• Nie Znaleziono Wyników

Życie : katolicki tygodnik religijno-kulturalny 1951, R. 5 nr 17 (201)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Życie : katolicki tygodnik religijno-kulturalny 1951, R. 5 nr 17 (201)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

APTEKA GRABOWSKIEGO

187, DRAYCGTT AVE, LCKDCH, S.W.?.

Tel. KEK 6583.

wysyła wszelkie lekarstwa do Polski Najtaniej jest wysyłać P.A.S. w proszku a nie w tabletkach

500 gr. kosztuje tylko £.3.0.0.

10 gr. STREPTOMYCYNY — £.2.12.0 3 miliony j: PENICYLINY — £.1. 3,6

ROK V

CENA lsk

STANISŁAW BALIŃSKI

WIERSZE ZEBRANE

1927 — 1947 Str. XVI+ 306 Cena 7/6 przesyłką 8/-

„Veritas", F. P. 12, Praed Mews, London, W. 2.

NR17'201/

LONDYN, NIEDZIELA 29 KWIETNIA 1951 R.

SEWERYN L. ORABIANKA

WNIEBOWSTĄPIENIE

ROZWAŻANIA NA TLE ZABYTKÓW ARCHEOLOGICZNYCH W ZIEMI ŚWIĘTEJ

bowstąpbenla Pańskiego, a więc tryumfu i chwały, znajduje się w takim poniżeniu?

Jako odpowiedź przychodzą na myśl ostatnie Chrystusowe wska­

zania:

— Idźcie i nawracajcie wszyst­

kie narody...

— Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię każdemu...

W

LUDZKIM porządku rzeczy ziemskie życia Jezusa było przedłużeniem życia Marii.

S ukając więc miejsca, skąd Jezus wstąpił do nieba, warto wspom­

nieć o dwóch innych ujmujących jak w klamry całe życie Marii; o

Dawniejsza kaplica Wniebowstą­

pienia — obecnie mihrab mahometański.

miejscu Jej poczęcia i miejscu Jej wniebowzięcia. Tak się bowiem przedziwnie złożyło, że miejsce wniebowstąpienia Chrystusa Pana leży właśnie na przedłużeniu pro­

stej, łączącej dwa poprzednie.

Na miejscu poczęcia i narodze­

nia Najśw. Marii Panny stoi ko­

ściół św. Anny w Jerozolimie. Wo­

tywne Msze św. ku czci Niepoka­

lanego Poczęcia N. M. Panny i Jej Narodzenia odprawiają się tam co­

dziennie. O 300 metrów na wschód i o 70 w głąb, w dolinie Cedronu, znajduje się kościół Wniebowzięcia Matki Bożej obejmujący Jej gro­

bowiec. Oba kościoły .pochodzą z V wieku.

Jeżeli .prostą łączącą te dwa ko­

ścioły przedłużymy na wschód, to dalej na odległości dwikrotrej (600 bi) i na wysokości dwukrot­

nej (140 m). na szczycie Góry Oli­

wne). obok drogi wiodącej do Be­

tanii, znajdziemy to miejsce, skąd Jezus wstąpił do nieba.

W odległości o jakie sto me­

trów znajduje się grota, w której po swym zmartwychwstaniu u- kazał się Pan nasz po raz ostatni jedenastu zgromadzonym w niej apostołom, przemawiał do nich, zasiadł z nimi do stołu, a potem wyprowadził ich na ów pobliski szczyt „góry“, a raczej na niewiel­

kie na krawędzi jaru wzniesienie, skąd błogosławiąc im uniósł się przed nimi do nieba.

Zwróćmy się wpierw myślą ku grocie.

Mówi tradycja, że ilekroć Pan Jezus przychodził do Jerozolimy, przebywał w owej grocie wraz z uczniami. W tym okresie ludzie biedniejsi mieszkali w grotach bądź naturalnych, bądź ręcznie kutych w skale w tym kraju są one suche i ciepłe. Owa zaś grota leży obok miejsca zwanego ,.Viri Galilei“, gdzie Galilejczycy zakła­

dali swe obozy, kiedy przybywali do Jerozolimy na święta. Wskutek tego ową część Góry Oliwnej zwa­

no .potocznie „Galileą“.

Tam więc zapewne udali się ucz­

niowie,by ujrzeć Pana po Jego zmartwychwstaniu, rozumiejąc, że im tak właśnie polecił (Mat 26 32:

28 .7).

Wskazuje na to ,.Breviarius de Hierosolyma“ z VI wieku, księga w której położenie miejsc świętych oznaczono zgodnie z tekst a.-ni E- wangelii i z tradycją.

Grota, uświęcona wielokrotną bytnością w niej Pana Jezusa, a przede wszystkim Jego ostatnim ukazaniem się pożegr ainym przed swym wstąpieniem do nieba stała się bardzo wcześnie miejscem kul­

tu.

W 12 lat po dekrecie medio’ań- s :in, który przyznał chrześcija­

nom wolność służenia Chrystuso­

wi. św. Helena, matka cesarza Konstantyna, przybyła do Jeru­

zalem, by miejsca związane trady-

cyjnie z życiem Pana Jezusa oto­

czyć opieką i stawiać przy nich ko­

ścioły.

Chcąc jej pokazać panoramę Je­

rozolimy, zaprowadzono ją na przeciwległy stok Góry Oliwnej, na miejsce, z którego we wtorek Wiel­

kiego Tygodnia., ogarniając wzro­

kiem całe miasto, Pan Jezus prze­

powiadał jego zagładę.

Grota — miejsce ówczesnego schronienia Jezusa — była w po­

bliżu. Pokazano ją również i opo­

wiedziano, z jakhri zdarzeniami z Jeso życia jest związana.

Nad tą więc Grotą kazała św.

Helena wybudować wspaniałą ba­

zylikę, podobną w stylu do tej,, jaką w tym czasie poleciła wznieść nad Grotą Narodzenia w Betlehem.

Obie stanęły na jednakowej wy­

sokości nad poziomem morza — 820 m. Bazylice na Górze Oliwnej św. Helena nadała nazwę grecką .Eleona“ (, Oliwi.arnia“). Szły od nie obszerne schody w dół do Get- semani (800 stopni), skąd w gćrę do Złotej Bramy (250 stopki).

Obok bazyliki stanął duży klasz­

tor dla jej obsługi. Diariusz .Piel­

grzymka z Bordeaux“ z r. 333 już nam tę świątynię opisuje i stwierdza, że w niej odbywały się uroczystości ku czci wniebowstą­

pienia Pańskiego, natomiast na miejscu, skąd Pan Jezus wzniósł się do nieba, kościoła jeszcze nie było.

Dopiero około r. 500 cesarz Justy­

nian namówił matronę rzymską Pomnlę. by własnym kosztem wy- siawlła na tym miejscu świątynię.

Miejscem bezpośrednim, skąd wzniósł się Pan nasz do nieba, jest, według tradycji, skała płaską, uję­

ta dziś w’ ramy z białego mdrmuru.

a dwa lekkie wgłębienia w tej ska­

le czczone są — głównie przez schyzmatyków i muzułmanów — jako „ślady“ stóp Jezusowych.

Pomnia otoczyła tę skałę rotun­

dą ośmioboczną o średnicy 36 m i nazwała ją „Embomon“ — wyraz, który O. Abel, O.P.. wyjątkowy znawca tych rzeczy, tłumaczy z greckiego słowami : „Au monticu­

le“ — „Na Wzgórzu“.

Rotunda otwarta od stronjT nie­

ba. ku któremu się Chrystus wzniósł, opierała się na pięknych kolumnach z zielonego marmuru i miała u góry osiem okien, w któ­

rych się palił ogień w nocy. Nad fasadą wznosił się olbrzymi krzyż z bronzu złoconego oświetlony lam­

pą wieczną.

świecił Więc Embomon z naj­

wyższego wzniesienia, jak latarnia morska, na Jerozolimę i kraj cały w promieniu kilkudziesięciu kilo­

metrów.

Zarówno Eleona jak i Embon stały się potężnym ośrodkiem ży­

cia religijnego i promieniowały światłem wiary prawie przez trzy wieki.

Nagle roku 614 przyszła za­

głada

Nadciągnęli Persowie, czciciele ognia którjt w ich kraju, w Iraku i Mosulu, płonął stale na terenach przesyconych ropą naftową. Gdzie­

kolwiek się pojawili, poświęcali swemu bożkowi miejsca obcych kultów: świątynie palili, kapłanów zabijali, ludność zaś brali w nie­

wolę. a jej majętność grabili.

Tak samo postąpili i tutaj: Ele- onę i Embomon puścili z dymem.

400 zakonników i zakonnic zgła­

dzili a resztę spośród 1207 — upro­

wadzili.

Ogółem zamordowali wtedy oko­

ło 62 000 chrześcijan i spalili około 300 kościołów i klasztorów, z wy­

jątkiem jedynie bazyliki Betle- hemskie.i. którą uratowała mozaj- ka nad frontonem wejściowym przedstawiająca Trzech Królów w kapłańskich szatach perskich od­

dających hołd Dzieciątku.

Syci ognia i krwi, zostawiwszy po sobie zgliszcza i trupy, wrócili z łupami do kraju Wśrćd skar­

bów, jakie zabrali, zagarnęli też bez­

cenną relikwię — Krzyż święty, na którym Pan Jezus skonał — i do­

piero w 15 lat potem, po długich bojach zmuszeni ją byli zwrócić.

Po przebytym wstrząsie Ziemia święta zaczęła się pcWoli odradzać, al? ipż w r. 638 zawładnęły nią fa­

natyczne zastępy mahometan Arabów i to na trwałe.

Wprawdzie w XI i XII wieku, na okres 188 lat, odzyskali tę ziemię krzyżowcy i odbudowali wielę świą-

tyń, ale bazyliki Eleony z gruzów już sile podnieśli.

Nie odbudowali też krzyżowcy i Embomor.u w dawnej krasie (pięk­

ne kolumny Arabowie zużyli na zbudowanie słynnego meczetu O- mara po drugiej stronie Cedronu), wznieśli tu natomiast — r.ad skałą wniebowstąpienia — małą, lekką rotundę o średnicy 6,5 m. spoczy­

wającą ni 16 kolumienkach, otwar­

tą u góry do nieba i odkrytą z bo­

ków na wszystkie strony świata.

Grotą . Eleona“ zaopiekowali się natomiast dwaj duńscy rycerze krzyżowi, bracia Sveinsson, z któ­

rych jeden był biskupem fińskim w Wyborgu. Zamieszkali w grocie i w niej kazali się pochować, a swój majątek przenaczyli na wybudo­

wanie -obok kościoła, że zaś kult wniebowstąpienia ześrodkował się przy właściwym miejscu — rotun­

dzie, obchodzono więc w tym ko­

ściele pamiątkę różnych innych zdarzeń związanych z grotą, jak:

tajemnej rozmowy z Nikodemem o konieczności odrodzenia przez Ła­

skę. ukrywania się w tej grocie Pana Jezusa, kiedy Go żydzi chcie- li zabić: czy to na Zielone świąt­

ki. gdy dla uzasadnienia swego Sy­

nostwa Bożego powoływał się na swe cuda, czy na święto Namio­

tów, gdy powoływał się na swą naukę, lub na uroczystość Poświę­

cenia świątyni, gdy wskazywał na swój urząd Dobrego Pasterza ‘wo­

bec ludzi, którym, daje życie, gdyż On i Ojciec — jedno są!

Tu - według-tuadÿAii— udzialal..

swym uczniom nauk. Stąd roze­

słał 72 uczniów, aby przepowiadali Dobrą Nowinę o nadejściu Króle­

stwa Bożego i tu, gdy powracali, witał ich i wysłuchiwał ich spra­

wozdań.

W tej grocie miał ich nauczyć modlitwy „Ojcze nasz“, wskazując, jak mają swe dusze usposobić, że­

by się modlić godnie.

Kościół więd, jaki tu zbudowano

— miejsce modlitwy — stanął pod wezwaniem „Ojcze nasz“.

Stał krótko. Nawała arabska 1187 r. wyparła krzyżowców z Zie­

mi świętej i zagarnęła świątynie, które — obrabowane i nieodna- wiane — legły w gruzach. W roku 1596 Jan Cotowic (Kotowicz?) wi­

dział Grotę pustą, a naokoło ruiny.

Dopiero w r. 1868 księżniczka de la Tour d'Auvergne, krewna Napo­

leona III. uzyskała od władz turec­

kich pozwolenie na odbudowanie kościoła „Ojcze nasz“ i oddanie go pod opiekę SS. Karmelitanek. Na swoich ścianach ma on 40 dużych tablic z tekstem „Ojcze nasz“ w 40 różnych językach. Tablica polska została odnowiona przez nasze u- chodźstwo w 1944 r. Obok, nad sa­

mą grotą, zaczęto obecnie budować bazylikę Serca Pana Jezusa.

Nie udało się natomiast nikomu odzyskać miejsca wniebowstąpie­

nia Pańskiego, mahometanie bo­

wiem zagarnęli je dla siebie jako miejsce, skąd wzniósł się do nieba

„ich prorok — Jezus“. Miejsce to włączyli w obręb swego meczetu, u bramy zaś zbudowali wysoki mina­

ret, z którego muzzein 4 razy dzień, nie donośnym tenorem ogłasza teksty koranu.

M.żna za opłatą wejść na szczyt minaretu i oglądać — na zacho­

dzie — Jerozolimę i jej okolice, a na wschodzie — migocącą w słońcu taflę Morza Martwego oraz fioletowe Góry Moabskie — Trans- jordanię.

Ssała — miejsce wniebowstąpie­

nia — służy w rękach muzułma­

nów jako przynęta i środek do eksploatacji pieniężnej, bo od pielgrzymów pragnących się przj niej pomodlić ściąga się opłatę.

Piękną rotundę krzyżowców ma­

hometanie straszliwie zeszpecili:

obudowali ją cd góry i od boków, tak iż wer.ątrz jest prawie zupeł­

nie ciemna i czyni wrażenie gro­

nowe a. Zamienili ją na mihrab.

Rzadko kiedy odwiedza kto te miejsca, niegdyś tak uczęszczane.

Stoją dziś one na odludziu o ki-

!om tr od missta. z trudnym i stro­

mym dojściem, wśród dzikich arab­

skich osiedli.

Ale na czterdziesty dzień po Nie­

dzieli Wielkanocnej w święto Wnie­

bowstąpienia. tłumy zbierają się z miasta 4 okolic, gdyż tego dnia A- rat- wie, w drodze wyjątku, pozwa­

lają na odprawienie tu Mszy św.

Już w wigilię przychodzą Ojco­

wie Franciszkanie i odprawiają

nieszpory. Wewnątrz małej rotun­

dy budują dwa ołtarze i przez 12 godzin z rzędu, od północy do po­

łudnia, odprawiają na zmianę msze święte przy udziale księży z okolicy.

Jednocześnie na zewnątrz małej rotundy, ale w obrębie ruin daw­

niejszej wielkiej, odprawiają swe nabożeństwa (pod zwisającymi płąchtami dla uniknięcia żaru sło- nećznego). rćżne schyzmatyckie wyznania: Syryjczycy, koptowie, grecy, ormiani • — każde w odmien­

nych strojach narodowych i sza­

tach kościelnych. Wszyscy śpie­

wają narazi, każdy w swoim języ­

ku. starając się przekrzyczeć jed­

ni drugich. Jednocześnie kadzą, dzwonią, biją w grzechotki i bęb­

ny..Jedynie wewnątrz małej rotundy nabożeństwa katolickie odbywają się ¡w ciszy 1 skupieniu.

Ogromne masy ludności prze­

różnych ras i wyznań zbierają się od ¡wczesnego ranka i cisną się do wnętrza dużej rotundy bądź z po­

bożności , bądź przez ciekawość.

W małej rotundzie katolicy przystępują do Komunii św. i za­

raz kapliczkę opuszcają, by przy­

bywającym zzewnątrz dać miejsce.

Przez małe, wąskie drzwi ludzie przepychają się z trudem w oba­

wie przed zgnieceniem. Straż po­

rządkową nazewnątrz pełnią ma­

hometanie — strażnicy meczetu.

Z ruchliwego i krzykliwego tłu­

mu człowiek wychodzi popychany i oszołomiony hałasem. Zanied­

bany meczet, ze zniszczonym daw­

niejszym Embomonem, mroczny grobowiec nad świetlanym miej­

scem wniebowstąpienia Pańskiego, tumult nabożeństw odprawianych w ścisku i atmosferze wzajem­

nej niechęci, jaskrawa dzikość przedstawicieli kultów, brak po­

słuszeństwa jedynej władzy, usta­

nowionej przez Chrystusa — i ci Arabowie żądni bakczyszu. han­

dlujący miejscem świętym i po­

brzękujący kluczami od wrót — wszystko to robi przygnębiające wrażenie.

Rodzi się w duszy pytanie, jak się to mogło stać, że miejsce wnie-

Fanatyzm Persów czy mahome­

tan w VII wieku był wyrazem tę­

sknoty za prawdziwą religią, która jednak nie została im zaniesiona w sposób apostolski. Przyszli więc tu oni z kolei, lecz nie z błogosła­

wieństwem i podzięką, ale jako bicz Boży.

Także i krzyżowcy nie wypełnili swego posłannictwa — stali się krzyżakami.

Czy jednak istnieje nadzieja, że kiedyś, w .przyszłości, odbudujemy nowa Eleonę na miejscu świętej Groty i nowy Embomon na miej­

scu Wniebowstąpienia? —„Nadzie­

ja nie zawodzi, bo miłość Boża roz­

lana jest w sercach naszych przez Ducha świętego, który nam jest dany“ (Rz. 5, 5).

W miarę tego, jak przez znajo­

mość słowa Bożego napełniamy się Duchem świętym, Ziemia świę­

ta — ojczyzna Jezusa z Nazaretu

— staje się duchowo również i na­

szą ojczyzną.

Ale wpierw trzeba, abyśmy to słowo Boże poznali! Czytajmy je!

TEKSTY O WNIEBOWSTĄPIENIU

(Mi 28, 16-20; Mr. 16, 15-19; Łk 24, 44-52; Oz 1, 4-10)

■i EDENASTU uczniów udało się do „Galilei“, I na Górę, gdziP im był Jezus wskazał. ,

■ B Gdy GÓ t a m’ uJTżeli. ‘MflMi Mu póKiCfT

— Oni, co przedtem powątpiewali A Jezus się przybliżył i przemówił do nich:

_Dana mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi Idźcie 'więc i nawracajcie wszystkie narody chrzcząc je w linię Ojca i Syna i Ducha świętego.

I nauczajcie je, by przestrzegały wszystkiego, cokolwiek wam przekazałem.

A oto ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata.

Wy przeto pozostańcie w mieście,

dopóki was nie oblecze Moę 7 Wysoka, .

■ ■ przykazał im" tedy? oy się-z*1 ¿ei ozumny * . lecz oczekiwali na Obietnicę Ojca —

o której — rzecze — słyszeliście z ust moich, a mianowicie, że Jan chrzcił tylko wodą, wy zaś będziedzie ochrzczeni Duchem świętym j u ż po niewielu dniach.

Ci więc, którzy się byli zeszli, zapytali Go: — Panie,

czy właśnie wtedy przywrócisz królestwo Izraela?

I mówił do nich:

Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię każdemu.

Kto uwierzy i ochrzci się — zbawiony będzie, a kto nie uwierzy — będzie potępiony.

Tyin zaś, co uwierzą, takie cuda będą towarzyszyły:

W imię moje czarty będą wyrzucali, newymi językami będą mówili — żmije do ręki brać będą,

choćby jaką truciznę pili, nie będzie im szkodziła,

•ręce na chorych kłaść będą i chorzy wyzdrowieją.

A gdy zasiadł z nimi do stołu, rzekł do nich:

Wspomnijcie r a te słowa moje, wypowiedziany kiedym jeszcze był z walni, że — „potrzeba, by się spełniło 'wszystko, co o mnie jest napisane:

w Prawie Mojżeszowym i w Prorokach i w Psalmach“.

Odpowiedział im:

Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec w swej władzy zastrzegł sobie, ale weżmiecie moc Ducha, świętego, gdy zstąpi na

was, i będziecie mi świadkami: W Jeruzalem, w Judei całej i w Samarii, i aż po krańce świata.

Po tych słowach Pan Jezus wyprowadził ich ku Be­

tanii i podniósł ręce, i błogosławił im.

A gdy iln błogosławił, rozstał się z nimi:

uniósł się w ich oczach w górę i został wzięty do nieba, i zasiadł po prawicy Bożej, a obłok skrył go sprzed oczu ich.

Wówczas rozjaśnił im umysł, by mogli pojąć Pisma.

I rzekł do nich:

— Tak jest napisane i. tak było potrzeba, aby Mesjasz cierpiał, a dnia trzeciego wstał z mar­

twych.

I aby w jego imieniu głoszono wszystkim narodom pokutę ku odpuszczeniu grzechów, począwszy od Je­

rozolimy.

Wy zaś będziecie ochrzczeni Duchem świętym A oto ja ześlę na was Obietnicę Ojca mego.

A gdy pilnie patrzyli za nim. jak wstępował do nieba, oto stanęli przy nich dwaj mężowie w szatach bia­

łych i rzekli:

— Mężowie galilejscy! Czemu stoicie zapatrzeni w niebo?

Ten Jezus, który wzięty jest od was do nieba, przyjdzie tak, jakoście go widzieli idącego do nieba.

Oni wtedy oddali Panu pokłon

i z wielkim “weselem wrócili do Jerozolimy.

W tekście powyższym cztery opo­

wieści ewangeliczne zostały zhar­

monizowane w jedno, przez co się wzajemnie uzupełniają, objaśnia­

ją i wzbogacają.

Proza tekstów ewangelicznych u- lfgłi p w-iemu jak by uporządko­

waniu: każda myśl została podana w oddzielnym wierszu, a każd zdarzenie, każdy obraz — w cd- dzielnej strofie, co przyczynia się do zwartości i jasności wykładu.

Prócz tego forma stroficzna zbli­

ża nas do Ewangelii głoszonej ust­

nie, a więc śpiewnie, według me.

lodyj i rytmów, przyjętych w ów­

czesnej kulturze oralnej (głoszenia ustnego).

Podany tekst jest kompilacją różnych przekładów polskich, a- probowanych przez Kościół, a za wzór ścisłości i wierności służył mu klasyczny francuski przekład C. Lavergne‘a, O.P. z greckiego u- kładu M. J. Langdange‘a O.P.

Pomimo to powyższy tekst pol­

ski nie może być nazwany ostate­

cznym. Braki, niedostrzeżone przez autora będą wymagały, w wyda­

niu książkowym, poprawienia, a cały tekst — odpowiednich komen­

tarzy oraz ogólnej aprobaty kościel nej.

Wszakże dla celów praktycznych tekst ten nadaj© się zupełnie i dla­

tego go drukujemy.

Ukrytą cechą tekstu jest jego synoptyzm: Każdą z Ewangelii mo­

żna tu odczytać oddzielnie, w brzmieniu całkowitym, in exten­

so, trzeba by tylko jej słowa podać inną barwą druku.

Gdyby znalazły się środki na druk czt robarwny, wówczas po­

wyższy tekst harmoniczny stałby się jednocześnie synopsą ewange­

liczną, której brak w Polsce bardzo się daje odczuwać. Dobre pozna­

ni© Ewangelii bez synopsy jest prawie niemożliwe. (RED)

(2)

* T C I ■ Nr. 17 (201) MARIA BELINA

ZE ŚWIATA

PO DRODZE

OPOWIADANIE

KATOLICKIEGO

Kobietom polskim w Kraju opowiadanie to poświęcam.

B

YŁA moją koleżanką przez kil­

ka lat. Przebrnęłyśmy razem przez Wergilego i Owidiusza, przez zawsze przerażające mnie logarytmy, które uważałain za chorobliwy wybryk umysłu ludz­

kiego i dobiłyśmy wspólnie do bez­

piecznej przystani matury.

Zawsze jednak pozostał między nami, tak zresztą jak między nią 1 całą klasą, pewien dystans. Re­

gina była inna, niż my wszystkie.

Nie dlatego, że była śliczna. Ła dnych uczenie miałyśmy w klasie kilka. I nie dlatego także, że była córką znanej śpiewaczki. Wpraw­

dzie zjawienie się w szkole jej matki sprawiło niemałą sensację.

Uczenice nawet ze starszych klas ustawiły się niby przypadkiem w korytarzu, zaglądały przez szpary we drzwiach, zbiegały pośpiesznie i z tupotem po schodach, żeby zo­

baczyć smukłą, wysoką sylwetkę bardzo eleganckiej .pani i usłyszeć dźwięczny, pięknie modulowany głos, znany dobrze ze sceny. Ale w codzienności życia szkolnego szybko się zapomina o koligacjach koleżanek.

Istota rzeczy leżała gdzie indziej.u,,, -. R-ieni na uiicy w Klina lat później, stkie laSlarSn^.”1Z “f s.z>?. bajorem czy pod- stały znacznie ponad poziom’’za-

1 mi.mo. że bra" trzatam jeanaK raczej na mego, łp żp m 'L?0 zyciu- czuło niż na nią. Ciekawa byłam czło­

nu; wypełniało wieka, który posiadł na własność

^S?rb£)WiLO- tylko Reginę, nieuchwytną Reginę. Dzi- Zach°wywa- wna była twarz tego człowieka o- w ?7VaiinJtkc«?łii!Wieh?agłębiony kr^gła, o miękkich, mięsistych ry- wpniJSijn?8 ktorego oto- sach, szerokim bezwolnym pod- d7nn’pi USiU/F- wciągnąć do prowa- bródku i wąskich, samolubnych dzonej z ożywieniem rozmowy, ustach

Zapytany wprost o zdanie, robi wysiłek, żeby wejść w istotę zagad­

nienia, wypowiada swoje zdanie_ _ i wraca pośpiesznie do książki, która Interesuje go stokroć ‘wię­

cej. - - - - —---—X

Nie była zresztą nigdy niegrzecz- serdecznie: Przedstawiła mi męża, na. Przeciwnie była gizecznieSa ktÓfV ukłonił sie dzwoniflC ost.rn- od nas wszystkich nie mając ani

krzty pensjonarskiego rozhukania.

Nie ule^ała^w Tffól?egnąvihn?niii ważniejsze o upłynionyi tłumu w żadnej spJawle Była so ?-Ze.d. kl.lku

•^gjjjzo naturze i szczerze.

Jła złośliwych psot, któ-

«7vm 1,1C £>yru równie taana i

P y takJeJ oka_ smukta ¡ak dawniej. Ale nie było Bvlo M zrTJ/ yaz wzbur?oną- w niej dawnego promieniowania, toclnnika SS? i; sIę z Byla iak am»Ia. z któr(‘i wielo nv orawi'(,> SIi Syl kr6tk?wzrocz- lampę. Bez blasku, zmatowiała ny prawie aż do ślepoty. Korzysta­

jąc z Jego kalectwa, jedne uczenl- xM<SD?'\iad,a,y za drugie a reszta chichotała bezczelnie ” • • Regina powiedziała KUKa ostrych słów na temat bezmyślne­

go okrucieństwa. Ale była w niej taka bezpośrednia, bezapelacyjna obraztó°SĆ’ nie podobna sl? było Nie tylko my odczuwałyśmy te ..inność' Reginy. Obserwowała»

stosunek do niej zarówno nauczy­

cieli. jak 1 nauczycielek. Liczyli sie z jej zdaniem, do szacunku doda- Ja>kby trochę sentymentu. Bo la kh’/1?,e ak>. św*eza a Jednocześnie Jakby uduchowiona, tak czysta w snojrzenlu. w słowach glos miała tak harmonijny, że patrzyło się na Wa nie) z btzyJemno-

YT,ac1la,a zaufanie do ludzi, życia 1 świata.

Obserwowałam pilnie sposób w jaki zwracali się do niej rlektórzy

™?£sSOr?w1?' ®y,° t° coś Jakby

mielenie, olśnienie i z trudem ..

ukrywany zachwyt. Natdziwnlei Idąc przez teren Szpitala Ujazdo- sze zaś było to, że ona zdawała sie wskieg0 Po skrzypiącym śniegu w tego me dostrzegać. Zazdrościłam śwletIe wyiskrzonych, zimowych Jej czasem 1 bolałam nad tym że swiazd. ujrzałam Reginę. — nie jestem do niej podobna. ’ rówoi»» ,---

A .potem musiała w jei życiu Zo Jaka^ głęboka zmiana Stra­

ciła tę przejrzystość duchową któ­

ra promieniowała od niej dawniej Była roztargniona. pochiu..;vi,a czymś bardzo dla niej istotnym ważniejszym od nauki i — stwier­

dziłam to ze zdumieniem _ zda­

rzało się jej czasem, że przycho-

ob-

— To jej córka, Regina, moja koleżanka — odpowiedziałam.

— śliczna dziewczyna — zauwa­

żył — i bardzo zakochana.

— Jaki to człowiek? — zapyta­

łam.

— Wybitny talent. Ale charak­

ter nieszczególny — odrzekł. — Szkoda jej, istna Psyche — wes­

tchnął ze współczuciem.

Po powrocie na widownię serwowałam lożę wbrew woli. Re­

gina zauważyła mnie i skinęła głową, umiechając się znowu .pro­

miennym uśmiechem. Towarzysz jej zwrócił głowę w moją stronę i zobaczyłam jego twarz. Miał kształ­

tną, szlachetną w rysunku głowę, regularne rysy, duże, błyszczące oczy i usta dziwnie nie pasujące do całości. Usta okrutnie duże, pełne i ..pożerające“. Biedna Re­

gina — pomyślałam.

Po maturze straciłam z nią kon­

takt. Ona zapisała się na uniwer­

sytet warszawski, ja wyjechałam do Krakowa na studia romani- styczne.

Spotkałyśmy się kiedyś przypad­

kiem na ulicy w kilka lat później.

* Szła uiężeiii, majorem czy poii-

~ yra_ Pułkownikiem. Obserwowałam ich przez chwilę gdy nadchodzili. Pa­

trzałam jednak raczej na niego,

— Biedna Regina! — pomyśla­

łam znowu.

Skinęłam jej głową w przejściu, a ona jakby się chwilę zawahała, potem podeszła i przywitała się który ukłonił się dzwoniąc ostro­

gami.

W kilku pośpiesznych słowach .powiedziałyśmy sobie to. co naj­

ważniejsze o upłynionych latach.

— — — ——urodziła się jej córeczka. Ale kiedy mówiła o tym. miałam wrażenie, że Jakiś ---* «1 cleń cadł na oezy- Zmieniła się.

s?vm---nledo,łezniej- Nie fizycznie. Była równie ładna i

Naznaczyłyśmy sobie rendez­

vous na zieździe koleżeńskim któ- - o« TL“"<7 ry miał nastąpić za kilka dni. Roz- L? vhv stałyśmy się więc na krótko, obie- nam kilka cując sobie porozmawiać o wszyst- kim Na zebranie jednak nie przyszła.

Przysłała na ręce organizatorki krótki bilecik z przeproszeniem.

Pytałam pozostałe koleżanki co nh^A^i vv 0 niej wiedzą. Wiedziały bardzo Obserwowałam niewiele. Oddaliła się od wszyst- .rowno naiirwv- kich

Upłynęły znowu lata. W 1939 r.

wojna zagnała mnie pod okupację bolszewicką, potem, w 41-ym przy­

wróciła mnie Warszawie.

Znając dobrze język niemiecki, otrzymałam pracę w biurze fabry- w cznym. Wychodziłam do pracy

wcześnie, po siódmej rano.

Było to w .połowie zimy 1942 r.

uj.uu.uu, xvc6inę. Szła również w kierunku bramy z dwie­

ma dużymi walizami. Ucieszyłyś­

my się sobą wzajemnie. Na krót­

kiej przestrzeni do bramy dowie­

działam się, że matka jej jest za pochłonięta zaskoczona tam przez wy-

‘IWanm b.uch w<y'ny- że >»i»ż jej wzięty zo-

•j istotnym. ?tal do niewoli przez bolszewików i że otrzymała od niego kartę w 1940 roku. Pracuje przewożąc z Pragi dziła do szkoły z^nieprzygotowani’- Wę^i,]y 1 SbrzHed^ą« Je ha terenie mi lekcjami. Nie mogłam tegcizro- M 3' ° dzi,ec.ko nle -Pytałam, zumieć. (Byłam wówczas ieszczo 1,0 ^ie wspomniała o nim. Przy-

bardzo młoda) J e mi jednak, że odwiedzi

i ’ , x mnie w najbliższą niedziele Przypadek wviaśnu mi

cę^yTmdMoa^Iml ta,Iemnl- “ W “’j w tramwaju.

naReXar.j?J

be a Podczas antraktu wyszliśmy męża '

sle ro sanYjlS"/ ««ejrzałam Podczas mego pobytu pod oku- tra dostraeallmplę‘ pac]a rosyJska. w latach 1939-41, Soi f S k‘6r? ,p?' spotkałam kilka żon oficerów, któ- tam ReginT Sie,dz„lala re, Grywały się przed bolszewlka- mSczyzna z °' ym mi w obawie przed aresztowaniem ktedvkoiwlek p™Idzialam i wywiezieniem na Sybir. Niektóre od nlei szczek' ^77?.lC OWaJ° z nich miały mężów w niewoli boi- szczęscle. Jej śliczny uś- szewickiej Otrzymały od nich ie- miech pełen był słodyczy i miłości, dną jedyną wiadomość w marcu Zrozumiałam wszystko 1 spojrzą- lub kwletmulñor Potem rSlcze- lam na męzczyznę, do którego się nie zupełne

zatotoeSwanle^0^^^ Ponl™a¿ znałam nienawiść boi- zainteresowanie i spojrzał również szewików do t zw nrzez n!ch Bie- tychmlasf18 pozn« na- l°-PolakoW iwllzlabm ,ak wlęzl-

y“' któr„ ,ez młodeg,° U 1 sądzili publicznie nieletnich ćżtowiektowarzyszył, harcerzy i harcerki, zdawałam so- mtodych mñarzv naJ2d<J,nieJS2ych Ne dobrze sprawę z uczuć, jakie mtoaycn malarzy. żywili dla wroga numer jeden —

— Ale kto jest ta panienka? — polskiego żołnierza, a tym bardziej zapytał, kiedy wylądowaliśmy w -r oficera. Dlatego już tam. na

*oyer- Ziemiach Wschodnich, myślałam

często z troską o losie naszych jeńców w rękach sowieckich. Mia­

łam głębokie, choć nie oparte na żadnych konkretnych przesłan­

kach przekonanie, że jeńcy nasi, którzy w tak wielkich ilościach do­

stali się do niewoli bolszewickiej, nie żyją.

Ku memu zdziwieniu Regina przyszła w niedzielę. Zasiadłyśmy w dużym pokoju, zamienionym na graciarnię. Wszystkie meble z mego zwiniętego mieszkania usta­

wione tu były jedne na drugich i zasłonięte dwiema szafami. Szcząt­

ki bezużyteczne minionego życia, które nigdy może nie otrzymają z powrotem swych naturalnych funkcji.

Usadowiłam Reginę w dużym, wygodnym fotelu, podałam praw­

dziwą kawę, otrzymar ą w paczce od męża i rozpoczęłyśmy pogawęd­

kę. Najpierw o sprawach dzisiej­

szych, najłatwiejszych do sformu­

łowania. Obserwowałam Ją bacz­

nie podczas rozmowy. Była ciągle jeszcze ładna. Rysy zachowały młodzieńczą zwartość i delikat­

ność rysunku. Była szczania, jak zawsze. Ruchy jej zachowały daw­

ną lekkość i harmonię. Ale posi­

wiała nad wiek. Włosy na skro­

niach były zupełnie srebrne. I wy­

raz twarzy się zmienił. Trudno mi to było określić. Przypominała mniszkę, oderwaną od świata i u- dręczoną umartwieniami Albo ra­

czej matkę, która utraciła jedyne dziecko. Siła bezwładu trwa, ale wszystkie nici wiażące ją z co­

dziennym życiem zostały zerwane Istnieje tylko jedna — niewidocz­

na a silna — łącząca ją z mogiłką, przy której uwięzło jej cierpienie.

I cierpienie jest jedyną formą jej życia, żyje — bo cierpi.

Po chwili milczenia zapytałam dlaczego wybrała sobie taką mę­

czącą i niebezpieczną pracę. Dźwi­

ganie ciężkich waliz z Wędliną jest dużym wysiłkiem fizycznym. A prócz tego — ciągle jest narażona na rewizję i aresztowanie za szmu- giel.

Odpowiedziała spokojnie, że je­

szcze nigdy jej nie rewidowano.

Tak. to było jasne. Nawet nie­

miecki żołdak zawahałby się za­

czepić kobietę o takiej twa­

rzy.

— Rozumiem — przytwierdziłam

—- ale o ile pamiętam, znasz bar­

dzo dobrze język niemiecki i mo­

głabyś pracować daleko bardziej pożytecznie dla naszej sprawy.

Zapaliła papierosa, zgasiła ’za­

pałkę i rzekła powoli;

— Tak. ale ja nie mogę oddalać s ę z domu na cały dzień. Mam chore dziecko, a brat i je^o żona, z którymi mieszkam, pracują poza domem.

—- No tak — przyznałam — sko­

ro dziecko jest chore... Ale póź­

niej, kiedy wyzdrowieje...

Odłożyła papierosa i splotła rę­

ce na kolanach. Potem powiedzia­

ła cicho:

— Moje dziecko nigdy nie wy­

zdrowieje. Jest nieuleczalnie cho­

re.

Milczałam. Z sąsiedniego pokoju dolatywał tupot, śmiech i krzyki Moja mała córeczka bawiła się ze starszym od niej trochę kuzyn­

kiem. Instynktownie chciałam zerwać się, pobiec do nich powie­

dzieć, żeby poszli bawić się gdzie indziej, usunąć z jej pobliża te roz­

hukane, zdrowe dzieci. Ale opano­

wałam ten odruch. Byłoby to zbyt manifestacyjne.

Wstałam natomiast i dolałam jej jeszcze kawy. Mieszała wolno łyżeczką w zamyśleniu.

— Powinna byś przyjść do mnie Mam sporo książek i siedząc tak samotnie w domu, dużo czytam.

— Czy ciągle jeszcze filozofów, psychologów i poezje? — zapyta­

łam.

Uśmiechnęła się;

— Pamiętasz jeszcze? Psycholo­

gią interesuję się ciągle jeszcze.

Pożyczam książki od mego profe­

sora. Zachował się jeszcze w Do- inu Profesorskim. Zachodzę do niego czasem na pogawędkę. Be­

letrystyki czytam niewiele i tylko najlepszą. Większość książek stała się wobec dzisiejszych czasów zu­

pełnie nieistotna, nic nie dająca Interesuję się także historią. Hi­

storią w jej najbardziej ogólno­

ludzkim znaczeniu. Czy pamiętasz może ten fragment z France‘a, który czytałyśmy w szkole? O tym’

jak szach perski przed samą śmier­

cią poznał historię ludzkości? Mie­

ściła się w kilku słowach: „Uro­

dzili się, cierpieli, pomarli“. Wpa- dły mi w ręce niedawno szkice Szajnochy o Słowianach południo­

wych i ich roli w państwie kalifów hiszpańskich. Zaczęłam także czy­

tać Thiers‘a „Historię Konsulatu i Cesarstwa“, ale nie sądzę, żeby ini starczyło czasu na przeczytanie tej olbrzymiej ilości tomów, życie jest tak krótkie...

Wstała. Rozstałyśmy się z tym, że odwiedzę ją w następną nie­

dzielę.

I poszłam. Poznałam brata jej.

lekarzą wojskowego. Pracował w

Szpitalu Ujazdowskim, w Ostro­

wieckich Zakładach i jeszcze w ja­

kiejś instytucji, żona jego zatrud­

niona była w małym barze na Gró­

jeckiej. Wiązali z trudem koniec z końcem. Jak wszyscy zresztą w tym czasie. Byli to cisi, spokojni ludzie, zmęczeni pracą nad siły, bardzo się kochający, o zaintere­

sowaniach filozoficzno-religijnych.

Któż zresztą w tych czasach nie­

nawiści i pogardy nie uciekał do religii jako jedynej przystani, w której znaleźć było można spokój i otuchę...

Pod tym względem i w Reginie zauważyłam zmianę, która sprawi­

ła mi wielką radość.

W szkole nie chodziła razem z rami do kościoła, zresztą za wie­

dzą i zgodą (prawdopodobnie bar­

dzo niechętną) dyrektorki. Wie­

działam. że miała kiedyś na ten temat długą dyskusję z p. Haliną

— przełożoną z której to dyskusji wyszła z wypiekami na twarzy.

Było to w okresie pierwszej soo- wiedzi. jaka przypadła przed Wiel­

kanocą, wkrótce po jej przyjściu do naszej szkoły. Potem nie spo­

tykałam jej nigdy w kościele na szkolnej Mszy i nikt jej w tej spra­

wie nie interpelował. W klasie u- tarło się milczące przekonanie, że Regina jest niewierząca. Być mo­

że. że częściowo i tutaj leżała przy- czyna tej jakieś nieprzebytej gra­

nicy, dzielącej ją od nas.

Wiedziałyśmy, że czyta wiele poważnych dzieł z zakresu przyro­

dy, filozofii i psychologii. Były to dla nas tereny zupełnie obce i do­

wiadywałyśmy się o jej lekturze tylko z dyskusji z nauczycielami lub z rzucanych podczas lekcji u- wag Reginy, których słuchałyśmy zawsze z zainteresowaniem.

Toteż wielkie było moje zdziwie­

nie, gdy wkrótce po jej pierwszej bytności u mnie zaszłam przed biurem do kościoła św. Aleksan­

dra. Przed głównym ołtarzem zo­

baczyłam w ławce Reginę. Była tak zatopiona w modlitwie, że nie zauważyła wcale, jak przeszłam obok niej i uklękłam przed ołta­

rzem.

W jej skupionej twarzy był wy­

raz. którego dotąd nie znałam. Zu- .nełne oderwanie od świata i żarli­

wość. jakby zapamiętanie się w modlitwie. Oczy miała przymknię­

te. ale twarz żyła głębokim wew­

nętrznym życiem.

Potem usłyszałam szelest i kiedy zwróciłam spojrzenie na kościół, ujrzałam ją idącą nawą ku wyj­

ściu. W obu rękach trzymała ‘wa­

lizeczki na towar. Krok jej był lek­

ki. prawie taneczny, dawny, dzie­

wczęcy chód Reginy.

Nie powiedziałam jej nigdy o tym, że widziałam ją w kościele.

Ona także nie wspominała nigdy o przemianie która musiała nastą­

pić w jej życiu wewnętrznym.

Regina przyjęła mnie wówczas w salonie. Wspominałyśmy czasy szkolne. Dała mi kilka książek, które ją najbardziej zainteresowa­

ły. Mówiła o nich z przejęciem.

Twarz jej ożywiła się. Oczy nabra­

ły blasku.

Byłam u niej jeszcze kilka razy, w dłuższych odstępach czasu.

A potem „wybuchła“ sprawa ka­

tyńska. Niemcy rozdmuchiwali ją w swych gazetach i w wydawa­

nych przez siebie pismach w języ­

ku polskim, t.zw. pospolicie „szma­

tławcach“. I przyszło to, czego się obawiałam: na liście ofiar katyń­

skich znalazłam nazwisko męża Reginy.

Spotkałam się z nią nazajutrz w wędrówce porannej do bramy. By­

ła wiosna i biedny, okaleczały te­

ren szpitalny zazielenił się listecz­

kami kasztanów i lip.

Szłyśmy chwilę milcząco. Nie patrząc na mnie Regina spytała cicho:

— Wiesz, że mój mąż?...

— Tak, wiem — rzekłam pośpie­

sznie.

— Przeczuwałam to od dawna — powiedziała. — Przez tyle lat żad­

nej wiadomości...

Rozstałyśmy się przy bramie szpitalnej. Ona skręciła w kierun­

ku Alej, ja ruszyłam prosto Wiej­

ską do tramwaju, który miał mnie zawieźć do fabryki.

— Jak ciężko Bóg doświadcza tę kobietę — myślałam — i ile hartu tkwi w takiej drobinie ludzkiej za­

gubionej w morzu nieszczęścia ile siły.

Wkrótce miałam się przekonać, że się myliłam. Hart miała Regina, ale nie nrała już sił.

Któregoś dnia po powrocie z biura dowiedziałam się. że umarła.

— Niemożliwe!... — zawołałam.

Ale siostrzeniec i moja mała za­

pewniali mnie hałaśliwie, że to prawda.

— Kiedy?! Widziałam ją prze­

cież przedwczoraj!

— Dziś rano — wmieszała się matka mego męża. — Zasłabła na­

gle w tramwaju, jadąc po towar na Pragę. Dobrzy lądzie przywie­

źli ją do domu. Zastosowano za­

strzyki, ale nic nie pomogło. Po­

dobno osłabienie mięśnia serco­

wego...

— Czy można tam pćjść?

— Leży jeszcze w domu. Jutro przewiozą ją do kaplicy.

Nacięłam cgromne pęki bzu, któ­

ry zakwitł w naszym ogródku i poszłam.

Leżała na łóżku, wyprostowana i biała jak marmur. Tylko usta, które prawdopodobnie umalowała przed wyjściem do pracy, krwawi­

ły się na bladej twarzy. Był w niej spokój.

Ułożyłam kiście bzu na jej co­

dziennej sukni, w której widzia­

łam ją tak często. I stałam patrząc i myśląc.

Tu leży Regina, bogata, promien­

na Regina. Nieuchwytna. I co da­

lej? Czy to już koniec? Czy nie zo­

stało z niej nic prócz nieuleczalnie chorego dziecka, które musi żyć bez matczyrej opieki?

Później dowiedziałam się od brata, na czym polegała choroba córeczki Reginy. Była niedorozwi­

nięta. Nie chodziła i nie mówiła.

Matka pielęgnowała ją jak, niemo­

wlę przez czternaście długich lat.

Zrozumiałam teraz jej przed­

wczesną siwiznę i to zgaśnięcie wewnętrznego blasku, które ude­

rzyły mnie, kiedy spotkałam ją przed wojną.

Bywałam teraz często u brata Reginy. Głęboka Wiara tych ludzi i niezachwiane przekonanie. że wszystko, co się dzieje najstrasz­

niejszego. ma swój sens i cel 1 pro­

wadzi nas do Boga — zdumiewały mnie, ale miały siłę krzepiącą. Sia­

dywaliśmy często wieczorem czy­

hając gazetki i omawiając ostatnie wypadki, które poczęły toczyć się z szybkością, świadczącą o zbliża­

jącym się końcu.

Pewnego wieczoru tej niepoko­

jącej wiosny siedżieliśmy w miesz­

kaniu brata Reginy. Mówiliśmy o toczących się wypadkach i o nad­

chodzącej, a niewiadomej przysz­

łości.

Był głęboki wieczór. W pewnej chwili rozmowa się przerwała, mil­

czeliśmy. pogrążywszy się we wła­

sne myśli. Od osłoniętej abażurem lampy padały na pokój głębokie cienie.

Kończyłam właśnie opowiada­

nie, kiedy nagle ujrzałam coś, co sprawiło, -że słowa uwięzły mi w gardle i krzyknęłam zduszonym, riieswoim głosem: „Regina!...“

W pokoju zaległa cisza. Dźwię­

czał mi tylko w uszach mój Własny okrzyk. Domownicy spojrzeli po sobie wymownie...

Siedziałam na wprost otwartych drzwi do wąskiego przedpokoju i do drugich drzwi prowadzących stamtąd do pokoju chorej Tereni.

I wówczas, przez krótką chwilę, w nierealnym nastroju mroku i ci­

szy wydaWało mi się, iż w ramie drzwi, oświetlonej lampą z pokoju dziewczynki, dostrzegłam szczupłą postać zmarłej, idącą w kierunku łóżka. Przywitały ja radosne, nie­

artykułowane okrzyki.

Wkrótce potem, na dwa tygod­

nie przed wybuchem powstania, Terenia umarła. Znaleziono ją ra2 no spokojr ie śpiącą. Była zimna.

Piątego sierpnia Niemcy wysie­

dlili zarówno szpitale, mieszczące się w Ujazdowle tak i wszystkich mieszkańców cywilnych z tego te­

renu.

Kiedy wychodziłam w długim ko­

rowodzie liczącym kilkaset osób, niosąc nosze z chorą, a moja mała dreptała ko’o mnie i dźwigała z wysiłkiem swoje i moje okrycie zi­

mowe. pomyśałam, że Regina za­

brała dziecko, aby lnu zaoszczędzić śmierci od niemieckiej kuli lub bomby.

Maria Belina

Wolnomularstwo

(MASONERIA) X. E. CAHILL T.J.

Str. 43 Cena 9 d, z przesyłką 1 sh.

O masonerii

X. Herbert Thurston T.J.

Str. 30

Cena 3 d., z przesyłką 6 d.

Do nabycia w VERITAS F. P.

Centre, 12, Praed Mews, London, W. 2.

OBIE BROSZURY RAZEM Z PRZESYŁKĄ 1/6

PRYMAS POLSKI W RZYMIE Ks. Arcybiskup Stefan Wyszyń­

ski, Prymas Polski, który przybył do Rzymu w dniu 4 kwietnia wraz z ks. biskupem łódzkim, Michałem Klepaczem i sekretarzem ks. Ba­

raniakiem, był przyjęty dnia 8-go bm. przez Ojca świętego. Podając tę wiadomość, „Osservatore Roma­

no“ daje na pierwszej stronie na­

stępujący komentarz:

„Jak donieśliśmy już w dziale informacyjnym, Ojciec święty przyjął dziś rano na audiencji pry- watr-ej J. E. Najprzewielebniejsze- go mgr. Stefana Wyszyńskiego. Ar­

cybiskupa Gnieźnieńskiego i War­

szawskiego.

Dostojny Prymas Polski, który w dniu 12 listopada 1948 r. został mianowany na obie stare stolice arcybiskupie, nigdy jeszcze nie był w Rzymie z wizytą ad 1 i m i n a.

Towarzyszy mu w podróży J. E.

Mgr Michał Klepacz, Biskup łódz­

ki. oraz ks. Antoni Baraniak, se­

kretarz prywatny Prymasa.

Ojciec święty po ojcowsku przy­

jął Dostojnego Gościa, rozmawia­

jąc z r im przez całą godzinę o po­

łożeniu religijnym w Polsce. ’ Na­

stępnie Ojciec św. przyjął J. E. Bi­

skupa łódzkiego.

Pobyt w Rzymie obu Dostojni­

ków potrwa jeszcze około 2 tygod­

ni. Można przypuszczać, że z racji niedalekiej beatyfikacji Piusa X przyjedzie do Rzymu J. Em. ks.

Kardynał Adam Sapieha. Arcybi­

skup Krakowski, który był tajnym szambelanem Piusa X“.

Komunikat powyższy podkreśla doniosłość pobytu ks. Prymasa w Rzymie. Jest rzadkością, żeby tego rodzaju komunikaty ukazywały się w „Osservatore Romano“, który zazwyczaj zadowala się podaniem audiencji, w części oficjalr ej pisma.

ODEZWA PRYMASA DO DU­

CHOWIEŃSTWA. Prymas Polski Arcybiskup Wyszyński wydał ode­

zwę do duchowieństwa przy oka­

zji wielkopostnych święceń ka­

płańskich. „żyjemy, pisze Prymas, w czach okropnego prześladowa­

nia Kościoła. W dwudziestym wie­

ku, który głosił wolność świata, i wolność sumienia, istnieją narody i państwa, które pozbawiają bi­

skupów ich władzy duszpasterskiej i w więzieniach zamykają kapła­

nów“.

W Polsce nie ma możliwości żad­

nej schizmy, twierdzi Prymas, lecz w innych krajach są odszczepień- cy. „Wrogowie wiary nie szczędzą wysiłków, podejmowanych bez przerwy w celu urabiania duszpa­

sterzy na zagorzałych propagan­

dzistów nowego porządku. Dotych­

czasowy sługa Boży ma się stać, według planów materialistyczne- go systemu, niewolnikiem celów politycznych“.

„Jedno jest tylko kapłaństwo w religii katolickiej — stwierdza Ar­

cybiskup Wyszyński — którego zał2życielem jest najwyższy Arcy- kapłan-Chrystus. Wszyscy inni nie są pasterzami, lecz wilkami Kap­

łaństwo Kościoła Katolickiego jest związane węzłami historii bisku­

pów z dziejami pierwszego Papie­

ża. z Piotrem świętym. I dlatego słuchać należy tylko tych kapła­

nów. którzy otrzymali władzę z rąk biskupów katolickich i są w jedności ze Stolicą Apostolską. Nie ma na ziemi takiej władzy, która by mogła zastąpić nadprzyrodzo­

ną władzę ChrystuŁa. Jego zastęp­

cy papieża, Jego ministrów bisku­

pów (...) Słowa nasze są może twarde, ale takie też są dzisiejsze czasy. Czasy te 'właśnie nakazują nam głosić bez ustanku prawdę Bożą, jedynie zdolną uratować je­

szcze świat“.

Odezwa ta wywołała, gwałtowny atak prasy komunistycznej w kra­

ju na Episkopat

ZJAZD SODALICJI MARIAŃ­

SKICH. W dniach 13 i 14 maja od­

będzie się w Londynie Zjazd Pol­

skich Sodalicji Mariańskich. Pro­

gram przewiduje zarówno refera­

ty i dyskusje, jak i akademię po­

święconą Wniebowzięciu Matki Najświętszej i zwiedzanie wysta­

wy Festival of Britain.

KOMUNIŚCI MIANUJĄ KANO­

NIKÓW. Po wywiezieniu Arcybi­

skupa Praskiego, Berana, państwo­

wy urząd spraw kościelnych mia­

nował czterech kanoników Kapi­

tuły Metropolitalnej na miejsce czterech uwięzionych, po czym Kapituła wybrała jednego z no­

wych nominatów rządowych wi­

kariuszem. W ten sam sposób rząd komunistyczny mianował trzech kanoników Kapituły Czeskiej w Budziejowicach. Komuniści liczą, że opanowanie Kapituł jest pew­

niejszą drogą, niż same represje wobec Biskupów

SZKOŁY KATOLICKIE W KRA­

JACH MISYJNYCH. Najnowsze statystyki kościelne podają, że mi­

sjonarze katoliccy prowadzą w krajach misyjnych 41.632 szkoły powszechne, z 3.216.72Q uczniami.

3.881 szkół uzupełniających z 547 594 uczniami, 1.178 szkół śred­

nich z 283.589 uczniami, 740 szkół zawodowych z 34.568 uczniami i 307 szkół wyższych z 19.183 ucz­

niami. Dodać należy, że misjona­

rze prowadzą 89 seminariów więk­

szych dla 4.291 kolorowych studen­

tów i około 280 seminariów mniej­

szych dla przeszło 12.000 uczniów.

W samych tylko szkołach pow­

szechnych nauczało, nie licząc członków zakonów nauczających, 54 nauczycieli i 21.700 nauczycie­

lek,

Cytaty

Powiązane dokumenty

mi stać w końcu? W każdym razie Siostrzyczka Teresa nie inaczej się chyba do tego zabrała; można by rzec, że się stała świętą baWląc się w świętych z Dzieciątkiem Jezus,

chodzić zaczęły zmiany inne, niż dotychczasowe, których dotąd było niemało, ale do których niejeden czytelnik przyzwyczaić się miał dość czasu i sposobności. Nowe

Dziś zajmuje się owym cieniem, chodzącym za człowiekiem przez całe jego życie — grzechem co­.. dziennym, pokusą, która

nym sześćdziesięcioleclu, które dzieli nas od jej ukazania się. Jej silne oddziaływania są widoczne w dzisiejszych kodeksach pracy, 'w nowych konstytucjach państw, w

To jest oczywisty nonsens, bo — jak Panu musi być wiadomo — życie pośmiertne dla nas, chrześcijan, może się okazać zarówno bardzo nieprzyjemnym, jak też i

w dzieło Pana nosiło stygmat upodo- łym“ i „Dzienniku Polskim&#34; (De- którym to akcie autor sugeruje bania Jego. Niech Pan się z tego troit), ‘wyrażającymi te same co 1

dzo dobrze mi z nim było, bo za mnie trawił, a mnie zawsze ciężko trawić. Wtedy tylko fruwałam i gdyby nie to, że nie dałam rady zapracować na oboje, bo z sollte- rem

Ale na prawdę pasjonująca jest chy. Jeśli ta sprawa nie będzie u- dopiero część druga książki, śnia- porządkowana, sprawa ładu w decka, po różnych kolejach losu,