m # : # #
c h e e ś c m n
EW ANGELIA-ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA - JEDNOŚĆ - POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
W ejście głów ne do Royal Cliff Beach Hotel w Pattaya, w Tajlandii, miejsca m iędzynarodowej konsultacji na tem at ew angelizacji świata.
Nad w ejściem — transparent p ow ital
ny
C H R Z E Ś C I J A N I N
EWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
Rok założenia 1929 Nr 10., październik 1980 r,
SŁUŻĄC W POW O ŁA N IU P O SIA D A JĄ C Y R A C JĘ
DOZORCA W IĘZIEN N Y W F IL IP P I HIOB — CZŁOW IEK W EDŁUG BOŻEGO SERCA
O ŚW IADCZENIE T A JL A N D Z K IE LISTY OD SŁUCHACZY ...
JE Z U S P R Z Y JM U JĄ C CIĘ ...
W ŁADYSŁAW LIN C ZA K (1905—1979)
K R O N IK A
M iesięcznik „C hrześcijanin” w y sy ła n y jest b ezp łath ie; w y d a w a n ie jed n ak cza
sop ism a um ożliw ia w y łą c z n ie ofiarność C zytelników . W szelkie ofia ry n a czaso
pism o w kraju, p rosim y k iero w a ć na konto Z jed n oczon ego K ościoła E w an ge
liczn ego : N B P W arszaw a XV Oddział Nr 1153-10285-136, zaznaczając cel w płaty na od w rocie b lan kietu . Ofiary w płacane za granicą n a leży k ierow ać n a o p ro cen tow an e k on to Z jednoczonego K ościoła E w an gelicznego Nr 1517/037874/999766 w B anku P o lsk a K asa O pieki SA, I Oddział w W arszaw ie, ul. C zack iego 21.
Wydawca: Prezydium Rady Zjedno
czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium: Józef Mrózek (red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), M ieczysław K wiecień, Marian Suski, Ryszard Tom aszew
ski.
Adres Redakcji i Administracji:
00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.
Telefon: 29-52-61 (w. 5). Materiałów nadesłanych nie zwraca się.
Indeks: 35462.
RSW „P rasa -K sią żk a -R u ch ” , W ar
szawa, S m olna 10/12. Nakł. 5500 egz.
Obj. 3 ark . Zam . 981. 0-56.
Służąc w powołaniu
John R.W . S to tt, którego „Poselstwo Listu do Galacjan” ukazało się przed dw om a la ty w ń a szy m w yd a w n ic tw ie i je s t jeszcze do nabycia, w sw o jej książce pośw ięconej chrześcijańskiej m isji w św iecie w spó łczesn ym pow iedział: „Bardzo często odnosim y w rażenie, że jeśli ktoś je s t napraw dę gorliw y w w ierze, zaintere
sow any spraw am i B o ży m i i pragnie służyć C hrystusow i, to na pew no zostanie m isjonarzem , jeśli je s t m n iej gorliw y, to pozosta
nie w dom u i zostanie pastorem , a jeśli zaś brak m u takiego po- św ięcenia, by być pastorem , to mewqtpZiwie będzie shtżyt jako lekarz lub nauczyciel, gdy jed n a k taka osoba pośw ięci się dzia- allności społecznej lub pracy w środkach masowego p rzekazu lub zajm ie się, co najgorsze, polityką, to jakże często jesteśm y zdania, iż znalazła się ona niedaleko od pow ażnego odstępstwa. W ydaje się przeto rzeczą nieodzow ną — powiada dalej John S to tt — zaję
cie się kw estią powołania, w o ka cji”.
Jezus C hrystus w zy w a w szy stk ic h sw oich uczniów do usługiw a
nia, to znaczy do służby. On Sa m jest Sługą par excellence i w z y w a także nas do tego, b y śm y b yli sługam i. Jedno jest pew ne:
jeśli je ste śm y chrześcijanam i, to m u s im y p rzeżyć sw oje życie w służbie Bogu ■i człow iekow i. A le na c zym polega istota te j słu ż
by, do któ re j je ste śm y powołani? C zy tylk o m isjonarze, pastorzy, kaznodzieje, ewangeliści, teolodzy służą Bogu i człow iekowi?
O czywiście, n ie k tó r zy są pow alni, b y być m isjonarzam i, ew ange
listam i, pastoram i. In n i zaś są pow ołani do słu żb y w dziedzinie prawa, w ychow ania i nauczania, w m ed ycyn ie. A le inni znów są pow ołani do pracy w handlu, p rzem yśle i rolnictw ie, w księgow o
ści i bankowości, w urzędzie i parlam encie, w środkach maso
wego przekazu, i jest nadal — i pow inno być — w iele dziew cząt, które obok sw o je j pracy zaw odow j, znajdują swoje powołanie w prow adzeniu dom u i m acierzyństw ie.
We w szy stk ic h ty c h dziedzinach, i w ielu inn ych jeszcze, chrze
ścijanin m a m ożliw ość w y k o n y w a ć sw oje zadanie po chrześcijań
sku, i nie traktow ać tego jako koniecznego zła (koniecznego dla przetrw ania!) czy te ż jako korzystnego m iejsca dla prow adzenia ew angelizacji czy w reszcie zarabiania pieniędzy na ewangelizację.
Nie! M oże on w y k o n y w a ć sw oje zajęcie jako swoje chrześcijań
skie powołanie. M iejsce sw o jej pracy m oże chrześcijanin tra kto wać jako m iejsce, na które go C hrystus postaw ił, b y p rzeży ł on sw oje życie w służbie Bogu i człow iekow i. O czywiście częścią po
wołania chrześcijanina będzie rów nież troska o u trzy m y w a n ie C h rystusow ych n orm sprawiedliwości, uczciwości, godności ludz
k ie j i współczucia w społeczeństw ie, które tego nie akceptuje.
A Zatem sprzątaczka - chrześcijanka żyjąca w społeczności z C hrystusem — w yko n u ją ca uczciwie i su m iennie sw oje obo
w ią zki słu żb y Bogu i człow iekow i. Nie m usi się przejm ow ać tym , gdy ktoś je j pow ie, że nic dla Boga nie uczyniła, bo to nie prawda. Szew c-ch rześcija m n robiący dobre b u ty, uczciw ie i su m iennie, słu ży Bogu i człow iekow i. P rzy kła d y m ożna m nożyć.
U praw dziw ego chrześcijanina każdy zawód, każde zajęcie jest chrześcijańskim pow ołaniem , d zięki któ rem u słu ży on Bogu i czło
w iekow i. I ew angeliczne chrześcijaństw o pow inno pamiętać, że jest n a szym zdaniem penetracja świata, b y być w n im „solą ziem i” zachow ującą obecny św iat przed c a łko w itym zepsuciem .
E. Cz.
2
P o s i a d a j ą c y r a c j ę
„Mówił w ięc do tłum ów, które przychodziły, aby się dać ochrzcić przez Niego:
Plem ię żm ijow e, któż w am poddał m yśl, aby uciekać przed przyszłym gniewem ? W ydawajcie owoce godne upam iętania. A n ie próbujcie w m aw iać w siebie: Ojca mamy Abrahama; powiadam w am bowiem , że Bóg m oże z tych kam ieni wzbudzić dzieci Abraham owi. A już i siekiera do korzenia drzew jest przyłożona; w szelkie w ięc drzewo, które nie w ydaje owobu dobrego, zostaje w ycięte i w ogień wrzucone.
A pytały go tłum y: Cóż w ięc m am y czynić? A on odpowiadając rzekł im: Kto ma dw ie suknie, niechaj da temu, który nie ma, a kto ma żywność, niech uczyni podobnie. Przychodzili też celnicy, by dać się ochrzcić, i m ów ili do niego: N auczy
cielu, co mamy czynić? On zaś rzekł do nich: Nie pobierajcie nic w ięcej ponad to, co dla w as ustalono. P ytali go też żołnierze, mówiąc: A my, co m am y uczynić?
I rzekł im: Na nikim nic nie w ym uszajcie, ani nie oskarżajcie fałszyw ie dla zysku, lecz poprzestaw ajcie na sw oim żołdzie”.
Łuk. 3,7—14.
P rad aw n e słowo prorockie w ypow iedzia
ne przez p ro ro k a Izajasza zostaje potw ierdzone przez Ja n a Chrzciciela nad Jo rd an em . Izajasz, mąż Boży i prorok, ponad pięćset la t przed życiem i działalnością J a n a Chrzciciela m ów ił do deportow anych i żyjących w niew oli b abi
lońskiej Żydów: „Głos w ołającego na p u sty n i:
G otujcie drogę P ańską, p ro stu jcie ścieżki Jego.
K ażdy padół niech będzie w ypełniony, a każda góra i pagórek zniesione, drogi k rzyw e w y p ro stow ane, a nierów ne w ygładzone i u jrz ą w szy
scy ludzie zbaw ienie Boże”. To słowo p o w ta rza i ty m słow em naw ołuje będący na granicy Starego i Nowego T estam en tu p ro ro k Ja n Chrzciciel.
J a n był h eroldem P a n a Jezusa, on Go po
przedzał naw ołując ludzi do u p a m ię ta n ia i zer
w ania z grzechem , do uporządkow ania grzesz
nego życia i do spotkania z Jezusem C h ry stu sem, Daw cą wiecznego życia i zbaw ienia, k tó rem u on, J a n nie jest godzien rozw iązać rz e m yka u sandałów .
Czas, w k tó ry m rozpoczynał sw oją działal
ność J a n Chrzciciel, ch ara k te ry z o w a ł się roz
wiązłością obyczajów i odejściem od Boga. Go
rącym pragnieniem J a n a było, ażeby ludzie zerw ali z grzechem i podporządkow ali się p rzy kazaniom ustanow ionym przez Boga.
J a n zdaw ał sobie spraw ę, że nadchodzący Jezus C h ry stu s może zadać p y tan ie : Dlaczego to, co było dobre, zostało zaniechane i zniszczo
ne a grzech i zło został w prow adzony?
Człowiek sam siebie przed Bogiem u s p ra w iedliw ić nie będzie w stanie, a kiedy w ypełni się czas za popełnione grzechy, będzie m usiał opowiadać przed Bogiem, Sędzią sp raw ied li
w ym . I na to zw racają uw agę każdem u czło
w iekow i posłani od Boga m ężow ie Boży.
Nad Jo rd a n e m do składającego o Bogu św iadectw o J a n a przychodzili różni ludzie. N ie
którzy z nich byli bardzo beztroscy, pew ni sie
bie i zachow ujący się tak , ja k b y na ziemi, a k o n kretnie w ich otoczeniu nie było żadnych
problem ów . J a k gdyby przed przyjściem Je z u sa C h ry stu sa nie działo się nic złego. A może w ydaw ało im się, że istn ieją inne możliwości, p rzy pom ocy k tó ry c h zaistniałe p roblem y m oż
na usunąć na innej drodze, aniżeli na te j, k tó rą Bóg u stan o w ił dla ro d zaju ludzkiego. U w a
żali, że ty m , k tó ry c h praojcem jest A braham , nie może nic grozić, że jako dzieci z pokolenia A braham ow ego, spokrew nieni z nim nie tylko w ięzam i k rw i, lecz także posiadają z nim łącz
ność duchow ą, więc kazania Janow ego nie po
trz e b u ją słuchać na serio, poniew aż ono ich nie dotyczy. U w ażali, że błogosław ieństw o, k tó ry m obdarow ał Bóg Ojca w ia ry A braham a, a u to m atycznie spłynęło i na nich.
B yli przekonani, że m ają rację, że idą p ra w idłow ą drogą i stoją po w łaściw ej stronie.
Lecz J a n znając niew iarę, złe m yśli i grzeszne postępow anie, nazw ał ich plem ieniem żm ijo
w ym , przestrzeg ając ich, że nie u jd ą przed p rzyszłym gniew em , jeśli nie u p a m ię ta ją się i nie p rze stan ą grzeszyć. Jego m ocne słowa były ja k prom ienie słoneczne, ośw ietlające człowie
kowi now ą drogę p rzy bliżającą do Boga.
J a n w y jaśn iał obrazowo, że w szelkie d rze
wo, k tó re nie przynosi owocu, będzie w ycięte i w ogień w rzucone i że do pni tych, bezuży
tecznych drzew już n aw et siekierę przyłożono.
Było to ostrzeżenie dla ty ch w szystkich, k tórzy sam i siebie u sp raw iedliw iali a źle czynili, aże
by u p a m ię ta li się, p rzestali grzeszyć i pow ró
cili na drogę w iary, w ytyczoną im przez Boga.
Słow a Ja n a m odlącego się i każącego nad brzegiem cichej p u sty n i odnosiły skutek. Jego a rg u m e n ty przekonały w iele serc. I w ielu z nich postanow iło zm ienić swe dotychczasow e, grzesz
ne życie i m anifestow ało to przed Bogiem i ludź
mi, p rz y jm u ją c w Jo rd a n ie chrzest p o k u ty z rą k Ja n a Chrzciciela. Św iadectw o Ja n a o n a d chodzącym M esjaszu poruszyło sum ienia i se r
ca w ielu ludzi. I zadaw ali m u p y tan ia gospo
darze, kupcy, celnicy a n aw et i żołnierze. N au
czycielu Janie, co m am y czynić? Nasze życie i praca zw iązane są często ze znienaw idzonym i
3
o k u pantam i rzym skim i. A żeby żyć, m usim y często oszukiw ać. M y m am y złych przy jació ł i sąsiadów — m aw iali inni.
Być m oże, że w tak ic h sy tu a c jac h atm osfe
ra sta w ała się tru d n a i kłopotliw a. Lecz Ja n d aw ał im k o n k retn e w yjaśnienia. „K to m a dw ie suknie, niechaj da tem u , k tó ry nie m a, a k to m a żyw ność niech uczyni podobnie” . Cel
nikom w y jaśniał: „Nie p o bierajcie w ięcej po
n ad to, co dla w as u stalo n o ”. Żołnierzom H e
rodow ym opow iadał: „N a n ikim nic nie w y m uszajcie, ani nie oskarżajcie fałszyw ie dla zysku, lecz p o przestaw ajcie n a żołdzie sw oim ” . Jego św iadectw o było p ro ste i w skazyw ało na drogę pojed n an ia z Bogiem.
On nie daw ał p ro g ra m u działania ani nie staw iał szczególnych przepisów n aw et i tym w szystkim , k tó rz y nieszczerze i w sposób w y rafin o w an y zadaw ali p y ta n ia Jan o w i i p rzycho
dzili przede w szystkim po to, b y spowodow ać pom iędzy nim , a w ładzam i rzym skim i k onflikt.
Lecz Ja n w szystkim tym , którzy do niego przychodzili konsekw entnie w skazyw ał na J e zusa C h ry stu sa, Zbaw iciela i praw dziw ego Me
sjasza, „...w którego rę k u będzie w iejadło” i k tó ry przy jd zie ażeby zebrać pszenicę do śpi- chlerza Swego, oczyścić ją z plew , a plew y spa
lić w ogniu nieugaszonym .
D latego każd y człow iek pow inien wiedzieć, że istn ieje w ybaw ienie z łaski przez zasługi P a n a Je zu sa C hrystusa. Ci w szyscy, którzy uw ażają, że m ogą się sam i uspraw iedliw ić przed Bogiem przez sw oje w łasne zasługi, nie m ają racji. R acja jest po Bożej stronie.
U krzyżow any i złożony do grobu Jezus C hrystus, zm artw ychw stał i żyje. Ci, którzy Go p rz y ję li jako sw ojego Z baw iciela pojednali się z Bogiem, żyć będą w Bożej chw ale na w ie
ki. P ow ołani ze śm ierci do życia, wdzięczni naszem u P a n u sk ła d a jm y Mu w ofierze chwałę te ra z i w wieczności.
Kazim ierz Muranty
Dozorca więzienny z Filippi
16 A gdyśm y szli na m odlitw ę, zdarzyło się, że sp ot
kała nas pew na dziewczyna, która m iała ducha w ieszczego, a która przez sw oje wróżby przyno
siła w ielki zysk panom sw oim
17 (Dz. 12,13, 19,24). Ta, idąc za P aw łem i za nami, w ołała mówiąc: „Ci ludzie są sługam i Boga N aj
w yższego i zwiastują
18 w am drogę zbaw ienia” (Mk. 1,24.34; Łuk. 4,41).
A to czyniła przez w iele dni. W reszcie P aw eł, zn ę
kany, zwrócił się do ducha i rzekł: „Rozkazuję ci w im ieniu Jezusa Chrystusa, żebyś z niej w y szedł”. I w tej ch w ili w yszedł (Mk 16,17;
19 Dz. 4,2; II Kor. 2,11). A gdy jej panow ie ujrzeli, że przepadła nadzieja na ich zysk, pochw ycili P aw ła i Sylasa, zaw lekli ich na rynek przed urzęd
ników (Dz. 15,40, 19,25).
20 I staw iw szy ich przed pretorów, rzekli: „Ci oto ludzie, którzy są Żydami, zakłócają spokój w naszym m ieście (Dz. 17,
21 6; I Król. 18,17; Am. 7,10) i głoszą obyczaje, któ
rych nie wolno nam, jako Rzymianom, przyjm o
w ać ani zachow yw ać”.
22 Wraz z nim i w ystąpił też przeciwko nim tłum, a pretorzy, zdarłszy z nich szaty, kazali ich siec rózgami (II Kor.
23 11,25; Flp. 1,30; I Tes. 2,2); a gdy im w iele razów zadali, w rzucili ich do w ięzienia i nakazali stró
żow i więziennem u,
24 aby ich bacznie strzegł. Ten, otrzym awszy taki rozkaz, w trącił ich do w ew nętrznego lochu, a no
gi ich zakuł w dyby
25 (Dz. 12,6.10). A około północy P aw eł i Sylas m o
d lili się i śpiew em w ielb ili Boga, w ięźniow ie zaś przysłuchiw ali
26 się im (Dz. 5,41; Kol. 3,16; Jak. 5,13). N agle p ow stało w ielk ie trzęsienie ziem i, tak że się zachw ia
ły fundam enty w ięzienia i natychm iast otworzyły się w szystkie drzwi, a w ięzy w szystkich się roz
w iązały (Dz. 4,31, 5,19,
27 12,7.10). A gdy się przebudził stróż w ięzienny i ujrzał otw arte drzwi w ięzienia, dobył miecza i chciał się za-
28 bić, sądząc, że w ięźniow ie uciekli (Dz. 12,19). Lecz P aw eł odezwał się donośnym głosem, mówiąc:
„Nie czyń sobie nic
29 złego, bo jesteśm y tu w szyscy”. Zażądał w tedy św iatła, w biegł do środka i, drżąc cały, przy-
\ padł do nóg Paw ła
30 i Sylasa, i w yprow adziw szy ich na zewnątrz, rzekł:
„Panow ie, co mam czynić abym był zbawiony?”
(Łuk. 3,10;
31 Dz. 2,37, 22,10). A oni rzekli: „Uwierz w Pana Jezusa, a będziesz zbawiony, ty i tw ój dom” (Mk 16,16; Łuk. 10,25;
32 Jn 4,53; 6,29; Dz. 3,16, 11,14, 17,36). I głosili Słowo Pańskie jemu i w szystkim , którzy byli w jego domu.
33 Tejże godziny w nocy zabrał ich ze sobą, obmył ich rany, i zaraz został ochrzczony on i w szyscy jego domownicy.
34. I w prow adził ich do swego domu, zastaw ił stół i w eselił się wraz z całym sw oim domem, że uw ierzył w Boga (Ps. 23,5;
35 Jn 14,6; Dz. 8,39; I Tes. 1,9). A gdy nastał dzień, posłali pretorzy pachołków, mówiąc: „Zwolnij tych ludzi”.
36 Stróż w ięzienny zaś oznajmił te słow a Pawłowi:
„Pretorzy przysłali polecenie, że m acie być zw ol
nieni; przeto w yjdź-
37 cie teraz i idźcie w pokoju” (Mk 5,34). P aw eł zaś rzekł do nich: „W ychłostawszy nas, obyw ateli rzym skich, publicznie, bez sądu, w rzucili nas do w ięzienia; teraz zaś potajem nie nas wypędzają?
Nie, niech raczej sami przyj-
38 dą i wyprowadzą nas”. Pachołkowie zaś donieśli pretorom te słowa. A ci, gdy usłyszeli, że są R zy
mianami,
4
39 zlękli się (Dz. 22,29). I przyszedłszy, przeprosili ich, w yprow adzili i prosili, żeby opuścili m iasto
(Mat. 8,34;
40 Dz. 5,26). Gdy zaś w yszli z w ięzienia, w stąpili do Lidii, a ujrzaw szy braci, dodali im otuchy i ode
szli.
P rz y końcu niniejszego rozdziału jest m ow a o „braciach”, z k tó ry m i żegna się P aw eł. Ze w zględu na ograniczoną objętość sw ojego sze
roko zakrojonego, historycznego dzieła, Ł ukasz nie opowiada, ja k p rzebiegały dalsze p race w y słanników Jezusa w F ilip p i i ja k po w stał tu zbór, m ający p u n k t zborny w dom u Lidii. Mo
żem y jed n ak być pew ni, że działalność w F ilip pi trw a ła czas dłuższy i że naw rócenie Lidii oraz dozorcy w ięziennego nie stanow iło je d y nych w ażnych w ydarzeń. Po p ro stu Ł ukasz opisuje ty lk o początek i koniec P aw iow ej p r a cy w ty m m ieście.
( W i e r s z e 16 — 18). W ysłannicy znow u sty k a ją się tu z ok u lty sty czn y m św iatem po
gańskim . P ew n a m łoda niew olnica „miała du
cha w ieszczego”. S tan o w iła ona w łasność całej spółki „panów ”, k tó rz y z jej w różenia ciągnęli niezłe zyski. Rzecz osobliwa, że aż do dziś ludzie dotknięci okultyzm em czują s-zczególny pociąg do uczniów Jezusa. T a dziew czyna rów nież b ie
gała „za Pawłem i za nam i” i w szędzie rozle
gało się jej głośne, podniecone w ołanie: „Ci lu dzie są sługami Boga Najwyższego i zwiastują wam drogę zbawienia”. Czy nie m ów iła p ra w dy? Czy jej okrzyki nie m ogły skutecznie po
móc Paw łow i i jego spraw ie? Czy nie pow inien więc się cieszyć, że n aw et w ró żbiarka o nim mówi? Paw łow i ani to jednak nie schlebia, ani nie in te re su je go. J e st ty m w szystkim „znęka
n y ”. Wie, k to k ry je się za ty m w ołaniem . Nie zniesie, aby spraw ę Jezusow ą reklam ow ał dia
beł. Jeżeli moce ciem ności p rzyw dziew ają n a w et m askę religijności czy chrześcijaństw a, zawsze pozostają zgubnym i siłam i na usługach wroga. M ożna sobie w yobrazić, do jakich n ie
porozum ień doszłoby w śród pogańskiej ludnoś
ci, gdyby w ysłannicy Jezu sa zostali postaw ieni na jednej płaszczyźnie z przedstaw icielam i okultyzm u. D latego też P aw eł „zwrócił się do ducha i rzekł: „Rozkazuję ci w im ieniu Jezusa Chrystusa, żebyś z niej w yszedł”. I w tej chwili wyszedł”. D la ciem nych m ocy nie istn ieją żad
ne w zględy i nie trz e b a się ich lękać. Uczeń Jezusa m a się do nich zw racać tylko w rozka
zującej form ie, ta k jak czynił to jego P a n (np.
Mk 1,25, 5,8). O ile jed n a k Jezus m ógł pow ie
dzieć po prostu: „rozkazuję ci!, o ty le uczeń tylko w ted y m a moc rozkazyw ania, gdy czyni to „w imieniu Jezusa Chrystusa”, w ierząc w zw ycięstw o K rzyża i moc żywego, obecnego Pana.
( W i e r s z e 20 — 24). D ziew czyna jest w ol
na, ale łatw y zarobek jej w łaścicieli skończył się w raz z odejściem wieszczego ducha. K iedy więc zobaczyli, że p rze stała w różyć, a więc przynosić pieniądze, kiedy usłyszeli, jak to się stało, w padli w e wściekłość. Co ich obchodzi -zdrowie niew olnicy? Co ich obchodzą zagad
nienia p raw d y Bożej? K toś ośm ielił się n a ru szyć ich zyski, ich pieniądze. G dy w grę w cho
dzi pieniądz ludzie sta ją się nieprzyjem ni. Co to za jedni, te n P aw eł i Sylas? Oczywiście „Ży
dzi”! Od raz u do głosu dochodzi antysem ityzm , wówczas w p aństw ie rzym skim już rozpo
w szechniony. N iem al słyszym y to św ięte obu
rzenie ludzi in teresu . P rzez „Żydów” w m ieś
cie w szczęły się rozruchy, trz e b a im więc u n ie m ożliw ić szkodliw e działanie! C zyhając na P a w ła i Sylasa na ulicy, pochw ycili ich i „za
w lekli (...) na rynek przed urzędników”. Oczy
wiście nie oskarżą ich o uzdrow ienie niew olni
cy. Od n iepam iętnych czasów w iadom o, że n a leży apelow ać do uczuć narodow ych i udaw ać tro sk ę o porządek, gdy w rzeczyw istości chodzi 0 w łasne pieniądze! Tak więc „stawiwszy ich przed pretorów, rzekli: „Ci oto ludzie, którzy są Żydami, zakłócają spokój w naszym m ieście 1 głoszą obyczaje, których nie wolno nam, jako Rzymianom, przyjmować ani zachowywać”. J a kie to „obyczaje” głoszą P aw eł i Sylas, nie po
dano szczegółowo. I w cale nie o to chodziło.
W ażne tylko, aby przeciw ko żydow skim p rz y błędom w zniecającym niepokój podburzyć w ła dze i ludność. I to się u daje. Do przesłuchania, podczas którego P aw eł m ógłby rzucić na szalę sw oje rzym skie obyw atelstw o, w cale nie do
chodzi. Po jednej stronie sto ją znani m iastu, bogaci panow ie, po d ru g iej — niepozorni, obcy Żydzi. Lud, skład ający się przew ażnie z rzy m skich kolonistów , w e w zniosłym poczuciu sw o
jej rzym skiej d u m y zajm u je wobec P aw ła i Sylasa stanow isko w rogie. P re to rz y d a ją znak liktorom i oto na ry n k u z obu w ysłanników zerw ane zostają szaty, już świszczą rózgi, plecy sp ły w ają krw ią. P otem P aw eł i Sylas zostają odprow adzeni do w ięzienia. W p o n u ry m lo
chu, w głębi w ięziennego b u d y n k u zakuw ają im nogi w dyby. W najniew ygodniejszej po
zycji, z poranionym i plecam i, m uszą godziny całe spędzić w bezruchu.
( W i e r s z 25). J a k Bóg może do tego do
puścić! T ak pięknie się zaczęło m isy jn e dzieło, do którego sam ich pow ołał, a te ra z nagle, w szystko się skończyło z pow odu w yśw iadczo
nego dobrodziejstw a (por. Dz. 4,9). Czy nie m ożna w paść w rozpacz? Ale „około północy P aw eł i Sylas m odlili się i śpiewem wielbili Boga”. W ypełnia się w tak i sposób to, co Hiob m ów i o pieśniach pochw alnych, k tó re Bóg w y w ołuje w nocy, n aw et w ta k ą noc niedoli i za
gadek (Hb 35,10; rów nież Ps. 42,9; Ps. 119,55).
Nie sposób zliczyć ty ch w szystkich ludzi, k tó ry m h isto ria ta na przestrzen i dziejów Kościoła, przez w szystkie stulecia dodaw ała odwagi i b y ła pociechą. Co m yśleli inni w ięźniow ie z n ają
cy dotąd ty lk o jęki i p rzek leń stw a, gdy słuchali m odlitw i pieśni pochw alnych śpiew anych przez P aw ła i Sylasa?
( W i e r s z e 26 — 28). I to nagle zaczyna się trzęsienie ziemi. N adchodzi pomoc od Boga.
N iespodziew ane k a ta stro fy obnażają serca ludz
kie. Dozorca w ięzienny — praw dopodobnie s ta ry rzym ski oficer — gw ałtow nie w y rw a n y ze
snu, zauw aża ty lk o jedno: drzw i w ięzienia są otw arte; m yśli ty lk o o jednym : w ięźniow ie uciekli; i w idzi tylko jedno w yjście: jako ofi
cer odpow iedzialny za w ięzienie nie m oże p rz e żyć tej hańby. W obec tego „dobył miecza i chciał się zabić”. W te j sam ej chw ili dociera do niego k rz y k P aw ła: „Nie czyń sobie nic złego, bo jesteśm y tu w szyscy”.
( W i e r s z e 29 — 31). K aże więc zapalić szybko pochodnię i w pada do lochu. W ięźniow ie są n a m iejscu! K im są ci ludzie? Bóg przyszedł im z pomocą, a oni nie tylko że nie uciekli, ale jeszcze ta k serdecznie ostrzegli go przed po
chopnym czynem .
„Drżąc cały, przypadł do nóg Paw ła i Sylasa.
I wyprowadziwszy ich na zewnątrz, rzekł: „Pa
nowie, co mam czynić, abym b ył zbawiony?”.
M usiała t u w cześniej toczyć się jak aś Boża h i
storia, k tó re j nie znam y. Nie w iem y, jak wiele ten człow iek w tygodniach poprzedzających uw ięzienie P a w ła słyszał o jego działalności.
Jed n ak że p y tan ie, k tó re zadał, nie może w cią
gu p a ru m in u t najw yższego p rze ra że n ia zrodzić się w, sercu zupełnie m artw y m . Może n ato m iast w tak ie j chw ili w ybuchnąć, o ile już p rzed tem skrycie zaniepokoiło to serce. C udow ną jest rzeczą, że na p y tan ie to E w angelia daje p ro stą, jednoznaczną odpowiedź: „Uwierz w Pana Jezusa, a będziesz zbawiony, ty i twój dom”.
Tym w łaśnie różni się ona od w szystkich in n ych religii i św iatopoglądów , że nie żąda od ludzi specjalnych osiągnięć, nie zaleca stosow a
nia now ych m etod religijnych, nie w ciąga w tajem nicze la b iry n ty poznania, tylko w zyw a do uczynienia jednego, dziecinnie łatw ego k ro ku: tu jest Jezus — zaw ierz Mu siebie! Na ty m zasadza się zbaw ienie.
J a k jed n a k m am y rozum ieć dodatek: „ ty i tw ój dom ” ? Czy jest to przyrzeczenie w y ją t
kowe, w ażne w ty m jed n y m ty lk o w ypadku, poniew aż P aw eł i Sylas m ieli pew ność, że w szy
scy dom ow nicy uchw ycą się ra tu ją c e j w iary?
Czy też każdy, kto przychodzi do Jezusa, może przyrzeczenie to wziąć do siebie: m oja żona i m oje dzieci rów nież uw ierzą? M usim y tu uw zględnić specyfikę „dom u” w s ta ry m św ię
cie, pojęcia obejm ującego nie tylko żonę i dzie
ci, ale rów nież grom adę niew olników . W om a
w ianym tekście m ow a jest zapew ne o grupie ludzi dorosłych, k tó ry m zostaje zw iastow ane Słowo Boże. B yli oni obecni p rz y w ydarzeniach tej nocy, w ysłuchali zw iastow ania, a te ra z ta k jak ich pan, o trz y m u ją przyrzeczenie: d o stąp i
cie zbaw ienia, jeżeli odw ażycie się zrobić krok ku Jezusow i. W ysłannicy Jezu sa nie tw ierdzą, że skoro pan dom u uw ierzył, to autom atycznie zbaw ieni zostaną w szyscy dom ow nicy. N a p rz y kładzie O nezym a, k tó ry należał do dom u Fi- lem ona, w idzim y, że osobista decyzja p rzyjścia do Jezu sa jest nieodzow na. O nezym nie o trz y m ał ra tu n k u w tedy, gdy Filem on s ta ł się chrześcijaninem , ale dopiero wówczas gdy sam uw ierzył p rzebyw ając z P aw łem w Rzym ie.
W każdym razie m ożem y m ieć tę pocieszającą
pewność, że Bóg w idzi nasze m ocne związki z dom em i dlatego trz y m a w gotowości sw oją ra tu ją c ą łaskę, aby w ysłuchując naszych m o
dlitw , obdarow ać nią naszych bliskich. Z d r u giej stro n y , nie wolno nam zapom inać, że Jezus m ów ił rów nież o rozłam ie, jak i z pow odu im ie
nia Jego pow staw ać będzie w dom ach i rodzi
nach.
( W i e r s z e 32 i 33). Ew angelia jest jedyną, p ro stą odpow iedzią na palące p y tan ia naszego serca, i dlatego spraw y m ogą następow ać tak szybko. N iepotrzebna jest w ielotygodniow a nauka; w y starczy jed n a nocna godzina, w k tó rej „głosili Słowo P ańskie jem u i w szystkim , k tó rz y b y li w jego dom u”. Można całe życie spędzić na czytaniu Biblii, rozm yślaniach i m o
dlitw ach, a m im o to nie rozum ieć, na czym polega w spaniałość Jezusa. A potem nagle, w j e d n e j godzinie, serce ludzkie p o jm u je to, co najisto tn iejsze, i odtąd gotowe jest oddać się Jezusow i. D latego dozorca w ięzienny m ógł „za
raz zostać ochrzczony (...) i w szyscy jego do
m ownicy”. Z anim jed n ak to nastąpiło, obm ył w ysłannikom Jezu sa poranione plecy. Oni w szakże pełnili p ełną miłości służbę zw iasto
w ania, nie m yśląc o sobie, nie bacząc n a głód i ból.
( W i e r s z 34). N a naszych oczach stosunek dozorcy w ięziennego do w ysłanników Jezusa s ta je się coraz serdeczniejszy i pozbaw iony skrępow ania. N a początku, jeszcze w celi w ię
ziennej, padł im do nóg, następnie w yprow a
dził ich n a podwórzec, aby bez przeszkód za
dać palące go pytan ie. P óźniej zabiera uczniów do dom u i obm yw a im ran y . Teraz, już ochrz
czony, „zastawił stół i w eselił się wraz z ca
łym swoim domem”. Ta zm iana nie oznacza jed n ak tylko rosnącego przyw iązania osobiste
go. N ie popełnim y om yłki tw ierdząc, że w spól
ny posiłek był zarazem W ieczerzą P ańską, łą czącą w szystkich z Jezusm , a w Nim — każde
go z każdym . S ta ry żołnierz w eselił się głoś
no, a cały dom radow ał się w raz z nim . Taka radość ludzka jest n ajpiękniejszą nagrodą dla w ysłanników Jezu sa i w tam ty c h czasach, i dziś.
Bóg sp raw ia, że pod w pływ em usłyszanych słów serce L idii otw arło się w ciszy, a inne ser
ce, w h u k u trzęsien ia ziem i, otw arło się, pod w pływ em cierpień Bożych w ysłanników . To je s t Boże dzieło. Do nas należy n ato m iast trw ać w gotowości, ta k ażeby w każdej chw ili i w każdych w aru n k ach , czy to głosząc Słowo w bezpiecznym w n ę trz u Kościoła, czy w niezw y
kłej scenerii w ięziennego podw órza, pośród cierpienia i nocy — podejm ow ać służbę dla Niego.
(W i e r s z 35). „Gdy nastał dzień, posłali pretorzy pachołków, mówiąc: „Zwolnij tych ludzi”. R zym skim urzędnikom , gdy ochłonęli, p rzestał się podobać w łasny gw ałtow ny postę
pek. Uznali, że chłosta i noc w w ięzieniu są w y
starczającą k a rą d la ludzi, k tó ry m nie m ożna zarzucić nic konkretnego. Dozorca w ięzienny, szczęśliwy, oznajm ia braciom tę radosną de
cyzję, bo pom im o w esela, ileż trw ożnych m yśli m usiało m u się p rzew ijać przez głowę; jak na
przykład, m iał ułożyć dalsze stosunki z w ięźnia
mi? I nagle, dzięki cudow nej dobroci Boga p ro blem y zostają rozw iązane, znika k o n flik t m ię
dzy obow iązkiem rzym skiego urzędnika, a obo
w iązkiem chrześcijanina.
W ty m m om encie P a w e ł daje się poznać z zupełnie in n ej strony. S tosuje w praw dzie do siebie zalecenie dane później Tym oteuszow i:
„cierp, w ykonuj pracę e w an g elisty ” (II Tym.
4,5), ale niespraw iedliw ość nazyw a niesp raw ie
dliwością, zwłaszcza gdy dopuszczają się jej ci, k tórzy z rac ji piastow ania w ysokich u rzę dów państw ow ych zobow iązani są do p rz e strz e gania praw a. P on ad to chodzi P aw łow i o m łody zbór, którego życie i ta k nie będzie lekkie w rzym skiej kolonii. N iechże om inie go p rz y n a j
m niej ta hańba, że jego założyciele m usieli ukradkiem opuścić m iasto po otrzy m an iu p u blicznej chłosty i pobycie w w ięzieniu. D latego Paw eł w ychodzi razem z dozorcą do liktorów i mówi: „W ychłostawszy nas, obywateli rzym skich, publicznie, bez sądu, wrzucili nas do w ię
zienia; teraz zaś potajemnie nas wypędzają?
Nie, niech raczej sami przyjdą i wyprowadzą nas”. Nie u p iera się jed n ak p rz y pozostaniu w
Filippi, gdy zam iast rozkazu pojaw ia się prośba:
„żeby opuścili miasto”. W zaistniałych w y d a
rzeniach w idzi bow iem Bożą wolę, k tó ra ta k jak w A ntiochii P izy dyjskiej i w Ikonium , kończy jego działalność w ty m m iejscu. W F ilippi is t
n ieje zbór Jezusa, pierw sza w M acedonii po
chodnia pro m ien iu je św iatłem N ow iny na ca
łą okolicę. P aw eł może i pow inien pójść dalej.
Tak napisze o ty m później do tesaloniczan:
„Chociaż przedtem , jak wiecie, w F ilippi ucier
pieliśm y i byliśm y zniew ażeni, to jed n ak w Bogu naszym nab raliśm y odwagi, by w ciężkim boju głosić w am E w angelię Bożą” (I Tes. 2,2).
Zostaw ił jed n a k w F ilippi — jak się w ydaje — Łukasza, bow iem zw rot „m y” kończy się w Dz.
16,17, aby pojaw ić się znów w Dz. 20,6, gdy będzie m ow a o w y ru szen iu z Filippi. N a jp ra w dopodobniej Ł ukasz kontynuow ał pracę w tym mieście, a potem w yruszył z P aw łem w podróż do Jerozolim y.
( W i e r s z 40). P a w e ł n ato m iast raz jeszcze zobaczył się z braćm i w dom u Lidii, dodał im otuchy, po czym pow ędrow ał dalej na zachód, w głąb M acedonii i Europy.
tłum . W.M. W erner de Boor
Hiob — człowiek według Bożego serca
„Żył w ziem i Uz człowiek, im ieniem Hiob. Był to mąż spraw iedliw y, prawy, bogobojny i unikający zła. Miał siedm iu synów i trzy córki. M ajętność jego stanow iło siedem tysięcy ow iec, trzy tysiące w ie l
błądów, pięćset jarzm w ołów , pićset oślic oraz w ie l
ka liczba służby. B ył najw ybitniejszym człow iekiem spośród w szystkich ludzi Wschodu. Synow ie jego m ie
li zwyczaj udaw ania się na ucztę, którą każdy z nich urządzał po kolei w e w łasnym domu. Gdy przem i
nął czas ucztow ania Hiob w stał w czesnym rankiem i składał całopalenie stosow ne do ich liczby. Bo m ó
w ił Hiob do siebie: Może moi synow ie zgrzeszyli prze
ciwko Bogu w sw ym sercu. Hiob zaw sze tak postę
pował”.
(Księga Hioba 1,1—5) K sięga H ioba jest sk a rb n ic ą d la lu d zi w ierzących.
W niej Bóg w sk azu je n a dośw iadczenie, k tó re może być udziałem każdego w ierzącego. P o tw ie rd z a ją się słow a zapisane w Biblii, że n a drodze w iodącej do wiecznej Bożej chw ały, spotkać n as m oże poniżenie i dośw iadczenie. N iektórzy pow iad ają, że je st to k a ra za grzech.
Z agadnienia tego je d n a k ta k uogólniać n ie m ożna, ponieważ z d a rzają się fa k ty , że n iek tó rzy w ierzący ludzie, często m uszą iść d rogą cierpień i dośw iadczeń, choć często jej nie rozum ieją.
K im b y ł Hiob? Był on człow iekiem w edług Bo
żego serca i Bóg p a trz y ł n a niego z upodobaniem . Pom im o dośw iadczeń nie pozw olił duchow i ciem ności oderw ać się od Boga. O n m ógł pow iedzieć to samo, ,co kiedyś po nim pow iedział A postoł P aw eł: „Nic
m nie nie odłączy od m iłości Bożej”.
Hiob żył p raw dopodobnie około d w u stu czter
dziestu lat. I żył zapew ne w okresie pom iędzy A b ra ham em a M ojżeszem . Był głow ą i k a p łan e m domu.
P osiadłości jego znajd o w ały się n a północ od jeziora G enezaret. Hiob był człow iekiem w ykształconym i po
sia d ał w iadom ości z w ielu dziedzin ów czesnej wiedzy.
Był rów nież człow iekiem bogatym i ja k w ynika z przeczytanego tek stu , p osiadał w ielkie sta d a bydła, owiec i w ielbłądów , a do p rac y p rzy nich dużą ilość służby. Na pierw szym m iejscu cenił on je d n a k sw oją rodzinę. Dzieci były d la ń bogactw em n ajw a rto ścio w szym. Dzieci są d a re m od Boga. Istn ie ją m ałżeństw a, k tó re ta k n ie u w a ż a ją i dzieci tr a k tu ją jako zbędny ciężar. P rzez to p o p ełn iają w iele grzechów.
To p raw d a, że dzieci w y m ag a ją w ielkiego tru d u i pośw ięcenia, ale w noszą też w iele błogosław ieństw i radości. Je śli rodzice nie o k az u ją dzieciom miłości, to w ów czas grzeszą. H iob m im o, że b y ł bogatym , se r
ca do bogactw a nie p rzyw iązyw ał. M iał zdecydow any c h a ra k te r i szedł sw oją drogą p rosto, nie zbaczając an i n a lewo an i n a praw o. M iał społeczność z Bo
giem, b y ł całkow icie p odporządkow any Jego w oli i służył Mu całym sercem . Jego postępow anie było cichym k azaniem d la otoczenia.
O taczający n as ludzie słyszeli już w iele kazań, lecz owe k az an ia chcieliby w idzieć p otw ierdzone do
b rym , p raw d ziw ie chrześcijań sk im postępow aniem . K to sta n ie po stro n ie P a n a Jezu sa, te n zdolny jest ta k postępow ać. H iob p osiadał b o jaźń Bożą. K to w sercu posiada b o jaźń bożą, te n będzie skutecznie zw al
czał grzech. „Bo ci, k tó ry ch D uch Boży prow adzi, są dziećm i Bożymi. W szak nie w zięliście du ch a niewoli, by znow u ulegać bojaźni, lecz w zięliście du ch a syno
7
stw a, w k tó ry m w ołam y: „A bba, O jcze”. H iob s ta ra ł się, ażeby grzech nie m ia ł dostępu do jego serca.
K to p raw d ziw ie p o je d n a się z Bogiem , otrzym a odpuszczenie grzechów . „Je śli w as S yn Boży w ysw o
bodzi, p raw d ziw ie w olnym i będziecie" — m ów i P an Jezus. K to sta je się w ro g iem grzechu, tego P a n w p ro w adza do te j w olności, k tó ra je st udziałem dzieci Bożych. A ja k je st z T obą drogi C zytelniku. Czy żyjesz n a w o jen n e j stopie z grzechem ? A postoł P a w eł poucza nas, ażebyśm y od w szelkiego ro d za ju zła trzy m ali się z dala. H ioba, jako ojca rodziny m ożna by p o rów nać do sław nego w odza n a ro d u w ybranego, Jozuego, k tó ry ośw iadczył: „ J a i m ój dom będziem y służyli P a n u ”. I ta k postęp o w ał H iob n a k ażdy czas.
Dzieci H ioba m iały z sobą ścisłą łączność. A tm o
sfe rę m iłości do siebie w yniosły z dom u ro dzicielskie
go. B yli m iłow ani i m iłością p o tra fili odpłacać. K to m iłość o trzym uje, m iłością odpłaca. Je śli dzieci w y chow yw ane są bez m iłości, to s k u tk i tego m ogą być opłakane. Rodzice p o w in n i o ty m w iedzieć, że m iłość do dzieci może ochronić je od w ielu grze
chów i złych dróg. R odzina H ioba sp o ty k a ła się czę
sto n a sw oich uroczystościach rodzinnych, k tó re sp ę
dzano zapew ne w atm o sferze rad o ści i pokoju.
N iektórzy ludzie św ieccy z naszego otoczenia po w iad ają, że życie lu d zi w ierzących je st n u d n e i nie p rze d staw ia żadnej radości. Ci ludzie się m ylą. Oni n ie zn a ją p raw d ziw e j rad o ści dzieci Bożych. Nasze serca w y p ełn iają się rad o śc ią pochodzącą z nieba.
H iob b y ł k a p łan e m dom u. Jego bogactw o i obow iązki nie p rzeszkadzały m u w znalezieniu czasu, aby służyć Bogu. O n m ieł m iejsce w sw oim dom u, w któ ry m o tw ie ra ł okno, m odlił się i m ia ł społeczność z P anem . Z ew n ętrzn e życie n ie zad aw alało go. C zuw ał n a d sw o
ją dom ow ą społecznością i przy n o sił dzieci sw oje w m odlitw ie i polecał je łasce i opiece Bożej.
Drogi C zytelniku. I cóż pom ogą Ci ch rześcijańskie zew nętrzne form y, jeżeli przed P an em nie otw orzysz swego serca i nie w ejdziesz z N im w bezpośrednią społeczność? Co z tego, jeśli T w oje dzieci zachow ują zw yczaje chrześcijańskie, lecz pojed n ać się z Bogiem nie p ra g n ą i swego serca Bogu oddać nie chcą? Hiob, jako ojciec rodziny i k a p ła n dom u, sk ła d a ł n a u b ła ganie za grzechy ofiarę p alo n ą Bogu.
My ta k ie j o fiary sk ład ać ju ż w ięcej nie p o trz e b ujem y. Ja k o lu d Nowego T estam e n tu jesteśm y pod ochroną doskonałej O fiary P a n a naszego Je zu sa C h ry stu sa ra z dokonanej na K rzyżu Golgoty. O n u m ie rał za nasze grzechy i za grzechy naszych dzieci. On u m ie rają c n a krzyżu, zaw ołał: „W ykonało się”. T ak w ykonało się zbaw ienie.
Ale żeby osiągnąć zbaw ienie i życie w ieczne w Bożej chw ale m usisz poprosić o przebaczenie grze
chów i p rz y ją ć P a n a Je zu sa do sw ego serca, jako sw ojego osobistego Z baw iciela. O n p rzy jm ie Cię i m o
cą S w ojej k rw i om yje T w oje grzechy. O dtąd staniesz się Jego w łasnością n a zawsze. „W ierz w P a n a J e zusa, a będziesz zbaw iony Ty i dom T w ój". C hw ała naszem u P anu!
CIEMNA PRZESZK O DA
„Zdarzyło się pewnego dnia, gdy synow ie Boży udaw ali się, by stanąć przed Jahwe, że i szatan też poszedł z nim i. I rzekł Bóg do szatana: Skąd przy
chodzisz? Szatan odrzekł: Przem ierzałem ziem ię i w ę drowałem po niej. M ówi Pan do szatana: A zw ró
ciłeś uw agę na sługę Mego, Hioba? Bo n ie ma na całej ziem i drugiego, kto by był tak prawy, spra
w iedliw y, bogobojny i unikający grzechu jak on. Sza
tan na to do Pana: W yciągnij rękę i dotknij jego majątku; na pew no Ci w twarz będzie złorzeczył.
Rzekł Pan do szatana: Oto cały m ajątek jego w mocy tw ojej. T ylko na niego samego nie w yciągaj ręki. I odszedł szatan od oblicza Pańskiego”.
(Ks. Hioba 1,6—8; 11—12) Hiob był człow iekiem , n a którego Bóg p a trz y ł z upodobaniem . Lecz z przeczytanego te k stu d ow ia
d u jem y się, że b y ł ktoś, kto go nienaw idził. B ył nim szatan, w róg w szystkich Bożych dzieci. A niołow ie Boży, k tó ry c h P a n stw orzył do Swej służby sta n ęli p rzed N im , ażeby zdać spraw ozdanie ze sw ej d zia
łalności i otrzy m ać now e polecenia.
A niołow ie nie są stw o rzen i z m aterii: ciała i k rw i ludzkiej. Nie są zw iązani z czasem ani przestrzen ią.
Nie są też podobni Bogu. Lecz sto ją do Jego dyspo
zycji. Istn ie je te ż p ew n a k la sy fik ac ja w śród aniołów . B iblia m ów i o k siążętach w śród nich takich, ja k M i
chał, G abriel, czy R afael. Istn ie ją też C herubow ie i S erafow ie. W B iblii czytam y o w ielkich grupach, czyli zastępach anielskich.
S za ta n książę ciem ności sw oją w rogą działalność p row adzi przez tysiące lat. On jest już w yspecjalizo
w an y w sw ej p o dstępnej chytrości. On ludzi idących szeroką drogą zostaw ia w spokoju.
N aw et u sp a k a ja każdego idącego tą drogą, szep
cąc m u: „ty jesteś n a dobrej drodze”. K to słucha jego głosu, te n idzie d alej drogą p row adzącą n a w iecz
ne zginienie. K to zaś z fałszyw ej, szerokiej drogi w szedł n a w ąsk ą drogę, w iodącą do Bożej chw ały, d la tego sz a ta n s ta ł się zaciekłym w rogiem .
C hytrość szatan a poznana została już w R aju.
To on ta k zręcznie w szedł pom iędzy dw óch braci.
K ain a i A bla, p obudzając K ain a do zabicia b ra ta . P rz ed sz ata n em n ik t nie jest bezpieczny; on może każdego zaatakow ać. D latego P a n Jezus pow iedział:
„C zuw ajcie i m ódlcie się". P a n Jezus sam dośw iadczył jego a tak ó w n a Sobie, kied y przeb y w ał n a ziemi, a szczególnie w ówczas, kied y w sam otności przebyw ał n a p ustyni, przy g o to w u jąc się do S w ojej działalności n a ziemi.
Dopóki jesteś chrześcijaninem z nazw y i trad y c ji, on Ciebie zostaw ia w spokoju, poniew aż wie, że je steś jem u uległy. Lecz jeśli w ejdziesz n a drogę P a ń ską, on sta n ie się Tw oim w rogiem . Nie słu ch aj jego głosu, lecz ta k im , ja k im jesteś, p rzy jd ź do P a n a J e zusa. J e ś li Mu w yznasz sw oje grzechy, O n ci je przebaczy. Je śli szatan sam bezpośrednio nie może nas skierow ać n a fałszyw ą drogę, to w ów czas do tego celu używ a, lub może użyć kolegów z p rac y lub n a w et najbliższych członków rodziny. P a n Jezus to p rzew idział kied y pow iedział: „M nie p rześlad o w ali i w as p rześladow ać będą” .
8
Czy to nie w y d aje n am się dziw ne, że w śród aniołów , o trzy m u jąc y ch Boże polecenie, znalazł się i szatan? N am zaw sze w y d a je się, że on je st w piekle i że gdzie indziej n ie m a dostępu. Z P ism a Ś w iętego w iem y jednak, że on m a dostęp i ta m , gdzie p rz y chodzą aniołow ie przed m a je s ta t Boży, lecz jedynie jako oskarżyciel. A le kied y w yp ełn ił się Boży czas, szatan ta m już w ięcej d ostępu m ieć n ie będzie. Z n a j
dzie się w m iejscu sp ecjaln ie dla niego i jego z a stę
pów przeznaczonym . I w ów czas jego działalność się skończy.
Czas te n p rzy b liża się i dlatego sz ata n ta k bardzo się spieszy, aby gdzie m ożna, ludzi od Boga i w iary odprow adzić. T am , gdzie Boże Słowo je st głoszone a ludzie się nie n a w ra c a ją , to jem u to bardzo odpo
w iada. K im jest szatan?
On był stw orzony przez Boga, jako k siążę an io łów. I on b y ł w śród n ich n a jb a rd z ie j w ładnym . Lecz przez sw oje nieposłuszeństw o i podstęp, zbuntow ał część aniołów przeciw ko Bogu. Spow odow ał upad ek A dam a i Ew y i sp ro w ad ził śm ierć n a ziem ię. J e s t o j
cem k ła m stw a . P rz ed sw ym u p ad k iem n az y w an y był gw iazdą p o ra n n ą i aniołem św iatłości. Po u p ad k u nazw any został B elzebubem , księciem ciem ności, k u sicielem i lw em ryczącym .
Jego te re n e m d ziała n ia je st cały św iat. T am , gdzie ludzie zaczynają n aw rac ać się do Boga i rozpoczy
n a ją now e życie, ta m on stw a rz a i p ró b u je stw a rz ać w iele tru d n o ści. W p rz y p a d k u H ioba, p ełn e złości ja k drap ieżn e zw ierzę s ta n ą ł do skoku, ażeby go pow alić.
S zatan zw raca szczególną w agę n a ludzi w ie rz ą cych. I p o tw ie rd z a się też p raw d a, n a k tó rą zw raca uw agę A postoł P aw eł: „W y nie m acie w alk i z ciałem i k rw ią, lecz z księciem ciem ności i ze złym i d u c h a mi, k tó re w ciem ności tego św ia ta p a n u ją . D latego weźcie i obleczcie się w zb ro ję Bożą, abyście mogli całkow icie przeciw staw iać się i ostać się”.
Ze słów A postoła w yn ik a, że sz ata n posiada do swej dyspozycji całe zastępy złych duchów , zdecy
dow anych do w a lk i z dziećm i Bożymi. K iedy sz ata n zw rócił uw agę n a H ioba, nie znalazł w n im błędu.
Bóg p a trz y ł z upodobaniem n a H ioba. A ja k je st z Tobą, d rogi czytelniku? Bóg może z upodobaniem p atrzeć n a Ciebie? Czy też sz ata n znajdzie w iele grze
chów za k tó re oskarży Cię przed Bogiem ? S zatan ośw iadczył przed Bogiem, że H iob zapew ne dlatego p odporządkow any jest Bogu i je st pobożny, poniew aż m a w ielki m a jątek , żyje w d o sta tk u i dobrze m u się powodzi. Lecz gdy stra c i m a ją te k i w szystkie d obra swoje, to złam ie się jego w ia ra i p rze stan ie ja k do
tą d być posłuszny i całkow icie p o d porządkow any w o
li Bożej.
Bóg zezwolił szatanow i, aby dośw iadczył w iarę H ioba. S zatan sk rzę tn ie to w y k o rz y sta ł i spow odow ał ciężkie dośw iadczenie, k tó re spadło niespodziew anie na H ioba, w iernego sługę Bożego.
P ra w d ą jest, że w ielu ludzi w dośw iadczeniu sw oim załam ało się, zostaw iło w ia rę i p rzestało się modlić i słuchać Bożych słów. Lecz p ra w d ą je st też, że praw d ziw ie w ierzący człow iek i w dośw iadczeniu zachow uje się godnie i zachow uje w iarę, m iłość do Boga i bliźnich. P odobnie rzecz m ia ła się i z H io
bem, k tó ry w dośw iadczeniu nie za ła m ał się.
N am ludziom w ierzącym nie w olno nigdy zapo
m nieć, że m am y do czynienia z w rogiem , k tó ry chce nas zniszczyć. Lecz w każdej sy tu a cji naszego życia, w iarę naszą pow inniśm y zachow ać. S ilne je st ram ię naszego Z baw iciela, Je zu sa C h ry stu sa i on nas nigdy w dośw iadczeniu nie zostaw i sam otnych. Z aufajm y Mu i pozostańm y w ie rn i Bogu do końca naszych dni.
HIOB TRA CI BOGACTW A
„Pewnego dnia, gdy synow ie i córki jedli i pili w domu najstarszego brata, przyszedł posłaniec do Hioba i rzekł: Woły orali, a oślice pasły się tuż obok.
Wtem napadli Sabejczycy, porw ali je, a sługi m ie
czem pozabijali, jam sam uszedł, by ci o tym do
nieść. Gdy ten jeszcze m ów ił przyszedł inny i rzekł:
Tw oi synow ie i córki jed li i pili w ino w domu n aj
starszego brata. W tem powiał szalony w icher z pu
styni, poruszył czterem a w ęgłam i domu, zaw alił go na dzieci tak, że poum ierały. Ja sam uszedłem, żeby ci o tym donieść. Hiob w stał, rozdarł szaty swoje, ogolił głowę, upadł na ziem ię, oddał pokłon i rzekł:
Nagi w yszedłem z łona m atki i nagi wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. N iech będzie im ię Pańskie błogosła
w ione. W tym w szystkim Hiob nie zgrzeszył i nie przypisał Bogu niepraw ości”.
(Ks. Hioba 1,13—16, 18—22) P rzeczy tan e te k sty p o k az u ją nikczem ność sz a ta na, k tó ry w y k o rz y stu je Boże przyzw olenie. U derzenie za ud erzen iem sp a d a ją n a H ioba, a jedno je st w ięk sze od drugiego. S zatan chciał, ażeby H iob szem rał przeciw ko Bogu. C hciał w te n sposób dow ieść, że p o bożność i w ia ra H ioba by ła pow ierzchow na i n ie
trw ała .
P rz y słow ach tych w spom nijm y słow a P a n a J e zusa, k tó ry pow iedział do P io tra : „Szym onie, Szym o
nie, oto sz ata n w y p ro sił sobie, żeby w as przesiać ja k pszenicę”. O n triu m fu je n a w e t w tedy, jeśli przez dośw iadczenie oderw ie kogoś od P ana. N ajcięższy cios sp ad ł n a H ioba w tedy, kiedy w szystkie jego dzieci znajdow ały się w gościnie u n ajstarszeg o b ra ta . W ów
czas to pow iał p u sty n n y h u ra g a n , ro zw alił dom, a w jego ru in a c h zginęły w szystkie dzieci.
S zatan zrabow ał w ięc to, co H iob m iał n a jc e n niejsze. P rzysłow ie pow iada: że nieszczęścia chodzą param i. P o w o d u jąc ta k ciężkie dośw iadczenia, szatan chciał doprow adzić H ioba do załam ania.
D rogi C zytelniku! N iezm iernie w ażną rzeczą jest, ażeby n aw e t w najw ięk szy ch dośw iadczeniach nie za
łam yw ać się, lecz w b łag aln ej m odlitw ie zw racać się do Boga i uchw ycić się mocno Jego dłoni. W ieść o pierw szym nieszczęściu by ła n astęp u jąca : kiedy woły orały, a sta d a osłów pasły się w pobliżu, n a p a d li S a
bejczycy, u p ro w a d zili je, a sługi pozabijali.
S tra tę n aw e t pojedynczych sz tu k ze sta d a każdy gospodarz bardzo przeżyw a. A cóż dopiero, kiedy H iob stra c ił w ra z ze sta d a m i n a w e t ludzi. Hiob nie m iał czasu n a w szczęcie jakiegoś przeciw działania, bo oto d ru g i św iadek n astępnego nieszczęścia p rz y biegł i donosił Hiobow i, że ogień sp ad ł z n ieb a i p o chłonął sta d a owiec pobożnem u Hiobowi, o k tó ry m m ów ił Bóg, że nie m a m u rów nego n a ziemi?
9