• Nie Znaleziono Wyników

Słowo i światło w IV części "Dziadów"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Słowo i światło w IV części "Dziadów""

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Ryszard Przybylski

Słowo i światło w IV części "Dziadów"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 78/1, 15-22

1987

(2)

RYSZARD PRZYBYLSKI

SŁOWO I ŚW IATŁO W IV CZĘŚCI „DZIADÓW ”

Moje łono, moje łono! Wić się muszę w boleściach!

Otoki serca mojego.

Burzy się we mnie serce —t nie mogę milczeć!

(Jeremiasz 4, 19)

Na początku każdego te a tru jest jakaś przestrzeń. Z didaskaliów w y ­ nika, że w IV części Dziadów jest to p rzestrzeń intym na. W m ieszkaniu Księdza zn ajd u je się „stół n ak ry ty , tylko co po w ieczerzy”, na k tó ry m stoją dw ie zapalone świece. W kącie przed ikoną N ajśw iętszej M arii P an n y — jest to wszak izba duchownego unickiego — pełga lam pka oliwna. Co praw da, nieco później, roztargniony gość parocha, w chwili, k ied y zegar w ybija godzinę dziew iątą, powie, że w pokoju „gorą” trzy świece, ale każdy widz, jeśli tylko p rzestrzeń odtw orzy w edług w sk a­

zówek autora, stw ierdzi, że są to w gruncie rzeczy trzy św iatła.

S tw ierdzenie to jest bardzo ważne. W sym bolice ludow ej np. tró jk ą t palących się świec jest znakiem nieszczęścia lub szczególnego n agrom a­

dzenia sił dem onicznych. Z tego p u n k tu w idzenia pom yłka U piora by­

łaby znam ienna, chociaż tru dn o się o niej szerzej w ypow iadać. N ato­

m iast 1 jk ąt św iatła jest nie ty le znakiem, ile symbolem.

Na ścianie tego pokoju w isi ponadto „zegar b iją c y ”, sym bol czasu.

Zostaw m y wszakże n a razie n a boku chronom etr i zajm ijm y się trzem a św iatłam i.

Podobnie jak w całych Dziadach, w części IV liczba nie pełni fu n k cji teoretycznej, nie posiada bowiem abstrakcyjnej u n iw e rsa ln o śc i*. Nie jest ani liczbą „jako ta k ą ”, ani in stru m en tem wiedzy pozytyw nej. J e s t su b ­ stan cją, siłą „sam ą w sobii \ i pełni wobec tego funk cję sym boliczną.

M yślenie m ityczne otaczało liczbę aurą m agii i w Dziadach rzeczywiście ociera się ona o p ra k ty k i czarnoksięskie. Przestrzeń, w któ rej rozgryw a się akcja IV części, jest więc określona przez liczbę m ającą z jed nej

1 O teoretycznej i mitycznej funkcji liczby pisze E. C a s s i r e r w pracy The Philosophy of Symbolic Form. T. 2. New H aven 1955, s. 140—151.

(3)

16 R Y S Z A R D P R Z Y B Y L S K I

s tro n y c h a ra k te r sym boliczny, z drugiej w szakże nie pozbawioną łącz­

ności z tajem n y m i siłam i Kosmosu. Św iadczy o tym nadprzyrodzony sposób zm niejszania się liczby św iateł.

Skoro w izbie goreją t r z y św iatła, rozw ażm y zatem sym boliczne znaczenie trójki.

Zanim jeszcze pojaw ił się chrześcijański dogm at T rójcy Św iętej, licz­

ba ta otoczona była w y ją tk o w y m kultem , poniew aż już w k u ltu ra c h pierw otnych, ja k się pow szechnie przypuszcza, stanow iła cel każdej n u ­ m erycznej serii. W yrażała z reg u ły doskonałość i absolutną pełnię. Z k o ­ lei jako liczba o k reślająca istotę T rójjedynego B óstw a oznaczała i nadal oznacza pełnię B ytu N iestw orzonego. D latego byw a trak to w an a jako klucz do tajem n ic b ytu stw orzonego, do w szechśw iata. N iektórzy ro m an­

tycy , np. Ju liu sz Słowacki, całym i latam i ślęczeli n ad katalogow aniem s tr u k tu r tró jk o w y ch w y p ełniający ch Kosmos. W IV części Dziadów tró j­

k a jest zw iązana z obiem a trad ycjam i, k tó re spraw iły, że gorejące w iz­

bie K siędza trz y płom ienie, w ypełn iające całą p rzestrzeń św iata te a tra l­

nego, sym bolizują po p ro stu pełnię św iatła, k tó ra oznacza w tym w y ­ p a d k u byt. Byt jako taki. Istnienie by tu .

Do takiej p rzestrzen i przybyw a nocą niespodziew any gość. U brany jest dziwacznie. Jego zachow anie i m ow a zdradzają człow ieka niezrów ­ now ażonego, być może n a w e t szalonego. Z w yglądu przypom ina tru p a.

K iedy s ta je n a progu, dzieci krzyczą w o dru ch u intu icji, że jest to tru p lu b upiór. I w szystko, co czyni w ciągu ponad trzygodzinnych odwiedzin, po tw ierd za całkow icie ich spontaniczne odczucie. Chociaż przebija się szty letem , nadal żyje. P rz y końcu d ram a tu znika w sposób n a d p rz y ro ­

dzony. Dzieci m a ją rację. W epoce rom an ty zm u dziecko, czysty głos

„poezji n a iw n e j” i rew e la to r tajem n ic n a tu ry , praw ie nigdy się nie m y­

liło, poznaw ało bow iem p raw dę bezpośrednio, bez ro z u m o w a n ia 2. To je s t upiór.

Skoro m am y już w yobrażenie o p rzestrzeni, w k tó re j rozegra się n iezw ykła dla dziejów k u ltu ry polskiej rozm owa, i znam y też form ę egzystencji, w k tó re j o b jaw ił się w tej p rzestrzen i B o h ater Polaków, sp ró b u jm y ustalić, jak i c h a ra k te r posiada czas akcji.

Tej nocy ów „b ijący zegar” zaw ieszony na ścianie izby z całą pew ­ nością nie będzie odm ierzać czasu zwykłego. Będzie to czas sym boliczny, w k tó ry m całe dotychczasow e życie, przeży te ponow nie k u nauce K się­

dza, a i naszej rów nież, nocny gość „ścisnął” w trz y godziny. Zw róćm y uw agę, że chodzi tu o c a ł e dotychczasow e życie, poniew aż tró jk a sym ­ bolizuje zawsze pełnię. O kazuje się, że U piór jest w y traw n y m reżyserem m etafizycznego w idow iska. Z aplanow ał bow iem czas, w k tó ry m każde Avydarzenie będzie m iało p o n a d n a tu ra ln y w ym iar. K o n k re tn a czasoprze-

2 Zob. M. J a n i o n, Gorączka romantyczna. Warszawa 1975, s. 367—372.

(4)

strz e ń IV części, bo w rzeczywistości czas i przestrzeń nie istnieją od­

rębnie, została ted y zorganizow ana wspólnie — chociaż oddzielnie — przez K siędza i Upiora. Można tę m im owolną w spółpracę potraktow ać jako przypadek obcowania isto ty z naszego św iata z dziw nym b ytem m ającym możliwość przechodzenia ze sfe ry nadprzyrodzonej w św iat m aterialn y . K siądz określił ch a ra k te r p rzestrzeni zapalając trz y św iatła.

U piór określił c h a ra k te r czasu dzieląc go n a trzy sym boliczne godziny.

Obaj protagoniści wspólnie związali więc św iatło z czasem. Obie decy­

zje — w w y pad k u Księdza nie było zapew ne żadnego świadomego zam y­

słu — zw iązane były z m itycznym odczuciem liczby. Trzy godziny sym ­ bolizują pełnię czasu Upiora, pełnię jego życia, k tóre dokonało się, zanim jeszcze u m arł dla św iata. Trzy ognie z kolei sym bolizują pełnię św iatła.

T rzy godziny życia U piora są więc analogonem owej św ietlnej pełni.

Między jego życiem a św iatłem istnieje ścisła zależność. Dopóki istnieje św iatło, istnieje rów nież Upiór.

M agiczna w izja św iatła nie w yklucza — jak w iem y — różnych ak ­ centów chrześcijańskich. Magia i religia fu n k cjo n ują w IV części Dziadów w doskonałej zgodności. Toteż idea M ickiewicza w ygląda na bardzo o ry ­ ginalną w ariację n a tem at niezapom nianego zdania z Prologu do E w an ­ gelii św. Jana (1, 4): ,,a życie było św iatłem ludzi” . I dlatego w łaśnie n a scenie w raz z ubyw aniem części św iatła ubyw a czasu życia. N a ru ­ szenie pełn i św iatła oznacza jednocześnie naruszenie pełni życia. Zw y­

cięstwo ciem ności m usi przynieść unicestw ienie Upiora.

Sym boliczny czas istnienia Upiora w ypełniony jest przede w szystkim jego mową. W m itycznej czasoprzestrzeni zaw iązała się tedy przedziw na zależność m iędzy słowem , istnieniem i św iatłem . P ow stał sa k ra ln y tró j­

k ą t m etafizycznych kategorii, jeszcze jedna tajem na trójca, jeszcze jedna M ickiewiczowska m istyczna róża. Tragizm IV części Dziadów jest więc określony przez napięcie panujące w tym typowo rom antycznym tró j­

kącie. W m iarę przy by w an ia słów upływ a czas, ubyw a św iatła i kurczy się życie. W spólna zależność w p raw iła m etafizyczne kategorie w zdum ie­

w ający w ir. K onanie św iatła oznacza zw ijanie czasu. K urczenie się czasu z kolei oznacza śm ierteln y w yrok na mowę. Fabułę tego dram atycznego poem atu da się określić jako spływ anie potoku słów Upiora w ciemność.

Czas w IV części Dziadów zm ierza ku ciemności. Im więcej słów, im bardziej U piór s ta je się niepoham ow anym gadułą, tym bliżsi jesteśm y obrzędow ej ciemności Dziadów. W istocie rzeczy są to bowiem Dziady, k tó re U piór zorganizow ał racjonaliście. Dlatego wszelkie w ydziw iania na d końcową gnom ą w ydają m i się całkowicie bezzasadne. G nom a ta je st dopełnieniem m ądrości, k tó rą św iat nadprzyrodzony objaw ił św iatu w idzialnem u w kaplicy.

Jeśli chcem y teraz poznać, kogo lub co p rzedstaw ia U piór jako sy m ­ boliczna form a egzystencji, m usim y zająć się, chociażby pobieżnie, ry te m

2 — P a m ię t n ik L ite r a c k i 1987, z. 1

(5)

18 R Y S Z A R D P R Z Y B Y L S K I

przejścia od chłopięctw a do w ieku m ęskiego 3. W k u ltu ra c h pierw otn ych , k tó re — naw iasem m ów iąc — M ickiewicz tra k to w a ł jako ożywcze źród­

ło nowej antropologii, przejście to m iało c h a ra k te r obrzędow y. Prow oko­

w ano je p rzy pom ocy szczególnych, m agicznych zabiegów, m ających n a celu uzyskanie now ej, bardziej dojrzałej duszy. Ze względu n a D ziady w ażna jest wiadomość, że człowiek tra c ił i uzyskiw ał co najm niej kilka dusz. D aw na dusza u m ierała po to, aby zrobić m iejsce now ej. Dopiero dzięki tej śm ierci m ogła nastąp ić p rzem iana osobowości. K ażda kolejna śm ierć duszy w prow adzała „ ja ” na w yższy stopień egzystencji.

Upiór z IV części je s t w łaśnie tą form ą, w jakiej pojaw ia się przed niegdysiejszym nauczycielem u m arła, chociaż ciągle jeszcze istniejąca, m łodzieńcza dusza B oh atera Polaków , którego po raz pierw szy zobaczy­

m y dopiero w Prologu części III. P rzem ian a im ienia przy pieczętuje tam ostateczną śm ierć duszy m łodzieńca. Zanim w yprow adzi się z G ustaw a, dusza ta p rzed staw i K siędzu, „ogłupiałem u m ędrcow i” , w łaściw y sens sw ej egzystencji, a p rzy okazji różne tajem nice zdobyte po tej i po tam ­ tej stro n ie bytu. P rzew iercona przez inteligencję, rozłożona na drobinki i w ychłostana, jest potępionym , u k a ra n y m i skazanym na unicestw ienie Upiorem . Ju ż jej nie m a, ale ciągle jeszcze jest. U m arła, ale żyje. J e st upiorem , więc istn ieje po obu stro n ach bytu, w obu sferach, w tej, w k tó ­ rej m yślim y, i w tej, w k tó re j egzystujem y, aby użyć sform ułow ań H ölderlina.

Podobnie jak w ry ta c h przejścia, u piór ten został więc w yalienow any z konk retn ego ,,ja” w form ie oddzielnego b y tu , k tó ry z łatw ością prze­

kracza sfery, czego nie jest w stanie uczynić człowiek jako osoba. Istn ieje jednocześnie w sferze ducha i w sferze m aterii. Można go wziąć za ży­

w ą postać, k tó ra jest w szakże bezcielesnym duchem . A może to być rów ­ nież czysty um ysł, k tó ry objaw ia się jako żywa osoba. S zty let przeszyw a p ierś U piora, ale on istn ieje n adal.

U piór ten może istnieć, dopóki mówi, dopóki rozsiew a słow a, dopóki goreje św iatło w izbie. Isto tą jego b y tu jest bow iem mowa. M łodzieńcza dusza B ohatera P olaków to nade w szystko n ie u sta n n y potok brzm iących słów. G dyby jej słow a nie istn iały jako znaki dźwiękowe, k tó re swój żyw ot zaw dzięczają św iatłu , U piór nie m ógłby istnieć jako pozór osoby w świecie m aterialn y m . P odk reślam , że chodzi tu o pozór o s o b y , a nie o jakieś fan tasty czn e widm o. B ytu nie da się ograniczyć do tego, co po­

znajem y w z ro k ie m 4. To, co w idzim y, jest upiorem , a więc całkow itym

8 O rytach przejścia zob. C. G. J u n g , A r c h e ty p y i symbole. Pisma wybrane.

W ybrał, przełożył i w stępem poprzedził J. P r o k o p i u k . Warszawa 1976, s. 125—

138. — C a s s i r e r , op. cit., s. 109— 174.

4 O roli słyszenia i widzenia w procesie poznawania zob. H. A r e n d t , Filozofia i metafora. (Fragment książki O myśleniu). Przełożyła H. B u c z y ń s k a - G a r e - w i c z . „Teksty” 1979, nr 5, s. 177.

(6)

pozorem . Istność, czyli jestestw o m łodzieńczej duszy, objaw ia się w tym , co słyszym y. Ta dusza istn ieje przez dźwięk, a w łaściw ie w dźwięku, k tó ry je st — użyjm y term inologii W ittgensteina — takim sam ym faktem jak św ist w ia tru i grzm ot grom u. I tylko dlatego, że dźwięk słow a jest pełen sensu, dusza B ohatera Polaków m a sens. To, co K siądz w idzi i praw ie do końca bierze za osobę, spraw ia w rażenie b y tu realnego tylko dlatego, że ciągle jeszcze goreje św iatło i z ust U piora ciągle jeszcze w ydobyw ają się słowa.

To przekonanie, że praw dziw y b y t istn ieje przede w szystkim w sło­

wie, było dokładnym zaprzeczeniem k u ltu m ilczenia, tak c h a ra k te ry ­ stycznego dla w ielu rom antyków — od H ölderlina do Tiutczewa.

Wierzaj mi — pisał Hyperion do Diotymy — i pomyśl o tym, m ówię ci to z głębi duszy: mowa jest wielkim zbytkiem. To, co najlepsze, zostaje na zawsze samo dla siebie i spoczywa w swej głębi, jak perła na dnie morza 5.

U Tiutczew a m owa już nie jest zbytkiem . Je st kłam stw em . Słowo brudzi m yśl. Myśl obleczona w słowo w ew nętrzne, istniejące w duchu, bez dźwięku, traci swą pierw otną głębię i czystość 6.

Ten k u lt m ilczenia sugerow ał zawsze, iż m yśl może istnieć niezależ­

nie od słowa. Była to, jeśli się można tak wTyrazić, utopia in te le k tu a ln a um ysłu udręczonego m yśleniem .

Słowo — pisze Sergiej Bułgakow w Fiłosofii imieni — nie jest tylko na­

rzędziem myśli, jak się to często mówi, lecz samą myślą, a m yśl nie jest tylko przedmiotem lub treścią słowa, lecz samym słowem, chociaż skądinąd myśl nie jest słowem, ponieważ przebywa w sobie, i słowo nie jest myślą, prowadzi bowiem w łasne życie. Logos ma naturę dwoistą 7.

Polski rom antyzm przez cały czas swego istnienia odpraw iał e n tu ­ zjastyczną adorację słowa. Albowiem tylko ten, kto żyje pod skrzydłem śm ierci — aby użyć w yrażenia M arii Janio n — zna jego cenę i potęgę.

Dziady m łodzieńcze to poem at o tajem nicach słowa i związkach mowy z W iecznością. W idmo z II części pogrążone było w m ilczeniu, w swojej w łasnej ciszy, k tó ra — podobnie jak cisza m uzyczna — jest stanem nieokreślonych i nié spodziew anych możliwości. Jako b yt W idmo było dzięki tem u czystą możliwością. Ukazało się w kaplicy jako niem y obraz i porozum iew ało się za pomocą gestów. Zjaw iło się więc jako znak istnie­

nia, w ym ow ny, ale tajem niczy, jak każdy p ik tu ra in y znak, k tó ry nie jest skatalogow aną w k u ltu rz e alegorią. Nocny gość z części IV, realizując jed n ą z tajem n y ch możliwości W idma, przerw ał m ilczenie i zaczął istnieć w słowie. M łodzieńcza dusza B ohatera Polaków, którego jako osobę czy­

5 F. H ö l d e r l i n , Pod brzemieniem mego losu. Przełożyły i opracowały H. M i l s k a i W. M a r k o w s k a . Warszawa 1976, s. 398.

0 T. T i u t c z e w , Silentiuml W: Poezje. Opracowała A. K a m i e ń s k a . War­

szawa 1957, s. 55 (tłum. W. S ł o b o d n i k).

7 S. B u ł g a k o w , Fiłosojija imieni. Paris 1953, s. 19.

(7)

20 R Y S Z A R D P R Z Y B Y L S K I

teln ic y poznają dopiero w III części, aby zaistnieć w rzeczyw istości ludz­

k iej, p o trzeb u je słów, języka, m owy.

Nocny gość nie jest jed n ak op ętany przez język. On żyje w moiwie.

M owa je st form ą jego egzystencji. D latego jego gadatliw ość nie jest pu sty m w ielom ów stw em (loquicitas) czy chorobliw ym w odolejstw em (lo- gomania, logorea). To jest p ro fu zja słów, n a d m ie rn e ich bogactwo, roz­

rzutność językow a, ale bardzo szczególnego rodzaju 8.

N ocny gość nie ra d u je się ciepłym deszczem słów, nie sm ak u je ich odcieni. Podobnie jak dusze czyśćcowe w czasie obrzędu, m usi w ch arak ­ terze przy k ład u pow tórzyć sw oje dzieje. Dzieciom, Złem u P a n u i P a ­ sterce n a reak tu alizację najw iększego grzechu ich życia m agiczne za­

klęcia G uślarza daw ały m ało czasu. Toteż duch y z kaplicy w ypow iadały się k ró tk o i rzeczowo. Z nocnym gościem jest zupełnie inaczej. Czasem rea k tu aliza c ji życia nie d y sponuje ty m razem ludow y mag, lecz jakaś tajem nicza T ranscendencja, k tó ra ograniczyła życie U piora trzem a m a­

gicznym i św iatłam i. M ając przeto do dyspozycji aż trz y godziny, zapre­

zentow ał on K siędzu w sp aniały te a tr duszy. O statecznie, podobnie jak du ch y z kaplicy, zobow iązany jest p rzekazać w idzialnem u św iatu p ra w ­ dę tran scen d en taln ą. A jego p raw d a nie jest ani prosta, ani jednoznaczna.

M łodzieńcza dusza człow ieka tuż przed skonaniem staje się niespokojna i niepew na swego. N adal bow iem szuka sensu swej kończącej się egzy­

stencji, ciągle jeszcze rozw aża, w ah a się, w ybiera, m yli się, odrzuca, po­

w raca do m yśli zaniechanych, w ie i nie w ie. W końcu rea k tu alizu je w ielki w ir m łodej świadomości, k tó ra jest stan em przejściow ym . Ja k w ulkan, m usi w yrzucić z siebie gorącą law ę słów, zanim zdecyduje się podać form ułę, zresztą zaskakującą, w k tó rej zastygnie już na zawsze n ajpraw dziw sza p raw d a m łodzieńczego dośw iadczenia. Ten upiór m usi ted y mówić i mówić, i ro m an ty czn y te a tr duszy ty m razem m usi być tea tre m słowa. Zresztą każda ry tu a ln a śm ierć duszy w yw ołuje profuzję słów, a to z tej prostej przyczyny, że zanim m ądrość spocznie w pamięci,

„ ja ” m usi zleksykalizow ać dośw iadczenie.

Poniew aż i mój czas ograniczony je st m agicznym św iatłem k o n feren ­ cji, skupię się teraz tylko n a jed n ej z w ielu ciekaw ych cech tej n iezw y­

kłej profu zji słów. ł

Dotychczas ogrom na większość badaczy przyjm ow ała, że protagoni- sta IV części Dziadów je st G ustaw em . G ustaw m ówi to. G ustaw m ówi tam to. G ustaw sądzi tak. G ustaw przeżyw a siak. P ew ien rozkoszny ra ­ cjonalista, zaniepokojony cudem k a n to rk a , doszedł do w niosku, że G u­

sta w jest n aw et brzuchom ów cą.

W rzeczyw istości G u staw nic nie mówi, poniew aż w izbie go po p ro ­ stu nie ma. Jak o osoba pojaw i się — p o w tarzam — dopiero w Prologu

8 O zjaw isku profuzji słów zob. bardzo interesujące uwagi A. W a t a (K a r tk i na wietrze. „Zeszyty Literackie” nr 8 (jesień 1984), s. 85—86).

(8)

części III, i to n a kilkanaście m inut. W izbie jest Upiór, i to w łaśnie on mówi i mówi. Ta pom yłka czy raczej ab erracja uniem ożliw iła w ielu polonistom zrozum ienie zawiłej stru k tu ry wypow iedzi Upiora. M aria Janion m a rację, że dopóki nie pojm iem y istoty takiej sym bolicznej for­

m y istnienia, jak ą jest upiór, rom antyzm pozostanie dla nas zam knięty n a cztery spusty.

Upiór jest taką form ą b y tu , k tó ra istn ieje jednocześnie w dwóch sferach, niew idzialnej i w idzialnej, jako czysty um ysł bez ciała i k o n ­ k retn e m yślące ciało. Upiór m a b y t paradoksalny i zapew ne dlatego w łaś­

nie zainteresow ał M ickiewicza. Rom antyzm był bow iem try u m fe m p a­

radoksu n ad sylogizmem.

D w oisty c h a ra k te r upiora zdecydow ał o przedziw nej stru k tu rz e w y ­ pow iedzi p rotagonisty tego arcydzieła. Poniew aż byw a on czystym u m y ­ słem , um arłą m łodzieńczą duszą G ustaw a, k tó ra rea k tu alizu je jego do­

św iadczenie, ustaw icznie dąży do przekształcenia profu zji słów w m ono­

log. I jednocześnie, poniew aż jest m yślącym ciałem, m usi tolerow ać n a ­ rzucony m u przez Księdza try b dialogu. Musi chociażby przez chwilę naw iązać do wypow iedzi gospodarza domu. Tajem ne tran scen d en taln e zadanie pcha go do monologu. I jednocześnie sposób realizacji tego zada­

nia, konieczność przekazania wiecznej p raw dy człowiekowi żyjącem u w sferze m aterialn ej, pcha go k u dialogowej form ie w ypow iedzi.

Skom plikow ana sytu acja, w jakiej znajd u je się Upiór, spraw ia, że IV część Dziadów jest jedn y m w ielkim szyderstw em z dialogu jako h u ­ m anistycznej form y k o m unikacji m iędzy ludźm i.

Co jakiś czas K siądz u siłuje naw iązać z gościem rozmowę. J e st p rze­

siąk n ięty najlep szą chrześcijańską tra d y c ją i, jak um ie, n aty ch m iast zam ienia rodzący się dialog we wspólne poszukiw anie praw dy. Sprow a­

dzając ją wszakże do katechizm ow ych form uł, w yw ołuje w ściekłe lub ironiczne k ró tk ie uw agi U piora. W tak im m om encie m ówi oczywiście m yślące ciało. P ro fu z ja słów ulega na chw ilę zatrzym aniu. Zniszczywszy rozm ówcę, U piór n aty ch m iast w raca do reak tu alizacji m łodzieńczych do­

św iadczeń G ustaw a i w pada w stru m ień słów, a raczej s ta je się s tr u ­ m ieniem słów. J e st wówczas czystym um ysłem , chociaż jako p ik tu ra ln y pozór osoby sp raw ia n a K siędzu w rażenie żywego człowieka. Toteż po jak iejś chw ili k ap łan znów u siłu je naw iązać dialog, poniew aż uważa, że w izbie odbyw a się spotkanie dwóch osób. Pew ność jego w zm aga się wówczas, k iedy U piór po pro stu podaje się za G ustaw a. Oczywiście K siądz zapłaci za to zm asakrow aniem w łasnej świadomości. Zostanie w trącony w obrzędow ą ciemność, k tó rej celem może być tylko g ru n ­ tow ne przeistoczenie.

IV część Dziadów nie może być m onodram em , poniew aż jej b o h ater jest upiorem . S kazany na m etafizyczną m isję, zm uszony jest w padać w dialog. Sam a m isja zakładała zresztą istnienie osoby, k tó ra — podob­

nie jak grom ada w kaplicy — przyjm ie tra n sc en d e n taln ą praw dę. Ten

(9)

22 R Y S Z A R D P R Z Y B Y L S K I

upiór dom aga się rozm ówcy. Ale nie je st to rów nież d ram at, poniew aż m am y tu do czynienia z dialogiem , k tó ry m usi zaistnieć, ale nie może się narodzić. Tam gdzie p ojaw ia się upiór, nie ma m ow y o reg u larn y ch form ach.

S p ró b u jm y więc na zakończenie zrozum ieć c h a ra k te r relacji m iędzy słow em a św iatłem chwili, kied y trzecia godzina m a się k u końcowi.

Rozw ażając tę spraw ę pom inę oczywiście w iele znaczących szczegółów, m.in. fakt, że ostatnie św iatło goreje przed ikoną N ajśw iętszej M arii P an ny.

Skoro pełnia św iatła, owe trz y m agiczne języki ognia, sym bolizuje istnienie, to zapadnięcie ciem ności może oznaczać jedynie ry tu a ln e u n i­

cestw ienie bytu. W szystkiego, co z n ajd u je się w tej sym bolicznej izbie.

W raz z upiorem , k tó ry z o statn im błyskiem lam pki, zgodnie z m agicznym scenariuszem , zniknął, p rze stał istnieć, w obrzędow ą ciemność zapada się K siądz i cały jego św iat. P rzyp o m in a to m ityczną destru k cję starego k sz ta łtu św iata, po k tó rej — jak w iem y — zrodzi się now a rzeczyw i­

stość, w ty m w y p ad k u history czna rzeczyw istość n astęp n ej, III części Dziadów.

K iedy zegar zaczyna bić północ, U piór w ypow iada w reszcie form ułę, w k tó re j zam yka praw d ę w ieczną, ziarno zebrane z pól młodzieńczego dośw iadczenia. Ju ż w ciem ności po w tarza ją tajem n iczy Chór. Nie w iem y, kogo rep rezen tu je. Z całą pew nością nie tw orzą go dzieci i czeladź K się­

dza, poniew aż gdyby tak być m iało, M ickiewicz by n as o tym pow iado­

mił. Tak czy inaczej, słow a C hóru dochodzą do nas z ciemności. To zna­

czy, że tylk o m ow a nie została unicestw iona przez ciemność.

Z m łodzieńczej świadom ości G ustaw a, k tó ra objaw iła się nam jako upiór, pozostało teraz jed y n ie słowo, w k tó ry m skropliło się dośw iad­

czenie młodości. Toteż w sw oim n astęp n y m w cieleniu, ju ż jako K onrad, B ohater P olaków będzie w pełni św iadom oszałam iającej, kosm icznej potęgi słowa.

Cytaty

Powiązane dokumenty

1987.. Pierwsza liczba wskazuje tom, liczby po przecinku — stronice... Może ona zniszczyć wolę życia jednostki, ale nie naru sza jej integralności w ew nętrzn

[r]

W świetle zaś powyższych wywodów jest oczywisty fakt, że konstytutywna konstrukcja orzeczeń przywracających do pracy i orzekających o bezskuteczności

Praca zawodowa oraz praca w samorządzie nie przeszkadzała mu w utrzymy­ waniu ścisłych kontaktów z „PALESTRĄ”, której był stałym współpracownikiem i

Najwa­ żniejszą rzeczą jest jednak umiejętność korzystania z Bazy da­ nych, i to począwszy od umiejętności należytego sformułowania pytań, na które

W p ierw szej grupie zostały uw zględnione obok tekstów, zaw artych w Volum inach legum, liczne uniw ersały królew skie i podskarbiow skie, dia­ riusze sejm ow e,

We find that the significant variation of the state of polarization in the focal region, is a manifestation of the different Gouy phases that the two electric field components

Pulsed-field gel electrophoresis (PFGE), randomly amplified polymorphic DNA (RAPD) analysis, serotype, and killer toxin sensitivity patterns of a wide range of saprobic, clinical,