• Nie Znaleziono Wyników

Z dziejów powstania "Sonetów" Adama Mickiewicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z dziejów powstania "Sonetów" Adama Mickiewicza"

Copied!
47
0
0

Pełen tekst

(1)

Siemion Łanda

Z dziejów powstania "Sonetów"

Adama Mickiewicza

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 68/4, 237-282

(2)

SIEM IO N L A N D A

Z D ZIEJÓ W PO W STA N IA „SONETÓW ” ADAMA M ICKIEW ICZA Bodaj czy nie w szystkie znane w litera tu rz e au to g rafy sonetów i po­ zostałych utw orów poetyckich M ickiewicza pow stałe w okresie rosyjskim znajdow ały się w album ie należącym do P io tra M oszyńskiego. Po raz pierw szy dow iedziano się o o w ym album ie w r. 1859, kied y to M oszyń­ ski, m ieszkający podówczas w K rakow ie, przesłał go do Paryża, udo­ stępniając n a pew ien czas J. Klaczce i E. Januszkiew iczow i, przygoto­ w u jącym p o śm iertn e w y d an ie pism poety. W dw u pierw szych tom ikach

tego w ydania, z la t 1861 i 1860, znalazły się nie dokończone sonety:

Jastrząb i P oezyjo! gdzie c u d n y pędzel tw o je j ręki..., oraz inne w iersze

w raz z n ajb ard ziej in te resu jąc y m i ich w arian tam i. A u to ry te t Klaczki i Januszkiew icza b ył ta k w ielki, że n astęp n i w ydaw cy sięgali po owe tek sty przez w iele dziesięcioleci. Dopiero w 1922 r. S ta n isła w Pigoń w skazał n a bardzo pow ażne zn iekształcenia i błędy, pozbaw iające w y d a­

nie paryskie jakiegokolw iek znaczenia tekstologicznego h ·

W roku 1895 z album em zapoznaje się B ronisław G ubrynow icz, dzia­ łający z ram ien ia T ow arzystw a L iterackiego im ienia A dam a M ickiewicza, któ re planow ało w ow ym czasie w y d anie k ry ty czn e dzieł poety. W ro k u 1898 p u b lik u je on w „ P a m ię tn ik u ” T ow arzystw a swój opis album u oraz podaje tek sty autografów w n im się znajdujących, k tó re skopiow ał n a ty le dokładnie, n a ile pozw alała m u n a to ówczesna w iedza filologiczna 2. T ak więc zm odernizow ał n ie ty lk o składnię, lecz rów nież i o rto g rafię rękopisu, nie u stalił n a to m ia st kolejności naniesionych później popraw ek, nie zawsze też zw racał uw agę n a kolor a tra m e n tu oraz c h a ra k te r pism a. Oprócz tego G ubrynow icz sporządził dokładną kopię album u, pośw ięca­ jąc w iele uw agi o d tw orzen iu jego w yg ląd u zew nętrznego oraz cech szczególnych każdego zapisu. W ilhelm B ruchnalski, k tó ry k orzystał z niej p rzy w y d aw an iu tom u 2 D ziel M ickiew icza (1901), uw ażał ją za w ie r­ n ą do tego stopnia, że n ie w idział p o trzeby sięgania do publikacji

1 S. P i g o ń , J a k ieg o M ic k ie w ic z a zn a m y ? „Przegląd W arszaw sk i” 1922, nr 12. 2 B. G u b r y n o w i c z , A lb u m P io tr a M o szyń sk ieg o . „ P am iętn ik T o w arzystw a L iterackiego im . A d am a M ick iew icza ” t. 6 (1898).

(3)

G ubrynow icza z r. 1898, do k tó rej w k rad ły się pew ne nieścisłości i błędy d r u k a rs k ie 3. N iestety, kopia G ubrynow icza zaginęła bez śladu. Podobne były rów nież losy o ry g in ału album u. O statnim badaczem , k tó ry bezpo­ średnio korzy stał z niego, był w łaśnie G ubrynow icz. P różne były zabiegi w ielu uczonych — ten bogaty zbiór autografów pozostaw ał niedostępny. Nie otrzym ali zezw olenia na obejrzenie alb u m u ani S tan isław Pigoń, ani W acław Borowy, ani Leon Płoszew ski, p rzygotow ujący W ydanie Sej­ m owe dzieł M ickiewicza. T rudno obecnie zgadywać, czy n a decyzję nie- udostępniania album u w pły n ęła zazdrość, czy obojętność późniejszych jego właścicieli. Po 1945 r. album całkow icie zaginął. Być może, zniknął w śród przypadkow ych foliałów i rękopisów porzuconych przez spadkobier­ ców M oszyńskich w K rakow ie lub tra fił do zbiorów jakiegoś obcokrajow ­ ca. U silne poszukiw ania, przedsięw zięte o statnio przez Czesław a Zgorzel- skiego, nie przyniosły żadnych pozytyw nych w yników 4.

W ten sposób sta ra publik acja w „P a m ię tn ik u ” oraz częściowe uzu­ pełnienia w przypisach B ruchnalskiego do to m u 2 M ickiewiczowskich wierszy, w yd anych przez Tow arzystw o Literackie w r. 1901, pozostają

* Cz. Z g o r z e l s k i (W stęp . W: DW 1-2, IX , przypis 2. <W ten sposób od sy ła m y do w y d .: A. M i c k i e w i c z , D zieła w s z y s tk ie . Pod redakcją K. G ó r s k i e g o . T. 1, cz. 1— 2. O pracow ał Cz. Z g o r z e l s k i . W rocław 1971— 1972. P ierw sza liczb a oznacza tom , liczb a po łączn ik u — część, a po p rzecinku stro n icę.)) zw rócił u w a g ę na rozbieżności p om ięd zy podaną przez G u b ryn ow icza p agin acją a lb u m u a zap isem in w en taryzacyjn ym w b ib liotece M oszyńskich (w p ierw szym przypadku w o ln e są stron ice 49, 62— 67, 69—75, 86 i 99— 144; w drugim podaje się, że zapisu dokonano na 98 stronicach). R ozbieżność tę ła tw o m ożna w y ja śn ić. Z o b liczen ia w e r só w w y n i­ ka, ż e M ick iew icz za p isy w a ł na p oszczególn ych stronicach album u od 11 do 18— 19 w ersó w , przy czym najczęściej b yły to w p isy liczące po 14— 15 w ersó w (sonety). W zw ią zk u z p ow yższym n a leży przypuszczać, że son et S te p y a k e rm a ń sk ie , z a m ie ­ szczon y na s. 48, liczą cy razem z w a ria n ta m i 24— 25 w ersó w , m ógł zająć rów n ież część s. 49. B ardziej u d erzające są in n e p rzyk ład y. Idąc za p ag in a cją w sk a za n ą przez G ubrynow icza ła tw o m ożna u stalić, że M ick iew icz u m ieścił sw ój przekład fragm en tu z B o sk ie j K o m e d ii D antego (U golin o) na trzech stron icach , w p isu ją c na każdą po 46 w ersó w , a przekład z G oethego (P o d ró żn y ) na pięciu, po 42 w e r sy na każdej! Jeśli u p rzytom n im y sob ie w y m ia ry karty (11 X 17,9 cm ), b łęd y G u b ryn ow i­ cza staną się o czyw iste. J est b ow iem n iem o żliw e, b y poeta m ógł zm ieścić w ie r sz e o podobnych rozm iarach na tak ograniczonej przestrzeni. K arty w y k a za n e przez G u ­ b ryn ow icza jako czyste, b y ły w rzeczyw istości zajęte przez w sp om n ian e utw ory. D latego w y d a je się, że ce lo w e będzie w n ie sie n ie popraw ki do istn ieją cej p agin acji — m ian ow icie, że tłu m aczen ie B o sk ie j K o m e d ii zostało u m ieszczo n e n ie na s. 59— 61, tylk o na s. 59— 67; tłu m aczen ie z G oethego n ie na 76— 77, 83—84, 87, tylko na s. 69— 77, 83— 84, 86— 87. P rzy takiej p agin acji p ierw szy w iersz b ęd zie zajm ow ać w a lb u m ie 10 stronic (około 13— 14 w e r só w na stronicę), drugi — 13 stronic (około 15— 16 w ersó w na stronicę), co je st zgodne i z ogólnym charakterem zapisu w a lb u ­ m ie P iotra M oszyńskiego, i z w y m ia ra m i kart alb u m ow ych . U sta len ia te p o tw ierd za ­ ły b y w iarygod n ość zapisu in w en taryzacyjn ego; w y d a je się rzeczą w ą tp liw ą , by 15 czystych kart u m k n ęło u w ad ze op isu jącego album .

(4)

podstaw ow ym i źródłam i info rm acji o album ie M oszyńskiego, p o tw ier­ dzonym i częściowo przez kopie sporządzone jeszcze za życia poety. Za­ ginięcie źródła w znacznym sto p n iu spotęgow ało trudności zw iązane z p ra ­ cam i badaw czym i dotyczącym i album u, takim i jak opis filologiczny,

u stalen ie pochodzenia, czasu zapisów, dalszych kolei losu. Zwłaszcza że n a w e t szczegóły dodane przez G ubrynow icza nie zostały dokładnie zba­ dane, przeanalizow ane kryty czn ie. K ry ty czn y stosunek do w ersji G u b ry ­ now icza w y d aje się ty m bardziej konieczny, iż n iek tó re jego stw ierdzen ia dały początek dość szeroko znan y m legendom , zniekształcających w łaści­ we znaczenie album u dla u sta le n ia czasu p ow staw ania sonetów oraz in n y ch utw orów M ickiew icza z o k resu rosyjskiego.

Pochodzenie album u jest dość ściśle zw iązane z politycznym życio­ rysem poety. Klaczko i Januszkiew icz, k tó rzy nieco pow ierzchow nie za­ poznali się z owym bezcennym zbiorem autografów , n adali m u m iano a lb um u P io tra M oszyńskiego. C zytelnicy pierw szego pośm iertnego w y d a­ n ia dzieł M ickiewicza bardzo często trak to w ali owo określenie dosłownie, uw ażali, że album by ł w łasnością M oszyńskiego, a M ickiewicz od czasu do czasu w pisyw ał tam swoje w iersze. O tym , ja k szeroko były rozpo­ w szechnione podobne opinie, może świadczyć fakt, że rosyjski poeta W. Bieniediktow , k tó ry przekład ał M ickiewicza w latach pięćdziesiątych X IX w. i dobrze znał w ydanie K laczki i Januszkiew icza, swój przekład so netu Poezyjol gdzie cu d n y pędzel tw o je j ręki... zatytułow ał Do albu m u

Piotra M oszyńskiego, aczkolw iek w iersze najpraw dopodobniej były pośw ię­

cone Z. W ołkońskiej. W ydanie p ary sk ie w prow adziło w błąd rów nież Józefa T retiaka. W a rty k u le M ickiew icz w Odessie te n w y traw n y badacz w spom ina, jak to w m ieście ow ym po eta odw iedzał bogatego ziem ianina polskiego P io tra M oszyńskiego i w pisyw ał m u do sztam bucha swoje u tw o­ ry. Nie w y ja śn ia wszakże, w jak i sposób znalazły się w nim tek sty

pow stałe w okresie uw ięzienia M oszyńskiego w tw ierd zy P ietropaw łow - skiej 5 za k o n tak ty z d ekabrystam i. Podobne opinie głosił H enryk Biege- le is e n 6. Dopiero p ublikacja G ubrynow icza położyła k res tym sądom. Ba­

dacz przytoczył tek st z ostatn iej, 144 stronicy album u:

A lb u m w ła sn o ręczn e A d am a M ick iew icza d arow ane m i w fo rtecy P etro p e- w ło w sk ie j w P etersb u rgu 1829 roku przez M aryana P iaseck iego. P iotr M o­

szyński.

Tekst ten nie zostaw iał w ątpliw ości, że stronice album u b y ły zapisane przed darow aniem go M oszyńskiem u i że fa k t ten nie m a żadnego zw iązku z odeskim dom em bogatego dziedzica. Tym czasem w ątpliw ości po u kazan iu się publik acji G ubrynow icza nie zm niejszyły się, przeciw nie, w zrosły. Tw ierdza nie b y ła przecież m iejscem spacerów, a cela, w któ rej

* J. T r e t i a k , M ic k ie w ic z w O d essie. S zk ic e lite ra c k ie . K raków 1896, s. 122. 6 Zob. A. M i c k i e w i c z , D zieła . T. 1. L w ó w 1903, s. 460.

(5)

znalazł się P io tr M oszyński, nie służyła za salon. W jak i sposób dostał się do niej przyjaciel M ickiewicza, M arian P iasecki? N iem ożliw ością było przekazanie alb u m u bez w idzenia się z w ięźniem . Dlaczego, w jak i sposób album tra fił do rą k Piaseckiego? Czy M ickiewicz w iedział o d arze? Cała sp raw a w ygląda n a ty le niezw ykle, że należy żałować, iż do dziś ta je m ­ nicą pozostają okoliczności p rzekazania alb u m u M oszyńskiem u.

G ubrynow icz próbow ał odpowiedzieć jed y n ie n a n iektó re z ty c h pytań. Nie w ydaw ało m u się przekonyw ające przypuszczenie, że M ickiewicz po opublikow aniu swoich utw orów w 1829 r. m ógł tu ż przed w y jazd em za granicę podarow ać przyjacielow i n iep o trzebn e już teraz rękopisy. P oeta nie m iał podobnych zwyczajów. Za bardziej praw dopodobne uw ażał, że „szanow ny »K udraw y« [przezwisko Piaseckiego — S. Ł.] w szedł w po­ siadanie alb um u inną, m niej legalną d ro g ą ” 7, tzn. zw yczajnie go ściągnął. P oniew aż „ re h a b ilita c ja ” Piaseckiego je st zw iązana nie tylko z h isto rią album u, lecz rów nież z m niej znanym i k a rta m i życiorysu poety, z a trzy ­ m ajm y się n a niej szczegółowiej.

W ychow anek Liceum K rzem ienieckiego M arian P iasecki rozpoczął stu d ia n a U n iw ersytecie W ileńskim , polecany przez k u ra to ra ok ręgu w i­ leńskiego, A dam a Czartoryskiego. W latach 1821, 1822 i 1824 był w ysyła­ n y „do obcych k ra jó w dla doskonalenia się w dziedzinie n a u k ad m in i­ s tra c y jn y c h ” pod w arunkiem , że za każd y rok kształcenia za g ranicą o d p racu je n a u niw ersytecie dwa lata. Z obow iązania tego P iasecki nie dopełnił. Po pow rocie z północnych N iem iec został aresztow any za p rzy ­

należność do filaretów , do k tórych p rzy stąp ił tuż przed w yjazdem za g ra ­ nicę. W ro k u 1825 śledztw o było ju ż ukończone, sp raw a Piaseckiego była o sta tn im — przy czym zbyt oddalonym czasowo — ogniw em tego łań ­ cucha. Tym większego znaczenia n a b ie ra okazane przez niego m ęstw o. W czasie p rzesłu ch an ia „rzucił się z ok n a n a III piętrze i przez dłuższy czas udaw ał szalonego”. Po w y zdrow ieniu Piasecki przez pew ien czas pozostaw ał w W ilnie pod obserw acją policji, n astęp n ie w ysłano go do A rchangielska jako nauczyciela. W p rzeddzień swego w y jazd u (około 20 m arca 1826) Piasecki zwrócił się do w ładz z podaniem , w k tó ry m p ro ­ sił o zezw olenie n a podróż przez P etersb u rg , poniew aż „m iał tam ośw iad­ czyć coś niesłychanie ważnego, czego w W ilnie bez najw yższego rozkazu n ik o m u zw ierzyć nie m oże” .

Taki b ył początek rozpaczliw ej próby legalnej o brony skazanych już p rzez sąd, p ró b y udow odnienia całej niespraw iedliw ości i kłam liw ości oskarżeń, k tó re zostały ju ż usankcjonow ane przez w ładzę najw yższą. W p rzejęty m przez policję liście („zdradzającym zuchw ały i przebiegły c h a ra k te r”) Piasecki pisał:

Jed yn ym m oim pragn ien iem je s t p rzek on an ie rządu o tym , że o szczer­ stw o na nas rzucone a dotyczące n iep ra w o m y śln o ści naszej jest w y n ik ie m in try g lu d zi upatrujących w nim sw oją korzyść. W żadnym razie n ie stan ę

(6)

się jako n a u czy ciele m oi, k tórzy z początku p ołączyli się z w rogiem im p eriu m i m on arch y [tj. z N a p o leo n em — S. Ł.], a n astęp n ie, ab y zm azać n iecn o tę sw y ch u czyn k ów , donoszą n a u czn ió w sw oich , n ieszczęsn e o fiary ich w ła s ­ n ych zd rad zieckich zasad i nauk. N ie b ędę podobny do tych, k tó rzy sta le n iepokoją rząd fa łsz y w y m i donosam i, w y m y ślo n y m i częstokroć przez w ła s ­ nych agen tów , d zia ła ją c na zgubę zu p ełn ie n iew in n y ch lu d zi jed y n ie w celu od w rócen ia u w a g i w ła d z od nad u żyć i trw on ien ia p ien ięd zy rządow ych.

W szystko to zostało n apisane w krótce po u p adk u pow stania d e k a b ry ­ stów, w w a ru n k ach n ajb ard ziej o krutnego te rro ru policyjnego, rep resji, najw yższej czujności i podejrzliw ości organów państw ow ych. P iasecki zdołał przybyć do P e te rsb u rg a i spędzić tam dni kilk a (koniec m arca 1826), lecz nie udało m u się uzyskać audiencji u cara i zakom unikow ać m u „pew nej taje m n ic y ”. Zaniepokojony „know aniam i” e k s-fila re ty w iel­ ki książę K o n stan ty zażądał, by „zatw ardziałego fa n a ty k a ”, znanego ze

„ sp ry tu i przebiegłości” Piaseckiego, dostarczono m u do W arszaw y. Po zbadaniu spraw y w. ks. K o n stan ty doszedł do w niosku:

[P iaseck i zabiega] n ie ty le o sieb ie, ile o całe T ow arzystw o F ila retó w , starając się o p oparcie i w z g lę d y w ob ec cierpień człon k ów onego, ty ch , k tó ­ rzy zostali ukarani za b łęd y sw o je [...]. Ten krok P iaseck iego je st ch y b a w y ­ m ow n ym dow odem ży w o tn o ści id ei filareck ich , p olegających na św ia d czen iu w za jem pom ocy i obrony, przyn ajm n iej w św iad om ości sam ego P ia seck ieg o .

W ielki książę w y d ał rozkaz, „by nie dopuszczano Piaseckiego do p racy nauczycielskiej”, lecz do całej spraw y nie przyw iązyw ał chyba zbytniej w agi i po upływ ie ro k u zezwolił m u n a przeniesienie się z W ilna do P e tersb u rg a w celu objęcia stanow iska w czynnej policji M inisterstw a Spraw W ew nętrznych, w randze kolegialnego sek retarza (coś w rod zaju egzekutora sądowego) 8.

Mickiewicz, k tó ry przyb y ł do P e tersb u rg a 4/16 g rud nia 1827, dow ie­ dział się o losach Piaseckiego. Pisze o ty m w pozbaw ionej k o m entarza części listu do Tom asza Z ana z 3/15 k w ie tn ia 1828:

U w ija się po P etersb u rgu k rzyw ou sty, k u d raw y M arian, k tórego h istoria długa i u stn ie chyba dałab y się opow ied zieć. [D 379]9

Ju ż podczas p o b y tu w Odessie M ickiewicz przez M alewskiego zw ra­ cał się z prośbą do Piaseckiego, aby ten przysłał m u z W ilna kopie k ilk u jego w ierszy 10. W P e te rsb u rg u polecił od razu przyjacielow i p rzejąć swoje interesy w ydaw nicze, popierać rękopis K onrada W allenroda w cenzurze,

8 CG AL [ = Центральный Государственный Архив Литовской ССР], f. 567, spr. 165 (1825) — о M arian ie P ia seck im ; spr. 23 (1826) — o m ia n o w a n iu M ariana P ia se c ­ k iego n a u czy cielem w A rch an gielsk u ; f. 421, spr. 79 (1826) — o sk iero w a n y m do A rch an gielsk a P iaseck im .

9 D = A. M i c k i e w i c z , D zieła. W yd. Ju b ileu szow e. T. 14. W arszaw a 1955. Liczba po skrócie w sk a zu je stronicę.

10 Zob. W. M i c k i e w i c z , Ż y w o t A d a m a M ic k ie w ic za . Т. 1. P ozn ań 1890, s. 202—203.

(7)

półżartem nazyw ał go sw ym „p len ip o ten tem ” (D 361). Biorąc pod uwagę podobną zażyłość, nie należy w ątpić, że P iasecki poinform ow ał poetę o swoich k o n tak tach z M oszyńskim. Piaseckiego, z późniejszych spotkań, w spom ina w sw ym P a m ię tn ik u córka M oszyńskiego Jó zefa Szem be- kow a:

K siążki cu d zoziem sk ie d o sta w a liśm y bez żad n ych tru d n ości z P etersb u r­ ga za pośred n ictw em p len ip oten ta naszego, sta le tam d la in teresó w m ieszk a ­ jącego, M ariana P iaseck iego, n ależącego do grupy ludzi, w śród k tórych obra­ cał się M ick iew icz [...]. Co rok parę dni b y w a ł w C zern igow ie, do gości, który- m iśm y się cieszyli, z a lic z a n y 11.

O dw iedzanie w ięźniów w tw ierdzy Pietropaw łow skiej przez krew nych czy znajom ych było praw ie niem ożliwe. W ciągu całego śledztw a, które przeprow adzono w P e tersb u rg u wobec członków T ow arzystw a P atrio ty cz­

nego, ani jed en z 27 uw ięzionych nie uzyskał zezw olenia n a w idzenie z k rew nym i lub plenipotentam i. Podobna sy tu a c ja trw ała ponad dwa lata, od stycznia 1827 poczynając, kiedy to za K arolem W agnerem zatrzasnęły się drzw i celi n r 13 Newskiego paw ilonu — głów na fala aresztow ań przy­ padała n a m aj i czerwiec (Moszyński tra fił do celi n r 2 k ro n w e rk u 2 VI 1827) — do lutego 1829. Cała k o respondencja w ięźniów przechodziła przez

III W ydział i była poddaw ana dokładnem u spraw dzeniu, p rzy czym n a korespondencję zezw alano w w y jątk o w ych w ypadkach. D opiero po zatw ierdzeniu przez cara w y ro k u n a członków polskich ta jn y c h tow a­ rzystw (27 II 1829) sy tu acja zm ieniła się nieco. N a złagodzenie stosunku do w ięźniów w płynęła rów nież m ająca się odbyć w W arszaw ie koronacja M ikołaja I, przygotow aniom do niej tow arzyszyło zabieganie o życzli­ wość społeczeństw a polskiego. W zmógł się w y raźn ie w pływ tzw. „partii

polskiej” (urzędników polskiego pochodzenia, m. in. z otoczenia Ale­ ksan d ra Benkendorfa).

D nia 2 m arca 1829 dam a dw oru Idalia P la te r o trzy m ała dzięki w sta­ w iennictw u cesarzowej zezwolenie n a w idzenie się z b ra te m — G otardem Sobańskim . Było to pierw sze zezwolenie tego rodzaju. Żona M oszyńskiego Joanna, przebyw ająca w P etersb u rg u od listopada 1828 i prag nąca (przez czas jakiś) podążyć za m ężem n a Sybir, sta ra ła się usilnie o w idzenie. W szystkie sta ra n ia były jed n ak darem ne, n a jej p ety cję do cara odpow ie­

dziano odm ow nie (28 XI 1828). Ówczesny p len ip o ten t M oszyńskiego, K sa­ w ery S abbatyn, nie uzyskał zezw olenia n a w e t n a korespondencję. Na w ym ianę listów zezwolono dopiero po w y d an iu w yroku. W tym czasie Jo a n n a M oszyńska pow ierza stanow isko p len ip o te n ta Piaseckiem u. 5 kw ietnia 1829 M oszyński w liście do nowego p len ip o ten ta poleca m u zabiegać u „wysokiego p ro te k to ra ” (Benkendorfa) o dotrzym anie obietnicy

11 P a m ię tn ik i d e k a b r y s tó w . S p r a w y d e k a b r y s tó w sk ie w p a m ię tn ik a r s tw ie p o l­

sk im . W yboru dokonał i p rzypisam i op atrzył W. Z a w a d z k i . T. 3. W arszaw a 1960,

s. 280—281. W przypisach na s. 816: M. P ia seck i „w tw ierd zy P ietro p a w ło w sk iej w 1829 r. w ręczy ł P. M oszyńskiem u album za w iera ją cy w ie r sz e M ick iew icza ”.

(8)

w y d an ia zezw olenia n a spo tk an ie z nim . B enkendorf rzeczyw iście pozy­ ty w nie załatw ił prośbę M oszyńskiego. 18 kw ietn ia Piasecki zwrócił się z podaniem do cara. 24 k w ie tn ia zezw olenie zostało podpisane przez M ikołaja 12.

Ten nieoczekiw any a k t łaski pozostaw ał w zw iązku z m ającym się w krótce odbyć w ysłan iem skazańca etapam i na S y b ir (początkowy te rm in był w yznaczony n a 25 V 1829), przy czym spotkania m iały się odbyw ać „przy św iad k ach ” i nie częściej niż raz na tydzień. Biorąc pod uwagę, że od chw ili o trzym an ia zezw olenia n a w idzenie się z M oszyńskim w tw ierdzy do przypuszczalnego w ysłania n a S y b ir pozostał niespełna miesiąc, m ożna śm iało stw ierdzić, że Piasecki mógł spotkać się z „p rze­ stępcą p aństw o w y m ” nie w ięcej niż trzy lub cztery razy. T erm in w y jazdu na zesłanie był odkładany k ilk ak ro tn ie, zrealizow ano go wreszcie 26 grud^ n ia 1829. Oczywiście P iasecki nie mógł przew idzieć tych fak tów i m usiał załatw ić w szystkie sp raw y swego m ocodaw cy przed 25 m aja. N ależy p rz y ­ puszczać, że w łaśnie w ty m czasie przekazał M oszyńskiem u album a u to ­ grafów M ickiewicza. N ajpraw dopodobniej dokonało się to nie podczas

pierw szego, lecz podczas jednego z następ n y ch spotkań, gdzieś pom iędzy 10 a 25 m aja. W ty m m iejscu należy chyba przypom nieć, że 14/26 m aja M ickiewicz opuścił Rosję.

Czyż nie je st zastanaw iające, iż Piasecki, k tó ry przedtem nie znał M oszyńskiego, już n a w stęp ie znajom ości p roponuje m u jako p rezen t album z niezw ykle cenn y m i auto grafam i swego genialnego przyjaciela? S praw a będzie jeszcze b ardziej zdum iew ająca, jeżeli zgodzim y się z cał­

kiem praw dopodobnym przypuszczeniem , iż M ickiewicz mógł przekazać swój album Piaseckiem u dopiero po upływ ie lutego, kiedy to ukazało się w d ru k u now e dw utom ow e w y danie jego utw orów i poecie album p rzestał być potrzebny, lub naw et, co jest bardziej praw dopodobne, przekazanie to nastąpiło tuż przed w y jazdem M ickiewicza, n a przełom ie k w ietn ia i m aja. U bóstw iający swego przy jaciela Piasecki zaraz po o trzy m an iu bezcennej pam iątki z m iejsca ofiarow uje album kom uś praw ie zupełnie m u obcemu. W ydaje się jednak, że bylibyśm y niespraw iedliw i wobec P ia ­ seckiego, człow ieka o n a tu rz e swoiście heroicznej, gdybyśm y uw ierzyli w podobny b rak ta k tu w jego postępow aniu.

S y tu acja będzie się p rzedstaw iała zupełnie inaczej, jeżeli u p rzytom - nim y sobie fakt, że Piasecki b y ł w rzeczyw istości jednocześnie plenipo­ ten tem i M oszyńskiego, i M ickiewicza. Poczynając od chw ili pierw szego po bytu w P e te rsb u rg u aż do w y jazd u za granicę M ickiewicz pozostaw ał w stałym kontakcie z Piaseckim . N iew ykluczone, że Jo an n a M oszyńska

12 CGIA [ = Центральный Государственный Исторический Архив СССР], f. 1280, spis iiiw. 1, spr. 11, Секретное управление комитета Спб крепости. Входящие бумаги, cz. 2 (1828), k. 2 —4, 258; 2 7 5 .— CGAOR [— Центральный Государственный Архив Октябрской Рево­ люции], 1 eksp. 1827, spr. 173, cz. 1, k. 289—290, 293 — 294.

(9)

w łaśnie z polecenia poety w y b rała Piaseckiego n a swego plenipotenta. B yła to pierw sza jego sam odzielna p rac a w P e te rsb u rg u i m ożna w ątpić, by M oszyńska w rotce po przy b y ciu do tego m iasta zdecydow ała się n a korzystan ie w ta k w ażnych spraw ach z usług zupełnie nie znanego sobie człow ieka nie m ając pow ażnych referen cji. J e s t rów nież rzeczą w ątpliw ą, b y Piasecki dał się poznać w P e te rsb u rg u jako w y traw n y praw nik. N a­ leżałoby przypuszczać, że jed y n ie M ickiewicz, k tó ry znał M oszyńskiego od czasu swego p o b y tu w Odessie (pom ijam tu hipotezę L. Podhorskiego- -Okołowa, k tó ry uw ażał Jo an n ę M oszyńską za głów ną b oh aterk ę sonetów o d e sk ic h )13, mógł w paść n a pom ysł polecenia im Piaseckiego, wysoko ce­

niąc jego zalety zawodowe. W każdym razie n iew ątpliw ie Piasecki inform ow ał poetę o w szystkich p ery p etiach sp raw y M oszyńskiego oraz o losach jego m ałżonki, bezskutecznie starającej się o zezwolenie w yjazdu n a S y b ir do męża.

Nie było to jed n a k jed y n e źródło in fo rm acji M ickiewicza o p e te rsb u r­ skim procesie członków T ow arzystw a Patriotycznego. 10/22 sierp n ia 1827 poeta zw raca się listow nie z M oskwy do swego odeskiego przyjaciela, Go- ta rd a Sobańskiego, k tó ry po otrzy m an iu ran g i k am er ju n k ra znajdow ał się w ty m czasie w P etersb u rg u i pracow ał w M inisterstw ie S p raw W ew nę­ trznych. List dotyczył planow anego w y d an ia K onrada W allenroda, do k tó ­ rego w inietę m iał zam iar narysow ać Sobański (plan zresztą nie został zre­ alizowany). M ickiewicz szczegółowo opisyw ał swój p ro je k t w inietki. Z a­ m iast odtw orzyć postać „W ielkiego M istrza, zam kniętego w celi” (D 349), Sobański sam tra fił do celi w ięziennej. 25 w rześn ia 1827 został aresz­ tow any i w trąco ny do kazam atów tw ierd zy Pietropaw łow skiej jako o sk ar­ żony o u trzym y w anie nielegalnej k o respondencji z „przestępcam i p a ń ­ stw ow y m i” Ludw ikiem Sobańskim i P io tre m M oszyńskim . P raw ie w ty m

sam ym czasie podobny los spotkał ciotecznego b ra ta Moszyńskiego, W ła­ dysław a Pinińskiego. Listy uwięzionego Sobańskiego przekazyw ano przez m ajo ra Bogdanow a, z któ ry m Sobańskiego poznał inny odeski znajom y poety, S tanisław Szem iot (po areszto w an iu p rzy jaciela w ziął on n a siebie tro sk ę o jego losy). Nie mógł się rów nież M ickiewicz nie stykać z p rzy b y ­ łą z Odessy żoną L udw ika Sobańskiego Różą z Ł ubieńskich, p rzy jació łk ą Jo a n n y Zaleskiej i Szemiotów. Sobańska, k tó ra w ytrw ale, acz bez sku tk u, sta ra ła się o w idzenie z mężem, b y ła n a w e t w początkach 1829 r. u s u ­ n ięta z P e tersb u rg a za „w ścibstw o” 14.

We w spom nieniach praktykującego w P e te rsb u rg u lekarza, Stanisław a M oraw skiego, k tó ry znał M ickiewicza jeszcze z czasów wileńskich, n ap o ­ ty k am y ciekaw y fragm ent, pełniej n a św ietlają cy stosunek M ickiewicza do polskich w ięźniów politycznych:

18 L. P o d h o r s k i - O k o ł ó w : O M ic k ie w ic z o w s k ie j D onnie G io va n n ie. „O d­ rod zen ie” 1946, nr 12; T r z y Joan n y. Jw ., nr 14.

(10)

N ow om iejsk i, chociaż w te d y na W ołyniu m ieszk ający, w e sp ó ł z M ichałem R om erem , m arszałk iem Ign acym Z aw iszą, sła w n y m z rzadkiej w y m o w y , Stru - m iłłą, W agnerem , C zarkow skim , sied m d ziesią tletn im oboźnym lite w sk im K a ­ rolem P rozorem i in n ym i sch w ytan y, u w ięzio n y , sądzony, w o żo n y po ro sy j­ sk ich turm ach, oparł się na k on iec w k azam acie P etro p a w ło w sk iej fo rtecy w P etersb u rgu . P o p ew n y m czasu p rzeciągu razem z kolegam i w o ln o ścią przez m onarchę w 1828 czy 1829 r. d arow an y został. Ja m ieszk ałem podów czas stale już w P etersburgu. O d w ied ził m n ie zatem na m om ent. Ja jego i ich , jako razem w sz y sc y u D em u th a m ieszk ali, o d w ied ziłem na k ilk a m in u t w za jem n ie, bo i czasu n ie m ieli, m ając za lec en ie w yb rać się ze sto licy n atych m iast, i trze­ ba im było starać się o u ła tw ie n ie środ k ów tej podróży, a czas b ył zim ny i śnieżny. M ick iew icz A dam potrafił tegoż jeszcze dnia dać ob iad d la Z aw iszy, na którym i ja byłem . In n i lęk a li się, i słu szn ie, nosa w y sta w ić z k om naty, żeb y ich na n ow o do kozy z przypadku n ie w zięto . W szyscy, w ie lu ich było, b yli b iali na tw arzy, jak h o len d ersk ie płótno, jak żeb y ich kto m ąką posypał! Od tylu lat n ie w id z ie li słoń ca ! 15

O pisany przez M oraw skiego epizod m ożna oznaczyć dość dokładnie. 27 lutego 1829 naczelnik S ztabu Głównego ogłosił:

Jego C esarska M ość raczył obdarzyć w o ln o ścią p rzeb yw ających o b ecn ie w St. P etersb u rsk iej tw ierd zy w zw iązk u z procesem przestępczych to w a rzy stw z guberni polsk ich n astęp u jących w ię ź n ió w : P iotra Ł agow skiego, K arola P ro- zora i K arola D ziek oń sk iego, k tórzy to w ię ź n io w ie po w y jściu z onej n ie m ogą p ozostaw ać w sto licy dłużej n iż trzy d n i ie.

Większość w ięźniów oskarżonych w ty m procesie zwolniono w p ierw ­ szych dniach m arca, w każdym razie przed 14 m arca, d a tą w y jazd u M ickiewicza do Moskwy. P o eta spędził tam więcej niż m iesiąc, a już w początkach k w ie tn ia litew ski g u b ern ato r w ojskow y m eldow ał o sp ra ­ w ow aniu się Ignacego Zawiszy, K onstantego Nowomiejskiego, Józefa S tru m iłły i K arola W agnera, znajdujących się pod o bserw acją p o lic ji17. Jeżeli ponadto uprzy tom n im y sobie fakt, że w łaśnie w początkach m arca M ickiewicz w reszcie otrzym ał upragnione zezwolenie n a opuszczenie Rosji i że najm niejsza nieostrożność m ogła przekreślić w szystkie jego plany, to spotkanie u D em utha, dość dokładnie opisane przez M orawskiego, n a ­ b iera w łaściw ej barw y.

W k ilk a dni po obiedzie n a cześć zw olnionych z tw ierdzy w ięźniów M ickiewicz w y jech ał do M oskwy, gdzie przeby w ał do 8 kw ietnia. M ożna przypuścić, że Piasecki zapoznał poetę z treścią skierow anej do ca ra prośby o w idzenie z M oszyńskim. Nie ulega rów nież w ątpliw ości, że poinform ow ał dokładnie M ickiewicza o w rażeniach z ty ch spotkań (od­ byw ały się one pom iędzy 25 IV a 15 V 1829) — zbyt w y jątko w y b y ł to fa k t w p rak ty ce procesów politycznych. 4 m aja został w ypuszczony n a wolność i oddany pod n ad zó r policji niedoszły ilu stra to r Konrada W

allen-1S S. M o r a w s k i , K ilk a la t m ło d o śc i m o je j w W iln ie. (1818— 1825). W arszaw a 1924, s. 57—58.

14 CGIA, f. 1280, inw . 1, spr. 11, k. 113— 113v. 17 CGAOR, eksp. 1827, spr. 173, cz. 1, k. 294.

(11)

roda G otard Sobański, k tó ry n a pew no w idział się z poetą i pożegnał

przed sw ym w yjazdem z P e tersb u rg a (6 V), 8 m aja Jo a n n a M oszyńska otrzym ała oficjalne zezwolenie n a „tow arzyszenie m ężowi n a S y b ir” — za cenę u tra ty p raw obyw atelskich. Jedn akże rom ans jej z Jurew iczem , k tó ry nastąp ił niebaw em , przek reślił w szystkie plany. Jo a n n a M oszyńska straciła całkow icie zainteresow anie S y b erią i zaczęła się troszczyć jed y ­ nie o podział m ajątku.

Rozwój tych w yd arzeń nie m ógł ujść uw agi M ickiewicza w przeddzień w y jazdu za granicę. P io tr M oszyński b y ł ostatn im osobistym znajom ym M ickiewicza w śród w ięźniów pozostających w tw ierdzy (Ludw ik Sobański został zw olniony już 30 III). Prócz tego M oszyńskiego spotkał jeden z najsurow szych w yroków : „pozbaw ienie ty tu łu hrabiow skiego oraz szla­ chectw a i zesłanie n a S y b ir n a dziesięcioletnie osiedlenie”. (Nie zapom i­ najm y, że 24 spośród 27 oskarżonych zwolniono ze stosunkow o n ie ­ w ielkim i w yrokam i — od 2 m iesięcy do ro k u tw ierd zy — po k tó ry ch

odbyciu odesłano ich do m iejsc zam ieszkania pod nadzór policji.) W reszcie kom plikacje w stosunkach z żoną, k tó rej zam iary nie b yły m u jeszcze w pełni znane, lecz już go niepokoiły, znacznie pogorszyły jego sytuację. M oszyński w pew nym sensie znajdow ał się w cen tru m zainteresow ań M ickiewicza procesem oraz losem w ięźniów tw ierdzy, będących członkam i T ow arzystw a Patriotycznego. Poeta, odw ażnie ry zyk ujący swoim pasz­ p ortem zagranicznym jako gospodarz obiadu w ydanego dla Zawiszy i jego kolegów, nie m ógł nie pragnąć pożegnania swego odeskiego zna­ jomego, k tó ry znalazł się w ta k tragicznej sytuacji. W spólny „p le n ip o te n t” M ickiew icza i M oszyńskiego m iał możność to pożegnanie ułatw ić. P rz y ­ toczone powyżej fak ty pozw alają przypuszczać, że M ickiewicz w p rze­ d ed n iu opuszczenia Rosji mógł przekazać przez Piaseckiego swój album z autografam i u tw orów pow stałych w O dessie i n a K rym ie jako drogą p am iątk ę czasów daw n y ch spotkań.

T ekst nap isan y przez nowego w łaściciela n a jednej z ostatnich k a rt album u nie pozostaje b ynajm niej w sprzeczności z naszym przypuszcze­

niem . W prost przeciw nie, byłoby rzeczą dziw ną, gdyby M oszyński w skazał w łaściw ego ofiarodaw cę. W w aru n k ach w ięziennych, w któ ry ch się z n aj­ dował, podobny zapis mógł przynieść niepożądane konsekw encje, zwłasz­ cza dla M ickiewicza. N iepow odzenia z ta jn ą korespondencją z M oszyń­ skim , zainicjow aną przez G. Sobańskiego i W. Pinińskiego, by ły jeszcze zb y t świeże. Co innego Piasecki, p osiadający legalne zezw olenie na w idze­ n ia z w ięźniem . Te w łaśnie fak ty zostały zakam uflow ane w notatce Mo­ szyńskiego — nie w ykluczającej, iż album został m u podarow any pośrednio:

A lbum w ła sn o ręczn e A dam a M ick iew icza darow ane m i w fortecy P etro -p a w ło w sk iej w P etersburgu 1820 roku -przez M aryana P iaseck iego.

R ozpatrując losy album u z au tografam i M ickiewicza, zagłębiając się w m ało znane regiony jego biografii, próbow ałem w ykazać, w jakich to

(12)

w a ru n k a ch album zm ienił swój ch arak ter, form ując zbiór autografów , stając się po zm ianie w łaściciela drogocenną relikw ią. Chodziło tu przede w szystkim o okres, k ied y M ickiewicz przestał go już potrzebow ać, o p rzy ­

czyny, dla któ rych rozstał się z nim , o ostatni rozdział życia książeczki. G łów ny problem pozostaje jed n a k otw arty. Ja k ie były początkow e ro z­ działy życia alb u m u ? K iedy i dlaczego poczęto doń w pisyw ać w iersze? W jak im stop n iu może o n być w yko rzy stan y dla u staleń chronologicznych w pisanych do niego w ierszy? Ja k ie znaczenie posiadają autografy album u dla genezy poszczególnych utw o ró w au to ra?

Od czasu opublikow ania i skom entow ania przez G ubrynow icza za­ w artości albu m u zaczął on być tra k to w a n y jako najw ażniejszy i bodaj czy nie je d y n y m a te ria ł źródłowy, pozw alający n a sprecyzow anie czasu pow stania odeskich i krym skich sonetów. O balając legendę o M oszyńskim jako p ierw szym w łaścicielu album u, badacz nie w ątp ił w jego odeskie p o c h o d z en ie 18. S postrzeżenia G ubrynow icza zostały poparte przez S ta ­ nisław a W indakiew icza. W edług niego, M ickiewicz podczas podróży po K rym ie rozporządzał dw om a notesam i, do k tó ry ch w pisyw ał swe uwagi podróżnika, je d e n z nich o trzy m ał nazw ę album u M oszyńskiego, drugi natom iast pozostał nie znany, chociaż treść jego m ożna było łatw o zre­ konstruow ać. Rozum ow anie W indakiew icza jest dość p rzejrzy ste: ponie­ waż w album ie M oszyńskiego nie fig u ru ją w szystkie sonety, to b rak u jące tra fia ły oczyw iście do drugiego zeszytu.

M ic k ie w ic z zap isu jąc p ierw szy so n et n ie w ied zia ł, jaki b ęd zie ostatni. Jego z eszy t pod różn y d oskonale w y ja śn ia gen ezę son etów : są o n e w nim ro z­ rzucone w zu p ełn y m b ezładzie.

— czyli były one zapisyw ane w m iarę ich tw orzenia i kolejność ich w skazuje n a czasow ą zależność w procesie pow staw ania utw orów 19.

B ardziej o stro żn y był w sw ych rozw ażaniach B ruchnalski:

A lb u m M oszyń sk iego n ie d aje pod tym w zg lęd em upragnionych w y ja śn ień ju ż to dlatego, że brak w n im aż 10 son etów , ju ż to dlatego, że zaw iera u tw o ­ ry, k tóre p o w sta ły tak w O dessie jak w M o s k w ie 20.

B ruchn alsk i nie w ątp ił jed n ak w południow e pochodzenie album u i w idział w w ierszu D um ania w dzień odjazdu k am ień m ilowy, dzielący okres odesko-krym ski od okresu m oskiewskiego. K om entując opinie utrzym ujące, że sonet Do L aury należy do okresu w ileńsko-kow ieńskiego, badacz pisał:

D ziś jednak, k ied y zn am y zaw artość A lb u m u M oszyńskiego, w którym znach od zi się au to g ra f D o L a u ry, i to zn aczn ie różn iący się od p ierw szeg o

18 G u b r y n o w i c z , op. cit., s. 480— 492.

19 S. W i n d a k i e w i c z , „ S o n ety k r y m s k ie ”. „K raj” 1896, nr 45, s. 190; nr 46, s. 202 n.

(13)

druku w w y d a n iu m osk iew sk im , czas p o w sta n ia p ow yższego son etu z w szelk ą p ew n ością n a leży o k reślić na epokę odeską.

W innym znów m iejscu stw ierdza:

A utograf B ło g o sła w ie ń stw a znachodzi się w A lb u m ie M oszyńskiego, n ależy zatem do czasów o d e s k ic h 21.

Odeskie pochodzenie album u M oszyńskiego nie w zbudziło w ątpliw ości u żadnego z badaczy twórczości M ickiewicza. Ale ch yb a nigd y notes ten nie został p o trak to w an y tak w nikliw ie, ja k uczynili to red ak to rzy Dziel

w szy stk ich A dam a M ickiewicza, fundam entaln eg o w y dan ia utw orów poe­

ty, będącego niejako podsum ow aniem p rac badaw czych całych pokoleń polskich filologów. W rzeczowym k o m en tarzu k ry ty czn y m Czesław a Zgo- rzelskiego do dwóch pierw szych tom ów w ierszy została w całej pełni zrealizow ana (postulow ana już przez W indakiew icza) zasada u stalania chronologii utw orów n a podstaw ie ich m iejsca w album ie, z uw zględnie­ niem jed n ak pew nych uściśleń oraz praw dopodobniejszych hipotez.

Badacz w ykazuje zrozum iałą ostrożność p rzy u sta la n iu czasu pow sta­ n ia sonetów i stanow czo podkreśla:

A lbum sta n o w i tu zresztą n ied ostateczn ą p o d sta w ę do w n io sk o w a n ia , gdyż o b ejm u je ty lk o cząstkę so n etó w i n ie był pono jed yn ym n otatn ik iem , w k tó ­ rym poeta za p isy w a ł w o w y m czasie sw e utw ory.

Jednocześnie uczony je s t skłonny poprzeć istniejące tra d y c je :

B liższe w ejrzen ie w porządek u tw o ró w w p isa n y ch do A M [tj. album u M oszyńskiego] p rzek o n y w a jed n ak o słu szn o ści stw ierd zeń W in d ak iew icza.

I ju ż w bardziej powściągliwej form ie:

porządek w p isa n ia u tw o ró w w A M od p ow iad ać m oże — w p e w n y m s t o p ­ n i u — k olejn ości chronologicznej ich p o w sta w a n ia . [DW 1-2, 108]

Lecz w odróżnieniu od W indakiew icza, k tó ry ograniczał się do analizy autografów z album u, Zgorzelski bierze pod uw agę rów nież i te zaginio­ ne, nie pozostaw iające jed n ak w ątpliw ości co do swego istnienia. W obu

w ypadkach album M oszyńskiego je st czynnikiem najczęściej b ran y m pod uw agę p rzy hipotetycznym u stalan iu chronologii utw orów .

W sporze o w ileńsko-kow ieńskie pochodzenie so n etu X II Zgorzelski stw ierdza :

B rak autografu w A M utrudnia ro zstrzygn ięcie tej spraw y, je ś li w sza k że poeta n ie n ap isał son etu w O dessie, to bardziej p raw dopodobne w y d a je się p rzesu n ięcie go na ok res pobytu M ick iew icza w M oskw ie. [DW 1-2, 130]

Podobnie o sonecie X III:

n ap isan y b y ł m oże w czasie pobytu poety w M osk w ie lu b w o sta tn ich ty g o d ­ niach etapu od esk iego; tak by przyn ajm n iej sądzić m ożna z faktu, że n ie zn alazł się o n w śród b ru lion ów AM . [DW 1-2, 131]

(14)

Poniew aż sonetu X IV rów nież b ra k w album ie M oszyńskiego, to m ożna chyba uznać, że pow stał on „w o statn ich tygodniach p o b y tu M ickiewicza w Odessie lub n a w e t ju ż w M oskw ie” (DW 1-2, 133).

Z podobnym ty p em arg u m en tacji spotykam y się w w y p ad k u Son etów

k rym skic h .

B rak autografu w A M p rzem a w ia łb y raczej za p rzesu n ięciem d aty sonetu poza granice r. 1825, na czas p ob ytu p oety w M oskw ie. [DW 1-2, 169]

— brzm i w zm ianka w k o m en ta rz u do so netu B achczysaraj w nocy. B a jd a r y praw d op od obn ie p ochodzą z późn iejszego, m oże n a w et z m o sk iew ­

sk iego etapu k szta łto w a n ia S o n e tó w . [DW 1-2, 172]

W podobny sposób określono w w y d an iu czas pow stania tak ich so­ netów , ja k A lu szta w nocy, A lu szta w dzień, C zatyrdah, Grób Potockiej,

M ogiły harem u, R u in y za m k u w Bałakław ie, A ju d a h (DW 1-2, VIII,

110— 193).

W spom niane przypuszczenia o p iera ją się n a — nigdzie co praw d a w y raźnie nie sform ułow anym — prześw iadczeniu, że album M oszyńskie­ go był w użyciu przede w szy stk im w Odessie i częściowo jed y n ie w Mo­ skwie. Zgodnie z tą op in ią b ra k w album ie n iek tó ry ch utw orów stw arza

podstaw y odniesienia ich do późniejszego okresu życia poety. Inaczej m ówiąc, zakłada się, że gdyby ow e u tw o ry pow stały wcześniej, w Odes­ sie lub n a K rym ie, n ieu ch ro n n ie znalazłyby się w rzeczonym album ie. T rudno zgodzić się z ty m tokiem rozum ow ania, n a w e t w w ypadku gdy przeprow adzone zostało ono z n ależy tą ostrożnością i zaopatrzone w uściślenia. Rzecz w tym , że album M oszyńskiego uzupełniał teksty jedy nie do r. 1828 włącznie. J e s t to fak t znany. W szystkie sonety Mic­

kiew icza z w y dan ia z r. 1826 pow stały, logicznie rzecz biorąc, przed po­ jaw ieniem się w album ie w ierszy z la t 1827— 1828. Z tego w ynika, że w album ie było dość m iejsca d la sonetów n ap isan y ch przez M ickiewicza już nie w Odessie, ale w początkow ym okresie p o b y tu w M oskwie. I tu pow staje pytanie, dlaczego p oeta nie w pisał ich do album u. Przecież chodzi n ie o jed e n czy dw a utw ory. Poza album em pozostała w ięcej niż połowa sonetów k ry m sk ich (21 n a 40). Istn iały one n iew ątp liw ie w jakichś zapisach, innych „alb um ach” czy zeszytach, k tó ry ch używ ał poeta w Odes­ sie, n a K rym ie i w M oskwie. Oczywiście, tru d n o pow iedzieć coś k o n k ret­ niejszego o ich zaw artości, lecz sam fa k t ich istn ien ia nie budzi podejrzeń. Zachow ały się pew n e dane n a te n tem at. J u ż W indakiew icz wskazyw ał, iż w czasie pobytu n a K rym ie M ickiewicz posiadał dw a album y. Je d en z nich, bez przytoczenia jakichkolw iek dowodów, nazyw ał badacz póź­ niejszym album em M oszyńskiego. W d rugim n ato m iast m iały się znaj­ dować autografy ty c h sonetów , k tó re nie w eszły do znanego nam zbio­ ru 22. Tow arzysz podróży kry m sk iej, K ałusow ski, opowiadał, w edług

(15)

przekazu A ëra (Rzążewskiego), że p o eta „n ieraz w yciąga z k ieszeni k a r­ teczki i n a nich często drobnym pism em coś pisze” 23.

Bez w zględu n a opinię o ty ch b y n ajm n iej nie doskonałych in fo rm a­ cjach, bez w zględu n a w yrobione dość ogólne pojęcie o nie zachow yw a­ nych autografach sonetów M ickiew icza — już w ty m m iejscu m ożna p rzy ­ stąpić do w yciągnięcia całkiem rea ln y ch w niosków . N ależy przede w szyst­ kim stw ierdzić, że b rak więcej niż połow y k ry m sk ich i odeskich sonetów w album ie M oszyńskiego bez w ą tp ie n ia św iadczy o rów noległym istn ien iu innych zapisów w ierszy M ickiewicza z la t 1825— 1826. Z tego tw ierd ze­ nia w yraźnie w y p ływ a w niosek n astęp n y , że b ra k ty ch lub in ny ch sone­ tów w album ie nie jest i nie m oże być podstaw ą do oznaczania czasu pow stania utw o ró w czy do h ip tez przesu w ających d atę ich pow stania n a m oskiew ski okres życia poety.

Podobne trudności n a p o ty k am y podczas określan ia czasu p ow stania sonetów w pisanych do album u M oszyńskiego. W p rzy pisach Zgorzelskie- go, m ających c h a ra k te r niew ielkich m onografii filologicznych n a tem at każdego utw oru, n iejed n o k ro tn ie zn ajd u jem y w skazów ki podkreślające oczyw istą zależność chronologiczną w iersza od m iejsca zajm ow anego w album ie. Sonet Do Laury fig u ru je jako jed e n z najw cześniejszych, pow stałych praw dopodobnie w Odessie, u tw orów — jeśli wziąć pod uw agę m iejsce au to g rafu w album ie. O in n y m sonecie (III) m ów i się:

przypadł za p ew n e na p oczątk ow e m ie sią c e pobytu w O dessie (tak b y p rzy n a j­ m niej w sk a zy w a ło jedno z p ierw szy ch m iejsc w p isa n ia son etu w AM) [...]. [DW 1-2, 115]

Za decydujący arg u m en t w sporach o w ileńsko-kow ieńskie pochodze­ nie w ierszy uw aża Zgorzelski nie hipotezy biograficzne, lecz fa k t w p i­ sania do album u M oszyńskiego „b ru lio n u u tw o ru pom iędzy poezją po­

w sta łą w O dessie”. O sonecie B łogosław ieństw o m ów i:

D ecyd u jący tu je s t — jak się zd a je — fa k t w p isa n ia au tografu B ło g o sła ­

w ie ń s tw a na p oczątk ow ych kartach A M : so n et m ógł być n ap isan y w p ie r w ­

szych m iesiącach pobytu poety w O d essie. [DW 1-2, 127]

O sonecie D obry wieczór:

— jeśli sądzić n a p o d sta w ie m iejsca , w którym w p isa ł go p oeta do AM — u m ieścić b y n ależało D o b r y w ie c z ó r w śród p ierw szy ch u tw o ró w od esk ich . [DW 1-2, 136]

Z podobną k o n sekw encją w szy stk ie sonety kry m sk ie przypisano do ostatn ich m iesięcy p o b y tu M ickiew icza w Odessie, z przedłużeniem n a okres m oskiewski. P ew ne różnice i p o p raw k i o p arto n a kolejności u tw o ­ rów w album ie. T ak w ięc np. so n et B akczysaraj, k tó ry o tw iera album , a k tó ry został w pisany już po zap ełn ien iu pierw szej k a rty , m ożna było w yznaczyć n a ok res odeski (DW 1-2, 166).

28 A ë r [A. R z ą ż e w s k i ] , M ic k ie w ic z w O d essie i tw ó rc z o ść je g o z tego czasu. W arszaw a 1898, s. 36.

(16)

W ten sposób p odstaw ą chronologicznych dociekań staje się przeko­ nanie, że album M oszyńskiego w y p ełn iał się w m iarę po w staw ania kolej­ nych utw o ró w i, co za ty m idzie, że kolejność w album ie pozwoli w p rzy ­ bliżeniu określić czas i kolejność ich pow staw ania. Pogląd te n — jak wiadom o — w y zn aw ał W indakiew icz, k tó ry uw ażał, że „bezładny” zapis sonetów w album ie je st k o n sek w en tn y m odzw ierciedleniem podróży k ry m ­ skiej poety. T rudno jed n a k się zgodzić z podobną opinią. Przypuszczenia owe nie odpow iadają realiom jego podróży, kłócą się też z logiką zapisu sonetów. „U k ład ” sonetów w album ie M oszyńskiego nie zgadza się ani z geograficzną, ani z chronologiczną kolejnością faktó w z podróży Mic­ kiew icza zarów no po K rym ie jak też po całej południow ej Rosji.

S onet Podróż do A k e rm a n u (S te p y akerm ańskie), w ysuw ający się — w edług fak tó w biograficznych — n a czoło krym skiego cyklu, w album ie został um ieszczony n a końcu, nieopodal D um ań w dzień odjazdu z O des­ sy. P ow stały n a K rym ie B akczysaraj w yprzedza w album ie w cześniejszy odeń cykl sonetów odeskich, o tw iera ją c niejako zbiór cały. N ajw cześ­ niejszy z sonetów krym skich, o czym zaśw iadcza w iary go dn y przekaz słów poety z dziennika F ranciszka M alewskiego, zatytu łow an y ostatecznie

P ielgrzym (początkowo w album ie: So n n et. W K ry m ie na Tchatyrdaku),

zn ajd u je się tam dopiero n a m iejscu jedenastym . P ierw sze w rażen ia z podróży po górzystym K rym ie zaw arte zostały w sonecie W id ok gór

ze stepów K ozłow a, k tó ry znalazł m iejsce w album ie m iędzy Podróżą do A k e rm a n u a w ierszem p ow stałym w zw iązku ze zbliżającym się opusz­

czeniem Odessy, n a końcu cyklu krym skiego. Tuż obok, w otoczeniu krym sko-m oskiew skim — dw a so nety odeskie: S trzelec i Para (ten o statn i obecnie: R a nek i wieczór). Pom iędzy w arian tam i sonetu opisującego po­ dróż do A k erm an u um ieszczona je s t d ru g a część im prow izacji w ileńskiej pt. Basza.

Jeśli sk o n fro n tu jem y w yznaczniki treściow e w ierszy albu m u z poglą­ dam i W indakiew icza, k tó ry uw ażał te n notes za sw oisty dziennik podróży, to niekonsekw encje w y stąp ią w y raźn ie: pom iędzy autografam i b rak je st jakichkolw iek zw iązków biograficznych czy chronologicznych, przy czym wszelkie p róby ich odnalezienia m ogą doprow adzić jed y n ie do całkow ite­ go nieporozum ienia.

W celu w y jaśn ien ia istn iejący ch niekonsekw encji i sprzeczności Zgo- rzelski udow adnia w ielokrotnie, nie bez podstaw zresztą, że poszczególne wiersze były w pisyw an e do alb u m u z autografów istniejących już w cześ­ niej. Poniew aż d a ty po w stan ia w ielu utw orów nie zostały przez poetę

oznaczone, a „hipotezy biograficzne” nie budzą często zaufania, podobne k om entarze są potrzeb n e i celowe. N iestety, nie zawsze ch ro nią przed sprzecznościam i. T ak więc, aczkolw iek D um ania w dzień odjazdu zostały datow ane przez a u to ra „29 paźd ziernik a 1825”, z niew iadom ych przyczyn zostały w pisane do „m oskiew skiej” części alb u m u. W przyp isach cy tu je się z pew nym i zastrzeżeniam i opinię G ubrynow icza, k tó ry przypuszczał,

(17)

że d a ta w prow adzona rę k ą poety nie oznacza b y n ajm n iej czasu pow sta­ nia utw oru, lecz jed y n ie term in w yjazdu, i m ogła zostać dopisana już w Moskwie. Z estaw ienie powyższego k o m en tarza z realn ym i faktam i z życia poety m oże być w w ysokim stopniu pouczające.

20 października w edług starego sty lu (tj. 1 X I w edług nowego) pełniący obow iązki d y rek to ra Liceum R ichelieu’go zakom unikow ał Mic­ kiew iczowi o w y dan y m w dniu 26 w rześn ia (8 X) poleceniu przeniesienia

poety do M oskwy n a stanow isko w kancelarii tam tejszego g en erał-g u b er- natora. Z pow odu choroby ówczesnego k u ra to ra Liceum , J a n a W itta, w ykonanie polecenia uległo zwłoce i ostatecznie M ickiewicz opuścił Odes­ sę dopiero 1/13 listopada. G dyby M ickiewicz oznaczając w iersz w Mo­ skw ie m iał n a m yśli swój w yjazd z Odessy, to p rzy po m n iałby sobie albo dzień, w k tó ry m się o decyzji w ładz dow iedział (20 IX/1 X), albo datę samego w yjazd u (1/13 X I 1825). Ale przecież M ickiewicz nie pom ylił d a ty : sw oje „d u m an ia” napisał z pow odu w y jazd u z Odessy, ju ż po ustalen iu ostatecznego term in u , n a k ilk a dni przed w yruszeniem . Ton w iersza, przepojonego n astro jem oczekiw ania, sam otności, zbliżającego się rozstania, odpow iada całkow icie tej dacie. T rzeba w ięc odrzucić in te r­ p reta cję G ubrynow icza. D ata w p isan a przez p oetę w yznacza dokładnie czas po w stania utw oru, nie zaś te rm in odjazd u czy m oskiew skie o n im w spom nienia.

Przytoczony p rzykład ilu stru je klęskę m etodologii opierającej się* n a chronologicznej kolejności w pisyw an ych do a lb u m u M oszyńskiego teks­ tów. Istotnie, jeżeli za p u n k t w y jścia przy jm iem y zupełnie rozsądną i udokum entow aną faktam i biograficznym i tezę, że zn ajd u jące się w al­ bum ie sonety odeskie pow stały w gruncie rzeczy w cześniej od k ry m ­ skich lub co najw y żej rów nocześnie i w y przedzały w te n sposób w iersze pow stałe w M oskwie, to album M oszyńskiego, k tó ry m iał służyć jako ilu stra c ja w spom nianego procesu, przynosi więcej zaprzeczeń niż do­ w odów n a jego istnienie.

W arto przypom nieć tu o fakcie, że pochodzenie a lb u m u nie zostało przez nikogo naukow o zbadane i — ja k w iadom o — w e rsja o w p isy w a­ n iu doń utw orów w m iarę ich po w staw an ia nie posiada naukow ego udo­ kum entow ania. S tara, sięgająca czasów W indakiew icza tra d y c ja została p rz y ję ta n a w iarę przez w ielu badaczy tw órczości M ickiewicza, a przecież w ym aga o n a poważnego uzasadnienia i rew izji. N iestety, albu m M oszyń­ skiego został raczej opisany niż zbadany. Bez w zględu n a sw oją poży­ teczność opisowe ch ara k te ry sty k i G ubrynow icza i B ruchnalskiego (jedyne obecnie źródła naszej wiedzy) nie m ogą dostarczyć n am rozw iązania n a j­

w ażniejszego problem u — czasu p o w stan ia n o tatn ik a.

Zacznijm y od fak tó w już ustalonych. 28 październ ika 1826 cenzor M ichał K aczenow ski zatw ierdził rękopis S o n etów , k tó ry został złożony w kom itecie cenzury 20 października. Oczywiście pom ysł w y d an ia S o n e ­

(18)

tów pow stał ju ż w cześniej, bo podczas letnich i jesienn ych m iesięcy

1826 roku. M alew ski nap om y k ał w jed ny m ze sw ych sierpniow ych listów 0 p o jaw ien iu się now ej u staw y o cenzurze. Czyż nie p rzeb ija z takiej w zm ianki niepokój o losy zabiegów w spraw ie w y d ania S o n e tó w ? Tym bardziej, że jed en spośród znajom ych cenzorów, W asilij Anastasiew icz, otrzy m ał w łaśnie nom in ację do P etersb urg a. W każdym razie — w sie rp n iu i w rześn iu p la n So n etó w nie tylko istniał, lecz rów nież kształto w ał się pod k ą te m zam ierzonego w ydania. Jeżeli te ra z w ty m aspekcie spo jrzy m y n a album M oszyńskiego, to nie może nie zwrócić naszej uw agi fakt, że w album ie nie m a ani śladu ow ych przygotow ań. Do jego odesko-krym skiej części M ickiewicz w pisał utw ory, zanim po­ w ziął zam iar up orządkow ania sonetów podług cykli. P ow staje więc m oż­ liwość ok reślen ia z p ew n ą dokładnością górnej granicy w pisu odeskich 1 kry m sk ich u tw o rów : m ożna ją w yznaczyć n a term in nie przekraczający sierp n ia—w rześnia 1826. Do tego czasu album M oszyńskiego by ł już p ra ­

w ie zapisany: n a ogólną liczbę 44 utw o ró w w pisano już 38 i zajęto w ten sposób 67 k a rt. U tw orem zam ykającym listę odesko-krym ską był w iersz K ik in e is stanow iący w cześniejszą red akcję przyszłego sonetu (k. 68).

Bardziej złożonym zagadnieniem je st sp raw a genezy album u, począt­ ków jego pow stania. Ju ż p rzy pierw szym zetknięciu się z kopią G u bry- now icza rzu c a ją się w oczy n ie ty lk o nieścisłości u k ład u chronologicznego, n a co zw racaliśm y ju ż w sw oim czasie uwagę, lecz rów nież chaotyczne, pozbaw ione zw iązków gatunk o w y ch czy tem aty czny ch rozm ieszczenie w ierszy. Ale w ty m ciągu przypadkow ych, w ydaw ałoby się, zapisów doko­ n an y ch rę k ą p o ety m ożna dostrzec pew n ą cechę szczególną, w ym agającą

w yjaśnienia. M ianow icie album zaczyna się od dwóch utw orów pow sta­ łych w lata ch 1823 i 1824. Oczywiście w ątpliw e, b y m ożna było n a podstaw ie ty ch zapisów przenieść album do czasów w ileńsko-kow ień- skich: odeskie pochodzenie ty c h zapisów nie w zbudza w iększych w ą tp li­ wości. Ale co m ogło w p łynąć n a w y b ór ty c h w ierszy, k tó re ani tem atyk ą, ani genezą nie w iążą się z resz tą składającą się n a dość jedn olitą grupę „rosyjską” ? Dlaczego p o eta nie um ieścił w album ie innych, nie o publi­ kow anych dotąd utw orów ? Przecież za pośrednictw em M alewskiego zw ra­ cał się podów czas do Piaseckiego, prosząc, by m u z W ilna przysłał kopie

jego utw orów , w ty m Odę do m łodości oraz pełn y — bez skreśleń cen­ zu ry — te k st w iersza Do Joachim a Lelew ela. Lecz w rezultacie jako pierw sze um ieścił w sw ym albu m ie dw a utw ory, k tó re nie m iały ze sobą nic w spólnego: przedziela je praw ie rok czasu, jed en je s t skierow any k u ukochanej (Do M aryi, 1823), d rugi zaś to im prow izacja w ygłoszona w obec przyjaciół tuż przed w yjazdem do Rosji (Basza, 1824). Pom im o to m oż­ n a w nosić o nieprzypadkow ości tego w y b o ru ; był on zapew ne podyk­ to w a n y jakim iś określonym i względam i, które, być może, straciły w krótce p otem dla poety znaczenie, były n ato m iast ak tu aln e w chw ili w pisyw ania

(19)

przezeń tekstów do album u. P rzeanalizow anie ow ych w zględów pozw oli głębiej zrozum ieć pew ne nie dość dobrze zbadane fa k ty tw órczej biografii poety, bez w zględu n a hipotetyczny c h a ra k te r w niosków .

O w yd an iu to m u 3 swoich utw orów zaczął m yśleć M ickiew icz już w W ilnie, ale m usiał odstąpić od zam iaru z pow odu procesu filom atów zakończonego zesłaniem „do oddalonych od Polski g u b e rn i”. Z nów po­ w rócił do tego p ro je k tu przed sam ym w yjazdem do M oskwy. A. Skał­ ko w ski, k tó ry w idział się z p oetą tuż po jego przybyciu, donosił sw em u przyjacielow i w ileńskiem u, D. Zagorow skiem u, w liście z 18 g ru d n ia 1825:

A dam M ick iew icz p rzyjech ał do M osk w y; o p o w ia d a ł m i n ied a w n o , że w k ró tce w y d a trzeci tom ik sw oich u tw orów p oetyck ich 24.

W ciągu pierw szych m iesięcy p o b y tu w M oskwie p raca n ad tom em 3 nie posunęła się praw ie. W swoich listach p oeta sk arży ł się kilk ak rotn ie, że m uza „zaczęła w Odessie ruszać się trochę, ale w ty m zaraz m om encie odebrałem rozkaz w y ja z d u ” (D 283). J a n W ysocki, k tó ry spo ty kał się z A leksandrem M ickiewiczem, pisał do Lelew ela, że „A dam (podług w y ­ razów brata) milczy, nie śpiew a, bo głodny” 25. W m arcu sy tu a c ja uległa pew nej zm ianie, poeta znów jął się pracy n a d tom ikiem 3 i n a w e t po­ inform ow ał Odyńca, że w krótce te n tom ik w yda.

Oczywiście w okresie akty w n y ch przygotow ań do w y d an ia to m u 3, kiedy najw ażniejszą spraw ą było zebranie i opracow anie w cześniej n a p i­ sanych utw orów , pisarz nie mógł bez oburzenia reagow ać n a bezp raw ne i przy tym niedbałe publikacje swoich w ierszy w czasopism ach w arszaw ­ skich. S trap ien ie poety było ty m większe, że in icjato rem tej akcji był u w ielbiający go i n aśladujący otw arcie A ntoni E d w ard Odyniec. W liście z 22 lutego (6 III) 1826 M ickiewicz w y rzuca O dyńcow i:

Co się ty cze m oich poezji d rukow anych z a o c z n ie 26, p ierw szy raz u jrza ­ łe m je w C harkow ie, z n iem a ły m gn iew em . [...] p o w in ien eś b y ł p rotestow ać s ię pub liczn ie, że to apokryf; jak oż n ie w ierzę, abym , choć po w in ie , m ógł ta k n ik czem n e robić w iersze. [D 282]

O burzenie poety było ta k w ielkie, że n a w e t w dw a m iesiące później nie m ógł się uspokoić i nosił się z zam iarem w y stą p ie n ia z p rotestem . M ożna sobie w yobrazić, co czuł, kiedy w krótce po n ap isa n iu do O dyńca znalazł w in n y m lutow ym nu m erze tegoż „D zienn ika” rów nież sw oje utw ory, ja k np. Do M*** oraz im prow izację Basza (potem : Renegat.

(Ballada Turecka}). Nieco później w „B ibliotece P o lsk ie j”, redagow anej

przez Franciszka Salezego Dmochowskiego, ukazał się p ro te st „bezim ien­ nego p rzy jaciela” Mickiewicza.

24 S. P i g o ń , Z d a w n eg o W iln a. W iln o 1929, s. 122.

25 „P am iętn ik T ow arzystw a L iterackiego im . A dam a M ick iew icza ” t. 1 (1887), s. 150.

26 O dyniec og ło sił w „D zienniku W arszaw sk im ” w 1825 r. jako w ie r sz M ick ie­ w icza Im p r o w iz a c ję do A l. C h odźki.

(20)

Kim mógł być ów gniew ny p rzyjaciel poety? O stry w tonie list nie został przez historyków lite ra tu ry szczegółowo zbadany. W acław Borowy w yraził przypuszczenie, że ten „anonim ow y p rzy jaciel” to O n u fry P ie ­ traszkiew icz lub Jó zef Jeżow ski. S tanisław Pigoń skłaniał się raczej ku k an d y d atu rze Jeżow skiego. W ersję tę pod trzy m u je rów nież W itold Billip:

A u torstw o jej [tj. korespondencji] trudno dziś u sta lić w sposób p ew n y; in form acja o posiad an iu przez au tora orygin ału rękopisu poety [w iersza Do M***] w sk a zy w a ła b y n a kogoś z jego daw nego w ileń sk ieg o otoczenia. K rótki p rzeciąg czasu, jak i d zieli op u b lik o w a n ie w iersza od om aw ian ej tu koresp on ­ dencji, każe szukać au tora pośród osób p rzeb yw ających w W arszaw ie lub pozostających w sta ły m k on tak cie ze stołeczn ym środ ow isk iem literackim . Z p ew n ym p raw d op od obień stw em au torstw o notatlp przypisać zatem m ożna np. J eżo w sk iem u 27.

Nieco inaczej fo rm u łu je swe opinie Zgorzelski:

S p rostow an ia poeta n ie posłał, ale, być m oże, zaw iad om ił któregoś z p rzy­ jaciół — w W iln ie czy w W arszaw ie — o sw ym n iezad ow olen iu i ów , skoro tylko nadarzyła się okazja, jaką b yła p u b lik acja w iersza Do M*** w tym że sam ym „Dzień. W ar.”, n ap isał list do redaktora „Bibi. P o l.”, n ie porozu m ie­ w ając się zap ew n e uprzednio z poetą. [DW 1-1, 314]

W yraźne są różnice pom iędzy obu in te rp re ta c jam i tego samego faktu. Dla Billipa, opow iadającego się za propozycjam i Płoszew skiego i Pigonia, szybkość polem icznej odpow iedzi n a b ezpraw ne publikacje je st pośred­ nim dowodem m oskiew skiego pochodzenia polem isty, praw dopodobnie z kręgów zbliżonych do poety, m ającego zb y t mało czasu na korespon­ dencję z w arszaw skim i przyjaciółm i. Zgorzelski przeciw nie, poszukuje anonim ow ego k o resp o n d en ta w śród w arszaw skich lub w ileńskich znajo­ m ych M ickiewicza; w ty m w y p ad k u szybkość reakcji przypuszczalnego

a u to ra (imię jego nie zostało przez badacza w ym ienione) św iadczyłaby, że nie zdążył n a w e t porozum ieć się z poetą.

W tym m iejscu należy zauważyć, że w rzeczyw istości podobne relacje czasowe pom iędzy opublikow aniem utw orów w lutow ych nu m erach „D ziennika W arszaw skiego” a pro testem „anonim ow ego p rzy jaciela” Mic­ kiew icza nie istniały. K orespondencja uk azała się w tom ie 2 „B iblioteki P o lskiej”, k tó ry w rzeczyw istości został w y d an y ze znacznym opóźnie­ niem (we w rześn iu 1826). W uw agach red ak cji Dm ochowski przepraszał czytelników za to, że w rzeczonym ro k u ukażą się jedy nie dw a tom y 28. T erm in w y d ru k o w an ia listu nie może być zatem b ran y pod uw agę przy snuciu jakichkolw iek dom ysłów o dom niem anym autorze korespondencji. N aw et jeżeli założymy, że w m arcu lub k w ie tn iu 1826 M ickiewicz zapo­ znał się z treścią opublikow anych w „D zienniku W arszaw skim ” u tw o­ rów, to pozostało m u dość czasu, by porozum ieć się listow nie z p rzy ja

-27 W. B i l l i p , M ic k ie w ic z w o cza ch w sp ó łc z e sn y c h . W arszaw a 1962, s. 68, p rzy­ p is 1. Zob. też D 284, przypis 9.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W tym obwodzie prąd płynie tylko przez gałęzie z opornikami, czyli jest jedno oczko!. Ale na okładkach kondensatorów zbiera się ładunek i jest na

Jednym z takich sposobów jest metoda wykorzystana w tych wykładach w przypadku KRZ: pokazanie, ˙ze metoda zało˙zeniowa jest równowa˙zna metodzie aksjomatycznej i skorzystanie

gowani do własnego mieszkania p. Streibla i tam rozpoczęli jak tylko może być najskrupulatniejszą rewizję, nie opuszczając najmniejszych zakątków i kryjówek dla

W skutek zupełnego stopienia się dziedziczności rodziców potom ek p rzejaw ia cechy pośrednie, w ypadkow e z, cech rodziców... Tom aszów

Warto zauważyć, że wielokrotnie wspomniany jako wybijający się na odcinku walki z herezją ojciec Cichowski nie miał wątpliwości — jak wynika z treści jego kazań —

33,34 The controlled generation of copper ions, molecular reorientation of organic ligands near copper surface and hence the growth kinetics by electrochemical synthesis can affect

Medewerkers zijn vaak bereid open en eerlijk hun ervaring te delen – zelfs als zij een aandeel hebben in het ontstaan van een incident – als zij rechtvaardig worden behandeld en

Jeżeli następca ponosi odpowiedzialność tylko z określonych przedmiotów albo do wysokości ich wartości, należy w klauzuli wykonalności zastrzec mu prawo powoływania się w