• Nie Znaleziono Wyników

Żółta Mucha Tse-Tse. R. 1, nr 22 (25 września 1929)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Żółta Mucha Tse-Tse. R. 1, nr 22 (25 września 1929)"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

N r. 2 2 Rok I

MUCHAT T @ aLTA @

Numer poświęcony „Ojcu Zadżumionych”

c z y l i z m o d e r n i z o w a n e j p o e z j i

O o W i G R ł / * ^ -/TR«

(2)

2 Ż Ó Ł T A M U C H A

4J6 -2 D y B ‘2

« N£ -o O (0

v> >

cON S U3 3O O >»

>> U3

■*- O ° 3

"O tpj

4)

O

• N

o o 7? bo

’ kÓ

?-N3

•N-O(U

CK

O j c i e c z a

1

Trzy razy wiosna zmieniła bieg złoty, Jak tu „sanacja" rozbiła namioty.

Maleńkie bebe karmiła mi żona;

Prócz tego BB dziewięć dromaderów Bardzo rasowych, z Konserwy frajerów, Pasło się codzień z jej mlecznego łona.

(0s N O

U

*5*

<0

•»a NV ca

A wieczór wszystko to się kładło wiankiem, Zwłas cza ci, którzy się Sławka nie bali,—

Mleko prystorskie popijali dzbankiem,

„Modną zabawką" się spół zabawiali.

Sanacja losy wyborów — ważyła.

ż u m i o n y c h

w ed łu g J . Słowackiego 2

O! była to więc piekielna godzina, Kiedy wybuchła owa fajdanina.

Ach, jak ja tego Gabrjela strzegłem!

Pierwszy już w sejmie wystąpił znak drobny...

Niktby nie dostrzegł, — ja zaraz dostrzegłem...

On do tamtego stawał się podobny, « Stawał się, jak ów trup pierworodzony,

Z czarnego biały, z białego czerwony.

Patrzę! Liberman słów wyrzuca krocie.

Więc zawołałem: „Kij będzie w robocie!"

I pochwyciwszy mocną ręką rządy, Bartla wysłałem pomiędzy wielbłądy, By się raz w życiu obmył chociaż pianą I by nie „sypał"... w Trybunnale Stanu...

o CK

OXI (X

<M XI<

H

CK<

iK

<

o ‘5

■s

>1 T3-N

w

4-»4Z cak.

o S4

3C

<D

k.O,

.<D

’35

O, niewiadoma ta pustka nikomu, Która się w duszy mojej dziś zamyka!

Wracam za miasto, do mojego domu.

W dziedzińcu moim pomarańcza dzika Zapyta: Dziadku!: Gdzie są twoje dziatki?

W dziedzińcu moim pomajowe kwiatki Oplotły szczelnie wszystkie domu mury.

Potem błękitne, łazienkowskie chmury O dno mnie oka spytają zbadane...

...Wszystko to, wszystko dzisiaj pogrzebane, Kędy sejmowa kopulasta strzecha

Promienistemu słońcu się uśmiecha...

Przy Gabrjelu czuwaliśmy bliscy:

Sławek z Prystorem, na kolanach wszyscy.

Ściskałem pięści i wołałem głośno, Aby Sejm umarł, aby się nie rodził.!

A tam, nad palmy, z twarzą nielitośną Liberman blady z Wyrzykowskim wschodził.

X?«ak.

<

u<

CKH CO Z s

a<

Przybyłem. Namiot rozbiłem na piasku.

Wieniawy moje cicho się pokładły;

BB, jak mały aniołek z obrazku, Karmiło wendy, a robaczki jadły...

Zdała najmłodsza przybyła dziewczyna, Aż z Ameryki... luba Forsalina;

Przyszła do ognia i, stanąwszy z boku,.

Forsą, się śmiejąc, trysnęła na braci.

Najstarszy, z ogniem zapalczywym w oku,.

Wstał i dolary chwycił w drżące dłonie I rzekł: —„Rachunek mam w Oazie płacić, Chcę forsy, jak bies, bo ogień mam w łonie!"1 1 wpił się w budżet niepohamowany...

Potem na twarzy się zrobił miedziany, Siny, czerwony, oddychał goręcej 1 wziął trzydzieści i osiem tysięcy.

A od tej sprawy i od tej boleści Wciąż prasa pisze całe dni czterdzieści.

3 Z założonemi na piersi rękoma Siadła Sanacja cicha, nieruchoma,

W kącie namiotu, żółta, niby z drewna.

BB — dziecina stała się zaś rzewna, Bo mleko matki zaczęło wysychać 1 o subsydja wciąż było płacz słychać...

A od tej chwili i od tej boleści Pisali o nim w prasie dni czterdzieści.

Wszystko, co miało tylko twarz człowieka, Jęło sanację omijać zdaleka.

Namiot mój: — wendy go siecią oprzędły, — Płótna na rosie poczerniały, zwiędły

I podarły się, a lekko napięte

Były, jak spodnie, z nóg Wieniawy zdjęte...

Zarazę było znać na tym namiocie;

I nawet neo— sanatorów krocie, Co zlatywały się tu już od brzasku Zbierać odpadki i kąpać się w blasku, Odkąd Olpińskich zaczęło ubywać, Po żer przestały się wszystkie zlatywać.

Czy odstraszyło je podarte płótno Namiotu mego? Czy sanacja — biedna?

(3)

Z P a n a T a d e u s z a

K s ię g a I

W edług A. M ickiewicza Wtem brząknął w tabakierę złotą podkomorzy I rzekł: Mój sędzio, przecież już nie będzie gorzej, Boć oto urwipołcie z pod przeróżnych gajów

Wtargnęły do nas hordą, gorszą od Nogajów, Prześladując w Ojczyźnie Boga, przodków wiarę, Prawa i obyczaje, nawet suknie stare.

Gdzie spojrzeć, wszędzie pełno wyżółkłych młokosów, W maciejówkach partyjnych, drących w górę nosów, Opatrzonych w broszurki i różne gazety,

Głoszących nową wiarę, prawa, toalety.

1 ma nad umysłami wielką moc ta tłuszcza, Bo Pan Bóg, kiedy karę na naród przypuszcza, Odbiera naprzód rozum od obywateli,

Aby mędrsi silniejszym oprzeć się nie śmieli.

I zląkł się jej, jak dżum y jakiejś cały naród, Czując wewnątrz rosnący sanacyjny zaród.

Krzyczano na sanację, a brano z niej wzory.

Zmieniano przekonania, przyjaciół, osoby, Byle tylko się dostać tam, gdzie pełne żłoby.

Była to maskarada, zapustna swawola, Po której rychło przyszła głupoty niewola.

I długo trwał kraj cały w popielcowym poście,—

— Nim w rzece utonęło, — co stało na moście.

H enryk St. H art en.

N a s tę p n y n u m e r

„ Ż Ó Ł T E J M U C H Y ”

p o ś w ię c o n y b ę d z ie

M ę ż c z y ź n i e

— Nie pszyszła więcej z tych brygad — ni jedna...

Spostrzegłem to — i było mi smutno..., Forsa — zaraza, ach, to rzecz okrutna, Zaczynasz własnych braci niepoznawać...

Potem ogień pali, i dłonie goreją...

Ach, ja tak moich widziałem kilkoro...

Dziś — oto kilka wielbłądów podróżnych...

A na nich — patrzaj, tyle juków próżnych...

1 nie zostało mi nic, oprócz doga,

Z miasta za Pragę, — tamtędy mi droga...

A od tej chwili i od tej boleści,

Prasa pisała znów przez dni czterdzieści...

G a le r ja z a d ż u m io n y c h

O to galerja zadżumionych, Popatrzcie, co za typy!

(Była obawa, że w drukarni Połamią linotypy).

Tu maszynami doktór liski Polewa kurz uliczny,

■Zadżumia miasto tumanami, Nadając wygląd śliczny.

Tu oto postać wszędzie znana, Toć to sam pan Korfanty, Co patryoty szyld przybiwszy, Przeróżne robił kanty.

Ten z długim nosem, to Wincenty Co tak Dojlidy doił,

Bywał premjerem, ale teraz Się wreszcie uspokoił.

Tu była postać, lecz zginęła:

Znać się na śmierć zadżumił,

A może się gdzie sprytnie schował, Nikt znaleźć go nie umie.

Ow aż dwie góry ma w nazwisku, Znać brzydkie robił kanty,

Wyleli go za niepłacone Te loteryjne fanty.

W galerji jeszce wiele było Tych typków zadżumionych, Lecz—że się psuły—smród ulatał Z okazów na wsze^strony.

Kto chce zobaczyć, niechaj spieszy, Bo reszta też się psuje,

Niebawem wszystko na szmelc pójdzie, Zbiór się już rozlatuje.

EMEK.

P r a w d a o C ie c h o c in k u

Doszło do naszej wiadomości, jakoby w Ciecho­

cinku w sezonie kąpało się 100% żydów.

Po sprawdzeniu tej wiadomości przez naszego korespondenta, okazało się, że to nie prawda: Bawiło w Ciechocinku zaledwie 30% żydów, resztę zaś stano­

wiły żydówki.

-<

CD O

o2

os

p3 rt oO"

r.ś .

S’

o.p

3IZI

5Tf?'

i

* 5

H O

a

£ Ź !

3

£ . ► <

a ’

o z ;

0 - z-*00

>

£ C O

4 ^

«• .£. O£-O>

< o o p a cr 3 ® o 3 „ 3 zr o -

p cr n o c srj; są,p 3 2 <*) m g c.

o cr o

** p cr o- » t a o n a

n o p i zr 3

N

gcr o.

3o

N*

3 P

(4)

6 Ż Ó Ł T A M U C H A

T E L E W I Z J A

Wszystkim, którzy zwiedzali PW Kę, wiadomo, że jednym z pawilonów o największej frekwencji, był pawilon Kolejnictwa, a w nim dyskretnie, za kotarą ukryty kącik, gdzie demonstrowano najnowszy „cud“, ostatni wyna­

lazek genjasza ludzkiego, — telewizję, czyli fotografję na odległość. Publiczność tłoczyła się tam bez ustan­

ku, cierpliwie wyczekując w ogonkach, by choć na chwilę dostać się do tego sanktuarjum i... na własne oczy przekonać się, źe „taki wynalazek naprawdę istnieje" i jest „wcale, wcale ciekawy".

Jednak najdłużej i najwytrwalej stał przed owym wynalazkiem , lub, ściślej mówiąc, w owym kąciku nasz współpracownik. Nie chęć dostania się przed aparat, ani też zobaczenia i poznania „sensacyjnej nowości"

trzymała go na tern miejscu. Główną atrakcją były w r a ż e n ia in n ych , które na tem stanowisku w prost u źródła łapał na gorącym jeszcze uczynku, podsłu­

chując z zam łowaniem urodzonego dziennikarza roz­

mowy, jakie, prowadzono po opuszczeniu telewizyjnej kamery.

W rezultacie otrzymaliśmy od niego 368175924 arkuszy gęstym maczkiem zapisanych, a zawierających według niego najciekawsze zdania i uwagi, zachwyty lub krytyki, zasłyszane na tym posterunku. W edług mniemania naszego współpracownika zbiór jego stano­

wić będzie ciekawy przyczynek do późniejszych stu- djów nad telewizją. W tym celu radzi on nam utrw a­

lić swoje zapiski w „Żółtej Musze", licząc, że zanim ukończy się druk, telewizja stanie się już wynalazkiem dostatecznie wypróbowanym i pupularnym, zaś pismo nasze, dzięki temu będzie aktualne i poczytne.

Nie przesądzając śmiałych i być może szłusznych wniosków naszego współpracownika, nie mogliśmy jed ­ nak podzielić jego zasadniczego poglądu... na wypłatę z góry honorarjum za dostarczony m aterjał, obliczając po 25 groszy za wiersz:—Na ten cel, przy obecnym bra- braku gotówki, nie starczyłoby zasobu całej nawet Warszawy.

Z tych względów ograniczamy się do opubliko­

wania paru najciekawszych wyjątków z referatu nasze­

go współpracownika, podając je w najodpowiedniejszem ujęciu, jako zdania najbardziej wiarogodnych osób z różnych sfer i części rozległej, a dostatecznie już zróżniczkowanej wielkiej naszej ojczyzny.

P o zn a n ia k : „Zaś ale takie coś, zaraz akuratnie bez kłopotu zobaczymy, co knuje podły Prusak.

L w o w ia n in '. „Ta jej, ta to my tych Ukraińców w garści przytrzymamy".

W iln ia n in : „Taki kochanieńku, nasz Sławoj-Skład- kowski nie potrzebuje teraz jeździć na inspekcję, ka­

żę w każdej gminie po kolei zapalić lampkę i już wie, gdzie niema wychodka".

K ra ko w ia n in '. „To my teraz prędzej dowiemy się, gdzie wakuje jakaś posada lub awans czeka".

W a rsz a w ia n in : „Byczo, uproszczony i pewny sposób dowiedzenia się, gdzie można jeszcze coś po­

życzyć".

Neo-patrjota-. „Żeby niewiem co kosztowało, k u ' pię sobie taki interes, przynajmniej za jego po­

średnictwem będę mógł bez przeszkód napatrzeć się na naszych wielkich ludzi bez biletu wstępu na różne rew je i uroczystości".

Zięć: „Okropny wynalazek — niedość, że mogę oglądać moję teściowę z bliska; — teraz każą mi ją oglądać z daleka. — Jak ja to 'wytrzymam"?

C złow iek o n ie c zy s te m s u m ie n iu : „O glądać kogoś na odległość — to jeszcze ujdzie, ale nie zgo­

dzę się, by mnie oglądano zdaleka".

S m akosz: „Znakomita oszczędność czasu i na­

dziei, bo już przez telefon zobaczę, gdzie warto się pofatygować na proszony obiad lub kolacyjkę".

E n tu z ja s ta : „Cudnie, bosko, — łatwiej mi wy­

trzymać rozłąkę z ukochaną, kiedy będą mógł ją oglą­

dać na odległość".

D o św ia d c zo n y m a łżo n e k: „No, teraz djabli wzięli nasze miłe słomiano-wdowieńskie wywczasy".

W ie r n a żona-.— „Jak ja teraz pojadę do Krynicy lub Zakopanego? To nowy zamach brutalnego męż­

czyzny (wynalazcy) na naszą wolność!"

M o d n isia : „Znakomicie, teraz mogę codzień wie­

dzieć, jak ubierają się w Paryżu lub Biarritz"!

Ł a p o w n ik : „Przyjdzie się chyba z głodu zdy­

chać,— trudno żyć bez kubanów".

P . S u ch en ek: „Dobrze, że mnie odkom endero­

wali gdzieindziej, — i tak czekałaby nas wszystkich redukcja, gdyż telewizja szybciej i lepiej od nas wy­

kryje prawdziwych przestępców ."

D y p lo m a ta : „Jak ja teraz poprowadzę swój in­

teres, kiedy przeciwnik na dystans rozpozna moją grę".

P a c y jis ta : „Wiwat, to już koniec wojnom. Niech żyje wynalazca"!

K o r j a n ty: „Teraz to już się nie wykręcę. O sta ­ teczny wpadunek nieunikniony".

Z a g ó rsk i: „Tajemnicę mego zaginienia nareszcie będzie można zbadać."

Czechowicz i M ie d z iń s k i: — (zgodnym chórem.)

„Sejm ma teraz ułatwione zadanie".

P o s e ł Sławek-. „Skończyło się! Nikt i nic już nie zdoła się ukryć. Trzeba będzie zmienić zawód, albo zabronić wprowadzenia tolewizji w Polsce, względnie połamać to, co już istnieje".

Uczeń: „Klawo, teraz francuską klasówkę będę mógł ściągać wprost z Paryża".

P r a s a C zerw ona: „fę to pech! Jak tu blagować dalej, skoro każdy bez naszej pomocy dowie się prawdy."

1 w tym sensie, tysiączne warjanty ... do nieskoń­

czoności.

(5)

F ilm b ie ż ą c y

Szumią Dewajtisów Staroletnie dęby

„Z socjalistów lecą Na Litwie otręby"...

Waldemaras nie jest Yogiem, Bramaputrą, By błazen zrozumiał:—

„Im dziś, — a mnie jutro"!...

W Berlinie tu, i ówdzie Bomba raz wraz huka, By szwab nie zapomniał O Marsa naukach...

By bombardowania Nie wyzbył się wprawy,

Grzmieć z armat na polach Paryża, Warszawy...

Raz w Berlinie huknie, Drugi raz we Lwowie, Bo terminatorów Moc mają Szwabowie...

Clemenceau się sroży Na reporterzynę:—

„Nie pchaj mnie do trumny, Bo wolę pierzynę"...

Politykę rzucam

W kąt, — to torba sieczki...

Na starość studjuję, Jak kochać dzieweczki"...

Żydek się całuje Dalej z Arabami, P. P. S. szykuje Sejmowe salami...

Endek niewiadome Wciąż uwieńcza groby, Bo dzień niedaleki, Zadussnej żałoby...

Wieńczy, na swych wrogów Zerkając, tak wzdycha:

„Kiedyż i wam złożę Wianuszek, do licha"?...

Wład.

O m o c n y c h s ło w a c h

— Jestem radykałem, lubię mocne słowa,

Ił o w nich tkwi tężyzna i treść nie jałowa. — Mówił tak kum Paweł do kama Rafała

W knajpie przy kieliszku., Galerja słuchała.

A Rafał, jak gdyby z rogu obfitości J ą ł „mocne" słowa sypać ku uciesze gości;

— Fajdanitis., poslinis,do du...., pi..-ołka — Wszyscy patrzą zdumieni, jakby na matołka, Czyżby spokojny Rafał tak się wódką zgolił, Ze na takie słowa dziś sobie pozwolił?

Paweł ze zdziwienia aż gębę rozdziawił, A Rafał uśmiechnięty ju ż spokojnie prawił:

— Widzisz, przyjacielu, to tak dla przykładu Słów „mocnych" użyłem bez ładu i składu.

Powiedz mi więc, druhu, gdzie myśl nie jałowa, I gdzie się tężyzna w tern gadanin chowa?

Co i g d zie ?

WIELKI: „Halka" — pani Marszałkowej.

NARODOWY: — „Wiosna narodów w ci­

chym zakątku" — obecnie w Genewie.

LETNI: — „Proces Mary Dngan", — sztuka według ostatniej sensacyjno — kryminalnej powieści

„Kurjera Czerwonego".

POLSKI: — „Artyści" w nowej obsadzie z pp.

Prystorem i Świtalskim w rolach głównych.

MAŁY: — „Koniec p. Cheyney", rzewna his- torja z życia p. Bogusława Miedzińskiego.

ATENEUM: — „Sprawa Jakubowskiego" z pro­

logiem Ministra Cara.

ELIZEUM: — „Mirla Efros" — czyli jedna z wielu ofiar wypadków Palestyńskich.

W z a d ż u m io n e j r o d z in ie

Wkoło szaleje okrutna dżuma, Cała rodzina ju ż chora,

A zadżumionych ojciec wciąż duma: —

„ Wezwać, nie wezwać doktora"?—

Sam tę zarazę przyniósł do domu, Nie wiedząc może co wnosi,

Wnet się rozpełzło to pokryjomu, A teraz kosi i kosi.

Siedzi i snuje pesępne dumy, 'Pen ojciec chorej rodziny,

Wymarłych dzieci upiorne tłumy W korowód splotły się siny.

Kto jeszcze zdrowym:—Ojcze!—zawoła'.

— Ratuj swe dzieci od dżumy!—■

Lecz starzec, jakby nie słyszał zgoła, Swej nie przerywa zadumy.

Dzień po dniu schodzi, posępny, szary, Dziś umierają, jak wczora,

Wciąż jeno duma posępnie stary:

— „ Wezwać, nie wezwać doktora"?—

M - i

OPERETKA:—„ W krainie wolnej miłości" — według opowieści znanego naszego erotomana, p...

z pobytu jego w Paryżu.

QU1 PRO QUO: —Gabinet fig u r wo (j) sko- wych", jeszcze na czasie.

MORSKIE OKO-.—„Zabawki dla Warszawki"

w inscenizacji pana Marszałka.

MIGNON: — „Pawie oczko » koralikiem", czyli historja z życia Komendanta Miasta.

DOLINA SZWAJCARSKA: — „Złota jesień"

przy ulicy Wiejskiej.

(6)

8________ ___________________________Żr Ó Ł T A M U C H A _____________________________________ _

Z CYKLU: — „W IDOKI W ARSZAW Y ".

W la d z u m io n e m m ie ś c ie

Warunki prenumeraty (wraz z przesyłką): miesięcznie zł. 1.00, kwartalnie zł. 2,50. , półrocznie zł. 4.50, rocznie zł. 8,00. Zagranicą 100$ drożej. Konto w P.K.O. Nr. 17440. Prze.-) łka pcczloy a opłacona ryczałtem.

A dres Redakcji i Administracji: Warszawa, Chmielna 49, tel. 94-33.

Redaktor odpowiedzialny: Ludwik Poklewski— Koziełł. Wydawca Iow. Wyd. „SWAST"

Druk., „ARBOR" Warizawa, Solec 50. tel 221-92.

Cytaty

Powiązane dokumenty

A że w dodatku odznaczał się większą dozą tupetu, bezcermonjalności i, jak to się dzisiaj popularnie mówi, apetytu życiowego, więc też radca Lizański

wiedziałby się, że z niego taki majster od bałabajek, gdyby nie Kozłowska? Zrobił się , sławny i wzięty, aż się jego zdolnościami nawet prokurator

Jednak nie ma Żyd ochoty Prostą drogą głosowania, Dowieść prawa do władania Opuszczoną dawno ziemią, W której mieszka inne plemię,.. Gdyż się Żydek troszczył

„Panie Janie, Panie Janie, Rano wstań, Rano wstań, Wszystkie biją dzwony, Wszystkie biją dzwony Bim-Ram-Bom! Bim-Bam-Rom!.. 3) Orkiestra odegra, a publiczność

Cena jest śmiesznie niska, a przytem, gdyby pan yapłacił gotówką, zgodziłabym się nawet coś na niej stracić.. OPERA

Jeżeli nie Szyller-Szkolnik, to któż inny potrafi szczegółowo określić T w ó j charakter, zdolności i przezna­.. czenie, Szyller-Szkolnik jest

Wśród najciekawszych tematów w rozp oczyma j ącym się roku szkolnym na pierwsze miejsce wy suwane są dwa: 1) „Czy Zasp i akitorzy mogą się obejść bez dy-

sposób wyrzą- oddza się irekwencji lotnictwa krajowego, bo przy rozciągnięciu zniżek w lotnictwie pasażerskiem i na emerytów państwowych', ci ostatni