• Nie Znaleziono Wyników

Cieszkowskiego prolegomena do historyozofii

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Cieszkowskiego prolegomena do historyozofii"

Copied!
48
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

M ich a ł S o b e s k i.

CIESZKOWSKIEGO

Odbitka z Biblioteki W arszaw skiej.

S * ...

W A R S Z A W A .

SKŁAD GŁÓW NY W K S IĘ G A R N I G E B E T H N E R A I W O L FFA . KRAKÓW G. GEBETHNER I SP.

(6)

Warszawa. Druk A. Ginsa. Nowozielna 47.

(7)

w

roku 1838 w yszły w B erlinie Cieszkow skiego „Prolego­

mena zur H istoriosopliie." N akład ten je s t w yczerpany. Syn autora, zasłużony w ydaw ca i tłóm acz jeg o prac, przygotow ał no­

we w ydanie niemieckie. Rów nocześnie przełożył Prolegom ena na języ k polski i w ydał je w P oznaniu w r. 1908. W ydanie polskie zaopatrzył przedm ową, zaw ierającą cenne przyczynki do biografii i do zrozum ienia system u naszego w ielkiego m yśliciela.

M ianowicie otrzym ujem y z u st samego Cieszkow skiego po­

tw ierdzenie i uzupełnienie znanego ju ż faktu, że m odlitw a Ojcze- Nasz, zarazem ty tu ł jeg o głów nego dzieła, je s t kamieniem w ęgiel­

nym całego jego system u. N a dw a dni przed śmiercią, któ ra n a­

stąp iła 12 m arca 1894 r. w Poznaniu, pow iedział on do syna na­

stępujące słowa, odnoszące się do dni młodości, w których ukoń­

czył pisanie Prolegom enów: Odm awiając Ojcze Nasz, uczułem ra ­ czej aniżeli zrozum iałem , że cokolwiek snuło się w m yśli mej, pisząc Prolegom ena, to dziecinna ig raszk a wobec głębi, siły i w a­

g i tego, co zaw iera M odlitw a Pańska, ów testam ent C hrystusow y, m ający kierow ać losam i ludzkości po w szystkie wieki. Za po­

wrotem do domu (to je s t do S taw isk na Podlasiu, gdzie wówczas u ojca swego przebyw ał) napisałem rozkład pierw szego tomu dzieła mojego życia: Ojcze Nasz. Cokolwiek odtąd napisałem , to w szystko Ojcze Nasz, do niego należy, do niego się odnosi lub z niego wychodzi." A na zapytanie, czy także dzieła „Cre­

d it et C irculation“ i „Pairie et A ristocratie m oderne,“ odparł:

„W szystko—to konary jednego drzew a, tylko że raz po raz sam pień opuściłem, a poszedłem g ałązki w yrobić.“

Prolegom ena stoją więc w tym samym stosunku do reszty jego dzieł, co „Pliaenomenologie des (.ioist.es" do reszty utw orów

(8)

Hegla. W szelkie pism a obu są tylko eksplikacyą i pogłębieniem m yśli i zarodków m yślowych w Prolegom enach i Fenom enologii zaw artych. Można więc poniekąd powiedzieć o Cieszkowskim z niemniejszem upraw nieniem , ja k o H eglu, że system jego w yło­

nił się z głow y ja k P allad a z głow y Zeusa. Z żelazną konse- kw encyą bowiem nie odstąpił ani o krok od pierw otnej koncepcyi.

W szystko co pisał, to cegiełki z m rów czą pilnością s k ła d a n e 'n a fundam entach, zarysow anych w Prolegom enach.

W iadomo, że Cieszkow ski uw ażał się sam przedew szystkiem za ucznia H egla, lub ściślej powiedziawszy, za powołanego, by luki pozostałe w system ie H egla w ypełnić. Pow iada 011 w P ro ­ legom enach (str. 6), że H egel nie zdołał w yciągnąć w szystkich konsekwencyj ze swego stanow iska. Lecz „nie czyni to n a j­

mniejszej ujm y jego zasłudze. A kto dojrzaną w jeg o system ie lukę wypełni, choćby naw et postęp w ysnuł z tego stanow iska, ten niew ątpliw ie gieniuszow i H eg la o wiele w yższą cześć odda, aniżeli kto o nic innego nie dba, jedno o ślepe przechow anie nie­

naruszalnej jeg o spuścizny.“ Zaznacza więc w yraźnie możliwość postępu ponad stanow isko H egla, stw ierdzając, że H egel sam nigdzie nie przesądził możliwości dalszego postępu. Zw ykłe p rze­

ciwne m niemanie je s t tylko nieporozum ieniem do którego, w edług niego, H egel sam najw ięcej się przyczynił. W ięc takiego za­

sadniczego nieporozum ienia w łaściw ie nieporozum ieniem nazwać nie wolno, tylko „niedojrzałem jeszcze poznaniem." O statnie te słow a odnoszą się w łaściw ie tylko do „isto ty p ra k ty k i“ w syste­

mie H egla. Mimo to m ożna je za ogólne fundam entalne orze­

czenie Cieszkow skiego uważać, gdyż cała jeg o dążność zm ierzała w łaśnie ku tem u, by uczynić niedojrzałe jeszcze poznanie H egla dojrzałem .

Takie przynajm niej były poglądy na tę spraw ę samego Ciesz­

kowskiego. Lecz urzeczyw istnienie ich było odmienne. M ianowi­

cie w ypełniając luki i w ysnuw ając konsekwencye, doszedł on nie­

bawem do częściowego zerw ania z system em m istrza. B ezw zględ­

nie jed n ak zatrzym ał jeg o metodę. A ponieważ m etoda H egla je s t nierozerw alnie zw iązana z treścią jego rozum owań, więc nic dziwnego, że do ostatniej chwili może pozostać złudzenie, jak o b y isto ty filozofii H eg la i Cieszkow skiego były jednakie.

Tym czasem ta k nie je s t. J u ż od pierw szych linij zaznacza się różnica w treści. Gdyż treść swych rozum ow ań zaczerpnął Cieszkow ski z zupełnie innej dziedziny, m ianowicie z dogm atyki chrześcijańskiej, w ujęciu rzym sko-katolickiem . Uważa on się za zdecydowanego heglistę, a je s t nim tylko poniekąd.

4 C IE S Z K O W S K IE G O PR O LE G O M E N A DO H IS T O R Y O Z O F II.

(9)

C IE S Z K O W S K IE G O P R O LE G O M E N A DO H ISTO R Y O ZO EIT. 5

M ożliwość istnienia takiego dylem atu musi mieć głębsze przyczyny. Są niemi następujące: Z jednej strony by ł Ciesz­

kow ski głęboko prześw iadczony nietylko o samej praw dzie chrze­

ścijaństw a, lecz nadto o możliwości i konieczności jej logicznego wy wiedzenia i utw ierdzenia. Z drugiej strony uw ażał on H egla za tego, k tó ry czysto logiczny system m yślowy do doskonałości doprow adził. W ięc obie praw dy, heglow a i chrześcijańska, m usiały mu być przynajm niej zasadniczo identyczne.

Fundam entem filozofii H egla je s t przekonanie o tożsam o­

ści bytu i myśli. Zadaniem filozofii je s t więc przedew szystkiem , poznanie praw ideł myśli, przez głębsze zrozum ienie pojęć. Isto ty pojęć nie odsłoniły dotąd, w edług H egla, żadne kategorye, m iano­

wicie nie kantow skie, bowiem tablica k ategoryj je s t tylko opisem zasadniczych funkcyj umysłu i niczem więcej. Opis starczyć nie może. Gdyż um ysł, duch je s t czerni żywem, nieustannie i nie- ograniczenie z siebie się odnaw iającem i coraz to nowe z natury rzeczy k sz ta łty przybierającem . W ięc niepodobna je s t jego funkcyi zasklepić w liczebnej formule. A dalej tab lica kategoryj sama ze siebie dostatecznie się nie uspraw iedliw ia, ponieważ nie w yni­

ka z niej z koniecznością, czemu w łaśnie te, a nie inne pojęcia, za kategorye uw ażać możemy. Pojęcia jedynie znów przez po­

jęcia same pojąć można. W ięc teo ry a pojęć może być tylko zro­

zumieniem pojęć m iędzy sobą. N a tem polega nowość czynu H e ­ gla. K a n t badał tylko stosunek pojęć, jak o takich, do świadomości i rolę, ja k ą w niej grają. Zaś H egel docierał do treści pojęć, do stosunku ich m iędzy sobą, do tego co je m iędzy sobą różni. I tak stw ierdził, że zasadniczy i ogólny stosunek pojęć między sobą je s t ich tożsamość i sprzeczność. Zrazu zachodzi m iędzy pojęciam i tożsam ość, gdyż są one treścią jednej i tej samej jedności, k tó rą je s t świadomość. Lecz równocześnie posiadają pojęcia rozm aitą treść, więc przeczą sobie nieustannie. A każde pojęcie ma swą sprzeczność w sobie dla tego, że zaw iera żywego ducha, a za­

wrzeć go nie je s t w stanie. U m ysł przekracza każde pojęcie, gdy ono tylko swą niedostateczność w ykaże, w y tw arza porówno jego przeciw ieństw o i dośw iadczyw szy ich sprzeczności, na w yż­

sze w stępuje stanow isko. U m ysł je s t życiem, a to ustaw iczne przechodzenie z danego stanu w stan przeciw ny i w yw yższenie się ku stanow i trzeciem u, je s t praw idłem jeg o życia. A ten stan trzeci zaw iera w łaśnie prawdę poprzednich stanów sprzecznych.

To je s t isto ta dyalektycznej „m etody“ H egla. Nie je st ona więc suchym schematyzmem pojęć, jeno w yrazem konkretnego ży­

cia ducha. Duch je s t organizmem , więc i filozofia musi być jego

(10)

6 C IE S Z K O W S K IE G O PR O LE G O M E N A DO H IS T O E Y O Z O E II.

Organicznym w yrazem . Życie ducha je s t jego ustaw iczną w al­

ką z samym sobą, w ytw arzaniem sobie przeciw ieństw , pokony­

w aniem ich ciągłem i wznoszeniem się na w yższe stanow isko.

D y alek ty ka pojęć prow adzi ted y do coraz czystszej, coraz dosko­

nalszej m yśli ducha o sobie samym. A ponieważ duch je s t isto tą rzeczy, więc dyalektyczny ten proces je s t zarazem rzeczyw istą ewolucyą ducha w szechśw iata. L ogika zrów nuje się z m etafizy­

ką. (Doskonałą, szczegółow ą in terp retacy ę H egla w powyższym sensie dał Adam Ż ółtow ski ,,0 podstaw ach filozofii H egla. Część pierw sza: Zasady, M etoda i pierw sze ustęp y Logiki." K raków . 1907 r.)

W tern m iejscu nie obchodzi nas zagadnienie, czy heglowe utw ierdzenie dyalektycznej m etody je s t w ystarczające. Stąd nie pow tarzam y zw ykłego zarzutu, że zachodzi tu proste pom ieszanie psychologicznego procesu z logicznym. I na odw rót nie kładzie­

my w jej obronie nacisku na fakt, że sasada tożsam ości bytu i m yśli była i je s t poniekąd podw aliną w szelkiego rozum owania, czy to w yraźnie, czy skrycie. Starczy nam stw ierdzenie znacze­

nia, jak ie m iała dla H egla. Boć to samo znaczenie m iała ona dla Cieszkowskiego.

P rz eją ł on j ą z system u H egla, jak o absolutny pewnik, wcale się o jej ugruntow anie nie troszcząc. „Czyż sama m etoda H eg la—

mówi w Prolegom enach, str. 26 — nie b yła pragnieniem całych stuleci? A czytając n. p. G iordana Bruno, czyż 'nie mamy w raże­

nia, że nadszedł dzień uroczystej jej in au guracyi? Otóż od Gior- dana Bruno aż do Solgera p atrzy m y na ustaw iczne odkryw anie metody, na ustaw iczne o nią zabiegi, aż nareszcie H egel, odkry­

cia dokonawszy, tym sposobem sam owo w ażne stadyum ducha stanow i. “

W yposażony w dyalektyczną m etodę przebiega H egel całą dziedzinę ducha od beztreściw ej czystej idei, jak o takiej, aż do konkretnej żywej jej pełni w świadomości ludzkiej, od „logiki11 aż „do filozofii ducha.“ W ostatniej w y stęp uje duch jak o subjek- tyw ny, objektyw ny i, absolutny. Duch subjektyw ny, je s t to duch indyw idualny poszczególnych isto t ludzkich. Duch objektyw ny je s t to duch ogólny, m anifestujący się w instytucyach ludzkich, w praw ie, państw ie, w etyce, w ogóle we w szystkiem , co znam io­

nuje życie ludzkości, jak o gatunku. H isto rya, czyli życie ducha w ciągłości dziejowej, je s t więc urzeczyw istnieniem ducha objek- tyw nego, -będącego porówni z subjektyw nym , jeno momentem absolutnego ducha. Gdyż dopiero duch absolutny je s t duchem w swej bezw zględnej praw dzie, jednością i całokształtem poszczę-

(11)

C IE SZ K O W SK IEG O PR O LE G O M E N A DO H IS T O R Y O Z O F II. 7

gólnych treści ducha ogólnego, rea liz u jąc y c h . się w historycznym rozwoju.

O bjawam i życia ducha absolutnego są sztuka, relig ia i filo­

zofia. W filozofii dochodzi duch absolutny w reszcie do doskona­

łej świadomości samego siebie. Filozofia bowiem je s t to m yślenie ducha o samym sobie, dokonyw ające się i rozw ijające się do co­

raz większej pełni w histor.yi filozofii. A szczytem ewolucyi czyli delm it ywuein zakończeniem tejże je s t w łaśnie system sam e­

go H egla, zaw ierający w sobie w szystkie byłe sprzeczne system y jako pojednane momenty.

Życie historyczne ludzkości nie je s t więc dla H egla absolut­

ną Inanifestacyą ducha, lecz tylko jed n ą z jeg o licznych linij roz­

wojowych, spływ ających w duchu absolutnym i w nim dopiero dopełnionych. Zaś dla Cieszkow skiego są dzieje ludzkości w łaśnie owym 'szczytow ym absolutnym procesem ducha. A filozofia, czy­

li myślenie ducha o samym sobie, je s t tylko tegoż procesu mo­

mentem. To przesunięcie w heglow ej hierarchii stanow i punk t w yjścia Prolegom enów.

Otóż, pow iada Cieszkowski, ludzkość dostąpiła nareszcie tego uświadomienia, że odtąd nie bierze praw swego norm alnego rozwoju za płonne m am idła gorliw ych badaczów ducha, jeno uznaje je za praw dziw e determ ijiacye absolutnej m yśli Bożej, za objaw y przedm iotow ego Rozum u w jfistoryi w szechśw iata. P rz y ­ czynił się do tego H egel. Lecz osiągnięte w yniki nie są jeszcze zupełne i zadaw alające. Poznaliśm y dotąd bowiem tylko zasadę konieczności nie jednego okresu historyi. Sam H egel, półbóg naj­

nowszej filozofii, nie zdołał isto ty swej dyalekty ki przeprow a­

dzić w iernie w głów nym zarysie historyi, w ogólnym i orga­

nicznym rozw oju je j idei, chociaż w szczegółach przew ażnie szczę­

śliwie ją stosow ał. Jednem słowem nie doszedł on do pojęcia organicznej i idealnej całości historyi.

Ju ż próby jego trichotom icznej architek ton iki się nie powio­

dły. Podzieliw szy całe pasmo dziejów na trz y epoki: wschodnią, klasyczną i chrześcijańską, przekonał się niebawem , że isto ta św ia­

ta greckiego tak dalece różni się od rzym skiego, że niepodobna ich łączyć. Gdyż zachodząca m iędzy niem i rozbieżność jest, co najmniej, tą samą, co m iędzy Wschodem a Grecyą,

Rów nież jego tetracliotom iczny podział nie w ytrzym uje kry tyki. N ajw yżej przem aw iałoby za nim panow anie tetracho- tomii w przyrodzie. Lecz dzieje św iata nie są żadnym szczeblem | w system ie przyrody i najw yższy ten proces ducha żadnym p ra ­ wem nie może dzielić losów zew nętrznego św iata.

(12)

8 C IE S Z K O W S K IE G O PR O LEG O M EN A DO H IS T O R Y O Z O F II.

Ju ż powyższe m otyw y są zdaniem Cieszkow skiego w y sta r­

czające, by odeprzeć heglow ą filozofię historyi. Lecz najw ażniej­

szy i. decydujący zarzu t to ten, że lieglow e podziały zam ykają historyę, a my przecież nie dobiliśm y jeszcze do jej końca. Boć trudno przypuścić, żeby przy owym czw artym peryodzie m iała ludzkość ju ż ostatniego swego szczebla dostąpić. N ie wolno więc w ykluczać przyszłości.

Je ż e li praw a dyalektyki m ają być powszechne i nienaruszal­

ne, jeżeli m ają posiadać w sobie kry tery u m swej konieczności, w tedy m uszą się najdokładniej w histo ry i realizow ać. D latego w inien c a ł o k s z t a ł t dziejów podlegać bezw arunkow ej trychotom ii spekulatyw nej. Do cało kształtu należy także przyszłość. Stąd w yłan ia się jak o najpierW szy p o s tu la t: zaw arow anie dla spekula- cyi poznaw alności isto ty przyszłości.

J e s t to pierw szy znam ienny sam odzielny krok Cieszkow­

skiego, odrazu go od H eg la odsuwający. O pierając się na tem, że H egel m ożliwości dalszego postępu nie przesądził, mimo że sam owemu w ielkiem u „negatyw nem u przesądow i'1 podlegał, uw a­

ża on krok ten za postęp w duchu H egla. W szystko zawisło więc od rodzaju postępu. Jeżeli je s t on sprzecznym z dotych- czasowemi zdobyczami, w ypada pow ątpiew ać, czyby H egel tak i

„postęp“ za dopełnienie swego system u uw ażać zechciał. A spe- kulatyw ne poznanie isto ty przyszłości staje w w ybitnym przeci­

w ieństw ie do całok ształtu heglow ego panlogizm u, czerpiącego n ajgłębszą sw ą racyę w łaśnie z tego, że duch dochodzi ju ż teraz, w danym w łaśnie system ie H egla, do pojednania z samym sobą.

D latego niepoznaw alność przyszłych czasów nie je s t bynajm niej tylko obcą naleciałością u H egla, k tó ra w dalszej budowie razić nie przestaje, ja k chce Cieszkowski. R aczej dla spekulatyw nego utw ierdzenie przyszłości, poprostu u H egla m iejsca niema, je s t ono u niego najzupełniej zbyteczne.

W ięc pośrednie te argum enty nie są przekonyw ające, a bez­

pośrednich b rak wogóle. Nie popraw ia spraw y analogia z Cuvie- rem, k tó ry na podstaw ie jednego w ykopanego zęba p otrafił okre­

ślić organizm całego przedpotopow ego zwierzęcia. Chcąc zagw a­

rantow ać dla spekulacyi poznawalność przyszłości, trzebaby w yka­

zać poznaw alności tej logiczną konieczność i apodyktyczną pe­

wność. Przyszłość je s t zbyt w ielką, potężną niew iadom ą, by sobie ta k tanim kosztem jej w zględy okupić można. Nie w y­

starczy rzucić jej do stóp m o ż l iw o ś ć poznawalności. J ą trz e ­ ba k o n i e c z n o ś c i ą zgwałcić, A n aw et tej możliwości Ciesz­

(13)

kow ski dostatecznie nie w ykazał D ał najw yżej niekonieczność niemożliwości.

Lecz siła przekonania, z ja k ą on za nią przem awia, w skazu­

je, że były to w łaśnie tylko „przekonania11 jem u właściwe, skąd­

inąd nabyte, a nadto tak silne, że zrów nyw ały mu się z logiczną koniecznością.

Z resztą znajduje się Cieszkow ski przez w ciągnięcie do sy­

stem u przyszłości poniekąd w błędnein kole. A rgum entując za jej poznaw alnością w imię praw dziw ości praw ideł dyalektyki, n równocześnie u tw ierdzając praw dziw ość praw ideł dyalektyki z pomocą przyszłości, dowodzi argum entem , k tó ry w inien być w łaśnie udowodnionym.

Pozatem zdaje sobie doskonale spraw ę z nasuw ających się trudności. Przedew szystkiem trzeb a poznawalność zabezpieczyć od pom ylenia jej z „odgadyw aniem 11 przyszłości. Gdyż nie cho­

dzi tu o odgadnienie tego lub owego szczegółu, ani o przepowie- dzenie pewnego b ohatera lub czynu, ale o to, by w łaściw ą n a tu ­ rę ludzkości zbadać, praw a jej postępu w przyszłości oznaczyć, jego objaw y w h istoryi rozum nie rozpoznać i t. d. (sfcr. 10). Je- dnem słowem chodzi tylko o poznanie isto ty przyszłości, a nie

„bytujących przypadków ," w któ ry ch nieskończonej ilości „ko­

nieczna is to ta 11 objaw ić się może. W obec tego nasuw ają się dwa pytania.

P rzyjąw szy z Cieszkowskim za praw dę, że „ isto ta 11 je s t rze ­ czywiście „konieczną, “pozostaje niejasnem , czemu każdy poszcze­

gólny objaw tej istoty, t. zw. b y tu jący przypadek, nie m iałby być rów nież koniecznym. Chyba nieskończona ilość tych objaw ów nie je s t dostatecznym powodem, by pow ątpiew ać o ich konieczno­

ści i przypisyw ać im przypadkow ość. Innego argum entu Ciesz­

kow ski nie przytacza. P o drugie: z jak ich przyczyn polemizuje on w łaściw ie przeciw ko odgadyw aniu przyszłości? Cui bono?

R aczej odgadyw anie przyszłości, urzeczyw istnione przez praw a dyalektyki, trzebaby pow itać jak o w spaniałe tejże dyalektyki potw ierdzenie. Gdzież są logiczne przyczyny, zakazujące odga­

dywanie, a postulujące poznawalność?

Ponow nie więc widzimy, że Cieszkow ski nie przestrzega granic, w ykreślonych dyalektyczną metodą, a trw a przy tem w złudzeniu, że swe w yniki myślowe zawdzięcza wyłącznie dya- lektycznem u rozw ojow i pojęć. W rzeczyw istości w plata w roz­

wój dyalektyczny m om enty heteronom iczne. Bo kroki jego są predestynow ane, pchnięte w pewne nieugięte tory, w ykreślone przez przekonania, które przyniósł z sobą gotow e i niewzruszone.

C IE SZ K O W S K IE G O PR O LE G O M E N A DO H IS T O R Y O Z O IT I. 9

(14)

1 0 C IE S Z K O W S K IE G O P R O LE G O M E N A DO H IS T O R Y O Z O F II.

Od rzekom ej możliwości poznaw alności przyszłości przecho­

dzi Cieszkow ski do jej rrzeczyw istości“ t. j. do w ykazania spo­

sobu, w ja k i poznanie to uświadom ić sobie można. M ianowicie stw ierdza trz y determ inacye przyszłości: uczuciem, m yślą i wolą.

P ierw sza determ inacya je s t bezpośrednią, naturaln ą, ślepą i p rzy ­ padkow ą; obejmuje przew ażnie tylko pojedyńcze fak ta (więc j e ­ dnak pewne pow inow actw o z „odgadyw aniem 1'), w yradza jasn ow i­

dzących i proroków . K ry tery u m swe znajduje ona poza sobą, w zew nętrznem spełnieniu się przepow iedni. J e s t ona w łaściw ą starożytności, kiedy myśl jeszcze nie b y ła ja k dziś rozw inięta, a ludzkość więcej in stynktow o żyła.

D ru g a determ inacya je s t refleksyjną, pom yślaną, teoretyczną, świadomą, konieczną. Obejmuje ona przew ażnie ogólność myśli, praw a, isto tę i w yradza filozofów h istoryi. K ry tery u m swe znaj­

duje ona w sobie, w apodyktyczności praw ideł myśli. J e s t ona w łaściw ą naszym czasom, poniew aż od w ystąpienia chrześciań- stw a niem a ju ż proroków , natom iast istn ieją m yślące duchy.

Trzecia determ inacya je s t w reszcie istotnie praktyczną, za­

stosow aną, dokonaną, samorodną, wolną. Obejmuje ona całą dzie­

dzinę czynu, fak ty oraz ich znaczenie, teo ry ę i praktykę, pojęcie i urzeczyw istnienie go, a w yradza wykonaw ców h istoryi. K ry te ­ ryum swe znajduje ona ta k w sobie ja k poza sobą, w objektyw - nem urzeczyw istnieniu subjektyw nie świadomej teleologii. N a le ­ ży ona do przyszłości. Stanie się przedm iotowem , isiotnem u rze­

czyw istnieniem poznanej praw dy, a to w łaśnie stanow i dobro, czyli praktyk ę, k tó ra ju ż teo ry ę w sobie zaw iera (str. 13—15).

J u ź tu ta j w ty ch trzech determ inacyach zarysow ują się spe- k ulatyw ne m om enty trychotom ii Cieszkow skiego, m ianowicie byt, m yśl i czyn, odpowiadające trzem epokom historycznym : sta­

rożytnej, chrześcijańskiej i przyszłości. Nowym momentem, k tó ­ rego u H egla niema, je s t czyn. N a razie zadaw ala się Cieszkow­

ski prostem tw ierdzeniem , że czyn je s t substancyalną syntezą bytu i myśli, gdyż, zdaniem jego, szczegółow y dowód dopiero po w y­

łożeniu rzeczyw istem m ateryału historycznego nastąpić może.

(W tedy też do tej spraw y powrócimy). Tymczasem w prow adza zasadnicze rozróżnienie m iędzy faktam i (Thatsachen) i czynami (Thaten). Choć oznaczenia te są na pozór jednobrzm iące, tó j e ­ dnak m ają być różnorodne. W ypadkam i nazyw am y bowiem owe bierne zdarzenia, które rzekłbyś spotykam y, w zględem których zupełnie obojętnie się zachowujem y, coś istniejącego poza naszą świadomością i działalnością. Zaś czyn (actum) to zgoła coś in­

nego. N ie je s t to ju ż owe bezpośrednie zdarzenie, któ re jedynie

(15)

w siebie przyjąć i w sobie odzw ierciedlić mamy, on ju ż jest odzwierciedlony, odbity, ju ż pom yślany, w przód zam ierzony, a po­

tem dokonany. J e s t to w ypadek aktyw ny, k tó ry całkow icie do nas należy. F a k ta stanow ią nieśw iadom ą czyli przedteoretyczną prak tyk ę, zaś czyny św iadom ą czyli po-teoretyczną. T eorya w ciska się pom iędzy obie te p rak ty k i, z których ostatnia, a m ia­

nowicie po-teoretyczna, objaw i nam się jak o praw dziw a synteza teo ry i i bezpośredniej p rak ty k i (str. 15). Jednem słowem Ciesz­

kow ski chce pow iedzieć: póki m yśl nie zrów nyw a się z bytem i stoi poniżej niego, w tedy dzieją się fakta, zaś z chw ilą gdy myśl obejm uje całkow icie b y t i w ynosi się ponad niego, w tedy następują lub pow inny następow ać czyny. A w łaśnie obecnie, na w ysokości m yśli osiągniętej przez H egla, znajdujem y się w momencie, w którym m yśl w yniosła się ponad byt. W ięc przyszłość należy w yłącznie do czynu. D otychczas fak ta w yprze­

dzały świadomość. T eraz na odw rót: świadomość w yprzedzi fak ­ ta i zrodzi czyny.

N a takich rozum owaniach opiera Cieszkow ski wniosek, że h isto ry a „rzeczyw iście owe trz y instancye: przeczucia, świadom o­

ści i czynu przebyw a." W niosek n iezby t zniew alający, gdyż konsekw entne postaw ienie się na stanow isku H egla prow adzi jedynie do przyjęcia zrów nania się m yśli z bytem , lecz do nicze­

go w ięcej. Zaś w prow adzenie nowego m om entu: czynu, w ypłynęło najw idoczniej i przedew szystkiem z prześw iadczenia o konieczno­

ści w łączenia do system u przyszłości. N adto bezw zględna ule­

głość dla trychotom icznego schem atu H eg la w ycisnęła swe nie­

ubłagane piętno. Poniew aż przeszłość rozpada się na dw a anty- tetyczne okresy, więc dla przyszłości stała z góry, w pogotow iu synteza. A cały ten proces dyalektyczny u k ształtow ać się mu­

siał właśnie tak, a nie inaczej—by zachować i wzmocnić cen tral­

ne znaczenie chrześcijaństw a.

O kreślając przyszłość poniekąd jak o ogólny zbiornik dla w y ­ rów nyw ania wszelkich niedoborów przeszłości, zy skał Cieszkow­

ski niezw ykle w ygodne stanow isko. Operując ową w ielką niew ia­

domą, od której spełnienia w szelkich życzeń bezkarnie spodzie­

wać się można, znalazł sankcyę dla całej nędzy dziejowej prze­

szłości — bez kolizyi z chrześcijaństw em , którego m isya tedy jeszcze nie je s t w ypełnioną. Stąd stw ierdza on m iędzy inne- mi z radością, że teraz dopiero „pojmujemy," dla czego po dziś dzień przeszłość ta k m ętną była, dla czego teraźniejszość w szystko św iatłem praw dy oprom ienia i dlaczego przyszłość tak stanow czo świadomie i o w łasnych siłach się rozw inie. Jeżeli

C IE S Z K O W S K IE G O PR O LE G O M E N A DO H IS T O R Y O Z O F II. 11

(16)

1 2 C IE S Z K O W SK IE G O PR O L E G O M E N A DO H IS T O R Y O Z O F II.

bowiem przeszłość przed staw iła nam się jak o n atu raln a i niejako przypadkow a, ta k iż dopiero post factum zrządzenie opatrzno­

ści poznać można było, to dziś pow inna ludzkość, odkąd ju ż do­

stąpiła istotnej świadomości samej siebie, zacząć sztucznie niejako i ideowo dokonywać w łasnych iście czynów. Ludzkość pow inna sama dojść do tego stopnia dojrzałości, ażeby je j w łasne postano­

w ienia utożsam iły się z boskim planem opatrzności. W ted y do­

piero wola boża ta k się dziać może na ziemi jak o w niebie, to znaczy: z m iłością, świadomością i w łasnow olnie, podczas gdy urzeczyw istniała się dotąd przez wszechmoc bożą, ale bez św ia­

domego i w łasnow olnego w spółudziału ludzkości (str. 17).

Otóż to są n ajistotniejsze i najgłębsze m otyw y dociekań C ieszkow skiego: ludzkość ma pojąć i urzeczyw istnić boski plan opatrzności. Pom ijam y spraw ę, czy najpierw „plan opatrzności11 może w ogóle znaleźć miejsce w system ie dyalektycznej ewolucyi pojęć, w tak i sposób, by sam nie stra c ił specyficznych cech auto­

nomii, gw arantu jących w łaśnie jeg o aprioryczną, nieuw arunkow a- ną czyli boską planow ość i czy pow tóre utożsam ienie go z dya- lektycznym procesem ducha trudność tę pokonuje.

F aktem nato m iast jest, że „plan11 ten z ewolucyi dyalektycz­

nej u Cieszkow skiego nie w ypłynął. Stąd pozostaje on tam czemś obcem, skądinąd przyciągniętemu

Cieszkow ski w ypełnia więc w praw dzie luki system u H egla, ale nie z ducha H egla.

*

C ałokształt dziejowego procesu je s t więc wielkim ogólnym

„syllogizm em ,11 którego m omenty stanow ią: byt, m yśl i czyn. D zie­

je św iat?, to dzieje ducha św iata. Duch św iata je s t czemś żywem, organicznem , więc syllogizm ten je s t zarazem, istotną cechą „or- ganizm u“ w szechdziejów . Duch św iata, to duch ludzkości, k tó ­ rej ostatecznem przeznaczeniem jest, „urzeczyw istnić w łasne swe pojęcie.11

W szelkie w cześniejsze stadya są więc przesłankam i później­

szych., tem samem sąd o przeszłości musi być w zasadzie ujemny, ponieważ „w szystko co było, są to przecież tylk o przygotow ania.11 Lecz syllogizm w szechdziejów zaw iera zasadnicze trudności*.

Pobieżny rzu t oka na przeszłość w ykazuje, że charakterystyczne

(17)

znamiona epoki, tak starożytnej ja k chrześcijańskiej, napotyka się porów ni w obu epokach, gdyż nie są one bynajm niej jasno i w yraźnie od siebie odgraniczone. Dalej n atrafia się często specyalnie jedn o stro n ny m om ent w przeszłości, a nie dostrzega się koniecznego mu przeciw ległego. Stąd obok syntezy naw et jeszcze antytezę w ypadnie przełożyć w przyszłość i t. d. Koniec końcem siła w ypadków dziejow ych zm usza do przyznania, że chociaż głów ne form y ducha św iata m uszą się dokonywać jedne po drugich na ogólnym torze histo ry i, to jed n a k nie w yłączoną je s t ani ich przysobowośó (nebeneinandersein), ani wzajem ne na

siebie oddziaływ anie (str. 19).

Do tak iej zasadniczej k o n c e sy i;— zresztą zw ykłej u hegli- stów — czerpie Cieszkow ski upow ażnienie jedynie z prześw iadcze­

nia, że proces dziejow y nie ogranicza się abstrakcyjno-form alnym , niejako ilościowym rozwojem , jeno że ustaw icznie jakościow o substancyalne determ inacye rozw ija (str. 18). W rezultacie więc przedstaw ia się ów jeden w ielki ogólny syllogizm , jak o przepla­

tany nieskończoną ilością m ałych syllogizm ów, koniecznych by nie paczyć faktów historycznych i nie mniej koniecznych, by ura­

tow ać istnienie samego ogólnego syllogizm u. Zw ycięstw o nieco p y rrh u so w e !

N atom iast nie ulega w ątpliw ości, że uzbroiw szy się w za­

strzeżenie o przysobow ości form ducha obok ich posobowości, mo­

żna piękną ideę syllogizm u szeroko i głęboko rozprow adzić.

I w tem w łaśnie je s t Cieszkow ski pierw szorzędnym m istrzem . W śmiałem w ielkorzutnem grupow aniu faktów , w łatw ości w y­

kryw ania cech znam iennych a przydatnych i w dobitnej ich cha­

rakterystyce, je s t on w ielkim spadkobiercą ducha H egla. Spo­

strzeżenia jeg o nad przeszłością są nieraz ta k głębokie i silne, że przem aw iają poniekąd więcej za praw dziw ością ogólnego syllo­

gizmu, aniżeli czyni to tegoż syllogizm u cała subtelna dyalektycz- na dedukcya. Lecz przem aw iają one tylko „nieraz.1* W ięc ilość decyduje o ich absolutnej wartości. Ogólny syllogizm oparty je s t w gruncie rzeczy także na pierw iastkach ilościowych. Boć w y­

raźnie ilościowo co do czasu odgraniczoną została starożytność od chrześcijaństw a. W ięc z pod ilościow ych k ry tery ó w ogólny syllogizm w ysunąć się nie może. Suum cuique.

P rzyszłość je s t więc całkow icie zależną od przeszłości. Tem samem poznanie pierw szej zasadza się na poznaniu drugiej. P rz e ­ szłość charakteryzuje Cieszkow ski następująco:

W starożytności, przed chrześcijaństw em panow ał w dziejach okres zew nętrzności i bezpośredniej objektyw ności. Psychicznie

Ci e s z k o w s k i e g o p r o l e g o m e n a d o h i s t o r y o z o p i i. 1 3

(18)

1 4 C IE SZ K O W SK IE G O PR O LE G O M E N A DO H ISTO R TO ZO EIŻ .

panuje w nim uczucie, zaś absolutnie: piękno i sztuka. C hrystus zaś przyniósł na św iat elem ent w ew nętrzności, refleksyi, subjek- tyw ności. Zm ysłowość podniósł do poziomu w ew nętrznej św ia­

domości, a pojęcie praw a zastąp ił pojęciem moralności. D la tego C hrystus stanow i pun k t środkow y ubiegłych czasów. Z chrześci­

jaństw em n a stą p ił dyalektyczny ro zb rat w bezpośredniej jedni i naturalnej tożsam ości starożytnego św iata. P arty k ularno ści w zięły górę i to stanow i świecki ch arak ter w ieków średnich: feo- dalizmu.

W starożytności by ł św iat jednią. Żadnego zaśw iata nie- znano, najw yżej go przeczuwano. Zaś drugi okres stanow i w tem nie tylko do pierw szego przeciw ieństw o, ale i naw et sam w sobie na w ew nętrzne przeciw ieństw o się rozpada. N ajogólniejszą cechą tego przeciw ieństw a je s t świat i zaświat. Z koniecznością ted y m usiała w tym ogólnym w ew nętrznym antagonizm ie zginąć pa­

nująca w starożytności idea piękna, a bezpośrednia intuicya za­

mienić się w refleksyę i analizę. Uczucie wzniosło się do godno­

ści wiedzy. Nieświadom y popęd do piękna przerodził się na św ia­

dome badanie praw dy. Rów nolegle z antagonizm am i rzeczyw i­

stości rozw inęły się idealne antagonizm y myśli.

Obie epoki znamionuje wspólnie: niedostateczność. Tam hoł­

dowanie m ateryi, tu w yłączne praw ie od niej oderwanie. Tam duch przedm iotow y zaledwie doszedł do pojęcia praw a, tu zaś w zniósł się do moralności. W ięc jednostronności te m ogą dopiero we wzajem nem pojednaniu się znaleźć sw ą racyę bytu i sw ą praw ­ dziw ą rzeczyw istość. T ak są np. praw o i m oralność tylko prze­

słankam i praw dziw ej obyczajowości. Zadaniem przyszłości więc je s t: zrealizow ać ideę piękna i praw dy w praktycznem życiu, ze­

spolić organicznie w szystkie jednostronne i pojedyńczo w y stęp u ­ jące żyw ioły życia ludzkości i doprow adzić je do żywego w spół­

działania i nareszcie urzeczyw istnić idee absolutnego dobra i ab­

solutnej teleologii w naszym świecie.

Nie m ożna zaprzeczyć, że ta c h a rak tery sty k a przeszłości posiada pewne cechy praw dziw e. Chrześcijaństw o rzeczywiście odmieniło w ybitnie jakość uczuć i m yśli ludzkich. Toć już z na­

tu ry rzeczy, jak o ew angelia biednych, uciemiężonych i niew ol­

ników staw ało ono w opozycyi do przekonań panujących, narzu­

canych przez dominujące klasy społeczne. N auczyło ono gardzić tym światem , w którym naw et m iejsca mu przyznać nie chciano, a kochać tam ten.

Lecz myli się Cieszkow ski, tw ierdząc, że żadnego zaśw iata przed chrześcijaństw em nie znano, że zaledwie ^o przeczuwano,

(19)

że w starożytności św iat był jednią, Toć w łaśnie kulm inacyjnym punktem m yśli greckiej była koncepcya zaśw iata. P la to n pierw ­ szy zrozum iał, że św iat nasz taki, ja k i nam się w łaśnie p rzed sta­

wia, nie może być istotnym praw dziw ie bytującym światem . Stąd w yciągnął on p ro sty wniosek, że św iat nasz je s t tylko odblaskiem, nieudolnem i m glistem pow tórzeniem praw dziw ego św iata idei, bytującego gdzieś poza naszym światem . P lato ń sk i św iat id e i je s t najrzeczyw istszym i n ajistotniejszym drugim światem , praw ­ dziwym zaśw iatem .

Chrześcijański zaśw iat nie je s t więc niczem nowem, jak o mo­

m ent spekulatyumy. S ta ł on się tylk o czemś nowem dla szerokich mas i to głów nie dzięki swym praktyczno-etycznym konsekw en- cyom. D la Cieszkow skiego je s t przedew szystkiem ważnem zja­

wienie się w czasie tego nowego fundam entalnego m omentu dya- lektycznego już jak o teorya, a nie dopiero jak o praktyka. A w ła­

śnie historyczną tę chwilę w ew olucyi dyalekt.ycznej ducha św ia­

ta oznaczył on fałszyw ie.

Możnaby w obronie C ieszkow skiego zaznaczyć, że dopiero urzeczyw istnienie idei zaśw iata w prak ty ce decyduje o praw dzi­

wości tego kry tery um, czyli że ustanow ienie zaśw iata jak o mo­

m entu antytetycznego należy w yłącznie do chrześcijaństw a, po­

niew aż dopiero przez nie sta ł się zaśw iat duchową w łasnością ogółu ludzkości, a nie kilku w ybranych. Lecz zarzu t ten łatw o odeprzeć w łasną bronią Cieszkow skiego. Otóż początek trzeciej epoki, przyszłości, uzależnia on w yłącznie od m omentu spekula- tyw nego, m ianowicie od chwili w zniesienia się m yśli ponad b yt przez całkow ite tegoż opanowanie w system ie H egla. P ra k ty c z ­ nych momentów, któreb y zam ykały epokę m ijającą i zw iastow ały nową, nie w prow adza w równej m ierze w szranki. Boć uw agi je ­ go o obecnym ferm encie i niepokoju są zb y t ogólne, praw ie każdej epoce odpowiednie i chwili obecnej specyficznie nie charaktery zu­

ją c e .’ Z niem niejszem upraw nieniem można ted y chwilę dyalektycz- nej koncepcyi zaśw iata ustanow ić ju ż jak o początek drugiego okresu.

Tak więc na podstaw ie w łasnego tego k ry tery u m Cieszkow­

skiego trzeb ab y organizm w szechdziejów rozczłonkow ać na s ta ­ rożytność aż do Platona, czyli epokę pierwszą; od P la to n a aż do H egla epoka druga, od H eg la epoka trzecia. Tem samem upadło­

by centralne znaczenie chrześcijaństw a, na którem C ieszkow skie­

mu przedew szystkiem zależy.

Po powyższej ogólnej dedukcyi ewolucyi ludzkości przecho­

dzi Cieszkowski do specyalnej analizy integ ralnych jej stopni, które w m niejszym zakresie i m iniaturow ych zarysach powinny

C IE S Z K O W S K IE G O PR O LE G O M E N A DO H IS T O R Y O Z O F II. 1 5

(20)

1 6 C IE S Z K O W S K IE G O PR O LE G O M E N A DO H IS T O R Y O Z O F II.

ze swej strony także odzw ierciedlać szeroki prąd ogólnego postę­

pu (str. 28). Stopnie te tw o rzą poszczególne ludy i narody, pod­

legające tym samym dyalektycznym praw om , co duch św iata ogól­

ny. Poniew aż każdy poszczególny duch narodu w łaśnie jako po­

szczególny podpada ograniczeniu i oznaczonej skończoności, więc nie przestaje podlegać zaprzeczeniu. A stałe swe ujście znajduje w prądzie ogólności.

Lecz z drugiej strony ogólność znajduje swe urzeczyw istnie­

nie jedynie w ty ch szczególnych dopływach. T ak więc m uszą się na tym ustaw icznym a jednorodnym przepływ ie ogólnej posobo- wości tw orzyć na każdym szczeblu rozw oju różnorodne a nieza­

leżne koła, któ rych suma pow ierzchni: przysobow ość stanow i w przeciw ieństw ie do sumy długości posobowości (str. 29). W tem widzi Cieszkow ski logiczną podstaw ę równoczesnej różnorodności narodów i państw . J e s t to więc p raktyczne poszczególne zasto­

sowanie znanej nam ju ż jeg o zasady o przysobow ości i posobo­

wości ogólnego syllogizm u.

W tym punkcie stoi Cieszkow ski najzupełniej na stanow isku H egla. P rzew odnią ideą tegoż filozofii h istory i jest, że duch św iata rozw ija się stopniow o po sobie w poszczególnych duchach narodów. K ażdy okres h istoryczny ch arakteryzuje się tem, że jed en z narodów zajm uje w nim stanow isko hegem onijne, a po spełnieniu swego zadania poczyna upadać. N arody rosną, k w itną i zam ierają, ja k ludzie. N a miejsce upadłego w stępuje inny na­

ród i t. d. (Wiadomo, że ta kon stru kcy a heglow a przyczyniła si^ę do wzm ocnienia silnego w naszej um ysłowości prześw iadczenia o przyszłej św iatow ej hegem onii narodów słow iańskich — naw ia­

sem powiedziawszy).

N ie miejsce tu w znaw iać polem ikę z H eglem . N atom iast nie m ożna pominąć pewnych jeg o konsekw encyj, gdyż dotyczą one rów nież Cieszkowskiego. Otóż idee obu kulm inują w apoteozie konserw atyzm u. P rzeceniają znaczenie norm alnego, powolnego rozw oju narodów , a niedoceniają znaczenia w ielkich kataklizm ów dziejowych. Cieszkow ski je s t jaknajsłuszniej przekonany, że przez ewolucyę można osiągnąć to samo, co przez rew olucyę. Lecz zapo­

mina, że gdyby nie rewolucye, w tedy w iększość faz ewolucyjnych nie byłaby się m ogła w ogóle rozpocząć. N ieraz egoizm jed no s­

tek lub naw et całych klas panujących był ta k bezw zględny, że trzeb a go było ogniem i mieczem zniweczyć, by większości w o­

góle dać możność jakiejkolw iek ewolucyi. T rw anie przy stanie norm alnym i czekanie na pow olny rozw ój, byłoby zaprow adziło jeszcze wńęcej wstecz, m iast naprzód.

(21)

C IE S Z K O W S K IE G O PR O LE G O M E N A DO H IS T O R Y O Z O F II. 17

H egel doszedł wreszcie do apoteozy brutalnego państw a prus­

kiego. Ideałem była mu w praw dzie m onarchia konstytucyjna, lecz tylko dla tego, że m onarcha je s t niejako kropką nad i, uosobie­

niem ducha narodu. Stąd też w szelkie zarządzenia m onarchy i rządu uw ażał za bezw zględnie dobre, słuszne i mądre. P rz y ­ padkow e wówczas odradzanie się państw a pruskiego po wojnach napoleońskich zmyliło jeg o zm ysł historyczny, po zatem tak bystry.

Lecz dziwne je st, że b izantyjskie zboczenia w ielkiego um y­

słu heglow ego podkreśla tenże Cieszkow ski, k tó ry najpierw m iał we krw i zupełnie inne trady cy e narodow e, i k tó ry nadto z dumą o swym system ie zaznacza, że wolnym je s t od apriorycznego na­

ginania faktów (str. 27). Pow iada on dosłow nie: „A nie je s t ty l­

ko praw dą a priori, bo i doświadczenie tego samego uczy, że gło­

w a p aństw a je s t zawsze (!!) wyrazem istotnego ducha swego na­

rodu na danym szczeblu jeg o rozw oju.11 D opraw dy, trudno dociec, skąd Cieszkow ski czerpał takie „dośw iadczenia"—bo napewno nie z historyi. I choć się zastrzega, że dzieje pozostaną zawsze dzie- | jam i ludzkości, mimo że m ogą się dziejam i jednostek wydaw ać, li to zastrzeżenie jeg o pozostaje bez wrartości, bo zaraz dodaje, że v

„jednostka tak a nie p rzestaje stanow ić z jednej stro n y : „punctum saliens“ szczególnego narodu, a z drugiej strony: specyficznego w ęzła w ogólnej linii rozw oju ludzkości11 (str. 34). Tymczasem lii story a uczy, że duch narodu staczał najczęściej w alki z jed n o st­

kam i, przypadkow o zasiadającem i na tronie, i nieraz m usiał g w ał­

tem usuw ać te „specyficzne w ęzły," by w łaśnie nie zejść z „ogól­

nej linii rozw oju ludzkości."

*

* *

W iadomo, że naukow e rozpatryw anie historyi w dzisiejszem znaczeniu, je s t czynem X IX wieku. D opiero w ciągu zeszłego stulecia zrozumiano, że histo rya je s t czemś więcej niż rejestro w a­

niem faktów , a czemś mniej niż poetyczną koncepcyą. U św iado­

miono sobie np., że do osiągnięcia w artościow ych rezultató w po­

trzebne są przedw stępne badania źródeł historycznych, oparte na specyalnych metodach.

B ezw ątpienia przyczynił się do podniesienia poziomu nauk historycznych w wysokim stopniu Hegel. Mimo, że jego historyo-

2

(22)

1 8 C IE SŻ K O W SK IE & O PR O LE G O M E N A DO llT S T O IiY O Ż O F II.

zofia nierozłączna je s t z jeg o metafizyką^ to jed n ak w ykreśliła zu­

pełnie nowe em piryczne to ry w całokształcie nauk historycznych.

M ianowicie urodziła się bezpośrednio z niej owa gałęź, k tó rą dzisiaj nazyw am y: h isto ry ą kultury.

W łaśnie w tym punkcie m ają także Prolegom ena Cieszkow­

skiego w ybitne znaczenie. D otyczy to m ianow icie ustępu o „Ka- tegoryach H istoryi. “

P rzedew szystkiem napotykam y tu pierw szą próbę system a­

tycznego i w yczerpującego zarysu k ateg o ry j historycznych. Cho­

ciaż H egel, w edług Cieszkow skiego, niejeden przyczynek w tym kierunku urzeczyw istnił, to jed n a k niedostaw ało tam system atycz­

nego przeprow adzenia ty ch momentów przez całą treść historyi.

B rakło „treściw ego organizm uu k ateg ory j historycznych.

Stosownie do trzech głów nych m om entów ogólnego rozwoju, otrzym uje Cieszkow ski trz y klasy kateg o ry j, będące zarazem cał­

k ow itą tab licą k ateg o ry j wszechdziejów . M ianowicie k a teg o ry e:

logiczne, fizyczne i duchowe.

R ola logicznych k ateg ory j polega na w ykazyw aniu u p raw ­ nienia logicznego w ydarzeń, na m otyw ow aniu tego, co dotychczas uchodziło za naturalnie tylko istniejące. N ie w ystarczy jed n ak o ­ woż w ykazyw ać głębsze, logiczne znaczenie w ydarzeń tylko a pos­

terio ri. Raczej trzeb a poprostu nie bać się apriorycznej dedukcyi.

T rzeba całemu system ow i k ateg ory j dać się w dziejach dyalek- tycznie rozw inąć. W tedy dopiero zdołam y odkryć całkow ite logos historyi.

W szystkie fak ty historyczne bez w y jątk u m uszą się dać a priori w yw ieść z dyalektycznego procesu. T aki ostateczny cel w ykreśla Cieszkow ski dla filozofii. A choć zastrzega się, że by­

najm niej nie tw ierdzi, jak o b y w szystko dało się z g ó ry ideowo um otyw ować, to jed n ak nie w idzi w tem zasadniczych trudności.

Gdyż absolutna niezgodność m iędzy dedukcyam i m yśli a rozw o­

jem czynów, często dowodzić może nietylko błędu w pierwszych, ale nieraz tak że niedostatecznej k ry ty k i drugich. W obec tak ie ­ go zastrzeżenia nikną n atu raln ie w szelkie „trudności."

Logiczne te kategorye nie przynoszą w łaściw ie niczego no­

wego : Albo nie są one niczem innem, ja k metafizycznemu kate- goryam i. Gdyż upraw nienie logiczne w ydarzeń zrów nuje się przecież u H eg la i Cieszkow skiego z metafizycznem. W ięc zna­

czenia specyficznie historycznych k atego ry j, one w tedy nie mają.

Albo są one tylko ab strąk cyjnemi determ inacyam i pojęciowemi (str. 53). A w^tedy stanow ią jeno schem atyczną, nic nieznaczącą tablicę, ułożoną ze względów czysto form alnych, by zadość uczy­

(23)

C IE S Z K O W S K IE G O PR O LE G O M E N A DO IIISTO U Y O ZO K U . 19

nić trychotom ii. P o tw ierd zają to następujące słow a Cieszkow­

skiego: „(One) są w łaśnie tylko kategoryam i, czyli tylko momen­

tam i usłużnem i dla rozw ijającego się ducha św iata, k tó ry na tym szczeblu ich kon k retn y powód stan o w i1* (str. 46). „Szczebel11 za­

decydow ał ted y o istnieniu logicznych kategoryj.

Z resztą z odnośnego ustępu w Prolegom enach nie w ynika dostatecznie jasno, czemu Cieszkowski jeszcze inne katego ry e do logicznych zaliczał. M ianowicie dziwnym sposobem staw ia on narów ni z logicznem i także kategorye przyczynow ości w historyi, szczególnie, gdy się jej przyda do pomocy k ateg o ry e wzajem nego działania, i jeszcze k atego rye m atem atyczne, któ re „choć może najuboższe ze w szystkich logicznych k ategoryj, nie są przecież pozbawione olbrzym iego znaczenia.11 H egel jaknajkonsekw entniej kategorye te na drugi plan zesunął, resp. zupełnie pominął. P o ­ łączenie przyczynow e w ydarzeń m ógł uw ażać i uw ażał tylko za objaw drugorzędny, którego istotę stanow i w łaśnie proces dya- lektyczny. Trudno zrozumieć, w ja k i sposób m ożnaby proces przy ­ czynow y staw iać n a r ó w n i z dyalek tycznym, Lecz poniew aż Ciesz­

kow ski zadow olił się gołosłownem postaw ieniem kw estyi, a do jej przeprow adzenia nie przy stąp ił — byłoby jałow em wszczynać dys- kusyę nad sposobami, jakim i byłby usiłow ał trudności pokonać.

Z a to m iędzy drugim rodzajem k ategoryj, m ianowicie m ię­

dzy fizycznem i, napotykam y dopiero k ategorye specyficznie h isto ­ ryczne. N a tu ra je s t w stosunku do ducha tylko spisem jeg o rze­

czy, ja k słusznie, zdaniem Cieszkow skiego, N ovalis powiedział.

Lecz pozatem należy jeszcze determ inacye n a tu ry uw ażać za sym­

bolicznie utajone typy w szechdziejów (str. 47). D otąd tego nie uczy­

niono. N atu ra je s t w praw dzie tylko bezładnem w yobrażeniem du­

cha, gdyż form ą jej je s t rozpierzchnienie (Das Auseinander), lecz je s t bądź co bądź jego wyobrażeniem . Np. m echanizm odpow ia­

da duchowi chińskiemu. Elektryczność je s t praw dziw ym typem naturalny m ducha greckiego. M ianowicie A teny odpow iadają dy­

namicznej, a S p arta statycznej elektryczności. Obie łączą się w elektrom agnetycznym system ie w ielkiego p aństw a m acedońskie­

go, tw orząc wspólnie, choć ju ż w sobie samych rozróżnione, prze­

ciw ieństw o do św ietlanej dziedziny Persyi. R ozprężliw a i zach­

łanna siła ciepła je s t symbolem Rzym u, a św iat średniowiecznych partykularności odpowiada procesow i chemicznemu i t. d. Podob- nem praw em poczęła się hi story a chemii dopiero w chemicznej historyi w ieków średnich, podczas gdy fizyka już w fizycznej sta ­ rożytności świadomości ludzkiej się narzuciła. W reszcie św iat n atu ry organicznej przypadnie dopiero przyszłości w udziale.

(24)

Św iaty n atu ry fizycznej i chemicznej stanow ią jeno abstrakcyjne przesłanki św iata organicznego. C haotyczne szam otanie się tera ź ­ niejszości uznam y wówczas za elementarny w łaśnie proces org a­

nicznego życia, a n aw et za jak ą ś rzekłbyś „generatio aequiyoca,“

k tó ra może przez analogon jej duchowe da się wytłóm aczyć, do­

póki stanow i jeszcze w ielką tajem nicę p rzyrody (str. 48—51).

Są to oryginalne, śmiałe i piękne m yśli Cieszkow skiego.

B ezw ątpienia m uszą się powyższe analogie w ydać na pierw szy rzu t oka tylko rojeniam i fantastycznem i. Mimo to są one jedn ak czemś więcej. P rzedew szystkiem należy pam iętać, że on sam w i­

dzi w tych determ inacyach przyrodniczych jeno symbole wszech­

dziejów. W ówczas nie da się zaprzeczyć, że tego rodzaju okreś­

lenia u łatw iają w wysokim stopniu zrozum ienie historyi, że cha­

rak tery zu ją dosadnie w k ilk u słow ach całe epoki, naturalnie bez pretensyi w yczerpyw ania przedm iotu.

Pod tym kątem widzenia są uw agi Cieszkow skiego niezm ier­

nie trafne i sięgające głęboko w isto tę rzeczy. D otyczy to m ia­

nowicie zdum iew ających w prost spostrzeżeń co do isto ty życia.

Od chwili napisania Prolegom enów minęło z górą 70 lat, a życie pozostało nadal niezgłębioną tajem nicą. F iz y k a i chemia są bez­

silne, gdy chodzi o w ytłóm aczenie organizm ów. Stąd w spółczesna biologia, zniecierpliw iona tą bezowocną w alką, zadecydow ała, że życie jeno... życiem w ytłóm aczyć można. Czyli robiąc niby krok naprzód, cofnęła się wstecz. Toć entelechie, dom inanty i t. p.

pokutują znów w rozm aitych neo-w italizm ach, ja k za czasów ś. p.

archeuszów. Lecz jeno pokutują, i tak samo, ja k wówczas, i dziś niczego nie tłóm aczą. Praw dziw ie prorocze zdają się być, nieste­

ty,. słow a Cieszkow skiego, „że isto ta ferm entacyi i biogenii dla tego tylko pozostała dla nas dotychczas tajem nicą, że odpowied­

niego jej szczebla w ciuchu nie dostąpiliśm y.“ Rozum iem y funk- cye oka, o ile ono je s t np. fizykalną cam era obscura. Pojm uje­

my proces traw ien ia i oddychania, o ile zachodzą tam procesy chemiczne. Innem i słow y: poniew aż dostąpiliśm y w duchu szcze­

bla, dozw alającego nam całkow icie objąć praw idła fizyki i chemii, więc także ich zastosow anie w organizm ach je s t nam zrozum ia­

łem.. Lecz isto ty najprostszej kom órki dotąd nie pojęliśm y, po­

niew aż niedostąpiliśm y jeszcze w duchu szczebla—organiki. W spół­

czesna nauka niezbicie stw ierdza, że organizm y w „mechanicznym św iatopoglądzie" nie zejdą nigdy bez reszty. W ięc jakieśkolw iek wyw yższenie się w duchu je s t nieodzownem, jeżeli nie chce się zrezygnow ać z przeniknięcia isto ty organizm ów. W zasadzie to

ŹÓ C IE S Z K O W S K IE G O PRO LEGO M ENA. DO H IS T O R Y O Ż O P ll.

(25)

samo m iał ju ż K a n t na myśli, staw iając, jak o ideał, um ysł „intu­

icyjny,* w przeciw staw ieniu do „dyskursyw nego.“

Z resztą analogie fizyczne w dziedzinie ducha m ają nie mniej­

szą racyę bytu, co analogie duchowe w dziedzinie przyrody. Ana­

logiam i duchowemi, jak o tym czasow em i środkam i pomocniczymi, nie Wypada pogardzać. Toć w spółczesna tryum fująca chemia za­

sadza się na takiej analogii w ostatniej instancyi. Bo czemże innem je s t chemiczna „affin itas?11 N atu ralnie w ytłóm aczenie to je s t tylko tym czasow em , i dla nas, będących na stopniu fizyko-che­

micznym, w p ro st nieprzyrodniczem i musi być prędzej czy później lepszym zastąpionem . Lecz je s t ono bądź co bądź wytłómaczeniem, zbliżającem nas pośrednio do isto ty procesu chemicznego. Sym­

bole C ieszkow skiego są zatem czemś więcej, niż tylko mrzonką.

Pow yższe „kategorye syrn b o 1 i cz 11 o-ty po we “ stanow ią dopiero połowę fizycznych kateg o ry j dziejów. Ściśle w ziąw szy zasługują one najw yżej pośrednio na miano historycznych. Pierw sze rzeczy­

w iste kateg o ry e historyczne z a w ie ra . wreszcie druga połowa fi­

zycznych nazw anych przez Cieszkow skiego „kategoryarni real- nem i.“

Stanow ią one n aturalne w pływ y, k tóre na historyę działają, i fizyczne podwaliny, na k tórych historya spoczywa. Znalazły one poniekąd ju ż uw zględnienie u M onteskiusza i H erdera. „Są to mianowicie geograficzne i klim atyczne w arunki—m ineralne, ro­

ślinne i zwierzęce ziemiopłody, różnice ras, fizyczny try b życia osobników etc. etc.“ Cieszkow ski w skazał więc już wówczas naj­

w yraźniej drogi, po których teorye natu ralistyczn e dopiero póź­

niej, jako po nowych, kroczyć poczęły.

K ategorye te, w kraczające w dziedzinę antropologicznych, należą, zdaniem Cieszkow skiego, poniekąd do duchowych, będą­

cych najw ażniejszem i ze w szystkich. Duchowe kateg orye są czyn- nemi i konkretnemi samo-objawam i ducha, stanow iącem i żyw ioł bezpośrednio-specyficzny historyi, podczas gdy poprzedzające za­

ledw ie pośrednie jej m om enta stanow iły (str. 53). Do dziedziny tej należy: uw zględnienie w .h is to ry i w szystkich antropologicz­

nych oznaczeń w ieku i tem peram entu. Różne ludy bowiem oka­

zują na różnych szczeblach rozw oju szczególne a różnolite stop­

nie wieku. Niemniej stanow ią tem peram enty różnicę nietylko m iędzy indyw iduam i, ale i pom iędzy ludami. N aw et determ ina- cye nacechow ane najw iększą naturalnością, ja k np. zm iany roku lub dnia, naw et owe kolejne n astępstw o' snu i jaw y w historyi uw zględniać należy. Dalej zalicza tu ogólne historyczne prze­

czucia, zazw yczaj u ludów przypadkow o zauw ażane, półsenną

C IE SZ K O W S K IE G O PR O LE G O M E N A DO H IS T O R Y O Z O F II. '21

Cytaty

Powiązane dokumenty

W fabryce są trzy stanowiska kontroli i wyprodukowany telewizor trafia na każde ze stanowisk z jednakowym prawdopodobieństwem. Jakie jest prawdopodobieństwo, że jest on wadliwy?..

Jaka jest skala problemu bez- domności zwierząt w gminie Kozienice, skąd właściwie biorą się te zwierzęta.. Czy można po- wiedzieć, że za każdym przypad- kiem takiego

nie ma u Barańczaka polityki traktowanej jako walka władzę, intrygi, jeśli już się pojawia, pojmowana jest jako arystotelesowska troska o dobro publiczne; bardziej jednak jest

zwala sm akow ać

W praktyce, uczestnicy sporu mogą zgadzać się co do „aktualnego stanu wiedzy ” , mimo że wcale takiej zgody nie ma, mogą różnić się pozornie a mogą też

3p – poprawne metody, obliczenia i odpowiedź z jednostką 2p – poprawna metoda obliczenia wymiarów obszaru, na którym może stać namiot (9m x 19m) i poprawna metoda obliczenia

Poprawną metodę uznajemy, gdy uczeń wykorzysta odpowiednie dane z zadania, a np. popełni błąd rachunkowy, przestawi cyfry. Za poprawne obliczenia przyznajemy punkt pod warunkiem,

Wszystkie poprawne odpowiedzi - 3p Trzy lub cztery poprawne odpowiedzi – 2p Tylko dwie poprawne odpowiedzi – 1p Jedna odpowiedź poprawna lub żadna –