• Nie Znaleziono Wyników

Dwie małe próby

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dwie małe próby"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Wojciech Głowala

Dwie małe próby

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (23), 155-159

(2)

Przechadzki

Wojciech Głowala

Dwie małe próby

O p o cieszen iu

«O naśladowaniu Chrystusa», podobno autor­

stw a holenderskiego augustianina Tomasza a K e m p is (ok. 1380— 1471), jest chyba drugim w popularności po «Piśmie św iętym » dziełem w tradycji chrześcijańskiej. Miało ono ponoć dw a tysiące w y d a ń i było (jest?) czytane w bardzo ró żn ych kręgach, nie ty lk o prawow iernie chrześcijańskich. Może dlatego właśnie w «Jesieni średniowiecza» Johan Huizinga w ypow iada takie oto zastanawiają­ ce i nielękliw ie jednoznaczne określenia: «księga dla ludzi zm ę c zo ­ n y c h w s z y s tk ic h stuleci» i «nie n ależy do żadnego konkretn ego okre­ su w dziejach k ultury». (P o m iń m y tu fa k t, że zdania te w y n ik a ją także ze sp e cy fik i H uizingow skiej historiografii). Gdzie szukać za­ te m takiej nie do w iary u niw ersalnej pociechy w t y m m is ty c z n y m dziełku, sk ie r o w a n y m przecież k u k o n k re tn e m u , historyczn em u wyobrażeniu Bóstwa i religii, u m ie szc zo n y m jasno w k ręg u okreś­ lonej d o g m a ty k i i moralności? W liryce modlitw ? W bezustannej obecności dostępnego każdej świadomości (bo bezustannie obum iera­ jącej) m o t y w u śmierci — ale tu jakże po chrześcijańsku w y m o d e lo ­ wanego?

Da się — pew nie, nie bez r y z y k a interpretacyjnego, ale od tego je ste śm y — odnaleźć te miejsca. Są n im i przew ijające się poprzez wiele stronic książeczki m o t y w y «urazu społecznego», powracające j a k b y bolesne p rzypo m n ie n ie życia w świecie po z ie m sk u społecz­ n y m , jego udręk. Spoza zdań u ka zu ją c y ch ten uraz w yziera iDcale

(3)

P R Z E C H A D Z K I

156

ogromna skala negatyw nego doświadczenia społecznego, dostępnego ta kże n a m w sz y s tk im , k tó r z y wciąż k u w ła s n e m u z d u m ie n iu ż y j e ­ m y: «Nie w ierzyć słow om c zyim bądź!», «Z m ło d y m i i obcymi lu d ź ­ m i mało się wdawaj», «Miłość bliźniego k u w s z y s t k i m mieć trzeba, lecz poufałość nie zawsze przystoi», «Ileż razy w o la łb y m był milczeć i m ię d z y lud źm i nie być», «Powiedział ktoś: Ile razy poszedłem m i ę ­ d z y ludzi, m n ie js z y m w róciłem człow iekiem» (to Seneka, człow iek ta k czujnie w y c z e k u ją c y na zranienie), «Chrystus miał nieprzyjaciół i obmówców, a t y chcesz m ieć w s z y s tk ic h p rzyja c ió łm i i dobrodzie­ jami!», «W ielki spokój m a w sercu ten, k o m u są obojętne w szelkie p o chw a ły i nagany». Jest tego sporo, w r óżn ych wariantach — i w dodatku wybuchającego j a k b y m im ow olnie!

A le zaczeka jm y: wypada przecież podejrzewać, że jest to m oże t y l ­ ko w łaściw y w szelkiej m oralistyce trop m o t y w a c y j n y (to tak, ja k moraliści-straszyciele m ó w ili o «rozpuście świata» i «grzeszn ych uciechach» — na ogół n ie z b y t sobie zn a n y c h i n ie z b y t lub n a z b y t sprecyzowanych), ale czy b y łb y wobec tego on — i dziś, i p r z e d ­ t e m — ta k przejm ujący? I ta k pocieszający w s z y s tk ic h — więc w s z y s tk ic h s m u tn y c h i zm ęczonych? Czy z w y k ła r e to ry k a (choć czasem doskonała, ale z w y k ła , bo — retoryka) to potrafi? T e n p r z e jm u ją c y ton p r z ec zy łb y podejrzeniom, lecz och łod nijm y i na przekór p o w ie d zm y sobie, iż są tacy, co p otw ierd ziliby je. T r y u m f reto ryki — powiadają — widać w k a ż d y m pocieszeniu, jakie sobie w z a je m gotu jem y. W ie lki poeta-retor bluźnierczo m ó w i o Pascalu, że oto ateista Pana Boga stw orzył, w yb ra ł sobie za p rzed m io t p i­ sanych rozmyślań, bo wspaniałość jego s ty lu zaiste n a jw ię k s z y c h p rzed m io tó w żądała, by się ukazać w doskonałej skończoności. Jeśli tak, pusto jest za ty m , co w ten sposób m oże nas pocieszyć — i w te d y , k ie d y wzruszająco zgrzebne, i w te d y , gdy się p u szy n i e z b y t stosownie do okoliczności? J a k b y ta re to r y k a na k s zta łt b u j n e j pleśni płożyła się po n a s z y m pragnieniu pociechy i z chem iczną precyzją produkowała dogadzającą n a m substancję... Jest więc t y l k o ż y zn e pragnienie i bujność tej pleśni?

O głu p ocie

Najpopularniejsze i chyba n a jd o tk liw ie j pie­ kące określenie w b o g atym in w e n ta rzu i n w e k ty w , pom ó w ie ń s po- szeptań i uyrzasków, jakie k ie r u j e m y na bliźniego swego, k i e d y te n

(4)

tr a fi na naszą nienawiść. Że jest ta k bolesne, niech świadczy k a te ­ g ory czn e ostrzeżenie w «Kazaniu na górze»: «A k to by rzekł bratu sw e m u : T y głupcze — tego czeką n a jw y ż s z y trybunał» (Mat. V 23). J e s t określen iem sto so w a n ym na w s z y s tk ic h poziomach spotykania się ludzi. P o lity k powie o «głupocie politycznej» swego przeciw ni­ ka, w y b i t n y pisarz o «głupocie politycznej» swego narodu (bodaj Hesse o Niemcach), rodzeństw o o «głupim Jasiu», dojrzały o g łu ­ pocie młodości, w y c w a n io n y czterdziestolatek w te n sposób o jesz­ cze przez m o m e n t s e n ty m e n ta ln e j etyce dwudziestolatka, harpagon o r o z rzu tn ik u , ten zaś o fin a n s o w y m asekurancie. Widać jasno, że w artościuje ono — to określenie — postawę przeciwstawną do n a ­ szej, nasza jest dla nas oczywiście mądra. W tak szerokim ujęciu kategoria ta ucieka od spodziewanej jednorodności i nie określa niczego specjalnie własnego. N a w et — choć taka m o ty w a c ja z w y k le się pojawia — g d y b y chodziło tu naprawdę o napiętnowanie ty lk o c z y j e jś niezborności na poziomie kojarzenia fa któ w , inteligencji, w ie d z y (Ir z y k o w s k i napisał przecież kiedyś, że n ajstraszliw szy jest c zło w ie k w r a ż liw y i in te lig e n tn y — lecz głupi). Z a te m za u ż y c ie m tej kategorii k r y je się przede w s z y s tk i m chęć degradacji i a u to m a­ tycznego s a m o w yw y ższe n ia . Jest więc narzędziem degradacji i za­ p e w n e przed m anipulacjam i d e g rad a cyjn ym i tak surowo ostrzega «Kazanie».

J e d n a k takie w yjaśn ienie ja k b y nie uspokajało do końca. B y w a ją przecież wcale czyste ety c zn e w yp a d ki, k ie d y c z u je m y się w prawie ta k powiedzieć (choć jednak: tak ugodzić!), k ie d y degradacja stała się ja k b y przed tem , była ju ż uzgodniona, oczyw ista — i c z u je m y się t y m s a m y m wolni od odpowiadania przed n a j w y ż s z y m t r y b u n a ­ łem. Na chw ilę z a w ie rz m y takiej sp rytnie dobrodusznej intuicji, choć i tu za p e w n e stoi za nią podstępne pragnienie degradacji i sa­ m o w y w y ż sz e n ia .

A n to n i K ępiń ski, a przed n im bodaj i I r z y k o w s k i powiadają, że głupota to z w y k l e brak wyobraźni. O jaką to wyobraźnię idzie: przecież nie o prostą zdolność tw orzenia obrazów, jakie w b u d o w y - w u j e m y w fiz y c zn ą p rzestrzeń świata. Inna p rzestrzeń jest t u bo­ w ie m zabudow yw ana: p rzestrzeń społeczna, przestrzeń g m atw ającej się bezustannie wspólnoty. B y ła b y to z a te m niezdolność zobaczenia in n yc h in n y m i, c u d zych sytuacji c u d z y m i — ta k w te d y , k ie d y są (ale c zy k ie d y k o lw ie k są?) wobec nas neutralne, jak w te d y , gdy g w a łto w n ie w kraczają w nas, niszcząc czy przeinaczając. B y ła b y to

(5)

P R Z E C H A D Z K I 158

z a te m niezdolność do niepowielania jednego ty lk o obrazu tej przes­ trzeni, ugrzęźniętego na zawsze w takiej świadomości ja k w zastałej mazi, powtarzanego autom a tyczn ie w k a ż d y m jej zdarzeniu.

I tak w m ó w ie n iu — czynności n ajistotniejszej — te n a u to m a ty z m pojawia się szczególnie w yra źn ie w b e z u sta n n y m u ż y tk o w a n iu k o ­ m u n a łó w (właśnie dlatego zbierane p rzez Flauberta k o m u n a ły m ia ­ ły kom p ro m ito w a ć mieszczańską mentalność). S tan świata w y z ie r a ­ jący spoza nich jest bezustannie s ta ty c zn y — świadomość doznająca go jest ty lk o m aszyną, któ re j t r y b y zg rzyta ją w m om encie pojaw ie­ nia się inności czy nowości. W t e d y najczęściej przechodzi nad nim i do porządku lub — rzadziej — gwałtow nie psuje się, żarte rdzą choroby, obcości, obłędu.

Owo absolutne unieruchom ienie świata — choć wcale często idzie w parze z paradoksalnie niesam owitą zręcznością w poruszaniu się po nim, sprzeczne z sobą teoria i p r a k ty k a p e r w e rsy jn ie współpra­ cują tu — jest jednocześnie u n ieruc ho m ie n ie m obrazu własnej oso­ bowości. Widać to szczególnie w rolach społecznych, jakie taki «głupi» osobnik uprawia. W swoim s p ołeczn ym istnieniu przelew a­ m y się bow iem j a k b y z jed n e j roli społecznej w drugą, wcale n ie ­ rzadko m u s i m y grać ich naraz kilka. (Z a u w a żm y , że w raz ze staroś­ cią — za te m w raz z w y c z e r p y w a n ie m się w ła dz biologicznych i spo­ łeczn ych — maleje ta ilość ról, co dla p rz e d te m bogatych osobowości k o ń c zy się katastrofą na długo przed śmiercią). P r z y u nieruchom io­ nej osobowości m a m y do czynienia najczęściej z redukcją do jednej ty lk o takiej roli. S p o t y k a m y wów czas up io ry b e zusta n nych docen­ tów, bez w y tc h n ie n ia kontrolerów , nauczycieli na w e t we śnie, księgowe w buduarach. Potoczna mądrość stw ierdza w t e d y z a z w y ­ czaj, że ktoś taki z b y t się przejął swoją rolą, że z b y t na serio do końca w s z y s tk o tra k tu je . Jest w t y m co n a jm n iej cień racji (pamię­ t a jm y wszakże, że przedm iot rzucający cień zn ajd uje się przecież gdzie indziej niż sam cień...).

Cały w sp o m n ia n y na począ tku in w e n ta r z określeń, z k tóregośm y nasze wzięli, niesłychanie często do piętnowania u ż y w a jako apa­ ratu stym u lu ją cego — k o m iz m u . Jest tak i p r z y głupocie, i to pewnie nie p rzyp a d k ie m . Otóż Bergson w y m y ś l ił k iedyś hipotezę — zresztą k r y ty k o w a n ą — która tłu m a czyła zjaw isko k o m iz m u przez odwołanie się do zjaw iska mechaniczności (popadania w m echanicz­ ność). K o m ic z n y jest człow iek czy jakieś ludzkie zjawisko, które za­ czyna p rzypom inać m echanizm .

(6)

O to więc chodzi w tej niepodejrzliw ie potra kto w an ej in tuicji na

tem at głupoty? G łu p im b y łb y ten, kto pozbawia swoją świadomość w ie d z y o ru chu istnienia oraz twórczego korzystania z tego ruchu? G łu p im b y łb y ten, kto pozbawia swoją świadomość p o z y ty w n e j w ie d z y o inności i cudzości?

Ja kże jed n a k nazwać ty c h — imię ich legion — k tó r z y doprowadzali tyle świadomości, celowo i pracouńcie, do takiego stanu, by u t w o ­ rzyć gigantyczną maszynę, usłużną i nie rdzewiejącą odmianą? Jaka jest ich radość i rozkosz z tego i przed ja k im tr y b u n a łe m m ie lib y odpowiadać, jeśli to, co czynili, było u c z y n k ie m ja k b y p ię tr o w y m nad ty m , k tó r e m u zagrożono tr y b u n a łe m n a jw y ż s z y m , zaw ierają ­ c y m bow iem przew rotnie i to, co on będzie sądził? Czy przygoto­ wano j u ż try b u n a ł jeszcze w yższy?

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na dzisiejszej lekcji przypomnisz sobie cechy charakterystyczne gatunków literackich, które poznałeś, między innymi , dzięki czytanym na lekcji tekstom. Temat: Gatunki pisarskie

Dzięki dzisiejszej lekcji przypomnisz sobie, jak napisać e mail, który jest jedną z najczęstszych i najszybszych form w dzisiejszej komunikacji.. Chciałabym, abyś te zasady

Dzisiejsza lekcja poświęcona jest części zdania, którą jest przydawka Temat: Funkcja przydawki.  Przeczytaj z podręcznika str.261 notatkę o przydawce i przepisz ja do

Słuchałeś już muzyki Chopina, dzisiaj czas na malarstwo… Nie dziw się, że takie tematy pojawiają się na przedmiocie język polski.. Myślę też, że każdy człowiek

Wielu z nich nie odczytujemy dosłownie, tylko staramy się uchwycić ich sens przenośny (i tu kłania się w pewnym stopniu lekcja dotycząca związków

Maciej Piróg z Warszawy (znany wszystkim dyrek- tor Centrum Zdrowia Dziecka, a dla wtajemniczonych, społeczny dorad- ca Prezydenta RP… jak sam publicznie przyznał – lekarz

Ale nie przywołujcie jako argumentu zyskόw, jakie przynosi urzędnikowi, jego rodzinie i otoczeniu, nie mόwcie, że tworzy się nowe miejsce pracy.. Kiedy Jakub

brakło środków, a uzyskanie ich od prywatnych sponsorów jest bardzo trudne. Dla niepełnosprawnych często nawet drobne kwoty są wydatkiem przekraczającym ich możliwości finansowe