• Nie Znaleziono Wyników

Piekło to życie w prawdzie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Piekło to życie w prawdzie"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

R. 14:2005, Nr 4 (56), ISSN 1230-1493

Jacek Hołówka

Piekło to życie w prawdzie

Dramat Przydrzwiach zamkniętych możemy rozumieć na dwasposoby - płytki i głęboki. Musimy jednak uważać. Wbrewoczekiwaniom, głęboki sposób nieko­ nieczniemusi być lepszy. Dramatrozgrywa się przecież w piekle, a tam - jeśli wolno wierzyć Dantemu - im głębiej,tym gorzej.Główny powódjest jednakinny.

Wielość interpretacji byłazamierzonym celem filozofiiiteatru Sartre’a. Dwuznacz­

ność wielu sytuacji życiowychpozwala nam lepiej zrozumieć, dlaczego istotne decyzje życiowe są taktrudnei bez względu na dokonany wybór wywołują trwa­ ły niepokój.Takbyćmusi, ponieważżyjemy w świecieniepewnych wartości, nie­ uniknionych win inieprzezwyciężalnych słabości.

Odczytanie pierwsze

Płytkie odczytanie wywołuje życzliwość dla trojga potępieńców. Garcin jest politycznie zaangażowanym dziennikarzem. Jakopacyfista odmówiłsłużby woj­

skowej i łudził sięmyślą, że przed aresztowaniem uda mu się zbiec z Riodo Mek­ syku. Nie zdążył. W jegoświecie Brazyliajest wciągnięta w jakąś bardzookrut­ ną wojnę, podczas której poluje sięnadezerterów, chwyta ich, torturuje i skazuje na śmierć. Garcin był przesłuchiwanyi na koniec zastrzelony jako zdrajca.Nie­

dokładnie pamięta,jak sięzachował przed śmiercią, aleświetnie pamiętaswe in­

tencje. Zpatosem mówi, że człowiek jest tym, kim chce być, a nie tym, czym go czynią okoliczności.

Czy możliwe, by był tchórzem ten, kto wybiera drogę najbardziej niebezpieczną? Czy można z jednego czynu sądzić o całym życiu? (Przy drzwiach zamkniętych: 173) Jeśli przypadki pokrzyżują komuśplany, toosobistaklęskanie możebyć po­

wodemdo wstydu - uważa Garcin. Następną postacią,która trafia do wspólnego pokoju w piekielnym hotelu, jestInez. Pewna siebie, silnakobieta trochę nadra­

bia miną,bo czuje się zaszczuta przez społeczeństwo filistrów, dla których mi-

(2)

łość lesbijskajest budzącym odrazę, niewybaczalnym grzechem. Inez popełniła samobójstwo, bo nie umiała żyć bez Flory, młodszej od siebie kochanki, która dość powściągliwie odpowiadałana jej uczucie. Byłaniegdyś doInezprzywiąza­

na, ale później znalazła sobie mężczyznę i nie bawiłajej myśl, że mogliby się kochać wetroje. Teraz,zamiast miłości wetroje, będą mieć nienawiść wetroje.

Inez odczuwa gorzką satysfakcję z tegoobrotu spraw. Trzecią postaciąjestStella - intrygująca, atrakcyjna trzpiotka. Wyszła za mąż za przyjaciela swego ojca, starszego od niej mężczyznę, i nie umiała dochować mu wierności. Zakochała się w kimś młodszym i urodziła mu dziecko. Niedoświadczona, nieostrożna kobieta może wpół świadomiewybrać taką przygodę powodowana tylkocieka­

wością życia. Czy można się gniewać, że z obawy przed skandalem nie chciała wychowywać dziecka? Czy można ją potępiać zato, że nie umiała przewidzieć swych uczuć?Czyjej niekonsekwencja zasługuje na piekło? Stella zmarłanaza­ palenie płuc. Przedtem zabiła swe dziecko i tym doprowadziłateż jego ojca do śmierci.

Troje potępieńców to przede wszystkim społeczni rebelianci i kontestatorzy.

Ludzieenergiczni, zaangażowanii skłonni do śmiałych czynów. Są małoskrupu­

łami wtym, co robią, aletylko dlatego, że całkowicie pochłaniają ich sprawy za­ sadnicze dla ich życia, sprawy nietuzinkowe i niezwykłe. To prawda, że traktują nieoględnie swych najbliższych, ale nie życzą im nic złego. Odwrotnie, pragną, by wszyscy zdobyli sobie jakoś szczęście i śmiałojakoni dążyli do wybranych celów. Teraz zostali zamknięci w piekle i skazani na monotonną, klaustrofobicz- nąwegetację. Choć nie sązłodziejami, oszustami czy krwiopijcami, tylko żyją- cymi wedlewłasnych zasadekscentrykami.Czy zasługują nanajwyższąkarę? To prawda, że w piekle Sartre’a nie ma miechów,rożnów i rusztów. Nie makatów i roztopionej smoły. Są tylko współwięźniowie -eleganccy, uprzejmi, nienarzu- cający się pensjonariusze. Nikt niejest dręczony fizycznie, a obowiązujący styl życiajest nawet niecoeteryczny. Pensjonariusze nie musząjeść ani pić. Nie ma więc stołu ani toalety. Nie mogą spać snem doczesnym, bo śpią snem wiecznym.

Nie ma więc łóżek. Nie wolno im patrzeć na to,czym są dzisiaj, bo ich życie już sięskończyło. Nie mazatem luster. Nie wolno im uciekać od własnego losu, nie mawięc książek ani czasopism.Na kominkuleży tylko nóżdo rozcinaniapapie­ ru, a obok niego stoi brązowa statua. Po cote rekwizyty? Są symbolami pokusy niszczenia, której niemożnajuż zaspokoić w piekle.Wpewnej chwili Stella chwy­

ci nóż, by nim zabić Inez. Napadniętatylko wybucha śmiechem i przypomina rozgniewanej przyjaciółce, że obie są martwe.Natomiast statua wywiera hipno­ tyczny wpływ na Garcina,który nie może znieśćjaskrawego oświetlenia w poko­

ju. Na ścianie nie ma przełącznika, a lampawisi wysoko pod sufitem. Garcin chciałby ją stłuc brązem,ale statua jest zbyt ciężkai nie może jej unieść. Wszystko pozostanie na swoim miejscu iniezmienione. Potępieńcy są więc skazanina nudę, jeśli sobiesami niezapewniąatrakcji. Dość szybko odkrywają tę prawdę izaczy­

(3)

nają się wzajem dręczyć wyznaniami. Obowiązuje ich tylkojedno ograniczenie.

Nie mogą wyjść z pokoju hotelowego. Ale czy mają prawo się żalić? Nikt nie ucieka z wygodnego pensjonatu. To prawda, że pokój nie ma okien i drzwi otwierają się tylko od zewnątrz. Ale tojeszcze niejest tortura. W pokojujest gorąco,ale dyskomfort przeżywa tylko Garcin, któremuStella nie pozwala zdjąć marynarki. Ona sama czuje się świetnie. W lekkiej sukni woli,by nie było zbyt chłodno. Inez też nienarzekana temperaturę. Ponadto,są przecież w piekle,więc trudno narzekać, że zachowuje ono swójjedyny tradycyjnyatrybut.Z warunków życia pensjonariusze są w zasadzie zadowoleni. Tylko Garcin grymasi, bo nie lubi kotar i mebli Drugiego Cesarstwa. Kobiety są zadowolone. Żądają tylko, by każdy miał własną kanapę i nie przesiadywał na cudzej. Na początek to zrozu­

miałapolityka, choć wkrótce sięokaże, że niezgodna z ich silniejszymi pragnie­

niami.

Przy powierzchownym odczytaniu piekło jest zatem pogodnym mieszczańskim domem, w którym żyjązadowoleni z siebie, przeciętniludzie,mającyjakieś drobne grzeszki na sumieniu. Gdypadająnajbardziej znanesłowa sztuki: „Piekło toinni”, (Przy drzwiach zamkniętych'. 176), chętnie przytakujemy. Tak, piekło to przede wszystkimci, którzypozostali na ziemi, nieznani prześladowcy, ludzie bez wraż­ liwości, zsyłający lepszychod siebie nawieczne potępienie. Piekłoto śledczy, któ­

rzydręczyliGarcina, bigoci, którzy zaszczuli Inez, atakże przyjaciele podstarza­ łego człowieka, który wziął młodą dziewczynę za żonę, nie troszcząc się o jej uczuciai potrzeby. Gotowi jesteśmy sypać gromy na filistrów kierujących siępo­ prawnością polityczną i na ludową niechęć do wszelkiego indywidualizmu. Czy nie to właśnie chcial nam powiedzieć Sartre w swej sztuce?Że piekło totchórzli­ wa, syta, nieczuła i otoczona tanim luksusem burżuazja. Sartre jej nienawidził.

Łamał obyczajowe tabu, jeździł do Sowietów, by się nimi zachwycać, i żył „na kocią łapę” z Simone de Beauvoir. To onprzed szeroką publicznością wybielał winy homoseksualisty i brutala Geneta, on lansował filozofię streszczającą się w jednej myśli:jednostka jest zawsze niewinna; winne jestspołeczeństwo,bo ono ją kształtuje, a potem dławi, zniewala,reifikuje, depersonalizuje i wreszcie para­

liżuje lub wpędza w obłęd. Sartre współczułkażdemu poza ludzkimi szczurami żyjącymi na ludzkiej padlinie, czyli burżuazji. Zbrodniarz i człowiek bez zasad mogli być pewni,że znajdąw nim gorliwegoobrońcę. Gorliwego,ale mało prze­ konującego, ponieważ w jego filozofii wina miała być drogą ku wolności, bez­

prawiemetodązdobycia autonomii moralnej, a ideologiczniemotywowana pew­ ność siebienadawała egzystencji - rzekomo niepoprzedzonej przez żadną esen­

cję - prawdziwie ludzkie oblicze. Sartre gotówbyłnajgorszegozbrodniarza uznać za świętego, bo interesowałogotylko jedna sprawa - zgodnie z szyderczą rymo­

wankązainspirowaną Świętym Genetem, często spotykana w literaturze na temat Geneta - „warto ustalić, co zrobił z tego, co społeczeństwo zrobiłozniego”.

(4)

Odczytanie drugie

Sztukę Sartre’a Przy drzwiach zamkniętych można jednakodczytać zupełnie inaczej. Trzej więźniowie to niekoniecznie skołowaniposzukiwacze własnej dro­ gi życiowej, ale raczej niechętnie myślący o swej przyszłości zabójcy. Garcina w hoteluopanowało jedno pragnienie -chce wiedzieć, czy był tchórzem. Zdaje sobie sprawę, żeprzedśmiercią coś powiedział śledczym, ale nie jestpewien, czy powiedział tyle, by zaszkodzić przyjaciołom, podobnym doniego pacyfistom,prze­

śladowanym i skazywanymna śmierć. W filmie nakręconym wedlesztukiudaje mu się jakoś zobaczyć, co się stało ico się o nim mówi pojego śmierci. Dowia­

duje się najgorszego. Pojego aresztowaniu były następne zatrzymania i koledzy myślą, że na adresyaresztowanych naprowadziłwojsko Garcin. Możliwe, że od­

tąd będąmówić: „tchórzliwy jakGarcin”. To straszne odkrycie. Garcinjest sła­ beuszem owładniętym przez marzenia o bohaterstwie. Jego emocje mówiąmu teraz, że nie był zdrajcą, a nawet odwrotnie, żeto jego koledzysą zdrajcami. Oskar­ żają go bez dostatecznych dowodów. Nic ich nie obchodzi, że Garcin nie żyje i nie może się bronić. Mają go za tchórza, choć nie wiedzą, ile wycierpiał, jak wytrwale się bronił ijakdługo był bohaterem. Może uległ tylkoraz, w ostatniej chwili, w której i oni nie zachowaliby sięlepiej. Był więc prawie tym człowie­

kiem, za jakiego chciał uchodzić,a nie wytworemprzypadkowych okoliczności.

Garcin ze złościąmyśli o swej kompromitacji przed dwiema kobietami, których do niedawna w ogóle nie znał, a któreteraz też mogąmu zarzucić, żejesttchó­ rzem.Inez to dostrzegaidrwi.

Uważa się pan za dobrze wychowanego, a zostawia pan swoją twarz bez dozoru. Nie jest pan sam i nie ma pan prawa narzucać mi obrazu swojego strachu. (Przy drzwiach zamkniętych: 123)

Nieźle, jakna panienkę, która pracowała na poczcie -jak dowiadujemy się ze sztuki.Obiekobiety widzą,żeGarcin wiercisię nerwowo,coś próbuje wytar­ gować,boi sięprzyszłości,rozpytuje o przeszłość i ma nerwowetiki. Może Stel­ la nie pozwoliła mu zdjąć marynarki, bo Garcin poci się ze strachu? Może, ale wgruncierzeczyStellę to niewiele obchodzi.Stella potrzebujeczułości.W prze­ szłości, gdy nie umiałarozwiązać swych problemów, brała kochanka. Terazteż chce, by jakiś mężczyzna tuliłją i całował. Nie ma wielkiegowyboru, mężczy­ znajest tylkojeden. Ale Garcin nie szuka miłości, tylkouznania. Stella mu się podoba, ale dobry wygląd w piekle to za mało. Garcin chce, bygo Stella zapew­ niła, że nie był tchórzem.Możenawet zdradziłswych przyjaciół, ale zdradził ich jak bohater. Jesttyle możliwości zwodzenia i naciąganiaprawdy. PrzecieżStelli jest wszystkojedno, jak postąpił -i możemu zrobić uprzejmość. Dlaczego nie

chcebyć taktownai domyślna?Choćbyprzez grzeczność powinna go zapewnić, że nie mógł nikogo zdradzić, że nikt przez niego nie zginął. Stella jednak mało

(5)

dba o pozory. Mówi Garcinowi, że jest bohaterem, ale robi to na odczepnego i bez przekonania. Te słowakaleczą mu serce.Nie możejej uwierzyć,bo Stella niechce grać rolipocieszycielki. Nie dba o to, czy Garcin byłbohaterem czytchó­ rzem, i sądzi, że w piekle takie drobiazgi są już nieważne. Jednak dla Garcina piekłojest piekłemwłaśnie dlatego,że takie drobiazgi sąnajważniejsze. Gdyby Stellawłożyła serce wswezapewnienia,byłby ją kochał i byłby nią zachwycony.

Ale ona idzie na skróty, chce czułości, alemagiczne słowazalotów wypowiada z roztargnioną miną. I te słowanie mają żadnej mocy. Stella chce z niego zrobić prostytutkę, a może pielęgniarkę. To niedopuszczalnapostawa wobec bohatera.

Bez szczerości i prawdymiłość staje się oszustwem - domyślasię Garcin- iza­ czyna do niego docierać, że w piekle na miłość jest za późno. Tchórz nie może znieść ani prawdy, ani kłamstwa na swój temat. Jeśli Stellamu powie, że zabił swychprzyjaciół, to potwierdzi jego najgorszeobawy i może otworzy mu oczy na to, cozrobił, ale z pewnością nie zachęci godo tego,by ją kochał. Zbyt boleśnie wyrazi swąpogardę. A jeśli będzie go protekcjonalnie zapewniać, że nie zrobił nic złego, to letniość jej zapewnień umocni w nim podejrzenie, że wszyscy go mają za zdrajcę,tylko nie chcą mu tegowprost powiedzieć. Wtedy też nie będzie jej kochać. Garcin sam więc zastawiana siebiepułapkę. Szuka fałszywegoświadka dla nierzeczywistych wyczynów. Chcemieć kobietę, która uzna go za bohatera wbrew wszelkim poszlakom, zrobi to z przekonaniem, płomiennie, bez wahania, bez podejrzeń, i nieodwołalnie. Garcin szuka w Stelli „złej wiary”, lecz zamiast obłudy dostajemarną namiastkę zachwytów. Garcin umie dostrzec różnicęmię­

dzy hipokryzją, czyli szczerym wyborem kłamstwa,a złąwiarą, czyliniedbałym ukrywaniem prawdy. Czuje się oszukany i potępiony. Nie dostrzega, że w potę­

pieniu Stelli jest wielezmysłowej uległości. Gdyby był bardziej spostrzegawczy, mógłby docenić, że Stella robi dla niego niemało. Spełnia każde jego życzenie, tylko robi to bez gorliwości.

Na czułościjest jużjednak za późno.Na przeszkodzie stoi Inez. Trzeźwa, ko­

styczna, wymagająca, wiecznie niepewna swej kobiecej roli. Podstępnie peszy Garcina.

W koszuli, czy bez, ja w ogóle nie bardzo lubię mężczyzn. (Przy drzwiach zamknię­

tych'. 129)

Inez dostrzega, żeStella próbujemanipulować Garcinemi boi się sukcesu tej polityki. Nie chce patrzeć nakochającą się parę. To by było ich podwójne zwy­ cięstwo. Heteroseksualiścizwyciężaliby wszędzie - i naziemi,iw piekle. A prze­

cieżto jej miłość jest piekielna, czy przynajmniej graniczna, i powinna tutrium­

fować. Toonachcesię kochać ze Stellą i jest wreszcie w podziemiach, gdzie wolno jej to robić. Inez chciałaby Stelli okazać swączułość, ale Sartrez niemałym ta­

lentem pokazuje, jak trudne to sązaloty. Co ma zrobić jednakobieta, byskusić drugą? Niewystarczy, by uwidoczniła zarys piersi lubprzeciągnęła dłonią poudzie.

(6)

Inez prosi, by Stellaprzejrzała się w jej oczach. To na pozór dobry pomysł, bo w pokoju nie ma luster. Aleoczy widziane z bliska tracą wszelki wyraz. Gdy są tylkolustrem, nie ma w nich ciepła iufności, niema za nimidrugiego człowieka.

Stella widzi tylko samą siebie, i to tak wyraźnie, że drżą jejręce inie może sobie umalować ust. Inez musi jej lekkopomóc. Dotyka warg, prowadzi jej rękę. Stella odgaduje sens tych gestów i odtrąca Inez. Nie chce jej miłości. Amoże pamięta, czym kończy się niespełnionamiłość. Jest winna dwóchśmierci.Na ziemi unik­ nęła skandalu, ale w piekle prawda o jej winach wychodzi najaw. Po kolei po- znajemy słabości Garcina, Inez i Stelli. Piekło to gabinet szczerości, w którym ukrywane dotąd zbrodnie stają jak żywe przed oczami. Potępieńcy są skazani na rachunek sumieniainawymuszone wyznanie swychwin. Sami wybierająszcze­ rość i idącą z nią wparze pogardę. Woląsię ośmieszyć i upokorzyćprzed przy­ padkowymi świadkami niżdalej graćrolę przyzwoitychobywateli. To już nie bu­

dzinaszej sympatii. Trudno, abyśmy stawialiekshibicjonizm wyżej niżhipokryzję.

To drugie odczytanie sugerowane jest kilkoma drobnymirekwizytami, których obecnośćw sztuce trudno inaczej wytłumaczyć. (Por. metodę interpretacji u Re­ bekiM. Pauly, odnośnikw Literaturze). Czemupokojowym jest kelner? Co prawda oryginał nie pozwalanajasne odróżnienietych dwóch funkcji, bo garçon to czło­

wiek obsługującystół albo pokój. Jednak wefrancuskimpierwsze skojarzeniejest silniejsze. W polskimtłumaczeniu Jana Kotta sprawa została postawionajeszcze jaśniej - czwarta postać sztuki to po prostu kelner, a nie pokojowy. A cóż może robić kelner wśród ludzi, którzy nigdy nie będą jedli? Może im usługiwać, dawać rady,wyjaśniać, ale zdecydowanie nie jest na swoim miejscu. Może więc swą obec­

nością ukazuje,żew pieklekażdy jestnie tym, zakogo chcialby uchodzić. Tam każdy spotyka swych sędziów,pozornie niewinnych,lecz w istocie skrytychjak on sam zbrodniarzy. Znaczący jesttakże brak szczoteczki do zębów, na co uskar­

ża się Garcin. Kelner przyznaje, że wielu innych gości pyta o szczoteczkę. To śmieszne, bo przecież nic tam nie będą jeść, nie będą się myć i nie będą nawet potrzebować toalety. Zatem szukanie szczoteczki toczynność zastępcza. Pensjo­ nariusze przeczuwają, że czeka ich jakieś oczyszczenie. W pierwszej chwili myśląo oczyszczeniu przez zabiegi higieniczne, dopieronawiedzające ich wizje własnej przeszłości, uprzytomniają im, że chodzi o oczyszczenie pamięci, ozerwanie maskiz twarzy i wymuszoną prawdomówność.Jeszcze jeden epizod wskazuje, że piekło to przymus patrzenia na samego siebieoczami przypadko­ wych sędziów. Inez śpiewa nagle, ni w pięć ni w dziewięć, smutną piosenkę o budowaniuszafotu i sypiących się do rynsztokagłowach. Adam Ważyk prze­

tłumaczył tekst zgrabnie, ale pokręcił adres. Mówi o ulicy Migdałkowej, gdy w oryginale występuje la rue des blancs manteaux, czyliulicabiałych kitli.Inez śpiewa piosenkę odomu wariatów, w którym wszyscy są sobie równi, zmuszeni doprawdy i stale osądzani. Sąjednocześnie nieszczęśnikami i sprawcami cudze­ go nieszczęścia. Przy tym odczytaniu słowa „Piekło to inni” odnoszą się już nie

(7)

do zewnętrznego społeczeństwa - ani nawet do najbliższego otoczenia. Toraczej

„inni”, którychjużzintemalizowaliśmy,rodzaj superego zmuszającenas do kry­ tycznego przeglądu swychmotywów. Piekłoto prawda o sobie.

TawersjaSartre’a też zasługujenarymowankę:

Cudza opresja i własne winy Oto złej wiary obie przyczyny.

1 przez nie nigdy nie będzie w niebie, Byt co jest w sobie, lecz nie dla siebie.

Ontyczna struktura tożsamości

Trudno mieć wątpliwości, że Sartrezakładał dwojakie odczytanie swej sztu­ ki. Sugestie są zbyt wyraźne. Nadto wiadomo, że kochał dialektyczne „wańki- -wstańki”, te figury myślowe, wktórych damapik zawsze wybija sięponad swe­

gosobowtóra, bez względunato, jak sięją przekręci - oczym samgdzieś wspo­ mina. Wieloznaczność była jego programem artystycznym, bo głęboko wierzył, że ukazanie dowolnego człowiekaw nowym świetleujawnia zawszejakąś nie­ znanąprawdę na temat każdegoznas.

W pierwszym odczytaniu potępieńcy wydaja sięniewinni izdobywają nasze współczucieprzez swenieprzerwane udręczenie. Za życia i pośmierci są ofiara­

mi filistrów, osób niewrażliwych i nieżyczliwych,każących im podporządkować się obiegowej moralności. Przy tym odczytaniu Sartre bronidezertera, któremu przytrafiła się chwilasłabości, wstawia się za kobietą, która kocha inne kobiety, i za matką, która wprawdzie zabiła swe dziecko, ale może tylkodlatego, że nie wolnojejbyło naczas usunąć płodu. Jest to -jeślitak wolno powiedzieć skróto­ wo - „teatr moralnego niepokoju”. Wdrugim odczytaniu trzej potępieńcy toskryci zabójcy i wiarołomcy. Garcinpozował na bohatera, Inez na romantycznąkochan­

kę, Stella na przyzwoitą żonę.Tu zakłamanejest nie społeczeństwo, ale bohate­ rowie sztuki. Teraz nie mająnaszej sympatii, bo’ich winy są niepodważalne.

Sartre teżby ich potępił. Nie byłbynajmniej relatywistą moralnym -jaksię cza­ sem sądzi - choćchybanie zaprzeczałby, gdyby go tak nazywano.Ale to osobny problem. Nigdy nie zaprzeczał, bez względu na to,jakgo nazywano, nawet wte­ dy, gdy nazywanogo naiwnym komunistą,gdy popowrocie ze Związku Radziec­

kiego ogłosił: „w ZSRR wolność krytykijesttotalna”. Comiałnamyśli,tego dziś niktnieustali. Czyironizował, prowokował, bawiłsiędwuznacznością swych słów, czy rzeczywiście dał się ogłupić? Wziął ze sobąprawdę do grobu. W każdym razie nie był relatywista. Potwierdza to wyznanie, jakie przed śmiercią złożył Simone de Beauvoir:

[wjidzę wyraźnie, że zabić człowieka to źle. To źle wprost i absolutnie. To zło, bez wzglę­

du na to, kto to robi. Bez wątpienia nie jest źle, gdy zabija orzeł lub lew, ale źle, gdy zabija człowiek. (Les Adieux; u Kemera: 200)

(8)

Niemamywięc prawa mieszać pierwszej interpretacji z drugą itwierdzić, że Sartre broniłmorderców w„teatrze moralnegoniepokoju”. Byłoby to niepotrzeb­ ne szyderstwo z jegolewicowości i upodobania dodwuznacznych sytuacji. W dru­ gim odczytaniu Sartre głosi coś innego. Mówi, że czasempopełniamy przestęp­

stwa moralne, niezdając sobiez tego sprawy, a co gorsza - nie wierzymy nawet wsprawstwoswoich czynów. Winy składamy naokoliczności,na złe społeczeń­

stwo, chwilę słabości lub czystą miłość dokogoś, kto nas nie chce.

Conie zmienia faktu, że kluczem dozrozumienia jego myśli jest dialektycz­

na wańka-wstańka. Pod wpływem rozmaitych filozofów, których szczególnie ce­ nił, Sartre był przekonany, że każdy człowiek żyje pod wieloma postaciami i - niech mu to Bóg wybaczy - ma skłonność do popadania w troistość. Możemy być bytem w sobie, dla innych i dla siebie. Ale chcę tu zaryzykować dość nie- ortodoksyjne odczytanie Sartre’a. Zwykle mówi się, że en-soi jest bierny i niere- fleksyjny, pour-soi jest podmiotem zdolnym do ponoszenia odpowiedzialności, a pour-autruito ofiarnezaangażowanie w sprawy innych. Możnarozumieć Sar- tre’anieco inaczej. Bytem en-soijesteśmy zawsze, ale najwyraźniej wtedy, gdy czujemy się najmniej skrępowani, gdy nas nikt nie widzi i nie musimy dbać o pozory. Tak żyjemy podczas urlopu, na wycieczce za granicę, w lesie lub na wsi. Bytempour-autrui jesteśmy wtedy, gdy szukamy akceptacjiu innych. Zatem bytem dla innych jest matka przed swoim dzieckiem i dziecko przed swą matką, nauczyciel przed uczniami iuczeń przednauczycielem, urzędnik przed petentem ipetentprzed urzędnikiem. Im więcej mamy kontaktów, imbardziej czujemy się stłoczeni- by nie powiedzieć osaczeni przez otoczenie, tym bardziej istniejemy dla innych, a nie dla siebie. I wreszcie czasem, w chwili chłodnej zadumy, gdy patrzymy wsteczi chcemy osądzićprzebieg swego życia,stajemy się l’etre-pour- -soi. I to jest najważniejszy sposób istnienia, oparty na samozrozumieniu i po­ znaniu prawdy o sobie. Troje bohaterów Huis cios nie miało za życiaokazji do chwili zadumy. Stająsię bytem-dla-siebie dopiero w piekle. Garcin był bytem- -w-sobie, gdy nie chciał cierpieći wołał zdradzić. Stałsię bytem-dla-innych, gdy uwierzył w swe bohaterstwo. Stałsię bytem-dla-siebie, gdyzrozumiał, że jest tchó­ rzem. Stella była bytem-w-sobie, gdy pragnęłafizycznej miłości. Stała siębytem- -dla-innych, gdy grałarolę wiernejżony. Stała siębytem-dla-siebie, gdy zrozumia­ ła, że przez nią zginęło dwoje ludzi. Inez była bytem-dla-siebie, gdy żądała prawa do miłości między kobietami. Stałasiębytem-dla-innych, gdy zrezygnowała i po­

stanowiła popełnić samobójstwo. Stała siębytem-dla-siebie, gdy zrozumiała, że pew­

ni ludzie skazani są na samotność. Ta mądrość dopadła ją jednak dopiero w piekle.

Pierwsze odczytanie ujawnia cierpieniajednostki, która będąc bytem-dla-in­ nych, musi grać sztuczną rolę człowieka porządnego, nie będąc nim wcale. To odczytanietendencyjnie sugeruje,że uwolnienie od cierpień zdobywa sięprzez powrót dobytu-w-sobie. W istocie, bezkrytycyzm i uleganie popędomnigdynie rozwiązuje problemów, nawetjeśli je czasem łagodzi. Drugie odczytanie pokazu­

(9)

je, że człowiek, który zdobędzie się na szczerą ocenę swego życia, czyli stanie się bytem-dla-siebie,też będzie cierpieć, a może nawet przeżyje szok w konfron­

tacjiz prawdą. Będzie się musiał wyrzec obłudy i przyznać,że ciążą nanimróż­

ne winy. Przy czym świadomość, że tylko w ten sposób może zdobyć prawdę osobie,w niewielkimtylko stopniu złagodzi jego cierpienie. Ktochceżyć w praw­

dzie, musi żyć wpiekle.

Intelektualizm etyczny

Etyka Sartre’a to poszukiwanie antidotumdla piekielnych następstw hipokry­

zji, konspirowania przeciw samemusobie, złej wiaryizakłamania. George C. Ker- ner w dobrej, porównawczej książce Philosophical Moralists: Mili, Kant, Sartre odwołuje się do mało znanego szkicu Sartre’a natemat emocji. TamSartre pisze, żepowodem naszej alienacjiprowadzącej do rozszczepienia na trzy byty, a przy­ czynąuporczywie kultywowanych złudzeń na własny temat są niezanalizowane emocje. Nie są onebowiem biernymi, ślepymireakcjami świadomości na świat.

Sąspecyficznąformąujmowania świata i pełniąpodobną funkcje domyśli i prze­ konań. Od intelektualnego poznania odróżnia je głównie to, że są bardziej twór­

czei sprawcze, a tym samym bardziej niebezpieczne. Emocje są propozycją wi­ dzeniaświata wjakimś szczególnym oświetleniu. Gdy kogośkocham, towydaje mi się, że ta osoba zasługuje na miłość (Kemer: 189). Widzę ją jakoszczególną postać, której urokowi nie można się oprzeć. Jednak gniewa mnie myśl, że inni też odkrywają jej zalety. Miłośćjest zazdrosna i niekonsekwentna; ani sprawie­

dliwa, ani bierna; skłaniadodziałania i szuka tajemnicy. Gdy kogośnienawidzę, nie widzę tego, żemoje uczucie jest zwykłą konsekwencją zawiedzionych ocze­

kiwań, ale sądzę, żeznienawidzona postać bezwzględnie zasługuje na nienawiść.

Dziwi mnie,żeinninie podzielają tego uczucia.Zatem nienawiść też nie jest bez­ stronna ani bierna;szuka sojuszników iżąda jednomyślności; chce działać otwarcie itłumnie. W jakimś sensieuczucia stwarzają cały świat zjawisk przesłaniających uporządkowanąintelektualnie rzeczywistość. Rozsądek tak rejestrujei porządku­

jenaszespostrzeżenia, jak mu dyktuje uczucie.Kemer uważa, że w analizieemocji Sartre jest kontynuatorem Kanta. Analogia nie rzuca się w oczy, bo Sartre jest kontynuatoremwnikliwym i oryginalnym. Emocje stwarzająświat zjawisk prze­

słaniających rzeczy same w sobie. Sązaskakującosilneiniekorygowalne. Stwa­

rzają miliony trudnychdo zrozumienia i zwalczających sięwzajem światów. Są powielonym wielokrotnie zespołemkategorii intelektu.

Co mogę powiedzieć osobie, która żarliwie kocha swego kota, choć jest to zwierzę wiecz­

nie rozdrażnione, skacze z pazurami do oczu i ma parchy? (Kemer: 189)

Emocjenie tylkofałszywie zabarwiająświat, one także skłaniają nas do bez­

myślnejegzaltacji.Litość, współczucie, poświęcenie, wybaczanie, lojalność i po­

(10)

święcenie- wyliczajednym tchem Kerner - uznawane są za cnoty, które należy pielęgnować bez opamiętania. Te postawy nie mają właściwego dla siebie moral­ nego ograniczenia i samowolne ich dozowanie wywołuje oskarżenia o małodusz­

ność ipoczuciewiny.

Dla Sartre’a emocja ma tę samą strukturę i cel, co „zła wiara”, czyli samooszukiwanie siebie. W obu przypadkach umysł chce sam siebie oślepić, chce uciec od rzeczywisto­

ści, stać się swoim własnym niewolnikiem. (Kerner: 182)

Emocje dominują nad intelektem,czylisilniej oddziałują nanasze zachowa­ nieniż racjonalnepobudki. Niepewny siebie młodyczłowiek mówi sobie wielo­ krotnie, że nie powinien reagować zbyt szybko, denerwować się i rumienić, ulegać niepewnościi popadaćw zażenowanie. Emocje sąjednak silniejsze i zmu­

szajągo do popełniania tych samychniezgrabności raz po raz.

Także poczucie absurdu i niepewność co do trafności egzystencjalnych wy­ borówjest wyrazem dominacji uczuć nad rozumem.Sartre wielokrotnie podkreśla, że ostateczne wybory wartości dokonywane sąna odpowiedzialność wybierają­ cego i stanowią podstawęjego autonomii moralnej. Etyka nie ma wyższego uza­

sadnienia niż osobiste zobowiązanie i dobrowolnie dawana gwarancja z własne­

go życia - uważa Sartre. To nam jednak nie wystarcza. Człowiek jest słaby i szuka transcendentnychusprawiedliwień. Chce, by jakiś Bóg potwierdził słusz­ ność jego decyzji, i bez niebiańskiego zapewnienia, że ma rację, czuje się nie­ pewnie. Drży z lęku przed ostateczną pomyłką. I nawet gdy intelektualnie rozu­ miemy, że zrobiliśmyjuż wszystko, co można, emocjonalnie chcemy zrobić coś więcej. W Dziennikach czasu wojny Sartre pisał:

Ludzki świat odpowiada za moralność tylko przed sobą. U Dostojewskiego czytamy, że jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno. To bardzo fałszywe rozumienie transcendencji.

Czy Bóg istnieje czy nie, moralność jest sprawą między ludźmi i Bóg nie ma prawa wty­

kać do niej swego nosa. (Kerner: 172)

Emocje powodują, że stwarzamy sobie legendy na własny temat,a następnie zewszystkich sił staramy sięje potwierdzić. Tchórza przekonanego o własnej od­

wadze nic nie przekona, że brak mu siły charakteru. Każda próba, w której się skompromituje, wyda mu się nieistotna. Gdy ucieka, to wierzy,że kieruje się roz­

sądkiemiodwaganiematunicdorzeczy.Gdy zdradza przyjaciół, jest tylko praw­

domówny. Gdy wypiera się swych wcześniejszych przekonań, jest tylko otwarty na nowe fakty. Dla zachowania dobrego mniemania o sobie budujemy złożone konstrukcje z pozorów ifikcji,popadamywzłą wiarę i za wszelką cenę unikamy konfrontacjiz prawdą.

Jeśli przyjmiemyproponowanąwyżej strukturęontyczną podmiotu, to inte- lektualizm moralnySartre możemy wyrazić w trzech zasadachwiodących od mo­ ralnegofałszu do moralnej prawdy.

(11)

1. Ulegamy bezkrytycznie emocjom, przyjmujemy fałszywy obraz świata, i póki w nimżyjemy bez zakłóceń, pozostajemy bytem-w-sobie.

2. Przyjmujemy naiwne urojenia na własny temat, te niestety popadają prę­

dzej czy później w konflikt z trzeźwą, choć powierzchowną ocenąnaszej posta­ wy przezotoczeniei wtedyjesteśmy zmuszeni stać się bytem-dla-innych.

3. Dopiero jednak, gdystaramy się oczyścić obraz swej osoby z emocjonal­

nychprzesądówi gdy dostrzegamy, że filisterskie społeczeństwo stosujewobec nasswą władzę tylko dla własnej wygodyi beznadrzędnegouzasadnienia, staje- mysię bytem-dla-siebiei odkrywamy prawdęmoralną o sobie.

Zdolność zdobycia się na prawdę o sobiejestwięc główną wartością etyczną w filozofii Sartre’a; wartością, którą można osiągnąć tylko przez podejrzliwość wobecsamego siebie i zgodę na upokorzenie we własnych oczach. Jest to praw­ daindywidualna i osobista. W Egzystencjalizm jest humanizmem Sartre pisał, że życie ludzkie przypomina dzieło sztuki (Kerner: 192). Miał na myśli moralny aspekt naszegożycia.W jego filozofii prawdy moralnesą niepowtarzalne i własne.

Każdy odkrywa sam, kim jest, porozpoznaniuswych osobistych przesądów i wpły­

wu,jaki na obraz jego osoby wywarły próby przypodobania się tłumowi. Społe­ czeństwozawsze otępia moralnie,ale kontestatorteżnie odkrywa moralnej prawdy, jedynie zwalczaniedostrzeganeprzez innychfałsze -jakGenet, ijakbohatero­

wieHuis cios przy pierwszymodczytaniu.Zatem dla Sartre’a nauczycielem mo­

ralności niejest ani autorytetetyczny, ani kontestator, ani psychoterapeuta uka­ zujący zagniewanemu indywidualiście źródła jegorozgoryczenia, ale poszukują­

cy prawdy artysta. Tak jakw wielkim dziele sztukiujawnia się unikalne piękno, a nie standardowe jego kanony, podobnie prawdę moralną znaleźć można tylko w nietuzinkowym, odpowiedzialnym za swe decyzje życiu. Sartre nade wszystko ceniodwagę moralną.

Podczaswykładu wygłoszonego w Rzymie na konferencji Włoskiej PartiiKo­ munistycznej w 1964 roku Sartre rozważał przypadek kilkumatek z Liège, które zabiły swe dzieci (Stowe & Bowman: 197). Kobiety te podczas ciąży zażywały thalidomid,środeknasenny, którynie był wcześniej poprawnie przetestowany i - jak sięokazało - wywoływał u płodówdefekty rąk i nóg, redukując ich kończyny doprzypominających płetwy wyrostków. Sartre broniłdecyzji owych kobiet. Ale nie argumentował, że była to decyzja bezwzględnie właściwa; mówił, że była uprawniona. Jegozdaniem rację miały obiestrony, zabójczynie iobrończynie, choć niepotrzebniewszystkie wierzyły, że popadają ze sobą w konfliktmoralny. Dwa różne postępowaniawtej samej sytuacji mogą być równie dobre, nawet jeśli opie­ rają się na przeciwstawnych zasadach. Kobietom, które postanowiły wychować swe kalekie dzieci, wolno było poświęcić się dla nich, a tym, które nie mogły znieśćmyśli o męce swego potomstwa,wolno było je zabić. Błędem byłozałoże­

nie, że każdy dylemat moralny ma tylkojedno poprawne rozwiązanie. Jest bo­ wiem odwrotnie. Dopiero w odpowiedzi na wielki dylemat moralny ukazuje się

(12)

pełny zakres ludzkiej wolności i pełnamoc indywidualnego sumienia. W takim sporzeniemaracjitylko natrętny,dogmatyzujący sędzia,tylko absolutyzujący ar­

biter, który twierdzi naprzykład, że wyłącznie państwo albo jakaś religia mają prawodecydowaćo tym, co wolno robić, a czego niewolno. WedleSartre’anie istnieje etyka bez autonomii moralnej, a autonomia moralnamożliwa jest tylko w ustroju wolności i tolerancji.Tu z kolei Sartre okazujesię przeciwnikiem Kan­ ta. Uogólnienie moralne uznaje za objawwygodnictwa myślowego i złej wiary.

Jak twierdził we wspomnianym wykładzie,kobietyz Liège zabiłyswe dziecinie z myślą, że inne będą miały prawo postąpić podobnie w podobnych okoliczno­ ściach, ale w nadziei,że groza ich czynu zapobiegnie podobnymtragediom i już żadnainnakobietaniebędzie musiałapostąpićtakjakone.

Wedle niektórychkomentatorów Sartre’a (por. Kirsner: 219) zła wiaranie jest indywidualną słabością, ale symptomem panoszącej się współcześniekolektyw­

nej neurozy. Każdym społeczeństwem rządzi represyjnie nastrojona miernota, która zacieraróżnicęmiędzy lekceważącym wszelkiewartości moralne przestępcą a kon­

testującym obiegowy ich zestaw artystą. Ale dodatkowo we współczesnej kul­ turzepanuje schizoidalnystrach przed utratąego. Lęktenwynikaz przyczyn opi­ sanych przez filozofię egzystencjalną,jest efektem rozdarcia międzyrozmaitymi formami istnienia, między bytemwsobie, dla innych idla siebie. Takiegopoglą­

du broninp. brytyjski psychiatra Harry Guntrip i pisze, że współcześnie drażnią­ cy brak ego kompensujemy przez gromadzenie amuletów i talizmanów. Czasem są to przedmioty realne, czasem ich reprezentacje w wyobraźni. Te przedmioty wydająsię nam przyjazne lubgroźne, ale zawsze są potrzebne. Symbolizują na­

szychwrogówi nasze słabości, naszychprzyjaciółi nasze zalety.

Cały świat wewnętrznych złych przedmiotów jest wałem obronnym, który chroni ego przed depersonalizacją. Choć trudno nam się zdecydować, co nas ochroni lepiej, dobre czy złe przedmioty, taka pomyłka mniej nam zagraża niż pozostanie bez jakiejkolwiek obrony. Poczucie zagrożenia jest lepsze niż depersonalizacja. (Kirsner: 220)

Depersonalizacja to poczucie,że zostaliśmywykluczeni albozmuszeni do od­

grywania nieswojej roli. Grozi nam z jednej strony osamotnienie, a z drugiej przekształcenie w czyjąś marionetkę. W obu rolach mamy poczucie, że utracili­ śmy ego, któredomaga się zarównoludzkiego towarzystwa, jak i jego akceptacji.

Ten niepokój związany z brakiem społecznego i psychicznego oparcia świetnie opisywali egzystencjaliści - zdaniemGuntripa.

Schizoidalne wrażenie zbędności, rozczarowania i ukrytego za nimi lęku zostało ujaw­

nione przez egzystencjalizm. Myśliciele, od Kierkegaarda przez Heideggera do Sartre’a, uznali, że ludzka egzystencja zakorzeniona jest w lęku i w niepewności, w nieusuwal­

nej grozie emanującej z przekonania, że nie ma żadnych pewników, że oprzeć się mo­

żemy jedynie na „nicości” i „nierzeczywistości”, że jesteśmy osaczeni przez trywialność i bezsens. (Kirsner: 211)

(13)

Istotnie, w egzystencjalizmie jest wiele pesymizmu. Trywialnawiększość za­ wsze zwycięża pojedynczego artystę i człowieka z delikatnym sumieniem. Kto ucieka od samego siebie, bynie skazać sięna samotność, zostanieodrzucony jako moralnedziwadło. Ale bezduszna większość płaci za swą trywialność wysoką cenę.

Pozostaje bezduszna raz na zawsze i żyje w złej wierze jako kolektywne stado bytów samych w sobie. Gubiją upodobanie do prymitywizmu. Tradycyjna mo­ ralność domaga się prostych i niekwestionowanych reguł. Szuka porządku i prze­

widywalności. Nie ufa nikomu, a rządzić chce wszystkimi.Nie znosi subtelności i rozdzielaniawłosa na czworo. Pogodziła sięz depersonalizacją i lęki łagodzi ko­

jącymiużywkami.Za żadne skarby nie da sięwyrwać z emocjonalnych nawyków i z bezmyślności chroniącej przed depersonalizacją. Z radością sięprzekonuje, że życie w sobie jest życiem w spokoju.W tensposób świadomość niszczy samąsie­ bie.Rezygnuje z samodzielnej oceny świata. Kemer wskazujew Huis cios iw wie­ lu swoich filozoficznych publikacjach,jak można uniknąć tego urzeczowienia.

Zło, jakie świadomość sprowadza na siebie, może zostać wyeliminowane tylko przez tę samą świadomość, gdy podejmuje ona trud refleksji nad sobą i dąży do zrozumienia siebie z większą jasnością. Sartre nieugięcie twierdzi, że jasność i zrozumienie nie są efektem stosowania naukowych i obiektywnych metod. Wolność musi samą siebie pod­

nieść za włosy do góry. Subiektywność musi dążyć do oświecenia i sama decydować, czy popadła w złą wiarę i samooszustwo, czy nie. (Kemer: 196)

Każdyjest więc ostatecznie sędzią we własnej sprawie. Tylko powinien pa­

miętać, by sądzić bezstronnie i wnikliwie. Garcin wierzył, że jest szaleńczo od­ ważny. Brał na siebie trudne zadania i żył w nadziei, że zawsze uda mu sięje wypełnić. Ten mit nie był konfrontowanyz rzeczywistością. Pacyfiścienicniegro­ ziło, dopóki nie wybuchławojna i póki wojsko nie zmuszało takich jak onprze­

ciwników wojny do zmiany przekonań. Przez długi czas prawda i mit mogły się wzajemnie przeplatać inic ich nie odróżniało od siebie. Garcin mógł wierzyć, że jest bohaterem. Jego wina nie polegała jednak na tym,że nie wytrzymał tortur.

Prawdopodobniewielujegoprzyjaciół zachowałoby siętak samo. Jego winą była bufonada, nieuczciwośćwobec siebie i innych. Swą brawurąmógł wciągać in­ nych dowalki podziemnej, choć nie brał na siebieodpowiedzialności zaich los.

Stella byłaniewierna, ale prawdopodobnie męża kochała. Chciała mu oszczędzić wstydu i kompromitacji. Dopuściłasię winynie przez to, że miała kochanka, ale przez złą wiarę. Chciała być szanowaną kobietą w cudzołożnejciąży. Gdyby nie kręciła i oszukiwała, dziecko mogłoby przeżyć i kochanekbyłby się nie zabijał.

Popadła jednak w złą wiarę. Inez była lesbijką - i Sartre ma rację: dlaczego w ogólektokolwiek tym się interesował, dlaczego ktokolwiek miałby prawo uznać, żeto było niezgodne z naturą?Oczywiście jeśli Inezbyłalesbijką, to była lesbij­

kąz natury,a nie z wyboru. Więc ijej wina leżyw złej wierze. Chciała mieć dla siebie kobietę, którawołała mężczyzn, i trochę z zemsty,a trochę z rozpaczy,jej

(14)

i sobie próbowała odebrać życie. Wszyscy bohaterowie Huis cios są więc emo­

cjonalnymipotworami,ale nie dlatego, że mają takie czy inne reakcje, ale dlate­

go,że wierzą w swą niewinność, choć innym rujnują życie.Według Kerneratkwi tu jakiś paradoks.

Sartre utrzymuje paradoksalnie, że całe nasze zachowanie emocjonalne jest niezależne od woli, ale mimo to jesteśmy za nie odpowiedzialni. (Kerner: 180-181)

Istotnie, nie możemy byćodpowiedzialni za to, co odnasnie zależy, i praw­ dą jest też, że emocjeodnasnie zależą, choć niebezpiecznie tumanią umysł,za­

barwiając świat własną paletą barw. Jednak rozliczani jesteśmynie z tego, co my- ślimyi jak czujemy,ale z tego, coostatecznie robimy. Sartrenie jest więc do końca pesymistą. Wierzy w sztukę, filozofię,głębokie przemiany społeczne i upodoba­

niedo prawdy.Znajduje lekarstwo na złą wiarę. Jest nim świadomie podejmowa­ ny wysiłekżycia wprawdzie, czyli przekształceniesię z bytu-w-sobie w byt-dla- -siebie. Tu znów powraca problemrelatywizmu. Czy jest wykluczone, że Stella, będącbytem-dla-siebie, wybrałaby los,którymiała?

Odpowiedź musi być ostrożna: „Nie jest to wykluczone, że tak by się stało.

Na szczęście jest to jednak mało prawdopodobne”. Emocjonalne potwory mogą byćz siebie zadowolone, ale niepotrafiąprzed nikimwytłumaczyć sięz tego po­

czucia satysfakcji. Mogąstać siębytem-dla-siebie, ale w dziwny sposób, jedynie przez unikanieintelektualnejkonfrontacji z resztą ludzkości. Czyli wpiekle.

Na przykład, czy jest istotnie czymś nieprzewidywalnym, jak ludzie mogą czuć się po wrzuceniu niechcianego dziecka do studni? Gdyby ktoś nam powiedział, że na myśl o takim postępowaniu robi mu się przyjemnie, to nie wiedzielibyśmy, co o tym myśleć.

(Kerner: 187)

Nie wiedzielibyśmy, co myśleć, boStella nie chce i nie umie ujawnić swych motywów postępowania. Nawetw piekle nie potrafipowiedzieć: „Warto było dla spokoju męża poświęcićdziecko i życiekochanka”. Alboodwrotnie - „Nie war­

to było tego robić”. Jeśli nawet w piekle Stella nie umie się zdecydować na jasną ocenę swych czynów, toznaczy,że jej zbrodnie sądla niej samej niepojmowalne.

Ludzie pozostający bytem dlasiebie,czyli ludzie bez podmiotowości,mogą mieć pragnienia, preferencje i zasadypostępowania. Nie mogą jednak stać się bytem- -dla-siebie,czyliczłowiekiem, który krytycznie zbadałswe zasadypostępowania, po prostu pozostając tym, czymbyli wcześniej, biernym, bezwolnym, niesamo­ dzielnym i nieodpowiedzialnym bytem-w-sobie.

Nie powinno nas to martwić. Przecież niepokój powodowany tym,żeGarci- na, Stelli lub Inez nie dasię namówić do zaakceptowania prawdy ido przekształ­ ceniatożsamości, jest już błędemmoralnym,wyrazem tendencji do imperialnego sprawowaniamoralności. Trzeba oczywiściechronić sięprzed takimi ludźmi,bo są niebezpieczni, ale nie trzeba ich nawracać siłą ani na obiegowąmoralność,ani

(15)

nawet na filozofię Sartre’a. Wystarczy pokazać im drogę do życia w prawdzie i jeśli zechcą skorzystać ze wskazówki, to dobrze, a jeśli nie zechcą, to trudno.

To właśnie piszeKemer wkonkluzji.

Musimy przyznać rację Sartre’owi. Jeśli ktoś po szczerym zastanowieniu i po pełnym zrozumieniu swej sytuacji wybiera życie, które wedle zaakceptowanych pojęć i odczuć jest życiem w moralnej hańbie i zdeprawowaniu, to nie istnieje żaden dowód na to, że popełnił błąd. (Kerner: 193)

Sartre nie bronitu relatywizmu,tylko prawa do bycia sobą przy zachowaniu kontaktu z własnymi emocjami i z emocjami innych. Domaga się wolnej prze­

strzeni społecznej do tego, by każdy mógł stać się bytem-dla-siebie. Sądzę, że jestto jednocześnie przekonujący przepis na stworzenie przyzwoitego człowieka.

Literatura

Kirsner, Douglas: Sartre andthe Collective Neurosis of Our Time', „Yale French Studies” nr 68 (1985).

Pauly, RebeccaM.: Huis clos, Les Mots, etLaNausée...', „TheFrench Review” tom 60, nr5,(April 1987).

Sartre, JeanPaul: Przydrzwiach¿amkniętych',przeł: Jan Kott, w Dramaty.

Stone, Robert V. & Elizabeth A. Bowman: Dialectical Ethics: A First Look at SartresUnpublished 1964 Rome Lecture Notes', „Social Texts” nr 13/14 (Win­

ter-Spring 1986).

The Hell of Havingto FacetheTruth

Two different interpretations ofHuis clos are proposed andboth are presented as plausible. In the first reading the three protagonists are viewed as victims of the traditional, repressive society. Their difficulties are a result of social discrimination and stubborn adherence to stale morality of sham decency. Inthe second reading the three characters are viewed as selfish and inconsistent individuals who eagerlysatisfytheir desires and shamelesslyneglectother people’s needs. Nowtheir difficulties are fully deserved asa punishment for cultivation of false ideas about their remarkable achievements, grand roles and fictitious obligations to others. Though both reading are plausible, the author argues that the second is more interesting andmore characteristic of Sartre’s philosophy. To sustain thisclaim the author offers anew, and rather unorthodox, interpretation of theconcepts of etre-pour-autruiandetre-pour-soi. He concludes by presenting Sartreas a champion of an intellectualist ethics based ontheconcept of authentic lifeanda criticalscrutiny of humanmotives.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Sekwencja białek musi być zapisana w sekwencji DNA.. Jak DNA koduje białka?.. 1. Ile liter ma

Akcja uświadomi innym nauczycielom, że korytarz to też miejsce gdzie odbywają się lekcje i jest szansą na przychylne spojrzenie, gdy będziesz prowadził tam zajęcia

Naturalnie istnieje także milczenie produktywne, które nie jest znakiem wycofywania się z sytuacji grupowej, lecz oznaką pozytywnego rozwoju grupy i pojedynczych uczestników.

To ostatni temat z chemii w tym roku szkolnym… Proszę nie wyrzucać zeszytów, przydadzą Wam się od września.. Znacie już dwie reakcje chemiczne dzięki, którym możemy

Wyzwolenie, to pamiętam bardzo dobrze i potem te pierwsze lata, pierwsze miesiące, może.. Dzień wyzwolenia też bardzo

Jedną z zasad, którą kierujemy się na tym etapie pracy, jest to, by nasze pytanie nie „opierało się na problemie”.. Nie dotyczyło narkotyków, przemocy

techniki pracy, zmniejszenie/zwiększenie liczby zadań/kart pracy, dostosowanie środków dydaktycznych do dysfunkcji dziecka, zróżnicowanie kart pracy, stały nadzór,

„aczkolwiek pojęcie prawdy jest zrelatywizowane do układu pojęciowego, to jednak przy ustalonym układzie pojęciowym różnica między prawdą a fałszem nie jest kwestią