J
est rzecz¹ powszechnie znan¹, ¿e dobrze uro- dzonej myszy, wykszta³conej i ciekawej wia- ta, do szczêcia brak tylko dobrej bilioteki.Historia mysiego rodu zna tysi¹ce wybitnych postaci, które dziêki wszechstronnemu wy- kszta³ceniu, ogromnym zdolnociom i mozol- nej pracy opracowa³y bezcenne papirusy, rêko- pisy, starodruki i ksi¹¿ki. Ich postacie, troskli- wie pochylone nad manuskryptami, ca³kowicie zatopione w lekturze, ci¹gle jeszcze mo¿emy podziwiaæ w Galerii Wielkich Przodków.
Poprawmy wiêc okulary i snujmy nasze rozwa¿ania dalej.
Mo¿na by tu pokusiæ siê o retoryczne py- tanie kto by³ pierwszy: myszy, czy bibliote- ki? Jak ju¿ s³usznie zauwa¿yli staro¿ytni, ma- nifestior rest est, ut demonstranda sit. **
Nasi wielcy antenaci zapisali siê z³otymi zg³oskami w dziejach nauki. Nie wszyscy przedstawiciele mysiego rodu mogli wszelako¿
powiêciæ siê sprawom nauki i postêpu. Tylko jednostki wybitne, wykszta³cone, mia³o to sobie powiedzmy genialne mog³y powiê- ciæ swe ¿ycie temu wielkiemu pos³annictwu, dzia³aj¹c ku chwale ca³ego mysiego rodu. Zna- komita wiêkszoæ naszego spo³eczeñstwa wio- d³a jednak inne ¿ycie, pracuj¹c ciê¿ko w polu, czy w miastach. Wszyscy jednak zawszemy ogromnie cenili i kochali naszych mysich lu- minarzy, uczonych i eksplorerów.
Wypada³oby w tym miejscu zaprezentowaæ wreszcie bogat¹ mozaikê typów naszego mysie- go spo³eczeñstwa. Voila, oto my, myszy wiata.
Mus bibliothecalis*, czyli mysz bibliotecz- na wybitny przedstawiciel gatunku, pracuj¹- cy niestrudzenie od tysiêcy lat, nielicz¹cy na- wet na wdziêcznoæ postronnych. Myszy tego gatunku swe wielkie dzie³o rozpoczê³y bardzo
dawno temu, gdy jeszcze nie by³o bibliotek, zbli¿onych kszta³tem do tych, które znamy dzi. Wielkie zwoje papirusowe, tabliczki gli- niane, rêkopisy na skórze, papierze, korze; chiñ- skie ksi¹¿ki pisane na drewnie... Pocz¹tki by³y bardzo trudne. Czeka³a nas ogromna praca.
Nale¿a³o dostosowaæ programy nauczania do nowych zadañ, które na nas czeka³y. Koniecz- noci¹ sta³a siê bardzo dobra znajomoæ wielu jêzyków obcych, alfabetów i pism; prowadze- nie wielu, zakrojonych na szerok¹ skalê, badañ naukowych. Nasi uczeni pracowali z wielkim oddaniem, zajmuj¹c siê dos³ownie wszystki- mi dziedzinami wiedzy. Krok po kroku pozna- wali ró¿ne materia³y, na których zapisywano, a z czasem drukowano ksi¹¿ki, a tak¿e ró¿ne techniki. Powstaj¹ce z czasem biblioteki te¿
by³y dla nas ogromnym wyzwaniem. Nieste- ty, projektanci budynków zapominali o na- szych potrzebach i mo¿liwociach, a i sam spo- sób przechowywania ksi¹¿ek, tudzie¿ dostêp do nich, by³y dla nas ogromnie uci¹¿liwe.
Mimo ¿e na swej drodze spotykalimy tysi¹ce przeszkód, pracowalimy niestrudzenie dalej.
I tak, ogromnym zagro¿eniem, powoduj¹cym masê dodatkowych stresów, a nawet ogromne straty w myszach, by³o wpuszczenie do biblio- tek kotów. By³a to decyzja na tyle nieprze- mylana, co szkodliwa. Te mi³e sk¹din¹d zwie- rzêta zupe³nie nie rozumia³y, ¿e nie powinny nam przeszkadzaæ w pracy, nie mówi¹c ju¿ o czêstych aktach terroru i agresji. Nasze uczo- ne myszy mo¿na by³o spotkaæ w wielu najsza- cowniejszych bibliotekach ca³ego wiata. Po- trafi³y siê one przystosowaæ do ka¿dych wa- runków, gdy¿ sapientis est temporibus cede- re***. Skromne, ciche, pracowite, o ujmuj¹cym sposobie bycia, potrafi³y wspaniale ³¹czyæ pracê naukow¹, która by³a ich prawdziw¹ pasj¹, z
¿yciem prywatnym. Dla dobra sprawy, ca³e ro- dziny przenosi³y siê do bibliotek. Pomimo ¿e by³y to jednostki genialne, potrafi³y zawsze pracowaæ zespo³owo. Oddane ca³ym sercem swej pracy, potrafi³y zawsze poradziæ sobie z ka¿dym problemem.
Mija³y lata, wieki, a nawet ca³e tysi¹clecia i wreszcie nasza ogromna praca by³a coraz bar- dziej zauwa¿alna. Powoli znika³y nieopracowa- ne jeszcze dziedziny nauki. Przyjrzyjmy siê wiêc wnikliwie ich pracy. Zwoje papirusów, hierogli- fy egipskie i meroickie, hetyckie, kreteñskie;
pismo Majów i Azteków, chiñskie, indyjskie, klinowe, fenickie; wszelkie inskrypcje, oraz wiele, wiele innych najdawniejszych pism. Po- tem rêkopisy greckie, rzymskie, redniowiecz- ne (i tu proszê nie myliæ pisma merowiñskiego z wczeniejszym meroickim!), wszelkie kodek-
sy, ksiêgi, psa³terze, modlitewniki; tysi¹ce no- tacji muzycznych (ot, na przyk³ad dazjañskich, neumatycznych, czy mensuralnych)... Osobnym tematem by³y przepiêkne ilustracje, a nawet same oprawy rêkopisów i ksi¹g. Dzie³a te mia-
³y najczêciej znacznie wiêksze rozmiary ni¿ zna- ne nam dzi ksi¹¿ki, mimo to szybko przyzwy- czailimy siê do opraw karoliñskich, koptyj- skich, o³tarzowych, czy nawet klejnotowych.
Ach, czegó¿ ci ludzie nie wymylali! Sen z po- wiek spêdza³y nam jednak oprawy sakwowe, perskie kopertowe, czy gotyckie, które mia³y bardzo ciê¿kie okucia metalowe. Praca przy ich opracowywaniu ³¹czy³a siê z cyrkowymi wrêcz akrobacjami i wymaga³a du¿ego wysi³ku z na- szej strony. Nasze towarzystwa ubezpieczenio- we za¿¹da³y, by myszybibliotekarze przecho- dzi³y dodatkowe szkolenia fizyczne (kurs wspi- naczkowy, wszelkie æwiczenia ruchowe, biegi, podnoszenie ciê¿arów i wiele innych). Wiado- mo, jak to bywa z kondycj¹ fizyczn¹ naukow- ców! Bylimy zawsze niekwestionowanymi eks- pertami, którzy znali siê na wszystkich znakach wodnych, pieczêciach, exlibrisach, sygnetach drukarskich, czy znakach w³asnociowych. Bi- blioteki nie mia³y i nie maj¹ dla nas tajemnic, bo jestemy tak jak mole ksi¹¿kowe nie tyl- ko znawcami, ale i mi³onikami ksi¹¿ek.
Azali¿ ¿y³y myszy tylko wród ksi¹¿ek?
Zdecydowanie nie. Innym malowniczym ty- pem, wyró¿niaj¹cym siê w mysiej spo³eczno-
ci jest mus nauta*, czyli mysz ¿eglarz. My- szy te by³y wspania³ymi eksplorerami, odkry- wa³y nowe l¹dy, a wielkie odkrycia geograficz- ne sta³y siê ich udzia³em. Odwa¿nie przemie- rza³y morza i oceany, cierpi¹c niedogodnoci d³ugich podró¿y; opracowa³y mapy dziewi- czych terenów. Gardz¹c wszelkim niebezpie- czeñstwem tak ze strony szalej¹cych burz, jak i dzikich ludów mia³o wyrusza³y na od- krywcze wyprawy. Plonem tych wêdrówek by³y wspania³e opracowania naukowe, które przynosi³y im wielk¹ s³awê. Jednak¿e, wielu
Wigilijne dywagacje myszy bibliotecznej
Exlibris Tow. Mi³oników Ksi¹¿ki w Krakowie
La Fontaine: Banie, 1949. Litografia Fischera
mysich ¿eglarzy zap³aci³o za sw¹ pasjê najwy¿- sz¹ cenê, ale pamiêæ o nich i ich wspania³ych czynach jest ci¹gle jeszcze ¿ywa wród nas.
Istoty nie¿yczliwe myszom wydzielaj¹ kolej- ny typ osobowoci, twierdz¹c, ¿e mamy w swo- ich szeregach nieodpowiedzialny element. Mus litigator*, myszawanturnik. To czyste pomówie- nie, bo przypadek nijakiego Popiela nie mo¿e byæ traktowany jako argument w powa¿nej dyskusji akademickiej. Wspominamy jednak o tej spra- wie, by uczciwie przedstawiæ nasz ma³y wiatek.
Mo¿emy byæ dumni z naszych artystów.
Mus artifex*, mysz artysta, to osobnik wystê- puj¹cy przed szerok¹ publicznoci¹ na ca³ym
wiecie. Któ¿ dzi nie zna Myszki Miki, czy nie s³ysza³ o Jerrym, koledze Kota Toma? Praw- da? A nasi znawcy ornamentów ksi¹¿kowych, drzeworytów, grafiki? A nasi konserwatorzy sztuki? Któ¿ inny, jak nie oni, potrafi³ odkry- waæ subtelne ró¿nice pomiêdzy ró¿nymi stary- mi szko³ami miniatur, sztychów, czy obrazów?
Bez ich ogromnej wiedzy pró¿no by dzi by³o mówiæ o opracowaniu ca³ych dzia³ów sztuki.
A mus experimentalis*, mysz dowiadczal- na? Przedstawiciele tego gatunku maj¹ nieoce- nione zas³ugi dla medycyny, gdy¿ powiêcaj¹ swe cenne mysie ¿ycie na o³tarzu nauki. Po- chylmy przed nimi czo³a.
Jak ju¿ wczeniej wspomniano, nie wszyst- kie myszy mia³y szansê, by pracowaæ nauko- wo, odkrywaæ nowe l¹dy, wystêpowaæ na sce- nie, czy braæ udzia³ w dowiadczeniach.
Ogromna wiêkszoæ mysiego spo³eczeñstwa trudni siê rolnictwem i lenictwem (mysz po- lna, apodemus agraris, mysz lena, apodemus flavicollis, oraz mysz zarolowa, apodemus sylvaticus). To dziêki ich znojnej pracy mamy plony i piêknie zadbane lasy.
Jest te¿ mysz domowa, mus musculus i mysz kocielna, mus ecclesiasticus*, ale ta ostatnia, biedaczka, jest zbyt zestresowana i nie ma z niej wiêkszego po¿ytku. Nie mo¿emy te¿ zapominaæ o bia³ych myszkach, Albi muri*, czasem pojawiaj¹ siê co poniektórym po tak zwanym spo¿yciu.
Ostatnio pojawi³a siê te¿ mysz kompute- rowa, mus computatorius*, twór zdecydowa- nie sztuczny, typowy uzurpator, który wszê- dzie siê panoszy.
Tak oto, w wielkim skrócie, przedstawia siê nasze mysie spo³eczeñstwo. Dobry to ludek, pracowity, skromny i zdecydowanie niedoce- niany za swoje wielkie zas³ugi.
* okrelenie w³asne autorki
** jest to aksjomat zbyt oczywisty, ¿eby trzeba by³o udowadniaæ
*** mêdrca cechuje umijêtnoæ dostosowania siê do okolicznoci
Iwona Alaaie Biblioteka G³ówna
K
oniec roku dostarcza okazji do przypomnienia regu³y ustalaj¹cej brzmienie liczebników porz¹dkowych.Wielu Polaków ma z tym k³opoty, zw³asz- cza w wypadku liczebników wielocz³ono- wych. Najczêciej spotykanym przyk³adem mo¿e byæ niepoprawna forma: dwutysiêcz- ny drugi. S³yszymy j¹ nierzadko w wypo- wiedziach osób wystêpuj¹cych publicznie, jak polityków, dziennikarzy, uczonych i in- nych, którzy, nie dbaj¹c o swój jêzyk, przy- czyniaj¹ siê do upowszechniania b³êdów jêzykowych. Siêgnijmy zatem do regu³ po- prawnociowych odnosz¹cych siê do li- czebników porz¹dkowych.
Formê porz¹dkow¹ w liczebnikach wielocz³onowych przyjmuj¹ tylko sk³ad- niki oznaczaj¹ce jednostki i dziesi¹tki, np.
pierwszy, drugi, trzeci, dziewiêtnasty, dwudziesty pi¹ty, dziewiêædziesi¹ty dzie- wi¹ty. Jeli w liczebniku wielocz³onowym nie wystêpuj¹ dziesi¹tki ani jednostki, wówczas sk³adnik oznaczaj¹cy setki, ty- si¹ce itd. przyjmuje formê liczebnika po- rz¹dkowego, np. setny, dziewiêæsetny, ty- siêczny (albo tysi¹czny), dwutysiêczny, dziesiêciotysiêczny, stutysiêczny, milio- nowy etc. W pozosta³ych wypadkach sto- sujemy podan¹ wy¿ej regu³ê. Tak wiêc, poprawnymi formami s¹: sto dwudziesty pi¹ty, trzysta piêædziesi¹ty pi¹ty, tysi¹c dziewiêæset dziewiêædziesi¹ty dziewi¹ty, milion pierwszy itp.
Zgodnie z powy¿szym, wszyscy Pola- cy mówili prawid³owo: rok tysi¹c dziewiêæ- set dziewiêædziesi¹ty dziewi¹ty (nie: tysi¹- czny dziewiêæsetny dziewiêædziesi¹ty dzie- wi¹ty). Potem jednak przyszed³ rok dwu- tysiêczny i czêæ Polaków tak przyzwycza- i³a siê do tej formy, ¿e z polizgiem za- czê³a u¿ywaæ formy niepoprawnej: dwu- tysiêczny pierwszy. Si³¹ swoistej inercji mówi¹ oni, ¿e obecnie mamy rok dwuty- siêczny drugi.
Pamiêtajmy zatem, ¿e formami popraw- nymi s¹ nastêpuj¹ce nazwy liczebników:
dwa tysi¹ce drugi, dwa tysi¹ce trzeci, dwa tysi¹ce dziesi¹ty, dwa tysi¹ce trzydziesty pi¹ty itd. W wypadku deklinacji odmienia- my sk³adniki oznaczaj¹ce jednostki i dzie- si¹tki. A zatem: Projekt powinien zostaæ
Dbajmy o jêzyk!
Który mamy rok?
zrealizowany do dwa tysi¹ce jedenastego roku; Termin zakoñczenia projektu up³y- wa w dwa tysi¹ce dwudziestym drugim roku; Musimy ukoñczyæ ten projekt przed dwa tysi¹ce dziesi¹tym rokiem.
Dodajmy równie¿, ¿e niepoprawne jest oznaczanie roku liczebnikiem g³ównym.
Zgodnie z podan¹ wy¿ej zasad¹, w liczeb- nikach wielocz³onowych sk³adniki przy- bieraj¹ce postaæ porz¹dkow¹ podlegaj¹ odmianie. Zamiast wiêc: Pracujê na PG od roku dwa tysi¹ce jeden, powinnimy powiedzieæ poprawnie: Pracujê na PG od roku dwa tysi¹ce pierwszego.
Korzystaj¹c z okazji, ¿yczê wszystkim Czytelnikom Pisma PG udanego dwa tysi¹ce trzeciego roku!
PS. Dla tych, którzy preferuj¹ naukê w l¿ejszej formie, za³¹czam okolicznocio- wy wierszyk
Okolicznociowy wierszyk
Ach, jak ten czas do przodu wci¹¿
niemi³osiernie leci!
Na horyzoncie oto ju¿, rok dwa tysi¹ce trzeci.
Ciesz¹ siê starzy, m³odzi, no a ju¿ najbardziej dzieci,
¿e oto znów jest nowy rok, rok dwa tysi¹ce trzeci.
Czy nasza gwiazda bêdzie wci¹¿
na niebie jasno wieciæ tak¿e przez ca³y nowy rok, rok dwa tysi¹ce trzeci?
Niech bêdzie to pogodny rok bez burz i bez zamieci!
Niech Wam przyniesie szczêcia moc rok dwa tysi¹ce trzeci!
Co do mnie, przyznaæ muszê, ¿e nie mia³bym nic naprzeciw, abym za rok po¿egnaæ móg³ rok dwa tysi¹ce trzeci!
Stefan Zabieglik Wydzia³ Zarz¹dzania i Ekonomii Od Redakcji: Autor prowadzi zajêcia z przedmiotu Kultura jêzyka polskiego na Wy- dziale ETI.
G³ówne cywilizacje wspó³czesne
Przyjmuj¹c cechy ró¿nicuj¹ce cywili- zacje, Koneczny dokonuje krótkiej charakterystyki g³ównych cywilizacji ist- niej¹cych w obecnych czasach. Jego zda- niem jest ich siedem: 1. ¿ydowska, 2. bra- miñska [hinduska], 3. chiñska, 4. turañ- ska [mongolska], 5. arabska, 6. bizan- tyñska, 7. ³aciñska. W rozdziale stanowi¹- cym próbê systematyzacji dzieli je naj- pierw na dwie grupy: sakralne (¿ydowska i bramiñska) oraz niesakralne. Tê drug¹ dzieli z kolei na cywilizacje z supremacj¹ si³ fizycznych i z supremacj¹ si³ ducho- wych. Do tej ostatniej kategorii zalicza tylko cywilizacjê ³aciñsk¹. Pozosta³e tzn.
turañsk¹, arabsk¹, chiñsk¹ i bizantyñsk¹
dzieli wed³ug tego, czy ¿ycie publiczne jest w nich oparte na prawie prywatnym, czy na prawie publicznym (bizantyñska).
Wród tych pierwszych wyró¿nia z kolei ustrój obozowy (turañska) i spo³eczny. Na koniec dzieli cywilizacje z ustrojem spo-
³ecznym wed³ug kryterium prawa ma³¿eñ- skiego, wyró¿niaj¹c tê, która uznaje pe³- n¹ poligamiê (arabska), od tej, w której wystêpuje po³owiczna poligamia (chiñ- ska). Wed³ug takiej klasyfikacji, cy- wilizacja chiñska jest niesakralna, z su- premacj¹ si³ fizycznych, ¿ycie publiczne opiera siê w niej na prawie prywatnym (pañstwo bezetyczne i antropolatryczne), ustrój jest spo³eczny (rodowy), a prawo ma³¿eñskie dopuszcza po³owiczn¹ poli- gamiê. Natomiast do wyró¿nienia cywi- lizacji ³aciñskiej wystarczy nastêpuj¹ca charakterystyka: cywilizacja niesakral- na z supremacj¹ si³ duchowych.
Postêpuj¹c w odwrotnym kierunku, tzn. wychodz¹c od cechy najogólniejszej, Koneczny okrela cywilizacjê ³aciñsk¹ ja- ko charakteryzuj¹c¹ siê nastêpuj¹cymi cechami: emancypacja si³ duchowych, swoboda w ¿yciu spo³ecznym (przeci- wieñstwem gnêbienie spo³eczeñstwa w cywilizacji bizantyñskiej), odrêbne prawo publiczne (pañstwo oparte na spo³e- czeñstwie, a ¿ycie publiczne wymaga ety- ki) i emancypacja rodziny. Cywilizacja
³aciñska jest równie¿ najbardziej zaawan- sowana pod wzglêdem czasomiernictwa.
Posiada ona bowiem nie tylko kalendarz (jak bramiñska), cykle (jak chiñska i tu- rañska), erê (jak arabska i bizantyñska), ale tak¿e umo¿liwia opanowywanie cza-
su, wykorzystuje pojêcie terminu oraz posiada wiadomoæ historyczn¹. W ra- mach cywilizacji ³aciñskiej wystêpuje te¿
poczucie narodowe.
Koneczny uwa¿a, ¿e ka¿da cywiliza- cja przechodzi w swym rozwoju przez ró¿ne szczeble. Tym samym, dana cywi- lizacja mo¿e wystêpowaæ w stanie prymi- tywnym lub w stanie rozkwitu, zmienia- j¹c siê tylko pod wzglêdem ilociowym i pozostaj¹c ci¹gle t¹ sam¹. Zmiany jako-
ciowe, maj¹ce ród³a wewnêtrzne lub zewnêtrzne, mog¹ prowadziæ do rozwoju albo degeneracji; jeli nie naruszaj¹ one cechy naczelnej, wtedy mo¿liwa jest zmia- na (modyfikacja) cywilizacyjna. Na przy- k³ad, ¯ydzi europejscy wprowadzili zmia- ny w ich prawie ma³¿eñskim (pierwotnie poligamicznym), nie naruszaj¹c sakralne- go charakteru ich cywilizacji. W ramach danej cywilizacji mo¿e wystêpowaæ te¿
mniejsze lub wiêksze zró¿nicowanie kul- turowe. Tak na przyk³ad, w ramach cywi- lizacji ³aciñskiej wyró¿niæ mo¿na kulturê polsk¹, w turañskiej kulturê tureck¹, w chiñskiej kulturê japoñsk¹, w arabskiej
kulturê mauretañsk¹, w ¿ydowskiej kulturê amerykañsko¿ydowsk¹, w bizan- tyñskiej kulturê niemieckobizantyñsk¹ itp.Cywilizacje oddzia³uj¹ na siebie, d¹¿¹ do ekspansji, rywalizuj¹ i walcz¹ ze sob¹.
Inaczej popadaj¹ w nihilizm i degenera- cjê. Wszelka cywilizacja ¿ywotna, nie obumieraj¹ca, jest zaczepn¹ twierdzi Koneczny. Walka trwa, dopóki jedna z walcz¹cych cywilizacyj nie zostanie uni- cestwiona [ss. 312313]. Walka miêdzy cywilizacjami mo¿e przebiegaæ na tym samym terenie; na przyk³ad w Polsce cy- wilizacje ¿ydowska, bizantyñska i tu- rañska walcz¹ z ³aciñsk¹. Synteza mo¿- liw¹ jest tylko pomiêdzy kulturami tej sa- mej cywilizacji, lecz miêdzy cywilizacja- mi ¿adn¹ miar¹. (...) Nie ma syntez, s¹ tylko truj¹ce mieszanki. Ca³a Europa cho- ruje obecnie na pomieszanie cywilizacyj;
oto przyczyna wszystkich a wszystkich
«kryzysów». Jak¿e¿ bowiem mo¿na za- patrywaæ siê dwojako, trojako (a w Pol- sce nawet czworako) na dobro i z³o, na piêkno i szpetnoæ, na szkodê i po¿ytek, na stosunek spo³eczeñstwa i pañstwa, pañ- stwa i Kocio³a; jak¿e¿ mo¿na mieæ rów- noczenie czworak¹ etykê, czworak¹ pe-
dagogiê?! T¹ drog¹ popaæ mo¿na tylko w stan acywilizacyjny, co mieci w sobie niezdatnoæ do kultury czynu. Nastêpuje krêcenie siê w kó³ko po³¹czone ze wza- jemnem z¿eraniem siê. Oto obraz dzisiej- szej Europy! pisa³ Koneczny w 1935 r.
[ss. 313 i 315].
Polski uczony odrzuca zdecydowanie teoriê Oswalda Spenglera (18801936) o upadaniu cywilizacji wskutek staroci, wskazuj¹c na cywilizacjê ¿ydowsk¹ i chiñsk¹. Niebezpieczeñstwo widzi nato- miast w zatruciu pomieszaniem cywili- zacyjnym. Upadek mo¿e nast¹piæ z ka¿dego szczebla rozwoju, gdy dojdzie do zepsucia struktury danej cywilizacji.
Za najwy¿sze ze sformu³owanych przez siebie praw historycznych Konecz- ny uwa¿a twierdzenie podsumowuj¹ce O wieloci cywilizacyj, bêd¹ce dlañ prawem praw, a zarazem stanowi¹ce jego doro- bek i wynik prac ca³ego ¿ycia: Nie mo¿- na byæ cywilizowanym na dwa sposo- by [s. 316].
Teoria cywilizacji jako historiozofia
Naukê o cywilizacji traktowa³ Konecz- ny jako wy¿sze piêtro historii. Ju¿ pod- czas wyk³adu wstêpnego na UWil. stwier- dzi³, ¿e dzieje powszechne mo¿na bêdzie uk³adaæ dopiero na tle walk cywilizacyj- nych i dopiero wtedy mêtn¹ i nijak¹,
rzekom¹ historiê kultury, zast¹pi jasna nauka o cywilizacjach, jako wynik wsze- lakiej rozmaitoci dociekañ historycz- nych, jako najwy¿szy szczebel nauki hi- storycznej [Polskie Logos i Ethos, 1921, t. I, s. 28].
Teoriê wy³o¿on¹ w O wieloci cywili- zacyj Koneczny traktowa³ jako podstawê dla opisu ró¿nych cywilizacji. Nosi³ siê z zamiarem opracowania monografii po-
wiêconych g³ównym cywilizacjom wspó³czesnym. Cel ten zrealizowa³ tylko czêciowo. Przygotowa³ do druku Cywi- lizacjê bizantyñsk¹ i Cywilizacjê ¿ydow- sk¹, które zosta³y opublikowane pomiert- nie. W rozmowie z Jêdrzejem Giertychem w 1945 r. owiadczy³, ¿e nie uda mu siê ju¿ napisaæ dzie³a powiêconego cywili- zacji ³aciñskiej, która w jego teorii pe³ni rolê wyró¿nion¹ [Cywilizacja bizantyñska, 1973, s. 13].
Teoria wieloci cywilizacji mia³a sta- nowiæ reakcjê na rozliczne pesymistycz- ne prognozy co do przysz³oci Zachodu.
Koneczny podziela niepokoje i dostrzega zagro¿enia, ale jednoczenie uwa¿a, ¿e kryzys da siê przezwyciê¿yæ, jeli Euro
O cywilizacjach
wed³ug Feliksa Konecznego (cz. II)
pa zachowa sw¹ to¿samoæ jako cy- wilizacja ³aciñska. G³ównego zagro¿enia upatrywa³ on bowiem w mechanicznych mieszankach cywilizacyjnych. W takiej mieszance pisa³ w Rozwoju moralnoci
najciê¿sza w³anie przeszkoda do roz- woju etyki katolickiej, a zatem do rozwo- ju wy¿szego cywilizacji ³aciñskiej. Od czasów reformacji wysuwaj¹ siê wyklu- czaj¹ce siê nawzajem systemy etyczne. Do ró¿niczkowania siê cywilizacyjnego etyk przyby³a w ostatnich dwóch stuleciach etyka sztuczna, g³osz¹ca niezawis³oæ od religii, zw¹ca siê autonomiczn¹, podaj¹- ca siê fa³szywie za rzekomy ci¹g dalszy etyki naturalnej. Dziêki tej nowoci wy- tworzy³ siê w Europie istny galimatias etyczny (...). Mamy w ca³ej Europie wszê- dzie po dwie cywilizacje: ³aciñsk¹ i ¿y- dowsk¹, w Niemczech nadto bizantyñsk¹;
skoro ka¿da ze zwi¹zanych z cywili- zacjami etyk mo¿e byæ religijn¹ lub «au- tonomiczn¹», tj. antyreligijn¹, a zatem jest ju¿ etyk szeæ, do czego nale¿y dodaæ jesz- cze siódm¹, turañsk¹ bezetycznoæ w Ro- sji i Polsce. Jak¿e¿ tedy d¹¿yæ do jednego celu? [Rozwój moralnoci, op. cit., s. 27]
W ukoñczonej pod koniec II wojny w.
Cywilizacji bizantyñskiej Koneczny kon- statuje fakt pomieszania (ko³ob³êdu) cywilizacyjnego w ca³ej Europie. Wy- tworzy³o siê istne ska¿yszcze cywilizacyj- ne, z którego zieje ku nam istna bezdeñ powszechnej nienawici na tle ko³ob³êdu urojeñ. Z jego rozwa¿añ wynika, ¿e trud- no o dobry przyk³ad kraju europejskiego, w którym kwit³aby cywilizacja ³aciñska.
Dziêki mieszankom znajduje siê ona w stanie tak smutnym, i¿ nasuwa siê pyta- nie, gdzie w³aciwie jest w³aciwa cywi- lizacja ³aciñska? [Cywilizacja bizantyñ- ska, op. cit. s. 403]. Co wiêcej, upada na- wet wp³yw cywilizacji bizantyñskiej. Ko- neczny dostrzega wszêdzie jakie zagro-
¿enia: neopoganizm, faszyzm, hitleryzm, bolszewizm, socjalizm. ród³a wielu z nich upatruje w cywilizacji ¿ydowskiej.
Bez przesady mo¿na powiedzieæ pisze we wspomnianym dziele jako ¯y- dzi stawiali fundamenty pod Trzeci¹ Rze- szê i dopomogli gorliwie do wystawienia nowej armii niemieckiej. (...) Maksymal- ny rozwój socjalizmu w bolszewizmie sta- nowi triumf cywilizacji ¿ydowskiej, któ- rej kulturami s¹ wszystkie a wszystkie rodzaje socjalizmu (dlatego nie uda³ siê nigdzie «socjalizm chrzecijañski»). (...) skrajne od³amy socjalistyczne panoszy³y siê we Francji, przeginaj¹c przoduj¹cy w Europie kraj z coraz wiêksz¹ stanowczo-
ci¹ ku cywilizacji ¿ydowskiej. (...) Nie ma za w Europie kraju, w którym socja- lizm nie dobija³by siê do w³adzy. Zyskuje na tym cywilizacja ¿ydowska [Cywiliza- cja bizantyñska, op. cit., ss. 396, 393, 402
403]. Analizuj¹c sytuacjê narodów ba³- kañskich, Koneczny wyró¿nia S³oweñ- ców: Nie ma u nich wcale ko³ob³êdu, bo niemal ca³y naród jest katolicki i nale¿y stanowczo do cywilizacji ³aciñskiej. Od nich mog³oby wyjæ odrodzenie wszyst- kich tych narodów [Cywilizacja bizan- tyñska, op. cit., s. 401].
Jedyny ratunek dla odrodzenia Europy widzi Koneczny w restauracji czystej cywilizacji ³aciñskiej. W przeciwnym wypadku, gdy ulegnie ona cywilizacji tu- rañskiej i ¿ydowskiej, przestaniemy ist- nieæ jako narody i zmienimy siê w masy spadaj¹ce cywilizacyjnie coraz ni¿ej, a¿ do poziomu, na którym znajduj¹ siê obecnie ludy Azji Centralnej [Cywilizacja bizan- tyñska, op. cit., s. 403]. Podstawowym warunkiem zachowania cywilizacji ³aciñ- skiej jest powrót do jednolitej i jej w³aci- wej etyki katolickiej, domagaj¹cej siê prze- strzegania zasad moralnych w ¿yciu pu- blicznym. Na p³aszczynie politycznej sprzyjaæ temu mo¿e odchodzenie od cen- tralizacji ¿ycia spo³ecznego w kierunku au- tonomii. Gdyby we wszystkich pañstwach powsta³y silne stronnictwa autonomiczne, powsta³by tym samym ogólnoeuropejski obóz cywilizacji ³aciñskiej. Wystarczy³o- by! Reszta «by³aby przydan¹» [Cywiliza- cja bizantyñska, op. cit., s. 403].
Nauka czy ideologia?
Zainteresowanie Konecznego zagad- nieniem cywilizacji zrodzi³o siê na grun-
cie jego badañ historycznych. Dostrzega³ on bowiem potrzebê wyjcia poza trady- cyjne opisy procesów historycznych, kon- centruj¹ce siê na pañstwach i narodach, poprzez ujêcie ich dziejów w ramach ogól- niejszych struktur i prawid³owoci. Podej-
cie takie by³o, przynajmniej na gruncie polskim, niew¹tpliwie nowatorskie i an- tycypowa³o wspó³czesne nam dyskusje dotycz¹ce odmiennoci cywilizacyjnych, zw³aszcza w kontekcie zjawiska globa- lizacji. Wydaje siê przy tym, ¿e teoria Konecznego nosi wyrane cechy czasu i miejsca jej powstania. Wyrane zró¿nico- wanie kulturowe, jakie wystêpowa³o na ziemiach polskich w ci¹gu ostatnich stu- leci, mog³o stanowiæ dla tego badacza asumpt do wyró¿nienia czterech cywili- zacji: turañskiej, bizantyñskiej, ¿ydow- skiej i ³aciñskiej, a w dalszej konsekwen- cji do opracowania teorii wieloci cywili- zacji. Wspominaj¹c o przyczynach po- przestawania w swych badaniach niemal wy³¹cznie na cytowaniu cywilizacyj obec- nie istniej¹cych, Koneczny wymienia tak¿e tê jak j¹ nazywa natury prak- tycznej: Odgadn¹æ j¹ ³atwo, jeli siê zwa¿y, ¿e a¿ cztery z tych cywilizacyj, mianowicie turañska, bizantyñska, ¿y- dowska i ³aciñska maj¹ nie tylko siedzi- bê na obszarach pañstwa polskiego, ale mieszcz¹ siê poród narodu polskiego
[Ró¿ne typy, op. cit., s. 29].
Widaæ wyranie, ¿e pierwsze trzy z wymienionych cywilizacji traktowane s¹ przez Konecznego jako wrogie wobec cywilizacji ³aciñskiej, w ramach której umieszcza on naród polski. W wypadku cywilizacji turañskiej i bizantyñskiej wro- goæ ta jest bezporedni¹ pochodn¹ roli jak¹ odegra³y Rosja (zaliczona do tej pierwszej) i Niemcy, a zw³aszcza Prusy (zaliczone do tej drugiej). Odrêbnoæ na- rodu ¿ydowskiego opiera³a siê g³ównie na odmiennoci wyznawanej religii i obycza- ju tych warstw ¿ydowskich, które na te- renach polskich kultywowa³y swe naro- dowe tradycje. Podejmowane przez zabor- ców próby rusyfikacji i germanizacji na- rodu polskiego, jego kultury, edukacji i nauki, stanowi³y powa¿ne zagro¿enie dla istnienia to¿samoci narodowej Polaków.
Poniewa¿ dominuj¹c¹ religi¹ u zaborców rosyjskich by³o prawos³awie, a u zabor- ców niemieckich protestantyzm, katoli- cyzm zacz¹³ pe³niæ tak¿e rolê wyró¿nika narodowego, co prowadzi³o do znanej zbitki pojêciowej Polakkatolik. Kato- licyzm te¿ sta³ siê dla Konecznego g³ów- nym demiurgiem cywilizacji ³aciñskiej. I
choæ podkrela³ on, ¿e religia nie jest wy- ró¿nikiem okrelonej cywilizacji (wyj¹w- szy cywilizacje sakralne), to jednak czyni³ z religii katolickiej g³ówny filar cywiliza- cji ³aciñskiej. Wspomniane zagro¿enia, któ- re wystawi³y na próbê to¿samoæ narodo- w¹ Polaków, w sposób naturalny prowa- dzi³y do wytwarzania odruchów obronnych i kszta³towania postaw wrogoci wobec zaborców. W tym kontekcie naczelnym nakazem patriotycznym sta³ siê postulat nieprzyjmowania ¿adnych elementów kul- tury kraju zaborców, nawet tych nie maj¹- cych cile politycznego charakteru. Tak na przyk³ad, prenumerowanie niemieckich czasopism literackich w zaborze pruskim mog³o byæ widziane przez Polaków-patrio- tów jako przejaw postawy filogermañskiej, podobnie jak nauka jêzyka rosyjskiego traktowana by³a jeszcze w PRLu przez wielu Polaków jako wy³¹cznie przymus polityczny. Podobnie, postrzeganie dzia³al- noci ekonomicznej ¯ydów w Polsce jako zagro¿enia dla gospodarki narodowej zro- dzi³o os³awione has³o: Nie kupuj u ¯yda!.
Innymi s³owy, opracowana przez Ko- necznego teoria wieloci cywilizacji, z jej naczelnym prawem praw: Nie mo¿na byæ cywilizowanym na dwa sposoby [s.
316], nosi wyranie ideologiczny charak- ter. Nie jest te¿ pewnie rzecz¹ przypadku,
¿e jej autor sympatyzowa³ z Narodow¹ Demokracj¹, a przedstawiciele wspó³cze- snych nam nurtów nawi¹zuj¹cych do dzie- dzictwa tej formacji uwa¿aj¹ go za najwy- bitniejszego historyka polskiego ubieg³e- go stulecia . Jak ju¿ wspomniano, na zwol- nienie Konecznego z Uniwersytetu Wileñ- skiego istotny wp³yw mog³a mieæ jego
postawa polityczna, jego krytyczny stosu- nek do rz¹dów sanacyjnych. W Cywiliza- cji bizantyñskiej wystawi³ on tej formacji politycznej nastêpuj¹c¹ ocenê: Pi³sudczy- zna co do rozumu nie sta³a wcale wy¿ej od hitleryzmu i wprowadza³a najgorsz¹ turañ- szyznê w kraj, który móg³ siê rozwijaæ tyl- ko na podstawie cywilizacji ³aciñskiej
[Cywilizacja bizantyñska, op. cit., s. 401].
W tym miejscu mo¿e zrodziæ siê w¹t- pliwoæ: kto jest nosicielem kultury pol- skiej, jako jednej z mutacji cywilizacji ³a- ciñskiej? Wykluczaj¹c bowiem Polaków pochodzenia rosyjskiego, ukraiñskiego, bia³oruskiego, niemieckiego czy ¿ydow- skiego, a ponadto polskich socjalistów czy pi³sudczyków, musimy dojæ do bardzo ideologicznej i zawê¿onej koncepcji
prawdziwego Polaka, przypisuj¹cej atrybut polskoci jedynie czêci obywateli Drugiej Rzeczypospolitej.
Sam Koneczny traktowa³ sw¹ teoriê jako wprowadzenie do nauki o cywiliza- cji, mog¹cej wskazaæ kierunek nowej dro- gi dla pielgrzymuj¹cych do Prawdy [s.
320]. Ta nowa nauka, korzystaj¹ca z rze- telnej metody badawczej, mia³a umo¿liwiæ nie tylko historii, ale tak¿e innym naukom humanistycznym, wznieæ siê na ten po- ziom opisu i objaniania rzeczywistoci, który osi¹gnê³y wczeniej nauki przyrod- nicze. Mia³a dostarczyæ tak¿e uzasadnieñ o charakterze wiatopogl¹dowym, co by³o dotychczas domen¹ nauk przyrodniczych.
Proponowana metoda badawcza, zasto- sowana przez Konecznego najpe³niej w Cywilizacji bizantyñskiej, opiera siê na po- dejciu historycznoempirycznym. Nie- zwykle obszerna baza dostêpnych przeka- zów historycznych s³u¿y mu do tworzenia uogólnieñ formu³owanych w ramach przy- jêtej struktury pojêciowej i maj¹cych po- twierdzaæ g³ówne tezy jego teorii cywili- zacji. Jeli powiedzie siê wyjaniæ zagad- nienie ró¿noci cywilizacyj pisa³ w Za- koñczeniu do O wieloci cywilizacyj wyniknie z tego nowy widok historyi po- wszechnej, która musi okrelaæ stosunki wzajemne rozmaitych cywilizacyj [s.
318]. Ostateczn¹ weryfikacj¹ zapropono- wanej przez niego metody by³oby przed- stawienie opisu siedmiu istniej¹cych cywi- lizacji, co wymaga³oby siedmiu oddziel- nych dzie³. Zdecydowa³ siê opublikowaæ O wieloci cywilizacyj, sprawdziwszy przy- datnoæ swej metody do opisu cywilizacji
¿ydowskiej i bizantyñskiej.
Koneczny twierdzi³, ¿e dzieje po- wszechne trzeba traktowaæ jako dzieje walk cywilizacji i prób syntez cywilizacyjnych,
dzieje ich ekspansji i zaników, dzieje po- wstawania kultur i wzajemnego ich od- dzia³ywania w ³onie tej samej cywilizacji, lub te¿ ulegania cywilizacji obcej, a zatem dzieje wzajemnych wp³ywów cywilizacji, wp³ywów dodatnich i ujemnych. Histo- ria powszechna stanie siê histori¹ metod ustroju ¿ycia zbiorowego a w takim ra- zie obejmie na pewno wszystkie objawy historycznego ¿ycia, ca³¹ pe³niê tego ¿y- cia. [...] Dowiemy siê wreszcie, o co cho- dzi w tysi¹cleciach ludzkiej doli i niedoli (podkr. S.Z.) [s. 318].
Stefan Zabieglik Wydzia³ Zarz¹dzania i Ekonomii
Strzelec nie strzelaj Byków! Ani Lwów...
Mozesz do Lwic za to nie grozi nic.
Panna unikaj téte-a-téte z Rybami i Rakiem.
Bo Ryby to tylko na niby, a Rak byle jak!
Rak Bliniêtom nie po¿yczaj,
Skorpionowi lepiej oddaj, nie g³osuj na Barana.
Waga ogólnie OK, ale czeka ciê krótka podró¿. Otrzymasz wezwanie z izby skarbowej.
Baran przebi³e g³ow¹ mur i co?
Tak samo jest w s¹siedniej oborze...
Ryby masz ¿y³kê do po³ykania haczyka.
A mandat kredytowy zap³aæ!
Kozioro¿ec jeden skok do przodu a potem dwa w bok. Nigdy odwrotnie..!
Byk Byki musz¹ szczególnie uwa¿aæ. Coraz wiecej przychodzi na wiat dwug³owych ciel¹t...
Skorpion Panu Bogu wieczkê a diab³u
¿arówkê. Nikt Skorpiona nie pokona.
Bliniêta szczególnie syjamskie! Uwa¿aæ na anio³ów stró¿ów naturalnie syjamskich.
Wodnik ¿adnych byznesów z Ruskimi. ¯ycie po ¿yciu podobno istnieje, ale co to za ¿ycie?...
Lew nie zadawaj sie z Kozioro¿cem, bo to hiena.
Zrób dobry uczynek umiechnij siê do ¿ebraka.
Tadeusz Buraczewski Stowarzyszenie Absolwentów PG Ko³o SAR
Horos kop...
Z teki poezji
W
roku 1961 w Budapeszcie w okresie od 26 czerwca do 1 lipca odbywa³a siê II Miêdzynarodowa Konferencja IMEKO, na której pozna³em pana mgr. Ernesta Ni¿a³ow- skiego i odt¹d nawi¹za³a siê przyjañ. Pisuje- my do siebie, zw³aszcza z okazji wi¹t. Ju¿dawno zachêca³em pana Ernesta do spisania osobistych wspomnieñ, bowiem Jego ¿yciorys jest absolutnie niezwyk³y.
Ernest Ni¿a³owski z dum¹ nosi polski mun- dur wojskowy, który otrzyma³ przed rokiem wraz z nominacj¹ do stopnia porucznika.
To by³a dla mnie niezapomniana, wielka chwi- la wspomina kiedy po przesz³o szeæ- dziesiêciu latach znów mog³em za³o¿yæ mun- dur. W 1999 r, z okazji 60. rocznicy wybuchu II wojny wiatowej, sam prezydent RP Alek- sander Kwaniewski wrêczy³ mi Krzy¿ Kawa- lerski Orderu Zas³ugi RP. Jak¿e by³em wów- czas szczêliwy! Ale na pewno by³bym jesz- cze szczêliwszy gdybym tê radoæ móg³ po- dzieliæ ze swoj¹ ¿on¹, z któr¹ prze¿y³em w najwiêkszej zgodzie i mi³oci 42 lata, i gdyby mi zwrócono obywatelstwo polskie. Musia³em z niego zrezygnowaæ w 1946 r., pracuj¹c w wê- gierskim Ministerstwie Spraw Wewnêtrznych.
A moja matka, która by³a przecie¿ rodowit¹ Wêgierk¹ w³aciwie nigdy w Polsce nie miesz- ka³a i nie zna³a jêzyka polskiego, do koñca swego ¿ycia mia³a z racji ma³¿eñstwa z mym ojcem Polakiem obywatelstwo polskie. Na mar- ginesie dodam, ¿e mama nie zna³a polskiego, ojciec dopiero w starszym wieku jako tako na- uczy³ siê wêgierskiego, wiêc rodzice najczê-
ciej ze sob¹ rozmawiali po niemiecku. Dlate- go i my dobrze nauczylimy siê tego jêzyka.
Panie Ernecie, obchodzimy teraz 62.
rocznicê najazdu wojsk hitlerowskich na Pol-
skê. Okaza³o siê wówczas, ¿e Wêgrzy wbrew oficjalnej polityce pozostali wiernymi przyja- ció³mi Polaków i dziêki ich zdecydowanej po- stawie dziesi¹tki tysiêcy Polaków, wojskowych i cywilnych, ju¿ na pocz¹tku wojny przesz³o przez otwart¹ dla nich granicê z Wêgrami, znaj- duj¹c tu schronienie i wszelk¹ pomoc. Pan na- tomiast, mieszkaj¹c na sta³e w Budapeszcie wyruszy³ do Polski, aby tam walczyæ z oku- pantem niemieckim. Dlaczego?
Tu muszê siê cofn¹æ do historii mojej rodziny. Urodzi³em siê na Wêgrzech w 1915 r.
jako jedno z czworga dzieci moich rodziców, z których, jak ju¿ wspomnia³em, ojciec by³ Po- lakiem, za matka Mária Patka Wêgier- k¹. Ojciec pochodzi³ ze Lwowa, ale wychowa³ siê w³aciwie i skoñczy³ aerodynamikê w Wied- niu, dok¹d jego matka (moja babcia) musia³a wyjechaæ z dwoma synami w obawie przed aresztowaniem. Dziadek jako powstaniec zo- sta³ rozstrzelany. A ¿e tam by³ stryj ojca, który by³ genera³em armii austriackiej i szefem biu- ra marsza³ka senatu, ojciec móg³ ukoñczyæ ae- rodynamikê na politechnice w Wiedniu. Na za- proszenie wêgierskiego szlachcica Paula Sza- pary, którego ¿ona by³a Polk¹, przyjecha³ w 1908 r. do Budapesztu, aby tu budowaæ samo- lot. Po wybuchu I wojny pañstwo skonfisko- wa³o samolot wybudowany przez mego ojca, on sam natomiast dosta³ siê do armii cesarsko- królewskiej i walczy³ we W³oszech w artylerii górskiej. Po wojnie powróci³ do Budapesztu, ale aby utrzymaæ rodzinê, musia³ zmieniæ za- wód na z³otnika (zmar³ w 1945 r ju¿ po zakoñczeniu II wojny wiatowej). Po ojcu ca³a nasza rodzina mia³a obywatelstwo polskie, nie znalimy natomiast prawie wcale jêzyka pol- skiego. W szkole, zarówno podstawowej, jak i gimnazjum, które zreszt¹ koñczy³em eksterni- stycznie, poza naturalnie wêgierskim nauczy-
³em siê dobrze niemieckiego i francuskiego.
Polskiego za zacz¹³em siê uczyæ w³aciwie jako skaut, bo trzeba wiedzieæ, ¿e po wiato- wym Zjedzie Skautów w Gödöllö w 1933 r.
za³o¿ylimy przy Kociele Polskim dru¿ynê harcersk¹, któr¹ opiekowa³a siê 23. Warszaw- ska Dru¿yna Harcerska. Od niej to w 1935 r otrzymalimy sztandar. Z harcerzami jedzi- limy na obozy do Polski, m.in. do Pomiechów- ka, do Spa³y. Ju¿ wtedy dojrza³o we mnie po- stanowienie, ¿e po studiach (w 1936 r. skoñ- czy³em prawo cywilne) pojadê do Polski do wojska. W Warszawie, dok¹d siê zg³osi³em do komisji poborowej, skierowano mnie do lot- nictwa, zw³aszcza ¿e ju¿ na Wêgrzech skoñ- czy³em kurs szybowcowy kat. C. Dosta³em siê do V Pu³ku Lotniczego w Lidzie, gdzie uzy-
ska³em licencjê pilota na samoloty RWD 8 i PWS 26. Stamt¹d natomiast wys³ano mnie do Dêblina do Centrum Kszta³cenia Oficerów Lot- nictwa. W wojsku wszyscy koledzy nazywali mnie Magyarem. Ale byli tacy, którzy uwa¿ali mnie za wariata lub szpiega, no bo jak inaczej mo¿na by³o wyt³umaczyæ fakt, ¿e kto, kto nie musia³ odbywaæ s³u¿by wojskowej, a ja prze- cie¿ na sta³e mieszka³em za granic¹, zg³osi³ siê dobrowolnie do wojska. W 1938 r. dosta³em skierowanie do rezerwy, a za dobre spra- wowanie kordzik lotniczy i awans na pod- porucznika.
Kiedy w 1939 r. by³a mobilizacja do woj- ska, natychmiast zg³osi³em siê do Ambasady RP, dosta³em bilet i pojecha³em do Warszawy.
2 wrzenia dosta³em siê do pu³ku w Warsza- wie, sk¹d przewieziono nas do Modlina. My jednak, jako jednostka mieszana, nie stacjono- walimy w twierdzy, lecz poza jej murami. Za udzia³ w walkach w obronie Modlina dosta³em Krzy¿ Walecznych. 26 wrzenia zostalimy cofniêci do Warszawy, a 8 padziernika wziêci do niewoli. Niemcy wywieli nas do obozu w Marienburgu, sk¹d po 16 miesi¹cach uda³o mi siê zbiec. W Wiedniu zg³osi³em siê do Amba- sady Wêgierskiej, ale paszportu jako Polak nie dosta³em. Musia³em wiêc przejæ przez zielo- n¹ granicê. W Üjfalu zosta³em schwytany przez policjê wêgiersk¹. Pozwolono mi dobrze wy- pocz¹æ, najeæ siê, ale potem odstawiono do obozu wojskowego w Sárvárze. Na moj¹ pro- bê przeniesiono mnie do Budapesztu do 502.
Wêgierskiego Królewskiego Wojskowego Obozu dla Internowanych; po dwóch tygo- dniach pozwolono mi zamieszkaæ w domu.
Tylko raz w miesi¹cu przychodzi³em po ¿o³d.
W 1943 r dosta³em zezwolenie na pracê. Pra- cowa³em w Biurze Repatriacyjnym przy ulicy Andrassy. Wielokrotnie spotyka³em siê, a na- wet jedzi³em z Józefem Antallem seniorem, czêsto rozmawia³em z ks. Bé¹ Varg¹, zna³em p³k. Zoltána Baló. Kiedy wybuch³o powstanie w Warszawie, wysy³alimy tam du¿o broni.
Po wkroczeniu Rosjan dwukrotnie próbo- wano mnie wys³aæ na Syberiê, ale Bóg czuwa³ nade mn¹. Uda³o mi siê uciec. Tak samo cu- dem prze¿y³em w czasach Rakosiego prawie 6 lat ciê¿kiego wiêzienia, na które zamieniono wydany wczeniej na mnie wyrok mierci. Te lata najchêtniej wykreli³bym zupe³nie ze swej pamiêci. Widocznie i przez to musia³em przejæ.
Notowa³a: Alicja Nagy G³os Polonii
Jerzy Sawicki Wydzia³ Elektrotechniki i Automatyki
Wêgierski Polak
Pañstwo Ni¿a³owscy, czerwiec 1961 r.
Historia naturalna borowika szlachetnego króla grzybów
Po tej ogólnej prezentacji królewskiej rodziny czas na przedstawienie g³ównego bohatera i kilku jego krewnych z najbli¿- szej jednostki systematycznej rodzaju.
Borowik szlachetny (Boletus edulis) wystêpuje przewa¿nie w lasach miesza- nych oraz iglastych. Od pó¿nej wiosny do pónej jesieni wytwarza du¿e owocniki, sk³adaj¹ce siê z jasnobr¹zowego kapelusza (do 25 cm rednicy) oraz trzonu pokryte- go od szczytu do po³owy wysokoci (cza- sami 3/4) delikatn¹ jasn¹ siateczkê. Hyme- nofor jest rurkowaty, w kolorze jasnozie- lonym lub ¿ó³tozielonym. Pojedynczy
owocnik redniej wielkoci produkuje oko-
³o 5 milionów wrzecionowatych zarodni- ków, które maj¹ wymiary: 12-18 x 5-6 µm.
Mog¹ byæ zatem ogl¹dane wy³¹cznie przez mikroskop. Zarodniki roznosi wiatr zja- wisko to nosi nazwê anemochoria.
Bardzo podobny do króla grzybów
borowik usiatkowany (Boletus reticula- tus) owocnikuje oko³o dwa tygodnie wczeniej, nawet w koñcu maja. Kapelusz jest wypuk³y, matowy w kolorze jasnego ugru (piaskowy), w okresie suszy popê- kany na drobne poletka. Trzon, w kolorze kapelusza lub zwykle nieco janiejszy, jest
ca³kowicie pokryty drobn¹ siateczk¹. Rur- ki s¹ bia³e, z wiekiem zielonkawe. Zarod- niki s¹ wrzecionowate o wymiarach: 12- 18 x 4-6 µm. Gatunek wyrasta w widnych lasach liciastych pod dêbami i bukami oraz rzadziej w lasach iglastych.
Kolejnym przedstawicielem omawia- nego rodzaju jest borowik sosnowy (B.
pinicola). Nazwa gatunkowa jest nieco myl¹ca, bowiem wyrasta on nie tylko pod sosn¹, ale tak¿e pod bukiem. Kapelusz owocnika mo¿e osi¹gaæ do 30 cm redni- cy. Ma kolor br¹zowy z odcieniem ciem- nokarminowym. Masywny trzon pokryty
W
ród grzybów jadalnych najwiêk- sz¹ popularnoci¹ cieszy siê nie- w¹tpliwie prawdziwek, czyli borowik szlachetny. W okresie lata jesieni rzesze zbieraczy grzybów organizuj¹ wyprawy w celu zdobycia jego owocników. Dla wielu osób zupa z suszonych borowików stanowi bowiem tradycyjne danie poda- wane na wigilijny stó³. Nazwa jednego z rzêdów mikobioty borowikowce (Bo- letales), wywodzi siê od króla-borowika.Rz¹d ten tworz¹ cztery rodziny: borowi- kowate (Boletaceae), szyszkowcowate (Strobilomycetaceae), klejówkowate
(Gomphidiaceae) i krowiakowate (Paxil- laceae).
Grzyby nale¿¹ce do wymienionych ro- dzin stanowi¹ formy przejciowe pomiê- dzy be³dkowcami Agaricaceae (nale¿y do nich np. pieczarka polna) a ¿agwiowa- tymi Polyporaceae (grzyby te popularnie nazywane s¹ hubami). Przedstawiciele ro- dziny szyszkowcowatych wykazuj¹ pew- ne zwi¹zki z wnêtrzniakami (Gasteromy- cetes), które s¹ reprezentowane m.in. przez purchawki, têgoskóry i gwiazdosze. Wiêk- szoæ borowikowców posiada hymenofor rurkowaty, nieliczne gatunki blaszkowa-
ty, np. lisówka pomarañczowa (Hygropho- ropsis aurantiaca) i krowiak podwiniêty (Paxillus involutus), czyli olszówka.
Bardzo interesuj¹cym taksonem jest po- roblaszek ¿ó³toczerwony (Phylloporus rho- doxanthus). Owocnik posiada zbiegaj¹ce na trzon blaszki po³¹czone ¿eberkami, co nadaje hymenoforowi wygl¹d komórkowa- ty; gatunek ten stanowi ogniwo ³¹cz¹ce dwie rodziny: krowiakowate, do której na- le¿y, i borowikowate. Na zamieszczonym poni¿ej bardzo uproszczonym schemacie pokazano pokrewieñstwo borowika szla- chetnego z innymi grzybami w³aciwymi.
Klasa: IPodstawczaki (Basidiomycetes), IISkoczkowce (Chytri- diomycetes), IIILêgniowce (Oomycetes), IVStrzêpkowce (Hy- phochytriomycetes), VSprê¿niaki (Zygomycetes), VIW³osow- ce (Trichomycetes), VIIWorkowce (Ascomycetes), VIIIGrzy- by niedoskona³e (Deuteromycetes).
Pokrewieñstwo borowika szlachetnego (Boletus edulis) z innymi grzybami
Rodzaj: 1Borowik (Boletus), 2Kolarz (Leccinum), 3Pia- skowiec (Gyroporus), 4Borowiec (Boletinus), 5Malak (Suillus), 6Malaczek (Chalciporus), 7Zêbiak (Gyro- don), 8Goryczak (Tylopilus), 9Podgrzybek (Xeroco- mus).
jest na ca³ej d³ugoci jasn¹, drobn¹ sia- teczk¹. Rurki najpierw s¹ bia³e, nastêpnie przebarwiaj¹ siê na kolor oliwkowy.
Wrzecionowate zarodniki maj¹ wymiary:
12-18 x 4-6 µm.
Do niedawna w polskim pimiennic- twie mikologicznym ostatnie dwa gatun- ki traktowano jako odmiany (var.= varie- tas) borowika szlachetnego Boletus edu- lis var. reticulatus i Boletus edulis var. pi- nicolus. Obecnie wiêkszoæ mikologów przyznaje tym grzybom statusy odrêbnych gatunków. Malenie populacji wymienio- nych trzech taksonów sprawi³o, ¿e znala- z³y siê one na polskiej czerwonej licie
grzybów zagro¿onych, obok pieprznika jadalnego [kurki] (Cantharellus cibarius) i czubajki kani (Macrolepiota procera).
Innymi przedstawicielami rodzaju boro- wik s¹: borowik ponury (Boletus luridus) i borowik ceglastopory (B. erythropus).
Owocniki borowika ponurego mo¿na na- potkaæ w lasach liciastych z udzia³em buka i dêbu. Kapelusz dorasta do 23 cm redni- cy u dojrza³ych owocników jest nieco sp³aszczony, ma kolor zgni³obr¹zowy, rza- dziej ¿ó³topomarañczowy lub p³owoczer- wony. ¯ó³tawy, rdzawy lub brudnoczerwo- ny trzon jest doæ masywny, na ca³ej d³u- goci pokryty rdzaw¹ siateczk¹. Uszkodzo- ne owocniki przebarwiaj¹ siê na kolor nie- bieski, przechodz¹cy w szarozielony. Bo- rowik ceglastopory wystêpuje zarówno w lasach iglastych (zwykle pod wierkami), jak i w liciastych (najczêciej pod buka- mi). Owocniki przypominaj¹ wygl¹dem poprzednio opisany gatunek, ale na trzo- nie zamiast siateczki posiadaj¹ masê drob- nych czerwonych ziarenek. Uszkodzony owocnik przebarwia siê na kolor ciemno- b³êkitny. Ró¿ne ród³a podaj¹ sprzeczne dane o przydatnoci obu tych gatunków bo- rowików dla celów spo¿ywczych: jedni au- torzy uznaj¹ je za jadalne, inni za niejadal- ne, a nawet lekko truj¹ce. Jedno jest pew- ne: niedogotowane owocniki s¹ truj¹ce, a
poza tym ciê¿kostrawne. Ciekawostk¹ jest wystêpowanie borowika ponurego pod dê- bami w parku na terenie Politechniki Gdañ- skiej. Oba ostatnie gatunki czêsto mylone s¹ z borowikiem szatañskim (B. satanas), którego w Polsce uznano za takson wymar-
³y (Ex-extinct) nie widziano go tu od prze- sz³o æwieræ wieku. Borowik szatañski jest gatunkiem ciep³olubnym, wyrasta na gle- bach wapiennych w widnych lasach licia- stych, np. d¹browach.
Kolejnymi gatunkami nale¿¹cymi do omawianego rodzaju s¹: borowik grubo- trzonowy (Boletus calopus) oraz borowik omglony (B. pulverulentus). Pierwszy z wymienionych gatunków wystêpuje w la- sach iglastych, przede wszystkim górskich.
Kapelusz osi¹ga do 15 cm rednicy, jest wypuk³y z wiekiem sp³aszczony, lekko zamszowy w kolorze szarobe¿owym lub szarooliwkowym. Trzon jest du¿y, zgrubia-
³y, amarantowo- lub krwistoczerwony, ja- sno¿ó³ty u szczytu. Trzon w górnej czêci pokryty jest bia³aw¹ siateczk¹, a u do³u ja- snoczerwon¹. Grzyb nie zawiera toksyn, lecz nie jest zbierany z powodu gorzkiego samku. Borowik omglony, zwany tak¿e bo- rowikiem siniej¹cym, zaliczany jest przez niektórych mikologów do rodzaju Xeroco- mus podgrzybek. Owocniki napotykano na ró¿nych siedliskach: pod drzewami li-
ciastymi i iglastymi, w widnych lasach i na ich brzegach. Dojrza³y owocnik ma ka- pelusz 4-15cm rednicy p³aski, niekiedy wklêniêty do rodka, matowy w kolorze brudno¿ó³tym lub oliwkowordzawym.
Trzon jest ¿ó³tawy lub ¿ó³tobr¹zowy, u pod- stawy br¹zowoczerwonawy. Uszkodzony owocnik bardzo szybko przebarwia siê na kolor ciemnob³êkitny. Gatunek jest jadalny, lecz zaliczany do grupy grzybów rzadkich, dlatego zas³uguje na szczególn¹ ochronê.
Wszystkie opisane powy¿ej taksony wystêpuj¹ na obszarze Lasów Oliwskich, a trzy gatunki borowika: szlachetny, usiat- kowany i sosnowy s¹ intensywnie pozy- skiwane dla celów konsumpcyjnych. Do pocz¹tku lat 90. XX w. sporadycznie na- potykano tu borowika ciemnobr¹zowe- go (Boletus aereus), zaliczanego do gru- py gatunków górsko-podgórskich. Jest on podobny do borowika usiatkowanego, od którego ró¿ni siê m.in. czekoladowobr¹- zowym kolorem kapelusza oraz rdzawo- br¹zowym trzonem. Wystêpuje g³ównie pod rodzimymi dêbami.
Borowiki nale¿¹ do grzybów wielko-***
owocnikowych (macromycetes), które w Polsce obejmuj¹ przesz³o 4000 gatunków.
Rz¹d borowikowce (Boletales) liczy po- nad 200 gatunków. Dotychczas poznano 45 gatunków nale¿¹cych do rodzaju Bo- letus wiele z nich zachwyca piêknymi kolorami owocników, np. borowik ¿on- kilowy (B. junquilleus), borowik królew- ski (B. regius) i borowik purpurowy (B.
rhodoxanthus); ostatni gatunek mylony jest z borowikiem szatañskim. Wiêkszoæ z nich nale¿y do taksonów kosmopolitycz- nych i zwi¹zana jest z ciep³ymi rejonami strefy umiarkowanej. Wszystkie gatunki borowików s¹ grzybami mikoryzowymi (symbiotroficznymi ryzobiontami), tzn.
wchodz¹cymi w zwi¹zki symbiotyczne z korzeniami drzew. Dlatego nie jest mo¿liwa ich hodowla, analogiczna do uprawy pieczarki, boczniaka czy pier-
cieniaka.
Choæ wiele grzybów, m.in. z rodzaju Boletus, swoj¹ urod¹ niew¹tpliwie prze- wy¿sza borowika szlachetnego, ten pozo- staje nadal ich niekwestionowanym kró- lem i nie obawia siê detronizacji. Zbie- raczom grzybów ¿yczê udanych spotkañ z królem grzybów i apelujê o oszczê- dzanie wszystkich gatunków mikobioty i tych jadalnych, i tych nienadaj¹cych siê do konsumpcji.
Marcin Stanis³aw Wilga Wydzia³ Mechaniczny Rysunki: autor P.S. Bardzo ¿a³ujê, ¿e nie mogê zamie-
ciæ barwnych zdjêæ tych wspania³ych grzybów, w wersji czarno-bia³ej s¹ tylko nêdzn¹ namiastk¹. St¹d w ich miejsce za- mieci³em rysunki.
Borowik sosnowy
(Boletus pinicola) Borowik szlachetny (Boletus edulis)
Podgrzybek paso¿ytniczy (Xerocomus parasiticus)
Borowik usiatkowany (Boletus reticulatus)