• Nie Znaleziono Wyników

Który mamy rok?

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Który mamy rok?"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

J

est rzecz¹ powszechnie znan¹, ¿e dobrze uro- dzonej myszy, wykszta³conej i ciekawej œwia- ta, do szczêœcia brak tylko dobrej bilioteki.

Historia mysiego rodu zna tysi¹ce wybitnych postaci, które dziêki wszechstronnemu wy- kszta³ceniu, ogromnym zdolnoœciom i mozol- nej pracy opracowa³y bezcenne papirusy, rêko- pisy, starodruki i ksi¹¿ki. Ich postacie, troskli- wie pochylone nad manuskryptami, ca³kowicie zatopione w lekturze, ci¹gle jeszcze mo¿emy podziwiaæ w Galerii Wielkich Przodków.

Poprawmy wiêc okulary i snujmy nasze rozwa¿ania dalej.

Mo¿na by tu pokusiæ siê o retoryczne py- tanie – kto by³ pierwszy: myszy, czy bibliote- ki? Jak ju¿ s³usznie zauwa¿yli staro¿ytni, ma- nifestior rest est, ut demonstranda sit. **

Nasi wielcy antenaci zapisali siê z³otymi zg³oskami w dziejach nauki. Nie wszyscy przedstawiciele mysiego rodu mogli wszelako¿

poœwiêciæ siê sprawom nauki i postêpu. Tylko jednostki wybitne, wykszta³cone, œmia³o to sobie powiedzmy – genialne – mog³y poœwiê- ciæ swe ¿ycie temu wielkiemu pos³annictwu, dzia³aj¹c ku chwale ca³ego mysiego rodu. Zna- komita wiêkszoœæ naszego spo³eczeñstwa wio- d³a jednak inne ¿ycie, pracuj¹c ciê¿ko w polu, czy w miastach. Wszyscy jednak zawszeœmy ogromnie cenili i kochali naszych mysich lu- minarzy, uczonych i eksplorerów.

Wypada³oby w tym miejscu zaprezentowaæ wreszcie bogat¹ mozaikê typów naszego mysie- go spo³eczeñstwa. Voila, oto my, myszy œwiata.

Mus bibliothecalis*, czyli mysz bibliotecz- na – wybitny przedstawiciel gatunku, pracuj¹- cy niestrudzenie od tysiêcy lat, nielicz¹cy na- wet na wdziêcznoœæ postronnych. Myszy tego gatunku swe wielkie dzie³o rozpoczê³y bardzo

dawno temu, gdy jeszcze nie by³o bibliotek, zbli¿onych kszta³tem do tych, które znamy dziœ. Wielkie zwoje papirusowe, tabliczki gli- niane, rêkopisy na skórze, papierze, korze; chiñ- skie ksi¹¿ki pisane na drewnie... Pocz¹tki by³y bardzo trudne. Czeka³a nas ogromna praca.

Nale¿a³o dostosowaæ programy nauczania do nowych zadañ, które na nas czeka³y. Koniecz- noœci¹ sta³a siê bardzo dobra znajomoœæ wielu jêzyków obcych, alfabetów i pism; prowadze- nie wielu, zakrojonych na szerok¹ skalê, badañ naukowych. Nasi uczeni pracowali z wielkim oddaniem, zajmuj¹c siê dos³ownie wszystki- mi dziedzinami wiedzy. Krok po kroku pozna- wali ró¿ne materia³y, na których zapisywano, a z czasem – drukowano ksi¹¿ki, a tak¿e ró¿ne techniki. Powstaj¹ce z czasem biblioteki te¿

by³y dla nas ogromnym wyzwaniem. Nieste- ty, projektanci budynków zapominali o na- szych potrzebach i mo¿liwoœciach, a i sam spo- sób przechowywania ksi¹¿ek, tudzie¿ dostêp do nich, by³y dla nas ogromnie uci¹¿liwe.

Mimo ¿e na swej drodze spotykaliœmy tysi¹ce przeszkód, pracowaliœmy niestrudzenie dalej.

I tak, ogromnym zagro¿eniem, powoduj¹cym masê dodatkowych stresów, a nawet ogromne straty w myszach, by³o wpuszczenie do biblio- tek kotów. By³a to decyzja na tyle nieprze- myœlana, co szkodliwa. Te mi³e sk¹din¹d zwie- rzêta zupe³nie nie rozumia³y, ¿e nie powinny nam przeszkadzaæ w pracy, nie mówi¹c ju¿ o czêstych aktach terroru i agresji. Nasze uczo- ne myszy mo¿na by³o spotkaæ w wielu najsza- cowniejszych bibliotekach ca³ego œwiata. Po- trafi³y siê one przystosowaæ do ka¿dych wa- runków, gdy¿ sapientis est temporibus cede- re***. Skromne, ciche, pracowite, o ujmuj¹cym sposobie bycia, potrafi³y wspaniale ³¹czyæ pracê naukow¹, która by³a ich prawdziw¹ pasj¹, z

¿yciem prywatnym. Dla dobra sprawy, ca³e ro- dziny przenosi³y siê do bibliotek. Pomimo ¿e by³y to jednostki genialne, potrafi³y zawsze pracowaæ zespo³owo. Oddane ca³ym sercem swej pracy, potrafi³y zawsze poradziæ sobie z ka¿dym problemem.

Mija³y lata, wieki, a nawet ca³e tysi¹clecia i wreszcie nasza ogromna praca by³a coraz bar- dziej zauwa¿alna. Powoli znika³y nieopracowa- ne jeszcze dziedziny nauki. Przyjrzyjmy siê wiêc wnikliwie ich pracy. Zwoje papirusów, hierogli- fy egipskie i meroickie, hetyckie, kreteñskie;

pismo Majów i Azteków, chiñskie, indyjskie, klinowe, fenickie; wszelkie inskrypcje, oraz wiele, wiele innych najdawniejszych pism. Po- tem – rêkopisy greckie, rzymskie, œredniowiecz- ne (i tu proszê nie myliæ pisma merowiñskiego z wczeœniejszym meroickim!), wszelkie kodek-

sy, ksiêgi, psa³terze, modlitewniki; tysi¹ce no- tacji muzycznych (ot, na przyk³ad dazjañskich, neumatycznych, czy mensuralnych)... Osobnym tematem by³y przepiêkne ilustracje, a nawet same oprawy rêkopisów i ksi¹g. Dzie³a te mia-

³y najczêœciej znacznie wiêksze rozmiary ni¿ zna- ne nam dziœ ksi¹¿ki, mimo to szybko przyzwy- czailiœmy siê do opraw karoliñskich, koptyj- skich, o³tarzowych, czy nawet klejnotowych.

Ach, czegó¿ ci ludzie nie wymyœlali! Sen z po- wiek spêdza³y nam jednak oprawy sakwowe, perskie kopertowe, czy gotyckie, które mia³y bardzo ciê¿kie okucia metalowe. Praca przy ich opracowywaniu ³¹czy³a siê z cyrkowymi wrêcz akrobacjami i wymaga³a du¿ego wysi³ku z na- szej strony. Nasze towarzystwa ubezpieczenio- we za¿¹da³y, by myszy–bibliotekarze przecho- dzi³y dodatkowe szkolenia fizyczne (kurs wspi- naczkowy, wszelkie æwiczenia ruchowe, biegi, podnoszenie ciê¿arów i wiele innych). Wiado- mo, jak to bywa z kondycj¹ fizyczn¹ naukow- ców! Byliœmy zawsze niekwestionowanymi eks- pertami, którzy znali siê na wszystkich znakach wodnych, pieczêciach, exlibrisach, sygnetach drukarskich, czy znakach w³asnoœciowych. Bi- blioteki nie mia³y i nie maj¹ dla nas tajemnic, bo jesteœmy – tak jak mole ksi¹¿kowe– nie tyl- ko znawcami, ale i mi³oœnikami ksi¹¿ek.

Azali¿ ¿y³y myszy tylko wœród ksi¹¿ek?

Zdecydowanie nie. Innym malowniczym ty- pem, wyró¿niaj¹cym siê w mysiej spo³eczno-

œci jest mus nauta*, czyli mysz – ¿eglarz. My- szy te by³y wspania³ymi eksplorerami, odkry- wa³y nowe l¹dy, a wielkie odkrycia geograficz- ne sta³y siê ich udzia³em. Odwa¿nie przemie- rza³y morza i oceany, cierpi¹c niedogodnoœci d³ugich podró¿y; opracowa³y mapy dziewi- czych terenów. Gardz¹c wszelkim niebezpie- czeñstwem – tak ze strony szalej¹cych burz, jak i dzikich ludów – œmia³o wyrusza³y na od- krywcze wyprawy. Plonem tych wêdrówek by³y wspania³e opracowania naukowe, które przynosi³y im wielk¹ s³awê. Jednak¿e, wielu

Wigilijne dywagacje myszy bibliotecznej

Exlibris Tow. Mi³oœników Ksi¹¿ki w Krakowie

La Fontaine: Baœnie, 1949. Litografia Fischera

(2)

mysich ¿eglarzy zap³aci³o za sw¹ pasjê najwy¿- sz¹ cenê, ale pamiêæ o nich i ich wspania³ych czynach jest ci¹gle jeszcze ¿ywa wœród nas.

Istoty nie¿yczliwe myszom wydzielaj¹ kolej- ny typ osobowoœci, twierdz¹c, ¿e mamy w swo- ich szeregach nieodpowiedzialny element. Mus litigator*, mysz–awanturnik. To czyste pomówie- nie, bo przypadek nijakiego Popiela nie mo¿e byæ traktowany jako argument w powa¿nej dyskusji akademickiej. Wspominamy jednak o tej spra- wie, by uczciwie przedstawiæ nasz ma³y œwiatek.

Mo¿emy byæ dumni z naszych artystów.

Mus artifex*, mysz artysta, to osobnik wystê- puj¹cy przed szerok¹ publicznoœci¹ na ca³ym

œwiecie. Któ¿ dziœ nie zna Myszki Miki, czy nie s³ysza³ o Jerrym, koledze Kota Toma? Praw- da? A nasi znawcy ornamentów ksi¹¿kowych, drzeworytów, grafiki? A nasi konserwatorzy sztuki? Któ¿ inny, jak nie oni, potrafi³ odkry- waæ subtelne ró¿nice pomiêdzy ró¿nymi stary- mi szko³ami miniatur, sztychów, czy obrazów?

Bez ich ogromnej wiedzy pró¿no by dziœ by³o mówiæ o opracowaniu ca³ych dzia³ów sztuki.

A mus experimentalis*, mysz doœwiadczal- na? Przedstawiciele tego gatunku maj¹ nieoce- nione zas³ugi dla medycyny, gdy¿ poœwiêcaj¹ swe cenne mysie ¿ycie na o³tarzu nauki. Po- chylmy przed nimi czo³a.

Jak ju¿ wczeœniej wspomniano, nie wszyst- kie myszy mia³y szansê, by pracowaæ nauko- wo, odkrywaæ nowe l¹dy, wystêpowaæ na sce- nie, czy braæ udzia³ w doœwiadczeniach.

Ogromna wiêkszoœæ mysiego spo³eczeñstwa trudni siê rolnictwem i leœnictwem (mysz po- lna, apodemus agraris, mysz leœna, apodemus flavicollis, oraz mysz zaroœlowa, apodemus sylvaticus). To dziêki ich znojnej pracy mamy plony i piêknie zadbane lasy.

Jest te¿ mysz domowa, mus musculus i mysz koœcielna, mus ecclesiasticus*, ale ta ostatnia, biedaczka, jest zbyt zestresowana i nie ma z niej wiêkszego po¿ytku. Nie mo¿emy te¿ zapominaæ o bia³ych myszkach, Albi muri*, czasem pojawiaj¹ siê co poniektórym po tak zwanym spo¿yciu.

Ostatnio pojawi³a siê te¿ mysz kompute- rowa, mus computatorius*, twór zdecydowa- nie sztuczny, typowy uzurpator, który wszê- dzie siê panoszy.

Tak oto, w wielkim skrócie, przedstawia siê nasze mysie spo³eczeñstwo. Dobry to ludek, pracowity, skromny i zdecydowanie niedoce- niany za swoje wielkie zas³ugi.

* okreœlenie w³asne autorki

** jest to aksjomat zbyt oczywisty, ¿eby trzeba by³o udowadniaæ

*** mêdrca cechuje umijêtnoœæ dostosowania siê do okolicznoœci

Iwona Alaaie Biblioteka G³ówna

K

oniec roku dostarcza okazji do przypomnienia regu³y ustalaj¹cej brzmienie liczebników porz¹dkowych.

Wielu Polaków ma z tym k³opoty, zw³asz- cza w wypadku liczebników wielocz³ono- wych. Najczêœciej spotykanym przyk³adem mo¿e byæ niepoprawna forma: dwutysiêcz- ny drugi. S³yszymy j¹ nierzadko w wypo- wiedziach osób wystêpuj¹cych publicznie, jak polityków, dziennikarzy, uczonych i in- nych, którzy, nie dbaj¹c o swój jêzyk, przy- czyniaj¹ siê do upowszechniania b³êdów jêzykowych. Siêgnijmy zatem do regu³ po- prawnoœciowych odnosz¹cych siê do li- czebników porz¹dkowych.

Formê porz¹dkow¹ w liczebnikach wielocz³onowych przyjmuj¹ tylko sk³ad- niki oznaczaj¹ce jednostki i dziesi¹tki, np.

pierwszy, drugi, trzeci, dziewiêtnasty, dwudziesty pi¹ty, dziewiêædziesi¹ty dzie- wi¹ty. Jeœli w liczebniku wielocz³onowym nie wystêpuj¹ dziesi¹tki ani jednostki, wówczas sk³adnik oznaczaj¹cy setki, ty- si¹ce itd. przyjmuje formê liczebnika po- rz¹dkowego, np. setny, dziewiêæsetny, ty- siêczny (albo tysi¹czny), dwutysiêczny, dziesiêciotysiêczny, stutysiêczny, milio- nowy etc. W pozosta³ych wypadkach sto- sujemy podan¹ wy¿ej regu³ê. Tak wiêc, poprawnymi formami s¹: sto dwudziesty pi¹ty, trzysta piêædziesi¹ty pi¹ty, tysi¹c dziewiêæset dziewiêædziesi¹ty dziewi¹ty, milion pierwszy itp.

Zgodnie z powy¿szym, wszyscy Pola- cy mówili prawid³owo: rok tysi¹c dziewiêæ- set dziewiêædziesi¹ty dziewi¹ty (nie: tysi¹- czny dziewiêæsetny dziewiêædziesi¹ty dzie- wi¹ty). Potem jednak przyszed³ rok dwu- tysiêczny i czêœæ Polaków tak przyzwycza- i³a siê do tej formy, ¿e “z poœlizgiem” za- czê³a u¿ywaæ formy niepoprawnej: dwu- tysiêczny pierwszy. Si³¹ swoistej inercji mówi¹ oni, ¿e obecnie mamy rok dwuty- siêczny drugi.

Pamiêtajmy zatem, ¿e formami popraw- nymi s¹ nastêpuj¹ce nazwy liczebników:

dwa tysi¹ce drugi, dwa tysi¹ce trzeci, dwa tysi¹ce dziesi¹ty, dwa tysi¹ce trzydziesty pi¹ty itd. W wypadku deklinacji odmienia- my sk³adniki oznaczaj¹ce jednostki i dzie- si¹tki. A zatem: “Projekt powinien zostaæ

Dbajmy o jêzyk!

Który mamy rok?

zrealizowany do dwa tysi¹ce jedenastego roku”; “Termin zakoñczenia projektu up³y- wa w dwa tysi¹ce dwudziestym drugim roku”; “Musimy ukoñczyæ ten projekt przed dwa tysi¹ce dziesi¹tym rokiem”.

Dodajmy równie¿, ¿e niepoprawne jest oznaczanie roku liczebnikiem g³ównym.

Zgodnie z podan¹ wy¿ej zasad¹, w liczeb- nikach wielocz³onowych sk³adniki przy- bieraj¹ce postaæ porz¹dkow¹ podlegaj¹ odmianie. Zamiast wiêc: “Pracujê na PG od roku dwa tysi¹ce jeden”, powinniœmy powiedzieæ poprawnie: “Pracujê na PG od roku dwa tysi¹ce pierwszego”.

Korzystaj¹c z okazji, ¿yczê wszystkim Czytelnikom “Pisma PG” udanego dwa tysi¹ce trzeciego roku!

PS. Dla tych, którzy preferuj¹ naukê w l¿ejszej formie, za³¹czam okolicznoœcio- wy wierszyk

Okolicznoœciowy wierszyk

Ach, jak ten czas do przodu wci¹¿

niemi³osiernie leci!

Na horyzoncie oto ju¿, rok dwa tysi¹ce trzeci.

Ciesz¹ siê starzy, m³odzi, no a ju¿ najbardziej dzieci,

¿e oto znów jest nowy rok, rok dwa tysi¹ce trzeci.

Czy nasza gwiazda bêdzie wci¹¿

na niebie jasno œwieciæ tak¿e przez ca³y nowy rok, rok dwa tysi¹ce trzeci?

Niech bêdzie to pogodny rok bez burz i bez zamieci!

Niech Wam przyniesie szczêœcia moc rok dwa tysi¹ce trzeci!

Co do mnie, przyznaæ muszê, ¿e nie mia³bym nic naprzeciw, abym za rok po¿egnaæ móg³ rok dwa tysi¹ce trzeci!

Stefan Zabieglik Wydzia³ Zarz¹dzania i Ekonomii Od Redakcji: Autor prowadzi zajêcia z przedmiotu Kultura jêzyka polskiego na Wy- dziale ETI.

(3)

G³ówne cywilizacje wspó³czesne

Przyjmuj¹c cechy ró¿nicuj¹ce cywili- zacje, Koneczny dokonuje krótkiej charakterystyki g³ównych cywilizacji ist- niej¹cych w obecnych czasach. Jego zda- niem jest ich siedem: 1. ¿ydowska, 2. bra- miñska [hinduska], 3. chiñska, 4. turañ- ska [mongolska], 5. arabska, 6. bizan- tyñska, 7. ³aciñska. W rozdziale stanowi¹- cym próbê systematyzacji dzieli je naj- pierw na dwie grupy: sakralne (¿ydowska i bramiñska) oraz niesakralne. Tê drug¹ dzieli z kolei na cywilizacje z supremacj¹ si³ fizycznych i z supremacj¹ si³ ducho- wych. Do tej ostatniej kategorii zalicza tylko cywilizacjê ³aciñsk¹. Pozosta³e – tzn.

turañsk¹, arabsk¹, chiñsk¹ i bizantyñsk¹

– dzieli wed³ug tego, czy ¿ycie publiczne jest w nich oparte na prawie prywatnym, czy na prawie publicznym (bizantyñska).

Wœród tych pierwszych wyró¿nia z kolei ustrój obozowy (turañska) i spo³eczny. Na koniec dzieli cywilizacje z ustrojem spo-

³ecznym wed³ug kryterium prawa ma³¿eñ- skiego, wyró¿niaj¹c tê, która uznaje pe³- n¹ poligamiê (arabska), od tej, w której wystêpuje po³owiczna poligamia (chiñ- ska). Wed³ug takiej klasyfikacji, cy- wilizacja chiñska jest niesakralna, z su- premacj¹ si³ fizycznych, ¿ycie publiczne opiera siê w niej na prawie prywatnym (pañstwo bezetyczne i antropolatryczne), ustrój jest spo³eczny (rodowy), a prawo ma³¿eñskie dopuszcza “po³owiczn¹ poli- gamiê”. Natomiast do wyró¿nienia cywi- lizacji ³aciñskiej wystarczy nastêpuj¹ca charakterystyka: cywilizacja niesakral- na z supremacj¹ si³ duchowych.

Postêpuj¹c w odwrotnym kierunku, tzn. wychodz¹c od cechy najogólniejszej, Koneczny okreœla cywilizacjê ³aciñsk¹ ja- ko charakteryzuj¹c¹ siê nastêpuj¹cymi cechami: emancypacja si³ duchowych, swoboda w ¿yciu spo³ecznym (przeci- wieñstwem “gnêbienie” spo³eczeñstwa w cywilizacji bizantyñskiej), odrêbne prawo publiczne (pañstwo oparte na spo³e- czeñstwie, a ¿ycie publiczne wymaga ety- ki) i emancypacja rodziny. Cywilizacja

³aciñska jest równie¿ najbardziej zaawan- sowana pod wzglêdem czasomiernictwa.

Posiada ona bowiem nie tylko kalendarz (jak bramiñska), cykle (jak chiñska i tu- rañska), erê (jak arabska i bizantyñska), ale tak¿e umo¿liwia opanowywanie cza-

su, wykorzystuje pojêcie terminu oraz posiada œwiadomoœæ historyczn¹. W ra- mach cywilizacji ³aciñskiej wystêpuje te¿

poczucie narodowe.

Koneczny uwa¿a, ¿e ka¿da cywiliza- cja przechodzi w swym rozwoju przez ró¿ne szczeble. Tym samym, dana cywi- lizacja mo¿e wystêpowaæ w stanie prymi- tywnym lub w stanie rozkwitu, zmienia- j¹c siê tylko pod wzglêdem iloœciowym i pozostaj¹c ci¹gle t¹ sam¹. Zmiany jako-

œciowe, maj¹ce Ÿród³a wewnêtrzne lub zewnêtrzne, mog¹ prowadziæ do rozwoju albo degeneracji; jeœli nie naruszaj¹ one cechy naczelnej, wtedy mo¿liwa jest zmia- na (modyfikacja) cywilizacyjna. Na przy- k³ad, ¯ydzi europejscy wprowadzili zmia- ny w ich prawie ma³¿eñskim (pierwotnie poligamicznym), nie naruszaj¹c sakralne- go charakteru ich cywilizacji. W ramach danej cywilizacji mo¿e wystêpowaæ te¿

mniejsze lub wiêksze zró¿nicowanie kul- turowe. Tak na przyk³ad, w ramach cywi- lizacji ³aciñskiej wyró¿niæ mo¿na kulturê polsk¹, w turañskiej – kulturê tureck¹, w chiñskiej – kulturê japoñsk¹, w arabskiej

– kulturê mauretañsk¹, w ¿ydowskiej – kulturê amerykañsko–¿ydowsk¹, w bizan- tyñskiej – kulturê niemiecko–bizantyñsk¹ itp.Cywilizacje oddzia³uj¹ na siebie, d¹¿¹ do ekspansji, rywalizuj¹ i walcz¹ ze sob¹.

Inaczej popadaj¹ w nihilizm i degenera- cjê. “Wszelka cywilizacja ¿ywotna, nie obumieraj¹ca, jest zaczepn¹ – twierdzi Koneczny. – Walka trwa, dopóki jedna z walcz¹cych cywilizacyj nie zostanie uni- cestwiona” [ss. 312–313]. Walka miêdzy cywilizacjami mo¿e przebiegaæ na tym samym terenie; na przyk³ad w Polsce cy- wilizacje ¿ydowska, bizantyñska i tu- rañska walcz¹ z ³aciñsk¹. “Synteza mo¿- liw¹ jest tylko pomiêdzy kulturami tej sa- mej cywilizacji, lecz miêdzy cywilizacja- mi ¿adn¹ miar¹. (...) Nie ma syntez, s¹ tylko truj¹ce mieszanki. Ca³a Europa cho- ruje obecnie na pomieszanie cywilizacyj;

oto przyczyna wszystkich a wszystkich

«kryzysów». Jak¿e¿ bowiem mo¿na za- patrywaæ siê dwojako, trojako (a w Pol- sce nawet czworako) na dobro i z³o, na piêkno i szpetnoœæ, na szkodê i po¿ytek, na stosunek spo³eczeñstwa i pañstwa, pañ- stwa i Koœcio³a; jak¿e¿ mo¿na mieæ rów- noczeœnie czworak¹ etykê, czworak¹ pe-

dagogiê?! T¹ drog¹ popaœæ mo¿na tylko w stan acywilizacyjny, co mieœci w sobie niezdatnoœæ do kultury czynu. Nastêpuje krêcenie siê w kó³ko po³¹czone ze wza- jemnem z¿eraniem siê. Oto obraz dzisiej- szej Europy!” – pisa³ Koneczny w 1935 r.

[ss. 313 i 315].

Polski uczony odrzuca zdecydowanie teoriê Oswalda Spenglera (1880–1936) o upadaniu cywilizacji wskutek staroœci, wskazuj¹c na cywilizacjê ¿ydowsk¹ i chiñsk¹. Niebezpieczeñstwo widzi nato- miast w “zatruciu pomieszaniem cywili- zacyjnym”. Upadek mo¿e nast¹piæ z ka¿dego szczebla rozwoju, gdy dojdzie do zepsucia struktury danej cywilizacji.

Za najwy¿sze ze sformu³owanych przez siebie praw historycznych Konecz- ny uwa¿a twierdzenie podsumowuj¹ce O wieloœci cywilizacyj, bêd¹ce dlañ “prawem praw”, a zarazem stanowi¹ce jego “doro- bek i wynik prac ca³ego ¿ycia”: “Nie mo¿- na byæ cywilizowanym na dwa sposo- by” [s. 316].

Teoria cywilizacji jako historiozofia

Naukê o cywilizacji traktowa³ Konecz- ny jako “wy¿sze piêtro historii”. Ju¿ pod- czas wyk³adu wstêpnego na UWil. stwier- dzi³, ¿e “dzieje powszechne mo¿na bêdzie uk³adaæ dopiero na tle walk cywilizacyj- nych” i dopiero wtedy “mêtn¹ i nijak¹”,

“rzekom¹ historiê kultury”, zast¹pi “jasna nauka o cywilizacjach, jako wynik wsze- lakiej rozmaitoœci dociekañ historycz- nych, jako najwy¿szy szczebel nauki hi- storycznej” [Polskie Logos i Ethos, 1921, t. I, s. 28].

Teoriê wy³o¿on¹ w O wieloœci cywili- zacyj Koneczny traktowa³ jako podstawê dla opisu ró¿nych cywilizacji. Nosi³ siê z zamiarem opracowania monografii po-

œwiêconych g³ównym cywilizacjom wspó³czesnym. Cel ten zrealizowa³ tylko czêœciowo. Przygotowa³ do druku Cywi- lizacjê bizantyñsk¹ i Cywilizacjê ¿ydow- sk¹, które zosta³y opublikowane poœmiert- nie. W rozmowie z Jêdrzejem Giertychem w 1945 r. oœwiadczy³, ¿e nie uda mu siê ju¿ napisaæ dzie³a poœwiêconego cywili- zacji ³aciñskiej, która w jego teorii pe³ni rolê wyró¿nion¹ [Cywilizacja bizantyñska, 1973, s. 13].

Teoria wieloœci cywilizacji mia³a sta- nowiæ reakcjê na rozliczne pesymistycz- ne prognozy co do przysz³oœci Zachodu.

Koneczny podziela niepokoje i dostrzega zagro¿enia, ale jednoczeœnie uwa¿a, ¿e kryzys da siê przezwyciê¿yæ, jeœli Euro

O cywilizacjach

wed³ug Feliksa Konecznego (cz. II)

(4)

pa zachowa sw¹ to¿samoœæ jako cy- wilizacja ³aciñska. G³ównego zagro¿enia upatrywa³ on bowiem w “mechanicznych mieszankach cywilizacyjnych”. “W takiej mieszance – pisa³ w Rozwoju moralnoœci

– najciê¿sza w³aœnie przeszkoda do roz- woju etyki katolickiej, a zatem do rozwo- ju wy¿szego cywilizacji ³aciñskiej. Od czasów reformacji wysuwaj¹ siê wyklu- czaj¹ce siê nawzajem systemy etyczne. Do ró¿niczkowania siê cywilizacyjnego etyk przyby³a w ostatnich dwóch stuleciach etyka sztuczna, g³osz¹ca niezawis³oœæ od religii, zw¹ca siê autonomiczn¹, podaj¹- ca siê fa³szywie za rzekomy ci¹g dalszy etyki naturalnej. Dziêki tej nowoœci wy- tworzy³ siê w Europie istny galimatias etyczny (...). Mamy w ca³ej Europie wszê- dzie po dwie cywilizacje: ³aciñsk¹ i ¿y- dowsk¹, w Niemczech nadto bizantyñsk¹;

skoro ka¿da ze zwi¹zanych z cywili- zacjami etyk mo¿e byæ religijn¹ lub «au- tonomiczn¹», tj. antyreligijn¹, a zatem jest ju¿ etyk szeœæ, do czego nale¿y dodaæ jesz- cze siódm¹, turañsk¹ bezetycznoœæ w Ro- sji i Polsce. Jak¿e¿ tedy d¹¿yæ do jednego celu?” [Rozwój moralnoœci, op. cit., s. 27]

W ukoñczonej pod koniec II wojny œw.

Cywilizacji bizantyñskiej Koneczny kon- statuje fakt pomieszania (“ko³ob³êdu”) cywilizacyjnego w ca³ej Europie. “Wy- tworzy³o siê istne ska¿yszcze cywilizacyj- ne, z którego zieje ku nam istna bezdeñ powszechnej nienawiœci na tle ko³ob³êdu urojeñ”. Z jego rozwa¿añ wynika, ¿e trud- no o dobry przyk³ad kraju europejskiego, w którym kwit³aby cywilizacja ³aciñska.

Dziêki mieszankom znajduje siê ona w stanie “tak smutnym, i¿ nasuwa siê pyta- nie, gdzie w³aœciwie jest w³aœciwa cywi- lizacja ³aciñska?” [Cywilizacja bizantyñ- ska, op. cit. s. 403]. Co wiêcej, upada na- wet wp³yw cywilizacji bizantyñskiej. Ko- neczny dostrzega wszêdzie jakieœ zagro-

¿enia: neopoganizm, faszyzm, hitleryzm, bolszewizm, socjalizm. ród³a wielu z nich upatruje w cywilizacji ¿ydowskiej.

“Bez przesady mo¿na powiedzieæ – pisze we wspomnianym dziele – jako ¯y- dzi stawiali fundamenty pod Trzeci¹ Rze- szê i dopomogli gorliwie do wystawienia nowej armii niemieckiej. (...) Maksymal- ny rozwój socjalizmu w bolszewizmie sta- nowi triumf cywilizacji ¿ydowskiej, któ- rej kulturami s¹ wszystkie a wszystkie rodzaje socjalizmu (dlatego nie uda³ siê nigdzie «socjalizm chrzeœcijañski»). (...) skrajne od³amy socjalistyczne panoszy³y siê we Francji, przeginaj¹c przoduj¹cy w Europie kraj z coraz wiêksz¹ stanowczo-

œci¹ ku cywilizacji ¿ydowskiej. (...) Nie ma zaœ w Europie kraju, w którym socja- lizm nie dobija³by siê do w³adzy. Zyskuje na tym cywilizacja ¿ydowska” [Cywiliza- cja bizantyñska, op. cit., ss. 396, 393, 402–

403]. Analizuj¹c sytuacjê narodów ba³- kañskich, Koneczny wyró¿nia S³oweñ- ców: “Nie ma u nich wcale ko³ob³êdu, bo niemal ca³y naród jest katolicki i nale¿y stanowczo do cywilizacji ³aciñskiej. Od nich mog³oby wyjœæ odrodzenie wszyst- kich tych narodów” [Cywilizacja bizan- tyñska, op. cit., s. 401].

Jedyny ratunek dla odrodzenia Europy widzi Koneczny w “restauracji czystej cywilizacji ³aciñskiej”. W przeciwnym wypadku, gdy ulegnie ona cywilizacji tu- rañskiej i ¿ydowskiej, “przestaniemy ist- nieæ jako narody i zmienimy siê w masy spadaj¹ce cywilizacyjnie coraz ni¿ej, a¿ do poziomu, na którym znajduj¹ siê obecnie ludy Azji Centralnej” [Cywilizacja bizan- tyñska, op. cit., s. 403]. Podstawowym warunkiem zachowania cywilizacji ³aciñ- skiej jest powrót do jednolitej i jej w³aœci- wej etyki katolickiej, domagaj¹cej siê prze- strzegania zasad moralnych w ¿yciu pu- blicznym. Na p³aszczyŸnie politycznej sprzyjaæ temu mo¿e odchodzenie od cen- tralizacji ¿ycia spo³ecznego w kierunku au- tonomii. “Gdyby we wszystkich pañstwach powsta³y silne stronnictwa autonomiczne, powsta³by tym samym ogólnoeuropejski obóz cywilizacji ³aciñskiej. Wystarczy³o- by! Reszta «by³aby przydan¹»“ [Cywiliza- cja bizantyñska, op. cit., s. 403].

Nauka czy ideologia?

Zainteresowanie Konecznego zagad- nieniem cywilizacji zrodzi³o siê na grun-

cie jego badañ historycznych. Dostrzega³ on bowiem potrzebê wyjœcia poza trady- cyjne opisy procesów historycznych, kon- centruj¹ce siê na pañstwach i narodach, poprzez ujêcie ich dziejów w ramach ogól- niejszych struktur i prawid³owoœci. Podej-

œcie takie by³o, przynajmniej na gruncie polskim, niew¹tpliwie nowatorskie i an- tycypowa³o wspó³czesne nam dyskusje dotycz¹ce odmiennoœci cywilizacyjnych, zw³aszcza w kontekœcie zjawiska globa- lizacji. Wydaje siê przy tym, ¿e teoria Konecznego nosi wyraŸne cechy czasu i miejsca jej powstania. WyraŸne zró¿nico- wanie kulturowe, jakie wystêpowa³o na ziemiach polskich w ci¹gu ostatnich stu- leci, mog³o stanowiæ dla tego badacza asumpt do wyró¿nienia czterech cywili- zacji: turañskiej, bizantyñskiej, ¿ydow- skiej i ³aciñskiej, a w dalszej konsekwen- cji do opracowania teorii wieloœci cywili- zacji. Wspominaj¹c o przyczynach po- przestawania w swych badaniach “niemal wy³¹cznie na cytowaniu cywilizacyj obec- nie istniej¹cych”, Koneczny wymienia tak¿e tê – jak j¹ nazywa – natury “prak- tycznej”: “Odgadn¹æ j¹ ³atwo, jeœli siê zwa¿y, ¿e a¿ cztery z tych cywilizacyj, mianowicie turañska, bizantyñska, ¿y- dowska i ³aciñska – maj¹ nie tylko siedzi- bê na obszarach pañstwa polskiego, ale mieszcz¹ siê poœród narodu polskiego”

[Ró¿ne typy, op. cit., s. 29].

Widaæ wyraŸnie, ¿e pierwsze trzy z wymienionych cywilizacji traktowane s¹ przez Konecznego jako wrogie wobec cywilizacji ³aciñskiej, w ramach której umieszcza on naród polski. W wypadku cywilizacji turañskiej i bizantyñskiej wro- goœæ ta jest bezpoœredni¹ pochodn¹ roli jak¹ odegra³y Rosja (zaliczona do tej pierwszej) i Niemcy, a zw³aszcza Prusy (zaliczone do tej drugiej). Odrêbnoœæ na- rodu ¿ydowskiego opiera³a siê g³ównie na odmiennoœci wyznawanej religii i obycza- ju tych warstw ¿ydowskich, które na te- renach polskich kultywowa³y swe naro- dowe tradycje. Podejmowane przez zabor- ców próby rusyfikacji i germanizacji na- rodu polskiego, jego kultury, edukacji i nauki, stanowi³y powa¿ne zagro¿enie dla istnienia to¿samoœci narodowej Polaków.

Poniewa¿ dominuj¹c¹ religi¹ u zaborców rosyjskich by³o prawos³awie, a u zabor- ców niemieckich protestantyzm, katoli- cyzm zacz¹³ pe³niæ tak¿e rolê wyró¿nika narodowego, co prowadzi³o do znanej zbitki pojêciowej “Polak–katolik”. Kato- licyzm te¿ sta³ siê dla Konecznego g³ów- nym demiurgiem cywilizacji ³aciñskiej. I

(5)

choæ podkreœla³ on, ¿e religia nie jest wy- ró¿nikiem okreœlonej cywilizacji (wyj¹w- szy cywilizacje sakralne), to jednak czyni³ z religii katolickiej g³ówny filar cywiliza- cji ³aciñskiej. Wspomniane zagro¿enia, któ- re wystawi³y na próbê to¿samoœæ narodo- w¹ Polaków, w sposób naturalny prowa- dzi³y do wytwarzania odruchów obronnych i kszta³towania postaw wrogoœci wobec zaborców. W tym kontekœcie naczelnym nakazem patriotycznym sta³ siê postulat nieprzyjmowania ¿adnych elementów kul- tury kraju zaborców, nawet tych nie maj¹- cych œciœle politycznego charakteru. Tak na przyk³ad, prenumerowanie niemieckich czasopism literackich w zaborze pruskim mog³o byæ widziane przez Polaków-patrio- tów jako przejaw postawy filogermañskiej, podobnie jak nauka jêzyka rosyjskiego traktowana by³a jeszcze w PRL–u przez wielu Polaków jako wy³¹cznie przymus polityczny. Podobnie, postrzeganie dzia³al- noœci ekonomicznej ¯ydów w Polsce jako zagro¿enia dla gospodarki narodowej zro- dzi³o os³awione has³o: “Nie kupuj u ¯yda!”.

Innymi s³owy, opracowana przez Ko- necznego teoria wieloœci cywilizacji, z jej naczelnym “prawem praw”: “Nie mo¿na byæ cywilizowanym na dwa sposoby” [s.

316], nosi wyraŸnie ideologiczny charak- ter. Nie jest te¿ pewnie rzecz¹ przypadku,

¿e jej autor sympatyzowa³ z Narodow¹ Demokracj¹, a przedstawiciele wspó³cze- snych nam nurtów nawi¹zuj¹cych do dzie- dzictwa tej formacji uwa¿aj¹ go za najwy- bitniejszego historyka polskiego ubieg³e- go stulecia . Jak ju¿ wspomniano, na zwol- nienie Konecznego z Uniwersytetu Wileñ- skiego istotny wp³yw mog³a mieæ jego

postawa polityczna, jego krytyczny stosu- nek do rz¹dów sanacyjnych. W Cywiliza- cji bizantyñskiej wystawi³ on tej formacji politycznej nastêpuj¹c¹ ocenê: “Pi³sudczy- zna co do rozumu nie sta³a wcale wy¿ej od hitleryzmu i wprowadza³a najgorsz¹ turañ- szyznê w kraj, który móg³ siê rozwijaæ tyl- ko na podstawie cywilizacji ³aciñskiej”

[Cywilizacja bizantyñska, op. cit., s. 401].

W tym miejscu mo¿e zrodziæ siê w¹t- pliwoœæ: kto jest nosicielem kultury pol- skiej, jako jednej z mutacji cywilizacji ³a- ciñskiej? Wykluczaj¹c bowiem Polaków pochodzenia rosyjskiego, ukraiñskiego, bia³oruskiego, niemieckiego czy ¿ydow- skiego, a ponadto polskich socjalistów czy pi³sudczyków, musimy dojœæ do bardzo ideologicznej i zawê¿onej koncepcji

“prawdziwego Polaka”, przypisuj¹cej atrybut polskoœci jedynie czêœci obywateli Drugiej Rzeczypospolitej.

Sam Koneczny traktowa³ sw¹ teoriê jako wprowadzenie do nauki o cywiliza- cji, mog¹cej “wskazaæ kierunek nowej dro- gi dla pielgrzymuj¹cych do Prawdy” [s.

320]. Ta nowa nauka, korzystaj¹ca z rze- telnej metody badawczej, mia³a umo¿liwiæ nie tylko historii, ale tak¿e innym naukom humanistycznym, wznieœæ siê na ten po- ziom opisu i objaœniania rzeczywistoœci, który osi¹gnê³y wczeœniej nauki przyrod- nicze. Mia³a dostarczyæ tak¿e uzasadnieñ o charakterze œwiatopogl¹dowym, co by³o dotychczas domen¹ nauk przyrodniczych.

Proponowana metoda badawcza, zasto- sowana przez Konecznego najpe³niej w Cywilizacji bizantyñskiej, opiera siê na po- dejœciu historyczno–empirycznym. Nie- zwykle obszerna baza dostêpnych przeka- zów historycznych s³u¿y mu do tworzenia uogólnieñ formu³owanych w ramach przy- jêtej struktury pojêciowej i maj¹cych po- twierdzaæ g³ówne tezy jego teorii cywili- zacji. “Jeœli powiedzie siê wyjaœniæ zagad- nienie ró¿noœci cywilizacyj – pisa³ w Za- koñczeniu do O wieloœci cywilizacyj – wyniknie z tego nowy widok historyi po- wszechnej, która musi okreœlaæ stosunki wzajemne rozmaitych cywilizacyj” [s.

318]. Ostateczn¹ weryfikacj¹ zapropono- wanej przez niego metody by³oby przed- stawienie opisu siedmiu istniej¹cych cywi- lizacji, co wymaga³oby siedmiu oddziel- nych dzie³. Zdecydowa³ siê opublikowaæ O wieloœci cywilizacyj, sprawdziwszy przy- datnoœæ swej metody do opisu cywilizacji

¿ydowskiej i bizantyñskiej.

Koneczny twierdzi³, ¿e dzieje po- wszechne trzeba traktowaæ jako dzieje walk cywilizacji i prób syntez cywilizacyjnych,

dzieje ich ekspansji i zaników, dzieje po- wstawania kultur i wzajemnego ich od- dzia³ywania w ³onie tej samej cywilizacji, lub te¿ ulegania cywilizacji obcej, a zatem dzieje wzajemnych wp³ywów cywilizacji, wp³ywów dodatnich i ujemnych. “Histo- ria powszechna stanie siê histori¹ metod ustroju ¿ycia zbiorowego – a w takim ra- zie obejmie na pewno wszystkie objawy historycznego ¿ycia, ca³¹ pe³niê tego ¿y- cia. [...] Dowiemy siê wreszcie, o co cho- dzi w tysi¹cleciach ludzkiej doli i niedoli (podkr. S.Z.) [s. 318]”.

Stefan Zabieglik Wydzia³ Zarz¹dzania i Ekonomii

Strzelec – nie strzelaj Byków! Ani Lwów...

Mozesz do Lwic – za to nie grozi – nic.

Panna – unikaj téte-a-téte z Rybami i Rakiem.

Bo Ryby – to tylko na niby, a Rak – byle jak!

Rak – BliŸniêtom nie po¿yczaj,

Skorpionowi – lepiej oddaj, nie g³osuj na Barana.

Waga – ogólnie OK, ale czeka ciê krótka podró¿. Otrzymasz wezwanie z izby skarbowej.

Baran – przebi³eœ g³ow¹ mur i co?

Tak samo jest w s¹siedniej oborze...

Ryby – masz ¿y³kê do po³ykania haczyka.

A mandat kredytowy – zap³aæ!

Kozioro¿ec – jeden skok do przodu a potem dwa w bok. Nigdy odwrotnie..!

Byk – Byki musz¹ szczególnie uwa¿aæ. Coraz wiecej przychodzi na œwiat dwug³owych ciel¹t...

Skorpion – Panu Bogu œwieczkê a diab³u –

¿arówkê. Nikt Skorpiona nie pokona.

BliŸniêta – szczególnie syjamskie! Uwa¿aæ na anio³ów stró¿ów – naturalnie syjamskich.

Wodnik – ¿adnych byznesów z Ruskimi. ¯ycie po ¿yciu podobno istnieje, ale co to za ¿ycie?...

Lew – nie zadawaj sie z Kozioro¿cem, bo to hiena.

Zrób dobry uczynek – uœmiechnij siê do ¿ebraka.

Tadeusz Buraczewski Stowarzyszenie Absolwentów PG Ko³o SAR

Horos – kop...

Z teki poezji

(6)

W

roku 1961 w Budapeszcie w okresie od 26 czerwca do 1 lipca odbywa³a siê II Miêdzynarodowa Konferencja „IMEKO”, na której pozna³em pana mgr. Ernesta Ni¿a³ow- skiego i odt¹d nawi¹za³a siê przyjaŸñ. Pisuje- my do siebie, zw³aszcza z okazji œwi¹t. Ju¿

dawno zachêca³em pana Ernesta do spisania osobistych wspomnieñ, bowiem Jego ¿yciorys jest absolutnie niezwyk³y.

Ernest Ni¿a³owski z dum¹ nosi polski mun- dur wojskowy, który otrzyma³ przed rokiem wraz z nominacj¹ do stopnia porucznika. —

“To by³a dla mnie niezapomniana, wielka chwi- la — wspomina — kiedy po przesz³o szeœæ- dziesiêciu latach znów mog³em za³o¿yæ mun- dur. W 1999 r, z okazji 60. rocznicy wybuchu II wojny œwiatowej, sam prezydent RP Alek- sander Kwaœniewski wrêczy³ mi Krzy¿ Kawa- lerski Orderu Zas³ugi RP. Jak¿e by³em wów- czas szczêœliwy! Ale na pewno by³bym jesz- cze szczêœliwszy gdybym tê radoœæ móg³ po- dzieliæ ze swoj¹ ¿on¹, z któr¹ prze¿y³em w najwiêkszej zgodzie i mi³oœci 42 lata, i gdyby mi zwrócono obywatelstwo polskie. Musia³em z niego zrezygnowaæ w 1946 r., pracuj¹c w wê- gierskim Ministerstwie Spraw Wewnêtrznych.

A moja matka, która by³a przecie¿ rodowit¹ Wêgierk¹ w³aœciwie nigdy w Polsce nie miesz- ka³a i nie zna³a jêzyka polskiego, do koñca swego ¿ycia mia³a z racji ma³¿eñstwa z mym ojcem Polakiem obywatelstwo polskie. Na mar- ginesie dodam, ¿e mama nie zna³a polskiego, ojciec dopiero w starszym wieku jako tako na- uczy³ siê wêgierskiego, wiêc rodzice najczê-

œciej ze sob¹ rozmawiali po niemiecku. Dlate- go i my dobrze nauczyliœmy siê tego jêzyka.

— Panie Erneœcie, obchodzimy teraz 62.

rocznicê najazdu wojsk hitlerowskich na Pol-

skê. Okaza³o siê wówczas, ¿e Wêgrzy wbrew oficjalnej polityce pozostali wiernymi przyja- ció³mi Polaków i dziêki ich zdecydowanej po- stawie dziesi¹tki tysiêcy Polaków, wojskowych i cywilnych, ju¿ na pocz¹tku wojny przesz³o przez otwart¹ dla nich granicê z Wêgrami, znaj- duj¹c tu schronienie i wszelk¹ pomoc. Pan na- tomiast, mieszkaj¹c na sta³e w Budapeszcie wyruszy³ do Polski, aby tam walczyæ z oku- pantem niemieckim. Dlaczego?

— Tu muszê siê cofn¹æ do historii mojej rodziny. Urodzi³em siê na Wêgrzech w 1915 r.

jako jedno z czworga dzieci moich rodziców, z których, jak ju¿ wspomnia³em, ojciec by³ Po- lakiem, zaœ matka — Mária Patka — Wêgier- k¹. Ojciec pochodzi³ ze Lwowa, ale wychowa³ siê w³aœciwie i skoñczy³ aerodynamikê w Wied- niu, dok¹d jego matka (moja babcia) musia³a wyjechaæ z dwoma synami w obawie przed aresztowaniem. Dziadek jako powstaniec zo- sta³ rozstrzelany. A ¿e tam by³ stryj ojca, który by³ genera³em armii austriackiej i szefem biu- ra marsza³ka senatu, ojciec móg³ ukoñczyæ ae- rodynamikê na politechnice w Wiedniu. Na za- proszenie wêgierskiego szlachcica Paula Sza- pary, którego ¿ona by³a Polk¹, przyjecha³ w 1908 r. do Budapesztu, aby tu budowaæ samo- lot. Po wybuchu I wojny pañstwo skonfisko- wa³o samolot wybudowany przez mego ojca, on sam natomiast dosta³ siê do armii cesarsko- królewskiej i walczy³ we W³oszech w artylerii górskiej. Po wojnie powróci³ do Budapesztu, ale aby utrzymaæ rodzinê, musia³ zmieniæ za- wód na z³otnika (zmar³ w 1945 r ju¿ po zakoñczeniu II wojny œwiatowej). Po ojcu ca³a nasza rodzina mia³a obywatelstwo polskie, nie znaliœmy natomiast prawie wcale jêzyka pol- skiego. W szkole, zarówno podstawowej, jak i gimnazjum, które zreszt¹ koñczy³em eksterni- stycznie, poza naturalnie wêgierskim nauczy-

³em siê dobrze niemieckiego i francuskiego.

Polskiego zaœ zacz¹³em siê uczyæ w³aœciwie jako skaut, bo trzeba wiedzieæ, ¿e po Œwiato- wym ZjeŸdzie Skautów w Gödöllö w 1933 r.

za³o¿yliœmy przy Koœciele Polskim dru¿ynê harcersk¹, któr¹ opiekowa³a siê 23. Warszaw- ska Dru¿yna Harcerska. Od niej to w 1935 r otrzymaliœmy sztandar. Z harcerzami jeŸdzi- liœmy na obozy do Polski, m.in. do Pomiechów- ka, do Spa³y. Ju¿ wtedy dojrza³o we mnie po- stanowienie, ¿e po studiach (w 1936 r. skoñ- czy³em prawo cywilne) pojadê do Polski do wojska. W Warszawie, dok¹d siê zg³osi³em do komisji poborowej, skierowano mnie do lot- nictwa, zw³aszcza ¿e ju¿ na Wêgrzech skoñ- czy³em kurs szybowcowy kat. C. Dosta³em siê do V Pu³ku Lotniczego w Lidzie, gdzie uzy-

ska³em licencjê pilota na samoloty RWD 8 i PWS 26. Stamt¹d natomiast wys³ano mnie do Dêblina do Centrum Kszta³cenia Oficerów Lot- nictwa. W wojsku wszyscy koledzy nazywali mnie Magyarem. Ale byli tacy, którzy uwa¿ali mnie za wariata lub szpiega, no bo jak inaczej mo¿na by³o wyt³umaczyæ fakt, ¿e ktoœ, kto nie musia³ odbywaæ s³u¿by wojskowej, a ja prze- cie¿ na sta³e mieszka³em za granic¹, zg³osi³ siê dobrowolnie do wojska. W 1938 r. dosta³em skierowanie do rezerwy, a za dobre spra- wowanie — kordzik lotniczy i awans na pod- porucznika.

Kiedy w 1939 r. by³a mobilizacja do woj- ska, natychmiast zg³osi³em siê do Ambasady RP, dosta³em bilet i pojecha³em do Warszawy.

2 wrzeœnia dosta³em siê do pu³ku w Warsza- wie, sk¹d przewieziono nas do Modlina. My jednak, jako jednostka mieszana, nie stacjono- waliœmy w twierdzy, lecz poza jej murami. Za udzia³ w walkach w obronie Modlina dosta³em Krzy¿ Walecznych. 26 wrzeœnia zostaliœmy cofniêci do Warszawy, a 8 paŸdziernika wziêci do niewoli. Niemcy wywieŸli nas do obozu w Marienburgu, sk¹d po 16 miesi¹cach uda³o mi siê zbiec. W Wiedniu zg³osi³em siê do Amba- sady Wêgierskiej, ale paszportu jako Polak nie dosta³em. Musia³em wiêc przejœæ przez zielo- n¹ granicê. W Üjfalu zosta³em schwytany przez policjê wêgiersk¹. Pozwolono mi dobrze wy- pocz¹æ, najeœæ siê, ale potem odstawiono do obozu wojskowego w Sárvárze. Na moj¹ proœ- bê przeniesiono mnie do Budapesztu do 502.

Wêgierskiego Królewskiego Wojskowego Obozu dla Internowanych; po dwóch tygo- dniach pozwolono mi zamieszkaæ w domu.

Tylko raz w miesi¹cu przychodzi³em po ¿o³d.

W 1943 r dosta³em zezwolenie na pracê. Pra- cowa³em w Biurze Repatriacyjnym przy ulicy Andrassy. Wielokrotnie spotyka³em siê, a na- wet jeŸdzi³em z Józefem Antallem seniorem, czêsto rozmawia³em z ks. Bé¹ Varg¹, zna³em p³k. Zoltána Baló. Kiedy wybuch³o powstanie w Warszawie, wysy³aliœmy tam du¿o broni.

Po wkroczeniu Rosjan dwukrotnie próbo- wano mnie wys³aæ na Syberiê, ale Bóg czuwa³ nade mn¹. Uda³o mi siê uciec. Tak samo cu- dem prze¿y³em w czasach Rakosiego prawie 6 lat ciê¿kiego wiêzienia, na które zamieniono wydany wczeœniej na mnie wyrok œmierci. Te lata najchêtniej wykreœli³bym zupe³nie ze swej pamiêci. Widocznie i przez to musia³em przejœæ.

Notowa³a: Alicja Nagy „G³os Polonii”

Jerzy Sawicki Wydzia³ Elektrotechniki i Automatyki

Wêgierski Polak

Pañstwo Ni¿a³owscy, czerwiec 1961 r.

(7)

Historia naturalna borowika szlachetnego – króla grzybów

Po tej ogólnej prezentacji „królewskiej rodziny” czas na przedstawienie g³ównego bohatera i kilku jego “krewnych” z najbli¿- szej jednostki systematycznej – rodzaju.

Borowik szlachetny (Boletus edulis) wystêpuje przewa¿nie w lasach miesza- nych oraz iglastych. Od pó¿nej wiosny do póŸnej jesieni wytwarza du¿e owocniki, sk³adaj¹ce siê z jasnobr¹zowego kapelusza (do 25 cm œrednicy) oraz trzonu pokryte- go od szczytu do po³owy wysokoœci (cza- sami 3/4) delikatn¹ jasn¹ siateczkê. Hyme- nofor jest rurkowaty, w kolorze jasnozie- lonym lub ¿ó³tozielonym. Pojedynczy

owocnik œredniej wielkoœci produkuje oko-

³o 5 milionów wrzecionowatych zarodni- ków, które maj¹ wymiary: 12-18 x 5-6 µm.

Mog¹ byæ zatem ogl¹dane wy³¹cznie przez mikroskop. Zarodniki roznosi wiatr – zja- wisko to nosi nazwê anemochoria.

Bardzo podobny do „króla grzybów”

borowik usiatkowany (Boletus reticula- tus) owocnikuje oko³o dwa tygodnie wczeœniej, nawet w koñcu maja. Kapelusz jest wypuk³y, matowy w kolorze jasnego ugru (piaskowy), w okresie suszy popê- kany na drobne poletka. Trzon, w kolorze kapelusza lub zwykle nieco jaœniejszy, jest

ca³kowicie pokryty drobn¹ siateczk¹. Rur- ki s¹ bia³e, z wiekiem zielonkawe. Zarod- niki s¹ wrzecionowate o wymiarach: 12- 18 x 4-6 µm. Gatunek wyrasta w widnych lasach liœciastych pod dêbami i bukami oraz rzadziej w lasach iglastych.

Kolejnym przedstawicielem omawia- nego rodzaju jest borowik sosnowy (B.

pinicola). Nazwa gatunkowa jest nieco myl¹ca, bowiem wyrasta on nie tylko pod sosn¹, ale tak¿e pod bukiem. Kapelusz owocnika mo¿e osi¹gaæ do 30 cm œredni- cy. Ma kolor br¹zowy z odcieniem ciem- nokarminowym. Masywny trzon pokryty

W

œród grzybów jadalnych najwiêk- sz¹ popularnoœci¹ cieszy siê nie- w¹tpliwie prawdziwek, czyli borowik szlachetny. W okresie lata – jesieni rzesze zbieraczy grzybów organizuj¹ wyprawy w celu zdobycia jego owocników. Dla wielu osób zupa z suszonych borowików stanowi bowiem tradycyjne danie poda- wane na wigilijny stó³. Nazwa jednego z rzêdów mikobioty – borowikowce (Bo- letales), wywodzi siê od króla-borowika.

Rz¹d ten tworz¹ cztery rodziny: borowi- kowate (Boletaceae), szyszkowcowate (Strobilomycetaceae), klejówkowate

(Gomphidiaceae) i krowiakowate (Paxil- laceae).

Grzyby nale¿¹ce do wymienionych ro- dzin stanowi¹ formy przejœciowe pomiê- dzy be³dkowcami – Agaricaceae (nale¿y do nich np. pieczarka polna) a ¿agwiowa- tymi –Polyporaceae (grzyby te popularnie nazywane s¹ hubami). Przedstawiciele ro- dziny szyszkowcowatych wykazuj¹ pew- ne zwi¹zki z wnêtrzniakami (Gasteromy- cetes), które s¹ reprezentowane m.in. przez purchawki, têgoskóry i gwiazdosze. Wiêk- szoœæ borowikowców posiada hymenofor rurkowaty, nieliczne gatunki – blaszkowa-

ty, np. lisówka pomarañczowa (Hygropho- ropsis aurantiaca) i krowiak podwiniêty (Paxillus involutus), czyli olszówka.

Bardzo interesuj¹cym taksonem jest po- roblaszek ¿ó³toczerwony (Phylloporus rho- doxanthus). Owocnik posiada zbiegaj¹ce na trzon blaszki po³¹czone ¿eberkami, co nadaje hymenoforowi wygl¹d komórkowa- ty; gatunek ten stanowi ogniwo ³¹cz¹ce dwie rodziny: krowiakowate, do której na- le¿y, i borowikowate. Na zamieszczonym poni¿ej bardzo uproszczonym schemacie pokazano pokrewieñstwo borowika szla- chetnego z innymi grzybami w³aœciwymi.

Klasa: I–Podstawczaki (Basidiomycetes), II–Skoczkowce (Chytri- diomycetes), III–Lêgniowce (Oomycetes), IV–Strzêpkowce (Hy- phochytriomycetes), V–Sprê¿niaki (Zygomycetes), VI–W³osow- ce (Trichomycetes), VII–Workowce (Ascomycetes), VIII–Grzy- by niedoskona³e (Deuteromycetes).

Pokrewieñstwo borowika szlachetnego (Boletus edulis) z innymi grzybami

Rodzaj: 1–Borowik (Boletus), 2–KoŸlarz (Leccinum), 3–Pia- skowiec (Gyroporus), 4–Borowiec (Boletinus), 5–Maœlak (Suillus), 6–Maœlaczek (Chalciporus), 7–Zêbiak (Gyro- don), 8–Goryczak (Tylopilus), 9–Podgrzybek (Xeroco- mus).

(8)

jest na ca³ej d³ugoœci jasn¹, drobn¹ sia- teczk¹. Rurki najpierw s¹ bia³e, nastêpnie przebarwiaj¹ siê na kolor oliwkowy.

Wrzecionowate zarodniki maj¹ wymiary:

12-18 x 4-6 µm.

Do niedawna w polskim piœmiennic- twie mikologicznym ostatnie dwa gatun- ki traktowano jako odmiany (var.= varie- tas) borowika szlachetnego – Boletus edu- lis var. reticulatus i Boletus edulis var. pi- nicolus. Obecnie wiêkszoœæ mikologów przyznaje tym grzybom statusy odrêbnych gatunków. Malenie populacji wymienio- nych trzech taksonów sprawi³o, ¿e znala- z³y siê one na polskiej “czerwonej liœcie”

grzybów zagro¿onych, obok pieprznika jadalnego [kurki] (Cantharellus cibarius) i czubajki kani (Macrolepiota procera).

Innymi przedstawicielami rodzaju boro- wik s¹: borowik ponury (Boletus luridus) i borowik ceglastopory (B. erythropus).

Owocniki borowika ponurego mo¿na na- potkaæ w lasach liœciastych z udzia³em buka i dêbu. Kapelusz dorasta do 23 cm œredni- cy – u dojrza³ych owocników jest nieco sp³aszczony, ma kolor zgni³obr¹zowy, rza- dziej ¿ó³topomarañczowy lub p³owoczer- wony. ¯ó³tawy, rdzawy lub brudnoczerwo- ny trzon jest doœæ masywny, na ca³ej d³u- goœci pokryty rdzaw¹ siateczk¹. Uszkodzo- ne owocniki przebarwiaj¹ siê na kolor nie- bieski, przechodz¹cy w szarozielony. Bo- rowik ceglastopory wystêpuje zarówno w lasach iglastych (zwykle pod œwierkami), jak i w liœciastych (najczêœciej pod buka- mi). Owocniki przypominaj¹ wygl¹dem poprzednio opisany gatunek, ale na trzo- nie zamiast siateczki posiadaj¹ masê drob- nych czerwonych ziarenek. Uszkodzony owocnik przebarwia siê na kolor ciemno- b³êkitny. Ró¿ne Ÿród³a podaj¹ sprzeczne dane o przydatnoœci obu tych gatunków bo- rowików dla celów spo¿ywczych: jedni au- torzy uznaj¹ je za jadalne, inni za niejadal- ne, a nawet lekko truj¹ce. Jedno jest pew- ne: niedogotowane owocniki s¹ truj¹ce, a

poza tym ciê¿kostrawne. Ciekawostk¹ jest wystêpowanie borowika ponurego pod dê- bami w parku na terenie Politechniki Gdañ- skiej. Oba ostatnie gatunki czêsto mylone s¹ z borowikiem szatañskim (B. satanas), którego w Polsce uznano za takson wymar-

³y (Ex-extinct) – nie widziano go tu od prze- sz³o æwieræ wieku. Borowik szatañski jest gatunkiem ciep³olubnym, wyrasta na gle- bach wapiennych w widnych lasach liœcia- stych, np. d¹browach.

Kolejnymi gatunkami nale¿¹cymi do omawianego rodzaju s¹: borowik grubo- trzonowy (Boletus calopus) oraz borowik omglony (B. pulverulentus). Pierwszy z wymienionych gatunków wystêpuje w la- sach iglastych, przede wszystkim górskich.

Kapelusz osi¹ga do 15 cm œrednicy, jest wypuk³y – z wiekiem sp³aszczony, lekko zamszowy w kolorze szarobe¿owym lub szarooliwkowym. Trzon jest du¿y, zgrubia-

³y, amarantowo- lub krwistoczerwony, ja- sno¿ó³ty u szczytu. Trzon w górnej czêœci pokryty jest bia³aw¹ siateczk¹, a u do³u ja- snoczerwon¹. Grzyb nie zawiera toksyn, lecz nie jest zbierany z powodu gorzkiego samku. Borowik omglony, zwany tak¿e bo- rowikiem siniej¹cym, zaliczany jest przez niektórych mikologów do rodzaju Xeroco- mus – podgrzybek. Owocniki napotykano na ró¿nych siedliskach: pod drzewami li-

œciastymi i iglastymi, w widnych lasach i na ich brzegach. Dojrza³y owocnik ma ka- pelusz 4-15cm œrednicy – p³aski, niekiedy wklêœniêty do œrodka, matowy w kolorze brudno¿ó³tym lub oliwkowordzawym.

Trzon jest ¿ó³tawy lub ¿ó³tobr¹zowy, u pod- stawy br¹zowoczerwonawy. Uszkodzony owocnik bardzo szybko przebarwia siê na kolor ciemnob³êkitny. Gatunek jest jadalny, lecz zaliczany do grupy grzybów rzadkich, dlatego zas³uguje na szczególn¹ ochronê.

Wszystkie opisane powy¿ej taksony wystêpuj¹ na obszarze Lasów Oliwskich, a trzy gatunki borowika: szlachetny, usiat- kowany i sosnowy s¹ intensywnie pozy- skiwane dla celów konsumpcyjnych. Do pocz¹tku lat 90. XX w. sporadycznie na- potykano tu borowika ciemnobr¹zowe- go (Boletus aereus), zaliczanego do gru- py gatunków górsko-podgórskich. Jest on podobny do borowika usiatkowanego, od którego ró¿ni siê m.in. czekoladowobr¹- zowym kolorem kapelusza oraz rdzawo- br¹zowym trzonem. Wystêpuje g³ównie pod rodzimymi dêbami.

Borowiki nale¿¹ do grzybów wielko-***

owocnikowych (macromycetes), które w Polsce obejmuj¹ przesz³o 4000 gatunków.

Rz¹d borowikowce (Boletales) liczy po- nad 200 gatunków. Dotychczas poznano 45 gatunków nale¿¹cych do rodzaju Bo- letus – wiele z nich zachwyca piêknymi kolorami owocników, np. borowik ¿on- kilowy (B. junquilleus), borowik królew- ski (B. regius) i borowik purpurowy (B.

rhodoxanthus); ostatni gatunek mylony jest z borowikiem szatañskim. Wiêkszoœæ z nich nale¿y do taksonów kosmopolitycz- nych i zwi¹zana jest z ciep³ymi rejonami strefy umiarkowanej. Wszystkie gatunki borowików s¹ grzybami mikoryzowymi (symbiotroficznymi ryzobiontami), tzn.

wchodz¹cymi w zwi¹zki symbiotyczne z korzeniami drzew. Dlatego nie jest mo¿liwa ich hodowla, analogiczna do uprawy pieczarki, boczniaka czy pier-

œcieniaka.

Choæ wiele grzybów, m.in. z rodzaju Boletus, swoj¹ urod¹ niew¹tpliwie prze- wy¿sza borowika szlachetnego, ten pozo- staje nadal ich niekwestionowanym “kró- lem” i nie obawia siê detronizacji. Zbie- raczom grzybów ¿yczê udanych spotkañ z “królem grzybów” i apelujê o oszczê- dzanie wszystkich gatunków mikobioty – i tych jadalnych, i tych nienadaj¹cych siê do konsumpcji.

Marcin Stanis³aw Wilga Wydzia³ Mechaniczny Rysunki: autor P.S. Bardzo ¿a³ujê, ¿e nie mogê zamie-

œciæ barwnych zdjêæ tych wspania³ych grzybów, w wersji czarno-bia³ej s¹ tylko nêdzn¹ namiastk¹. St¹d w ich miejsce za- mieœci³em rysunki.

Borowik sosnowy

(Boletus pinicola) Borowik szlachetny (Boletus edulis)

Podgrzybek paso¿ytniczy (Xerocomus parasiticus)

Borowik usiatkowany (Boletus reticulatus)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Autorzy w artykule rozwa¿aj¹ wszystkie mo¿liwe problemy nowoczesnego podejœcia do zagadnieñ modelowania i optymalizacji uk³adów rozdrabniania surowców mineralnych w

W ostatnich latach w Polsce wielu badaczy rachunkowości zarządczej po- dejmuje dyskusję na temat istoty i wagi badań ukierunkowanych społecznie [m.in. Wynika to z faktu,

Zasada państwa obywatelskiego, a  także pluralizmu społecznego jest czynni- kiem sprawczym dla kolejnego prawa cywilizacji łacińskiej: zarówno państwo, jak i 

There- fore, according to different contexts, the abstract norm net is transformed into sets of contextual norm nets which give more specific information on the roles,

Jeśli są one nieprawdziw e, p rze rw a n y zostaje łańcuch przyczynowo- -skutkowy (Friedman zresztą unika jego szczegółowej specyfikacji) i teoria sprowadza się w

Przez chwilę rozglądał się dokoła, po czym zbliżył się do cesarskiego podium i kołysząc ciało dziewczyny na wyciągniętych ramionach, podniósł oczy z wyrazem

 To nie magia … Po prostu ciężar ciała ( w tym przypadku pudełka z obciążeniem ) położony na worek nadmuchany powoduje ,że pod odpowiednio dobranym ciężarem nie

Jak widaæ, Koneczny nie uznaje rasy za wyró¿nik cywilizacyjny. ¯yd, mieszkaj¹cy od wieków poœród nas, ró¿ni siê od nas duchowo dlate- go, poniewa¿ jest innej cywilizacji,