• Nie Znaleziono Wyników

Ziemia utracona : refleksja o stosunku Kazimierza Wyki do dziedzictwa romantyzmu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ziemia utracona : refleksja o stosunku Kazimierza Wyki do dziedzictwa romantyzmu"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Stefan Treugutt

Ziemia utracona : refleksja o

stosunku Kazimierza Wyki do

dziedzictwa romantyzmu

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 68/1, 5-18

(2)

I.

R O Z P R A W Y

I

A R T Y K U Ł Y

P a m ię tn ik L ite r a c k i L X V III, 1977, z. 1

STEFAN TREUGUTT

ZIEM IA UTRACONA

REFLEKSJA O STOSUNKU KAZIMIERZA WYKI DO DZIEDZICTWA ROMANTYZMU

Na rok przed w o jn ą W yka popełnił w „P ionie” „ ż art k ry ty c z n y ”, ogła­ szając recenzję „p ęk atej książki nie znanego nikom u d e b iu tan ta, k tó re ­ go nazw isko — K arol Irzykow ski; ty tu ł tom u — Paluba” b C zytelnicy zostali uprzedzeni, że to fik c y jn a rec e n z ja im aginacyjnego d ebiu tu, a ta k ­ że dostarczono im objaśnienia, czem u te n ż a rt służy. Tem u m ianowicie, że jeżeli w r. 1938 m ożna w edle w szelkich reg u ł sztu ki napisać w spół­ czesną recenzję książki w y d an ej w r. 1903, to a u to r takiego dzieła jest już nie p reku rso rem , ale „p rzew odnikiem na przyszłość” . D ata w ydania książki, przynależność a u to ra do określonej form acji um ysłow ej i lite ­ rackiej sta ły się w ty m w y p a d k u po dstaw ą k o n trasto w ej oceny ważności Pałuby. D ata w ydania, podobnie ja k pokoleniow y czas pow stania jakiegoś u tw o ru — to m iało zawsze dla W yki znaczenie fu n d am en taln e. Dodać należy: niesprzeczne z prześw iadczeniem o trw ały c h w artościach i o okreś­ lonych w aru n k ach , w jak ich tra d y c ja żyje i działa w śród pokoleń n a ­ stępców .

G en eracy jn y sposób porządkow ania w ytw orów różnorakiej działal­ ności człow ieka — nie ty lk o litera c k ie j — jest czym ś u W yki trw ałym , c h a ra k te ry sty c z n y m ta k sam o dla m eto d y ki postępow ania h isto ry k a li­ te ra tu ry , jak i dla sam ośw iadom ości k ry ty k a zjaw isk współczesnych. W ięcej, to zjaw isko, jak ze w szystkiego sądzić wolno, z zakresu całkiem osobistej sfery odczuć społecznych, prześw iadczeń o w łasnym m iejscu w procesie tw orzenia w artości. P o staw a na pierw szy rz u t oka niby w e­ w n ętrzn ie sprzeczna: u h isto ry czn iająca rzeczy w spółczesne i sprow adza­ jąca historię do przeżycia pokoleniow ego odbiorców. W yka na kilka już

Zamieszczone tu teksty: S. Treugutta, M. Podrazy-K w iatkow skiej i J. K w iat­ kowskiego, w ygłosili autorzy na sesji naukowej ku czci Kazimierza Wyki, zorga­ nizowanej w styczniu 1976 przez Instytut Filologii Polskiej UJ, Instytut Badań Literackich PAN i Oddział Związku Literatów Polskich w Krakowie.

1 K. W y k a , Recenzja z „Pałuby”. „Pion” 1938, nr 24/25. Cyt. według: Stara

(3)

la t przed w ojną m a żyw e i um otyw ow ane prześw iadczenie o history cz- ności np. S k am an d ra, ale rów nie żywo w im ieniu gen eracji w łasnej d e ­ k la ru je literack ą i m yślow ą aktu alno ść N orw ida. Sprzeczność m niem ana tak ie j postaw y rozw iązuje się, gdy zw ażym y, że był W yka w całej swej działalności rów nocześnie k ry ty k ie m i histo ry kiem ; dodajm y, że n a j­ b ardziej m u chyba zależało, w ty m pokładał am bicję i to m u spraw iało przyjem ność, gdy obie te sfe ry nie w y stęp o w ały rów nolegle, obok siebie, ale gdy m u się pod p ió re rm łączyły w jedno. I ta k przew ażnie było. Do­ skonale p rzygotow any i e ru d y c y jn y h isto ry k lite r a tu r y nie m ógł p rze­ cież qua h isto ry k ra p te m tracić ta le n tu urodzonego eseisty, nie p rze ­ puszczał okazji bezpośredniego zderzenia z tekstem . I odw rotnie. U histo- rycznienie więc ak tualn o ści — ak ty w n y , an im izujący stosu nek do d ok u­ m entów — oto ogólna przesłan k a sto su n k u K azim ierza W yki także do lite ra tu ry , także do rom an tyzm u .

R ów ieśnicy pokoleniow i W yki, nie w edle d a ty urodzenia — choć i to także w jak im ś tam przy b liżeniu — ale w edle debiutów literack ich po r. 1930, więc tac y ja k U niłow ski, R udnicki, A ndrzejew ski, P iętak , Breza, Gom browicz, Miłosz, P ru szy ń sk i, W orcell, w szyscy, k tó rz y „dziećm i p rz e ­ chodzili w o jn ę” , „d o rastali w śród szybkiego zgiełku b ud u jącej się m ło­ dej państw ow ości”, stan o w ili sw ym w ejściem w dojrzałość i czynne role społeczne cezurę historyczną. Tak p rzy n a jm n ie j uw ażał W yka przed w ojną i po w ojnie, czego trw a ły ślad pozostał m. in. w perio dy zacyj- ny ch ujęciach h istory k ó w lite ra tu ry najnow szej (a n a w e t w n u m eracji i ty tu la tu rz e odpow iednich p u b lik acji In s ty tu tu B adań L iterackich). O ty m ta k osobiście, ale i h istorycznie w spółprzeżyw anym przez W ykę „dziw ­ n y m pokoleniu” n ap isał on w r. 1935 a rty k u ł P e r s p e k t y w y młodości. Zobaczył owe p e rsp e k ty w y z pozycji gniew nego b u n tu i m oralnego sprze­ ciw u. Toteż red a k c ja „V erb u m ” p o tra k to w a ła w ypow iedź „w ybitnego k ry ty k a m łodego pok o lenia” jako głos d y sk u sy jn y , nie godząc się „ze zbyt jedn ostron ną, u ltrap esy m isty czn ą diagnozą” , chw aląc jed n ak rze­ telność i odw ażną szczerość 2. P esym izm a u to ra tyczył się społecznej po­ zycji w kraczającego w życie pokolenia, ale nie tylko; atak ow ał społecz­ n y oraz ideow y m odel życia owoczesnego, zadaw ał ostre k ry ty czn e p y ta ­ nia całej współczesności. T en b y n ajm n iej nie polonistyczny tek st (hi­ storiozoficzny? socjopolityczny?) — dla szczegółowej sp raw y sto su n ku W yki do rom an tyzm u , dla p ew nych g en eracy jn y ch u w aru n k o w ań jego

p ostaw y w y d aje m i się w w ysokim sto p n iu znaczący.

Pokolenie W yki w kracza więc, w edle jego o strej diagnozy, w życie polskie jako pierw sze w ychow ane w wolności, ale bez zasług w yw ojow a- nia wolności. (Łatw o dorozum ieć konsekw encje nie tylko ideowe, ale d rastyczn ie socjalne, w ręcz „etato w e” tak iej sytuacji.) Jednakże młodzi

2 Notka redakcyjna do: K. W y k a , P e r s p e k ty w y młodości. „Verbum” 1935, nr 3, s. 616. Podawane dalej cytaty z tego artykułu Wyki będziemy skrótowo oznaczać liczbą wskazującą stronicę.

(4)

m ają nie ty lk o tru d n y s ta rt, m łodzi przeżyw ają, bo m uszą, k ryzys ge­ n e ra ln y w artości.

Narastało w oczach naszych i narasta państwo, coraz bardziej wchodzi w konkretność i w w ielką sztukę kompromisu życiowego i oportunizmu. [...] Dokonuje się w ielk a likw idacja ideałów.

Przez długi czas n iew oli ideowo żyliśm y, być może, nad stan. S krępo­ w anie rąk spow odow ało przerost serc. (Przerostu mózgów, niestety, nie spo­ wodowało...) N iepow odzenia historyczne [...] kazały szukać tym silniejszych umocnień ideow ych [...]. M usieliśm y być czymś jedynym , niezwykłym , naro­ dem wybranym , Jeruzalem ludów, by w ogóle być. N ie sposób dyskutować, czy było to złe, czy można było przetrwać unikając hipertrofii idealizm u narodowego. [...]

I to dziedzictwo było pierwszą własnością niepodległości. Było pierwszą, kłopotliwą zdobyczą. Konfrontacja bowiem tych w spaniałych uzasadnień id eo­ wych z rzeczyw istością [...] była gwałtowna i nieoczekiwana.

[.·.]

[...] rozpoczęta w ów czas w ielka likw idacja ideałów trwa ciągle. [617—619]

Dla starszy ch k o n fro n ta cja ideału narodow ego z realnością b y ła kło­ potliw a, dla m łodych rocznika 1910 by ła to szydercza szkoła prag m aty zm u i oportunizm u. W yka zrozum iał, „ileż k ry je w sobie ta c h a ra k te ry sty c z ­ na zm iana pojęcia o j c z y z n y na p a ń s t w o ” — i skom entow ał po­ lem icznie:

Ojczyzna jest pojęciem wolnym i szerokim [...], ojczyzna jest z matek, które uznają synów m arnotrawnych [...]. Państwo? Póki mowa o ziem skiej stronie, o potrzebie trzymania mas ciem nych w karbach, dobrze. Lecz gdy powiada się młodemu, że to jest wszystko, rodzi się opór. Państwo nie ob ej­ muje i nie zastąpi nigdy w ielkiej, każdemu, choćby skłóconem u z państw em obecnym, dostępnej ojczyzny duchów i idei przeszłych i przyszłych. [622]

Pokoleniu p rzy to m n em u „likw idacji ideałów ” b ra k śmiałości, od­ w agi cyw ilnej, praw d ziw ej młodości. B rak m u fo rm u ły na w łasną now ą rolę w życiu zbiorow ym , tak iej jak niegdyś Oda do młodości lu b M y młodzi Brzozowskiego. Nie m a bow iem takiej roli, m łodzi czują się zby ­ teczni:

Czyż była [...] epoka, ażeby praca była równie niepotrzebna i nieważna? Każdy bezrobotny m łody wzrósł w przekonaniu, że radością i darem Bożym jest jego zdolność do pracy, jego um iejętności twórcze. [...] czemuż ten czło­ wiek, gdy [...] przejść pragnie d o r o b o t y , okazuje się zupełnie zbyteczny. [627]

Tak, w czasach ro m a n ty czn y ch W ielkich Ojców (by użyć w y rażen ia Żeromskiego) było się czego trzym ać, n a złe i dobre, i ta k trw ało aż do czasów Brzozowskiego. Z astan aw iałem się, czy W yka, pisząc z bólem i pogardą o kry zy sie w artości trad y cy jn y ch , o kom prom itacji ideałów narodow ych i pustce ideow ej w zacofanym , stag n acy jn y m k raju :

Synom chłopskim powiada się, aby nie pchali się w inne zawody i po­ zostawali na roli. Pięknie. A le cóż oni będą robić na roli w przeludnionej w si polskiej? [627—628]

(5)

— a n a in n y m biegunie trudności:

Idzie o rolę, jaką ma grać wobec zbiorowości sam otnie m yśląca jednostka, 0 ile wolno jej m yśleć i pisać w sposób pozornie dla całości nieproduktywny. [629]

— czy W yka, dokonując ponurego b ilan su w im ię pokolenia i w imię odpow iedzialności za przyszłość, m iał w pam ięci K o n rad a z W yzw olenia, k tó ry ta k d ram aty czn ie chce się w y rw ać z k a jd a n „ h ip e rtro fii idealizm u narodow ego”, chce w im ię przyszłości pokonać przeszłość... „ Jeste śm y jak in n i i tyle, m ożna rzec” . To c y ta t z W yki (619), nie z W yspiańskiego. I owo „ Jeste śm y jak in n i” m a w artość znaczeniow ą nie p o stu latu , jak u W y­ spiańskiego, ale ironii, bo n aw et „jak in n i” nie jesteśm y. K onrad z k ra ­ kow skiej sceny m iał w yjść w polską rzeczyw istość, w życie praw dziw e. C zyżby „ w y b itn y k ry ty k m łodego pokolenia” z r. 1935 chciał go z po­ w ro tem zapędzić m iędzy ko stiu m y i rek w iz y ty narodow e, poniew aż życie p raw dziw e w w olnym , ja k inne, p ań stw ie okazało tegoż K o n rad a zby- teczność? I co z tra d y c ją W ielkich Ojców, k tó ra to tra d y c ja stra c iła swą n ark o ty c zn ą przydatność, okazała się w now ych w a ru n k a c h an ach ro ­ nizm em , ale z kolei w ty ch now ych w a ru n k a ch za b ijają c y jest w łaśnie niedobór idei, p u stk a duchowa...

M łody polonista d o tarł n iezm iernie p rzenikliw ie nie ty lko do isto tny ch problem ów w ew nętrznego ry n k u p racy i ry n k u idei, p a trz y ł na spraw ę szerzej, dostrzegając tak sam o to ta lita rn e zagrożenie z zew n ątrz (na 5 lat przed D om k ie m z kart Zegadłowicza!), k tó rem u nie m a się czym p rze­ ciw staw ić po owej przez rzeczyw istość dokonanej likw id acji i kom prom i­ ta c ji idei. Poniew aż ta k jak m esjaniczna utopia polska p ry sła w zderze­ n iu z rzeczyw istością, ta k samo k ry zy s oczyw isty liberalizm u i indy w i­ dualizm u, k ry zy s „praw d z h um an itary sty czn eg o n ieb a” ogarnął w ięk­ szość cyw ilizow anego św iata. Gdzież m iejsce in te le k tu a listy ? Nie może on przecież oderw ać się od rzeczyw istości narodow ej i społecznej, nie w olno m u jed n ak rów nież — pod grozą sam ozagłady — „stanąć z tłum em , m yśleć z tłu m em ”, poddać się „praw dom su m ary czn y m ” . W yka pisze to w szystko ze „sm utn ą rzetelnością” i d o praw dy tru d n o znaleźć tek st rów ­ nie gorący, gw ałtow ny i rów nie w ażący m yśli, chłodny w racjon alnej diagnostyce. W szystko, w edle jego słów, w „drażn iącym poczuciu nie­ pew ności, zaw ieszenia, rozm inięcia się” (629— 631).

1 jeszcze cy tat, by ty m dokładniej ocenić, w jak iej persp ek ty w ie nie ty lk o to ta lita ry z m u politycznego, ale i w przeczuciu to ta litary z m u zm e­ chanizow anej i zm asow anej cyw ilizacji jeden z pokolenia 1910 w ym ierza swój dy stan s od przeszłości i do przyszłości:

I cóż począć w tej sytuacji, gdzie widać jeszcze ziem ię utraconą, kiedy można było w Europie nie liczyć się z wym aganiam i zbiorowości, a nie widać dotąd ziem i obiecanej, gdzie wyostrzone napięcie m yśli jednostkowej zgodzi się z wzburzoną falą uczuć zbiorowych. [630]

(6)

Było tak w naszych dziejach um ysłow ych, że „w ybstrzone napięcie m yśli jed n o stk o w ej” zgadzało się z „falą uczuć zbiorow ych” , i W yka, już wów czas p rzedniej ran g i h isto ry k lite ra tu ry , dobrze w iedział, że ta k było w łaśnie na egzaltow anych w yżynach rom antycznej utopii narodow ej. A le jako k ry ty k w spółczesnego sobie k ry zy su dziedzictw a ro m an ty cz­ nego, jak też jako h isto ry k św iadom socjologicznych u w aru n k o w ań i m o­ ty w acji postaw ludzkich — prostego n a w ro tu do rom anty zm u , k tó ry by był przecież tylko kostium ow ym rom antyzm em , postulow ać nie mógł. C zyby i m iał ochotę? Z byt był h isto ry stą, by po k ilk u dziesiątkach lat od now a zaczynać pierw szy a k t W yzw olenia. A więc: „gdzie stanąć i czem u mówić śm iałe t а к ”? I oto W yka — n ajb ard ziej to zaskakujące w jego a rty k u le z r. 1935 — odpow iada na pytanie, „gdzie s ta n ą ć ”, w tym p rzy n ajm n iej pun kcie określa sw oje i swoich m iejsce odniesienia. W h i­ storii, ale czytanej poprzez współczesność (to jedno z faw o ry tn y c h okreś­ leń W yki, k tó ry pow oływ ał się z tej okazji na a u to ry te t Irzykow skiego). Tą w historii odnalezioną współczesnością, p o stu latem i n a u k ą p ostaw y okazał się — C y p rian N orw id.

N ikt tak postaw ą duchową, jak Norwid, nie w ciela tej postawy, jaka narzuca się każdem u młodemu, świadom emu sw ego położenia. Mamy tutaj jedno więcej w ydanie poczucia bezdziejowości. [632]

N orw id jest m ia rą postaw y, k tó rą cechuje poczucie niew spółm ierności, rozm inięcia się z epoką. N orw id był „w ielkim w idzem ” . P ro fety czn ie k ry ­ tyko w ał cyw ilizację w spółczesną, ale z d ystansu, z zerw any m poczuciem odpowiedzialności, co ty m w iększą siłę daw ało n eg aty w n y m ocenom fałszu i m niem an y ch w ielkości. W ielki widz i k r y ty k k u ltu ry . Ale nie tylko:

jednocześnie z dumą nieustępliw ego rozbitka czcił i ku wierze podawał w ar­ tości istotne, zagłuszane gorączką chw ili i prześlepiane. [633]

N orw id więc dw oisty: bezlitosny k ry ty k -o b serw a to r, ale także nie­ u g ięty czciciel w artości, m ocny w ia rą w człow ieczeństwo, św iadczący, że je st jeszcze wolność. Takie było „pomoc niosące przew odnictw o” N or­ w ida dla W yki w ro k u 1935. Nie po ro m an ty k ach odziedziczona ted y h ip e rtro fia idealizm u, ale i nie idei pozbaw iony pragm aty zm współczesny, lecz przez w spółczesne dośw iadczenia p o jęty w zór N orw ida. N orw ida rozm iniętego tak sam o z ro m an ty zm em jak z pokoleniem poro m an tycz- nym .

J a k długo, na ile głęboko pełnił N orw id — po pierw szej dorosłej, fascynacji K azim ierza W yki, po Brzozowskim — przew odniczą i w zor­ cową rolę w ideow ej obronie przed św iatem ? P y ta n ie zby t inty m nie m onograficzne i nie m a pow odu na nie tu odpowiadać. Dość, że do N or­ w ida odw oływ ał się ledw ie pełn oletn i absolw ent k rakow skiej w szechni­ cy, gdy pisał w 1933 r. o koniecznej spójni, „rów noległości m iędzy dzia­ łaniem a życiem duch o w y m ”.

(7)

Wiemy z przezwyciężenia historyzmu, że żyć nie można kulturalną śm ie­ taną przeszłości. Zarazem jednak żyć nie można samą energią dokonań bez kulturalnych przedłużeń 3.

Ów „przezw yciężony h isto ry zm ” to tu ty le co w p rzyw oływ anym a r ­ ty k u le P e r s p e k ty w y młodości „h ip ertro fia idealizm u narodow ego”. A więc: nie tra d y c ja i w zór N orw ida, późnego ro m an ty k a, w ybranego spośród rom antyków , ale N orw id na m iejsce rom antyków , zam iast i po­ średnio — a może i nie pośrednio całkiem — przeciw ko nim . Nie czw arty wieszcz, ale po p ro stu C y prian Norwid. Bo przecież W yka już w ty ch w czesnych p racach doskonale dostrzegał i g enetyczno-historyczne zw iązki N orw ida z rom antyzm em , i jego wobec ro m an ty zm u odm ienność (w yraźny i płodny w pływ jego nauczyciela — Kołaczkowskiego), ale już w te d y nie uw ażałby za stosow ne rozw ażać, na ile był lub nie był N orw id sam w sobie i dla siebie ro m a n ty k ie m ,. bo to by m u się w ydało pustosłow iem („buchm anizm em h isto ry czn o literack im ” nazw ałby to w 30 la t potem ). J e st pewne, że w całej rozciągłości p rzy legała do N orw ida ta form u ła W yki, jak ą zapisał swego czasu oceniając D aum iera:

Daumier należy do rzadkiej, ale najcenniejszej klasy artystów. Tych m ia­ nowicie, którzy nie dadzą się przyporządkować do żadnego prądu swej epoki, lecz są tylko sobą i rozpatrywani być muszą tylko w swej in d yw id u aln ości4.

Tak i Norwid. Po latach , w szkolnej i szczególnym rygorom poddanej h isto rii lite ra tu ry doby rom anty zm u , także opisał go W yka w term in ach odrębności. Ale gdy w ty m że podręczniku d y d aktycznie podsum ow yw ał ważność ro m an tyzm u dla tra d y c ji narodow ej, w skazał trz y w ielkie sty le polskiej tra d y c ji literack iej, oznaczając je „nazw iskam i K ochanow skiego dla Odrodzenia, K rasickiego dla Ośw iecenia, M ickiewicza i Słowackiego dla epoki ro m a n ty cz n e j” 5, to N orw ida zab rakło w tym w yliczeniu — jak przypuszczam — nie z pow odu podręcznikow ej zwięzłości, ale pew nie dlatego, iż N orw idow i b y trzeb a osobny, cz w a rty sty l tra d y c ji p rz y ­ pisać... Że tak być mogło, poświadcza pew na historyczn oliteracka po­ tyczka W yki, stoczona w obronie innego „rozm iniętego z epoką”, A lek­ s a n d ra F re d ry . W yka przypom niał, że zeszłowieczni k ry ty cy , n ajbardziej -nawet apologetycznie wobec kom ediopisarza n a stro je n i —

nawet oni rzeczyw iste stanowisko Fredry w idzieli w przyzwoitej odległości za rom antykami. U m ieszczali go n iż e jG.

8 K. W y k a , Cyprian N orw id jako poeta ku ltury. „Kultura i W ychowanie” 1933, nr 1. Cyt. według: Stara szuflada, s. 22.

4 K. W y k a , Honoriusz Daumier. „Tygodnik Ilustrow any” 1934, nr 33. Cyt. jw., s. 203.

5 K. W y k a , Historia literatury polskiej dla klasy X. Cz. 1: Romantyzm . Wyd. 3. Warszawa 1954, s. 393.

6 K. W y k a , w stęp w: A. F r e d r o , Pisma w s zy stk ie . Wyd. krytyczne. Opra­ cow ał S. P i g o ń. T. 1. Warszawa 1955, s. 26.

(8)

I tak S tan isław T arnow ski, rozk och an y przecież w dziele F re d ry , jako w ysoką pochw ałą fo rm u łu je ta k ą grad acją w ielkości w lite ra tu rz e pol­ skiej swojego w ieku: M ickiewicz i K rasiński jak o pierw si, potem m niejsi od nich, ale poeci n ajpraw dziw si: Słow acki i M alczewski, i potem — p ełnopraw nie do nich dołączony — F redro. W yka k o m en tu je po 80 latach:

Dzisiaj, tych pięć nazw isk m ając do wyboru, powiemy: Mickiewicz, S ło ­ wacki, Fredro 7.

Z w racam uw agę na w trącen ie: ,,tych piąć nazw isk m ając do w y b o ru ” . P rzyj ąw szy T arnow skiego g rą w ran g i literack ie, nie m iał W yka n a polu fig u ry N orw ida. Ale też go na pew no um yślnie do g ry nie w prow adził. Bo w te d y by już w zbyt skom plikow any sposób m usiał om aw iać róż­ nicą, jak a dla niego istn iała pom iędzy ro m an ty zm em a lite ra tu rą epoki rom an ty zm u . Pom iędzy m odelow ą a b stra k c ją p rą d u a tw órcą in d y w id u al­ nym . N aw et Ju liu sz Słow acki, którego — w edle pięknego określenia W yki — „ro zp o starte sk rzyd ła w yzn aczają n ajszerszy zasięg polskiego ro m a n ty zm u ”, nie je st po p ro stu i bez om ówień tylk o ro m a n ty k ie m 8. I wobec niego nie w olno zachow yw ać opisowej p ostaw y historycznej tylko, czyli n e u tra ln e j i ak cep tu jącej:

nie możemy sobie pozwolić, by twórca tak żarliw y pozostał zm um ifikowany wśród kadzideł, które mało kogo obchodzą 9.

To słow a z rocznicow ego ro k u 1959 i dowodzą one, jak bardzo dla W yki było w ażne „czytanie przez w spółczesność” w łasną, dokopyw anie się do w artości, u ru ch am ian ie przeszłości w żyw ym procesie w spółczesne­ go sobie tw orzenia k u ltu ry . G dyby zaś Słow acki pozostał tylko ro m an ­ tykiem , gdyby jego nazw isko oznaczało tylko zbiór dokum entów lite ­ rack ich z epoki bezpow rotnie m inionej — to niech się nim , pow iada W yka, z a jm u ją h isto ry cy lite ra tu ry ; ci bez przym ieszki, dodajm y, łow ieckiej pasji k ry ty c z n ej wobec tek stu . A w łaśnie tropicielem i łowcą p raw dzi­ w ej zw ierzy n y na w ielkich polach histo rii literack iej W yka był zawsze. I na ty m zasadzał się jego a u te n ty c z n y histo ry zm (któż z tak im sm akiem jak on obracał w rę k u p am iątk i przeszłości, któż się ta k nim i p o tra fił cieszyć!), że z nieo m y ln ą m etodologiczną popraw nością do badania z ja ­ w isk literack ich podchodził tak od stro n y g en etycznych uw arunkow ań, jak od stro n y h erm en eu ty czn ej h isto rii zjaw iska, sta ra n n ie sum ując n a ­ w a rstw iające się przez pokolenia oceny dodatn ie i ujem ne. Ja k o im m a- n e n ty sta zaś, bo i tak im byw ał w procesie b ad ania dzieła, zachow yw ał n a d e r trzeźw ą świadom ość w łasnego m iejsca i w łasny ch z kolei u w a ru n ­ kow ań, zawsze by w ał to im m an en ty zm rela ty w n y , uhistoryczniony — pow tórzm y raz jeszcze: jako h isto ry k lite ra tu ry zajm ow ał postaw ę k r y ­

7 Ibidem, s. 27.

8 K. W y k a , Sło wacki a współczesność. Przem ówienie końcowe na Sesji S ło­

wackiego, 25—28 X I 1959 r. Odbitka z „Przeglądu Hum anistycznego” 1960, nr 2, s. 18.

(9)

ty k a wobec tek stu , jako k ry ty k tek stu posługiw ał się w pełny m rozm iarze w arsztatem i świadom ością histo ry k a — n ajp ełn iej to w idać w jego m o nu­ m en taln ej robocie k ry ty czn ej nad P a n e m Tadeuszem .

R om antyzm jako m odelow a ab strak cja, a także ro m an ty zm jako tr a ­ dy cja był dla W yki w arto ścią dw uznaczną — jako coś przeciw nego tej narodow ej „stabilizacji historiozoficznej” , za k tó rą W yka się opowiadał jako żyw iołow y w tej sam ej m ierze co p rogram ow y rac jo n alista (że ten jego racjonalizm nic nie m iał w spólnego z oschłością i trzeźw ą obojętnoś­ cią, o ty m jego jakże liczne fascynacje n ajlep iej świadczą, na polu historii literack iej także). Z apisany w r. 1959 a n ty ro m an ty c zn y passus nie był, rzecz pew na, ani przypadkow ym w yskokiem polem icznym , an i czymś okazjonalnym :

Historia Polski toczyła się dla rom antyków na specjalnych prawach, n ie­ obecnych w historii innych narodów. Cienie i odblaski tego nastaw ienia prze­ trwały w pokoleniach następnych, zaciągnęły się także na dwudziestolecie niepodległości kraju burżuazyjno-kapitalistycznego, raz jeszcze odżyły pod ciśnieniem hitlerowskiej okupacji. Cały ów proces historiozoficznej stabili­ zacji to nauka od przeszło dwudziestu lat pobierana przez całe społeczeń­ stwo, że jego miniona historia na pewno się toczyła, chociaż tak bywała dziwaczna, a historia bieżąca na pewno się toczy na prawach całkowicie identycznych z resztą św iata I0.

To z ra c ji Słowackiego. K tórego, w edle W yki, czytać należy ta k samo poprzez a k tu a ln e dośw iadczenia historii, jak i poprzez dzisiejszą wiedzę antropologiczną. Toteż np. Króla-Ducha, jed n ą z w ielkich fascy nacji W yki, badać by w ypadało jako

zrównanie procesu dziejowego z kolejnym przeobrażeniem się określonego archetypu duchowego, jaki w intencji twórcy jest zarazem jego w łasną osobo­ wością, [...] zrównanie historiozoficzno-m itologiczne n.

M niejsza o skuteczność takiego badania, tak iej, pow iedzm y, psycho­ logicznej laicyzacji system ow ego m yślenia Słow ackiego — in te n c ja jest jasna. Tylko poprzez racjo nalizację w edle reg u ł w spółczesnej nam w ie­ dzy o człow ieku m ożem y skrócić d y stan s historyczny, ocalić od ro m a n ­ tycznej anachroniczności w ielkiego poetę, m itotw órczego w izjonera h i­ storiozoficznego, w reszcie — w zgląd społecznie w ażny — naczelnego a u ­ to ra tea tra ln eg o w naszej tra d y c ji. W yka dystan sow ał się zdecydow anie od socjologicznej w u lg aryzacji rom antyzm u, od in te rp re ta c y j — w łas­ n y ch także — w k tó ry ch zb y t proste b y w ały ro zstrzygnięcia o postępie i w stecznictw ie, o realizm ie i ucieczce od rzeczyw istości, red u k c ja zaś poezji do ideologii, ideologii z kolei do p ro g ram ów politycznych d efo r­ m ow ała ogólny obraz naszego rom antyzm u. Czyli — i nade w szystko — obraz Słowackiego, gdyż, jak to W yka na różne ła d y form ułow ał:

10 Ibidem, s. 11. 11 Ibidem, s. 17.

(10)

W warunkach polskich odrzucenie postawy i uczuciowości roman liczn ej w ydaje w rezultacie odrzucenie przede w szystkim jej głównego reprezentan­ ta — Słow ackiego 12.

D ystansow anie się od zb y t pro stej ro zp raw y z hip ertro fiam i ro m an ­ tycznego idealizm u nie oznacza w żadnym w ypadku, by W yka k ied y ­ k olw iek serio w y rzekł się p raw a i obow iązku przew artościow ania k ry ­ tycznego, daleko idącej rew izji obiegow ych i histo ryczno literack ich ocen polskiego rom an ty zm u . D latego s ta ra ł się ratow ać, ile mógł, z osiągnięć pow ojennej an ty ro m an ty czn ej ofensyw y. Poniew aż nie chciał i nie po­ tra fił uznać za p raw d ę specyficznie rom an ty czny ch „pseudosystem ów m yślow ych” (to jego w yrażenie, znow u z okazji Słowackiego!). A rów nie nie chciał być ty lk o histo ry czn y m opisyw aczem i beznam iętny m re je ­ s tra to re m m inionego. I b y ł w ielkim czytelnikiem lite ra tu ry , z dobrym tek stem obcował osobiście — jakże w ięc mógł p rzek reślić epokę tak gęstą od p oetyckiej i ideow ej świetności... Nie mógł.

Stąd sto su n ek K azim ierza W yki do ro m an ty zm u polskiego i jego t r a ­ dycji nie je st czym ś h arm o n ijn y m , uzgodnionym m yślowo do końca. Przeciw nie, to pole d ram aty czn ej polem iki tak samo z innym i badaczam i, ja k z literack im i d okum entam i, jak w reszcie z sobą sam ym .

Z nam ienn y szczegół. W yka z dużym entuzjazm em p rzy ją ł p ra p re ­ m ierę w arszaw ską Wacława dziejów Garczyńskiego. Był to schyłek listo­ pada 1973 — rocznica pow stania. W yka w w ypow iedziach p ry w atn y ch oraz publicznych chw alił i reżysera, k tó ry poem at G arczyńskiego w pro­ w adził na nasze sceny, i sam poem at. Bo m u się po tej p rap rem ierze G ar- czyński w yd ał od now a i inaczej d obry 13. Jako więc rasow y h isto ry k li­ te r a tu r y okresu W yka n a ty c h m ia st typologicznie ustalił m iejsce Wacława m iędzy Dziadami a Kordianem , ale przecież nie m ógł całkiem „zgubić” w rom antyzm ie au to ra, k tó ry m u się do tego stopnia spodobał. Stąd re ­ fleksja, że „N orw id m usiał czytać, i to uw ażnie, G arczyńskiego” , że trzeba to spostrzeżenie uczynić przedm iotem specjalnego stu d iu m porów naw cze­ go — nie dlatego, oczywiście (gdy znam y literack ie p referen cje Wyki), by G arczyńskim um ocnić h isto ry czno literack ą pozycję N orw ida, lecz by ew en tu aln ą N orw idow ską ak cep tacją sobie sam em u um ocnić i uzasad­ nić w ysoką w ycenę G arczyńskiego 14.

P rzy k ład G arczyńskiego, nagłego nowego w idzenia G arczyńskiego, w skazuje, ja k b ardzo W yka nie był h isto ryczn oliterack im d o ktryn erem , jak okazał się zdolny do en tuzjazm u, jak n iebyw ale bezpośredni

sto-12 Ibidem, s. 10.

13 Duża waga, jaką przypisał scenicznem u sprawdzeniu tekstu, jest czymś dla Wyki charakterystycznym — przypominam sobie liczne z nim na ten tem at dy­ skusje, naw et polemiki, gdyż na mój tradycjonalistyczny w obec teatru gust Wyka przeceniał interpretacyjne m ożliwości reżyserów i aktorów.

14 Opieram się w tym m iejscu tak na zapam iętanych rozmowach z K. Wyką po prapremierze W acła wa dzie jó w, jak też na łaskaw ie udostępnionym mi jego liście do A. Hanuszkiewicza, tyczącym się problem atyki teeo utworu.

(11)

sunek m iał ten badacz do p rzed m io tu b a d a ń — sy tu a c ja w w y p ad k u profesjonalistów n iezb y t częsta. Że ta k w łaśnie było, że n aw et w dosko­ nale sobie znanych utw o rach p o tra fił z d u m ą o dkryw cy i zachw ytem am ato ra pokazyw ać godne tego piękności, n a to dw a tom y studiów o Panu Tadeuszu d ostarczają dokum en tacji jakże o bfitej. Ale osobisty entu zjazm nie przychodził u W yki ta k znow u łatw o, bo pełna, z zachw ytem doko­ n yw ana akcep tacja jakiegoś te k s tu m ożliw a b y ła — n aw et u tego m iłoś­ nika szczegółu, a raczej: w łaśnie u tego m iłośnika szczegółu! — pod w a­ ru n k iem ak cep tacji głębszej, p rzy zgodzie n a pisarza, na jego praw dę. To potw ierdzenie, jeśli słuszne, zbliża n as do zasadniczego pola dw uznacznej batalii W yki z rom antyzm em . T łem i koniecznym podkładem w szy st­ kich np. in te rp re ta c y jn y c h gier i odkryw czej finezyjności wobec Pana Tadeusza była g en eraln a ak cep tacja postaw y autora. W yka ek sp liku je to w prost:

ponieważ zapobiegliwie i uważnie rządzi on całym m ateriałem twórczym, jaki nagromadził w pam ięci swojej i w poemacie. [...] ponieważ w stosunku do rzeczyw istości i życia całego w ykazuje pew ne cechy gospodarskie — rozwagę, poczucie konkretu, miłość i szacunek dla tworów natury i czło w iek a 15.

D latego W yka nazyw a a u to ra Pana Tadeusza „gospodarzem p o em atu ” , solidaryzuje się z nim , uznanie zaś w y kracza tu zdecydow anie poza in ­ te rp re ta c ję estetyczną, poza n a w e t d o d atn ie oceny ideowe — to już po­ czucie w spólnoty, podziw i ak cep tacja p ostaw y m oralnej. Do an ality cz­ nych w yw odów w ciągnięte są w szystkie potrzebn e katego rie n adrzędne, jak ro m an ty czny historyzm , ro m an ty czn a ludowość; pojęcie rom antycznego toku n arracy jn eg o jest podstaw ow e dla rozum ienia tego, co W yka nazyw a „k ształtem ” poem atu; M ickiewicz nie p rzestał być i w ty m stu d iu m naczelnym tw órcą polskiego ro m an ty zm u , a jedn ak: jako „gospodarza p o em atu ” czyby nam było wolno, czyby było stosow ne nazw ać go tout court rom antykiem ? Z p e rsp e k ty w y badaw czej i poznaw czo-m oralnej K azim ierza W yki — raczej nie.

Podobnie, acz na innej płaszczyźnie w ażności tekstów , było z pisa­ rzem , którego W yka cenił niezm iernie, zupełnie osobiście lubił, obracał frag m en tam i jego tek stó w n a w szy stk ie stro n y — podobnie było z F re ­ drą. W spólnym m ianow nikiem uznania, konsek w en tnej i program ow ej

obrony, w arto ściującej eksplikacji k ry ty c z n e j i osobistej czułości na s ty l F re d ry była, po pierw sze, osobowość in te le k tu a ln a tego pisarza, jego stosunek do św iata, z czym W yka b ardzo jakoś ładn ie kontakto w ał, a po d rugie i w ażniejsze, polskość F re d ry , ta polskość, o jakiej z innej okazji pisał, że m a ona „zaskakujące n iespodzianki” , „dziw aczne nieraz splo ty i p rze ro sty ”, b y tu je „pod zm ienianą m ask ą ”, jest, ja k u F re d ry , n a tu ra l­ nym sposobem istn ien ia 16. O tak im sto p n iu n atu raln ego , naiw nego

„po-15 K. W y k a , „Pan Tadeusz". T. 1. Warszawa 1963, s. „po-153.

(12)

-p o lsk u -p o -p ro stu -b y cia” u W yki nie było i m owy. Z byt był reflek sy jn y , z b y t był u h isto ryczn ion y od w n ętrza, zby t b y ł zaw odow ym badaczem świadom ości społecznej. Pisząc o sw ojej postaw ie, histo ry ka lite ra tu ry , stw ierdził bez k o k ieterii, a z p raw dziw ą troską:

Kiedy bow iem zjawisko tradycji i wyboru swego m iejsca w kulturze przestać traktować od strony form alno-opisowej, sprawa staje się poważna. * Wszystko, co powyżej napisano, to przecież seria uników przed zjawiskiem tak oczywistym jak powietrze: polskość i jej form y. Jaką wybrać? Jakiej zaufać? 17

To drugie p y ta n ie jest jeszcze w ażniejsze od pierwszego, w ażniejsze z osobistego p u n k tu w idzenia badacza: „jak iej zaufać” . W ty m tkw i spraw a batalii z rom anty zm em . Nie tylko, ale w w ażnym m iejscu jest i to: ja k zaufać ow ej n arodow ej egzaltacji i h ip ertro fii nie poddającej się racjonaln em u egzam inow i — ale też: w jak ie j m ierze m ożna odrzucić i przekreślić coś, co po p ro stu jest, otacza człow ieka „jak po w ietrze”, składa się przecież n a „zask ak u jącą n iespodziankę” i „dziw aczny p rze ro st” naszej zbiorow ej świadom ości. W yka nie chciał się zgodzić na kon­ statację, że tak je s t i koniec, bo ta k jest (ulubiony cy tat W yki ze „starego w e re d y k a ”, czyli F re d ry : „Jak o ś to będzie! F atalizm głupoty!”). I p y ta ­ nie strategiczne, o c h a ra k te rz e dla W yki, jak sądzę, arcyisto tny m , pytanie, jak zachować w łasn ą postaw ę racjonalizującego dystansu , nie tracąc poczucia łączności z tra d y c ją , z opiniam i obiegow ym i — ale i nie poddając się naciskowi. W racam y do przew odnika w czesnej młodości, do N orw ida, z acy tu jm y jeszcze jed n ą opinię o nim W yki, d ruk o w an ą w rok u 1948:

Samotny w swym w yrazie artystycznym sztukmistrz, samotny na tle poezji polskiej, przestaje nim być tutaj, gdzie spod bogatego zdobnictwa jego poezji przeziera postaw a moralna twórcy. Włącza się w stałą tradycję sztuki polskiej, dla której zawsze związki moralne z rzeczywistością były przewod­ nikiem 18.

N ależy się pow strzym ać od n ieta k tó w analogii pom iędzy oceną w iel­ kiego, uznaw anego tw ó rcy a sam ooceniającą jakoś, p o stu laty w n ą p rzy ­ m ia rk ą badacza do w łasnego już, osobistego id eału postaw y. Ale ocena ta jest jednak m odelow ą propozycją rozw iązania antynom ii sam otności i w spólnoty (antynom ii, dodajm y, jakże zakorzenionej w tra d y c ji ro ­ m antycznej), tkw i tu w każd y m razie jakiś sposób na zniesienie p rze ­ ciw ieństw a poprzez „zw iązek m o ra ln y z rzeczyw istością” . Sam otność, osobna własność sądów i poznania, tak! Ale w stały m poznaw czym — a więc, jeśli serio to trak to w ać, i m oraln y m — zw iązku z rzeczyw istością tra d y c ji i współczesności. S ystem ow e więc, rac jo n aln e m yślenie wobec w szystkich zjaw isk, także b a ła m u tn y c h pseudosystem ów , także wobec narodow ych dziwności.

P rz y próbie rozw ikłania sto su n k u W yki do rom an tyzm u, gd yby p ró b ę

17 Ibidem, s. 317.

(13)

tak ą podjąć w p ełnym rozm iarze, trzeb a by nade w szystko określić po­ z y ty w n y sto su n e k badacza do zjaw isk i tw órców z epoki ro m an tyzm u, ale takich, żeby p rzy m io tn ik „ ro m a n ty c z n y ” albo nie w ystarczał, albo był zgoła m ylny. A więc, przykładow o: F red ro , N orw id, ro m an tyczna nobili­ tacja g a tu n k o w a powieści, w znacznej m ierze Pan Tadeusz (co byłoby w yjaśnio ne do końca w trzeciej, n ieste ty nie napisanej części m o n um en ­ talnej m onografii). Poprzez zjaw isk a albo nie rom antyczne, albo nie ty lko ro m antyczn e, b y ograniczać, rozszczepiać, podw ażać jednoznaczność ro ­ m an ty z m u jak o ste re o ty p u świadom ości i m odelu ko nstruow anego e x post. W ysoce in stru k ty w n y m oże być w tej m ierze jeden z końcow ych fra g m en tó w znakom itego stu d iu m o ro m an ty czn y ch początkach polskiej powieści:

Cechą [...] głów ną rom antycznego pojm owania w szelkiej formy literackiej jest to, że artyście wolno stale, w e w szelakiej postaci interweniow ać w u tw o­ rze, naśw ietlać go ironią, liryzmem , wyrażać swój sąd przy pomocy dygresji — słowem , utw ór nie istnieje nigdy dla rom antyka w postaci tak obiektywnej, jak istniał dla klasyka. W ten sposób bowiem romantyk dokumentuje sw oje zerw anie z przepisami, uwydatnia na każdym kroku swoją swobodę twórczą. Jak gdyby obaw iał się podejrzeń o skrępowanie, stale czytelnikowi narzuca sw oją w olność, nie pamiętając, że taka wolność dopiero krępuje, ponieważ jest niepowtarzalna, niem ożliwa do przekazania, podczas gdy jedyną wolnością praw dziw ą jest rozsądna norma. Beniowski jako przykład romantycznego traktow ania form y najlepiej św iadczy o tej pozornej swobodzie 19.

Znow u w ięc kończy się Słow ackim , gdy szuka się p rzyk ładu n a n a j­ bardziej w naszej tra d y c ji ro m an ty czn y rom antyzm . W spom nijm y, co to S łow ackiem u p rzy p isał W yka w swej h isto ry czn o literackiej utopii, w W y ­ znaniach uduszonego. Ta uto p ia to p rzed n i żart, ale żartobliw y m ianow ­ n ik d o ty k a ta m jednako w szystkich, więc też m ożem y n aw et z pew n ym poznaw czym przybliżeniem zapytać, jak ie m iejsce w yznaczył Słow ackie­ m u W yka w tej h isto rii lite r a tu r y polskiej, k tó re j nie było. Dał się więc Słow acki przekonać m atce, że rodzim e p ow ietrze górskie będzie dobre na jego płuca, zam ieszkał pod T atram i, przeżył tam kilk a lat:

N iew iele już napisał. Garść liryków, które z perspektyw y oglądane, inau­ gurują w naszej literaturze symbolizm w jego odmianie podh alańskiej90.

Nie pisał, ale z pasją porządkow ał rzeczy już napisane. Pokończył w szystko, nie zostaw ił frag m en tó w i pom ysłów u rw any ch, w ykonał w iel­ ką filologiczną robotę nad w łasnym i tek stam i. J a k widać, surow o i b^z solid aryzow an ia się z o statn im i tw o ram i Słow ackiego pożartow ał z niego W yka. Aż n azb y t polonistycznie i w edle edytorskiego norm atyw izm u. Inaczej postąp ił z Mickiewiczem!

19 K. W y k a , Rom antyczna nobilitacja powieści. „Twórczość” 1946, z. 7/8,

s. 239.

20 K. W y k a , Wyznania uduszonego. Cyt. według: Ł o w y na kryteria. Warszawa 1965, s. 128.

(14)

M ickiewicz nie złam ał pióra. Nie spo tk ał nig d y A nd rzeja Tow iańskie- go. W nie opublikow anej, ale zachow anej puściźnie po nim odnalazł się d rugi tom Pana Tadeusza, balzakow ski i gorzki, od tego drugiego Pana Tadeusza zaczął się polski realizm k ry ty czn y , nie zaś od płodów do- m ato rsk ich i zaściankow ych. Owszem, napisał też M ickiewicz „sceny po­ w stańcze” , jak o dalszy ciąg Dziadów. Raczej „ rep o rtaż dram atu rg iczn y aniżeli kom pozycję sam odzielną” . Rzecz u d erzająca auten ty zm em do­ k u m en tacji, ale nic W yka nie w spom ina, żeby się z tej k o n ty n u acji Dzia­ dów coś nowego w dalszym biegu lite ra tu ry w y k lu ło 21. Z rac ji tych dw u tak blisk ich w czasie, a ta k na pozór odległych kierunków M ickie­ wiczow skiego tw orzenia jak Dziady i Pan Tadeusz — przyp om n ijm y w yznanie, zupełnie w poetyce lirycznej szczerości u trzym an e, pomieszczo­ ne przez W ykę w jego n ajobszerniejszej w dziejach polonistyki książce 0 Pa nu Tadeuszu. W yka przytoczył sąd K lein era u jm u jący w ielorakie piękności M ickiewiczowskiego poem atu fo rm u łą tak ą: „Rów nie w ielki jest tu m gotycki i P arte n o n , M ozart i B eethoven, R afael i M ichelangelo” — tej w szechogarniającej w yrozum iałości W yka po k ilk u stronicach się sprzeciw ia:

Co począć, jeśli nie umiem się oświadczać jednocześnie po stronie Mo­ zarta i jednocześnie po stronie Beethovena. Przyparty zaś do muru i zmu­ szony do wyboru, zawsze wybiorę M ozarta22.

D użej k lasy w yznanie! Tylko n iby o rozrzucie piękności w Panu Ta­ deuszu, ale p refero w an ie M ozarta n ad B eethovena św iadczy chyba nie­ zbicie, że bliższy był W yce Pan Tadeusz od Dziadów — chociaż to w łaś­ nie w Dziadach pojaw ia się m uzyka M ozarta...

W żarto b liw ie w yp ro sto w anej z błędów h isto rii lite ra tu ry polskiej inaczej niż M ickiewicz, inaczej niż Słow acki — w y p ad ł Norwid. N orw id zrobił k a rie rę św iatow ą. Jak o anonim , p rzetłu m aczo ny na język angielski. K u n szt in te le k tu a ln y tego poety podjął B audelaire, tłum acząc go na fran cu sk i. D opiero potem przyszedł triu m f w Polsce 23.

Ja k ż e to ch arak tery sty czn e, że W yka, w ielki m iłośnik szczegółów 1 rodzim ości, zupełnie jak ro m a n ty cy łączył w sobie k u lt „starożytności k ra jo w y c h ” z tęsk n o tam i uniw ersalistycznym i, że był z Krzeszowic, z K ra k o w a i z Europy. Przecież w spom nianej przed chw ilą reflek sji o M ozarcie i B eethovenie badacz nie pom ieściłby w p rac y naukow ej, jeśli­ by ^nie pulsow ała w n im ro m an tyczn a z p ro w en ien cji energia sty listy cz­ na, skłonność do d yg resji i do ironicznych dyw agacji.

A W yka epistulograf! K tóż teraz tak i ty le p isu je listów, ty le w k ła­ d ając w nie w łasnej osoby... Znow u tro p y ro m an ty czn y ch przodków . Bo to nie M ickiewicz, rozw ażny gospodarz pióra, ale Słowacki, ale przede

21 Ibid em , s. 126—128.

22 W y k a , „Pan Tadeusz”, t. 1, s. 9, 11.

2* Zob. W y k a , Wyznania uduszonego, s. 129—130.

(15)

w szystkim K rasiń sk i, którego W yka podziw iał i w ynosił w ysoko w łaśnie jako niestru d zo neg o m istrza korespondencji, (ψ ο ό εο ulubionego F red ry po w ielokroć p o w ta rz a n y żal, że tak m ało pisał listów.) W jed n ej z póź­ n ych prac, n ib y d ro b nej, a z jakim że uczuciem dokonanej, gdy W yka szedł śladam i swego p o ety po swoim m ieście — N orw id w K rakow ie — n a jw y ra ź n ie j znać przeosobliw ą paralelę m iędzy robotą pilnego filologa i k o m p a ra ty sty a ro m an ty czn y m w zorem podróży krajoznaw czej w po­ szuk iw aniu rodzim ych p am iątek 24. Ale je st w tej p iękn ej ro zpraw ie przy­ toczona k o n tro w ersja m iędzy W iktorem a L u dm irem z Pana Jowialskiego, k o n tro w ersja tycząca się d w u program ów tak iej uczonej podróży, dw u sposobów p a trz en ia n a św iat: jed en każe oglądać zam ki, pierw o tn ą na­ tu rę i w szelakie wzniosłości, chociażby w im aginacji, d rug i p ro g ram p rze­ w id u je p recy zy jn ą obserw ację tego, co się w rzeczy sam ej widzi, cho­ ciażby to była całkiem realisty czn a przyziem ność 25. Za k im był w tym sporze W yka, o ty m m ów i n ajlepiej sam a praca.

Tak. D aleko W yka odszedł od „ro m an ty czn ych ” — jak je kiedyś n a ­ zw ał — „uniesień i w m ów ień”. R om antyzm i jego tra d y c ja , jako zw arta fo rm u ła poglądu n a św iat, to była dla niego zaiste „ziem ia u tra c o n a ”. N a zawsze. I jako s tra te g h istorii k u ltu ry w iedział on o ty m doskonale. Ale — posłużm y się faw o ry tn ą W yki m etafo ry k ą batalisty czn ą — jako ta k ty k w ojow ał dalej o sk raw k i chociażby ro m anty czn ej w ielkiej ziemi, ja k d b a ły o dobro k lie n ta adw okat procesow ał się o p raw a do dziedzictwa. Spośród czterech najpow ażniejszych, przez n ag łą śm ierć p rzerw anych, o sta tn ic h najpow ażn iejszy ch zam ierzeń badaw czych K azim ierza W yki (czy tylko badaw czych? nie w p ro fesjo n aln y ch tylko term in a c h w ypada to nazyw ać) aż trz y tk w iły w cen traln y ch m iejscach dziedzictw a ro m an­ tycznego.

24 K. W y k a , N o rw id w Krakowie. Szkic naukowopopularny. ,,Pam iętnik L i­ teracki” 1967, z. 2. Wersja książkowa: Norw id w K rakowie . Kraków 1967.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Analiza funkcji krytyki artystycznej wskazuje drogi, na jakich nale ­ ży poszukiwać wartości sztuki, przy czym na wartość dzieła nie składa się tylko to, co da się w

Następnie uczniowie pracują w parach i wymieniają się informacjami na temat wybranego przez siebie kursu, pytają partnera o zalety kursu, powody, dla których wybrali akurat

Makarewicz już takich wątpliwości nie miał, stwierdzając stanowczo, że kwestie reglamentacji prostytucji należy pozostawić prawu administracyjnemu, a jej

Zastanów się nad tym tematem i odpowiedz „czy akceptuję siebie takim jakim jestem”?. „Akceptować siebie to być po swojej stronie, być

Ten nowy trend eksperci, zajmujący się edukacją, określili mianem lifelong learning (LLL) – czyli uczeniem się przez całe życie.. postawiła tezę, że: „każdy człowiek ma

It has been shown that one can accurately determine the pyroelectric coe fficient of materials by applying a simple dig- ital signal processing method on the discrete sampled

It is described how new safety standards – in the form of a target failure probability – have been derived on the basis of nationwide flood risk assessments which taken into

Wzywamy wszystkich towarzyszy i sympatyków do wstępowania do Legionów, do popierania czynem i słowem na każdym kroku ich pracy i do tern skwapliwszego skupienia się około