszego podwór­

ka. I chociaż abp Jewsewij podtrzymuje dobre kontakty z Kościołem Rzymskoka­

tolickim, to podległy mu ks. Jurij Łuka- szyk z kilkoma doradcami w sposób jaw­

ny i niejawny dąży nadal do konfrontacji.

W piątek, 13 marca 2009 r., odbyła się w Radzie Miejskiej w Ostrogu „nara­

da mająca na celu zorganizowanie wjaz­

du przez teren kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny do placu, gdzie planuje się przeprowadzenie budowy (od­

tworzenia) cerkwi św. Mikołaja”. Nie by­

łem na tej „naradzie”, gdyż ks. Biskup po­

wiedział mi, abym nie brał udziału w tym spotkaniu i nie godził się na urządzenie wjazdu.

W środę, 25 marca 2009 r., otrzyma­

łem pocztą list z rady miejskiej, podpisa­

ny przez mera p. Tarasa Pustowita, zawia­

damiający mnie o odbytej naradzie i za­

wierający prośbę komitetu wykonawcze­

go ostrogskiej Rady Miejskiej bym zawia­

domił i zaznaczył czas spotkania z moim udziałem.

W czwartek, 26 marca 2009 r., odby­

łem długą rozmowę telefoniczną z merem, p. Tarasem Pustowitem, w trakcie której przedstawiłem nasze stanowisko, że na­

sza parafia nie zgadza się na zorganizowa­

nie wjazdu przez teren kościelny. Oświad­

czyłem też, iż w naradzie nt. zorganizo­

wania wjazdu, ks. Biskup polecił mi nie brać udziału. Mer prosił by ktoś jednak z naszej strony omówił z nimi te sprawy.

Powiedziałem, ze uczyni to prawnik kurii diecezjalnej w Łucku lub sam ks. Biskup.

W związku z całą sprawą rodzi się kil­

ka zapytań: W Ostrogu jest szczególny kli­

mat pozytywnego spotkania się Wschodu i Zachodu - to swego rodzaju genius loci tego miejsca. Prawosławny książę bła- żenny (święty) Fedor ufundował katoli­

kom świątynię w Ostrogu. Arcyprawo- sławny książę Konstanty Wasyl Ostrog- ski (nb. kanonizowany przez UKP KP) sprowadził do Ostroga katolickiego księ­

dza z Krakowa. Komu zależy na psuciu tej szczególnej atmosfery, jaka ukształto­

(10)

itt. 8 Alat^ec-Kuriecień 2009 t. U/ołanie j U/dynia nt 2(87) wała się w poprzednie wieki? Komu za­

leży na rozpalaniu konfliktów religijnych i narodowych? Dlaczego po wielu latach prześladowania i poniżania, ale i po kilku­

nastu latach względnego spokoju, garstka katolików ostrogskich, której przewodzę, nie może spokojnie patrzeć w przyszłość?

Bardzo serdecznie proszę o modlitwę w naszej intencji, o wytrwanie w tych róż­

nych doświadczeniach.

ks. Witold Józef Kowalów

Ostróg nad Horyniem, 26 marca 2009 r.

<>O<X><X><XxX>OOO<XX><><><XX><X>^<X><>O^<X>O<X>

KTO CHCE KONFLIKTU W OSTROGU

- rozmowa z ks. Witoldem Józefem Kowalowem proboszczem parafii rzymskokatolickiej w Ostrogu

M.A.K. Nie ma ksiądz najlepszego na­

stroju.

W.J.K. Niestety. Trudno bowiem z opty­

mizmem patrzeć na idące w ruinę efekty swojej kilkunastoletniej pracy. Moja posługa w ostatnim czasie w mieście nad Horyniem jest ciągłą szarpaniną. Używając porównań jednego z klasyków można stwierdzić, że od­

bywa się ona w myśl zasady krok naprzód, dwa kroki wstecz. Mimo naszych wysiłków, kościoła nadal nam nie zwrócono, choć nie zważając na to zdecydowaliśmy się na re­

mont dachu. Dzięki pomocy katolików z Pol­

ski i Niemiec, udało się nam zakupić spo­

rą część blachy miedzianej na jego rewalo­

ryzację. Sfinansowanie kupna reszty mate-

Odbudowywana staraniem ks. kan. Witolda J. Kowalowa plebania

w Ostrogu Fot. Janusz Romaniuk

(11)

U/ołanie j U/ołynia nr 2 (87) Aiar^ac-kusieciań 2009 r. itr. 9

Ks. Witold Józef Kowalów - proboszcz parafii w Ostrogu

riału i opłacenie robocizny ekipy wykonaw­

czej wziął na siebie rząd ukraiński. Począt­

kowo bardzo się cieszyłem - takich przypad­

ków, gdy Ministerstwo Budownictwa zga­

dzało się sponsorować Ukrainie remont ja­

kiegoś kościoła było od momentu odzyskania przez ten kraj niepodległości zaledwie kilka.

Gdy prace się zaczęły szybko okazało się, że w wyniku przeprowadzonej przez ukraińską firmę wymiany dachu nie tylko cofniemy się do stanu sprzed początku remontu, ale do po­

czątków lat dziewięćdziesiątych, gdy kościo­

łowi po odzyskaniu z braku odpowiedniego pokrycia dachowego groziło zawalenie. Pra­

ce były przez nią wykonane niedbale i sta­

nowiły typowe partactwo. Wszelkie moje in­

terwencje i pisma nic nie dały. Roboty nie są jeszcze zakończone, a mury świątyni w wy­

niku zacieków już są częściowo zdewastowa­

ne. Świątynia w oczach ulega rujnacji.

Fot. Janusz Romaniuk W.J.K. Od wielu lat parafia jest atakowa­

na przez kilku nacjonalistycznych działaczy, którzy chcą zabrać nam część terenu przyko­

ścielnego. Pomysł ten regularnie co pewien czas odżywa, obecnie znów został wysunięty.

W imię absurdalnego pomysłu zrobienia dro­

gi dojazdowej do miejsca rekonstrukcji cer­

kwi św. Michała, mającej należeć do Ukra­

ińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarcha­

tu, inicjatorzy tej inwestycji chcą nam znisz­

czyć ogrodzenie, które zbudowaliśmy z wiel­

kim trudem na początku lat 90-tych. Droga ta, jeżeli zostanie wytyczona, podzieli nasze podwórko na dwie części. Oddzieli kościół od wznoszonej przez nas plebanii. W wyni­

ku jej przeprowadzenia przestaniemy być go­

spodarzami na własnym terenie - będzie po nim jeździł kto tylko będzie chciał. Wytycze­

nie drogi może być też wstępem do zabrania nam kolejnego kawałka terenu.

M.A.K. Nie jest to jedyny księdza pro­

blem. »>

(12)

itr. !O Aial^ec-Kuriecień 2009 t. U/ołanie y U/ołynia nt 2(87) M.A.K. Jak na tę sprawę zareagowa­

ła Kuria Diecezjalna, powinna księdzu po­

móc?

W.J.K. Nasz Pasterz, czyli ordynariusz diecezji łuckiej obrządku łacińskiego, bp Marian Trofimiak rozmawiał z prawosław­

nym arcybiskupem rówieńskim i ostrogskim, Jewsewijem chcąc go przekonać, by podle­

gła mu parafia w Ostrogu zrezygnowała z za­

kusów podzielenia naszego podwórka - abp Jewsewij utrzymuje dobre stosunki z Kościo­

łem rzymskokatolickim, jednakże jego me­

diacja niewiele dała. Ksiądz Jurij Łukaszuk wspomagany przez doradców w sposób jaw­

ny i niejawny nadal dąży do konfrontacji. Po­

piera go część radnych z Ostroga. Sprawa znajduje się we władzach miejskich, w piątek 13 marca b.r. odbyła się w Radzie Miejskiej w Ostrogu narada mająca na celu zorganizo­

wanie wjazdu przez teren kościoła Wniebo­

wzięcia Najświętszej Maryi Panny do placu, gdzie planuje się przeprowadzenie budowy (odtworzenia) cerkwi św. Mikołaja. Nie by­

łem na tej „naradzie”, gdyż ks. biskup powie­

dział mi, abym nie brał udziału w tym spotka­

niu i nie godził się na urządzenie wjazdu. W środę - 25 marca 2009 r., otrzymałem pocz­

tą list z rady miejskiej, podpisany przez mera p. Tarasa Pustowita, zawiadamiający mnie o odbytej naradzie i zawierający prośbę komi­

tetu wykonawczego ostrogskiej Rady Miej­

skiej bym zawiadomił oraz wyznaczył czas spotkania z moim udziałem. W czwartek, 26 marca 2009 r., odbyłem długą rozmowę te­

lefoniczną z merem, p. Tarasem Pustowitem, w trakcie której przedstawiłem nasze stano­

wisko - powiedziałem, że nasza parafia nie zgadza się na zorganizowanie wjazdu przez teren kościelny. Oświadczyłem też, iż w na­

radzie nt. zorganizowania wjazdu, ks. biskup polecił mi nie brać udziału. Mer prosił, by ktoś jednak z naszej strony omówił z nimi te sprawy, na co odparłem, że uczyni to prawnik kurii diecezjalnej w Łucku lub sam Ksiądz

M.A.K. Parafianie księdza są zapew­

ne całą sprawą bardzo oburzeni. Ma ona przecież ewidentnie nacjonalistyczny pod­

tekst.

W.J.K. Oczywiście! Wszyscy się pyta­

ją, dlaczego. W Ostrogu jest szczególny kli­

mat pozytywnego spotkania się Wschodu i Zachodu - to swego rodzaju genius loci tego miejsca. Prawosławny książę błażenny (święty) Fedor ufundował katolikom świą­

tynię w Ostrogu. Arcyprawosławny Książe Konstanty Wasyl Ostrogski (nb. kanonizo­

wany przez UKP KP) sprowadził do Ostroga katolickiego księdza z Krakowa. Komu zale­

ży na psuciu tej szczególnej atmosfery, jaka ukształtowała się przez poprzednie wieki?

Komu zależy na rozpalaniu konfliktów reli­

gijnych i narodowych? Dlaczego po wielu la­

tach prześladowania i poniżania, ale i po kil­

kunastu latach względnego spokoju, garstka katolików ostrogskich, której przewodzę, nie może spokojnie patrzeć w przyszłość?

M.A.K. Jak ksiądz widzi finał tego konfliktu?

W.J.K. Trudno cokolwiek prorokować.

Wszystko może się zdarzyć. Dlatego też bar­

dzo serdecznie proszę o modlitwę w naszej intencji, o wytrwanie w tych różnych do­

świadczeniach.

M.A.K. Serdecznie dziękuję księdzu za rozmowę.

rozmawiał Marek A. Koprowski

Wywiad jest dostępny na portalu:

http://www.kresy.pl/zycie-duchowe7zo bacz/kto-chce-konfliktu-w-ostrogu-

(13)

U/ołanie j WołyniG nt 2 (87) Aieccytc-Kuslecleń 2009 t. ifc. II

W\zmjŁ

w Chrystusa

SPRAWNOŚCI

Ze wszystkich westernów, jakie wi­

działem, archiwalny film „W samo połu­

dnie” uważam za najlepszy. Wiele się na to złożyło: świetna, oszczędna w środkach reżyseria, bezbłędna gra Gary Coopera, ale przede wszystkim sama fabuła. Pomi­

jając zagadnienie centralne tego filmu: sa­

motność człowieka, bardzo głęboko zo­

stała ujęta postać bohatera filmu - szery­

fa. W pierwszej chwili ucieka. Nie chce spotkania z bandytą, którego kiedyś ujął, a którego teraz z niezrozumiałych powo­

dów zwolniono: nie chce z nim walczyć.

Ma młodą, śliczną żonę, ma spokojnie i dostatnio zapowiadającą się przyszłość.

Woli uniknąć ryzyka śmierci. Ale osta­

tecznie zatrzymuje się i wraca. Nie dlate­

go, żeby uniósł się ambicją, nie ma w tej decyzji nic z brawury, jest na zimno zro­

bione obliczenie, które formułuje przy tłu­

maczeniu tego pociągnięcia swojej żonie:

,Jeżeli teraz uciekniemy, będziemy musie- li uciekać przez całe życie". I trzeba mu w całej rozciągłości przyznać rację. Bandy­

ta, który przysiągł zemstę, będzie go szu-

Roztropność przedstawiona na grobie Papieża Klemensa II w katedrze

w Bambergu

KARDYNALNE

Męstwo

kał, aż go znajdzie - na pewno w warun­

kach bardziej niekorzystnych dla szeryfa aniżeli obecnie. Żona nie przyjmuje tego tłumaczenia, bo nie chce tak daleko pa­

trzeć. Ale rację ma na pewno on. Oczywi­

ście nie ma zamiaru stawać do walki sam.

Wie, że bandyta ma trzech pomocników.

Dokłada wszelkich starań, aby zmobilizo­

wać grupę ludzi do pomocy. Gdy pomimo wszystko to mu się nie udaje, decyduje się na walkę jeden przeciwko czterem. Osta­

tecznie zwycięża, ale nawet gdyby zginął, musielibyśmy stwierdzić, że postąpił tak, jak powinien.

Powiesz może: to był człowiek z praw­

dziwego zdarzenia. Inaczej mówiąc - to był człowiek z charakterem. Dobry cha­

rakter można zdefiniować jako harmonij­

ny zespół sprawności moralnych. Może­

my je wszystkie sprowadzić do czterech podstawowych. Są to: roztropność, spra­

wiedliwość, umiarkowanie i męstwo.

Te ostatnie cztery sprawności zwie­

my w etyce chrześcijańskiej kardynalny­

mi. Są one jednakowo potrzebne: nie tyl­

ko trzeba wiedzieć, co należy robić (roz­

tropność), ale również trzeba mieć odwa­

gę, aby to zrobić (męstwo). Potrzebne też

(14)

itz. !2 Alaz-jec-Kuflecleń. 2009 t. U/ołcnie j U/oiynia nt 2 (8l)

Sprawiedliwość przedstawiona na grobie Papieża Klemensa II

w katedrze w Bambergu

jest wyczucie sprawiedliwości, aby niko­

go nie skrzywdzić, a oddać każdemu, co mu się należy. Wreszcie konieczne jest umiarkowanie, aby nie „wyjść z siebie”

albo niepotrzebnie nie marnować energii.

Charakter to harmonijny zespół sprawno­

ści, dlatego że nie może być przerostów jednej sprawności kosztem innych. Muszą

być bardzo „wyważone”.

Spróbuję dać przykład procesu two­

rzenia się decyzji z udziałem tych cnót.

Zauważyłeś plakat nowego filmu. Czy­

tasz: tytuł, reżyser, aktorzy... Przypomi­

nasz sobie parę recenzji chwalących do­

skonałą reżyserię i głęboką problematy­

kę (to działanie intelektu). Równocześnie - w miarę jak przypominasz sobie zalety filmu - rośnie twój podziw i uznanie dla jego doskonałości (uczucie). Ten zachwyt zmusza intelekt, aby myślał o ustosunko­

waniu się osobistym do tego filmu. Od za­

interesowania filmem Jako takim” prze­

chodzisz do filmu jako przedmiotu inte­

resującego ciebie bezpośrednio. Myślisz, że film ten ukazuje wiele prawd, które po­

winieneś poznać. Z kolei znowu wkracza wola ciesząca się dobrem, które wniesie

ten film w twoje życie. Ta ocena woli żąda od rozumu, aby dał propozycję, jak osią­

gnąć upragniony film. Przypuśćmy, że ro­

zum przeglądając dzień oświadcza, iż cały jest wypełniony obowiązkami; stwierdza również, że brak pieniędzy na opłacenie biletu - ale że można opuścić lekcję an­

gielskiego albo podarować sobie odrabia­

nie zadań na dzień następny, mamie moż­

na powiedzieć, że trzeba kupić nowy ze­

szyt, albo wyszukać w domu stare flaszki i sprzedać, można pożyczyć pieniądze od kolegi albo wyciągnąć mamie z torebki, wreszcie - odłożyć film na dzień następ­

ny. Te wszystkie i wiele innych możliwo­

ści proponuje rozum, a wola ma wybrać i my chcemy, żeby wybierała uczciwie, (cdn.)

Zrs. Mieczysław Maliński

Umiarkowanie

OOOO<XXXXxX>OOOOO

(15)

Wołanie j Wołynia nt 2 (87j Ataz^ec-Kwiecień 2009 z. itz. !3

Kapłani diecezji łuckiej

TESTAMENT KS. ZYGMUNTA CHMIELNICKIEGO (1891-1944), KAPŁANA DIECEZJI ŁUCKIEJ

Do grona najwybitniejszych duchow­

nych diecezji łuckiej niewątpliwie za­

liczyć trzeba ks. Zygmunta Chmielnic­

kiego. Poświęcono mu już wiele miej­

sca w publikacjach. Ukazała się dru­

kiem samodzielna pozycja traktująca o jego życiu i działalności [1] oraz kilka biogramów w publikacjach zbiorowych [2]. Jednak żaden z jego biografów nie wspomniał ani jednym słowem o cięż­

kiej chorobie ks. Chmielnickiego w cza­

sie pierwszej okupacji sowieckiej, która mogła skończyć się nawet jego śmiercią.

Ksiądz Chmielnicki urodził się na Wo­

łyniu, w Nieświeżu, miasteczku położo­

nym w niewielkiej odległości od Łuc­

ka. Ze względu na to, że bardzo wcze­

śnie stracił ojca (Leona), wychowywa­

ła go matka (Adela), która utrzymywała się z prowadzenia gospodarstwa domo­

wego księży (jednym ze znanych był ks.

Stanisław Żukowski, proboszcz parafii w Nieświeżu w latach 1892-1907). Uczył się w Łucku i Kijowie (prawo w Uniwersy­

tecie św. Włodzimierza). Do seminarium duchownego wstąpił w 1914 r., a święce­

nia kapłańskie otrzymał w 1918 r. Począt­

kowo był administratorem w Horoszkach, filii parafii Toporzyszcze w dekanacie owruckim. W 1921 r. został administra­

torem w Uszomierzu. Pełnił także funk­

cję dziekana dekanatu owruckiego. Ko­

lejną placówką jego pracy duszpasterskiej

była parafia pw. św. Barbary w Berdyczo­

wie. W latach dwudziestych był trzykrot­

nie aresztowany przez GPU (1923, 1924, 1926). Po trzecim aresztowaniu otrzymał wyrok trzyletniego pozbawienia wolności.

W styczniu 1928 r. został odesłany do Pol­

ski, w ramach wymiany więźniów między RP i ZSRS.

Po przybyciu ze Związku Sowieckie­

go do Polski zamieszkał ze swoją matką w Łucku. Od samego początku były mu powierzane ważne funkcje w diecezji łuc­

kiej. W 1928 roku został ojcem duchów-

(16)

itr. 14 Alat^ec-Kuriacień 2009 t. U/ołanie j Wołynia nr 2 (87) nym w łuckim seminarium duchownym.

Należał także do grona sędziów synodal­

nych (od 1933 roku - prosynodalnych) w Sądzie Biskupim. Od 1933 roku wykładał teologię pasterską w „Instytucie dla na­

wróconych i nawracających się duchow­

nych prawosławnych” (Institutum pro re- formandis sacerdotibus orthodoxis ad unionem cum Ecclesia accedentibus). Był redaktorem tygodnika „Życie Katolickie”.

Wszystkie wymienione funkcje i stanowi­

ska sprawował ks. Chmielnicki do wybu­

chu drugiej wojny światowej.

W czasie wojny ks. Chmielnickiemu powierzono inne obowiązki. Po śmierci (11 maja 1940 roku) biskupa pomocnicze­

go i wikariusza generalnego Stefana Wal- czykiewicza, ordynariusz łucki, bp Adolf Piotr Szelążek uczynił go swoim wika­

riuszem generalnym. W dwa lata później - 12 czerwca 1942 roku - ks. Chmielnicki został koadiutorem proboszcza parafii ka­

tedralnej w Łucku, a 13 sierpnia tego roku otrzymał nominację na dziekana dekana­

tu łuckiego (po rezygnacji z tej funkcji ks.

Stanisława Woronowicza, proboszcza pa­

rafii ołyckiej). Ordynariusz łucki widział w osobie ks. Chmielnickiego najlepszego kandydata do objęcia stanowiska biskupa pomocniczego w Łucku.

Ksiądz Chmielnicki był uhonorowa­

ny członkostwem Kapituły Kolegiackiej w Ołyce. Do wybuchu wojny cieszył się godnością kanonika gremialnego (Con- cionator a Festis), natomiast 18 maja 1942 roku bp Szelążek odznaczył go godnością prałata (Scholasticus).

Po zajęciu Wołynia przez Armię Czer­

woną, ks. Marian Sokołowski, proboszcz parafii katedralnej w Łucku, namawiał ks.

Chmielnickiego do ewakuowania się z te­

renu okupacji sowieckiej, gdyż zachodzi­

ła obawa represjonowania go przez oku­

panta ze względu na jego przeszłość. Mat­

ka ks. Chmielnickiego nie zdecydowała się jednak na opuszczenie Łucka, a on nie chciał wyjechać bez niej. W czasie pierw­

szej okupacji sowieckiej - prawdopodob­

nie, aby uniknąć aresztowania - nie anga­

żował się w żadną działalność, która mo­

głaby zwrócić na niego szczególną uwagę NKWD. I rzeczywiście, nie ma żadnych wzmianek o represjonowaniu go przez so­

wiecką służbę bezpieczeństwa. W czasie okupacji niemieckiej, z powodu współ­

pracy z polskimi organizacjami konspi­

racyjnymi, ks. Chmielnicki został aresz­

towany 11 sierpnia 1943 roku i osadzo­

ny w więzieniu w Równem. Wolność od­

zyskał w dniu 12 listopada tego roku. Po­

wtórnie Niemcy aresztowali go w stycz­

niu 1944 roku. Dnia 28 marca tego roku został przewieziony do obozu koncentra­

cyjnego w Gross-Rosen, gdzie w niecały miesiąc później - 16 kwietnia - zmarł w wyniku pobicia przez obozowego kapo.

Prawdopodobnie w początkach stycz­

nia 1941 roku ks. Chmielnicki przyje­

chał do Kliniki Chirurgicznej we Lwo­

wie, by poddać się operacji. Wzmian­

ki o jego ciężkiej chorobie można odna­

leźć w korespondencji ks. Jana Zagór­

skiego z kapłanami diecezji łuckiej. W li­

ście z 19 lutego 1941 roku, skierowanym, do ks. Zagórskiego, mieszkającego wów­

czas w Dermance w dekanacie koreckim, ks. Stanisław Żukowski napisał: „Chmiel­

nicki jeszcze w klinice, ropa dotąd ciek­

nie, ale niby to lepiej, podobno wygląda jak szkielet". Kartką pocztową z 27 maja 1941 roku, jeden z księży, przebywają­

cych wówczas w Łucku, poinformował ks. Zagórskiego: Chmjielnicki] miewa się trochę lepiej, jednak musi jeszcze dlu-

(17)

U/ałan!e j U/ołynla nt 2 (8l) Mat^ac-Kwiacleń 2009 t. itt. !5 gi czas pozostawać pod obserwacją leka­

rzy" [3]. Do Łucka ks. Chmielnicki wró­

ci! dopiero pod koniec czerwca 1941 roku, o czym poinformował ordynariusz łucki, w liście z 13 czerwca 1941 roku, kancle­

rza ks. Jana Szycha (mieszkającego wów­

czas u ks. Czesława Domańskiego w Cho- łoniewiczach) - „w tych dniach przyjedzie ks. Zygmunt do Łucka" [4],

Można tylko domniemywać, że w Kli­

nice Chirurgicznej we Lwowie usunię­

to ks. Chmielnickiemu chorą nerkę. Na wyciągnięcie takiego wniosku pozwała wzmianka znajdująca się w liście ks. Jana Rzymełki CM (z 11 czerwca 1948 roku) skierowanym do kanclerza jednej z kurii diecezjalnych (prawdopodobnie w Płoc­

ku) [5]. Ksiądz Rzymełka, który razem z ks. Chmielnickim był przewieziony do Gross-Rosen 28 marca 1944 roku, twier­

dził, że towarzysz jego w transporcie do obozu koncentracyjnego miał tylko jed­

ną nerkę, a w Gross-Rosen kapo pobił go

„rydlem w ocalałą nerkę", co było bezpo­

średnią przyczyną śmierci tego kapłana łuckiego, gdyż „dostał zapalenia jej i sko­

nał wśród strasznych bólów" [6],

W czasie pobytu w szpitalu we Lwo­

wie, przed poddaniem się operacji chirur­

gicznej, ks. Chmielnicki sporządził testa­

ment, czy też raczej przygotował pisem­

ne polecenie na wypadek swojej śmier­

ci. Spisał je ołówkiem, na kilku kartkach niewielkiego formatu. Dokument ten jest obecnie przechowywany w materiałach ks.

Leona Krejczy w Archiwum Abpa Euge­

niusza Baziaka w Krakowie. W jaki spo­

sób znalazł się on w wymienionym archi­

wum? Na kopercie, w której „testament”

został umieszczony, zapisano informację:

„Znalezione w papierach po śp. [ks.] dr.

Franciszku Koniecznym. We Lwowie, dn.

19.5. 1944. X. Teofil Długosz". Ksiądz Ko­

nieczny,' wykładowca teologii fundamen­

talnej i historii religii we lwowskim se­

minarium duchownym [7], zmarł 14 maja 1944 roku we Lwowie i został pochowa­

ny na tamtejszym cmentarzu janowskim [8], Ksiądz Teofil Długosz, wykładow­

ca historii Kościoła w tamtejszym semi­

narium duchownym [9], prawdopodobnie porządkował jego spuściznę. Znalezio­

ny tam dokument, autorstwa ks. Chmiel­

nickiego, po wojnie przekazał ks. Leono­

wi Krejczy, który kolekcjonował wszelkie materiały dotyczące duchowieństwa die­

cezji łuckiej [10].

W czasie pierwszej okupacji sowiec­

kiej (1939-1941) duchowni, by nie pła­

cić wygórowanych podatków osobi­

stych, podejmowali pracę zarobkową. Po­

dobnie uczynił ks. Franciszek Koniecz­

ny, który pracował jako portier w lwow­

skiej Klinice Chirurgicznej [11]. W tej właśnie klinice był operowany w 1941 roku ks. Chmielnicki. Księża wykorzy­

stywali swoją pracę zarobkową do skry­

tego udzielania posług religijnych. Z pew­

nością ks. Konieczny wyspowiadał także ks. Chmielnickiego przed operacją chirur­

giczną, a chory przekazał mu swoją ostat­

nią wolę spisaną 25 stycznia 1941 roku.

Stąd obecność tego dokumentu w „papie­

rach” po ks. Koniecznym.

Treści testamentu ks. Chmielnickie­

go nie stanowią rozporządzenia dotyczą­

ce majątku, lecz wskazówki odnoszące się do pogrzebu oraz wzmianki o osobach, które były mu najbliższe. Swojej mat­

ce, która prawdopodobnie obawiała się o bezpieczeństwo syna ze względu na re­

presje, jakie mogłyby go spotkać ze strony władz sowieckich z uwagi na jego prze­

szłość, polecił powtórzyć słowa: „Mamu­

(18)

itt. !6 Alafjac-KufiecLeń 2009 t. U/ołanle y U/yłynia nt 2 siu, teraz mi nikt nic nie zrobi”. Po mat­

ce wspomniał swojego zwierzchnika, bpa Adolfa Piotra Szelążka, „oświadczając się do ostatniej chwili wiernym synem i słu­

gą Kościoła”. Kolejnymi osobami wspo­

mnianymi w „testamencie” są dwaj pra­

łaci Kapituły Katedralnej w Łucku: ks.

Stanisław Żukowski i ks. Leopold Szu- man. Pierwszy z nich był osobą bliską ks.

Chmielnickiemu od najmłodszych lat ży­

cia, a drugi był ojcem duchownym w se­

minarium żytomierskim w czasie, kiedy ks. Chmielnicki przygotowywał się tam do kapłaństwa.

Jednym z najważniejszych przeka­

zów, które ks. Chmielnicki zawarł w swo­

im „testamencie”, jest dzień jego urodzin - 9 listopada. Dzięki temu można skory­

gować błędne ustalenia powtarzane we wszystkich dotychczasowych publika­

cjach, że urodził się on 11 listopada. In­

formację ks. Chmielnickiego należy przy­

jąć jako pewną, gdyż nie mógł on mylić się co do daty swoich urodzin.

W publikowanym dokumencie zapisa­

ne są rozporządzenia ks. Chmielnickiego odnoszące się do jego pogrzebu i miejsca pochówku w razie śmierci w 1941 roku.

Tymczasem los sprawił, że zmarł on nie we Lwowie w 1941 r., ale w trzy lata póź­

niej - 16 kwietnia 1944 roku, w obozie koncentracyjnym w Gross-Rosen, w wy­

niku pobicia przez obozowego kapo. Nie ma także własnego grobu, gdyż jego ciało zostało spalone w piecu krematoryjnym.

Maria Dembowska

Testament X. Zygmunta Chmielnickiego z diec[ezji] łuckiej

Na wypadek mojej śmierci proszę:

1. We Lwowie zawiadomić ks. Józefa Mirka [12], pł. Trybunalski 2 [13].

2. Zatelegrafować do Łucka pod ad­

resem:

JlyąK KafedpajibHbiii nami 6, EnucKony ITIeaeuoiceKy [14],

3. Pieniądze na pogrzeb są w mojej walizce w portfelu (kluczyk od walizki w portmonetce, walizka w szafie).

4. Pochować proszę we Lwowie, w miejscu dla ubogich.

5. Trumnę dać prostą białą lub czar­

ną sosnową.

6. Ubrać w sutannę (rzeczy moje scho­

wała p. Terlecka) i jeżeli można w komżę i stułę fioł et ową, narażać na stratę ornatu w obecnych czasach nie chcę.

7. Grobu proszę nie murować, lecz złożyć trumnę wprost do ziemi.

8. Na mogile postawić krzyż drewnia­

ny z napisem: ś.p. ks. Zygmunt Chmielnic­

ki, kapłan diecezji łuckiej, ur. 9 XI 1891, zm. ... 1941, w 23 roku kapłaństwa. Po­

kój jego duszy.

9. Matce mojej proszę powtórzyć te słowa: Mamusiu, teraz mi nikt nic nie zro­

bi.

10. Wszystkich życzliwych proszę o modlitwę za moją duszę i dziękuję za do­

bro, jakiego od Nich doznałem. Ze czcią całuję ręce mojego Arcypasterza, oświad­

czając się do ostatniej chwili wiernym sy­

nem i sługą Kościoła.

11. Szczególnie mi drogi Ks. Prałat Żu­

kowski wie sam, co bym Mu w tej chwi­

(19)

U/ołanIe y Wołynia ni 2 (87) Ałnl^ec-Kuriaciań 2009 1.

m. n

li chciał powiedzieć. Całuję ręce Ks. Pra- ł[ata] Szumana.

12. Proszę wszystkich o darowanie mi win i zgorszeń.

Boże, bądź mi miłościwi Ks. Z. Chmielnicki 25 11941.

Przypisy:

[1] P. Weiser, „Ksiądz Zygmunt Chmielnicki 1891-1944", Lublin 2002.

[2] W. Jacewicz, J. Woś, „Martyro­

logium polskiego duchowieństwa rzym­

skokatolickiego pod okupacją hitlerow­

ską w latach 1939-1945", z. 4, Warszawa 1978, s. 254; T. Madała, „Polscy księża katoliccy w więzieniach i lagrach sowiec­

kich od 1918 r", Lublin 1996, s. 33-34; R.

Dzwonkowski, ,fosy duchowieństwa ka­

tolickiego w ZSRR 1917-1939. Martyro­

logium”, Lublin 1998, s. 190; A. Peretiat- kowicz, „Księża ofiary zbrodni wojennych lat 1939-1945 na terenie diecezji łuckiej obrządku łacińskiego, [w:] „Lista strat wśród duchowieństwa metropolii lwow­

skiej obrządku łacińskiego w latach 1939- 1945", red. J. Krętosz, M. Pawłowiczowa, Opole 2005, s. 45-46; „Słownik biogra­

ficzny duchowieństwa metropolii lwow­

skiej obrządku łacińskiego ofiar II wojny światowej 1939-1945", red. J. Krętosz, M.

Pawłowiczowa, s. 40-41 - biogram autor­

stwa M. Dębowskiej i L. Popka.

[3] Archiwum Diecezji Łuckiej [da­

lej cyt.: ADŁ; depozyt w Instytucie Ar­

chiwów, Bibliotek i Muzeów Kościelnych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II - dalej cyt.: IABMK], Ma­

teriały ks. Jana Zagórskiego.

[4] ADŁ, Materiały ks. J. Szycha.

[5] Archiwum Abpa Eugeniusza Ba­

ziaka w Krakowie, Materiały ks. L. Krej- czy, t. Ks. Z. Chmielnicki, List ks. Jana Rzymełki CM do „Kanclerza” (prawdo­

podobnie kanclerza Kurii Diecezjalnej w Płocku) 11 VI 1948 r.

[6] Tamże.

[7] W. Urban, „Archidiecezja lwow­

ska", [w:] ,(Życie religijne w Polsce pod okupacją 1939-1945. Metropolie wileń­

ska i lwowska. Zakony”, red. Z. Zieliński, Katowice 1992, s. 103 - „Teologię funda­

mentalną po ks. Szczepanie Szydelskim przejął ks. Franciszek Konieczny. On też nauczał historii religii".

[8] J. Wólczański, „Wydział Teolo­

giczny Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie 1918-1939”, Kraków 2002, s.

340-341. przyp. 783.

[9] W. Urban, „Archidiecezja lwow­

ska", s. 103 - „Historią Kościoła po ks.

Józefie Umińskim zajął się ks. Teofil Dłu­

gosz”.

[10] Ks. T. Długosz po wojnie praco­

wał na terenie Polski. Zmarł 22 lipca 1971 r. w Krakowie, J. Wołczański, „Wydział Teologiczny Uniwersytetu Jana Kazimie­

rza we Lwowie", s. 349-350, przyp. 833.

Ks. Leon Krejcza był wówczas pracowni­

kiem Kurii Metropolitalnej w Krakowie.

[11] J. Wołczański, Wydział Teolo­

giczny Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, s. 340-341. przyp. 783. „Ks. Jó­

zef Kamieniecki (CR) zatrudniony w kli­

nice jako laborant, pobierając chorym krew równocześnie spowiadał; podob­

nie byli na zawołanie ks. Rudolf Opacki i ks. Franciszek Konieczny, którzy praco­

wali jako portierzy. Siostry pracowały w klinice w świeckim stroju, ponieważ w ha­

bitach było zakazane chodzić”', W. Urban,

„Archidiecezja lwowska”, s. 140. „Skrycie

(20)

itt. !8 Ahzc^ec-Kuriecleń 2009 t. U/o/anie j Wołynia nt 2 (87) obsługiwał chorych w szpitalach i klini­

kach, przynosząc Najśw. Sakrament z na­

rażeniem się na wielkie nieprzyjemności", Sz. Szydelski, „Straty teologicznej na­

uki polskiej podczas wojny. Wydział Teo­

logiczny Uniwersytetu Jana Kazimierza", [w:] „Ateneum Kapłańskie”, 39 (1947) t.

47, s. 470.

[12] Chodzi o ks. Stanisława (nie: Jó­

zefa) Mirka, jezuitę. Urodził się 4 XI 1892 r. w Sidzinie k. Myślenic. Ukończył semi­

narium duchowne w Krakowie. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1916 r. W latach 1919-1923 studiował w Uniwersytecie Ja­

giellońskim. Do zakonu jezuitów wstąpił 28 VIII 1924 r. Uczył religii i języka ła­

cińskiego w Wilnie, był operariuszem w Kołomyi i Lwowie. We Lwowie przeby­

wał do końca drugiej wojny światowej.

Od 1946 r. pracował we Wrocławiu, gdzie był kolejno duszpasterzem akademickim, administratorem parafii i spowiednikiem sióstr zakonnych. W latach 1950-1951 był więziony. Od 1970 r. pracował w Czecho­

wicach, a od 1973 r. - w Starej Wsi, gdzie zmarł 11 VI 1978 r., „Encyklopedia wie­

dzy o jezuitach na ziemiach Polski i Litwy 1564-1995", oprać. L. Grzebień, Kraków 1996, s. 427.

[13] Przy ul. Trybunalskiej 2 we Lwo­

wie, przy kościele świętych Piotra i Paw­

ła znajdowała się rezydencja jezuitów. W czasie drugiej wojny światowej przeby­

wało tam od 13 do 21 jezuitów. W ostat­

nich miesiącach 1945 r. jezuici zaczęli opuszczać Lwów. Rezydencja została zli­

kwidowana 4 VI 1946 r., „Encyklopedia wiedzy o jezuitach", s. 380-381.

[14] „Wpołowie maja r. 1940-go wła­

dze bolszewickie nakazały duchowieństwu opuścić gmach kapitulny przy kościele [budynek przy ul. Katedralnej 3 - M.D.]

i zamieszkać wraz z biskupem Ordynariu­

szem w charakterze lokatorów w kilku po­

kojach budynku należącego do Magistra­

tu, w którym za rządów polskich mieściła się Akcja Katolicka", IABMK, Mf4710, s.

99. Łucka Kuria Diecezjalna wydzierża­

wiła przed wojną budynek przy Placu Ka­

tedralnym 6 od Magistratu miasta Lucka na potrzeby Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej. Oprócz bpa Szelążka przy PI.

Katedralnym 6 zamieszkali księża: Wła­

dysław Bukowiński, Zygmunt Chmielnic­

ki, Florentyn Czyżewski, Karol Gałęzow- ski, Gustaw Jełowicki i Leopold Szuman, ADŁ, Księga kasowa domu N 6 przy Pla­

cu Katedralnym w Łucku, s. 2, 4.

<xxxxxxxxxxxx>ooo

(21)

U/ałanie j łA/otynie m 2 (87j Alat^ec-Kurłecłeń 2009 z. itz. !9

Odeszli

ŚP. JERZY SAS JAWORSKI (1920-2008)

Dnia 3 stycznia 2009 r. Biskup Po­ lowy Wojska Polskiego gen. dyw. prof.

dr hab. Tadeusz Płoski przewodniczył Mszy św. pogrzebowej sprawowanej w Katedrze Polowej WP w intencji śp.

Jerzego Sasa Jaworskiego - żołnierza kampanii polskiej, Armii Krajowej, 1 Armii Wojska Polskiego, pasjonata jaz­

dy konnej.

Wkoncelebrze wzięli udział ks. ppłk Zbigniew Sawicki oraz ks. prał, ppłk Marek Kwieciński. Na Mszę św. przy­

było tak wielu wiernych, że wypełnili całą przestrzeń świątyni.

W kazaniu Ordynariusz Wojskowy rozwinąłtreść słów zprefacji ze Mszy św. za zmarłych: „Życie Twoich wier­

nych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy". Powiedział m.in.:

- ,,«Życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy». Wszyst­

ko, co nas otacza podlega nieustannym zmianom, przemienia się. Nie ma żywej komórki, która by nie obumierała, aby dać miejsce nowemu życiu. Taki jest nasz świat. Taki jest również człowiek.

Jego życie zmienia się, ale trwa wiecz­

nie. Na szczęście każdy z nas ma pewien wpływ na to, jakie będzie to przyszłe ży­

cie. Wielu z nas, w swym ziemskim życiu wierzy Chrystusowi. Żyje w Nim i z Nim.

Człowiek wierny Jezusowi żyje pełnią życia również po swej śmierci. Poza jej progiem, nie przestoje być takim, ja­

kim był tu na ziemi. Jeśli jesteśmy blisko

Chrystusa, świadczymy o Nim, pomaga­

my Mu zaistnieć w innych, wówczas mo­

żemy liczyć na Jego wzajemność w mi lości, również po śmierci. Jeżeli swoje zdolności wykorzystujemy, by inni mo­

gli być bliżej Chrystusa, On sam okaże nam swą wdzięczność. Myślę, że nieje­

den zmarły, gdyby mógł do nas przemó­

wić, powiedziałby, że warto żyć z Chry­

stusem, Jemu służyć, kochać Go całym sercem. Bowiem nagroda za wierność jest nieoceniona".

Biskup Polowy przedstawił curricu­ lumvitaezmarłego:

25 grudnia 2008 roku odszedł do Pana Jerzy Sas Jaworski - długolet­

ni Dyrektor i Hodowca w Państwowej StadninieKoni wKozienicach. Urodził się 5 stycznia 1920 roku we Włodzi­ mierzu Wołyńskim w rodzinie oficer­ skiej. W 1938 roku pozdaniu matury w Zamościu wstąpił do Szkoły Podchorą żych Kawalerii wGrudziądzu.

W Kampanii Wrześniowej 1939 roku wskładzie 2 Pułku Kawalerii Uła nów Podkarpackich pod dowództwem płk. Wł. Płonki (Armia Łódź) walczył nad Bzurą i w obronieWarszawy docie rającnad San.

Dostał się także do niewoli sowiec kiej.Tylko cudem uniknął losu wieluty­ sięcy polskich żołnierzy i oficerów po mordowanych w Związku Radzieckim.

OkupacjęhitlerowskąprzeżyłnaZa mojszczyźnie w okolicy Szczebrzeszy

(22)

itz. 20 Alaz^ec -Kwiecień 2009 z. Wołanie j WołyniG nz 2 (8l) na. Będąc żołnierzem Annii Krajowej

brał udział w konspiracji.

W 1944 roku wstąpił do I Armii Woj­

ska Polskiego. Jako dowódca zwiadu konnego 7 Pułku brał udział w walkach o Wał Pomorski, uczestniczył w zdoby­

ciu Kołobrzegu i Berlina. Kilkakrotnie był ciężko ranny. Za zasługi wojenne został odznaczony Krzyżem Virtuti Mi- litari.

W 1947 roku po formalnym rozwią­

zaniu Kawalerii rozpoczął pracę w woj­

skowych jednostkach hodowlanych.

Następnie w Państwowej Stadninie Koni Moszna, a od 1951 roku w Pań­

stwowej Stadninie Koni w Kozienicach, gdzie od 1954 roku piastował funkcję Dyrektora i hodowcy nieprzerwanie do 1991 roku. Jako hodowca koni peł­

nej krwi angielskiej miał w swojej ka­

rierze hodowcy 5-ciu zwycięzców Der- by, w tym 3-trójkoronowane ogiery (So- lali, Czerkies, Skunks), które trafiły do polskiej hodowli.

Obok Hodowli koni wyścigowych duży nacisk kładł także Dyrektor Sas Jaworski na hodowle krów i ryb. Dzięki Jego fachowości specjalnością Kozie­

nic były konie sportowe, które w Polsce sięgały po najwyższe laury, a za granicą walczyły na równi z innymi odnosząc wiele bardzo znaczących sukcesów. Za sprawą Jana Kowalczyka (Blekot), Wie­

sława Dziadczyka (Via Vitae) i wielu in­

nych znanych polskich jeźdźców, w tym syna Bohdana Sas Jaworskiego (Bre- men) kozienickie folbluty znane były na całym świecie. Klub Jeździecki przy Stadninie był i nadal jest przez wiele lat w czołówce Polski.

Dyrektor Jerzy Sas Jaworski sam był bardzo dobrym jeźdźcem (v-ce Mistrz Polski z 1953 roku), był też jednym z pierwszych, którzy po II Wojnie Świa­

towej wskrzeszali działalność Polskie­

go Związku Jeździeckiego. Później był jego czynnym działaczem do Olimpiady w Moskwie w 1980 roku. Często wystę­

pował jako szef ekipy polskich skocz­

ków w Pucharach Narodów na wielu hi­

podromach Europy. Był również sędzią klasy międzynarodowej w skokach i ujeżdżeniu. Znany jest również jako or­

ganizator wielu zawodów jeździeckich.

W roku 2000 został odznaczony przez Prezydenta RP Aleksandra Kwa­

śniewskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Po przejściu na emeryturę działał w Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Pol­

skiej. Został Patronem Stowarzyszenia Kawaleryjskiego kontynuującego trady­

cje 22 Pułku Ułanów Podkarpackich.

Jako nieprzeciętny człowiek pozo­

stanie w pamięci środowiska hodowla­

nego i jeździeckiego w Polsce i za gra­

nicą.

ks. płk Zbigniew Kępa kepa@ordynariat.pl Artykuł zaczerpnięto z portalu:

http://www.ordynariat.wp.mil.pl/

pl/152_5604.html 2009-01-03

(23)

Wołanie j Wołyniam 2 (8l) Aiatyec-Kuriecień 2009 t. itt. 2!

U nas na Wołyniu

GDZIE JESTEŚ ZIEMIO OJCZYSTA?

Mirosław Łukomski urodził się 27 grudnia 1927 roku we wsi Kamionka w rej. izjasławskim, obw. chmielnicki, wykształcenie podstawowe, pracował w fabryce jako frezer. Jego ojciec został aresztowany w 1937 roku jako wróg na­

rodu i rozstrzelany, zaś cała rodzina w czerwcu 1939 roku przesiedlona do Ka­

zachstanu. Mieszkał w Równem, gdzie bardzo zaangażował się w reaktywowa­

nie polskiego kościoła [1].

Dzisiaj, jak zawsze, jest niedzielne na­

bożeństwo, nie wiem, co bym robił, jeśli­

bym nie mógł chodzić do kościoła.

Nabożeństwo już się skończyło...

Wiem, że za chwilę wyjdzie z kościoła Witałik, zatrzyma się ze swoimi kolegami i razem pójdziemy na rodzinny obiad. Na obiad przyjdą moje dzieci i wszyscy wnu­

kowie, którzy są moją radością. Dziękuję Bogu za to, że są oni wychowani w kato­

lickiej wierze, że w ich żyłach płynie pol­

ska krew. Dziękuję Bogu, że w naszym kościele, w którym modliła się moja bab­

cia i mama, modlimy się po polsku. Ach ty moja polskość, polskość.

Jest późna jesień 1943 roku. Liście opadły, bioto po kolana, pełno ludzi, każ­

dy żyje swoimi sprawami, chcę żyć.

Przyszedłem na wiec dlatego, że nas, Lukomskich, w Czelabińsku było 4 dzie­

ci, babcia, mama, których było trzeba wy­

żywić. Ja już pracowałem, chociaż mia­

łem 15 lat. Moja płaca w zakładzie wyno­

siła 700 gramów chleba i obiad w stołów­

ce. Na talerzu krupniku krupa ganiała kru­

pę. Latem gotowaliśmy zupę kapusty i le­

biody. Za płotem był zakład spirytusowy, którego odpadki mieszaliśmy z pokrzywą i szałwią, i to spożywaliśmy.

A teraz idę po bazarze z rupieciami i nagle słyszę polską mowę. Mężczyzna i kobieta, było w nich coś takiego, właści­

wego tylko dla nich i natychmiast poczu­

łem, jak mnie tęsknota uderzyła w serce, a

Mirosław Łukomski

ja, dzieciak, dołączyłem się do nich, do­

kąd oni tam i ja. Oni naprzód, a z nimi pol­

skość. I tak chodziliśmy po bazarze, czu- jąc że coś mnie prowadzi. Nie zdecydo­

wałem się do nich podejść, bo nie jestem godzien rozmawiać z nimi moją wiejską polszczyzną.

Na pewno tylko łzy mogły o czymś powiedzieć. Ale tak ogólnie, to było daw­

no temu.

Urodziłem się 27. grudnia 1927 r. we wsi Kamionka, rejon izjasławski, obwód chmielnicki na Ukrainie. Granica między ZSRR a Polską przechodziła przez rzekę Wilię. Kiedy chciałem popatrzeć na Pol­

skę, to wiele razy myślałem i rozglądałem się, żeby nikt mnie nie zobaczył.

Jesienią, kiedy kołchoźnicy kosili sia­

no, to na brzegu rzeki stali żołnierze i pil­

nowali, żeby nikt nie rozmawiał z krew­

nymi, którzy mieszkali na drugim brze­

(24)

itt. 22 Mat^ac-Kurlecleń 2009 t. U/crłante j U/ołynia nt 2(87) gu. Granica żywcem dzieliła wiele rodzin

polskich.

We wrześniu 1937 roku aresztowa­

li mojego ojca. W tym czasie byłem w szkole. Kiedy w szkole powiedzieli mi, że wiozą mojego ojca, błyskawicznie popa­

trzyłem z okna, ale zobaczyłem tylko wóz z moim ojcem, który schował się za drze­

wami.

O ojcu nic nie było wiadomo, tylko mama chodziła do Jampola i jakoś dowie­

działa się, że on bardzo przeżywa rozsta­

nie z nami i jak będziemy żyć bez nasze­

go żywiciela, teraz już siwy i stary pytam siebie, za co aresztowali ojca... On był niepiśmienny i bardzo kochał Kamionkę, uważał ją za najlepsze miejsce na świecie.

Jego świat to był Bóg, nasza mama, dzieci i ta polskość, która była w nas. Jak wczo­

raj pamiętam ostatni dzień sierpnia przed rozpoczęciem roku szkolnego. Ojciec podszedł do mnie, posadził na kolana, po­

patrzył na mnie smutno, pogłaskał po gło­

wie i powiedział „w/esz synku, ja w ogó­

le nie jestem człowiekiem uczonym, niech Bóg ci pomoże wykształcić się i żebyś był człowiekiem”. I pobłogosławił mnie, radu­

jąc się, że ja idę właśnie do polskiej szko­

ły. Ale nie radowaliśmy się długo. Już w drugiej ćwiartce przewracaliśmy na stro­

nicę elementarza i zamiast „mamusia”

czytaliśmy „maty”.

Dlaczego od razu nie wyjechaliśmy z Kamionki, kiedy mama została sama? Po pierwsze, powinienem skończyć szkołę.

Po drugie, przeżyć dzieciom „wroga na­

rodu” w ten czas bez pomocy kogokol­

wiek i wsparcia było niemożliwe. A z osa­

dy Konstatinowka zapraszały nas siostry ojca, pisały, że pud ziarna można kupić za 3 ruble.

Mama nie spieszyła się, ale wtedy przyszła z kołchozowego zebrania we łzach i powiedziała: ,^nów w prezydium wytykali, że jestem Polką i żoną «wro- ga narodu»”. Potem zmęczona usiadła za stołem i popatrzyła w okno tak jakby chciała coś znaleźć, i kiedy tego nie zoba­

czyła, zwróciła się do mnie z uśmiechem i kontynuowała: „dziwne jest to życie, kie­

rownik strażnicy nie boi się mówić sło­

wa, za które grozi śmierć, a ci którzy są w prezydium - małe pionki - uważają za konieczne nas poniżyć i nazywać ostatni­

mi ludźmi”.

A kiedy ja zapytałem: „mama, a co po­

wiedział kierownik strażnicy Borodin?”

Ona odpowiedziała: „on powiedział, że nikt nie może wiedzieć kto jest uczciwszy, ci którzy są aresztowani lub wy...”.

W połowie czerwca 1939 roku wy­

jechaliśmy z Kamionki do Kazachstanu.

Sprzedaliśmy dom, krowę. Kiedy opusz­

czaliśmy wieś, u młodszych braci ręce nie były zajęte, ponieważ cały nasz majątek zamieścił się w trzech torbach.

Młodsi bracia i siostra szli, i macha­

li rączkami, żegnając się ze wsią. Kożuch i dwa koce posłaliśmy jako bagaż. W cią­

gu tygodnia byliśmy na miejscu. Nie po­

myśleliśmy, że przeżyjemy tutaj dwa lata i będziemy się znajdować w takich strasz­

nych warunkach. Mówili nam, że tu tak dobrze, że ludzie ziarnem w piecu palą, a w ciągu roku był straszny głód, ludzie pu­

chli i umierali.

Weźmy chociaż jeden dzień takie­

go życia, kiedy na dworze buran, otwar­

ta przestrzeń, płotów i drzew nie ma, tyl­

ko powiew wiatru, domy zasypane po da­

chy. Żeby wyjść, było konieczne przeko­

pać przejście do ulicy, rzucisz łopatę śnie­

gu, a dwie łopaty śniegu lecą z powrotem na ciebie. Chlew daleko od domu, a tam krowa, o ile kto ją ma. Pod śniegiem zo­

stało siano, prasowane cegły z gnoju, sło­

ma i łodygi słonecznika, którymi palili­

śmy w piecu.

Zimą 1941 roku rozpoczął się praw­

dziwy głód. Sąsiedzi Piekarscy - czworo dorosłych, nie mieli krowy, przepracowa­

li rok w kołchozie i im za dniówkę nie dali nic. Przerażająco patrzeć na człowieka na­

brzmiałego i opuchłego z głodu.

Albo taki wypadek. Mamy stryjecz­

ny brat Edward Filarowski, pracował jako kierownik klubu. W klubie kiedyś zrobi­

li drakę, a on brał w niej udział - skazali go na dwa lata więzienia. Kiedy skończył się mu okres odsiadki, i powinien wyjść

(25)

U/ołtmie j U/otynia nt 2 (87) Aialyac-Kuriecień 2009 t. Ul. 23 na wolność, to chciał wrócić do więzienia.

Jego starszy brat mieszkał w Konstanti- nowce, gospodarstwa nie miał, i za pra­

cę nie otrzymywał zapłaty, przychodził do nas, i do innych ludzi, którzy trochę le­

piej żyli, żeby mu dali coś zjeść. Wtedy Edward podjął decyzję pozostania w wię­

zieniu i uderzył konwojenta, i tak go zbili, że nie przeżył. Takie były warunki nasze­

go życia - Polaków. W więzieniu było le­

piej niż na wolności.

Na obrzeżu naszego cmentarza wyro­

sło dużo coraz to nowszych i nowszych mogił - zmęczone ciało znalazło spokój pod krzyżem.

Tej zimy omal nie zginęliśmy. Ranek nie zapowiadał nic złego, słońce jasno świeciło, gotowaliśmy się jechać na let­

ni postój traktorowej brygady, wziąć sło­

my owsianej, żeby było czym krowę na­

karmić. Odległość od osady była około pięciu kilometrów. Tam stały stogi siana.

Kiedy przywiązaliśmy słomę, zaczął pa­

dać gęsty śnieg i zadął ostry wiatr. Cho­

wając się za stogiem, usłyszałem rozmo­

wę dorosłych, że nas naprawdę zaczęło zasypywać śniegiem, naprawdę przyszedł nasz koniec, i w domu już nas opłakują.

Ale w ciągu godziny stał się cud, śnieg przestał padać i znów pokazało się słoń­

ce. Z radości wszyscy popłakaliśmy się. I jak nie było podziękować Bogu za urato­

wanie?

Żyliśmy w osadzie my, jedyni Polacy.

Miejscowi Kazachowie mieszkali 7 km od naszej osady, tylko oni przywykli do takich mrozów. Oni mieli po prostu czym palić, a my, Polacy byliśmy pozostawieni sami sobie. Siano, łodygi słonecznika, to wszystko nosiliśmy lub woziliśmy na sa­

niach, lub na wozach, jeśli ktoś pożyczył, dlatego, że innego transportu nie było, a wszystko to było ponad siły. I dooko­

ła strach, dlatego, że tej słomy nie wol­

no było brać, bo za to byliśmy karani we­

dług prawa tego okresu, niech zgnije, tyl­

ko nie ruszaj, a na wiosnę to palili, ponie­

waż przeszkadzała w oraniu.

Więc w takich warunkach żyliśmy, taki był los Polaków. Ciągle częściej i częściej

przypominam sobie, gdy jako mały chłop­

czyk, stojąc na radzieckim brzegu rzeki Wilii, patrzyłem w stronę rodzimej Polski.

Coraz częściej zastanawiałem się, dlacze­

go tu jestem. Nie zaskoczyło mnie, kie­

dy mama znienacka powiedziała: „Mirku, mnie również ciągnie tam, gdzie tobie się marzy”.

Wiosną 1941 roku postanowiliśmy wrócić na Ukrainę. W czerwcu już trzę­

śliśmy się w wagonie osobowym, kieru­

jąc się na Ukrainę. Jednak w Czelabińsku zastała nas wojna. Dalej już nie mogliśmy nigdzie jechać. Na przedmieściu miasta kupiliśmy ziemiankę i w niej mieszkało nas 6 osób.

Nad ziemią było jedno okno, dach był przykryty gliną, sufit był niski, ściany spa- dziście prowadziły w dół. Zimy są tutaj bardzo srogie, a zaopatrzyć się w drewno było bardzo trudno, ponieważ las był od­

dalony o 6 km. Mama pracowała w sow­

chozie i otrzymywała 600 gr chleba dzien­

nie, a na nas 150 gr. Siostra i młodszy brat chodzili do przedszkola i (tam ich karmili 2 razy dziennie.

Nastał dzień, kiedy mój brat Jan, zgodnie z wiekiem powinien był przestać uczęszczać do żłobka, a ja dzieciak wie­

działem, co to znaczy, wszędzie był głód, a dużo osób puchło z głodu. I zrobiłem źle, poprawiłem w metryce cyfrę z 5 na 6.

Wykonanie nie było trudne, do tego trze­

ba było dobrać odpowiedni atrament i po­

prawić. Ale trudniej było poprawić cyfry napisane literami. Przy pomocy lepkiego chleba zdjąłem cyfrę pięć. To było trudne, trzęsły mi się ręce i bałem się następstw, ale udało mi się. Ostrożnie dobrałem atra­

ment, i napisałem ręcznie wiele razy sło­

wo „sześć”, poprawiłem metrykę z roku 1935 na 1936, i to dało mojemu młodsze­

mu bratu ciepłe śniadanie, kolację i ciepły pokój na cały rok. Chociaż wiedziałem, że to jest przestępstwo i jako takie było karane według prawa. Ja, zielony chło­

pak, który stał za obrabiarką w fabryce, w zastępstwie ojca braciom, pierwszy jako dojrzały mężczyzna powiedziałem do sie­

bie: Mirek, to nie jest grzech.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pani bibliotekarka pozwała nam też zajrzeć do dawnego licealnego gmachu oraz kościoła, w którym obecnie znajduje się cerkiew. Dziękujemy naszej sympatycznej przewodniczce

Z listów Ojca Serafina wyczytamy, że największą jego troską było to, żeby nie rozminąć się z wolą Bożą. To była najistotniejsza sprawa jego

Drzewom się kłaniam świadkom niemym i miejscom niezliczonym, gdzie już nie pozostał nawet na kamieniu kamień.. Lasom się kłaniam i bezkresnym polom skrywającym szczątki

su postaci biskupa Adolfa Piotra Szelążka, przytacza się również świadectwa osób towarzyszących mu na co dzień, w jego kapłańskim posługiwaniu. Za taką osobę uznać

świtującego wśród listowia słońca, mieni ­ ły się złotem, czerwienią i gdzie nie gdzie jeszcze zielenią, która zamierzała zmie ­ nić się w różne odcienie

W materiałach przekazanych przez Władysława Klisowskiego znajduje się także biogram harcmistrza Leopolda Adamcisa (Biblioteka Zakładu Narodo ­ wego im. Ossolińskich

Księga Cmentarna Polskiego Cmentarza Wojennego ” , praca zbiorowa pod

Gdy się to dzieje, a strzały tatarów coraz częściej jakby na urągowisko pod nogi oblężonym padają, wszyscy jeszcze, wyraźniejszej czekając zaczepki, stoją w