APTEKA GRABOWSKIEGO
187, DRAYCGTT AVE, LCKDCH, S.W.?.
Tel. KEK 6583.
wysyła wszelkie lekarstwa do Polski Najtaniej jest wysyłać P.A.S. w proszku a nie w tabletkach
500 gr. kosztuje tylko £.3.0.0.
10 gr. STREPTOMYCYNY — £.2.12.0 3 miliony j: PENICYLINY — £.1. 3,6
ROK V
CENA lsk
STANISŁAW BALIŃSKI
WIERSZE ZEBRANE
1927 — 1947 Str. XVI+ 306 Cena 7/6 przesyłką 8/-
„Veritas", F. P. 12, Praed Mews, London, W. 2.
NR17'201/
LONDYN, NIEDZIELA 29 KWIETNIA 1951 R.
SEWERYN L. ORABIANKA
WNIEBOWSTĄPIENIE
ROZWAŻANIA NA TLE ZABYTKÓW ARCHEOLOGICZNYCH W ZIEMI ŚWIĘTEJ
bowstąpbenla Pańskiego, a więc tryumfu i chwały, znajduje się w takim poniżeniu?
Jako odpowiedź przychodzą na myśl ostatnie Chrystusowe wska
zania:
— Idźcie i nawracajcie wszyst
kie narody...
— Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię każdemu...
W
LUDZKIM porządku rzeczy ziemskie życia Jezusa było przedłużeniem życia Marii.S ukając więc miejsca, skąd Jezus wstąpił do nieba, warto wspom
nieć o dwóch innych ujmujących jak w klamry całe życie Marii; o
Dawniejsza kaplica Wniebowstą
pienia — obecnie mihrab mahometański.
miejscu Jej poczęcia i miejscu Jej wniebowzięcia. Tak się bowiem przedziwnie złożyło, że miejsce wniebowstąpienia Chrystusa Pana leży właśnie na przedłużeniu pro
stej, łączącej dwa poprzednie.
Na miejscu poczęcia i narodze
nia Najśw. Marii Panny stoi ko
ściół św. Anny w Jerozolimie. Wo
tywne Msze św. ku czci Niepoka
lanego Poczęcia N. M. Panny i Jej Narodzenia odprawiają się tam co
dziennie. O 300 metrów na wschód i o 70 w głąb, w dolinie Cedronu, znajduje się kościół Wniebowzięcia Matki Bożej obejmujący Jej gro
bowiec. Oba kościoły .pochodzą z V wieku.
Jeżeli .prostą łączącą te dwa ko
ścioły przedłużymy na wschód, to dalej na odległości dwikrotrej (600 bi) i na wysokości dwukrot
nej (140 m). na szczycie Góry Oli
wne). obok drogi wiodącej do Be
tanii, znajdziemy to miejsce, skąd Jezus wstąpił do nieba.
W odległości o jakie sto me
trów znajduje się grota, w której po swym zmartwychwstaniu u- kazał się Pan nasz po raz ostatni jedenastu zgromadzonym w niej apostołom, przemawiał do nich, zasiadł z nimi do stołu, a potem wyprowadził ich na ów pobliski szczyt „góry“, a raczej na niewiel
kie na krawędzi jaru wzniesienie, skąd błogosławiąc im uniósł się przed nimi do nieba.
Zwróćmy się wpierw myślą ku grocie.
Mówi tradycja, że ilekroć Pan Jezus przychodził do Jerozolimy, przebywał w owej grocie wraz z uczniami. W tym okresie ludzie biedniejsi mieszkali w grotach bądź naturalnych, bądź ręcznie kutych w skale w tym kraju są one suche i ciepłe. Owa zaś grota leży obok miejsca zwanego ,.Viri Galilei“, gdzie Galilejczycy zakła
dali swe obozy, kiedy przybywali do Jerozolimy na święta. Wskutek tego ową część Góry Oliwnej zwa
no .potocznie „Galileą“.
Tam więc zapewne udali się ucz
niowie,by ujrzeć Pana po Jego zmartwychwstaniu, rozumiejąc, że im tak właśnie polecił (Mat 26 32:
28 .7).
Wskazuje na to ,.Breviarius de Hierosolyma“ z VI wieku, księga w której położenie miejsc świętych oznaczono zgodnie z tekst a.-ni E- wangelii i z tradycją.
Grota, uświęcona wielokrotną bytnością w niej Pana Jezusa, a przede wszystkim Jego ostatnim ukazaniem się pożegr ainym przed swym wstąpieniem do nieba stała się bardzo wcześnie miejscem kul
tu.
W 12 lat po dekrecie medio’ań- s :in, który przyznał chrześcija
nom wolność służenia Chrystuso
wi. św. Helena, matka cesarza Konstantyna, przybyła do Jeru
zalem, by miejsca związane trady-
cyjnie z życiem Pana Jezusa oto
czyć opieką i stawiać przy nich ko
ścioły.
Chcąc jej pokazać panoramę Je
rozolimy, zaprowadzono ją na przeciwległy stok Góry Oliwnej, na miejsce, z którego we wtorek Wiel
kiego Tygodnia., ogarniając wzro
kiem całe miasto, Pan Jezus prze
powiadał jego zagładę.
Grota — miejsce ówczesnego schronienia Jezusa — była w po
bliżu. Pokazano ją również i opo
wiedziano, z jakhri zdarzeniami z Jeso życia jest związana.
Nad tą więc Grotą kazała św.
Helena wybudować wspaniałą ba
zylikę, podobną w stylu do tej,, jaką w tym czasie poleciła wznieść nad Grotą Narodzenia w Betlehem.
Obie stanęły na jednakowej wy
sokości nad poziomem morza — 820 m. Bazylice na Górze Oliwnej św. Helena nadała nazwę grecką .Eleona“ (, Oliwi.arnia“). Szły od nie obszerne schody w dół do Get- semani (800 stopni), skąd w gćrę do Złotej Bramy (250 stopki).
Obok bazyliki stanął duży klasz
tor dla jej obsługi. Diariusz .Piel
grzymka z Bordeaux“ z r. 333 już nam tę świątynię opisuje i stwierdza, że w niej odbywały się uroczystości ku czci wniebowstą
pienia Pańskiego, natomiast na miejscu, skąd Pan Jezus wzniósł się do nieba, kościoła jeszcze nie było.
Dopiero około r. 500 cesarz Justy
nian namówił matronę rzymską Pomnlę. by własnym kosztem wy- siawlła na tym miejscu świątynię.
Miejscem bezpośrednim, skąd wzniósł się Pan nasz do nieba, jest, według tradycji, skała płaską, uję
ta dziś w’ ramy z białego mdrmuru.
a dwa lekkie wgłębienia w tej ska
le czczone są — głównie przez schyzmatyków i muzułmanów — jako „ślady“ stóp Jezusowych.
Pomnia otoczyła tę skałę rotun
dą ośmioboczną o średnicy 36 m i nazwała ją „Embomon“ — wyraz, który O. Abel, O.P.. wyjątkowy znawca tych rzeczy, tłumaczy z greckiego słowami : „Au monticu
le“ — „Na Wzgórzu“.
Rotunda otwarta od stronjT nie
ba. ku któremu się Chrystus wzniósł, opierała się na pięknych kolumnach z zielonego marmuru i miała u góry osiem okien, w któ
rych się palił ogień w nocy. Nad fasadą wznosił się olbrzymi krzyż z bronzu złoconego oświetlony lam
pą wieczną.
świecił Więc Embomon z naj
wyższego wzniesienia, jak latarnia morska, na Jerozolimę i kraj cały w promieniu kilkudziesięciu kilo
metrów.
Zarówno Eleona jak i Embon stały się potężnym ośrodkiem ży
cia religijnego i promieniowały światłem wiary prawie przez trzy wieki.
Nagle roku 614 przyszła za
głada
Nadciągnęli Persowie, czciciele ognia którjt w ich kraju, w Iraku i Mosulu, płonął stale na terenach przesyconych ropą naftową. Gdzie
kolwiek się pojawili, poświęcali swemu bożkowi miejsca obcych kultów: świątynie palili, kapłanów zabijali, ludność zaś brali w nie
wolę. a jej majętność grabili.
Tak samo postąpili i tutaj: Ele- onę i Embomon puścili z dymem.
400 zakonników i zakonnic zgła
dzili a resztę spośród 1207 — upro
wadzili.
Ogółem zamordowali wtedy oko
ło 62 000 chrześcijan i spalili około 300 kościołów i klasztorów, z wy
jątkiem jedynie bazyliki Betle- hemskie.i. którą uratowała mozaj- ka nad frontonem wejściowym przedstawiająca Trzech Królów w kapłańskich szatach perskich od
dających hołd Dzieciątku.
Syci ognia i krwi, zostawiwszy po sobie zgliszcza i trupy, wrócili z łupami do kraju Wśrćd skar
bów, jakie zabrali, zagarnęli też bez
cenną relikwię — Krzyż święty, na którym Pan Jezus skonał — i do
piero w 15 lat potem, po długich bojach zmuszeni ją byli zwrócić.
Po przebytym wstrząsie Ziemia święta zaczęła się pcWoli odradzać, al? ipż w r. 638 zawładnęły nią fa
natyczne zastępy mahometan Arabów i to na trwałe.
Wprawdzie w XI i XII wieku, na okres 188 lat, odzyskali tę ziemię krzyżowcy i odbudowali wielę świą-
tyń, ale bazyliki Eleony z gruzów już sile podnieśli.
Nie odbudowali też krzyżowcy i Embomor.u w dawnej krasie (pięk
ne kolumny Arabowie zużyli na zbudowanie słynnego meczetu O- mara po drugiej stronie Cedronu), wznieśli tu natomiast — r.ad skałą wniebowstąpienia — małą, lekką rotundę o średnicy 6,5 m. spoczy
wającą ni 16 kolumienkach, otwar
tą u góry do nieba i odkrytą z bo
ków na wszystkie strony świata.
Grotą . Eleona“ zaopiekowali się natomiast dwaj duńscy rycerze krzyżowi, bracia Sveinsson, z któ
rych jeden był biskupem fińskim w Wyborgu. Zamieszkali w grocie i w niej kazali się pochować, a swój majątek przenaczyli na wybudo
wanie -obok kościoła, że zaś kult wniebowstąpienia ześrodkował się przy właściwym miejscu — rotun
dzie, obchodzono więc w tym ko
ściele pamiątkę różnych innych zdarzeń związanych z grotą, jak:
tajemnej rozmowy z Nikodemem o konieczności odrodzenia przez Ła
skę. ukrywania się w tej grocie Pana Jezusa, kiedy Go żydzi chcie- li zabić: czy to na Zielone świąt
ki. gdy dla uzasadnienia swego Sy
nostwa Bożego powoływał się na swe cuda, czy na święto Namio
tów, gdy powoływał się na swą naukę, lub na uroczystość Poświę
cenia świątyni, gdy wskazywał na swój urząd Dobrego Pasterza ‘wo
bec ludzi, którym, daje życie, gdyż On i Ojciec — jedno są!
Tu - według-tuadÿAii— udzialal..
swym uczniom nauk. Stąd roze
słał 72 uczniów, aby przepowiadali Dobrą Nowinę o nadejściu Króle
stwa Bożego i tu, gdy powracali, witał ich i wysłuchiwał ich spra
wozdań.
W tej grocie miał ich nauczyć modlitwy „Ojcze nasz“, wskazując, jak mają swe dusze usposobić, że
by się modlić godnie.
Kościół więd, jaki tu zbudowano
— miejsce modlitwy — stanął pod wezwaniem „Ojcze nasz“.
Stał krótko. Nawała arabska 1187 r. wyparła krzyżowców z Zie
mi świętej i zagarnęła świątynie, które — obrabowane i nieodna- wiane — legły w gruzach. W roku 1596 Jan Cotowic (Kotowicz?) wi
dział Grotę pustą, a naokoło ruiny.
Dopiero w r. 1868 księżniczka de la Tour d'Auvergne, krewna Napo
leona III. uzyskała od władz turec
kich pozwolenie na odbudowanie kościoła „Ojcze nasz“ i oddanie go pod opiekę SS. Karmelitanek. Na swoich ścianach ma on 40 dużych tablic z tekstem „Ojcze nasz“ w 40 różnych językach. Tablica polska została odnowiona przez nasze u- chodźstwo w 1944 r. Obok, nad sa
mą grotą, zaczęto obecnie budować bazylikę Serca Pana Jezusa.
Nie udało się natomiast nikomu odzyskać miejsca wniebowstąpie
nia Pańskiego, mahometanie bo
wiem zagarnęli je dla siebie jako miejsce, skąd wzniósł się do nieba
„ich prorok — Jezus“. Miejsce to włączyli w obręb swego meczetu, u bramy zaś zbudowali wysoki mina
ret, z którego muzzein 4 razy dzień, nie donośnym tenorem ogłasza teksty koranu.
M.żna za opłatą wejść na szczyt minaretu i oglądać — na zacho
dzie — Jerozolimę i jej okolice, a na wschodzie — migocącą w słońcu taflę Morza Martwego oraz fioletowe Góry Moabskie — Trans- jordanię.
Ssała — miejsce wniebowstąpie
nia — służy w rękach muzułma
nów jako przynęta i środek do eksploatacji pieniężnej, bo od pielgrzymów pragnących się przj niej pomodlić ściąga się opłatę.
Piękną rotundę krzyżowców ma
hometanie straszliwie zeszpecili:
obudowali ją cd góry i od boków, tak iż wer.ątrz jest prawie zupeł
nie ciemna i czyni wrażenie gro
nowe a. Zamienili ją na mihrab.
Rzadko kiedy odwiedza kto te miejsca, niegdyś tak uczęszczane.
Stoją dziś one na odludziu o ki-
!om tr od missta. z trudnym i stro
mym dojściem, wśród dzikich arab
skich osiedli.
Ale na czterdziesty dzień po Nie
dzieli Wielkanocnej w święto Wnie
bowstąpienia. tłumy zbierają się z miasta 4 okolic, gdyż tego dnia A- rat- wie, w drodze wyjątku, pozwa
lają na odprawienie tu Mszy św.
Już w wigilię przychodzą Ojco
wie Franciszkanie i odprawiają
nieszpory. Wewnątrz małej rotun
dy budują dwa ołtarze i przez 12 godzin z rzędu, od północy do po
łudnia, odprawiają na zmianę msze święte przy udziale księży z okolicy.
Jednocześnie na zewnątrz małej rotundy, ale w obrębie ruin daw
niejszej wielkiej, odprawiają swe nabożeństwa (pod zwisającymi płąchtami dla uniknięcia żaru sło- nećznego). rćżne schyzmatyckie wyznania: Syryjczycy, koptowie, grecy, ormiani • — każde w odmien
nych strojach narodowych i sza
tach kościelnych. Wszyscy śpie
wają narazi, każdy w swoim języ
ku. starając się przekrzyczeć jed
ni drugich. Jednocześnie kadzą, dzwonią, biją w grzechotki i bęb
ny..Jedynie wewnątrz małej rotundy nabożeństwa katolickie odbywają się ¡w ciszy 1 skupieniu.
Ogromne masy ludności prze
różnych ras i wyznań zbierają się od ¡wczesnego ranka i cisną się do wnętrza dużej rotundy bądź z po
bożności , bądź przez ciekawość.
W małej rotundzie katolicy przystępują do Komunii św. i za
raz kapliczkę opuszcają, by przy
bywającym zzewnątrz dać miejsce.
Przez małe, wąskie drzwi ludzie przepychają się z trudem w oba
wie przed zgnieceniem. Straż po
rządkową nazewnątrz pełnią ma
hometanie — strażnicy meczetu.
Z ruchliwego i krzykliwego tłu
mu człowiek wychodzi popychany i oszołomiony hałasem. Zanied
bany meczet, ze zniszczonym daw
niejszym Embomonem, mroczny grobowiec nad świetlanym miej
scem wniebowstąpienia Pańskiego, tumult nabożeństw odprawianych w ścisku i atmosferze wzajem
nej niechęci, jaskrawa dzikość przedstawicieli kultów, brak po
słuszeństwa jedynej władzy, usta
nowionej przez Chrystusa — i ci Arabowie żądni bakczyszu. han
dlujący miejscem świętym i po
brzękujący kluczami od wrót — wszystko to robi przygnębiające wrażenie.
Rodzi się w duszy pytanie, jak się to mogło stać, że miejsce wnie-
Fanatyzm Persów czy mahome
tan w VII wieku był wyrazem tę
sknoty za prawdziwą religią, która jednak nie została im zaniesiona w sposób apostolski. Przyszli więc tu oni z kolei, lecz nie z błogosła
wieństwem i podzięką, ale jako bicz Boży.
Także i krzyżowcy nie wypełnili swego posłannictwa — stali się krzyżakami.
Czy jednak istnieje nadzieja, że kiedyś, w .przyszłości, odbudujemy nowa Eleonę na miejscu świętej Groty i nowy Embomon na miej
scu Wniebowstąpienia? —„Nadzie
ja nie zawodzi, bo miłość Boża roz
lana jest w sercach naszych przez Ducha świętego, który nam jest dany“ (Rz. 5, 5).
W miarę tego, jak przez znajo
mość słowa Bożego napełniamy się Duchem świętym, Ziemia świę
ta — ojczyzna Jezusa z Nazaretu
— staje się duchowo również i na
szą ojczyzną.
Ale wpierw trzeba, abyśmy to słowo Boże poznali! Czytajmy je!
TEKSTY O WNIEBOWSTĄPIENIU
(Mi 28, 16-20; Mr. 16, 15-19; Łk 24, 44-52; Oz 1, 4-10)
■i EDENASTU uczniów udało się do „Galilei“, I na Górę, gdziP im był Jezus wskazał. ,
■ B Gdy GÓ t a m’ uJTżeli. ‘MflMi Mu póKiCfT
— Oni, co przedtem powątpiewali A Jezus się przybliżył i przemówił do nich:
_Dana mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi Idźcie 'więc i nawracajcie wszystkie narody chrzcząc je w linię Ojca i Syna i Ducha świętego.
I nauczajcie je, by przestrzegały wszystkiego, cokolwiek wam przekazałem.
A oto ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata.
Wy przeto pozostańcie w mieście,
dopóki was nie oblecze Moę 7 Wysoka, .
■ ■ przykazał im" tedy? oy się-z*1 ¿ei ozumny * . lecz oczekiwali na Obietnicę Ojca —
o której — rzecze — słyszeliście z ust moich, a mianowicie, że Jan chrzcił tylko wodą, wy zaś będziedzie ochrzczeni Duchem świętym j u ż po niewielu dniach.
Ci więc, którzy się byli zeszli, zapytali Go: — Panie,
czy właśnie wtedy przywrócisz królestwo Izraela?
I mówił do nich:
Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię każdemu.
Kto uwierzy i ochrzci się — zbawiony będzie, a kto nie uwierzy — będzie potępiony.
Tyin zaś, co uwierzą, takie cuda będą towarzyszyły:
W imię moje czarty będą wyrzucali, newymi językami będą mówili — żmije do ręki brać będą,
choćby jaką truciznę pili, nie będzie im szkodziła,
•ręce na chorych kłaść będą i chorzy wyzdrowieją.
A gdy zasiadł z nimi do stołu, rzekł do nich:
Wspomnijcie r a te słowa moje, wypowiedziany kiedym jeszcze był z walni, że — „potrzeba, by się spełniło 'wszystko, co o mnie jest napisane:
w Prawie Mojżeszowym i w Prorokach i w Psalmach“.
Odpowiedział im:
Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec w swej władzy zastrzegł sobie, ale weżmiecie moc Ducha, świętego, gdy zstąpi na
was, i będziecie mi świadkami: W Jeruzalem, w Judei całej i w Samarii, i aż po krańce świata.
Po tych słowach Pan Jezus wyprowadził ich ku Be
tanii i podniósł ręce, i błogosławił im.
A gdy iln błogosławił, rozstał się z nimi:
uniósł się w ich oczach w górę i został wzięty do nieba, i zasiadł po prawicy Bożej, a obłok skrył go sprzed oczu ich.
Wówczas rozjaśnił im umysł, by mogli pojąć Pisma.
I rzekł do nich:
— Tak jest napisane i. tak było potrzeba, aby Mesjasz cierpiał, a dnia trzeciego wstał z mar
twych.
I aby w jego imieniu głoszono wszystkim narodom pokutę ku odpuszczeniu grzechów, począwszy od Je
rozolimy.
Wy zaś będziecie ochrzczeni Duchem świętym A oto ja ześlę na was Obietnicę Ojca mego.
A gdy pilnie patrzyli za nim. jak wstępował do nieba, oto stanęli przy nich dwaj mężowie w szatach bia
łych i rzekli:
— Mężowie galilejscy! Czemu stoicie zapatrzeni w niebo?
Ten Jezus, który wzięty jest od was do nieba, przyjdzie tak, jakoście go widzieli idącego do nieba.
Oni wtedy oddali Panu pokłon
i z wielkim “weselem wrócili do Jerozolimy.
W tekście powyższym cztery opo
wieści ewangeliczne zostały zhar
monizowane w jedno, przez co się wzajemnie uzupełniają, objaśnia
ją i wzbogacają.
Proza tekstów ewangelicznych u- lfgłi p w-iemu jak by uporządko
waniu: każda myśl została podana w oddzielnym wierszu, a każd zdarzenie, każdy obraz — w cd- dzielnej strofie, co przyczynia się do zwartości i jasności wykładu.
Prócz tego forma stroficzna zbli
ża nas do Ewangelii głoszonej ust
nie, a więc śpiewnie, według me.
lodyj i rytmów, przyjętych w ów
czesnej kulturze oralnej (głoszenia ustnego).
Podany tekst jest kompilacją różnych przekładów polskich, a- probowanych przez Kościół, a za wzór ścisłości i wierności służył mu klasyczny francuski przekład C. Lavergne‘a, O.P. z greckiego u- kładu M. J. Langdange‘a O.P.
Pomimo to powyższy tekst pol
ski nie może być nazwany ostate
cznym. Braki, niedostrzeżone przez autora będą wymagały, w wyda
niu książkowym, poprawienia, a cały tekst — odpowiednich komen
tarzy oraz ogólnej aprobaty kościel nej.
Wszakże dla celów praktycznych tekst ten nadaj© się zupełnie i dla
tego go drukujemy.
Ukrytą cechą tekstu jest jego synoptyzm: Każdą z Ewangelii mo
żna tu odczytać oddzielnie, w brzmieniu całkowitym, in exten
so, trzeba by tylko jej słowa podać inną barwą druku.
Gdyby znalazły się środki na druk czt robarwny, wówczas po
wyższy tekst harmoniczny stałby się jednocześnie synopsą ewange
liczną, której brak w Polsce bardzo się daje odczuwać. Dobre pozna
ni© Ewangelii bez synopsy jest prawie niemożliwe. (RED)
* T C I ■ Nr. 17 (201) MARIA BELINA
ZE ŚWIATA
PO DRODZE
OPOWIADANIE
KATOLICKIEGO
Kobietom polskim w Kraju opowiadanie to poświęcam.
B
YŁA moją koleżanką przez kilka lat. Przebrnęłyśmy razem przez Wergilego i Owidiusza, przez zawsze przerażające mnie logarytmy, które uważałain za chorobliwy wybryk umysłu ludz
kiego i dobiłyśmy wspólnie do bez
piecznej przystani matury.
Zawsze jednak pozostał między nami, tak zresztą jak między nią 1 całą klasą, pewien dystans. Re
gina była inna, niż my wszystkie.
Nie dlatego, że była śliczna. Ła dnych uczenie miałyśmy w klasie kilka. I nie dlatego także, że była córką znanej śpiewaczki. Wpraw
dzie zjawienie się w szkole jej matki sprawiło niemałą sensację.
Uczenice nawet ze starszych klas ustawiły się niby przypadkiem w korytarzu, zaglądały przez szpary we drzwiach, zbiegały pośpiesznie i z tupotem po schodach, żeby zo
baczyć smukłą, wysoką sylwetkę bardzo eleganckiej .pani i usłyszeć dźwięczny, pięknie modulowany głos, znany dobrze ze sceny. Ale w codzienności życia szkolnego szybko się zapomina o koligacjach koleżanek.
Istota rzeczy leżała gdzie indziej.u,,, -. R-ieni na uiicy w Klina lat później, stkie laSlarSn^.”1Z “f s.z>?. bajorem czy pod- stały znacznie ponad poziom’’za-
1 mi.mo. że bra" trzatam jeanaK raczej na mego, łp żp m 'L?0 zyciu- czuło niż na nią. Ciekawa byłam czło
nu; wypełniało wieka, który posiadł na własność
^S?rb£)WiLO- tylko Reginę, nieuchwytną Reginę. Dzi- Zach°wywa- wna była twarz tego człowieka o- w ?7VaiinJtkc«?łii!Wieh?agłębiony kr^gła, o miękkich, mięsistych ry- wpniJSijn?8 ktorego oto- sach, szerokim bezwolnym pod- d7nn’pi USiU/F- wciągnąć do prowa- bródku i wąskich, samolubnych dzonej z ożywieniem rozmowy, ustach
Zapytany wprost o zdanie, robi wysiłek, żeby wejść w istotę zagad
nienia, wypowiada swoje zdanie_ _ i wraca pośpiesznie do książki, która Interesuje go stokroć ‘wię
cej. - - - - —---—X
Nie była zresztą nigdy niegrzecz- serdecznie: Przedstawiła mi męża, na. Przeciwnie była gizecznieSa ktÓfV ukłonił sie dzwoniflC ost.rn- od nas wszystkich nie mając ani
krzty pensjonarskiego rozhukania.
Nie ule^ała^w Tffól?egnąvihn?niii ważniejsze o upłynionyi tłumu w żadnej spJawle Była so ?-Ze.d. kl.lku
•^gjjjzo naturze i szczerze.
„ Jła złośliwych psot, któ-
«7vm 1,1C £>yru równie taana i
P y takJeJ oka_ smukta ¡ak dawniej. Ale nie było Bvlo M zrTJ/ yaz wzbur?oną- w niej dawnego promieniowania, toclnnika SS? i; sIę z Byla iak am»Ia. z któr(‘i wielo nv orawi'(,> SIi Syl kr6tk?wzrocz- lampę. Bez blasku, zmatowiała ny prawie aż do ślepoty. Korzysta
jąc z Jego kalectwa, jedne uczenl- xM<SD?'\iad,a,y za drugie a reszta chichotała bezczelnie ” • • Regina powiedziała KUKa ostrych słów na temat bezmyślne
go okrucieństwa. Ale była w niej taka bezpośrednia, bezapelacyjna obraztó°SĆ’ nie podobna sl? było Nie tylko my odczuwałyśmy te ..inność' Reginy. Obserwowała»
stosunek do niej zarówno nauczy
cieli. jak 1 nauczycielek. Liczyli sie z jej zdaniem, do szacunku doda- Ja>kby trochę sentymentu. Bo la kh’/1?,e ak>. św*eza a Jednocześnie Jakby uduchowiona, tak czysta w snojrzenlu. w słowach glos miała tak harmonijny, że patrzyło się na Wa nie) z btzyJemno-
YT,ac1la,a zaufanie do ludzi, życia 1 świata.
Obserwowałam pilnie sposób w jaki zwracali się do niej rlektórzy
™?£sSOr?w1?' ®y,° t° coś Jakby
mielenie, olśnienie i z trudem ..
ukrywany zachwyt. Natdziwnlei Idąc przez teren Szpitala Ujazdo- sze zaś było to, że ona zdawała sie wskieg0 Po skrzypiącym śniegu w tego me dostrzegać. Zazdrościłam śwletIe wyiskrzonych, zimowych Jej czasem 1 bolałam nad tym że swiazd. ujrzałam Reginę. — nie jestem do niej podobna. ’ rówoi»» ,---
A .potem musiała w jei życiu Zo Jaka^ głęboka zmiana Stra
ciła tę przejrzystość duchową któ
ra promieniowała od niej dawniej Była roztargniona. pochiu..;vi,a czymś bardzo dla niej istotnym ważniejszym od nauki i — stwier
dziłam to ze zdumieniem _ zda
rzało się jej czasem, że przycho-
ob-
— To jej córka, Regina, moja koleżanka — odpowiedziałam.
— śliczna dziewczyna — zauwa
żył — i bardzo zakochana.
— Jaki to człowiek? — zapyta
łam.
— Wybitny talent. Ale charak
ter nieszczególny — odrzekł. — Szkoda jej, istna Psyche — wes
tchnął ze współczuciem.
Po powrocie na widownię serwowałam lożę wbrew woli. Re
gina zauważyła mnie i skinęła głową, umiechając się znowu .pro
miennym uśmiechem. Towarzysz jej zwrócił głowę w moją stronę i zobaczyłam jego twarz. Miał kształ
tną, szlachetną w rysunku głowę, regularne rysy, duże, błyszczące oczy i usta dziwnie nie pasujące do całości. Usta okrutnie duże, pełne i ..pożerające“. Biedna Re
gina — pomyślałam.
Po maturze straciłam z nią kon
takt. Ona zapisała się na uniwer
sytet warszawski, ja wyjechałam do Krakowa na studia romani- styczne.
Spotkałyśmy się kiedyś przypad
kiem na ulicy w kilka lat później.
* Szła uiężeiii, majorem czy poii-
~ yra_ Pułkownikiem. Obserwowałam ich przez chwilę gdy nadchodzili. Pa
trzałam jednak raczej na niego,
— Biedna Regina! — pomyśla
łam znowu.
Skinęłam jej głową w przejściu, a ona jakby się chwilę zawahała, potem podeszła i przywitała się który ukłonił się dzwoniąc ostro
gami.
W kilku pośpiesznych słowach .powiedziałyśmy sobie to. co naj
ważniejsze o upłynionych latach.
— — — ——urodziła się jej córeczka. Ale kiedy mówiła o tym. miałam wrażenie, że Jakiś ---* «1 cleń cadł na oezy- Zmieniła się.
s?vm---nledo,łezniej- Nie fizycznie. Była równie ładna i
Naznaczyłyśmy sobie rendez
vous na zieździe koleżeńskim któ- - o« TL“"<7 ry miał nastąpić za kilka dni. Roz- L? vhv stałyśmy się więc na krótko, obie- nam kilka cując sobie porozmawiać o wszyst- kim Na zebranie jednak nie przyszła.
Przysłała na ręce organizatorki krótki bilecik z przeproszeniem.
Pytałam pozostałe koleżanki co nh^A^i vv 0 niej wiedzą. Wiedziały bardzo Obserwowałam niewiele. Oddaliła się od wszyst- .rowno naiirwv- kich
Upłynęły znowu lata. W 1939 r.
wojna zagnała mnie pod okupację bolszewicką, potem, w 41-ym przy
wróciła mnie Warszawie.
Znając dobrze język niemiecki, otrzymałam pracę w biurze fabry- w cznym. Wychodziłam do pracy
wcześnie, po siódmej rano.
Było to w .połowie zimy 1942 r.
uj.uu.uu, xvc6inę. Szła również w kierunku bramy z dwie
ma dużymi walizami. Ucieszyłyś
my się sobą wzajemnie. Na krót
kiej przestrzeni do bramy dowie
działam się, że matka jej jest za pochłonięta zaskoczona tam przez wy-
‘IWanm b.uch w<y'ny- że >»i»ż jej wzięty zo-
•j istotnym. ?tal do niewoli przez bolszewików i że otrzymała od niego kartę w 1940 roku. Pracuje przewożąc z Pragi dziła do szkoły z^nieprzygotowani’- Wę^i,]y 1 SbrzHed^ą« Je ha terenie mi lekcjami. Nie mogłam tegcizro- M 3' ° dzi,ec.ko nle -Pytałam, zumieć. (Byłam wówczas ieszczo 1,0 ^ie wspomniała o nim. Przy-
bardzo młoda) J e mi jednak, że odwiedzi
i ’ , x mnie w najbliższą niedziele Przypadek wviaśnu mi
cę^yTmdMoa^Iml ta,Iemnl- “ W “’j w tramwaju.
naReXar.j?J
be a Podczas antraktu wyszliśmy męża '
sle ro sanYjlS"/ ««ejrzałam Podczas mego pobytu pod oku- tra dostraeallmplę‘ pac]a rosyJska. w latach 1939-41, Soi f S k‘6r? ,p?' spotkałam kilka żon oficerów, któ- tam ReginT Sie,dz„lala re, Grywały się przed bolszewlka- mSczyzna z °' ym mi w obawie przed aresztowaniem ktedvkoiwlek p™Idzialam i wywiezieniem na Sybir. Niektóre od nlei szczek' ^77?.lC OWaJ° z nich miały mężów w niewoli boi- szczęscle. Jej śliczny uś- szewickiej Otrzymały od nich ie- miech pełen był słodyczy i miłości, dną jedyną wiadomość w marcu Zrozumiałam wszystko 1 spojrzą- lub kwletmulñor Potem rSlcze- lam na męzczyznę, do którego się nie zupełne
zatotoeSwanle^0^^^ Ponl™a¿ znałam nienawiść boi- zainteresowanie i spojrzał również szewików do t zw nrzez n!ch Bie- tychmlasf18 pozn« na- l°-PolakoW iwllzlabm ,ak wlęzl-
y“' któr„ ,ez młodeg,° U 1 sądzili publicznie nieletnich ćżtowiektowarzyszył, harcerzy i harcerki, zdawałam so- mtodych mñarzv naJ2d<J,nieJS2ych Ne dobrze sprawę z uczuć, jakie mtoaycn malarzy. żywili dla wroga numer jeden —
— Ale kto jest ta panienka? — polskiego żołnierza, a tym bardziej zapytał, kiedy wylądowaliśmy w -r oficera. Dlatego już tam. na
*oyer- Ziemiach Wschodnich, myślałam
często z troską o losie naszych jeńców w rękach sowieckich. Mia
łam głębokie, choć nie oparte na żadnych konkretnych przesłan
kach przekonanie, że jeńcy nasi, którzy w tak wielkich ilościach do
stali się do niewoli bolszewickiej, nie żyją.
Ku memu zdziwieniu Regina przyszła w niedzielę. Zasiadłyśmy w dużym pokoju, zamienionym na graciarnię. Wszystkie meble z mego zwiniętego mieszkania usta
wione tu były jedne na drugich i zasłonięte dwiema szafami. Szcząt
ki bezużyteczne minionego życia, które nigdy może nie otrzymają z powrotem swych naturalnych funkcji.
Usadowiłam Reginę w dużym, wygodnym fotelu, podałam praw
dziwą kawę, otrzymar ą w paczce od męża i rozpoczęłyśmy pogawęd
kę. Najpierw o sprawach dzisiej
szych, najłatwiejszych do sformu
łowania. Obserwowałam Ją bacz
nie podczas rozmowy. Była ciągle jeszcze ładna. Rysy zachowały młodzieńczą zwartość i delikat
ność rysunku. Była szczania, jak zawsze. Ruchy jej zachowały daw
ną lekkość i harmonię. Ale posi
wiała nad wiek. Włosy na skro
niach były zupełnie srebrne. I wy
raz twarzy się zmienił. Trudno mi to było określić. Przypominała mniszkę, oderwaną od świata i u- dręczoną umartwieniami Albo ra
czej matkę, która utraciła jedyne dziecko. Siła bezwładu trwa, ale wszystkie nici wiażące ją z co
dziennym życiem zostały zerwane Istnieje tylko jedna — niewidocz
na a silna — łącząca ją z mogiłką, przy której uwięzło jej cierpienie.
I cierpienie jest jedyną formą jej życia, żyje — bo cierpi.
Po chwili milczenia zapytałam dlaczego wybrała sobie taką mę
czącą i niebezpieczną pracę. Dźwi
ganie ciężkich waliz z Wędliną jest dużym wysiłkiem fizycznym. A prócz tego — ciągle jest narażona na rewizję i aresztowanie za szmu- giel.
Odpowiedziała spokojnie, że je
szcze nigdy jej nie rewidowano.
Tak. to było jasne. Nawet nie
miecki żołdak zawahałby się za
czepić kobietę o takiej twa
rzy.
— Rozumiem — przytwierdziłam
—- ale o ile pamiętam, znasz bar
dzo dobrze język niemiecki i mo
głabyś pracować daleko bardziej pożytecznie dla naszej sprawy.
Zapaliła papierosa, zgasiła ’za
pałkę i rzekła powoli;
— Tak. ale ja nie mogę oddalać s ę z domu na cały dzień. Mam chore dziecko, a brat i je^o żona, z którymi mieszkam, pracują poza domem.
—- No tak — przyznałam — sko
ro dziecko jest chore... Ale póź
niej, kiedy wyzdrowieje...
Odłożyła papierosa i splotła rę
ce na kolanach. Potem powiedzia
ła cicho:
— Moje dziecko nigdy nie wy
zdrowieje. Jest nieuleczalnie cho
re.
Milczałam. Z sąsiedniego pokoju dolatywał tupot, śmiech i krzyki Moja mała córeczka bawiła się ze starszym od niej trochę kuzyn
kiem. Instynktownie chciałam zerwać się, pobiec do nich powie
dzieć, żeby poszli bawić się gdzie indziej, usunąć z jej pobliża te roz
hukane, zdrowe dzieci. Ale opano
wałam ten odruch. Byłoby to zbyt manifestacyjne.
Wstałam natomiast i dolałam jej jeszcze kawy. Mieszała wolno łyżeczką w zamyśleniu.
— Powinna byś przyjść do mnie Mam sporo książek i siedząc tak samotnie w domu, dużo czytam.
— Czy ciągle jeszcze filozofów, psychologów i poezje? — zapyta
łam.
Uśmiechnęła się;
— Pamiętasz jeszcze? Psycholo
gią interesuję się ciągle jeszcze.
Pożyczam książki od mego profe
sora. Zachował się jeszcze w Do- inu Profesorskim. Zachodzę do niego czasem na pogawędkę. Be
letrystyki czytam niewiele i tylko najlepszą. Większość książek stała się wobec dzisiejszych czasów zu
pełnie nieistotna, nic nie dająca Interesuję się także historią. Hi
storią w jej najbardziej ogólno
ludzkim znaczeniu. Czy pamiętasz może ten fragment z France‘a, który czytałyśmy w szkole? O tym’
jak szach perski przed samą śmier
cią poznał historię ludzkości? Mie
ściła się w kilku słowach: „Uro
dzili się, cierpieli, pomarli“. Wpa- dły mi w ręce niedawno szkice Szajnochy o Słowianach południo
wych i ich roli w państwie kalifów hiszpańskich. Zaczęłam także czy
tać Thiers‘a „Historię Konsulatu i Cesarstwa“, ale nie sądzę, żeby ini starczyło czasu na przeczytanie tej olbrzymiej ilości tomów, życie jest tak krótkie...
Wstała. Rozstałyśmy się z tym, że odwiedzę ją w następną nie
dzielę.
I poszłam. Poznałam brata jej.
lekarzą wojskowego. Pracował w
Szpitalu Ujazdowskim, w Ostro
wieckich Zakładach i jeszcze w ja
kiejś instytucji, żona jego zatrud
niona była w małym barze na Gró
jeckiej. Wiązali z trudem koniec z końcem. Jak wszyscy zresztą w tym czasie. Byli to cisi, spokojni ludzie, zmęczeni pracą nad siły, bardzo się kochający, o zaintere
sowaniach filozoficzno-religijnych.
Któż zresztą w tych czasach nie
nawiści i pogardy nie uciekał do religii jako jedynej przystani, w której znaleźć było można spokój i otuchę...
Pod tym względem i w Reginie zauważyłam zmianę, która sprawi
ła mi wielką radość.
W szkole nie chodziła razem z rami do kościoła, zresztą za wie
dzą i zgodą (prawdopodobnie bar
dzo niechętną) dyrektorki. Wie
działam. że miała kiedyś na ten temat długą dyskusję z p. Haliną
— przełożoną z której to dyskusji wyszła z wypiekami na twarzy.
Było to w okresie pierwszej soo- wiedzi. jaka przypadła przed Wiel
kanocą, wkrótce po jej przyjściu do naszej szkoły. Potem nie spo
tykałam jej nigdy w kościele na szkolnej Mszy i nikt jej w tej spra
wie nie interpelował. W klasie u- tarło się milczące przekonanie, że Regina jest niewierząca. Być mo
że. że częściowo i tutaj leżała przy- czyna tej jakieś nieprzebytej gra
nicy, dzielącej ją od nas.
Wiedziałyśmy, że czyta wiele poważnych dzieł z zakresu przyro
dy, filozofii i psychologii. Były to dla nas tereny zupełnie obce i do
wiadywałyśmy się o jej lekturze tylko z dyskusji z nauczycielami lub z rzucanych podczas lekcji u- wag Reginy, których słuchałyśmy zawsze z zainteresowaniem.
Toteż wielkie było moje zdziwie
nie, gdy wkrótce po jej pierwszej bytności u mnie zaszłam przed biurem do kościoła św. Aleksan
dra. Przed głównym ołtarzem zo
baczyłam w ławce Reginę. Była tak zatopiona w modlitwie, że nie zauważyła wcale, jak przeszłam obok niej i uklękłam przed ołta
rzem.
W jej skupionej twarzy był wy
raz. którego dotąd nie znałam. Zu- .nełne oderwanie od świata i żarli
wość. jakby zapamiętanie się w modlitwie. Oczy miała przymknię
te. ale twarz żyła głębokim wew
nętrznym życiem.
Potem usłyszałam szelest i kiedy zwróciłam spojrzenie na kościół, ujrzałam ją idącą nawą ku wyj
ściu. W obu rękach trzymała ‘wa
lizeczki na towar. Krok jej był lek
ki. prawie taneczny, dawny, dzie
wczęcy chód Reginy.
Nie powiedziałam jej nigdy o tym, że widziałam ją w kościele.
Ona także nie wspominała nigdy o przemianie która musiała nastą
pić w jej życiu wewnętrznym.
Regina przyjęła mnie wówczas w salonie. Wspominałyśmy czasy szkolne. Dała mi kilka książek, które ją najbardziej zainteresowa
ły. Mówiła o nich z przejęciem.
Twarz jej ożywiła się. Oczy nabra
ły blasku.
Byłam u niej jeszcze kilka razy, w dłuższych odstępach czasu.
A potem „wybuchła“ sprawa ka
tyńska. Niemcy rozdmuchiwali ją w swych gazetach i w wydawa
nych przez siebie pismach w języ
ku polskim, t.zw. pospolicie „szma
tławcach“. I przyszło to, czego się obawiałam: na liście ofiar katyń
skich znalazłam nazwisko męża Reginy.
Spotkałam się z nią nazajutrz w wędrówce porannej do bramy. By
ła wiosna i biedny, okaleczały te
ren szpitalny zazielenił się listecz
kami kasztanów i lip.
Szłyśmy chwilę milcząco. Nie patrząc na mnie Regina spytała cicho:
— Wiesz, że mój mąż?...
— Tak, wiem — rzekłam pośpie
sznie.
— Przeczuwałam to od dawna — powiedziała. — Przez tyle lat żad
nej wiadomości...
Rozstałyśmy się przy bramie szpitalnej. Ona skręciła w kierun
ku Alej, ja ruszyłam prosto Wiej
ską do tramwaju, który miał mnie zawieźć do fabryki.
— Jak ciężko Bóg doświadcza tę kobietę — myślałam — i ile hartu tkwi w takiej drobinie ludzkiej za
gubionej w morzu nieszczęścia ile siły.
Wkrótce miałam się przekonać, że się myliłam. Hart miała Regina, ale nie nrała już sił.
Któregoś dnia po powrocie z biura dowiedziałam się. że umarła.
— Niemożliwe!... — zawołałam.
Ale siostrzeniec i moja mała za
pewniali mnie hałaśliwie, że to prawda.
— Kiedy?! Widziałam ją prze
cież przedwczoraj!
— Dziś rano — wmieszała się matka mego męża. — Zasłabła na
gle w tramwaju, jadąc po towar na Pragę. Dobrzy lądzie przywie
źli ją do domu. Zastosowano za
strzyki, ale nic nie pomogło. Po
dobno osłabienie mięśnia serco
wego...
— Czy można tam pćjść?
— Leży jeszcze w domu. Jutro przewiozą ją do kaplicy.
Nacięłam cgromne pęki bzu, któ
ry zakwitł w naszym ogródku i poszłam.
Leżała na łóżku, wyprostowana i biała jak marmur. Tylko usta, które prawdopodobnie umalowała przed wyjściem do pracy, krwawi
ły się na bladej twarzy. Był w niej spokój.
Ułożyłam kiście bzu na jej co
dziennej sukni, w której widzia
łam ją tak często. I stałam patrząc i myśląc.
Tu leży Regina, bogata, promien
na Regina. Nieuchwytna. I co da
lej? Czy to już koniec? Czy nie zo
stało z niej nic prócz nieuleczalnie chorego dziecka, które musi żyć bez matczyrej opieki?
Później dowiedziałam się od brata, na czym polegała choroba córeczki Reginy. Była niedorozwi
nięta. Nie chodziła i nie mówiła.
Matka pielęgnowała ją jak, niemo
wlę przez czternaście długich lat.
Zrozumiałam teraz jej przed
wczesną siwiznę i to zgaśnięcie wewnętrznego blasku, które ude
rzyły mnie, kiedy spotkałam ją przed wojną.
Bywałam teraz często u brata Reginy. Głęboka Wiara tych ludzi i niezachwiane przekonanie. że wszystko, co się dzieje najstrasz
niejszego. ma swój sens i cel 1 pro
wadzi nas do Boga — zdumiewały mnie, ale miały siłę krzepiącą. Sia
dywaliśmy często wieczorem czy
hając gazetki i omawiając ostatnie wypadki, które poczęły toczyć się z szybkością, świadczącą o zbliża
jącym się końcu.
Pewnego wieczoru tej niepoko
jącej wiosny siedżieliśmy w miesz
kaniu brata Reginy. Mówiliśmy o toczących się wypadkach i o nad
chodzącej, a niewiadomej przysz
łości.
Był głęboki wieczór. W pewnej chwili rozmowa się przerwała, mil
czeliśmy. pogrążywszy się we wła
sne myśli. Od osłoniętej abażurem lampy padały na pokój głębokie cienie.
Kończyłam właśnie opowiada
nie, kiedy nagle ujrzałam coś, co sprawiło, -że słowa uwięzły mi w gardle i krzyknęłam zduszonym, riieswoim głosem: „Regina!...“
W pokoju zaległa cisza. Dźwię
czał mi tylko w uszach mój Własny okrzyk. Domownicy spojrzeli po sobie wymownie...
Siedziałam na wprost otwartych drzwi do wąskiego przedpokoju i do drugich drzwi prowadzących stamtąd do pokoju chorej Tereni.
I wówczas, przez krótką chwilę, w nierealnym nastroju mroku i ci
szy wydaWało mi się, iż w ramie drzwi, oświetlonej lampą z pokoju dziewczynki, dostrzegłam szczupłą postać zmarłej, idącą w kierunku łóżka. Przywitały ja radosne, nie
artykułowane okrzyki.
Wkrótce potem, na dwa tygod
nie przed wybuchem powstania, Terenia umarła. Znaleziono ją ra2 no spokojr ie śpiącą. Była zimna.
Piątego sierpnia Niemcy wysie
dlili zarówno szpitale, mieszczące się w Ujazdowle tak i wszystkich mieszkańców cywilnych z tego te
renu.
Kiedy wychodziłam w długim ko
rowodzie liczącym kilkaset osób, niosąc nosze z chorą, a moja mała dreptała ko’o mnie i dźwigała z wysiłkiem swoje i moje okrycie zi
mowe. pomyśałam, że Regina za
brała dziecko, aby lnu zaoszczędzić śmierci od niemieckiej kuli lub bomby.
Maria Belina
Wolnomularstwo
(MASONERIA) X. E. CAHILL T.J.
Str. 43 Cena 9 d, z przesyłką 1 sh.
O masonerii
X. Herbert Thurston T.J.
Str. 30
Cena 3 d., z przesyłką 6 d.
Do nabycia w VERITAS F. P.
Centre, 12, Praed Mews, London, W. 2.
OBIE BROSZURY RAZEM Z PRZESYŁKĄ 1/6
PRYMAS POLSKI W RZYMIE Ks. Arcybiskup Stefan Wyszyń
ski, Prymas Polski, który przybył do Rzymu w dniu 4 kwietnia wraz z ks. biskupem łódzkim, Michałem Klepaczem i sekretarzem ks. Ba
raniakiem, był przyjęty dnia 8-go bm. przez Ojca świętego. Podając tę wiadomość, „Osservatore Roma
no“ daje na pierwszej stronie na
stępujący komentarz:
„Jak donieśliśmy już w dziale informacyjnym, Ojciec święty przyjął dziś rano na audiencji pry- watr-ej J. E. Najprzewielebniejsze- go mgr. Stefana Wyszyńskiego. Ar
cybiskupa Gnieźnieńskiego i War
szawskiego.
Dostojny Prymas Polski, który w dniu 12 listopada 1948 r. został mianowany na obie stare stolice arcybiskupie, nigdy jeszcze nie był w Rzymie z wizytą ad 1 i m i n a.
Towarzyszy mu w podróży J. E.
Mgr Michał Klepacz, Biskup łódz
ki. oraz ks. Antoni Baraniak, se
kretarz prywatny Prymasa.
Ojciec święty po ojcowsku przy
jął Dostojnego Gościa, rozmawia
jąc z r im przez całą godzinę o po
łożeniu religijnym w Polsce. ’ Na
stępnie Ojciec św. przyjął J. E. Bi
skupa łódzkiego.
Pobyt w Rzymie obu Dostojni
ków potrwa jeszcze około 2 tygod
ni. Można przypuszczać, że z racji niedalekiej beatyfikacji Piusa X przyjedzie do Rzymu J. Em. ks.
Kardynał Adam Sapieha. Arcybi
skup Krakowski, który był tajnym szambelanem Piusa X“.
Komunikat powyższy podkreśla doniosłość pobytu ks. Prymasa w Rzymie. Jest rzadkością, żeby tego rodzaju komunikaty ukazywały się w „Osservatore Romano“, który zazwyczaj zadowala się podaniem audiencji, w części oficjalr ej pisma.
ODEZWA PRYMASA DO DU
CHOWIEŃSTWA. Prymas Polski Arcybiskup Wyszyński wydał ode
zwę do duchowieństwa przy oka
zji wielkopostnych święceń ka
płańskich. „żyjemy, pisze Prymas, w czach okropnego prześladowa
nia Kościoła. W dwudziestym wie
ku, który głosił wolność świata, i wolność sumienia, istnieją narody i państwa, które pozbawiają bi
skupów ich władzy duszpasterskiej i w więzieniach zamykają kapła
nów“.
W Polsce nie ma możliwości żad
nej schizmy, twierdzi Prymas, lecz w innych krajach są odszczepień- cy. „Wrogowie wiary nie szczędzą wysiłków, podejmowanych bez przerwy w celu urabiania duszpa
sterzy na zagorzałych propagan
dzistów nowego porządku. Dotych
czasowy sługa Boży ma się stać, według planów materialistyczne- go systemu, niewolnikiem celów politycznych“.
„Jedno jest tylko kapłaństwo w religii katolickiej — stwierdza Ar
cybiskup Wyszyński — którego zał2życielem jest najwyższy Arcy- kapłan-Chrystus. Wszyscy inni nie są pasterzami, lecz wilkami Kap
łaństwo Kościoła Katolickiego jest związane węzłami historii bisku
pów z dziejami pierwszego Papie
ża. z Piotrem świętym. I dlatego słuchać należy tylko tych kapła
nów. którzy otrzymali władzę z rąk biskupów katolickich i są w jedności ze Stolicą Apostolską. Nie ma na ziemi takiej władzy, która by mogła zastąpić nadprzyrodzo
ną władzę ChrystuŁa. Jego zastęp
cy papieża, Jego ministrów bisku
pów (...) Słowa nasze są może twarde, ale takie też są dzisiejsze czasy. Czasy te 'właśnie nakazują nam głosić bez ustanku prawdę Bożą, jedynie zdolną uratować je
szcze świat“.
Odezwa ta wywołała, gwałtowny atak prasy komunistycznej w kra
ju na Episkopat
ZJAZD SODALICJI MARIAŃ
SKICH. W dniach 13 i 14 maja od
będzie się w Londynie Zjazd Pol
skich Sodalicji Mariańskich. Pro
gram przewiduje zarówno refera
ty i dyskusje, jak i akademię po
święconą Wniebowzięciu Matki Najświętszej i zwiedzanie wysta
wy Festival of Britain.
KOMUNIŚCI MIANUJĄ KANO
NIKÓW. Po wywiezieniu Arcybi
skupa Praskiego, Berana, państwo
wy urząd spraw kościelnych mia
nował czterech kanoników Kapi
tuły Metropolitalnej na miejsce czterech uwięzionych, po czym Kapituła wybrała jednego z no
wych nominatów rządowych wi
kariuszem. W ten sam sposób rząd komunistyczny mianował trzech kanoników Kapituły Czeskiej w Budziejowicach. Komuniści liczą, że opanowanie Kapituł jest pew
niejszą drogą, niż same represje wobec Biskupów
SZKOŁY KATOLICKIE W KRA
JACH MISYJNYCH. Najnowsze statystyki kościelne podają, że mi
sjonarze katoliccy prowadzą w krajach misyjnych 41.632 szkoły powszechne, z 3.216.72Q uczniami.
3.881 szkół uzupełniających z 547 594 uczniami, 1.178 szkół śred
nich z 283.589 uczniami, 740 szkół zawodowych z 34.568 uczniami i 307 szkół wyższych z 19.183 ucz
niami. Dodać należy, że misjona
rze prowadzą 89 seminariów więk
szych dla 4.291 kolorowych studen
tów i około 280 seminariów mniej
szych dla przeszło 12.000 uczniów.
W samych tylko szkołach pow
szechnych nauczało, nie licząc członków zakonów nauczających, 54 nauczycieli i 21.700 nauczycie
lek,