Siemion Łanda
Z dziejów powstania "Sonetów"
Adama Mickiewicza
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 68/4, 237-282
SIEM IO N L A N D A
Z D ZIEJÓ W PO W STA N IA „SONETÓW ” ADAMA M ICKIEW ICZA Bodaj czy nie w szystkie znane w litera tu rz e au to g rafy sonetów i po zostałych utw orów poetyckich M ickiewicza pow stałe w okresie rosyjskim znajdow ały się w album ie należącym do P io tra M oszyńskiego. Po raz pierw szy dow iedziano się o o w ym album ie w r. 1859, kied y to M oszyń ski, m ieszkający podówczas w K rakow ie, przesłał go do Paryża, udo stępniając n a pew ien czas J. Klaczce i E. Januszkiew iczow i, przygoto w u jącym p o śm iertn e w y d an ie pism poety. W dw u pierw szych tom ikach
tego w ydania, z la t 1861 i 1860, znalazły się nie dokończone sonety:
Jastrząb i P oezyjo! gdzie c u d n y pędzel tw o je j ręki..., oraz inne w iersze
w raz z n ajb ard ziej in te resu jąc y m i ich w arian tam i. A u to ry te t Klaczki i Januszkiew icza b ył ta k w ielki, że n astęp n i w ydaw cy sięgali po owe tek sty przez w iele dziesięcioleci. Dopiero w 1922 r. S ta n isła w Pigoń w skazał n a bardzo pow ażne zn iekształcenia i błędy, pozbaw iające w y d a
nie paryskie jakiegokolw iek znaczenia tekstologicznego h ·
W roku 1895 z album em zapoznaje się B ronisław G ubrynow icz, dzia łający z ram ien ia T ow arzystw a L iterackiego im ienia A dam a M ickiewicza, któ re planow ało w ow ym czasie w y d anie k ry ty czn e dzieł poety. W ro k u 1898 p u b lik u je on w „ P a m ię tn ik u ” T ow arzystw a swój opis album u oraz podaje tek sty autografów w n im się znajdujących, k tó re skopiow ał n a ty le dokładnie, n a ile pozw alała m u n a to ówczesna w iedza filologiczna 2. T ak więc zm odernizow ał n ie ty lk o składnię, lecz rów nież i o rto g rafię rękopisu, nie u stalił n a to m ia st kolejności naniesionych później popraw ek, nie zawsze też zw racał uw agę n a kolor a tra m e n tu oraz c h a ra k te r pism a. Oprócz tego G ubrynow icz sporządził dokładną kopię album u, pośw ięca jąc w iele uw agi o d tw orzen iu jego w yg ląd u zew nętrznego oraz cech szczególnych każdego zapisu. W ilhelm B ruchnalski, k tó ry k orzystał z niej p rzy w y d aw an iu tom u 2 D ziel M ickiew icza (1901), uw ażał ją za w ie r n ą do tego stopnia, że n ie w idział p o trzeby sięgania do publikacji
1 S. P i g o ń , J a k ieg o M ic k ie w ic z a zn a m y ? „Przegląd W arszaw sk i” 1922, nr 12. 2 B. G u b r y n o w i c z , A lb u m P io tr a M o szyń sk ieg o . „ P am iętn ik T o w arzystw a L iterackiego im . A d am a M ick iew icza ” t. 6 (1898).
G ubrynow icza z r. 1898, do k tó rej w k rad ły się pew ne nieścisłości i błędy d r u k a rs k ie 3. N iestety, kopia G ubrynow icza zaginęła bez śladu. Podobne były rów nież losy o ry g in ału album u. O statnim badaczem , k tó ry bezpo średnio korzy stał z niego, był w łaśnie G ubrynow icz. P różne były zabiegi w ielu uczonych — ten bogaty zbiór autografów pozostaw ał niedostępny. Nie otrzym ali zezw olenia na obejrzenie alb u m u ani S tan isław Pigoń, ani W acław Borowy, ani Leon Płoszew ski, p rzygotow ujący W ydanie Sej m owe dzieł M ickiewicza. T rudno obecnie zgadywać, czy n a decyzję nie- udostępniania album u w pły n ęła zazdrość, czy obojętność późniejszych jego właścicieli. Po 1945 r. album całkow icie zaginął. Być może, zniknął w śród przypadkow ych foliałów i rękopisów porzuconych przez spadkobier ców M oszyńskich w K rakow ie lub tra fił do zbiorów jakiegoś obcokrajow ca. U silne poszukiw ania, przedsięw zięte o statnio przez Czesław a Zgorzel- skiego, nie przyniosły żadnych pozytyw nych w yników 4.
W ten sposób sta ra publik acja w „P a m ię tn ik u ” oraz częściowe uzu pełnienia w przypisach B ruchnalskiego do to m u 2 M ickiewiczowskich wierszy, w yd anych przez Tow arzystw o Literackie w r. 1901, pozostają
* Cz. Z g o r z e l s k i (W stęp . W: DW 1-2, IX , przypis 2. <W ten sposób od sy ła m y do w y d .: A. M i c k i e w i c z , D zieła w s z y s tk ie . Pod redakcją K. G ó r s k i e g o . T. 1, cz. 1— 2. O pracow ał Cz. Z g o r z e l s k i . W rocław 1971— 1972. P ierw sza liczb a oznacza tom , liczb a po łączn ik u — część, a po p rzecinku stro n icę.)) zw rócił u w a g ę na rozbieżności p om ięd zy podaną przez G u b ryn ow icza p agin acją a lb u m u a zap isem in w en taryzacyjn ym w b ib liotece M oszyńskich (w p ierw szym przypadku w o ln e są stron ice 49, 62— 67, 69—75, 86 i 99— 144; w drugim podaje się, że zapisu dokonano na 98 stronicach). R ozbieżność tę ła tw o m ożna w y ja śn ić. Z o b liczen ia w e r só w w y n i ka, ż e M ick iew icz za p isy w a ł na p oszczególn ych stronicach album u od 11 do 18— 19 w ersó w , przy czym najczęściej b yły to w p isy liczące po 14— 15 w ersó w (sonety). W zw ią zk u z p ow yższym n a leży przypuszczać, że son et S te p y a k e rm a ń sk ie , z a m ie szczon y na s. 48, liczą cy razem z w a ria n ta m i 24— 25 w ersó w , m ógł zająć rów n ież część s. 49. B ardziej u d erzające są in n e p rzyk ład y. Idąc za p ag in a cją w sk a za n ą przez G ubrynow icza ła tw o m ożna u stalić, że M ick iew icz u m ieścił sw ój przekład fragm en tu z B o sk ie j K o m e d ii D antego (U golin o) na trzech stron icach , w p isu ją c na każdą po 46 w ersó w , a przekład z G oethego (P o d ró żn y ) na pięciu, po 42 w e r sy na każdej! Jeśli u p rzytom n im y sob ie w y m ia ry karty (11 X 17,9 cm ), b łęd y G u b ryn ow i cza staną się o czyw iste. J est b ow iem n iem o żliw e, b y poeta m ógł zm ieścić w ie r sz e o podobnych rozm iarach na tak ograniczonej przestrzeni. K arty w y k a za n e przez G u b ryn ow icza jako czyste, b y ły w rzeczyw istości zajęte przez w sp om n ian e utw ory. D latego w y d a je się, że ce lo w e będzie w n ie sie n ie popraw ki do istn ieją cej p agin acji — m ian ow icie, że tłu m aczen ie B o sk ie j K o m e d ii zostało u m ieszczo n e n ie na s. 59— 61, tylk o na s. 59— 67; tłu m aczen ie z G oethego n ie na 76— 77, 83—84, 87, tylko na s. 69— 77, 83— 84, 86— 87. P rzy takiej p agin acji p ierw szy w iersz b ęd zie zajm ow ać w a lb u m ie 10 stronic (około 13— 14 w e r só w na stronicę), drugi — 13 stronic (około 15— 16 w ersó w na stronicę), co je st zgodne i z ogólnym charakterem zapisu w a lb u m ie P iotra M oszyńskiego, i z w y m ia ra m i kart alb u m ow ych . U sta len ia te p o tw ierd za ły b y w iarygod n ość zapisu in w en taryzacyjn ego; w y d a je się rzeczą w ą tp liw ą , by 15 czystych kart u m k n ęło u w ad ze op isu jącego album .
podstaw ow ym i źródłam i info rm acji o album ie M oszyńskiego, p o tw ier dzonym i częściowo przez kopie sporządzone jeszcze za życia poety. Za ginięcie źródła w znacznym sto p n iu spotęgow ało trudności zw iązane z p ra cam i badaw czym i dotyczącym i album u, takim i jak opis filologiczny,
u stalen ie pochodzenia, czasu zapisów, dalszych kolei losu. Zwłaszcza że n a w e t szczegóły dodane przez G ubrynow icza nie zostały dokładnie zba dane, przeanalizow ane kryty czn ie. K ry ty czn y stosunek do w ersji G u b ry now icza w y d aje się ty m bardziej konieczny, iż n iek tó re jego stw ierdzen ia dały początek dość szeroko znan y m legendom , zniekształcających w łaści we znaczenie album u dla u sta le n ia czasu p ow staw ania sonetów oraz in n y ch utw orów M ickiew icza z o k resu rosyjskiego.
Pochodzenie album u jest dość ściśle zw iązane z politycznym życio rysem poety. Klaczko i Januszkiew icz, k tó rzy nieco pow ierzchow nie za poznali się z owym bezcennym zbiorem autografów , n adali m u m iano a lb um u P io tra M oszyńskiego. C zytelnicy pierw szego pośm iertnego w y d a n ia dzieł M ickiewicza bardzo często trak to w ali owo określenie dosłownie, uw ażali, że album by ł w łasnością M oszyńskiego, a M ickiewicz od czasu do czasu w pisyw ał tam swoje w iersze. O tym , ja k szeroko były rozpo w szechnione podobne opinie, może świadczyć fakt, że rosyjski poeta W. Bieniediktow , k tó ry przekład ał M ickiewicza w latach pięćdziesiątych X IX w. i dobrze znał w ydanie K laczki i Januszkiew icza, swój przekład so netu Poezyjol gdzie cu d n y pędzel tw o je j ręki... zatytułow ał Do albu m u
Piotra M oszyńskiego, aczkolw iek w iersze najpraw dopodobniej były pośw ię
cone Z. W ołkońskiej. W ydanie p ary sk ie w prow adziło w błąd rów nież Józefa T retiaka. W a rty k u le M ickiew icz w Odessie te n w y traw n y badacz w spom ina, jak to w m ieście ow ym po eta odw iedzał bogatego ziem ianina polskiego P io tra M oszyńskiego i w pisyw ał m u do sztam bucha swoje u tw o ry. Nie w y ja śn ia wszakże, w jak i sposób znalazły się w nim tek sty
pow stałe w okresie uw ięzienia M oszyńskiego w tw ierd zy P ietropaw łow - skiej 5 za k o n tak ty z d ekabrystam i. Podobne opinie głosił H enryk Biege- le is e n 6. Dopiero p ublikacja G ubrynow icza położyła k res tym sądom. Ba
dacz przytoczył tek st z ostatn iej, 144 stronicy album u:
A lb u m w ła sn o ręczn e A d am a M ick iew icza d arow ane m i w fo rtecy P etro p e- w ło w sk ie j w P etersb u rgu 1829 roku przez M aryana P iaseck iego. P iotr M o
szyński.
Tekst ten nie zostaw iał w ątpliw ości, że stronice album u b y ły zapisane przed darow aniem go M oszyńskiem u i że fa k t ten nie m a żadnego zw iązku z odeskim dom em bogatego dziedzica. Tym czasem w ątpliw ości po u kazan iu się publik acji G ubrynow icza nie zm niejszyły się, przeciw nie, w zrosły. Tw ierdza nie b y ła przecież m iejscem spacerów, a cela, w któ rej
* J. T r e t i a k , M ic k ie w ic z w O d essie. S zk ic e lite ra c k ie . K raków 1896, s. 122. 6 Zob. A. M i c k i e w i c z , D zieła . T. 1. L w ó w 1903, s. 460.
znalazł się P io tr M oszyński, nie służyła za salon. W jak i sposób dostał się do niej przyjaciel M ickiewicza, M arian P iasecki? N iem ożliw ością było przekazanie alb u m u bez w idzenia się z w ięźniem . Dlaczego, w jak i sposób album tra fił do rą k Piaseckiego? Czy M ickiewicz w iedział o d arze? Cała sp raw a w ygląda n a ty le niezw ykle, że należy żałować, iż do dziś ta je m nicą pozostają okoliczności p rzekazania alb u m u M oszyńskiem u.
G ubrynow icz próbow ał odpowiedzieć jed y n ie n a n iektó re z ty c h pytań. Nie w ydaw ało m u się przekonyw ające przypuszczenie, że M ickiewicz po opublikow aniu swoich utw orów w 1829 r. m ógł tu ż przed w y jazd em za granicę podarow ać przyjacielow i n iep o trzebn e już teraz rękopisy. P oeta nie m iał podobnych zwyczajów. Za bardziej praw dopodobne uw ażał, że „szanow ny »K udraw y« [przezwisko Piaseckiego — S. Ł.] w szedł w po siadanie alb um u inną, m niej legalną d ro g ą ” 7, tzn. zw yczajnie go ściągnął. P oniew aż „ re h a b ilita c ja ” Piaseckiego je st zw iązana nie tylko z h isto rią album u, lecz rów nież z m niej znanym i k a rta m i życiorysu poety, z a trzy m ajm y się n a niej szczegółowiej.
W ychow anek Liceum K rzem ienieckiego M arian P iasecki rozpoczął stu d ia n a U n iw ersytecie W ileńskim , polecany przez k u ra to ra ok ręgu w i leńskiego, A dam a Czartoryskiego. W latach 1821, 1822 i 1824 był w ysyła n y „do obcych k ra jó w dla doskonalenia się w dziedzinie n a u k ad m in i s tra c y jn y c h ” pod w arunkiem , że za każd y rok kształcenia za g ranicą o d p racu je n a u niw ersytecie dwa lata. Z obow iązania tego P iasecki nie dopełnił. Po pow rocie z północnych N iem iec został aresztow any za p rzy
należność do filaretów , do k tórych p rzy stąp ił tuż przed w yjazdem za g ra nicę. W ro k u 1825 śledztw o było ju ż ukończone, sp raw a Piaseckiego była o sta tn im — przy czym zbyt oddalonym czasowo — ogniw em tego łań cucha. Tym większego znaczenia n a b ie ra okazane przez niego m ęstw o. W czasie p rzesłu ch an ia „rzucił się z ok n a n a III piętrze i przez dłuższy czas udaw ał szalonego”. Po w y zdrow ieniu Piasecki przez pew ien czas pozostaw ał w W ilnie pod obserw acją policji, n astęp n ie w ysłano go do A rchangielska jako nauczyciela. W p rzeddzień swego w y jazd u (około 20 m arca 1826) Piasecki zwrócił się do w ładz z podaniem , w k tó ry m p ro sił o zezw olenie n a podróż przez P etersb u rg , poniew aż „m iał tam ośw iad czyć coś niesłychanie ważnego, czego w W ilnie bez najw yższego rozkazu n ik o m u zw ierzyć nie m oże” .
Taki b ył początek rozpaczliw ej próby legalnej o brony skazanych już p rzez sąd, p ró b y udow odnienia całej niespraw iedliw ości i kłam liw ości oskarżeń, k tó re zostały ju ż usankcjonow ane przez w ładzę najw yższą. W p rzejęty m przez policję liście („zdradzającym zuchw ały i przebiegły c h a ra k te r”) Piasecki pisał:
Jed yn ym m oim pragn ien iem je s t p rzek on an ie rządu o tym , że o szczer stw o na nas rzucone a dotyczące n iep ra w o m y śln o ści naszej jest w y n ik ie m in try g lu d zi upatrujących w nim sw oją korzyść. W żadnym razie n ie stan ę
się jako n a u czy ciele m oi, k tórzy z początku p ołączyli się z w rogiem im p eriu m i m on arch y [tj. z N a p o leo n em — S. Ł.], a n astęp n ie, ab y zm azać n iecn o tę sw y ch u czyn k ów , donoszą n a u czn ió w sw oich , n ieszczęsn e o fiary ich w ła s n ych zd rad zieckich zasad i nauk. N ie b ędę podobny do tych, k tó rzy sta le n iepokoją rząd fa łsz y w y m i donosam i, w y m y ślo n y m i częstokroć przez w ła s nych agen tów , d zia ła ją c na zgubę zu p ełn ie n iew in n y ch lu d zi jed y n ie w celu od w rócen ia u w a g i w ła d z od nad u żyć i trw on ien ia p ien ięd zy rządow ych.
W szystko to zostało n apisane w krótce po u p adk u pow stania d e k a b ry stów, w w a ru n k ach n ajb ard ziej o krutnego te rro ru policyjnego, rep resji, najw yższej czujności i podejrzliw ości organów państw ow ych. P iasecki zdołał przybyć do P e te rsb u rg a i spędzić tam dni kilk a (koniec m arca 1826), lecz nie udało m u się uzyskać audiencji u cara i zakom unikow ać m u „pew nej taje m n ic y ”. Zaniepokojony „know aniam i” e k s-fila re ty w iel ki książę K o n stan ty zażądał, by „zatw ardziałego fa n a ty k a ”, znanego ze
„ sp ry tu i przebiegłości” Piaseckiego, dostarczono m u do W arszaw y. Po zbadaniu spraw y w. ks. K o n stan ty doszedł do w niosku:
[P iaseck i zabiega] n ie ty le o sieb ie, ile o całe T ow arzystw o F ila retó w , starając się o p oparcie i w z g lę d y w ob ec cierpień człon k ów onego, ty ch , k tó rzy zostali ukarani za b łęd y sw o je [...]. Ten krok P iaseck iego je st ch y b a w y m ow n ym dow odem ży w o tn o ści id ei filareck ich , p olegających na św ia d czen iu w za jem pom ocy i obrony, przyn ajm n iej w św iad om ości sam ego P ia seck ieg o .
W ielki książę w y d ał rozkaz, „by nie dopuszczano Piaseckiego do p racy nauczycielskiej”, lecz do całej spraw y nie przyw iązyw ał chyba zbytniej w agi i po upływ ie ro k u zezwolił m u n a przeniesienie się z W ilna do P e tersb u rg a w celu objęcia stanow iska w czynnej policji M inisterstw a Spraw W ew nętrznych, w randze kolegialnego sek retarza (coś w rod zaju egzekutora sądowego) 8.
Mickiewicz, k tó ry przyb y ł do P e tersb u rg a 4/16 g rud nia 1827, dow ie dział się o losach Piaseckiego. Pisze o ty m w pozbaw ionej k o m entarza części listu do Tom asza Z ana z 3/15 k w ie tn ia 1828:
U w ija się po P etersb u rgu k rzyw ou sty, k u d raw y M arian, k tórego h istoria długa i u stn ie chyba dałab y się opow ied zieć. [D 379]9
Ju ż podczas p o b y tu w Odessie M ickiewicz przez M alewskiego zw ra cał się z prośbą do Piaseckiego, aby ten przysłał m u z W ilna kopie k ilk u jego w ierszy 10. W P e te rsb u rg u polecił od razu przyjacielow i p rzejąć swoje interesy w ydaw nicze, popierać rękopis K onrada W allenroda w cenzurze,
8 CG AL [ = Центральный Государственный Архив Литовской ССР], f. 567, spr. 165 (1825) — о M arian ie P ia seck im ; spr. 23 (1826) — o m ia n o w a n iu M ariana P ia se c k iego n a u czy cielem w A rch an gielsk u ; f. 421, spr. 79 (1826) — o sk iero w a n y m do A rch an gielsk a P iaseck im .
9 D = A. M i c k i e w i c z , D zieła. W yd. Ju b ileu szow e. T. 14. W arszaw a 1955. Liczba po skrócie w sk a zu je stronicę.
10 Zob. W. M i c k i e w i c z , Ż y w o t A d a m a M ic k ie w ic za . Т. 1. P ozn ań 1890, s. 202—203.
półżartem nazyw ał go sw ym „p len ip o ten tem ” (D 361). Biorąc pod uwagę podobną zażyłość, nie należy w ątpić, że P iasecki poinform ow ał poetę o swoich k o n tak tach z M oszyńskim. Piaseckiego, z późniejszych spotkań, w spom ina w sw ym P a m ię tn ik u córka M oszyńskiego Jó zefa Szem be- kow a:
K siążki cu d zoziem sk ie d o sta w a liśm y bez żad n ych tru d n ości z P etersb u r ga za pośred n ictw em p len ip oten ta naszego, sta le tam d la in teresó w m ieszk a jącego, M ariana P iaseck iego, n ależącego do grupy ludzi, w śród k tórych obra cał się M ick iew icz [...]. Co rok parę dni b y w a ł w C zern igow ie, do gości, który- m iśm y się cieszyli, z a lic z a n y 11.
O dw iedzanie w ięźniów w tw ierdzy Pietropaw łow skiej przez krew nych czy znajom ych było praw ie niem ożliwe. W ciągu całego śledztw a, które przeprow adzono w P e tersb u rg u wobec członków T ow arzystw a P atrio ty cz
nego, ani jed en z 27 uw ięzionych nie uzyskał zezw olenia n a w idzenie z k rew nym i lub plenipotentam i. Podobna sy tu a c ja trw ała ponad dwa lata, od stycznia 1827 poczynając, kiedy to za K arolem W agnerem zatrzasnęły się drzw i celi n r 13 Newskiego paw ilonu — głów na fala aresztow ań przy padała n a m aj i czerwiec (Moszyński tra fił do celi n r 2 k ro n w e rk u 2 VI 1827) — do lutego 1829. Cała k o respondencja w ięźniów przechodziła przez
III W ydział i była poddaw ana dokładnem u spraw dzeniu, p rzy czym n a korespondencję zezw alano w w y jątk o w ych w ypadkach. D opiero po zatw ierdzeniu przez cara w y ro k u n a członków polskich ta jn y c h tow a rzystw (27 II 1829) sy tu acja zm ieniła się nieco. N a złagodzenie stosunku do w ięźniów w płynęła rów nież m ająca się odbyć w W arszaw ie koronacja M ikołaja I, przygotow aniom do niej tow arzyszyło zabieganie o życzli wość społeczeństw a polskiego. W zmógł się w y raźn ie w pływ tzw. „partii
polskiej” (urzędników polskiego pochodzenia, m. in. z otoczenia Ale ksan d ra Benkendorfa).
D nia 2 m arca 1829 dam a dw oru Idalia P la te r o trzy m ała dzięki w sta w iennictw u cesarzowej zezwolenie n a w idzenie się z b ra te m — G otardem Sobańskim . Było to pierw sze zezwolenie tego rodzaju. Żona M oszyńskiego Joanna, przebyw ająca w P etersb u rg u od listopada 1828 i prag nąca (przez czas jakiś) podążyć za m ężem n a Sybir, sta ra ła się usilnie o w idzenie. W szystkie sta ra n ia były jed n ak darem ne, n a jej p ety cję do cara odpow ie
dziano odm ow nie (28 XI 1828). Ówczesny p len ip o ten t M oszyńskiego, K sa w ery S abbatyn, nie uzyskał zezw olenia n a w e t n a korespondencję. Na w ym ianę listów zezwolono dopiero po w y d an iu w yroku. W tym czasie Jo a n n a M oszyńska pow ierza stanow isko p len ip o te n ta Piaseckiem u. 5 kw ietnia 1829 M oszyński w liście do nowego p len ip o ten ta poleca m u zabiegać u „wysokiego p ro te k to ra ” (Benkendorfa) o dotrzym anie obietnicy
11 P a m ię tn ik i d e k a b r y s tó w . S p r a w y d e k a b r y s tó w sk ie w p a m ię tn ik a r s tw ie p o l
sk im . W yboru dokonał i p rzypisam i op atrzył W. Z a w a d z k i . T. 3. W arszaw a 1960,
s. 280—281. W przypisach na s. 816: M. P ia seck i „w tw ierd zy P ietro p a w ło w sk iej w 1829 r. w ręczy ł P. M oszyńskiem u album za w iera ją cy w ie r sz e M ick iew icza ”.
w y d an ia zezw olenia n a spo tk an ie z nim . B enkendorf rzeczyw iście pozy ty w nie załatw ił prośbę M oszyńskiego. 18 kw ietn ia Piasecki zwrócił się z podaniem do cara. 24 k w ie tn ia zezw olenie zostało podpisane przez M ikołaja 12.
Ten nieoczekiw any a k t łaski pozostaw ał w zw iązku z m ającym się w krótce odbyć w ysłan iem skazańca etapam i na S y b ir (początkowy te rm in był w yznaczony n a 25 V 1829), przy czym spotkania m iały się odbyw ać „przy św iad k ach ” i nie częściej niż raz na tydzień. Biorąc pod uwagę, że od chw ili o trzym an ia zezw olenia n a w idzenie się z M oszyńskim w tw ierdzy do przypuszczalnego w ysłania n a S y b ir pozostał niespełna miesiąc, m ożna śm iało stw ierdzić, że Piasecki mógł spotkać się z „p rze stępcą p aństw o w y m ” nie w ięcej niż trzy lub cztery razy. T erm in w y jazdu na zesłanie był odkładany k ilk ak ro tn ie, zrealizow ano go wreszcie 26 grud^ n ia 1829. Oczywiście P iasecki nie mógł przew idzieć tych fak tów i m usiał załatw ić w szystkie sp raw y swego m ocodaw cy przed 25 m aja. N ależy p rz y puszczać, że w łaśnie w ty m czasie przekazał M oszyńskiem u album a u to grafów M ickiewicza. N ajpraw dopodobniej dokonało się to nie podczas
pierw szego, lecz podczas jednego z następ n y ch spotkań, gdzieś pom iędzy 10 a 25 m aja. W ty m m iejscu należy chyba przypom nieć, że 14/26 m aja M ickiewicz opuścił Rosję.
Czyż nie je st zastanaw iające, iż Piasecki, k tó ry przedtem nie znał M oszyńskiego, już n a w stęp ie znajom ości p roponuje m u jako p rezen t album z niezw ykle cenn y m i auto grafam i swego genialnego przyjaciela? S praw a będzie jeszcze b ardziej zdum iew ająca, jeżeli zgodzim y się z cał
kiem praw dopodobnym przypuszczeniem , iż M ickiewicz mógł przekazać swój album Piaseckiem u dopiero po upływ ie lutego, kiedy to ukazało się w d ru k u now e dw utom ow e w y danie jego utw orów i poecie album p rzestał być potrzebny, lub naw et, co jest bardziej praw dopodobne, przekazanie to nastąpiło tuż przed w y jazdem M ickiewicza, n a przełom ie k w ietn ia i m aja. U bóstw iający swego przy jaciela Piasecki zaraz po o trzy m an iu bezcennej pam iątki z m iejsca ofiarow uje album kom uś praw ie zupełnie m u obcemu. W ydaje się jednak, że bylibyśm y niespraw iedliw i wobec P ia seckiego, człow ieka o n a tu rz e swoiście heroicznej, gdybyśm y uw ierzyli w podobny b rak ta k tu w jego postępow aniu.
S y tu acja będzie się p rzedstaw iała zupełnie inaczej, jeżeli u p rzytom - nim y sobie fakt, że Piasecki b y ł w rzeczyw istości jednocześnie plenipo ten tem i M oszyńskiego, i M ickiewicza. Poczynając od chw ili pierw szego po bytu w P e te rsb u rg u aż do w y jazd u za granicę M ickiewicz pozostaw ał w stałym kontakcie z Piaseckim . N iew ykluczone, że Jo an n a M oszyńska
12 CGIA [ = Центральный Государственный Исторический Архив СССР], f. 1280, spis iiiw. 1, spr. 11, Секретное управление комитета Спб крепости. Входящие бумаги, cz. 2 (1828), k. 2 —4, 258; 2 7 5 .— CGAOR [— Центральный Государственный Архив Октябрской Рево люции], 1 eksp. 1827, spr. 173, cz. 1, k. 289—290, 293 — 294.
w łaśnie z polecenia poety w y b rała Piaseckiego n a swego plenipotenta. B yła to pierw sza jego sam odzielna p rac a w P e te rsb u rg u i m ożna w ątpić, by M oszyńska w rotce po przy b y ciu do tego m iasta zdecydow ała się n a korzystan ie w ta k w ażnych spraw ach z usług zupełnie nie znanego sobie człow ieka nie m ając pow ażnych referen cji. J e s t rów nież rzeczą w ątpliw ą, b y Piasecki dał się poznać w P e te rsb u rg u jako w y traw n y praw nik. N a leżałoby przypuszczać, że jed y n ie M ickiewicz, k tó ry znał M oszyńskiego od czasu swego p o b y tu w Odessie (pom ijam tu hipotezę L. Podhorskiego- -Okołowa, k tó ry uw ażał Jo an n ę M oszyńską za głów ną b oh aterk ę sonetów o d e sk ic h )13, mógł w paść n a pom ysł polecenia im Piaseckiego, wysoko ce
niąc jego zalety zawodowe. W każdym razie n iew ątpliw ie Piasecki inform ow ał poetę o w szystkich p ery p etiach sp raw y M oszyńskiego oraz o losach jego m ałżonki, bezskutecznie starającej się o zezwolenie w yjazdu n a S y b ir do męża.
Nie było to jed n a k jed y n e źródło in fo rm acji M ickiewicza o p e te rsb u r skim procesie członków T ow arzystw a Patriotycznego. 10/22 sierp n ia 1827 poeta zw raca się listow nie z M oskwy do swego odeskiego przyjaciela, Go- ta rd a Sobańskiego, k tó ry po otrzy m an iu ran g i k am er ju n k ra znajdow ał się w ty m czasie w P etersb u rg u i pracow ał w M inisterstw ie S p raw W ew nę trznych. List dotyczył planow anego w y d an ia K onrada W allenroda, do k tó rego w inietę m iał zam iar narysow ać Sobański (plan zresztą nie został zre alizowany). M ickiewicz szczegółowo opisyw ał swój p ro je k t w inietki. Z a m iast odtw orzyć postać „W ielkiego M istrza, zam kniętego w celi” (D 349), Sobański sam tra fił do celi w ięziennej. 25 w rześn ia 1827 został aresz tow any i w trąco ny do kazam atów tw ierd zy Pietropaw łow skiej jako o sk ar żony o u trzym y w anie nielegalnej k o respondencji z „przestępcam i p a ń stw ow y m i” Ludw ikiem Sobańskim i P io tre m M oszyńskim . P raw ie w ty m
sam ym czasie podobny los spotkał ciotecznego b ra ta Moszyńskiego, W ła dysław a Pinińskiego. Listy uwięzionego Sobańskiego przekazyw ano przez m ajo ra Bogdanow a, z któ ry m Sobańskiego poznał inny odeski znajom y poety, S tanisław Szem iot (po areszto w an iu p rzy jaciela w ziął on n a siebie tro sk ę o jego losy). Nie mógł się rów nież M ickiewicz nie stykać z p rzy b y łą z Odessy żoną L udw ika Sobańskiego Różą z Ł ubieńskich, p rzy jació łk ą Jo a n n y Zaleskiej i Szemiotów. Sobańska, k tó ra w ytrw ale, acz bez sku tk u, sta ra ła się o w idzenie z mężem, b y ła n a w e t w początkach 1829 r. u s u n ięta z P e tersb u rg a za „w ścibstw o” 14.
We w spom nieniach praktykującego w P e te rsb u rg u lekarza, Stanisław a M oraw skiego, k tó ry znał M ickiewicza jeszcze z czasów wileńskich, n ap o ty k am y ciekaw y fragm ent, pełniej n a św ietlają cy stosunek M ickiewicza do polskich w ięźniów politycznych:
18 L. P o d h o r s k i - O k o ł ó w : O M ic k ie w ic z o w s k ie j D onnie G io va n n ie. „O d rod zen ie” 1946, nr 12; T r z y Joan n y. Jw ., nr 14.
N ow om iejsk i, chociaż w te d y na W ołyniu m ieszk ający, w e sp ó ł z M ichałem R om erem , m arszałk iem Ign acym Z aw iszą, sła w n y m z rzadkiej w y m o w y , Stru - m iłłą, W agnerem , C zarkow skim , sied m d ziesią tletn im oboźnym lite w sk im K a rolem P rozorem i in n ym i sch w ytan y, u w ięzio n y , sądzony, w o żo n y po ro sy j sk ich turm ach, oparł się na k on iec w k azam acie P etro p a w ło w sk iej fo rtecy w P etersb u rgu . P o p ew n y m czasu p rzeciągu razem z kolegam i w o ln o ścią przez m onarchę w 1828 czy 1829 r. d arow an y został. Ja m ieszk ałem podów czas stale już w P etersburgu. O d w ied ził m n ie zatem na m om ent. Ja jego i ich , jako razem w sz y sc y u D em u th a m ieszk ali, o d w ied ziłem na k ilk a m in u t w za jem n ie, bo i czasu n ie m ieli, m ając za lec en ie w yb rać się ze sto licy n atych m iast, i trze ba im było starać się o u ła tw ie n ie środ k ów tej podróży, a czas b ył zim ny i śnieżny. M ick iew icz A dam potrafił tegoż jeszcze dnia dać ob iad d la Z aw iszy, na którym i ja byłem . In n i lęk a li się, i słu szn ie, nosa w y sta w ić z k om naty, żeb y ich na n ow o do kozy z przypadku n ie w zięto . W szyscy, w ie lu ich było, b yli b iali na tw arzy, jak h o len d ersk ie płótno, jak żeb y ich kto m ąką posypał! Od tylu lat n ie w id z ie li słoń ca ! 15
O pisany przez M oraw skiego epizod m ożna oznaczyć dość dokładnie. 27 lutego 1829 naczelnik S ztabu Głównego ogłosił:
Jego C esarska M ość raczył obdarzyć w o ln o ścią p rzeb yw ających o b ecn ie w St. P etersb u rsk iej tw ierd zy w zw iązk u z procesem przestępczych to w a rzy stw z guberni polsk ich n astęp u jących w ię ź n ió w : P iotra Ł agow skiego, K arola P ro- zora i K arola D ziek oń sk iego, k tórzy to w ię ź n io w ie po w y jściu z onej n ie m ogą p ozostaw ać w sto licy dłużej n iż trzy d n i ie.
Większość w ięźniów oskarżonych w ty m procesie zwolniono w p ierw szych dniach m arca, w każdym razie przed 14 m arca, d a tą w y jazd u M ickiewicza do Moskwy. P o eta spędził tam więcej niż m iesiąc, a już w początkach k w ie tn ia litew ski g u b ern ato r w ojskow y m eldow ał o sp ra w ow aniu się Ignacego Zawiszy, K onstantego Nowomiejskiego, Józefa S tru m iłły i K arola W agnera, znajdujących się pod o bserw acją p o lic ji17. Jeżeli ponadto uprzy tom n im y sobie fakt, że w łaśnie w początkach m arca M ickiewicz w reszcie otrzym ał upragnione zezwolenie n a opuszczenie Rosji i że najm niejsza nieostrożność m ogła przekreślić w szystkie jego plany, to spotkanie u D em utha, dość dokładnie opisane przez M orawskiego, n a b iera w łaściw ej barw y.
W k ilk a dni po obiedzie n a cześć zw olnionych z tw ierdzy w ięźniów M ickiewicz w y jech ał do M oskwy, gdzie przeby w ał do 8 kw ietnia. M ożna przypuścić, że Piasecki zapoznał poetę z treścią skierow anej do ca ra prośby o w idzenie z M oszyńskim. Nie ulega rów nież w ątpliw ości, że poinform ow ał dokładnie M ickiewicza o w rażeniach z ty ch spotkań (od byw ały się one pom iędzy 25 IV a 15 V 1829) — zbyt w y jątko w y b y ł to fa k t w p rak ty ce procesów politycznych. 4 m aja został w ypuszczony n a wolność i oddany pod n ad zó r policji niedoszły ilu stra to r Konrada W
allen-1S S. M o r a w s k i , K ilk a la t m ło d o śc i m o je j w W iln ie. (1818— 1825). W arszaw a 1924, s. 57—58.
14 CGIA, f. 1280, inw . 1, spr. 11, k. 113— 113v. 17 CGAOR, eksp. 1827, spr. 173, cz. 1, k. 294.
roda G otard Sobański, k tó ry n a pew no w idział się z poetą i pożegnał
przed sw ym w yjazdem z P e tersb u rg a (6 V), 8 m aja Jo a n n a M oszyńska otrzym ała oficjalne zezwolenie n a „tow arzyszenie m ężowi n a S y b ir” — za cenę u tra ty p raw obyw atelskich. Jedn akże rom ans jej z Jurew iczem , k tó ry nastąp ił niebaw em , przek reślił w szystkie plany. Jo a n n a M oszyńska straciła całkow icie zainteresow anie S y b erią i zaczęła się troszczyć jed y nie o podział m ajątku.
Rozwój tych w yd arzeń nie m ógł ujść uw agi M ickiewicza w przeddzień w y jazdu za granicę. P io tr M oszyński b y ł ostatn im osobistym znajom ym M ickiewicza w śród w ięźniów pozostających w tw ierdzy (Ludw ik Sobański został zw olniony już 30 III). Prócz tego M oszyńskiego spotkał jeden z najsurow szych w yroków : „pozbaw ienie ty tu łu hrabiow skiego oraz szla chectw a i zesłanie n a S y b ir n a dziesięcioletnie osiedlenie”. (Nie zapom i najm y, że 24 spośród 27 oskarżonych zwolniono ze stosunkow o n ie w ielkim i w yrokam i — od 2 m iesięcy do ro k u tw ierd zy — po k tó ry ch
odbyciu odesłano ich do m iejsc zam ieszkania pod nadzór policji.) W reszcie kom plikacje w stosunkach z żoną, k tó rej zam iary nie b yły m u jeszcze w pełni znane, lecz już go niepokoiły, znacznie pogorszyły jego sytuację. M oszyński w pew nym sensie znajdow ał się w cen tru m zainteresow ań M ickiewicza procesem oraz losem w ięźniów tw ierdzy, będących członkam i T ow arzystw a Patriotycznego. Poeta, odw ażnie ry zyk ujący swoim pasz p ortem zagranicznym jako gospodarz obiadu w ydanego dla Zawiszy i jego kolegów, nie m ógł nie pragnąć pożegnania swego odeskiego zna jomego, k tó ry znalazł się w ta k tragicznej sytuacji. W spólny „p le n ip o te n t” M ickiew icza i M oszyńskiego m iał możność to pożegnanie ułatw ić. P rz y toczone powyżej fak ty pozw alają przypuszczać, że M ickiewicz w p rze d ed n iu opuszczenia Rosji mógł przekazać przez Piaseckiego swój album z autografam i u tw orów pow stałych w O dessie i n a K rym ie jako drogą p am iątk ę czasów daw n y ch spotkań.
T ekst nap isan y przez nowego w łaściciela n a jednej z ostatnich k a rt album u nie pozostaje b ynajm niej w sprzeczności z naszym przypuszcze
niem . W prost przeciw nie, byłoby rzeczą dziw ną, gdyby M oszyński w skazał w łaściw ego ofiarodaw cę. W w aru n k ach w ięziennych, w któ ry ch się z n aj dował, podobny zapis mógł przynieść niepożądane konsekw encje, zwłasz cza dla M ickiewicza. N iepow odzenia z ta jn ą korespondencją z M oszyń skim , zainicjow aną przez G. Sobańskiego i W. Pinińskiego, by ły jeszcze zb y t świeże. Co innego Piasecki, p osiadający legalne zezw olenie na w idze n ia z w ięźniem . Te w łaśnie fak ty zostały zakam uflow ane w notatce Mo szyńskiego — nie w ykluczającej, iż album został m u podarow any pośrednio:
A lbum w ła sn o ręczn e A dam a M ick iew icza darow ane m i w fortecy P etro -p a w ło w sk iej w P etersburgu 1820 roku -przez M aryana P iaseck iego.
R ozpatrując losy album u z au tografam i M ickiewicza, zagłębiając się w m ało znane regiony jego biografii, próbow ałem w ykazać, w jakich to
w a ru n k a ch album zm ienił swój ch arak ter, form ując zbiór autografów , stając się po zm ianie w łaściciela drogocenną relikw ią. Chodziło tu przede w szystkim o okres, k ied y M ickiewicz przestał go już potrzebow ać, o p rzy
czyny, dla któ rych rozstał się z nim , o ostatni rozdział życia książeczki. G łów ny problem pozostaje jed n a k otw arty. Ja k ie były początkow e ro z działy życia alb u m u ? K iedy i dlaczego poczęto doń w pisyw ać w iersze? W jak im stop n iu może o n być w yko rzy stan y dla u staleń chronologicznych w pisanych do niego w ierszy? Ja k ie znaczenie posiadają autografy album u dla genezy poszczególnych utw o ró w au to ra?
Od czasu opublikow ania i skom entow ania przez G ubrynow icza za w artości albu m u zaczął on być tra k to w a n y jako najw ażniejszy i bodaj czy nie je d y n y m a te ria ł źródłowy, pozw alający n a sprecyzow anie czasu pow stania odeskich i krym skich sonetów. O balając legendę o M oszyńskim jako p ierw szym w łaścicielu album u, badacz nie w ątp ił w jego odeskie p o c h o d z en ie 18. S postrzeżenia G ubrynow icza zostały poparte przez S ta nisław a W indakiew icza. W edług niego, M ickiewicz podczas podróży po K rym ie rozporządzał dw om a notesam i, do k tó ry ch w pisyw ał swe uwagi podróżnika, je d e n z nich o trzy m ał nazw ę album u M oszyńskiego, drugi natom iast pozostał nie znany, chociaż treść jego m ożna było łatw o zre konstruow ać. Rozum ow anie W indakiew icza jest dość p rzejrzy ste: ponie waż w album ie M oszyńskiego nie fig u ru ją w szystkie sonety, to b rak u jące tra fia ły oczyw iście do drugiego zeszytu.
M ic k ie w ic z zap isu jąc p ierw szy so n et n ie w ied zia ł, jaki b ęd zie ostatni. Jego z eszy t pod różn y d oskonale w y ja śn ia gen ezę son etów : są o n e w nim ro z rzucone w zu p ełn y m b ezładzie.
— czyli były one zapisyw ane w m iarę ich tw orzenia i kolejność ich w skazuje n a czasow ą zależność w procesie pow staw ania utw orów 19.
B ardziej o stro żn y był w sw ych rozw ażaniach B ruchnalski:
A lb u m M oszyń sk iego n ie d aje pod tym w zg lęd em upragnionych w y ja śn ień ju ż to dlatego, że brak w n im aż 10 son etów , ju ż to dlatego, że zaw iera u tw o ry, k tóre p o w sta ły tak w O dessie jak w M o s k w ie 20.
B ruchn alsk i nie w ątp ił jed n ak w południow e pochodzenie album u i w idział w w ierszu D um ania w dzień odjazdu k am ień m ilowy, dzielący okres odesko-krym ski od okresu m oskiewskiego. K om entując opinie utrzym ujące, że sonet Do L aury należy do okresu w ileńsko-kow ieńskiego, badacz pisał:
D ziś jednak, k ied y zn am y zaw artość A lb u m u M oszyńskiego, w którym znach od zi się au to g ra f D o L a u ry, i to zn aczn ie różn iący się od p ierw szeg o
18 G u b r y n o w i c z , op. cit., s. 480— 492.
19 S. W i n d a k i e w i c z , „ S o n ety k r y m s k ie ”. „K raj” 1896, nr 45, s. 190; nr 46, s. 202 n.
druku w w y d a n iu m osk iew sk im , czas p o w sta n ia p ow yższego son etu z w szelk ą p ew n ością n a leży o k reślić na epokę odeską.
W innym znów m iejscu stw ierdza:
A utograf B ło g o sła w ie ń stw a znachodzi się w A lb u m ie M oszyńskiego, n ależy zatem do czasów o d e s k ic h 21.
Odeskie pochodzenie album u M oszyńskiego nie w zbudziło w ątpliw ości u żadnego z badaczy twórczości M ickiewicza. Ale ch yb a nigd y notes ten nie został p o trak to w an y tak w nikliw ie, ja k uczynili to red ak to rzy Dziel
w szy stk ich A dam a M ickiewicza, fundam entaln eg o w y dan ia utw orów poe
ty, będącego niejako podsum ow aniem p rac badaw czych całych pokoleń polskich filologów. W rzeczowym k o m en tarzu k ry ty czn y m Czesław a Zgo- rzelskiego do dwóch pierw szych tom ów w ierszy została w całej pełni zrealizow ana (postulow ana już przez W indakiew icza) zasada u stalania chronologii utw orów n a podstaw ie ich m iejsca w album ie, z uw zględnie niem jed n ak pew nych uściśleń oraz praw dopodobniejszych hipotez.
Badacz w ykazuje zrozum iałą ostrożność p rzy u sta la n iu czasu pow sta n ia sonetów i stanow czo podkreśla:
A lbum sta n o w i tu zresztą n ied ostateczn ą p o d sta w ę do w n io sk o w a n ia , gdyż o b ejm u je ty lk o cząstkę so n etó w i n ie był pono jed yn ym n otatn ik iem , w k tó rym poeta za p isy w a ł w o w y m czasie sw e utw ory.
Jednocześnie uczony je s t skłonny poprzeć istniejące tra d y c je :
B liższe w ejrzen ie w porządek u tw o ró w w p isa n y ch do A M [tj. album u M oszyńskiego] p rzek o n y w a jed n ak o słu szn o ści stw ierd zeń W in d ak iew icza.
I ju ż w bardziej powściągliwej form ie:
porządek w p isa n ia u tw o ró w w A M od p ow iad ać m oże — w p e w n y m s t o p n i u — k olejn ości chronologicznej ich p o w sta w a n ia . [DW 1-2, 108]
Lecz w odróżnieniu od W indakiew icza, k tó ry ograniczał się do analizy autografów z album u, Zgorzelski bierze pod uw agę rów nież i te zaginio ne, nie pozostaw iające jed n ak w ątpliw ości co do swego istnienia. W obu
w ypadkach album M oszyńskiego je st czynnikiem najczęściej b ran y m pod uw agę p rzy hipotetycznym u stalan iu chronologii utw orów .
W sporze o w ileńsko-kow ieńskie pochodzenie so n etu X II Zgorzelski stw ierdza :
B rak autografu w A M utrudnia ro zstrzygn ięcie tej spraw y, je ś li w sza k że poeta n ie n ap isał son etu w O dessie, to bardziej p raw dopodobne w y d a je się p rzesu n ięcie go na ok res pobytu M ick iew icza w M oskw ie. [DW 1-2, 130]
Podobnie o sonecie X III:
n ap isan y b y ł m oże w czasie pobytu poety w M osk w ie lu b w o sta tn ich ty g o d niach etapu od esk iego; tak by przyn ajm n iej sądzić m ożna z faktu, że n ie zn alazł się o n w śród b ru lion ów AM . [DW 1-2, 131]
Poniew aż sonetu X IV rów nież b ra k w album ie M oszyńskiego, to m ożna chyba uznać, że pow stał on „w o statn ich tygodniach p o b y tu M ickiewicza w Odessie lub n a w e t ju ż w M oskw ie” (DW 1-2, 133).
Z podobnym ty p em arg u m en tacji spotykam y się w w y p ad k u Son etów
k rym skic h .
B rak autografu w A M p rzem a w ia łb y raczej za p rzesu n ięciem d aty sonetu poza granice r. 1825, na czas p ob ytu p oety w M oskw ie. [DW 1-2, 169]
— brzm i w zm ianka w k o m en ta rz u do so netu B achczysaraj w nocy. B a jd a r y praw d op od obn ie p ochodzą z późn iejszego, m oże n a w et z m o sk iew
sk iego etapu k szta łto w a n ia S o n e tó w . [DW 1-2, 172]
W podobny sposób określono w w y d an iu czas pow stania tak ich so netów , ja k A lu szta w nocy, A lu szta w dzień, C zatyrdah, Grób Potockiej,
M ogiły harem u, R u in y za m k u w Bałakław ie, A ju d a h (DW 1-2, VIII,
110— 193).
W spom niane przypuszczenia o p iera ją się n a — nigdzie co praw d a w y raźnie nie sform ułow anym — prześw iadczeniu, że album M oszyńskie go był w użyciu przede w szy stk im w Odessie i częściowo jed y n ie w Mo skwie. Zgodnie z tą op in ią b ra k w album ie n iek tó ry ch utw orów stw arza
podstaw y odniesienia ich do późniejszego okresu życia poety. Inaczej m ówiąc, zakłada się, że gdyby ow e u tw o ry pow stały wcześniej, w Odes sie lub n a K rym ie, n ieu ch ro n n ie znalazłyby się w rzeczonym album ie. T rudno zgodzić się z ty m tokiem rozum ow ania, n a w e t w w ypadku gdy przeprow adzone zostało ono z n ależy tą ostrożnością i zaopatrzone w uściślenia. Rzecz w tym , że album M oszyńskiego uzupełniał teksty jedy nie do r. 1828 włącznie. J e s t to fak t znany. W szystkie sonety Mic
kiew icza z w y dan ia z r. 1826 pow stały, logicznie rzecz biorąc, przed po jaw ieniem się w album ie w ierszy z la t 1827— 1828. Z tego w ynika, że w album ie było dość m iejsca d la sonetów n ap isan y ch przez M ickiewicza już nie w Odessie, ale w początkow ym okresie p o b y tu w M oskwie. I tu pow staje pytanie, dlaczego p oeta nie w pisał ich do album u. Przecież chodzi n ie o jed e n czy dw a utw ory. Poza album em pozostała w ięcej niż połowa sonetów k ry m sk ich (21 n a 40). Istn iały one n iew ątp liw ie w jakichś zapisach, innych „alb um ach” czy zeszytach, k tó ry ch używ ał poeta w Odes sie, n a K rym ie i w M oskwie. Oczywiście, tru d n o pow iedzieć coś k o n k ret niejszego o ich zaw artości, lecz sam fa k t ich istn ien ia nie budzi podejrzeń. Zachow ały się pew n e dane n a te n tem at. J u ż W indakiew icz wskazyw ał, iż w czasie pobytu n a K rym ie M ickiewicz posiadał dw a album y. Je d en z nich, bez przytoczenia jakichkolw iek dowodów, nazyw ał badacz póź niejszym album em M oszyńskiego. W d rugim n ato m iast m iały się znaj dować autografy ty c h sonetów , k tó re nie w eszły do znanego nam zbio ru 22. Tow arzysz podróży kry m sk iej, K ałusow ski, opowiadał, w edług
przekazu A ëra (Rzążewskiego), że p o eta „n ieraz w yciąga z k ieszeni k a r teczki i n a nich często drobnym pism em coś pisze” 23.
Bez w zględu n a opinię o ty ch b y n ajm n iej nie doskonałych in fo rm a cjach, bez w zględu n a w yrobione dość ogólne pojęcie o nie zachow yw a nych autografach sonetów M ickiew icza — już w ty m m iejscu m ożna p rzy stąpić do w yciągnięcia całkiem rea ln y ch w niosków . N ależy przede w szyst kim stw ierdzić, że b rak więcej niż połow y k ry m sk ich i odeskich sonetów w album ie M oszyńskiego bez w ą tp ie n ia św iadczy o rów noległym istn ien iu innych zapisów w ierszy M ickiewicza z la t 1825— 1826. Z tego tw ierd ze nia w yraźnie w y p ływ a w niosek n astęp n y , że b ra k ty ch lub in ny ch sone tów w album ie nie jest i nie m oże być podstaw ą do oznaczania czasu pow stania utw o ró w czy do h ip tez przesu w ających d atę ich pow stania n a m oskiew ski okres życia poety.
Podobne trudności n a p o ty k am y podczas określan ia czasu p ow stania sonetów w pisanych do album u M oszyńskiego. W p rzy pisach Zgorzelskie- go, m ających c h a ra k te r niew ielkich m onografii filologicznych n a tem at każdego utw oru, n iejed n o k ro tn ie zn ajd u jem y w skazów ki podkreślające oczyw istą zależność chronologiczną w iersza od m iejsca zajm ow anego w album ie. Sonet Do Laury fig u ru je jako jed e n z najw cześniejszych, pow stałych praw dopodobnie w Odessie, u tw orów — jeśli wziąć pod uw agę m iejsce au to g rafu w album ie. O in n y m sonecie (III) m ów i się:
przypadł za p ew n e na p oczątk ow e m ie sią c e pobytu w O dessie (tak b y p rzy n a j m niej w sk a zy w a ło jedno z p ierw szy ch m iejsc w p isa n ia son etu w AM) [...]. [DW 1-2, 115]
Za decydujący arg u m en t w sporach o w ileńsko-kow ieńskie pochodze nie w ierszy uw aża Zgorzelski nie hipotezy biograficzne, lecz fa k t w p i sania do album u M oszyńskiego „b ru lio n u u tw o ru pom iędzy poezją po
w sta łą w O dessie”. O sonecie B łogosław ieństw o m ów i:
D ecyd u jący tu je s t — jak się zd a je — fa k t w p isa n ia au tografu B ło g o sła
w ie ń s tw a na p oczątk ow ych kartach A M : so n et m ógł być n ap isan y w p ie r w
szych m iesiącach pobytu poety w O d essie. [DW 1-2, 127]
O sonecie D obry wieczór:
— jeśli sądzić n a p o d sta w ie m iejsca , w którym w p isa ł go p oeta do AM — u m ieścić b y n ależało D o b r y w ie c z ó r w śród p ierw szy ch u tw o ró w od esk ich . [DW 1-2, 136]
Z podobną k o n sekw encją w szy stk ie sonety kry m sk ie przypisano do ostatn ich m iesięcy p o b y tu M ickiew icza w Odessie, z przedłużeniem n a okres m oskiewski. P ew ne różnice i p o p raw k i o p arto n a kolejności u tw o rów w album ie. T ak w ięc np. so n et B akczysaraj, k tó ry o tw iera album , a k tó ry został w pisany już po zap ełn ien iu pierw szej k a rty , m ożna było w yznaczyć n a ok res odeski (DW 1-2, 166).
28 A ë r [A. R z ą ż e w s k i ] , M ic k ie w ic z w O d essie i tw ó rc z o ść je g o z tego czasu. W arszaw a 1898, s. 36.
W ten sposób p odstaw ą chronologicznych dociekań staje się przeko nanie, że album M oszyńskiego w y p ełn iał się w m iarę po w staw ania kolej nych utw o ró w i, co za ty m idzie, że kolejność w album ie pozwoli w p rzy bliżeniu określić czas i kolejność ich pow staw ania. Pogląd te n — jak wiadom o — w y zn aw ał W indakiew icz, k tó ry uw ażał, że „bezładny” zapis sonetów w album ie je st k o n sek w en tn y m odzw ierciedleniem podróży k ry m skiej poety. T rudno jed n a k się zgodzić z podobną opinią. Przypuszczenia owe nie odpow iadają realiom jego podróży, kłócą się też z logiką zapisu sonetów. „U k ład ” sonetów w album ie M oszyńskiego nie zgadza się ani z geograficzną, ani z chronologiczną kolejnością faktó w z podróży Mic kiew icza zarów no po K rym ie jak też po całej południow ej Rosji.
S onet Podróż do A k e rm a n u (S te p y akerm ańskie), w ysuw ający się — w edług fak tó w biograficznych — n a czoło krym skiego cyklu, w album ie został um ieszczony n a końcu, nieopodal D um ań w dzień odjazdu z O des sy. P ow stały n a K rym ie B akczysaraj w yprzedza w album ie w cześniejszy odeń cykl sonetów odeskich, o tw iera ją c niejako zbiór cały. N ajw cześ niejszy z sonetów krym skich, o czym zaśw iadcza w iary go dn y przekaz słów poety z dziennika F ranciszka M alewskiego, zatytu łow an y ostatecznie
P ielgrzym (początkowo w album ie: So n n et. W K ry m ie na Tchatyrdaku),
zn ajd u je się tam dopiero n a m iejscu jedenastym . P ierw sze w rażen ia z podróży po górzystym K rym ie zaw arte zostały w sonecie W id ok gór
ze stepów K ozłow a, k tó ry znalazł m iejsce w album ie m iędzy Podróżą do A k e rm a n u a w ierszem p ow stałym w zw iązku ze zbliżającym się opusz
czeniem Odessy, n a końcu cyklu krym skiego. Tuż obok, w otoczeniu krym sko-m oskiew skim — dw a so nety odeskie: S trzelec i Para (ten o statn i obecnie: R a nek i wieczór). Pom iędzy w arian tam i sonetu opisującego po dróż do A k erm an u um ieszczona je s t d ru g a część im prow izacji w ileńskiej pt. Basza.
Jeśli sk o n fro n tu jem y w yznaczniki treściow e w ierszy albu m u z poglą dam i W indakiew icza, k tó ry uw ażał te n notes za sw oisty dziennik podróży, to niekonsekw encje w y stąp ią w y raźn ie: pom iędzy autografam i b rak je st jakichkolw iek zw iązków biograficznych czy chronologicznych, przy czym wszelkie p róby ich odnalezienia m ogą doprow adzić jed y n ie do całkow ite go nieporozum ienia.
W celu w y jaśn ien ia istn iejący ch niekonsekw encji i sprzeczności Zgo- rzelski udow adnia w ielokrotnie, nie bez podstaw zresztą, że poszczególne wiersze były w pisyw an e do alb u m u z autografów istniejących już w cześ niej. Poniew aż d a ty po w stan ia w ielu utw orów nie zostały przez poetę
oznaczone, a „hipotezy biograficzne” nie budzą często zaufania, podobne k om entarze są potrzeb n e i celowe. N iestety, nie zawsze ch ro nią przed sprzecznościam i. T ak więc, aczkolw iek D um ania w dzień odjazdu zostały datow ane przez a u to ra „29 paźd ziernik a 1825”, z niew iadom ych przyczyn zostały w pisane do „m oskiew skiej” części alb u m u. W przyp isach cy tu je się z pew nym i zastrzeżeniam i opinię G ubrynow icza, k tó ry przypuszczał,
że d a ta w prow adzona rę k ą poety nie oznacza b y n ajm n iej czasu pow sta nia utw oru, lecz jed y n ie term in w yjazdu, i m ogła zostać dopisana już w Moskwie. Z estaw ienie powyższego k o m en tarza z realn ym i faktam i z życia poety m oże być w w ysokim stopniu pouczające.
20 października w edług starego sty lu (tj. 1 X I w edług nowego) pełniący obow iązki d y rek to ra Liceum R ichelieu’go zakom unikow ał Mic kiew iczowi o w y dan y m w dniu 26 w rześn ia (8 X) poleceniu przeniesienia
poety do M oskwy n a stanow isko w kancelarii tam tejszego g en erał-g u b er- natora. Z pow odu choroby ówczesnego k u ra to ra Liceum , J a n a W itta, w ykonanie polecenia uległo zwłoce i ostatecznie M ickiewicz opuścił Odes sę dopiero 1/13 listopada. G dyby M ickiewicz oznaczając w iersz w Mo skw ie m iał n a m yśli swój w yjazd z Odessy, to p rzy po m n iałby sobie albo dzień, w k tó ry m się o decyzji w ładz dow iedział (20 IX/1 X), albo datę samego w yjazd u (1/13 X I 1825). Ale przecież M ickiewicz nie pom ylił d a ty : sw oje „d u m an ia” napisał z pow odu w y jazd u z Odessy, ju ż po ustalen iu ostatecznego term in u , n a k ilk a dni przed w yruszeniem . Ton w iersza, przepojonego n astro jem oczekiw ania, sam otności, zbliżającego się rozstania, odpow iada całkow icie tej dacie. T rzeba w ięc odrzucić in te r p reta cję G ubrynow icza. D ata w p isan a przez p oetę w yznacza dokładnie czas po w stania utw oru, nie zaś te rm in odjazd u czy m oskiew skie o n im w spom nienia.
Przytoczony p rzykład ilu stru je klęskę m etodologii opierającej się* n a chronologicznej kolejności w pisyw an ych do a lb u m u M oszyńskiego teks tów. Istotnie, jeżeli za p u n k t w y jścia przy jm iem y zupełnie rozsądną i udokum entow aną faktam i biograficznym i tezę, że zn ajd u jące się w al bum ie sonety odeskie pow stały w gruncie rzeczy w cześniej od k ry m skich lub co najw y żej rów nocześnie i w y przedzały w te n sposób w iersze pow stałe w M oskwie, to album M oszyńskiego, k tó ry m iał służyć jako ilu stra c ja w spom nianego procesu, przynosi więcej zaprzeczeń niż do w odów n a jego istnienie.
W arto przypom nieć tu o fakcie, że pochodzenie a lb u m u nie zostało przez nikogo naukow o zbadane i — ja k w iadom o — w e rsja o w p isy w a n iu doń utw orów w m iarę ich po w staw an ia nie posiada naukow ego udo kum entow ania. S tara, sięgająca czasów W indakiew icza tra d y c ja została p rz y ję ta n a w iarę przez w ielu badaczy tw órczości M ickiewicza, a przecież w ym aga o n a poważnego uzasadnienia i rew izji. N iestety, albu m M oszyń skiego został raczej opisany niż zbadany. Bez w zględu n a sw oją poży teczność opisowe ch ara k te ry sty k i G ubrynow icza i B ruchnalskiego (jedyne obecnie źródła naszej wiedzy) nie m ogą dostarczyć n am rozw iązania n a j
w ażniejszego problem u — czasu p o w stan ia n o tatn ik a.
Zacznijm y od fak tó w już ustalonych. 28 październ ika 1826 cenzor M ichał K aczenow ski zatw ierdził rękopis S o n etów , k tó ry został złożony w kom itecie cenzury 20 października. Oczywiście pom ysł w y d an ia S o n e
tów pow stał ju ż w cześniej, bo podczas letnich i jesienn ych m iesięcy
1826 roku. M alew ski nap om y k ał w jed ny m ze sw ych sierpniow ych listów 0 p o jaw ien iu się now ej u staw y o cenzurze. Czyż nie p rzeb ija z takiej w zm ianki niepokój o losy zabiegów w spraw ie w y d ania S o n e tó w ? Tym bardziej, że jed en spośród znajom ych cenzorów, W asilij Anastasiew icz, otrzy m ał w łaśnie nom in ację do P etersb urg a. W każdym razie — w sie rp n iu i w rześn iu p la n So n etó w nie tylko istniał, lecz rów nież kształto w ał się pod k ą te m zam ierzonego w ydania. Jeżeli te ra z w ty m aspekcie spo jrzy m y n a album M oszyńskiego, to nie może nie zwrócić naszej uw agi fakt, że w album ie nie m a ani śladu ow ych przygotow ań. Do jego odesko-krym skiej części M ickiewicz w pisał utw ory, zanim po w ziął zam iar up orządkow ania sonetów podług cykli. P ow staje więc m oż liwość ok reślen ia z p ew n ą dokładnością górnej granicy w pisu odeskich 1 kry m sk ich u tw o rów : m ożna ją w yznaczyć n a term in nie przekraczający sierp n ia—w rześnia 1826. Do tego czasu album M oszyńskiego by ł już p ra
w ie zapisany: n a ogólną liczbę 44 utw o ró w w pisano już 38 i zajęto w ten sposób 67 k a rt. U tw orem zam ykającym listę odesko-krym ską był w iersz K ik in e is stanow iący w cześniejszą red akcję przyszłego sonetu (k. 68).
Bardziej złożonym zagadnieniem je st sp raw a genezy album u, począt ków jego pow stania. Ju ż p rzy pierw szym zetknięciu się z kopią G u bry- now icza rzu c a ją się w oczy n ie ty lk o nieścisłości u k ład u chronologicznego, n a co zw racaliśm y ju ż w sw oim czasie uwagę, lecz rów nież chaotyczne, pozbaw ione zw iązków gatunk o w y ch czy tem aty czny ch rozm ieszczenie w ierszy. Ale w ty m ciągu przypadkow ych, w ydaw ałoby się, zapisów doko n an y ch rę k ą p o ety m ożna dostrzec pew n ą cechę szczególną, w ym agającą
w yjaśnienia. M ianow icie album zaczyna się od dwóch utw orów pow sta łych w lata ch 1823 i 1824. Oczywiście w ątpliw e, b y m ożna było n a podstaw ie ty ch zapisów przenieść album do czasów w ileńsko-kow ień- skich: odeskie pochodzenie ty c h zapisów nie w zbudza w iększych w ą tp li wości. Ale co m ogło w p łynąć n a w y b ór ty c h w ierszy, k tó re ani tem atyk ą, ani genezą nie w iążą się z resz tą składającą się n a dość jedn olitą grupę „rosyjską” ? Dlaczego p o eta nie um ieścił w album ie innych, nie o publi kow anych dotąd utw orów ? Przecież za pośrednictw em M alewskiego zw ra cał się podów czas do Piaseckiego, prosząc, by m u z W ilna przysłał kopie
jego utw orów , w ty m Odę do m łodości oraz pełn y — bez skreśleń cen zu ry — te k st w iersza Do Joachim a Lelew ela. Lecz w rezultacie jako pierw sze um ieścił w sw ym albu m ie dw a utw ory, k tó re nie m iały ze sobą nic w spólnego: przedziela je praw ie rok czasu, jed en je s t skierow any k u ukochanej (Do M aryi, 1823), d rugi zaś to im prow izacja w ygłoszona w obec przyjaciół tuż przed w yjazdem do Rosji (Basza, 1824). Pom im o to m oż n a w nosić o nieprzypadkow ości tego w y b o ru ; był on zapew ne podyk to w a n y jakim iś określonym i względam i, które, być może, straciły w krótce p otem dla poety znaczenie, były n ato m iast ak tu aln e w chw ili w pisyw ania
przezeń tekstów do album u. P rzeanalizow anie ow ych w zględów pozw oli głębiej zrozum ieć pew ne nie dość dobrze zbadane fa k ty tw órczej biografii poety, bez w zględu n a hipotetyczny c h a ra k te r w niosków .
O w yd an iu to m u 3 swoich utw orów zaczął m yśleć M ickiew icz już w W ilnie, ale m usiał odstąpić od zam iaru z pow odu procesu filom atów zakończonego zesłaniem „do oddalonych od Polski g u b e rn i”. Z nów po w rócił do tego p ro je k tu przed sam ym w yjazdem do M oskwy. A. Skał ko w ski, k tó ry w idział się z p oetą tuż po jego przybyciu, donosił sw em u przyjacielow i w ileńskiem u, D. Zagorow skiem u, w liście z 18 g ru d n ia 1825:
A dam M ick iew icz p rzyjech ał do M osk w y; o p o w ia d a ł m i n ied a w n o , że w k ró tce w y d a trzeci tom ik sw oich u tw orów p oetyck ich 24.
W ciągu pierw szych m iesięcy p o b y tu w M oskwie p raca n ad tom em 3 nie posunęła się praw ie. W swoich listach p oeta sk arży ł się kilk ak rotn ie, że m uza „zaczęła w Odessie ruszać się trochę, ale w ty m zaraz m om encie odebrałem rozkaz w y ja z d u ” (D 283). J a n W ysocki, k tó ry spo ty kał się z A leksandrem M ickiewiczem, pisał do Lelew ela, że „A dam (podług w y razów brata) milczy, nie śpiew a, bo głodny” 25. W m arcu sy tu a c ja uległa pew nej zm ianie, poeta znów jął się pracy n a d tom ikiem 3 i n a w e t po inform ow ał Odyńca, że w krótce te n tom ik w yda.
Oczywiście w okresie akty w n y ch przygotow ań do w y d an ia to m u 3, kiedy najw ażniejszą spraw ą było zebranie i opracow anie w cześniej n a p i sanych utw orów , pisarz nie mógł bez oburzenia reagow ać n a bezp raw ne i przy tym niedbałe publikacje swoich w ierszy w czasopism ach w arszaw skich. S trap ien ie poety było ty m większe, że in icjato rem tej akcji był u w ielbiający go i n aśladujący otw arcie A ntoni E d w ard Odyniec. W liście z 22 lutego (6 III) 1826 M ickiewicz w y rzuca O dyńcow i:
Co się ty cze m oich poezji d rukow anych z a o c z n ie 26, p ierw szy raz u jrza łe m je w C harkow ie, z n iem a ły m gn iew em . [...] p o w in ien eś b y ł p rotestow ać s ię pub liczn ie, że to apokryf; jak oż n ie w ierzę, abym , choć po w in ie , m ógł ta k n ik czem n e robić w iersze. [D 282]
O burzenie poety było ta k w ielkie, że n a w e t w dw a m iesiące później nie m ógł się uspokoić i nosił się z zam iarem w y stą p ie n ia z p rotestem . M ożna sobie w yobrazić, co czuł, kiedy w krótce po n ap isa n iu do O dyńca znalazł w in n y m lutow ym nu m erze tegoż „D zienn ika” rów nież sw oje utw ory, ja k np. Do M*** oraz im prow izację Basza (potem : Renegat.
(Ballada Turecka}). Nieco później w „B ibliotece P o lsk ie j”, redagow anej
przez Franciszka Salezego Dmochowskiego, ukazał się p ro te st „bezim ien nego p rzy jaciela” Mickiewicza.
24 S. P i g o ń , Z d a w n eg o W iln a. W iln o 1929, s. 122.
25 „P am iętn ik T ow arzystw a L iterackiego im . A dam a M ick iew icza ” t. 1 (1887), s. 150.
26 O dyniec og ło sił w „D zienniku W arszaw sk im ” w 1825 r. jako w ie r sz M ick ie w icza Im p r o w iz a c ję do A l. C h odźki.
Kim mógł być ów gniew ny p rzyjaciel poety? O stry w tonie list nie został przez historyków lite ra tu ry szczegółowo zbadany. W acław Borowy w yraził przypuszczenie, że ten „anonim ow y p rzy jaciel” to O n u fry P ie traszkiew icz lub Jó zef Jeżow ski. S tanisław Pigoń skłaniał się raczej ku k an d y d atu rze Jeżow skiego. W ersję tę pod trzy m u je rów nież W itold Billip:
A u torstw o jej [tj. korespondencji] trudno dziś u sta lić w sposób p ew n y; in form acja o posiad an iu przez au tora orygin ału rękopisu poety [w iersza Do M***] w sk a zy w a ła b y n a kogoś z jego daw nego w ileń sk ieg o otoczenia. K rótki p rzeciąg czasu, jak i d zieli op u b lik o w a n ie w iersza od om aw ian ej tu koresp on dencji, każe szukać au tora pośród osób p rzeb yw ających w W arszaw ie lub pozostających w sta ły m k on tak cie ze stołeczn ym środ ow isk iem literackim . Z p ew n ym p raw d op od obień stw em au torstw o notatlp przypisać zatem m ożna np. J eżo w sk iem u 27.
Nieco inaczej fo rm u łu je swe opinie Zgorzelski:
S p rostow an ia poeta n ie posłał, ale, być m oże, zaw iad om ił któregoś z p rzy jaciół — w W iln ie czy w W arszaw ie — o sw ym n iezad ow olen iu i ów , skoro tylko nadarzyła się okazja, jaką b yła p u b lik acja w iersza Do M*** w tym że sam ym „Dzień. W ar.”, n ap isał list do redaktora „Bibi. P o l.”, n ie porozu m ie w ając się zap ew n e uprzednio z poetą. [DW 1-1, 314]
W yraźne są różnice pom iędzy obu in te rp re ta c jam i tego samego faktu. Dla Billipa, opow iadającego się za propozycjam i Płoszew skiego i Pigonia, szybkość polem icznej odpow iedzi n a b ezpraw ne publikacje je st pośred nim dowodem m oskiew skiego pochodzenia polem isty, praw dopodobnie z kręgów zbliżonych do poety, m ającego zb y t mało czasu na korespon dencję z w arszaw skim i przyjaciółm i. Zgorzelski przeciw nie, poszukuje anonim ow ego k o resp o n d en ta w śród w arszaw skich lub w ileńskich znajo m ych M ickiewicza; w ty m w y p ad k u szybkość reakcji przypuszczalnego
a u to ra (imię jego nie zostało przez badacza w ym ienione) św iadczyłaby, że nie zdążył n a w e t porozum ieć się z poetą.
W tym m iejscu należy zauważyć, że w rzeczyw istości podobne relacje czasowe pom iędzy opublikow aniem utw orów w lutow ych nu m erach „D ziennika W arszaw skiego” a pro testem „anonim ow ego p rzy jaciela” Mic kiew icza nie istniały. K orespondencja uk azała się w tom ie 2 „B iblioteki P o lskiej”, k tó ry w rzeczyw istości został w y d an y ze znacznym opóźnie niem (we w rześn iu 1826). W uw agach red ak cji Dm ochowski przepraszał czytelników za to, że w rzeczonym ro k u ukażą się jedy nie dw a tom y 28. T erm in w y d ru k o w an ia listu nie może być zatem b ran y pod uw agę przy snuciu jakichkolw iek dom ysłów o dom niem anym autorze korespondencji. N aw et jeżeli założymy, że w m arcu lub k w ie tn iu 1826 M ickiewicz zapo znał się z treścią opublikow anych w „D zienniku W arszaw skim ” u tw o rów, to pozostało m u dość czasu, by porozum ieć się listow nie z p rzy ja
-27 W. B i l l i p , M ic k ie w ic z w o cza ch w sp ó łc z e sn y c h . W arszaw a 1962, s. 68, p rzy p is 1. Zob. też D 284, przypis 9.