Stanisław Czerniak
Polska Akademia Nauk
R O D O W Ó D HISTORYCZNY I TEORETYCZNA TOŻSAM OŚĆ SO C JO LO G U W IEDZY
Pojęcie „socjologia wiedzy” należy do bardziej kontrowersyjnych w huma
nistyce XX w. Już na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych toczono żarliwe polemiki wokół obszaru refleksji stanowiącej jego tak czy inaczej rozumiany desygnat. Odsyła ono, jak sądzę, do dwóch różnych, niezbieżnych ze sobą kwestii teoretycznych. Pierwsza z nich wiąże się ż pytaniem o społeczne uwarunkowania wiedzy, tzn.: 1) o relacje zachodzące pomiędzy badanymi całostkami wiedzy (kategoriami pojęciowymi, teoriami, światopoglądami, sty
lami myślenia) czy też typami rozwoju wiedzy a wybranymi czynnikami o charakterze społecznym (np. interesami grupowymi, usytuowaniem nosicieli wiedzy w społecznym podziale pracy, specyfiką grupowych praktyk produkcyj
nych); 2) o korespondujące z tymi relacjami epistemologiczne skutki w sferze wiedzy (wiąże się z nimi np. odpowiedź na pytanie o stopień obiektywności wiedzy społecznie uwarunkowanej). Druga kwestia wiąże się natomiast z pyta
niem o rolę wiedzy jako czynnika współkonstytuującego to, co socjologowie nazywają społeczeństwem (problem ról społecznych, do których przypisana jest produkcja i pielęgnacja wiedzy, związków pomiędzy społeczną transmisją wiedzy a kształtowaniem się instytucji społecznych itp.). Jak łatwo zauważyć, o ile pierwszy rodzaj zagadnień ma charakter filozoficzno-historyczny, drugi odsyła do socjologii i może być rozumiany jako składnik teorii społecznej.
Socjologia wiedzy z natury rzeczy zatem sytuuje się pomiędzy różnymi frontami zainteresowań humanistycznych. Niezależnie od tego, jaki status teoretyczny i metodologiczny zostanie jej ostatecznie przypisany, za teren właściwy refleksji określanej tym mianem trzeba uznać pogranicze różnych dyscyplin badawczych.
Teza ta ma przy tym charakter tyleż teoretyczny, co historyczny. Również geneza socjologii wiedzy jest bowiem przykładem interdyscyplinarnej osmozy idei. Prekursorami socjologii wiedzy byli zarówno filozofowie, jak i soc
jologowie, a jej klasycy, tzn. myśliciele, którzy jako pierwsi określili sami siebie tym mianem (M. Scheler, K. Mannheim) występowali np. w roli historyków idei badających ich „społeczną metrykę”, filozofów zastanawiających się nad epistemologicznymi charakterystykami wiedzy społecznie uwarunkowanej, jak
i socjologów usiłujących zidentyfikować np. wiedzotwórcze interesy grupowe rozmaitego typu. Mówiąc o ideowym rodowodzie socjologii wiedzy mam przy tym na myśli z jednej strony świadomość filozoficzno-teoretyczną, w obrębie której rodziły się wyszczególnione wyżej pytania socjopoznawcze (można pokazać np. ich związki z epistemologią niefundamentalistyczną czy też z „postkantowską” refleksją metaepistemologiczną'), z drugiej zaś — konkret
ne stanowiska filozoficzne bądź rozstrzygnięcia doktrynalne, na gruncie których socjologia wiedzy zaistniała jako pewien specyficzny typ dociekań (przykładem jej związki z tradycją marksowską czy nietzscheańską).
J. Niżnik w swej książce Socjologia wiedzy2 szkicuje w interesujący sposób owo rozległe historyczne tło socjologii wiedzy. Nie pomija w nim jej odległych w czasie antycypacji (rozdziały o Protagorasie z Abdery i F. Baconie), jest świadom ważności filozoficznej genezy badanej problematyki (omawiając obszernie rolę K. Marksa, F. Nietzschego i W. Diltheya w wykrystalizowaniu się jej klasycznego korpusu zainteresowań), nie ogranicza się wreszcie do rekonstrukcji klasycznych koncepcji socjopoznawczych, lecz sięga do stano
wisk współczesnych (Berger, Luckmann, Habermas), ukazując ich rozliczne związki z socjologią wiedzy lat dwudziestych (przykładem ciekawe uwagi na temat powiązań socjologii wiedzy M. Schelera z tzw. fenomenologicznym nurtem socjologii wiedzy).
Szczegółowe omawianie głównych diagnoz autora zawartych w prze- glądowo-historycznej części pracy wykraczałoby poza ramy tej recenzji.
Chciałbym więc zwrócić jedynie uwagę na fakt, że na tle innych współczesnych prac o podobnej tematyce (przykładem monografia M. K rüger3) książka Niżnika wyróżnia się równoprawnym potraktowaniem socjologicznych i filo
zoficznych filiacji socjologii wiedzy. M am tu przy tym na myśli nie tylko ukazanie dorobku jej socjologicznych prekursorów (w rozdziałach poświęco
nych twórczości Durkheima i Pareta), lecz również okoliczność, że do klasyków socjologii wiedzy — obok wspomnianego już Schelera i Mannheima
— zalicza Niżnik słusznie M. Webera, którego stanowisko omawia w swej książce dość obszernie. Byłoby, notabene, rzeczą nader interesującą całościowe zbadanie wpływu M. Webera na humanistykę europejską w okresie między
wojennym. Oddziałał on bowiem bezpośrednio nie tylko na twórców socjologii wiedzy, lecz również na takich jej krytyków, jak G. Lukacs czy M. Horkheimer.
W jakiej mierze owe różnokierunkowe wpływy myśli Weberowskiej korespon
dowały ze sobą i czy można mówić o jakimś dominującym wzorze jej recepcji w owym czasie?
1 Por. S. Czerniak: Socjologia wiedzy M . Schelera. Warszawa 1981, s. 17—27.
2Por. J. Niżnik: Socjologia wiedzy. Zarys historii i problematyki. Warszawa 1989. Autor odwołuje się w niej do swego bogatego dorobku badawczego z zakresu epistemologii i metodologii nauk społecznych. Por. m.in. J. Niżnik: Przedmiot poznania w naukach społecznych. Warszawa 1979 oraz prace tegoż autora zawarte w wydanej pod jego redakcją pracy zbiorowej Rozwój nauki a społeczny kontekst poznania.
3 Por. M. Krügen Wissenssoziologie. Stuttgart 1981.
Swe analizy historyczne sytuuje Niżnik w szerszym kontekście dociekań metodologicznych i teoriopoznawczych, którym chciałbym poświęcić nieco więcej uwagi.
A. Problem statusu socjologii wiedzy. Niżnik pozostawia tę kwestię w zasa
dzie bez jednoznacznej odpowiedzi, chociaż prezentuje liczne zastrzeżenia wobec poglądu, iż socjologia wiedzy stanowić miałaby autonomiczną subdys- cyplinę o specyficznym przedmiocie i metodach czy też posiadający ściśle określone granice obszar zainteresowań. Bliższe jest mu podejście upatrujące w niej „teoretyczną perspektywę” uprawiania nauk społecznych czy też
„metodę refleksji społecznej”. Przychylałbym się do tej opcji z tym za
strzeżeniem, iż nie włączałbym do tak sformułowanej definicji socjologii wiedzy predykatu „społeczny”. Podejście „socjopoznawcze” niekoniecznie odnosić się musi do nauk społecznych sensu stricto. Przez pryzmat socjologii wiedzy
„widzieć” można np. równie dobrze historię matematyki czy fizyki. Dlatego byłbym skłonny uznać „socjologię wiedzy”, zgodnie zresztą z jedną z propozy
cji terminologicznych autora, raczej za zbiór „postulatów badawczych”, możliwych do zaadaptowania przez różne dyscypliny teoretyczne czy his
toryczne, i streszczających się w zaleceniu, by uwzględniać na danym obszarze dociekań kwestię społecznych uwarunkowań poznania oraz — jeśli jest to merytorycznie uzasadnione — poddawać bliższej analizie same owe społeczne uwarunkowania jako swoiste procesy społeczne.
Historyk idei poprzestanie, rzecz jasna, na pierwszym wymiarze refleksji, socjolog — sięgnie do drugiego, czyniąc z socjologii wiedzy, by użyć sfor
mułowania autora, „metodę analizy społecznej”. Nie znaczy to jednak, by istnieć miał jakiś metodologiczny imperatyw przykrawania definicji „socjologii wiedzy” a priori do któregoś z tych zadań. Skłonność ta nieobca jest zaś np.
socjologom (Berger, Luckmann, Ziółkowski), którzy explicite odcinają się od dawnych związków socjologii wiedzy z epistemologią i historią idei. Otóż z faktu, że socjologię wiedzy można traktować jako jedną z możliwych wersji teorii społecznej nie wynika, że tenże socjolog wiedzy jako socjolog nie może pytać jednocześnie np. o społeczne uwarunkowania teorii społecznych, uzupeł
niając aspekt wąskoprzedmiotowy historyczno-metateoretycznym (można po
stawić wręcz tezę o niezupełności teorii społecznej, która nie zawierałaby subteorii społecznych uwarunkowań procesu tworzenia teorii społecznych oraz kognitywnych rezultatów tych procesów). Innymi słowy, w konfrontacji z wąską „zakresową” definicją socjologii wiedzy, prowokującą do jałowych sporów terminologicznych (kto ma prawo czym się zajmować?), trafna wydaje się definicja, która podkreśla inspiracyjny, heurystyczny charakter socjologii wiedzy oraz pozostawia sprawą otwartą zarówno czyniony z niej konkretny subdyscyplinarny użytekjak i samą definicję wiedzy, jaka może tu wchodzić w grę (Niżnik słusznie zauważa, że o kierunku krytyki K. Poppera pod adresem socjologii wiedzy zadecydowała przyjęta przezeń wąska, scjentystycz- na definicja wiedzy; od kwestii definicji wiedzy rozpoczyna również swą próbę
„socjologizującej” reinterpretacji socjologii wiedzy M. Ziółkowski4). Z drugiej strony jednak trzeba stwierdzić, że sami klasycy przypisywali pojęciu „soc
jologii wiedzy” z pewnością bardziej specyficzne znaczenie, podkreślając obok heurystycznych również jej ambicje filozoficzne czy ogólnokulturowe (M ann
heim np. uznawał ją za narzędzie „terapii kulturowej” oraz teoretyczne zaplecze mediacji światopoglądowych).
B. Socjologia wiedzy a ważność teorii społecznych. Głównym pytaniem teoretycznym, jakie formułuje w swej książce J. Niżnik, jest kwestia epistemologicznej ważności wiedzy społecznie uwarunkowanej. Rozwią
zanie, które proponuje, nawiązuje do Webcrowskich inspiracji socjo
logii wiedzy i zakłada, że pełniąca społeczne funkcje stronniczość wiedzy czy też jej aspektowy charakter nie muszą pociągać za sobą fałszu w sen
sie epistemologicznym ani też, jako takie, uprawomacniać relatywistycznej tezy o „kolektywnym subiektywizmie” grupowych punktów widzenia. Autor wprowadza w tym kontekście dystynkcję „przedmiotu badania” i „przed
miotu poznania”. Przedmiot badania to pewien wycinek rzeczywistości obiektywnej (Niżnik ma tu na myśli przede wszystkim sferę zjawisk spo
łecznych), ku któremu zwraca swą ciekawość badawczą podmiot teorii;
przedmiot poznania to konstrukt pojęciowy służący teoretycznej rekonstrukcji owego przedmiotu zabiegów badawczych wyselekcjonowywanego na ogół świadomie z pewnej puli obiektywnych możliwości. W ujęciu tym określonemu przedmiotowi badania może odpowiadać wiele różnych, komplementarnych względem siebie przedmiotów poznania. Jeśli założyć rzetelność metodologicz
ną i kompetencje badaczy, to nie będą się one różnić między sobą stopniem swej prawdziwości, lecz stopniem „reprezentatywności” względem pewnych określonych aspektów badanego przedmiotu. Niżnik odcina się przy tym w swej interpretacji od strukturalistycznych (L. Althousser) i neokactowskich (W. Stark) wykładni kategorii „przedmiot poznania”. Przedmiot ten nie jest, jego zdaniem, konstytuowany z chaotycznego tworzywa danych pierwotnych (jak zakładają kantyści), lecz odnoszony do rzeczywistości już językowo wyartykułowanej w obrębie wiedzy potocznej, ponadto zaś, wbrew struk- turalistom, o swoistości epistemologicznej danego przedmiotu poznania nie rozstrzyga jego usytuowanie w sieci konstruktów mu pokrewnych, tzn.
zajmowane przezeń miejsce w nadrzędnej względem niego „rzeczywistości teoretycznej”, lecz relacja, w jakiej pozostaje do przedmiotu badania, a więc jego moc eksplanacyjna w odniesieniu do wybranego fragmentu czy aspektu rzeczywistości obiektywnej. Podejście Niżnika stanowi w rezultacie interesują
cy kompromis pomiędzy pluralizmem charakterystycznym dla współczesnej epistemologii i filozofii nauki a klasycznym stanowiskiem obiektywistycznym.
Warto, jak sądzę, rozwinąć niektóre figury argumentacyjne przywoływane w pracy na jego rzecz.
4 Por. M. Ziółkowski: Wiedza, jednostka, społeczeństwo. Zarys koncepcji socjologii wiedzy.
Warszawa 1989 s. 16—37.
a) Pisząc o ważności wiedzy społecznej autor posługuje się równolegle dwoma różnymi kryteriami ważności — regułą intersubiektywności (kryterium zgody powszechnej) oraz — implicite — klasyczną definicją prawdy. Twierdzi np., że w przypadku wiedzy społecznej „fakt iż jest to wiedza intcrsubiektywna;
myśl podzielana przez innych jest praktycznie równoważny jej ważności [...]
trudno w tym wypadku [...] o inne świadectwo ważności” (s. 164.). Jednocześ
nie jednak przyjmuje milcząco stanowisko klasyczne stwierdzające, że pomię
dzy przedmiotem badania a przedmiotem poznania może zachodzić relacja adekwatności (;,wiedza o przedmiocie poznania... to wiedza ważna w od
niesieniu do czegoś, co można nazwać rzeczywistością” (s. 181). Jak uzgodnić zatem zasadniczy kierunek argumentacji autora optującego za swoiście,
„perspektywicznie” rozumianą obiektywnością wiedzy społecznie uwarunko
wanej z epistemologicznymi przesłankami i implikacjami kryterium inter
subiektywności? Para kategorii „przedmiot poznania” — „przedmiot badania”
jawi się otóż w świetle tego kryterium jako model pojęciowy niewspółmierny z nim teoretycznie, ponieważ problem prawdy eksplikuje ono w języku nie zawierającym terminów „rzeczywistość obiektywna” czy też „adekwatność”
(np. poszczególnych przedmiotów poznania względem określonych aspektów przedmiotu badania).
b) Jeśli założyć jednak, że w koncepcji autora funkcję teoretycznie kon
stytutywną pełni wyłącznie klasyczna definicja prawdy, wyłania się pytanie o kryterium prawdziwości perspektywicznych ujęć cząstkowych. Niżnik za
kłada np., że kryterium prawdy nie może stanowić w tym przypadku praktyczna istotność danego ujęcia cząstkowego, w tej ostatniej wyrażać się ma bowiem nie tyle stopień jego prawdziwości, ile „gotowość akceptacji pewnych teorii kosztem innych” (s. 200). W jaki sposób zatem określić adekwatność różnych socjologicznych teorii (przedmiotów poznania) odnoszących się do pewnego określonego przedmiotu badania, jakim jest np. rodzina? Autor skłania się, jak można sądzić — za Mannheimem, do przeświadczenia, że użyteczne mogłoby być w tym wypadku koherencyjne kryterium prawdy, interpretowane jako stopień przystawalności (dopełniania się, niesprzeczności) poszczególnych ujęć cząstkowych w ich funkcji przedstawiania różnych aspek
tów pewnego określonego, zdefiniowanego uprzednio mniej lub bardziej jednoznacznie obiektu. Brak jednak w pracy bliższego określenia warunków koniecznych i dostatecznych pozwalających przypisać danym ujęciom cząst
kowym cechę komplementarności tak rozumianej. Zakładana jest tu ona niejako z góry, podobnie jak w cytowanym za W. Starkiem przykładzie obserwacji góry M atterhorn: różne obrazy wzrokowe alpejskiego szczytu wzajemnie się uzupełniają, przy czym dla podmiotu jest rzeczą oczywistą, że odsyłają one zbiorczo do pewnego samotożsamego obiektu zwanego górą M atternhorn, ściślej zaś rzecz biorąc, do jej różnych obiektywnych profilów.
Sprawa komplikuje się jednak w przypadku obiektów identyfikowalnych z mniejszym stopniem oczywistości, gdy intuicje tego rodzaju nie stanowią już
równie wiarygodnego źródła pewności poznawczej i nie mogą przejąć na siebie roli gwaranta ontycznej bądź metodologiczne pojmowanej jedności wspólnego desygnatu poszczególnych ujęć cząstkowych. W sytuacji bowiem, gdy przed
miot badania został uprzednio zdefiniowany w języku teoretycznym, trudno wykluczyć, że różne ujęcia cząstkowe odsyłając do różnych przesłanek teorety
cznych odnosić się będą do odmiennych sfer przedmiotowych, a więc nie będą komplementarne w powyższym rozumieniu. Wartość kryterium koherencyj- nego wymagałaby zatem dalszego uściślenia w odniesieniu do przedmiotów badania nie przynależnych bezpośrednio do rzeczywistości potocznej, lecz posiadających status obiektów abstrakcyjnych, tzn. już uprzednio teoretycznie zinterpretowanych.
c) Sama koncepcja „przedmiotu poznania” ma w omawianej książce status metateoretyczny, jedynie pośrednio związany z problematyką socjologii wie
dzy, ponieważ oprócz momentów stricte socjopoznawczych omawiane są tu również językowe czy metodologiczne aspekty konstytucji przedmiotu po
znania (vide: cytowana w pracy koncepcja operatorów poznawczych I. Dąbs- kiej). N a dalszy plan czy też wręcz poza nawias rozważań w teoretycznej części pracy usunięta została zaś problematyka typologii i swoistości czynników społecznych uczestniczących w tym procesie, jak i samego przebiegu owej konstytucji. Pojawiające się w tekście odwołania do kategorii „potrzeb” czy
„interesów społecznych” są zbyt ogólne, by mogły ukazać całą złożoność oddziaływań społecznego otoczenia podmiotu wiedzy (czy też jego społecznych
„charakterystyk”) na indywidualne procesy i akty wiedzotwórcze. Pojawiają się tu np. pytania, czy wpływ owych czynników społecznych daje się wyodrębnić w postaci czystej, czy też jest z konieczności zapośredniczony (np. kulturowo), czy istnieje jakaś hierarchia ważności (istotności) wiedzotwórczego wpływu czynników społecznych, na czym polegać mógłby ewentualny związek pomię
dzy samym zjawiskiem społecznych uwarunkowań poznania a świadomością tych uwarunkowań?
Wartość książki J. Niżnika, pierwszej tego typu monografii na rodzimym rynku piśmienniczym, kojarzącej (co należy w polskiej humanistyce do rzadkości) ambiq'e teoretyczne z popularyzatorskimi, upatrywałbym również w tym, że stanowi ona zachętę do dyskusji wokół tych i wielu innych
„problemów socjologii wiedzy” 5.
3 Świadomość „problematyczności” przedmiotu własnych zainteresowań miał już M . Scheler, który nadał swemu podstawowemu dziełu z tego zakresu tytuł Probleme einer Wissenssoziologie.