• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1980, nr 10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1980, nr 10"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

m # : # #

c h e e ś c m n

EW ANGELIA-ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA - JEDNOŚĆ - POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

W ejście głów ne do Royal Cliff Beach Hotel w Pattaya, w Tajlandii, miejsca m iędzynarodowej konsultacji na tem at ew angelizacji świata.

Nad w ejściem transparent p ow ital­

ny

(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929 Nr 10., październik 1980 r,

SŁUŻĄC W POW O ŁA N IU P O SIA D A JĄ C Y R A C JĘ

DOZORCA W IĘZIEN N Y W F IL IP P I HIOB — CZŁOW IEK W EDŁUG BOŻEGO SERCA

O ŚW IADCZENIE T A JL A N D Z K IE LISTY OD SŁUCHACZY ...

JE Z U S P R Z Y JM U JĄ C CIĘ ...

W ŁADYSŁAW LIN C ZA K (1905—1979)

K R O N IK A

M iesięcznik „C hrześcijanin” w y sy ła n y jest b ezp łath ie; w y d a w a n ie jed n ak cza­

sop ism a um ożliw ia w y łą c z n ie ofiarność C zytelników . W szelkie ofia ry n a czaso­

pism o w kraju, p rosim y k iero w a ć na konto Z jed n oczon ego K ościoła E w an ge­

liczn ego : N B P W arszaw a XV Oddział Nr 1153-10285-136, zaznaczając cel w płaty na od w rocie b lan kietu . Ofiary w płacane za granicą n a leży k ierow ać n a o p ro cen ­ tow an e k on to Z jednoczonego K ościoła E w an gelicznego Nr 1517/037874/999766 w B anku P o lsk a K asa O pieki SA, I Oddział w W arszaw ie, ul. C zack iego 21.

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium: Józef Mrózek (red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), M ieczysław K wiecień, Marian Suski, Ryszard Tom aszew­

ski.

Adres Redakcji i Administracji:

00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.

Telefon: 29-52-61 (w. 5). Materiałów nadesłanych nie zwraca się.

Indeks: 35462.

RSW „P rasa -K sią żk a -R u ch ” , W ar­

szawa, S m olna 10/12. Nakł. 5500 egz.

Obj. 3 ark . Zam . 981. 0-56.

Służąc w powołaniu

John R.W . S to tt, którego „Poselstwo Listu do Galacjan” ukazało się przed dw om a la ty w ń a szy m w yd a w n ic tw ie i je s t jeszcze do nabycia, w sw o jej książce pośw ięconej chrześcijańskiej m isji w św iecie w spó łczesn ym pow iedział: „Bardzo często odnosim y w rażenie, że jeśli ktoś je s t napraw dę gorliw y w w ierze, zaintere­

sow any spraw am i B o ży m i i pragnie służyć C hrystusow i, to na pew no zostanie m isjonarzem , jeśli je s t m n iej gorliw y, to pozosta­

nie w dom u i zostanie pastorem , a jeśli zaś brak m u takiego po- św ięcenia, by być pastorem , to mewqtpZiwie będzie shtżyt jako lekarz lub nauczyciel, gdy jed n a k taka osoba pośw ięci się dzia- allności społecznej lub pracy w środkach masowego p rzekazu lub zajm ie się, co najgorsze, polityką, to jakże często jesteśm y zdania, iż znalazła się ona niedaleko od pow ażnego odstępstwa. W ydaje się przeto rzeczą nieodzow ną — powiada dalej John S to tt — zaję­

cie się kw estią powołania, w o ka cji”.

Jezus C hrystus w zy w a w szy stk ic h sw oich uczniów do usługiw a­

nia, to znaczy do służby. On Sa m jest Sługą par excellence i w z y ­ w a także nas do tego, b y śm y b yli sługam i. Jedno jest pew ne:

jeśli je ste śm y chrześcijanam i, to m u s im y p rzeżyć sw oje życie w służbie Bogu ■i człow iekow i. A le na c zym polega istota te j słu ż­

by, do któ re j je ste śm y powołani? C zy tylk o m isjonarze, pastorzy, kaznodzieje, ewangeliści, teolodzy służą Bogu i człow iekowi?

O czywiście, n ie k tó r zy są pow alni, b y być m isjonarzam i, ew ange­

listam i, pastoram i. In n i zaś są pow ołani do słu żb y w dziedzinie prawa, w ychow ania i nauczania, w m ed ycyn ie. A le inni znów są pow ołani do pracy w handlu, p rzem yśle i rolnictw ie, w księgow o­

ści i bankowości, w urzędzie i parlam encie, w środkach maso­

wego przekazu, i jest nadal — i pow inno być — w iele dziew cząt, które obok sw o je j pracy zaw odow j, znajdują swoje powołanie w prow adzeniu dom u i m acierzyństw ie.

We w szy stk ic h ty c h dziedzinach, i w ielu inn ych jeszcze, chrze­

ścijanin m a m ożliw ość w y k o n y w a ć sw oje zadanie po chrześcijań­

sku, i nie traktow ać tego jako koniecznego zła (koniecznego dla przetrw ania!) czy te ż jako korzystnego m iejsca dla prow adzenia ew angelizacji czy w reszcie zarabiania pieniędzy na ewangelizację.

Nie! M oże on w y k o n y w a ć sw oje zajęcie jako swoje chrześcijań­

skie powołanie. M iejsce sw o jej pracy m oże chrześcijanin tra kto ­ wać jako m iejsce, na które go C hrystus postaw ił, b y p rzeży ł on sw oje życie w służbie Bogu i człow iekow i. O czywiście częścią po­

wołania chrześcijanina będzie rów nież troska o u trzy m y w a n ie C h rystusow ych n orm sprawiedliwości, uczciwości, godności ludz­

k ie j i współczucia w społeczeństw ie, które tego nie akceptuje.

A Zatem sprzątaczka - chrześcijanka żyjąca w społeczności z C hrystusem — w yko n u ją ca uczciwie i su m iennie sw oje obo­

w ią zki słu żb y Bogu i człow iekow i. Nie m usi się przejm ow ać tym , gdy ktoś je j pow ie, że nic dla Boga nie uczyniła, bo to nie prawda. Szew c-ch rześcija m n robiący dobre b u ty, uczciw ie i su ­ m iennie, słu ży Bogu i człow iekow i. P rzy kła d y m ożna m nożyć.

U praw dziw ego chrześcijanina każdy zawód, każde zajęcie jest chrześcijańskim pow ołaniem , d zięki któ rem u słu ży on Bogu i czło­

w iekow i. I ew angeliczne chrześcijaństw o pow inno pamiętać, że jest n a szym zdaniem penetracja świata, b y być w n im „solą ziem i” zachow ującą obecny św iat przed c a łko w itym zepsuciem .

E. Cz.

2

(3)

P o s i a d a j ą c y r a c j ę

„Mówił w ięc do tłum ów, które przychodziły, aby się dać ochrzcić przez Niego:

Plem ię żm ijow e, któż w am poddał m yśl, aby uciekać przed przyszłym gniewem ? W ydawajcie owoce godne upam iętania. A n ie próbujcie w m aw iać w siebie: Ojca mamy Abrahama; powiadam w am bowiem , że Bóg m oże z tych kam ieni wzbudzić dzieci Abraham owi. A już i siekiera do korzenia drzew jest przyłożona; w szelkie w ięc drzewo, które nie w ydaje owobu dobrego, zostaje w ycięte i w ogień wrzucone.

A pytały go tłum y: Cóż w ięc m am y czynić? A on odpowiadając rzekł im: Kto ma dw ie suknie, niechaj da temu, który nie ma, a kto ma żywność, niech uczyni podobnie. Przychodzili też celnicy, by dać się ochrzcić, i m ów ili do niego: N auczy­

cielu, co mamy czynić? On zaś rzekł do nich: Nie pobierajcie nic w ięcej ponad to, co dla w as ustalono. P ytali go też żołnierze, mówiąc: A my, co m am y uczynić?

I rzekł im: Na nikim nic nie w ym uszajcie, ani nie oskarżajcie fałszyw ie dla zysku, lecz poprzestaw ajcie na sw oim żołdzie”.

Łuk. 3,7—14.

P rad aw n e słowo prorockie w ypow iedzia­

ne przez p ro ro k a Izajasza zostaje potw ierdzone przez Ja n a Chrzciciela nad Jo rd an em . Izajasz, mąż Boży i prorok, ponad pięćset la t przed życiem i działalnością J a n a Chrzciciela m ów ił do deportow anych i żyjących w niew oli b abi­

lońskiej Żydów: „Głos w ołającego na p u sty n i:

G otujcie drogę P ańską, p ro stu jcie ścieżki Jego.

K ażdy padół niech będzie w ypełniony, a każda góra i pagórek zniesione, drogi k rzyw e w y p ro ­ stow ane, a nierów ne w ygładzone i u jrz ą w szy­

scy ludzie zbaw ienie Boże”. To słowo p o w ta ­ rza i ty m słow em naw ołuje będący na granicy Starego i Nowego T estam en tu p ro ro k Ja n Chrzciciel.

J a n był h eroldem P a n a Jezusa, on Go po­

przedzał naw ołując ludzi do u p a m ię ta n ia i zer­

w ania z grzechem , do uporządkow ania grzesz­

nego życia i do spotkania z Jezusem C h ry stu ­ sem, Daw cą wiecznego życia i zbaw ienia, k tó ­ rem u on, J a n nie jest godzien rozw iązać rz e ­ m yka u sandałów .

Czas, w k tó ry m rozpoczynał sw oją działal­

ność J a n Chrzciciel, ch ara k te ry z o w a ł się roz­

wiązłością obyczajów i odejściem od Boga. Go­

rącym pragnieniem J a n a było, ażeby ludzie zerw ali z grzechem i podporządkow ali się p rzy ­ kazaniom ustanow ionym przez Boga.

J a n zdaw ał sobie spraw ę, że nadchodzący Jezus C h ry stu s może zadać p y tan ie : Dlaczego to, co było dobre, zostało zaniechane i zniszczo­

ne a grzech i zło został w prow adzony?

Człowiek sam siebie przed Bogiem u s p ra ­ w iedliw ić nie będzie w stanie, a kiedy w ypełni się czas za popełnione grzechy, będzie m usiał opowiadać przed Bogiem, Sędzią sp raw ied li­

w ym . I na to zw racają uw agę każdem u czło­

w iekow i posłani od Boga m ężow ie Boży.

Nad Jo rd a n e m do składającego o Bogu św iadectw o J a n a przychodzili różni ludzie. N ie­

którzy z nich byli bardzo beztroscy, pew ni sie­

bie i zachow ujący się tak , ja k b y na ziemi, a k o n kretnie w ich otoczeniu nie było żadnych

problem ów . J a k gdyby przed przyjściem Je z u ­ sa C h ry stu sa nie działo się nic złego. A może w ydaw ało im się, że istn ieją inne możliwości, p rzy pom ocy k tó ry c h zaistniałe p roblem y m oż­

na usunąć na innej drodze, aniżeli na te j, k tó ­ rą Bóg u stan o w ił dla ro d zaju ludzkiego. U w a­

żali, że ty m , k tó ry c h praojcem jest A braham , nie może nic grozić, że jako dzieci z pokolenia A braham ow ego, spokrew nieni z nim nie tylko w ięzam i k rw i, lecz także posiadają z nim łącz­

ność duchow ą, więc kazania Janow ego nie po­

trz e b u ją słuchać na serio, poniew aż ono ich nie dotyczy. U w ażali, że błogosław ieństw o, k tó ry m obdarow ał Bóg Ojca w ia ry A braham a, a u to ­ m atycznie spłynęło i na nich.

B yli przekonani, że m ają rację, że idą p ra ­ w idłow ą drogą i stoją po w łaściw ej stronie.

Lecz J a n znając niew iarę, złe m yśli i grzeszne postępow anie, nazw ał ich plem ieniem żm ijo­

w ym , przestrzeg ając ich, że nie u jd ą przed p rzyszłym gniew em , jeśli nie u p a m ię ta ją się i nie p rze stan ą grzeszyć. Jego m ocne słowa były ja k prom ienie słoneczne, ośw ietlające człowie­

kowi now ą drogę p rzy bliżającą do Boga.

J a n w y jaśn iał obrazowo, że w szelkie d rze­

wo, k tó re nie przynosi owocu, będzie w ycięte i w ogień w rzucone i że do pni tych, bezuży­

tecznych drzew już n aw et siekierę przyłożono.

Było to ostrzeżenie dla ty ch w szystkich, k tórzy sam i siebie u sp raw iedliw iali a źle czynili, aże­

by u p a m ię ta li się, p rzestali grzeszyć i pow ró­

cili na drogę w iary, w ytyczoną im przez Boga.

Słow a Ja n a m odlącego się i każącego nad brzegiem cichej p u sty n i odnosiły skutek. Jego a rg u m e n ty przekonały w iele serc. I w ielu z nich postanow iło zm ienić swe dotychczasow e, grzesz­

ne życie i m anifestow ało to przed Bogiem i ludź­

mi, p rz y jm u ją c w Jo rd a n ie chrzest p o k u ty z rą k Ja n a Chrzciciela. Św iadectw o Ja n a o n a d ­ chodzącym M esjaszu poruszyło sum ienia i se r­

ca w ielu ludzi. I zadaw ali m u p y tan ia gospo­

darze, kupcy, celnicy a n aw et i żołnierze. N au­

czycielu Janie, co m am y czynić? Nasze życie i praca zw iązane są często ze znienaw idzonym i

3

(4)

o k u pantam i rzym skim i. A żeby żyć, m usim y często oszukiw ać. M y m am y złych przy jació ł i sąsiadów — m aw iali inni.

Być m oże, że w tak ic h sy tu a c jac h atm osfe­

ra sta w ała się tru d n a i kłopotliw a. Lecz Ja n d aw ał im k o n k retn e w yjaśnienia. „K to m a dw ie suknie, niechaj da tem u , k tó ry nie m a, a k to m a żyw ność niech uczyni podobnie” . Cel­

nikom w y jaśniał: „Nie p o bierajcie w ięcej po­

n ad to, co dla w as u stalo n o ”. Żołnierzom H e­

rodow ym opow iadał: „N a n ikim nic nie w y ­ m uszajcie, ani nie oskarżajcie fałszyw ie dla zysku, lecz p o przestaw ajcie n a żołdzie sw oim ” . Jego św iadectw o było p ro ste i w skazyw ało na drogę pojed n an ia z Bogiem.

On nie daw ał p ro g ra m u działania ani nie staw iał szczególnych przepisów n aw et i tym w szystkim , k tó rz y nieszczerze i w sposób w y ­ rafin o w an y zadaw ali p y ta n ia Jan o w i i p rzycho­

dzili przede w szystkim po to, b y spowodow ać pom iędzy nim , a w ładzam i rzym skim i k onflikt.

Lecz Ja n w szystkim tym , którzy do niego przychodzili konsekw entnie w skazyw ał na J e ­ zusa C h ry stu sa, Zbaw iciela i praw dziw ego Me­

sjasza, „...w którego rę k u będzie w iejadło” i k tó ry przy jd zie ażeby zebrać pszenicę do śpi- chlerza Swego, oczyścić ją z plew , a plew y spa­

lić w ogniu nieugaszonym .

D latego każd y człow iek pow inien wiedzieć, że istn ieje w ybaw ienie z łaski przez zasługi P a n a Je zu sa C hrystusa. Ci w szyscy, którzy uw ażają, że m ogą się sam i uspraw iedliw ić przed Bogiem przez sw oje w łasne zasługi, nie m ają racji. R acja jest po Bożej stronie.

U krzyżow any i złożony do grobu Jezus C hrystus, zm artw ychw stał i żyje. Ci, którzy Go p rz y ję li jako sw ojego Z baw iciela pojednali się z Bogiem, żyć będą w Bożej chw ale na w ie­

ki. P ow ołani ze śm ierci do życia, wdzięczni naszem u P a n u sk ła d a jm y Mu w ofierze chwałę te ra z i w wieczności.

Kazim ierz Muranty

Dozorca więzienny z Filippi

16 A gdyśm y szli na m odlitw ę, zdarzyło się, że sp ot­

kała nas pew na dziewczyna, która m iała ducha w ieszczego, a która przez sw oje wróżby przyno­

siła w ielki zysk panom sw oim

17 (Dz. 12,13, 19,24). Ta, idąc za P aw łem i za nami, w ołała mówiąc: „Ci ludzie są sługam i Boga N aj­

w yższego i zwiastują

18 w am drogę zbaw ienia” (Mk. 1,24.34; Łuk. 4,41).

A to czyniła przez w iele dni. W reszcie P aw eł, zn ę­

kany, zwrócił się do ducha i rzekł: „Rozkazuję ci w im ieniu Jezusa Chrystusa, żebyś z niej w y ­ szedł”. I w tej ch w ili w yszedł (Mk 16,17;

19 Dz. 4,2; II Kor. 2,11). A gdy jej panow ie ujrzeli, że przepadła nadzieja na ich zysk, pochw ycili P aw ła i Sylasa, zaw lekli ich na rynek przed urzęd­

ników (Dz. 15,40, 19,25).

20 I staw iw szy ich przed pretorów, rzekli: „Ci oto ludzie, którzy są Żydami, zakłócają spokój w naszym m ieście (Dz. 17,

21 6; I Król. 18,17; Am. 7,10) i głoszą obyczaje, któ­

rych nie wolno nam, jako Rzymianom, przyjm o­

w ać ani zachow yw ać”.

22 Wraz z nim i w ystąpił też przeciwko nim tłum, a pretorzy, zdarłszy z nich szaty, kazali ich siec rózgami (II Kor.

23 11,25; Flp. 1,30; I Tes. 2,2); a gdy im w iele razów zadali, w rzucili ich do w ięzienia i nakazali stró­

żow i więziennem u,

24 aby ich bacznie strzegł. Ten, otrzym awszy taki rozkaz, w trącił ich do w ew nętrznego lochu, a no­

gi ich zakuł w dyby

25 (Dz. 12,6.10). A około północy P aw eł i Sylas m o­

d lili się i śpiew em w ielb ili Boga, w ięźniow ie zaś przysłuchiw ali

26 się im (Dz. 5,41; Kol. 3,16; Jak. 5,13). N agle p ow ­ stało w ielk ie trzęsienie ziem i, tak że się zachw ia­

ły fundam enty w ięzienia i natychm iast otworzyły się w szystkie drzwi, a w ięzy w szystkich się roz­

w iązały (Dz. 4,31, 5,19,

27 12,7.10). A gdy się przebudził stróż w ięzienny i ujrzał otw arte drzwi w ięzienia, dobył miecza i chciał się za-

28 bić, sądząc, że w ięźniow ie uciekli (Dz. 12,19). Lecz P aw eł odezwał się donośnym głosem, mówiąc:

„Nie czyń sobie nic

29 złego, bo jesteśm y tu w szyscy”. Zażądał w tedy św iatła, w biegł do środka i, drżąc cały, przy-

\ padł do nóg Paw ła

30 i Sylasa, i w yprow adziw szy ich na zewnątrz, rzekł:

„Panow ie, co mam czynić abym był zbawiony?”

(Łuk. 3,10;

31 Dz. 2,37, 22,10). A oni rzekli: „Uwierz w Pana Jezusa, a będziesz zbawiony, ty i tw ój dom” (Mk 16,16; Łuk. 10,25;

32 Jn 4,53; 6,29; Dz. 3,16, 11,14, 17,36). I głosili Słowo Pańskie jemu i w szystkim , którzy byli w jego domu.

33 Tejże godziny w nocy zabrał ich ze sobą, obmył ich rany, i zaraz został ochrzczony on i w szyscy jego domownicy.

34. I w prow adził ich do swego domu, zastaw ił stół i w eselił się wraz z całym sw oim domem, że uw ierzył w Boga (Ps. 23,5;

35 Jn 14,6; Dz. 8,39; I Tes. 1,9). A gdy nastał dzień, posłali pretorzy pachołków, mówiąc: „Zwolnij tych ludzi”.

36 Stróż w ięzienny zaś oznajmił te słow a Pawłowi:

„Pretorzy przysłali polecenie, że m acie być zw ol­

nieni; przeto w yjdź-

37 cie teraz i idźcie w pokoju” (Mk 5,34). P aw eł zaś rzekł do nich: „W ychłostawszy nas, obyw ateli rzym skich, publicznie, bez sądu, w rzucili nas do w ięzienia; teraz zaś potajem nie nas wypędzają?

Nie, niech raczej sami przyj-

38 dą i wyprowadzą nas”. Pachołkowie zaś donieśli pretorom te słowa. A ci, gdy usłyszeli, że są R zy­

mianami,

4

(5)

39 zlękli się (Dz. 22,29). I przyszedłszy, przeprosili ich, w yprow adzili i prosili, żeby opuścili m iasto

(Mat. 8,34;

40 Dz. 5,26). Gdy zaś w yszli z w ięzienia, w stąpili do Lidii, a ujrzaw szy braci, dodali im otuchy i ode­

szli.

P rz y końcu niniejszego rozdziału jest m ow a o „braciach”, z k tó ry m i żegna się P aw eł. Ze w zględu na ograniczoną objętość sw ojego sze­

roko zakrojonego, historycznego dzieła, Ł ukasz nie opowiada, ja k p rzebiegały dalsze p race w y ­ słanników Jezusa w F ilip p i i ja k po w stał tu zbór, m ający p u n k t zborny w dom u Lidii. Mo­

żem y jed n ak być pew ni, że działalność w F ilip ­ pi trw a ła czas dłuższy i że naw rócenie Lidii oraz dozorcy w ięziennego nie stanow iło je d y ­ nych w ażnych w ydarzeń. Po p ro stu Ł ukasz opisuje ty lk o początek i koniec P aw iow ej p r a ­ cy w ty m m ieście.

( W i e r s z e 16 — 18). W ysłannicy znow u sty k a ją się tu z ok u lty sty czn y m św iatem po­

gańskim . P ew n a m łoda niew olnica „miała du­

cha w ieszczego”. S tan o w iła ona w łasność całej spółki „panów ”, k tó rz y z jej w różenia ciągnęli niezłe zyski. Rzecz osobliwa, że aż do dziś ludzie dotknięci okultyzm em czują s-zczególny pociąg do uczniów Jezusa. T a dziew czyna rów nież b ie­

gała „za Pawłem i za nam i” i w szędzie rozle­

gało się jej głośne, podniecone w ołanie: „Ci lu ­ dzie są sługami Boga Najwyższego i zwiastują wam drogę zbawienia”. Czy nie m ów iła p ra w ­ dy? Czy jej okrzyki nie m ogły skutecznie po­

móc Paw łow i i jego spraw ie? Czy nie pow inien więc się cieszyć, że n aw et w ró żbiarka o nim mówi? Paw łow i ani to jednak nie schlebia, ani nie in te re su je go. J e st ty m w szystkim „znęka­

n y ”. Wie, k to k ry je się za ty m w ołaniem . Nie zniesie, aby spraw ę Jezusow ą reklam ow ał dia­

beł. Jeżeli moce ciem ności p rzyw dziew ają n a ­ w et m askę religijności czy chrześcijaństw a, zawsze pozostają zgubnym i siłam i na usługach wroga. M ożna sobie w yobrazić, do jakich n ie­

porozum ień doszłoby w śród pogańskiej ludnoś­

ci, gdyby w ysłannicy Jezu sa zostali postaw ieni na jednej płaszczyźnie z przedstaw icielam i okultyzm u. D latego też P aw eł „zwrócił się do ducha i rzekł: „Rozkazuję ci w im ieniu Jezusa Chrystusa, żebyś z niej w yszedł”. I w tej chwili wyszedł”. D la ciem nych m ocy nie istn ieją żad­

ne w zględy i nie trz e b a się ich lękać. Uczeń Jezusa m a się do nich zw racać tylko w rozka­

zującej form ie, ta k jak czynił to jego P a n (np.

Mk 1,25, 5,8). O ile jed n a k Jezus m ógł pow ie­

dzieć po prostu: „rozkazuję ci!, o ty le uczeń tylko w ted y m a moc rozkazyw ania, gdy czyni to „w imieniu Jezusa Chrystusa”, w ierząc w zw ycięstw o K rzyża i moc żywego, obecnego Pana.

( W i e r s z e 20 — 24). D ziew czyna jest w ol­

na, ale łatw y zarobek jej w łaścicieli skończył się w raz z odejściem wieszczego ducha. K iedy więc zobaczyli, że p rze stała w różyć, a więc przynosić pieniądze, kiedy usłyszeli, jak to się stało, w padli w e wściekłość. Co ich obchodzi -zdrowie niew olnicy? Co ich obchodzą zagad­

nienia p raw d y Bożej? K toś ośm ielił się n a ru ­ szyć ich zyski, ich pieniądze. G dy w grę w cho­

dzi pieniądz ludzie sta ją się nieprzyjem ni. Co to za jedni, te n P aw eł i Sylas? Oczywiście „Ży­

dzi”! Od raz u do głosu dochodzi antysem ityzm , wówczas w p aństw ie rzym skim już rozpo­

w szechniony. N iem al słyszym y to św ięte obu­

rzenie ludzi in teresu . P rzez „Żydów” w m ieś­

cie w szczęły się rozruchy, trz e b a im więc u n ie ­ m ożliw ić szkodliw e działanie! C zyhając na P a w ła i Sylasa na ulicy, pochw ycili ich i „za­

w lekli (...) na rynek przed urzędników”. Oczy­

wiście nie oskarżą ich o uzdrow ienie niew olni­

cy. Od n iepam iętnych czasów w iadom o, że n a ­ leży apelow ać do uczuć narodow ych i udaw ać tro sk ę o porządek, gdy w rzeczyw istości chodzi 0 w łasne pieniądze! Tak więc „stawiwszy ich przed pretorów, rzekli: „Ci oto ludzie, którzy są Żydami, zakłócają spokój w naszym m ieście 1 głoszą obyczaje, których nie wolno nam, jako Rzymianom, przyjmować ani zachowywać”. J a ­ kie to „obyczaje” głoszą P aw eł i Sylas, nie po­

dano szczegółowo. I w cale nie o to chodziło.

W ażne tylko, aby przeciw ko żydow skim p rz y ­ błędom w zniecającym niepokój podburzyć w ła ­ dze i ludność. I to się u daje. Do przesłuchania, podczas którego P aw eł m ógłby rzucić na szalę sw oje rzym skie obyw atelstw o, w cale nie do­

chodzi. Po jednej stronie sto ją znani m iastu, bogaci panow ie, po d ru g iej — niepozorni, obcy Żydzi. Lud, skład ający się przew ażnie z rzy m ­ skich kolonistów , w e w zniosłym poczuciu sw o­

jej rzym skiej d u m y zajm u je wobec P aw ła i Sylasa stanow isko w rogie. P re to rz y d a ją znak liktorom i oto na ry n k u z obu w ysłanników zerw ane zostają szaty, już świszczą rózgi, plecy sp ły w ają krw ią. P otem P aw eł i Sylas zostają odprow adzeni do w ięzienia. W p o n u ry m lo­

chu, w głębi w ięziennego b u d y n k u zakuw ają im nogi w dyby. W najniew ygodniejszej po­

zycji, z poranionym i plecam i, m uszą godziny całe spędzić w bezruchu.

( W i e r s z 25). J a k Bóg może do tego do­

puścić! T ak pięknie się zaczęło m isy jn e dzieło, do którego sam ich pow ołał, a te ra z nagle, w szystko się skończyło z pow odu w yśw iadczo­

nego dobrodziejstw a (por. Dz. 4,9). Czy nie m ożna w paść w rozpacz? Ale „około północy P aw eł i Sylas m odlili się i śpiewem wielbili Boga”. W ypełnia się w tak i sposób to, co Hiob m ów i o pieśniach pochw alnych, k tó re Bóg w y ­ w ołuje w nocy, n aw et w ta k ą noc niedoli i za­

gadek (Hb 35,10; rów nież Ps. 42,9; Ps. 119,55).

Nie sposób zliczyć ty ch w szystkich ludzi, k tó ­ ry m h isto ria ta na przestrzen i dziejów Kościoła, przez w szystkie stulecia dodaw ała odwagi i b y ­ ła pociechą. Co m yśleli inni w ięźniow ie z n ają­

cy dotąd ty lk o jęki i p rzek leń stw a, gdy słuchali m odlitw i pieśni pochw alnych śpiew anych przez P aw ła i Sylasa?

( W i e r s z e 26 — 28). I to nagle zaczyna się trzęsienie ziemi. N adchodzi pomoc od Boga.

N iespodziew ane k a ta stro fy obnażają serca ludz­

kie. Dozorca w ięzienny — praw dopodobnie s ta ­ ry rzym ski oficer — gw ałtow nie w y rw a n y ze

(6)

snu, zauw aża ty lk o jedno: drzw i w ięzienia są otw arte; m yśli ty lk o o jednym : w ięźniow ie uciekli; i w idzi tylko jedno w yjście: jako ofi­

cer odpow iedzialny za w ięzienie nie m oże p rz e ­ żyć tej hańby. W obec tego „dobył miecza i chciał się zabić”. W te j sam ej chw ili dociera do niego k rz y k P aw ła: „Nie czyń sobie nic złego, bo jesteśm y tu w szyscy”.

( W i e r s z e 29 — 31). K aże więc zapalić szybko pochodnię i w pada do lochu. W ięźniow ie są n a m iejscu! K im są ci ludzie? Bóg przyszedł im z pomocą, a oni nie tylko że nie uciekli, ale jeszcze ta k serdecznie ostrzegli go przed po­

chopnym czynem .

„Drżąc cały, przypadł do nóg Paw ła i Sylasa.

I wyprowadziwszy ich na zewnątrz, rzekł: „Pa­

nowie, co mam czynić, abym b ył zbawiony?”.

M usiała t u w cześniej toczyć się jak aś Boża h i­

storia, k tó re j nie znam y. Nie w iem y, jak wiele ten człow iek w tygodniach poprzedzających uw ięzienie P a w ła słyszał o jego działalności.

Jed n ak że p y tan ie, k tó re zadał, nie może w cią­

gu p a ru m in u t najw yższego p rze ra że n ia zrodzić się w, sercu zupełnie m artw y m . Może n ato m iast w tak ie j chw ili w ybuchnąć, o ile już p rzed tem skrycie zaniepokoiło to serce. C udow ną jest rzeczą, że na p y tan ie to E w angelia daje p ro ­ stą, jednoznaczną odpowiedź: „Uwierz w Pana Jezusa, a będziesz zbawiony, ty i twój dom”.

Tym w łaśnie różni się ona od w szystkich in ­ n ych religii i św iatopoglądów , że nie żąda od ludzi specjalnych osiągnięć, nie zaleca stosow a­

nia now ych m etod religijnych, nie w ciąga w tajem nicze la b iry n ty poznania, tylko w zyw a do uczynienia jednego, dziecinnie łatw ego k ro ­ ku: tu jest Jezus — zaw ierz Mu siebie! Na ty m zasadza się zbaw ienie.

J a k jed n a k m am y rozum ieć dodatek: „ ty i tw ój dom ” ? Czy jest to przyrzeczenie w y ją t­

kowe, w ażne w ty m jed n y m ty lk o w ypadku, poniew aż P aw eł i Sylas m ieli pew ność, że w szy­

scy dom ow nicy uchw ycą się ra tu ją c e j w iary?

Czy też każdy, kto przychodzi do Jezusa, może przyrzeczenie to wziąć do siebie: m oja żona i m oje dzieci rów nież uw ierzą? M usim y tu uw zględnić specyfikę „dom u” w s ta ry m św ię­

cie, pojęcia obejm ującego nie tylko żonę i dzie­

ci, ale rów nież grom adę niew olników . W om a­

w ianym tekście m ow a jest zapew ne o grupie ludzi dorosłych, k tó ry m zostaje zw iastow ane Słowo Boże. B yli oni obecni p rz y w ydarzeniach tej nocy, w ysłuchali zw iastow ania, a te ra z ta k jak ich pan, o trz y m u ją przyrzeczenie: d o stąp i­

cie zbaw ienia, jeżeli odw ażycie się zrobić krok ku Jezusow i. W ysłannicy Jezu sa nie tw ierdzą, że skoro pan dom u uw ierzył, to autom atycznie zbaw ieni zostaną w szyscy dom ow nicy. N a p rz y ­ kładzie O nezym a, k tó ry należał do dom u Fi- lem ona, w idzim y, że osobista decyzja p rzyjścia do Jezu sa jest nieodzow na. O nezym nie o trz y ­ m ał ra tu n k u w tedy, gdy Filem on s ta ł się chrześcijaninem , ale dopiero wówczas gdy sam uw ierzył p rzebyw ając z P aw łem w Rzym ie.

W każdym razie m ożem y m ieć tę pocieszającą

pewność, że Bóg w idzi nasze m ocne związki z dom em i dlatego trz y m a w gotowości sw oją ra tu ją c ą łaskę, aby w ysłuchując naszych m o­

dlitw , obdarow ać nią naszych bliskich. Z d r u ­ giej stro n y , nie wolno nam zapom inać, że Jezus m ów ił rów nież o rozłam ie, jak i z pow odu im ie­

nia Jego pow staw ać będzie w dom ach i rodzi­

nach.

( W i e r s z e 32 i 33). Ew angelia jest jedyną, p ro stą odpow iedzią na palące p y tan ia naszego serca, i dlatego spraw y m ogą następow ać tak szybko. N iepotrzebna jest w ielotygodniow a nauka; w y starczy jed n a nocna godzina, w k tó ­ rej „głosili Słowo P ańskie jem u i w szystkim , k tó rz y b y li w jego dom u”. Można całe życie spędzić na czytaniu Biblii, rozm yślaniach i m o­

dlitw ach, a m im o to nie rozum ieć, na czym polega w spaniałość Jezusa. A potem nagle, w j e d n e j godzinie, serce ludzkie p o jm u je to, co najisto tn iejsze, i odtąd gotowe jest oddać się Jezusow i. D latego dozorca w ięzienny m ógł „za­

raz zostać ochrzczony (...) i w szyscy jego do­

m ownicy”. Z anim jed n ak to nastąpiło, obm ył w ysłannikom Jezu sa poranione plecy. Oni w szakże pełnili p ełną miłości służbę zw iasto­

w ania, nie m yśląc o sobie, nie bacząc n a głód i ból.

( W i e r s z 34). N a naszych oczach stosunek dozorcy w ięziennego do w ysłanników Jezusa s ta je się coraz serdeczniejszy i pozbaw iony skrępow ania. N a początku, jeszcze w celi w ię­

ziennej, padł im do nóg, następnie w yprow a­

dził ich n a podwórzec, aby bez przeszkód za­

dać palące go pytan ie. P óźniej zabiera uczniów do dom u i obm yw a im ran y . Teraz, już ochrz­

czony, „zastawił stół i w eselił się wraz z ca­

łym swoim domem”. Ta zm iana nie oznacza jed n ak tylko rosnącego przyw iązania osobiste­

go. N ie popełnim y om yłki tw ierdząc, że w spól­

ny posiłek był zarazem W ieczerzą P ańską, łą ­ czącą w szystkich z Jezusm , a w Nim — każde­

go z każdym . S ta ry żołnierz w eselił się głoś­

no, a cały dom radow ał się w raz z nim . Taka radość ludzka jest n ajpiękniejszą nagrodą dla w ysłanników Jezu sa i w tam ty c h czasach, i dziś.

Bóg sp raw ia, że pod w pływ em usłyszanych słów serce L idii otw arło się w ciszy, a inne ser­

ce, w h u k u trzęsien ia ziem i, otw arło się, pod w pływ em cierpień Bożych w ysłanników . To je s t Boże dzieło. Do nas należy n ato m iast trw ać w gotowości, ta k ażeby w każdej chw ili i w każdych w aru n k ach , czy to głosząc Słowo w bezpiecznym w n ę trz u Kościoła, czy w niezw y­

kłej scenerii w ięziennego podw órza, pośród cierpienia i nocy — podejm ow ać służbę dla Niego.

(W i e r s z 35). „Gdy nastał dzień, posłali pretorzy pachołków, mówiąc: „Zwolnij tych ludzi”. R zym skim urzędnikom , gdy ochłonęli, p rzestał się podobać w łasny gw ałtow ny postę­

pek. Uznali, że chłosta i noc w w ięzieniu są w y­

starczającą k a rą d la ludzi, k tó ry m nie m ożna zarzucić nic konkretnego. Dozorca w ięzienny, szczęśliwy, oznajm ia braciom tę radosną de­

cyzję, bo pom im o w esela, ileż trw ożnych m yśli m usiało m u się p rzew ijać przez głowę; jak na

(7)

przykład, m iał ułożyć dalsze stosunki z w ięźnia­

mi? I nagle, dzięki cudow nej dobroci Boga p ro ­ blem y zostają rozw iązane, znika k o n flik t m ię­

dzy obow iązkiem rzym skiego urzędnika, a obo­

w iązkiem chrześcijanina.

W ty m m om encie P a w e ł daje się poznać z zupełnie in n ej strony. S tosuje w praw dzie do siebie zalecenie dane później Tym oteuszow i:

„cierp, w ykonuj pracę e w an g elisty ” (II Tym.

4,5), ale niespraw iedliw ość nazyw a niesp raw ie­

dliwością, zwłaszcza gdy dopuszczają się jej ci, k tórzy z rac ji piastow ania w ysokich u rzę ­ dów państw ow ych zobow iązani są do p rz e strz e ­ gania praw a. P on ad to chodzi P aw łow i o m łody zbór, którego życie i ta k nie będzie lekkie w rzym skiej kolonii. N iechże om inie go p rz y n a j­

m niej ta hańba, że jego założyciele m usieli ukradkiem opuścić m iasto po otrzy m an iu p u ­ blicznej chłosty i pobycie w w ięzieniu. D latego Paw eł w ychodzi razem z dozorcą do liktorów i mówi: „W ychłostawszy nas, obywateli rzym ­ skich, publicznie, bez sądu, wrzucili nas do w ię­

zienia; teraz zaś potajemnie nas wypędzają?

Nie, niech raczej sami przyjdą i wyprowadzą nas”. Nie u p iera się jed n ak p rz y pozostaniu w

Filippi, gdy zam iast rozkazu pojaw ia się prośba:

„żeby opuścili miasto”. W zaistniałych w y d a­

rzeniach w idzi bow iem Bożą wolę, k tó ra ta k jak w A ntiochii P izy dyjskiej i w Ikonium , kończy jego działalność w ty m m iejscu. W F ilippi is t­

n ieje zbór Jezusa, pierw sza w M acedonii po­

chodnia pro m ien iu je św iatłem N ow iny na ca­

łą okolicę. P aw eł może i pow inien pójść dalej.

Tak napisze o ty m później do tesaloniczan:

„Chociaż przedtem , jak wiecie, w F ilippi ucier­

pieliśm y i byliśm y zniew ażeni, to jed n ak w Bogu naszym nab raliśm y odwagi, by w ciężkim boju głosić w am E w angelię Bożą” (I Tes. 2,2).

Zostaw ił jed n a k w F ilippi — jak się w ydaje — Łukasza, bow iem zw rot „m y” kończy się w Dz.

16,17, aby pojaw ić się znów w Dz. 20,6, gdy będzie m ow a o w y ru szen iu z Filippi. N a jp ra w ­ dopodobniej Ł ukasz kontynuow ał pracę w tym mieście, a potem w yruszył z P aw łem w podróż do Jerozolim y.

( W i e r s z 40). P a w e ł n ato m iast raz jeszcze zobaczył się z braćm i w dom u Lidii, dodał im otuchy, po czym pow ędrow ał dalej na zachód, w głąb M acedonii i Europy.

tłum . W.M. W erner de Boor

Hiob — człowiek według Bożego serca

„Żył w ziem i Uz człowiek, im ieniem Hiob. Był to mąż spraw iedliw y, prawy, bogobojny i unikający zła. Miał siedm iu synów i trzy córki. M ajętność jego stanow iło siedem tysięcy ow iec, trzy tysiące w ie l­

błądów, pięćset jarzm w ołów , pićset oślic oraz w ie l­

ka liczba służby. B ył najw ybitniejszym człow iekiem spośród w szystkich ludzi Wschodu. Synow ie jego m ie­

li zwyczaj udaw ania się na ucztę, którą każdy z nich urządzał po kolei w e w łasnym domu. Gdy przem i­

nął czas ucztow ania Hiob w stał w czesnym rankiem i składał całopalenie stosow ne do ich liczby. Bo m ó­

w ił Hiob do siebie: Może moi synow ie zgrzeszyli prze­

ciwko Bogu w sw ym sercu. Hiob zaw sze tak postę­

pował”.

(Księga Hioba 1,1—5) K sięga H ioba jest sk a rb n ic ą d la lu d zi w ierzących.

W niej Bóg w sk azu je n a dośw iadczenie, k tó re może być udziałem każdego w ierzącego. P o tw ie rd z a ją się słow a zapisane w Biblii, że n a drodze w iodącej do wiecznej Bożej chw ały, spotkać n as m oże poniżenie i dośw iadczenie. N iektórzy pow iad ają, że je st to k a ra za grzech.

Z agadnienia tego je d n a k ta k uogólniać n ie m ożna, ponieważ z d a rzają się fa k ty , że n iek tó rzy w ierzący ludzie, często m uszą iść d rogą cierpień i dośw iadczeń, choć często jej nie rozum ieją.

K im b y ł Hiob? Był on człow iekiem w edług Bo­

żego serca i Bóg p a trz y ł n a niego z upodobaniem . Pom im o dośw iadczeń nie pozw olił duchow i ciem ności oderw ać się od Boga. O n m ógł pow iedzieć to samo, ,co kiedyś po nim pow iedział A postoł P aw eł: „Nic

m nie nie odłączy od m iłości Bożej”.

Hiob żył p raw dopodobnie około d w u stu czter­

dziestu lat. I żył zapew ne w okresie pom iędzy A b ra ­ ham em a M ojżeszem . Był głow ą i k a p łan e m domu.

P osiadłości jego znajd o w ały się n a północ od jeziora G enezaret. Hiob był człow iekiem w ykształconym i po­

sia d ał w iadom ości z w ielu dziedzin ów czesnej wiedzy.

Był rów nież człow iekiem bogatym i ja k w ynika z przeczytanego tek stu , p osiadał w ielkie sta d a bydła, owiec i w ielbłądów , a do p rac y p rzy nich dużą ilość służby. Na pierw szym m iejscu cenił on je d n a k sw oją rodzinę. Dzieci były d la ń bogactw em n ajw a rto ścio w ­ szym. Dzieci są d a re m od Boga. Istn ie ją m ałżeństw a, k tó re ta k n ie u w a ż a ją i dzieci tr a k tu ją jako zbędny ciężar. P rzez to p o p ełn iają w iele grzechów.

To p raw d a, że dzieci w y m ag a ją w ielkiego tru d u i pośw ięcenia, ale w noszą też w iele błogosław ieństw i radości. Je śli rodzice nie o k az u ją dzieciom miłości, to w ów czas grzeszą. H iob m im o, że b y ł bogatym , se r­

ca do bogactw a nie p rzyw iązyw ał. M iał zdecydow any c h a ra k te r i szedł sw oją drogą p rosto, nie zbaczając an i n a lewo an i n a praw o. M iał społeczność z Bo­

giem, b y ł całkow icie p odporządkow any Jego w oli i służył Mu całym sercem . Jego postępow anie było cichym k azaniem d la otoczenia.

O taczający n as ludzie słyszeli już w iele kazań, lecz owe k az an ia chcieliby w idzieć p otw ierdzone do­

b rym , p raw d ziw ie chrześcijań sk im postępow aniem . K to sta n ie po stro n ie P a n a Jezu sa, te n zdolny jest ta k postępow ać. H iob p osiadał b o jaźń Bożą. K to w sercu posiada b o jaźń bożą, te n będzie skutecznie zw al­

czał grzech. „Bo ci, k tó ry ch D uch Boży prow adzi, są dziećm i Bożymi. W szak nie w zięliście du ch a niewoli, by znow u ulegać bojaźni, lecz w zięliście du ch a syno­

7

(8)

stw a, w k tó ry m w ołam y: „A bba, O jcze”. H iob s ta ra ł się, ażeby grzech nie m ia ł dostępu do jego serca.

K to p raw d ziw ie p o je d n a się z Bogiem , otrzym a odpuszczenie grzechów . „Je śli w as S yn Boży w ysw o­

bodzi, p raw d ziw ie w olnym i będziecie" — m ów i P an Jezus. K to sta je się w ro g iem grzechu, tego P a n w p ro ­ w adza do te j w olności, k tó ra je st udziałem dzieci Bożych. A ja k je st z T obą drogi C zytelniku. Czy żyjesz n a w o jen n e j stopie z grzechem ? A postoł P a ­ w eł poucza nas, ażebyśm y od w szelkiego ro d za ju zła trzy m ali się z dala. H ioba, jako ojca rodziny m ożna by p o rów nać do sław nego w odza n a ro d u w ybranego, Jozuego, k tó ry ośw iadczył: „ J a i m ój dom będziem y służyli P a n u ”. I ta k postęp o w ał H iob n a k ażdy czas.

Dzieci H ioba m iały z sobą ścisłą łączność. A tm o­

sfe rę m iłości do siebie w yniosły z dom u ro dzicielskie­

go. B yli m iłow ani i m iłością p o tra fili odpłacać. K to m iłość o trzym uje, m iłością odpłaca. Je śli dzieci w y ­ chow yw ane są bez m iłości, to s k u tk i tego m ogą być opłakane. Rodzice p o w in n i o ty m w iedzieć, że m iłość do dzieci może ochronić je od w ielu grze­

chów i złych dróg. R odzina H ioba sp o ty k a ła się czę­

sto n a sw oich uroczystościach rodzinnych, k tó re sp ę­

dzano zapew ne w atm o sferze rad o ści i pokoju.

N iektórzy ludzie św ieccy z naszego otoczenia po ­ w iad ają, że życie lu d zi w ierzących je st n u d n e i nie p rze d staw ia żadnej radości. Ci ludzie się m ylą. Oni n ie zn a ją p raw d ziw e j rad o ści dzieci Bożych. Nasze serca w y p ełn iają się rad o śc ią pochodzącą z nieba.

H iob b y ł k a p łan e m dom u. Jego bogactw o i obow iązki nie p rzeszkadzały m u w znalezieniu czasu, aby służyć Bogu. O n m ieł m iejsce w sw oim dom u, w któ ry m o tw ie ra ł okno, m odlił się i m ia ł społeczność z P anem . Z ew n ętrzn e życie n ie zad aw alało go. C zuw ał n a d sw o­

ją dom ow ą społecznością i przy n o sił dzieci sw oje w m odlitw ie i polecał je łasce i opiece Bożej.

Drogi C zytelniku. I cóż pom ogą Ci ch rześcijańskie zew nętrzne form y, jeżeli przed P an em nie otw orzysz swego serca i nie w ejdziesz z N im w bezpośrednią społeczność? Co z tego, jeśli T w oje dzieci zachow ują zw yczaje chrześcijańskie, lecz pojed n ać się z Bogiem nie p ra g n ą i swego serca Bogu oddać nie chcą? Hiob, jako ojciec rodziny i k a p ła n dom u, sk ła d a ł n a u b ła ­ ganie za grzechy ofiarę p alo n ą Bogu.

My ta k ie j o fiary sk ład ać ju ż w ięcej nie p o trz e ­ b ujem y. Ja k o lu d Nowego T estam e n tu jesteśm y pod ochroną doskonałej O fiary P a n a naszego Je zu sa C h ry ­ stu sa ra z dokonanej na K rzyżu Golgoty. O n u m ie rał za nasze grzechy i za grzechy naszych dzieci. On u m ie rają c n a krzyżu, zaw ołał: „W ykonało się”. T ak w ykonało się zbaw ienie.

Ale żeby osiągnąć zbaw ienie i życie w ieczne w Bożej chw ale m usisz poprosić o przebaczenie grze­

chów i p rz y ją ć P a n a Je zu sa do sw ego serca, jako sw ojego osobistego Z baw iciela. O n p rzy jm ie Cię i m o­

cą S w ojej k rw i om yje T w oje grzechy. O dtąd staniesz się Jego w łasnością n a zawsze. „W ierz w P a n a J e ­ zusa, a będziesz zbaw iony Ty i dom T w ój". C hw ała naszem u P anu!

CIEMNA PRZESZK O DA

„Zdarzyło się pewnego dnia, gdy synow ie Boży udaw ali się, by stanąć przed Jahwe, że i szatan też poszedł z nim i. I rzekł Bóg do szatana: Skąd przy­

chodzisz? Szatan odrzekł: Przem ierzałem ziem ię i w ę ­ drowałem po niej. M ówi Pan do szatana: A zw ró­

ciłeś uw agę na sługę Mego, Hioba? Bo n ie ma na całej ziem i drugiego, kto by był tak prawy, spra­

w iedliw y, bogobojny i unikający grzechu jak on. Sza­

tan na to do Pana: W yciągnij rękę i dotknij jego majątku; na pew no Ci w twarz będzie złorzeczył.

Rzekł Pan do szatana: Oto cały m ajątek jego w mocy tw ojej. T ylko na niego samego nie w yciągaj ręki. I odszedł szatan od oblicza Pańskiego”.

(Ks. Hioba 1,6—8; 11—12) Hiob był człow iekiem , n a którego Bóg p a trz y ł z upodobaniem . Lecz z przeczytanego te k stu d ow ia­

d u jem y się, że b y ł ktoś, kto go nienaw idził. B ył nim szatan, w róg w szystkich Bożych dzieci. A niołow ie Boży, k tó ry c h P a n stw orzył do Swej służby sta n ęli p rzed N im , ażeby zdać spraw ozdanie ze sw ej d zia­

łalności i otrzy m ać now e polecenia.

A niołow ie nie są stw o rzen i z m aterii: ciała i k rw i ludzkiej. Nie są zw iązani z czasem ani przestrzen ią.

Nie są też podobni Bogu. Lecz sto ją do Jego dyspo­

zycji. Istn ie je te ż p ew n a k la sy fik ac ja w śród aniołów . B iblia m ów i o k siążętach w śród nich takich, ja k M i­

chał, G abriel, czy R afael. Istn ie ją też C herubow ie i S erafow ie. W B iblii czytam y o w ielkich grupach, czyli zastępach anielskich.

S za ta n książę ciem ności sw oją w rogą działalność p row adzi przez tysiące lat. On jest już w yspecjalizo­

w an y w sw ej p o dstępnej chytrości. On ludzi idących szeroką drogą zostaw ia w spokoju.

N aw et u sp a k a ja każdego idącego tą drogą, szep­

cąc m u: „ty jesteś n a dobrej drodze”. K to słucha jego głosu, te n idzie d alej drogą p row adzącą n a w iecz­

ne zginienie. K to zaś z fałszyw ej, szerokiej drogi w szedł n a w ąsk ą drogę, w iodącą do Bożej chw ały, d la tego sz a ta n s ta ł się zaciekłym w rogiem .

C hytrość szatan a poznana została już w R aju.

To on ta k zręcznie w szedł pom iędzy dw óch braci.

K ain a i A bla, p obudzając K ain a do zabicia b ra ta . P rz ed sz ata n em n ik t nie jest bezpieczny; on może każdego zaatakow ać. D latego P a n Jezus pow iedział:

„C zuw ajcie i m ódlcie się". P a n Jezus sam dośw iadczył jego a tak ó w n a Sobie, kied y przeb y w ał n a ziemi, a szczególnie w ówczas, kied y w sam otności przebyw ał n a p ustyni, przy g o to w u jąc się do S w ojej działalności n a ziemi.

Dopóki jesteś chrześcijaninem z nazw y i trad y c ji, on Ciebie zostaw ia w spokoju, poniew aż wie, że je ­ steś jem u uległy. Lecz jeśli w ejdziesz n a drogę P a ń ­ ską, on sta n ie się Tw oim w rogiem . Nie słu ch aj jego głosu, lecz ta k im , ja k im jesteś, p rzy jd ź do P a n a J e ­ zusa. J e ś li Mu w yznasz sw oje grzechy, O n ci je przebaczy. Je śli szatan sam bezpośrednio nie może nas skierow ać n a fałszyw ą drogę, to w ów czas do tego celu używ a, lub może użyć kolegów z p rac y lub n a ­ w et najbliższych członków rodziny. P a n Jezus to p rzew idział kied y pow iedział: „M nie p rześlad o w ali i w as p rześladow ać będą” .

8

(9)

Czy to nie w y d aje n am się dziw ne, że w śród aniołów , o trzy m u jąc y ch Boże polecenie, znalazł się i szatan? N am zaw sze w y d a je się, że on je st w piekle i że gdzie indziej n ie m a dostępu. Z P ism a Ś w iętego w iem y jednak, że on m a dostęp i ta m , gdzie p rz y ­ chodzą aniołow ie przed m a je s ta t Boży, lecz jedynie jako oskarżyciel. A le kied y w yp ełn ił się Boży czas, szatan ta m już w ięcej d ostępu m ieć n ie będzie. Z n a j­

dzie się w m iejscu sp ecjaln ie dla niego i jego z a stę­

pów przeznaczonym . I w ów czas jego działalność się skończy.

Czas te n p rzy b liża się i dlatego sz ata n ta k bardzo się spieszy, aby gdzie m ożna, ludzi od Boga i w iary odprow adzić. T am , gdzie Boże Słowo je st głoszone a ludzie się nie n a w ra c a ją , to jem u to bardzo odpo­

w iada. K im jest szatan?

On był stw orzony przez Boga, jako k siążę an io ­ łów. I on b y ł w śród n ich n a jb a rd z ie j w ładnym . Lecz przez sw oje nieposłuszeństw o i podstęp, zbuntow ał część aniołów przeciw ko Bogu. Spow odow ał upad ek A dam a i Ew y i sp ro w ad ził śm ierć n a ziem ię. J e s t o j­

cem k ła m stw a . P rz ed sw ym u p ad k iem n az y w an y był gw iazdą p o ra n n ą i aniołem św iatłości. Po u p ad k u nazw any został B elzebubem , księciem ciem ności, k u ­ sicielem i lw em ryczącym .

Jego te re n e m d ziała n ia je st cały św iat. T am , gdzie ludzie zaczynają n aw rac ać się do Boga i rozpoczy­

n a ją now e życie, ta m on stw a rz a i p ró b u je stw a rz ać w iele tru d n o ści. W p rz y p a d k u H ioba, p ełn e złości ja k drap ieżn e zw ierzę s ta n ą ł do skoku, ażeby go pow alić.

S zatan zw raca szczególną w agę n a ludzi w ie rz ą ­ cych. I p o tw ie rd z a się też p raw d a, n a k tó rą zw raca uw agę A postoł P aw eł: „W y nie m acie w alk i z ciałem i k rw ią, lecz z księciem ciem ności i ze złym i d u c h a ­ mi, k tó re w ciem ności tego św ia ta p a n u ją . D latego weźcie i obleczcie się w zb ro ję Bożą, abyście mogli całkow icie przeciw staw iać się i ostać się”.

Ze słów A postoła w yn ik a, że sz ata n posiada do swej dyspozycji całe zastępy złych duchów , zdecy­

dow anych do w a lk i z dziećm i Bożymi. K iedy sz ata n zw rócił uw agę n a H ioba, nie znalazł w n im błędu.

Bóg p a trz y ł z upodobaniem n a H ioba. A ja k je st z Tobą, d rogi czytelniku? Bóg może z upodobaniem p atrzeć n a Ciebie? Czy też sz ata n znajdzie w iele grze­

chów za k tó re oskarży Cię przed Bogiem ? S zatan ośw iadczył przed Bogiem, że H iob zapew ne dlatego p odporządkow any jest Bogu i je st pobożny, poniew aż m a w ielki m a jątek , żyje w d o sta tk u i dobrze m u się powodzi. Lecz gdy stra c i m a ją te k i w szystkie d obra swoje, to złam ie się jego w ia ra i p rze stan ie ja k do­

tą d być posłuszny i całkow icie p o d porządkow any w o­

li Bożej.

Bóg zezwolił szatanow i, aby dośw iadczył w iarę H ioba. S zatan sk rzę tn ie to w y k o rz y sta ł i spow odow ał ciężkie dośw iadczenie, k tó re spadło niespodziew anie na H ioba, w iernego sługę Bożego.

P ra w d ą jest, że w ielu ludzi w dośw iadczeniu sw oim załam ało się, zostaw iło w ia rę i p rzestało się modlić i słuchać Bożych słów. Lecz p ra w d ą je st też, że praw d ziw ie w ierzący człow iek i w dośw iadczeniu zachow uje się godnie i zachow uje w iarę, m iłość do Boga i bliźnich. P odobnie rzecz m ia ła się i z H io­

bem, k tó ry w dośw iadczeniu nie za ła m ał się.

N am ludziom w ierzącym nie w olno nigdy zapo­

m nieć, że m am y do czynienia z w rogiem , k tó ry chce nas zniszczyć. Lecz w każdej sy tu a cji naszego życia, w iarę naszą pow inniśm y zachow ać. S ilne je st ram ię naszego Z baw iciela, Je zu sa C h ry stu sa i on nas nigdy w dośw iadczeniu nie zostaw i sam otnych. Z aufajm y Mu i pozostańm y w ie rn i Bogu do końca naszych dni.

HIOB TRA CI BOGACTW A

„Pewnego dnia, gdy synow ie i córki jedli i pili w domu najstarszego brata, przyszedł posłaniec do Hioba i rzekł: Woły orali, a oślice pasły się tuż obok.

Wtem napadli Sabejczycy, porw ali je, a sługi m ie­

czem pozabijali, jam sam uszedł, by ci o tym do­

nieść. Gdy ten jeszcze m ów ił przyszedł inny i rzekł:

Tw oi synow ie i córki jed li i pili w ino w domu n aj­

starszego brata. W tem powiał szalony w icher z pu­

styni, poruszył czterem a w ęgłam i domu, zaw alił go na dzieci tak, że poum ierały. Ja sam uszedłem, żeby ci o tym donieść. Hiob w stał, rozdarł szaty swoje, ogolił głowę, upadł na ziem ię, oddał pokłon i rzekł:

Nagi w yszedłem z łona m atki i nagi wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. N iech będzie im ię Pańskie błogosła­

w ione. W tym w szystkim Hiob nie zgrzeszył i nie przypisał Bogu niepraw ości”.

(Ks. Hioba 1,13—16, 18—22) P rzeczy tan e te k sty p o k az u ją nikczem ność sz a ta ­ na, k tó ry w y k o rz y stu je Boże przyzw olenie. U derzenie za ud erzen iem sp a d a ją n a H ioba, a jedno je st w ięk ­ sze od drugiego. S zatan chciał, ażeby H iob szem rał przeciw ko Bogu. C hciał w te n sposób dow ieść, że p o ­ bożność i w ia ra H ioba by ła pow ierzchow na i n ie­

trw ała .

P rz y słow ach tych w spom nijm y słow a P a n a J e ­ zusa, k tó ry pow iedział do P io tra : „Szym onie, Szym o­

nie, oto sz ata n w y p ro sił sobie, żeby w as przesiać ja k pszenicę”. O n triu m fu je n a w e t w tedy, jeśli przez dośw iadczenie oderw ie kogoś od P ana. N ajcięższy cios sp ad ł n a H ioba w tedy, kiedy w szystkie jego dzieci znajdow ały się w gościnie u n ajstarszeg o b ra ta . W ów­

czas to pow iał p u sty n n y h u ra g a n , ro zw alił dom, a w jego ru in a c h zginęły w szystkie dzieci.

S zatan zrabow ał w ięc to, co H iob m iał n a jc e n ­ niejsze. P rzysłow ie pow iada: że nieszczęścia chodzą param i. P o w o d u jąc ta k ciężkie dośw iadczenia, szatan chciał doprow adzić H ioba do załam ania.

D rogi C zytelniku! N iezm iernie w ażną rzeczą jest, ażeby n aw e t w najw ięk szy ch dośw iadczeniach nie za­

łam yw ać się, lecz w b łag aln ej m odlitw ie zw racać się do Boga i uchw ycić się mocno Jego dłoni. W ieść o pierw szym nieszczęściu by ła n astęp u jąca : kiedy woły orały, a sta d a osłów pasły się w pobliżu, n a p a d li S a­

bejczycy, u p ro w a d zili je, a sługi pozabijali.

S tra tę n aw e t pojedynczych sz tu k ze sta d a każdy gospodarz bardzo przeżyw a. A cóż dopiero, kiedy H iob stra c ił w ra z ze sta d a m i n a w e t ludzi. Hiob nie m iał czasu n a w szczęcie jakiegoś przeciw działania, bo oto d ru g i św iadek n astępnego nieszczęścia p rz y ­ biegł i donosił Hiobow i, że ogień sp ad ł z n ieb a i p o ­ chłonął sta d a owiec pobożnem u Hiobowi, o k tó ry m m ów ił Bóg, że nie m a m u rów nego n a ziemi?

9

Cytaty

Powiązane dokumenty

Opierając się na danych pochodzących z badań zrealizowanych w 1988 i w 2010 roku, postaramy się udokumentować, że zmiana, która w okresie przekształceń

1) Są składnikami niezbędnymi w żywieniu człowieka dla normalnego przebiegu szeregu procesów zachodzących w jego tkankach. 2) Nie mogą być wytwarzane przez organizm i muszą

nie mogąc dociec własności rzeczy – należy praktykować epoche, czyli wstrzymywanie się od sądów i.. niezabieranie głosu w żadnej

W drugim rzędzie autorka wskazuje na wewnętrzne podziały przestrzeni tekstowej, segmentację, czyli podział struktury treści tekstu na odcinki (np.. Pozycja otwarcia i

Po pierwsze, można więc uważać, że do tego, aby „poznać” , że takość-a-takość jest wartością, trzeba i wystarczy „poznać ” , że istnieje norma nakazująca

Otóż zdania Wszyscy ludzie są dobrzy oraz Niektórzy lub wszyscy ludzie nie są dobrzy, jak również zdania Żaden człowiek nie jest dobry oraz Niektórzy lub wszyscy

Nauczyciel przypomina, czym jest środek stylistyczny i tłumaczy, co to jest porównanie, zapisuje przykłady na tablicy, np.. oczy jak gwiazdy, buzia jak pączek, nogi jak patyki i prosi

Pół biedy poznać losy samego Korca (choć miasto jest dziś na Ukrainie, a w czasach dzieciństwa Wojciecha Przybyszewskiego znajdowało się w obrębie niesławnego ZSRR).. Gorzej,