Krzysztof Okopień
Czytanie filozofii
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5-6 (35-36), 180-189
Krzysztof Okopień
A ktyw ność ku sobie zwrócona
Czytanie filozofii
Filozofia (użyjm y tu — dla in nych celów stw orzonego — sform ułow ania Lukacsa) p ro d uk u je sw ojego producenta. Nie jest ona w sobie zakorzeniona, istn ieje w ew n ątrz „form le k tu ry ”, ale sam a za pojaw ienie się ow ych form odpowiada. Filozofia p y ta o siebie, ale nie jako byt-w -sobie, lecz o tyle, o ile będzie należeć do nas, o ile będzie naszą aktyw nością — będzie aktyw nością ku sobie zwróconą, gdyż każdy z nas je st — jak wiadom o — „obecnością wobec siebie” . Ale jesteśm y tacy je d y n ie ze w zględu n a p u n k t obserw acyjny, k tó ry nam przypadł w udziale, ze w zględu n a m iejsce, w k tó ry m nas h isto ria filozofii usytuow ała. J e s t to m iejsce czy — ja k pow iada Pascal — kraniec, „do którego dochodzą w ielkie dusze, które przebiegłszy w szyst ko, co ludzie m ogą wiedzieć, uznają, że nie w iedzą nic i z n a jd u ją się w takiej sam ej niew iedzy, z któ rej wyszły, ale je st to niew iedza uczona, k tó ra zna sam ą sieb ie” .
Ruch bowiem, w k tó ry m um ieszczeni jesteśm y, za d a je kłam nadziejom K artezjusza, iż w ychodząc od p raw d y pierw szej i niew ątpliw ej, rozciągnąć m oże m y nasze w ładztw o n a system praw d pochodnych,
1 8 1 C Z Y T A N IE F I L O Z O F I I
n a cały zakres idei naszem u sądzeniu dostęp ny i tym sam ym zaktualizow ać naszą esencję jak o b y tu powo łanego do w łaściw ych sobie zadań poznaw czych i — w ostatecznej persp ek ty w ie — znieruchom ieć. Ruch filozofii to ru ch Pascalow ski (czy też S okratejski): w ątp ien ie nie rozpoczyna go, lecz kończy. Innym i słow y: n ie m a on końca. Sam ow iedza to nie praw da pierw sza — jak m ów i R icoeur — „rów nie a b stra k c y jn a i p u sta ja k n ieo d p a rta ” . Sam ow iedza zakła d a jak o niezbędny swój w a ru n e k całą w iedzę, całe u n iw ersu m explicite dokonanych rozstrzygnięć i stw ierdzeń , w szystkie efek ty p racy rozum u, k tó re d o daw ane do siebie nie utw o rzą żadnej całości spój nej i rozum nej, nie podlegają tak iej addytyw nej k um ulacji, n ie n a w a rstw ia ją się zgodnie z system o w ą architekto niką.
Filozofia — to n ie budow la, ani też żaden budow la n y szkielet, to n ie krystalizu jący się kry ształ; nie istn ie je — w przedlek tu row ej postaci — n a kształt Ingardenow skiego schem atu dzieła językow ego, sche m a tu gotow ego i oczekującego jed y n ie n a inten cjo n a ln e zaktualizow anie. Ż aden z nas — odbiorców te k stó w filozoficznych — n ie jest b iern y m m edium , przez k tó re przedm ioty w przód założone m iałyby n a b ierać ciała. Ż aden z nas n ie je st em piryczną tylko postacią w p rzęgn iętą w służbę obcej m u teologii. Ż aden z n as nie je st — w ścisłym tego słow a sen sie — odbiorcą. Czytać bowiem, to nie odbierać i ak tualizow ać w iernie, cnota k a rd y n a ln a czytelnika, to n ie sum ienność.
Służyć rozstrzygnięciom filozoficznym sw ą sum ien nością to — jed y n ie — być rew elato rem ich po w ierzchniow ej niekoherencji, a w ięc ostatecznie nie filozofii służyć, lecz — przeciw nie — zdrow orozsąd kow ej logice. C zytanie sum ienne lo k uje rozstrzyg nięcia filozofii w obiektyw nym u n iw ersum roz strzygnięć, m iędzy k tórym i m iałyby jakow eś logicz- n o -stru k tu ra ln e związki zachodzić. Stąd najbardziej su m ienny m i czytelnikam i filozofii są logicy, którzy
Filozofia nie istn ieje w przedlektu rowej postaci
K R Z Y S Z T O F Ο Κ Ο Ρ Ι Ε Ι ΐ 1 8 2
M iłośnicy obiektyw nych relacji
uznać ją m uszą za syn tak ty czn ie poroniony tw ór, niegodny jak iejk o lw iek in te rp re ta c ji sem anty czn ej. Nic dziw nego zatem , że m iłośnicy o biek ty w n y ch r e lacji (relacji dw ojakiego ro dzaju: stru k tu ra ln y c h i referencjalnych), którzy by chcieli im sw ą p ra k ty k ą czytelniczą służyć, nie ta ją swojego rozczaro w ania. Z n a jd u ją w uniw ersum tek stów filozoficz n y ch jed y n ie niew yraźne jakieś m iejsca k ry sta liz a cji, odosobnione poletka in ordine geom etrico u p ra w iane, a to też w sposób dyletancki; w e w n ętrzn y zaś chaos, jak i w ow ym u n iw ersu m pan uje, spraw ia, iż tru d n o by dla filozofii poszukiw ać m odelu w n a szym świecie, czy też w jakim kolw iek z nieskończe nie w ielu św iatów m ożliwych.
Czy jed n ak fiasko ow ych poszukiw ań każe nam — o ile zajm ujem y się filozofią — filozofię porzucić, czy też raczej porzucić koncepcję św iata jak o o b ra zu (żeby użyć H eideggerow skiego term in u), św iata jak o m odelu dającego się zobrazow ać? Ś w iat ów od pow iada operacjom m atem atycznie ufundow anego przyrodoznaw stw a, a ogólniej: w szelkiego m yślenia, dla którego m ow a to „czysty rac h u n e k ” w ym ag ający „em pirycznej in te rp re ta c ji” . In te rp re ta c ja ta k a to p ro cedura, w której relacje składniow e zo stają rzu to w an e n a św iat. T ak więc w aru n k iem u p rzedm io to w ienia św iata je s t uprzedm iotow ienie m owy. U przed m iotow ienie tak ie to nic innego niż owo su m ien ne czytanie obiektyw izujące m ow ę jak o przedm iot, jako teorię, jako zew nętrzne pole rozstrzygnięć; czy tanie, w k tó ry m czytelnik chce służyć obiek ty w n y m relacjom , chce um rzeć, roztopić się w składni i s e m antyce, zapom inając o ty m fu n d am e n ta ln y m „ u re - lac y jn ie n iu ” , k tó re rodzi się z jego obecności. D opiero filozofia dom aga się przezw yciężenia ow ych alienujących norm lek tu ry w ytw orzonych w e w n ątrz scjentystycznej trad ycji. D opiero filozofia dom aga się czytelnika: tego, kto przystąpiw szy d o niej, sam odnajdzie się w jej w nętrzu, kto pow ta rzając za n ią jej rozstrzygnięcia, w eźm ie je n a
sie-183 C Z Y T A N IE F I L O Z O F I I
bie, uczyni je sw oją spraw ą, a zatem zdesubstan- cjalizuje, odprzedm iotow i, um ieści w sferze zapyty w ania, w obszarze sam ow iedzy. Ale i — sym etrycz nie — ów b y t p y tający dom aga się filozofii jako swego pożyw ienia: gdyby jej nie przysw oił, jakże by mógł zapytać o siebie, gdyby nie był zaangażo w any w ty le — pow ierzchniow o — sprzecznych decyzji m etafizycznych, jakżeby mógł zapytać: „cóż to znaczy decydow ać” ?
R ozstrzygnięcia filozofii podlegają w ładzy w ą tp ie nia, ale nie byłoby to możliwe, gdyby sam e nie o tw iera ły przestrzeni, w k tó rej to w ątp ien ie m oże się zakorzenić. Rozstrzygnięcia filozofii nie są za tem wiążące, nie u nieru ch am iają nas w klatce sy ste m u, lecz są — w p ierw otn y m sensie tego słow a — m iarod ajne, gdyż zn ajd u je w nich sw ą m iarę po staw a, ja k ą wobec nich m ożem y zająć. Tak w ięc p o staw a ta — to nie k ap ry s subiektyw ności, to nie p u s ta igraszka niedow iarków , to nie jeszcze jeden z ekscesów błazna. Nie o g arn ia o na filozofii jak przychodząca z zew nątrz, z jak iejś obcej form acji k u ltu ro w e j ^czy postaw y życiowej zrodzona cho roba.
Filozofia — to dziedzina praw dziw ie sam orzutnej fenom enologii. Ś w iat przez filozofię kreow any tylko d latego poddany zostaje epoché, iż sam do niej dojrzał. Przezw yciężenie „natu raln eg o n astaw ien ia” , w któ ry m w ierzym y filozofii n a słow o — to proces historyczny, to h istoria filozofii sam ej.
H isto ria filozofii — to nie ru ch poziom y w yodręb niania, osw ajania i eksploracji coraz to now ych dziedzin przedm iotow ych, lecz ru ch pionow y auto reflek sji i sam ozw rotności, ruch sam okrytyki, ruch, k tó ry każe nam pożegnać się z naiw nością eksplo ra c y jn y c h zapałów, k tó ry staw ia pod znakiem zapy ta n ia (użyjm y słów H eideggera) „nieograniczoną po tęgę kalkulacji, p lanow ania i hodow li w szystkich rzeczy ” .
P o staw y fenom enologicznej epoché wobec roz
Sym etryczna akcja
K R Z Y S Z T O F O K O P I E f ï 184
Nie mylić obu postaw
Przypadkowy punkt w yjścia
strzygnięć filozofii nie należy m ylić z postaw ą scjentystycznych m alkontentów , którzy w olni od jakiejkolw iek z tym i rozstrzygnięciam i więzi, w y su w a ją w obec filozofii zarzut rów nający ją z w szela kim fan tazjotw órstw em . Otóż pam iętać trzeb a, iż zarzut tak i z w ew nątrz filozofii się dobyw a, tylko w ew n ątrz niej mógł się zrodzić, i tylk o w te d y za chowa sens, o ile w ew n ątrz filozoficznej p rak ty k i będzie funkcjonow ał jako jej im m an en tn a n eg aty w - ność, im m an en tn a zasada ruchu. Filozofia bow iem — dokładnie tak jak heglow ska idea — „staje się tylk o pouczeniem budującym , a n aw et ckliwym , jeśli b rak w niej powagi negatyw ności, jej bólu, cierpliw ości i p racy ” .
Skoro tw órca fenom enologii E dm und H usserl stw ie r dza, iż „pow szechna próba w ątp ien ia należy do dziedziny naszej całkow itej sw obody”, ty m sam ym w yrzeka się tra d y c ji Heglowskiej n a rzecz K a rte - zjańskiej — czyniąc rzeczyw istość przedm iotem su b iektyw nych eksperym entów m yślow ych, w e w n ątrz których w szelka „rozum ność” m usi dać się „w y k a zać” . Z p u n k tu w idzenia tra d y c ji Heglowskiej re dukcja fenom enologiczna w yraża — w ty m w y p ad ku — jed yn ie p rete n sje subiektyw ności, k tó ra rości sobie praw o do rek o n stru k cji uniw ersum w iedzy i swe uroszczenia za praw o u n iw ersaln e uznaje. H usserlow ska sam ow iedza pojaw ia się niczym Deus
e x machina, jak o obca rzeczyw istości zasada, k tó ra
m a um ożliw ić jej m etodyczne rozłożenie i sk o n stru ow anie n a nowo. U kształtow ania „św iata n a tu ra l nego” nie dom agają się przecież tego, by uznać je za efekt produktyw ności ego transcendentalnego. Nie są one innobytem podmiotowości, k tó ry musi zostać przez nią w chłonięty, nie są alienacją, k tó ra m usi zostać przezwyciężona, zapowiedź po jednania je st w nich nieobecna, żadna konieczność nie jest w nich założona. U kształtow ania „św iata n a tu ra l nego” są przypadkow e, tak jak przypadkow y jest p u n k t w yjścia — skoro rozpoczynam y od tego, co
185 C Z Y T A N I E F I L O Z O F I I
w n atu ra ln y m n asta w ie n iu dane, skoro — jako feno menologowie — jesteśm y anty -spek u latyw ni.
J a k wiadom o, grzech głów ny w szelkiego badania spekulatyw nego n a ty m polega, iż m odeluje ono rze czywistość histo ry czn ą tak, aby uzasadnić rzeczy wistość w łasnego w niej pojaw ienia się i w łasnego m yślenia; a zatem m ając n a względzie siebie, za przepaszcza ono w szystko inne; innym i słow y (jak pow iada M arks) „może sobie rzeczyw iście coś w y obrażać, nie w yobrażając sobie nic rzeczyw istego” . Jednakow oż jeszcze sm u tn iejszy los zagraża bada n iu anty -sp ek u laty w n em u , które up raw iając ku lt tego, co zastane, m oże samo siebie skazać n a nie- rzeczywistość, skoro sam o nie będzie z tego co p rze zeń napo tkane w yn ikać — niechęć b ad ania do rze czywistości jest przecież odw zajem niana.
T ak też „św iat n a tu ra ln y ” organicznie niechętny je s t fenom enologii.
„Ś w iat n a tu ra ln y ” je st korelatem owego „w y jaśnia jącego przed staw ien ia” (o k tó ry m pisze H eidegger w Czasie światoobrazu). P rzedstaw ianie owo anga żuje n a swój u ży tek narzędzia językow e, dzięki cze m u może opisow o ująć swój przedm iot, przypisując m u stosow ne określoności — uprzedm iotow ić. F e nom enologia, porzucając „ n a tu raln e n astaw ien ie” — program ow o — w yzw ala się od przedm iotów , zaj m ując się sposobem ich zjaw iania się (w p ro g ra m ie H usserlo w sk im : świadom ością jak o sposobem ich zjaw iania się). Jednakow oż fenom enologia ska zana jest n a zapoznanie w łasnego program u, jeśli jako dyscyplina opisow a będzie — z konieczności — przedstaw iać świadomość, staw iać ją przed oczyma ja k o ’ szczególnego rod zaju przedm iot. Z jaw ianie się przedm iotów nie-św iadom ościow ych i zarazem zni k anie świadom ości jak o p rzedm iotu nie daje się przecież za pom ocą narzędzi opisow ych przem yśleć. Skoro — za H usserlem — sięgam y po te n a rz ę dzia — w przód zakładam y przedm ioty opisu, u rą gając ty m sam ym fenom enologicznej
K R Z Y S Z T O F O K O P IE Ń 186
wości. P rzy jm u jem y m ądrość udostępniającego n a m św iat języka, zapom inając, że to św iadom ość i ty lk o świadom ość m a być „źródłem w szelkiej rozum ności i nierozum ności, w szelkiego u p raw n ie n ia i n ie- upraw nienia, w szelkiej realności i fikcji, w szelkiej w artości i bezwartościow ości, w szelkiego godnego czynu i haniebnego p o stęp k u ”.
Fenom enologia H usserlow ska m usi zatem p rzejść przez sferę in stru m entó w , któ re a lie n u ją jej zam ysł, przekształcają go w e w łasne przeciw ieństw o. H isto ria, k tó ra w y tw o rzyła „św iat n a tu ra ln y ”, w y tw o rzy ła tym sam ym owo in stru m e n ta riu m pojęciow e, s k u tecznie odrzeczyw istniające fenom enologiczne pro ce d u ry ; zepchnięte one zostają w sfe rę uroszczeń n a zbyt zadufanej w sobie subiektyw ności, k tó ra o w ła snej historyczności zapom ina.
T ak oto i h isto rii należy przyznać moc k o n sty tu o w ania, to ona je s t „źródłem rozum ności” , skoro w y tw o rzy ła system y arty k u lacy jn e, bez k tó ry c h żadna w iedza nie m ogłaby się w y arty k u ło w ać i dojść do głosu. S tąd fenom enolog m a być jej św iadkiem i uczestnikiem : je s t jej posłuszny, jeśli ju ż pow ołała go do uczestnictw a, ale słuchając n ie tk w i biern ie w jej nurcie, lecz je st jej anim atorem , k tó ry w yd o byw a jej sens i jedność.
H istoria ow a to — przede w szystkim i p ierw o tn ie —
Historia innego histo ria filozofii. To filozofia bow iem uczy nas „ in -
czytama nego czy tan ia” , to ona pozw ala n am — n a nowo — słuchać, pozw ala n a — praw dziw e — słuchan ie s łu chania. To filozofia zatem pozw ala n am odnaleźć siebie: jej w ew n ętrzn a konfliktow ość dom aga się nie logiczno-rozsądkow ego, lecz dezalienacyjnego rozw iązania.
Skoro św iata nie sposób — ja k się okazu je — bez konfliktow o projektow ać, parcelow ać m iędzy po szczególne dyscypliny i upraw iać zgodnie z w y p ra cow aną przez nie m eto dy ką — pozostaje tę konflik towość zakorzenić w n atu rz e p ro jek to w an ia, um ieś cić w jego granicach, obciążyć nią sam ych pro jek to
-187 C Z Y T A N IE F I L O Z O F I I
dawców. Filozofia zatem — jeśli jej w ysłuchać — uczy n as m ów ić: poznajem y ludzkie możliwości a rty kułacy j ne, ta k iż czynim y je w łasnym i m ożli wościami. Nie b y t w ięc poznajem y, ale zakres obcią żającej nas odpow iedzialności za niego. T ak więc ostatecznie o d najd u jem y siebie w uniw ersum zbu dow anym podług zasad H eideggerow skich : zn ajdu jem y, iż jesteśm y rzuceni nie w byt, ale w naszą w rażliw ość n a byt, że to n ie b y t — tak i jak i je s t — jest dla n a s granicą, ale nasz zm ysł filozoficzny, n a sza językow ość, że — ostatecznie — w e w n ątrz ję zyka — p ro jek tu jem y , ale zakresu sam ej języko- wości zaprojek tow ać nie możemy.
Jedność sw ą filozofia zaw dzięcza więc ty lk o nasze m u w niej zadom ow ieniu: nie żyjem y w śród zgiełku apelu jących do n a s ze w szystkich stron, a wciąż obcych n a m decyzji, ale w przestrzen i naszych w łas n ych możliwości, m ożliwości w ysłow ienia, w p rze strzeni, k tó ra je s t naszym w łaściw ym domem. H eidegger pisze: „M owa stw arza dopiero w ogóle możliwość przeb y w an ia w śród otw artości bytu. Tam tylko gdzie je s t m owa, je s t i św iat: stale zm ienia jące się m iejsce, gdzie zapad ają decyzje i pow stają dzieła, m iejsce czynu i odpowiedzialności, ale także sam ow oli i w rzaw y, u p ad k u i zam ieszania” .
Skoro filozofia je s t praw dziw ym m yśleniem m yśle nia, skoro p y ta o sam ą siebie, m usi być te d y zawsze ożyw iana przez naszą obecność, w jej c e n tru m m usi znajdow ać się ów byt, k tó rem u „chodzi o bycie p rzy to m n y m sam em u sobie” . K ażdy a k t m yślow y sy tu u je n a s w już założonej p rzestrzeni filozoficznej, w p rzestrzen i językow ości — tej zaś nie m ożna już — w p e łn i — przem yśleć, poniew aż je st ona bliższa nam niż to, co przem yśliw ane; je s t — ja k w iem y od H eideggera — w aru n k iem m yślenia, m ia rą tego, co m ożem y m yślow o napotkać. D latego też zw ień czeniem filozofii n ie je s t reflek sja zorganizow ana w edle re g u ł porządnego eksplikow ania, zwieńcze niem jej je s t czytelnik, którego sam ow iedza zawsze
Ożywiana przez naszą obecność
K R Z Y S Z T O F O K O P IE Ń 1 8 8
Zaprzeczenie i ujaw nienie ograniczoności
pozostaje nierozw inięta. Dlatego też filozofia nie m a zwieńczenia.
Szczególny więc „efekt filozoficzny” — to nie p ro d u k cja tak ich czy innych przedm iotów , ale w y tw o rzenie podm iotu, k tó ry może pytać, a zatem od przedm iotów ow ych się oczyścić. Je d n ak że dezalie- nacji fenom enologicznej nie należy m ylić z heglow ską, n ie należy jej utożsam iać z ow ą obłudną insce nizacją, o której pisał F euerbach: „M yślenie p rz e ciw staw ia sobie byt, ale w e w n ą trz siebie samego, i w ten sposób, bez trudności, znosi przeciw ieństw o b y tu w stosunku do siebie; albow iem b y t jako p rz e ciw ieństw o m yślenia w m yślen iu n ie jest niczym innym ja k m yślą je d y n ie ”. Otóż proces fenom eno logiczny n ie kończy się w tak i sposób, jak o że — jak pow iedzieliśm y — nie kończy się wcale. M yśle nie, k tóre pozostaje n a placu boju, m a bowiem sw o ją m iarę; m iarę, której n ie otrzym ało od siebie, m iarę, k tó ra je st św iadectw em jego przynależności do czegoś innego. I dopóki m u o to in n e będzie cho dzić, dopóty nie spocznie ono i n ie dostąpi sp ełn ie nia. Podm iot m yślący, oczyszczając się od przeciw staw ionej m u przedm iotowości, chce w ydobyć na
jaw sw oją nie-absolutność, skończoność i ograniczo ność, k tó ra jest w aru nkiem tego przeciw staw ienia. W ysiłkiem sw ym zaprzecza owej ograniczoności, ale zarazem m an ifestu je ją, nie m ogąc jej przekroczyć. Dlatego też słucha, a nie mówi, dlatego pyta, a nie odpowiada.
Filozofii zatem (w osobie jej czytelnika) chodzi o w łasną ograniczoność, ale pozostaje przecież w tym zainteresow aniu n ad al ograniczona — pod tym względem bliski jej je s t ideał H usserlow skiej czy stej świadomości stanow iącej całość, „w k tó rą nic nie może w targ nąć i z której nic nie może się w y m knąć, całość, k tó ra nie posiada żadnego przestrzen- no-czasow ego zew nętrza i sam a nie m oże się zn a leźć w ew n ątrz żadnego przestrzenno-czasow ego u k ła du, k tó ra od żadnej rzeczy nie m oże doznać
działa-189 C Z Y T A N IE F I L O Z O F I I
n ia przyczynow ego ani n a żadną rzecz takiego dzia n ia w y w ierać”.
Pasja filozoficzna to p asja poznania, k tóre byłoby m e konkluzyw ne, lecz reflek sy jn e; nie w ykraczające n a zew nątrz, lecz drążące w głąb; nie eks-, lecz en - -statyczn e (jak pow iada J e a n G uitton); nie obligu jące, lecz zw rócone k u sw em u w łasnem u zobligowa niu. Czyż jed n ak p asja ta może stać się praw dziw ie uniw ersalna? Czyż w szelka lud zka p rak ty k a in telek tu aln a m oże stać się fenom enologiczna, w szelka arty k u lacja — podszyta — w tej sam ej m ierze — pytaniem o w ła sn ą możliwość?
Miejsca, w k tó ry ch zainicjow ane zostaje owo feno m enologiczne zapytyw anie, w y d a ją się m iejscam i, w których p o w stają płody m yślow e poronione z ja kiegokolwiek in stru m e n ta ln e g o p u n k tu w idzenia. T ak oto w erze „śm ierci sz tu k i” sztuk a przestaje służyć czem ukolw iek i zajm uje się „badaniem w łas nego języ k a” (i s ta je się praw dziw ie filozoficzna). Tak oto z chw ilą stw ierdzen ia definityw nej n ie- użyteczności w szelakiego m etafizykow ania zyskuje ono godność w yższą p raw dziw ie samocelowej dzia łalności. Tak oto rozszerzają się granice „państw a celów ”, ale są to — rzecz p ro sta — cele nie „czło w ieka totaln eg o ” , lecz organu, k tó ry odm aw ia h a r m onijnej w spółpracy z resztą ludzkiego u stro ju. Fi lozofow anie bow iem z n a tu ry swej odznacza się ow ym im perializm em absolutnym , stw a rz a w ięc wciąż odn aw iającą się okazję, iżby bezskutecznie p o w tarzać przyk azan ie L udw ika F eu erbacha: „Nie chciej być * filozofem w odróżnieniu od człow ieka; bądź jedy nie m y ślą cy m c zło w iekiem ”.
Godność sam ocelowej działalności