tM 2 3 . Warszawa, d. 7 Czerwca 1885 r. T o m I V .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."
W Warszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5
Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechświata i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą,.
Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, Wł. Kwietniewski, B. R ejchm an,
m ag. A. Ślósarski i prof. A. W rześniowski.
„W szechświat11 przyjm uje ogłoszenia, których tre ść m a jakikolw iek zw iązek z nauką na następujących w arunkach: Za 1 w iersz zwykłego dru k u w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy raz kop. 7
za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
A .d res ZRed-ałsrcyi: ^od-^rsile 2STr 2.
JE S Z C Z E W S P R A W IE
MAPY GIEOLOGICKffiJ.
P R Z E Z
J. Siemiradzkiego.
W N -rze 11-ym W szechśw iata zwróciłem uw agę czytelnika na doniosłość badań gieo- logicznych dla gospodarstw a krajow ego;
wobec wym ownego fak tu istnienia przeszło 30-stu rządow ych instytucyj gieologicznych w E urop ie, A m eryce, A zyi i A ustralii '), nie uważam za właściwe coś więcej w tej kw estyi dodaw ać, chcę natom iast przejść do strony praktycznej, t. j. do w ykazania tego co dotychczas w k ra ju pod tym względem zrobiono i co do zrobienia pozostaje; w ja k i
*) Naj dawniej szemi są: Geological Survey of th e U nited K indom w A nglii (1832) i K. K. Geologische R eich san stalt w W iedniu (1849). Dalej id ą gieolo
giczne k o m itety rządow e: w Baw aryi (1851), F ra n cyi (1855), H esyi (1855), Norwegii (1858), H olandyi (1858—1867), Badenie (1858), Szweeyi (1858), Szwaj-
sposób uważałbym za możliwe wzięcie się do tej pracy; wreszcie podług ja k ic h wzo
rów p raca ta pow inna być prowadzona.
P o klasycznej p ra cy Puscha, k tó ry w obrę-
| bie przez siebie zwiedzonym , a obejm ują
cym całą południow ą część K rólestw a P o l
skiego, Szląsk, G alicyją, część W ołynia, P o dola i Litw y, zrobił wszystko, co przy ówczesnym stanie wiedzy gieologicznej su
mienny badacz dokonać był w stanie i k tó ra to praca pozostanie nazawsze źródłow ą dla każdego, chcącego się gieologii polski<5j po
święcić, drugie z kolei miejsce należy się nie- zaprzeczenie m onum entalnem u dziełu Roe- m era „Geologie vor O berschlesien“, (W ro-
j
cław, 1870), które obejm uje południow o-za- [ chodnią część K rólestw a Polskiego, ja k o zo
stającą w bespośrednim zw iązku z górniczym okręgiem górnoszląskim. W pojcdyńczycb
caryi (1859), F inlandyi (1865), Włoszech (1868), Cze
chach (1869), P rusach (1870), Saksonii (1872), W ę
grzech (1872), H iszpanii (1872), Portugalii, A lzacyi i L o tary n g ii (1875), Belgii (1878), S tanach Z jedno
czonych (od r. 1842), Kanadzie (1853), G renlandyi (1878), Indyjach W schodnich (1856), Ja p o n ii (1879) Kolonijach H olenderskich, New South W alles, W ikto- ryi, Tasm anii i Nowej Zelandyi.
354 W SZECHŚW IAT. N r 23.
wycieczkach posunął się R oem er aż do gór Św iętokrzyskich, lecz były to wycieczki ty l
ko, cenne ja k o m atery ja ł dla przyszłych ba
daczy, lecz nie zw iązane z klasyczną cało
ścią pracy o Szląslcu.
Z kolei rzeczy przechodzim y do Zejszne- ra. W bardzo wielu, po większej czę
ści drobnych ro sp ra w a c h , ro z rzu c o n y ch w rozm aitych czasopismach naukow ych k r a jow ych i zagranicznych, ja k : B ib lijo tek a
W arszaw ska, R oczniki K rakow skiego T o w arzystw a N aukow ego, R oczniki Niem iec
kiego T ow arzystw a Gieologicznego, W ie
deńskiej A kadem ii N auk, P etersburskiego T ow arzystw a M ineralogicznego, K ró lew skiego T ow arzystw a N aukow ego w P ra d z e i innych — zn ajd ujem y m nóstwo ciekaw ych szczegółów gieologii i paleontologii polskiój, i wiele cennych w skazówek, opisy w ielu nie
znanych przedtem obnażeń najrozm aitszych form acyj, skam ieniałości. Z ejszner tk a ł J w zory na rzuconej przez P u sch a kanw ie, uzupełniał ją i prostow ał, lecz poza obręb tej kanw y nie wyszedł. L uźne prace jeg o posiadają, bez zaprzeczenia w ysoką w artość naukow ą— nie d ają się je d n a k w żaden spo
sób sprow adzić w jed n o litą całość. Chcąc nakreślić m apę gieologiczną zw iedzonych przez Zejsznera okolic, na pracach jego po
przestać nie możemy—b ra k w nich bowiem tej systematyczności, jak iej, się od k a rto g ra fa w ym aga — tego posuw ania się k ro k za krokiem , przez góry i niziny, bez w zględu n a ciekaw e lub nieciekaw e pod w zględem naukow ym okolice, na obecność lub b ra k obnażeń pod napływ am i zw ierzchniem i, j a kich w zór dają nam dzisiaj drobiazgow e m a
py, zw łaszcza pruskich i szw edzkich gieolo- gów. P rzy tem form acyje czw artorzędow e, obyczajem w szystkich daw nych gieologów, całkiem pominięte.
P o śmierci zgasłego przedw cześnie Z ej
sznera, następuje w naszej lite ratu rz e gieo
logicznej epoka zastoju, trw ająca do ro k u 1881, t. j . do chw ili ukazania się p ierw szego tom u P am iętn ik a Fizyjograficznego.
W okresie tym, w którym grono pracow ni
ków na niw ie gieologii krajow ej zredukow a
ło się do m inim um , oprócz dw u profesorów b. Szkoły Głównój, a następnie U n iw ersyte
tu warszawskiego, prof. Ju rk iew ic za i prof.
Trejdosiewicza, któ rzy w 1872 r. ogłosili
w ję z y k u rosyjskim swoje doktoryzacyjne rospraw y: pierw szy — o form acyi kredowej w gubernii lubelskiej, d ru g i — o formacy-
; ja c h przechodow ych gór kieleckich,'—jed n ę mam y do zaznaczenia w ybitną, niepospoli-
! tych zdolności i pracy, ale też i niepospoli
cie skrom ną osobistość •—- a tą je s t zgasły w ro k u zeszłym dy rek to r kopalni olkuskich W in cen ty Kosiński. O graniczyw szy się m a
łym obszarem zaw iadow anego przez siebie okręgu górniczego, znał w najdrobniejszych szczegółach budowę jeg o gieologiczną i w ąt- j pić należy, czy po K osińskim kto inny no
w y szczegół do znajom ości okręgu olkuskie
go dodać potrafi. P o K osińskim i Roeme- rze b adania tego zakątka k ra ju uważać mo
żemy za wzorowe.
W ro k u 1881 wyszedł z d ru k u pierwszy tom P am iętn ik a Fizyjograficznego, a w rok późniój zaw iązał się w P etersb u rg u przy de
partam encie górnictw a K om itet, zostający pod przew odnictw em naprzód je n e ra ła H el- m ersena, następnie profesora Jerofiejew a, obecnie zaś prof. K arpińskiego—w celu u ło żenia gieologicznej m apy całej Rosyi euro
pejskiej w skali 10 wiorstowej. Obie te da
ty są dla nas pam iętne; z jed n ej bowiem strony ukazanie się specyjalnego R ocznika w W arszaw ie, zachęciło w ielu bezczynnych przedtem specyjalistów do pracy, — z d ru giej, k ilk u gieologów i górników otrzym ało możność, w części pod kierunkiem ś. p. K o sińskiego, w części zaś niezależnie, rospoczę- cia system atycznych badań gieologicznych w południow ych gubernijach K rólestw a Polskiego, podług oznaczonego przez Kom i- set petersburski program u. R ezultatem tego nowego zw rotu są prace pp. Choroszew- skiego, K ontkiew icza, M ichalskiego, prof.
T rej dosie wicza i innych, zamieszczone w P a m iętniku Fizyjograficznym i jednocześnie w spraw ozdaniach K om itetu gieologicznego.
J a k w idzieliśm y, wszystkie, zarów no da
wniejsze ja k i nowsze prace gieologiczne ograniczają się u nas do południow ych gu- bernij K rólestw a Polskiego, będących pod względem gieologicznym przedłużeniem po
kładów szląskich i galicyjskich,— dlatego też za podstaw ę p rzy tych poszukiw aniach przy
ję te są prace R oem era z jednej i wiedeńskich
gieologów z drugiej strony. W paśmie tem,
napływ y niew ielką stosunkowo odgryw ają
N r 23. w s z e c h ś w i a t . 355
rolę, w większości też prac dotychczasowych |
wcalc ich nie uwzględniono.
Inaczej rzecz się przedstaw ia w guberni- \ ja c h północnych na L itw ie i Żmudzi: pod g rubą w arstw ą napływ ów aluw ijalnycli i dyluw ijalnych — piasków, glin dylu wij al- n y ch , torfu — leżą tutaj w arstw y trze
ciorzędowe północnego bałtyckiego ty p u , których P usch zaledwie się dotknął, a do
piero w najnow szych czasach pokłady ana
logiczne na P om orzu i w P ru sac h królew - skich, przez B erendta, Zaddacha i Jentscha, bliżej rospoznanemi zostały. P ierw szą p ra
cą o tem paśmie u nas, będą, dotychczas nie- ogłoszone jeszcze rezu ltaty zeszłorocznych poszukiw ań księcia G iedrojcia w A ugusto w- skiem i n a Żm udzi w zdłuż granicy p ru skiej.
Łatw o zrozum iem y, że jakkolw iek K om i
te t gieologiczny deleguje i do nas swoich członków, jak k o lw iek zatem możemy mieć nadzieję, że za la t kilkadziesiąt i nasz kraj n a rów ni z Cesarstw em Rosyjskiem przez K om itet gieologiczny zbadany zostanie;
łatw o zrozum iem y, pow tarzam , że ma
ją c kolosalny obszar p rzed sobą, p rz y sto
sunkowo szczupłych środkach m ateryj al- nych i braku ludzi fachowych, K om itet przy najlepszych chęciach bez czynnego współu
działu sił miejscowych, nie da sobie rady.
U znając niedostateczność środków rospo- rządzalnych, zarząd K om itetu w spraw ozda
niu ze swoich czynności dotychczasowych, zamieszczonem w styczniow ym zeszycie j e go buletynów , wzywa wszystkich specyjałi- stów w Rosyi do w spółudziału, p rzyrzeka
ją c poparcie w m iarę możności i wym aw ia- i ją c sobie najw yższą k ontrolę nad pracam i
jdokonanem i przez osoby lub instytucyj e pry-
jwatne, o ile te zechcą K om itetow i, rezulta
tów swoich poszukiw ań udzielać, w charak
terze „gieologów w spółpracow ników “, po- J dług udzielonej przez K om itet instrukcyi. } N iektóre instytucyje pryw atne, zwłaszcza i zaś właściciele kopalń na U ra lu i w Stepach K irgiskich, asygnow ały od siebie znaczne ; sumy, przesyłając j e K om itetow i centralne
mu, z w yraźnem zastrzeżeniem , ażeby sum tych użyto na gieologiczne zbadanie U ra lu i i okręgów górniczych S tepow ych,’— tam też
jprzede wszystkiem działalność K om itetu skie
row aną została. W m iastach uniw ersyte- I
ckich inicyjatyw ę p rz y ję ły uniw ersytety i istniejące p rzy nich T ow arzystw a p rzy ro dnicze — gdzieindziej ziemstwa; u nas, spo- wodu odm iennych w arunków , inicyjatyw a system atycznych badań, p ry w atn ą być musi.
Sądzę je d n a k , że dziś łatw iej niż kiedykol
wiek byłoby p ro jek t m apy gieologicznej i gruntow ej K rólestw a Polskiego urzeczy
wistnić,— należałoby tylko, ażeby instytucy-
j
ja , któ rab y inicyjatyw ę w tym względzie podjęła, zechciała się porozum ieć uprzednio
j
z centraln ym K om itetem petersburskim , [ którem uby się przesyłało spraw ozdania z do
konanych badań, pod łu g ustanow ionych przez K om itet przepisów — wzam ian za san- kcyją urzędow ą i pomoce naukow e i m ate- ryjalne, ja k ie K o m itet swoim „gieologom współpraco w nikom “ ofiaruje.
Co się wzorów tyczy, podług których ma-
j
pę gieologiczną K ró lestw a Polskiego prow a
dzić należy, uw ażałbym za właściwe dla po
łudniow ych części K rólestw a p rzy jąć za norm ę m apy galicyjskiej K o misy i fizyjogra-
| ficznej, dla północnych zaś—prace B erendta i mapę gieologiczną pruską.
ORGANY SZCZĄTKOWE
CIAŁA LUDZKIEGO')
skreślił
Józef Nusbaum.
II.
W każdym bez w y jątk u układzie n arzą
dów ludzkich znajdujem y liczne utw ory szczątkowe, wymownie dowodzące związku rodowego człow ieka z formami niższemi.
Nie mam zam iaru przedstaw iać czytelniko
wi ja k n a j dokładniejszego spisu i opisu or- gańów szczątkowych ciała naszego, byłoby to bowiem zapewne dla w ielu zbyt nudnem , a p raca niniejsza przekroczyćby m usiała granice z gó ry dla niój zakreślone. Zre-
0 1’orówn. W szechświat tom IV, str. 241.
3 5 6 W SZECHŚW IAT. N r 2 3 .
sztą idzie rai też o to, aby czytelnik zro
zum iał dobrze, dlaczego dany org an lu b da
n a część ciała naszego uw ażaną je s t za u tw ó r szczątkowy. D latego też dotknę tylko n a j
ważniejszych i najciekaw szych organów szczątkow ych naszego ustro ju, przedstaw ia
ją c zarazem stan odpow iednich organów u zw ierząt niższych, co pozwoli nam d okła
dnie ocenić stopień redukcyi i uproszczenia organów tych u człow ieka. Zaczniem y od części szczątkow ych szkieletu i mięśni.
Oś głów na szkieletu, zw ana stosem pacie
rzow ym , składa się, j a k wiadomo, z trzy - j dziestu trzech pierścieni kostnych, ułożo- ; nych je d e n na drugim i tw orzących k a n a ł dla pom ieszczenia ośrodka nerw ow ego, m lecza pacierzow ego. Poniżej siedm iu kręgó w szy
jow ych, pozbaw ionych żeber, w idzim y dw a
naście kręgów piersiow ych, z którem i w zw iązku zn a jd u ją się lu k i kostne, ta k zw.
żebra. G órne siedem p a r żeber przym oco
wane są do poprzednich górnych, dwie zaś najniższe p ary przed staw iają k ró tk ie i słabo rozw inięte kostki, o w olnych zupełnie koń
cach przednich. O tóż te dw ie ostatnie sta
now ią u człow ieka organy szczątkow e, albo
wiem najpierw otniejsza form a szkieletu je s t taką, gdzie wszystkie bez w yjątku k ręg i sto
su pacierzow ego zaopatrzone są w żebra.
Z jaw isko takie w idzim y u w ielu ryb. G dy się od niższych do wyższych kręgow ców po
suwam y, ilość żeber ciągłej ulega redukcyi, a tylko ju ż pew na, ograniczona część stosu pacierzow ego zachow uje te kości.
Otóż ten p ierw otny stan w ystępuje w yra
źnie p rzy rozw oju stosu kręgow ego i żeber u człow ieka lub innych ssących. H isto ry ja rozw oju uczy (R osenberg), że w stanie einbryjonalnym zaczątki żeber istnieją nie
tylko w okolicy piersiow ej stosu, lecz także poniżej, w okolicy lędźwiowej i krzyżow ej, żebra te je d n a k nie osięgają zupełnego roz
woju, lecz zra sta ją się z końcam i poprze
cznych w yrostków sam ych kręgów . Bez- w ątpienia niedalecy przodkow ie człow ieka posiadać m usieli większą ilość żeber, aniżeli \ jny, a nierzadko zdarzające się u człow ieka { w ypadki posiadania trzy n a stu p a r żeber j e szcze bardziój u tw ierd z ają nas w tem przek o
naniu. D w unasta i je d e n a sta p a ra żeber naszych znajduje się więc n a drodze do zu
pełnego zaniku, a rzecz ciekaw a, że Rugę
! w ykazał niedaw no (1880 r.), że u człowieka w einbryjonalnym stanie więcej niż siedem p a r żeber łączy się z mostkiem. A le nietyl
ko dolne pary żeber naszych przedstaw iają organy szczątkowe. W okolicy szyjowej także istnieją szczątkowe żebra, odmiennie je d n a k zredukow ane. Jeśli p rzyjrzym y się kręgosłupow i krokodyla, zobaczymy w czę
ści piersiowój w zw iązku z kręgam i silnie rozw inięte żebra, zrastające się brzusznem i końcami swemi z mostkiem, w części zaś szy- jow ej o wiele słabiej rozw inięte żebra, k tó
rych końce brzuszne swobodnie się kończą.
Otóż u człow ieka istnieją także takie żebra szyjowe, jeszcze słabiej je d n a k niż u k ro ko
dy la rozw inięte i ściśle zrośnięte z samemi kręgam i; stanowią one krótkie i krępe po
przeczne wyrostki kręgów szyjowych i tw o
rzą rozszczepionemi podstawam i swemi dwa k an a ły podłużne, ciągnące się z boków szy
jo wój części kręgosłupa.
P o za szyjowemi i piersiowem i kręgam i stosu pacierzowego, ciągną się dalej lędźw io
we, krzyżowe oraz ogonowe; te ostatnie, w liczbie czterech, przedstaw iają k ręgi n ie
zm iernie słabo rozw inięte. C ała więc ta część kręgosłupta stanowi organ szczątkowy, je stto pozostałość po kręgach ogonowych, silnie w ystępujących u wszystkich praw ie zw ierząt ssących. K ręg i ogonowe człow ie
ka u k ry te w ew nątrz ciała, stanowią ju ż ty l
ko organ szczątkowy.
W stanic em bryjo-nalnym u człow ieka i różnych ssących, k rę gi ogonowe jednak ow o zupełnie są rozw inię
te, ale w następstw ie u człow ieka ulegają one częściowemu zanikow i, u zw ierząt zaś pow iększają się. Na załączonych tu fig.
1-ej i
2ej widzimy, że u zarodka k rólik a i człow ieka istnieje zupełnie praw ie je d n a kowo rozw inięty ogon (s), w którym p rze
św iecają oddzielne kręgi pierw otne.
W kończynach ludzkich także znajdujem y części szczątkowe. Najciekawsze w ystępu
j ą w kończynach górnych, czyli rękach i na
tych się też tylko zatrzym am y. W skład
kończyny górnej człow ieka w chodzi, ja k
wiadom o, pas, utw orzony z k ilk u kości,
u k ry ty w ew nątrz ciała i część wystająca,
czyli to, co nazywam y ręką. P as u k ry ty
składa się z dw u łopatek, umieszczonych na
grzbiecie i dw u obojczyków z przodu, które
zrastają się w ew nętrznem i końcami swemi
N r 2 3 . w s z e c h ś w i a t. 3 5 7
z górną, częścią mostka. Ł opatka posiada
na stronie grzbietow ej czyli tylnej, grzebień poprzeczny, na przedniej zaś —■ szczególny, zakrzyw iony w yrostek kostny, zw any w yro
stkiem kruczym . W ystająca część grzebie
nia, górny i zew nętrzny k ą t łopatki, oraz
fig. 1. fig. 2.
w yrostek kruczy, ograniczają, sobą kulistą jam ę, dołek staw ow y, w której swobodnie mieści się głów ka kości ram ieniow ej (hum e- rus). Otóż ten w yrostek kruczy człow ieka stanowi ciekawy organ szczątkowy, albo
wiem u ptaków , oraz u najniższego rzędu ssących, t. z. jednootw orow ych (M onotrem a- ta), istnieje w tem m iejscu bardzo silnie roz
w inięta kość oddzielna, zw ana kością kruczą (os coracoideum ). U ptaków zatem np., do
łek staw ow y dla kości ram ieniow ej utw o
rzony je st przez zew nętrzne końce trzech oddzielnych kości: łopatki, obojczyka i ko
ści kruczej. U wyższych ssących i u czło
wieka kość kru cza ulega w znacznej mierze zanikow i i pozostaje ja k o organ szczątkowy:
jestto ów charaktery styczny zakrzyw iony w yrostek łopatki, k tó ry nazw aliśm y k ru czym (processus coracoideus).
W skład występującej części kończyny ’ górnej wchodzą, ja k wiadomo: kość ram ie
niowa (hum erus), następnie dw ie kości: pro
mieniowa i łokciow a (radius, ulnaj, dalej zaś następuje część zw ana napięstkiem , utw orzona z m ałych kostek, nieforem nie ką- tow atych, zaokrąglonych i ułożonych w dwa poprzeczne szeregi (fig. 3); kostki te m ają specyjalne nazw y, których tu nie wymienię,
proszę natom iast czytelnika o specyjalne zwrócenie uw agi na m aleńką zew nętrzną kostkę pierwszego rzędu, leżącą po stronie małego palca (p); jestto tak zw ana kostka grochow a (os pisiforme). D alej, następuje pięć kostek podłużnych, stanowiących dłoń
czyli śródręcze, a odpow iadających nasadzie każdego palca; palce, j ak wiemy, utw orzone są każdy z trzech kostek podłużnych, w y
jąw szy w ielki palec, złożony tylko z dwu.' Otóż, ta m aleńka kostka grochow a p rzed sta
w ia nader ciekawą część szczątkową, ja k to natychm iast zobaczymy.
Pow stanie dw u p a r kończyn zw ierząt k rę
gowych, objaśnia sobie większość zoologów dzisiejszych w ten sposób (teoryją B alfour- T ascher-M ivarta), że u daw nych przodków kręgowców ciągnęły się z boków, w zdłuż ciała od głow y aż do ogona dwie fałdy nie
przerw ane, dw ie podłużne płetw y boczne.
P łe tw y te przedstaw iały fałd y skórne, w któ
re w rastały od w ew nątrz oddzielne prom ie
nie kostne, ułożone w poprzek płetw y jeden obok drugiego, rów nolegle od siebie. Na
stępnie, pośrodku, każda płetw a podłużna u legła zanikow i, tak, że pozostała tylko pa
ra płetw przednich i p ara tylnych, każda o znacznej jeszcze ilości promieni. P ro m ie
nie te ') dzieliły się następnie każdy w kie-
') W edług poglądu G egenbaura, kończyny k rę gowców przedstaw iają zmodyfikowane dwie ostatnie
358
W SZECHŚW IAT.N r 23.
runku poprzecznym na oddzielne ogniwa, przyczem ilość ich zmniejszała się coraz hardziej; jedne rozw ijały się coraz silniej, inne słabiej i w taki sposób wytworzyły w szeregu rodowym kręgowców najróżnoro
dniejsze formy kończyn.
Otóż, ponieważ, ja k powiedziałem, ilość oddzielnych promieni kostnych coraz wię
kszej a stopniowej ulegała redukcyi, znajdu
jem y też rzeczywiście u niższych kręgowców typ kończyn o większej ilości promieni, typ kończyny bardzo płetwowaty, u coraz wyż
szych zaś kończyny z corazto mniej licznym szeregiem promieni; jednem słowem, ja k po- ' wiadamy, kończyny wielopalczaste prze
kształciły się w kończyny o mniejszej ilości palców.
Dla zrozumienia tego, cośmy powiedzieli, Spójrzmy na fig. 4, wyobrażającą, kończynę
stało więc już tylko podstawowe ogniwo szeregu, ukryte w napięstku. Otóż kostka, stanowiąca ślad szóstego promienia ręki wy
stępuje także w silnym dosyć stopniu u nie-
Q O Q
y r 0
0 3
0 0
1
o ©
0 a 0 O
&
© 3 O
® 0
0 W
o i 0
9 0 3 6
0 3
0 0
0 3
5
0 V-
3 fig. 5.
fig . 4.
ryby chrząstko watój; ja k widzimy, ilość pro
mieni jest tu bardzo wielką. Na fig. 5-ej mamy kończynę płaza kopalnego (Saurano- don natans), gdzie ilość promieni kończyny zredukowaną ju ż jest do sześciu. U jaszczur
ki (fig 6-a), widzimy ju ż tylko pięć palców a ślad szóstego palca pozostał w małej tylko kostce (p); z tego promienia szóstego pozo-
p a r y łu k ó w s k r z e lo w y e li w r a z z w ła ś c iw e m i im p r o m ie n ia m i. F a k t y a to li p o g lą d u t e g o n ie s tw ie r d zają.
(P r z y p . a u to r a ).
7 \.
6
których małp (fig. 7a p), a w stanie bardziej zanikowym u człowieka, pod postacią owej kostki grochowej.
Zwrócę jeszcze uwagę czytelnika'na kilka drobnych kostek, niezmiernie ciekawych ze stanowiska anatomii porównawczej i przed
stawiających także organy szczątkowe.
Otóż w uchu naszem, wewnątrz jam y bę
benkowej, znajdują się, ja k wiadomo, trzy kosteczki maleńkie, zwane młotkiem, kowa
dełkiem i strzemieniem, a służące do prze
prowadzania fal głosowych, od błony bęben
N r 23.
WSZECHŚWIAT.359 kowej aż do labiryntu, mieszczącego w sobie
miękkie, błoniaste części ucha, zawierające zakończenia nerwowe. Wiadomo dalej, że w przedniej części szyi znajduje się szcze
gólna kość, zwana podjęzykową, podpiera
jącą nasadę języka, a składająca się z trzo
nu czyli części środkowej, oraz z dwu par bocznych wyrostków czyli rożków: pary
fig. 7.
wielkich rożków i pary małych; ostatnie łą
czą się zapomocą więzów (ligementa stylo- hyoidea) z wyrostkami rylcowemi (processus styloidei), znaj duj ącemi się na dolnej stro
nie kości skroniowych czaszki. Z kostek słuchowych, młotek i kowadełko, a dalej cała kość podjęzykową, owe wyrostki rylco
we kości skroniowych i więzy łączące je z rożkami małemi—stanowią wszystkie czę
ści szczątkowe, przedstawiające pozostałość po bardzo ważnych i ciekawych organach, istniejących u najniższych kręgowców, a tyl
ko w stanie zarodkowym Występujących u wyższych kręgowców i u człowieka.
Jeśli przyjrzym y się bliżój skrzelom ryb, pod ruchomą pokrywą kostną po bokach głowy umieszczonym, zobaczymy, że są one osadzone na lukach kostnych, w liczbie kil
ku (naj wyżej siedmiu) par. Otóż, łuki skrze- lowe, jakie istnieją u ryb w stanie dojrza
łym, występują też w rozwoju u wszystkich zwierząt kręgowych, nie wyłączając czło
wieka. Na fig. 1-ój widzimy kilka par ta
kich łuków skrzełowych (k), w szyjowej części zarodka człowieka umieszczonych.
Zarodkowe łuki skrzelowe oddzielone są od siebie szczelinami i rospadają się później
w poprzecznym kierunku na oddzielne czę
ści, różnym ulegające modyfikacyjom. U ryb , płazów, gadów i ptaków, z pierwszej pary łuków skrzełowych tworzy się a p a r a t w ie s z a d ł a s z c z ę k i dolnej, podzielony w kie
runku poprzecznym na kilka części ko
stnych. U ryb, aparat ten składa się z 3-ch, 4-ch oddzielnych kości (cjuadratum, hyoman- dibulare, symplecticum i chrząstka Mecke- la), stanowiących pochodne pierwszej pary łuków skrzełowych. U płazów, gadów i pta
ków, aparat ten rospada się na właściwą chrząstkę szczęki dolnej, tak z w. chrząstkę Meckela, oraz na kostki, łączące tę ostatnią z czaszką, tak zw. kości kwadratowe. U ssą
cych zaś i u człowieka pierwsza para łuków przekształca się także w dolnej swej części w chrząstkę Meckela, na zewnątrz której powstaje później szczęka dolna, górne zaś odcinki łuków tych, które u ptaków prze
kształcają się w kości kwadratowe, reduku
ją się w znacznym stopniu i przechodzą w owe drobne dwie kosteczki słuchowe:
młotek i kowadełko *). D ruga para łuków skrzełowych, także zanika u człowieka i ssą
cych w przeważnej części, górne jćj odcinki przekształcają się w owe wyrostki rylcowe, dalsze zaś części biorą udział w tworzeniu się kości podjęzykowej, a więzy łączące tę ostatnią z owemi wyrostkami, stanowią p ra wdopodobnie także szczątki łuku. W szy
stkie pozostałe pary łuków skrzełowych człowieka zanikają bez śladu. Tak więc, jak widzimy organizm ludzki posiada w sta
nie doj rzałym części, stanowiące szczątki łu ków kostnych, na których osadzone są orga
ny oddechowe czyli skrzela, u niższych krę
gowców.
Pomiędzy mięśniami ciała naszego spo
tykamy także liczne szczątkowe. Jedne- mi z najciekawszych są mięśnie, przed
stawiające szczątki ogólnego podskórnego mięśnia zwierząt ssących. Otóż u ssących
*) Co d o teg o , k tó r a z d w u p ie r w sz y c h p ar łu k ó w sk r z e ło w y c h , ja k ie w y tw a r z a k o stk i słu ch o w e, p a n u ją j e sz c z e w n au ce p e w n e w ą tp liw o ś c i. R e ic h e r t n p . tw ie r d z ił, ż e i str z e m ię ro zw ija się z p ie r w sz e g o łu ku. I n n i twierdz% (w ię k sz o ść ), że k o stk a t a r o z w ija się n ie z a le ż n ie . M e c k e l u tr zy m u je, że p o w sta je o n a z d ru g ieg o łu k u . W e d łu g P a rk era , k o w a d e łk o p o w sta je z d ru g ieg o łu k u, m ło te k za ś z p ie r w sz e g o .
( P r z y p . a u to r a ).
360
WSZECHŚW IAT.N r 23.
znajdujemy pod skórą, wielki mięsień płaski, pokrywający całe ciało i zwany „paniculus carnosus.“ Zapomocą tego mięśnia, zwierzę może silnie potrząsać całą skórą swoją, ja k to nieraz zauważyć np. można u konia, któ
remu dokuczają muchy. Otóż u człowieka pozostały już tylko szczątki tego mięśnia;
zachowały się one tylko na szyi, w postaci dwu zrośniętych z sobą szerokich, czworo
bocznych mięśni, tworzących tak zw. „szero
ki mięsień szyjowy" (latissimus colli s. pla- tysma myoides); za pozostałość podskórnego mięśnia ssących, uważanym też jest szeroki mięsień czołowy, pozwalający nam silnie marszczyć i poruszać skórą na czole.
Do mięśni szczątkowych ciała naszego za
liczyć też należy słabo rozwinięte trzy mię
śnie uszne (podnoszący muszlę uszną, pocią
gający naprzód, odciągający w tył). Ja k wiemy, zwierzęta mają zdolność poruszania uszami, kierują one muszlę uszną w stronę, skąd dochodzi ich dźwięk jakiś, odpowie
dnio też do tej możności poruszania, uszy zwierząt ssących zaopatrzone są w silnie rozwinięte i liczne bardzo (np. u królika) mięśnie. U człowieka mięśnie te są w zani
ku i pozostają nieczynne, albowiem muszla uszna nie ma zdolności ruchu; niektórzy tyl
ko ludzie wyrabiają w sobie zdolność dobro
wolnego poruszania uszami; zdolnością taką w bardzo wysokim stopniu odznaczał się podobno Robespier, oraz anatomista holen
derski Albin.
Wspomnę wreszcie o jednym jeszcze cie
kawym mięśniu szczątkowym ciała naszego.
Myślę o małym, parzystym mięśniu piram i
dalnym (musculus pyram idalis), który znaj
duje się w dolnej części ścianki brzusznej.
Szczątkowy stan mięśnia tego stąd ju ż jest widoczny, że niekiedy mięsień ten zupełnie się nie rozwija, a mianowicie wtedy, gdy prosty mięsień ścianki brzusznej (rectus ab- dominis) ku dołowi się rozszerza, lub też znacznie się wydłuża (ja k np. u murzynów).
Otóż taki zanikowy mięsień piram idalny człowieka, zwierząt drapieżnych oraz małp, przedstawia szczątki pary silnych i wielkich tak zw. mięśni workowatych, właściwych najniższym ssącym w o r k o w a t y m (Marsu- pialia) i jednootworowym (M onotremata), gdzie mięśnie te dosięgają z przodu aż do mostka i są przymocowane do silnie rozwi
niętych takzw . kości workowatych, (na któ
rych naciągnięty j est charakterystyczny wo
rek skórny-—marsupium). Z wyższych ssą
cych, mięśnie workowate najsilniej rozwi
nięte są u c h o c h o ł a (Myogale pirenaica), gdzie dosięgają one także aż do mostka.
U innych ulegają stopniowej redukcyi, po
zostając nareszcie jako owe drobne, szcząt
kowe mięśnie piramidalne. Rzecz godna vtwagi, że, według Henlego, mięsień ten jest stosunkowo rozwinięty o wiele silniej u dzie
ci aniżeli u dorosłych, co także szczątkowo- ści jego dowodzi.
W niektórych wypadkach występują też u człowieka oraz u małp bezogonowych za
nikowe mięśnie ogonowe, silnie rozwinięte u ssących, posiadających ogon wystający.
4 H E R M A N 5 K O L B K ,
JEGO ŻYCIE I DZIAŁALNOŚĆ NAUKOWA.
P O D Ł U G E . M A Y E R A s k r e ś l ił
G r - J P .
(D o k o ń c z e n ie ).
Poprzednio była mowa, że Kolbe wy wnio
skował i przepowiedział istnienie alkoholów drugo i trzeciorzędowych. W roku 1862 spełniła się jego przepowiednia. Friedel bowiem otrzym ał przez redukcyją acetonu alkohol, o którym nie mógł orzec czy jest identyczny czy też izomeryczny z alkoholem propilowym, Kolbe zaś orzekł, że jest to naj
prostszy reprezentant alkoholów drugorzę- dowych. Z ostatnich czasów, które Kolbe
j
spędził w M arburgu, pochodzą słynne bada-
j
nia nad przemianą kwasów monokarbono- wych, w obfitsze w węgiel kwasy dwukar- bonowe.
L ata od 1859 — 1864, można uważać jako najświetniejsze z naukowego życia Kolbego.
Prócz jego własnych—wydała mała praco
wnia chemiczna w M arburgu, znaczną ilość prac uczniów Kolbego, pod jego kierunkiem dokonanych.
W r. 1865 powołany został Kolbe na ka
tedrę chemii do Lipska. Rospoczął tutaj
i badania doświadczalne, częścią sam, częścią
N r 23.
wspólnie z uczniami W raz z Wischinem zbadał Kolbe tak z w. ftalaldehyd, t. j. ciało izomeryczne z aldehydem kwasu ftalowego.
Do najważniejszych wyników prac dokona
nych za pobudką Kolbego, należy synteza bezpośrednia mocznika z dwutlenku węgla i amonijaku, dokonana przez Basaroffa i prze
prowadzenie dwutlenku węgla w kwas szczawiowy zapomocą potasu, dokonane przez Drechsla. Skoro nowy instytut che
miczny w Lipsku, którego organizacyją Kolbe w gienijalny sposób przeprowadził, otwarty został w r. 1868, rospoczął Kolbe szereg badań. W roku 1872 odkrył nitro- metan, który nazwał nitro karbolem, najpro
stszy wyraz szeregu połączeń nitrowych, któremi się Kolbe w dalszym ciągu zajmo
wał. W roku 1873 wznowił badania nad kwasem salicylowym, których wyniki ogło
sił w rosprawie pt. „Nowa metoda otrzymy
wania kw. salicylowego i kilka uwag o jego ważniejszych własnościach" Kolbe zazna
jam ia w niej z najłatwiejszym sposobem otrzymywania rzeczonego kwasu z fenolatu sodu i dwutlenku węgla, jako też z dziwnym procesem wytwarzania się kwasu paraoksy- bensoezowego, izomerycznego z salicylo
wym, w wysokiej ciepłocie z fenolatu pota
su z dwutlenkiem węgla. Synteza powyż
sza kwasu salicylowego, dała możność otrzy
mywania w wielkich ilościach tego tak ważnego dla medycyny środka przeciwgnil- nego. Nietylko jed nak w kierunku prakty
cznym przedstawiał kwas salicylowy obfity materyj ał do badania, lecz i w kierunku naukowym; wielu też uczniów Kolbego, za
jęło się odnośnemi poszukiwaniami, z któ
rych ważniejsze są badania Osta, w roku 1875 i 1876, nad tworzeniem się wieloza- sadowych kwasów z fenolatów i dwutlenku węgla i prace Yaldena, Kupferberga, Smita, Hartm ana, Ihlego, Klepią.
Następne lata mniej były obfite w prace doświadczalne, Kolbe bowiem zajęty był pracami teoretycznemi, czynnościami redak- cyjnemi, literackiemi i t. d. W roku 1882 zrobił odkrycie, badając sposoby konserwo
wania mięsa, iż dwutlenek węgla jest dosko
nałym środkiem przeciwgnilnym; tak on, ja k i prawie wszyscy ludzie zawodowi nie wie
dzieli, że przed stu laty Hermbstaedt zauwa
żył przeciwgnilne działanie tak zwanego
wówczas kwasu powietrznego. Była to osta
tnia wykończona praca Kolbego. W roku 1884 rospoczął badania nad składem chemi
cznym izatyny, te jednak nagła śmierć przerwała i zamknęła żywot niestrudzonego badacza, który w czasie czterdziestoletniego przeszło okresu pracy doświadczalnej, wzbo
gacił chemiją organiczną tyloma nowemi poglądami i wynalazkami, ja k prawie żaden inny uczony.
Nauczycielska działalność Kolbego była nader obfita w owoce. Szczególnie od cza
su otwarcia w r. 1868 nowej pracowni che
micznej w Lipsku, miał sposobność do roz
ległej działalności w tym kierunku. Setki studyjujących chemiją, nauki przyrodnicze, farmacyją i medycynę, kształciło się w jego szkole. Zasady, których się trzym ał w nau
czaniu, zebrał w wstępnym rozdziale wyżej przytoczonego dzieła, obejmującego badania dokonane w M arburgu i Lipsku, zatytuło
wanym: „Der chemische U nterricht.“ W na
uce początków chemii rozbiorowej zalecał Kolbe odrzucenie wszelkich tablic reakcyj
nych, a samodzielną natomiast obserwacyją, popartą ustnemi objaśnieniami. Rozdział ten obejmuje następnie wskazówki do pracy w chemii rozbiorowej ilościowej, co do wy
boru preparatów w celu zaznajomienia uczniów z najważniejszemi przedstawiciela
mi różnych szeregów połączeń. Po przej
ściu dopiero takiej nauki, przystępować mógł uczeń do samodzielnych badań, po
wtórzywszy jednak poprzednio jakąś zao
krągloną, ju ż ogłoszoną pracę. Główną uwagę zwracał Kolbe zawsze na pracownię chemiczną.
Z właściwą, wykładową działalnością na
uczycielską Kolbego, idzie w parze działal
ność literacka. Powyżej ju ż była mowa o rozdziałach, które redagował w słowniku chemicznym, a które były poprzednikami niejako jego „Szczegółowej chemii organi
cznej “ (AusfuhrlichesLehrbuch der Chemie).
Dzieło to, jakkolw iek obecnie przestarzałe, ma jednak jeszcze dotychczas ogromną war
tość, szczególnie historyczną; podówczas zaś było wielkim wypadkiem w świecie nauko
wym. W dziele tem występuje autor jako prawdziwy, wzorowy przyrodnik. Później wydał Kolbe „Krótki podręcznik cliemii“
(Kurzes Lehrbuch der Chemie), napisany
3 61 WSZECHŚWIAT.
3(52
W SZECHŚW IAT.N r 23.
podług tychże samych zasad co i poprzednie dzieło,
Do jego czynności literackich przyłączyła się w roku 1870 redakcyja pisma naukowe
go chemicznego „ Jo u rn a l fur praktische Chemie,“ założonego przez O. L. E rd - manna J).
Teoretyczne poglądy Kolbego sprzeciwia- i ły się w wielu rzeczach z poglądami innych słynnych chemików. Naukę o łańcuchach
jatomów uważał Kolbe za błędne obałamu- cenie, powstałe wskutek przeistaczania zna- j nych faktów. Szczególnie zaś występował i przeciw nauce o ugrupowaniu się atomów w związkach, do czego doprowadziło obra- | Kowanie zwolenników teoryi budowy związ-
jków. Jako twórcę tej błędnej nauki uwa
ża! Kekulego i ostro przeciw niemu wystę
pował.
W życiu prywatnem był Kolbe nader przystępnym, miłym, dowcipnym. L ubił nadzwyczaj muzykę, a w szczególności Mo
zarta i Bethowena. W ostatnich czasach podupadł na zdrow iu wskutek oddychania trującemi param i, co spowodowało chorobę narządów oddechowych, do czego przyłączyło się stłuszczenie serca, które śmierć sprow a
dziło. Dzień, którego końca nie miał już Kolbe przeżyć, przepędził w dobrem zdro
wiu i był nadzwyczaj czynny. W ieczorem d. 25 List. 1884 r. śmierć zabrała wielkiego badacza, zamykając żywot poświęcony p ra
cy. W Hermanie Kolbem utraciła potężną podporę klasyczna szkoła, którą swym wiel
kim umysłem wspierał i do której rozwoju się przyczyniał. Do jakiego rozwoju zdol
na była dawna teoryja rodnikow a Berzeliju- sza i Liebiga, dowiódł Kolbe.
Przedmiotowo całkiem ocenić zasługi Kolbego w dziedzinie nauki jest jeszcze teraz niemożliwą rzeczą. Działalność jego należy do historyi nauki, która ją lepiej ocenić zdo
ła, aniżeli wielka część ludzi zawodowych.
Bezstronny historyk chemii udowTodni, że naukowe badania H erm ana Kolbego wzmo
cniły najnowszy rozwój chemii organi-
') P ie r w o tn ie w y d a w n ic t w o m ia ło t y t u ł „ J o u rn a l fiir te c h n is c h e u u d o e k o n o m is c h e C h e m ie 11 i w y c h o d z iło o d 1828 r.
] cznej, a wraz z nim teoretyczno-chemiczne poglądy na skład i budowę związków orga
nicznych.
M U H U KARTOFLE
I J E J STOSUNEK
DO CHORÓB ZARAŹLIWYCH W OGÓLNOŚCI.
PKZEZ
prof. Edwarda Slrasburgera.
(D o k o ń c z e n ie ).
„Zaraza“ na kartofle w Europie poraź pierwszy występuje w charakterze zagraża
jącej uprawie tego ziemiopłodu, strasznej pospólnicy, w r. 1845. Mniemać się wszak
że nie godzi, jakoby choroba ta poprzednio nie istniała. Przeciwnie, istnienie jój da
wniejsze stwierdzić się daje z dostateczną niezawodnością. Lecz dopiero w roku 1845 przybiera ta choroba na naszym lądzie nie
słychaną swą siłę, tę gwałtowność i suro
wość, • z jak ą sroży się naraz we Francyi, Anglii, Belgii, H olandyi, w Niemczech i w Rosyi. Z jednakow ą prawie siłą grasu
je aż do roku 1850, odtąd dopiero łagodnie
je. W latach mokrych epidemija gwałto
wniejszą jest niźli w suchych, a rok 1845, ów rok pierwszej potężndj pospólnicy, od
znaczał się wogóle niezwykle mokrym sta
nem powietrza. W istocie też, rzeczą jest więcej niż prawdopodobną, że moc jadow ita czyli z j a d l i w o ś ć grzybka Phytophtora, podsycana czy spotęgowana przez szczegól
nie sprzyjające wpływy, wzrosła w przyto
czonym łat okresie. Pogląd taki znajduje uzasadnienie, odkąd podobne stosunki poznać zdołaliśmy w świecie bakteryj. Najmniej
szej już bowiem obecnie ulegać nie może wątpliwości, że jadow ite własności tych istotek, zależnie od warunków, w jakich je wychowujemy— w sztucznej mianowicie ho
dowli'—mogą wzmagać się lub słabnąć. Ba
dania Pasteura i innych dostateczną tw ier
dzeniu temu nadały podstawę, ostatnio zaś
znowu prawdziwości tego faktu, z wszelką
N r 2 3 . WSZECHŚWIAT. 3 6 3
naukową, ścisłością, dowiódł Prażmowski dla bakteryi karbunkułowej (Bacillus An- tliracis). Powyżej więc wyrażone zdanie, że wyjątkowo przyjazne wpływy atmosfe
ryczne r. 1845, wzmocniły jadow itośćgrzyb
ka, a przez to sprawiły silną i srogą epide- miją kartoflanej „zarazy“, teoretycznie jest najzupełniej usprawiedliwionem.
W pomyślniejszym dla nas wypadku, gdy pada „zaraza“ na kartofel, może być to tyl
ko, że zatrzyma się w miejscu; „wyzdrowie
nie" organizmu, w znaczeniu postradania przezeń choroby, nie jest tu możliwem, gdyż roślina nie posiada możności nietylko uśmier
cenia swego niszczyciela, lecz nawet skute
cznego odgraniczenia się odeń ochronną, kor
kową warstwą. Inaczej zgoła rzecz się ma z chorobami bakteryj alnemi człowieka, któ
rych on pozbyć się, które przebyć, przetrzy
mać—ja k powiadamy—może, a które nadto przy pewnych warunkach nadają mu jeszcze ochronną odporność. Nać kartoflana sku
tecznie od zarazy zahespieczona być wcale nie może: wszystkie osobniki danej odmiany kartofla podlegają jój w jednakowym, mniej więcej, stopniu, tak, że choroba szybkim po- stepuje krokiem, dopóki wszystkie dostępne jój osobniki nie zostaną wyniszczone. Od
miennie dzieje się przy pospólnicach, nawie
dzających ród ludzki, gdzie zastosowywane środki zaradcze (profilaktyczne) usiłują za- pobiedz szerzeniu się epidemii i gdzie w a
runki miejscowe jakoteż skłonność indywi-
Jdualna osób gra daleko większą, rolę. Obok wpływów, jakie wywierają przedsiębrane środki ochronne, przyczyniają się więc tutaj do ograniczenia skutków epidemii i do prze
ciwdziałania tym chorobom doniosłe czyn
niki naturalne, jako to: wymieranie osób największą do choroby skłonność mających, a więc w pierwszej niejako linii przez po- spólnicę ze świata sprzątanych, dalej odpor
ność czy niepodatność osób, które wyzdro
wiały, a wreszcie szczególnego rodzaju za- bespieczenie ochronne, jakiego nabywa lu- j dność wogóle przez dłuższe grasowanie epi- \ demii w danej miejscowości. Ta szczególna własność fizyjologiczna polegać ma-— j a k ogólnie przypuszczaj ą-—na przeby waniu cho
roby w jej pierwszych, nieuchwytnych dla nas fazach. W szystkie te czynniki razem sprawiać muszą, że warunki dla danych
chorobotwórczych bakteryj coraz niekorzy
stniej szemi się stają, że epidemija słabnie, a w końcu ustaje. Lecz, niezależnie od wa
runków takiego, czasowego tylko wygaśnię
cia danej epidemii, ogólne doświadczenie uczy nas •— i to zgodnie dla roślin ja k i dla zwierząt—że siła pospólnycli chorób zaraźli
wych wogóle, niezależnie od ich specyj alnej natury, zawsze i koniecznie w miarę ich trwania słabnie i zmniejsza się. W ydaje się to tak, ja k gdyby pasorzyty stopniowo tra ciły coś z tej władzy, jaką nad niszczonym j posiadają organizmem, ja k gdyby owa zja- dliwość ich się zmniejszała. Nastręcza się tu wszelako naturalne przypuszczenie, że przy sprzyjających znów warunkach, zjadli- wość ta napowrót do poprzedniej swój potę-
| gi wzrastaćby musiała; trudnem jest rzeczy
wiście do zrozumienia, że nie dzieje się tak w rzeczy samej. Uciec się tu wypada do tego chyba przypuszczenia, że z postępem i trwaniem epidemii własności żyjątek cho
robotwórczych do tego już zmieniły się sto
pnia, że pasorzyty nie mogą już posiąść tej, jak ą miały, zjadliwości. Przeciw przypu
szczeniom bowiem dziedzicznej niepodatno- ści lub doboru naturalnego pod wpływem epidemii, skutkiem którego byłoby znikanie osobników podatnych, przemawiają bardzo doniosłe i poważne względy.
Phytophthora, tak samo ja k i kartofel, jest pochodzenia amerykańskiego; w którym roku poraź pierwszy zawleczoną zotała do Europy, tego rzeczywiście nie wiemy. P a miętną epidemiją europejską 1845 roku po
przedziły w Ameryce potężne pospólnice w latach 1843 i 1844. Tam przeto grzybek posiąść mógł wzmocnioną swą zjadliwość.
Odkąd wiemy, że niteczki czyli strzępki j grzybka zimują we wnętrzu bulwy kartofla
nej, wyjaśnienie sposobu przywędrowania pasorzyta z za oceanu nie przedstawia nam trudności. Czy więc przyjmiemy, że pomię
dzy srogiemi epidemijami w Europie w ro
ku 1845, a w Ameryce w 1843 oraz 1844 zachodzi związek bespośredni, czy też p rzy
puścimy, że grzybek w złośliwości swojej wprost i niezależnie -— dzięki mokremu latu 1845 roku ■ —• na naszym spotężniał lądzie;
| faktem niezmiennym zawsze pozostanie, że
3 6 4 w s z e c h ś w i a t . N r 23.
Phytophthora wcześniej, przed tą. datą do Europy przy wędro wała.
Objawiano między inneini zdanie, że wy
trzymałość oporna w roślinie samej, to jest w naci kartofla, wciąż słabnie, co oczywiście wywołuje wzmożenie się ogólne choroby.
Dopatrywano się łączności pomiędzy tem zjawiskiem a okolicznością, że powszechnie uprawiane „kartofle" wyprowadzanemi by
wają zawsze z bulw, a więc drogą bezpłcio
wą. Roślina, pochodząca z takiego rozsa
dzania, doznawaćby przez to miała pewne
go osłabienia, wycieńczenia, czy też ogólnie fizyjologicznego zestarzenia. Bespośrednie jednak doświadczenia wykazały, że rośliny, wyprowadzone z nasienia, bynajmniej nie są bardziej wytrzymałemi i nie większy sta
wiają opór grzybkowi, niż rośliny z bulw rozsadzone. Zresztą, znanym jest ogromny poczet dzikich, przez nasiona się jedynie roz
mnażających roślin, które podlegają podo
bnym chorobom, wywoływanym przez pa- sorzytnicze grzybki.
Środków, leczących liście lub bulwy k a r
tofla, dotknięte „zarazą“ dotychczas nie ma
my. J akżebyśmy też mieli się uporać z grzybkiem, rozwijającym swą grzybnię we wnętrzu roślinnej tkanki? Zalecane leki, ja k koperwas miedziany, potaż gryzący, su- blimat, arsenijan potasu, nafta i t. p., mają tę zasadniczą wadę, że niszczą wraz z grzy
bem samą również roślinę, czy to nać czy bulwę. Więc nie leczyć środkam i terapeu- tycznemi, lecz zapobiegać w drodze profi
laktycznej należy; działalność zaś w tym ostatnim kierunku może, ja k to ju ż wyżej widzieliśmy, przedstawiać pewne widoki po
wodzenia.
Na powierzchni kartofli (t.j. bulw), gniją
cych na sucho czy na mokro, można widzieć pleśń białawą, która jedn ak z rozwojem Phytophthory żadnego nie przedstaw ia związku i zaliczoną być winna do gatunków Hypomyces (Fusisporium) Solani i Nectria (Spicaria) Solani. Niteczki tych grzybków pleśniowych przebiegają w całej masie kar
tofla (bulwy); rozgałęziają się nietylko w mię
dzykomórkowych przestrzeniach, lecz prze
bijają się przez komórki i wdrażają się do ziarn krochmalowych, które niszczą. Otóż, niezmiernie ciekawym jest zbadany dokła
dnie fakt, że zdrowe, wolne od „zarazy"
kartofle opierają się obu tym pleśniakom.
Nawet na powierzchni przekroju rozerżnię- tego kartofla zasiana, pleśń ta nie może się zagłębić i tam osiedlić. Zdrowa bulwa, owszem, odgradza się zaraz od pleśni zapo
mocą warstwy korkowej, tak, że grzybek skazanym zostaje na żywienie się warstwą wierzchnich komórek, przy rospłataniu no
żem uszkodzonych. Zgoła inaczej bywa, gdy kartofel chorował na „zarazę." W tedy ple
śniaki powyższe z łatwością dostają się do komórek wyniszczonych przez Phytophtho- rę, a w następstwie i żywe jeszcze, lecz nad
wątlone przez chorobę komórki, oprzeć się im nie mają już władzy. I oto przed nami obraz skombinowanej choroby, gdzie osie
dlony ju ż pasorzyt toruje drogę innym, bądź saprofitycznym bądź pasorzytniczym istot
kom, a w ten sposób powoduje przyplątanie się nowych dla ustroju dolegliwości. Nastę
pnie, w wilgotnem otoczeniu, przyłączają się jeszcze bakteryje. Tych ostatnich do
piero istot dziełem są charakterystyczne oznaki mokrej zgnilizny, a mianowicie: roz
mazywanie się kartofla na maź, jak b y prze- , gnojoną, cuchnącą. Zdrowe i całe bulwy kartoflane niepodatnemi są zgoła dla owych bakteryj. Co więcej, zupełnie zdrowa bul
wa skutecznie odgrodzić się od nich może, gdy umyślnie w sztucznie zadaną kartoflowi ranę, wszczepimy bakteryj e. M okra zgni
lizna w tym wypadku, t . j . zaszczepienie bakteryj wtedy jedynie przyjąć się może, jeśli odnośny kartofel wśród ogromnej po
zostawać będzie wilgoci. Przyjm ie się zaś przy stopniu wilgoci daleko mniejszym, gdy kartofel cierpi „zarazę", skoro więc jest w nim Phytophthora. Chora bulwa nie po
siada ju ż władzy wytworzenia ochronnej warstwy korkowej. Zjawiska te są nader pouczające, gdyż stanowią wymowne popar
cie dla poglądów, głoszących, że i w szeregu chorób zaraźliwych u człowieka, niektóre powodowane bywają przez współdziałanie kilku działaczy chorobotwórczych naraz, ' z których jeden toruje drogę innym. Na tej zasadzie zrozumiałem się staje, jako pewne choroby zaraźliwe, a w tej liczbie np. chole
ra, nie udzielają się wprost przez zetknięcie
człowieka z człowiekiem, lecz przywiązane-
mi, przykutemi niejako być się zdają do pe
N r 2 3. WSZECHŚWIAT. 3 6 5
wnej miejscowości. Mniemać można, że za
chodzi tu potrzeba, aby najpierw jeden cho
robotwórczy „zarazek", umiejscowiony, po
czątkowaniem w działaniu, otworzył współ
uczestnikom drogę do dalszych działań i w ten sposób je niejako umożebnił. Nie wyłącza to Mrcale możliwości, aby poza żyjącemi istotkami żadne ju ż inne czynniki nie miały i nie mogły wywoływać owój skłonności lo
kalnej , t. j. nabywanego w danej miejscowo
ści usposobienia do przyjęcia choroby: wszak dopiero co poznaliśmy w wilgoci wyraźnego sprzymierzeńca w rozwoju Phytophthory i innych grzybków.
Bakteryje mokrej zgnilizny wydzielają ferment, pod wpływem którego ścianki ko
mórek, składających bulwę kartoflaną, ule
gają w mniejszym lub większym stopniu rospuszczeniu, tak, iż rozluźnione, rospa- dnięte komórki oddzielne, napotykają ze wszech stron ciecz, zawierającą bakteryje. j W tedy błony pojedyńczycli komórek zupeł
nie stoczonemi zostają, a ostatecznie zni
szczenie przechodzi na ziarna skrobi, wypeł
niającej wnętrza komórek. Ziarna krochma
lu na ostatku przeto stają się pastwą bakte
ryj; na mokro więc nawet gnijące kartofle w początkach gnicia posiadają całą jeszcze ilość krochm alu i mogą być w sposób taki, ja k wyżej podano, spożytkowanenii na cele techniczne. W każdym oddzielnym wypad
ku mikroskopowe badanie poucza o wewnę
trznym stanie dotkniętych zgnilizną kartofli.
Bakteryj a, szerząca mokrą zgniliznę, jestto Bacillus butyricus, taż sama bakteryj a, któ
ra wywołuje fermentacyją masłową, a stąd ta woń wstrętna, którą przy gniciu na mo
kro wydają kartofle.
Na tem możemy zakończyć nasz treściwy zarys. Mamy to przekonanie, iż zdołaliśmy wykazać, że przejawy, zachodzące przy epi
demii, grasującój wśród roślin, przedstawia
ją wartość i cennemi być mogą przy ogól
nym rozbiorze zagadnień z dziedziny cho
rób zaraźliwych. Jakkolw iek przedział jest głęboki, a różnice pomiędzy rośliną a zwie
rzęciem najbardziej podstawowy mają cha
rakter, •— niezaprzeczoną i najbardziej isto
tną jest przecież jedność materyi zasadniczej roślinnych i zwierzęcych komórek. Owoc- ; nemi przeto być zawsze winny wszelkie usi- I
łowania, mające na celu sprowadzenie obja
wów życiowych, zachodzących w obudwu państwach żywej przyrody do wspólnego niejako mianownika i oparcie ich na wspól
nych zasadniczych podstawach.
Korespondencja Wszechświata,
K u c h u m y s ł o w y A k a d e m i i U m i e j ę t n o ś c i w r. 1884.
N a p u b lic z n e m d o r o c z n e m p o sie d z e n iu A k a d em ii U m ie ję tn o śc i w K r a k o w ie , k tó r e się o d b y ło d n ia 4-go M aja b ie ż ą c e g o roku, S e k r e ta r z j e n e r a ln y te jż e A k a d e m ii h r. S t. T a r n o w sk i z d a w a ł sp raw ę z ca ło r o c z n e j c z y n n o śc i jej c z ło n k ó w , o r a z c z ło n k ó w je j k o m is y i.
Z e sp ra w o zd a n ia te g o , oraz z p rz e g lą d u w y d a w n ic tw a k a d e m ic k ic h , c z e r p ie m y n a stę p u ją c e d a n e, b liżej o b c h o d z ą c e c z y te ln ik ó w W sz e c h św ia ta .
O gół p r a c n a u k o w y c h A k a d e m ii, p o d z ie lo n y je s t p o m ię d z y tr z y w y d z ia ły : I filo lo g ic z n y , II liis to r y - czn o -filo zo ficzn y i III m a te m a ty c z n o -p r z y r o d n ic z y .
W y d z ia ł t r z e c i ( m a te m a ty c z n o - p r z y r o d n ic z y ), m ia ł p r z e d s ta w io n y c h so b ie p ra c i ro sp r a w 37, z k tó r y c h 10 n a le ż y do za k resu m a te m a ty k i, sz e ść d o z a k resu fizy k i, t r z y d o za k resu m e c h a n ik i, d w ie do z a k r e su c h e m ii, d z ie s ię ć do za k resu b o ta n ik i, je d n a do za k resu z o o lo g ii, c z te r y d o g ie o lo g ii, p a le n to lo g ii i p a le o e tn o lo g ii i je d n a d o za k resu n a u k le k a r s k ic h . C zęść t y c h ro sp r a w z a m ie sz c z o n o w to m a c h IX , X i X I P a m ię tn ik a w y d z ia łu , c z ę ś ć w X II to m ie „ R o s
praw i sp r a w o z d a ń w y d z ia ło w y c h 11, a c z ę ś ć p r z y g o to w u je s ię d o dru k u .
W to m ie I X „ P a m ię tn ik a w y d z ia łu '1 z a m ie sz c z o n e z o s ta ły ro sp ra w y : „ Z a s to so w a n ie w y z n a c z n ik ó w w t e o r y i n a jm n ie js z y c h k w a d r a tó w 11, p rzez D o m . Z b roż- k a , „D ow ód p e w n e g o tw ie r d z e n ia , t y c z ą c e g o się d w u w y z n a c z n ik ó w o g ó ln y c h " , D -ra W ł. K r e tk o w sk ie g o ,
„O p o zo rn ie d w u w a r to śc io w y c h o k r e ślo n y c h c a łk a c h p o d w ó jn y c h 11, D ra J . P u z y n y , „ P rzeb ieg r o c z n y c ie p ło ty p o w ie tr z a w K r a k o w ie 11, D ra St. K u c z y ń sk ie g o ,
„O c a łk o w a n iu ró w n a ń r ó ż n ic z k o w y c h lin ijn y c h r z ę du d r u g ie g o , m a ją c y c h w s p ó łc z y n n ik i lin ijn e p r z y p o m o c y k w a d r a tu r 11, A . J . S to d o łk ie w ic z a , „O c a łk o w a n iu ró w n a ń r ó ż n ic z k o w y c h lin ijn y c h rzęd u d r u g ie g o , w p o s ta c i (c2 x 2 -f- b 2 x -f- a2) y" -f- (b , x -|- a[) y'—j—a()y = o , J. R o je w sk ie g o , „ P r z y c z y n e k d o t e o r y i k r ą ż e n ia so k ó w u r o ś lin (z ta b lic ą ), D -ra E . G o d le w sk ieg o .
W to m ie X te g o ż P a m ię tn ik a u m ie szczo n o d o tą d ros- p ra w ę prof. K u c z y ń sk ie g o „ P o ró w n a n ie p o d w z g lę d e m ś c is ło ś c i 6 w z o r ó w w m ie js c u d a n e m 11, d ru k u je się w n im ta k ż e r o sp r a w a D r a J a w o r o w sk ie g o „ 0 sw o b o d n y m ro sp le n iu w n ę tr z n e m k o m ó r e k 11 i ro sp r a w a