Wołanie z Wołynia
Bo.iamin 3 B ojiuhi
Pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej
Fotografie na okładce:
s. I: Kościół parafialny w Klewaniu (Jot. ks. Witold Józef Kowalów) s. II: Biskup Marcjan Trofimiak udziela Chrztu św. w więzieniu - Horodyszcze, 26 kwietnia 2009 r. (fot.ks. Witold Józef Kowalów) s. III: Biskup Jerzy Chwalczewski (fot. Krzysztof Drozd)
s. IV: Meandry Styru koło Czartoryska (fot. Anna Surma)
Nr 2 (87)-B Rok 15 Marzec-Kwiecień 2009
KOŚCIÓŁ RZYMSKOKATOLICKI NA UKRAINIE
Wołanie z Wołynia
B ojicihhh 3 Bojiuni
Pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej Dwumiesięcznik
Wołaniez
Wołynia - Bojicihhh 3 Bojiuni Pismo założone w 1994 roku. Założyciel i wydawca: Parafia Rzymskokatolicka pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Ostrogu na Wołyniu.Redaktor naczelny: ks. Witold Józef Kowalów.
Redakcja: Irena Androszczuk, ks. Władysław Czajka, Irena Dejneka, ks. Grzegorz Draus, ks. Józef Kozłowski, Ludmiła Poliszczuk, ks. Waldemar Szlachta, Inna Szostak, ks. Andrzej Ścisłowicz.
Redakcja publikuje materiały nie zawsze podzielając poglądy ich autorów.
Zamieszczone w piśmie materiały mogą być przedrukowywane z podaniem źródła.
Adres redakcji:
53 Byji. KapflaineBHna, 1
35800 m. OcTpir, PiBHeHCbKa oóji. YKpaiHa
S&Fax + 380 (3654) 2-30-38 E-mail: kovaliv@ostroh.uar.net Świadectwo rejestracji: RW nr 187 z 15 maja 1997 r.
ISSN 1429-4109
Wydawca wersji polskojęzycznej:
53 Ośrodek “Wołanie z Wołynia”, skrytka pocztowa 9, 34-520 Poronin http://www.wolaniecom.parafia.info.pl/
Czasopismo dofinansowano ze środków Senatu RP dzięki pomocy
Fundacji
“Pomoc Polakom na Wschodzie”.
Dobroczyńców prosimy 0 wpłaty na konto:
Stowarzyszenie Ośrodek
“Wołanie z Wołynia”
PBS. ZAKOPANE O/BIAŁY DUNAJEC nr 77 88210009 0010 0100 1892 0001
“Wołyński Słownik Biograficzny”:
http://wolynskislownikbiograficzny.blox.pl/
“Dziennik pisany nad Horyniem”:
http://ostrog.blox.pl/
stt. 2 Aiatyzc-kusiacień 2009 t. U/ołanie j U/ołynia nt 2 (87)
SPIS TREŚCI
s. 3: Ks. Witold Józef KOWALÓW, „ Żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy ” (2Kor4, 8)
s. 4-5: Kanonizacja bł. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego w październiku
s. 5: WitalijWEZDEĆKYJ, Jak przeciwstawiać się złu?
Dzień młodzieży w Sarnach
s. 6: MichałKOWALUK, Polski konsulat w Łucku ma nową siedzibę
s.7-8: Ks.Witold Józef KOWALÓW, Ostatni zajazd ...w Ostrogu
s. 8-10: Marek A.KOPROWSKI, Kto chcekonfliktu w Ostrogu —rozmowa z ks. Witoldem Józefem Kowalowem, proboszczemparafii rzymskokatolickiej
w Ostrogu
s. 11-12: Ks. Mieczysław MALIŃSKI, Sprawności kardynalne s. 13-18: Maria DEMBOWSKA, Testament ks. Zygmunta
Chmielnickiego (1891-1944), kapłana diecezjiłuckiej s. 19-20: Ks.płk Zbigniew KĘPA, Śp. Jerzy Sas Jaworski
(1920-2008)
s. 21-30: Mirosław ŁUKOMSKI, Gdzie jesteśZiemio Ojczysta?
s. 31-40: Stanisław DEREPA, Rodzinaks. Bronisława Drzepeckiego (Derepy)
s.41-43: Antoni MARIAŃSKI, O grobach w Wierzbicznie s. 44: 20. Rocznicaodrodzenia eparchii lubelsko-chełmskiej s.44-45: Kronika Parafii Ostrogskiej
s. 46-48: KrzysztofRafałPROKOP,Jerzy Chwalczewski (z Chwalczewa) 1536-1549
O<X><XX>O<XXXXXX>OO<><X><XXXXX><X><><>0<><><X>
U/cdanie j Użrftfnia nr 2 (8l) Maryic-Kurieeień 2009 r. itr. 3
Z życia Kościoła
„ŻYJEMY W NIEDOSTATKU, LECZ NIE ROZPACZAMY ” (2 Kor 4, 8)
We wtorek, 10 marca 2009 r, w ka
tedrze pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Łucku, w czasie comiesięczne
go dnia skupienia księży i sióstr zakon
nych pracujących w diecezji łuckiej, J.E.
Bp Jan Niemiec z Kamieńca Podolskie
go wygłosił referat nt. św. Pawła Apostoła.
Autor referatu z mocą podkreślił, że histo
rię św. Pawła napisał Bóg. Zwracając się do księży i sióstr zakonnych pracujących w diecezji łuckiej bp Jan Niemiec powie
dział, że nie jest przypadkiem, że zosta
li postawieni w tej małej diecezji. Dostoj
ny gość z Kamieńca Podolskiego przypo
mniał wiele znanych słów św. Pawła, któ
rymi dodał otuchy zebranym - choćby słowa: „Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; Żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy” (2 Kor 4, 8).
W czasie dnia skupienia został przed
stawiony przez Ks. Bpa Marcjana Trofi- miaka nowy proboszcz parafii katedralnej pw. Św. Apostołów Piotra i Pawła i kanc
lerz kurii diecezjalnej w Łucku, którym został ks. Wiktor Makowski z diecezji ki- jowsko-żytomierskiej.
Następnie została odprawiona Msza św. w intencji św. ks. Augustyna Medni- sa w 2. rocznicę jego śmierci. Świętej Li
turgii przewodniczył J.E. Ks. Bp Marcjan Trofimiak, ordynariusz rzymskokatolic
kiej diecezji łuckiej. Oprócz duchowień
stwa diecezji łuckiej w Mszy św. konce
lebrowali także księża goście, którzy spe
cjalnie przybyli z archidiecezji lwowskiej:
ks. Kazimierz Halimurka z Iwano-Fran- kowska, ks. Jan Nikiel ze Stryja, ks. Ro
man Stadnik z Kołomyji i ks. Franciszek Pukajło z Chodorowa. Należeli oni, jak przywitał ich Ks. Bp Marcjan, do kręgu przyjaciół ks. Augustyna.
Okolicznościowe kazanie wygłosił Ks. Bp Marcjan Trofimiak. Wspomnienie 2 rocznicy śmierci ks. Augustyna Medni- sa było okazją dla Pasterza Łuckiego by przypomnieć dwa pokolenia księży, dzię
ki posłudze których przetrwał Kościół Rzymskokatolicki na Ukrainie.
Po obiedzie grupa księży i sióstr za
konnych udała się do Torczyna, gdzie nad grobem ks. Augustyna Mednisa został za
śpiewany „Anioł Pański” i odmówiona modlitwa za zmarłego Kapłana.
ks. Witold Józef Kowalów
Domenikos Theotokopulos zwany El Greco [Grek] (1541-1614)
- Św. Paweł, 1608-1614
iti. 4 Atal^ac-Kwleciań 2009 1. U/ołanie j U/ołynia ni 2 (87)
życia Kościoła
KANONIZACJA BŁ. ZYGMUNTA SZCZĘSNEGO FELIŃSKIEGO
W PAŹDZIERNIKU
W Watykanie 11 października 2009 r.
Papież Benedykt XVI przewodniczyć bę
dzie kanonizacji błogosławionego arcybi
skupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, metropolity warszawskiego i założyciela Zgromadzenia Sióstr Rodziny Maryi.
Decyzja o tym zapadła na zwyczaj
nym konsystorzu publicznym, który w obecności papieża odbył się dziś w Wa
tykanie. Dotyczył on kanonizacji dziesię
ciorga błogosławionych. Pięcioro z nich ogłoszonych zostanie świętymi 26 kwiet
nia, pozostali 11 października. W tej dru
giej grupie będzie polski „biskup zesła
niec”.
Potwierdzenie drugiego cudu po be
atyfikacji było niezbędnym warunkiem kanonizacji. Papież uznał cud dokonany za wstawiennictwem bł. Zygmunta. Cho
dzi o nadzwyczajne uzdrowienie s. Ste
fanii Zelek ze Zgromadzenia Sióstr Ro
dziny Maryi, założonego przez bł. Zyg
munta Szczęsnego Felińskiego. Zakonni
ca cierpiała na zanik szpiku kostnego. Jej stan był beznadziejny, zagrażający życiu.
Siostra trafiła do kliniki hematologicznej w Krakowie, pod obserwację specjalistów.
Wtedy nastąpiła nagła poprawa jej stanu zdrowia.
Abp Zygmunt Szczęsny Feliński był metropolitą warszawskim w czasie Po
wstania Styczniowego. Urodził się w 1822 r. na Wołyniu. Studiował matema
tykę na Uniwersytecie w Moskwie, na Sorbonie i w College de France w Pary
żu. Brał udział w powstaniu w Poznaniu w 1848 r. Trzy lata później wstąpił do se
minarium duchownego w Żytomierzu, a święcenia kapłańskie przyjął w 1855 r. W
tym samym roku otworzył schronisko dla sierot i bezdomnych w Petersburgu.
W 1857 r. założył Zgromadzenie Sióstr Rodziny Maryi, któremu powierzył opie
kę nad ubogimi. Pełnił funkcję spowied
nika alumnów i kapelana w petersbur
skiej Akademii Duchownej i był profeso
rem filozofii w tej uczelni. Mianowany ar
cybiskupem metropolitą warszawskim 6 stycznia 1862 r., sakrę biskupią przyjął w Petersburgu 26 stycznia tego roku. Stojąc na czele archidiecezji warszawskiej w cią
gu dwóch lat m.in. zreformował semina
ria i Akademię Duchowną w Warszawie, założył schronisko dla biednych dzie
ci, zwołał zjazd duchowieństwa, przygo
U/ołanie j Wołynia nt 2 (87j Atatyec-kiriecień 2009 i. itr. 5 tował materiały do synodu archidiecezji i
metropolii warszawskiej.
Upowszechnił nabożeństwo majo
we ku czci Najświętszej Maryi Panny. W czasie Powstania Styczniowego w marcu 1863 roku napisał list do cara Aleksandra II w obronie Kościoła i Narodu. Uwięzio
ny przez cara, został zesłany do Jarosła
wia nad Wołgą, gdzie przebywał przez 20 lat. Po uwolnieniu w 1883 roku nie miał prawa powrotu do Warszawy. Zmarł w Krakowie 17 września 1895 roku. W 1920 roku jego zwłoki przewieziono do War
szawy i złożono w dolnym kościele św.
Krzyża, a rok później do podziemi kate
dry warszawskiej.
Jego proces informacyjny rozpoczął się w 1965 roku, a dziewiętnaście lat póź
niej zgromadzona dokumentacja przeka
zana została watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.
Jan Paweł II beatyfikował abp. Zyg
munta Szczęsnego Felińskiego podczas swej ostatniej pielgrzymki do ojczyzny, na krakowskich Błoniach w dniu 18 sierp
nia 2002 roku.
Katolicka Agencja Informacyjna ml, tom / maz, Watykan, 2009-02-21
<><XXXX>O<X><X><><XxXXX><Xx><><X><X><X><><X>O<>^
Kościół i młodzież
JAK PRZECIWSTAWIAĆ SIĘ ZŁU?
Dzień młodzieży w Samach
Kolejny raz w Samach (20-21 marca 2009 r.) odbył się Dzień Młodzieży, który prowadził ks.
Wiktor Matuszewski SAC, poma
gali mu seminarzyści Wiaczesław i Witalij, spowiednik ks. Piotr Wor- wa SAC. Przyjechało niemal 25
osób.
Tematem Dnia Młodzieży było:
Jak przeciwstawiać się złu?".
Dzień Młodzieży rozpoczął się Mszą Świętą. O północy rozpo
częło się nocne czuwanie do godz.
6.00 rankiem. Młodzieży bardzo spodobała się konferencja, któ
rą prowadził ks. Wiktor. Mówił on o złu jako zniewoleniu człowieka.
Po konferencji byłą praca w gru
pach, kolacja i rozjazd po mieszka
niach.
Tematem następnego Dnia Mło
dzieży, który odbędzie się 24-25 kwietnia 2009 r. będzie: ,Jak i po
co mam mówić innym o swojej wierze?".
Witalij Wezdećkyj
Katolickie Centrum Medialne w Kijowie, 30 marca 2009 r.
przekład z ukraińskiego Łucja Załewska
Proponujemy także fotoreportaż:
http://pallotyni.org.ua/index.
php?news=Den_molodi_v_m_
Sami
Hi. 6 Mafjec-Kusiecień 2009 z. Wołanie j Wołynia nt 2 (87)
U nas na Wołyniu
POLSKI KONSULAT W ŁUCKU MA NOWĄ SIEDZIBĘ
Z dniem 10marca 2009 roku nastą piła zmiana siedziby Konsulatu Gene ralnego Rzeczypospolitej Polskiej w Łucku. Nowy adres placówkijest na
stępujący:
ul. Dubniwska, 22 b, 43010 Łuck, obwódwołyński, Ukraina.
Konsulat znajduje się obok sta cji benzynowej „LUKOIL” nieopodal skrzyżowania ulic Dubniwskicj, Kar- penka-Karohoi Hłuszec.
Jedną z głównych przyczyn prze prowadzki było to, że dotychczaso we pomieszczenie (skrzyżowanie ul.
Katedralnej z ul. Daniela Halickiego) było wynajmowaneprzez konsulat od BankuPekaowŁucku. Było ono zbyt małe, dla wielkiej liczby osób ubiega
jącychsię o polskiewizy,gdyżpolski konsulat w Łucku obsługuje obwód wołyński, rówieński i żytomierski.
Nowa siedziba Konsulatu Generalne
go RP w Łuckujest o wiele większa i jestwłasnościąPolskiej Ambasady.
Michał Kowaluk
Kontakt
Adres do korespondencji:
reHepajibHe KoHcyjibCTBO PecnyÓJiiKH rionbma
bJlynbKy Byn. .ŹfyÓHiBCbKa, 22 6
43010 JJynbK, BojiHHCbKa
o6ji.YKPAIHA
Tomasz Janik
Konsul Generalny RP w Łucku Fot. „WzW”
Telefon
+380 332 280-640 Faks
+380 332 280-659
http: //www. luckkg. polemb. net/
Poczta elektroniczna
E-mail: konsulat@fk.lutsk.ua
<><XX><><><><><X><XX^^
U/ołanie j U/ołynia nt 2 Ałaryzc-ł/usiecień 2009 t. itt. 7
U nas na Wołyniu
OSTATNI ZAJAZD ...W OSTROGU
Jakże trudno jest patrzeć na ruinę swej pracy. A piszę o ruinie swojej pracy co najmniej z dwóch powodów.
Kościół w Ostrogu prawnie do dziś nam nie zwrócono. Dzięki pomocy katoli
ków z Niemiec i Polski udało mi się zaku
pić sporą część blachy miedzianej na re
mont dachu. Resztę materiału i pracę fi
nansuje rząd ukraiński - niestety jakość i sposób prac pozostawia wiele do życze
nia, skutkiem czego kościół ulega dalszej rujnacji.
A teraz druga sprawa, równie poważ
na. Od wielu lat nasza parafia w Ostrogu jest atakowana przez kilku nacjonalistycz
nych działaczy, którzy chcą zabrać nam część terenu przykościelnego. W imię ab
surdalnego pomysłu zrobienia drogi do
jazdowej do miejsca rekonstrukcji cerkwi św. Mikołaja (Ukraiński Kościół Prawo
sławny Kijowskiego Patriarchatu) chcą nam zniszczyć ogrodzenie, które z wiel
kim trudem zbudowaliśmy na początku lat 90. XX wieku. Ta droga dojazdowa ma podzielić nasze podwórko, oddzielić ko
ściół od odbudowywanej przez nas pleba
nii.
Niedawno nasz Pasterz, ordynariusz diecezji łuckiej obrządku łacińskiego, bp Marcjan Trofimiak rozmawiał z prawo
sławnym arcybiskupem rówieńskim i ostrogskim Jewsewijem by ostrogska pra
wosławna parafia (UKP KP) odstąpiła od zakusów rozdzielenia naszego podwór
ka. I chociaż abp Jewsewij podtrzymuje dobre kontakty z Kościołem Rzymskoka
tolickim, to podległy mu ks. Jurij Łuka- szyk z kilkoma doradcami w sposób jaw
ny i niejawny dąży nadal do konfrontacji.
W piątek, 13 marca 2009 r., odbyła się w Radzie Miejskiej w Ostrogu „nara
da mająca na celu zorganizowanie wjaz
du przez teren kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny do placu, gdzie planuje się przeprowadzenie budowy (od
tworzenia) cerkwi św. Mikołaja”. Nie by
łem na tej „naradzie”, gdyż ks. Biskup po
wiedział mi, abym nie brał udziału w tym spotkaniu i nie godził się na urządzenie wjazdu.
W środę, 25 marca 2009 r., otrzyma
łem pocztą list z rady miejskiej, podpisa
ny przez mera p. Tarasa Pustowita, zawia
damiający mnie o odbytej naradzie i za
wierający prośbę komitetu wykonawcze
go ostrogskiej Rady Miejskiej bym zawia
domił i zaznaczył czas spotkania z moim udziałem.
W czwartek, 26 marca 2009 r., odby
łem długą rozmowę telefoniczną z merem, p. Tarasem Pustowitem, w trakcie której przedstawiłem nasze stanowisko, że na
sza parafia nie zgadza się na zorganizowa
nie wjazdu przez teren kościelny. Oświad
czyłem też, iż w naradzie nt. zorganizo
wania wjazdu, ks. Biskup polecił mi nie brać udziału. Mer prosił by ktoś jednak z naszej strony omówił z nimi te sprawy.
Powiedziałem, ze uczyni to prawnik kurii diecezjalnej w Łucku lub sam ks. Biskup.
W związku z całą sprawą rodzi się kil
ka zapytań: W Ostrogu jest szczególny kli
mat pozytywnego spotkania się Wschodu i Zachodu - to swego rodzaju genius loci tego miejsca. Prawosławny książę bła- żenny (święty) Fedor ufundował katoli
kom świątynię w Ostrogu. Arcyprawo- sławny książę Konstanty Wasyl Ostrog- ski (nb. kanonizowany przez UKP KP) sprowadził do Ostroga katolickiego księ
dza z Krakowa. Komu zależy na psuciu tej szczególnej atmosfery, jaka ukształto
itt. 8 Alat^ec-Kuriecień 2009 t. U/ołanie j U/dynia nt 2(87) wała się w poprzednie wieki? Komu za
leży na rozpalaniu konfliktów religijnych i narodowych? Dlaczego po wielu latach prześladowania i poniżania, ale i po kilku
nastu latach względnego spokoju, garstka katolików ostrogskich, której przewodzę, nie może spokojnie patrzeć w przyszłość?
Bardzo serdecznie proszę o modlitwę w naszej intencji, o wytrwanie w tych róż
nych doświadczeniach.
ks. Witold Józef Kowalów
Ostróg nad Horyniem, 26 marca 2009 r.
<>O<X><X><XxX>OOO<XX><><><XX><X>^<X><>O^<X>O<X>
KTO CHCE KONFLIKTU W OSTROGU
- rozmowa z ks. Witoldem Józefem Kowalowem proboszczem parafii rzymskokatolickiej w Ostrogu
M.A.K. Nie ma ksiądz najlepszego na
stroju.
W.J.K. Niestety. Trudno bowiem z opty
mizmem patrzeć na idące w ruinę efekty swojej kilkunastoletniej pracy. Moja posługa w ostatnim czasie w mieście nad Horyniem jest ciągłą szarpaniną. Używając porównań jednego z klasyków można stwierdzić, że od
bywa się ona w myśl zasady krok naprzód, dwa kroki wstecz. Mimo naszych wysiłków, kościoła nadal nam nie zwrócono, choć nie zważając na to zdecydowaliśmy się na re
mont dachu. Dzięki pomocy katolików z Pol
ski i Niemiec, udało się nam zakupić spo
rą część blachy miedzianej na jego rewalo
ryzację. Sfinansowanie kupna reszty mate-
Odbudowywana staraniem ks. kan. Witolda J. Kowalowa plebania
w Ostrogu Fot. Janusz Romaniuk
U/ołanie j U/ołynia nr 2 (87) Aiar^ac-kusieciań 2009 r. itr. 9
Ks. Witold Józef Kowalów - proboszcz parafii w Ostrogu
riału i opłacenie robocizny ekipy wykonaw
czej wziął na siebie rząd ukraiński. Począt
kowo bardzo się cieszyłem - takich przypad
ków, gdy Ministerstwo Budownictwa zga
dzało się sponsorować Ukrainie remont ja
kiegoś kościoła było od momentu odzyskania przez ten kraj niepodległości zaledwie kilka.
Gdy prace się zaczęły szybko okazało się, że w wyniku przeprowadzonej przez ukraińską firmę wymiany dachu nie tylko cofniemy się do stanu sprzed początku remontu, ale do po
czątków lat dziewięćdziesiątych, gdy kościo
łowi po odzyskaniu z braku odpowiedniego pokrycia dachowego groziło zawalenie. Pra
ce były przez nią wykonane niedbale i sta
nowiły typowe partactwo. Wszelkie moje in
terwencje i pisma nic nie dały. Roboty nie są jeszcze zakończone, a mury świątyni w wy
niku zacieków już są częściowo zdewastowa
ne. Świątynia w oczach ulega rujnacji.
Fot. Janusz Romaniuk W.J.K. Od wielu lat parafia jest atakowa
na przez kilku nacjonalistycznych działaczy, którzy chcą zabrać nam część terenu przyko
ścielnego. Pomysł ten regularnie co pewien czas odżywa, obecnie znów został wysunięty.
W imię absurdalnego pomysłu zrobienia dro
gi dojazdowej do miejsca rekonstrukcji cer
kwi św. Michała, mającej należeć do Ukra
ińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarcha
tu, inicjatorzy tej inwestycji chcą nam znisz
czyć ogrodzenie, które zbudowaliśmy z wiel
kim trudem na początku lat 90-tych. Droga ta, jeżeli zostanie wytyczona, podzieli nasze podwórko na dwie części. Oddzieli kościół od wznoszonej przez nas plebanii. W wyni
ku jej przeprowadzenia przestaniemy być go
spodarzami na własnym terenie - będzie po nim jeździł kto tylko będzie chciał. Wytycze
nie drogi może być też wstępem do zabrania nam kolejnego kawałka terenu.
M.A.K. Nie jest to jedyny księdza pro
blem. »>
itr. !O Aial^ec-Kuriecień 2009 t. U/ołanie y U/ołynia nt 2(87) M.A.K. Jak na tę sprawę zareagowa
ła Kuria Diecezjalna, powinna księdzu po
móc?
W.J.K. Nasz Pasterz, czyli ordynariusz diecezji łuckiej obrządku łacińskiego, bp Marian Trofimiak rozmawiał z prawosław
nym arcybiskupem rówieńskim i ostrogskim, Jewsewijem chcąc go przekonać, by podle
gła mu parafia w Ostrogu zrezygnowała z za
kusów podzielenia naszego podwórka - abp Jewsewij utrzymuje dobre stosunki z Kościo
łem rzymskokatolickim, jednakże jego me
diacja niewiele dała. Ksiądz Jurij Łukaszuk wspomagany przez doradców w sposób jaw
ny i niejawny nadal dąży do konfrontacji. Po
piera go część radnych z Ostroga. Sprawa znajduje się we władzach miejskich, w piątek 13 marca b.r. odbyła się w Radzie Miejskiej w Ostrogu narada mająca na celu zorganizo
wanie wjazdu przez teren kościoła Wniebo
wzięcia Najświętszej Maryi Panny do placu, gdzie planuje się przeprowadzenie budowy (odtworzenia) cerkwi św. Mikołaja. Nie by
łem na tej „naradzie”, gdyż ks. biskup powie
dział mi, abym nie brał udziału w tym spotka
niu i nie godził się na urządzenie wjazdu. W środę - 25 marca 2009 r., otrzymałem pocz
tą list z rady miejskiej, podpisany przez mera p. Tarasa Pustowita, zawiadamiający mnie o odbytej naradzie i zawierający prośbę komi
tetu wykonawczego ostrogskiej Rady Miej
skiej bym zawiadomił oraz wyznaczył czas spotkania z moim udziałem. W czwartek, 26 marca 2009 r., odbyłem długą rozmowę te
lefoniczną z merem, p. Tarasem Pustowitem, w trakcie której przedstawiłem nasze stano
wisko - powiedziałem, że nasza parafia nie zgadza się na zorganizowanie wjazdu przez teren kościelny. Oświadczyłem też, iż w na
radzie nt. zorganizowania wjazdu, ks. biskup polecił mi nie brać udziału. Mer prosił, by ktoś jednak z naszej strony omówił z nimi te sprawy, na co odparłem, że uczyni to prawnik kurii diecezjalnej w Łucku lub sam Ksiądz
M.A.K. Parafianie księdza są zapew
ne całą sprawą bardzo oburzeni. Ma ona przecież ewidentnie nacjonalistyczny pod
tekst.
W.J.K. Oczywiście! Wszyscy się pyta
ją, dlaczego. W Ostrogu jest szczególny kli
mat pozytywnego spotkania się Wschodu i Zachodu - to swego rodzaju genius loci tego miejsca. Prawosławny książę błażenny (święty) Fedor ufundował katolikom świą
tynię w Ostrogu. Arcyprawosławny Książe Konstanty Wasyl Ostrogski (nb. kanonizo
wany przez UKP KP) sprowadził do Ostroga katolickiego księdza z Krakowa. Komu zale
ży na psuciu tej szczególnej atmosfery, jaka ukształtowała się przez poprzednie wieki?
Komu zależy na rozpalaniu konfliktów reli
gijnych i narodowych? Dlaczego po wielu la
tach prześladowania i poniżania, ale i po kil
kunastu latach względnego spokoju, garstka katolików ostrogskich, której przewodzę, nie może spokojnie patrzeć w przyszłość?
M.A.K. Jak ksiądz widzi finał tego konfliktu?
W.J.K. Trudno cokolwiek prorokować.
Wszystko może się zdarzyć. Dlatego też bar
dzo serdecznie proszę o modlitwę w naszej intencji, o wytrwanie w tych różnych do
świadczeniach.
M.A.K. Serdecznie dziękuję księdzu za rozmowę.
rozmawiał Marek A. Koprowski
Wywiad jest dostępny na portalu:
http://www.kresy.pl/zycie-duchowe7zo bacz/kto-chce-konfliktu-w-ostrogu-
U/ołanie j WołyniG nt 2 (87) Aieccytc-Kuslecleń 2009 t. ifc. II
W\zmjŁ
w Chrystusa
SPRAWNOŚCI
Ze wszystkich westernów, jakie wi
działem, archiwalny film „W samo połu
dnie” uważam za najlepszy. Wiele się na to złożyło: świetna, oszczędna w środkach reżyseria, bezbłędna gra Gary Coopera, ale przede wszystkim sama fabuła. Pomi
jając zagadnienie centralne tego filmu: sa
motność człowieka, bardzo głęboko zo
stała ujęta postać bohatera filmu - szery
fa. W pierwszej chwili ucieka. Nie chce spotkania z bandytą, którego kiedyś ujął, a którego teraz z niezrozumiałych powo
dów zwolniono: nie chce z nim walczyć.
Ma młodą, śliczną żonę, ma spokojnie i dostatnio zapowiadającą się przyszłość.
Woli uniknąć ryzyka śmierci. Ale osta
tecznie zatrzymuje się i wraca. Nie dlate
go, żeby uniósł się ambicją, nie ma w tej decyzji nic z brawury, jest na zimno zro
bione obliczenie, które formułuje przy tłu
maczeniu tego pociągnięcia swojej żonie:
,Jeżeli teraz uciekniemy, będziemy musie- li uciekać przez całe życie". I trzeba mu w całej rozciągłości przyznać rację. Bandy
ta, który przysiągł zemstę, będzie go szu-
Roztropność przedstawiona na grobie Papieża Klemensa II w katedrze
w Bambergu
KARDYNALNE
Męstwo
kał, aż go znajdzie - na pewno w warun
kach bardziej niekorzystnych dla szeryfa aniżeli obecnie. Żona nie przyjmuje tego tłumaczenia, bo nie chce tak daleko pa
trzeć. Ale rację ma na pewno on. Oczywi
ście nie ma zamiaru stawać do walki sam.
Wie, że bandyta ma trzech pomocników.
Dokłada wszelkich starań, aby zmobilizo
wać grupę ludzi do pomocy. Gdy pomimo wszystko to mu się nie udaje, decyduje się na walkę jeden przeciwko czterem. Osta
tecznie zwycięża, ale nawet gdyby zginął, musielibyśmy stwierdzić, że postąpił tak, jak powinien.
Powiesz może: to był człowiek z praw
dziwego zdarzenia. Inaczej mówiąc - to był człowiek z charakterem. Dobry cha
rakter można zdefiniować jako harmonij
ny zespół sprawności moralnych. Może
my je wszystkie sprowadzić do czterech podstawowych. Są to: roztropność, spra
wiedliwość, umiarkowanie i męstwo.
Te ostatnie cztery sprawności zwie
my w etyce chrześcijańskiej kardynalny
mi. Są one jednakowo potrzebne: nie tyl
ko trzeba wiedzieć, co należy robić (roz
tropność), ale również trzeba mieć odwa
gę, aby to zrobić (męstwo). Potrzebne też
itz. !2 Alaz-jec-Kuflecleń. 2009 t. U/ołcnie j U/oiynia nt 2 (8l)
Sprawiedliwość przedstawiona na grobie Papieża Klemensa II
w katedrze w Bambergu
jest wyczucie sprawiedliwości, aby niko
go nie skrzywdzić, a oddać każdemu, co mu się należy. Wreszcie konieczne jest umiarkowanie, aby nie „wyjść z siebie”
albo niepotrzebnie nie marnować energii.
Charakter to harmonijny zespół sprawno
ści, dlatego że nie może być przerostów jednej sprawności kosztem innych. Muszą
być bardzo „wyważone”.
Spróbuję dać przykład procesu two
rzenia się decyzji z udziałem tych cnót.
Zauważyłeś plakat nowego filmu. Czy
tasz: tytuł, reżyser, aktorzy... Przypomi
nasz sobie parę recenzji chwalących do
skonałą reżyserię i głęboką problematy
kę (to działanie intelektu). Równocześnie - w miarę jak przypominasz sobie zalety filmu - rośnie twój podziw i uznanie dla jego doskonałości (uczucie). Ten zachwyt zmusza intelekt, aby myślał o ustosunko
waniu się osobistym do tego filmu. Od za
interesowania filmem Jako takim” prze
chodzisz do filmu jako przedmiotu inte
resującego ciebie bezpośrednio. Myślisz, że film ten ukazuje wiele prawd, które po
winieneś poznać. Z kolei znowu wkracza wola ciesząca się dobrem, które wniesie
ten film w twoje życie. Ta ocena woli żąda od rozumu, aby dał propozycję, jak osią
gnąć upragniony film. Przypuśćmy, że ro
zum przeglądając dzień oświadcza, iż cały jest wypełniony obowiązkami; stwierdza również, że brak pieniędzy na opłacenie biletu - ale że można opuścić lekcję an
gielskiego albo podarować sobie odrabia
nie zadań na dzień następny, mamie moż
na powiedzieć, że trzeba kupić nowy ze
szyt, albo wyszukać w domu stare flaszki i sprzedać, można pożyczyć pieniądze od kolegi albo wyciągnąć mamie z torebki, wreszcie - odłożyć film na dzień następ
ny. Te wszystkie i wiele innych możliwo
ści proponuje rozum, a wola ma wybrać i my chcemy, żeby wybierała uczciwie, (cdn.)
Zrs. Mieczysław Maliński
Umiarkowanie
OOOO<XXXXxX>OOOOO
Wołanie j Wołynia nt 2 (87j Ataz^ec-Kwiecień 2009 z. itz. !3
Kapłani diecezji łuckiej
TESTAMENT KS. ZYGMUNTA CHMIELNICKIEGO (1891-1944), KAPŁANA DIECEZJI ŁUCKIEJ
Do grona najwybitniejszych duchow
nych diecezji łuckiej niewątpliwie za
liczyć trzeba ks. Zygmunta Chmielnic
kiego. Poświęcono mu już wiele miej
sca w publikacjach. Ukazała się dru
kiem samodzielna pozycja traktująca o jego życiu i działalności [1] oraz kilka biogramów w publikacjach zbiorowych [2]. Jednak żaden z jego biografów nie wspomniał ani jednym słowem o cięż
kiej chorobie ks. Chmielnickiego w cza
sie pierwszej okupacji sowieckiej, która mogła skończyć się nawet jego śmiercią.
Ksiądz Chmielnicki urodził się na Wo
łyniu, w Nieświeżu, miasteczku położo
nym w niewielkiej odległości od Łuc
ka. Ze względu na to, że bardzo wcze
śnie stracił ojca (Leona), wychowywa
ła go matka (Adela), która utrzymywała się z prowadzenia gospodarstwa domo
wego księży (jednym ze znanych był ks.
Stanisław Żukowski, proboszcz parafii w Nieświeżu w latach 1892-1907). Uczył się w Łucku i Kijowie (prawo w Uniwersy
tecie św. Włodzimierza). Do seminarium duchownego wstąpił w 1914 r., a święce
nia kapłańskie otrzymał w 1918 r. Począt
kowo był administratorem w Horoszkach, filii parafii Toporzyszcze w dekanacie owruckim. W 1921 r. został administra
torem w Uszomierzu. Pełnił także funk
cję dziekana dekanatu owruckiego. Ko
lejną placówką jego pracy duszpasterskiej
była parafia pw. św. Barbary w Berdyczo
wie. W latach dwudziestych był trzykrot
nie aresztowany przez GPU (1923, 1924, 1926). Po trzecim aresztowaniu otrzymał wyrok trzyletniego pozbawienia wolności.
W styczniu 1928 r. został odesłany do Pol
ski, w ramach wymiany więźniów między RP i ZSRS.
Po przybyciu ze Związku Sowieckie
go do Polski zamieszkał ze swoją matką w Łucku. Od samego początku były mu powierzane ważne funkcje w diecezji łuc
kiej. W 1928 roku został ojcem duchów-
itr. 14 Alat^ec-Kuriacień 2009 t. U/ołanie j Wołynia nr 2 (87) nym w łuckim seminarium duchownym.
Należał także do grona sędziów synodal
nych (od 1933 roku - prosynodalnych) w Sądzie Biskupim. Od 1933 roku wykładał teologię pasterską w „Instytucie dla na
wróconych i nawracających się duchow
nych prawosławnych” (Institutum pro re- formandis sacerdotibus orthodoxis ad unionem cum Ecclesia accedentibus). Był redaktorem tygodnika „Życie Katolickie”.
Wszystkie wymienione funkcje i stanowi
ska sprawował ks. Chmielnicki do wybu
chu drugiej wojny światowej.
W czasie wojny ks. Chmielnickiemu powierzono inne obowiązki. Po śmierci (11 maja 1940 roku) biskupa pomocnicze
go i wikariusza generalnego Stefana Wal- czykiewicza, ordynariusz łucki, bp Adolf Piotr Szelążek uczynił go swoim wika
riuszem generalnym. W dwa lata później - 12 czerwca 1942 roku - ks. Chmielnicki został koadiutorem proboszcza parafii ka
tedralnej w Łucku, a 13 sierpnia tego roku otrzymał nominację na dziekana dekana
tu łuckiego (po rezygnacji z tej funkcji ks.
Stanisława Woronowicza, proboszcza pa
rafii ołyckiej). Ordynariusz łucki widział w osobie ks. Chmielnickiego najlepszego kandydata do objęcia stanowiska biskupa pomocniczego w Łucku.
Ksiądz Chmielnicki był uhonorowa
ny członkostwem Kapituły Kolegiackiej w Ołyce. Do wybuchu wojny cieszył się godnością kanonika gremialnego (Con- cionator a Festis), natomiast 18 maja 1942 roku bp Szelążek odznaczył go godnością prałata (Scholasticus).
Po zajęciu Wołynia przez Armię Czer
woną, ks. Marian Sokołowski, proboszcz parafii katedralnej w Łucku, namawiał ks.
Chmielnickiego do ewakuowania się z te
renu okupacji sowieckiej, gdyż zachodzi
ła obawa represjonowania go przez oku
panta ze względu na jego przeszłość. Mat
ka ks. Chmielnickiego nie zdecydowała się jednak na opuszczenie Łucka, a on nie chciał wyjechać bez niej. W czasie pierw
szej okupacji sowieckiej - prawdopodob
nie, aby uniknąć aresztowania - nie anga
żował się w żadną działalność, która mo
głaby zwrócić na niego szczególną uwagę NKWD. I rzeczywiście, nie ma żadnych wzmianek o represjonowaniu go przez so
wiecką służbę bezpieczeństwa. W czasie okupacji niemieckiej, z powodu współ
pracy z polskimi organizacjami konspi
racyjnymi, ks. Chmielnicki został aresz
towany 11 sierpnia 1943 roku i osadzo
ny w więzieniu w Równem. Wolność od
zyskał w dniu 12 listopada tego roku. Po
wtórnie Niemcy aresztowali go w stycz
niu 1944 roku. Dnia 28 marca tego roku został przewieziony do obozu koncentra
cyjnego w Gross-Rosen, gdzie w niecały miesiąc później - 16 kwietnia - zmarł w wyniku pobicia przez obozowego kapo.
Prawdopodobnie w początkach stycz
nia 1941 roku ks. Chmielnicki przyje
chał do Kliniki Chirurgicznej we Lwo
wie, by poddać się operacji. Wzmian
ki o jego ciężkiej chorobie można odna
leźć w korespondencji ks. Jana Zagór
skiego z kapłanami diecezji łuckiej. W li
ście z 19 lutego 1941 roku, skierowanym, do ks. Zagórskiego, mieszkającego wów
czas w Dermance w dekanacie koreckim, ks. Stanisław Żukowski napisał: „Chmiel
nicki jeszcze w klinice, ropa dotąd ciek
nie, ale niby to lepiej, podobno wygląda jak szkielet". Kartką pocztową z 27 maja 1941 roku, jeden z księży, przebywają
cych wówczas w Łucku, poinformował ks. Zagórskiego: Chmjielnicki] miewa się trochę lepiej, jednak musi jeszcze dlu-
U/ałan!e j U/ołynla nt 2 (8l) Mat^ac-Kwiacleń 2009 t. itt. !5 gi czas pozostawać pod obserwacją leka
rzy" [3]. Do Łucka ks. Chmielnicki wró
ci! dopiero pod koniec czerwca 1941 roku, o czym poinformował ordynariusz łucki, w liście z 13 czerwca 1941 roku, kancle
rza ks. Jana Szycha (mieszkającego wów
czas u ks. Czesława Domańskiego w Cho- łoniewiczach) - „w tych dniach przyjedzie ks. Zygmunt do Łucka" [4],
Można tylko domniemywać, że w Kli
nice Chirurgicznej we Lwowie usunię
to ks. Chmielnickiemu chorą nerkę. Na wyciągnięcie takiego wniosku pozwała wzmianka znajdująca się w liście ks. Jana Rzymełki CM (z 11 czerwca 1948 roku) skierowanym do kanclerza jednej z kurii diecezjalnych (prawdopodobnie w Płoc
ku) [5]. Ksiądz Rzymełka, który razem z ks. Chmielnickim był przewieziony do Gross-Rosen 28 marca 1944 roku, twier
dził, że towarzysz jego w transporcie do obozu koncentracyjnego miał tylko jed
ną nerkę, a w Gross-Rosen kapo pobił go
„rydlem w ocalałą nerkę", co było bezpo
średnią przyczyną śmierci tego kapłana łuckiego, gdyż „dostał zapalenia jej i sko
nał wśród strasznych bólów" [6],
W czasie pobytu w szpitalu we Lwo
wie, przed poddaniem się operacji chirur
gicznej, ks. Chmielnicki sporządził testa
ment, czy też raczej przygotował pisem
ne polecenie na wypadek swojej śmier
ci. Spisał je ołówkiem, na kilku kartkach niewielkiego formatu. Dokument ten jest obecnie przechowywany w materiałach ks.
Leona Krejczy w Archiwum Abpa Euge
niusza Baziaka w Krakowie. W jaki spo
sób znalazł się on w wymienionym archi
wum? Na kopercie, w której „testament”
został umieszczony, zapisano informację:
„Znalezione w papierach po śp. [ks.] dr.
Franciszku Koniecznym. We Lwowie, dn.
19.5. 1944. X. Teofil Długosz". Ksiądz Ko
nieczny,' wykładowca teologii fundamen
talnej i historii religii we lwowskim se
minarium duchownym [7], zmarł 14 maja 1944 roku we Lwowie i został pochowa
ny na tamtejszym cmentarzu janowskim [8], Ksiądz Teofil Długosz, wykładow
ca historii Kościoła w tamtejszym semi
narium duchownym [9], prawdopodobnie porządkował jego spuściznę. Znalezio
ny tam dokument, autorstwa ks. Chmiel
nickiego, po wojnie przekazał ks. Leono
wi Krejczy, który kolekcjonował wszelkie materiały dotyczące duchowieństwa die
cezji łuckiej [10].
W czasie pierwszej okupacji sowiec
kiej (1939-1941) duchowni, by nie pła
cić wygórowanych podatków osobi
stych, podejmowali pracę zarobkową. Po
dobnie uczynił ks. Franciszek Koniecz
ny, który pracował jako portier w lwow
skiej Klinice Chirurgicznej [11]. W tej właśnie klinice był operowany w 1941 roku ks. Chmielnicki. Księża wykorzy
stywali swoją pracę zarobkową do skry
tego udzielania posług religijnych. Z pew
nością ks. Konieczny wyspowiadał także ks. Chmielnickiego przed operacją chirur
giczną, a chory przekazał mu swoją ostat
nią wolę spisaną 25 stycznia 1941 roku.
Stąd obecność tego dokumentu w „papie
rach” po ks. Koniecznym.
Treści testamentu ks. Chmielnickie
go nie stanowią rozporządzenia dotyczą
ce majątku, lecz wskazówki odnoszące się do pogrzebu oraz wzmianki o osobach, które były mu najbliższe. Swojej mat
ce, która prawdopodobnie obawiała się o bezpieczeństwo syna ze względu na re
presje, jakie mogłyby go spotkać ze strony władz sowieckich z uwagi na jego prze
szłość, polecił powtórzyć słowa: „Mamu
itt. !6 Alafjac-KufiecLeń 2009 t. U/ołanle y U/yłynia nt 2 siu, teraz mi nikt nic nie zrobi”. Po mat
ce wspomniał swojego zwierzchnika, bpa Adolfa Piotra Szelążka, „oświadczając się do ostatniej chwili wiernym synem i słu
gą Kościoła”. Kolejnymi osobami wspo
mnianymi w „testamencie” są dwaj pra
łaci Kapituły Katedralnej w Łucku: ks.
Stanisław Żukowski i ks. Leopold Szu- man. Pierwszy z nich był osobą bliską ks.
Chmielnickiemu od najmłodszych lat ży
cia, a drugi był ojcem duchownym w se
minarium żytomierskim w czasie, kiedy ks. Chmielnicki przygotowywał się tam do kapłaństwa.
Jednym z najważniejszych przeka
zów, które ks. Chmielnicki zawarł w swo
im „testamencie”, jest dzień jego urodzin - 9 listopada. Dzięki temu można skory
gować błędne ustalenia powtarzane we wszystkich dotychczasowych publika
cjach, że urodził się on 11 listopada. In
formację ks. Chmielnickiego należy przy
jąć jako pewną, gdyż nie mógł on mylić się co do daty swoich urodzin.
W publikowanym dokumencie zapisa
ne są rozporządzenia ks. Chmielnickiego odnoszące się do jego pogrzebu i miejsca pochówku w razie śmierci w 1941 roku.
Tymczasem los sprawił, że zmarł on nie we Lwowie w 1941 r., ale w trzy lata póź
niej - 16 kwietnia 1944 roku, w obozie koncentracyjnym w Gross-Rosen, w wy
niku pobicia przez obozowego kapo. Nie ma także własnego grobu, gdyż jego ciało zostało spalone w piecu krematoryjnym.
Maria Dembowska
Testament X. Zygmunta Chmielnickiego z diec[ezji] łuckiej
Na wypadek mojej śmierci proszę:
1. We Lwowie zawiadomić ks. Józefa Mirka [12], pł. Trybunalski 2 [13].
2. Zatelegrafować do Łucka pod ad
resem:
JlyąK KafedpajibHbiii nami 6, EnucKony ITIeaeuoiceKy [14],
3. Pieniądze na pogrzeb są w mojej walizce w portfelu (kluczyk od walizki w portmonetce, walizka w szafie).
4. Pochować proszę we Lwowie, w miejscu dla ubogich.
5. Trumnę dać prostą białą lub czar
ną sosnową.
6. Ubrać w sutannę (rzeczy moje scho
wała p. Terlecka) i jeżeli można w komżę i stułę fioł et ową, narażać na stratę ornatu w obecnych czasach nie chcę.
7. Grobu proszę nie murować, lecz złożyć trumnę wprost do ziemi.
8. Na mogile postawić krzyż drewnia
ny z napisem: ś.p. ks. Zygmunt Chmielnic
ki, kapłan diecezji łuckiej, ur. 9 XI 1891, zm. ... 1941, w 23 roku kapłaństwa. Po
kój jego duszy.
9. Matce mojej proszę powtórzyć te słowa: Mamusiu, teraz mi nikt nic nie zro
bi.
10. Wszystkich życzliwych proszę o modlitwę za moją duszę i dziękuję za do
bro, jakiego od Nich doznałem. Ze czcią całuję ręce mojego Arcypasterza, oświad
czając się do ostatniej chwili wiernym sy
nem i sługą Kościoła.
11. Szczególnie mi drogi Ks. Prałat Żu
kowski wie sam, co bym Mu w tej chwi
U/ołanIe y Wołynia ni 2 (87) Ałnl^ec-Kuriaciań 2009 1.
m. n
li chciał powiedzieć. Całuję ręce Ks. Pra- ł[ata] Szumana.
12. Proszę wszystkich o darowanie mi win i zgorszeń.
Boże, bądź mi miłościwi Ks. Z. Chmielnicki 25 11941.
Przypisy:
[1] P. Weiser, „Ksiądz Zygmunt Chmielnicki 1891-1944", Lublin 2002.
[2] W. Jacewicz, J. Woś, „Martyro
logium polskiego duchowieństwa rzym
skokatolickiego pod okupacją hitlerow
ską w latach 1939-1945", z. 4, Warszawa 1978, s. 254; T. Madała, „Polscy księża katoliccy w więzieniach i lagrach sowiec
kich od 1918 r", Lublin 1996, s. 33-34; R.
Dzwonkowski, ,fosy duchowieństwa ka
tolickiego w ZSRR 1917-1939. Martyro
logium”, Lublin 1998, s. 190; A. Peretiat- kowicz, „Księża ofiary zbrodni wojennych lat 1939-1945 na terenie diecezji łuckiej obrządku łacińskiego, [w:] „Lista strat wśród duchowieństwa metropolii lwow
skiej obrządku łacińskiego w latach 1939- 1945", red. J. Krętosz, M. Pawłowiczowa, Opole 2005, s. 45-46; „Słownik biogra
ficzny duchowieństwa metropolii lwow
skiej obrządku łacińskiego ofiar II wojny światowej 1939-1945", red. J. Krętosz, M.
Pawłowiczowa, s. 40-41 - biogram autor
stwa M. Dębowskiej i L. Popka.
[3] Archiwum Diecezji Łuckiej [da
lej cyt.: ADŁ; depozyt w Instytucie Ar
chiwów, Bibliotek i Muzeów Kościelnych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II - dalej cyt.: IABMK], Ma
teriały ks. Jana Zagórskiego.
[4] ADŁ, Materiały ks. J. Szycha.
[5] Archiwum Abpa Eugeniusza Ba
ziaka w Krakowie, Materiały ks. L. Krej- czy, t. Ks. Z. Chmielnicki, List ks. Jana Rzymełki CM do „Kanclerza” (prawdo
podobnie kanclerza Kurii Diecezjalnej w Płocku) 11 VI 1948 r.
[6] Tamże.
[7] W. Urban, „Archidiecezja lwow
ska", [w:] ,(Życie religijne w Polsce pod okupacją 1939-1945. Metropolie wileń
ska i lwowska. Zakony”, red. Z. Zieliński, Katowice 1992, s. 103 - „Teologię funda
mentalną po ks. Szczepanie Szydelskim przejął ks. Franciszek Konieczny. On też nauczał historii religii".
[8] J. Wólczański, „Wydział Teolo
giczny Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie 1918-1939”, Kraków 2002, s.
340-341. przyp. 783.
[9] W. Urban, „Archidiecezja lwow
ska", s. 103 - „Historią Kościoła po ks.
Józefie Umińskim zajął się ks. Teofil Dłu
gosz”.
[10] Ks. T. Długosz po wojnie praco
wał na terenie Polski. Zmarł 22 lipca 1971 r. w Krakowie, J. Wołczański, „Wydział Teologiczny Uniwersytetu Jana Kazimie
rza we Lwowie", s. 349-350, przyp. 833.
Ks. Leon Krejcza był wówczas pracowni
kiem Kurii Metropolitalnej w Krakowie.
[11] J. Wołczański, Wydział Teolo
giczny Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, s. 340-341. przyp. 783. „Ks. Jó
zef Kamieniecki (CR) zatrudniony w kli
nice jako laborant, pobierając chorym krew równocześnie spowiadał; podob
nie byli na zawołanie ks. Rudolf Opacki i ks. Franciszek Konieczny, którzy praco
wali jako portierzy. Siostry pracowały w klinice w świeckim stroju, ponieważ w ha
bitach było zakazane chodzić”', W. Urban,
„Archidiecezja lwowska”, s. 140. „Skrycie
itt. !8 Ahzc^ec-Kuriecleń 2009 t. U/o/anie j Wołynia nt 2 (87) obsługiwał chorych w szpitalach i klini
kach, przynosząc Najśw. Sakrament z na
rażeniem się na wielkie nieprzyjemności", Sz. Szydelski, „Straty teologicznej na
uki polskiej podczas wojny. Wydział Teo
logiczny Uniwersytetu Jana Kazimierza", [w:] „Ateneum Kapłańskie”, 39 (1947) t.
47, s. 470.
[12] Chodzi o ks. Stanisława (nie: Jó
zefa) Mirka, jezuitę. Urodził się 4 XI 1892 r. w Sidzinie k. Myślenic. Ukończył semi
narium duchowne w Krakowie. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1916 r. W latach 1919-1923 studiował w Uniwersytecie Ja
giellońskim. Do zakonu jezuitów wstąpił 28 VIII 1924 r. Uczył religii i języka ła
cińskiego w Wilnie, był operariuszem w Kołomyi i Lwowie. We Lwowie przeby
wał do końca drugiej wojny światowej.
Od 1946 r. pracował we Wrocławiu, gdzie był kolejno duszpasterzem akademickim, administratorem parafii i spowiednikiem sióstr zakonnych. W latach 1950-1951 był więziony. Od 1970 r. pracował w Czecho
wicach, a od 1973 r. - w Starej Wsi, gdzie zmarł 11 VI 1978 r., „Encyklopedia wie
dzy o jezuitach na ziemiach Polski i Litwy 1564-1995", oprać. L. Grzebień, Kraków 1996, s. 427.
[13] Przy ul. Trybunalskiej 2 we Lwo
wie, przy kościele świętych Piotra i Paw
ła znajdowała się rezydencja jezuitów. W czasie drugiej wojny światowej przeby
wało tam od 13 do 21 jezuitów. W ostat
nich miesiącach 1945 r. jezuici zaczęli opuszczać Lwów. Rezydencja została zli
kwidowana 4 VI 1946 r., „Encyklopedia wiedzy o jezuitach", s. 380-381.
[14] „Wpołowie maja r. 1940-go wła
dze bolszewickie nakazały duchowieństwu opuścić gmach kapitulny przy kościele [budynek przy ul. Katedralnej 3 - M.D.]
i zamieszkać wraz z biskupem Ordynariu
szem w charakterze lokatorów w kilku po
kojach budynku należącego do Magistra
tu, w którym za rządów polskich mieściła się Akcja Katolicka", IABMK, Mf4710, s.
99. Łucka Kuria Diecezjalna wydzierża
wiła przed wojną budynek przy Placu Ka
tedralnym 6 od Magistratu miasta Lucka na potrzeby Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej. Oprócz bpa Szelążka przy PI.
Katedralnym 6 zamieszkali księża: Wła
dysław Bukowiński, Zygmunt Chmielnic
ki, Florentyn Czyżewski, Karol Gałęzow- ski, Gustaw Jełowicki i Leopold Szuman, ADŁ, Księga kasowa domu N 6 przy Pla
cu Katedralnym w Łucku, s. 2, 4.
<xxxxxxxxxxxx>ooo
U/ałanie j łA/otynie m 2 (87j Alat^ec-Kurłecłeń 2009 z. itz. !9
Odeszli
ŚP. JERZY SAS JAWORSKI (1920-2008)
Dnia 3 stycznia 2009 r. Biskup Po lowy Wojska Polskiego gen. dyw. prof.
dr hab. Tadeusz Płoski przewodniczył Mszy św. pogrzebowej sprawowanej w Katedrze Polowej WP w intencji śp.
Jerzego Sasa Jaworskiego - żołnierza kampanii polskiej, Armii Krajowej, 1 Armii Wojska Polskiego, pasjonata jaz
dy konnej.
Wkoncelebrze wzięli udział ks. ppłk Zbigniew Sawicki oraz ks. prał, ppłk Marek Kwieciński. Na Mszę św. przy
było tak wielu wiernych, że wypełnili całą przestrzeń świątyni.
W kazaniu Ordynariusz Wojskowy rozwinąłtreść słów zprefacji ze Mszy św. za zmarłych: „Życie Twoich wier
nych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy". Powiedział m.in.:
- ,,«Życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy». Wszyst
ko, co nas otacza podlega nieustannym zmianom, przemienia się. Nie ma żywej komórki, która by nie obumierała, aby dać miejsce nowemu życiu. Taki jest nasz świat. Taki jest również człowiek.
Jego życie zmienia się, ale trwa wiecz
nie. Na szczęście każdy z nas ma pewien wpływ na to, jakie będzie to przyszłe ży
cie. Wielu z nas, w swym ziemskim życiu wierzy Chrystusowi. Żyje w Nim i z Nim.
Człowiek wierny Jezusowi żyje pełnią życia również po swej śmierci. Poza jej progiem, nie przestoje być takim, ja
kim był tu na ziemi. Jeśli jesteśmy blisko
Chrystusa, świadczymy o Nim, pomaga
my Mu zaistnieć w innych, wówczas mo
żemy liczyć na Jego wzajemność w mi lości, również po śmierci. Jeżeli swoje zdolności wykorzystujemy, by inni mo
gli być bliżej Chrystusa, On sam okaże nam swą wdzięczność. Myślę, że nieje
den zmarły, gdyby mógł do nas przemó
wić, powiedziałby, że warto żyć z Chry
stusem, Jemu służyć, kochać Go całym sercem. Bowiem nagroda za wierność jest nieoceniona".
Biskup Polowy przedstawił curricu lumvitaezmarłego:
25 grudnia 2008 roku odszedł do Pana Jerzy Sas Jaworski - długolet
ni Dyrektor i Hodowca w Państwowej StadninieKoni wKozienicach. Urodził się 5 stycznia 1920 roku we Włodzi mierzu Wołyńskim w rodzinie oficer skiej. W 1938 roku pozdaniu matury w Zamościu wstąpił do Szkoły Podchorą żych Kawalerii wGrudziądzu.
W Kampanii Wrześniowej 1939 roku wskładzie 2 Pułku Kawalerii Uła nów Podkarpackich pod dowództwem płk. Wł. Płonki (Armia Łódź) walczył nad Bzurą i w obronieWarszawy docie rającnad San.
Dostał się także do niewoli sowiec kiej.Tylko cudem uniknął losu wieluty sięcy polskich żołnierzy i oficerów po mordowanych w Związku Radzieckim.
OkupacjęhitlerowskąprzeżyłnaZa mojszczyźnie w okolicy Szczebrzeszy
itz. 20 Alaz^ec -Kwiecień 2009 z. Wołanie j WołyniG nz 2 (8l) na. Będąc żołnierzem Annii Krajowej
brał udział w konspiracji.
W 1944 roku wstąpił do I Armii Woj
ska Polskiego. Jako dowódca zwiadu konnego 7 Pułku brał udział w walkach o Wał Pomorski, uczestniczył w zdoby
ciu Kołobrzegu i Berlina. Kilkakrotnie był ciężko ranny. Za zasługi wojenne został odznaczony Krzyżem Virtuti Mi- litari.
W 1947 roku po formalnym rozwią
zaniu Kawalerii rozpoczął pracę w woj
skowych jednostkach hodowlanych.
Następnie w Państwowej Stadninie Koni Moszna, a od 1951 roku w Pań
stwowej Stadninie Koni w Kozienicach, gdzie od 1954 roku piastował funkcję Dyrektora i hodowcy nieprzerwanie do 1991 roku. Jako hodowca koni peł
nej krwi angielskiej miał w swojej ka
rierze hodowcy 5-ciu zwycięzców Der- by, w tym 3-trójkoronowane ogiery (So- lali, Czerkies, Skunks), które trafiły do polskiej hodowli.
Obok Hodowli koni wyścigowych duży nacisk kładł także Dyrektor Sas Jaworski na hodowle krów i ryb. Dzięki Jego fachowości specjalnością Kozie
nic były konie sportowe, które w Polsce sięgały po najwyższe laury, a za granicą walczyły na równi z innymi odnosząc wiele bardzo znaczących sukcesów. Za sprawą Jana Kowalczyka (Blekot), Wie
sława Dziadczyka (Via Vitae) i wielu in
nych znanych polskich jeźdźców, w tym syna Bohdana Sas Jaworskiego (Bre- men) kozienickie folbluty znane były na całym świecie. Klub Jeździecki przy Stadninie był i nadal jest przez wiele lat w czołówce Polski.
Dyrektor Jerzy Sas Jaworski sam był bardzo dobrym jeźdźcem (v-ce Mistrz Polski z 1953 roku), był też jednym z pierwszych, którzy po II Wojnie Świa
towej wskrzeszali działalność Polskie
go Związku Jeździeckiego. Później był jego czynnym działaczem do Olimpiady w Moskwie w 1980 roku. Często wystę
pował jako szef ekipy polskich skocz
ków w Pucharach Narodów na wielu hi
podromach Europy. Był również sędzią klasy międzynarodowej w skokach i ujeżdżeniu. Znany jest również jako or
ganizator wielu zawodów jeździeckich.
W roku 2000 został odznaczony przez Prezydenta RP Aleksandra Kwa
śniewskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Po przejściu na emeryturę działał w Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Pol
skiej. Został Patronem Stowarzyszenia Kawaleryjskiego kontynuującego trady
cje 22 Pułku Ułanów Podkarpackich.
Jako nieprzeciętny człowiek pozo
stanie w pamięci środowiska hodowla
nego i jeździeckiego w Polsce i za gra
nicą.
ks. płk Zbigniew Kępa kepa@ordynariat.pl Artykuł zaczerpnięto z portalu:
http://www.ordynariat.wp.mil.pl/
pl/152_5604.html 2009-01-03
Wołanie j Wołyniam 2 (8l) Aiatyec-Kuriecień 2009 t. itt. 2!
U nas na Wołyniu
GDZIE JESTEŚ ZIEMIO OJCZYSTA?
Mirosław Łukomski urodził się 27 grudnia 1927 roku we wsi Kamionka w rej. izjasławskim, obw. chmielnicki, wykształcenie podstawowe, pracował w fabryce jako frezer. Jego ojciec został aresztowany w 1937 roku jako wróg na
rodu i rozstrzelany, zaś cała rodzina w czerwcu 1939 roku przesiedlona do Ka
zachstanu. Mieszkał w Równem, gdzie bardzo zaangażował się w reaktywowa
nie polskiego kościoła [1].
Dzisiaj, jak zawsze, jest niedzielne na
bożeństwo, nie wiem, co bym robił, jeśli
bym nie mógł chodzić do kościoła.
Nabożeństwo już się skończyło...
Wiem, że za chwilę wyjdzie z kościoła Witałik, zatrzyma się ze swoimi kolegami i razem pójdziemy na rodzinny obiad. Na obiad przyjdą moje dzieci i wszyscy wnu
kowie, którzy są moją radością. Dziękuję Bogu za to, że są oni wychowani w kato
lickiej wierze, że w ich żyłach płynie pol
ska krew. Dziękuję Bogu, że w naszym kościele, w którym modliła się moja bab
cia i mama, modlimy się po polsku. Ach ty moja polskość, polskość.
Jest późna jesień 1943 roku. Liście opadły, bioto po kolana, pełno ludzi, każ
dy żyje swoimi sprawami, chcę żyć.
Przyszedłem na wiec dlatego, że nas, Lukomskich, w Czelabińsku było 4 dzie
ci, babcia, mama, których było trzeba wy
żywić. Ja już pracowałem, chociaż mia
łem 15 lat. Moja płaca w zakładzie wyno
siła 700 gramów chleba i obiad w stołów
ce. Na talerzu krupniku krupa ganiała kru
pę. Latem gotowaliśmy zupę kapusty i le
biody. Za płotem był zakład spirytusowy, którego odpadki mieszaliśmy z pokrzywą i szałwią, i to spożywaliśmy.
A teraz idę po bazarze z rupieciami i nagle słyszę polską mowę. Mężczyzna i kobieta, było w nich coś takiego, właści
wego tylko dla nich i natychmiast poczu
łem, jak mnie tęsknota uderzyła w serce, a
Mirosław Łukomski
ja, dzieciak, dołączyłem się do nich, do
kąd oni tam i ja. Oni naprzód, a z nimi pol
skość. I tak chodziliśmy po bazarze, czu- jąc że coś mnie prowadzi. Nie zdecydo
wałem się do nich podejść, bo nie jestem godzien rozmawiać z nimi moją wiejską polszczyzną.
Na pewno tylko łzy mogły o czymś powiedzieć. Ale tak ogólnie, to było daw
no temu.
Urodziłem się 27. grudnia 1927 r. we wsi Kamionka, rejon izjasławski, obwód chmielnicki na Ukrainie. Granica między ZSRR a Polską przechodziła przez rzekę Wilię. Kiedy chciałem popatrzeć na Pol
skę, to wiele razy myślałem i rozglądałem się, żeby nikt mnie nie zobaczył.
Jesienią, kiedy kołchoźnicy kosili sia
no, to na brzegu rzeki stali żołnierze i pil
nowali, żeby nikt nie rozmawiał z krew
nymi, którzy mieszkali na drugim brze
itt. 22 Mat^ac-Kurlecleń 2009 t. U/crłante j U/ołynia nt 2(87) gu. Granica żywcem dzieliła wiele rodzin
polskich.
We wrześniu 1937 roku aresztowa
li mojego ojca. W tym czasie byłem w szkole. Kiedy w szkole powiedzieli mi, że wiozą mojego ojca, błyskawicznie popa
trzyłem z okna, ale zobaczyłem tylko wóz z moim ojcem, który schował się za drze
wami.
O ojcu nic nie było wiadomo, tylko mama chodziła do Jampola i jakoś dowie
działa się, że on bardzo przeżywa rozsta
nie z nami i jak będziemy żyć bez nasze
go żywiciela, teraz już siwy i stary pytam siebie, za co aresztowali ojca... On był niepiśmienny i bardzo kochał Kamionkę, uważał ją za najlepsze miejsce na świecie.
Jego świat to był Bóg, nasza mama, dzieci i ta polskość, która była w nas. Jak wczo
raj pamiętam ostatni dzień sierpnia przed rozpoczęciem roku szkolnego. Ojciec podszedł do mnie, posadził na kolana, po
patrzył na mnie smutno, pogłaskał po gło
wie i powiedział „w/esz synku, ja w ogó
le nie jestem człowiekiem uczonym, niech Bóg ci pomoże wykształcić się i żebyś był człowiekiem”. I pobłogosławił mnie, radu
jąc się, że ja idę właśnie do polskiej szko
ły. Ale nie radowaliśmy się długo. Już w drugiej ćwiartce przewracaliśmy na stro
nicę elementarza i zamiast „mamusia”
czytaliśmy „maty”.
Dlaczego od razu nie wyjechaliśmy z Kamionki, kiedy mama została sama? Po pierwsze, powinienem skończyć szkołę.
Po drugie, przeżyć dzieciom „wroga na
rodu” w ten czas bez pomocy kogokol
wiek i wsparcia było niemożliwe. A z osa
dy Konstatinowka zapraszały nas siostry ojca, pisały, że pud ziarna można kupić za 3 ruble.
Mama nie spieszyła się, ale wtedy przyszła z kołchozowego zebrania we łzach i powiedziała: ,^nów w prezydium wytykali, że jestem Polką i żoną «wro- ga narodu»”. Potem zmęczona usiadła za stołem i popatrzyła w okno tak jakby chciała coś znaleźć, i kiedy tego nie zoba
czyła, zwróciła się do mnie z uśmiechem i kontynuowała: „dziwne jest to życie, kie
rownik strażnicy nie boi się mówić sło
wa, za które grozi śmierć, a ci którzy są w prezydium - małe pionki - uważają za konieczne nas poniżyć i nazywać ostatni
mi ludźmi”.
A kiedy ja zapytałem: „mama, a co po
wiedział kierownik strażnicy Borodin?”
Ona odpowiedziała: „on powiedział, że nikt nie może wiedzieć kto jest uczciwszy, ci którzy są aresztowani lub wy...”.
W połowie czerwca 1939 roku wy
jechaliśmy z Kamionki do Kazachstanu.
Sprzedaliśmy dom, krowę. Kiedy opusz
czaliśmy wieś, u młodszych braci ręce nie były zajęte, ponieważ cały nasz majątek zamieścił się w trzech torbach.
Młodsi bracia i siostra szli, i macha
li rączkami, żegnając się ze wsią. Kożuch i dwa koce posłaliśmy jako bagaż. W cią
gu tygodnia byliśmy na miejscu. Nie po
myśleliśmy, że przeżyjemy tutaj dwa lata i będziemy się znajdować w takich strasz
nych warunkach. Mówili nam, że tu tak dobrze, że ludzie ziarnem w piecu palą, a w ciągu roku był straszny głód, ludzie pu
chli i umierali.
Weźmy chociaż jeden dzień takie
go życia, kiedy na dworze buran, otwar
ta przestrzeń, płotów i drzew nie ma, tyl
ko powiew wiatru, domy zasypane po da
chy. Żeby wyjść, było konieczne przeko
pać przejście do ulicy, rzucisz łopatę śnie
gu, a dwie łopaty śniegu lecą z powrotem na ciebie. Chlew daleko od domu, a tam krowa, o ile kto ją ma. Pod śniegiem zo
stało siano, prasowane cegły z gnoju, sło
ma i łodygi słonecznika, którymi palili
śmy w piecu.
Zimą 1941 roku rozpoczął się praw
dziwy głód. Sąsiedzi Piekarscy - czworo dorosłych, nie mieli krowy, przepracowa
li rok w kołchozie i im za dniówkę nie dali nic. Przerażająco patrzeć na człowieka na
brzmiałego i opuchłego z głodu.
Albo taki wypadek. Mamy stryjecz
ny brat Edward Filarowski, pracował jako kierownik klubu. W klubie kiedyś zrobi
li drakę, a on brał w niej udział - skazali go na dwa lata więzienia. Kiedy skończył się mu okres odsiadki, i powinien wyjść
U/ołtmie j U/otynia nt 2 (87) Aialyac-Kuriecień 2009 t. Ul. 23 na wolność, to chciał wrócić do więzienia.
Jego starszy brat mieszkał w Konstanti- nowce, gospodarstwa nie miał, i za pra
cę nie otrzymywał zapłaty, przychodził do nas, i do innych ludzi, którzy trochę le
piej żyli, żeby mu dali coś zjeść. Wtedy Edward podjął decyzję pozostania w wię
zieniu i uderzył konwojenta, i tak go zbili, że nie przeżył. Takie były warunki nasze
go życia - Polaków. W więzieniu było le
piej niż na wolności.
Na obrzeżu naszego cmentarza wyro
sło dużo coraz to nowszych i nowszych mogił - zmęczone ciało znalazło spokój pod krzyżem.
Tej zimy omal nie zginęliśmy. Ranek nie zapowiadał nic złego, słońce jasno świeciło, gotowaliśmy się jechać na let
ni postój traktorowej brygady, wziąć sło
my owsianej, żeby było czym krowę na
karmić. Odległość od osady była około pięciu kilometrów. Tam stały stogi siana.
Kiedy przywiązaliśmy słomę, zaczął pa
dać gęsty śnieg i zadął ostry wiatr. Cho
wając się za stogiem, usłyszałem rozmo
wę dorosłych, że nas naprawdę zaczęło zasypywać śniegiem, naprawdę przyszedł nasz koniec, i w domu już nas opłakują.
Ale w ciągu godziny stał się cud, śnieg przestał padać i znów pokazało się słoń
ce. Z radości wszyscy popłakaliśmy się. I jak nie było podziękować Bogu za urato
wanie?
Żyliśmy w osadzie my, jedyni Polacy.
Miejscowi Kazachowie mieszkali 7 km od naszej osady, tylko oni przywykli do takich mrozów. Oni mieli po prostu czym palić, a my, Polacy byliśmy pozostawieni sami sobie. Siano, łodygi słonecznika, to wszystko nosiliśmy lub woziliśmy na sa
niach, lub na wozach, jeśli ktoś pożyczył, dlatego, że innego transportu nie było, a wszystko to było ponad siły. I dooko
ła strach, dlatego, że tej słomy nie wol
no było brać, bo za to byliśmy karani we
dług prawa tego okresu, niech zgnije, tyl
ko nie ruszaj, a na wiosnę to palili, ponie
waż przeszkadzała w oraniu.
Więc w takich warunkach żyliśmy, taki był los Polaków. Ciągle częściej i częściej
przypominam sobie, gdy jako mały chłop
czyk, stojąc na radzieckim brzegu rzeki Wilii, patrzyłem w stronę rodzimej Polski.
Coraz częściej zastanawiałem się, dlacze
go tu jestem. Nie zaskoczyło mnie, kie
dy mama znienacka powiedziała: „Mirku, mnie również ciągnie tam, gdzie tobie się marzy”.
Wiosną 1941 roku postanowiliśmy wrócić na Ukrainę. W czerwcu już trzę
śliśmy się w wagonie osobowym, kieru
jąc się na Ukrainę. Jednak w Czelabińsku zastała nas wojna. Dalej już nie mogliśmy nigdzie jechać. Na przedmieściu miasta kupiliśmy ziemiankę i w niej mieszkało nas 6 osób.
Nad ziemią było jedno okno, dach był przykryty gliną, sufit był niski, ściany spa- dziście prowadziły w dół. Zimy są tutaj bardzo srogie, a zaopatrzyć się w drewno było bardzo trudno, ponieważ las był od
dalony o 6 km. Mama pracowała w sow
chozie i otrzymywała 600 gr chleba dzien
nie, a na nas 150 gr. Siostra i młodszy brat chodzili do przedszkola i (tam ich karmili 2 razy dziennie.
Nastał dzień, kiedy mój brat Jan, zgodnie z wiekiem powinien był przestać uczęszczać do żłobka, a ja dzieciak wie
działem, co to znaczy, wszędzie był głód, a dużo osób puchło z głodu. I zrobiłem źle, poprawiłem w metryce cyfrę z 5 na 6.
Wykonanie nie było trudne, do tego trze
ba było dobrać odpowiedni atrament i po
prawić. Ale trudniej było poprawić cyfry napisane literami. Przy pomocy lepkiego chleba zdjąłem cyfrę pięć. To było trudne, trzęsły mi się ręce i bałem się następstw, ale udało mi się. Ostrożnie dobrałem atra
ment, i napisałem ręcznie wiele razy sło
wo „sześć”, poprawiłem metrykę z roku 1935 na 1936, i to dało mojemu młodsze
mu bratu ciepłe śniadanie, kolację i ciepły pokój na cały rok. Chociaż wiedziałem, że to jest przestępstwo i jako takie było karane według prawa. Ja, zielony chło
pak, który stał za obrabiarką w fabryce, w zastępstwie ojca braciom, pierwszy jako dojrzały mężczyzna powiedziałem do sie
bie: Mirek, to nie jest grzech.