• Nie Znaleziono Wyników

Słowa klucze w rządowej komunikacji politycznej : perspektywa międzynarodowa

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Słowa klucze w rządowej komunikacji politycznej : perspektywa międzynarodowa"

Copied!
161
0
0

Pełen tekst

(1)

SŁOWA KLUCZE W RZĄDOWEJ

KOMUNIKACJI POLITYCZNEJ

PERSPEKTYWA MIĘDZYNARODOWA

(2)

Seria wydawnicza Dziennikarstwo, Media i Komunikacja Społeczna cieszy się du- żym uznaniem i jest rozpoznawalna na polskim rynku wydawnictw poświęconych procesom komunikacji społecznej i szeroko pojmowanej dyscyplinie nauk o me- diach. Ukazuje się nieprzerwanie od 2004 roku. Autorami monografi i publikowanych w tej serii są pracownicy i współpracownicy Instytutu Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Książki są pomyślane zarówno jako materiał źródłowy dla naukowców, badaczy mediów i komunikowania oraz osób zainteresowanych tymi zagadnieniami, jak i pomoc dydaktyczna dla studentów.

Rada redakcyjna serii

prof. dr hab. Tomasz Goban-Klas prof. dr hab. Maciej Kawka prof. dr hab. Walery Pisarek

dr hab. Teresa Sasińska-Klas, prof. UJ dr hab. Agnieszka Hess

dr hab. Małgorzata Lisowska-Magdziarz dr hab. Maria Magoska

dr hab. Andrzej Nowosad dr Agnieszka Szymańska

W przygotowaniu:

Małgorzata Lisowska-Magdziarz, Fandom dla początkujących.

Teresa Sławińska, Weronika Świerczyńska-Głownia, Redakcje i przedsiębiorstwa prasowe w zmieniającej się przestrzeni medialnej na przykładzie „Quest-France”

i „Gazety Krakowskiej”.

(3)

Michał M. Bukowski

SŁOWA KLUCZE W RZĄDOWEJ

KOMUNIKACJI POLITYCZNEJ

PERSPEKTYWA MIĘDZYNARODOWA

WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO

(4)

Recenzent

dr hab. Jacek H. Kołodziej

Projekt okładki Małgorzata Flis

Książka dofi nansowana przez Uniwersytet Jagielloński ze środków Wydziału Zarządzania i Komunikacji Społecznej oraz Instytutu Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej

© Copyright by Michał M. Bukowski & Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Wydanie I, Kraków 2015

All rights reserved

Niniejszy utwór ani żaden jego fragment nie może być reprodukowany, przetwarzany i roz- powszechniany w jakikolwiek sposób za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych oraz nie może być przechowywany w żadnym systemie informatycznym bez uprzedniej pisemnej zgody Wydawcy.

ISBN 978-83-233-4014-0

ISBN 978-83-233-9363-4 (e-book)

www.wuj.pl

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków tel. 12-663-23-80, 12-663-23-82, tel./fax 12-663-23-83 Dystrybucja: tel. 12-631-01-97, tel./fax 12-631-01-98 tel. kom. 506-006-674, e-mail: sprzedaz@wuj.pl

Konto: PEKAO SA, nr 80 1240 4722 1111 0000 4856 3325

(5)

Rodzinie

(6)
(7)

SPIS TREŚCI

Wstęp ... 9

Rozdział 1. Założenia metodologiczne ... 15

Rozdział 2. System-świat i kontekst geokultury ... 41

Rozdział 3. Słowa klucze, dyskursy, czynniki ... 65

Rozdział 4. Interpretacja ... 133

Załączniki ... 147

Bibliografi a ... 149

Spis wykresów ... 155

Spis tabel ... 157

(8)
(9)

WSTĘP

Upadek banku Lehman Brothers jesienią 2008 roku wywołał szok w świecie Globalnej Północy. Po 158 latach jeden z największych amerykańskich ban- ków przestał istnieć niemal z dnia na dzień. Choć proces, który do tego dopro- wadził, rozpoczął się dużo wcześniej (w szerokim ujęciu jeszcze w połowie lat 60. XX wieku [Brenner 2006, 37]), to zachodnia opinia publiczna najwyraźniej nie była tego świadoma. Zaskoczenie było olbrzymie. W roku 2006 były do- radca ekonomiczny Ronalda Reagana, powszechnie ceniony ekonomista Art- hur Laff er, przekonywał, w dziś już słynnej telewizyjnej rozmowie z Peterem Schiff em, że amerykańska gospodarka jest w doskonałym stanie i nic złego nie może jej się stać. Zaproponował nawet zakład o jednego centa. Rzeczywistość szybko zweryfi kowała, który z nich ma rację, a Schiff stał się gwiazdą mediów.

Kryzys 2008 roku nie był oczywiście jedynym wydarzeniem, które zachwiało wiarą w to, że współczesny świat działa tak, jak to opisują sternicy świadomo- ści. Była to jednak pierwsza od dłuższego czasu sytuacja o tak poważnych re- perkusjach społecznych, której nie można było wytłumaczyć opinii publicznej jasnym, prostym i – co najważniejsze – przekonującym komunikatem.

Olbrzymią różnicę widać, gdy zestawimy upadek Lehman Brothers z za- machami z września 2001 roku. Wyjaśnienie zamachów było natychmiastowe, jednoznaczne i perswazyjnie skuteczne: to oni, to ich wina; tych, którzy tak bardzo pragną umrzeć, jak my pragniemy żyć. Wyrażeniem kluczem w propa- gandzie stała się „wojna z terroryzmem”. Skonstruowanie w publicznym dys- kursie dwóch światów: dobra i zła, harmonii i zniszczenia, porządku i chaosu, zadziałało. Powstał jeden blok, front przeciw terroryzmowi, do którego mniej lub bardziej ochoczo przyłączyły się niemal wszystkie państwa świata. Stopień zaangażowania był oczywiście różny. Tu i ówdzie pojawiły się protesty spo- łeczne, na tyle słabe, by można było je przeczekać. Wspólny front zdecydował o wspólnym działaniu: inwazja na Afganistan i Irak, ustawodawstwo antyter- rorystyczne w Globalnej Północy, wzrost wydatków na obronność, masowe za- angażowanie prywatnych fi rm wojskowych. Na nic zdały się głosy tych, którzy zwracali uwagę, że Al-Kaida to przede wszystkim idea, myśl, sposób działania, a nie organizacja czy instytucja, którą można pokonać militarnie [Burke 2004].

Reakcje na kryzys 2008 roku były inne. Klecone naprędce wyjaśnienia wprowadzały więcej zamieszania niż jedności. Nie udało się stworzyć jednej,

(10)

wspólnej idei. Nie powstał zatem żaden wspólny front wśród państw, nie po- jawiły się wspólne działania. Winnych szukano wśród konsumentów żyjących

„ponad stan”, wśród państw z hojnym zabezpieczeniem socjalnym, wśród cech narodowych (lenistwo, roszczeniowość), a także wśród niektórych praktyk niektórych banków. Którymkolwiek z tropów podążano, w toku dociekań za- wsze pojawiało się pytanie o rolę państwa. Jeśli za właściwą uznamy regulację rynków, to dlaczego nie regulowano? Jeśli powinnością państwa jest reagowa- nie, to dlaczego nie reagowano? Jeśli słuszne wydadzą się dogmaty wolnego rynku, to dlaczego nie pozwolono zbankrutować tym, którzy zgodnie z zasa- dami wolnorynkowymi zbankrutować musieli? Dlaczego nie pozwolono „nie- widzialnej ręce” oczyścić i ustabilizować rynku? Państwa i ich rządy znalazły się w sytuacji patowej. Każdy ruch, każde tłumaczenie obciążają w rezultacie je same, prowadząc do czytelnego wniosku, że interes elit i interes klas ludowych dramatycznie się rozmijają.

Z perspektywy teorii systemów-światów, która jest podstawą niniejszej pracy, nie jest to zaskoczenie. Teoria ta przewiduje upadek kapitalistycznej gospodarki-świata, tj. systemu-świata, w którym obecnie żyjemy, wskutek strukturalnego kryzysu. Częścią tego kryzysu jest powolny rozpad geokul- tury, czyli globalnej makrostrategii politycznej zorientowanej na utrzymanie systemu-świata poprzez wynalezienie (w rozumieniu wynajdywania tradycji Terence’a Rangera i Erica Hobsbawna) wspólnych norm, wartości, symboli, archetypów, toposów, haseł, słów kluczy. Geokultury nie należy jednak mylić z globalną kulturą czy homogenizacją kulturową świata.

W niniejszej pracy staram się sprawdzić, do jakiego stopnia można obecnie mówić o spójności geokultury systemu-świata na przełomie XX i XXI wieku.

Materiałem empirycznym do takich rozważań jest współczesna komunikacja polityczna w internecie w jej międzynarodowym aspekcie. Przyjmuję, że w tre- ści rządowych witryn WWW ujawniają się ideologie polityczne, w tym global- na makrostrategia polityczna. Eksponowane treści w przekazach rządowych – negocjowane przepływy symboli politycznych – są wskaźnikami ideologii.

Choć (ostatnio) w powszechnym użyciu jest to słowo negatywnie nacechowa- ne, to w niniejszej pracy będzie używane w neutralnym znaczeniu: możliwie spójny i trwały zestaw idei i poglądów, zorientowanych na interpretację i wy- jaśnienie aktualnej rzeczywistości, na którego bazie budowane są polityczne strategie.

Praca zorganizowana jest wokół szerokiego i zróżnicowanego holistyczne- go nurtu w naukach społecznych. Wewnątrz tego nurtu występują teorie wza- jemnie rywalizujące. Francisa Fukuyamy [1996] radosna wizja końca historii i tryumfu liberalno-demokratycznego ładu jest radykalnie odmienna od po- nurej wizji upadającego i bezwzględnego kapitalizmu Immanuela Wallersteina [2007], ale obydwa spojrzenia lokują człowieka i społeczeństwa w logice syste-

(11)

11 Wstęp

mu, od której nie sposób łatwo się uwolnić. Studiom „totalnym”, makrohisto- rycznym i makrospołecznym na ogół bliżej do historiografi i. Moje ujęcie jest inne, skromniejsze, ograniczone. Koncentruję się wyłącznie na jednym, w su- mie drobnym, elemencie „totalności” społecznej: hasłach, słowach kluczach współtworzących ową totalność i wyobrażenia o niej.

Podstawowe pytanie badawcze brzmi: czy prawdą jest, że istnieje obecnie powszechnie podzielany zestaw haseł, norm, wartości, a jeśli tak, to od jakich czynników zależy nasycenie nim rządowej komunikacji politycznej? Podkre- ślam, że interesuje mnie wyłącznie bliska współczesność, pierwsza dekada XXI wieku. Ograniczam się też wyłącznie do komunikacji rządowej, ofi cjal- nej propagandy. Hipotetyczna odpowiedź na pytanie – główna hipoteza – jest twierdząca: istnieje powszechny, wspólny dla całego systemu-świata zestaw haseł, norm, wartości w komunikacji rządowej. Istnienie takiego zestawu haseł, norm, wartości, czyli geokultury, jest operacjonalizowane za pomocą słów kluczy, połączonych w dyskursy, pojęcia, które wyjaśniam w pierwszym i drugim rozdziale. W ujęciu operacyjnym hipoteza brzmi: frekwencje słów kluczy są w badanych jednostkach (rządowych tekstach) zbliżone, podob- ne, praktycznie takie same, to znaczy, że ewentualnie zaobserwowane róż- nice można wyjaśnić czynnikiem losowym. Będę starał się temu zaprzeczyć.

Trudno realistycznie oczekiwać, że frekwencje będą idealnie takie same. By sfalsyfi kować hipotezę, trzeba wykazać, że te różnice mają znaczenie, że dają się wyjaśnić jakimiś czynnikami związanymi z polityczną, ekonomiczną i kul- turową charakterystyką państwa. Będę używał nazwy „czynnik” w szerokim znaczeniu zmiennej niezależnej. Większa część badania polegała więc na pró- bie wykazania związku między czynnikiem a frekwencją słów kluczy po to, by podać w wątpliwość hipotezę wyjściową. Problem wyboru czynników oma- wiam w rozdziale drugim. W tym miejscu chciałbym jednak zaznaczyć, że stosowana przeze mnie procedura została przeprowadzona zgodnie z zasadą, że najpierw formułowane i operacjonalizowane są hipotezy, a dopiero potem wykonywane jakiekolwiek czynności badawcze. W rezultacie część zakłada- nych hipotez cząstkowych dotyczących roli czynników okazała się nietrafi ona i nie doprowadziła do możliwych do zinterpretowania wyników. Jako uzupeł- nienie głównej hipotezy rozważam rolę czynników ekonomicznych, politycz- nych i kulturowych w wyjaśnianiu zróżnicowania słów kluczy. Na podstawie teorii, którą omawiam w rozdziale drugim, sądzę, że tylko czynniki ekono- miczne przyczyniają się do wyjaśnienia.

Zależność frekwencji słów kluczy/dyskursów od czynników – zakładając, że uda się ją ujawnić – może mieć różny charakter. Przyjmując, że pewne cechy państw dają się opisać za pomocą skal porządkowych, można sprawdzić, czy frekwencja słów kluczy zmienia się proporcjonalnie do tych cech. To myśle- nie w kategoriach narastającej/malejącej zmiany cech nazywam tutaj umow-

(12)

nie teorią modernizacji. W eksploracyjnej części badań usiłuję rozpoznać, czy prawdą jest, że można opisać frekwencje słów kluczy, odwołując się do idei ogólnoludzkiego rozwoju, ewolucji w jednym kierunku. Jak piszą Kazimierz Krzysztofek i Marek Szczepański [2002, 35], ewolucyjne postrzeganie relacji społecznych jest zakorzenione w XIX wieku i mimo upływu czasu nie ule- gło fundamentalnym zmianom. Myślimy w kategoriach rozwoju (ewolucji) i oczekujemy rozwoju niezależnie od stanu faktycznego (bogactwa, biedy, za- dowolenia i tak dalej). Dobrze obrazują to słowa Ronalda Ingleharta [Ingle- hart i Welzel 2005, 20], który twierdził, że także nowoczesne społeczeństwa postindustrialne „zmieniają się gwałtownie, zmierzając w tę samą stronę”, ale akcentował też wagę dzielących je wartości kulturowych, które procesom mo- dernizacyjnym nie ulegają tak łatwo.

Metodologicznie praca odwołuje się do tradycji ilościowych, systema- tycznych i aspirujących do obiektywności analiz zawartości. Z tym drobnym zastrzeżeniem, że obiektywność rozumiem jako intersubiektywną zgodność, osiąganą w ramach jakiegoś paradygmatu. Obiektywne jest więc to, co zostało społecznie wynegocjowane jako obiektywne. Punktem wyjścia jest założenie, że analiza frekwencyjna słów kluczy – słów i wyrażeń ważnych dla danego zagadnienia i z nim związanych – pozwala zbadać zależności między czynni- kami a ideologią. W konsekwencji możliwe jest również określenie siły takich zależności oraz nakreślenie mapy podobieństw i różnic między państwami.

Prowadzi to do empirycznie uzasadnionych wniosków o strukturze rządowej komunikacji politycznej we współczesnym świecie. Systematyka badań jest traktowana jako swoiste zabezpieczenie przed etnocentryzmem.

Bliskie jest mi podejście, które prezentuje Franco Moretti [2013], przy czym nie podpisuję się pod sugestiami, że jego distant reading powinno zastąpić close reading. W podejściu odczytywania tekstów „z daleka” widzę raczej rozwinię- cie, uzupełnienie, a czasami kontrę wobec „bliskich” metod.

Techniką badawczą była komputerowa analiza zawartości. Defi niowana w opozycji do ręcznej analizy zawartości, oznacza taką analizę, w której pro- cedura kodowania materiału (przyporządkowywania jednostek analizy do ka- tegorii klucza kategoryzacyjnego) jest przeprowadzana przez komputer. W ra- mach komputerowej analizy zawartości wyróżnia się na ogół dwa jej rodzaje:

analizy bezsłownikowe oraz słownikowe. U podstaw takiego rozróżnienia leży opozycja w indukcjonistycznym i dedukcjonistycznym sposobie wnioskowa- nia. W metodzie bezsłownikowej kategoryzacja zawartości następuje na pod- stawie analizy kolokacji najczęściej pojawiających się słowoform, a zaobserwo- wane zależności uogólnia się na populację. Podejście słownikowe (dictionary approach) kładzie nacisk na wnioskowanie dedukcyjne. Badacz najpierw na podstawie teorii przygotowuje tak zwany słownik, czyli zespół kategorii wraz ze słowoformami i regułami ich przyporządkowywania do kategorii, dopiero

(13)

13 Wstęp

potem przeprowadza właściwą analizę tekstu, weryfi kując postawione uprzed- nio hipotezy. W niniejszej pracy jako wzór postępowania badawczego wybra- no podejście słownikowe, ze względu na przyjęte założenia metodologiczne (falsyfi kacjonizm).

Praca składa się z czterech rozdziałów. W pierwszym przedstawiam główne założenia metodologiczne pracy. Piszę przede wszystkim o konstruktywizmie, by zaznaczyć, że traktuję przedmiot badania – słowa klucze tworzące geokul- turę – jako konstrukcję właśnie. Ponadto sympatyzuję ze wszelkimi ruchami antyautorytarnymi w nauce, co wpływa na prowadzenie badań i interpretację wyników, o czym Czytelnik powinien być poinformowany. W tym rozdziale omawiam również koncepcję słów kluczy i jej połączenie z techniką analizy zawartości.

Rozdział drugi został poświęcony podstawom teoretycznym pracy. Oma- wiam w nim defi nicję i ujęcia komunikacji politycznej. W proponowanym przeze mnie ujęciu komunikacja polityczna związana jest z tworzeniem i rozpa- dem geokultury, współczesnymi ideologiami oraz przepływem symboli [Las- swell i in. 1952, 78]. Następnie przedstawiam koncepcję słów sztandarowych i rozważam rolę symboli w polityce, ze szczególnym naciskiem na symbole słowne. W rozdziale trzecim przestawione zostały wyniki analiz i omówione tematyczne kategorie słów sztandarowych. W rozdziale czwartym staram się zinterpretować otrzymane wyniki w odniesieniu do teorii systemów-światów.

Dokonuję ogólnego podsumowania analiz z części trzeciej oraz staram się zin- terpretować ich rezultaty w odniesieniu do płaszczyzny kulturowej, społeczno- -gospodarczej i (geo)politycznej.

(14)
(15)

ROZDZIAŁ 1

ZAŁOŻENIA METODOLOGICZNE

Niniejsza książka traktuje o ładzie międzynarodowym. Korzystam z mate- riału empirycznego w postaci korpusów tekstów, z nich wydobywam słowa klucze rządowej komunikacji politycznej. Porównanie struktury słownictwa różnych państw, a szczególnie rozkładów frekwencyjnych, pozwala mi orzekać o pewnych aspektach ładu międzynarodowego. Nie jest to jednak książka ję- zykoznawcza lub politolingwistyczna. Nie dotyczy ona w pierwszej kolejności języka polityki, języka w polityce czy też obrazu świata w języku. Czytelnik ję- zykoznawca będzie zapewne rozczarowany. Książka ma raczej pokazać empi- rycznie, jak ład międzynarodowy jest skonstruowany za pomocą słów kluczy w komunikacji politycznej.

Przywodzi to na myśli konstruktywizm [Berger i Luckmann 2010]. Nie jest to jednak książka konstruktywistyczna w rozumieniu, jakie nadają temu ter- minowi przedstawiciele wiedzy o stosunkach międzynarodowych. Wspomi- nam o tej dyscyplinie, bo to jej przedstawiciele w pierwszej kolejności zajmują się ładem międzynarodowym, jak również dlatego, że badania nad komuniko- waniem międzynarodowym i politycznym zazębiają się w dużej mierze z bada- niami nad stosunkami międzynarodowymi. W przeciwieństwie do na przykład Alexandra Wendta [2008], nie uważam konstruktywizmu przede wszystkim za alternatywę dla innych teorii w ramach dyscypliny. Konstruktywizm nie jest dla mnie tylko konkurencyjnym, w domyśle lepszym, wyjaśnieniem tych samych problemów, które usiłują rozwiązać inne teorie, choć niewątpliwie jest to też ważne. Nie nazywam siebie konstruktywistą także dlatego, że ta nazwa w zestawieniu z problematyką międzynarodową wydaje mi się zarezerwowana właśnie dla zwolenników teorii Wendta, Friedricha Kratochwila czy Th omasa Rissego, wraz z preferowaną przez nich aparaturą pojęciową, konceptualiza- cjami, metodami i technikami badawczymi. Choć staram się zbadać to samo zjawisko, ład międzynarodowy, moje podejście nie mieści się bezkonfl iktowo w tej szkole. Korzystam z systematycznie zebranego materiału empirycznego, analizuję go w sposób zbliżony do badań pozytywistów, a następnie interpre-

(16)

tuję w ramach perspektywy bliskiej historycznemu materializmowi – temu samemu, przeciw któremu sytuuje swoją teorię Alexander Wendt!

W zasadzie nic by nie stało na przeszkodzie, bym z odwołania do kon- struktywizmu w ogóle zrezygnował i przyznał się po prostu do historyczne- go materializmu. Wspominam jednak o nim z trzech powodów. Po pierwsze, chcę podkreślić, że przedmiotem moich dociekań jest pewna konstrukcja spo- łeczna. Coś, co nie jest po prostu całością istniejącą w świecie, ale jest przez ludzi budowane, składane, w tym wypadku z wyrazów ważnych, słów sztan- darowych, werbalnych symboli politycznych, haseł, słów kluczy. Nie uważam wszakże, by wszystkie zjawiska społeczne należało traktować jako konstrukcje (w metaforycznym znaczeniu budowli), bo inaczej pojęcie konstruktu straci swoją siłę. Jeśli wszystko byłoby konstruktem (na poziomie empirycznym), to po cóż w ogóle o tym mówić?

Drugi powód jest następujący. Wiele postulatów zgłaszanych przez kon- struktywistów wydaje mi się ważnych, wręcz kluczowych dla praktycznego uprawiania nauki empirycznej w XXI wieku. Podzielam przy tym opinię Ewy Domańskiej i Bjørnara Olsena [2008], że w jakimś ogólnym sensie wszyscy dziś jesteśmy konstruktywistami. Z ogólnie rozumianym konstruktywizmem trzeba się jakoś zmierzyć. Nie musi to wcale oznaczać konieczności posługiwa- nia się tą nazwą! Nie sposób jednak trwać niewzruszenie przy obiektywistycz- nym modelu poznania jako jedynym właściwym, tak jakby przez ostatnie pół wieku nic w fi lozofi i nauki się nie zmieniło. Ogólnie rozumiany konstrukty- wizm to zestaw mniej lub bardziej przekonujących uwag co do dominacji jed- nej przymusowej wizji nauki i społecznych konsekwencji takiej sytuacji.

Po trzecie, łączy mnie z konstruktywistami cel praktyczny, którym jest uka- zanie politycznej funkcji, jaką pełni ład międzynarodowy właśnie jako kon- strukcja.

Konstruktywizm nie jest jednorodny. Niżej omawiam ogólne stanowisko konstruktywistyczne przede wszystkim za Michałem Wendlandem, autorem jasnej, spójnej i przekonującej monografi i na ten temat [Wendland 2011]. Zde- klarowani konstruktywiści swoje inspiracje czerpią między innymi z fi lozofi i Immanuela Kanta, późnego Ludwiga Wittgensteina, Ernsta Cassirera, Johna Austina, Th omasa Kuhna i Nelsona Goodmana. Wspólne dla wszystkich sta- nowisk konstruktywistycznych jest przekonanie, że człowiek wytwarza wiedzę teoretyczną i praktyczną o świecie, a także – w pewnym szczególnym sensie – sam świat [Wendland 2011, 11]. Twierdzenie o konstruowaniu tylko wiedzy tworzy tak zwaną słabą wersję konstruktywizmu, twierdzenie o konstruowa- niu świata – jego mocną wersję. Dodatkowo niektórzy konstruktywiści ogra- niczają swoje rozważania do świata etniczno-kulturowego, oddzielając go od świata fi zykalnego, inni uznają z kolei, że świat fi zykalny – obiektywnie istnie- jący – też jest produktem świata etniczno-kulturowego, bo po prostu innych

(17)

17 Założenia metodologiczne

światów być nie może, ze względu na niemożliwość poznania pozajęzykowe- go [Wendland 2011, 161, 220]. Zupełnym nieporozumieniem jest natomiast przypisywanie konstruktywistom skłonności solipsystycznych.

Wytwarzanie świata następuje między innymi przez akty międzyludzkiej komunikacji językowej. Człowiek, zdaniem konstruktywisty, nie żyje w go- towym świecie o jasnej, „prawdziwej” strukturze, którą można by po prostu odkryć, jeśli się posiada specjalne (na przykład naukowe) umiejętności i zna się „właściwą” technikę. Adam Grobler zauważa, że podstawowa dla nauk em- pirycznych teza o uteoretyzowaniu obserwacji pod wieloma względami jest zbieżna (nie tożsama!) z poglądami konstruktywistów. Nie mamy dostępu do czystego doświadczenia, bo to musi być najpierw zorganizowane w interpre- towaną, sensowną całość [Grobler 2007, 269]. Człowiek społecznie buduje wiedzę o świecie z wytworzonych części. Nie jest więc tak, jakby chcieli tego dawni naiwni realiści – że świat to jeden wielki obiekt, w którym znajdują się drobniejsze obiekty, które naukowcy stopniowo „odkrywają” za pomocą na- ukowych metod i technik, by w ten sposób wyprodukować „wiedzę prawdzi- wą”, która zostaje już z nami w postaci skumulowanej, co oznacza, że nowsza wiedza uaktualnia starą wiedzę.

Tym, co defi niuje świat jako rzeczywistość społeczno-kulturową, są przede wszystkim rozmaite przejawy ludzkiej aktywności, działalności, także proce- sy, wydarzenia, interpretacje, wartości – a nie przedmioty, obiekty czy fakty.

A idąc dalej – już w duchu konstruktywistycznym – można przyjąć, że przed- mioty, obiekty czy fakty są konstytuowane (a ściślej – konstruowane) przez człowieka; że w pewnym ścisłym, specyfi cznym sensie są od człowieka zależne [Wendland 2011, 22].

Ludzka zbiorowa, społeczna aktywność tworzy wyobrażenie świata. Nie jest to pogląd przesadnie szokujący. Podobne twierdzenia pojawiały się przed

„zwrotem konstruktywistycznym” i do dziś istnieją w kanonie niekonstrukty- wistycznie ujętej nauki. Można się jednak pokusić o dalej idącą interpretację.

Omawiając metodologię współczesnej nauki z perspektywy realizmu, Adam Grobler przypomina, zupełnie niekontrowersyjnie, że „[u]formowanie się teorii poprzedza pojawienie się problemów i twierdzeń, traktowanych zrazu jako problemy i twierdzenia teorii już istniejących” [Grobler 2007, 211]. Jeśli zgodzimy się, że człowiek patrzy na świat przede wszystkim przez pryzmat problemów – traktując je jako realnie istniejące elementy (sytuacje) świata – to cytowane zdanie bliskie jest poglądom konstruktywistycznym: zbiorowa, społeczna aktywność, tworząc wyobrażenia, tworzy świat. W przeciwieństwie do tego ujęcia zwolennicy obiektywistycznego modelu poznania twierdzą, że w języku co najwyżej odbija się struktura świata, istniejąca niezależnie od spo- łecznych wyobrażeń. Niektórzy obiektywiści gotowi są przyznać, że odbicie struktury świata jest zawsze zniekształcone przez język, a w związku z tym

(18)

niemożliwe jest odzwierciedlenie „nagiej treści” doznań [Krauz-Mozer 2005, 97]. Konstruktywiści odrzucają samo istnienie „nagiej treści”. Wydaje się, że współcześni obiektywiści mogliby częściej znajdować wspólny język z kon- struktywistami, gdyby nie obsesyjne trzymanie się założenia o istnieniu (nie- poznawalnej, niedostępnej) „czystej” rzeczywistości, rzeczy samych w sobie.

To poważny spór, ale na szczęście dla empiryków jest on drugorzędny, skoro obie strony przyznają, że każde poznanie na poziomie działania praktycznego jest językowe, a więc i kulturowe.

Sporo nieporozumień wiąże się z ideą obiektywnego istnienia fi zykalnego, materialnego świata, szczególnie gdy zejdziemy z poziomu fi lozofi i do prakty- ki badawczej. Przywołany wcześniej Bjørnar Olsen krytykuje konstruktywizm, pisząc [Olsen 2013, 12]:

Oczywiście, że tradycja i kultury są wynalezione, a społeczeństwa konstruowane, ale nie czyni ich to nierzeczywistymi lub fałszywymi. Społeczeństwa lub państwa narodo- we nie są poznawczymi szkicami spoczywającymi w ludzkich umysłach; są one rzeczy- wistymi bytami o solidnych fundamentach i mocnych wewnętrznych powiązaniach.

Jak sugerują etymologiczne korzenie słów, fakty są zrobione, a rzeczywistość – sfabry- kowana. Zamiast „odsłaniać” byty jako skonstruowane i zrobione, nasza uwaga winna być raczej skierowana ku analizowaniu, jak tworzy się owe byty (np. społeczeństwa i kultury) [...].

Znamienne w tym cytacie jest zrównanie konstruktów z czymś „nierze- czywistym lub fałszywym”. Olsen zdaje się twierdzić, że to „szkice w ludzkich umysłach” są nierealne (zmyślone, fałszywe), a społeczeństwa, narody, kul- tury rzeczywiste, o solidnych fundamentach. Z perspektywy, którą nakreśli- łem wcześniej, taka opozycja nie ma sensu. Społeczeństwa, narody, kultury są szkicami (konstruktami), ale nie tkwiącymi w indywidualnych umysłach, tylko negocjowalnymi społecznie. Owe „szkice” są zatem jak najbardziej rze- czywiste. Mają tak solidne fundamenty, jak dalece zostaje to wynegocjowa- ne społecznie. Wynik takiej negocjacji jest względnie trwały. Fabrykowanie rzeczywistości polega raczej na społecznym i politycznym przymuszaniu do antynominalizmu, to znaczy do uznania, że związki między nazwami a bytami mają charakter konieczny, niezmienny i pozakulturowy.

Krytyczne uwagi Olsena nie są jednak zupełnie bezpodstawne. Kłopotli- we jest pojęcie obiektywności ontologicznej. Jeśli potraktujemy ją ściśle – jako bezwzględnie pewną, wieczną i niezmienną rzeczywistość niezależną od ob- serwatora – to dla konstruktywisty takiej obiektywności nie ma. Ewentualnie, z ukłonem w stronę agnostyków, możemy powiedzieć, że nawet jeśliby była, to nie ma na razie żadnego sposobu, by do niej dotrzeć bez skażenia językiem (kulturą). Takie ujęcie grozi jednak redukowaniem wszystkiego do „tekstu”

(produktu kultury), co słusznie krytykują Domańska i Olsen. Nawet jeśli zgo-

(19)

19 Założenia metodologiczne

dzilibyśmy się, że jest to jakoś uzasadnione na poziomie bardzo abstrakcyj- nych rozważań fi lozofi cznych, to takie stanowisko generuje całą masę prob- lemów na poziomie empirycznym i nikt rozsądny go nie postuluje. Zauważa to Ian Hacking, pisząc, że w praktyce trudno wskazać wśród badaczy choćby jednego uniwersalnego konstruktywistę [Hacking 1999, 24 i nast.]. Uniwer- salny konstruktywista nie rozróżnia zjawisk ontologicznie obiektywnych i su- biektywnych (o czym niżej). Celowo pomijam tutaj Jacques’a Derridę, widząc w poststrukturalizmie stanowisko zasadniczo różne od konstruktywizmu. Jeśli wszystko, łącznie z materią, jest tekstem, a świat jest wielką czytaną księgą, to badania empiryczne, konceptualizacje, operacjonalizacje, pomiary, próby, porównania ilościowe i jakościowe nie mają sensu. Nie znajduję jednak takich argumentów w postulatach rozsądnych konstruktywistów. Rzecz w tym, że uniwersalny konstruktywizm dobrze broni się wyłącznie na poziomie fi lozofi i.

Na poziomie empirii, czyli Kuhnowskiego rozwiązywania zagadek/układania puzzli, staje się kamieniem u szyi, uniemożliwiając działanie.

Bliskim problemem jest podział na ontologiczny obiektywizm i ontolo- giczny subiektywizm; terminy wzięte od Johna Searle’a i niekoniecznie lubiane przez konstruktywistów. Jak wspomniałem, interpretacja konstruktywizmu, którą tu za Wendlandem przytaczam, uniemożliwia uznanie czegoś za element świata ontologicznie obiektywnego w sensie absolutnym (pozajęzykowym).

Obiektywizm musimy rozumieć jako intersubiektywną zgodność, a więc coś społecznego, kulturowego, językowego. Ale nie tylko o to tutaj chodzi. Samo rozróżnienie na rzeczy ontologicznie obiektywne i subiektywne jest przydatne i potrzebne empirykom. Zgadzamy się bowiem (i konstruktywiści, i zdekla- rowani antykonstruktywiści), że na poziomie empirii istnieje zasadnicza róż- nica między, powiedzmy, kamieniem a pieniądzem. Kamień istnieje inaczej niż pieniądz. Kamień jest niezależny od społecznych reguł i instytucji, jest ontologicznie obiektywny. Z grupą zjawisk ontologicznie subiektywnych, jak pieniądz, nie ma większego problemu, bo i konstruktywiści, i antykonstrukty- wiści zgadzają się, że istnieją one w ramach i dzięki praktykom społecznym.

Czy to oznacza, że na poziomie empirycznym rzeczy ontologicznie subiek- tywne zawsze są konstruktami? Niekoniecznie. Oznaczałoby to, że nauki spo- łeczne niemal z defi nicji muszą być konstruktywistyczne. To z kolei zrodziłoby polityczne pytanie o to, dlaczego konstruktywizm uzurpuje sobie prawo do dominacji nad innymi stanowiskami i narzuca swoje poglądy, choć powstał na fali sprzeciwu wobec takich praktyk. Poza tym, jeśli wszystko, co społeczne, jest konstruktem, to po co w ogóle o tym mówić? Sądzę, że niezależnie od wąt- pliwości fi lozofi cznych, na poziomie praktyki badawczej jest to droga donikąd.

Konstruktywizm jako praktyka badawcza jest pewną świeżością, odmiennym spojrzeniem, alternatywnym wyjaśnieniem problemów, dostrzeżeniem fak- tu budowania, składania, łączenia. Ian Hacking [1999, 14] rozróżnia obiekty

(20)

i idee, z których tylko te drugie mogą jego zdaniem być sensownie badane jako konstrukcje. Sensownie to znaczy tak, że badanie wnosi coś do naszej wiedzy o świecie, niezależnie od tego, czy tę wiedzę/świat konstruujemy, czy

„odkrywamy”. Hacking przytomnie zauważa, że doszukiwanie się społecznych uwarunkowań w przypadku obiektów, co do których i tak wiemy, że powstały w historyczno-społecznym kontekście, jest po prostu mało odkrywcze, nud- ne. Interesujące jest natomiast badanie społecznej konstrukcji czegoś, jakiegoś X, jeśli panuje w miarę powszechnie przekonanie, że ów X w danym czasie, w danym porządku jest nieunikniony (inevitable). Udana analiza konstrukty- wistyczna ma właśnie pokazać, że wcale tak nie jest. Ma udowodnić, że X jest konstrukcją, „budowlą” wzniesioną z elementów przez kogoś w jakimś celu;

że X pojawiło się w jakimś momencie historycznym. Hacking uważa, że ten warunek mogą spełnić idee (wyobrażenia o czymś, o X), ale nie obiekty. Kie- runek rozumowania jest ciekawy, choć twierdzenie, że można wyraźnie od- dzielić wyobrażenie o X od samego X, jest nieprzekonujące. Dla konstrukty- wisty pojęcie ontologicznego obiektywizmu ulega przeformułowaniu i trudno jest mówić o X samym w sobie. Wątpliwe wydaje mi się też twierdzenie, że warunek przekonania o nieuniknionym charakterze stosuje się tylko do idei, a nie obiektów. Rozważając na przykład rozwój (ekonomiczny, społeczny, cy- wilizacyjny) jako obiekt (zjawisko ontologicznie subiektywne), sądzę, że w do- stępnym mi społecznie kontekście społeczno-kulturowym jest on uznawany właśnie za nieunikniony, konieczny, niezależnie od tego, że i idea rozwoju jest często traktowana jako coś, co nie może podlegać negocjacjom. Upraszczając, choć zdajemy sobie sprawę, że rozwój i gospodarka powstały i istnieją w za- leżności od reguł i instytucji społecznych, że stworzyli je ludzie, to mimo to uznajemy je – jako obiekty, nie tylko ich wyobrażenia – za konieczne, trwa- łe, nieuniknione, niemożliwe do zmiany w wyobrażalnym okresie. Roboczo proponuję przyjąć inną strategię: uznać, że ontologiczny obiektywizm podlega stopniowalności ze względu na społeczną negocjowalność. Rzeczy, które w da- nym świecie społeczno-kulturowym nie są negocjowalne, nie są też empirycz- nie analizowane z perspektywy konstruktywistycznej. Nie są negocjowalne, bo wydają się nieuniknione oraz nikt raczej tego nie kwestionuje. Nie stanowią więc „problemu”, trudno w ich przypadku mówić o badaniu w sensie rozwią- zywania jakiejś zagadki. Na przeciwnym końcu znajdują się rzeczy, które są skrajnie negocjowalne. Wszyscy wiemy, że nie są nieuniknione, że są składane, budowane z elementów przez kogoś w jakimś celu. Istnieją jednak różne zada- nia, co szczegółów (kto, co, dlaczego). To stanowi problem i jest przedmiotem intensywnych negocjacji. Trudno mówić o konstruowaniu, bo jest to oczywi- ste dla stron. Obszarem, na którym empirycznie rozumiany konstruktywizm ma szansę rozwinąć skrzydła, jest ten pomiędzy dużymi skrajnościami. Tam, gdzie rzeczy wydają się nieuniknione, ale ktoś znajduje dobre argumenty, by

(21)

21 Założenia metodologiczne

wszcząć negocjacje i to podważyć. Na marginesie – życzliwy Czytelnik z pew- nością zauważy, że takie ujęcie z jednej strony przypomina trochę dojrzewanie Kuhnowskich rewolucji naukowych, z drugiej strony nie jest aż tak odległe od zaleceń krytycznego racjonalizmu, by wkładać kij w mrowisko, próbując sfal- syfi kować „oczywiste prawdy” lub koroborować „oczywiste nonsensy”.

Przyjmuję w pracy ogólną perspektywę konstruktywistyczną, widząc w niej – być może paradoksalnie – wiele zbieżności (choć nie bez przeszkód) z róż- nymi odmianami realizmu. Trudno się oprzeć wrażeniu, że i realiści szczerze przyjęli niektóre argumenty konstruktywistów. Ofi cjalnie niechętny konstruk- tywizmowi „połowiczny realista” Ian Hacking przyznaje, że jedną z jego ksią- żek można potraktować jako konstruktywistyczną; wyraża też uznanie dla prac Bruno Latoura [Hacking 2009]. Adam Grobler kończy przegląd aktualnych stanowisk w fi lozofi i nauki analizą bieżącego problemu realistów: jak przyjąć konstruktywizm bez relatywizmu [Grobler 2007, 291]. Światy skonstruowa- ne społecznie są obiektywne (intersubiektywnie zgodne) i realne. Odrzucam solipsyzm i idealizm. Nie nazywam jednak siebie konstruktywistą. Nie widzę takiej potrzeby, skoro napisałem wcześniej, że trochę wszyscy dziś jesteśmy konstruktywistami. Zgadzam się też z Hackingiem, by nazwę tę – jeśli w ogóle z niej korzystać – rezerwować raczej dla szczególnego typu krytycznych, de- maskatorskich studiów o charakterze społeczno-historycznym.

Wspomniałem wcześniej o historycznym materializmie. Niniejsze bada- nia są prowadzone przy założeniu ogólnej tezy historycznego materializmu:

że podstawą stosunków społecznych jest osadzona w konkretnym czasie hi- storycznym polityczna walka o ograniczone zasoby materialne, realizująca się w sposobach organizacji produkcji, wymianie handlowej oraz w podziale pracy. Traktuję tu historyczny materializm szerzej niż ortodoksyjni marksi- ści, dlatego być może bezpieczniej jest mówić o ujęciu bliskim historyczne- mu materializmowi [por.: Aronson 1985, 88]. Dwie kwestie mają podstawo- we znaczenie. Po pierwsze, odrzucenie idealizmu na rzecz materializmu; siłą napędową światów społecznych (historii) jest konfl ikt wokół obiektywnie istniejącej materii („obiektywnie” w znaczeniu, jakie przedstawiłem wyżej).

Po drugie, odrzucenie ahistoryczności na rzecz ujęcia historycznego: światy, systemy, rzeczywistości mają swoje historie, „rodzą się”, trwają i kiedyś koń- czą, znikają [Wallerstein i in. 2013, 9]. W tym sensie opisy, dane, obserwacje i interpretowane sensy tych światów są ograniczone czasowo i przestrzennie, czyli historycznie [Wallerstein 1977, 4]. Za najbardziej przekonującą wersję takiego ujęcia uznaję perspektywę systemów-światów, w której rzeczona ry- walizacja toczy się w ramach tak zwanych imperiów-światów i gospodarek- -światów. Zarysowana wcześniej ogólna perspektywa konstruktywistyczna nie jest sprzeczna z tym założeniem. Co więcej, moim zdaniem wspiera tak rozumiany historyczny materializm. Jako perspektywa krytyczna wobec do-

(22)

minujących nurtów myślenia o społeczeństwie jest on narażony na syndrom oblężonej twierdzy: nikt nas nie słucha, a racja jest przecież po naszej stronie!

Perspektywa konstruktywistyczna wymusza zmianę tej optyki wśród materia- listów, uzmysławiając nam, że podstawowy budulec teorii: pojęcia i ich de- fi nicje, jest oczywistym konstruktem społecznym, powstałym i stosowanymi w danym momencie historycznym ze względu na interesy, motywacje, cele. Są względne. A przy mnogości postaw, idei, pomysłów, teorii, wyobrażeń w na- ukach społecznych ta względność powinna być dodatkowo podkreślana. Stąd też na przykład uwagi Davida Harveya [2014a] – który twierdzi, że w swojej słynnej książce Th omas Piketty popełnił błąd (mistaken defi nition of capital), konceptualizując kapitał jako rzecz, podczas gdy marksiści konceptualizują go

„poprawnie” jako proces – trafi ają w próżnię niezależnie od istotności samego zagadnienia; Piketty i Harvey należą naukowo do różnych światów społeczno- -kulturowych, choć badają to samo zjawisko.

***

Materiałem badawczym w niniejszej pracy jest zbiór tekstów politycznych po- brany z rządowych witryn WWW. Rządowe witryny są traktowane jako me- dia propagandowe. Ich podstawową funkcją jest tworzenie, utrzymywanie lub zmienianie ideologii, to znaczy systemu znaczeń nastawionego na wyjaśnianie społeczno-politycznego świata. Witryny WWW są medium, za którego po- średnictwem rządy uczestniczą w negocjowaniu tych znaczeń. Pomyślna ne- gocjacja oznacza utworzenie, utrzymanie lub zmianę jakiegoś elementu glo- balnej ideologii – geokultury. Materiał, słowa klucze w tekstach politycznych, został zbadany za pomocą analizy zawartości.

Analiza zawartości jest grupą technik systematycznego, obiektywnego i najczęściej ilościowego badania strumieni lub zbiorów przekazów [Pisarek 1983, 45]. Jej celem jest poznanie różnych elementów procesu komunikacyjne- go. Dla studiów nad zróżnicowaniem symboli politycznych we współczesnym świecie szczególne znaczenie ma badanie związków między cechami przeka- zów a ramami politycznymi, ekonomicznymi, społecznymi i kulturowymi, w jakich te przekazy powstają. W świetle wcześniejszych rozważań należy podkreślić, że mówiąc o przekazach, mam na myśli konstrukcje, produkty ne- gocjacji społecznych, a nie, jak to zwyczajowo przyjmowano w klasycznych analizach zawartości, przedmioty niezależne od podmiotu poznającego. Ana- liza zawartości jest jedną z najczęściej wykorzystywanych metod w studiach nad komunikacją polityczną [Graber i Smith 2005, 451]. Wśród zalet analizy zawartości jako metody Klaus Krippendorff [1980, 80] wymienia nieinwazyj- ność, możliwość analizowania niestrukturyzowanego materiału, zastosowal-

(23)

23 Założenia metodologiczne

ność do rzeczywistości symbolicznej i do licznych wiązek przekazów. Sally McMillan [2000] przedstawia ją metaforycznie jako „mikroskop dla medio- znawców”. Postępująca cyfryzacja postawiła przed analizą zawartości nowe wyzwania. Zastosowanie tej metody do badania nowych mediów wymaga zwrócenia uwagi na przykład na ich ogromną dynamikę, co zdaniem Manu- ela Castellsa [2003, 17] powoduje, że ciężko jest „przeprowadzić całościową analizę, gdy obiekt badań (internet) rozwija się i zmienia szybciej niż podmiot badań [...] potrafi zaobserwować”. McMillan, rozwijając swoją metaforę, nazy- wa to badaniem „poruszającego się obiektu za pomocą mikroskopu”. Czy w ta- kim razie analiza zawartości jest skazana na klęskę w konfrontacji z dynamiką zmian zawartości internetu? Zdaniem McMillan odpowiedź brzmi „nie”, jeśli badacze będą mieli świadomość specyfi ki nowych mediów.

W ujęciu Bernarda Berelsona [1952] analizę zawartości charakteryzowa- ły kryteria systematyczności, obiektywizmu i kwantytatywności oraz postulat badania jedynie jawnej części przekazów. Jak przypomniał później Walery Pi- sarek [1983, 30 i nast.], żadne z tych kryteriów nie było (i nie jest) bezwzględ- nie przestrzegane, choćby ze względu na praktyczne możliwości i ograniczenia w prowadzeniu badań. Gilbert Shapiro i John Markoff [1997, 12–13] doko- nali zestawienia często przytaczanych defi nicji analizy zawartości pod kątem eksponowania przez nie różnych cech tej metody. Zestawienie ujawnia spore różnice, na przykład co do tego, czy można ją stosować wyłącznie do zawar- tości jawnej (jak chciał Berelson), czy nie; czy musi koniecznie być ilościowa, czy też dopuszcza się – jak piszą Shapiro i Markoff – choćby milczącą zgodę na ujęcie jakościowe. Argumentem przeciw rygorystycznemu pojmowaniu kwantytatywności w analizie zawartości jest twierdzenie, że wiele istotnych i ważnych społecznie zjawisk nie poddaje się ujęciu liczbowemu; lepiej więc zbadać je nieilościowo, niż nie badać ich w ogóle. Rezygnacja z rygoru ujęcia ilościowego nie może jednak oznaczać osłabiania precyzji i rzetelności analizy [Pisarek 1983, 44]. Wspólne dla prawie wszystkich defi nicji jest jednak silne przekonanie o konieczności prowadzenia badań systematycznych i powtarzal- nych (sprawdzalnych).

Wśród licznych głosów w dyskusjach o analizie zawartości warto wyróżnić uwagę Charlesa E. Osgooda na temat zakresu wnioskowania. Jego zdaniem [Osgood 1959, 35] analiza zawartości jest procedurą wnioskowania o nadaw- cach i odbiorcach na podstawie dowodów z przekazów między nimi. Jest to – jak twierdzi Osgood – pole zainteresowań przede wszystkim dla psycholin- gwistów. Nawiązując do wcześniejszych rozważań o konstruktywizmie, muszę w tym miejscu zaznaczyć, że wnioskując o nadawcach i odbiorcach na pod- stawie przekazów, wnioskuję o negocjacjach między stronami. Podział na na- dawcę, przekaz i odbiorcę ma charakter instrumentalny, jest zorientowany na techniczną organizację badania. Właściwy wniosek dotyczy procesu negocjo-

(24)

wania. Przekaz nie jest „rzeczą”, ale elementem tej negocjacji. Z kolei negocja- cja jest procesem politycznym i badając ją, interpretujemy zjawiska politycz- ne. Zresztą nawet klasycy analizy zawartości zwracali uwagę na konieczność wyjścia poza przekaz jako element, jako rzecz. Ole R. Holsti pisał, że „czysto opisowa informacja o zawartości nieodniesiona do innych cech przekazu czy do cech jego nadawcy lub odbiorcy przedstawia małą wartość naukową” [za:

Pisarek 1983, 33]. Robert L. Stevenson ujął to jeszcze prościej: „Dopóki nie potrafi my połączyć zawartości z czymś jeszcze, dopóty narażeni jesteśmy na pytanie «I co z tego?»” [Stevenson 2001, 3].

Na ten zarzut szczególnie narażone są badania, w których korzysta się z komputerowej analizy zawartości. Techniki komputerowej analizy są spo- sobem na problem dużej dynamiki środowiska nowych mediów. Odpowied- nio przygotowany algorytm umożliwi ciągłą analizę w czasie rzeczywistym.

W takiej analizie nowe informacje dodaje się do tych już zgromadzonych, a wnioski uaktualniania. Wydaje się, że proces ten – oparty na rozumowaniu Bayesowskim – nie ma końca. Taka analiza zawartości to ciągłe doskonalenie algorytmu na podstawie nowych danych pobranych z internetu. W celu na- dania większej wagi takim rezultatom, nie mówi się obecnie o zdobywaniu informacji, ale o odkrywaniu wiedzy [patrz: Maimon i in. 2010]. Wiedza jawi się jako coś, co tkwi w tekście. Wystarczy po nią sięgnąć. Automatyzacja jest tylko częściową receptą na dynamikę nowych mediów. McMillan [2000, 81]

wykazała, na podstawie próby witryn związanych z tematyką opieki zdrowot- nej, że po roku przestało działać 15% z nich. Komputer nie powie nic a nic, dlaczego przestały działać. Zostały zawieszone? Ocenzurowane? Uległy presji politycznej lub ekonomicznej? Wypadły z rynku?

Niestety dynamiczna zawartość witryn WWW stwarza jeszcze poważniej- sze problemy. Metaanaliza McMillan ujawniła centralną rolę „strony WWW”

w analizach witryn, jednocześnie zdradzając intuicyjne podejście wielu bada- czy, którzy traktują witrynę i strony WWW analogicznie do wydania gazety, jednak bez omawiania szczegółów operacjonalizacji. Tylko niektórzy, bar- dziej rygorystycznie nastawieni badacze pokusili się o dokładniejszą, opera- cyjną defi nicję jednostki analizy, nawet kosztem pewnych uproszczeń. Przy- kładowo Monica Perry i Daniel Bodkin [2002] analizowali pierwszy obraz wyświetlany przez monitor po wpisaniu adresu URL badanej witryny, a Kurt Ribisl z zespołem – „zawartość na stronie głównej oraz zawartość pojawia- jącą się na głębokości jednego «kliknięcia myszą» od strony głównej” [Ri- bisl i in. 2003, 66]. O ile w latach 90. XX wieku witryny WWW miały proste struktury, oparte na hierarchii strony głównej i podstron, o tyle konstrukcja współczesnej witryny jest bardziej złożona. Rozwój technik multimedialnych, zaawansowane wykorzystanie hipertekstu oraz postawienie akcentu na treści tworzone przez użytkowników spowodowały, że nie sposób dłużej bezwarun-

(25)

25 Założenia metodologiczne

kowo bronić przywołanej wyżej analogii witryny WWW do gazety. Przede wszystkim niemożliwe jest utrzymywanie, że wybór odnośnika hiperteksto- wego odpowiada przewróceniu strony w wydawnictwie drukowanym. Nie jest jasne, jak potraktować zawartość generowaną dynamicznie za pomocą kwerend, czyli wywoływaną przez użytkownika z bazy danych. Tym samym jednoznaczne wyróżnienie stron WWW na witrynie staje się problematycz- ne, a jest to warunek konieczny, by liczyć elementy witryny, tak jak się liczy artykuły i ilustracje na kolumnie prasowej. Otwarte pozostaje pytanie, jaką rolę odgrywają powyższe problemy w umacnianiu się wśród badaczy interne- tu tendencji do stawiania prostych pytań opisowo-formalnych zamiast pytań problemowych [McMillan 2000, 83].

Proponuję alternatywne podejście do analizy zawartości witryn. Rządowa witryna WWW została potraktowana nie jako zbiór hipertekstowych stron WWW, ale jako zbiór tekstów politycznych, pochodzących z serwisów praso- wych, wystąpień, przemówień i tym podobnych, a więc jako korpus tekstowy.

Podejście to odwołuje się do dorobku metodologicznego lingwistyki korpu- sowej oraz lingwistyki kwantytatywnej, odróżniając obie [Pawłowski 2003, 22]. Jego najważniejszymi cechami są: 1) koncentracja wyłącznie na odpo- wiednio dobranym i uprzednio przygotowanym do analizy tekście (lingwi- styka korpusowa) oraz 2) wnioskowanie statystyczne na podstawie częstości występowania badanych słów (lingwistyka kwantytatywna). Rozwiązywany jest w ten sposób problem różnorodności formalno-strukturalnej witryn i kłopot w znalezieniu standaryzowanej, porównywalnej jednostki. W ujęciu korpusowym wszystkie witryny WWW mają tę samą formę: postać korpusu tekstowego. Odpowiedni dobór oznacza spełnienie warunku homogenicz- ności tekstów pod względem gatunkowym i stylistycznym; różnice w hierar- chiach symboli politycznych między korpusami mogą więc zostać przypisane wyprowadzonym z teorii zmiennym wyjaśniającym, a nie gatunkom. Z kolei uprzednie przygotowanie oznacza, że przed analizą dokonano rozróżnienia, oznaczenia bądź eliminacji tych elementów (słowoform), które mogłyby za- ważyć na trafności pomiaru [Waliński 2005, 36]. Konsekwencją takiego po- dejścia jest utrata pewnych informacji. Analiza korpusowa ignoruje hiper- tekstowy charakter witryn WWW. Pomija także multimedia, zagadnienia związane ze składem typografi cznym, ekspozycją wypowiedzi na kolumnie i grafi cznymi wyróżnieniami w tekście. Jak ważne są to ograniczenia? Z per- spektywy postawionych pytań badawczych wydaje się, że wyżej wymienione zagadnienia nie miały znaczenia i rezygnacja z nich nie pociągała za sobą konsekwencji dla testowanych hipotez. Ponadto, wychodząc od tez Michae- la Margolisa i Davida Resnicka [2000, 207–208], można twierdzić, że wpływ potencjału hipertekstowego i multimedialnego nowych mediów na politykę wydaje się przesadzony i empirycznie nieuzasadniony.

(26)

***

Analizowanym materiałem były teksty polityczne pobrane z ofi cjalnych rzą- dowych witryn WWW (dalej po prostu: witryn). Ofi cjalne rządowe witryny to te, których podmiotem kontrolującym jest rząd danego państwa lub jego wyspecjalizowana jednostka (na przykład biuro prasowe). Rządowe witryny to odpowiedniki w różnych państwach świata takich witryn jak whitehouse.gov (USA) czy number-10.gov.uk (Wielka Brytania). Do skonstruowania defi nicji operacyjnej rządowej witryny WWW pomocne było wprowadzenie pojęcia

„szefa rządu” jako odpowiednika angielskiego „head of government” (okre- ślenie „głowa rządu” nie przyjęło się w polskiej literaturze, choć stosuje je na przykład Konstatny Wojtaszczyk [1998, 30]). Posługując się almanachami geo- politycznymi, a także opracowaniami Banku Światowego, UNESCO i UNDP, można wskazać szefów rządu wszystkich państw świata i tym tropem odna- leźć ich witryny. W zakres defi niowanego tu pojęcia rządowych witryn WWW wchodzą witryny szefów rządów wszystkich państw, a tam, gdzie rozwiązania ustrojowe to uzasadniają, także witryny gabinetów. W niektórych przypad- kach (na przykład w systemach półprezydenckich) obok witryny szefa rządu należało uwzględnić też witrynę głowy państwa. Jako wytyczne przyjęto uwagi Andrzeja Antoszewskiego i Ryszarda Herbuta [2001, 268–269]:

Można powiedzieć, że rozwój nowożytnego państwa charakteryzują dwa wzajemnie z sobą sprzężone procesy polityczne: postępująca autonomizacja egzekutywy wobec le- gislatywy oraz przesuwanie się punktu ciężkości władzy wykonawczej od monarchy ku obieralnemu i politycznie odpowiedzialnemu szefowi rządu. Efektem tej ewolucji staje się potoczne utożsamienie władzy państwowej z władzą tego ostatniego i uczynienie z możliwości uformowania gabinetu głównego celu rywalizacji politycznej. [...] Głowa państwa, jeśli nie występuje równocześnie w charakterze szefa rządu, nie odpowiada przed nikim za podejmowane przez siebie decyzje, co jest równoznaczne z tym, że de- cyzji politycznych o znacznym ciężarze gatunkowym po prostu nie podejmuje.

Rządowymi witrynami WWW będą więc nazywane wszystkie te ofi cjal- ne witryny WWW, których przedmiotem jest ogólna działalność najwyższego szczebla władzy wykonawczej w państwie, czyli szefa rządu i jego gabinetu, a także głowy państwa, jeśli posiada ona istotne uprawnienia w zakresie wła- dzy wykonawczej. Należy zwrócić uwagę na trzy elementy w przytoczonej wy- żej defi nicji rządowych witryn WWW. Po pierwsze, są to witryny ofi cjalne, czyli tworzone przez odpowiednie służby rządowe: biura informacji, public relations, rzeczników przy szefi e rządu lub głowie państwa. Po drugie, są to wi- tryny ogólne w treści, to znaczy, że przynajmniej w założeniu mają dostarczać możliwie szerokich tematycznie informacji o działalności rządu i przedstawiać najważniejsze, główne kierunki polityki. W przyjętej defi nicji nie mieszczą się

(27)

27 Założenia metodologiczne

witryny tematyczne: na przykład witryny poszczególnych ministerstw; miesz- czą się natomiast witryny rzeczników rządu, biur informacyjnych i tym po- dobne. Po trzecie, są to witryny, dotyczące najwyższego szczebla władzy wyko- nawczej, co w przypadku państw złożonych oznacza koncentrację na rządzie federalnym.

Jakie cechy obserwowalne świadczyły o istnieniu witryny rządowej? Były nimi nazwy, które pojawiały się na winiecie tytułowej witryny, w rodzaju „Go- vernment of X”, (gdzie X to nazwa kraju), „Offi cial Government Website of X”,

„President of X”, „Federal Chancellery of X”, „Prime Minister’s Offi ce”, „Cabi- net Offi ce” i tym podobne, podane w języku angielskim lub innych językach.

Podobnego rodzaju wskazówką był adres URL, w rodzaju: „www.government.

gov.xy”, „www.cabinet.gov.xy” i tym podobne, gdzie xy oznaczę domenę pań- stwową. Obecność w adresie domeny „gov” można potraktować jako pewny wskaźnik ofi cjalności witryny, gdyż rejestracja witryny w tej domenie wymaga wszczęcia formalnej procedury przed amerykańskim urzędem General Servi- ces Administration. Zapewne z tego powodu niektóre państwa rezygnują z re- jestracji witryny w domenie gov, używając zamiast niej subdomen o nazwach sugerujących powiązanie z rządem (gv, gouv, govt, gob). Stąd spotkamy wi- tryny o adresach URL w rodzaju „www.gobierno.gob.xy” czy „www.gouvern- ment.gouv.xy”. Witryna rządowa to taka witryna, która w formie i treści jest podobna do (jest odpowiednikiem) witryn www.whitehouse.gov czy www.

number-10.gov.uk, a więc: zawiera informacje o składzie rządu, gabinetu, kan- celarii głowy państwa i tym podobne; zawiera przemówienia szefa rządu, gło- wy państwa; podaje najważniejsze wydarzenia z działalności rządu; zawiera dokumenty rządowe, na przykład budżet, plan rozwoju państwa; przedstawia informacje o społeczeństwie, gospodarce, ustroju danego kraju; zawiera infor- mację potwierdzającą, że za treść witryny jest odpowiedzialne biuro prasowe rządu/głowy państwa lub inna podobna instytucja.

Materiał z witryn był gromadzony w dwóch fazach: głównej, we wrześniu 2006 roku, oraz porównawczej, we wrześniu roku 2012. Na populację rządo- wych witryn WWW składały się wszystkie istniejące w momencie prowadze- nia badania publicznie dostępne w internecie ofi cjalne witryny szefów rzą- dów, gabinetów oraz tych głów państw, które posiadają istotne uprawnienia w zakresie władzy wykonawczej. Skonstruowanie katalogu wszystkich witryn było trudne, gdyż de facto oznaczało szukanie w internecie rządowych witryn WWW. Wstępnie można było oszacować wielkość populacji na około 200–220 witryn, zakładając, że każde państwo na świecie posiada przynajmniej jedną witrynę rządową, oraz że państwa o systemach półprezydenckich będą mieć dwie takie witryny: osobno dla prezydenta, osobo dla premiera.

Wspomniane szukanie witryn polegało na wykorzystaniu: (1) list witryn online; (2) listy witryn offl ine oraz (3) wyszukiwarek internetowych. Jednym

(28)

z głównych źródeł była prywatna witryna autorstwa Gunnara Anzingera „Go- vernments on the WWW” [Anzinger 2002]. Nazwa może być myląca, gdyż na liście witryn, obok właściwych witryn rządowych, znajdują się też witryny parlamentarne, partyjne i tym podobne, wszystkie pod nazwą „government websites”. Mimo to witryna Anzingera ma sporą przydatność badawczą, prze- de wszystkim dlatego, że autor postawił przed sobą cel zgromadzenia odnoś- ników do witryn instytucji państwowych wszystkich krajów świata. Kolejnym źródłem była Wikipedia. Jej podstawową zaletą jest wysoka aktualność, dzięki której można było odnaleźć działające adresy witryn rządowych, pominięte w innych spisach. Jeszcze inną grupę źródeł stanowiły witryny państwowe (parlamentarne, ministerialne, ambasad i konsulatów i tym podobne). Wi- tryny państwowe to zazwyczaj te o adresie URL typu „nazwa.gov.xx”, gdzie xx to państwowa końcówka domenowa (na przykład pl, de, uk). Obecność domeny gov daje gwarancję ofi cjalności witryny, gdyż można w niej rejestro- wać wyłącznie witryny związane z instytucjami państwowymi danego kraju.

Procedura przygotowywania spisu witryn rządowych wyglądała następują- co: odnajdywano jakąkolwiek witrynę państwową danego kraju, a następnie w odnośnikach z tej witryny szukano odnośnika do witryny rządowej. W ten sposób w pierwszej fazie badań, we wrześniu 2006 roku, znaleziono witryny dla 177 państw świata, defi niując operacyjnie państwo poprzez członkostwo w ONZ. W roku 2012 odnaleziono je dla wszystkich 193 państw.

Pod uwagę brano wyłącznie państwa z witrynami rządowymi w języku an- gielskim. W głównej fazie badań z ustalonego wcześniej zbioru 177 krajów świata prowadzących rządowe witryny WWW 136 krajów posiadało przynaj- mniej jedną taką witrynę. Stopień rozbudowania wersji angielskich był jed- nak bardzo różny: od pełnych wersji do witryn ograniczonych do tłumaczeń wybranych fragmentów. Wybranie jedynie pełnych wersji ograniczyłoby pró- bę do członków Commonwealthu oraz niektórych państw Zachodu. Z kolei pozostawienie 136 krajów uniemożliwiłoby sensowne porównania z powodu gigantycznych różnic w ilości dostępnego materiału tekstowego. Dalsze de- cyzje w sprawie doboru państw polegały więc na wypracowaniu kompromi- su między reprezentatywnością próby a zapewnieniem wystarczającej liczby tekstów do analizy słów kluczy. Ideałem byłaby możliwość albo badań na całej populacji, albo zastosowania procedury losowania. Było to jednak nieosiągal- ne między innymi ze względu na wyraźny brak witryn w języku angielskim na przykład w krajach Ameryki Łacińskiej. Odrzucenie witryn ubogich w treści w języku angielskim dodatkowo wykluczyło na przykład Brazylię. Dążyłem jednak do tego, by uwzględnić jak największą liczbę państw, tak by próba ce- lowa zbliżyła się do ideału próby losowej, to znaczy by kryterium doboru nie było powiązane z wartościami zmiennych wyjaśnianych.

(29)

29 Założenia metodologiczne

Innym problemem było duże zróżnicowanie typologiczne rządowych wi- tryn. Konieczne było zagwarantowanie względnej homogeniczności próby, a tej zagrażały dwie cechy: (1) zbyt szeroka tematyka portali oraz (2) rozbu- dowana struktura hipertekstowa, utrudniająca pobranie całej zawartości teks- towej. Na podstawie przeglądu literatury z tak zwanych web studies [Liu i in.

1997; Mohammed 2004] przygotowano własną typologię rządowych witryn WWW. Celem tego zabiegu było wstępne oszacowanie zróżnicowania witryn oraz wybór tych typów, których porównywanie było istotne dla stawianych py- tań badawczych i jednocześnie których analizę można było przeprowadzić za pomocą posiadanej aparatury badawczej. Uwzględniono następujące kryteria:

1. Złożoność wertykalna (wewnętrzna) witryny, określana na podstawie liczby wewnętrznych elementów nawigacyjnych; na mocy której wyróż- niono witryny proste i rozbudowane.

2. Złożoność horyzontalna (zewnętrzna) witryny, odnosząca się do nasy- cenia odnośnikami zewnętrznymi, a tym samym do łatwości określenia granic witryny; wyróżniono witryny o strukturze skupionej (skonsoli- dowane) i rozproszonej.

3. Periodyczność, która pozwoliła odróżnić witryny o periodyczności określonej od witryn o periodyczności nieokreślonej.

4. Kryterium ilości treści, które umożliwiło podzielenie witryn na treścio- wo bogate i ubogie.

5. Aktualność treści, na mocy której wyróżniono witryny treściowo aktu- alne i nieaktualne.

6. Profi l tematyczny, który dzieli witryny na te o szerokim zakresie poru- szanej tematyki i o wąskim zakresie tematycznym.

7. Kryterium organizacji treści na witrynie, na mocy którego można było wyróżnić witryny statyczne i witryny dynamicznie generujące treść (kwerendalne).

8. Kryterium transakcyjności witryny, wyszczególniające witryny, za po- mocą których można dokonywać czynności urzędowych, na przykład składać wnioski.

9. Rodzaj aktora politycznego, którego reprezentuje dana witryna.

Na tej podstawie wyróżniono dziewięć typów rządowych witryn WWW:

1. witrynę prasowo-gabinetową, na przykład w Polsce, Estonii, Czechach;

2. witrynę prasowo-premierską, na przykład w Niemczech, Kanadzie, Au- stralii;

3. witrynę prasowo-prezydencką, na przykład w USA, Rosji, na Białorusi;

4. broszurę gabinetową, na przykład w Katarze, Bangladeszu, Algierii;

5. broszurę premierską, na przykład w Dżibuti, Timorze Wschodnim, Ku- wejcie;

6. broszurę prezydencką, na przykład w Tuvalu, Libanie, Libii;

(30)

7. portal narodowy, na przykład w Lesoto, Gwinei, Suazi;

8. portal administracyjny, na przykład w Andorze, Liechtensteinie, Szwaj- carii;

9. portal gabinetowy, na przykład w Egipcie, Portugalii, Irlandii.

Tylko pierwsze trzy typy – czyli witryny prasowe – można było wstępnie za- kwalifi kować do próby. Były to na ogół witryny aktualne, bogate w treści, pro- wadzące serwisy prasowe. Analogicznie, z typów „broszurowych” można było wstępnie zrezygnować; ich cechą jest znikoma ilość treści i nieperiodyczność;

pełnią one raczej funkcję swoistych wizytówek. Największym problemem oka- zały się typy „portalowe”. Cechuje je rozbudowana struktura hipertekstowa, uniemożliwiająca oszacowanie granic witryny, a przez to pobranie całej za- wartości tekstowej, oraz różnorodność gatunkowa (obok aktualności pojawia- ją się obszerne raporty, zestawienia, a nawet książki). Portale zawierają w sobie mniejsze podwitryny, nie zawsze w jednej wersji językowej. Włączenie tego typu witryn do analizy może spowodować, że podstawowe założenie, iż duża/

mała frekwencja danego symbolu politycznego na tle innych symboli i innych państw pozwala na wnioskowanie o ideologicznym obliczu nadawcy, może się okazać nie do utrzymania. Przykładowo duża frekwencja symboli „education”

w porównaniu do „fi nance” może wynikać z tego, że portal zawiera w sobie podwitrynę ministerstwa edukacji, ale nie zawiera podwitryny ministerstwa fi nansów, albo że materiały ministerstwa edukacji są publikowane w języku angielskim (i tym samym włączone do analizy), a te z ministerstwa fi nansów – w języku narodowym (wykluczone z analizy). Z tego powodu ważne było, by do próby witryny wybierać jedynie te portale, co do których była pewność, że ich tematyka jest ogólna, możliwie zbliżona do prasowych witryn rządowych z innych uwzględnianych krajów, a angielska wersja językowa obejmuje całą lub prawie całą witrynę.

Ostatecznie, po wykluczeniu witryn: (1) bez treści w języku angielskim; (2) o bardzo ubogiej zawartości (typ broszurowy) oraz (3) o zbyt skomplikowa- nej strukturze i rozległej tematyce (portale), otrzymałem zbiór 91 państw. Jeśli w państwie istniały więcej niż jedna witryna rządowa (na przykład premierska i prezydencka w systemach mieszanych), wszystkie włączono do analizy. Po- nieważ centralną, teoretyczną jednostką analizy jest państwo, a jego rządowa witryna WWW jedynie materiałem, na podstawie którego są wyciągane wnio- ski o państwie, poza niniejszym rozdziałem pojęcie witryny nie będzie przy- woływane w znaczeniu jednostki analizy; będzie mowa po prostu o państwach.

W próbie najsłabiej reprezentowana była Ameryka Południowa (włączono tylko Chile i Gujanę), jednak wraz z Meksykiem i Kubą można było potrak- tować ją jako część Ameryki Łacińskiej, zwiększając liczebność grupy. Licz- nie reprezentowane były anglojęzyczne Karaiby (osiem państw wyspiarskich plus kulturowo i językowo bliskie Belize). Z obszaru Azji Wschodniej i Po-

(31)

31 Założenia metodologiczne

łudniowo-Wschodniej, pomimo trudności technicznych, do próby włączono portal fi lipiński oraz gigantyczny portal administracyjny Chin. W tych przy- padkach konieczne było staranne „wyłuskanie” z portali subwitryn będących odpowiednikami witryn prasowych. Podobnie uczyniono z portalami Szwecji, Finlandii, Egiptu, Szwajcarii i innymi; w próbie znalazło się ogółem 29 państw, których witryny rządowe miały strukturę portalową. We wszystkich tych przy- padkach decyzja uwzględnienia w próbie była uzasadniona istnieniem wyraź- nie wydzielonej rządowo-gabinetowej części portalu. Do próby włączono rów- nież względnie bogate w treści witryny typu „broszurowego”: libijską, katarską oraz Timoru Wschodniego. W fazie porównawczej, w 2012 roku, spośród 91 państw z fazy głównej wybrano 66 państw, których witryny nie zmieniły się zasadniczo, to znaczy wciąż były to witryny tego samego typu. W ten sposób starałem się utrzymać bez zmian wszystko poza treścią tekstową.

Z dobranego zestawu rządowych witryn zostały pobrane materiały teksto- we. Pierwszym zadaniem przy pobieraniu materiału tekstowego było ustale- nie granic witryny. Istotne było rozróżnienie między witrynami skonsolido- wanymi (skupionymi) i kwerendalnymi (portalowymi, rozproszonymi). Jeśli witryna rządowa jest witryną skonsolidowaną, to jej granice są określane przez wspólny adres serwera WWW, na przykład www.whitehouse.gov. W granicach witryny mieści się zarówno strona o adresie whitehouse.gov/infocus/defense, jak i subwitryna whitehouse.gov/kids. Odnośnik www.usa.gov prowadzi nato- miast poza witrynę Białego Domu, o czym dodatkowo jesteśmy informowani komunikatem: „You are exiting the White House Web Server”. Pobrane wi- tryny skonsolidowane na twardym dysku miały strukturę katalogową. Nazwy katalogów często sugerują rodzaj zawartości.

O wiele poważniejszym wyzwaniem okazały się witryny o strukturach portalowych lub półportalowych, a więc witryny kwerendalne. Jak zauważa- ją Ricardo Baeza-Yates i Carlos Castillo [2007, 49], autorzy większości ana- liz zawartości witryn ignorują problem „ukrytej sieci” (hidden web), czyli tej części witryny, która, choć jest dostępna dla użytkownika, nie jest widoczna dla programów przeglądających i pobierających zawartość witryn szperaczy (crawlers). Do „ukrytej sieci” należą między innymi strony, których otwarcie wymaga autoryzacji, a więc nie mogą zostać pobrane. Znajdują się tam jed- nak także dynamicznie generowane strony. Dzielą się one na: (1) generowane przez odnośniki hipertekstowe i (2) generowane przez kwerendę o zadanych parametrach. Zdaniem Baezy-Yatesa i Castilla, typowym przykładem pierw- szego rodzaju jest dynamiczny kalendarz, rozwiązanie często spotykane także na rządowych witrynach WWW. Poszczególne dni, miesiące, a nawet lata są generowane, a nie przywoływane z istniejącej uprzednio bazy danych. Skut- kuje to sytuacją, w której program pobierający zawartość witryny zapętla się i zaczyna pobierać wpisy kalendarza oznaczone datami przyszłymi, aż do wy-

(32)

czerpania miejsca na dysku twardym. Naturalnie wpisy takie, szczególnie z kil- ku lat „do przodu”, nie zawierają żadnej treści. Baeza-Yates i Castillo w swoich badaniach chcieli znaleźć rozwiązanie powyższego problemu. Interesowało ich przede wszystkim, jak zwykli użytkownicy zachowują się na witrynach, to znaczy jak głęboko w witrynę sięgają, klikając kolejne odnośniki hiperteksto- we. Wyróżnili trzy takie modele przeglądania witryny: (1) użytkownik cofa się najwyżej o jeden poziom; (2) użytkownik cofa się do strony głównej (poziom zerowy); (3) użytkownik cofa się do dowolnego, wcześniej odwiedzonego po- ziomu. Posiłkując się rachunkiem prawdopodobieństwa, Baeza-Yates i Castillo [2007, 59] doszli do wniosku, że dla wszystkich trzech modeli przeglądania, wystarczy pobrać zawartość do około piątego poziomu głębokości, by uzyskać dostęp do ponad 90% zawartości, którą zobaczyłby przeciętny użytkownik od- wiedzający witrynę. Hipotezę tę zweryfi kowano empirycznie, monitorując za- chowania użytkowników na 13 różnych witrynach WWW w czterech krajach świata. Okazało się, że w większości sesji (80–95%) użytkownicy nie schodzili głębiej niż na czwarty poziom, a 30–50% sesji zaczynało i kończyło się wyłącz- nie na stronie głównej.

Drugi rodzaj dynamicznej zawartości jest generowany przez kwerendę użytkownika. Typowym przykładem jest wywoływanie artykułów prasowych według zadanego słowa kluczowego lub daty. Każde takie wywołanie może zostać zamienione na ciąg znaków – kwerendę – „rozumiany” przez serwer.

Na tej podstawie wyświetla się zawartość na ekranie. Niestety na rządowych witrynach WWW kwerendy nie były standaryzowane, więc różne państwa stosowały odmienne syntaksy. Oznaczało to, że dla każdej z badanych witryn trzeba było rozpracować syntaksę, by następnie opracować algorytm pobiera- jący teksty. Ogólnie można wyróżnić trzy typowe sytuacje, na które natrafi łem:

1. Materiały tekstowe (pliki) miały przyporządkowane kolejne numery porządkowe. Znając numer ostatniego materiału, można było pobrać wszystkie wcześniejsze według kwerendy: pobierz plik i (i = 1,...,n).

2. Materiały tekstowe miały przyporządkowany kod cyfrowy określający datę. Wybierano jakiś moment w przeszłości (datę) i od niego, aż do dnia pobierania (teraźniejszości), pobierano wszystkie dokumenty. Mo- ment w przeszłości był ustalany po sprawdzeniu w archiwum witryny, jak daleko wstecz sięgają opublikowane tam materiały.

3. Materiały tekstowe były oznaczone losowo generowanym kodem alfa- numerycznym tak, że niemożliwe było odnalezienie regularności po- zwalającej na przygotowanie kwerendy.

Przy pobieraniu materiału tekstowego z witryn połączono trzy wyżej wy- mienione techniki: pobieranie całych witryn, pobieranie z wykorzystaniem konstruowania kwerendy oraz w przypadkach, gdy dwa pierwsze sposoby nie były możliwe do zastosowania, pobieranie według modelu Baezy-Yatesa

Cytaty

Powiązane dokumenty

A gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej, rzekli: „Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w

1.Dobrowolska H., Jutro pójdę w świat. Podręcznik do kształcenia literackiego, kulturowego i językowego dla klasy czwartej szkoły podstawowej., WSiP, Warszawa 2006.,.. 2.Karta

14 Pojęcie lokalności oraz mediów lokalnych pojawia się niezwykle często w twórczości R. Autorzy wykazali zainteresowanie przemianami związanymi z prasą lokalną

Semantyka „piętrowa” polskiego systemu językowego. (głoska/litera, morfem, wyraz, zdanie, tekst)

zarządzanie czasem dla naukowców i bibliotekarzy. Forum Bibliotek Medycznych 2/2

(1) postępująca demokratyzacja komunikacji politycznej (oprócz instytucji profesjonalnych, przygotowanych do relacjonowania wydarzeń politycznych, w kampanii mogą brać

Z przeprowadzonych badań wstępnych wynika, że tłuszcze w temperaturze 120°C charakteryzują się lepkością kinematyczną porównywalną do oleju napędowego w 40°C,

http://www.kadzidlowo.pl/ - Park Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie na terenie Mazurskiego Parku Krajobrazowego, można z bliska przyjrzeć się wilkom, rysiom, żurawiom czy