• Nie Znaleziono Wyników

"Pozory świata wielkiego bardzo powabne" : (na marginesie książki Elżbiety Koweckiej, W salonie i w kuchni. Opowieść o kulturze materialnej pałaców i dworów polskich w XIX w., Warszawa 1984)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Pozory świata wielkiego bardzo powabne" : (na marginesie książki Elżbiety Koweckiej, W salonie i w kuchni. Opowieść o kulturze materialnej pałaców i dworów polskich w XIX w., Warszawa 1984)"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Rychlikowa, Irena

"Pozory świata wielkiego bardzo

powabne" : (na marginesie książki

Elżbiety Koweckiej, W salonie i w

kuchni. Opowieść o kulturze

materialnej pałaców i dworów polskich

w XIX w., Warszawa 1984)

Przegląd Historyczny 76/4, 819-835

1985

Artykuł umieszczony jest w kolekcji cyfrowej bazhum.muzhp.pl,

gromadzącej zawartość polskich czasopism humanistycznych

i społecznych, tworzonej przez Muzeum Historii Polski w Warszawie

w ramach prac podejmowanych na rzecz zapewnienia otwartego,

powszechnego i trwałego dostępu do polskiego dorobku naukowego

i kulturalnego.

Artykuł został opracowany do udostępnienia w Internecie dzięki

wsparciu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach

dofinansowania działalności upowszechniającej naukę.

(2)

D

Y

S

K

U

S

J

E

IRENA RYCHLIKOWA

„Pozory świata wielkiego bardzo są powabne”

(na m arginesie książki Elżbiety K o w e c k i e j , W salonie i w kxichni. Opowieść o kulturze m aterialnej pałaców i dworów polskich w X I X w., Państw ow y In sty tu t Wydawniczy, W arszawa 1984, s. 292)

Książka Elżbiety K o w e c k i e j m agnetyzuje publiczność tytułem (salon i kuch­ nia), okładką (sypialnia), tem atem Opowiada o codziennym życiu zbiorowości, któ­ ra jeszcze w społeczeństwie II Rzeczypospolitej znajdow ała się u szczytu drabiny społecznej. Janusz Ż a r n o w s k i stwierdza, iż wysoki prestiż ziem iaństw a i a ry ­ stokracji m iał w tym czasie ch arak ter ogólnonarodow y2. W połowie lat czterdzie­ stych naszego stulecia ziemiaństwo na zawsze zniknęło z krajobrazu społecznego Polski, a słowo „dziedzic” przeszło do słownika archaizmów. Lecz pomimo upływu czasu potykam y się raz po raz o relikty szlacheckiej k u ltu ry również w naszej co­ dzienności.

Problem roli szlachetczyzny w kulturze i świadomości polskiego społeczeństwa X IX i XX w. był przedm iotem niejednej rozprawy. W yniki badań upowszechnia się poza kręgiem specjalistów. W ydawnictwa publikują stare i nowe opowieści o życiu „dobrze urodzonych” oraz liczne pam iętniki ziemiańskie, także z okresu mię­

dzywojennego. W ustabilizow anym ludowym państw ie można było sobie pozwolić i na reportaż o losach potomków arystokracji w PRL, który stał się, jak powiada Janusz T a z b i r , bestsellerem 3. Zaś na ostatnim Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich, w sekcji „Przem iany społeczeństwa polskiego” mówiono o konieczności podjęcia badań nad położeniem ziem iaństw a w latach okupacji, interesując się nie tylko „ostatnim i dniam i polskiego dw oru”, lecz także życiem tych jego m ieszkań­ ców, którzy po M anifeście PKWN zdecydowali się pozostać. „Bo jak się okazało, pisał jeden z nich w jubileuszowym 1974 roku, ważny był nie dom, w którym do­ biegły nas słowa M anifestu, ale ziemia, na jakiej został postawiony. A ziemia jest od tysiąca lat ta sam a” 4.

Jednej zatem rzeczy można być pewnym. Książka Elżbiety Koweckiej, której piętnastotysięczny nakład zniknął z księgarń tak szybko, że niejeden historyk pro­ fesjonalista nie potrafił zdobyć jej dla siebie, kształtow ać będzie wiedzę szerokiego ogółu o kulturze ziem iaństw a polskiego w X IX stuleciu bardzo długo. Tem at n ie­ prędko tra fi na w arsztat nowego badacza; dociekliwy i niebanalny historyk rzadko podejm uje się pracy świadom ie w tórnej. Wszystko to zwiększa wagę pytania: w ja ­ kim stopniu udało się autorce podnieść poziom wiedzy i dalszej dyskusji w obję­ tym przez nią obszarze.

K ultura ziem iaństw a — tem at to do badania trudny. Ziemiaństwo ukształto­ wane w klasę już po utracie niepodległości stanowiło ledwie 0,5®/o społeczeństwa i

1 T ytuł mego a rty k u łu pochodzi z książki Leszka D u n i n - B o r k o w s k i e g o , Parajiańszczyzna, W rocław 1972, s. 71.

2 J. Ż a r n o w s k i , Społeczeństwo Drugiej Rzeczypospolitej, W arszawa 1973, s. 289.

* J. T a z b i r , K ultura szlachecka w Polsce, W arszawa 1979, s. 236.

4 A. M a ł a c h o w s k i , P am iętnik współczesny, „K ultura” z 21 lipca 1974 r.

(3)

820 I R E N A R Y C H L IK Ó W A

nie więcej aniżeli W o szlacheckiego stanu. W połowie ubiegłego stulecia n a daw ­ nych ziemiach Rzeczypospolitej (bez zaboru pruskiego) miało być 28 600 rodzin „dziedziców”, w tym pewien odsetek właścicieli ziemskich obcego pochodzenia5. Tylko 22*/o ogółu dziedziców żyło stale w K rólestw ie Polskim i tylko 9°/o w G ali­ cji. Około 2/3 ziem iaństw a rozproszone było po zachodnich guberniach cesarstw a rosyjskiego. Po utracie własnego państw a klasa ziem iańska n ad al zajm owała w społeczeństwie pozycją hegemona mimo coraz wyraźniejszych symptomów degra­ dacji. Wiadomo też, że weszła w wiek X IX głęboko zróżnicowana. Można w tym względzie zaufać jeśli nie statystyce, to głosom samych ziemian, gdy piszą o środo­ wiskowej polaryzacji. W pierwszej połowie ubiegłego w ieku środowisko składało się z co najm niej czterech w arstw : 1. panowie z rodu i fortuny, 2. zamożna szlach­ ta „z fortuny za panów się m ająca” (czasami zwana półpankami), 3. szlachta śred­ nia, parowioskowa, 4. „szlachta drobniejsza, ani m ajątkiem , ani urodzeniem, ani wychowaniem się nie odznaczająca”, szlachta jednofolw arczna, najliczniejsza i sta­ le w liczbie rosnąca *.

Ze spraw am i tym i wiąże się rzecz zasadnicza w badaniu k u ltu ry m aterialnej, mianowicie wyraźne i jednoznaczne określenie zasięgu badanej zbiorowości oraz ułożenie kw estionariusza badawczego tak, aby uwzględniał oprócz wewnętrznego zróżnicowania klasy także odrębności regionalne oraz w pływ ciągłych zmian na bieg dziejów klasy i jej kulturę. Krótko mówiąc k u ltu ra m aterialna dworu pow in­ na mieć w ym iar społeczny, czasowy, regionalny.

Druga trudność to praktyczny problem opanowania źródeł. Była to bowiem k la­ sa „wyjątkowo źródłotwórcza”. Pozostawiła po sobie źródła niezm iernie bogate, ale i niekom pletne. Nierówno rozłożone w czasie i przestrzeni. Jak wymienione tru d ­ ności pokonała autorka? Przede wszystkim ograniczyła przedm iot badania. Zajęła się, jak mówi, pałacem i dworem.

Na dwór (lub pałac) można, moim zdaniem, spojrzeć z niejednego p u nktu widze­ nia. 1. Dwór — form a architektoniczna, odzw ierciedlająca k u ltu rę epoki i jedno­ cześnie zew nętrzna m anifestacja prestiżu, wyróżnik pozycji społeczno-ekonomicznej właściciela, 2. Dwór — centrum dyspozycyjne dóbr ziemskich i jednocześnie symbol feudalnej stru k tu ry społeczeństwa, 3. Dwór — miejsce życia i obsługi rodziny w łaś­ ciciela m ajątk u ziemskiego; pozycja mieszkańców dworu m anifestow ana jest poprzez przedm ioty zgromadzone we dworze (ich w artość funkcjonalną, artystyczną, pie­ niężną itd.) oraz styl życia, 4. Dwór — grupa społeczna, a więc rodzina właściciela, domownicy (krewni, rezydenci), klienci, oficjaliści i służba, 5. Dwór — ośrodek k u l­ tu ry i cywilizacji oddziałujący na społeczność lokalną, 6. Dwór — ostoja polskoś­ ci w epoce narodow ej niewoli, zwłaszcza na ziemiach zasiedlonych ludnością etnicz­ nie obcą.

Nie pretendując do wyliczenia wszystkich funkcji i cech dziewiętnastowiecznego dworu, powiedzmy od razu, że w książce Koweckiej nie ma odniesień do w ym ie­ nionych przeze mnie „dworów”, nie w ystępuje kw estia odmienności czasowych i regionalnych. Bo książka przedstaw ia „w zasadzie wyłącznie m aterialny byt okre­ ślonej klasy ludzi, zam kniętej do tego w ścianach domu” (s. 6). Z tym wszystkim historyczne pojęcie dworu-siedziby właściciela ziemskiego zostało zredukow ane do domu mieszkalnego, podczas gdy dwór aż do końca swego istnienia był przedsię­

5 I. R y c h l i k ó w a, Ziem iaństwo polskie 1772—1944. Dzieje degradacji klasy, „Dzieje Najnowsze” w druk a

T. B o b r o w s к i,. Pam iętnik mojego życia t. I, W arszawa 1979, s. 221. Inny pamięfcnikarz zwraca uwLgę na odmienności regionalne. Np. pod K rakow em dzie­ dzic na 1000 morgach, otoczony folw arkam i stumorgowymi, uw ażany był za obszar­ n ika (A. M y c i e 1 s k i, Chwile czasu minionego, K raków 1976, s. 10).

(4)

W S A L O N I E I W K U C H N I 821

biorstwem (rezerwatem) obejm ującym oprócz siedziby dziedzica: oficyny, stajnię cugową, wozownię z końm i wyjazdowymi, k u rniki zaopatrujące dw ór w nabiał, piwnicę, studnię, kordegardę itp. Do pałacu przynależał p ark i ogród owocowo- -jarzynow y. W prawdziwie pańskich dworach spotykam y jeszcze stajnię i wozownię dla „gościnnych” koni, oranżerię, zwierzyniec i psiarnię. Obok kom pleksu dwor­ skiego funkcjonow ał kompleks folwarczny, związany z gospodarstwem wiejskim , adm inistracyjnie oddzielony. W łaśnie w X IX stuleciu zmieniało się szybciej aniże­ li poprzednio nie tylko wyposażenie domu, liczebność, skład i styl życia jego miesz­ kańców, lecz także otaczająca dom „architektura ogrodow o-parkow a”. A właścicie­ le dworu przesiedli się z konnych ekwipaży, jakże różnorodnych, do wagonu kole­ jowego. Pod ko-niec zaś stulecia niejeden z nich zafundował sobie automobil, anga­ żując szofera na miejsce lub obok stangreta.

W róćmy wszakże do książki. Domowa codzienność została tu rozpisana na n a­ stępujące obrazy: I. „Posłuchajm y plotek i nieplotek”; II. „Rodzinny dom”; III. „Salon”; IV. „Co k ry ją inne pokoje”; V. „K uchnia”; VI. ,,»W co się bawić...«”; VII. „Ręczne roboty”; VIII. „Rachunki, rachunki...”

Opowieść rozw ija się n a 250 stronicach w zgoła niekonw encjonalnym stylu. Czytelnik ma wrażenie uczestniczenia w fascynującym widowisku „światło i dźwięk”. Język książki, przecież naukow ej, je st jakby odbiciem życia codziennego zbiorowoś­ ci, które toczyło się „lekko, łatwo i przyjem nie”.

Podstaw ę źródłową tworzą pam iętniki, poradniki gospodarstwa domowego, li­ te ra tu ra piękna, m aterialne zabytki przeszłości. A utorka świadom a jest niedostat­ ków tej kategorii źródeł. W pam iętnikach upiększona najczęściej przeszłość prze­ plata się z fikcją literacką, anegdotą, cyniczną plotką. P oradniki i tym podobne przekazy pouczają jak być powinno, a nie jak było. A utorka spróbow ała przew er- tować aż jedenaście zespołów podworskich zgromadzonych w AGAD. Jednak rezul­ ta t tej benedyktyńskiej kw erendy w postaci nielicznych okruchów rachunkow ych okazał się zadziwiająco m ierny.

N asuw a się pytanie kim byli bohaterow ie tej niezwykłej opowieści. W brew te ­ mu, co zapowiada tytuł, książka ukazuje codzienność jednego modelowego domu, jakby arystokratyczny pałac i ziem iański dwór zbudowany był z tej samej tkanki społeczno-kulturow ej.

Jeśli przyjąć, że k u ltu ra to „styl życia w danej epoce, w ynikający z określonej koncepcji tego życia, stanow iący praktyczną realizację na codzień panującej wów­ czas ideologii” (definicja Janusza Tazbira), mimo woli nasuw a się pytanie czy k u l­ tu ra pałacu i dw oru mogła być jednolita (w sensie ta sama) i czy mogła być jedno­ lita na całym obszarze byłej Rzeczypospolitej od epoki stanisław ow ksiej do końca XIX wieku.

Na podstawie zgromadzonego w książce m ateriału oraz znajomości źródeł spró­ bowałam zlokalizować siedziby oraz zidentyfikować ich właścicieli, by dla potrzeb w łasnych już badań odpowiedzieć na pytanie, jak i był stopień reprezentatyw ności przedstawionego domu, salonu, kuchni, sposobu życia. Przedtem jednak także od siebie parę przypom nień ogólnych.

K u ltu ra ziemiańska, rów nież doby porozbiorowej, to k u ltu ra w iejska. Jednakże sposób życia w arstw y, k tórą zajm uje się de facto książka, różnił się od prow incji szlacheckiej. Przedstaw iciele tej sfery należeli do „rządzących” i uczestniczyli w życiu publicznym. W każdym razie w Księstwie W arszawskim i K rólestw ie Kon­ gresowym, w Galicji doby autonom icznej, na tzw. ziemiach zabranych, zanim znie­ siono sam orząd szlachecki. Niosło to ze sobą konieczność spędzania czasu w m ieś­ cie. Siedziby w iejskie tej w arstw y społecznej nie były więc bez przerw y zam

(5)

ieszka-822 I R E N A H Y C H L IK O W A

ne. Styl życia arystokracji i ziem iaństwa musiał pociągnąć za sobą różnice w zakre­ sie k u ltu ry m aterialnej, choćby z powodu dysproporcji w dostępie do k u ltu r y 7.

Spójrzm y teraz, czyje rezydencje złożyły się na modelowy pałac, podziwiany przez nas w książce. I tak spośród rezydencji miejskich: w arszaw skie pałace Czar­ toryskich, Potockich, Lubom irskich, Zamoyskich, Ostrowskich, Paca, Wincentowej Tyszkiewiczowej (bratanicy Stanisław a Augusta), A netki Potockiej (wnuczki kró­ lewskiego brata), Pałac pod Blachą ks. Józefa, dom Kickich — rodziny wyniesio­ nej do możnych za Stanisław a Augusta oraz krakow ski pałac Potockich — Pod Ba­ ranam i. Spośród siedzib w iejskich tw orzyw a dostarczyły: Puław y i Sieniaw a Czar­ toryskich, Łańcut ks. m arszałkow ej Lubom irskiej (potem Potockich), Jabłonna P o ­ niatow skich (potem Potockich), Krzeszowice Potockich, Rogalin Raczyńskich, K ór­ nik Działyńskich, Nieborów Radziwiłłów, Sław uta i Gum niska Sanguszków, Szpa­ nów i Międzyrzec na W ołyniu Steckich, Romanów Ilińskich, Dubno Lubom irskich, Daszów Potockich, Zarzecze M agdaleny M orskiej, W arkowice Młodeckich (właści­ cieli m iasta Brody). Wreszcie pałac w Siennikach („małe arcydzieło pochlebiające miłości w łasnej”) opisany przez pozbawioną m itry córkę właścicielki pałacu. A jed­ nak również W irydianna Fiszerowa kreśląc „panoram ę przeżytego przez siebie ży­ cia” nie daje w końcu innego obrazu świata, jak ten, w którym żyła — „pierwszych panów naszej dzielnicy” (Wielkopolski — Raczyńskich, Działyńskich, Kwileckich) oraz pierwszych salonów W arszawy, z królewskim i prym asowskim na czele8.

Jeśli chodzi o zbiorowość przedstaw ioną w książce, to fortuna jej była tak po­ tężna, że właściciele jej nie utracili uprzyw ilejow anej pozycji na szczycie hierarchii społeczno-m ajątkowej i nie ustąpili pola ziemiańskim nowobogaczom, mimo k a ta ­ strofy rozbiorów, przejściowych sekw estracji dóbr przez zaborców, zniszczeń w y ­ wołanych kam panią napoleońską, złej koniunktury europejskiej lat 1807—1815, k ry ­ zysu lat dwudziestych, pomimo „konkursów, eksdywizji i kollokacji”, które odcięły niejednem u z nich spore obszary ziemi na rzecz wierzycieli. O pozycji społecznej grupy decydowały zasoby m aterialne, ale również koligacje i w ynikające stąd w p ły w y 9. Mieszkańcy zaludniający „pałac” opisany w książce tw orzyli więc au ten ­

7 Zwłaszcza w drugiej połowie X IX w. i w Galicji m iała m iejsce „ucieczka” ziem iaństwa do miast, najczęściej pod pozorem kształcenia dzieci. M ajątek w ydzier­ żawiano, pozbywając się kłopotów z jego prowadzeniem. S. K o ź m i a n , L isty o Galicji do Gazety Polskiej 1875—1876, K raków 1877; W. D z i e d u s z y c k i , Listy ze w si, Lwów 1889, s. 152—155.

8 W. F i s z e r o w a , Dzieje m oje własne i osób postronnych, Londyn 1975, s. 178. 9 Spójrzm y jakim i więzami rodzinnym i były ze sobą powiązane tylko te dwie generacje, przy czym idzie mi o bliski stopień pokrew ieństw a między fam ilianta- mi. A więc Czartoryscy z Puław byli spokrew nieni z księżną m arszałkow ą Lubo- m irską, z domem ordynatów Zamoyskich, Sapiehami, Sanguszkam i ze Sławuty. Po­ toccy z Krzeszowic, W ilanowa, Ł ańcuta (wnukowie ks. m arszałkow ej Lubom irskiej) z Czartorysikimi z Puław i K lew ania, z C zartoryskim i koreckim i, Branickim i z Bia­ łej Cerkwi, Potockimi z Daszowa (linia Stanisław a Szczęsnego Potockiego), Lubo­ m irskim i z Dubna, Sanguszkam i ze Sław uty. Radziwiłłowie z Nieborowa z C zarto­ ryskim i klew ańskim i oraz ze Steckim i ze Szpanowa i Międzyrzecza na Wołyniu. Jednocześnie Steccy z Lubom irskim i z Dubna. Radziwiłłowie z Berdyczowa („Żer- m uńscy”) z Czartoryskim i z Klewania. Ogińscy z Czartoryskim i. Raczyńscy z Ro- galina z Lubom irskim i z Dubna oraz Potockim i tulczynieckimi. Teresa H enrykowa Lubom irska (pani na Przeworsku) i Józefina Alfredowa Potocka (pani na Łańcucie) to rodzone siostry (Czartoryskie koreckie). Trzecia z sióstr była panią na Gumnis- kach Sanguszków. Z kolei H enryk Lubom irski z Przew orska i Józef Lubom irski z Dubna to stryjeczni bracia. M agdalena z hr. Dzieduszyckich hr. Morska (właściciel­ ka Zarzecza, o którym tyle w książce E. К o w e c k i e j) to rodzona ciotka Tytusa hr. Działyńskiego z K órnika, ożenionego z Celestyną Zamoyską córką ordynata. Ce- leątyna Tytusowa D ziałyńska i Jadw iga Leonowa Sapieżyna to rodzone siostry Za­ moyskie. To w tej w arstw ie żeniono się tak często za dyspensą papieską, gwoli utrzym ania fortuny i splefidoru rodu. Np. M arceli Lubom irski z Dubna z siostrą stryjeczną Jadw igą Jabłonow ską. Adam Potocki z Krzeszowic z K atarzyną

(6)

Branic-W S A L O N I E I Branic-W K U C H N I 823

tyczną wspólnotę rodzinną i tow arzyską, o jednolitej kulturze, obyczaju, m entalnoś­ ci. Również problem granic zaborowych w tym środowisku n ie is tn ia ł10.

Należy powiedzieć jasno jeszcze jedno. A utorka objęła gruntow nym badaniem życie tylko dwu generacji: pokolenia doby stanisław ow skiej i doby rom antyzm u (okres K rólestw a Kongresowego i później). Nie roczniki urodzenia m am na myśli, ale wspólnotę doświadczeń historycznych, świadomość historycznego zadania, po­ czucie przynależności do danego pokolenia, model życia. Nie jest dotąd, jak sądzę, zbadane życie ziem iaństw a w drugiej połowie stulecia, aż do zejścia klasy z w i­ downi historycznej.

Oczywiście w książce wspomina się nieraz, iż „dom” zmienił się, głównie pod wpływem wzorów płynących z salonów F rancji i Wielkiej B rytanii. Zwyciężyła w nim wygoda, dobry smak, perm anentna i powszechna edukacja kulturalna. Niemniej obie epoki istnieją w książce jakby jednocześnie. Czytelnikowi niełatw o określić, w jakim domu aktualnie się znajduje — w staropolskim czy „modnym ”. Dysproporcje kulturalne, geograficzne i środowiskowo rozmieszczone, są trudno uchwytne.

Z tym wszystkim jest to dom, niezależnie od intencji autorki, ahistoryczny. Zie­ m iaństwo przechodziło już w pierwszej połowie XIX wieku gw ałtow ną ewolucję. Jej widocznymi oznakami były: „zbiednienie salonu i stołu, obniżenie standardu ży­ cia, zmierzch pewnego typu świetności” u . Stało się to w skutek zewnętrznych uw a­ runkow ań rozwojowych lecz także nieum iejętności przystosowania się do nowych, zmiennych w arunków oraz życia ponad stan. Tak czy inaczej zm ieniła się jakość życia w sensie obyczaju oraz poziom, jak dziś byśmy tryw ialnie powiedzieli — sto­ py życiowej. Świadomość tych przem ian czytelna jest we wszystkich pam iętnikach X IX stu le c ia 12. O zilustrow anie tych przem ian w w arstw ie m agnacko-arystokra- tycznej poprośmy na przykład Eustachego Tyszkiewicza. Około 1840 roku tak pisał: „pan starodaw ny opiekował się mniej m ajętnym i od siebie, ażeby ich do swojej dy­ nastii przywiązać i m oralnie w swój inw entarz zapisać. Uposażał wysłużonych do­ mowników i ich rodziny, młodzi szlacheckiej daw ał protekcję, dozwalając im trzy ­ mać się klam ki pańskiej z praw em szkoły obyczajowej na k o b ie r c u .--- Ludzi zdolnych swoim kosztem wysyłał do Królewca lub Gdańska dla doskonalenia się w

kunsztach i naukach, m iał zawsze wybornych m ajstrów na dworze swoim. Jeździł zwolna w sześciokonnej karecie otoczonej pajukam i, z excytarzem w bocznej kie­ szeni. Taki p an z panów m ajestatycznie g rz e c z n y --- skrupulatnie i z dziwną sa­ tysfakcją smokał ręce fioletow ą rew erendą opromienione, a do przyzwoitości jego dygnitarskiej należała kapela i w iw atow i trębacze, oraz częste zjazdy nieprzeliczo­ nych gości i codzień duża ciżba księży, dworskich i rezydentów siadających na sza­ rym końcu stołu. —1— A pan dzisiejszy czemże różni się od dawnego? O, pan dzi­ ką z Białej Cerkwi. Leon Sapieha z K rasiczyna z Jadw igą Zamoyską. W ładysław Sanguszko z Gumnisk z Izabellą Lubom irską z Przew orska, Feliks M ier z Agniesz­ ką M ierówną itd. Także w następnym pokoleniu Potoccy z W ilanowa i Potoccy z Łańcuta łączą się z domem B ranickich z Białej Cerkwi. O eugenice wielkich laty- fundiów pisał W. K o n o p c z y ń s k i , K iedy nami rządziły kobiety, Londyn 1960,

s. 89.

10 Por. Sz. R u d n i c k i , Działalność polityczna polskich konserw atystów 1918— —1926, W rocław 1981, s. 14; J. B a r d a c h , Z dziejów m entalności feudalna-konser­ w atyw nej, PH t. LXVIII, 1977, z. 1, s. 110—114; R. K o ł o d z i e j c z y k , Jan Bloch (1836—1902), W arszawa 1983, s. 280—290. Na kosmopolityczny styl życia ary sto k ra­ cji zw raca uwagę J. Ż a r n o w s k i , op. cit., s. 283.

11 B. G r o c h u l s k a , Księstwo W arszawskie. K ontynuacja i rozwój, [w:] „Kon­ frontacje Historyczne”, pod red. B. L e ś n o d o r s k i e g o , W arszawa 1971, s. 38.

12 Przem iany te przedstaw ił ok. 1840 r. Eustachy Tyszkiewicz, charakteryzując typ pana staropolskiego i pana „dzisiejszego”. (E. T y s z k i e w i c z , Obrazy domo­ wego pożycia na L itw ie, Wilno 1844, s. 153—155). Stanisław ow ski styl życia ponad stan porzucają najszybciej ziem ianie W ielkopolski. (K. M o r a w s k i , W spomnienia z Turw i, K raków 1981, s. 20); M. M. z Radziwiłłów Franciszkow a P o t o c k a , Z moich wspom nień, Londyn 1983, s. 68.

(7)

824 I R E N A R Y C H L IK Ó W A

siejszy to zupełnie co innego. On nowo narodzonym książątkom daje zwyczajnie pięć lub siedem imion na chrzecie świętym, z żoną żyje tylko dla oka ludzkiego, bo posagu JO Pan na gwałt potrzebował, paznokcie najstaran n iej utrzym uje, buduje rezydencjonalny pałac i do śmierci go wykończyć nie może. Sam je obiad o szóstej wieczorem. Z kam erdynerem i z żoną ipo francusku, z córkam i zwykle po angielsku rozm awia. Szlachcicowi ledwie głową kiwnie, Żydka za rękę ściska, bo tylko ceni w artość osobistą. Ckliwo grzeczny, powinien zawsze piastować jakiś urząd przy- dworny, koniecznie mieć pedogrę i tyle długów, że sam nie m ając czasu zajmować się tą bagatelą, adresuje kredytorów do swojego sekretarza, sekretarz do plenipo­ tenta, plenipotent do kasjera, a k asjer do wszystkich diabłów ich odsyła. Dzisiej­ szego pana praw dziw e i niezaprzeczone dostojeństwo stanowi, gdy się wścibi w po­ czet herbowych i utytułow anych rodzin, w jakim ś zagranicznym kalendarzyku. Zawsze niezdrów i znudzony, ubiera się kuso, z kiepska po w ęgiersku, bo tak w Anglii się u b ierają”.

Dom przypom inający pierwszy autorka nazywa staropolskim . O gospodarzach domu staropolskiego powiada, iż byli to na ogół ludzie „nie przesadnie w ykształ­ ceni, ale za to dość zaradni, pobożni, szczerzy, serdeczni, w ierni w przyjaźni, a prze­ de wszystkim gościnni, ową gościnnością aż nieraz przesadną, podziwianą przez cu­ dzoziemców, którą szeroko słynęły polskie domy” (s. 20).

P raw dą jest, że wymienione tu w artości k u ltury ziem iańskiej nie zniknęły w XIX wieku. Dom modny przechował, bywało, tradycje i sentym enty domu staro­ polskiego. Dom m odny doby rom antycznej także m yślał sercem. W arto jednak p a ­ miętać, że opisane przez współczesnych domy należały na ogół do ich ojców lub dziadów, „kiedy u nas więcej chleba i p ieniędzy"1S. W takich domach „Jaśniel Wielmożnych”, bo nie tylko „urodzonych”, starczało chleba dla dworu złożonego z setki i więcej osób, dla rzesz rezydentów, panien w ypraw nych i respektow ych, p a ­ nien aptecznych i kaw iarek, dla dworskich kozaków, pacholików, „własnej m uzy­ ki” 14, nie mówiąc o pieczeniarzach, których jedynym obowiązkiem było „bawić p a­ na”. W takich domach jeszcze na początku stulecia kuchm istrz „ d a w n e j d a t y

[podkreślenie I. R.] wszystko n a inny kolor farbując — ażęby dania rozpoznać nie można było — gdy w codziennym stole podaw ał zupę, zawsze w wazie jakby na staw ku pływały drobne z ciasta m isternie upieczone kaczki i takiż Strzelczyk pły­

wał n a czółenku” 15.

Obfitość zabiegów wokół podniesienia atrakcyjności salonu i kuchni pokazana w książce jest imponująca. M iejscami jednak nie dostaje w tej książce krytycyzm u wobec zgromadzonych inform acji. Na przykład niedźwiedzie, które podają do stołu na dworze K arola Radziwiłła Panie Kochanku, popisy taneczne z niedźwiedzicą in ­ nego litewskiego pana, „wilki i niedźwiedzie przy kuchni n a łańcuchu hodow ane” to nie pierwsza połowa X IX w. (o czym s. 119). To raczej dziwactwa, indyw idualne upodobania kresowych królików, a nie norm a obyczajowa, przeciętność doby ośw ie­ ceniowej, o lokalnej, litew skiej odm ianie >ł.

15 E. T y s z k i e w i c z , op. cit., s. 21.

u Takie własne kapele mogli sobie zafundować jedynie m agnaci doby ośw ie­ ceniowej tej m iary co Karol Radziwiłł, Czartoryscy z Puław , Sułkowscy z Rydzy­ ny, Paw eł Sanguszko, Stanisław Lubom irski, Michał Lubom irski, Józef Ossoliński, Stanisław M ałachowski, Michał Kleofas Ogiński, Ja n Klemens Branicki, Wacław Rzewuski, Antoni Tyzenhaus, Józef Mycielski. W następnej epoce ograniczano się raczej do domowego, am atorskiego m uzykowania, obyczaj ten kultyw ując przez ca­ ły w iek XIX.

15 E. T y s z k i e w i c z , op. cit., s. 62.

■16 Być może był to przejaw wpływów Wschodu w kulturze szlacheckiej. Lele­ wel opisując pałac w S tarei Wsi na Podlasiu (posagowy hr. Jezierskiej wydanej za ks. Golicyna) inform uje: „ їа іа с , którego zdobi kolosalna statu a M atki Boskiej, w nim mieszkanie księcia na dole, pokój z bilardem , drugi za nim do przyjęć, z tego

(8)

v

W S A L O N I E I W K U C H N I 825

Wiele szczegółów w książce pochodzi z „Obrazów domowego pożycia na L it­ wie”. W ykorzystano tu także, i słusznie, opis m agnackiej Kazimierzówki, aliści bez zasadniczej uwagi autora tych „Obrazów": „zmieniły się czasy, Kazimierzówka ucierpiała wiele przez wojnę, dobiła ją exdywizja, i w takim to stanie wiek X IX ją zastał” 17. Osobiście w ątpię, by właściciela Kazim ierzówki z lat czterdziestych X IX w. stać było na prowadzenie dworu dziada — kasztelana województwa troc­ kiego i ojca — instygatora, gdyż on sam znajdow ał się w grupie obyw ateli powiatu, pozbawionych bezpośredniego uczestnictwa w wyborach szlacheckich, nie posiadał już bowiem wymaganego m inim um 100 dusz podatkow ych1S.

Ową Kazimierzówkę można podnieść do rangi symbolu. Pełno jej w pam iętni­ kach epoki, w korespondencji władz i pryw atnej. Prasa publikuje ogłoszenia o sprze­ daży, dzierżawach, licytacjach fortun należących do arystokratycznych „lekkiewi- czów” oraz ziem iaństw a „chorego na państw o”.

Oczywiście „domy staropolskie”, w których żyło się „dworno i ludno”, przy stołach zastawionych bez przerw y, można było spotkać także w pierwszej ćwierci ubiegłego wieku, w każdym razie przed 1830 r. W jednych rejonach żyło się gorzej, w innych całkiem nieźle, ja k na przykład w Rzeczypospolitej Krakow skiej w la ­ tach 1815—1830. Bo jak pam iętnikarze notują, „może w całej Europie nie było szczęś­ liwszego zakątka od ówczesnego K rakow a” 19. Przede w szystkim „powszechna ta ­ niość” oprócz innych lokalnie korzystnych okoliczności pozwalała arystokratycznym salonom krakowskiego Faubourg St. G erm ain (określenie H enryka B a r y c z ą ) w y­ dawać słynne bale kostium owe (w 1828 r. A rtu r Potocki rozesłał na swój bal sie­ dem set kilkadziesiąt zaproszeń), urządzać kaw alkady, sziichtady, spacerowe kon­ woje, .nie mówiąc o obiadach, herbatach itp. I naw et „wszyscy ci, którzy pobierali 6000 zł poi. pensji, jak senatorowie, sędziowie apelacyjni i profesorowie U niw ersy­ tetu mogli żyć dostatnio i od czasu do czasu wieczorki w ypraw iać” 20.

Bardzo bogaci ziem ianie orm iańskiego pochodzenia, grom adzący m ajątki ziem­ skie, kapitały, akcje, tereny budow lane we Lwowie, mogli sobie pozwolić również i w latach trzydziestych na takie im ieniny jak W aleriana Krzeczunowicza: „wtedy sto osób, samych mężczyzn, chodziło po gościnnych salonach, niektórzy po parę dni bawili, polując w dzień, wieczorami zaś grając w k a rty ”. Lecz po opisie tym n a­ stępuje ta sama co zawsze uw aga: „dobrobyt był w k raju , o nędzy takiej jak dziś i słychać nie było” 2I.

Niew ątpliw ie również na prow incji szlacheckiej przed 1830 i parę lat po 1830 roku, pomimo złej koniunktury („brak in traty i w ielkie w ydatki”) bywały rezy­ dencje karm azynow ej szlachty, w których „po 30 osób siadało co dnia do stołu, do drugiego znowu bezlik służebnych panien, sierot, wychowanek — nadzorczyń i re­ spektowych upierzyć” и . Było „rojno i dw orno”, bo służba praw ie nic nie kcszto-■ w ejście do sypialnego, strzeżonego przez pysznego czarnego niedźwiedzia, znamię --- Moskwy” {Prot L e l e w e l , Pam iętniki i diariusz dom u naszego, Wrocław 1966,

s. 435). Z drugiej strony nie zbywało arystokratom na ekstraw agancji także w dru­ giej połowie XIX w. Np. W iktor hr. Baworowski, fundator muzeum, jeździł w wie­ ku młodzieńczym ulicam i Lwowa na wielbłądzie. Lecz pretendenci do spadku po nim uznali to później jako jeden z objawów choroby umysłowej (Biblioteka A ka­ dem ii Nauk USSR we Lwowie, Zbiór Baworowskich [dalej cyt.: BAN USSR], rkps

1545).

17 E. T y s z k i e w i c z , op. cit., s. 11.

11 T e n ż e , Opisanie pow iatu borysowskiego pod w zględem statystycznym , Wil­ no 1847, s. 3—11.

19 S. i S. M i e r o s z e w s c y , W spomnienia lat ubiegłych, K raków 1964, s. 77. 20 Tamże.

K. K r z e c z u n o w i c z , Historia jednego rodu i dw u em igracji t. I, Londyn 1973, s. 87. Chodzi o im ieniny w Bołszowcach w 1836 r., które opisał E. B e r z e v i - c z i, Zapiski rekonwalescenta, Lwów 1892.

(9)

826 I R E N A R Y C H L IK Ó W A

wała. Bo aspirujący do posady lokaja, kuchty, stróża „bezpłatni aspiranci”, nierzad­ ko z przymiotem szlachectwa, zadow alali się czeladnym stołem i podpiwkiem w oczekiwaniu na aw ans w hierarchii służby dworskiej. Mięso rzeczywiście mogło leżeć w otw artej komorze i „kto był głodny, k ra ja ł sobie kaw ał”. Tylko, że „mięsa do­ starczali właśnie Zydkowie — drób szedł z danin, ryba z jezior, sadzawek; przed m arszałkiem stali co dnia chłopi z rakam i i pękam i błotnego p tactw a” “ . Były to bowiem czasy, gdy dwór „pławił się w pańszczyźnie”. Gdy za pańszczyznę prano bieliznę naw et dworskim oficjalistom i za pańszczyznę myto podłogi i sprzątano, dostarczano opału itd .24. Gdy osep owsa od poddanych pozwalał na karm ienie za­ przęgów przybyw ających do dworu gości.

Z drugiej wszak strony, w czasach o których mowa, mnożą się paradoksy w iel­ kiego św iata. Obok m agnackich gestów, jedzenia i picia „do odw ału” — przesadna oszczędność, gdy trzeba było wyłożyć gotowy grosz, zwłaszcza w mieście. Oto in­ strukcja m arszałka dworu ks. Jabłonow skiej przew idyw ała posiłek dla służby dwa razy w dzień, w ściśle określonych godzinach oraz kary za „w yjadanie z półm i­ sków, gdy te schodziły do kuchni z pańskiego stołu” 25. Oto szesnastoletni panicz z hrabiow ską koroną udaje się w 1826 r. na nauki do Lwowa, „ubrany dziwacznie”, w podartych butach, z kieszonkowym 10 fl. miesięcznie. „Zmuszony piechotą cho­ dzić na wieczory, często podm alow uje skarpetki atram entem , by mniej raziły dziu­ ry w butach”. Zastaw ia i w ykupuje, by zinów zastawić, trzy swoje skarby — strzel­ bę, zegarek i dykcjonariusz Lindego 2β. Inny hrabicz całą młodość jad ał przeważnie kaszę i smak masła poznał dopiero w wieku dorosłym 27. Z kolei K arol Brzostow­ ski, właściciel latyfundium koło Augus-towa (przeszło 20 tysięcy morgów, przeszło 20 wsi) snuje opowieść o swoim biedowaniu po 1820 roku: „Jedząc kartofle, które on [jedyny służący — I. R.] przypraw iał, mogłem żyć, ale oficjalisty do pomocy przystojnie utrzym ać nie było podobieństwa. Dzień n a roli traw iąc, przy błonce wieczorami pisząc, załatw iałem interesa zbyt trudne, gdy ani na wyjazdy, których rozrzucone interesa wymagały, ani naw et na porto od listów nie m iałem funduszu. Wizyt sąsiadów unikałem , bo nie m iałem ani czem przyjąć, ani na czem posadzić, ani stołka, ani owsa, ani obiadu, ani świecy” 2S.

Nie ma sensu mnożenie ilustracji odmiennego niż w książce stylu życia zie­ m iaństw a polskiego w ogólnie biorąc ciężkich czasach przed 1830 rokiem i zaraz po nim. Ale n ie od rzeczy będzie przypomnieć, iż także wybujałość życia tow arzyskie­ go przedlistopadowych salonów arystokracji K rólestw a Polskiego została stłumiona. Nie przetrw ał upadku pow stania dom puław ski i parę innych, które chciały mu do­ rów nać blaskiem i znaczeniem. A jak wyglądały opuszczone i zaniedbane siedziby w iejskie w Galicji, dokąd zmuszeni byli udać się Czartoryscy. Działyńscy i skazani na śm ierć cywilną W ładysław i Zdzisław Zamoyscy (uczestnicy powstania) dowie­ dzieć się można z obfitej korespondencji w zbiorach C zartoryskich w Krakowie oraz w archiw um sapieżyńskim we Lwowie. Nieco inform acji o tym także w starej roz­ praw ie M. K u k i e 1 a 29.

2:1 Tamże, s. 79.

24 W dobrach wołyńskich Leona Sapiehy zabroniono tego rodzaju praktyk do­ piero w 1849 r. (Polskie instruktarze ekonom iczne t. II, wyd. S. P a w l i k , K raków

1929, s. 159).

25 BAN USSR, Zbiór Ossolińskich, rkps 575, k. 34—37. M L. J a b ł o n o w s k i , op. cit., s. 101.

эт A. M y c ^ e l s k i , op. cit., s. 39. Mowa o młodości ojca i stry ja pam iętnikarza, których „m entor bił skórzanym pasem do krw i i nie pozwalał n a śniadanie jeść m asla”. Zaś kam erdyner w ołał ich na obiad okrzykiem: „Panowie, na kaszę”.

28 Cytowane za H. Z a w i s t o w s k ą - Z a c h a r e w i c z , Działalność społeczno­ -gospodarcza i oświatowa Karola Brzostowskiego ze Sztabina koło Augusiowa, [w:] Studia i m ateriały do dziejów Pojezierza Augustowskiego, Białystok 1967.

29 M. K u k i e l , Banicja iks. A. Czartoryskiego i katastrofa Puław, KH r. XLIV, 1930. s. 473—491. 1

(10)

W S A L O N IE I W K U C H N I 827

W dobie polistopadowej wielki św iat począł zamykać się sam w sobie, b y n aj­ mniej nie z powodu ograniczeń m aterialnych. Pojaw iły się w nim w ew nątrzśrodo- wiskowe różnice, hierarchiczność, spetryfikow ane dystanse. S tara arystokracja ro ­

dowa uważała się za odrębną kastę. Oprócz „królew iąt” w yróżniano stare, „zwie­ trzałe m itry”, które utraciły znaczenie i wpływy, nową arystokrację, czyli kiepskich grafów, arystokrację z tytułam i za usługi zaborcom (grafowie kopertow i i grenz-gra- fowie), hrabiów „po żonie”, wreszcie ćw ierćhrabiów — z tytułu rozmiarów fo rtu ­ ny 30. Słowem sytuacja stopniowo dojrzew ała do stanu, w którym , jak pisze M e y ­ s z t o w i c z , „Rostworowski z góry patrzył na Baworowskiego, S karbek na Fredrę, a Lubomirscy, Sapiehowie, Potoccy czuli się n a szczytach wlobec wszystkich in ­ nych’' 31. Żyoie towarzyskie, kultu raln e nabiera cech parafiańszczyzny, obśmiewa- nej nie tylko przez Leszka D u n i n - B o r k o w s k i e g o . Pojaw ia się now y w y­ różnik wielkiego św iata — pańskość w sposobie bycia, a naw et w w yglądzie32. Ale i w stopie życiowej tak wysokiej, iż po dawnemu można było sobie pozwolić na przykład na karm ienie gościnnych sług i koni. Była to, jak powiada Tadeusz Bo­ browski, „ostateczna pieczęć pańskości” **.

Siady tych przem ian można odnaleźć naw et w kw estii obiadów proszonych. Najwyższa arystokracja i nie mniej wysokie sfery finansow o-bankierskie Rzeczy­ pospolitej Krakow skiej dawały już przed 1830 r. obiady na 12, a najwyżej na 18 osób. I nie obawa kosztów, ani szczupłość mieszkania, „ale w stręt do wielkich obia­ dów, stanowiły powód, dla którego te domy wolały poprzestać n a dawaniu m niej­ szych obiadów” 34.

Do ówczesnych paradoksów ziemiańskiego św iata należy pojawienie się we dworach nieznanej przedtem postaci egzekutora podatkowego, którego trzeba było poić i karm ić nieraz tygodniam i. A także obok iście wschodniej w ystawnośai od św ięta niechlujstw o życia codziennego — owe „mycie się z ręk i” ®, kołtun u 10°/» szlachty galicyjskiej M, p araw an w jadalni, za który biegało się za potrzebą w cza­ sie przyjęcia i to w domu, gdzie stałym gościem był m.in. Jan Paw eł Woronicz, po­ eta i członek-założyciel Tow arzystw a Przyjaciół N a u k O b o k magnackiego gestu 30 A. M y c i e l s k i , op. cit., s. 72—79; T. B o b r o w s k i , op. cit., t. I, s. 96; K. K r z e c z u n o w i c z , op. cit., g. 62; Κ. C h ł ę d o w s k i , P am iętniki t. I, Wrocław

1951, s. 37.

31 W. M e y s z t o w i с z, To co trwale, Londyn 1974, s. 104.

32 Ani m ajątek, ani tytuł, ani historyczność nazw iska nie zapewniały w stępu do najwyższej arystokracji. Koniecznym, dodatkowym w arunkiem był wielkopański styl, „wrodzony arystokratyzm w sposobie bycia i zachow ania” (A. M y c i e l s k i , op. cit., s. 73 m.). Zdaniem J. J e d l i c k i e g o bariery stanowe w Królestwie Pol­ skim „były bez w ątpienia mniej sztyw ne” aniżeli w Galicji i za Bugiem. Konflikt m iędzy pałacem i dworem m iał „podłoże raczej kulturow o-tow arzyskie niż społecz­ ne” (J. J e d l i c k i , Szlachta, [w:] Przem iany społeczne w K rólestw ie Polskim 1815— —1864, Wrocław 1979, s. 53).

33 T. B o b r o w s k i , op. cit., t. I, s. 270. Jednocześnie publicystyka i literatu ra upowszechnia nowe k ry teria prestiżu: gospodarność, oszczędność (R. C z e p u 1 i s - - R a s t e n i s , Wzór obywatela ziem skiego w publicystyce K rólestwa Polskiego, [w:] Tradycje szlacheckie w kulturze polskiej, Wairszawa 1976, s. 55—74).

"4 S. i S. M i e r o s z e w s с y, op. cit., s. 79.

35 K. C h ł ę d o w s k i , P am iętniki t. I, s. 58. P am iętaikarz tak to przedstaw ia: „w wykształconych naw et klasach myto twarz, biorąc wodę do u st i z ust ją do­ piero rękam i po tw arzy rozprow adzając”.

36 BOss., rkps 1824, k. 166. Co do ánnych rejonów : „o k ołtunie mówi się, że na Wołyniu i U krainie między gminem ma się jak 2 i 3 do 10, m iędzy szlachtą jak 2 do 20 lub 30” (tamże, s. 164). Na początku XIX w. kołtun m iew ały również osoby z najwyższych szczytów społecznych, np. hetm anow a Kossakowska. J. S ł o j e w s к i, K ultura i ludożerstwo na Litw ie, „Tu i Teraz” 1985, n r 1.

m S. i S. M i e r o s z e w s c y, op. cit., s. 201. O wynoszeniu „jenerałów ” podczas obiadów na zamku w Łańcucie (do końca X IX w. był nie skanalizowany) wspom i­ na Elżbieta Romanowa Potocka (Z. K o s s a k o w s k a - S z a n a j c a , B. M a j e

(11)

w-828 IR E N A R Y C H L IK Ó W A

— „skąpstwo do sknerstw a posunięte” i to w najbogatszych domach epoki — u księżnej m arszałkowej Lubomirskiej z Ł a ń c u ta 3S, Józefa Lubomirskiego z D u b n a39, Aleksandry Branickiej z Białej C e rk w i40, Jadw igi z Zamoyskich S apieżyny41 czy Anetki z Tyszkiewiczów Potockiej (Wąsowiczowej).

O tym , jaki był jej salon w W arszawie, pisze Elżbieta Kowecka. Ale o tym jak prow adziła salon w Krakowie po pow staniu listopadowym opowiada Sobiesław hr. Mieroszewski: „K raków i jego tow arzystw o było za m ałą sceną dla tej w ielkiej pa­

ni. Więc też m niem ała, że czyni łaskę temu, komu dozwoliła przestąpić próg swego s a lo n u .--- Choć kolosalnie bogata, skąpa była tak dalece, iż jeśli, kto wziął z półm iska więcej niż to, co było odmierzonym na jedną osobę, pani Vv'ąsowieżowa spojrzała nań gniewnie, jak b y go przeszyć chciała swym w zrokiem ” ,г.

Zresztą, także do innych salonów w kraczała wówczas atm osfera „audiencjonal- nego gabinetu” dla wyższego tow arzystw a. Staw ały się one „jako przedpokój, w k tó ­ rym przyjm owano czołobitny półśw iatek”, powie inny pam iętnikarz, również do chudopachołków nie zaliczany 43 Z czasem coraz bardziej kosmopolityczny try b życia panów polskich „z pretensją wyższego tonu europejskiego”, ich świadomość przy­ należności do „białej m iędzynarodów ki”, wywoływały pełne wrogości atak i ziem iań­ stw a. Na przykład Stanisław Szczepanowski wzywał w „Nędzy G alicji”: „Wymieć­ m y śmieci... Pozostawmy ich na drodze do Monaco”.

Tyle o salonach. A kuchnia? Opis kuchmi w książce E. Koweckiej jest po pro­ stu pyszny. Nie powinno co praw da dziwić bogactwo gastronom icznej codzienności, w czasach, gdy zdaniem samych współczesnych „brzuch był przedm iotem szczegól­ nego zajęcia” i wciąż żywe były tradycje „garkuchmi rozrzutników ” 44. Lecz, że w opisie przeważa m ateriał czerpany z książek kucharskich, stąd nie um niejszając wagi źródłowej tych relacji, pytam y czy i gdzie ta niew ątpliw ie w ysoka k u ltu ra stołu weszła na trw ałe do k u ltury dnia codziennego. Założenie autorki o dużej po- czytności książek kucharskich, przepisów, poradników itp. budzić może wątpliwości, zważywszy m ałą ogólnie biorąc dostępność książki, handel książką taki jak go przedstaw ia np. Ludwik Jabłonow ski (raz w roku w ędrow ny kram arz zajeżdżał przed d w ó r)45, trudności zdobycia korzeni itp. przypraw , (gdy ustał handel z G dań­ skiem), analfabetyzm kucharzy i kucharek z dworów ziemiańskich, wreszcie pustą sakiewkę uniem ożliwiającą najem kuchm istrza naw et na specjalne okazje. Wiele nowych potraw mogło się pojawić wyłącznie w najbogatszych domach, jak np. wspom niane „ostrzygi” na galowym obiedzie na cześć A leksandra I (s. 160); w ydał go w końcu Tomasz O strowski — prezes senatu K sięstw a W arszawskiego i K ró­ s k a - M a s z k o w s k a , Zam ek w Łańcucie, W arszawa 1964, s. 118 n.). Faktów tych nie należy uogólniać. Znane mi są opisy techniczne łazienek z 1824 r. np. w pałacu W ładysława Chołoniewskiego w Huszczyńcach nad Bohem, BAN ZSRR, Zbiór Czo- łowskiego 720, s. 171 n.

58 J. U. N i e m c e w i c z , Pam ięzniki czasów moich t. I, W arszawa 1957, s. 242. 38 J. L u b o m i r s k i , Historia pew nej ruiny. Pam iętniki 1839—1870, W arszawa 1975. s. 37.

4° PSB t. II, s. 395.

41 L. J a b ł o n o w s k i , op. cit., s. 86. 42 S. i S. M i e r o s z e w s c y , op. cit., s. 86.

43 L. J a b ł o n o w s k i , op. cit., s. 240; S. i S. M i e r o s z e w s c y , op. cit., s. 77. 44 G arkuchnia rozrzutników — określenie J. K r i ž a n i č a, zob. J. T a z b i r , op. cit., s. 175. *

45 L. J a b ł o n o w s k i , op. cit., s. 40. Także inni pam iętnikarze (T. B o b r o w -s k i , K. C h ł ę d o w -s k i , P. L e l e w e l ) odnotowują fakty i-stnienia biblioteki we dworach ziem iańskich jako wyjątkow e. Mycielskim z Izdebek specjalny posłaniec przynosił z Brzozowa „Revue des deux m ondes”, lecz „obcych w Izdebkach w idy­ wano rzadko, bo fataln a droga uniem ożliw iała d o ja z d .--- Podróżowanie powozem

wymagało eskorty kilkunastu' parobków trzym ających pojazd z obu stron, czyli tzw. trzym aczy” (A. M y c i e 1 s k i, op. cit., s. 53).

(12)

W S A L O N I E I W K U C H N I 829

lestw a Polskiego48. Spostrzeżenia, iż „kuchnia francuska zastąpiła polską już na po­ czątku w ieku” (s. 145) nie można, sądzę, uogólniać. Przeciwnie. Kuchnia polska dłu­ go była popularna, by nie rzec powszechna, naw et w domach arystokracji. Oto co pisze na ten tem at Sobiesław hr. Mieroszewski, sybaryta przepuszczający fortunę na ekscentryczny sposób życia, w spom inając m iejskie domy arystokracji przed 1830 rokiem (Potockich pod Baranam i, Załuskich, Wodzickich, M ieroszewskich i parę in ­ nych): „Styl kuchni m u ta tis m utandis był polski. W szystkie wielkie obiady były na jed n ą modłę. Ryby nie podawano na ciepło po zupie, ale w środku obiadu na zim­

no, uszpikiem i różnokolorowymi galaretkam i ubraną, na desce obłożonej serwetą. Ryba, ja k dzisiaj, tak ł wówczas była słabą stroną kuchni i obiadów polskich. Ma­ jonezów nie znano, pierwsza pani senatorow a Sobolewska w ystąpiła z nim podczas obiadu, który dała w r. 18 3 0 .---- — O rostbifach, romsttekach i kotletach baranich nie było mowy, z ostrygam i spotkać się można było tylko u Potockich i Załuskiah.

S ardynki ukazały się po raz pierwszy w r. 1838. Przy obiadach główną rolę odgry­ w ały stołowe i stare w ina węgierskie oraz reńskie i m alaga. Rzadko kiedy ukazy­ w ały się bordoskiie i m adera, kseresy, erm itaże, chateau d ’lquem i braum utony nie

wiem, czy znane były z nazw iska. Wódki domowej roboty, a w pańskich domach gdańskie, pijano przy śniadaniu, ale nie przed obiadem, a nigdy przy czarnej k a ­ wie. Więc koniak i wszelkie likiery, które noszą nazwę chassecafé, były rzeczą nie­ znaną, podobnież jak cygara i sam ow ary” 47.

Niew ątpliw ie polskie potraw y panow ały w dni postne oraz w wieczór w igilij­ ny. Menu postnej wieczerzy przedstawione w książce (s. 157) można uzupełnić po­ traw am i regionalnymi. Na przykład w kuchni małopolskiej przyrządzano tzw. m ni­ chy z kapucyńską m onetą lub m ałdrzykam i (obwarzanki z tarty m makiem), kam e­ dulski kapłon (osełka m asła z tarty m chlebem), kanoniki (kotlety z lina), druty j a r ­ skie (kiełbaski pieczone na rożnie), kulibakę (pieróg nadziew any szarpanym szczu­ pakiem , kaszką i grzybami), nędzę (czarna polewka z łysek, które często „niesu­ m ienny” kucharz zastępow ał cyrankam i). Zdaniem Ludw ika Jabłonowskiego, posz­ czono wówczas zawzięcie. „Wielki tydzień trzeba było się dławić olejem, a ostatnie

dni suszyć na plackach na m aku i grzankach do piw a” 41.

Również od spraw jedzenia i picia zaczyna się w książce opowieść o rozryw ­ kach. Osobiście skłonna jestem podpisać się pod obserw acją tych pam iętnikarzy, którzy zapew niają, iż w połowie stulecia daw na polska gościnność już się przeżyła. N aw et zamożniejsze domy nie prowadziły domów otw artych. Zwłaszcza po latach reform agrarnych nastąpiła w yraźna zmiana jakościowa w sposobie życia ziem iań­ stw a. Potw ierdza to również an k ieta przeprowadzona wśród ziem iaństw a Galicji w latach 1877 i 18784>. W tym samym czasie o wiedeńskich salonach Czartoryskich,

4i Niemniej ostrygi a także „lorżady, cykulade, poncz, lody, pom arańcze, cytry­ ny, jab łk a tyrolskie, kasztany”, nie mówiąc o zagranicznych winach, można było n a ­ być w latach osiemdziesiątych X V III w. w K rakowie, Rzeszowie, Dukli. BAN USSR, Zbiór Ossolińskich rkps 575, k. 111—114: E. K uropatnicki, „P rojekt odpraw ienia karnaw ału w pałacu dukielskim w 1780 r.”.

417 S. i S. M i e r o s z e w s c y , op. cit., s. 79. O tym, że niektóre tru n k i (np. „czar­ n y m aślacz”) pijano tylko n a dw orach pierwszych m agnatów W ołynia wspomina T. B o b r o w s k i (op. cit., t. I, s. 239 n.).

■“ J. J a b ł o n o w s к i, op. cit., s. 39.

48 W yniki tej ankiety omówione bardzo szczegółowo w W ydziale K rajow ym zo­ stały podsumowane następująco: „Wszystkie doniesienia zgadzają się na to, że w ięk­ si właściciele żyją skrom niej i mniej w ydają na swoje osobiste potrzeby niźli to b y ­ ło w zwyczaju jeszcze przed laty dwudziestu. W ystawność w przyjęciach znacznie ograniczoną została, służba uszczuplona do m inim um codziennych potrzeb, koni każ­

dy trzym a tyle, ile ściśle potrzeba, a dawne czwórki przy polepszonym stanie dróg kom unikacyjnych w k ra ju coraz to więcej ustępują m iejsca zaprzęgom parokon­ nym; gry hazardow e oraz podróże za granicę bez rzeczywistej potrzeby, w

(13)

porów-830 I R E N A R Y C H L IK O W A

niebiednych przecież, Kazimierz Chłędowski napisał: „było tu więcej muzyki aniże­ li m aterialnego pożywienia, tak że się najczęściej o głodzie w racało do domu” M. Tymczasem z książki w ynika, iż przez całe stulecie niew oli narodowej ziemiaństwo polskie cały swój wysiłek kierowało n a „wymyślanie wciąż nowych rozrywek. Bo bawić się wówczas lubiano nad wszystko” (s. 170).

Form y rozryw ki zebrane w książce pochodzą wyłącznie z pałaców rodowej a ry ­ stokracji: bale zwykłe i kostiumowe, wieczorki towarzyskie i zwykłe herbatki, am a­ torskie przedstaw ienia teatralne i operetki, pantomimy, inscenizowane szarady, ży­ we obrazy, zabawy w fanty i literackie. W przerw ach — czytanie rom ansów ,1 igrasz­ ki z oswojonymi ptaszkam i i zwierzętami, ręczne robótki. Wszystko w osiem nasto­ wiecznej aurze, z jej kultem zabaw i rozrywek. A że były to zabawy wielkiego św iata, opisane przez pam iętnikarzy o polu postrzegania ograniczonym wyłącznie do w łasnej sfery, nie pominięto takiego wydarzenia jak un thé dansant dla pies­ ków dobrze urodzonych. W ydała je n a cześć suczki ordynata Zamoyskiego córka ks.

Czartoryskich — ks. W irtem berska (s. 202).

Rozrywki w pierwszych salonach Księstwa W arszawskiego i K rólestw a Kon­ gresowego nie odbiegały, moim zdaniem, od ogólnych norm obyczajowości w arstw y

arystokratycznej przed pow staniem listopadowym. W salonach K rakow a i Lwowa wykazywano nie mniejszą pomysłowość w poszukiwaniu odmienności. Jeśli w k rę ­ gu puław skim uciekając od m onotonii zmieniano miejsca posiłków w pałacu, to o r­ dynat mysłowicki A leksander hr. Mieroszewski oprócz stałej rezydencji urządził w okolicach K rakow a aż sześć różnych mieszkań, „tak aby odpowiadały swemu przez­ naczeniu, tj. aby stanowiły cel przejażdżki i miejsce wypoczynku, stosownie wy­ brane na podwieczorki” 51. Jeśli Helena Radziwiłłowa z Nieborowa w ypraw iając imieniny swemu zięciowi K onstantem u Czartoryskiem u urządziła pośrodku pałaco­ wej sali lasek świerkowy, a w nim w iejskie śniadanie, to K anty hr. Mieroszewski właściciel licznych dóbr w Kieleckiem zapragnął uświetnić własne im ieniny w y­ strzałem z moździerza i autentycznym ogniem po w ystrzale. W tym celu podpalo­ no budynek folwarczny K.

Ju ż z tych przykładów, a można je długo mnożyć, w ynika iż męskie rozryw ki byw ały mniej w ykw intne. Jednak o typowo męskich zabawach książka nie wspo­ mina. M amy więc w niej dokładny opis balu na cześć ks. Józefa, ale nic o „tężyź- nie” samego księcia i jego towarzyszy. Mamy obraz fetów w m agnackim pałacu na Wołyniu, ale ani słowa o „bałagulszczyźnie” złotej młodzieży tych stron, balowaniu wojskowych w Poznańskiem do 1814 r., jak również o słynnych „lwowskich szaleń­ stw ach”, gdy upadało ostatecznie w łasne państwo. Przemilcza więc ta opowieść o życiu pałaców największe nam iętności męskiej połowy wielkiego św iata: konie, po­

naniu do tego co dawniej bywało, już praw ie się nie w ydarzają” (K. H e m p e 1, S tosunki w iększej własności w Galicji, „Wiadomości Statystyczne o Stosunkach K ra­

jow ych” r. VII, z. II, Lwów 1882, s. 183).

50 K. C h ł ę d o w s k i , op. cit., t. II, s. 59. Pam iętnikarz opowiada, że naw et u najzam ożniejszych zaczął pojawiać się na stole „fałszowany szam pan” oraz wyłącz­ nie herbata z cukierkam i. Zgoła innym i czynnikam i — psychospołecznymi — tłu ­ maczono zmiany w stylu życia ziem iaństw a kresowego po 1863 roku. Ucisk narodo­ wy i religijny, znacznie szerszy niż w K rólestwie zasięg konfiskat oraz zastój eko­ nomiczny spraw iły, że „ziemianin poleski przykuty do ubogiej, źle procentującej i obciążonej ziemi, staw ał się odludkiem, abnegatem życiowym, gardzącym kom for­ tem e u ro p e js k im --- rozmiłowanym jedynie w polow aniu i obcowaniu z przyrodą”

(cyt. za Sz. R u d n i c k i , op. cit., s. 26).

51 S. i S. M i e r o s z e w s c y , op. cit., s. 75—76. Ale i te spacery i fety w net się znudziły, „zaczym poszło, że m obilia w tych dworkach przeszły w ręce żydow­

skie”. Mieroszewscy w taki tcf m.in. sposób stracili nie tylko Mysłowice ale i Pies­ kową Skałę.

(14)

W S A L O N I E I W K U C H N I 831

lowanie, kartograjstw o, „dogodnice”, podróże, kluby-kasyna, oczywista takie, w k tó ­ rych ostry balot zapewniał odpowiedni dobór tow arzystw a.

Myślę, iż na polowania w arto było jednak zwrócić uwagę, gdyż bywały one czasami głównymi okazjam i tow arzyskim i, mianowicie w m ajątkach leśno-łąkowych (fatalne drogi) oraz tam , gdzie pałac był otoczony takim i dobrami, „że nie było m iejsca dla sąsiadów”. Dlaczego? Bo do sąsiedztwa nie zaliczano drobnych ziemian. Bo według ówczesnych zwyczajów, w yjaśnia Kornel Krzeczunowicz, nie bywało się u jednofolw arcznych ziemian, a tym bardziej u dzierżaw ców ю.

Wreszcie w arto było wspomnieć o życiu tow arzyskim związanym z działalnoś­ cią publiczną pana domu lub choćby z dorocznymi zebraniam i delegatów Tow arzy­ stw a Kredytowego Ziemskiego. Niejeden bowiem pam iętnikarz wspomina, że gdy mężczyzna „szedł w politykę”, albo gdy zabiegał jak illo tem pore o popularność szlachty, goniąc za godnościami oraz aw ansem w urzędniczej hierarchii, gościnność i „dobroczynność tak przyrodzona Polakom” służyły strategii w yborczejи . Stąd trak tam en t i obiady dawane wyborcom nazywały się tak w K rólestw ie jak i Ga­ licji autonomicznej „obiadkam i poselskim i”. Stąd to Ignacy Daszyński powiedział Wojciechowi Dzieduszyckiemu: „Pan hrabia wobec mnie nic nie reprezentuje, mnie wybrało 20 000 obywateli, pana hrabiego wybrało jakieś tow arzystw o obiadowe k il­ kunastu szlachciców” 55. I w związku z tym narodziła się n a ziemiach zabranych „prerogatyw a kanapy”, odm iana okadzania i kadzenia tym, którzy w urzędniczej hierarchii zdołali wspiąć się najw yżej. Więcej, w architekturze miejscowych dwo­ rów pojaw ił się styl „m arszałkow ski”, wyróżnik osiągniętego s ta tu s u M.

W karty, jak wiadomo, wielki św iat przegryw ał fortuny. I przy karcianych sto­ likach najśw ietniejsze nazw iska z tej sfery dorabiały się dodatkowego tytułu — „kosmopolitycznego szulera” “7. Również stadniny, reitszule, stajnie wyścigowe w niejednym przypadku stały się przyczyną uszczuplenia polskiego stanu posiadania. Zaś egzotyczne polowania znaczyły pejzaż zrębam i dębiny, które popularnie nazy­ wano „A fryka” 58. To praw da, w niejednym domu utyskiw ano na kosztowność ko­ biecych toalet, ale to nie „pogłówne d spódniczne” na rzecz dam z tow arzystw a a 58 K. K r z e c z u n o w i c z , op. cit., s. 216. Dla Krzeczunowiczów aż po wiek XX „sąsiedztwem” byli tylko Jabłonowscy, Dzieduszyccy z M artynow a i Jezupola, Cień- scy z Wodnik. Stosunki z sąsiadam i „jednofolwarcznym i” naw iązała dopiero „ostat­ nia generacja” (zob. rozdział „Goście” w pam iętniku A. M y c i e l s k i e g o ) . Jeszcze na początku XX wieku przyjm ow anie gości innych niż „określonej sfery” czy też członków „bohemy pochodzenia ziemiańskiego” było w „ówczesnych stosunkach nietypow e” (s. 62). Przykłady „nieprzyjm ow ania do tow arzystw a” podaje także Sz. R u d n i c k i (op. cit., s. 13 n.). Inaczej w K rólestw ie i w Poznańskiem , o czym R. K o ł o d z i e j c z y k , Jan Bloch, s. 284—290. Oczywiście, na wielkie spotkania pub­ liczne w domach arystokratów , pełniących funkcje społeczno-polityczne, zaprasza­ no przedstaw icieli nauki, kultury, wysokich urzędników. Np. Adam Sapieha zapro­ sił w 1894 r. na „wieczór cesarski” z okazji w ystaw y krajow ej 180 arystokratów , ale stanow ili oni 37®/o ogółu zaproszonych (BAN USSR, Archiwum Sapiehów, 724 II).

54 W. F i s z e r o w a , op. cit., s. 79; T. B o b r o w s k i , op. cit., t. II, s. 85—87, 253, 255; P. L e l e w e l , op. cit., s. 59.

55 K. C h ł ę d o w s k i , op. cit., t. II, s. 99, 183.

58 „Prerogatyw a k anapy” — miejsce honorowe na kanapie — przysługiwało np. na Wołyniu żonie m arszałka powiatowego — przywódcy szlachty (T. B o b r o w s k i , op. cit., t. I, s. 98 n.). Tu także opis dworu „w stylu m arszałkow skim ”. Również w Galicji pierwszej połowy X IX w. pilnie baczono „komu kanapa się należy” mimo, iż „paszkwilanci to w yśm iew ali” (L. D u n i n - B o r k o w s k i , Parafiańszczyzna, s. 23, 105, 306).

87 Tak określił ordynata Romana Potockiego z Łańcuta K. C h ł ę d o w s k i (op. cit., t. I, s. 347; t. II, s. 113 n.). W 1893 r. „K urier Lwowski” (nr 94) w artykule pt. „Dla sławy im ienia polskiego” inform ował o usuw aniu polskich arystokratów z au ­ striackich torów wyścigowych z powodu nie płacenia przegranych zakładów.

58 B. L o n g c h a m p s d e B e r i e r, Ochrzczony na szablach powstańczych. W spom nienia 1884—1918, W rocław 1984, s. 242.

(15)

832 IR E N 'A R Y C H L IK Ó W A

męskie pasje rozpróżniaczonej arystokracji prowadziły najkrótszą drogą do b an­ kructw a 39. Można by o tym napisać jeszcze nie jedną „H istorię pew nej ru in y ”, alei

caią epopeję. Wydawało się, że problem y tu poruszone znajdą jakieś odbicie w su­ m ującej całość opowieści pt. „Rachunki, rachunki...” Jednak ten końcowy fragm ent książki rozczarowuje, tak co do m etody jak i zakresu inform acyjnego.

W pracy obejm ującej teoretycznie całe stulecie pow staje kapitalny, moim zda­ niem, problem mierzalności przem ian jakości, modelu życia. W skaźnikam i zmian mogłaby być liczebność służby, zaprzęgów, częstotliwość i koszty przyjęć itd. Wy­

daje się jednak, że najlepszą m iarą jakościowych przem ian w badanej dziedzinie m ogłaby być wysokość i stru k tu ra w ydatków ponoszonych przez pałac i dwór na cele pozagospodarcze, tj. na utrzym anie domu, kształcenie dziieci, udział w k u ltu ­

rze itd. Oczywiście nie w jednym przypadkow ym roku. Byłoby to wdzięczne zada­ nie również dla historyka k u ltu ry m aterialnej.

A utorka w ybrała inną drogę. Powołując się na poradniki domowe stw ierdza: „życie ponad stan i m arnotraw stw o uznawano za grzech ciężki, prędzej jednak od­ puścić go można było mężczyźnie niż kobiecie’’ (s. 219). A jeśli tak, to należało w y­ raźnie powiedzieć, jakich kategorii ziem iaństwa opinia ta dotyczyła. Bo cała książ­ ka jest opowieścią o życiu ponad stan. Opowiada o modelu życia klasy, której za­ dłużenie w 1825 r. dochodziło do 64°/o wartości dóbr ziem skich80. Także latyfun- dium domu puławskiego było w 1812 r. w połowie obdłużone 81. Jednak szeroki krąg czytelników, do którego jest adresow ana książka, ma praw o o tym nie wiedzieć. I nie wie, przypuszczam również, że owa „zacna”, jak ją autorka nazywa pani N ak- w aska, która pouczała swoje czytelniczki ja k rządzić się zasadą „wedle staw u grob­ la” czy „tak kraw iec kraje, jak m aterii staje”, to K arolina z hr. Potockich 1° voto hr. Starzeńska. Zanim została stateczną, roztrw oniła m ajątek ziemski „na tow arzy­ stwo, zabawę i taniec” tak, że zmuszona była mieszkać w K rakowie, „utrzym ując się z bardzo szczupłego m a ją tk u ” *2.

Pouczenia K aroliny Nakwaskiej czy K lem entyny z Tańskich Hoffmanowej przez­ naczone były raczej dla ziem iaństw a o skrom nym poziomie konsum pcji, sfer m iej­ skich i inteligencji żyjącej z pensji. Arystokraci, książęta i hrabiow ie, bo oni głów­ nie są bohateram i opowieści, do końca istnienia w arstw y nie podporządkowywali w ydatków osiąganym dochodom. Gdy koszta wystawności przekraczały m iarę, brnęli w długi, lub z dochodów pozarolniczych utrzym yw ali rodowe siedziby **.

Zgodnie ze szlacheckim stosunkiem do spraw m aterialnych opartym na prze­ konaniu „jakoś to będzie”, um iejętnością trw ania wśród długów, a także zasadam i dobrego tonu, w pam iętnikach najrzadziej pisano, skąd brano pieniądze na taki jak w książce model życia. By odpowiedzieć na pytanie, jakie było zaplecze m ajątkow e pałacu, dworu czy dworku, jakiej wysokości środki były zaangażowane na ich pro­ w adzenie oraz m anifestow anie „pańskości” inform acji trzeba było szukać w rach u n ­

59 Zob. J. L u b o m i r s k i , Historia pew nej ruiny, s. 42—47; K. M o r a w s k i , W spomnienia z Turw i, s. 14 n.; W. G ó r s k i , Powiat m ohylew ski w guberni podol­ skiej, K raków 1903, s. 276, 298; A. G r z y m a ł a - S i e d l e c k i , Niepospolici ludzie w dniu swoim powszednim , K raków 1961, s. 110—113; R. K o ł o d z i e j c z y k , Jan Bloch, s. 280 n.

80 W 1824 r. szacunek hipoteczny dóbr w K rólestwie Polskim wynosił 818 m i­ lionów zł poi., obciążenie zaś 504 miliony. W 1859 r. obdłużenie wynosiło 61°/o w a r­ tości hipotecznej m ajątków w Królestw ie (W. G r a b s k i , Historia Tow arzystw a Rolniczego t. I, W arszawa 1904, s. 366).

81 M ajątek Adama Czartoryskiego w 1812 r. wartości blisko 50 m in zł poi. ob­ ciążony był długiem około 25 m in (PSB t. IV, s. 256).

85 K. P r e k, Czasy i ludzie, W rocław 1959, s. 472.

83 Dochodziło do sytuacji jak w O rm anach Michała hr. Tyszkiewicza: „U nas w O rm anach to z pieniędzmi krucho, ale pani hrabina [H anka Ordonówna — I. R.] trochę poskacze, to znów bidzie lepiej” (A. M y c i e l s k i , Chwile czasu minionego, s. 224).

(16)

W S A L O N I E I W K U C H N I 833

kowości podworskiej. Plon poszukiw ań autorki przedstaw iony w książce to etat roczny w ydatków pieniężnych na utrzym anie dworu Antoniego Ostrowskiego z To­ maszowa Mazowieckiego z 1830 r., etat roczny rezydencji w arszaw skiej należącej do Konstantego Zamoyskiego z 1835 r., kilka spisów m ajątku ruchomego (inw entarze związane z okresową kontrolą) i przypadkowe zeszyty „ekspensy potocznej”.

N iestety, z danych liczbowych zaw artych w książce nie można wyciągnąć żad­ nych ogólniejszych wniosków. Okazuje się na przykład, że kucharz Józefa Lubo­ mirskiego z Dubna m iał dostawać oprócz stancji, utrzym ania itp. tysiąc dukatów rocznie (18 tysięcy zł poi., s. 37). D odajmy więc od siebie, że dokładnie tyle samo i w tym samym okresie, dostaw ała na osobiste w ydatki Dorota Stecka, córka arcy- bogatego Jan a Kazimierza Steckiego, pana na Międzyrzeczu, zanim została Józefo- wą L u b o m irsk ąM. Było to trzykrotnie więcej niż wynosił budżet Klem entyny Hof- fm anowej w 1826 r. i więcej aniżeli miało pójść w 1830 r. w gotówce na utrzym anie dworu Ostrowskich, złożonego przecież z 64 osób (s. 234). I było to aż dziesięć razy więcej niż wynosiła roczna pensja A leksandra Fredry, gdy wrócił z kam panii na­ poleońskiej. A przecież „w tej pensji objął [Fredro] w dzierżawę m aleńki folw ar- czek — n a tej dzierżawie biedował — m ając na śniadanie kieliszek kopciuchy, na obiad drugi, a na kolację trzeci — pospołu z przyjacielem i sługą Jędrzejem ” K. Oto przykłady różnych poziomów konsumpcji.

W racając do spraw budżetowych wielkich domów, należy podkreślić: 1. e ta t to prelim inaż wydatków, a nie ich realne rozliczenie; 2. nieznany jest udział w ydat­ ków w całości dochodów i w ydatków właściciela; 3. prelim inow ane sumy w ydat­ ków są nieporów nyw alne, ponieważ nie wiadomo jakie kategorie w ydatków oba prelim inarze obejm ują; 4. etaty dotyczą jednego tylko raku; 5. nie wiadomo czy i w jakim stopniu dokonano rozliczeń pomiędzy gospodarstwem domowym a folw arcz­ nym. W tym czasie bowiem w prow adza się w rachunkow ości w yodrębnienie r a ­ chunków dworu z rachunków gospodarstwa folwarcznego. Co jednak ważniejsze, naw et w tym samym czasokresie w ydatki konkretnego dworu są odmienne jak w roku poprzednim czy następnym . Na przykład „ekspensa domowa” w w ydatkach kasy głównej ks. m arszałkowej Lubom irskiej w latach 1783—1794 w ahała się, jak obliczyłam, od 82 tysięcy w 1794 r., do 261 tysięcy w 1785 r. przy średniej dla 12 lat 155 tysięcy *·.

Najm niej pewną pozycją w wykorzystyw anym w książce etacie rezydencji Kon­ stantego Zamoyskiego jest suma w ydatków osobistych (około 10 tysięcy zł polskich po przekroczeniu etatu o 100°/®) (s. 236). Suma ta to wartość prelim inow ana w e ta ­ cie jednej tylko rezydencji i nie wiadomo, ja k się ma ona do sum pobieranych z kasy głównej właściciela (kasy centralne posiadali wszyscy właściciele latyfundiów złożonych z większej liczby jednostek majątkowych). Sum y pobierane przez w łaści­ cieli z kas głównych na zaspokojenie potrzeb własnych są znacznie bardziej zmien­ ne, aniżeli w ydatki na dom. Z nich bowiem pokryw ali m agnaci swoje przyjemności, pasje kolekcjonerskie, długi karciane, zakupy biżuterii, toalet itd. Jak a to była sk a­ la w ydatków i ich zmienność, przykładem w ydatki osobiste ks. marszałkowej w tym samym, jak wyżej, okresie. Rozpiętość wynosi od 35 tysięcy w 1794 r. do 102Ö tysięcy w 1793 r. Średnia roczna w ciągu 12 lat — 358 ty sięcy m.

·* J. L u b o m i r s k i , op. cit., s. 36 n. W. Fiszerowa wspomina, że gaża męża w 1812 r. wynosiła 900 zł miesięcznie. Po sprzedaniu jednych i oddaniu w ierzycie­ lom drugich dóbr Fiszerowa sprzedała srebra stołowe i inne cenne przedmioty, ra ­ tując się przed nędzą (W. F i s z e r o w a , Dzieje m oje własne, s. 352—355).

®5 L. J a b ł o n o w s k i , op. cit., s. 107.

“ I. R y c h l i k ó w a, Szkice o gospodarce panów na Łańcucie, Łańcut 1971, s. 102—124.

m Tamże. Jeśli chodzi o Konstantego Zamoyskiego, to w łaśnie w 1835 r. objął on adm inistrację ordynacji i płacił odtąd ojcu, Stanisław ow i Zamoyskiemu, rocz­ nie 420 tys. zł poi. tytułem czynszu dzierżawnego z ordynacji. Nieprawdopodobne,

Cytaty

Powiązane dokumenty

A thorough description of the discrete framework (based on one- step methods) for various fast forward/inverse NFT algorithms was presented in [ 4 ] where it was shown that one

surowym korzeniu building a landowner’s residence from scratch budowa nowej siedziby na fundamentach starszego obiektu building a new residence on the foundations of the old

Sześć następnych referatów dotyczy działalności wybranych pań Są to: Urszula Dembińska (Agnieszka Zarychta-Wójcicka), Zofia Zamoyska (Konrad Ajewski), Wanda Caboga

Na miejscu okazało się, że osobą zakłócającą ciszę nocną jest 54-letni Jeremiasz S., który w chwili interwencji Policji znajdował się w stanie wskazującym.. Ponadto groził im

Obawy te mogą nie spełnić się również dlatego, że podobnie jak oferty liceów „miraży”, oferty szkół wyższych typu „wid- mo” zostaną odrzucone, kiedy tylko młodzież

W związku z wcześniejszym mitem dotyczącym roli uniwersytetów pisze się często, że polskie uczelnie kształcą zbyt mało inżynierów, a

Kilka minut przed końcem zajęć nauczyciel prosi uczniów, by na karteczkach wyrazili swoje opinie na temat lekcji: Co Ci się szczególnie podobało podczas lekcji. Co można

P iasek p ustyń afrykańskich silnie bardzo rozgrzewa się od prom ieni słońca i szybko ciepła swego udziela powietrzu, kiedy tym czasem lody i śniegi północy