Ż Y C I E i P I S M A
w a a w m u* a w a
p r z e ł o ż o n e
z i § z y k a A n g i e l s k i e g o p o d łu g E dycyi L ondyńskiey z r. 1820*
TOM II.
w WARSZAWIE
w D r u k a r n i A. G a ł ę z o w s k i e.c o
p r z y U l i c y Ż a b i e y N r o 4 7 2.
1 8 2 7.
Z a pozwoleniem Cenzury Rządofve'y.
S P I S R Z E C Z Y .
w T o m i e I I .
Stronnica
.Listy podaiące rys obyczaiów i spo
sobu myślenia F ra n k lin a . . 1 P ism a m o ra ln e , p o lity c z n e i naukowe.
O wczesnych m ałżeństw ach . . 34 N a śmierć brata J a n a F ra n k lin u . 38 O wczesnych wrażeniach n a um ysł . 40
Piszczałka . . . . , 4 4
P r o ś b a lewey rę k i . . , , 4 9 N o g a prosta i krzyw a . . . 51 E p h em e ra, czyli obraz życia ludzkiego 56 Szachowa moralność , . . 6 0 S ztuka sprowadzania snów przyiem sych 68 Piady m ł o d e m u rzemieślnikowi . 78 l a k mie'ć zawsze pełn e kieszenie . 82 Piys szk o ły angielskie'y . . . 9 3 Rys naywyzszego t r y b u n a ł u w P e n
sylwanii zabezpieczającego wolność
d ru k u . . . 106
O sztuce p ływ ania . . . . 1 1 4 W tym ze samym przedmiocie odpowiedź
n a niektóre pytania P . D uhourg . 12i 'U w agi o pospolitych wyobrażeniach ży
cia i śmierci . . . . 127 Ostrożności w podróżach n a m o rzu . 130
S p is rzeczy.
Stronnica Z b y te k , lenistwo i praca . • 140 O han d lu niewolnikami . . . 150
Uwagi o woynie . . . . 157
O prawach k ry m inalnych i uzbroje
n iu K orsarzy . . . . 160
O dzikich narodach w północney A-
meryce . . . 172
O niezgodzie między Anglią i Am eryką 184 Porów nanie między Antifederalistami
w Zjednoczonych Stanach Am eryki a dawnemi Izraelitami . . . 186 Myśli tyczące się bogactw a narodowego 198 D ro g a do m a ią tk u , czyli Poczciw y
R y s z a r d . . . . . 1 9 8 Obraz stanu wewnętrznego Ameryki 220
M y ś li w p rzed m io ta ch handlow ych.
O Mży ci u czasu . . . . 230 O handlu zbożowym . . . 232 S k u tk i d rożyzny na rękodwelnie )
O wolności handlu . . . ) O ustawach zabraniających wywozu
srebra i złota . . . 238 Mowa F ran k lin a na zgromadzeniu Zje
dnoczonych Standw . . . 239 Piozmowa między F ra n k lin e m a P o d ag rą 244
L I S T Y
P O D A lĄ C E R Y S OB YC ZAIO W I S P O SOBU M Y Ś L E N IA
F R A N K L I N A.
List doktora P rice do przyjaciela w Ameryce H a c k n e y , 19 C zerw ca 1790.
Prawdziwie W P an u wdzięczny iestem za ostatnią wiadomość z wszelkiemi szczegóła
mi o śmierci szanownego iego przyiacieia F ranldina. Zostawiony przez niego opis ży
cia, wskaziiie iak człowiek naynizszego sta
n u Urodzenia, mocen iest przez talenta, p rz e
m y sł i uczciwość, nayw yzszego dostąpić w świecie znaczenia ; lecz opisu tego niepro- wadzi daley iak do r o k u 1757, i sądzę, że od czasu iak p rz e sła ł onego kopią, nie b y ł
T om I I . 1
Ju?, w stanie rzeczy u zu p e łn ić . W spom nie
nie iego śmierci przeym uie mnie smętną ża ło ś c ią ; lecz tak chciał’ wieczny porządek, a przewidywanie przyszłey śmierci znaydu- ie zawsze pociechę w przekonaniu , żeśmy nieżyli na próżno, i że wszyscy cnotliwi i użyteczni zeydą się w szczęśliwszej po za grobem krainie.
F ra n k lin w ostatnim do mnie liście w spo
minając o swym wieku, i niedołężności, czy
ni uwagę iż stwórca przyrodzenia bardzo pięknie rzeczy urządził, kiedy nam podaie coraz mocnieysze w strętu od świata p r z y czyny, im bliżey śmierci iesteśmy; naybole- śnieyszą ze wszystkich przyczyn ie ststra ta drogich przyiaciół, Ucieszyła mnie mocno udzielona przez ciebie wiadomość o czci ia- k ą okazał kongres w Filadelfii dla iego pa
mięci; radość moia powiększyła się w dwóy- nasób, gdym się dnia w'czorayszego dowie
d z i a ł , że Francya postanowiła z powodu
2 Z Y C I E
iego śmierci przywdziać żałobę (1). Zasłu
żył’ na to nasz zm arły przyjaciel. Iestem it.d.
RICHARD FRICE.
L is t T o m a sza lefferson do dokto ra W il
helma S m ith w F iladelfi.
Poczytuię sobie za przyjemność a naw et y,a obowiązek, przesłać W P a n u p o d łu g ie
go życzenia, wszystko co wiem o wielkim naszym rodaku F ranklinie , w którym filo- zofiia SLraciła naypięknieyszą swoią chlubę;
wszystko cokolwiek usprawiedliwić może
BEN IA M IN A FR A N K L IN A , 3
(^1) Kongres ziednoczonych stanów nakazał powsze
chną w całym krain żałobę. Zgromadzenie zaś narodo
we we Francyi postanow iło 5 ażeby starszy Mirabeau napisał mowę pogrzebową, aby prezes przesiał kon- gressowi lis t pożałowania ; aby zgromadzenie przy
w działo trzydniową żałobę. Cała nmnicypalność Paryża zebrana w gronie, słuchała mowy pogrzebowey, którą m iał X Fauchet w Rotundzie na placu targowym. Ca
ła świątynia okryta była kirem , ozdobiona stosow ne
mu napisami i rzęsisto oświecona.
iego pamięć. Ale sposobność zbierania in- teresufącyeh iego życia z d a rz e ń , nieodpo- wiedziała moim chęciom.
Mogę więc tylko w ogólności dadź świ a- dectwo, że we F ra n c y i nie b y ło czy mię
d z y kraiowcami, czy m iędzy cudzoziemca
mi osoby, k tó re y b y więcey okazywano czci, i poważania, iak F ranklinow i. Miałem szcze
g ó l n i e j sposobność p o z n a ć , iak daleko p o suw ały się dla niego uczucia ze strony o b cych posłów lu b ministrów na dworze W e r salskim , R ozgłoszono w angielskich pismach wieść o iego poym aniu przez A lgierczy
k ó w ; niezasmuciła n i k o g o , bo wiedziano, źe iest ty lk o znaiomym przysmakiem dla pew nych c z y te ln ik ó w ; lecz tru d n o sobie W y sta w ić , iak daleko rozszerzona poźniey Wieść o iego śmierci, lubo za w cz esn a, ma- iąca iednak za sobą pew ne podobieństwo do w ia r y , p o g rą ży ła w sm utku wszystkich iego dyplom atycznych braci.
N a w et i ministrowie F ran c u zcy oddawali
BENIAMINA FRAKKJINAi 5
" N ...
cześć iego talentom i uczciwości. H rabia de Yergennes sam mi -wyjawił nie oboietr.e oznaki zupełnego zaufania, iakie w nim po- k ła dal’.
S koro opuścił Passy, zdawało się, źe w ieś straciła swego oyca. Opuszczaiąc dw ór p o że gnał go piśmiennie. Król w ysłał do nie
go grzeczne poselstwo, i o bdarzył go lekty
k ą i własnemi m ułam i, stan bowiem z d r o wia F ran k lin a, dozwalał m u tylko tego spo
sobu podróżowania.
Następstwo po F ran k lin ie na dworze fran- cuzkim , b y ło dla mnie prawdziwą szkołą upokorzenia. Komu tylko b yłem przedsta
wiany iako poseł Ameryki, zawsze to sły szałem p y tanie: c’es£ vous M o n sieu r qui remplacez Ze D octeur F ra n clin ? » Czy to
» W Pan zastępujesz D ra F ranklina? «odpo- wiedałem zwykle. » N ik t go za stą p ić
» nie może mości panie,iestem tylko iego n a.
» stępcą ?«
M ógłbym tu przytoczyć wiele owych bon l *
6 Z Y C I E
tnots, któremi U przyjem niał każde tow arzy
stwo ; ale te niesą przedmiotem WPana. P o - waznieyszych szczegółów w czasie dziewię- cio miesięcznego iego p o b y tu pO moim p rz y . byciu do Francyi, nieposiadam.
O k o ło tego czasu i król F ran c u zk i oka
zał m u nieoboiętny dowód s z a c u n k u , w y
znaczając go z innemi uczonemi do rozpo*
znania zwierzęcego m agnetyz m u dziwaka Mesmera, którego sk u tk i zdziwiły cały P a ryż. R ęką to F ran k lin a i iego uczonych towarzyszów odsłoniętym został ów u tw ór oszustwa i głupstwa, i śm iertelną o trzy m a ł ranę. Potem nic iuz F ra n k lin interesuiące- go nieog ł o s i ł w polityce, ani filozofii; zay- m o w a ł się cały kończeniem swych in te re sów, i powrotem do Am eryki,
Spodziewam się, że małe te szczegóły po święcone pamięci twegowielkiego i drogiego przyjaciela,(którego czas większym leszcze li
czy ni) przyjęte zostaną w duchu tey same'y dla niego czci i miłości w ia k im ie ofiaruję,
NIechciey ich cenić podług' -wartości iaką m ieć mogą w oczach świata , który niepo
trzebnie podobnych drobnostek do prz y zn a
nia temu mężowi zasług. Śmierć iego b y ła sm utnym w y p a d k ie m , którego prędzey czy poźnie'y spodziewać się nam należało.
Winniśmy bydź wdzięczfity ze go opatrzność ta k długo zachowała; że życie nayuzyte- cznicsze b y ł o iednem z n a y d lu z s z y c h ; że dla tego przeciągnęło się n ad zwyczayny zakres ludzkości,abynam pom agał modrością i cnotą do ustalenia nasze'y n a zachodzie wolności.
BENIAMINA f r a n k l i n a 7
L is t d o kto ra Ió ze fa P riestley do w ydaw cy p ism a M o n th ly M a g a zin e z L u te g o 1806.
Czytałem niedawno w M onthly Ileview W tomie 36 na karcie 357 słowa P. P ennant, o Franklinie » że żyiąc pod opieką nasze-
» go łaskawego rz ą d u , skrycie się znosił )> z buntownikami, zapalał um ysły naszych
» poddanych w Ameryce; dopóki niewy-
» b u c h n ą ł pożar, któ ry na zawsze od na)
» oddzielił szczęśliwe niegdyś osady.«
Ponieważ iest w moiey mocy , o ile me świadectwo na wiarę zasłuży, zbić podobny zarzut, dopełniam więc obowiązku przyia- źni. Iest rzeczą niewątpliwą iż n ik t lepiey odemnic nieznał F ra n k lin a i iego w roz
maitych ważnych przedmiotach sposobu n a sienia, przez ciąg lat kilka przed woyną Amerykańską. Znałem go tak dobi’ze, iak tylko człowiek człowieka znać może. Spę
dzałem każdą zimę w Londynie przy r o dzinie margrabiego Landsdown i nie było dnia w którym bym mnie'y lub więce'y nie- obcow ał z Franklinem , ostatniego zaś dnia iego pobytu w A n g lii, byliśmy z sobą r a
zem, bez przerwy od rana do n ocyt
N i k t mniey nieżyczył oderwania osad. od Anglii iak F ra n k lin ; nikt więce'y niestara!
się tem u zapobiedz. Rady iego udzielane rodakom k o ń cz y ły się zawsze na tems » aby
8 Z Y C I E
» wszystko znosili od Anglii naw et niespra-
» wiedliwość « pocieszał ic h : » iż to nie
» długo trwać b ę d z i e , iz .ich cierpliwość w przezwycięży ie'y surowos'ć.(c T en w ła śnie b y ł powód dla k tórego D r. Price, zo- staiący w korrespondetlcyi z pierwszemi w A m eryce osobami, u c z y n ił uwagę, ze P r a ń - k lin traci tam na swoie'y wziętości. Nieraz słyszałem iak m aw iał: » ieśli ma przyiść
» do woyny, będzie trw a ła lat dziesięć, a
» więc ia niezobaczę ie'y końca.«
Na iego to zadanie, i na żądanie doktora F o th e r g i l l , napisałem ia bezim ienne u lotne pisemko , w którem w yty k ałem niesprawie
dliwość i niepolityczność zaczynania z osa
dami woyny, przed zebraniem się nowego parlam entu. Ponieważ mieszkałem w Leeds, p o p ra w ą d ruku t r u d n i ł się sam F r a n k l i n , a w mieyscu gdzie narzekam na zamiar za
prowadzenia nieograniczoney w ład z y ,wtak ro z le g łe y części Angielskiego państwa , do
d a ł ieszcze myśl następują cą» narazaiąc na-
BEN IA M IN A F R A N K L IN A . 9
» niebezpieczeństwo drogi nam handel , i u ową siłę, bezpieczęstwo i szczęśliwość na«
» r o d u , która zależy o d ie d n o ś c i, i wolno-
» ści.ic Ulubioną iego myślą b y ła iedność w ładzy Angielskiego państwa we wszystkich iego częściach. P o ró w n y w a ł ią zwykle do pięknego naczynia z C h iń sk ie j porcelany , k tó re raz stłu czo n e , spoicinyrm iuz bydź r i a może ; a miłość iego w konstytucyi An
gielskiej b y ł a tak w ielk ą, iż ią chciał mieć zaprowadzoną na c a ł e j prawie kuli ziem skiej. Z takim sposobem myślenia opuścił A nglią, ale widząc za przybyciem do Ame
r y k i , że woyna iuz zaczęta, że cofać się nie b y ł o sposobu, poślubił sprawę sw e j oyczy- zny z takim zapałem, do iakiego mało kto b y ł zdolny. Dowodzą tego t r z y ie£o listy, k tó re do mnie napisał, a które są w zbiorze iego rozmaitości na karcie 365, 552, 555.
W ielu uważa F ra n k lin a za człowieka tak zimnego serca, t a k nieprzystępnego u- c.zuciom lu dzkości, iz widok c a ł e j okro«
10 Z Y C I E
pnosci domowey woyny, naymnieyszego na nim n ieczynił wrażenia. Zdanie to iest myl- nem. Kiedy mi się zdarzyło przezierać z nim gazety Amerykańskie, z k tórych 'wska
zywał' mi wyciąg do gazet Angielskich ; często ł z y spadające na iego lica p rz e ry w a ł y m u czytanie. Zimny i stroniący z o b c e m i , stawał się naydowcipnieySzym i naywesel- szym wpośród przyiaciół. B y ł prawdziwą roskoszą klubu, k t ó r y się zbierał w pewne'y kawiarni w Londynie, a k tó ry sam w iednem z swych listów nazywa klubem republikań
skim (IVLig Club). D o k to r P rice , doktor Kippis, P. łan Lie, i wiele innych pod o b n e
go sposobu myślenia osób, byli członkami.
W nadziei, że ta obrona F ran k lin a spra
wi przyiem ność wielu W P ana czytelnikom, opowiem ieszcze niektóre szczegóły iego postępowania, w czasie kiedy L o rd Lough- b o ro u g h zowiący się ieszcze wówczas p a n e m V\,ederburn pow stał na niego na tay- n e y radzie, z pow odu podaney skargi pro-
BEN IA M IN A FR A N K L IN A . 1 1
wincyi M assachuset, zdaie m i się przeciw gubernatorow i, N ie k tó re z nich są dosyć ciekawe.
W dniu kiedy iuz sprawę wprowadzać m ia
n o , spotkałem się p rzed południem z p a nam i B urkę i Douglas poźniey biskupem z Carlisle, na ulicy P arlam e n to w e'y , pier- wszy zaznaiomiwszy mnie z swym tow a
rz y szem , iak uczonego z uczonym)) dokąd
»> idziesz1? za w o łał do m nie — chciałbym
» iść ale nieidę, odpowiedziałem— dokądze?
rt na posiedzenie r a d y , ale niewiem czy
« m nie puszczą—póydź tylko zemną.« P o szedłem ; przyśionek zapełniony b y ł m nó
stwem osób źądaiących wmiyścia. Widząc to, oświadczyłem iz wątpię abyśm y się m o gli przez taki t ł u m przecisąnć. » P oday
» m i tylko r ę k ę , r z e k ł wówczas Burkę, a
* obiąwszy ią silnie, o tw o rz y ł sobie drogę
» az, do podwoiów ta y n e y rady.« P anie B u rk ę zawołałem, wys'mienity z ciebie do-
12 Z Y C I E
wódzca! bodayby wszyscy tak myśleli, od
powiedział.
P o nieiakiey chwili otw orzyły się podwo
je izby posiedzeń, i weszliśmy naypierwsi, P. B urkę s ta n ą ł za pierwszym k rzesłem obok prezesa, i ia obok niego. P o ro z p o częciu sp ra w y , widać b y ło z mowy P an a W e dderb u rn obrońcy g u b e r n a t o r a , że mia
no iedynie na celu znieważyć Franklina.
S t a ł ów filozof niedaleko mnie w kącie i z b y , nieokazuiąc naymnieyszego w z ru szenia.
P a n D u n n in g pierwszy z obrońców osa
dy, tak ą m iał c h r y p k ę , że go tru d n o b y ło usłyszyć ; P a n Lie drugi obrońca o d p o w iedział bardzo s ła b o ; a tym sposobem P.
W e d d erb u rn o trzy m a ł zupełne zwycięstwo.
Uszczypliwe Jego dowcipu wysilenia, po
bud za ły do śmiechu członków r a d y , a n a w et i samego prezesa lorda Gower. N ik t z całe'y rady niezacbował przyzwoitey p o wagi, wyjąwszy lorda N o rth, k tó ry przy-
Tojii I I . 2
BEN IA M IN A F R A N K L IN A , 1 3
szedłszy późno, stanął za k rzesłem stoiącem naprzeciw mnie.
P o ukończone'm posiedzeniu, 'F ra n k lin wychodząc ścisnął mniej-za rękę w sposobie okaziiiącym iż b y ł nieco wzruszony. P o strzegliśmy w przysionku P. W e d d erb u rn o- toczonego gronem sw ych przyjaciół, i wiel
bicieli. Żem m u b y ł z n a io m y , chciał do mnie coś m ó w ić ; ia iednak zboczyłem na stro n ę, i co prędzey wyszedłem na ulicę.
N a zaju trz p rz y śniadaniu, tak mi się Frań- klin wynurzył. » Nigdym jeszcze tak m o cno niedoświadczył, co może czyste sumie
nie ; gdybym bowiem n ieuw a żał postępku, za k tó ry mnie znieważano, za naypiękniey- szy czyn moiego żyęia, k tó ry w każdem po- dobne'm zdarzeniu zawsze p o w tó rz ę, nie- zniósłbym tyle upokorzenia. « Oskarżono go o taiemne wyszukiwanie listów obeym u- iących zażalenia przeciwko gubernatorowi, przesyłanie ich do Ameryki, celem p o d b u rzania przeciw niem u u m y s łó w , i tym spo-
1 4 Ż Y C I E
o b e m wzbudzania niezgody między dwo
ma kraiami. Zapew nił'm nie i e d n a k , iż o żadnych z początku listach niew iedziaf, ze m u ie przyniesiono iako agentowi prowiri- cyi, w celu posłania ich do Am eryki ; że k o p erty obeymuiące nazwiska osób do k tó
rych b y ł y pisane zatracono; zgadywać więc ie musiał z wewUętrżney osnowy.
Uczyniło m o cnena umyśle F ra n k lin a w ra
ż e n ie , posiedzenie ra d y tayney, chociaż go wówczas ukrywał. O kazała to n a s t ę p n i ^ ca okoliczność : gdy p o d p isy w ał w P a ry ż u t r a k t a t pokoiu miedzy A m eryką a F ran c y ą, w ło ż y ł n a siebie umyślnie też samą man- szestrową suknię, k tó rą m iał na posiedzeniu ra d y tayney. P o w ia d a ł mi o te'm jSllas De- san. Mam n a d z ie ię , że te wiadomości uczy.
nią, nieiaką przysługę pamiątce F r a n k l in a , i ucieszy iego przyiaciół, Iestem więc i t. d.
N o rtu m b e r la n d lO lutego 1802 Priestly.
B EN IA M IN A F R A N K L IN A . 1 5
L is ty F ra n k lin a do Ierzego W h a tte y p o d skarbiego s z p ita la p o d rzu d k ó w w L o n dynie.
P a ssy p o d P a ry że m 21 stycz. 1784.
D ro g i m óy i stary przyjacielu — O debra.
łem grzeczny tw ó y list z d. 3 maia 1783.
W stydzę się, ze tak długo na niego nieod.
powiadam. Niedołężność podeszłego wie
k u , częste choroby, i naw et zatrudnienia są jedyną moią wymówką. W ielką mi ten list sprawił przyiemność, bo mi doniósł o tw o im zdrowiu.
Wyborne twoie dziełko )i o zasadach h a n dlu « za mało iest znane. Prosiłbym cię o jeden exemplarz przez posłańca, mego wnu
k a , i razem s e k r e ta rz a , którego polecam twoie'y łasce. C hciałbym ie tu przetłóma- czyć i wydać, a ieśli twóy księgarz posia- da więce'y e s e in p la rz y , zobowiązałby mnie m o c n o , gdyby ie p o sła ł do Ameryki. — W yobrażenia naszego ludu, iakkolwiek le
psze od wyobrażeń E u ro p e y s k ic h , nie s%
Jeszcze ta k dobre iak bydź p o w in n y ; apo«
16 Z Y C I E
dobne pismo będzie dla nich w tey ‘mierze wielce użyteczne.
Wkrótce po nadeyściu listu, utraciliśm y t u niespodziewanie, twego nieszczęśliwego, g o d n e g o , i użytecznego k u z y n a Madeson.
* . . .
Żałowali go nieskończenie wszyscy znaiomi.
Boli mnie mocno , ze tw óy in s ty tu t nie- idzie ta k jakbyś sobie życzył, Za nadto iest w rzeczy s a m e y , ograniczony, kiedy ty lk o sześćdziesiąt dzieci co ro k przyimuie. Coś m ów ił braciom swoim o Ameryce iest p r a wdą, Ieśli wam za t ru d n o opiekować się wszystkiemi w Anglii dziećmi, musicie mieć za wielką l u d n o ś ć ; a przecież obawiacie się emigracyi. Otworzono tu składkę na za
silanie m atek k tóre zechcą same karm ić swe dzieci; zwyczay bowiem oddawania dzie
ci do domu p o d rz u tk ó w p o su n ą ł się do za
straszającego z b y t k u , blisko trzecia część urodzonych w P a ry ż u dzieci tam się wycho
wuje. S k ła d k a ta póydzie p o m y ś ln ie , i
B EN IA M IN A F R A N K L IN A . 17
2*
1 8 Z Y C I E
Sprawi wiele d o b r e g o , chociaż nieodpowie tylu potrze b o m ile szpital podrzutków .
T w ó y w zrok musi bydź bardzo d o b ry k ied y ieszcze możesz t a k drobno pisać bez okularów. Ia nie iestem w §tanie rozeznać :iednę'y lite ry naywiększym wybitey drukiem , lecz mnie uszczęśliwił wynalazek okularów podw óynycb, za pomocą k tórych oczy mo- ie iak dawniey doskonale rozróżniaią i bli- źkie i dalekie przedm ioty. G d y b y m ożna b y ło wszystkie inne w ady i niedołężności wieku, ta k łatw o, i ta k m ały m naprawić k o
sztem, godziłoby się dłuże'y żyć na świe- cie. Ale w moim p rz ekonaniu śmierć ró wnie iest p o trze b n a naszem u zdrowiu iak sen. O budziem y się nazaiutrz posileni. Bądź z d r ó w , i wierz mi zawsze, że iestem twóy n a y [) r z y w i ąz a ńs z y.
B . Fr a n k l i n.
P a s s y 23 m a ia 1785.
D ro g i m ó y i stary przyiacielu. — Posy
łam ci kilka liter w ra z z medalem, m iałem
do ciebie Wczoray ieszcze pisać, ale n a d szedł ieden g a d u ł a , k tó ry mnie n u d z i ł a i do wieczora. Kiedy ia b yłem cierpliwy z nim, bądźże ty Cierpliwy ze.m ną, gdyz b ę dę zapewne gadulic' o d j o w ’edaiąe na twoie pisanie.
Nieznana wcale zdania A lfonsa, na k t ó ry m opierasz swoie m o rały , niewybaczaiąc naw et wiekowi moiemu niepilności i a k i e j się niekiedy w korrespondencyi dopuszczam.
Powiadasz, ze sam nie znasz p o d o b n e j w y mówki, chociaż doszedłes' lat siedemdziesię
ciu p i ę c i u ; ale wiedz o te'm, że ia iuz do szedłem a r a c z e j spadłem do os'mdziesię- c i u , będę więc równie iak t y surow y d o p ó k i niedoydziesz podobneg'o w iek u ; wów- csas może się sam przekonasz o słuszności p rz y czy n y i uzyiesz i e j dla siebie.
Zgadzam się z t o b ą , ze podagra iest nie
dobra, a kamień ieszcze gorszy. T yle p r z y . n a y m n ie j iestem szczęsliwy, ze nie cierpię ich oboyga razem, i zyczę ci abyś do śmier
BEN IA M IN A F R A N K L IN A . 1 9
ci nie z na]' z nieb żadney. Nie zgadzam się iednak z autorem przesłanego mi przez cie
bie grobowego napisu , w tych ułożonego s ł o w a c h :
. . . , . M ało go obchodzi co o nim świat m ów ił lub m ówić bodzie.
T ak iest z n a tu ry pochlebną dobra o nas, czy za życia, czy po śmierci o p in ia , że i a u to r niem usiał bydź nieczuły na to co o nim mówić będą; gdyż albo chciał żeby m u p rzyznano dow cip, albo nieza dał sobie do
syć pracy do napisania dobrego nadgrob-
k u . Czyliż niepięknieysze'm b y ło b y życze
n ie m , aby świat m ów ił o n i m , że d o bry i c n o tliw y ? Więcey mi się podoba myśl w dawne y pieśni zwane'y » syc zen ia sta rca « w które'y przestaiąc n a w ygodnym na wsi do m k u , na lekkim k o n iu , kilku dawnych dobrych książkach, Ijlku dowcipnych i we
sołych przyjaciołach , na b u d y n iu w nie
dzielę, na d u b elto w em p iw ie, i butelce bur*
gundczyka i t, d, takie nakoniec kładzie życzenie:
20 Ż Y C I E
Obym nad mą słabością bez granic panowały Obym codzień rosi mędrszy w miarę sił ubytku*
Bez kamienia, podagry spokojnie umierał,
a naostatek dodaie:
Niech patrzę nadzień śmierci z przykład nią odwagą Kiedy zstąp ię do grobu niecli lepszy los powie ; Umarł trzeźwy w poranku wesoły wieczorem, Nie zostaw ił na swiecie po sobie równego, Bo rim iał u ło m n o ś c i p r z y k ła d n ie h a m o w a ć i t. (1.
Cćż pom ogą nasze życzenia ? Rzeczy ta k iść będą iak iść muszą. Kiedy byłem m ł o
dy śpiewałem sobie tę piosnkę po tysiąc razy, a dziś w idzę, że się na nic niezdały moie życzenia, uległem trzem przeciwno
ściom, mam p o d a g r ę , mam k a m ie ń , i nie- stem panem swoich namiętności. P o d o b n y iestem do pewne'y hardey w moim kraiu dzie w c z y n y , co niechciała iść ani z a l u t r a , ani za k a lw in a , ani za katolika, a w ko ń cu poszła za człowieka co przechodził przez wszystkie te trzy wyznania. Widzisz więc, że słuszną mam przyczynę sobie życzyć, a- b y mi na przyszłość nie tylko ta k dobrze
B EN IA M IN A F R A N K L IN A . 2 1
b y ło , ia k d a w n iey ale nawet cokolwiek le p i e j . N ieom ylę się w nadziei, bo rów n ie iak twóy poeta , posiadam ufność w Bogu.
Kiedy widzę odznaczaiącą. się w iego dzie
łach oszczędność, i m ądrość; kiedy się za
stanawiam iak przez cudowną propagacyę zabezpieczył na zawsze wieczne rozpładza- nie się roślin i zwierząt na swoim świecie , aby nie być zmuszonym coraz nowe tw o rzyć jestestwa; kiedy się zastanawiam iak
przez naturalne przywracanie istot złożo
nych ( cornpound) do swoich początkowych pierw iastków , co są zdolne nowe przybie
rać k s z t a ł t y , u n ik n ą ł p otrze by .stwarzania n o w e j m a te r y i; kiedy widzę iak ziemia, woda, powietrze, a może i ogień pomięsza- ne z sobą tworzą drzewo, a drzewo ro z k ła da się znowu na p ow ietrz e, ziem ię, ogień, i wodę ; kiedy mówię to wszystko w m o i e j rozbieram uwadze i p o strz e g a m , ze nic na źwiecie nie ginie, że naymnieysza kropla wody nie niknie, nie mogę wierzyć, aby ni-
22 Ż Y C I E
k n ę ła dusza, aby stwórca m ó g ł ścierpić za
tratę milionów iuz u tw o rz o n y ch , i dziś istniejących is to t, i ciągle się tworzeniem nowych zaymował.
Kiedy więc czuię , ze iestem częścią stwo
rzenia, przekonany iestem, ze w tey lub o- we'y postaci żyć nieprzestanę, I iakkolwiek dolegliwe w życiu ludzkim wydarzaiaią się przykrości niepowinienem się sprzeciwiać nowe'y moie'y edycyi w n adz ie i, że b łę d y pierwszey będą sprostowane.
Zwracam ci spis dzieci przyjętych do szpi
tala podrzutków w P ary ż u od ro k u 1741 do 1755 włącznie, dodałem do niego lata poprzednie od r o k u 1710 wraz z tabellą wszystkich chrztów w całem mieście, i p ó źni eysze do r o k u 1770. Odtąd nie b y łem W stanie otrzymać obiaśnień. N a m argine
sie w ytknąłem wzrastający p o s tę p , zaczy- naiąc od dziesiątego narzucanego na insty
t u t dziecka aż do trzeciego. Od tego osta
tniego stosunku u p ły n ę ło l a t piętnaście^ a
B E N IA M IN A F R A N K L IN A . 23
dziś zapewne liczba dochodzi połowy. Iestże rzeczą sprawiedliwą zachęcać ta k o k r u t n ą i przeci wną naturze nieczułość ? Ieden s tu - teyszych lekarzy b r o n i ł w dobrey wierze P aryz kie kobiety, tlomacząc ie, że nie ma- ią p okarm u, car, d i t - i l , z/s r io n t -point de tetoris. Zapewniał mnie iż to iest rzecz do
świadczona, a na przekonanie p rosił mnie, abym u w a żał iak maią płaskie p i e r s i; zo
baczysz W P an, m ówił do mnie, ze ich piersi ta k są płaskie iak moia dłoń. O dtąd wie
rzę w słuszność iego uwag, i sądzę iż n a t u r a widząc że kobiety nie umieią używać swoich piersi , odmówiła im ich umyślnie.
W sz ak że od czasu iak Rousseau w pociąga- iącey w ym owie, bronić zaczął praw dzie
ci do mleka własnych matek; moda dozna-- l'a nieiakiey zmiany ; niektóre znacznieysze dam y same karmią swe dzieci, i nienarze- k aią na b ra k pokarmu. Oby ten zwyczay przeszedł do klass n iż s z y c h ; nienapycha- no b y do szpitala podrzudków nowo naro«
2 4 Z Y C I E
b e n ia m iw a f r a n k l i n a. 25 dzonyeh dzieci, pod błahym pozorem , żę k r ó l iest wstanie lepiey ie utrzymać. W iem z dobrego zrzó d ła, że zawsze ginie dzie
więć dziesiątych części dzieci bardzo wcze
śnie , — poczytuią takow y pom ór za ulgę dla i n s ty tu tu , któ ry nie b y łb y w stanie wszystkich wyżywić. P rócz kilku dam sa
me karmiących dzieci i pospólstwa co ie oddaie do szpitala, niektórzy maią ieszcze zwyczay naymować m amki po w siach, od
dawać im swe dzieci i tam mieć o nich staranie. Stosowny u rz ąd baczy nad z d ro wiem mamek i udzielą pozwolenia. W pe
wne dni w tygodniu przychodzą do miasta grom adam i po dzieci, nieraz z d a rzy ło m i się widzieć, iak każda dąży do swoie'y wio
ski z dziecięciem na ręku. Nie wszyscy Je
dnakże są wstanie potrzebne łożyć koszta n a podobny sposób wychowania dzieci , a więzienia P aryzkie napełnione są -wyrodne- mi oycami i m a tk a m i, uwięzionemi p o u r rnois de n o u rrtc e ; wszakże należy do m o '
T o m I I , 3
dney d obroc zynności, płacić za nich d łu . g i , i wykupyw ać z więzienia. Ż ycz yłbym bardzo, aby się u d a ł zam ysł wspomagania ubogich b y wychowywali dzieci w domu, nie- masz lepsze'y m am ki iak matka, a rodzice, k tó rz y dziecka swego nieoddalaią z domu , kochaią go więce'y, i podwaiaią swóy prze- m y sł na iego utrzym anie. Iest to p rzed
m iot k tó r y znasz lepie'y odemnie, powiedzia
wszy więc może cokolwiek za n a d t o , p o rzucam go. Załączam ci tylko wypis z hi- storyi akademii n au k , wystawiający u ży tk i szpitala dla podrzutków.
Bank Filadelficki, iak słyszę idzie p o myślnie. Co nazywasz instytucyą Cincin- nata, nie iest b y n a y m n i e y dziełem naszego rządu, iest to tylko pry w a tn a umowa między officerami ostatniego naszego woyska. Nie- p o doba się powszechnie w narodzie, i zape
wne n iedługo upadnie. Poczytuią ią za za- k r ó y na zaprowadzenie dziedzicznej godno
ści, czyli szlachectwa. Przyznaię wraz z to
26 Ż Y C I E
bą, ze podobna godność iest złą: bo p o d ł u g mnie wszystkie dziedziczne zaszczyty są złe i niedorzecznej cześć cnoty należy tylko cnotliwym, i z natury swey nie może p r z e chodzić na kogo innego. G dyby m o g ł a przechodzić na następców', m usiałaby się dzielić między dziedzicami , a ztąd im k t ó ra rodzina iest daw nieyszą, tem iey ga
łęzie m nieyby m iały z a s łu g i ; pominąwszy nawet uwagę na mnie'y zaszczytne przerw y.
Zdaie się, ze ieszcze nieznasz dokładnie naszey konstytueyi. G dyby kongress b y ł ciałem nieodwołalne'm , mielibyśmy prz y - Czynę bydź ostroznemi w udzielaniu m u w ła
dzy, C złonki iednakze iego obieraiąsię co
rocznie, żaden nie może bydź obierany d łu - i e y , iak przez lat t r z y , ani częściey iak trzy lata w siedmiu; każdy może b ydź od*
w ołany, iezeli swoim mocodawcom d a łp rz y - czynę nieukontentowania. W ychodzą z lu du, i powracaią znowu pomiędzy lu d do*
pełni wszy swych obowiązków; ich wyższość
BENIAM INA FR A N K L IN A . 2 7
nie iest trwalszą od ziarek piasku w Klepsy
drze ; p odobne zgrom adzenia niezagrazaią niebezpieczeństwem wolności. Są oni s ł u gami ludu, w ysłanemi do sprawowania ie
go interesów i pracowania nad powszechnem d o bre m ; władza ich musi bydź z u p e ł n ą , inacze'y nie bylib y zdolni wykonyw ać obo
wiązków. N ie maią żadnych zyskownych p e n s y i, pobieraią tylko dzienną płacę, k t ó r a zaledwie wystarcza na ich wydatki. Nie nęcą ich ani wysokie u r z ę d y , ani o g ro m ne nadgrody , iak w niektórych kraiach , ztąd w ybory dzielą się bez in try g i pod- sycań. Ż yczyłbym aby i stara Anglia b y ła równie k o n te n ta ze swego rz ą d u ; ale tego niewidzę. Waśz n a ró d uważa wprawdzie swoią k o nstytucyą za naylepszą na śmiecie, i gardzi niby naszą. Lecz wiadomo, że d o b r a o sobie opinia Sianowi n iem ałą pocie
chę; miło iest w ie rz y ć , że nasza re lig ia , nasz k ró l i nasze żony, są naylepsze z żon, k r ó l ó w , i religiy, P rzypom inam sobie
2 8 Z Y C I E
trzech Grenlandczyków, którzy odbywali przez dwa lata podróż po E u r o p i e , w to warzystwie kilku m issy o n a rz y ; zwiedzili Niemcy, Danią, H olandyą, i Anglią; a gdym ich zapytał powracających przez Filadelfią, czy niechcieliby zostać pomiędzy nami, kie
dy się iuz przekonali iakich uzyw aią l u dzie biali wygód prz y pomocy sztuk i n a u k — odpowiedzieli, ze ich bardzo cieszy
poznanie wielu pięknych rzecBy, ale wolą mieszkać w w ła sn e j oyczyznie. Iakaz to była oyczyzna ? goła skała! Missyonarze musieli do niey sprowadzać ziemię na o k rę tach z Nowego Y orku, dla założenia ogrodu!
Rozumiem, ze P. Dolland niezna dobrze składu moich podwóynych okularów , kie
dy utrzym uje, ze niektórym tylko oczom mogą bydź przydatne. Każdemu przecież w iad o m o , ze taż sama Wypukłość s z k ł a , k tóra służy do jasnego czytania w m a ł e j o- dległosci, nieprzyda się na odległość wię
kszą. Miałem d aw n ie j dwie p a r y okuła*
3*
BEN IA M IN A FR A N K L IN A . 2 9
3 Ó J ! i c i s
rów, k tó re odmieniałem p o d łu g p otrze by ; gdyz w podróżach nie tyłkom się b aw ił w i
dokam i k r a i u ; ale często zaymowałem się czytaniem. Ponieważ to odmieńidn ie ćmiło mi Wzrok, i potrzebowało długiego zacho*
du, pow yrzucałem wszystkie s z k i e ł k a , p o przecinałem ie na dw oie, i w iedne'ixi k o le U góry w prawiłem połowę mnie'y w y p u k łą do przedm iotów dalekich , u d o łu d ru g ą połow ę b a r d z i e j w y p u k łą do przedm iotów bliskich< T y m sposobem chodząc zawsze w okularach , niepotrzebowałem iak tylko p o dnosić , lu b spuszczać ocz y , w stosunku do bliskości lub odległości p rz e d m io tu , wła- ściwe szkło stało zawsze w pogotowiu^
Wczasie p o b y tu mego we F rancyi, naj^wię- c e j doznałem ztąd korzyści. P r z y obia
dach m ogłem dokładnie widzieć i moie p o traw y i twarze mówiących do m nie z d r u g i e j s t r o n y osób. Czyie ucho nie iest ie
szcze dobrze przyzwyczaione do dźwiękiż Obcego ięzyka, tem u częstokroć wyraz twa^
Be n i a m i n a bt&a n k l i nA . 31 r z y osoby mówiące'y pom aga do zrozum ie
nia rzeczy; ia więc przy pom ocy okularów rozumiałem lepiey ięzyk francuzki.
Móy t-łómacz twoiegó d z i e ł a , i e d y n y , k tó ry rozumie p rz e d m io t i ohadwa i ę z y k i , bez czego dobrze tłóm aczyć n i e m o ż n a , za- ięty iest teraz pew ną sprawą która m u p rz e szkadza, ale się wkrótce ukończy. Dzię- kuię za prźypiski. Ż yczyłbym sobie mieć ieszcze ieden exemplarz pisemka.
Iestesmy tu zawsze gotowi przyjmować wasze dziec i, iezeli ie przyślecie; dziwi mnie tylko, ze Wasz k ra y odmawia przyię- ćia będących p o d twoim dozorem dzieci >
kiedy samo miasto L o n d y n tyle wam ludu pozera z prowincyy. Kiedy wasze pospól*
Stwo z tak wielką ochotą pozbawia się w ol
ności, naymuiąc się zalokaiów lu b żołn ie
r z y za n ikczem ną n a d g r o d ę , sądzić m u s z ę , z e wasza w y s p a i e s t p r z e p e ł n i o n a l u dnością, a przeciez obawiacie się em igracji!
Bądź zdrów drogi przyiaciclu i wierz że iestem twóy prawdziwie przywiązany.
B. Fr a n k l i n.
Filcid. 18 maict 1787:
. . . . T y masz la t siedmdziesiąt o ś m , a ia ośmdziesiąt dwa. Spieszysz za m ną do
syć ż y w o : ale chociaż masz w ięcej siły i ducha , .niedogonisz m nie póki nie stanę.
Nastąpi to nie długo ; ze starzałem się m o cno, pochow ałem większą część moich przy- iaciół młodości; nieraz dzisiay słyszę iak tych których znałem dziećmi, nazywaią, sta ry p a n te n lub ten, aby ich odróżnić od ich synów , k tó rz y iuz do§zli wieku mę- zkiego , i t ru d n ią się interesami. P rz e ż y wszy więc lat 12 nad wiek D a w id a , zdaie mi się żem się dostał w towarzystwo p o t o m n o ś c i; powinienbym iuz spać spokoynie.
G dybym iednakże żył tylko lat 70 s t r a c ił bym 12 latnayczynnieyszych w moim życiu, i na nayważnieysze użytych sprawy. Czas
odkryie czym czynił źle lub dobrze. Wiem
32 Z Y C I E
ty lk o zem miał dobre chęci i mam nadzie
ję ze wszystko skończy się dobrze.
B;|dź tak gr/.eczny i oświadcz moje usza
nowanie doktorow i Rbwley. Wiele m u wi
nien iestem , i wkrótce do niego napiszę*
Z ukontentow aniem się dowie, że moi a cho
roba niepogorsźa się znacznie — iuz t.0 iest wielkiem dla mnie dobrodzieystwem, bo m o
gę kosztować rozryw ek towarzyskich, i bydź w esołym w rozmowach. Winieniem to po większe'y części dobrym iego radom.
Bądź zdrów drogi p rz y ja cielu , i wierz,, zem zawsze twóy przywiązany.
B. Fr a n k l i n* B EN IA M IN A F R A N K L IN A . 3 3
®®®®©©®©©f)€>©e©©®©©®©®®©©©©®©®®®®®
P I S M A
M O R A L N E , P O L IT Y C Z N E I N A U K O W E
O WCZESNYCH MAŁŻEŃSTWACH
130 tA N A ALLETWE
Craven Street 9 S ty c z n ia 1768.
k o c h a n y j a s i u !
C h c e s z wiedzieć iak sądzę o wczesnych m ałżeństw ach i Jakbym odpowiedział na li
czne z a r z u t y , k tó re tobie samemu poczy
niono. Pamiętasz kiedyś się mię w tym przedmiocie radził, żem nie s ą d z iła b y m ł o dość między małżeństwam i, m ogła bydz ia- ]cą przeszkodą, I w rzeczj1 same'y ze wszy
stkich małżeństw k tóre ty lk o znałem , wno
sić ra'cze'y powiniene'm, że naywcześnie'ysze 6ą nayszczęśliwsze. T em peram ent i nałogi
ludzi m łodych, nie są ta k twarde, i nieugię
t e , iak ludzi w w ieku; — ł a t w i e j się mię.
dzy sobą godzą, a ztąd w wielu zdarzeniacch znika przyczyna niesmaku. leżeli młodzież nieposiada t e j roztropności , j a k ie j wyma
ga dobry zarząd dom ow y, to zawsze p ra wie przytom nem i są rodzice, lub starsi p rz y jaciele, któ rzy i e j b ra k zastąpią, Z d r u g i e j strony wczesne m ałżeństwa przyzwyczajały wcześniey młodzież do regularnego i spo- koynego życia, chronią ią od wypadków zdrowiał lub d o b r e j sławie szkodliwych.
Szczególne może niektórych osób p o łoże
n ie , usprawiedliwiało niekiedy od włókę związków m ałżeńskich; ale w ogólności sko
ro tylko n atu ra czyni nas zdolnemi, pow in
niśmy słuchać i e j głosu, in a c z e j niepozwa- la ła b y nam żądać tego, czego mieć nie możemy.
Późne małżeństw a maią i tę niedogo
dność, że rzadko zdolni są rodzice dzieci 6woie iak należy wychować, » Póirae dzie«
B ENIAM INA F R A N K L IN A . 35
» c i, m ów i p r zy sło w ie H iszp a ń skie, są wcze-
» snem i sie ro ta m i.« S m u tn a dla tych uwa
g a , k tó rz y się znayduią w pod o b n em p o ło żeniu.
U nas w Ameryce zawieraią się pospolicie małżeństw a w p o ra n k u życia ; dzieci więc nasze bywaią iuz wychowane, i postanowio
ne na ś wiecie około p o łu d n ia ; a tym spo
sobem dopełniwszy naszego obowiązku , przepędzam y przyiem nie czas popołudniowy, i wieczorny ; tak właśnie czyni nasz przy- iaciel do którego piszę. Wczesne m a łże ń stwa przynoszą nam -yvięcey dzieci, a zwy
czay ich karmienia przez m a t k i, spraw ia, że się pięknie chowaią. Ztąd wzrost zalu
dnienia nieporów nanie iest u nas śpieszniey- szy niż w Europie. Wreszcie bardzo mnie cieszy żeś się o ż e n i ł , i winszuię ci tego z całego serca. Staniesz się teraz obywate
lem użytecznym; u n ik n ą łe ś n ien a tu ra ln e g o stanu wieczne'y bezżenności, w któ ry wielu t u p o p ad ło m imow olnie, z te'y ty lk o p rz y
36 Z Y C I E
czyny, że zawsze zmianę swego stanu od
kładali na poźniey, a nareszcie p o s tr z e g li , ze iuz nieczas o nie'y myśleć. P od o b n y stan ubliża ich godności. Odosobniony tom dzieła n i e m a tyle wartości co w zupełnym zbiorze. Coż byś sądził o odięte'y połowie nożyczek? N iepotrafiłaby k r a i a ć , służyła- b y zaledwie do wyskrobania plamy.
Oświadcz żonie swoie'y moie u k ł o n y , i nay lepsze życzenia. Gdybym nie b y ł ta k stary i ociężały osobiście bym ie złożył, luz n ie d łu g o używać będę praw starca da
jącego rady m łodym przyiaciołom . S zanuy swoią małżonkę, a otrzym asz szacunek od wszystkich co na was będ ą patrzeć. Nie używay k u me'y wyrazów pogardzaiącyćh naw et w ż a r t a c h ; bo podobne żarty zamie
ni aią się często w prawdziwe kłótnie. Bądź pracow ity w swoim zawodzie, a będziesz uczony. Bądź pilny i oszczędny,,a będziesz b ogaty. Bądź umiarkowany i wstrzemięźli
w y a będziesz zdrów. W ogólnos'ci bądź
T o m U , 4
B EN IA M IN A F R A N K L IN A . 3 7
C notliwy, a będziesz szczęśliw. P odobne wreszcie p o stę p o w a n ie , nay części e'y takie miewa skutki. Proszę Boga aby was oboy- ga b ł o g o s ł a w i ł ; i zawsze iestem waszym przywiązanym przyiacielem.
B. FRAN K LIN .
NA SMIERC BRATA JANA FRANKLINA
DO MISS HUBBARD
F ila d elfii h u t y .21 1726.
Dzielę tw ó y smutek. Utraciliśm y nay- droższego i naygodnieyszego krewnego. Ale iest wolą n a tu ry i Boga, aby to śmiertelne ciało zostało na stronie, kiedy dusza wstę
p n ie do prawdziwego życia. Stan nasz iest raczey stanem p o c z ę c ia , przygotow aniem do życia. Człowiek dopóki nieumrze, ieszcze się doskonale nieurodził, Dla czegóż m a
m y się sm ucić, ze nowe dziecię nieśm ier
telnym p rz y b y w a , że now y człow iek zwię
ksza ich błogie towarzystwo ? My iesteśmy
38 Z Y C I E
ty lk o duchami. D la tego oti~zymaliśmy w udziale ciała, ze nam sprawuią przyiemno- ś c i ; pomagać nam w nabyw aniu -wiadomo
ści, lub w dobrze czynieniu b liź n im , iest m iłym i wspaniałym czynem Boga. Kiedy wiec przestaią bydź do tego celu zdolnemi, kiedy zamiast pom ocy staią się ciężarem , kiedy nieodpowiedaią zamiarom dla k tórych i>yły udzielonej równie iest m iłym i wspa
niałym czynem Boga, że nam wskazał d ro gę gdzie ich się pozbyw amy. T ą to d ro gą, iest śmierć. Wszakże w wielu p r z y p a d kach, przez rostropność, sami sobie częścio
wą s'mierć zadaiemy. Każemy odcinać n o gę, co nam bez nadziei uleczenia, dotkliwe sprawia boleści. Kto się pozbawia z ę b a , chętnie go porzuca , byleby zabrał z sobą swoie b óle; a kto porzuca całe c ia ło , czy
ni się od razu wolnym od wszelkich tow a
rzyszących m u dolegliwości, a naw et obawy ich powrotu.
Iak nieboszczyk tak i m y , iesteśmy za
BEN IA M IN A F R A N K L IN A , 3 9
proszeni na wesołą z a b a w ę , k tó ra trwać ma wiecznie. Iego powóz wcześniey b y ł g o t ó w , wcześniey więc p o i e c h a ł ; niemogliśmy się razem zabrać, dla czegóż m am y się tak dalece m artw ić, kiedy n i e d ł u g o za nim po- iedziemy i wkrótce go uściskamy. Bądź zdrowa
B . f r a n k l i n.
O WCZESNYCH WRAŻENIACH NA UMYSŁ
DO DOKTORA M A T H E R Z BOSTONU.
Szanowny doktorze — O debrałem ła s k a wy twóy list z wybornem i dla ludu ziedno.
czonych stanów ra d a m i; czytałem ie z ro- skoszą, i za rę c z a m , że ściśle w ykonanem i będą. Podobne pisma, choćby przez wiele głów oboiętnie przeszły, i tylko n a iedne'y z p o m iędzy stu głębokie ucz y n iły wrażenie, iuz wielkie przyniosą korzyści.
P ozw ól mi m a ł y przytoczyć przykłady k t ó r y acz się dotyczę moiey osoby, nie bę
dzie dla ciebie bez interesu. K iedym b y ł
40 ź r c i e
ieszcze dzieckiem, wpadła mi w ręce książ
ka, napisana podobno przez twego oyca , pod tytułem » Sposób czynienia dobrze**
Pierwszy właściciel t a k mało przywiązywał do niey wartości, że kilka k a r t b y ło w ydar
tych; reszta iednak uczyniła na mnie wra
żenie, które m iało w pływ na całe moie ży
cie. Odtąd człowiek dobroczynny b y ł w oczach moich naydoskonalszym, nie b y ł mi droższym żaden inny rod/.ay sławy; i ieże- li sam byłem obywatelem użytecznym , w in na to publiczność' owe'y książce*
Mówisz, że masz lat siedmdziesiąt ośm , ia mam siedmdziesiąt dziewięć. Zestarzeli
śmy się obadwa. Iuz u p ły w a lat sześdzie- s i ą t , iak opuściłem B o s to n ; ale pamiętam dobrze twoiego oyca i dziada. Bywałem na ich kazaniach, i w ich domu. Widzia
łe m oyca twego po raz ostatni w początku ro k u 1724, odwiedziłem go po moie'y pier
w s z e j podróży do Pensylwanii, P rz y i m o
wa! mnie w bibliotece, a gdym o d c h o d z ił, 4*
BEN IA M IN A FR A N K L IN A . 4 l
p o k a z a ł mi krótszą drogę, przez wązkie ja
kieś przeyście pod niską belką. S z e d ł za m ną ro zm aw iając; kiedy niekiedy obraca
łem się k u n i e m u , a w tem k rz y k n ą ł na mnie: Schyl się, schyl się! niezrozumiałem przestrogi i uderzyłem głow ą o belkę. B y ł to człowiek co nieopuszczał nigdy sposo
bności dawania r a d y , rz e k ł więc zaraz do mnie. )>Iesteś m ło d y , masz świat przed, so-
» b ą , schylay głowę gdzie potrzeba, a uni-
» kniesz wielu nieszczęść.« T a rada p rz e szła do mego serca, i często była mi u ż y t e c z n ą — zawsze ona przychodzi m i n a p a mięć, kiedy widzę u pokorz oną dumę i n ie szczęścia spadłe na tych , co trzym a ją g ło
wę za wysoko.
Bardzo bym sobie życzył odwiedzić miey- sce mego Urodzenia, i m iałem dawniey na- dzieię, że tam moie kości położę. O puści
łe m ie ro k u 1723, odwiedziłem 1733, 1743, 1753, i 1763; w ro k u 1773 b y łe m w Anglii.
W ro k u 1775 widziałem ie zd a le k a, ale p rz y
4 2 Z Y C I E
stąpić nie m ogłem , gdyż b yło w ręku nie
przyjaciela, Chciałem bydź w roku 1783 , ale nie mogłem otrzym ać uwolnienia od swoich obowiązków; iuz podobno nieuzyię tego szczęścia. Moie iednak dla lube'y oy- czyzny życzenia są naygorętsze, » esto per- petua.K Obdarzona iest naypięknieyszą kon-
s t y t u c y ą ; oby ią zachowała na wieki!
P otężne tuteysze p a ń s tw o , ciągle tchnie duchem przyiaźni ku zjednoczonym stanom.
T a przyjaźń iest dla nas naywiększe'y wagi, powinniśmy ią umieć cenić. Anglia niestra- wiła ieszcze Utraty swoiey władzy n ad n a mi ; i dotąd cieszy się nadzieją ie'y odzy
skania. P rzypa dki mogą powiększyć tę na- dzieię , i ośmielić niebezpieczne zamachy.
Zerwanie stosunków z F ra n c y ą , zachęciło
b y Anglią do napadu , a w aasaey oyczy- znie są ieszcze dzikie zwierzęta , co usiłuią osłabić tę stosunki.
Zachowaymy dobrą sławę, przez wypeł
nianie przyjętych zobowiązań; kre d y t przez
BEN IA M IN A F R A N K L IN A 43
44. Z Y C I E
dotrzym ywanie umów,* a przyjaciół przez czułość i wdzięczność; przewidzieć bowiem nie możem y , Jak prędko potrzebować ich będziemy. Mam zaszczyt zostać i t. d.
P a ssy 12 M a ia 1784,
B, FRANKLIN.
P ISZCZA ŁKA
P a ssy 10 L u te g o 1779.
W zeszłą środę, i sobotę odebrałem dwa listy od szacowne'y przyjaciółki (1). Dziś Znowu środa. Niezasłuzyłem na ostatni, bom ieszcze nieodpowiedział na pierwszy, lak^
kolwiek iestem ociężały i nieskory do pi- sanJa , boiaźń Jednak abyś mnie niepozba*.
wiła przyiem nych twoich listów , każe mi wziąśe pióro do ręki. Ponieważ P a n B dał mi uroczyste słowo, ze dopiero Jutro odie- dzie , i pozbawi się dzisieyśżego. wieczora
ę t } List ten był pisany do iedney ż kievvnych, a tiie do siostrzeńca iak dawniey utrzymywano.
przyiemności dzielenia twego towarzystwa, zasiadłem by myśleć o tobie, pisać do cie
b i e , i odczytywać po tysiąc ra z y twoie listy, Tw óy opis r a i u , i zamiar przeniesienia się do n ie g o , zadow olniły mnie niezmier*
nie, i zgadzam się z t o b ą , iż nim to nastą*
pi winniśmy ile możności korzystać ześwia*
ta. W molem przekonaniu używalibyśmy w ięc ej d o b r e g o , i cierpieli m n i e j z ł e g o , gdybyśm y się za nadto nieubiegali za p i szcza łka m i , większa część bowiem Judzi winna iest swoie nieszczęścia t e j lekkom y
ślności.
Zapytasz m i’się, co przez to ro z u m ie m ? Ponieważ lubisz powieści , więc mi wyba
czysz, że ci iedną o sobie napiszę.
Kiedym b y ł ieszcze dzieckiem w siódmym roku, moi przyiaciele w pewne święto, za
pełnili mi kieszenie groszakami. Pobiegłem zaraz do sklepu gdzie przedawano zabaw
ki dla dzieci; zachwycił’ mnie głos piszczał
ki, k tó rą postrzegłem w rę k u iakiegoś chłop
b e m am i n a f r a n k l i n a. 4 5
ca; dałem m u za nią wszystko co miałem.
Uradowany ty m cackiem powróciłem do domu i gwizdałem po wszystkich izbach n ap rzykrz ając się c a ł e j rodzinie. Bracia , siostry, i krewni dowiedziawszy się co da
łem za piszczałkę, powiedzieli zem zapła
cił cztery ra zy w ię c e j niż b y ła warta. To m nie n aprow adziło na myśl, iak wiele mó
g łb y m dobrych rzeczy nakupić za resztę pieniędzy. Śmieli się ze m nie tak bardz®, ze zacząłem płakać z c a ł e j siły, a piszczał
ka sprawiła mi w ięcej zmartwienia niż p rz y jemności.
P o d o b n e wrażenie ta k mi mocno u tk w i
ło w pamięci, iż ilekroć r a z y ciągnęła mnie p ó ź n i e j ochota kupić rzecz niepotrzebną , m awiałem do siebie cicho , >* N ie p ła ć d ro - ęo z a p iszc za łk ę ^ i oszczędzałem sobie p ie niędzy.
K ied y m p o d ro sł, wyszedł na św iat, i uwa-
&ał czynności lu d z k i e , poznałem wielu co p ła c ili drogo za piszczałkę*
4 6 Z Y C I E
Kiedym postrzegł chciwego ła s k d w o ru , wycierającego przedpokoie p a ń s k ie , i trw o niącego w nich swóy czas, swoię spokoy- ność, wolność, c n o tę , a naw et p rzyiaciół, mówiłem sobie ten człow iek za drogo p ła c i za p iszcza łkę.
Kiedym zoczył człowieka dręczonego żą
dzą miłości u ludu, ustawicznie zaiętego po- litycznemi i n t r y g a m i , a zaniedbuiącego, i niszczącego w łasne interesa.» T en , mówi-
» łem , drogo p ła c i z a piszczałkam i
Kiedym p o z n a ł s k ą p c a , zrzekaiącego się wszelkich przyiemności życia, roskoszy czy
nienia drugim dobrze, szacunku w spółoby
wateli 1 uciech m iłe y przyiaźni; a zaiętego żądzą zbierania bogactw, nhiedaku, mawia-
» łem , z a drogo p ła c is z za sw oią p iszc za ł-
» &g,«
Kiedym spotkał człowieka oddanego za
baw om , co poświęca chwalebne ukształca- nie um ysłu, i polepszanie bytu , samym u- eiechom cielesnym , a w ubieganiu się za
BEN] a m i n a f r a n k l i n a . 4 7
niemi nadw eręża z d r o w i e : Z a w ie d zio n y
» człow ieku, mówiłem, kupuiesz sobie tro-
» s/ci za m ia st u ciech: za drogo p ła c is z za
» swoią p is z c z a łk ę ,«
K iedym postrzegł zakochanego w stro
jach, w piękne ubranego suknie, posiadaią- eego piękny d o m , piękne s p rz ę ty , piękne p o iazd y ; a wszystko nad możność swego muiątku, k tó ry obciąża d łu g a m i, i kończy swóy zawód w więzieniu, » N ie s te ty ! we-
» stchnąłem, ten p ła c i d r o g o , p raw dziw ie 9 drogo za swoią p iszczałkę,u
Kiedy mi się zdarzy widzieć skromną, do b r ą i piękną panien k ę , co ma męża dziwa
k a i grubiianina : Co za nieszczęście, m ó wię, se ta k drogo z a p ła c iła za p iszc za łk ę .«
Iedne'm słowem przekonałem się, że wię
ksza część nieszczęść ludzkości, iest skutkiem b r a k u poznania wartości rzeczy , i za d ro giego kupowania piszczałek.
Przecież powinienem mieć litość n a d ty- Ijłi nieszczęśliwemi iądźm i, bo pomimo ca*
łey mądrości k tórą się s zc zy cę, są i dla mnie na święcie rzeczy, niezwyciężony p o ciąg maiące, n a p r z y k ła d iablka króla Jana.
Szczęściem, ze ich teraz n ie p rz e d a ią , bo g d yby ie puszczono na a u k c y ą , o ddałbym za nie cały może m a ią te k , i ieszczebym ra&
za drogo k u p ił piszczałkę.
Bądź z d r ó w 1 naydroższy p rzyiacielu, i
■wierz ze iestem zawsze tw óy nayszczerszy i nayprzywiązańszy.
B. FRANKLIN.
PK O Z B A L E W Ę Y R Ę K J
D O P R Z E Ł O Ż O N Y C H W AD W Y C H O W A N IE M M Ł O D Z IE Ż Y ,
Uciekam się do wszystkich p rz y ja c ió łm ło dzieży, zaklinam ich aby zwrócili litościwe oko na móy los nieszczęśliwy, i zniszczyli przesądy iakicłt iestem ofiarą.
Iest nas dwoie b liź n i ą t ; między okiem a okiem człowieka nie masz większego p o d o bieństw a, ani wzaiemnieysze'y s k ł o n n o ś c i ,
'ło m I I . 5
BENIAM INA" F R A N K L IN A . 4 9
iak między .mną a moią siostrą; stronność tylko rodziców zaprowadza m iędzy nami krzyw dzącą różnicę. Od dzieciństwa kaza
no m i uważać siostrę iako istotę wyższego urodzenia. Niczego nieszczędzono na ie'y wychowanie, ia zaś rosłam bez naymniey- szey nauki. Dla n i e j sprowadzono nauczy
cieli do pisania, grania, rysunków; mnie ła*
iano n iem iłosie rnie, kiedym się dotknęła ołów ka, pióra, lub igły; nieraz naw et od
bierałam plagi za boiazliwość lub niezgra- bność. P r a w d a , że mnie niekiedy siostra p rz ybie ra do swego tow arzystw a, ale za
wsze stara się bydź pierw szą, używa mnie iedynie z p otrze by, i każe chodzić za sobą.
N ie sądźcie panow ie, ze moią skargą po- woduie tylko sama próżność — bynay m n ie j, móy żal m a przyczynę daleko ważniejszą.
Przeznaczone iesteśmy pbiedwi.e w n a s z e j rodzinie, pracować na i e j utrzym anie, le
żeli więc siostra m o i a , która (iak t u w y
znać muszę) pod leg ła iest podagrze, roma»
50 Z Y C I E
tyam om , kurczowi, i innym dolegliwościom, popadnie kiedy w słabość , pytam s i ę , iaki będzie los naszey rodziny ? Czyliż nie bę
dą ża łow ać, że tak wielką czynili i'óżnicę między siostrami maiącemi między so b ą ty - le podobieństwa ? Niestety! zginiem y z n ę dzy. Ja nie będę w stanie napisać naw et p ro - źby o wsparcie, bo i do ńinieysze’y cudze'y u ż y ła m ręki.
Chcieycie więc panowie, wystawić rodzi
com m o im , niesłuszność wyłącznego p r z y wiązania, i p otrzebę dzielenia swoiey mi
łości między wszystkie zarówno dzieci.
Iestem zgłębokiem uszanowaniem wasza u- niżona sługa.
b e n i a m n a f r a n k l i n a. 5 1
NOGA Mo$TA, i KRZYWA.
Dw a są na świecie rodzaie ludzi, ieden za
wsze szczęśliwy, drugi zawsze nieszczęśli
w y , chociaż obadwa ró w n y maią udział’
z d r o w i a , b o g a c tw , i innych przyiemności
w życiu. Pochodzi to z odm iennego u w a żania rz ecz y , ludzi i w y p a d k ó w , i z od
m iennych ztąd w rażeń na ich umyśle, W k a ż d e m położeniu ludzi są przyiem no- ści i p rz y k ro ś c i; w każdem towarzystwie są rozm ow y z a b a w n e , i m n i e j z a b aw n e ;p rzy każdym stole są po traw y i tru n k i sm acz n e, lu b m n i e j smaczne; l e p i e j lu b g o r z e j przy- p ra w n e ; w każdym klimacie piękna i zła p o g o d a ; pod każdym rządem dobre i złe prawa, ścisłe l u b nie ścisłe ich w yk o n y w a
nie; w każdem poemacie lub dziele g eniu
szu piękności i błędy ; w k a ż d e j nakoniec tw arzy piękne lub szpetne r y s y , w k a ż d e j osobie dobre i złe p rzym ioty.
T e okoliczności rozmaicie działaią na k a ż d y z dwóch powyższych rodzaiów l u dzi. Szczęśliwi widzą zawsze przyiem no- ści w rzeczach , rozryw kę w ro z m o w ie , p o traw y sm aczne, wina d o b r e , pogodę pię.
k n ą i t. d. i używ aią wszystkiego wesoło.
Nieszczęśliwi widzą wszystko przeciwnie.
5 2 ż y c i e
V
Z tą d niekontenci z siebie sam ych, psuią czarnemi swemi uwagi rozrywki towarzystw, obrazaią wiele 0sób, i staią gig dla wszyst
kich nieznośnemu G dyby stan podo b n y ich um ysłu p o ch o d z ił z n a t u r y , bylib y prawdziwie godni politowania. Ze iednak skłonność do n a g a n y , i do nieukontento- wania iest pospolicie skutkiem złego przy
k ład u , i nieznacznie zamienia się w n ałó g , uleczyć więc ią można jakkolwiek iest za
korzeniony, byleby ci Co ie'y ulęgani p o tra fili uczuć, iak wiele szkodzi ich szczęścili.
Mam nadzieię, że ta m ała przestroga nie będzie im bez k o rz y śc i, Ie ich fskłoni do porzucenia n a ł o g u , k t ó r y , acz iest tworem i j wyobraźni > ważny przecież ma w pływ
na
ich życie, bo iest przyczyną Z gryzot, i prawdziwych nieszczęść. W ielu się ich dzi
kością o b ra z a , i n i k t ich nielubL K ażdy im okazuie zimną tylko grzeczność, a cza*
sem nieokażule zadtley; ztąd nieukdntento^
w a n i e * zwaśnienia, i kłótnie. Ie.śli się 5*
B ENIAM INA F R A N K L IN A . 5 3
raią o laką godność, lub korzystny interes >
n i k t im d o b rz e n ie zyczy, n i k t za niemi k r o k u nie z r o b i , n i k t słowa nie powie. Ieśli ich publiczność obmawia, lub p o tę p ia , n ik t ich nie b r o n i , wielu się nawet łączy a b y im więcey d o k u c z y ć , i okryć powszechną pogardą. Ieśli więc nieodmienią swego na- ł o g u , ieśli nie będą znaydować u p o d o b a nia w te m co się prawdziwie p o d o b a , ieśli nieprzestaną się k w a sić , aby kwasić innych, niech każdy ich u nika ; stosunki z podo- bnem i ludźmi zawsze narazaią na nieprzy- iem ność, zwłaszcza kiedy mimowolnie m u . siemy się mięszać w ich kłótnie,
Ieden m ó y stary przyiaciel filozof, z do
świadczenia bardzo b y ł wte'y mierze ostro
ż n y , i troskliwie u n ik a ł związków z p o d o - bnem i ludźni. Posiadał on iak wszyrscy in ni filozofowie t e r m o m e t r , aby wiedzieć stopień ciepła pow ietrza , i b a r o m e t r , aby wiedzieć o dobre'y lub złe'y p o g o d z ie ; że zaś niewynaleziono ieszcze narzęd z ia , k tó-
54 I y c i e
re b y za pierwszym rz ute m oka odkryw ało owe kwaśne skłonności w osobie; używał
•więc na ten cel swoich n ó g , z których ie- dna by ła piękną i p r o s t ą , d r u g a , przez, nieszczęśliwy przypadek sku rc zo n ą, i k r z y
wą.
Ieśli kto % obcych wrecey p a trz a ł na no*
gę krzyw ą niżeli na prostą, w p a d a ł £zaraz u niego w podeyrzenie. A ieśli zaczął m ó
wić o szpetne'y n o d z e , i zapominać o pię
li ney , iuz móy filozof p rz e ry w a ł wszelkie z nim związki.
Nie każdy posiada ów dw unożny baro- m e tr; ale każdy przyłożyw szy cokolwiek uwagi, może postrzedz o z n a k i, owe'y nie- znośney skłonności co -we wszystkim upa- tru ie b ł ę d y ; może zatem zerwać wszelką z.naiomość z zapowietrzonemu Radzę więc ty m p o ch m u rn y m , kłótliw ym wszystko ga
niącym i nieszczęśliwym ludziom , aby ni
gdy nie patrzyli na krzywą n o g ę , ieśli chcą
B EN IA M IN A F R A N K L IN A . 5 5