J\& 4 3 . Warszawa, d. 22 października 1893 r. T o m X I I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
P R E N U M E R A TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".
W W a rs z a w ie : rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2 Z p rz e s y łk ą p o c z to w ą : rocznie „ lo
półrocznie „ 5
K o m ite t R edakcyjny W s zec h ś w iata stanowią Panowie:
A lexandrowicz J., D eike K., Dickstein S., H oyer H , Jurkiew icz K ., Kw ietniew ski W ł., Kram sztyk S., Na- tanson J., Prauss St., Sztolcman J. i W róblew ski W .
Prenumerować można w Redakcyi „W szechświata*
i w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
i^dres lESed-etlccyi: Klralszowsłcle-^rzeciiaa.ieści©, D S T r © © .
S T A C Y A ZOOLOGICZHA
W TE.YEŚCIE.
Przed kilku laty podałem we Wszechświe- cie wiadomość o stacyi zoologicznej w Roscoff, a następnie o takiejże instytucyi w Concar- neau. Obie te stacye znajdują, się na północo- zacbodzie Erancyi, w Bretonii. Obecnie je
stem w tern szczęśliwem położeniu, że od kilku tygodni przebywam na stacyi tryesteńskiej.
D la nas ta ostatnia jest szczególniej ważną, gdyż jest najbliższą, a dla biologów naszych w Krakowie i Lwowie pod każdym względem najdostępniejszą.
Wogóle Adryatyk, a zwłaszcza zatoka Tryesteńska, jest dla mieszkańców południo
wej części Europy środkowej najłatwiej do- stępnem morzem. Mniej więcej w dwanaście godzin pospiesznym pociągiem przeniesieni zostajemy z W iednia nad przecudną zatokę Tryesteńską. Pierwsze wrażenie tej zatoki jest nadzwyczaj pociągające. Po godzinnej jeździe po jałowych i martwych obszarach
I K arstu pomiędzy Adelsberg, gdzie znajdują I się słynne groty stalaktytowe i Nebrassiną
J
pociąg kolei żelaznej spuszcza się po dosyć znacznej pochyłości ku wybrzeżom morskim i podróżny zostaje bez żadnego przejścia na
gle olśniony widokiem szerokiej jasno-niebie- skiej powierzchni morza Adryatyckiego, na której migotają żagielki barek rybackich.
W dali widnieje miasto, błękitną mgłą okryte.
Pociąg z szybkością zjeżdża jeszcze niżej, mi
ja nad brzegiem morza przecudne Miramare i zatrzymuje się przed niezwykle długim i wiel
kim dworcem w Tryeście.
Zatoka Tryesteńska przedstawia północną odnogę morza Adryatyckiego. Wschodnie wybrzeże tej części morza różni się zasadniczo od zachodniego. Wzdłuż wschodniego brzegu od Tryestu do Pola i dalej aż do Fiume znaj
dujemy liczne wyspy, zagłębia i kanały oraz szereg miast portowych pierwszorzędnego znaczenia (Pirano, Pola, Fiume i t. d.) Prze
ciwnie zaś części wschodniego wybrzeża od Tryestu na północ oraz zachodni brzeg aż do Wenecyi jest płaski, piaszczysty, błotnisty, bogaty w ławice piasku. Ta rozmaitość w na
turze brzegów na północy od Tryestu i na południu sprawia, że i fauna zatoki Tryesteń
skiej i jej okolic odznacza się rozmaitością
674
WSZECHSWIAT.N r 43.
i różnorodnością. Dno morskie zatoki jest przeważnie muliste, głębokość rozmaita. N a linii przeprowadzonej w prostym kierunku od Tryestu do Promontore na odległości 37 ki
lometrów znajdujemy wszędzie głębokość od 40 do 43 metrów. W Quarnero (na południu od Tryestu) głębokość dosięga 60 do 80 me
trów. W ielką osobliwość zatoki w okolicy ostatnio wymienionego miejsca stanowić ma
ją źródła podmorskie. T ak np. słodkowodne jezioro Y rana na wyspie Cherso na południu od zatoki Tryesteńskiej otrzymuje swoję wodę nie z wyspy, lecz podobno z lądu stałego, skąd woda ta pod dnem morskiem źródłami dopły
wa i przez szczeliny w dnie przechodzi do je ziora; przekonano się o tem za pomocą mie
rzenia tem peratury i składu wody. Przypły
wy i odpływy morza wahają się pomiędzy 0, 3 i 2 metrami i są bardzo zależne od miej
scowości i od panujących wiatrów. Najwię
kszy odpływ bywa wogóle na morzu Adryaty- ckiem w miesiącu lutym, największy przypływ we wrześniu. Z prądów panujących w morzu Adryatyckiem zasługuje na uwagę stały prąd główny, płynący od brzegówDalmacyi ku Quar- nero i dalej wzdłuż brzegów Istry i ku Wene- cyi. N a morzu Adryatyckiem i specyalnie w zatoce Tryesteńskiej panują często wiatry, które wpływają bardzo na zmianę fauny pela- gicznej, a mianowicie przypędzają nieraz ku wybrzeżom ławice pewnych zwierząt; najbar
dziej znane i najgwałtowniejsze z tych wia
trów są: bora, który wieje pionowo do brze
gu, tram otana czyli północny, greco czyli północo-wschodni, sirocco czyli południowo- wschodni i t. d.
Scharakteryzowawszy pokrótce morze, przy
stąpimy teraz do opisu stacyi.
Stacya tryesteńska mieści się w odległości bardzo nieznacznej od samego brzegu morza, w okolicy m iasta zwanej St. Andreas, a raczej już na przedmieściu. St. A ndreas jest to piękna ulica, wysadzona drzewami, ciągnąca się od m iasta wzdłuż wybrzeża morskiego i będąca ulubionem miejscem wycieczek pod
miejskich dla mieszkańców Tryestu, gdyż z pięknego tarasu na końcu tej ulicy roztacza się wspaniały widok na zatokę Tryesteńską.
N a początku St. A ndreas mieści się gmach stacyi, budynek murowany, jednopiętrowy, umieszczony w ogrodzie niewielkim, lecz nader
cienistym, obfitującym w krzewy południowe i winną latorośl.
N a dole mieści się lokal miejscowego dyre
ktora stacyi, dra Ed. Gaeffego oraz muze
um zoologiczne, w którem znajdujemy dosko
nale zachowane wszystkie gatunki zwierząt, znalezione dotychczas w samej zatoce Trye
steńskiej. N a piętrze znajdują się pokoje dla przyrodników, zajmujących się badaniami na stacyi oraz biblioteka.
W gmachu pracować może wygodnie jedno
cześnie kilkanaście osób. Każdy otrzymuje stół, wszelkie odczynniki, lecz tylko ograni
czoną ilość alkoholu; narzędzia należy mieć własne. K to jednak wyjątkowo nie przywozi z sobą tych ostatnich, otrzymuje je od dyrek- cyi. Rybacy codziennie, a po większej części dwa razy dziennie wyjeżdżają na morze dla połowu i dostarczają pracującym materyału.
P od tym względem dr Gaeffe jest nadzwyczaj uprzejmy i dokłada wszelkich starań, aby pracującym nie zbywało na materyale. W su- terynach gmachu mieszczą się akwarya; jest ich kilkanaście i są utrzymywane we wzoro-
| wym porządku. Zwierzęta, poławiane przez rybaków, jeśli nie są na razie potrzebne p ra cującym, umieszczane zostają w akwaryach,
| skąd każdy z pracujących może je sobie w ka
żdej chwili zabierać. J e st to urządzenie bar- j dzo dogodne.
Laboratoryum otwarte jest w ciągu całego roku, codziennie od 7 rano w lecie i od 8
| w zimie aż do zmroku; w niedziele i święta
| zajęcia odbywają się tylko do południa. Aże
by uzyskać pozwolenie pracowania na stacyi, należy zwrócić się prywatnie do głównego dy
rektora, prof. C. Clausa w Wiedniu oraz urzę- downie do austryackiego ministeryum oświe
cenia, które zapytuje od siebie prof. Clausa o opinią.
Stacya tryesteńska ma za sobą piękną przeszłość naukową; od chwili jej założenia t. j. od r. 1875 aż do dziś dnia przewinęły się przez nią pierwszorzędne współczesne siły naukowe, a „Arbeiten aus dem Zoolog. In- stitute zu W ien und aus der Zoolog. Station zu T riest”, wychodzące pod redakcyą prof.
Clausa oraz liczne inne czasopisma specyalne zawierają ogromną ilość rozpraw wykonanych na stacyi, które wielce się przyczyniły do po
stępu wiedzy biologicznej. Z nazwisk, zapi
sanych w księdze pamiątkowej stacyi, wyli
N r 43.
WSZECHSWIAT.675 czymy tylko chociażby następujące: Rabę,
Hatschek, Graber, A. Kowalewski, Heider, Korschelt, K rukenberg, Lendenfeld, C. Grob- ben, L. Graff i t. d. i t. d.
Tu zostały dokonane doniosłe prace Ha- tscheka nad rozwojem robaków, znakomite poszukiwania Kowalewskiego nad rozwojem osłonnic, ważne badania Grobbena nad roz
wojem i budową niższych skorupiaków, nader liczne i ważne prace dyrektora prof. C. Clausa nad fauną i morfologią skorupiaków morskich oraz meduz i t. d., słowem stacya ma praw
dziwie piękną kartę w kistoryi zoologii i mor
fologii porównawczej. Powodzenie swoje za
wdzięcza ona nietylko doskonałemu urządze
niu wewnętrznemu, ale także nadzwyczajnemu bogactwu fauny okolicznej.
Noctiluca miliaris, tak pospolita w wielu morzach oceanu Atlantyckiego, nigdy się nie zdarza w zatoce Tryesteńskiej; od niezliczone
go atoli mnóstwa otwornie, radyolaryj i innych pierwotniaków aż się roi w wodach zatoki.
W gąbki nadzwyczajnie obfituje Adryatyk, jak to jeszcze był wykazał Oskar Schmidt;
w samej zatoce żyje ich również mnóstwo, większość gatunków przebywa tu w głębszych miejscach na kamieniach podwodnych i ławi
cach; niektóre, jak Aplysina i Ceraospongia, żyją w średnich głębokościach, a niektóre bli- zko samego brzegu, pod spodem kamieni.
W spaniała wielka gąbka Sycon raphanus osiedla się często na palach w porcie, Viva—
przytwierdza się do kamieni i muszli. D r E.
Graeffe w pracy swej z r. 1882 wykazał obe
cność 45 gatunków gąbek w samej zatoce Tryesteńskiej.
Z innych jamochłonnych pospolite są w za
toce liczne gatunki (około 30) ukwiałów, z tych niektóre np. Actinia mesembryanthe- mum i rodzaj Anemonia tworzą często bardzo wielkie darniny na dnie w głębokości kilku sążni.
Meduz (Acalephae) żyje w zatoce ograni
czona ilość gatunków, lecz znaczna ilość oso
bników; występują tu one osobliwie licznie w miesiącach: maju, czerwcu i lipcu. Zasłu
guje na uwagę obecność w zatoce znanego rodzaju Lucernaria, który w ogólności należy do mórz bardziej północnych. Interesującą jest spółka życiowa czyli symbioza, jak ą tu nader często spotkać można pomiędzy wiel- kiemi gatunkami meduz z rodzaju Rhizosto-
ma, a młodemi formami niektórych ryb z ro
dzaju Stromateus i Gadus. Meduzy te mają nader liczne organy parzące, które przy ze
tknięciu ze skórą ludzką sprawiają nader bo
lesne oparzenia, a na mniejsze zwierzęta działają zabójczo; pomimo to, rzecz dziwna, wspomniane rybki bezkarnie przesiadują pod dzwonem i pomiędzy ramionami meduzy, znaj
dując tam dla siebie doskonałą ochronę.
Dotąd znaleziono tu około 10 gatunków me
duz. Z a to meduzopławy tworzą pod wzglę
dem ilościowym główną część składową fauny jamochłonnych w zatoce tutejszej, a mianowi
cie dotąd znaleziono już około 60 gatunków.
Grzebienie żyje tu tylko kilka (5) gatunków.
Szkarłupnie (Echinodermata) stanowią w zatoce Tryesteńskiej więcej niż '/3 wszyst
kich śródziemnomorskich gatunków; pospolite są tak w samym porcie, jak i w całej szeroko
ści zatoki. N a głębokości kilku sążni na dnie piaszczystem i kamienistem spotkać można często całe masy holoturyj (H. tubulosa) i jeżowców. Niedaleko Tryestu, w Rovigno napotkać można największe wężowidło Adrya- tyku, Ophioderma longicauda; w głębokości 8 do 20 sążni żyje Synapta, Cucumaria i An- tedon rosaceus, o różnych odmianach w ubar
wieniu (żółtawem, pomarańczowem, ciemno- wiśniowem i t. d.) Wogóle żyje tu do 50 ga
tunków szkarłupni.
Z robaków jest tu nadzwyczajnie pospolita znana, jak szkło przejrzysta, Sagitta oraz li
czne gatunki szczecionogów, budujące sobie pochewki rurkowate i t. p. Mięczaków—
mnóstwo, szczególniej głowonogów wielkie bo
gactwo, a na słynnym targu rybim w Trye- ście widzieć można całe stosy mątew i innych mniejszych i większych form głowonogów.
N ader bogatą jest fauna skorupiaków;
w licznych pracach Clausa i jego uczniów zna
leźć można spisy nieprzebranej ilości form niższych i wyższych grup skorupiaków.
Osłonnic gatunków niezbyt wiele, ale za to osobników wielkie bogactwo; najpospolitszym gatunkiem jest Ceonia (Ascidia) canina.
Rzecz dziwna, że lancetnika (Amphioxus lan-
ceolatus) tak pospolitego w innych okolicach
morza Śródziemnego, niema tutaj wcale. Ryb
poznano dotąd do 200 gatunków. Pospolity
jest tu minóg morski, mnóstwo gatunków ryb
spodoustych (Acanthias, Sąuatina, Mustellus,
Torpeda, R aja i t. d.), z kostołuskich zdarza
676
WSZECHSWIAT.N r 43.
się jesiotr, Accipenser sturio, a z kościstych wspomnę o sardynce, makreli, o tuńczyku, kilku gatunkach fląder i fląderek i t. d. N ad
zwyczajnie zajmujący, a dla zoologa wielce ciekawy jest wyżej wspomniany tutejszy targ rybi. W ciągu godziny, obchodząc stragany, można tu się przyjrzeć wielkiej ilości najroz
maitszych i najdziwaczniejszych postaci ryb morskich, a za tanie pieniądze zakupić można liczne gatunki dla muzeum lub dla pracowni anatomicznej.
D r Jó zef Nusbaum.
CHLOR PŁYM Y.
Niektóre gazy m ają liczne zastosowania w przemyśle, a do tej liczby należą przede- wszystkiem dwutlenek węgla, dwutlenek siar
ki, chlor i amoniak. Stosowanie jednakże materyału w stanie gazowym jest bardzo nie- dogodnem: przy znacznej objętości posiada się m ałą wagę, niemówiąc już o tem, że prze
syłanie ciał podobnych na dalsze odległości jest wręcz niemożliwe. Nasycenie zaś gaza
mi ciał rozpuszczających je w sobie, np. wody, jest również niekorzystnem, w stosunku bo
wiem do ilości gazu rozpuszczonego w roz
tworach takich jest zadużo balastu w postaci rozpuszczalnika. Nie pozostaje więc nic in
nego fabrykantowi jak użycie materyałów stałych, mogących w odpowiednich w arun
kach wydzielać ciała gazowe (węglanów, siar- konu wapnia, soli amonowych, chlorku wapna i t. d.) Tym sposobem fabrykant musi sam wytwarzać m ateryał pomocniczy, narażając się na koszty urządzenia potrzebnego do tego celu i nieuniknione straty w wydajności wskutek dłuższego przechowywania mate
ryału surowego. W ypada więc spożytkować własność gazów skraplania się pod wpływem ciśnienia i zniżenia tem peratury: z kilkaset- krotnej objętości gazu otrzymuje się wtedy jednę objętość cieczy.
W yrób płynnych dwutlenków węgla i siarki, jakoteż amoniaku odbywa się już oddawna i ciała te znajdują chętnych nabywców w od
powiednich gałęziach przemysłu.
Chlor znany był do niedawna w stanie płynnym tylko w pracowniach chemicznych.
Ogrzewając słabo jedno ramię rurki F a radaya, zawierające t. zw. wodan chloru (Ol— (— 5 H 20 ) i oziębiając jednocześnie drugie ramię, okazać można doświadczalnie skrople
nie niewielkiej ilości chloru.
Wobec niestałości chlorku wapna, związku służącego obecnie j)rawie wyłącznie do wyro
bu chloru oraz balastu niepotrzebnego, jaki stanowi wapno tego związku, a wreszcie ko
sztów (kwas siarczany) wydzielania z tego m ateryału chloru, naturalnem jest dążenie fabrykantów do zastąpienia go chlorem płyn
nym. Sposób otrzymywania chloru płynnego na większą skalę został opisany w Wszech- św iecieN rl7 z r. 1891. Obecnie podajemy opis zbiorników, służących do przesyłania tego przetworu. Naczynia te z blachy żelaznej szwejsowanej lub stalowej zawierają 30—50
kg chloru płynnego, same zaś ważą około100 kg. Ponieważ chlor płynny całkowicie pozbawiony wilgoci nie nagryza żelaza, mie
dzi i ołowiu, niema więc obawy o to, aby na
czynia ulegały prędkiemu zniszczeniu. Z na
czynia, zawierającego 50 kg chloru płynne
go, otrzymuje się 15000 litrów chloru gazo
wego. Ciężar właściwy chloru płynnego wy
nosi około 1,33. Ciśnienie w zbiorniku przy 15° wynosi 6 atmosfer, przy 35° dochodzi do 10 atmosfer, naczynia zaś same próbowane są na wytrzymałość ciśnienia do 100 atmosfer.
Zbiorniki używane przez fabrykę chemicz
ną „Rhenania” w Akwizgranie (fig. 1) skła
dają się z cylindra wysokiego na 1 300 mm i mającego 210 mm średnicy i posiadają 2 wentyle, nakrywane klapą ochronną A. W y
dzielanie z naczyń tych chloru w postaci gazu odbywa się w następujący sposób: naczynie ustawia się prostopadle, zdejmuje kapę ochronną, wykręca m utrę B łub B ’, zamyka
jącą wylot wentyla F lu b V \ wkręca nato
miast mutrę C (naszkicowaną obok) i łączy j ą z rurą (najlepiej ołowianą), mającą odpro
wadzać gaz do miejsca przeznaczenia, albo też zamiast mutry C wkłada się bezpośrednio na gwint rurę gumową do odprowadzenia ga
zu. Uskuteczniwszy połączenie szczelne mię
dzy naczyniem i przewodem gazowym, otwie
ram y jeden z wentylów F lu b V ’, jednakże
bardzo powoli, aby nie nastąpiło pęknięcie
przewodu wskutek raptownego wydzielenia
N r 43.
WSZECHSWIAT.677 gazu. Ponieważ wskutek przechodzenia chlo
ru płynnego w stan gazowy, tem peratura we
wnątrz naczynia znacznie się obniża i wydzie
lanie dalsze gazu ustaje, należy więc naczy
nie doprowadzić znowu do temperatury nor
malnej, okładając je płótnem zmoczonem w wodzie letniej, albo lepiej wstawiając do beczki z ciepłą wodą.
Zbiornik cbloru płynnego.
Chcąc otrzymać z naczynia chlor w stanie ciekłym, kładzie się je poziomo na jakiejkol
wiek odpowiedniej podstawie, tak, aby otwór rurki a, znajdujący się wewnątrz naczynia, skierowany był na dół, następnie zakłada się m utrę C z kolankiem wygiętem, łączy je z na
czyniem, do którego chlor ma być przeprowa
dzony i otwiera powoli wentyl. Naczynia
z chlorem płynnym należy przechowywać w temperaturze niezbyt wysokiej, aby nie zwiększać niepotrzebnie ciśnienia wewnętrz
nego; podczas przesyłania obchodzić się z nie
mi należy ostrożnie i nie narażać na zbyt sil
ne wstrząśnienia. Do użytku laboratoryjne
go służą zbiorniki małe, zawierające około 4
kg chloru płynnego i ważące około 10 kg.Edward Małyszczycki
0 POLARYZACYI ŚWIATŁA.
(Ciąg dalszy).
Najprostszym przyrządem polaryzacyjnym są „cąźki turmalinowe.” Turmalin jest ró
wnież minerałem podwójnie łamiącym świa
tło, ale posiada tę własność, źe zatrzymuje czyli pochłania promień zwyczajny, prze
puszcza zaś promień nadzwyczajny; promień więc przechodzący przez cienką płytkę, wy
ciętą z kryształu turmalinu, przez drugą po
dobną płytkę przejść może tylko w pewnem jej położeniu, wtedy mianowicie, gdy oś jej krystaliczna równoległa jest do osi płytki pierwszej; gdy zaś osi te są do siebie nawza
jem prostopadłe, promień przez płytkę drugą nie przechodzi.
Urządzenie takiego przyrządu polaryzacyj
nego objaśnia fig. 7. D rut mosiężny, zgięty w postaci cąźek, zakończony jest pierścienia
mi, w których dają się obracać osady, obej
mujące krążki turmalinowe. Gdy obie płytki m ają położenie takie, źe osi ich są równole
głe, promień, spolaryzowany przez pierwszą
z nich, przedostaje się przez drugą, pole więc
678
WSZECHSWIAT.N r 43 .
widzenia jest rozjaśnione (fig. 8); gdy zaś osi są skrzyżowane, pole widzenia ciemnieje (fig. 9).
Fig. 8.
Turm alin występuje w rożnem zabarwieniu;
odmiany zbyt ciemne muszą być wycinane w bardzo cienkie płytki, inaczej bowiem sta
j ą się nieprzezroczyste; najczęściej używane są
Fig. 9.
odmiany ciemno zielone, których płytki gru
bości 1 milimetra dostatecznie światło 'pola
ryzują.
VI.
Dotychczas zajmowaliśmy się jedynie opi
sem zasadniczych zjawisk polaryzacyi i metod ich badania; z kolei więc zapytać należy, jaka jest ich przyczyna fizyczna, a wyjaśnienia te
go szukać oczywiście trzeba w ogólnej teoryi światła.
W edle pojęć dzisiejszych światło jest obja
wem drgań eteru, substancyi sprężystej, roz
lanej w przestrzeni świata i przenikającej wszystkie ciała. J e s t to wprawdzie substan- cya przypuszczalna tylko i zmysłom naszym niepodległa, hipoteza ta wszakże najlepiej dozwala nam zdać sobie sprawę ze zjawisk i ze wszystkiemi znanemi faktami w zupełnej pozostaje zgodzie. Widoczny obraz ruchu drgającego daje nam widok fal rozbiegają- cych się na powierzchni wody. W falowaniu
tem cząsteczki wody drgają, pozostając na swych miejscach i obiegając jedynie drogi do
koła pewnych punktów centralnych; ruch więc tylko rozchodzi się, udzielając się czą
steczkom coraz dalszym, tak że przesuwa się on o jednę falę w czasie, w którym oddzielna cząsteczka drgnięcie jedno kończy.
Jaśniejszą jeszcze analogią do drgań świetl
nych dają nam drgania głosowe, w strunie lub fujarce. Pomiędzy wszakże drganiem struny a drganiem powietrza w fujarce za
chodzi uderzająca różnica. W strunie brzmią
cej drgające jej cząsteczki wychylają się z niej w górę i ku dołowi, odbywają ruchy poprzeczne względem kierunku, w którym się bieg fali rozchodzi; w fujarce zaś, podobnie zresztą jak iw swobodnem powietrzu, które głos roznosi, zachodzą tylko naprzemian za
gęszczenia i rozrzedzenia, cząsteczki powie
trz a skupiają się i rozbiegają, drgania mają miejsce w tymże samym kierunku, w jakim się fala głosowa posuwa. Struna drgająca wygina się w jednę i drugą stronę, za „górą”
następuje „dół” fali; w falach powietrznych wyrażenia te, góra i dół, mają znaczenie przenośne tylko, odpowiadają jedynie zagęsz
czeniom i rozrzedzeniom powietrza, różnicę zaś tę określamy, mówiąc, że drgania struny są „poprzeczne,” drgania zaś powietrza „po
dłużne.” Wyobraźmy sobie, że słup powie
trza drgającego staje się dla nas widocznym, w takim razie, gdyby się dokoła swej osi obracał, nie okazywałby nam przy tym obro
cie żadnej zgoła zmiany, ze wszech stron wi
dzielibyśmy go jednakim; gdyby zaś obrotowi takiemu ulegała struna, w różnych swych względem nas położeniach przedstawiałaby się wciąż odmiennie, a oko umieszczone w sa
mej że płaszczyźnie drgań, to jest w płaszczy
źnie, w której się cząstki wychylają, zgołaby drgań tych nie widziało.
Dowód, że światło jest objawem drgań, dają zjawiska interferencyi czyli krzyżowania;
gdy dwa promienie zbiegają się swemi górami lub swemi dołami, czyli jednakiemi swemi fa
zami, wtedy ruchy te sumują się, wzmagają się nawzajem, natężenie światła w punkcie zetknięcia staje się silniejszem; gdy natomiast przy skrzyżowaniu promieni zbiegają się ich fazy przeciwne—góra fali jednej z dołem dru
giej—ruchy te nawzajem się osłabiają i zno
szą zupełnie, w punkcie przecięcia promieni
N r 43.
WSZECHSWIAT. 679niknie światło, występuje ciemność. Interferen- cya wszakże światła rozstrzygnąć bynajmniej nie może pytania, w jakim kierunku zachodzą drgania eteru, czy są poprzeczne, czy też po
dłużne względem promienia. Ponieważ wią
zka promieni światła zwykłego nie okazuje zmian żadnych przy obrocie, czyli zachowuje się, ja k słup powietrza drgającego, moźnaby sądzić, źe drgania eteru są podłużne, zjawi
ska jednak polaryzacyi przeczą temu wyra
źnie. Poznaliśmy bowiem, źe promień świa
tła spolaryzowanego okazuje jakby pewną bo- czność, obrót polaryzatora wywołuje jego rozjaśnianie i przytłumianie, z różnych stron przedstawia się nam rozmaicie, zachodzą w nim zmiany odpowiadające przeobrażeniom, jakim musiałaby ulegać i obracająca się stru
na. Analogia ta zatem prowadzi dalej do wniosku, źe drgania eteru w promieniu spola
ryzowanym zachodzą w sposób taki, jak drga
nia struny, prostopadle zatem do kierunku promienia; wyobrażać więc sobie winniśmy, że cząsteczki eteru wychylają się tu w jednę i drugą stronę promienia, ( odbywając drogi wzajemnie między sobą równoległe, przypa
dające na jednej płaszczyźnie. N a podstawie więc tych rozważań określić możemy promień spolaryzowany, jako promień, którego wszyst
kie drgania zachodzą na jednej płaszczyźnie;
w takim zaś razie rozstrzygnąć należy pyta
nie: ja k mamy pojmować zwykłe, niespolary- zowane światło, które boczności żadnej nie okazuje, czyli zmian żadnych przy obrocie nie doznaje. Nie możemy przecież teraz przyjąć, że w promieniu zwykłym drgania są podłużne, gdy w spolaryzowanym są poprze
czne, niepodobna bowiem byłoby zdać sobie sprawy z samego aktu polaryzacyi, któryby wtedy polegał na nieprawdopodobnem prze
inaczeniu się drgań podłużnych w’poprzeczne.
Należy więc zgodzić się, źe i w promieniu zwykłym drgania są poprzeczne, dokonywają | się wszakże nie w jednej płaszczyźnie, ale we wszelkich możebnych kierunkach, na wszyst
kie strony promienia. Wyobrazić to sobie
jmożemy najłatwiej, jeżeli przyjmiemy, źe ka- j źda cząstka eteru wykonywa oddzielne swe drgania nie w jednym statecznym kierunku, ale każde następne drgnięcie w kierunku nie
co zmienionym, tak źe w ciągu nader krótkie
go czasu wychyla się na wszystkie strony.—
Jeżeli zaś promień światła zwykłego w jaki
kolwiek sposób ulega polaryzacyi, znaczy to, że tworzące go drgania rozkładają się—we
dług zasady równoległoboku sił—na drgania, dokonywające się w dwu płaszczyznach, przez kierunek promienia przechodzących i do sie
bie nawzajem prostopadłych.
Płaszczyzna, w której przypadają drgania promienia spolaryzowanego, nazywa się „pła
szczyzną drgań”, w promieniu spolaryzowa
nym przez odbicie płaszczyzna ta jest prosto
padłą do płaszczyzny padania, a zatem do
„płaszczyzny polaryzacyi”. Tak przynaj
mniej, na podstawie dostrzeżonych szczegó
łów, wnosi przeważna liczba fizyków, chociaż niektórzy sądzą, że w promieniu przez odbicie się spolaryzowanym drgania dokonywają się właśnie na płaszczyźnie polaryzacyi. W ogól
ności teź płaszczyznę polaryzacyi promienia określa się jako płaszczyznę, do której drga
nia, promień ten tworzące, są prostopadłe.
W edług tego, obraz promienia spolaryzo
wanego daje nam fig. 10; promień światła zwykłego ab pada tu pod kątem 55° na zwierciadło szklane E S, odbijając się przeto
F i g . 1 0.
od niego w kierunku be., ulega polaryzacyi.
Płaszczyzną polaryzacyi jest płaszczyzna pa
dania, to jest płaszczyzna przechodząca przez linie ab i bc, drgania zaś promienia odbitego i spolaryzowanego bc dokonywają się w p ła szczyźnie do niej prostopadłej, są zatem ró
wnoległe do f d , czyli, innemi słowy, płaszczy
zna fdlm jest płaszczyzną drgań.
Światło, odbijające się od powierzchni szkła jest w ogólności zawsze częściowo spolaryzo
wane. Grdy mianowicie drganie uderza uko
śnie o powierzchnię odbijającą, wtedy rozpada się ono na dwa drgania składowe, z których jedno zachodzi na samej płaszczyźnie odbija
jącej, drugie zaś do niej prostopadle; pierw
sza z tych części składowych przedrzeć się
680
WSZECHSWIAT.N r 43.
po za płaszczyznę odbijającą nie może i nie przenika do szkła, ale się od niego odbija;
promień odbity, z drgań takich złożony, był
by tedy zupełnie spolaryzowanym, gdyby i druga składowa częściowemu nie ulegała od
biciu. D rgania pierwsze zachodzą prostopa
dle do płaszczyzny padania, prostopadłe więc do nich drgania drugiej składowej przypadać muszą na tej właśnie płaszczyźnie; gdy zaś ta druga składowa zgoła nie ulega odbiciu, ale całkowicie do ciała odbijającego przenika, wtedy promień odbity jest zupełnie czyli cał
kowicie spolaryzowany,—a przypadek ten, jak już wiemy, ma miejsce, gdy promień od
bity jest prostopadły do załamanego (fig. 4).
Aby zaś związek ten uzasadnić teoretycznie, należałoby nam obliczyć natężenie promienia odbitego i załamanego; opierając się zaś na zasadzie, że energia ruchu falowego promie
nia padającego wyrównywa sumie energii obu powyższych promieni odbitego i załamanego, można drogą wywodów matematycznych wy
kazać słuszność tego twierdzenia, które więc w taki sposób jest wynikiem ogólnej zasady zachowania energii.
Rozważaliśmy dotąd odbijanie się promie
nia światła zwykłego. Dajmy teraz, źe na
jzwierciadło E S (fig. 10) pada promień już
spolaryzowany cb. Jeżeli, jak w przypadku na rycinie przedstawionym, drgania są równo
ległe do zwierciadła, są teź prostopadłe do płaszczyzny padania; ale tak właśnie spolary
zowane promienie ulegają odbiciu, promień zatem odbija się w kierunku ba, zachowując drgania równoległe do fd . Jeżeli natomiast drgania promienia spolaryzowanego, padają
cego na płytę szklaną pod kątem polaryzacyi, zachodzą w płaszczyźnie padania cba, to ża
dna zgoła część składowa promienia tego odbić się od płyty tej nie może, ale przez nią przechodzi, zachowując niezmienną płaszczy
znę drgań. Tłumaczy to więc zmiany natę
żenia blasku promienia odbijającego się od analizatora (fig. 3).
Należy nam teraz zwrócić się do polaryzacyi powstającej przez podwójne załamanie, by wyjaśnić przyczynę, która ją powoduje.
Widzieliśmy, źe załamanie podwójne nie zachodzi bynajmniej w kryształach szeregu foremnego podobnie j a k i w ciałach krystali
cznych, wywołują je zaś inne formy krysta
liczne, widocznie zatem wiąże się objaw ten
z wewnętrzną ciał budową. Otóż, kryształy szeregu foremnego przedstawiają we wszyst
kich swych kierunkach jednostajność zupełną, cząstki ich więc rozłożone są we wszystkich tych kierunkach z jednakową gęstością, a tem samem przyjąć należy, źe i zawarty w nich eter we wszystkich kierunkach jednaką posia
da gęstość. W kryształach układu kwadra
towego lub sześciokątnego natomiast niema już jednostajności takiej, są to ciała różno- zwrotne, w kierunku bowiem osi głównej kry
ształów gęstość cząsteczek jest inna, aniżeli w kierunkach do osi tej prostopadłych, a tem samem i gęstość eteru w kierunku osi głównej musi być większa lub mniejsza, aniżeli w kie
runkach prostopadłych. Szybkość zaś świa
tła zależy od sprężystości i od gęstości eteru;
skoro więc gęstość ta nie jest jednaka we wszelkich kierunkach kryształu, szybkość przeto światła przebiegającego kryształ w kie
runku osi głównej jest odmienna od szybko
ści światła przenikającego go w kierunku do osi tej prostopadłym. Jeżeli więc promień światła pada na kryształ spatu islandzkiego w kierunku jego osi głównej, to drgania jego na drodze swej napotykają zawsze eter jedna
kiej gęstości, rozchodzą się w nim więc jak w środku jednorodnym i zachodzi tu zwykłe, pojedyńcze załamanie. Jeżeli wszakże pro
mień padający wdziera się do kryształu tego w innym kierunku, wtedy drgania jego roz
chodzą się nietylko w kierunku osi głównej, ale i w kierunkach innych, w których gęstość eteru jest odmienną, co tedy i odmienną szyb
kość rozchodzenia się światła sprowadza.
W takim zaś razie, według ogólnych zasad mechaniki, każde drgnięcie rozkłada się na dwie części składowe, czyli na dwa drgnięcia do siebie nawzajem prostopadłe. Promień zatem światła w krysztale spatu islandzkiego dzieli się na dwa promienie tak, że drgania każdego z nich przypadają na jednej pła
szczyźnie,—są to więc promienie spolaryzowa
ne, które się z różną rozchodzą szybkością, a tem samem przebiegają w kierunkach róż
nych, od szybkości tej bowiem zależy spół
czynnik załamania. Drgania promienia zwy
czajnego są prostopadłe do kierunku osi głó
wnej, a źe zarazem prostopadłe są i do same
go promienia, są więc prostopadłe do pła
szczyzny przez obie te linie przechodzącej,
zwanej płaszczyzną przecięcia głównego;
N r 43.
WSZECHSWIAT. 6 8 1drgania natomiast, tworzące promień nadzwy
czajny, jako do tamtych prostopadłe, przypa
dają na samejże płaszczyźnie przecięcia głó
wnego.
Rozbiór matematyczny dozwala nam roz
ważyć przebieg ten w większej ogólności. J a k po powierzchni wody rozchodząca się fala po
stać okręgu koła posiada, tak też fala świe
tlana w jednorodnym środku, rozbiegając się na wszystkie strony z jednaką szybkością, zawsze postać powierzchni kulistej przedsta
wia. Gdy zaś fala świetlna wdziera się do kryształu spatu islandzkiego, rozpada się w nim na dwie fale, z których jedna, fala zwyczajna, ma jeszcze postać kuli, druga wszakże, nadzwyczajna, rozchodzi się w po
staci elipsoidy, a rozpatrzenie tych powie
rzchni tłumaczy wszelkie szczegóły podwój
nego załamania światła, jak to wskazał jeszcze Huygens, istotny twórca teoryi undu- lacyjnej światła.
W kryształach dwuosiowych objawy po
dwójnego załamania są daleko bardziej za
wiłe, gdyż obie rozchodzące się fale mają tu postać elipsoid. Zasady te rozwinął Fresnel w r. 1827 drogą matematyczną, a wysnute wnioski potwierdził doświadczalnie, zapewnia
jąc tem całej teoryi undulacyjnej światła tryum f najwspanialszy.
Słuszność wszakże poglądu, że światło po
lega na drganiach poprzecznych eteru, uzasa
dnia przedewszystkiem „polaryzacya barwna,”
odkryta przez Franciszka Arago w r. 1811.
T O
Jeżeli mianowicie w przyrządzie polaryza
cyjnym, między polaryzatorem a analizato
rem, jak to schematycznie wskazuje fig. 6, umieścimy płytkę gipsu, miki, lub też innego
/ V ■— 7
I
1 / V 7 . _/ .
|
F i g . 6 .